Profil użytkownika

Wciąż żyję!

 

Jeżeli masz do mnie jakąś sprawę – śmiało pisz prywatną wiadomość.


komentarze: 2679, w dziale opowiadań: 2212, opowiadania: 870

Ostatnie sto komentarzy

Hej, hej,

 

Wygląda trochę jak kolejny eksperyment z AI “wygeneruj oblężenie” ;)

Jak wspomniane bylo wyżej – nic tutaj się nie dzieje: tłuką się, biegają, gwałcą, ale fabularnie są to losy niepowiązanych ze sobą randomowych postaci. Nie ma też żadnego tła społecznego, geograficznego, jakiegokolwiek – dlaczego Erdanie atakują, czy Weldom jest częścią jakiegoś Królestwa, gdzie są granice tego Królestwa czy państwa Erdan (czy Weldom jest miejsowością przygraniczną, czy wojska królewskie nie powinny stacjonować w Weldonie?).

Magia jest strasznie biedna – wyciąganie ręki i usypianie wrogów. “Mroczny generał”, czy usypiająca dzieci niańka? NIe wspominając o tym, że ci “generałowie” przypominają Nazgule od Tolkiena.

 

I na koniec wisieńka na tym torcie, który mi osobiscie bardzo nie smakował: jeden z dowódców nazywa się Fuhrer. Kurtyna!

 

PS.

Opowiadanie przeszło gruntowną redakcję, która niestety nie wyłapała wszystkich błędów.

Ja inaczej rozumiem “gruntowną redakcję” ;)

 

Jeszcze kilka dziwnych zdań i konstrukcji:

 

Po kilku minutach dojechał do wschodniej części palisady. Zebrała się już przy niej duża grupka hałaśliwych osobników najróżniejszego pokroju. Tłoczyli się oni wokół wartownika, oddzielającego ich od drzwi.

– Nie ma przejścia! – mówił strażnik do cisnących się ludzi. – Kto wyjdzie, tego zabiją Erdanie.

– Jak zostaniemy, to tym bardziej nas zarżną! – zawołał w odpowiedzi ktoś z tłumu. – A poza tym, tam nie ma nikogo. Dlaczego zabraniacie nam, panie, uciekać przed śmiercią na wolność?

– W krzakach na pewno kryją się złoczyńcy, nieuku! – odkrzyknął drugi żołnierz. – Taki mamy rozkaz i będziemy się go trzymać!

Uciekać przed śmiercią na wolność?

Złoczyńcy?

Gdy poślubiła go pięć lat temu, sądziła, że nic ich nie rozerwie, że jak w bajkach będą żyli szczęśliwie do końca.

Rozerwią się na strzępy? ;)

Kobiety i dzieci poszły na piętra, by nie poginąć w walkach mających rozegrać się na parterach.

Będą rozgrywać partię szachów?

 

Edit – jeszcze dwa słowa ode mnie.

 

Wybacz złośliwości, było to dla mnie nieco frustrujące doświadczenie.

Tekst jest wg mnie niepoprawiony, nieoszlifowany nawet w niewielkim stopniu. Być może w całości lub w części został wygenerowany przez AI. Myślę, że powinieneś popracować nad jakością – zarówno pomysłu jak i wykonania, no cóż… powiedzieć, że pozostawiają wiele do życzenia, to bardzo łagodne określenie.

Uważam, że przydałoby się włożyć dużo więcej pracy przed wypuszczeniem tekstu na świat.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Cześć,

 

Nie przemówiło do mnie – i piszę to z pełną odpowiedzialnością, bo widzę, że niektórzy chwalą i ogólnie tekst się podoba, a ja walczyłem z nim, kompletnie się gubiąc i nie odnajdując sensu. Nie znalazłem tutaj fabuły, ciekawej historii, raczej poetycki opis postaci i relacji między nimi. A fantastyka? Hm… Czy tekst zdałby egzamin brzytwy Lema? 

 

Kilka dodatkowych uwag i bezpośrednich odniesień:

cieplała spojrzenie szarych oczach Maksa.

 

Wyżej już wskazała ten błąd Reg. Jest to spory zgrzyt już w pierwszym zdaniu, aż nie chce się czytać dalej :(

 

wręcz do bolesnej suchości znaczenie jego istoty.

Czym jest bolesna suchość istoty? Moja dusza chyba za mało poetycka :(

 

Bez względu na rangę oraz charakter okoliczności, nieważne z kim rozmawiając, a raczej kogo słuchając, bo Maks mówił niewiele, na przemian to gubił, a właściwie porzucał uwagę, uciekając na znane tylko sobie rubieże deliberacji, to ogniskował ją na rozmówcy z onieśmielającą intensywnością; soczewka skupiająca światło poznania w równym stopniu co zawstydzała, irytowała – pod spojrzeniem Maksa człowiek czuł się jak w reflektorze na scenie przedstawienia granego w nieznanym języku.

Za trudne dla mnie :/

 

Pozostała w Albercie bowiem ta dziecięca ciekawość, ten niedyskryminujący zachwyt nad wszystkim dookoła, od cudownie zimnego loda na patyku aż po pulchny księżyc, srebrzystością kontrastujący z nocnym niebem.

Kim jest Albert?

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hej,

 

nie jest to złe, historia weszła gładko, może też z uwagi na swoją krótkość.

 

Jak poprzednikom – trochę przeszkadzała mi ta relacja wtłoczona w usta policjanta. Może lepiej zagrałoby znalezienie samego dziennika, a może relacja policjanta powinna być relacją ze śledztwa, a nie wszechwiedzącą narracją? Wg mnie dobrze byłoby wpleść do historii jakąś tajemnicę, żeby nie wszystko bylo podane jak na tacy – bo tak to wygląda na ten moment, wiemy dobrze, że roślina jest zła i będzie się domagała kolejnych ofiar (ziew).

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hej, hej,

 

ta historia bardzo przypomina mi film Source code (Kod nieśmiertelności). Jest jednak prostsza i skupia w całości na bohaterze, co wg mnie jest fabularnym błędem. Mnie jako czytelnika nie obchodzi życie bohatera, bo dlaczego miałoby mnie obchodzić? Nie znam Toma, nie lubię go, nie podziwiam, nie współczuję.

W Source code bohater ratował świat, zapobiegał katastrofie i… zakochał się. To były prawdziwe, emocjonujące i przykuwające uwagę czytelnika zdarzenia, a to, że po wypadky był ledwie działającym mózgiem stanowiło ledwie fabularne tło, spoiwo dla tych wszystkich fantastycznych wydarzeń. I tak, wg mnie, powinno się budować opowieść.

 

Jeszcze kilka odniesień:

 

Jestem w niebycie, lecz ciągle istnieję. Pomimo, iż powinienem umrzeć, nadal tkwię w ciele.

Rym się stworzył.

 

To niemożliwe. Odbieram fotony. Światło. Ja WIDZĘ. To jest piękne. Cudownych kształtów urządzenia nieznanego mi przeznaczenia.

Nagromadzenie ktrótkich zdań. I moim zdaniem niezrozumiała ta konstrukcja – “cudownych kształtów urządzenia”.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hej,

 

nawet fajnie się czytało, ciekawa mieszanka, komunizmu z… sam nie wiem czym, kosmicznej hodowli?

 

Podobnie jak Adam, nie jestem pewien celu dla którego ludzkość jest hodowana i dlaczego jest pozbawiana określonych cech – np. rozmnażania. Ogólnie fabułę dla mnie spowija mroczny cień, rzucany przez wyższą cywilizację, nie bardzo rozumiem kim są i jakie są ich cele. Przez to historia jest dla mnie niezrozumiała.

Co do szczegółów technicznych – mam wrażenie, że rozwiązania nie są do końca przemyślane, trochę “wszczepów” rodem z cyberpunka, opórcz tego kombinezony regulujące temperaturę, no i sam system społeczny, gdzie wszystko jest za darmo – trochę to naciągane, w mojej opinii :

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hej, hej,

 

Nie wiem, czy jestem fanem Obcego, ale oglądałem kilka filmów, włączając też filmy w rodzaju Alien vs predator. Grałem też w grę Alien vs predator (nie wiem czy jest się czym chlubić ;))

Wydaje mi się, że w tych historiach chodzi o strach, o mrok i niepewność. Nie znajduję w twojej fabule tych elementów. Chyba również każdy, kto choć trochę zna tę serię wie, co oznacza, kiedy obcy obwąchuje bohatera i pozwala my odejść. A jeżeli chodzi o androida, to jego zdrada również nie jest nowością – chyba już w pierwszej części był podobny motyw. Kolejny zatem zarzut – brak oryginalności. jakiejś wartości dodanej. Z drugiej strony – mało czytam takich “fanfikowych” historii, więc może jestem za dużym marudą i tak się je po prostu pisze…

Na plus powiem – że czytało się fajnie, sposób prowadzenia narracji atrakcyjny i z pomysłem. Więc to, co zwykle kuleje w takich historiach, masz opanowane :) Wystarczy jakiś zgrabny pomysł i masz mnie kupionego.

 

I jeszcze pierdoła:

Łysielec nie wiedział, co było bardziej przerażające, obcy, rozczłonkowanie Billa czy to kim, a raczej czym się okazał. 

[…]

Potwór zbliżył pysk do ust mechanika na odległość kilku centymetrów. Paszcza, ociekająca organicznym kisielem, się otworzyła.

Mi ten “łysielec” oraz “kisiel” psują klimat :) Chyba nie można się bać kisielu, prawda?

 

Pozdrawiam!

 

Che mi sento di morir

Hej, hej,

 

historia mocno oklepana, pełna dziur fabularnych. Wg mnie warto byłoby popracować nad spójnością świata przedstawionego przed przystąpieniem do pisania powieści:

 

– jak wygląda szkolenie kadetów, jakie są wytyczne i uprawnienia? Dlaczego kadeci sami (dwie osoby) znajdują się na statku zamiast mieć mieszaną załogę (ze starszymi oficerami)?

– jak wygląd łańcuch dowodzenia oraz odpowiedzialność – czy bazą zarządza wojsko czy jest to służba cywilna? (to może mieć konsekwencje np. niewykonanie rozkazu albo niewykonanie polecenia służbowego)

– jak działają statki i baza transportowa pod kątem technicznym? W tej historii – zwłaszcza napęd i silniki, ogólenie – dlaczego na statku wystarczą dwie osoby do obsługii? Jak wygląda nawigowanie pomiędzy sektorami, jakie są rodzaje statków i dane techniczne (rozmiar, napęd, itd.).

 

Wg mnie jeszcze sporo pracy przed Tobą, jeśli chcesz napisać powieść s-f. Zachęcam do rozwijania się w kirunku opowiadań, żeby stopniowo wnikać w ten świat :)

 

Jeszcze kilka konkretnych odniesień do tekstu:

 

Wlepił wzrok w sufit i rozmyślał. Jeszcze jedenaście tygodni – powtarzał w myślach. Jedenaście tygodni stażu i zaczną mnie nazywać astronautą. Jedenaście tygodni. Cholera, nie wiem, czy wytrzymam do końca tego tygodnia. Jestem już gotowy. Dajcie mi szansę, a udowodnię to! – emocje wezbrały na sile w kadecie. Wierzył w to, że wie, co mówi. Po chwili uśmiechnął się na myśl o wszystkich docinkach kierowanych pod jego adresem przez starszych kolegów z bazy – „Astronauta na ćwierć etatu” i „Nieopierzony żółtodziób” należały do jego ulubionych. Zastygł w bezruchu. Z każdą kolejną chwilą jego powieki robiły się coraz cięższe. Kiedy poczuł, że powoli zasypia, usłyszał w słuchawce głos Jonesa – zarządcy odlotów:

– „Griffin 104”. Odbiór.

Hall ocknął się i nadstawił uszu.

Szybkie przejście od emocji do usypiania. Ktoś w kim wezbrały emocje raczej tak szybko by nie usnął, przydałoby się jakoś wyciszyć bohatera.

 

 

Pomimo tego, że skafander krępował jego ruchy, zrobił to sprawnie i nadzwyczaj szybko

Przebywają wewnątrz statku w skafandrach? Dlaczego?

 

 

Street wybuchnął śmiechem i bez zawahania skomentował słowa kolegi:

– Zimny prysznic musi zaczekać, wszelkiego rodzaju alkohole, jak sam wiesz, są zabronione do czasu zakończenia stażu, a o tej gwieździe filmowej lepiej od razu zapomnij. To nie twoja liga brachu.

– Dzięki za sprowadzenie mnie na Ziemię i to z prędkością światła.

– Nie ma za co. W sumie zimny prysznic masz już za sobą – Street uśmiechnął się, mówiąc to. Dodał: – Alice Flower… Trochę cię poniosło, Hall. Tylko czemu ona? Wiesz przecież, że nawet gdybyście się spotkali, to ona prawdopodobnie nawet by na ciebie nie spojrzała. Ją interesują bardziej „przyziemni ludzie”.

– Co tu dużo mówić. Od tego są przecież marzenia. Ja mam właśnie takie – stwierdził James.

– Marzenia mówisz – Street pokręcił nosem.

– Sami zawieszamy sobie poprzeczkę – kontynuował Hall. – A kiedy się nie spełniają, to znaczy wtedy kiedy nam się nie udaje, mówimy, że przecież to było tylko marzenie. Moim największym marzeniem teraz jest Alice Flower.

– Myślę, że marzenia się spełniają, tylko trzeba wybierać rozsądnie to, o czym się marzy.

– Czy to oby nie jest aluzja do sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy? Czyżbyś powoli żałował tego, że tutaj jesteś?

Street wybuchnął śmiechem i powiedział:

– Niczego nie żałuję. To było przemyślane.

Pan Street wydaje się mieć tendencję do wybuchania śmiechem. Czy jest to zawsze uzasadnione?

No i swoją drogą jest to jednak powtórzenie, wiem, że dość daleko od siebie, ale pewnie można by to zastąpić jakimś “radosnym rechotem” czy innymi synonimami. Ale serio, zastanów się czy to nie jest jednak dziwne, że on tyle się śmieje – bo dla mnie jest ;)

 

– Uwaga. Do wszystkich pilotów-astronautów! Dwie minuty temu w „Sektorze 5A-43-12” doszło do kolizji transportera „Titan” z chmurą meteorytów. Wskutek tego jego silnik uległ awarii. Niewykluczone, że dojdzie do eksplozji. Na pokładzie znajduje się sto dwadzieścia osób. Wiemy, że już rozpoczęto ewakuację. Lećcie tam w celu sprowadzenia tych ludzi bezpiecznie. Zachowajcie szczególną ostrożność. Powtarzam…

Dwie minuty to wg mnie za wcześnie. Trzeba dać chwilę – ktoś musi oszacować szkody, kapitan musi podjąć decyzję o ewakuacji. Chyba, że wdrożony jest jakiś automatyczny system raportowania tego rodzaju kolizji do centrum dowodzenia – ale wtedy wypadłoby o tym wspomnieć.

Po kolizji z meteorytami rzekłbym, że prędzej kadłub by się rozszczelnił niż silnik uległ awarii. Ewentualnie jakaś usterka systemu napędowego, ale nie samego silnika – który powinien być ulokowany głębiej. Zresztą pytanie co napędza statki kosmiczne, jeśli energia atomowa, no to już w ogóle “silnik” powinien być pancerny ;)

 

– Chwileczkę panowie, nie macie uprawnień – stanowczym głosem przemówił Jones. – Nie pozwolę wam wystartować!

Jakie trzeba mieć uprawnienia, do czego konkretnie? Dlaczego nie mieli uprawnień? Po co siedzieli na statku, jeśli nie mieli uprawnień do startu?

 

Była to reakcja na widok kubeczka unoszącego się bezwładnie po pokładzie oraz jego dotychczasowej zawartości, czyli wody, która rozszczepiła się na tysiące lśniących kropelek, rozpraszających Halla. Ciecz, choć już nieprzypominająca płynnej masy, zajmowała coraz większą powierzchnię wnętrza statku. Na szczęście wszystko na pokładzie zostało dokładnie uszczelnione i izolowane, także nie było obaw przed zwarciem instalacji elektrycznych czy tym podobnych wypadków, jednak łuna połyskujących drobinek przed oczyma pilota znacznie ograniczała jego pole widzenia. Hall ruszył lewą ręką, prawą pozostawiwszy wciąż na sterze i odgarnął przeszkodę sprzed twarzy. Kryształki odbiły się od rękawa jego śnieżnobiałego kombinezonu i podryfowały w stronę rufy. Ponownym ruchem przegnał na tyły kokpitu resztę lewitującej cieczy. Odzyskał doskonałą widoczność.

Czy woda na pewno zachowałaby się w ten sposób? Łuna połyskujących drobinek? Kryształki? W jakich warunkach fizycznych?

 

Widziany z góry, mógłby sprawiać wrażenie, jakby ciągle spadał i za chwilę miał runąć o jakieś podłoże. W próżni jednak było to nierealne – tam nie było podłoża.

Runąć o podłoże? W ogóle ten opis bardzo niefortunny, wg mnie za bardzo przypomina awarię samolotu.

 

Lewy silnik Titana bez jakiegokolwiek dźwięku eksplodował, rozsypując w przestrzeń kilkadziesiąt ton rozerwanego żelastwa. Ogień towarzyszący eksplozji przeniósł się do wnętrza statku.

Ogień w próżni? Nie ;)

 

Hall był głuchy na argumenty Streeta. Przemówił:

– Wiem, że nie mogę tego zrobić, ale nie mam zamiaru żyć ze świadomością, że mogłem komuś pomóc, ale tego nie zrobiłem. Będąc pilotem, jeszcze nie raz mogę znajdywać się w takiej sytuacji. Nie mogę na samym początku podjąć błędnej decyzji, bo nie będę mógł z czystym sumieniem wykonywać tego zawodu.

Powinni zaraportować o sytuacji do bazy i wkroczyć do akcji. Podejrzewam, że nikt nie zaprotestowałby wiedząc, że życie ludzkie jest zagrożone. Nawet jeśli czynili to wbrew rozkazom i tak powinni zaraportować, że wkraczają do akcji ratunkowej, brak takiego raportu naraża na niebezpieczeństwo inne statki.

 

Początkowo dyrektor Orbitalnej Bazy Transportowej zamierzał wyrzucić młodzieńców ze stażu za jakby nie patrzeć, niewykonanie rozkazu. Ci jednak mieli niebywałego farta, ponieważ wśród ocalałych znalazł się prezes pewnej dużej firmy oraz kilka równie ważnych osób zajmujących się public relations. Ostatecznie stażystom skrócono staż do miesiąca.

Grubymi nićmi szyte, niestety.

 

Powodzenia!

Che mi sento di morir

Hej,

 

bardzo ciekawy pomysł – to połączenie najnowocześniejszych technologii, podróży między gwiezdnych z sielską wsią i orszakiem weselnym. Podoba mi się.

 

Lekko bym się przyczepił do niewykorzystanego potencjału postaci Gwiazdowida. Chyba można by coś więcej zrobić z tym bohaterem, miałem takie oczekiwanie, że Dorota okaże się przynajmniej jakąś niespełnioną miłością. Mam lekki niedosyt wink

 

Klikam bibliotekę, bo bezwzględnie się należy.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

A co my z MrB mamy powiedzieć? ;-)

Miałem na myśli zniechęcenie takim podejściem autora i porzuceniem jego twórczości wink

 

xD

być może w oczach wielu osób popełniam właśnie karygodny błąd, natomiast uważam, że faktyczna/prawdziwa nauka i jej prawa są podrzędne w stosunku do tego, co i jak chcę napisać. Miejscami to dość oczywiste (np. w przypadku duchów/nieumarłych/uczciwych polityków), miejscami mniej. Tu pomysł jest taki i w tym świecie takie sytuacje mają miejsce/są możliwe. Nie mam więcej do dodania :)

Przyznam, że troszeczkę Cię podpuszczam. Mimo wszystko podejście w stylu “nie interesuje mnie to, pasuje mi to do historii i basta” mnie osobiście nie przekonuje i kłóci się z moimi wartościami. Ale kopii kruszył o to nie będę laugh

Che mi sento di morir

“Tak się robi?”

Nie wiem i średnio mnie to zajmuje

Człowiek, zainteresuj się trochę, do cholery! W koncu to Ty o tym piszesz, nie my cool

MrBFinkla nie będą zawsze przy Tobie…

Che mi sento di morir

Pisz i publikuj! :) Powodzenia!

Che mi sento di morir

Cześć,

 

podpisuję się pod opinią Regulatorów, nie wiem co ta historia miała za ambicję przekazać, zgubiłem się w tym, niezrozumiałym dla mnie, świecie.

 

Dużo w szorcie jest zdań, które uważam za uproszczenia, wytrychy fabularne, które spajają historię na sznurki uzasadniając pewne zdarzenia, nie wyjaśniając czytelnikowi co się właściwie stało. Przykłady:

 

Ze względu na rozporządzenie biskupa do pomocy została przydzielona nam siostra zakonna.

Co to za rozporządzenie i kim są “my”?

 

Dopiero wtedy zacząłem zauważać w niej coś niezwykłego, jednak nie wiedziałem czym dokładnie jest to spowodowane.

Coś niezwykłego? Czyli co?

 

Wtedy zupełnie zatraciłem się w mojej posłudze, przykładając się z całych sił do wiernej służby Panu. 

Co konkretnie oznacza to “zatracenie”?

 

Ja nie rozumiem i nie akceptuję takiego budowania fabuły.

 

Pozdrawiam!

 

 

Che mi sento di morir

Hej, hej,

 

historia jest ciekawa, dobrze się ją czytało :) Te smaczki Ameryki wczesnych lat – strzelam, że gdzieś około ‘60-70 – przemawiają do mnie, fabularnie i językowo tekst się broni, podobają mi się np. pracownicy restauracji: twardy i poczciwy Bill i rozczarowana życiem Celeste, wykonawcy country, którzy prawie potrafili śpiewać.

Przychylę się do opinii Grzela, zgodnie z którą końcówka nieco rozczarowuje. Rozumiem, że jest to swego rodzaju wstep do czegoś większego, ale jako całość się nie broni, na ten moment uważam, że to rozbudowany fragment, z końcówką stanowiącą wstęp do dalszej historii.

Rozumiem też wątpliwości Reg, związane z występem magika, być może warto by lepiej zbudować tę otoczkę małomiasteczkowej elity, która czyni zarzut ze wszystkiego co nie mieści im się w głowie, albo nie wpasowuje się w ich ograniczony światipogląd (w tym kontekście wg mnie Winston mógłby rzeczywiście zostać wzięty za oszusta, “okłamującego” panienkę).

 

I jeszcze pierdoła na koniec:

Pulsujący ból głowy, suchość w ustach i gryząca woń alkoholu przypomniały mu, że nieszczęsny dzień zakończył w barze, a raczej miejscowej spelunie, gdzie alkohol sprzedawano po cenie niewiele większej niż w marketach.

Chłopak ma 18 lat, w Stanach alkohol sprzedaje się od 21 lat. Nie jestem pewien, czy dostałby tak łatwo alkohol w barze.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hej, hej,

 

niezła scenka, najpierw martwy kolega, tajemniczy mnisi, potem trochę się bohater potłukł z pająkiem. Czytało się to nienajgorzej, bo i też było raczej krótsze niż dłuższe. Jako wprawka, całkiem fajne. Zachęcam do rozwoju w kierunku pełnoprawnej historii ;)

 

Co do uwag:

– jako się rzekło wyżej jest pewne poplątanie myśli bohatera z narracją. Mi to w sumie jakoś baaardzo nie przeszkadzało.

– miałem problem z wyobrażeniem sobie pająka, tutaj jakiś wąż jak drąg, tutaj przyssawki – lekko się pogubiłem. Podobnie miejsce akcji – nie rozumiem dlaczego nagle podłoga uciekła bohaterowi spod nóg? Jak rozumiem to jest jakaś próba – ale nie wiem jaka i po co.

– IMHO trochę pomieszane uniwersa, bo obok mnichów, samurajów i ogólnie azjatyckich klimatów, wersy z Biblii „Ciemności się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną”. Psalm 23 Starego testamentu: “Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną”.

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia w dalszym pisaniu!

 

 

Che mi sento di morir

Hej,

 

fajne opowiadanko, historia absurdalna, ale nie pozbawiona elementów grozy dnia codziennego jak również pragnień i dążeń bliskim chyba każdemu z nas.

Podobało mi się :) Życzę powodzenia w konkursie.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Witam,

 

emocji tutaj jest dużo, ciekawie oddany nowoczesny świat z dwoma matkami, które czasem brane są za siostry.

Podoba mi się ten smutek, który rozlewa się jak choroba, którego nie da się wydłubać, nawet pozbywając się oczu i kanalików łzowych. Nawet po “wyleczeniu choroby”, smutek pozostaje. I to mi się podoba i za to dorzucam głos nominacyjny do piórka.

 

Z uwag – chyba jedynie krótkość tego tekstu, jak rozumiem doszło tutaj do walki z limitem.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Dzięki za odpowiedź.

 

IMHO byłaby z tego niezła powieść.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hej, hej,

 

bardzo porządne opowiadanie, przypomina mi historoie tworzone przez Pawła Huellego, Brunona Schulza czy Wiesława Myśliwskiego. Czasem ten styl trochę mnie razi, ale generalnie jest na duży plus i bardzo mi się podoba.

Całość bardzo mi przypomina powieść “Weiser Dawidek” Huellego. Podoba mi się to przenikanie historii, pomiędzy przeszłością a teraźniejszością, wspomnienia tej krainy lat dziecięcych, magii, która kształtuje ludzkie życie.

Mam w zasadzie “tylko” dwie poważne uwagi:

  1. Brakuje mi fabularnego domknięcia, czegoś co spięło by tę historię do przysłowiowej “kupy”. Bo tak w sumie o czym to jest? Co jest fabularnym korzeniem tego opowiadnia? Przydałby się jakiś wnioske na koniec, albo jakiś mocny twist – w rodzaju “Hulme zabijający rodziców Teodory, żeby zjawiła się na stacji”. Skoro czas nie ma dla niego znaczenia mógłby to zrobić, prawda?
  2. Statek obcych był dla mnie zbyt wielkim “kombo”, dwie zaawansowane wytwory technologiczne alienów, to nieco za dużo. No i samo odkrycie Nautiliusa – po prostu się napatoczył, rozbiła na Plutonie, na którym akurat pracowała bohaterka. Nie kupuję tego. Nautilius pojawia się wg mnie specjalnie, żeby Teo miała czym polecieć do Błękitnego Miasta i potem pomóc w analizie planety. Słaby wytrych fabularny :(

I na koniec trochę myśli zebranych, uwag i pierdółek.

 

Moja mama lubiła pianino, choć nie grała zbyt dobrze, namówiła tatę na kupno instrumentu.

Trochę takich zdań jest w tekście, o które się potykam. Być może to taki styl, taka melodia mowy jak w “Sklepach Cynamonowaych” Brunona Schulza… no cóż, nigdy nie lubiłem “Sklepów Cynamonowych”. Ale zasadniczo chyba to nie jest źle, wręcz dobrze tak układać historię.

 

 

Kilka szczegółów tech, które odzwierciedlają realia życia przyszłości, a z którymi się nie zgadzam:

miliardy ludzi siedziały wpatrzone w miliony ekranów, patrząc, jak po raz kolejny zmienia się świat. 

Tutaj mamy założenie, przynajmniej ja tak to rozumiem, że ekranów jest mniej niż ludzi. Uważam, że będzie dokładnie odwrotnie, już teraz mamy zjawisko oglądania treści na dwóch, czasem nawet trzech ekranach jednocześnie. Każdy ma po kilka urządzeń z ekranami i myślę, że ta tendencja się będzie utrzymywać.

 

I jeszcze masz dalej:

 

Oglądałam nocami stare nagrania, wystarczało jedno kliknięcie, by ściany pokoju zmieniły się w kosmos, chłonęłam tamtą gorączkę, szaleństwo, byłam tam. […]

Musiałam wyłączać ekrany, kiedy mama przychodziła powiedzieć mi dobranoc, rzeczywistość wracała, ale ja marzyłam dalej.

Więć każda ściana pokoju to osobny ekran, jest to argument za tym, że ekranów będzie więcej niż widzów ;)

 

Nie przywykłam jeszcze do niej, do skrzypienia ścian, szumu klimatyzatorów i filtrów, czułam się, jakby mnie połknął olbrzymi potwór, przetrawiał cichutko

Brakuje mi tutaj jakiegoś połączenia z tym “przetrawiał cichutko”. Jakieś to takie “łyse” ;)

 

 

– Nie. No może trochę. Ale pomyśl, jaka to będzie przygoda! Tylko nikomu nie wypaplaj!

To zdanie znowy przywołuje we mnie dawne historie, w których dzieciaki biegały z zaostrzonymi kijami po krzakach w poszukiwaniu mitycznej “przygody”. Czy to pragnienie mogłoby przetrwać przez dziesiątki, może setki lat w podobnej formie? Jak ma się do tego wiara w duchy? Czy systemy czujników i kamer nie wyłapałyby wymykających się nocą dzieciaków?

 

 

Hulme nie istnieje fizycznie. To, że go widzę, że mogę go dotknąć, to wynik oddziaływania Błękitnego Miasta na mój układ nerwowy. 

– Ja też go widzę – pisze mi Nautilus, Miasto działa także na niego. 

Hmmm… Komunikacja ze statkiem odbywa się pisemnie? Nie rozumiem tego, nawet komunikacja głosowa byłaby bardziej zaawansowana.

 

– Teraz rozumiem. – Hulme przerywa krępującą ciszę. – Ale nadal nie wiem, kto mnie stworzył, ani po co. I dlaczego zostałem sam.

– Według Nautilusa pod powierzchnią planety znajduje się komora, a w niej coś dużego. Może tam znajdziemy odpowiedzi?

Dlaczego Nautilus może przeskanować planetę oraz znaleść komorę, a wszechmocny Hulme, dla którego czas i przestrzeń nie mają znaczenia, nie może?

 

Dzięki temu, że mieszkało nas na stacji niedużo, mieliśmy dla siebie, Piegus i ja, mnóstwo miejsca do zabawy. Pewnego piątkowego wieczoru „graliśmy” w kosza, całe boisko tylko dla nas, pełna swoboda. Rzucaliśmy piłką do kosza, zmęczeni po całym tygodniu szkoły. 

Myślę, że fajnie byłoby dodać jakiś technologiczny smaczek, nawet jakieś “robotyczne ramię”, które podawałoby piłkę ubarwiłoby tę zabawę i czyniło bardziej “fantastyczną” ;) Mało jest tych smaczków, a dużo mocy “boskich” dostarczanych przez wytwory “obcej cywilizacji”. To za proste, może nawet prostackie podejście do s-f.

 

Pozdrawiam!

 

Che mi sento di morir

Hej,

 

jako całość oceniam tę historię pozytywnie – pod kątem warsztatu, płynności czytania, konstrukcji świata i bohaterów. Porządnie napisania i weszła gładko ;)

Pod kątem fabularnym podbiję nieco te głosy krytyki – nie do końca wiem, co się stało w tym opowiadaniu. Historia (chyba) powinna opowiadać o czymś, jakoś wiązać wątki i budować bardziej bohaterów, dawać im sprawczość. Jak dla mnie przydałoby się nieco więcej konkretów, ale widzę, co napisałeś – “jest jak jest”, więc raczej to uwaga na przyszłość pewnie.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Będzie ciężko, ale może…

 

To już chyba można by dodać trochę znaków i starać się jako mini-powieść wydać, myślałeś o tym?

Che mi sento di morir

BasementKey: dzięki że wpadłeś i dzięki za uwagi. Anioły stróże zostały użyte tylko raz, więc nie uważam, że przesadziłam z łopatologią. Gdyby jeszcze gdzieś wystąpiły, z pewnością usunęłabym nadmiar. 

O jeden raz za dużo :) Oczywiście to tylko moje zdanie, decyzja Twoja.

 

Pozdrosy!

Che mi sento di morir

Hej,

 

spoko, lekki szosrcik z twistem na koniec.

 

My, Anioły Stróże, mamy przechlapane bez względu na to, co zrobimy lub czego nie zrobimy

Usunąłbym to “My, Anioły Stróże”, przez to IMHO jest zbyt łopatologicznie.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hej,

 

Sporo tych nelogozimów, za dużo dla mnie, trudno mi zobaczyć elementy tego świata, jeśli nazwy niczego mi nie mówią (może niektóre powinny, ale jestem tym zbytnio przytłoczony).

 

Poprawił suwidyksy swojej pierzgałki i stanął przed otreonorem. Zerknął raz jeszcze na fuliwaks – wszystko się zgadzało. Do trzeciej planety w układzie powinni dotrzeć za dwa khrekany. To wystarczająco dużo czasu do ponownego sprawdzenia, czy wszystko idzie jak należy. 

 A także, do co najmniej kilku kontroli ze strony Burdygrelu. Tego rodzaju przedsięwzięcia planowało się na dekady, setki bukhrekanów wcześniej. Do jego załogi należało postawienie kropki nad szremem. Są buratką na krufie. 

Trochę też jest to wszystko dla mnie niezrozumiałe, opowieść krąży wokół inwazji z kosmosu, ale nie jestem pewien, czy była to tylko symulacja, czy wojna była prawdziwa.

 

Ale generalnie fajny klimat i podobało mi się, poza tym całym marudzeniem.

 

Pozdrawiam!

 

Che mi sento di morir

Hej,

 

jestem tego samego zdania, co Reg – jest to w mojej opinii opowiadanie mroczne i przejmujące. Nie zgadzam się, że nie ma tutaj elementu fantastycznego, ja go dostrzegam, w tym gęstym jak u Davida Lyncha klimacie.

 

Klikam bibliotekę.

 

Ukłony!

Che mi sento di morir

Sagitt chyba martwoduszuje, dawno go nie widziałem.

Che mi sento di morir

Hej,

 

fajnie zarysowany świat, pełen szczegółów i utartych zwrotów – jak ajka dżiny czy łączność natychmiastowa. Czytałem również przynajmniej jedną z poprzednich Przygód i gładko to wszystko wchodzi, można się zatopić w tym uniwersum bez żadnego problemu.

Klikam – bo biblioteka, oczywiście należy się jak psu micha (że tak to ujmę).

W tej konkretnej przygodzie uderzyła mnie jedynie losowość zdarzeń – spadek po stryju, napad piratów, detektor w zaspawanej kapsule, odnalezienie bohaterów. Od głównego bohatera oczekiwałbym raczej działań celowych, strategicznych; a z drugiej strony sama fabuła/histpria powinna wg mnie wspierać czy podkreślać umiejętności Snuffa, wydobycie się z tarapatów powinno wynikać z umiejętności Nawigatora a nie z czystego przypadku; w końcu po to czytamy takie historie, dla bohaterów takich jak Luke Skywalker, czy Jean-Luc Picard…

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hej, hej,

 

ładnie napisane, historia płynie, ciekawie są zarysowani bohaterowie – nawet ci trzecioplanowi w rodzaju pielęgniarzy z psychiatryka. Choć przychylam się do zdania Irki, że realia psychiatryka słabo oddane. Dla mnie jednak przede wszystkim jest za mało i za krótko. Opisana została tylko jedna wizyta bohatera na ziemi, IMHO powinno ich być więcej, jestem niezwykle ciekaw jak Demiurg próbował zmienić opinię syna o rasie ludzkiej, jakie żywoty mu proponował? A może zostawiał mu wolną wolę i owa pakowała syna co i rusz w kabałę? Co więcej – sama końcówka również wydaje mi się pospieszna i zbyt “łatwa” – no bo w końcu jak zabija się boga?

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Cześć,

 

dobrze się czytało, jest to porządny tekst, który porusza emocjonalne nuty, przez co rezonuje w piersi czytelników, wzbudzając bliskie wszyskim emocje. Myślę, że historia zasługuje w pełni na bibliotekę, więc dorzucam klika.

Jedyne do czego bym się przyczepił – brakuje mi tutaj jakiejś głębi, jakiegoś fabularnego rozgałęzienia. Tekst w zasadzie jest monotematyczny skupiając się wyłącznie na kwesti miłości bohatera do żony oraz wynikającejgo z niej malowania obrazu. Wg mnie jest tutaj potencjał, żeby skręcić w kierunku weirdu czy horroru, historii bardziej niepokojącej, być może nawiązującej do “Portretu Doriana Graya”.

 

Życzę powodzenia w dalszym pisaniu!

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Tak sobie pomyślałem, co mają zrobić ci bez wąsów ;-)

Zapuścić wąsa? :)

 

Obyś tego nie wypowiedział w złą godzinę…

Ano właśnie bardzo być może, że taka czy inna inwazja nastąpi, a może nawet wręcz już trwa. Nie dawajmy się wszelakim terrorom!

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hej,

 

bardzo fajna historia przypomina mi piórkowe Jak zostałem… Outta Sewera.

 

Podoba mi się humor i swoista logika mocy boskich oraz porownania ze światem śmiertelników. To naprawdę porządna historia i również z chęcią poczytałbym więcej o nastoletnim bogu.

Czego mi brakuje? Pewnie jakiejś większej, poważniejszej fabuły? Dlaczego ten 15 kwietnia był taki ważny? W sumie nie wiadomo, bohater dostał dwójkę z matmy i bił się z klasowym osiłkiem, w sumie dzień jak codzień. Fajnie byłoby dla mnie poczytać o czymś fabularnie poważniejszym, o czymś naprawdę istotnym ;)

 

Kilka dodatkowych uwag:

Było to jeszcze w czasach liceum, ale o tym, że jestem bogiem, wiedziałem już od dawna. Skąd wiedziałem? Chyba już o tym pisałem? A może nie. Nieważne. Jeśli ktokolwiek poza mną to czyta, to niech po prostu przyjmie do wiadomości, że byłem i jestem bogiem i już!

Bardzo chaotyczny ten wstęp. Co znaczy “od dawna” dla boga? Bo chyba nie kilkanaście lat (tyle ile ma się w liceum). Nie bardzo też rozumiem zwrot “chyba już o tym pisałem”, jeśli ma to być stylizacja na jakieś “prace zebrane młodego boga”, to wg mnie nieudana, bo ten wątek nie jest kontynuowany dalej.

 

Zdawało mi się, że z każdą chwilą coraz bardziej rozważała skok.

Hmmm… Stopniowanie rozważania? Ja bym raczej szedł w stronę: “coraz bardziej skłonna była skoczyć”, “coraz bardziej poważnie rozważała skok”.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hej,

 

miła historia, lekka, w sam raz do poczytania i uśmiechniecia się pod wąsem, Podobnie jak Storm, spodziewałem się inwazji cyborgów, trochę na nią liczyłem. Cóż, może jeszcze przyjdzie na nią pora…

 

Pozdrawiam i zdrowia życzę!

 

Che mi sento di morir

Outta, faktycznie pomyliłem się, miałem na myśli lepszy – to urojony strach jest najgorszy i ta dojmuaca pustka i samotność. Dlatego życzyłbym sobie opowieści o urojonym strachu, o samotności o grozie rzeczy małych, nienazwanych, do bólu zwykłych. W tym kontekście psuje mi tę historię statek obcych ;) I psuje na zasadzie, że wywaliłoby mnie z kapci pewnie bez tego, a tak tylko zachwyca :D

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hej,

 

tekst bardzo dobry i słuszne są zachwyty wpisane wyżej. Dlatego nie będę ich powielał, a powiem co dla mnie (subiektywnie) jeszcze lepiej by zagrało. Myślałem, że będzie to tekst o samotności, o pustce, która doprowadza do szaleństwa, takiego szaleństwa drobnych rzeczy, kiedy dźwięk unoszącej się w nieważkości wiertarki sprawia, że nie wychodzisz z kabiny przez trzy dni. W tym kontekście zakończenie “psuje” mi tę opowieść. Statek obcych, hebanowe macki – moim zdaniem wszystko jest lepsze od samotności; namacalny strach jest stokroć gorszy (porawka: lepszy) od tego wyobrażonego, urojonego. Szczegół, który w moich oczach oddziela ten bardzo dobry szort od wybitnego ;)

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Witam,

 

jako się rzekło wyżej – troszkę za dużo. Lubię absurd, ale w rozsądnych dawkach. Lubię także, kiedy absurdalna powierzchnia, drapana przed dociekliwego czytelnika, skrywa drugie, a czasem nawet trzecie dno. Tutaj mi trochę tego zabrakło.

 

Jeśli chodzi o dziwność i absurd, polecam Niedobre Literki (Polskie Centrum Bizarro), mają nawet nabór: https://niedobreliterki.wordpress.com/2023/10/31/paskudzin-05-sasiad-dziwaczek-nabor/

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Brak fantastyki!

Che mi sento di morir

Hej, hej,

 

tak mniej więcej do połowy czytało mi się bardzo dobrze. Potem przyszedł fabularny przeskok, a może skok – maksymalne przyspieszenie histori: zmontowanie maszyny do podróżowania w czasie wartej 30 miliardów dolarów, romans żony z Manfredem i nóż przebijający oczodół na finał. Powiedziałbym, że odpaliłeś protokół s-f bizarro :) Ja się zupełnie pogubiłem.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hej,

 

podoba mi się. Myślałem przez chwilę, że pójdziesz bardziej w tematy religijne, że to będzie Jezus gaszący słońce :) Ale tak ja teraz też jest dobrze – może ciut ograne, ale nadal interesujące. Decyzja bohatera o pozostaniu człowiekiem wg mnie dobrze pokazuje naszą naturę – przeklinamy naszą egzystencję, często również dom i otoczenie, ale kiedy ktoś chce nam to zabrać, walczymy jak diabły :) Przynajmniej ja tak to odczytuję i ta wizja mi się podoba.

 

Plusik biblioteczny.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Uhm… Rozumiem Twój punkt widzenia. To społeczeństwo wydaje się taką zgrabną antyutopią, z pracą, religią, odpoczynkiem i nadzieją na wybawienie przez losowanie. Tylko dlaczego ktoś to stworzył? Właśnie tak działające? Czego tutaj mi brakuje, jakiegoś elementu, który by spiął do kupy tę opowieść.

Che mi sento di morir

To pewnie mi się coś pomyliło co do samej gry… No to przybijam piątkę, bo sam coś tam pogrywam.

 

Co do tej chiralności, nie przeczę samej ideai, czy konkretnym przypadkom, moje wątliwości bardziej dotyczą całego ekosystemu, chiralności przejawiającej się w całym nowym świecie. Chyba trzeba by tutaj zaangażować jakiś model matematyczny do przeprowadzenia symulacji powstania środowiska tego rodzaju. Ale tak jak pisałem nie znam się, tak sobie na chłopski rozum zakładam. I posługując się tymże chłopskim rozumem, pewnie o tym chciałbym poczytać – jak to się stało. Być może jest to fajny trop powieściowy – gdybyś chciał rozwinąć opowieść, bo ten motyw jest dla mnie bardzo ciekawy.

 

 

Che mi sento di morir

Hej, hej,

 

generalnie mi się podoba. Dostrzegam jednak te wszystkie minusy, które wskazali przedpiścy – zwłaszcza łopatologia odsłuchanego nagrania oraz brak powiązania pomiędzy nową bronią a badaniami nad dziećmi. Wytłumaczenie, że dzieci zostały wyłuskane z patologicznych domów również wydaje mi się mocno naciągane.

Ja bym również nieco spowolnił akcję i spóbował dodać jakieś elementy “pozytywne” tego podziemnego świata, coś poza tą unikalną w gruncie rzeczy miłością dwóch dziewczyn. IMHO cykl powinien zakładać jakąś “rozrywkę”czy “spełnienie”, brak tego elemementu naturalnie rodziłby bunt.

Dodatkowo w każdym totalitaryzmie dość sprawnie działa mechanizm inwigilacji i represji – tutaj, poza dość tajemniczym zniknięciem Harrego, innych działań tego typu brak.

Podsumowując – więcej i bardziej przemyślanego kontentu, ale sam pomysł oceniam bardzo pozytywnie.

 

Daję klika.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

PS – czy Ty autorze nie masz przypadkiem takiego samego loginu na Steamie, z tym samym zdjęciem? Bo chyba mignąłeś mi ostatnio z jakąs recenzją Final Fantasy ;)

Che mi sento di morir

Hej, hej,

 

historia jest interesująca. Klasyczny problem umierającej Ziemi i kolonistów migrujących na Ziemię 2. Ciekawe są kwestie anomalii, rozbitej kapsuły na powierzchni (znów klasyka gatunku) i “lustrzanych cząsteczek” – co stanowi pewną nowość dla mnie i chętnie bym przeczytał jakąś opinię kogoś kto bardziej się na tym zna, czy to jest w ogóle możliwe (bo mi się wydaje to ciekawe, ale jednak naciągane). Ta warstawa fabularna jest bardzo okej, mogłaby by pewnie być nieco dłuższa, ale jest porządnie napisana i podoba mi się.

Mały problem mam z rdzeniem tej opowieści, czyli z postacią głównej bohaterki. I jest to problem z gatunku tych, które oddzielają teksty świetne od bardzo dobrych. Wg mnie mogłaby być to świetna opowieść o żądzy zemsty, władzy oraz umiłowaniu przemocy. O “starych błędach”, które ściągają nas w dół już na samym początku naszej drogi. Ale czegoś mi tutaj brakuje, postać Rebecci wydaje mi się niespójna, ona reaguje na wydarzenia, przez większość opowieści działa raczej w małej skali, mszcząc się za przestępstwa, zamiast być czymś w rodzaju “niszczącej siły”. Dopiero na końcu możemy ją postrzegać, jako niezdolną do miłości, zapatrzoną w siebie i żądną władzy, ale wg mnie to za późno. Bohaterka jawi mi się po prostu jako zły charaker, ale jest to zło uproszczone, bez ideologicznej podbudowy, która w zasadzie skupia się na “wymierzeniu sprawiedliwości”. Oczekiwałbym czegoś w większej skali – np. zniszczenia połowy męskich kolonistów, budowy obozów koncetracyjnych dla odmrożeńców. Jednostki, która wie, jak przywrócić szczęści rodzajowi ludzkiemu, gotując mu właśnie w ten sposób katastrofę.

 

Ale – jak rzekłem tekst mi się podoba i plusa do biblioteki daję.

 

Pozdrawiam!

 

 

 

 

Che mi sento di morir

Ja właśnie miałem skojarzenie z taką bardziej bajką/baśnią – czytasz dzieciakowi i pytasz go: co byś powiedział, gdyby chłopak drzewo przyszedł do Twojej klasy, gdyby grał z Tobą w piłkę.

 

Jeżli chodzi o głębię, to dla mnie chyba jest właśnie zbyt głęboka, nie dostrzegam tych zarysów fabularnej góry lodowej. Brakuje mi czegoś takiego, jak w przywoływanym Pinokiu, motywów postaci i logicznej konstrukcji świata – Gepetto wystrugał Pinokia, żeby mieć towarzysza, Pinokio opuszcza dom, bo chce przeżyć przygody, Pinokio chce być prawdziwy, che zostać prawdziwym chłopcem. No i gdzieś tam jeszcze jest wróżka, która zapewnia magię opowieści i sprawia, że marzenia się spełniają. Tutaj mam bardzo nikłą wiedzę o powodach stworzenia Bartka, o tym, co kierowało profesorem, z drugiej strony nie ma również takiego młodzieńczego buntu, chęci odnalezienia siebie w świecie przez bohatera. Sama końcówka jest także dla mnie dość enigmatyczna – śmierć/nieśmierć profesora, zamienienie się w drzewo przez chłopaka, co może mieć mnóstwo znaczeń. No i brakuje tej “magii”. Być może jej rolę mogłaby pełnić nauka, ale za mało wiemy – choćby o procesie powstania Bartka czy mechanizmach rządzących przemianą w drzewo.

 

Pozdrawiam!

 

 

 

Che mi sento di morir

Hej,

 

chyba warto byłoby przeczytać jakiemuś dziecku i zapytać co myśli. Zastanawiam się czy zwróciłyby uwagę na np. na to, że chłopak nie ma matki? Z drugiej strony myślę, że tekst broni się jako prosta opowiastka o chopcu drzewie, który żył poszukując jakiejś prawdy o sobie i chyba na końcu ją znalazł.

 

Dorośli mogą się pewnie zastanawiać nad motywami profesora czy sytuacją prawną powstałej hybrydy człowieka z rośliną. Ale może nie zagłebiajmy się aż tak mocno w te tematy :)

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Przemyślałem temat nominacji piórkowej – na ten moment się na nią nie zdecyduję. Jeżeli miałbym nominować ten tekst, uważam, że powinien on zostać nieco rozbudowany fabularnie – może więcej świata przedstawionego (dodatkowe nowinki tech w codziennym życiu, uregulowania prawne AI, coś o życiu “społecznym” AI), albo “samego śledztwa” (więcej informacji ze miejsca zbrodni, jakieś poszlaki rzucające oskarżenie w niewłaściwym kierunku, lepsza prezwentacja podejrzanych). Decyzja jako autora nalezy do Ciebie, nie chciałbym tutaj niczego narzucać, piszę o moich oczekiwaniach w kontekście piórkowym.

Jeżeli zdecydujesz się na rozbudowanie tekstu, daj mi proszę znać w prywatnej wiadomości, wrócę żeby przeczytać ponownie.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hej, hej,

 

miałem bardzo mocne skojrzenie z moral machine: https://www.moralmachine.net/

 

Zachęcam do poklikania w gronie rodziny i przyjaciół – bardzo ciekawe wyniki.

 

Historia mnie pochłonęła, sama idea emocjonalności AI, bardzo mi się podoba ten motyw. Sam kostium kryminału też dobrze się fabularnie “układa”. Brakuje chyba tylko większej ilości perypetii, może np. pociągnięcie dalej wątku partnera. W każdym dobrym kryminale poszlaki wskazują na inne postacie, aby na końcu odkryć, że jednak był to kamerdyner. Współczesnym kamerdynerem jest właśnie AI.

 

Rozważam zgłoszenie tekstu do nagrody piórkowej, zapewne wrócę jutro z decyzją.

 

Na dziś – klik biblioteczny.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hej, hej,

 

mi też się podoba. Ciekawy pomysł i fajny, gęsty klimat takiej trochę antyutopii.

 

Zabrakło mi trochę “technicznej logiki” w tym szorcie oraz lepszego nakreślenie reguł rządzących światem przedstawiony,:

 

– bohater szuka głowy po omacku, a mimo to odsuwa meble i “rozgląda się dookoła”,

– mimo braku głowy bohater “rozmawia” wydając dźwięki “spomiędzy kabli”. To za mało dla mnie, przydałoby się info, co jest w środku (jakiś głośnik?) i dlaczego to tam jest,

– Dlaczego malarka pomaga postaci bez głowy, a inni “Oni” są straszni?

– Dlaczego “Oni” żyją w domach? Jeżeli są istotami pokroju AI, moim zdaniem, ich domeną powinna być sieć, jakiś wirtual, a nie świat realny.

– Dlaczego rozmowy muszą być wnioskowane i akceptowane? Co to daje? Wg mnie można by to ograć raczej jakiś firewallem, albo botem, który obsługiwałby prośby kontaktu. Dodatkowo to pragnienie kontaktu, a jednocześnie niechęć przed nim wśród “kiedyś ludzi”, jest dla mnie trochę niezrozumiała.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Dawidzie,

 

jeśli z wszyskim jest coraz lepiej, to wypada się tylko cieszyć :)

 

Kibicuję dalszemu pisaniu!

 

Pozdrawiam!

 

Che mi sento di morir

Siema,

 

czyta się spoko, jest fajny klimat, takiej lekiej nostalgii związanej z Ziemią. Która jest trochę jak ta brakująca matka, zestarzała się, zmieniła, ale wciąż bohater znajduje ukojenie na jej łonie.

 

Komentowana szeroko odpowiedź chłopca jest wg mnie, nie tylko nagła i nieco zdawkowa, ale również niezrozumiała. Co to znaczy nie mieć matki? Wydaje się, że ten zaawansowany świat mógłby przynieść niejedną wariację dla tego problemu. Przez to czuję, że ta historia jest jakby niedokończona, urwana nawet nie wpół zdania, ale po jednym słowie.

 

Inna sprawa – w jaki sposób bohater chciał rozwiązać problem umoczenia środków w lewym interesie?

 

Delikatny wietrzyk, ciepło, ale nie za gorąco, byłoby idealnie, gdyby nie ten przeklęty problem, który wymagał rozwiązania. A znaleźć rozwiązanie trudno. Westchnął. Musiał coś wymyślić, bo inaczej…

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hej,

 

fajne, leci plus do biblioteki. Dobrze ujęte w słowa trendy i bolączki social mediów.

 

Rafał to skarb, z takim kimś ani Hiszpańska Inkwizycja, ani social media nie straszne :)

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Czreść,

 

Podoba mi się ta historia, jest pomysłowa i oryginalna :) Trochę przypomina kreskówkę “Zaczarowany ołówek”, ale to połączenie z fletem i przenoszenie do innej rzeczywistości to bardzo fajnie się spina.

Mi osobiście dużo bardziej podobał si ten szort niż “Zguba”.

 

Daję plusa do biblioteki.

 

Mam jeszcze kilka uwag technicznych:

 

Strasznie długie to zdanie:

W końcu skręcili i po chwili zatrzymali się przed domem jednorodzinnym, który pomalowany był na biało, posiadał garaż, a z tyłu miał obszerny trawnik, gdzie z samochodu widać było piaskownicę, huśtawkę własnej produkcji, czyli oponę umocowaną na sznurach, a także dwie długie ławy, między nimi stół i zadaszenie, a obok obłożone kamieniami miejsce na ognisko.

Warto byłoby, wg mnie, przerobić na kilka krótszych, np.: “W końcu skręcili i po chwili zatrzymali się przed pomalowanym na biało domem jednorodzinnym. Obok domu stał garaż, a z tyłu zielenił się trawnik z piaskownicą, drzewem z huśtawką własnej produkcji (czyli umocowaną na gałęzi oponą), a także dwie długie ławy, między którymi znajdował się stół, a obok obłożone kamieniami miejsce na ognisko.” Wyrzuciłem też m. in. “zadaszenie” i dodałem “drzewo”, na którym powinna wg mnie być zawieszona huśtawka.

 

Podeszła i ujrzała, że podwójne drzwi mają zamek na kłódkę, której nie było.

Raczej nie ma czegoś takiego jak “zamek na kłodkę”. Może być np. łańcuch, albo skobel z otworem, w który wchodzi kłódka.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hej, hej,

 

opowiadanie całkiem udane, zwłaszcza pierwsza połowa. Historia jest klasyczna: przeprowadzka, nawiedzony dom, grupka dzieciaków, która interesuje się tajemnicą. Niestety mam wrażenie, że fabuła wraz z rozwojem opowieść traci “impet”, zabrakło mi tutaj lepiej zarysowanego tła – reakcji rodziców, policji, lepiej skonstruowanej postaci bibliotekarki (w opowiadania ona właściwie służy tylko do podania informacji fabularnych).

Mam również problem z “rdzeniem fantastycznym” tej historii. Czy dom rzeczywiście był nawiedzony? A może to po prostu Bogdan, który wcale nie zginął wrócił na miejsce zbrodni? Przeczą temu różne “fantastyczne zdarzenia”: pojawiające się okno w jednolitym murze, zdolność do ukazania się w pokoju chłopaka. Jeżeli jednak faktycznie mamy do czynienia z duchem, dlaczego jest stary i porusza się o lasce? Wrócił po wielu latach, jako starzec żeby się powiesić? Jakoś trudno mi w to uwierzyć, a tekst nie stanowi.

 

Jeśli chodzi o ten fragment z oknem wg mnie nadal jest niezrozumiały. Nie wynika z niego, że Krip pojawił się w pokoju chłopaka.

Po chwili w oknie pojawiła się czyjaś sylwetka i bez trudu rozpoznałem dziadka, którego widziałem wcześniej. Stał i wpatrywał się we mnie. Poczułem, przechodzące dreszcze. W moim pokoju było całkiem ciemno, ale miałem wrażenie, że gość doskonale mnie widział. Powoli oddalałem się od okna, czując, jak mocno wali mi serce.

Rzuciłem się na łóżko i schowałem pod kołdrę, jak małe dziecko, któremu przyśnił się koszmar.

W końcu dotarło do mnie, że to głupie. Koleś mógł po prostu patrzeć przez okno, a mój przestraszony umysł dopowiedział sobie resztę.

Uspokojony wyszedłem spod kołdry, śmiejąc się z własnej naiwności.

Pierwszym, co zobaczyłem był on, Krip, stojący przy oknie i wpatrujący się we mnie. W dłoni trzymał drewnianą laskę na której się opierał.

Byłem tak przerażony, że zaschło mi w gardle. Chciałem krzyknąć, ale nie dałem rady. Miałem wrażenie, że serce zaraz wyleci mi z piersi. Oddychałem głęboko, a w oczach robiło mi się coraz ciemniej. I w końcu nie widziałem już nic.

 

***

 

Obudziłem się rano, kiedy nie było już dziwnego mężczyzny z sąsiedztwa. W świetle wszystko wydawało mi się mocno absurdalne. Musiało mi się przywidzieć, przecież gość nie mógł tutaj wejść, jak miałby to niby zrobić?

Dopiero ostatnie zdanie rzuca nieco światła na tę sytuację. Potknąłem się.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Sapkowski to wspaniały pisarz, ale nie on wymyślił, że srebro i ogień zabijają potwory – najbardziej banalny przykład to “Dracula”, ale te sposoby były znane w kulturze ludowej od wieków.

Jasne, jasne, Tzn. z tym “wspaniały” to kwestia pewnie dyskusyjna, na pewno stworzył wspaniałe postacie czy nawet całe światy.

Co do skojarzeń z wiedźminem – zagrało mi to połączenie: miecz, proszek a’la fisstech i ogień. Nie upieram się, skojarzyło mi się, więc piszę.

 

brak zgody na część wytkniętej krytyki.

W moim przekonaniu lepiej traktować krytykę jak informację zwrotnę, dziękować za nią i pracować z nią (lub nie). Analiza zdanie po zdaniu bywa również bardzo przydatna. Piszę ze swojej perspektywy – możesz się zgodzić lub nie.

 

I jeszcze nawiązując trochę do tego:

Ale z drugiej strony, to nie ma znaczenia, ponieważ jako autor mogę napisać dużą literę tam, gdzie chcę, jeśli tylko taki był mój zamysł,

Z tym się nie zgadzam – wg mnie ostatecznie rozlicza nas czytelnik. Władza autora jest bardzo złudna. Na warsztatach z kryminału,w których brałem udział kilka lat temu w Poznaniu, jedna autorka powiedziała, że może zmienić w fabule numer tramwaju, który jedzie przez ulicę Głogowską w Poznaniu. Bo jest przecież autorką i ma władzę na fabułą, bo to jest wymyślone. Własnie nie: zarówno fabuła realistyczna jak i fantastyczna oraz fabuła w ogóle rządzą się swoimi prawami. A na to wszystko jeszcze przychodzi czytelnik i social media, w których obraz z fabuły przegląda się często jak w krzywym zwierciadle.

 

Najchętniej w ogóle nie odpowiadałbym na komentarze, bo, jak wcześniej napisałem, moim zdaniem to niewłaściwe, no ale w “poradniku dla żółtodzioba” stało jak byk: “komentuj, komentuj, komentuj”.

Mamy tutaj swego rodzaju społeczność, dlatego wskazane jest odpowiadanie na komentarze, docenienie, że ktoś zostawił swoje przemyślenia pod tekstem. Działamy tutaj wszyscy społecznie, a czasem niektórzy są w stanie poświęcić kilka godzin na analizę tekstu “obcej osoby”.

Fajnie, że przeczytałeś poradnik i starasz się wcielać jego rady w życie.

 

Powymądrzałem się trochę, weź z tych moich wynurzeń co chcesz, nie są to prawdy objawione ;) Nie czuj się też zobowiązany, żeby odpowiadać, jeśli nie masz ochoty.

 

Powodzenia!

Che mi sento di morir

Okej, rozumiem. Być może warto byłoby dorzucić jakiś “wstęp”, trochę więcej informacji – czyli to, o czym wspomniałeś, nazwać tę formę “wypisem ze szpitala” oraz wspomnieć, że Jan był lekarzem “domowym” (rodzinnym?) chorego. Wtedy spięłoby mi się to bardziej, ale decyzja Twoja.

Pytanie też czy “Przebieg leczenia” nie jest zbytnio rozbudowany i “ufabuloryzowany”. Chyba starałbym się pogodzić formę “wypisu” z dyskretnym przemyceniem opowieści o pacjencie, a kto wie, może także (o czym wspmiałeś) również o lekarzu. No i oczywiście jest to niezwykle trudne, wyważenie tej formy tak, żeby przyopominała prawdziwy wypis ze szpitala i jednocześnie stanowiła pełnoprawną fabularną opowieść to nie lada wyzwanie. Nie czytałem wiele wypisów ze szpitala czy w ogóle dokumentacji medycznej, ale tutaj mam wrażenie, że szwy fabularne są na wierzchu i forma jest nieco za bardzo naciągnięta w służbie opowieści.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hej, hej,

 

podoba mi się atomosfera i język. Myślę, że dawka żargonu medycznego jest teraz odpowiednia, specjalistyczne słownictwo nie kłuło mnie w oczy. Klimat taki weridowy, nie do końca wiadomo o co chodzi, czułem takie lekkie odklejenie od rzeczywistości – to dla mnie na plus, historia przypadku pana Skiby wyszła dość oryginalnie.

 

Co do rzeczy, z którymi mam problem – nie mam poczucia domknięcia fabuły. Niby w weirdzie to jest okej, ale jednak czegoś mi tutaj brakuje. Jakiejś kropki nad i, być może jakiejść “przyczyny”, albo wyraźnie nazwanego jej braku.

 

I druga rzecz – chyba podobnie jak w poprzednim tekście, który czytałem – nie kupuję tej formy, opisywania przebiegu leczenie w formie narracyjnej, pisanie jednego lekarza do drugiego. Nie rozumiem dlaczego oni piszę do siebie, dla mnie to wygląda po prostu jak fabularny wybieg.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Siema, siema,

 

dyskusja pod tekstem lepsza niż sam tekst :)

 

Ale po kolei – nie jest to opowiadanie złe, choć powiedziałbym, że sprowadza się właśnie do podsumowania, które wrzuciła Tarnina – wszedł do lochu i umarł :) To nie jakiś wielki zarzut, po prostu stwierdzenie faktu. Myślę, że warto byłoby planować historię bardziej ambitnie, żeby przekazywała mityczne “coś więcej”. Pewnie po Twojej stronie jest zastanowienie się, co więcej mógłbyś czy chciałbyś, drogi autorze, przekazać. Bardzo mi się podobał ten wątek marzeń łowcy – że chciałby tak naprawdę chwilę poleżeć, nacieszyć się życiem; albo to wspomnienie szczęścia w objęciach dziewczęcych ramion. Myślę, że te wątki w zestawieniu z ciemnym korytarzem, potworem stanowiącym kwintesencję ciemności, czy śmiercią bohatera mogą budować jakąś większę “wartość”, “przesłanie”. I ja osobiście jestem fanem budowania takiej wartości, ale ponownie – decyzja Twoja, co z tej mojej uwagi weźmiesz do siebie. Bez tej dodatkowej wartości, to scenka w lochu, łowca wszedł i zdechł. Tylko tyle, raczej nie aż tyle.

 

Dodatkowo jest tutaj trochę kontekstu “kulturowo-literackiego”, który warto podnieść. Oczywistym nawiązaniem jest wiedźmin – srebrny miecz na potwory, fisstech i podpalenie (jeszcze tylko brakowało okrzyku “Igni!”). Tego moim zdaniem jest nieco zbyt dużo, proponuję wymyślić bardziej “swojego” łowcę. Ja wiem, że tam jest kilka elementów różnicujących, np. pistolet na srebrne kule, ale wciąż…

Druga sprawa i kolejny kontekst, który wg mnie zupełnie nie wybrzmiał to temat labiryntu i Minotaura. Przywoływany był wyżej Barańczak, to ja jeszcze wspomnę o Herbercie i jego utworze “Historia Minotaura”. W tym wierszu (chyba to wiersz, choć rymów nie ma) Herbert nieco odwraca historię, Minotaura nazywa biednym Matołkiem a Tezeusza (łowcę) mordercą. Tego rodzaju odwrócenie mogłoby być świeżym spojrzeniem na kwestię polowania na potwory, czy raczej “potwory”. Może to jest ta dodatkowo wartość w fabule?

 

Co do samej dyskusji pod tekstem – krótko się odniosę. Po pierwsze: wg mnie lepiej wzorować się na Barańczaku czy Herbercie niż Pilipiuku, bo uważam, że lepsze są ambitne cele niż wchodzenie w bylejakoś. Myślę, też, że celując wysoko, nawet jeśli się nie uda autor wciąż ma szansę stworzyć “coś ciekawego” i wartościowego. Celując nisko jeśli się nie uda, spadamy jeszcze niżej i jest ryzyko powstania czegoś o niskiej “wartości”. Dodam jeszcze, że Masłowską bym stawiał raczej obok Barańczaka niż Pilipiuka ;)

Po drugie: osoby takie jak Tarnina i analizy, które publikują to prawdziwy skarb. To często kilka godzin pracy i masa komentarzy. Nie trzeba się ze wszystkim zgadzać, to naturalne, ale raczej nie należy się obrażać. Wręcz przeciwnie, ja np. zawsze się cieszę, że ktoś zechciał się pochylić nad moim tekstem i poświęcił swój czas. A krytyka? Jest jej masa, lepiej się przyzwyczaić i nauczyć się z nią pracować. Tak będziemy (wierzę w to) lepszymi autorami.

 

Pozdrawiam!

 

Che mi sento di morir

Okej, dzięki Golodhu.

 

Jeszcze są zasady zgłaszania piórkowych nominacji:

 

“Zgłoszeń dokonuje się od pierwszego dnia danego miesiąca do ósmego (dziesiątego dla Dyżurnych) dnia następnego miesiąca.”

 

Jak dla mnie to się spina też z tą zasadą, choć może warto by wówczas ten termin nieco wydłużyć (np. do 12 dla dyżurnych).

Ale tak jak pisałem wyżej, to luźna sugestia ;)

Che mi sento di morir

Hej, hej,

 

Zgadzam się z Koalą, poczekajmy na opinię dzieci. Daj znać Dawidzie, jakie był odbiór młodszych czytelników.

 

Pozdrawiam serdecznie!

Che mi sento di morir

Z drugiej strony, może nie ma sensu robić ambarasu. Po prostu będę sobie doczytywał z opóźnieniem czasami, a może uda się jednak podgonić termin.

 

Jezeli ostatecznie wypadnę z szanownego grona dyżurnych (chyba powinienem), też nic wielkiego się nie stanie. Choć nie przeczę, że pozostawanie w tej elitarnej drużynie motywuje mnie, żeby tutaj zaglądać i dzielić sie przemyśleniami.

 

W sumie kiedyś już chciałem zrezygnować i był jakiś problem z wyrzuceniem mnie z grafiku ;)

 

Berylu, daję znać informacyjnie, być może bardziej twardą lub mniej twardą swoją admińską ręką będziesz jednak chciał podjąć jakieś kroki. (Podjąć kroki ręką – taki żarcik)

 

Che mi sento di morir

Siema,

 

luźny pomysł – może byśmy wydłużyli czas do 10 dnia miesiąca? Mi by to ułatwiło planowanie ;) Zwykle wyrabiam się z poślizgiem, że tak to ujmę :)

 

Pozdrosy i najlepsze życzenia w Nowym Roku!

 

 

Che mi sento di morir

Hej, hej,

 

jak dla mnie nieco za dużo żargonu medycznego oraz trochę nieprzystająca forma do treści – opisy IMHO są zbyt rozległe jak na dokumentację medyczną, nie bardzo też rozumiem formę “opisu przebiegu leczenia” przekazywaną od jednego lekarza do drugiego. Moim skromnym zdaniem lepiej zagrałaby wymiana korespondencji między dwoma lekarzami, albo kilka listów (maili) wysyłanych od jednego lekarza do drugiego, zbudowałoby do tajemnicę i napięcie, coś w stylu Lovecrafta. Ale to pewnie i fabułę trzeba by dość mocno zmienić… No nic, do rozważenia być może w przyszłości.

 

Ogólnie całość ciekawa i kibicuję dalszym próbom tego typu :)

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hej,

 

przyjemne opowadanie, dobrze się czytało, dobrze oddałeś klimat wigilijny :)

 

Miałem podobną zagwozdkę jak wyżej Reg, trochę się zawiesiłem na tym “skarbie”. Generalnie też tekst, szczególnie na początku sprawia wrażenie ciu pociętego, być może “lepiej” byłoby spiąć fragmenty w jedną, bardziej płynną narrację. Ot, subiektywne wrażenie.

 

Plusa do biblioteki daję.

 

Pozdrawiam ciepło!

Che mi sento di morir

Hej,

 

Feniksie – co to za film? :) Sugerujesz inspiracje?

 

W kwestii gier: jak dla mnie to bardziej Assasins Creed, a nie Dishonored. Był tez film Assasins Creed, więc może Feniks pije do tego…

 

Fabuła przypomina mi także powieść “Bohaterowie umierają”, jest tam pewne wymieszanie świata rzeczywistego i “alternatywnego”, przestrzeni, w której tzw. “aktorzy” działają w innej, aczkolwiek nie wirtualnej, rzeczywistości.

 

Ogólnie nieźle się czytało, płynnie, bez większych zgrzytów na poziomie technicznym. Logika tylko nieco kulała, myślę, że warto by jednak, nawet mimo, że to zapis snu, podciągnąć tę logikę, żeby jedne działania wynikały z drugich i żeby ten świat i wydarzenia łączyły się w “całość”.

Podobały mi się te zaskakujące momenty, jak np.bitwa ze zmutowanym JP II. To takie bizarrowe ;)

 

Pozdrawiam!

 

 

 

Che mi sento di morir

Stanisław widział dziecko obserwujące Stanisława?

Ej, dobre to jest :) “Widzę, że mnie widzisz, że widzę, że mnie widzisz”. No dobra, chyba jednak bardziej śmieszne :)

Che mi sento di morir

 

Hej, hej,

 

czytało się dobrze, nawet to wszystko ciekawe. Opowiedziane, jakby dawno niewidziany znajomy zdradzał rewelacje ze swojego życia przy kieliszku wódki i zapalonym papierosie. Można kręcić nosem na brak fantastyki, ale są sprawy boskie i demoniczmne gdzieś tam w tle i pewnie można by rzec, że jest to czymś więcej niż wytworem leków czy chorego umysłu. Generlanie na plus :)

 

Jeszcze drobna uwaga:

Oddaję album, w którym są też La Salette, Lourdes czy Droga świętego Jakuba, brata Jezusa

Podaj proszę skąd zaczęrpnąłeś to info, że tenże św Jakub jest bratem Jezusa. Co miałeś na myśli? Generalnie jest to grube stwierdzenie podważające pewnie conajmniej kila dogmatów wiary ;)

 

Pozdrawiam!

 

 

Che mi sento di morir

Cześć,

 

historia jest nawet dość interesująca, te rozmowy z duchami, podobają mi się :) To nad czym można popracować to po pierwsze – bardziej wciągająca fabuła, która opowiada “jakąś historię”. Jakby się zastanowić to właściwie o czym jest to opowiadania, co przekazuje? Wg mnie to zespół scenek, które są luźno powiązane. To, że bohater rozmawia z duchami, nie buduje jeszcze “rdzenia historii”, przydałoby się zbudować pełnoprawną “przygodę”, z tych rozmów z duchami powinno coś wynikać. Jak mogłoby to wyglądać?

 

Np. bohater dowiaduje się od ducha samobójczyni, której pomógł (wysluchał jej), że jego matka ma problemy z sercem i leży nieprzytomna w łazience. Sanisław jedzie do matki, ratuje ją robiąć zastrzyk adrenaliny w serducho, a nad nieprzytomnym ciałem widzi ducha brata, duch brata zdradza mu, że został zamordowany, itd.

 

Chodzi o to, żeby jedna scena wiązała się z drugą, żeby bohater podążał od jednej lokacji do drugiej, rozwijał się i “pchał” fabułę do przedu :)

 

Druga sprawa, która być może łączy się z pierwszą, wg mnie tekst jest mocno “porawany”, trochę czytało mi się opowiadanie jak seria zdań nie pasujących do siebie. Jest bardzo mało opisów miejsc, zdania opisują rzeczywistość fabularną oszczędnie, padają stwierdzenie w rodzaju “pojechał”, “zrobił”, bez kontekstu, bez dodatkowych opisów, które są spoiwem dobrej narracji. Przykładem takiej suchej narracji może być początek tekstu:

 

Znajdował się w pokoju, który wynajął w motelu. W trakcie kąpieli zastanawiał się nad swoją powieścią, którą musiał skończyć w tym roku. Jednak przez ostatnie dwa tygodnie praca nad książką nie szła mu najlepiej.

Miał dzisiaj spotkanie w bibliotece i myślał o tym, jak wypadnie przed publicznością. Czuł, że się stresuje.

Godzinę później jechał na oczekiwane spotkanie. W czasie jazdy stwierdził, że na spotkaniu nie będzie więcej jak dziesięciu osób. Część jego liczyła, że pojawi się więcej niż dziesięciu gości.

Mam tutaj szybkie przejścia – pokój, łazienka, biblioteka, samochód.

W ogóle co to znaczy “znajdował się w pokoju”? Jak tam trafił, kiedy przyjechał, co to za miejsce, jak wygląda, jak tam pachnie, czy słychać ludzi na korytarzu, albo w sąsiednim pokoju? Tak wiele fabularnych pytań, a odpowiedzi brak.

 

Inny wariantem takiej narracyjnej suchości jest dodawanie pustosłowia, opisów, które nic nie wnoszą do historii, np.

 

To był brat Stanisława, który zmarł kilka lat temu przez ćpuna, który  pozbawił go życia przejeżdżając go autem.

“Pozbawił go życia przejeżdając go autem”? Serio?

 

Tyle ode mnie.

Czeka Cię trochę pracy, ale nie zniechęcaj się. Staraj się poprawiać błędy a na pewno będziesz pisał coraz lepiej :)

 

Powodzenia!

 

Che mi sento di morir

Hej, hej,

 

tekst ciekawy, podnosi interesujące kwestie. Moim zdaniem nieco zbyt zdawkowy, nie wyczerpuje w zasadzie niczego, nie pozwala nawet wyraźnie przyjrzeć się opisywanej scenie, postaciom. Więc jak dla m nie jest tak jakby niekompletny.

 

Mam również problem z tymi formami płci, rodzajami np.:

 

– Jestem pierwszy/a?

[…]

– Chce pan(i) zamienić ze sobą kilka słów? – zapyta Misza.

Jak to niby ma brzmieć w języku mówionym? Bo ja rozumiem, że wszystko można zapisać na papierze, ale w języku nikt IMHO by tak nie mówił.

Jacek Dukaj w powieści “Perfekcyjna niedoskonałość” używał rodzaju nijakiego, również w pierwszej osobie. Tego rodzaju zabieg bardziej do mnie przemawia niż próba wtłoczenie w dialog takich technikaliów kla /a, czy (i).

No i zacząłem się zastanawiać czy wybór czasu przyszłego w narracji nie jest związany tylko z tym, że w tym czasie nie ma potrzeby uzywania rodzaju. Bo używanie czasu przyszłego w ogóle wydaje się świeże i fajne, ale jeżeli to tylko po to, żeby rozwiązać tę kwestię rodzaju, to jednak chyba niefajnie :)

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hej, hej,

 

bardzo fajna opowiastka :) Ubawiłem się czytając. Może tylko coś na koniec dałbym z większym… pazurem. Może tego oszusta jakoś dodał… No i co on robił z tymi wszystkimi kotami? :)

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Cześć,

 

jako wyżej rzekli przedpiścy – fajnie skonstruowany świat, ciekawy, z interesującym, otwartym zakończeniem. Jest sporo konfliktów i tajemnic, które przyciągają uwagę czytelnika i sprawiają, że chce się więcej. Podoba mi się.

 

Laboratorium i wymazywanie wspomnień przypomina mi bardzo Westworld, przez to koncept wydaje mi się nieco wtórny. Inspirowałaś się, czy po prostu jest to niezamierzone podobieństwo?

Jeśli nie znasz tej serii, polecam obejrzeć, bo może będzie to dla Ciebie w jakiś sposób inspirujące.

 

Dałem plusa do biblio.

 

Pozdrawiam,

BK

Che mi sento di morir

Cześć,

 

jeżeli chodzi o świat przedstawiony, to bardzo mi się podoba. Podobają mi się klimaty stempunkowe, muszkiety i maszyny kroczące, staroświeckie radio i skałkowe pistolety. Oczywiście można to lepiej poskładać i zapewnić jakieś “realia”. Ale wg mnie maszyna krocząc (zaawansowana metalurgia) nie wyklucza staroświeckiej broni, fantastyka zna takie przypadki :)

Podoba mi się zastoswane nazewnictwo – krocionóg, opętaniec, prześladowca. Te nazwy przypominają mi nieco cykl o Skrytobójcy Robin Hobb, w których nazwy postaci były znaczące: książę Szczery, ród Rycerskich. To jest fajne, proste i chwytliwe. Podoba mi się :)

 

Podobnie jak Bosman widzę w tym świecie ogromny potencjał i zachęcam Cię do rozwijania jego historii.

 

Jednocześnie muszę ze smutkiem skonstatować, że historia z tego opowiadania w mojej opinii nie przystaje to jakości świata przedstawionego. Jest banalna. Czujniki w maszynie kroczącej coś pokazały, zatrzymali się, przyszły stwory, zagrozili salwą w las, stwory odeszły, ruszyli dalej. Banał. I to nielogiczny. IMHO logika nakazywałaby, żeby:

 

– Szli dalej zostawiając krocionoga w lesie mimo awarii.

– Codziennie sprawdzali ciała wszystkich członków eskpedycji pod kątem znamion.

– Opętanica oraz dowódca karawany oddzielili się od reszty i zostali w przeklętym lesie.

 

Mimo wszystko świat przedstawiony na tyle mi się podobał, że dałem plusa do biblioteki.

 

PS. na Twoim miejscy zrezygnowałbym z tagu GRAFOMANIA, myślę, że robisz krzywdę swojemu pisarstwo tak je oznaczając.

 

[Edit: poprawki małe do tego komentarza, bo coś tutaj się rozjechało, np. z myślnikami]

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Cześć,

 

podbijam uwagi Godfryda – pod względem fabularnym niewiele się dzieje i w zasadzie nie wiadomo o co chodzi. Dlaczego istoty podążają za chłopakiem i czego właściwie od niego chcą? Co do opisów – dobrze byłoby próbować bardziej osadzać zdarzenia i postacie w literackiej rzeczywistości, z odpowiednim opisem sytuacji oraz miejsca danej sceny – trochę o tym niżej.

 

Będąc u Henryka układali jeden z zestawów . Nieoczekiwanie coś uderzyło w okno pokoju, w którym się znajdowali. Był to przemoczony kruk. Edward wstał i krzyknął ze strachu. Potknął się o jedną z zabawek i upadł.

Dlaczego kruk był przemoczony – czy padało? Wcześniej mowa była tylko o tym, że jest pochmurno.

Druga sprawa – ten opis jest mało dynamiczny przez rozbicie sytuacji na szereg czynności wykonywanych przez bohaera:

 

“Edward wstał i krzyknął ze strachu. Potknął się o jedną z zabawek i upadł.”

 

Ja bym szedł raczej w taki opis, w którym te zdarzenia nastąpiłyby bliżej siebie, byłyby powiązane, a może wręcz jedno wynikałoby z drugiego. Zwróciłbym szczególną uwagę na strach + pewnie chciałbym jeszcze raz przywołać kruka, żeby podkreślić jak bardzo złowieszczy był to ptak:

 

“Edward poczuł paniczny strach, próbował wstać, ale potknął się o jedną z zabawek i runął jak długi rozcinając sobie głowę, Kapiąca na dywan krew stanowiła dziwny kontrast z czarnymi skrzydłami tłukącego się do okna ptaka.”

 

Wracając od przyjaciela, zastanawiał się, czym może się zająć. Mimo planów wspólnego wyjścia na dwór z kolegami, każdy mu odmówił.

Naprzeciwko niego ktoś stanęła nieznajoma osoba o czarnych oczach. Patrzyła na Edwarda. Był to mężczyzna o hipnotycznym spojrzeniu. Dokoła chłopca pojawiła się mgła.

 

Pierwsza sprawa – w jaki sposób koledzy odmówili: dzwonił do nich, odwiedził ich? Strasznie to niejasne.

Koejna sprawa – nie mamy praktycznie żadnych informacji o spotkaniu chłopac z nieznajomym. Gdzie się spotkali? Na ulicy, w parku, na klatce schodowej, na przystanku tramwajowym, na poboczu drogi, pod miejską latarnią? Gdzie, w jakich okolicznościach?

 

Przeszedł kilka metrów, gdy zauważył swój dom. Zapukał do drzwi. Nikt mu nie otworzył. Nacisnął klamkę. Usłyszał skrzypnięcie otwieranych drzwi.

Dom był kilka metrów dalej i bohater go nie zauważył? Dlaczego puka do drzwi, nie ma klucza? Dlaczego drzwi są zamknięte?

Tutaj też ponownie mamy czynność rozbitą na dwie niezwiązane ze sobą czynności:

 

“Nacisnął klamkę. Usłyszał skrzypnięcie otwieranych drzwi.”

 

Powinno być raczej:

 

“Nacisnął klamkę i drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem.”

 

 

Miał sen. Śniło mu się, że obserwuje go osoba. Nie znał jej, ale czuł do niej zaufanie.

Podszedł do niej. Osobą był mężczyzna o szczupłej sylwetce i jasnobłękitnych oczach. Jego spojrzenie było przyjazne. Mężczyzna uniósł dłoń w geście powitalnym i zniknął.

Tutaj ponownie nie mamy żadnych informacji o okolicznościach spotkania. Ja wiem, że to sen, ale co tam się wydarzyło dokładnie? Skoro bohater podszedł do postaci we śnie, musiał iść po czymś, być w jakiejś pseudo fuzycznej rzeczywistości, w której ludzie podchodzą do siebie. Gdzie się znajdowali, co tam było jeszcze, co widział, co czuł bohater?

 

Obudziła go mama. Na budziku wybiła godzina szósta rano. Przetarł oczy i zszedł z łóżka. Jakiś czas później po śniadaniu czekał na ojca.

 

Czy budzik wybijał godziny? Czy łóżko było tak wysokie, że trzeba było z niego zejść, może przy pomocy drabiny?

Dlaczego bohater po śniadaniu czekał na ojca? Gdzie był ojciec, dlaczego nie jedli razem?

 

Mając czas dla siebie, poszedł do jednego z kolegów. Henryka. Edward z Henrykiem postanowili wykorzystać pogodę, więc pograli w piłkę nożną. W trakcie ich wspólnej gry rozmawiali.

Tutaj znowu mamy szereg czynności opisanych osobno zamiast razem. Można by przecież napisać to jakoś tak: “Miał sporo wolnego czas, więc postanowił wpaść do Henryka. Razem z Heniem postanowili wykorzystać pogodę i zmiast siedzieć w domu, wyszli pograć w piłkę. Ćwicząc podania i strzały na ramkę, rozmawiali o wydarzeniach mijającego dnia”. Chodzi o to, żeby zakorzeniać wydarzenia w świecie przedstawionym, budować scenę za pomocą działaļn bohaterów i otoczenia – wg mnie to ważne.

 

Edward poczuł się zmęczony i szczęśliwy. W pewnym momencie natknął się na zwłoki kota, na którym żerowały kruki.

No te zwłoki kota to jest niezła niespodzianka. “w pewnym momencie natknął się” – nie przekonuje mnie to, przydałby się porządny opis tej sytuacji: co robił bohater, gdzie był, dokąd zmierzał?

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Cześć,

 

podoba mi się budowa historii – w moim przekonaniu, bardzo precyzyjna i spinająca się na koniec. Umiejętnie połączyłeś mini historie, nadając im własny charakter.

Humor średnio mi podszedł, ale widzę, że pozostałym się podoba, więc chyba nie ma co się czepiać.

 

Plusa do biblio dam.

 

Podrawiam!

Che mi sento di morir

Polecam psa również, jest świetnym towarzyszem. Wyciąga człowieka z największego g…

Che mi sento di morir

Witam szanownego kolegę,

 

podobało mi się. Myślę, że tekst oddaje z powodzeniem smutek, strach i pustkę, które pewnie nieobce są wrażliwym twórcom. Pod wieloma przemyśleniami bohatera mogę spokojnie się podpisać, co jest w pewnym stopniu niepokojące, bo jednak człowiek chciałby być jedyny i niepowtarzalny ;)

Ale żarty na bok – myślę, że dobrze, że takie teksty powstają bo moga oswajać lęki i pokazywać, że nie jest się samemu, że inni też cierpią, że cierpienia nie nalezy się wstydzić, a często pewnie także warto poprosić o pomoc.

Czy Konrad prosił o pomoc, czy leczył depresję, która w końcu przecież jest chorobą? Pewne wskazówki w tekście zdają się sugerować, że tak – np. brak wzwodu i widzenie zielonych ludków.

Końcówka pozostaje otwarta, ale mi to nie przeszkadza, szczęśliwe zakończenie bywa kwestią uznaniową – jeżeli Konrad jest szczęścliwy, to chyba wszystko dobrze się skończyło, prawda?

 

Dałem plusa do biblio.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hej,

 

podoba mi się ta bajka. Pewnie można ją interpretować na różne sposoby, ja rzekłbym, że to raczej utwór metaforyczny, o walce z własnymi ograniczeniami. Powiedziałbym, że dzieci, które zagadywały kataryniarze w ogóle nie istniały, albo inczej – istniały tylko w jego głowie. I to mi się właśnie podoba :)

 

Jako przedpiścy wskazali, style nieco nieróówny, ja przyczepiłbym się do początku:

 

Opowiem wam bajkę, a ponieważ wszystkie dobre bajki opowiadają o dzieciach – rozczaruję was. Bohatera tej opowieści nie do końca można nazwać dzieckiem, właściwie to Stefan wcale nie był dzieckiem, a dziadem.

Mam problem z tym akapitem, chyba bym szedł w coś w stylu: “Opowiem wam bajkę i od razu zaznaczę, że muszę was rozczarować. We wszystkich porządnych bajkach bohaterami są dzieci, a Stefan wcale nie był dzieckiem. Był dziadem.”

Bajki nie opowiadają o dzieciach, dzieci w nich występują. Zrezygnowałbym także ze zwrotu “dobra bajka”, zamienił na coś konkretniejszego – “porządna”, “ciekawa”, “klasyczna”.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hej, hej,

 

miałem okazję czytać kilka Twoich poprzednich utworów, właściwie szortów, które pewnie nie zapadły należycie w pamięć, np. ten mi się podobał https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/27071

Cieszę się, że zdecydowałeś się wrzucić coś dłuższego.

 

Tekst mi się bardzo podoba, właściwie myślę, że jest to jeden z lepszych utwórów na portalu, który przeczytałem w tym roku.

Podoba mi sie jak połączyłeś rózne elementy historii – ekonomię: ceny towarów, bezduszne kalkulacje Konsorcjum, twist na koniec (zapowiedziany, ale jednak); AI i wirtual – roje IT, super ego inteligencji doradczej, symulację: człowieka i jego emocję: od strachu powodującego skok, przez miłość do ojca, po złość na perspektywę pozostania w kosmosie, starzenie się i gdzieś tam pojawiającą się na horyzoncie śmierć (być może także pogodzenie się ze śmiercią). Trochę tutaj pachnie serią “Love, death, robots”, ale chyba to jest okej, zresztą bardzo lubię tę serię i może też z tego powodu tekst przypadł mi do gustu. Moim zdaniem wyszło naprawdę zgrabnie.

 

Edit: W ogóle ta idea egzystowania wspólnie z AI baaardzi mi się podoba – “superego” to asystent człowieka, a “id” to rozproszone AI. Pewnie pod “id” można by wpakować także jakieś “czyste” algorytmy, machine learning, może też bazy danych pod “eksplorację”. I człowiek w tym kontekście pozostaje tym “ja”, tym “ego” osadzonym w maszynowej otoczce. Bardzo to fajne, :)

 

Daję plusa do biblio, zgłosiłem Cię także do piórka za listopad: https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/31147#koniec

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Cześć.

 

Fragment, przydałoby się odpowiednio oznaczyć. Nie lubię fragmentów, wolę czytać pełne historie.

 

Fabuła mocno nieociosana, właściwie nie jestem w stanie powiedzieć o czym to jest :(

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hej,

 

mi zdecydowanie 1 wersja bardziej przypadło do gustu. Stylizacja na legendę bardzo udana.

 

Daję plusa do biblioteki.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hej,

 

fajna historia, lekka. Dla dzieci pewnie jak znalazł, ewentualnie zamiast smoka mógłby też być dinozaur :)

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hej,

 

taaak. Nieco zakręcone, nawet wskazówka z pomieszaną chronologią niewiele mi pomogła.

 

Początek jeszcze jakoś zrozumiały, ale dalej już czerń ;)

 

Mimo wszystko pozostawia pozytywne wrażenie – ziarenko, popcorn, sen w maśle – fajne klimat, taki bizarrowy.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hej,

 

jest tutaj nawet niezły pomysł, orientalna przyprawa tej historii też dobrze jej robi. Diabeł… hmmmm, tylko dlaczego diabeł ściga złych ludzi? Czy jest też śmiercią, czy zabiera ich do piekieł? Kilka znaków zapytania jest, ale ogólnie to dość interesujące.

 

Dla mnie sporo minusów jeżeli chodzi o opis pomieszczenia, informacje związane z postaciami czy ich umiejscowieniem w “obszarze akcji”. Jest tutaj wg mnie sporo nielogiczności, wiele razy się potknąłem.

 

Uwagi do tekstu:

 

Pomieszczenie było strasznie zagracone, wykładowcę często zadziwiała niezrozumiała dla młodych potrzeba gromadzenia rozmaitych, przeważnie bezużytecznych przedmiotów.

To zdanie wydaje mi (notabene) niezrozumiałe. Kim jest wykładowca? Kim są młodzi? Czy wykładowca jest stary czy młody – skoro zadziwia go potrzebra gromadzenia przedmiotów, to raczej mlody, ale skoro jest wykładowcą… Wg mnie niepotrzebne skomplikowanie prostej konstatacji.

 

Kolejno lądowały więc w śmieciach tak cenne artykuły jak „Masoński spisek trzęsący Warszawą”, „Żydzi – sprawcy własnego holocaustu?”, „Czarna mafia – czyli kto tak naprawdę rządzi w Polsce”, czy „Chemitrails i szczepionki narzędziem zagłady ludzkości”.

Nie było więc niczego zadziwiającego w tym, że ostatnie słowa profesora Zygmunta Rottenbauma, jego dalekiego krewnego, kolegi academicusa i serdecznego przyjaciela brzmiały „To oni”.

Do czego nawiązuje to “więc”? Czy z faktu trzymania czasopism w domu możemy wysnuć hipotezę o wyzwanwaniu teorii spiskowej przez zmarłego? Ja bym nie szedł tak daleko, tym bardziej, że dalej mamy:

 

Zawsze zastanawiał się, czy stary człowiek naprawdę wierzył w te wszystkie brednie, czy też samo ich istnienie ciekawiło go jako zagadnienie naukowe.

To jak to w końcu jest? I dlaczego to “więc”?

 

Izydor prychał rozbawiony przy każdym egzemplarzu, a gdy skończył segregację, z uśmiechem spuścił wór zsypem.

Czy zsyp na śmieci znajdował się w pokoju? To raczej niecodzienne, żeby z poziomu wysuniętego na środek pokoju fotela móc swobodnie sięgnać do zsypu na śmieci.

 

mających pewną wartość na serwisach handlowych,

Co to jest “serwis handlowy”? Chyba lepiej “portal sprzedażowy”, “portal aukcyjny”. Pewnie też warto dodać, że internetowy, chyba, że masz na myśli jakąś inną instytucję.

 

Profesor, jako uznany japonista, posiadał bowiem rozwieszoną po ścianach unikalną kolekcję zabytków z dalekiego Kraju Kwitnącej Wiśni. Była więc oryginalna, szesnastowieczna katana, która jakimś cudem przetrwała komisyjne niszczenie tradycyjnych, samurajskich mieczy, pięknie malowany antyczny parawan i krwistoczerwona maska z wyszczerzonymi kłami. Izydor admirował ją od lat. Nie wiedział skąd stary profesor wziął te zabytki, praktycznie nie dało się wydostać takich skarbów z Kraju Kwitnącej Wiśni.

Po pierwsze – dawa razy mamy Kraj Kwitnącej Wiśni, pod drugie, “daleki” to już chyba lekka przesada. Są kraje dalekiego wschodu i Kraj Kwitnącej Wiśni.

 

Może wywieziono je wcześniej, podczas wojny lub tuż po niej, a profesor odnalazł je w Indonezji, na Filipinach czy w Tajlandii? Teraz stanął w oknie, plecami do drzwi i podziwiał piękną, południowo-zachodnią panoramę miasta. Westchnął w końcu i wziął się do pracę.

Kto stanął w oknie – ten zmarły prodesor? Bo na to wskazuje składnia.

Druga sprawa – “wziął się do pracy”, albo “za pracę”.

 

W końcu, zmęczony pracą, zdjął z plaśnięciem żółte, gumowe rękawiczki i rzuciwszy je na podłogę obok śmietnika, usiadł z westchnieniem w fotelu.

Czym jest śmietnik? Pytam serio – wcześniej mieliśmy worek na śmieci oraz zsyp, skąd zatem nagle w pokoju pojawia się śmietnik?

 

Westchnął i wziął piwo z lodówki.

Lodówka była w pokoju, czy poszedł do kuchni? Jesli poszedł – gdzie była kuchnia? Brakuje mi takich szczegółów.

 

Izydor faktycznie doceniał piękno i pełne detali wykonanie zabytków, a przede wszystkim ich długowieczność. Krwistoczerwona maska z wyszczerzonymi kłami została w końcu wydatowana na piętnasty wiek. Nie rozumiał jednak, czemu on, religioznawca, miał docenić je lepiej, niż jakiekolwiek muzeum. Zabrał się jednak do sprawdzania kieszeni ubrań wiszących w szafie i szykowanie ich na wycieczkę do kontenera na odzież używaną.

Czy szafa była w tym samym pokoju? Czy to “przestronne lokum” miała tylko jeden pokój? No bez jaj…

 

Rozmyślania przerwał mu chrobot klucza w zamku drzwi wejściowych. Zaskoczony, zerwał się na równe nogi. Był pewien, że posiada wszystkie komplety kluczy. Przyskoczył do drzwi i szarpnął za klamkę, zanim gość zdążył wejść.

Klasycznie z mojej strony – czy drzwi wejściowe również znajdowały się w tym samym pokoju przestronnego lokum???

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Trochę przykro, że autor wrzucił tekst i głuchy jest na wszelkie komentarze :( Nieładnie.

Che mi sento di morir

Siema,

 

podoba mi się ta historia, rozumiem gościa, który mam obsesję na punkcie… punktu ;) Sam niecierpię wszelkiej nielogiczności oraz zmian w moim otoczeniu.

 

Jedyne w zasadzie do czego bym się przyczepił fabularnie to – wg mnie zbyt szybko bohater wpadł w obsesję, powinno to się odbywać stopniowo. Tutaj od czyszczenia ściany w zasadzie przejście nastąpiło od razu do obserwacji i fascynacji punktem. Myślę, że zbyt szybko.

 

Jeszcze kilka uwag:

 

Nawet podczas ostatnich dni, kiedy pakowaliśmy rzecz

“Rzeczy”, tak?

 

za nim ten dom stanie się naprawdę „Nasz

“Zanim”.

 

To ładny, średniej wielkości pokoik na piętrze, położony na wprost sypialni.

Co sprawia, że pokój jest ładny? Opisz nie stwierdzaj faktu ;)

 

Ja bawiłem się nieco swobodniej, korzystając z okazji na spotkanie z kumplami.

Tutaj coś mi nie pasuje: może “korzystając z okazji do spotkania kumpli”, albo “ciesząc się na spotkaniu z kumplami”.

 

żarty jakie wywijaliśmy w szkole i wszelkie głupoty jakie zrobił Mike.

Hmmmm… Ja bym chyba szedł w “numery jakie wywijaliśmy”, choć w internecie widzę również “wywinać żart”. Mnie ta forma razi.

 

Zdarzyła się jednak rzec co najmniej dziwna

“Rzecz”.

 

Nie miałbym nic przeciwko, gdyby nie okropny żart jaki postanowiła mi wywinąć.

Tutaj ponownie ten żart do wywijania, abstrahując od samej konstrukcji, to dość blisko w tekście pojawia się ponownie to stwierdzenie, zamieniłbym na inne.

 

Pozdrawiam!

 

Che mi sento di morir

W praktyce trzymaliby próbkę do prawomocnego skazania w sądzie. A co, jakby obrońca zażyczył sobie nowego badania DNA? ;) 

Aaaa w tym sensie. Tak, tak, masz rację, ale tutaj pani oficer uległa emocjom :)

Che mi sento di morir

Hej, hej,

 

dzięki za wizytę i komentarz.

 

Rozumiem, że stylistycznie tekst chciałeś dopasować do treści, ale ciężko się to czyta. Jest wulgarnie, obrzydliwie i… momentami trochę bez sensu.

Może po prostu jakaś patologia przeze mnie przemawia ;)

 

To z jednej strony gość bez mrugnięcia okiem proponuje kilkadziesiąt tysięcy, a za chwilę uważają go za skąpca bo herbata schowana?

Założenie jest takie, że gość świruje na punkcie wnuczka ;) A tak poza tym, to wampir w przebraniu ma być.

 

Po to zabezpieczyli dowód, żeby oskarżony go zjadł? 

Zabezpieczyli DNA potencjalnego zabójcy ;) Wiesz CSI, te sprawy…

 

 

– Wy jednak, chłopcy, musicie jeszcze udowodnić, że naprawdę kochacie mojego swego pana i jesteście jego godnymi sługami. 

Poprawione, dzięki.

 

Dlaczego z wielkiej litery?

Bo to krzyk.

 

Z plusów, z pewnością udana to była próba przeniesienia patostreamu do literatury. Wyszło takie patoopowiadanie :) 

Kurde, nie do końca o to chodziło :)

 

Dzięki raz jeszcze i mam nadzieję, że do następnego!

 

Che mi sento di morir

Hej,

 

dzięki za komentarze. Dałem ostrzeżenie o treści na początek przedmowy.

 

Tak, zdaję sobie sprawę, że może być trudno. Być może ostatecznie usunę z portalu, skoro tak się to czytelniczo układa.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Cześć, OG :)

 

Wygooglałem wspomnianych jegomości, ja w zasadzie nie siedzę w ogóle w tym temacie. Generalnie uważam pato streaming za zło internetu, być może ten tekst jest trochę zemstą na ludziach, którzy decydują się uprawiac czy upowszechniać tego rodzaju “rozrywkę”.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hej,

 

spoczko tekst, plusowałbym.

Może tylko nieco pospieszny fabularnie, bo czyż potrafimy docenić tę cząstkę siebie, którą odrzucamy już w tym samym momencie, kiedy się jej pozbywamy? Myślę, że nie. Myślę, że oswajanie tego zła i brzydoty to bardzo długi proces. I według mnie nie jesteśmy po nim piękniejsi, jesteśmy po prostu bardziej sobą ;) #mądrościZpiwnicy

 

Tutaj jeszcze mała wątpliwość (czy raczej kilka wątpliwości):

 

Porywam sejmitar, szukam materiału i obwiązuję ramię. TO tkwi w okolicach nadgarstka. Zanim zdążę pomyśleć, opuszczam ostrze na ramię.

Wyję.

Jeszcze raz, broń zatrzymała się na kości. Pot zalewa oczy, tnę dalej.

Ramię odpada, krew zalewa dywan.

  1. Trochę dużo się nagromadziło tych ramion ;)
  2. O ile wydaje się dość prawdopodobne odcięcie ręki w nadgarstku czy nawet w łokciu ostrym sejmitarem, odcięcie ręki od ramienia IMHO jest rzeczą niezwykle trudną czy wręcz niemożliwą z uwagi na mały zakres ruchu. Przypomnę, że ramię to część ręki od barku do łokcia (jak podaje słownik).

Pozdrawiam!

 

Che mi sento di morir

Hej,

 

tekst generalnie podoba mi się.

Czytało się płynnie, kilka fajnych i dynamicznych opisów, jak np.:

 

Natrafił na stare drzewo, które jako jedyne trwało nieruchomo opierając się porywom powietrza. Skręcony pień oraz część koślawych gałęzi znaczyły plamy spękanej kory. Zastygła w nich grubymi kroplami żywica nadawała im kształt źle gojących się ran. Pomimo niezdrowego wyglądu roślina jako jedyna rozciągała szeroko swe rachityczne konary. Jakaś bezkształtna myśl zrodziła się jego głowie, pełzając tuż pod powierzchnią jaźni. Rozejrzał się ukradkiem, lecz wzrok ślizgał mu się po ścianie drzew, nie znajdując głębi gęstwiny.

 

Sama historia dość interesująca, nie było dłużyzn. Zresztą to dość krótki tekst, więc może dlatego nie znużył.

Tekst w mojej opinii jest mocno ukierunkowny na relacje i na tę “miłość”, która powoduje opuszczenie “raju”. Czy jednak większym pytaniem od “kim jest ta kobieta?” nie powinno być “kim ja jestem?” Rozumiem jednak, że punkt skupienia był w innym miejscu, to jest przede wszystkim historia o związku między ludźmi, o relacji, o ludziach którzy wybierają niepewność i wysiłek… Tylko w zasadzie dlaczego? Tylko na podstawie przeczucia? Przesłanki, którymi się kierują wydają się niedostosowane do ich “poziomu społecznego”.

Jeśli pozostaniemy w tym bezpiecznym marazmie, nic więcej nas nie czeka. To jakbyśmy umarli już teraz. Wystygnie i nasza miłość, gdy zabraknie jej doznań, w postaci nowych smutków czy radości. Nie możemy na to pozwolić dopóki nie odnajdziemy płomienia, który ją wzniecił.

Wg mnie to brzmi bardziej jak wyznanie małżonka z 20-letnim stażem.

 

W Bibli zdaje się, że jest inaczej, kiedy Adam kosztuje zakazanego owocu zaczyna inaczej postrzegać siebie i swoje otoczenie – chowa się przed Bogiem, bo jest nagi. Bóg wygania Adama i Ewę z raju, żeby musieli cierpieć i pracować, można powiedzieć, że miłość jest namiastką raju, odpowiedzią na ten bezprecedensowy akt boskiej przemocy i prowokacji (bo dlaczego Bóg zakazał jeść owoców z drzewa?) Być może ciekawie byłoby nawiązac mocniej do biblijnej historii. Może…

Nie mamy także opisów technologii służącej do stworzenia habitatu, zresztą sam motyw “eskperymentu“, zniewolenia bohaterów i obserwacji ich przez jakichś “naukowców” jest dość zgrany. Poza tym idąc jeszcz tropem technologicznym – nie mamy w ostatnim akapicie niczego oryginalnego: monitory, komputery, kamery. Technicznie wieje tutaj nudą, a wg mnie nie powinno.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hej,

 

to opowiadanie nie przemawia do mnie fabularnie, za to wydaje mi się, że jest technicznie najlepiej napisane, z tych Twoich opowieści, które czytałem. Warto jednak byłoby dodać jeszcze akapity, bo na ten moment mamy ścianę tekstu, koszmarnie się to czyta :(

Fabularnie – być może temat za blisko związany jest z Krakowem i to miasto przykryło dla mnie fabułę? Bo o czym to jest? O czym jest Twoja historia, co chce przekazać? Ja nie wiem…

Dodatkowo nie przepadam za historiami fantastycznymi z motywem snu. Sen to łatwa wymówka dla wplecenia wątków fantastycznych, bez konieczności wplatania wątków technicznych czy trzymania się logiki; sen to “wytłumaczenie” podróży w czasie po otworzeniu gazety, czy kilku wersji przyszłości. Wolę, żeby fabuła miała podłoże techniczne i trzymała się logiki.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hej,

 

podobnie jak inne opowiadania, które zaprezentowałeś na portalu – doceniam pomysł, fabuła zasadniczo mi się podoba, największym mankamentem są błędy i niezręczności językowe. Garść z nich wypisałem w innych tekstach, tutaj pozwolę je sobie pominąć z braku czasu.

To co chciałbym poruszyć pod tym tekstem, to bardzo skąpe informacje i opisy techniczne. Po pierwsze i najważniejsze – niemożliwe wydaje mi się, żeby telefon bohatera działałał w 1907 roku. Jeżeli jednak działał, to potrzebne są informacje w tekście jak to się dzieje. Kwestia działania w 2207 roku wydaje się nieco badziej prawdopodobna, aczkolwiek tutaj też przydałoby się więcej informacji na ten temat. Komunikacja pomiędzy bohaterem a jego dziewczyną i technikami wydaje się kluczowa dla całej fabuły, więc pomijanie tak istotnych kwestii powoduje zakwestionowanie logiki całej historii.

Inną bardzo istotną sprawą jest działanie samego wehikułu, czyli windy. Nie przekonują mnie opisy w stylu: “mechanicy sztucznie podnieśli poziom elektromagnetyzmu za pomocą jakichś kabli i urządzeń”. Szanujmy się, jesteśmy w końcu na portalu fantastycznym, potrzebny jest opis działania maszyny oraz tego kim byli samu technicy, bo w to, że zajmowali się wyłącznie serwisowaniem windy chyba nikt nie wierzy ;)

 

 

 

Che mi sento di morir

 

Hej, hej,

 

fabularnie tekst podoba mi się. Magiczna podróż przez czas, przez miasto, które jest czymś innym niż było, jest wolne od przytłaczającej technologii czy goniącego za pieniądzem wielkiego biznesu. Nieco autotematyczny wątek pisania też mi nie przeszkadzał, zresztą takie pytania są pewnie uniwersalne dla każdego, kto tworzy – czy to dobre, czy to ma sens?

Myślę, że tekst nabrałby nieco wyrazu, gdyby osadzić go nawet głębiej w historii – Nieznajomy mógłby być prawdziwym międzywojenny twórcom, lub choćby postaciom z jakieś powieść (może Dołęgi-Mostowicza?) a i miasto mogłby by zalśnić historyczną architekturą, którą wprawne oko czytelnika dopasowałoby do miasta.

 

Co do kwestii technicznych – niestety ta, niezła w moim przekonaniu, fabuła ginie pod sporą ilością błędów i niezręczności. Zalecam szlifowanie warsztatu – duży czytać, dużo pisać, dużo publikować i nie przejmować się krytyką. Wszystko się wyprostuje z czasem ;)

 

Kilka uwag:

 

Nie wiedząc, dokąd udam się tym razem i co się zdarzy, pogrążony w dość optymistycznych myślach schodziłem drewnianym schodami, otworzyłem furtkę na wszechobecny kod cyfrowy i wyszedłem na brukowaną szaro-czerwoną kostką ulicę.

Tutaj czasownik niedokonany “schodziłem” wskazuje, że podczas tego schodzenia coś się dodatkowo wydarzyło (”schodziłem, kiedy ujrzałem plamę krwi na suficie”), a u Ciebie tego brak – więc może jednak lepsza byłaby forma dokonana “zszedłem”. “Zszedłem, a następnie” otworzyłem furtkę”.

Kolejna sprawa “schodziłem schodami” to takie masło maślane, brzmi conajmniej niezręcznie. Zwłaszcza, że dalej masz jeszcze “wyszedłem”, spore nagromadzenie wyrazów o podobnym brzmieniu i znaczeniu.

 

Już na pierwszy rzut oka pomyślana została jako styl retro: kręcona motywami secesyjnymi lampa, która wisiała smutno nad wejściem, kołatka w kształcie lwa na mocno hebanowych, solidnych drzwiach, złocone zawiasy, rzeźbione framugi i święta figurka nieco wyżej.

Wg mojej opinii coś nie może być “pomyślane jako (jakiś) styl”. Jeśli już to pomyślane w jakimś stylu, zgodnie z definicją słowa pomyślany wg SJP PWN.

“Kręcona motywami secesyjnymi” – nie wiem w ogóle co to znaczy, kto był kręcony i w jakim sensie?

“Mocno hebanowe” – definicja SJP PWN rzeczywiście wskazuje, że hebanowy może także oznaczać “ciemny, czarny”, powstaje jednak wrażenie, że być może drzwi były hebanowe w sensie wykonane z hebanu i tutaj stopniowanie nie ma zastosowania. Kolejną kwestią jest występowanie obok siebie określeń “mocno” i “solidnie” – mnie to razi, potknąłem się jako czytelnik.

 

bo szukałem centralnym polem widzenia wolnego miejsca. – Zapraszamy tam, szanownego pana, jest wolne miejsce, zarezerwowane specjalnie na dzisiejszy wieczór… – mówił uprzejmy, a ja ze zdumieniem tego słuchałem.

Jak można szukać polem widzenia? Raczej wzrokiem, czyli zmysłem, a nie polem widzenia, które jest jakby zasięgiem naszego zmysłu, obszarem, który widzimy w danym momencie (definicja “pola widzenia” SJP PWN).

Dodatkowo: dialogi rozpoczynamy od nowej linii.

 

Dałbym sobie uciąć głowę, chociażby pod tramwajem linii 8, że na dziś nie rezerwowałem nie tylko żadnego stolika, ale w ogóle znalazłem się tu przypadkowo, więc zaszła jakaś pomyłka

Niezrozumiałe jest dla mnie sformułowanie “uciąć głowę pod tramwajem”, domyślam się, że nawiązujesz tutaj do słynnej sceny z “Mistrza i Małgorzaty”, ale jak dla mnie to brzmi to nie jakby to tramwaj był sprawcą ucięcia głowy (domyślam się, że tak był zamysł), lecz ledwie miejscem zbrodni podobnie jak – uciąć głowę pod łózkiem, uciąć głowę pod parasolem, tak też: uciąć głowę pod tramwajem.

 

 

Kiedy tak rozmyślałem nad tym wszystkim, co usłyszałem na własne, zbyt odstające uszy od sympatycznego kelnera, nagle ni stąd ni zowąd naprzeciwko siebie w półmroku jakąś postać.

Czy uszy odstają od kelnera? Coś tutaj się posypało.

No i przede wszystkim brak czasownika w tym fragmencie “nagle ni stąd ni zowąd naprzeciwko siebie w półmroku jakąś postać.” Co ta postać zrobiła?

 

Fizys jej była szlachetna i nic więcej poza tym nie dało się dostrzec, a może nawet było to wszystko, co w ogóle można było o niej powiedzieć.

Co to znaczy, że była szlachetna? Zupełnie nie wiem, ten opis nic mi nie mówi.

 

facet się zgrywa i pokazuje jakąś znalezioną gdzieś na strychu po dziadku starą legitkę, aby się zgrywać.

Zgrywa się, żeby się zgrywać :(

 

Postać zamówiwszy u kelnera dwie mocne, tureckie kawy i likier oraz brandy na przepitkę, zaczęła opowieść….

Domyślam się, że chodziło Ci o “kawę po turecku”, a nie kawę turecką. W Polsce nie słyszałem, żeby kawy tureckie były jakoś szerzej znane, a sposób parzenia po turecku pewnie znany jest w każdym domu czy kawiarni ;)

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Nowa Fantastyka