- Opowiadanie: Bailout - Lot

Lot

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Lot

Dwunasta. Otwieram jedno oko po raz dwunasty. Czuję strach. Nie wiem przed czym. Myślę, że boję się wstać z łóżka i boję się w nim zostać. Czyli boję się robić cokolwiek. Jest mi smutno. Smutek zaczyna przeradzać się w rozpacz. Boję się rozpaczy, jest bolesna. Strach przeradza się w panikę. Zamykam oczy. Boję się trochę mniej. Po godzinie zasypiam.

 

Siedemnasta. Otwieram jedno oko po raz trzynasty. Otwieram drugie oko. Boję się. Jestem głodny. Słyszę jak ktoś chodzi po domu. Boję się tych odgłosów. Boję się, że wejdzie do mnie, a wiem, że to zrobi. Czuję ból wnętrzności. Wchodzi.

– No dajcie spokój! Piąta godzina!

Boję się, przestań krzyczeć, daj mi spokój, chcę zniknąć, zapaść się w sobie. Dlaczego mi się to przytrafia? Wiem, że nikt mi nie pomoże.

– Wstawaj i chodź na obiad – ostry, kategoryczny ton. Wychodzi. Nie cierpię jej. Zachowuje się jakbym przysparzał jej samych kłopotów. Mówi mi, co mam robić. Nie zwraca uwagi na to, co czuję. Czuję strach przed działaniem, ból rozpaczy i pustkę beznadziei, całkowitego bezsensu wszystkiego. Chce mi się siku.

 

Wychodzę z łóżka. Jest mi cholernie zimno. Piec wygasł. Idę do toalety i próbuję się załatwić. Jest tu strasznie zimno. Oczywiście jestem jak zablokowany. Nie chce lecieć. Czuję parcie na pęcherz. Wiem, że trochę sobie poczekam. To wzmaga moją frustrację. Nie dość, że nic nie ma sensu, to jeszcze jednak żyję i muszę sikać. W końcu zaczyna powoli lecieć cienki strumień. Znowu przychodzi mi do głowy, że mam tam jakiś zator.

 

Nie chcę iść do babci na obiad. Babcia i ciotka są równie upierdliwe, co matka. Nienawidzę przebywać w ich towarzystwie. Jestem cholernie głodny. Boję się, boli, pustka. Użalam się nad sobą. Wszyscy mnie opuścili. Oprócz tych, bez których akurat najchętniej bym się obszedł. Decyduję się nie iść na obiad. Wiem, że ktoś mi go przyniesie.

 

Przychodzi matka z posiłkiem. Znowu oczywiście jakieś obrzydlistwo. Ale jestem głodny i jem. Potem zastanawiam się, co poczytać. Szukam jakiejś sensownej (!) książki. Znajduję “Martina Edena” Londona. Kładę się do łóżka i zaczynam czytać. Nie jest to zbyt optymistyczna powieść. Zmuszam się do czytania, bo nie mam nic innego do roboty. Leżę tak, znudzony i cierpiący, i czytam do trzeciej w nocy. Potem próbuję zasnąć. Nie udaje mi się i frustruję się. Rozpacz, ból, strach. Senność. Jak parcie na pęcherz, którego nie można wyzwolić. Po dwóch godzinach zasypiam.

 

Budzę się. Jest szósta, chce mi się pić. Czuję się połamany. Po półgodzinie zasypiam.

 

Budzę się. Jest ósma. Nikogo nie ma w domu. Nadal jestem połamany. Robi się jasno. Boję się. Znów zasypiam po półgodzinie.

 

Budzę się. Jest jedenasta. Boję się, chce mi się spać. Zasypiam po dwóch kwadransach.

 

Jest niedziela. Spałem do dwunastej. Wstaję. Matka przygotowała mi kąpiel. Boję się. Idę się wykąpać. W łazience jest cholernie zimno. Na szczęście woda w wannie jest gorąca. Nawet odczuwam pewną przyjemność. Kiedyś uwielbiałem gorące kąpiele. Właściwie nie powinienem kąpać się w gorącej wodzie. Mam problemy z krążeniem.

 

Długo leżę w wodzie i nie myję się. Woda robi się coraz zimniejsza. Umycie się wydaje mi się wielkim wysiłkiem. No i nie ma sensu czegokolwiek robić. W końcu czuję więcej zimna niż ciepła. Powoli, z trudem, zaczynam się myć. Po półgodzinie wycieram się. Idę do siebie.

 

Matka przyniosła mi coś do jedzenia. Kotlety z płatków owsianych i surówkę. Okropne. Ale jestem głodny, więc jem. Właściwie, kiedy nie śpię, ciągle jestem głodny. Jedząc, czytam “Martina Edena”. Dobijająca powieść. Ale bardzo utożsamiam się z głównym bohaterem. Ja też chcę pisać książki. I mam podobne problemy z kobietą. Wiem, że na końcu Martin zabije się. Nie wiem, czy ja też to zrobię.

 

Idę na starówkę. Na skarpę nadrzeczną. Było mi cholernie trudno się zebrać, ale teraz czuję pewną ulgę. Wolę przebywać poza domem, ale w domu trochę mniej się boję. Staję na skarpie i opieram się o barierkę. Patrzę na rzekę w dole i na drugi brzeg. Myślę o skoku. Jest mi cholernie smutno. Bardzo boleśnie smutno. Od roku. Ale oczywiście skoczyć też się boję. Chyba bardziej, niż tego, że nie skoczę. Zresztą nie wiem, czy bym się zabił. Tak naprawdę samobójstwo też nie ma sensu. Ale uważam, że przestałbym cierpieć. Coraz trudniej jest mi znosić cierpienie. Bezsensowne, bezcelowe cierpienie. Wierzę w istnienie po śmierci. I myślę, że samobójcy mogą mieć przerąbane. W zaświatach. Mimo wszystko, jeśli nie będę już mógł znieść bólu, zrobię to. Czuję się jak rak na ciele wszechświata, który próbują zwalczyć wszystkie komórki organizmu. Płaczę. Spazmatycznie. 

 

Wracam do domu. Jest niedzielny wieczór. Prawie zawsze był to dla mnie najsmutniejszy czas tygodnia. Teraz jest sto razy bardziej smutny. Czuję się całkowicie opuszczony i samotny. Mam wrażenie, że zaczęła się moja agonia i będzie trwać do końca mojego, może jeszcze długiego, życia. Próbuję czytać “Martina Edena”. Boję się. Kończę książkę. Ciekawy sposób samobójstwa. Ja nie miałbym na coś takiego siły. Leżę i cierpię. W końcu zapadam w nerwowy sen, pełen majaków i koszmarów.

 

Minął tydzień i znów jest niedziela. Kolejny raz idę na skarpę. Myślę o samobójstwie. Boję się go. Ale może już mniej niż życia? Sprawdzam w duchu swoje skłonności. Mam ochotę spróbować. Nie, nie mogę próbować. Muszę to zrobić. Skutecznie. Pociesza (?) mnie myśl, że statystycznie mężczyźni częściej efektywnie się zabijają. Choć rzadziej próbują. Podobno stosują bardziej definitywne metody. Jak strzał w łeb.

 

Cofam się o trzy kroki. Waham się przez chwilę. Strach galopuje w górę skali. Wiem, że już za chwilę zrezygnuję. Ruszam do przodu…

– Cześć. – Co? Zatrzymuję się. Prawie się przewracam. Nikogo nie widzę. Tylko sto metrów dalej jakąś staruszkę. Z pieskiem.

– Musisz patrzeć niżej.

Patrzę niżej. Coś tu siedzi, oparte o barierkę. Coś takiego nie powinno mówić. Chyba powinienem się zdziwić, może nawet być w szoku. To jest małe. Krągłe. Zielone. I ma długie uszy w kształcie macek. Cholera, coś takiego nie powinno istnieć. Przychodzi mi do głowy, że to halucynacja.

– Nie widziałeś nigdy nic takiego, co? – Tu się myli. Widziałem żabę i gremlina. Mam bujną wyobraźnię. Nie odzywam się. Gapię się na. Niego?

– Mógłbyś coś powiedzieć. – Za to. On? Gada dużo. Niech będzie on. A ja tu miałem się zabić. Właściwie całkowicie przeszedł mi odpowiedni nastrój.

– Coś – mówię.

– Jesteś całkiem dowcipny, jak na niedoszłego samobójcę. – Domyślny gość.

– Cholera, nie boję się ciebie – mówię właściwie do siebie. Myślałem, że boję się wszystkiego. Resztki mojego światopoglądu legły w gruzach.

– Też się ciebie nie boję, Konrad. – No tak, wszystkie bajkowe stwory wiedzą kim jesteś. Nawet jeśli już sam tego nie wiesz.

– Czy tylko ja cię widzę?

– Nie wiem, jak myślisz? – Skąd mam wiedzieć.

– Cholera wie, właściwie nikogo tu nie ma. – Wpatruję się w niego. Wydaje mi się, że czegoś ode mnie oczekuje. Wszyscy czegoś ode mnie oczekują. Oprócz mnie. Dziwnie się czuję. Odwracam wzrok. Po chwili patrzę znowu.

– To co, skaczesz?

– Nie wiem. Nie. Teraz nie.

– Przeszkodziłem ci?

– Tak.

– Świetnie. Wpadnij kiedyś. Rany, spójrz na tę staruszkę. – Patrzę. Łazi z tym psiakiem. Zielonego już nie ma. Zniknął, kiedy odwróciłem wzrok. Mam pustkę w głowie. Nie wiem, czy śmiać się, czy płakać. Przyzwyczaiłem się do tego drugiego. Ale sytuacja zdecydowanie nie pasuje. Parskam śmiechem. Chichoczę bez udziału strun głosowych. Jakbym bał się, że ktoś mnie usłyszy. Idę do domu.

 

Kolejna niedziela. Przeżyłem następny tydzień. Jestem wkurzony na żabola. Mogłoby mnie już tu nie być. Czuję gniew. Po raz pierwszy od roku. Wydaje mi się, że to daje mi trochę siły. Na tyle, żeby wyjść z domu. Przeczytałem “Ubika” Dicka. Optymistyczne. Idę na skarpę. Liczę na to, że spotkam stwora. Nadal nie sądzę, że mi się przywidział. I przysłyszał.

 

Przemykam skulony. Jak skopany pies. Kto mnie skopał? Wkurzony, skopany pies. Zielonego widzę z daleka. Bez okularów. Na miejscu stwierdzam, że to liść. Patrzę na rzekę, zmieszany.

– Może liść, a może iść. – Żabol.

– Tylko nie czytaj w moich cholernych myślach.

– Jesteś na mnie zły, co?

– Nie czytaj, dupku!

– Pobijesz mniejszego?

– Może pobiję.

– Dobre. Teraz już na pewno tego nie zrobisz. Jak z tym skokiem.

– I po cholerę mnie wkurzasz! Mam od tego siostrę!

– Przydaje się, co? – Powstrzymuję się od odpowiedzi. Widzę, że z nim nie wygram.

– Czego ode mnie chcesz?

– Skąd wiesz, że czegoś chcę? Od ciebie.

– Wszyscy czegoś ode mnie chcą. Jak już czytasz w moich pieprzonych myślach, powiedz mi, czego JA chcę.

– Chcesz cierpieć. – Teraz nie wytrzymuję i sprzedaję mu kopniaka. Wgniotłem mu cały brzuch. Kopię dalej. Przestraszyłem się. Co ja zrobiłem? Skrzywdziłem go. Przestaję. Patrzy na mnie. Z wesołym uśmiechem. Jego brzuch wraca do poprzedniego stanu, jak pompowany balon.

– Przepraszam. – Wyszło płaczliwie. Czuję się, jakbym miał się rozsypać.

– Przepraszam. Nie musiałem ci tego mówić. – Opieram się o barierkę. Boli mnie żołądek i co tam jeszcze. Wydaje mi się, że mam dodatkowe wnętrzności, służące tylko do cierpienia. Napinam mięśnie. Patrzę w dół, na plażę. Słyszę kwilenie mew. Czuję przejmujący smutek. I mam nadzieję, że on wciąż tu jest. Nie chcę być sam. Dotyka mojej kostki. Jest ciepły. Od razu przypomina mi się, że cholernie marznę. A to dopiero jesień. Przychodzi mi do głowy głupia myśl, że chciałbym mieć ciepłe, zielone papucie w kształcie żabola. Odganiam ją. Ale jestem głupi. Ale ona wciąż powraca. To mnie frustruje.

– Dlaczego z tym walczysz? – Już mnie nawet nie denerwuje czytanie w myślach. Czuję się winny.

– Z czym?

– Wiesz, że wiem, że wiesz, że wiem o czym myślisz. – Zastanawianie się nad sensem tego. Po cholerę? Co powiedział. Czuję się głupi. Milczę.

– Możesz mieć takie papucie. – Teraz wybucham śmiechem. Powiedział to pompatycznym tonem. “The force is strong in you” – coś w tym stylu. Śmieję się coraz głośniej. Puszczają jakieś tamy. Śmieję się i śmieję. Zerkam, czy nikt nie widzi. Słyszy? Ale śmiech jest silniejszy od strachu. Słyszę też jego śmiech. Patrzę na niego. Rechocze, pokazując białe pieńki zębów. Przykucam. Śmiejemy się razem. Myślę, że zwariowałem.

– Prowadź, mistrzu. – Przyłączam się do gry.

– Spadaj. Spójrz na staruszkę. No tak. Dobra. Spójrz na ławkę? – Spojrzałem. Nie miałem ochoty na błędne koło.

 

Minął czas i znów jest niedzielny poranek. Dobra, niedzielne popołudnie. I mam ochotę wstać. Boję się. Wstaję. Grzeję sobie wodę do kąpieli. Czytam. Jem bułkę. I jogurt. Brzoskwiniowy. Niezły. Kąpię się. W łazience pizga. Z wanny unosi się para. Próbuję się masturbować. Nie czuję przyjemności. Wkurzam się. Wydaję się sobie żałosny. Myślę o zielonym. Poprawia mi się humor. Może wybrać się na spacer?

 

Idę nad rzekę. Świeci słońce. Po chwili znika za chmurami. Zaczyna padać deszcz. Znów wychodzi słońce, świeci, grzeje. Mały misiaczek. Nie wiem. Może mi odbija. Na przykład szajba.

 

Podchodzę do barierki. W innym miejscu. Chcę przez chwilę spokojnie pomyśleć. Nic z tego.

– Cześć, palancie. – Patrzę na rzekę. Zielononiebieskie fale.

– Cześć, mistrzu. Palancie. – Płynę. Milczę. Niech trwa. Wskakuje na barierkę. Niezły skok. Myśli. Błądzą.

– Wiesz, dlaczego tu jestem? – Wahanie.

– Wiem. – A co.

– Myślisz, że jestem silny?

– Tak.

– Myślisz. Co czujesz? – Terapeuta jakiś? Chuj. Dupa.

– Pustkę. – Tak. Milczy. Patrzę na. Rzekę. Na. Niech nie. Pustka. Spokój? Strach. Siedzi na barierce. Majta lekko nogami. Stoję oparty. Pocieram opuszki palców. Nagle ktoś zaczyna krzyczeć. Dziewczyna – “Konrad!”. Chyba do mnie. Stoję. Nie ruszam się. Tylko koniuszki palców. Zakłóciła spokój. Słyszę jej kroki.

– Cześć. Już myślałam, że to nie ty. Dawno cię nie widziałam. – Bla bla. Boję się. Oceni mnie. Odwracam się.

– Cześć.

– Co u ciebie słychać? – Wiedziałem. Bałem się. I oczywiście.

– Nic. Nic ciekawego.

– Aha. Co na studiach. – Brr.

– Przerwałem je.

– Co? Dlaczego? Zwariowałeś?

– No.

– Ale jesteś niemądry. – Cios. Ból.

– Odwal się, dobra? – Milczy.

– Na pewno da się coś jeszcze zrobić. – Zielony majta nogami. Ona nie zwraca na niego uwagi. Cieszę się, że on tu jest. Patrzę na niego pytająco. Pokazuje mi język. Głupi dupek. Myślę, że go lubię.

– Po co mam coś z tym robić?

– No jak to? Żeby znaleźć pracę.

– Nie chcę być nauczycielem.

– Nie musisz. Przecież nie musisz koniecznie być nauczycielem. – Już to słyszałem. Dziesiątki razy. Ogarnia mnie zniechęcenie. Nic nie mówię. Oni nic nie rozumieją. “Skąd wiesz?” Jeszcze pieprzony telepata. Jak jakichś cholerny Yoda. Nie cierpię “Gwiezdnych wojen”. Głupawa, infantylna bajeczka. “Bo wiem, nic do nich nie dociera. Uważają, że jestem idiotą i gardzą moim punktem widzenia”. Wow. “Próbowałeś im wytłumaczyć?” Wie, że tak. “Próbuj dalej”.

– Próbowałaś kiedyś równocześnie zawiązywać i rozwiązywać sznurowadła? – Teraz zabrzmiało mi to inteligentnie.

– Musisz pracować. – A gówno.

– Nie muszę.

– To z czego będziesz żył?

– Nie wiem. – Miałem ochotę powiedzieć – “z pisania”.

– No właśnie.

– Z pisania. – Jak przebicie się przez skorupkę jaja. Cholernie twardą. Dalej – “przecież z tego się nie utrzymasz”, “skąd wiesz?”, “bo na pisaniu nie da się zarobić, może kiedyś, za wiele lat, i co będziesz robił przez ten czas?”, “nie wiem”, zniechęcenie, zielony się uśmiecha, puszcza oko, znowu jestem do dupy, odwal się, idź na swoją cholerną uczelnię, do swoich pieprzonych przyjaciół, do swoich klubów i do swojej radości, zostaw mnie z moim cierpieniem, to się zabiję, spadam stąd, cześć, zielony, jakim cierpieniem.

 

I jeszcze raz niedziela. Niedziela, niedziela, niedziela. Wstaję z łóżka. Mycie. Jedzenie. Chcę iść nad rzekę.

 

Idę.

 

A zielonego nie ma. Jest. Nie ma.

 

Patrzę na rzekę. Jestem. Szczęśliwy. Płynę. Lecę.

 

Koniec

Komentarze

Tekst o depresji człowieka, który chce żyć z pisania. Jakie to smutne (emotka_płaczącego_kota). Zdania bardzo krótkie, zapewne celowy zabieg, choć czyta się trochę dziwnie. W sumie niewiele się dzieje, ale to też celowe. Przeczytałem, nie zachwyciło, ale napisane jest sprawnie.

Pozdrawiam

Tak, celowy. Dzięki za wizytę i opinię, Corrinnie.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Witam szanownego kolegę,

 

podobało mi się. Myślę, że tekst oddaje z powodzeniem smutek, strach i pustkę, które pewnie nieobce są wrażliwym twórcom. Pod wieloma przemyśleniami bohatera mogę spokojnie się podpisać, co jest w pewnym stopniu niepokojące, bo jednak człowiek chciałby być jedyny i niepowtarzalny ;)

Ale żarty na bok – myślę, że dobrze, że takie teksty powstają bo moga oswajać lęki i pokazywać, że nie jest się samemu, że inni też cierpią, że cierpienia nie nalezy się wstydzić, a często pewnie także warto poprosić o pomoc.

Czy Konrad prosił o pomoc, czy leczył depresję, która w końcu przecież jest chorobą? Pewne wskazówki w tekście zdają się sugerować, że tak – np. brak wzwodu i widzenie zielonych ludków.

Końcówka pozostaje otwarta, ale mi to nie przeszkadza, szczęśliwe zakończenie bywa kwestią uznaniową – jeżeli Konrad jest szczęścliwy, to chyba wszystko dobrze się skończyło, prawda?

 

Dałem plusa do biblio.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Dzięki, BK. Emocje to najważniejsza rzecz, którą chciałem dobrze oddać i przekazać w tym tekście.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Cześć!

 

Nigdy nie wiem, co napisać pod takim opkiem, bo trudno wywnioskować, jak dużą cząstkę siebie pozostawił autor (a i niewiele wiem o psychologii, mniej niżbym chciał). Dobrze napisany, budzący emocje, ale też nieco osobliwy tekst. Na początku budził niezrozumienie oraz współczucie, potem niepokój i smutek, ale sama końcówka zmieniła percepcję całości, puszczając przy okazji oczko do czytelnika. Zastanawiam się, czy nie jest to zbytnio przejaskrawione, bo z jednej strony skłania do refleksji i szukania elementów własnego odbicia w niespełnieniu bohatera, a z drugiej momentami pachnie absurdem, ale nawet jeśli to dzięki temu wybrzmiewa mocniej.

Czy to jest realizm magiczny czy raczej depresja? Nie wiem, ale chyba tak maiło być, bohater, jak rozumiem, też tego nie wie. Świetnie wypadają rozmowy z zielonym, genialnie ilustrują przeładowanie w głowie bohatera, nieco słabiej przemawia do mnie ta z dziewczyną. Może te z zielonym wysoko ustawiły poprzeczkę.

Nieco przygnębiające, ale zacnie napisane opko.

 

2P dla Ciebie: Pozdrawiam i Polecam do biblioteki!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Dzięki, Krar. Realizm magiczny czy depresja? Why not both? Zgadzam się, że rozmowa z dziewczyną, to nie ta liga, co zielony, ale też była potrzebna ¯\_(ツ)_/¯

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Cześć! Strasznie depresyjne opowiadanie Ci wyszło, ale jednocześnie naprawdę dobre. Na tyle, na ile jestem w stanie to ocenić, rozterki narratora są dla mnie wiarygodne. 

 

Delikatny zgrzyt miałem od warstwy językowej. Praktycznie całe opowiadanie zbudowane jest z krótkich zdań, przez co pod koniec odczuwałem coś na wzór jazdy starą koleją. Takie “stuk-puk” w głowie, jeżeli wiesz, co mam na myśli. Z drugiej strony, nie jest to do końca zarzut, ponieważ bardzo dobrze współgrało z tematyką opowiadania.

 

Dialogi narratora z zielonym pierwszorzędne.

 

Po nabiciu wystarczającego stażu na forum wrócę z klikiem do biblioteki (jeżeli będzie potrzebny jeszcze).

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Dziękuję, Cezary. “Stuk-puk” był w planie ;)

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

A kto to powrócił na portal! I to z taką dziwaczną mieszanką depresji i lekkiego, absurdalnego humoru. Mam wrażenie, że ten tekst jest w jakimś stopniu oparty na Twoich własnych doświadczeniach, nie wiem, czy więcej, czy mniej, mam jednak nadzieję, że mniej. Wydaje mi się też, że może być odzwierciedleniem stanu wielu ludzi we współczesnym świecie. Co do samego tekstu – w pewien sposób mnie wciągnął i choć tematyka nie była wesoła, to czytało się dobrze. Ciekawie pokazujesz lęk, cierpienie i inne emocje targające głównym bohaterem – pojedyncze zdania, czasami topornie brzmiące, nie robią wrażenia, ale złożone w całość uderzają i sprawiają, że tekst koniec końców wyszedł mocny. Wrażenia zatem mam jak najbardziej pozytywne i klikam!

Dziękuję, utwierdzasz mnie w przekonaniu, że ten tekst wybrzmiał tak, jak miał wybrzmieć. Wróciłem i może zostanę surprise

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Khaire!

 

Uuu, fajne. To znaczy dobre, fajne to może złe słowo.

Nawała prostych, ogólnikowych, ale uderzających komunikatów, hasła, które bohater powtarza jak mantrę – według mnie to robi w tym opowiadaniu robotę. Wydaje mi się bardzo wiarygodny taki obraz depresji, bez głębokich rozmyślań i mrocznej poezji, tylko z problemami na każdym kroku, dotyczącymi najprostszych czynności, generalnie funkcjonowania w świecie. Wciąż te same dojmujące emocje, na okrągło, urywki myśli. W punkt!

W nawiązaniu do poprzednich komentarzy dialog z dziewczyną istotnie wypada dość sztucznie, zwłaszcza w zestawieniu z dobrymi dialogami z Zielonym. Jest tak jakby na siłę, żeby koniecznie wyjaśnić problem bohatera. Nawiasem, do mnie ten problem trafia, bo osobiście go rozumiem i pamiętam, natomiast wyobrażam sobie, że on nie jest uniwersalnie poruszający. Spodziewałbym się, że część czytelników wzruszy tu ramionami i powie „Eee, serio?”.

 

Mam jedną wątpliwość natury technicznej. Myślnikiem oddzielasz słowa od myśli, przez co wydaje mi się, że brakuje go tam, gdzie by się bardziej przydał:

 

– Mógłbyś coś powiedzieć. – Za to. On? Gada dużo. Niech będzie on.

Może w ten sposób byłoby to lepiej przyswajalne:

 

– Mógłbyś coś powiedzieć.

Za to – on? – gada dużo. Niech będzie: on.

 

Parzę na rzekę.

A tu literówka.

 

Pozdrawiam,

D_D

Twój głos jest miodem... dla uszu

Litrówka poprawiona. Zastanowię się nad tymi słowami i myślami. Czy dialog z dziewczyną jest sztuczny? Bo ja wiem… Z moich doświadczeń wynika, że jest bardzo prawdziwy. Może po prostu ludzie czasem tak sztucznie mówią :P . Tak czy inaczej, wielkie dzięki za opinię yes

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Opowiedziałeś rzecz marszowym krokiem, szkoda. :-( I chyba też nie przepadam za odnoszeniem się do pisania, gdyż nie jest panaceum, pomijając to, na jakim forum się znajdujemy i trochę tym szachujesz czytelnika.

 

Natomiast… przemyciłeś bezwzględnie nastrój, narzuciłeś wolę bohatera. Szalenie surowy i twardy tekst. Poza tym fajne to skojarzenie z Edenem. Sytuacja jest prawdziwa i skrajnie beznadziejna na wyjściu, jak Izrael, Hamas i Gaza.  Obecnie szalenie delikatnie rysuje się jakieś rozwiązanie/a tym zakątku świata pod niemożliwymi warunkami, niemniej marzę, aby do nich doszło. Krok naprzód, o mikrometr. 

Skarżypytuję.

pzd srd :-)

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Dzięki, Asylum. Nie miałem na celu żadnego szachowania, w tekście dużo jest “z życia wzięte” i dlatego temat pisania oraz podejścia do niego “osób trzecich” się pojawił. Fajnie, że doceniłaś nastrój.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Bailu, ależ zdążyłam zapomnieć, jak Ty przyjemnie piszesz. Tekst zrobił na mnie wrażenie poszarpanego, ale to poszarpanie jest tu i (chyba) zamierzone, i pasujące (to nie chyba). Oddajesz nastrój mocno, przytłaczająco, ale też z lekkim humorem, z dozą abstrakcji, która ciężkim tematom w sztuce, takim jak depresja i samobójstwo, jest moim zdaniem bardzo potrzebna. Operujesz nią zgrabnie i nie boisz się tu korzystać z języka swobodnie, nie zawsze trzymając się sztywnych zasad. Kliknęłam do biblio.

I masz pełne prawo powiedzieć mi, że to naiwne, ale jak przeczytałam, to pomyślałam sobie o tym komiksie. Wiem, żeś nie jest fanem psów, ale mam nadzieję, że przyjmiesz to jako alternatywę żaby i gremlina – trzeba tylko bujnej wyobraźni. ;)

 

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Dziękuję pięknie, Verus. Komiks fajny, a z urazu w stosunku do psów już się chyba wyleczyłem ;)

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Polecam psa również, jest świetnym towarzyszem. Wyciąga człowieka z największego g…

Che mi sento di morir

z urazu w stosunku do psów już się chyba wyleczyłem

A to tylko się cieszyć. :D Psy cudowne stworzenia. I koty. I jaszczurki. I wszystko, co nie jest komarem ani ślimakiem, ani pijawką.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

A ja się poczułam umęczona, udręczona i osłabiona. Tekst jak listopad.

Lożanka bezprenumeratowa

¯\_(ツ)_/¯

Jak bohater.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Bardzo dobra lektura. Doklikałem, wrócę tu jeszcze z dłuższym komentarzem, tylko go sobie ułożę.

Слава Україні!

Dzięki.

Zapraszam.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Realizm magiczny czy depresja? Why not both?

Mogą być oba, ale każde z osobna wystarczająco tłumaczy pokazaną sytuację. Przepraszam, zboczenie zawodowe zmuszające do upraszczania wzięło górę ;-)

Ale jest naprawdę nieźle, zielony robi robotę, nawet jeżeli wydźwięk całości jest miejscami iście listopadowy (jak ktoś wyżej napisał)

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Hej,

 

Ale może już mniej, niż życia?

zbędny przecinek. Wyżej też był zbędny przed innym “niż” 

 

A całość nie do oceny, bo to pewnie dość “intymny” tekst. Budzi emocje, może nie te pożądane, ale takie jest życie. Zgadzam się jedynie, że urywane zdania w pewnym momencie męczą, chociaż wiem, że to celowy zabieg i inaczej nie wybrzmiałoby to, co wybrzmieć miało :)

@Krar

Depresja jednakowoż nie charakteryzuje się halucynacjami ;)

 

@OldGuard

Dzięki za odwiedziny i korektę, poprawię później, bo teraz jestem wymięty 

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Czy to jest słynna ikona Bailouta?

 

¯\_(ツ)_/¯

Lożanka bezprenumeratowa

Yes Regendarna

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Opowiadanie można przeczytać, ale głównie jeżeli komuś brakuje tego rodzaju opowieści, gdzie bohater kisi się w swoim smrodzie żywota i miętosi to jak jakąś nielubianą część ciała. Gdzieś tam na studiach się przewijało, że jest to tzw. literatura onanistyczna i do momentu trochę fantastycznego, gdy największym problemem i realnym problemem jest cisnący pęcherz, autor osiąga tutaj szczyty tego rodzaju literatury.

 

Bohater w sosie własnym, którego wewnętrzny demon uwypukla się w jakieś fantastycznej postaci, ale zasadniczo mamy tu najpewniej realizm magiczny, a odniesienia do znanej literatury raczej próbują umiejscowić opowiadanie w kontekście fantastyki.

 

W kwestii duchowej/ideologicznej, widzę motyw samobójstwa oraz motywów do samobójstwa, ale wydają mi się one dość standardowe. Nie widzę w tej kwestii jakichś przemyśleń nowych czy zaskakujących, które by sprawiły, że tekst by się wyróżnił w morzu podobnych (choć może autor w tej kwestii nie planował odkrywania na nowo Ameryki). Poza tym myślę, że komuś na pewno się tekst spodoba. Czyta się sprawnie, ale wydaje mi się, ze opowiadanie dotykając dość ważnych tematów, traktuje je dość instrumentalnie, z pewną nieokreśloną naiwnością i nie jestem w stanie odczytać, czy to było intencją autora (tekst parodystyczny, ironiczny) czy pisane na serio (emocje i strach egzystencjalny, jak bohatera Akademii Umarłych Poetów, który nie widząc dla siebie szansy w wymarzonym zawodzie, strzela sam do siebie z rewolweru).

 

PS. Doczytałem o spoilerach. Jestem skończony.

A co studiowałeś, Vacterze? Pierwsze słyszę o takim określeniu, internet też na ten temat milczy. Dobrze byłoby wiedzieć dokładniej, czego szczyty rzekomo osiągam, łatwiej byłoby się odnieść ;)

Dokładnie tak – autor nie planował odkrycia Ameryki akurat na tym konkretnym polu. Ba, chciałem odnieść się do problemu zapewne bardzo typowego. Ważne było dla mnie przekazanie emocji, które są tu stuprocentowo prawdziwe oraz tego, że czasem wystarczy niewielki impuls, żeby sposób myślenia i odczuwania diametralnie się zmienił.

Inna sprawa, że ja jestem ze szkoły “tekst powinien bronić się sam” oraz “nie mów ludziom, jak mają coś interpretować”, więc szanuję Twoje spojrzenie na to opowiadanie i dzięki za komentarz.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

No właśnie Bailout sam mam problem ze znalezieniem. Widocznie to jakaś była wiedza tajemna. Ale poszukam, bo sam jestem ciekaw.

EDIT: taki artykuł sobie zaistniał: KLIK

Myślę, że nie leży daleko od zakurzonych sformułowań literaturoznawców, które niezbyt ochoczo wyłażą do mainstreamu. Nie dziwi mnie to zresztą. Kto by chciał książki tak określone przeznaczać na Noble i Nikie. 

No, Bailu, widać tu wprawione pióro. Podoba mi się, jak z samego tekstu najpierw płynie ten marazm i bezsilność, a wraz z pojawieniem się zielonego bohater i akcja zaczynają ożywać. Zdecydowanie wyszedł Ci ten zabieg. Od strony treści wszystko pozostaje spójne z moimi wyobrażeniami (popartymi imho solidnie) na temat depresji. Szczególnie zaś sam fakt, jak drobna rzecz potrafiła bohatera odwieść od samobójstwa i wyprowadzić na świeższe tory.

Bardzo duży plus ode mnie, jak pisałem wcześniej, z przyjemnością doklikałem do biblio.

Слава Україні!

@Vacter

No niestety nie będę wykupował subskrypcji, żeby wejść w polemikę. Ewentualnie wrzuć to na Dysk Google, to się odniosę.

 

@Golodh

Dzięki, cieszę się, że się podobało.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Bail, ja miałem farta i mi za free dali wejść. Ale polemika to nie ze mną by była. Nie jestem walczącym obrońcą kryptokategorii literackich

Depresyjne. Nie wiem, co mógłbym jeszcze napisać. Nie moje klimaty, ale czytałem bez oderwania. Muszę podrzucić ten tekst znajomemu psychiatrze. Ciekawe, co on o tym powie. Trzeba będzie sięgnąć do innych Twoich tekstów, w końcu jesteś postacią historyczną dla takiego świeżaka jak ja.

Tu masz przynajmniej happy end.

Moim najsmutniejszym tekstem jest ten: Tata jest żołnierzem

Większość pozostałych jest z zupełnie innej bajki laugh

Dzięki za odwiedziny, ja może i niknę w mrocznej historii portalu, ale gdzie Tobie do świeżaka ;)

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Bailoucie, nie wnikam, jakie doświadczenia skłoniły Cię do napisania Lotu, ale muszę wyznać, że to opowiadanie skłoniło mnie do przejrzenia tego, co napisałeś wcześniej i to było jak zderzenie dnia i nocy! Pozostaję z nadzieją, że kolejne teksty będą bliższe tym, które publikowałeś dawniej.

 

– No daj­cie spo­kój! Piąta go­dzi­na! – Boję się, prze­stań krzy­czeć, daj mi spo­kój, chcę znik­nąć, za­paść się w sobie. → Jeśli druga wypowiedź należy do bohatera, winna być zapisana w nowym wierszu:

– No daj­cie spo­kój! Piąta go­dzi­na!  

– Boję się, prze­stań krzy­czeć, daj mi spo­kój, chcę znik­nąć, za­paść się w sobie.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

Strach ga­lo­pu­ję w górę skali. → Literówka.

 

 – Mu­sisz pa­trzeć niżej. – Pa­trzę niżej. Coś tu sie­dzi, opar­te o ba­rier­kę. → Narracji nie zapisuje się tak jak didaskaliów. Winno być:

– Mu­sisz pa­trzeć niżej.

Pa­trzę niżej. Coś tu sie­dzi, opar­te o ba­rier­kę.

 

Po­wie­dzał to pom­pa­tycz­nym tonem. → Literówka.

 

gar­dzą moim punk­tem wi­dze­nia.” → …gar­dzą moim punk­tem wi­dze­nia”.

Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, Reg heart

 

To “Boję się" to nie jest wypowiedź, ale też nie didaskalia, więc przeniosłem do kolejnego wiersza. Reszta poprawiona.

Dzięki za wizytę. Ten tekst miał dłuugie odleżyny – zdecydowanie kolejne będą bliższe klasycznego Bailouta.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Bardzo proszę, Bailoucie. Miło mi, że mogłam się przydać. Teraz poczekam na Twoją bardziej radosną twórczość. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć!

 

Depresja jednakowoż nie charakteryzuje się halucynacjami ;)

Tego nie wiem, nie znam się na depresji, a wiedzę czerpię jedynie obserwując znajomych, którzy podzielili się faktem zmagania z depresją. Jedna koleżanka rozmawia ze zmarłą mamą w snach, inna nakleiła dużą, uśmiechniętą buźkę na mikrofalę i czasem też z nie rozmawia. Mam wrażenie, że spektrum depresji i okolic jest dosyć szerokie (zwłaszcza teraz, w listopadzie).

Za parę dni powinienem się jeszcze pojawić z komentarzem.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Zapewniam Cię, że rozmawianie z naklejkami i zmarłymi nie ma nic wspólnego z depresją, acz innych najróżniejszych zaburzeń towarzyszących może być do wyboru do koloru.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Ale może być efektem depresji związanym z zaburzeniami snu i ogólnie myślenia.

No o tym mówię

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

No i gitara. Teraz trzeba liczyć na dobrą pogodę i braki w smutkach. Choć w radiu wczoraj słyszałem, że melancholia to czerpanie przyjemniści ze smutku. Depresja już raczej jest brakiem odczuwania przyjemności, choć nie wiem czy gloryfikacja melancholii jest dobra.

Brak odczuwania przyjemności to anhedonia. Może występować w depresji lub nie

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Zapewniam Cię, że rozmawianie z naklejkami i zmarłymi nie ma nic wspólnego z depresją

Tego nie wiem, jak napisałem, znam tylko z opowieści. To są chyba zachowania mające na celu radzenie sobie z bieżącymi sprawami. Zdobyciem motywacji, by zrobić dzieciom śniadanie czy wyjść do pracy, choć większa część głowy nie widzi w tym sensu.

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

 Pod tekst ten ściągnął mnie Koala75, twierdząc że jest podobny do mojego „Walca z Panią D***”

 

Rzeczywiście, między utworami występują pewne podobieństwa – głównie ze względu na tematykę.

 

„Lot” to opowiadanie pełne melancholii, smutku i wewnętrznej walki głównego bohatera z samym sobą – walki zwykle przegrywanej. Autor zabiera czytelnika w podróż przez codzienność pełną bezsensu, bólu emocjonalnego i frustracji. Narracja jest surowa i bezlitosna, ukazującą życie bohatera, który zmagając się z własnymi demonami, stara się znaleźć sens w rzeczywistości, która wydaje się beznadziejna.

Krótkie zdania potęgują wrażenie szarpiącego głowę narratora cierpienia…

 

 

 

Opowiadanie jest skonstruowane w formie dziennika bohatera, co dodaje mu intymności i autentyczności. Mamy tu do czynienia z brutalną szczerością, gdzie bohater dzieli się swoimi myślami, lękami i wewnętrznymi konfliktami.

Autor jest bardzo odważny w przedstawieniu różnych aspektów tego stanu (przykładowo – nie przynosząca przyjemności masturbacja, ta – jak to określa Vacter – proza onanistyczna – wydaje mi się tutaj bardzo mocno uderzać swoją beznadzieją i prawdziwością).

W środku tego strumienia emocji pojawia się tajemnicza postać, "zielony", która przerywa monotonny tok myśli głównego bohatera.

 

Język opowiadania jest surowy i bezpośredni, co dobrze oddaje ton i klimat tekstu. Fragmentacja czasowa, zapisywanie w pierwszej osobie, w szarpany sposób, nadaje tekstowi rytm, podkreślając monotonię (i beznadziejność) życia bohatera.

 

Jeśli czegoś tu brakuje, to jakiegoś lekkiego zamotania fabuły – nie jest to błąd, bo być może tak właśnie miało być – jej prostota może wręcz być kolejnym elementem podkreślającym bezsens istnienia bohatera.

 

Zapewniam Cię, że rozmawianie z naklejkami i zmarłymi nie ma nic wspólnego z depresją

W istocie, depresja obywa się bez objawów wytwórczych (ale w stanach skrajnych może objawiać się odrealnieniem, gdy rzeczywistość wydaje się jedynie sztuczną dekoracją ) – jednak nie musi być przecież jedyną chorobą psychiczną, z jaką boryka się bohater.

entropia nigdy nie maleje

Cześć, Marynarzu Bailout!

 

Przeczytałem “Ubicka” Dicka.

Tytuł książki (również oryginalny) to “Ubik”, więc “Przeczytałem “Ubika” Dicka”.

Tekst wpisuje się w to co wiem o depresji i uważam, że świetnie oddaje to samym klimatem. Wybrałeś bardzo rzadką narrację w czasie teraźniejszym z pierwszej osoby, do tego poszarpałeś ją kropkami na krótkie zdania i… to naprawdę wyszło dobrze. Tu chciałbym pochwalić szczególnie, bo to rzecz, którą można spektakularnie zepsuć.

Jest też bardzo duża różnica tempa i postępu czasu między pierwszą, a drugą częścią tekstu. Na początku te przeskoki są kilkugodzinne i budują atmosferę zrezygnowania i niechęci do czegokolwiek, a później mamy skoki o cały tydzień. Wpada też zielony i ogólnie akcja nabiera tempa. Tutaj bardzo trudno mi ocenić jak to się ma do wychodzenia z tak trudnej sytuacji. Bo jeśli tak to wygląda, że żyje się dla tej jednej dobrej rzeczy raz na tydzień, to ma wielki sens.

Sama końcówka mocno mnie zastanawiała. Przy pierwszym czytaniu (oj, czytałem późno, na sporym zmęczeniu) stwierdziłem, że “leci”, więc skoczył. Szczęśliwy, bo przecież się wkurzał, że go zielony odwiódł od zamiaru. Analizuję i analizuję, do tego widzę komentarz, że to jednak happy end. Dostrzegam wcześniej w tekście “płynę” i ma to zupełnie inny wydźwięk. Ostatecznie dochodzę do wniosku, że końcówka po prostu nie jest hollywoodzkim finiszem, a właśnie takim spokojnym wyjściem z portu na jednym, jakże ważnym żaglu, niemal bez przechyłu. Nie wszystkie happy-endy muszą wyrywać z butów, nieprawdaż?

Wśród często słuchanych/oglądanych piosenek na YT mam ostatnio “Anioły i demony” w wykonaniu Farben Lehre i Gutka. Teledysk nakręcony w Płocku. Tu też tego Płocka trochę dostajemy i muszę przyznać, że to zachęca. Może nie taki zły ten Płock, jak sobie wcześniej myślałem. Mógłbym w kontrze dodać coś o Łodzi, ale… przecież kajakiem do Płocka też można się dostać ;)

(susza, oj, susza)

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

@Jim

Twój odbiór mojego tekstu jest chyba najbliższy temu, co chciałem przekazać. Może trzeba swoje przeżyć ;) . Dzięki za odwiedziny i komentarz, muszę zajrzeć do tej Pani D. . Mea culpa, że pierwszym skojarzeniem tego inicjału była u mnie “dupa” XD

 

@Krokus

Poprawiłem “Ubika”, oczywiście masz rację. Fajnie, że dobrze odebrałeś tekst, a do Płocka jak najbardziej zapraszam, skarpa jest zjawiskowa ^^

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

To skojarzenie wcale nie jest takie złe XD

Cieszę się, że udało mi się z utworu odczytać to, co autor zamierzył – brawa dla autora :)

entropia nigdy nie maleje

Przeczytałem te opowiadanie z bólem serca. Sam przeszedłem podobny okres w życiu (który, trzymam kciuki, już niedługo się skończy) i jego treść oraz sposób wyrazu bardzo do mnie trafił.

We wcześniejszych komentarzach w zasadzie powiedziano wszystko, co trzeba było powiedzieć. Mogę napisać jedynie swoją subiektywną opinię.

Jeśli chodzi o formę i sposób budowy zdań, to bardzo mi odpowiadał. Krótkie zdania, wypowiadane niejako z bólem, tak jakby bohater nie był w stanie zebrać się na siłach i konstruować bardziej złożone zdania. Ciągła porażka, ciągły ból, wszystko szaro, bylejako, do dupy, a najbardziej do dupy jest liryczne “ja”. Taki głęboki stan depresyjny, w którym w zasadzie już wszystko człowiekowi zwisa i powiewa, skonfrontowany z absurdalnym zwidem zaczyna być nawet nieco śmieszny, choć pewnie lepiej byłoby napisać “żałosny”.

Żabol, takie nie wiadomo co i dlaczego, nawet jeśli faktycznie jest tylko zwidem, to, moim zdaniem, równie celnie oddaje stan psychiczny bohatera.

Ogólnie wszystko się składa w bardzo nieprzyjemny obrazek, który jest poruszający i daje do myślenia. Po takiej lekturze człowiek zaczyna się zastanawiać, czy z nim też jest aż tak źle i czy może warto byłoby się nad sobą zastanowić, żeby nie trafić na ten most i na tego żabola, jak to zrobił Konrad.

Muszę tylko wyrazić nadzieję, że sam autor nie ugrzązł w takim stanie, jak jego bohater, a tekst jest co najwyżej retrospekcją z własnego, przepracowanego doświadczenia albo własną interpretacją zasłyszanych opowieści.

Dzięki za ten dołujący tekst. Powiedzieć, że się podobał, to nieodpowiednia ocena. Napiszę więc, że dla mnie jest to świetne opowiadanie.

XXI century is a fucking failure!

Dziękuję za komentarz, Caernie. Cieszę się, że tekst do Ciebie trafił, choć nie cieszą mnie okoliczności. Autor kiedyś ugrzązł w takim stanie, ale na szczęście było to pół życia temu. Również trzymam kciuki za to, żeby Twoja sytuacja jak najszybciej się poprawiła i nigdy już nie było gorzej yes

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Cześć, Bail!

Trudno mi komentować takie teksty, bo mam wrażenie, że wlałeś tu dużo siebie i postawiłeś na szczerość przekazu, co zawsze się ceni. Jest tu dużo depresji, spostrzeżeń, z którymi można relować, dużo beznadziei, frustracji i uwięzienia w błędnym kole. I to jak najbardziej na plus. Takie teksty pisze się dla emocjonalnego katharsis, więc jakie mam prawo, żeby cokolwiek w nich krytykować?

Z tym że dla mnie, jako czytelnika, kogoś obcego, kto wchodzi z zewnątrz, żeby poczytać opowiadanie i wynieść z niego coś dla siebie, Twój “Lot” balansuje na granicy niestrawności. Czysto subiektywnie: nie znoszę krótkich zdań, a u Ciebie przeważają równoważniki, pojedyncze słowa, miniaturowe strumienie świadomości. Tu i tam przemycasz ciekawe obserwacje, stwierdzenia, z którymi można się utożsamiać, ale niestety, dla mnie to było za mało, żeby się tekstem zachwycić. Wiem, że czasem wnętrze głowy tak wygląda, że trudno zebrać myśli w koherentne zdania, ale jestem tutaj, żeby oceniać opowiadanie, a nie wnętrze Twojej głowy. Dlatego forma Twojego tekstu po prostu mnie pokonała i zmęczyła. Trochę lepiej zrobiło się od momentu spotkania Żabola, ale prawdę mówiąc, liczyłam na jakieś mocniejsze dupnięcie w okolicach końcówki. Jakieś podsumowanie, puentę, która wyrwałaby z butów. Niestety rozmowy z Żabolem, tak jak początek opowiadania, nie prowadziły do niczego konkretnego, nadal sprawiały wrażenie randomowego strumienia świadomości.

Przepraszam i mam nadzieję, że nie weźmiesz sobie mojego marudzenia do serca. To opinia czysto subiektywna.

Pozdrówka i uściski (bo chyba się przydadzą).

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Cóż, nie mogłem zrobić mocniejszego dupnięcia, bo nie taki miał być ten tekst. Nie uważam, żeby to opowiadanie było strumieniem świadomości, to by dopiero było niestrawne, no ale jak wymęczyło, to wymęczyło ¯\_(ツ)_/¯ . Tak czy inaczej, dzięki za przebrnięcie i podzielenie się opinią :)

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Hej przeczytałem ciekawe opowiadanie i to już chyba zasługuje na pochwałę. Czy mi się podobało? To chyba nie ma znaczenia. Dodam, jak pod opowiadaniem "Głowa", że wolę jak opowiadanie przedstawia jakąś historię, opowieść, a nie skupia się na emocjach jednego bohatera. Ale tekst jest ciekawie napisany i na pewno jest to coś innego :) Pozdrawiam :) P. S. Martin nie miał problemów z kobietami, a raczej problem z jedną ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dzięki za przeczytanie. Hmm, nie pisałem o wielu kobietach. Możesz zerknąć do moich starszych tekstów, tam są historie, poza "Punktem widzenia" podobno. Inna sprawa, że na tym portalu fabuła jest dość wąsko rozumiana, a kiedy mam pomysł na kształt tekstu, nie lubię iść na kompromisy, standardowo też nie korzystam z betowania. Ma to swoje plusy i minusy.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Ba­ilo­ut – faktycznie mój błąd, jest – też mam problem z kobietą :) Wybacz.

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Hej!

 

Nie będę ściemniał, Bail, i powiem na wstępie, że okrutnie się zmęczyłem lekturą Twojego opowiadania. Zmęczyło mnie fabularnie, zmęczyło też technicznie, ale po kolei.

Zacznijmy od fabuły i bohatera. Jak rozumiem, chciałeś pokazać protagonistę borykającego się z czymś, co jest chyba depresją, choć początkowo celowałem w jakieś hikikomori albo inną tego typu przypadłość. Ja naprawdę rozumiem, że ta beznadzieja bijąca z myśli bohatera ma mi przybliżyć to, z czym on walczy, ale zapewnianie mnie co i rusz, że on się boi, zamiast mnie wkręcić i pokazać ten jego weltshmerz – męczy. Jest tego za dużo. I choć podskórnie czuję, że osoba w takim stanie może mieć cały czas takie myśli, jakie Ty przedstawiasz, że może się zawieszać na swoim cierpieniu i o niczym innym nie myśleć, to ja – czytelnik – mam jednocześnie nieodparte wrażenie, że choć przekaz jest właściwy, to ubranie go w taki garnitur słów zupełnie do mnie nie trafia, tylko przechodzi gdzieś bokiem. Pojawienie się żabola (fan Górnika Zabrze? ;)) trochę łagodzi to wcześniejsze nagromadzenie depresji, wprowadza też element fantastyczny, gdzieś pcha protagonistę, każe mu się zastanawiać – to zdecydowanie plus, tym bardziej, że udanie wplatasz w słowa i myśli postaci kilka celnych spostrzeżeń.

To teraz jeszcze tylko kilka słów o kompozycji. Ona mi się podoba, pasuje do tego tekstu, w szczególności te didaskalia – nie didaskalia. Dobrą robotę w budowaniu konkretnych wrażeń u odbiorców robią też krótkie, szorstkie jak betonowe bloczki, zdania. Tak, to naprawdę jest fajne, bo pasuje. A jednocześnie to niefajne, bo pasuje do tekstu, ale nie pasuje do mojego dobioru. Jakby Ci to… Zmęczyłeś mnie fabularnie, a te pasujące do fabuły technikalia sprawiły, że zmęczyłem się jeszcze bardziej. Inaczej: gdyby mi fabuła siadła, to piałbym z zachwytu nad kompozycją. Ale niestety fabuła nie siadła, więc zamiast kogucich okrzyków było zgrzytanie zębami.

Po lekturze komentarzy muszę się też zgodzić z gravel w co najmniej jednej kwestii: rozmowy z żabolem to strumień świadomości, bo – jak rozumiem – żabol jest projekcją, więc bohater gada z samym sobą, uświadamiając sobie to i owo. Żabol wydaje mi się być dla protagonisty takim wentylem, przez który Konrad spuszcza powietrze z balonika cierpienia, a przy okazji zielona istotka działa w charakterze zdrowego osądu, takiego konradowego uświadamiacza celowości/bezcelowości podejmowanych przez niego działań.

Reasumując: Twój tekst ma coś w sobie, ale to coś nie jest dla mnie. Może jest dla Jima, może dla Caerna, ale nie dla mnie. Niestety piórkowo będę na NIE – i zdaje sobie sprawę, że moja decyzja jest całkowicie podyktowana subiektywnym odbiorem, przez co może być krzywdząca, jednak nawet jakby, to przynajmniej zgodna z moim sumieniem.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Nie wiadomo czy zielony jest projekcją. OK, nie siadło, ale przynajmniej wymęczyło. Fajnie, że tekst subiektywnie do jednych trafia, do innych mniej, taki właśnie miał być, wszystkich nie zadowolisz. To jak np. z “Grą w klasy” (nie żebym aspirował do jej poziomu na tym etapie) – jeśli poczujesz tę powieść, to ją zassiesz, jeśli zaczniesz intelektualizować, to się zakopiesz. Również pozdrawiam i dzięki za przeczytanie.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Cześć!

 

Wracam z komentarzem po kilku dniach. Opko zdecydowanie zapadło w pamięć, trudno przejść obojętnie obok cierpień, których doświadcza bohater. Momentami jest – imho, nie znam tematu z własnego doświadczenia – blisko przejaskrawienia, ale wszystko wciąż trzyma się kupy. Bohater nie stacza się w otchłań użalania się nad sobą, zachowując osobliwy kontakt z rzeczywistością, dzięki czemu całość wybrzmiewa.

Dialogi z zielonym są świetne, na swój sposób szokujące jak i (w pewnym sensie zabawne), ale dopiero dzięki nim mogłem w pełni widzieć świat oczami bohatera. Nie rozumie kompletnie jego perspektywy, ale kupuję ją, akceptuję punkt widzenia, spójnie i przekonująco ją pokazałeś. Brawo!

Jedyny właściwie zarzut, jaki mam do tekstu, to brak fantastyki. Długo się z tym biłem i analizowałem, ale finalnie widzę to jako obraz świata wewnętrznego osoby z depresją, nie kupuję całości jako realizmu magicznego. Rozumiem, że głównymi jego elementami są zielony i końcówka, która jest zdecydowanie niejednoznaczna, ale dla mnie to są jedynie rozgrywki bohatera z własną głową. Dlatego piórkowo będę na NIE, co nie zmienia faktu że lektura całkiem mi się podobała a kreacja postaci pozostanie w głowie na dłużej.

 

2P dla Ciebie: Pozdrawiam i Powodzenia! 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Literacko interesujące. Łączysz reporterski styl relacji z realizmem magicznym i wychodzi faktycznie dobrze. Opko jest prawdziwe, to znaczy wiesz, o czym piszesz. To drugi plus. Realizm magiczny jest, przynajmniej dla mnie, subtelną odmianą fantastyki, więc jej braku czepiać się nie będę, tym bardziej, że dla bohatera to cóś jest jak najbardziej prawdziwe, i potrafisz mnie, czytelnika, o tym przekonać.

Dobry tekst, odmienny od tego, co się zazwyczaj spotyka na portalu, ale może właśnie dlatego zyskał uznanie i nominację.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

A kto to przyszedł? Niszczyciel dziecięcych uśmiechów?

 

Czuję ból wnętrzności. Wchodzi.

Ból wchodzi?

 

daj mi spokój, chcę zniknąć, zapaść się w sobie. Dlaczego mi się to przytrafia? Wiem, że nikt mi nie pomoże.

Trzy razy „mi” w jednym akapicie to lekka przesada.

 

Jest mi cholernie zimno. I zaraz: Jest tu strasznie zimno.

Okej, rozumiemy, jest zimno. Nie ma sensu powtarzać.

 

Mam problemy z krążeniem.

A z czym ty nie masz problemów, biedna istoto…

 

Gapię się na. Niego?

Ryju, tak się tego nie opisuje. Nie można kończyć na „gapię się na”. Jeśli nie wiem, na co się gapię, to chociaż daję wielokropek. Gapię się na… niego?

A w ogóle, Boże w niebiesiech, jakież tu jest przeogromne stężenie zaimków. Gdyby mierzyć je w procentach, opowiadaniem można by się solidnie upić.

 

Kto mnie skopał? Wkurzony, skopany pies.

Skopał mnie pies? W dodatku skopany pies. Musiał się odegrać. To jakiś łańcuszek kopania?

 

Zastanawianie się nad sensem tego. Po cholerę? Co powiedział.

Znaczy się… co?

 

Tak. Milczy. Patrzę na. Rzekę. Na. Niech nie. Pustka. Spokój? Strach.

Kropki. Kropki? Niezrozumienie. Zero zrozumienia.

 

Pomysł spoko (90% krytycznych komentarzy tak twierdzi), ale w miarę czytania było coraz trudniej. Narracja się rozpada, zupełnie jak osobowość bohatera. To pewnie jakaś metafora, ale nie zmienia ona faktu, że opowiadanie męczy, mocno. A jest krótkie. I te pseudozdania składające się z jednego słowa…

 

Chyba wyszedłeś z wprawy. Zasadniczo nie podobało mi się, ale jeśli wrócisz do pisania, to może będzie lepiej.

 

Pozdróweczka.

Precz z sygnaturkami.

@Krar

Dzięki za kolejny komentarz i uczciwe postawienie sprawy ;)

 

@Irka

Dziękuję za opinię. To miał być właśnie nietypowy tekst i sądząc po komentarzach typu (w ogromnym uproszczeniu ;) ) love/hate, myślę, że spełnił swoją rolę.

 

@Niebieski

Nie zniszczyłeś żadnego uśmiechu. Nie zmieniłbym tego tekstu, kosztem braku piórka, zaimkozy, podmiotu widmo itd.. Czasem trzeba złamać zasady i tu tak musiało być. Trafiłeś do grupy “wymęczyło”, mogę wyrazić współczucie. 

I nie, nie wyszedłem z wprawy, przeciwnie. 90% tego opowiadania powstała ćwierć wieku temu. Natomiast z kilku powodów wyszlifowałem ten tekst tylko w minimalnym stopniu. Głównym jest to, że trafienie do osób, które mogłyby odnieść tę sytuację do siebie, było ważniejsze od strony literackiej.

Tak czy inaczej, dzięki za cenną opinię.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

90% tego opowiadania powstała ćwierć wieku temu.

Wow, tekst z historią yes

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Sorry, Winnetou, ale będę na NIE.

Ja też mam problem z fantastyką. Może tu jest, a może nie. Ale jeśli nawet jest, to nie wytrzymuje mojej brzytwy, bo (przy mojej interpretacji końcówki) na wydarzenia zbytnio nie wpłynęła.

Zgadzam się z przedpiścami – tekst męczy. Zgadzam się również, że styl dobrze pasuje do treści. Za to plus, chociaż to staccato krótkich zdań też męczy. No, ale taka to już męcząca tematyka.

Ważna społecznie, acz nietrafiająca do mnie – depresja, samobójstwo. Chcę się trzymać jak najdalej od tych zjawisk, czego i Tobie życzę. Innym też.

Mam wrażenie, że sama piszę ten komentarz krótkimi zdaniami. Uznajmy to za oznakę, że trafiłeś tekstem, że coś z niego we w mnie zostało. Beż urazy, ale mam nadzieję, że nie na długo.

Babska logika rządzi!

Biedna Finkla, wszyscy tu takie męczące, depresyjne teksty ostatnio piszo :)

 

W ponownym czytaniu – nadal tekst do mnie przemawia.

Powtórzę i nieco uzupełnię, to co wyraziłem już w poprzednim komentarzu, Bailout ukazuje tu bardzo udanie wewnętrzne zmagania głównego bohatera z codziennym życiem, jego emocjonalne wahania i próby zrozumienia samego siebie. Autor w wyrazisty sposób oddaje na przykład monotonię niedzielnego poranka, która przerywana jest chwilami refleksji, próbą masturbacji, a następnie spontanicznym wyjściem na spacer nad rzekę.

Ton tekstu jest dość surowy i nihilistyczny, co może być rzeczywiście wyzwaniem ale jednocześnie jest bardzo autentyczne.

Narrator, choć uczestniczy w życiu codziennym, wydaje się być przytłoczony rutyną i brakiem sensu w podejmowanych działaniach.

Język użyty w tekście jest prosty i bezpośredni, co pomaga w oddaniu tonu rozmyślań bohatera. Zastosowanie potocznych zwrotów dodaje autentyczności opisom, ale jednocześnie może sprawić, że tekst jest trudny w odbiorze dla osób, które preferują bardziej subtelne czytanie.

Ostatnie zdania pozostawiają nam dość dużą swobodę interpretacji (samobójstwo – albo wręcz przeciwnie – pogodzenie się z sobą, uczucie szczęścia i swobody).

Opowiadanie ma pewną głębię emocjonalną i z pewnością różni się od tych, które zwykle są zamieszczane na portalu – ale jak dla mnie, wyjście poza schemat – na plus.

 

entropia nigdy nie maleje

No. I jeszcze międlą uczucia, jakby było w nich coś ciekawego… ;-)

Babska logika rządzi!

XD

Taaa… uczucia – fuj :)

entropia nigdy nie maleje

PIÓRKOWO, od razu powiem, będę na NIE. Nie do końca przekonuje mnie przede wszystkim stylistyka – na plus to, ze bardzo widać, że wybrana jest świadomie i prowadzona konsekwentnie, ale dla mnie, od pewnego momentu, literacko trochę nużąca.

Natomiast – to jest tekst trafiony psychologicznie, pokazujący, że masz, jako pisarz, po pierwsze – zrozumienie dla pewnych ludzkich zachowań, po drugie – umiejętność z jednej strony ubierania ich w słowa, z drugiej – czynienia z nich naturalnej części opowieści. To jest cenne, rzadkie i niełatwe – więc nawet choć stylistycznie ten tekst mi do najlepszych na portalu nie pasuje, to nie znaczy, że znalazłam w nim czegoś cennego i ważnego.

ninedin.home.blog

@Finkla

Dzięki za cenną opinię. Nie zgadzam się, że emocje nie są ciekawe. Są fascynujące i staram się, żeby moim znakiem firmowym było trafne przekazywanie ich, co nie jest takie łatwe. Czym byliby ludzie bez emocji?

 

@Nin

Piórko piórkiem, ale fajnie było przeczytać tyle ciekawych i przydatnych komentarzy. W zasadzie Twoja opinia utwierdza mnie w przekonaniu, że to opowiadanie jest takie, jakie chciałem, żeby było, z całym swoim dobrodziejstwem inwentarza.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Czym byliby ludzie bez emocji?

Rozsądnymi bytami? Automatami właściwie. Ale nie jestem pewna, czy byłaby to zmiana na plus, czy na minus.

Babska logika rządzi!

Nie wiem czy głupcy bez emocji byliby rozsądni, raczej na chłodno zachowywaliby się głupio

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Temat robi się ciekawy… Wydaje mi się, że ludzie przeważnie kierują się emocjami; strachem, miłością, ciekawością itp. Gdyby ich nie było, to ja widzę dwie opcje przy podejmowaniu decyzji: albo losowo, albo na podstawie jakiegoś algorytmu. I nie wyobrażam sobie, że ktoś wolałby podejmować istotne decyzje (wybór szkoły, pracy, partnera, kupno mieszkania) losowo niż w oparciu o jakąś tam funkcję celu. Losowość można zostawić przy nieistotnych drobiazgach – na spacer do parku czy nad rzekę, zadzwonić do osoby A czy B, na deser ciastko czy lody…

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka