- Opowiadanie: dawidiq150 - Zguba

Zguba

Hej!! Moi rodzice wpadli na pomysł bym napisał bajkę dla ich wnuczek, a moich bratanic. Miała być to krótka opowieść o ich kocie który zgubił się a potem odnalazł. Udało mi się coś wymyślić i napisać :)

 

Proszę komentujcie!! Mile widziane jakieś rady tekst jeszcze nie został dziewczynkom przeczytany.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Zguba

 Mam na imię Neo i jestem kotem. Takim domowym, nie dzikim. Posiadam puszystą czarną sierść, ostre pazury i przenikliwe zielone oczy, to są moje atrybuty, jeśli chodzi o mój charakter, to jest bardzo trudny, potrafię z byle powodu podrapać nawet najbliższą mi osobę.

Od młodości mieszkam w domu prywatnym, gdzie opiekuje się mną sympatyczna rodzina. Niczego mi nie brakuje i muszę powiedzieć, że bardzo się rozleniwiłem, nie pamiętam nawet kiedy ostatni raz polowałem na mysz.

Żyjąc już na tym świecie pięć lat, zrozumiałem wiele spraw. Na przykład to, że na miłość nie należy odpowiadać obojętnością. Nauczyło mnie tego życie poprzez bardzo mocne, traumatyczne doświadczenie.

Pewnego razu w ciepły, słoneczny dzień spacerowałem po trawniku blisko domu, gdzie są huśtawki, piaskownica i drewniany domek na drzewie. Nagle zauważyłem cudowną kotkę, gdzieś biegnącą. Nie miałem pojęcia gdzie, po co i dlaczego to nie miało w tamtej chwili dla mnie znaczenia. Była wspaniała; jej rude futro błyszczało w słońcu, ruchy były pełne wdzięku. Cudownie poruszała wąsami. A gdy popatrzyła w moją stronę i nasze spojrzenia się spotkały, poczułem jakby czas się zatrzymał. Potem jej spojrzenie zmieniło się z ostrzegawczego na figlarne. Podeszła do mnie i zamruczała:

– Witaj czarnulku, co tak się we mnie wpatrujesz?

Myśli kotłowały się w mojej głowie z szybkością samochodu, bo chciałem wymruczeć coś takiego, żeby zechciała się ze mną zaprzyjaźnić.

– Nigdy nie widziałem takiej piękności – zamruczałem nieśmiało – Masz futro o wspaniałych barwach.

– Komplemenciarz – zamiauczała, widziałem, że jest zadowolona – chodź pobiegamy trochę razem po okolicy.

I pobiegliśmy mrucząc o różnych sprawach. Zanim się zorientowałem, ściemniło się. Pożegnałem moją nową znajomą i umówiwszy się na jutro, na jak to nazwała „owadzi deser” rozeszliśmy się do swoich domów.

Następnego dnia, gdy słońce było wysoko, my hasaliśmy po łące polując na takie przysmaki jak świerszcze i trzmiele. Wracając dla zabawy przebiegałem przechodniom ulicę i głośno miauczęliśmy ze śmiechu, widząc reakcję ludzi. Wspólnie spędzony czas zbliżał nas do siebie.

I tak działo się przez kilkanaście kolejnych dni. Aż „Rudzia” – bo tak miała na imię – wymruczała mi miłość.

Odmruczałem jej to samo. I wtedy ona miauknęła o czymś, co mnie bardzo zasmuciło.

– Ci u których mieszkam przeprowadzają się w inne miejsce. Chcę byś pojechał ze mną.

– Ale ja mam swoich opiekunów, do których jestem przywiązany – odmruczałem i bardzo zasmucony spuściłem głowę.

– W takim razie musisz wybrać; albo oni, albo ja – wymruczała równie smutno.

– Zastanowię się i jutro dam ci odpowiedź – zamruczałem.

W nocy nie zmrużyłem oka. Byłem rozdarty i momentami bliski płaczu. Gdy na zewnątrz zaczynało robić się jasno, decyzja była podjęta. Wybrałem moją „Rudzie”.

Gdy wymiauczałem jej później, że z nią chcę spędzić życie i, że pojadę z nią choćby na koniec świata, czule polizała mnie po pysku, czego jeszcze nie robiła nigdy. Byliśmy szczęśliwi.

 

&&&

 

Opiekuni „Rudzi” wynajęli firmę przewozową, dzięki czemu przetransportowanie mnie przestało być problemem. Wskoczyłem niepostrzeżenie do ciężarówki i ukryłem się za meblami.

Podróż nie trwała długo, najwyżej pół godziny. Gdy drzwi się otwarły uciekłem na zewnątrz. Chwilę później byłem już z „Rudzią”.

– Znajdę dla ciebie jakieś miejsce do spania – podjęła ważny temat – może w piwnicy, albo na strychu.

Tego dnia jednak spałem pod drzewem. Następnego dnia „Rudzia” wymruczała:

– Dzisiaj pokażę ci mój nowy dom, tylko jak wszyscy wyjdą.

Nadszedł czas, kiedy gospodarze gdzieś wyjechali, zapewne w sprawach dotyczących remontu. Weszliśmy do środka mieszkania przez uchylone okno na ganku.

„Rudzia” pokazywała mi gdzie jest jej miejsce do spania. Potem weszliśmy do salonu i wtedy zobaczyłem coś, co tak mnie przeraziło, że głośno zapiszczałem a wszystkie włosy stanęły mi dęba. Przy ścianie ujrzałem zwisające bez życia z sufitu zwierzęta. Byli tam mieszkańcy lasu: dzik, jeleń, sarna, a później małpa. A na końcu najgorsze, kot! Dużo większy ode mnie, jego sierść miała żółty kolor z czarnymi kropkami, lecz bez wątpliwości był to mój krewniak.

Ze strachu się zsikałem. Nagle klucz w drzwiach wejściowych chrzęstnął. To gospodarz po coś wrócił.

– Lepiej uciekaj – mruknęła do mnie „Rudzia”

Czmychnąłem więc, a za mną usłyszałem krzyk oburzenia i szybkie kroki. Potem głośny huk, który sprawił, że niemal stanęło mi serce. I poczułem ból w łapie. Odrzuciło mnie, ale pod wpływem strachu uciekałem naprawdę szybko. I udało mi się przeżyć.

„Jakże ja byłem głupi” – żałowałem. Miałem wszystko; bliskich, którzy się mną opiekowali, ciepły kąt, byłem kochany. A mimo to podstąpiłem tak samolubnie.

Uciekłem daleko od tego domu, w którym znajdowały się przerażające martwe zwierzęta. Potem jeszcze długo miałem z nimi koszmary. Uciekłem od „Rudzi”.

Zwinąłem się w kłębek przy drodze i płakałem głośno, liżąc zranioną nogę. Mijały godziny. Wtedy pomyślałem, że może moi właściciele mi przebaczą i przyjmą mnie z powrotem.

Szedłem kuśtykając wzdłuż drogi. Dobrze, że zapamiętałem, w którą stronę mam się kierować. Trwało to długo, ale jakaż wielka była moja radość, jak ujrzałem znajomy kościół. Dalej już trafiłem bez problemu.

Z okna domu pierwsza dostrzegła mnie Basia.

– Neo wrócił! – krzyknęła i zaraz wybiegła na zewnątrz. Po chwili wszyscy otoczyli mnie i zaczęli tulić i badać moją ranę. Nigdy nie czułem się szczęśliwszy. Mruczałem i łasiłem się tak naprawdę nie wiedziałem jak mam się zachować by pokazać im, że ich kocham.

Wiedziałem, że już ich nigdy nie opuszczę.

Koniec

Komentarze

Hmmm. Nie jestem pewna, dla jakiego wieku pisałeś to opowiadanie. Bo z jednej strony fabuła jest prosta, chyba mniej więcej jak dla młodszych przedszkolaków, ale z drugiej – momentami używasz trudnych słów (atrybuty, traumatyczny) i zahaczasz o polowanie na zwierzęta… No, nie wiem, w co celowałeś.

– Komplemenciarz – zamiałczała, widziałem, że jest zadowolona – choć pobiegamy trochę razem po okolicy.

Koty miauczą, miał to może być od węgla. I jest różnica między “choć” a “chodź”.

Babska logika rządzi!

Dzięki,

 

miałem na uwadze, że piszę trudne wyrazy, chodziło tu o wartość dydaktyczną. Dzięki za wskazanie błędów.

Jestem niepełnosprawny...

Przyjemna historia. Nie znam się na dzieciach, ale mam wrażenie, że im się spodoba. 

Przyczepił bym się za to do jednej rzeczy. Historia jest opowiedziana przez kota i nie sądzę, żeby on zdawał sobie sprawę co to piaskowica, samochód, czy remont. Nawet jeśli rozumie ludzką mowę, to pewnie inaczej podchodzi do niektórych rzeczy. To kwestia techniczna i łatwo ją poprawić, a trochę burzy wizję, bo Neo wydawał mi się zbyt ludzki. Może właśnie taki efekt chciałeś osiągnąć, ale ja bym bardziej użył kocich zwrotów. Trochę się pobawił językiem i po nazywał nasze codzienne rzeczy, tak jakby je nazwał kot. Pierwsza książka, która mi przychodzi, gdy jest mowa o spojrzeniu na świat przez kota to Wojownicy (może to tasiemiec, ale ja swego czasu dobrze się bawiłem) tam było to fajnie zrobione. 

 

Pozdrawiam :)) 

Kto wie? >;

Dzięki!!!

 

Przyczepił bym się za to do jednej rzeczy. Historia jest opowiedziana przez kota i nie sądzę, żeby on zdawał sobie sprawę co to piaskowica, samochód, czy remont.

Oczywiście był to dla mnie problem. Postanowiłem, że w bajce takie coś przejdzie :) Ale na pewno pomyślę, bo to trafne stwierdzenie, że mój kot jest za bardzo “ludzki”. :)

Jestem niepełnosprawny...

Oooo! Piaskownica jako “ogromna kuweta” wygląda zabawnie.

Babska logika rządzi!

Finkla :) możliwe, że to wykorzystam. Dobre!

Jestem niepełnosprawny...

Cześć dawidiq150.

Przyjemnie się czytało, nie jest to złe opowiadanie. Czytałem wcześniej jeden twój tekst, widać że się rozwijasz. Dzieci raczej tego nie kupią, bo za dużo w nim ,,miłości’’, no może starszym się to spodoba. Co do tego ,,choć’’, to może tak się mówi po śląsku, wiem że jest wyraz ,,ino’’:).

Pozdrawiam.

Feniks 103.

audaces fortuna iuvat

Najważniejszy będzie komentarz dzieci. Nasze zdanie, dorosłych, ma w tym wypadku mniejszą wagę. :)

Hej, hej,

 

Zgadzam się z Koalą, poczekajmy na opinię dzieci. Daj znać Dawidzie, jakie był odbiór młodszych czytelników.

 

Pozdrawiam serdecznie!

Che mi sento di morir

Hej feniks103

Podziwiam cię, że pamiętasz któreś moje opowiadanie. Zdarza mi się, że kojarzę kogoś kogo już kiedyś komentowałem ale nie pamiętam jak to wyszło:) 

Dzięki!:)

 

Koala75

dzięki!

 

BasementKey

OK :)

 

To się okaże w środę wieczorem. Moi rodzice i ja poszliśmy dalej; to opowiadanie jest dla jednej dziewczynki a drugie będzie dla jej siostry. Nie wiem czy się uda bo muszę to drugie napisać a nawet nie zacząłem. Mam czas 48 godzin :)

Jestem niepełnosprawny...

Skoro widział tę kotkę, to raczej wiedział GDZIE jest. Natomiast nie wiedział, jak sądzę, DOKĄD biegnie.

@Skryty – przyczepiłbym się. Pisownia łączna.

po nazywał – ponazywał. J.w.

Fajna historyjka, myślę, że dobra dla dzieci – choć trzeba by, jak słusznie zauważyła Finkla, chyba wyrzucić te trudniejsze słówka.

grzelulukas dzięki :) To cieszy jak jest dobra opinia :DDD

 

pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Nowa Fantastyka