- Opowiadanie: Mesembri - Wspólny wróg

Wspólny wróg

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Wspólny wróg

– Alfa, Sierra, Sierra, sześć-dwa-dwa. Przyjąłem. Bez odbioru. 

Uzyskawszy zgodę na lądowanie, Jonathan gładko posadził testowego F-99. Pod hangarem zebrano kolumny opancerzonych pojazdów. Kołując, dostrzegł też tysiące ludzi. Więcej niż zwykle. Widział całą armię, zebraną tuż pod granicą znienawidzonego sąsiada.

 – Kapitanie Navarro, proszę ze mną. – Usłyszał w słuchawkach. – Jesteśmy gotowi do inwazji.

 Wiedział, na co się pisze, zaciągając się do wojska. Cały czas zadawał sobie jednak pytanie: dlaczego ludzie nie potrafią żyć w zgodzie?

 

*

 

 – Marszalat Vin-Au-Xer na linii siódmej.

 – Daj go na ekran, Sher.

 Poprawił suwidyksy swojej pierzgałki i stanął przed otreonorem. Zerknął raz jeszcze na fuliwaks – wszystko się zgadzało. Do trzeciej planety w układzie powinni dotrzeć za dwa khrekany. To wystarczająco dużo czasu do ponownego sprawdzenia, czy wszystko idzie jak należy. 

 A także, do co najmniej kilku kontroli ze strony Burdygrelu. Tego rodzaju przedsięwzięcia planowało się na dekady, setki bukhrekanów wcześniej. Do jego załogi należało postawienie kropki nad szremem. Są buratką na krufie. 

 

*

 

 – Ajkel-ajkel, marszalacie. Wizygrot Leumkin melduje się na posterunku cztery-dwa.

 – Bajkel-najkel, wizygrocie. Proszę o raport z działań. 

 – Jesteśmy gotowi. Dzisiaj wyłączyliśmy kamuflaż. Jeśli nasze informacje na temat ich rozwoju technologicznego są prawidłowe – a wiemy, że są – powinni nas wykryć w ciągu jednego khrekana. 

 Vin-Au-Xer podrapał się po brzedce. Wypustki kreobali zafalowały majestatycznie pod nejmużną, a jeden nawet delikatnie się wysunął. Marszalat intensywnie nad czymś myślał.

 – Który ze scenariuszy wybrałeś?

Wizygrot uśmiechnął się. Teraz i jego kreobale zaczęły drżeć. 

 – Jedenasty. 

 Kreobale marszalata zamilkły, by po chwili wydać potworny jęk. Maszyneria otreonoru zdążyła go wytłumić, zanim osiągnął krytyczne natężenie. 

 – Wizygrocie, nie stosowaliśmy go od, bez mała, stu werniksów. Ufam całkowicie twojemu osądowi, ale muszę wiedzieć – czy to kwestia jakiegoś przeoczenia naszych zwiadowców? 

 – Nie, marszalacie. Wprost przeciwnie. Na razie nie doszło do zwiększenia aktywności meleskolowej, ale nasi zwiadowcy sugerują, że zanim ich planeta wykona kolejny obrót…

 – … nie będzie czego zbierać.

 – Tak, marszalacie.

 – Rozumiem. Cóż. Odezwę się na pół targana przed akcją. Powodzenia!

 

*

 

 – … niezidentyfikowane obiekty pojawiły się nad największymi miastami …

 – … służby donoszą o milionach ofiar w pierwszych minutach …

 – … Chicago, Londyn, Delhi, Pekin, wszędzie obraz jest ten sam – chaos, panika, dantejskie sceny …

 – … ludzie mówią o końcu świata …

 Szandor skakał po kanałach, ale na każdym gadające głowy relacjonowały to samo. Nie mógł znaleźć niczego do pooglądania. Podrapał się po łysinie, choć wcale go nie swędziała. Uwierał go za to mózg, w który nie mógł się nijak podrapać – na oczach jego i miliardów innych ludzi dochodziło do scen rodem z filmów katastroficznych. Powieści science-fiction. Snów, koszmarów.

Westchnął. Nic na to nie poradzi. Z resztą, niech to wszystko idzie w cholerę.

 Dopił piwo. Nie zdążył otworzyć następnego. 

 

*

 

 Aleks od tygodnia nie mógł się skontaktować z Szandorem. Martwił się, że przyjaciel zginął w inwazji, ale podejrzewał, że najpierw zapijał smutki, a potem opijał zwycięstwo.

 Rozejrzał się. Budynki wręcz trzęsły się od harmidru, wywołanego tysiącami fetujących mieszkańców. Cała ludzkość świętowała, gdzie tylko się dało. 

Kierując się do domu, minął reporterkę jednej z telewizji i usłyszał:

 – … doprowadziła do tego seria nieprawdopodobnych, bohaterskich czynów ludzi z każdego zakątka globu …

 Jeszcze miesiąc temu nie wyobrażał sobie podać ręki komukolwiek ze Wschodu. Teraz odczuwał więź z każdym człowiekiem. I wiedział, że oni czują to samo. 

 A Szandor kiedyś oddzwoni. Gdy wytrzeźwieje.

 

*

 

 Obchody Wielkiego Zwycięstwa trwały wiele dni. Ku zaskoczeniu politycznych obserwatorów, ale też ku ich uciesze, zwieńczone zostało podpisaniem traktatu o Federacji. Jedynie twardogłowi wojskowi odczuwali zawód. Tyle lat zbrojeń, przygotowań, treningów, a nieprędko znów zobaczą swoje zabawki w akcji.

 Bezgraniczny kosmos w jednej chwili się skurczył, a idące stamtąd zagrożenia, stały się namacalne. W obliczu możliwej odsieczy wroga – lub wrogów – uznano, że nie było innego wyjścia.

 Po raz pierwszy w historii, ludzkość się zjednoczyła. 

 

*

 

 – Raport.

 – Realizacja zgodna z planem. Pełna symulacja inwazji, zbiegiem okoliczności i łutem szczęścia odparta przez wytężony wysiłek wszystkich grup zamieszkujących tę planetę. 

 – Doskonale. A jaki przekaz dominuje na powierzchni?

 – Mówią o milionowych ofiarach.

 – Milionowych?!

– Marszalacie, nie zabiliśmy nikogo. To nie scenariusz trzynasty, a jedynie symulacja. Drastyczna, choć niezbędna, jak uznał Geworat. 

 – To jednak dość niepokojące. Taka reakcja…

 – Prognozy są jednak optymistyczne. – Wszedł mu w słowo, czego nie zwykł był robić, ale nie mógł dopuścić do rozwinięcia tej myśli. – Ich propaganda mogła się nawet przysłużyć naszemu celowi. W krótkim czasie powinni zapomnieć o swoich sporach i zjednoczyć się przeciwko zagrożeniu z kosmosu. 

 – Wyśmienicie. Pozostańcie tam jeszcze kilka vretaków, oczekuję pełnego raportu przed opuszczeniem układu. 

 – Oczywiście. 

 

Później

 

 – Marszalacie, niezidentyfikowany obiekt wyskoczył z nadprzestrzeni.

 – Na otreonor.

 Przyjrzał się jego budowie. Zdawała się niezwykle toporna, wręcz prymitywna. Zupełnie, jakby posiadaczom okrętu przez przypadek udało się odkryć sekret podróży międzygwiezdnych, a okręt zbudowali z tego, co akurat było pod rzupką. Podrapał się po szyi; muszą w końcu rozwiązać problem kreobali, zdążył pomyśleć, zanim oślepił go błysk i upadł na ziemię.

 

*

 

 – Kapitanie, jesteśmy na miejscu.

 – Identyfikacja?

 – Pozytywna.

 Stanął na baczność i krzyknął.

 – Strzelać, czym tylko macie!

 

*

 

 Ocknął się. Pierwszym, co dotarło do jego świadomości był fakt, że strasznie bolała go głowa. W uchajkach mu buczało, jakby wpadł w rój kleryszy. Alarm wrzeszczał jednostajnie, a jego zielona barwa przebijała się przez kłęby dymu, spowijające cały mostek. Dostrzegł kilka postaci – wyglądały absurdalnie. Białe, dość tęgie, pokracznie się poruszające. Dysponowały podłużnymi, metalowymi urządzeniami przymocowanymi do czegoś, co wyglądało jak abstrakcyjna wersja rzupek, ale symetrycznie rozłożonych po jednej po każdej stronie ciała; dłuższe rzupki, również dwie, zdawały się służyć im do przemieszczania się. Głowy były okrągłe, a narząd wzroku pojedynczy, czarny, zajmujący większą część czaszki. Nigdy nie widział takich istot. 

 Jedna z postaci stanęła nad nim i zaczęła szeleścić. Druga odpowiedziała tym samym. Poczuł kopniaka, aż mu grezutki stężały. Podnieśli go i po chwili rzucili pod przepierzenie. Wciąż słyszał dochodzące z korytarza strzały. Jeden z agresorów znów coś wyszeleścił, drugi szczeknął i jego świat się skończył.

 

*

 

 – Kapitanie, okręt jest nasz. 

 – Żadnych jeńców?

 – Żadnych.

 – Doskonale.

 Kapitan odsapnął i przymknął oczy. Po tysiącu lat, zemsta się dokonała. Pomścił ludzkość.

 

*

 

 Sto lat świetlnych dalej, urzędnik Geworatu popijał gorącą fiokę, gdy na wytreonorze pojawił się komunikat o nowym zgłoszeniu. Westchnąwszy, otworzył go. Okręt Feneka zniszczony, załoga wymordowana. Zgodnie z procedurą, włączył pełne skanowanie. Po chwili system odnalazł i zidentyfikował istoty odpowiedzialne za ten barbarzyński akt.

Włączył spis gatunków, odszukał odpowiedzialny za masakrę i zaznaczył przy nim „Misja zaprzepaszczona. Brak nadziei”. W programie pojawiła się smutna animacja. Zamknął ticket i poszedł coś zjeść.

Koniec

Komentarze

Coś mi tu nie pasuje. Koleś się zaciągnął do wojska i w kolejnym zdaniu piszesz, że zastanawia się, dlaczego ludzie nie potrafią żyć ze sobą w zgodzie. Czyli bohater sam się wybrał do woja, i ma dylematy moralne, dlaczego ludzkość walczy? Bardziej wiarygodny by był w takim razie, gdyby rzucił karabinem w łeb któremuś z generalicji. Trochę zaburzały płynność podczas czytania obce nazwy, które wymyśliłeś, i nie chodzi o to, że nie powinno ich być, bo to w końcu sf, ale tego było za dużo. Używanie słów, które autor wymyślił na potrzeby tekstu, bez wyjaśnienia co oznaczają, mija się z celem, ponieważ momentami nie wiedziałem o czym jest mowa. Np. Wypustki kreobali zafalowały majestatycznie pod nejmużną, a jeden nawet delikatnie się wysunął. – i jak bez rozwinięcia o czym jest mowa, mam zrozumieć co to są kreobale lub nejmużna? 

Poza tym, całkiem fajnie. Pozdrawiam.

@Hesket – bywają i tacy ;) https://youtu.be/bK6hFk8jtvo?si=-9RaF_akcaj4CU1b Chęć walki w czasie pokoju raczej nie jest zbyt częstym motywem wstąpienia do wojska profesjonalnego; powody bywają ekonomiczne, patriotyczne, osobiste: https://www.militarytimes.com/news/your-military/2020/04/27/studies-tackle-who-joins-the-military-and-why-but-their-findings-arent-what-many-assume/ Obce słowa są głównie ozdobnikiem, ich desygnaty są bez znaczenia – to tylko szorcik. Tam, gdzie to ma znaczenie, można je wywnioskować (rzupki), również poprzez pozycję syntaktyczną (jednostki czasu, wisienka na torcie etc). Kreobale reagują na emocje, więcej informacji jest nieistotna. ;) Dzięki za komentarz, miłego dzionka!

Obce słowa są głównie ozdobnikiem, ich desygnaty są bez znaczenia – to tylko szorcik

Nie tyle ozdobnikiem, co nic nie znaczą. Zatem nie mają desygnatów niestety…

U Lema to miało sens, natomiast tutaj brzmi jak dawne internacjonalistyczne hasło:

kreobalne rzupki marszalatać se do kupki…

 

wink

dum spiro spero

Do Lema to nawet nie celuję :D 

Doczytałem i wstawiam komentarz, co już jest jakimś progiem jakości smiley Co prawda, przyznaję, zdarzało mi się kawałki raczej omiatać wzrokiem niż dokładnie czytać. Jako przyczynę obstawiam brak ukłonu w stronę zasady “show, don’t tell”. (Albo że jestem stary i nieuważny wink ).

 

Na początku zafiksowałem się na F-99. Raczej nie ciągnie się numeracji aż tak długo. W realu.

A w tekście, zwłaszcza w szorcie? Tu można pochwalić:

4 znaki, a bez długich wyjaśnień dużo treści – samoloty wojskowe z serii F budzą w czytelniku konkretne skojarzenia.

Odległy od dzisiejszych numer wskazuje na przyszłość (choć nie strasznie odległą) i spory postęp technologiczny.

A to lepszy pomysł niż trzymanie się tego, jak to by zrobili naprawdę.

 

Koniec mnie jeszcze zatrzymał fabularnie – coś mocno skłonny do odpuszczania ten obserwator. Tak po jednej wtopie? Ale Autor zna ich lepiej – pewnie tak właśnie mają smiley

 

Motywy khm… klasyczne laugh ale przyzwoicie wykorzystane. Całość jest dobrą wprawką.

 

Pozdrawiam.

The KOT

Hej,

 

Sporo tych nelogozimów, za dużo dla mnie, trudno mi zobaczyć elementy tego świata, jeśli nazwy niczego mi nie mówią (może niektóre powinny, ale jestem tym zbytnio przytłoczony).

 

Poprawił suwidyksy swojej pierzgałki i stanął przed otreonorem. Zerknął raz jeszcze na fuliwaks – wszystko się zgadzało. Do trzeciej planety w układzie powinni dotrzeć za dwa khrekany. To wystarczająco dużo czasu do ponownego sprawdzenia, czy wszystko idzie jak należy. 

 A także, do co najmniej kilku kontroli ze strony Burdygrelu. Tego rodzaju przedsięwzięcia planowało się na dekady, setki bukhrekanów wcześniej. Do jego załogi należało postawienie kropki nad szremem. Są buratką na krufie. 

Trochę też jest to wszystko dla mnie niezrozumiałe, opowieść krąży wokół inwazji z kosmosu, ale nie jestem pewien, czy była to tylko symulacja, czy wojna była prawdziwa.

 

Ale generalnie fajny klimat i podobało mi się, poza tym całym marudzeniem.

 

Pozdrawiam!

 

Che mi sento di morir

Przeczytałam i to wszystko, co czego mogę się przyznać. No, może jeszcze dodam, że niewiele ze Wspólnego wroga pojęłam, albowiem rzecz jest napisana w sposób, który doskonale rozprasza uwagę i szalenie utrudnia zrozumienie.

Choć jest tu sporo usterek, łapanki nie zrobiłam, albowiem zorientowałam się, że raczej do niczego Ci się ona nie przyda. Wspomnę tylko, że irytujące są zbędne półpauzy w zapisie dialogów, utrudniające należyte ich zrozumienie, tudzież zbędne spacje po wielu wielokropkach i przed nimi.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Kolejna nawalanka …  Nie "z resztą", tylko "zresztą".

Hej, Mesembri.

Pewna oryginalność tekstu jest odmianą, może za dużo tylko tych wymyślonych słów. No ale dobrze wiedzieć, że tak też można pisać, wymyślając terminy na określenie różnych pojęć. W zasadzie uważam twój tekst za eksperyment, dlatego trudno mi coś napisać więcej. Poza tym, że jeżeli dobrze zrozumiałem, to ludzkość zjednoczyła się, obawiając się ponownej odsieczy. Odsiecz to chyba przyjście zaatakowanemu z pomocą, więc dlaczego ludzi miała skłonić do zjednoczenia, skoro mogli mieć nadzieję, że ktoś im pomoże. Raczej zjednoczyli się bojąc, że odsiecz nie nadejdzie, albo przynajmniej dlatego, że może nastąpić ponowny atak.

Popraw mnie, jeżeli źle coś zrozumiałem:).

Pozdrawiam.

Feniks 103.

 

audaces fortuna iuvat

W obliczu możliwej odsieczy wroga ← ???

Autorze, zrozumiałem opisaną historię jako test wobec ludzkości, którego ta nie zdała. Czy się mylę?

Postawiłeś przed czytelnikiem próg wejścia nie do przeskoczenia. Te wszystkie neologizmy miałyby sens, gdybyś jakoś wprowadził czytelnika w świat. Wymieszał nowe z czymś, w czym czytelnik może się poruszać, aby zaczął przyjmować to co nieznane.

 

Nie podobała mi się szarpana narracja i akapity po kilka linii, bo to raczej wskazuje na brak pomysłu na jakąś strukturę opowiadania. Część z tych wtrąceń nie ma większego wpływu na fabułę.

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Zapowiadało na się na utopijną opowiastkę o szlachetnej naturze ludzkiej wydobytej z koszmarnie głębokiego ukrycia przez wyższą konieczność obrony przez okrutnymi i bezwzględnymi najeźdźcami z wrogiego kosmosu. Ale przeczucie mnie myliło, z czego jestem zadowolony, choć wyzwanie zinterpretowania zakończenia mnie przerosło. Chociaż nie, może nie tyle przerosło, co rozdarło pomiędzy dwoma wersjami: albo to symulacja światów, gra, w której żyjemy, albo oblany test skutkujący pełną izolacją lub eksterminacją ludzkości. Z tym drugim mam kłopot z powodu wątpliwości co do tego jak Obcy mogli zrobić wiarogodną symulację z ofiarami i zniszczeniami, a jednak bez ofiar i zniszczeń…

Czytałoby się dobrze gdyby nie wypomniany już we wcześniejszych komentarzach chaos językowy. Naprawdę dobrze byłoby, gdyby tekst był bardziej precyzyjny, np. dialogi ziemskiej (jak się domyślam) załogi ścigającej domniemanych zbrodniarzy są zawieszone w pustce.

Czepię się także kilku innych rzeczy.

– Kapitanie Navarro, proszę ze mną. – Usłyszał w słuchawkach.

Właśnie lądował, więc był zapewne jeszcze w samolocie, skoro miał słuchawki na uszach. “proszę za mną” nie ma więc sensu, no bo jak miał podążać za wydającym polecenie. Może “proszę do mnie”?

To wystarczająco dużo czasu do ponownego sprawdzenia, czy wszystko idzie jak należy. 

 A także, do co najmniej kilku kontroli ze strony Burdygrelu.

Te dwa zdania należą do oddzielnych akapitów, ale są związane przez “a także”. A zdanie “To wystarczająco dużo czasu do co najmniej kilku kontroli ze strony Burdygrelu” jest błędne tam, gdzie pogrubione.

Tego rodzaju przedsięwzięcia planowało się na dekady, setki bukhrekanów wcześniej.

A może “Przedsięwzięcia tego rodzaju planowano na dekady”? Widać tu też wspomniany wcześniej bałagan: używasz “dekady”, a słowo później “bukhrekanów”.

Jeśli nasze informacje na temat ich rozwoju technologicznego są prawidłowe – a wiemy, że są –

No to są, czy nie są prawidłowe? Najpierw wprowadzasz wątpliwość, po czym natychmiast ją rozwiewasz. Niepotrzebnie.

nie stosowaliśmy go od, bez mała, stu werniksów.

Oba przecinki są do wywalenia.

ale muszę wiedzieć – czy to kwestia jakiegoś przeoczenia naszych zwiadowców? 

Przecinek w miejsce półpauzy.

Budynki wręcz trzęsły się od harmidru, wywołanego tysiącami fetujących mieszkańców.

Przemyśl, czy “wręcz” jest potrzebne i usuń przecinek.

Cała ludzkość świętowała

Jeszcze miesiąc temu nie wyobrażał sobie podania ręki komukolwiek ze Wschodu.

a idące stamtąd zagrożenia, stały się namacalne.

Przecinek do usunięcia.

W obliczu możliwej odsieczy wroga – lub wrogów – uznano, że nie było innego wyjścia.

 Po raz pierwszy w historii, ludzkość się zjednoczyła.

Domyślam się, że owo “inne wyjście” to zjednoczenie, ale myśl ta jest niefortunnie podzielona pomiędzy akapitami i dodatkowo rozdzielona wtrętem “po raz pierwszy w historii”. Przecinek w drugim zdaniu jest niepotrzebny.

To nie scenariusz trzynasty, a jedynie symulacja.

A nie wspomniany wcześniej jedenasty?

Po tysiącu lat, zemsta się dokonała

Przecinek jest nadmiarowy.

Pomścił ludzkość.

Całą? Nawet jeśli wierzyli w miliony ofiar, to ludzkość jako taka przetrwała.

Sto lat świetlnych dalej, urzędnik Geworatu popijał gorącą fiokę

Po pierwsze dobrze wiedzieć, że rok świetlny to miara uniwersalna. Po drugie przecinek znów do wyrzucenia,

Zamknął ticket i poszedł coś zjeść.

Do mieszaniny polskiego i ufickiego doszedł jeszcze angielski. Po polsku to jest “zgłoszenie”.

Serdecznie pozdrawiam z Bladobłękitnej Kropki, तारान्तरयात्री [tɑːrɑːntərəjɑːtri]

Nie podejmę się oceny tekstu, bo niewiele z niego zrozumiałem. Nawałnica niezrozumiałych wyrazów to jedno, ale chyba najtrudniejsze są te szybkie przeskoki i dialogi, w których trudno było się połapać, kto akurat mówi i do kogo.

Nowa Fantastyka