- Opowiadanie: MARCHEO - Pętla czasu

Pętla czasu

„Pętla czasu” to pierwsza opowieść, którą publikuję na łamach internetowej Fantastyki. Jest to też pierwsza skończona w całości przeze mnie pozycja. Będę wdzięczna za każde słowa krytyki – chcę jak najbardziej rozwijać swoje umiejętności i każda opinia będzie na wagę złota.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Pętla czasu

W zasadzie wszystko odbywało się według nieznanych, ale staranie przemyślanych reguł. Przemyślanych przez kogoś, kto przybył na Ziemię znacznie wcześniej niż żyły gigantyczne jaszczury, czy ludzka pamięć mogła sobie wyobrazić. Współczesnym historykom oraz archeologom, mimo potężnych i imponujących baz danych, po dziś dzień trudno było wyjaśnić skąd z ery kamienia czy marnych narzędzi miedzianych człowiek mógł zrobić niesamowity skok technologiczny, aby sięgnąć gwiazd. Przecież pierwsi ludzie byli tacy słabi, w ogóle głupi i prymitywni. Musiał być ktoś, występujący w roli opiekuna czy rodzica, który powoli, za rączkę, prowadziłby ich w astralny świat. Bo jak inaczej miałoby się to odbyć? Taki neandertalczyk miał nagle posmakować podróży z prędkością nadświetlną, czy w ogóle byłby w stanie to zrozumieć? Być może opiekuni naszych przodków poszukiwali ulubionych dzieci, zdolnych i kreatywnych, mogących zrozumieć i rozwijać ich technologie. To tłumaczyłoby zniknięcie innych gatunków, przetrwali tylko ci, którzy byli najlepsi lub najbardziej urzekli swoich nowych kosmicznych rodziców.

 

Victor sprawdzał dane z ekranów inkubatorów. W każdym pływały mniejsze czy większe płody, każde tak samo krwiście różowe i odcięte od otaczającej ich rzeczywistości. Po prostu śniły, o ile w ogóle mogły to robić. Przeciągały się, obracały i krążyły uwiązane na sztucznej pępowinie wewnątrz żółtawego płynu. Bardzo wygodne, dzieci będzie dokładnie tyle, ile osób zdążyło umrzeć poprzedniego roku. Nie więcej, nie mniej – przecież nie chodzi o destabilizację ekosystemu. Przechodził od jednych do drugich. Zero błędów, zero kłopotów. Ostatnio znacznie zmniejszono awaryjność programu YOUTH, deformacje praktycznie nie występowały. Cieszyło go to, w głębi duszy czuł się źle z procedurą selekcjonowania. Odznaczył na ekranie swojego tabletu pozycję „partia numer 254: wszystko w normie” i udał się w stronę wyjścia z ambulatorium. Zbliżał się koniec jego zmiany w Instytucie. Poszedł do pokoju socjalnego, następnie do prysznicy. Uniform należało odkazić i umieścić w osobistej szafce, potem samemu szło się na dezynfekcję. Po czynnościach zapobiegawczych przedostaniu się drobnoustrojów do świata zewnętrznego można było iść po swoją odzież i zakończyć pracę.

 

Było jeszcze jasno, słońce miało schować się za widnokręgiem dopiero za dwie godziny. Przechodził między betonowymi budynkami. W tej części miasta szklany był jedynie Instytut, dla nowo przybyłych naukowców i pracowników musiał sprawiać piorunujące wrażenie. Tuż przed nim stał kompozytowy pomnik uskrzydlonego dziecka trzymającego probówkę w wyciągniętej, prawej dłoni – pulchnej i kruchej, a jednak mocnej i zdecydowanej. Victor zawsze kojarzył go z pokonaniem pierwszej słabości człowieka, koniecznością reprodukcji, która niestabilna w swej naturze, mogła dawać mniej lub bardziej zadowalające efekty. Drugą słabością pozostawała śmierć, natomiast i tak społeczeństwo za pomocą swoich kosmicznych opiekunów zdołało opóźnić ten proces, jak najbardziej to było możliwe. Czy wiedział, kiedy umrze? Starał się o tym nie myśleć, poza tym nowe wszczepy, które otrzymał w ramach rozwoju działu porodówki (co wydawało mu się śmieszne, wiedząc, że te dzieci się nie rodzą, jedynie opuszczają swoje bezpieczne bańki) przedłużały jego istnienie o dobre dwieście lat. Lepsza precyzja, lepsze wyniki oraz opieka nad najmniejszymi. Kiedyś, kiedy jeszcze był młodszy, wdał się w dyskusję między kilkoma kolegami z roku o słuszność tworzenia nowych dzieci. Androidy były od razu lepsze i nie wymagały procesu dorastania i nauki, dlaczego więc wszyscy upierali się na noworodki? Jedynym słusznym argumentem wydawały się uczucia oraz skomplikowane procesy myślowe. A może rodzice ludzkości woleli mieć żywe lalki do zabawy? Sporu nigdy nie rozstrzygnęli, ale i też nie było po co. Z wiekiem przestał zadawać tyle pytań dotyczących słuszności życia, czy też jego tworzenia. Teraz po prostu szedł w słońcu do swojej małej klatki, mikro apartamentu, starając zachować się jak najbardziej ludzko. Był jednym ze stworzonych dzieci, jeżeli kiedyś posiadał swoją skórę i mięśnie, to teraz miał je jedynie w paru miejscach, nie licząc twarzy. Ludzkie zachowania i wygląd były pojęciem względnym.

 

Gdy opuścił teren biotechniczny, miasto stało się żywsze. Mijały go krągłe samochody na wodór, nad jego głową raz po raz przejeżdżała kolej. Ludzie spokojnie sunęli, gdzieś w oddali dało się słyszeć muzykę. Miejska zieleń delikatnie bujała się w rytmie jesiennego wiatru. To były ostatnie ciepłe dni w tym roku, żal było nie spędzać ich na zewnątrz. W kawiarniach i restauracjach panował spory gwar, wszyscy żywo rozmawiali o swoich przeżyciach w pracy czy szkole. Victor minął jeden z lokali i przyglądał się przez witrynę sklepu oferowanym zestawom dań. W szybie widział też wyraźnie swoje odbicie. Ogoloną głowę, duże niebieskie oczy, małe wszczepy tuż obok oczu, na skraju kości policzkowych. Dodatkowa optyka i sensory dla lepszego badania stanu płodów – sprawdzanie biomonitorów nie mogło zastąpić własnych spostrzeżeń i wybiórczych badań fizycznych. I ten sam kompozytowy ubiór dla każdego mieszkańca danego polis. Właściwie tylko kostiumy odróżniały przyjezdnych od tutejszych. Ktoś kiedyś pomyślał, że równość może być wyrażona w ubiorze oraz majętności. Przebadane cywilizacje starożytnych wskazywały na istnienie jakiegoś rodzaju systemu wymiany. W kompozytowych polis ochoczo przyjęto takie rozwiązanie. Wszystko każdy dostawał po narodzeniu, niczego nie musiał kupować. Byłeś głodny po pracy? Po prostu wchodzisz do interesującego cię miejsca i zamawiasz posiłek. Zapłatą miał być wkład w budowanie społeczeństwa, twoje oddanie pracy oraz nieskazitelna postawa i kompas moralny. Tym samym wszyscy byli sobie równi, wszyscy byli tak samo bogaci i w s z y s c y tak samo wyglądali. Nawet kobiety miały ogolone głowy. Tłumaczono to jako chęć naśladownictwa dawnych założycieli polis – chociaż i tak już nikt nie pamiętał, jak wyglądali naprawdę. Victor nadal gapił się w witrynę sklepu, gdy poczuł silne klepnięcie po plecach.

– Cześć, bracie! – wesoło rzucił wysoki mężczyzna o jasnej twarzy i świecącej się głowie.

– Miło cię widzieć, Henry. – odpowiedział, jeszcze lekko wybity z rozważań Victor. Na widok swojego przyjaciela uśmiechnął się i uścisnął mu dłoń. – Może chcesz razem coś zjeść i opowiesz mi, co tutaj właściwie robisz? Dawno się w końcu nie widzieliśmy.

– Skoro nalegasz. – zaśmiał się i potrząsnął jego ramieniem. – Wejdźmy do tej, zdaje się, że jest tam wolne miejsce.

 

Weszli do tej samej restauracji, którą Victor uważnie studiował na dworze. Okazała się przestronniejsza, niż przypuszczali, za ścianką działową prowadziły schody na drugie piętro, gdzie nie było tylu klientów co na dole. Usiedli przy oknie naprzeciwko siebie. Zaraz po zajęciu miejsc z blatu trysnęły hologramy z aktualną ofertą dań na wieczór. Po złożeniu zamówień podjechał kanciasty robot i wręczył im talerze.

– To powiedz mi, Henry, po co tak naprawdę przyjechałeś do Atatur? Czyżby źle ci było w Calasis? – rozpoczął, przyglądając się biało-złotemu kostiumowi przyjaciela.

– Źle mi nie było i nie jest. Tak właściwie to chciałem się zobaczyć. W końcu pamiętasz, partia 103, nie?

 

Kiwnął głową na zgodę. Nie mógłby zapomnieć. To jego partia była jedną z najgorzej rozwiniętych i wybrakowanych w historii projektu, a wszystko za sprawą jakiegoś cyberpsychola, który wdarł się do Instytutu i zaczął zmieniać parametry na biomonitorach, zwiększając lub zmniejszając zalecane substancje rozwojowe w organizmach płodów i zarodków. Wiele z nich nie przeżyło tak nagłych zmian, a inne poważnie odczuwały ich skutki i niedługo po narodzeniu zmarły. Zaledwie garstka przeżyła. Uważano, że należy podawać im hormony wzrostu, aby jak najszybciej mogły uzupełnić braki w kadrze, ale i pośpiech okazał się zabójczy. Kolejne dzieci umarły, nie mogąc przyswoić zdwojonych dawek leków. Z kilku tysięcy istnień przeżyła zaledwie setka. Mimo że udało się finalnie wyregulować braki w kolejnych partiach, to ziemskie polis długo odczuwały skutki ataku.

– Dzięki, że nadal pamiętasz. – uśmiechnął się Victor i wziął duży kęs kurczaka. – Ale już nie ma co się martwić, nigdy taka sytuacja nie powstanie. Teraz rozbudowano system kamer i czujników, gdy tylko zbliży się do drzwi Instytutu ktoś obcy, to od razu wypalają mu synapsy.

– Może masz rację, ale przecież i tak zdarzają się partie, w których są wadliwe płody. Zawsze jest coś na minusie. – mówił coraz ciszej, prawie szeptem.

Victor zmierzył go wzrokiem. Odłożył na chwilę sztućce i nachylił się nad stolikiem w stronę przyjaciela.

– Czy coś sugerujesz, Henry? – promienie słoneczne odbiły się w metalowych blaszkach na jego twarzy.

– Nic nie sugeruję, na pewno nie to, że miałbyś źle wykonywać swoją pracę, jeżeli o to ci chodzi. – uśmiechnął się niewinnie i próbował nabić okrągłe i maleńkie warzywo na widelczyk. – Po prostu niektórzy ludzie nadal pamiętają to wszystko.

– Ale już od kilkudziesięciu lat nie było żadnych strat. Sam w Instytucie pracuję trzydzieści lat i zaledwie kilka razy zdarzyło mi się utylizować wybrakowane lub martwe. Poza tym – machnął ręką – nawet jak są straty, to w następnym roku tworzonych jest więcej dzieci, aby zachować równowagę.

 

Siedzieli przez moment w ciszy. Henry przestał się głupawo uśmiechać, kończył sałatkę. Victor wyglądał przez okno, już dawno skończył swój stek. Chwilę później podjechał do nich robot i odebrał od nich talerze, wygłaszając zaprogramowaną formułkę, jeżeli czegoś potrzebowaliby więcej, to należy złożyć zamówienie poprzez holomenu. Gdy robot-kelner zostawił ich w spokoju, ciszę przerwał Henry.

– Vic… Nie zastanawiałeś się kiedyś, czy ten twój Instytut ma sens?

– A czy to właśnie o to chciałeś zapytać od początku swojej wizyty w Atatur? – odpowiedział pytaniem. – Powiedz szczerze, po co tu przyjechałeś? Podróże między polis zawsze muszą być zgłoszone, a poza tym najczęściej dostaje je się przy urlopie lub zmianie pracy. Przy czym to ostatnie jest z polecenia rady danego polis, więc przejdź do rzeczy.

– Dobrze, nie chciałem jedynie cię odwiedzić.

– No to o co chodzi?

– Wyjdźmy stąd i ci opowiem. – zaproponował Henry.

 

Wyszli i udali się w stronę parku miejskiego. Było czysto, nigdzie nie było śmieci, a powietrze lekko orzeźwiało. Czystość miast, w ogóle całej Ziemi, zapewniały kosmiczne fabryki oraz urządzenia operujące na odnawialnych źródłach energii. Wszystkie większe ośrodki przemysłowe były lokowane w kosmosie, dzięki czemu ludzie na stale mieszkający w polis cieszyli się zdrowiem i nieskazitelną przyrodą. Teraz słońce powoli chowało się za widnokręgiem i ostrym światłem uwidaczniało kwadratowe kontury budynków. Metalowe wszczepy iskrzyły się w promieniach i posyłały świetlne zajączki na wszystko, co było w stanie je złapać. Victor i Henry wolno przechadzali się po kładkach i wąskich ścieżkach parku.

– Ostatnio w Calasis znowu powstała dyskusja nad naszym powstaniem, to jest nad przejściem z człowieka rozumnego do człowieka mechanicznego. – rozpoczął Henry, co jakiś czas spoglądając na swojego rozmówcę. – Mój zespół badawczy nie jest w stanie wytypować momentu przejścia, co by nie mówić, jest wielka dziura między technologią pradawnych a kosmicznych.

– I jaki ma to związek z Instytutem?

– Taki, że stosunkowo niedawno rozpoczęto tworzenie ludzi. Jeszcze jakiś czas temu potrzeba było dwójki dorosłych płciowo osobników, żeby stworzyć potomstwo. Ten skok… – zamyślił się na chwilę – skok w przyszłość nie wydaje się tak odległy w świetle nowoczesnych badań.

– Nadal nie rozumiem, o co ci chodzi. – zaczął irytować się Victor. – Jak masz jakiś konkret, to go powiedz.

– W moim zespole twierdzimy, że wraz z wejściem programu YOUTH w życie, uśmiercono poprzednich nosicieli informacji. Zbadaliśmy naskalne ryty oraz barwniki z obrazów pradawnych. One nie są datowane ani na miliony, ani nawet tysiące lat wstecz. Ich datowanie sięga maksymalnie pięciuset lat. Inne pozostałości, takie jak narzędzia, kości i tkaniny świadczą o tym samym, a jednak publikowane są monografie, w których te same przedmioty datuje się na znacznie późniejsze.

– I co? Że niby wszyscy nagle kłamali i przeszłość nie jest wcale tak daleka? Że raptem te kilka stuleci temu nasi przodkowie biegali w zwierzęcych skórach?

– Tak, właśnie tak, Vic.

 

Victor próbował doszukiwać się żartu lub najmniejszego uśmieszku na twarzy Henry’ego, ale nic nie wskazywało na to, żeby tamten żartował. Zastanawiał się, czy kiedyś widział go tak samo przejętego i zdecydowanego. Nie mógł sobie przypomnieć, zawsze pamiętał go jako rozbawionego chłopaka, który przejawiał predyspozycje prawdziwego badacza i naukowca. To właśnie dzięki predyspozycjom został skierowany na nauki do innego polis, aby objąć funkcję przewodniczącego Wspólnej Akademii Nauk. Ich partia 103, chociaż najmniejsza i najbardziej krucha, zaopatrzyła polis w światowej klasy inżynierów, techników i naukowców dziedzin ścisłych i humanistycznych.

– Zresztą, popatrz na siebie, Vic. Czy przypominasz człowieka, czy bardziej cyborga? A gdy zakładasz swój uniform? Skąd wiesz, że nie jesteś androidem?

Henry miał rację, pracownicy Instytutu posiadali bardziej zmodyfikowane ciała od pozostałych mieszkańców i pracowników. Mechaniczne ręce, sensory i nerwy miały gwarantować najlepszą opiekę nad dziećmi – ich bezpieczeństwo oraz komfort. I chociaż Victor pracował na samym początku łańcucha życia, bo zajmował się jedynie zarodkami i płodami, to inni inżynierowie wcale nie ustępowali mu w modyfikacjach ciała. Podgrzewane dłonie, aby noworodki nie odczuwały zimna. Niektórzy opiekunowie otrzymywali wzmocnione tytanem kręgosłupy i hydrauliczne mięśnie, aby wytrzymać fizycznie nad opieką podrosłych dzieci. Henry niestety miał rację. Nawet jeżeli nowo narodzone dzieci były ludzkie i nietknięte technologią, to jednak ta otaczała je i wpijała się w ich umysły jak pasożyt. Ich opiekunowie przypominali androidy, archaicznie nazywanymi ludźmi. Na zadane pytanie, Victor wymownie milczał.

– Będę potrzebował twojej pomocy, Vic. – zatrzymał się przy jednej z ławek i opadł na nią. W jego ślady poszedł Victor.

– W czym miałbym ci pomóc?

– Potrzebuję, żebyś sprawdził wyniki badań noworodków od partii 0 aż do obecnej i porównał je z wynikami naszej 103.

– Dlaczego mam to sprawdzać? – wyprostował się na ławce ze zdziwienia.

– W moim zespole badawczym jest kilka osób z naszego… – zamyślił się na moment – no, z naszego miotu, powiedzmy. Wszyscy byliśmy podekscytowani najnowszymi wynikami badań, ale gdy przedstawiliśmy je radzie WAN, to uznali nas za oszustów i mało metodycznych naukowców. Niektórzy się tak oburzyli, że chcą mnie odwołać ze stanowiska. Tyle, że wszystko zrobiliśmy tak, jak uczyli nas na praktykach, poza tym, to nie pierwszy raz, jak robiliśmy analizy próbek. Nawet powtórzyliśmy je, tak dla pewności i…

– I nadal były takie same jak poprzednio, tak? – wtrącił się w zdanie Victor.

– Tak, dokładnie.

Przez chwilę siedzieli w ciszy. Zrobiło się chłodniej, ale od razu kostiumy zaczęły rozprowadzać po ich ciałach ciepło. Wygodne rozwiązanie, specjalnie projektowane ubrania nie tylko były znacznikami polis, ale i odpowiadały na potrzeby organizmów. Wiatr lekko kołysał gałęziami drzew, a maleńkie lampki niczym świetliki rzucały światło na wąskie ścieżki. W parku siedzieli tylko we dwójkę, nikt inny nie znajdował się w pobliżu. Zapadał zmrok.

– Za tydzień jadę ze swoim zespołem na ustępujące czoło lodowca. – ciągnął Henry. – Podobno odnaleziono tam zamarznięte zwłoki pradawnego mężczyzny. Chciałbym móc przeprowadzić na nim badania i spróbować określić czas, w którym zmarł.

– Masz nadzieję, że jego szczątki potwierdzą poprzednie analizy?

– Tak, taką mam nadzieję. Zabieram jedynie naszych, to znaczy tylko tych z naszego rocznika. Zauważyłem, że tylko u osób z naszej partii nie ma takiej niechęci oraz krytyki. Jakby czegoś nam brakowało, może wspomnień, może jakiś wgranych schematów działania.

– Dlatego chcesz, żebym porównał wyniki? Żeby ewentualnie sprawdzić, czy pod względem chemicznym różnimy się od pozostałych?

– Ta… – oparł się ramionami o kolana i schował twarz w dłonie. – Wiem, że pewnie wychodzę na jakiegoś idiotę albo histeryka, ale muszę wiedzieć, czemu retuszują prawdę. To po prostu nie ma sensu.

– Czy mówisz teraz o tych legendarnych kosmicznych rodzicach? Tych, którzy zaprowadzili ład i porządek i niby mieli dać nam narzędzia do rozwoju? Czy w ogóle o wszystkim?

Henry jedynie lekko się uśmiechnął, ale później znowu spoważniał, oddając się własnym myślom. Victor milczał, nie chciał powiedzieć czegokolwiek, co mogłoby jego przyjacielowi sprawić przykrość. Sprawa wydawała mu się dziwna. Zmienianie przeszłości, domniemane ludobójstwo poprzednich ludzi, modyfikowanie dzieci. Przecież jest inżynierem, chyba zorientowałby się, gdyby podawał jakieś świństwo płodom w Instytucie. Czy może jednak nie? Czy miał pewność, że jego też nie oszukiwano? Nie był w stanie odpowiedzieć sam sobie.

– Dobra, sprawdzę dane i prześlę ci moje notatki o nich. – rozpoczął Victor, klepiąc przyjaciela po plecach. – Nie mogę ci ich przekazać osobiście, bo nie jesteś pracownikiem Instytutu, chociaż też wątpię, czy cokolwiek zrozumiałbyś z tej dokumentacji, dlatego najważniejsze rzeczy zanotuję i wyślę ci raport. Nie wiem, czy na cokolwiek ci się to przyda, ale jak masz być dzięki temu spokojniejszy, to mogę się poświęcić.

Henry uściskał mocno Victora i nie mógł powstrzymać słów podziękowań. Niedługo później opuścili park, w którym już zupełnie zapadła ciemność i skierowali się w stronę centrum. Mimo później pory, główny plac nadal tętnił życiem – może nawet większym niż wieczorem. Kostiumy zmieniły swój kolor z dominującego białego na czarny. Jedynie poszczególne kolory polis się nie zmieniały. Ubrania Henry’ego i Victora również przystosowały się do nocnej pory. Tym samym nadal wszyscy wyglądali tak samo, wręcz jednakowo. Przechadzali się wśród stołów restauracji, aby następnie opuścić żywe forum i przejść w stronę mieszkalną. W połowie drogi jednak zawrócili, Henry tłumaczył to tym, że przepustkę dostał jedynie na dwanaście godzin i mimo że bardzo by chciał zostać, to musi wrócić do swojego polis. Równowaga polegała na podtrzymywaniu stałej ilości rezydentów w danych miastach, a dłuższe postoje musiały być wcześniej ustalane w celach przygotowania noclegowni i dostosowania ilości jedzenia. Tym sposobem resztek, śmieci czy innych niedogodności praktycznie nie było.

Victor odprowadził go na samą stację szybkiej kolei, po drodze kilkukrotnie zapewniając, że nie zapomni o złożonej Henry’emu obietnicy. To wyraźnie poprawiło humor jego przyjacielowi, ponieważ rozpogodził się i więcej opowiadał o swojej pracy i życiu prywatnym. Wymienili się numerami kontaktowymi i pożegnali w przyjacielskim uścisku. Gdy Henry zniknął w wagonie kolei, Victor wrócił do swojego mieszkania, do którego wracał tak naprawdę cały wieczór.

 

To nie był luksusowy i najpiękniejszy apartament, o ile w ogóle ktoś mógł mieć inny. Całe pomieszczenie miało rozmiar prostopadłościanu o rozmiarach pięć na pięć metrów i wysokości dwóch z kawałkiem. Znajdowało się wszystko: mała łazienka z prysznicem, biblioteczka, biurko z komputerem, holotelewizor, miejsce do spania oraz okno. Wszystkie takie lokale były budowane w formie megabloków. Nie miały za zadanie napawać nadzieją, był po prostu hotelami, miejscem przymusowego odpoczynku. To tam na dole wśród innych ludzi, parków i przyrody człowiek miał się rozwijać i żyć – nie w betonowych drapaczach chmur. Victor w ciszy wszedł do swojego lokalu, od razu włączyło się światło oraz telewizor ukazujący program przyrodniczy o mamutach. Lubił oglądać takie programy, był ciekawy świata, dlatego po pracy często oglądał lub czytał publikacje na temat zwierząt. Czasem zastanawiał się, czy jego zainteresowanie przyrodą zapewniło mu pracę w Instytucie. Teraz myślał o nim inaczej.

 

Zdjął kostium i wziął zimny prysznic. Czuł się zmęczony dniem, nie spodziewał się, że spotka swojego przyjaciela. Że ten przyjaciel przyjdzie do niego z problemem. Czy kiedyś widział kogoś, kto potrzebował pomocy? Dzieci w Instytucie potrzebują jej ciągle, ale im stają się starsze, tym mniej pracy trzeba przy nich wykonywać. Czy jednak widział kogoś dorosłego, tak zmartwionego? Nie, chyba nie lub przynajmniej nie mógł sobie przypomnieć. W zasadzie nigdy nie widział smutku u innej osoby, to było dziwne. Czemu ktoś miałby się smucić? Wszystko jest darmowe, każdy jest dla siebie miły i zwraca się do innych z szacunkiem. No może oprócz tego cyberpsychozy, który pozabijał wielu jego rówieśników. Przejrzał się w lustrze, jego metalowe wszczepy migotały kropelkami wody. Szyja, plecy, ramiona i dłonie, a nawet nogi były sztuczne. Niektórych z modyfikacji nawet nie pamiętał, wiedział tylko, że jako pracownik porodówki został wyposażony w dodatkowe modyfikacje, pozwalające na obronę inkubatorów, gdyby system zabezpieczeń zawiódł. Wydawało mu się w tym momencie zabawne, że jest cybernetyczną niańką wyposażoną w szereg ostrzy i podzespołów hakujących. Miał pięćdziesiąt sześć lat, a nadal wyglądał na trzydziestolatka. Trzydziestolatka, który będzie żył kolejne dwieście, a może i trzysta lat wykonując swoją pracę.

 

Przeszedł przez pokój i położył się na materacu. Nie potrzebował pościeli czy ubrań do spania – lokal automatycznie dostosowywał temperaturę powietrza do preferencji użytkownika. Wygodnie, bardzo wygodnie. Niedługo później zasnął i obudził się dopiero nad ranem.

Następny dzień okazał się znacznie chłodniejszy niż poprzedni. Victor pospiesznie założył kostium i zszedł na dół zjeść śniadanie w drodze do pracy. Słońca tym razem nie było, skutecznie chowało się za skłębionymi chmurami. Maleńka obręcz na skroni Vica zamigotała niebieskim światłem, przed jego oczami, widoczna tylko dla niego, ukazała się wiadomość od Henry’ego. Tylko pamiętaj o obietnicy, to bardzo ważne! H. Pamiętał, nie mógłby zapomnieć.

Praca zapowiadała się dobrze, tylko kilka płodów wykazywało osłabienie, ale zwiększenie leków powinno postawić je na nogi. Dla kilku słabszych Victor przeprowadził specjalne badanie. Za pomocą własnych sensorów skanował płód i jego otoczenie, pobierał próbki osocza i na miejscu prowadził analizy. Jego optyka raz za razem wydawała dźwięki – zmieniał przybliżenie jak w mikroskopie i dokładnie badał powierzchnię skóry dzieci. Nie wyłapał nic, co mogłoby rażąco odstawać od normy. Notował na swoim tablecie potrzebę zwiększenia dawek suplementów. Na szczęście dzisiaj też mógł wystawić pozytywną opinię.  

 

Gdy miał się podpiąć osobistym łączem do głównego komputera na sali i potwierdzić raport, poczuł nagłe ukłucie w klatce piersiowej. Coś w jego przedramionach trzasnęło, mechanizm uwalniał ukryte ostrza. W mgnieniu oka odwrócił się w stronę drzwi, nie do końca panując nad swoimi odruchami. W przejściu zobaczył pracownicę Instytutu z dwoma wysokimi mężczyznami ubranymi w kostiumy, których wcześniej nigdy nie widział.

– Kod 0-1-2, proszę o dezaktywację. – powiedziała obojętnie kobieta w stronę Victora.

Posłuchał jej, w ramionach od nowa trzasnęły mechanizmy, ale już nie czuł dręczącego bólu w klatce piersiowej. Jego ciało przestało się napinać, odczuł ulgę, ale zaraz w jego umyśle ożywił się cyklon pytań. Jak to się stało, dlaczego aktywował się system obronny? Przecież uczyli go korzystać z niego świadomie, dlaczego w takim razie nie posiadał kontroli nad własnym ciałem? Kim jest dwójka mężczyzn w grafitowych kostiumach?

– Widzą panowie, nasi pracownicy są wyjątkowo przeszkoleni do walki z zagrożeniem. Na każdym poziomie rozwoju inżynierowie wykazali się takimi samymi odruchami, proszę więc wierzyć, że cały Instytut ma wystarczającą ilość narzędzi do obrony przed atakami.

Kobieta zachwalała system obronny pomieszczenia, szereg kamer i dodatkowych sensorów umożliwiających wytropienie nawet niewidzialnego przeciwnika. Mężczyźni słuchali jej w ciszy, jedynie szepcząc pomiędzy sobą własne spostrzeżenia. Victor stał, jak osłupiały, nie wiedział, czy powinien się przedstawić, czy może jednak opowiedzieć o tegorocznych płodach. Czuł niepokój, gdy tamci przechodzili obok inkubatorów i wertowali wzrokiem jego podopiecznych. Czy wytkną mu niedbalstwo? Przecież od trzydziestu lat pracy w Instytucie nigdy nie zawalił ani jednego dnia. Mimo że nie miał powodów do obaw, czuł się nieswojo.

– Proszę nam opowiedzieć o tym inżynierze.

Pracownica skinieniem głowy przywołała do siebie Victora i rozpoczęła długą prezentację. Vic zastanawiał się, czy ta kobieta naprawdę wie wszystko o wszystkich, czy wgrali jej dostęp do bazy i teraz odczytuje jego kartotekę tak, jak on rano czytał wiadomość od Henry’ego. Jeszcze bardziej niepokój wzbudzali w nim nieznajomi. Nigdy ich nie widział, a znał cały zarząd i wszystkich pracowników Instytutu. Każdy musiał ich znać, inaczej poziom bezpieczeństwa podopiecznych drastycznie by spadł. Nie byli wpisani do bazy, dlatego aktywował się system obronny.

– …inżynier Victor Callaghan był jednym z płodów z serii 103, które pozytywnie przeszły program rehabilitacji i najwcześniej ze wszystkich mogły rozpocząć pracę specjalistyczną po zaledwie dwudziestu sześciu latach. Jest to jeden z największych sukcesów Instytutu, wiedząc, że w pełni uformowane dzieci stosunkowo najwcześniej mogły podejmować się tak trudnych stanowisk dopiero po trzydziestu pięciu latach od urodzenia.

– Czy uważa pani, że należałoby wznowić przyspieszony tryb dorastania wśród obecnych noworodków? – zapytał jeden z mężczyzn.

– Przyspieszony tryb nie jest wskazany, co argumentuje fakt, że prawie trzy czwarte ocalałych zmarło właśnie z powodu zastosowania przyspieszonego leczenia. Jest to nadal wadliwa metoda, nad którą w przyszłości Instytut postara się rozpocząć badania.

 

Po dalszych oględzinach kobieta w towarzystwie dwóch mężczyzn opuściła salę i zostawiła Victora w spokoju. Nadal czuł się źle, mimo że kobieta odwołała alarm, to jakaś cząstka w nim szalała na widok grafitowych kostiumów. Nie podjął się sprawdzania bazy danych, tak jak obiecał Henry’emu. Nie w momencie niezapowiedzianej wizyty. Wizytacje odbywały się często, ale zazwyczaj były prowadzone przez kogoś z zarządu lub rady polis. Każdy był wpisany do bazy pracowników i nie było problemu nawet z niezapowiedzianymi wizytami. Tu było inaczej. Po skończonej pracy od razu zadzwonił do Henry’ego.

– Możesz rozmawiać? – zapytał go Victor, nawet nie otwierając ust. Rozmowy odbywały się wyłącznie za pomocą impulsów nerwowych.

– Mam chwilę, udało ci się przejrzeć dane? – odpowiedział z pełnym nadziei w głosie Henry.

– Nie, sprawa się skomplikowała. – szedł nerwowo w stronę forum. – Była dzisiaj jakaś kontrola, nie mogłem szperać w komputerach.

– Jaka kontrola?

– Nie wiem, jacyś graficiarze weszli z jedną z pracownic na mój poziom, potem do sali, w której opiekuję się dzieciakami. Systemy budynku nie zareagowały, ale gdy tylko wyczułem ich obecność, to aktywował się we mnie system obronny. Ta kobieta odwołała go kodem, ale nadal mną telepało, gdy tylko łazili wokół inkubatorów.

Henry dłuższą chwilę milczał, przez chwilę sapał, jakby miał coś powiedzieć, ale zaraz znowu milkł. Zapytał stłumionym głosem.

– Jak oni wyglądali?

– Byli prawie identyczni, jeden tylko trochę wyższy od drugiego. No wiesz, łysa głowa, trochę chromu na dłoniach, ale zupełnie inne kostiumy, takie grafitowe. Nie poznałem tego kroju, a myślę, że nieźle się orientuję w poszczególnych polis. Niby wyglądali jak każdy, ale coś dziwnego było w ich manierze… coś obcego. Nie znam ich, nie umiem przyrównać do żadnej osoby, która przychodzi mi do głowy.

– No to jesteśmy w dupie. – krótko fuknął Henry.

– A to niby czemu?

– Bo u mnie byli tacy sami.

 

Victor nie mógł spokojnie wysiedzieć w swoim mieszkaniu. Nie mógł zasnąć, kręciło mu się w głowie. Henry opowiedział mu, że rano w jego biurze pojawiła się dwójka podobnych mężczyzn. Pytali o wyniki badań, o bazy danych i prowadzone cyfrowe biblioteki. Zdążyli wypytać o plany dotyczące przyszłej wyprawy w sprawie odnalezionego mężczyzny z lodowca. Sprawdzili każde pomieszczenie w jego Akademii, nawet czytali raporty z poprzednich wykopalisk. Skontrolowali wszystko łącznie z poziomem zaangażowania pracowników i ich lojalności do pracodawcy. Wiktor czuł się jak w potrzasku. Co, jeżeli Henry był obserwowany? Teraz uwaga tajemniczych postaci była skierowana również na niego. Czy mógł być obserwowany? W swoim domu? Nie miał pojęcia, przeszukał całe pomieszczenie, ale nie znalazł nawet jednej kamery szpiegowskiej. Popadał w paranoję. Musiał się uspokoić. Włączył telewizor na jego ulubionym kanale przyrodniczym. Mamuty. Mamuty i ich młode. Czy mamuty nie powinny były już umrzeć?

Bolała go głowa, czuł, że skręca go w żołądku. Chciał coś zjeść, ale wszystko zwracał do sedesu. Było mu gorąco, pocił się jedynie tam, gdzie zostawiono mu jego prawdziwą skórę. Wszczepy paliły go, czuł, jak najmniejsze silniki poruszają się w jego ciele. To one go palą. Jego mieszkanie próbowało dostosować temperaturę powietrza do jego organizmu, ale nie było w stanie nadążyć nad ciągłym wahaniem liczb. Zepsuło się, zgłupiało tak jak właściciel. Cała elektronika wydała mu się obca, miał trudności w poruszaniu się wewnątrz własnego domu. Postanowił wyjść na zewnątrz. Był środek nocy, wiatr mocno szarpał za gałęzie drzew. Victorowi było zimno, jego kostium nie funkcjonował poprawnie. Wszystko się zepsuło.

 

Postanowił biec. Gdzie mógłby pobiec? Do parku, tam czuł się bezpiecznie. Tam czuł, że zostały podjęte decyzje, które teraz spędzają mu sen z powiek. Dobiegł do ławki, gdzie dwa dni temu rozmawiał ze swoim przyjacielem. Zrobiło mu się cieplej. Nie wiedział, czy to od biegu, czy to właśnie od wspomnienia jedynej osoby, która nie stanowiła dla niego zagrożenia.

– No to wpadliśmy w gówno po uszy. – wymamrotał sam do siebie, jakby Henry stał tuż obok niego.

Siedział i myślał, co powinien teraz zrobić. Myślenie go uspokajało. Krzywił się na wspomnienie dwójki tajemniczych mężczyzn. Może to oni byli tymi, co kontrolują władzę na całej Ziemi? Czy tak sobie wyobrażał najpotężniejszych ludzi? Nie wiedział, ale zdążył już się zupełnie uspokoić. Znowu posiadał jasny umysł, kostium też jakby się naprawił i teraz przyjemnie ocieplał go podczas jesiennej nocy. W ciągu tygodnia wróci do tematu skontrolowania bazy danych. Musi przeczekać, jak kontrole się zakończą i poszukać informacji, a potem przekazać je Henry’emu. Mógłby poszukać też informacji na temat cyberpsychola, który kiedyś wdarł się do Instytutu. To może być dobry punkt zaczepienia. Zadowolony ze swoich planów, wrócił do swojego mieszkania i zasnął.

Przez pierwsze pół tygodnia nie otrzymał żadnych konkretnych informacji od Henry’ego, sam też nie mógł przekazać mu niczego obiecującego. Nadal kręciła się dwójka podejrzanych mężczyzn. Victor czuł za każdym razem napięcie, gdy zbliżali się do jego inkubatorów. Byli jak natrętne muchy, krążące wokół zepsutego jedzenia. Czy Instytut był zepsuty? Możliwe. W drugiej połowie tygodnia przestały się kręcić obce osoby po budynku, znowu zapanował spokój. Vic chciał wykorzystać szansę daną mu przez chwilowy brak zainteresowania. Po sprawdzeniu inkubatorów udał się do serwerowni, gdzie miał bezpośredni dostęp do bazy danych i wyników poprzednich serii programu YOUTH.

Ręce lekko drżały, początkowo nie mógł poprawnie wpiąć osobistego łącza do komputera.

– Przecież system mnie nie odrzuci, nie usmaży. Mam uprawnienia… – tłumaczył sobie, aby dodać otuchy i pewności siebie.

Wpiął się. Poczuł lekkie ukłucie, a następnie mrowienie w skroniach. Jeszcze nigdy nie korzystał z tak dużego systemu. Okrągła dioda na jego skroni nerwowo pulsowała tym razem na czerwony kolor. Chwilę minęło, zanim uspokoiła się i zmieniła na jasny odcień niebieskiego. Łącze pozostało stabilne.

To jak pływanie w smole. Każdy ruch jest powolny, wszystko odbywa się w zwolnionym tempie, mózg próbuje jak najlepiej uszeregować napływającą wiedzę. Victor przez chwilę obawiał się, że wypali mu synapsy od ilości danych. Najwidoczniej jego moduł hackerski wytrzymał i pracował tak, jak powinien. Chociaż w sytuacji zagrożenia pierwsze, czego by próbował, to właśnie wypalenie synaps przeciwnikowi.

Znalazł interesujące go dane. Pobierał je i od razu sprawdzał pod kątem chemicznym i biologicznym – jak zarodki się rozwijały, czy ich podział odbywał się naturalnie, czy były jakieś problemy. W mgnieniu oka posprawdzał dane, a teraz jedynie je przyrównywał do bazowych wartości serii 103. Czuł, jakby podglądał swoich rodziców, jakby po wielu latach miał sprawdzać, czy aby na pewno go dobrze stworzyli. Wyniki się pokrywały, Victor zaczął się pocieszać, że Henry naprawdę musiał wpaść w paranoję. Do momentu, aż nie zobaczył różnic w aktywności hipokampu. Dane były zupełnie różne, jakby obcymi engramami nadpisywano cechy i wspomnienia powstałe w wyniku… właśnie, w wyniku czego? Dane zapisane na serii 103 były znacznie prostsze niż z pozostałych serii, jakby tamte specjalnie modyfikowano i wgrywano im inne właściwości. Różnice jeszcze odnotował w układzie kostnym oraz w ośrodkach hormonalnych – tego akurat się spodziewał, dane były znacznie zawyżone przez leki i stymulanty, ale przez to dane rejestrowanych zmian mózgowych były mniejsze niż w poprzednich jednostkach. Konieczność ich rozwoju zmusiła naukowców do zmniejszenia dawki wpływającej na formowanie się połączeń nerwowych oraz przechowywania wspomnień i cech. Victor chciał dalej przeglądać pliki, ale poczuł takie samo ukłucie w klatce piersiowej, jak przy spotkaniu z tajemniczymi mężczyznami. Komendomyślą pozamykał wszystkie okna i bezpiecznie odłączył się od sieci.

Grał na zwłokę, czuł, że ktoś go obserwuje, wszystkie trybiki w jego wszczepach szalały. Czyżby znowu uruchomił się system bezpieczeństwa? Jeżeli tak, to oznaczałoby, że nieproszeni wizytatorzy nie opuścili budynku Instytutu, wręcz przeciwnie, zaszyli się w nim i tylko czekali na bezbronne ofiary. Lub nieostrożne szczury, próbujące zwęszyć jakiś podstęp. Vic, najlepiej jak tylko mógł, beznamiętnie opuścił serwerownię, jeszcze raz poszedł sprawdzić inkubatory, a potem udał się na dezynfekcję, aby opuścić budynek. Cały czas miał wrażenie bycia obserwowanym. Nieprzyjemność minęła, dopiero gdy oddalił się od Instytutu.

Na wieczór zadzwonił do niego Henry. Był zarówno podekscytowany, jak i przerażony swoim odkryciem. Jąkał się i krzyczał do myśli Victora.

– Udało nam się przebadać tego mężczyznę, to jest niesamowite, to naprawdę może odmienić postrzeganie przeszłości oraz przyszłości człowieka! – darł się niczym dziecko. – Wyszło, że jest jeszcze młodszy, niż przypuszczaliśmy, niecałe trzysta lat wstecz, rozumiesz? Zakładając, że w ciągu stulecia mogą powstać w naturalnych warunkach przynajmniej 3 pokolenia nowych ludzi… To oznaczałoby, że ten mężczyzna mógł być pamiętany przez czyjegoś dziadka, babkę, nie wiem. Nawet jako wspomnienie, cokolwiek. Na szybko jeszcze przebadaliśmy jego tkanki w poszukiwaniu mitochondrialnego DNA, Vic, on jest niczym my. Jest naprawdę jak my. Słuchaj, muszę kończyć, mamy trochę roboty, ale będę pisać.

 

Victor nie wierzył już, że to zwykły przypadek. Na dniach Henry wysłał mu swoją analizę mężczyzny, mając nadzieję, że pomoże mu w interpretacji wyników. Nie mówił mu jeszcze o zdobyciu dostępu do wyników programu YOUTH, wolał to zachować dla siebie. Próbował znaleźć informacje dotyczące cyberpsychola, ale co udało mu się złapać jakiś lepszy trop, to okazywało się, że jest to kolejna ze ślepych uliczek. Była to największa afera wśród wszystkich polis i mimo wszystko żadne z nich nie miało wystarczającej ilości informacji. Internet milczał, książek jako takich nie było, a akta sprawy utajniono. Mógł jedynie bazować na zeznaniach świadków oraz plotkach domniemanych krewnych. Jeżeli był dzieckiem stworzonym w ramach programu, to nie posiadał krewnych. Czy może jednak był jednym z ludzi myślących, a nie mechanicznych? Gdyby udało mu się znaleźć chociażby kawałek jego ciała albo zapisaną analizę badań krwi, mógłby porównać je z wynikami zdobytymi z Instytutu, chociaż mało prawdopodobne, że ktoś je wykonał.

W kolejnych tygodniach Henry pisał coraz mniej, aż w końcu zupełnie przestał się kontaktować. Nie odpowiadał na wiadomości ani nie odbierał telefonów. Victor zaczął się martwić, nie wiedział, co miał ze sobą zrobić. Wysyłał też zapytania do Calasis, czy wyprawa Henry’ego Kinga wróciła do Akademii, ale nikt nie miał konkretnych odpowiedzi.

 

Pogrzeb odbył się parę dni po stwierdzeniu zaginięcia grupy badawczej Henry’ego. Ciał nie odnaleziono, dlatego kremowano jedynie rzeczy osobiste poszczególnych osób na stosie. Potem złożono je do wspólnej urny i wmurowano w Ścianę Pamięci przed Wspólną Akademią Naukową. Victora zaproszono jako część rodziny i honorowego gościa ze względu na braterstwo tej samej serii. Pechowa seria 103 utraciła kolejnych naukowców niecałe sześćdziesiąt lat po ataku terrorystycznym. Po uroczystym pogrzebie społeczność Calasis powróciła do swoich zajęć, Victora poproszono o przejrzenie rzeczy osobistych w dawnym mieszkaniu jego przyjaciela i ewentualne zabranie ich do siebie. Następnego dnia pokój miał być przekazywany nowej osobie, zainteresowanej mieszkaniem w złotym mieście.

Mieszkanie było takie samo jak Vica, co nawet go śmieszyło. Porządek rzeczy i reguły pozostawały niezmienne, tak jak niegdyś kosmiczni rodzice sobie wymyślili. Zabrał jedynie kilka zdjęć, metalową przypinkę z imieniem zmarłego oraz notatnik ze sztucznego papieru. Ten ostatni przedmiot bardzo rozczulił Victora – wszystkie dane były zapisywane na nośnikach lub w chmurze, nie sądził, że Henry potrafił odręcznie pisać, bo nawet nie było takiej potrzeby.

W drodze powrotnej przeglądał notatnik. Czuł się nieswojo, naruszając prywatność przyjaciela, ale wiedział też, że w obecnym stanie i tak nic już nie może zrobić. Czytał zawzięcie i coraz bardziej pocił się na twarzy. Trybiki we wszczepach nerwowo trzaskały, napinając wszystkie syntetyczne mięśnie.

 

10 dzień badań wykopaliskowych

Już jutro kończymy wykopaliska w północnym kontynencie, mamy wystarczającą ilość próbek do analizy. Dzisiaj pozostaje nam całą dokumentację wysłać do Akademii. Myślę, że też swoje rzeczy prześlę kurierem do mieszkania, żebym jutro miał mniejszy bagaż. To dobry pomysł.

Mam ciągłe wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, ale co spoglądam w kierunku potencjalnej pary oczu, niczego nie znajduję. Moi koledzy i koleżanki również odczuwają jakąś zewnętrzną presję. Nie potrafimy jej nazwać, ale przypomina chłodne spojrzenia wizytatorów Akademii. Na wszelki wypadek stworzyłem kopię danych, którą starannie przepisałem na tyłach notatnika. Czuję, że nasze wyniki zostaną zmanipulowane lub wzięte za fałszerstwo, przez co stracimy pracę na WAN. Nie obchodzi mnie to, myślę, że za tą organizacją stoi jakiś spisek.

Jeżeli chodzi o moje przekonania, uważam, że nie istnieje takie coś jak brakujące ogniwo. Porównywaliśmy własne DNA z DNA zmarłego i jest ono niemal identyczne. Nie ma żadnej przepaści, staliśmy się zaprogramowani, żeby myśleć inaczej. Program YOUTH udoskonala istniejącą formę człowieka, a później za pomocą wszczepów modyfikuje go do ostatecznej i idealnej formy. Czekam jeszcze na kopię wyników programu, może będziemy w stanie porównać jakieś dane z naszymi.

Jedyny problem stanowi ciągłe uczucie bycia w potrzasku. Boję się, że nie zdążę przekazać swojego odkrycia innym. Żeby tylko Vic się pospieszył…

 

Przewrócił strony notatnika w poszukiwaniu kopii wyników zrobionych na miejscu wykopalisk. Zeskanował je i komendomyślą porównał z tymi, które zdobył w Instytucie. Okrąg na skroni nerwowo pulsował, jakby zaraz miał eksplodować. Dane serii 103 były pośrednim stadium między mężczyzną z lodowca a pozostałymi dziećmi wyhodowanymi przez program. To Victor i jemu podobni byli „brakującym ogniwem” – niedoskonali w swojej doskonałości. Ludźmi naprawdę sterowała jakaś wyższa siła, która posiadała na tyle silną technologię, która z ledwo mówiącego człowieka stworzyła maszynę.

– Przepraszam cię, Henry. Gdybym tylko nie zwlekał z przekazaniem ci raportu, wiedziałbyś. Wiedziałbyś, bo i tak miałeś rację. – mamrotał sam do siebie, czując coraz większą falę smutku i złości.

 

Gdy wrócił do swojego mieszkania, rzucił torbę na biurko i powoli zdejmował z siebie kostium. Znowu szarpnęło nim, poczuł zgrzytanie metalowych trybików oraz palące uczucie topionego metalu. Przewrócił się na ziemię, nie mogąc ustać na nogach. Jego ciałem szarpnęło. Nim zdążył zrozumieć, co się wydarzyło, na końcu jego ostrzy zawisła czarna sylwetka. Krew powoli sączyła się w stronę jego przedramion. Odrzucił napastnika na łóżko. Dyszał. W zaciśniętej dłoni agresora nadal sterczała stalowa maczeta.

Uczucie niepokoju nie ustępowało, Victor poczuł kolejną falę spięcia. Jego sensory szalały. Usłyszał stukot kilku par butów dobiegających z klatki schodowej. Idą po niego, wiedzą, że pierwszy poległ. Wybiegł im na spotkanie, tym razem na jego nagiej piersi majaczyły celowniki karabinów. Czy je pamiętał? Skąd mógł wiedzieć, że to są właśnie karabiny? W polis nigdy nie stosowano broni palnej, a jego wszczepy nie były na tyle rozwinięte, żeby przypominać nawet najmniejszą wyrzutnię rakiet. Nie potrafił już myśleć, oddał się swoim instynktom. Błyskawicznie przeskoczył na tyły kolumny, rozcinając zamaskowanych komandosów. Krew oblewała ściany i schody megabloku. Pędzony adrenaliną, po oczyszczeniu drogi ucieczki, wybiegł na dół. Było zimno, zaczynał padać deszcz. Krople wody przyklejały się do jego skóry, a do wszczepów wręcz przeciwnie. Gdy tylko dotknęły powierzchni metalu, z zawistnym syczeniem wyparowywały.

Rozejrzał się dookoła. Kolejna fala uzbrojonych napastników biegła na niego od strony drugiego bloku mieszkalnego. Rzucił się do ucieczki, w tym samym momencie salwa z karabinów przeleciała mu nad głową. Jedna kula zahaczyła o jego ramię, to było tylko draśnięcie. Biegł dalej, szybciej i szybciej, jakby odrzucał granice ludzkiego ciała i w zupełności oddawał się technicznym procesom w swoim ciele. Może był maszyną, może człowiekiem. Wspomnienia zlewały się w jeden, niezrozumiany ciąg wydarzeń. Był obcy we własnej głowie, skroniowa dioda szalenie migała krwistoczerwonym kolorem. Poczuł ukłucie, przed jego oczami pojawił się komunikat wgrywanie awarii systemu. Jedną komendomyślą ukazał, skąd dobiega wrogi sygnał. Zaatakował. Zza rogu usłyszał przeraźliwy wrzask, a w nozdrzach rozszedł się zapach zwęglonego mięsa.

Nie wiedział, jak znalazł się przy Instytucie. Nie rozumiał, z jaką łatwością wywarzył frontowe drzwi. System obrony nie zadziałał – przecież był pracownikiem. Wszystkich napotkanych strażników rozcinał na drobne kawałki. Dysząc, kosztował krwi poległych. Cały był nią umazany, jego ostrza przypominały krwawe skrzydła. Zamiast probówki w ręku niósł śmierć.

Wpadł do swojej sali, gdzie stały setki inkubatorów, o które tak dbał przez trzydzieści lat. To były jego dzieci, czule się nimi opiekował i sprawdzał, czy żyją. Dlaczego miałyby żyć w zakłamanym świecie?

– Oni was hodują! – krzyczał do bujających się w żółtym płynie małych, różowych ciał. – Oni chcą, żebyście ich przypominali! Zniewolili nas, nawet nie wiemy, dlaczego i po co?!

Sapał, trudno mu było ustać na nogach. Cały ten czas był w ruchu, ale jego ludzkie ciało domagało się odpoczynku, domagało się przerwy. Nie rozpoznawał płodów, wszystkie zlewały się w jeden organizm, potem rozłączały. Pulsowały w swoim błogim śnie, kręcąc się na sztucznej pępowinie. Ból w skroniach był nie do zniesienia, Victor krzyczał, turlając się na podłodze między rzędami inkubatorów. Jeszcze moment i powrócą postacie ubrane w czarne stroje, znowu będą strzelać.

– Ochronię was! – jęczał przez zaciśnięte zęby. – Dam wam wolność!

Poczołgał się w stronę głównego komputera na sali. Lepkimi od krwi palcami wyjął osobiste łącze i wpiął je w główny panel. Dioda znowu szalenie zamigotała. Teraz zdalnie dostosowywał dawki leków i suplementów wszystkim płodom znajdującym się na poziomie porodówki. Wgrywał im również wspomnienia, prawdę, którą uważał, że muszą poznać. Może, gdy dorosną, dosięgną tych wspomnień. Sensory znowu zawyły, kolejna grupa szturmowa była już bardzo blisko. Spojrzał w stronę drzwi, wisiała na nich tabliczka inkubatorium seria 103. Jak to możliwe? Przecież to on był urodzony z tej serii, on był dzieckiem 103. Teraz miała być partia numer 254.

Drzwi niespodziewanie wyleciały, roztrzaskując kilka inkubatorów i wylewając ich zawartość na posadzkę. Victor czuł, jak zostały oderwane od niego, jak przestały żyć. Krzyknął i w ostatnim zrywie energii uniósł przedramię z zakrwawionym ostrzem w stronę napastników. Chwilę później ostrze bez życia opadło, a sam Victor osunął się na podłogę. Z jego nosa leciała ciemna krew, w pomieszczeniu unosił się swąd zwęglonego mięsa.

Zza uzbrojonego oddziału wyszła kobieta odziana w biały fartuch wraz z dwójką mężczyzn w grafitowych kostiumach. Przeszła między rozbitymi kawałkami szkła, przeskanowała ciało Victora.

– Obiekt badań nr 136 nie wykazuje oznak życia, synapsy zostały trwale wypalone, nie rejestruję aktywności neuronalnej.

– Proszę ponownie rozpocząć procedurę oswajania, miejmy nadzieję, że kolejny eksperyment przyniesie bardziej zadowalające efekty. – odpowiedział jeden z mężczyzn, a następnie opuścili salę.

 

 

***

 

W zasadzie wszystko odbywało się według nieznanych, ale staranie przemyślanych reguł. Przemyślanych przez kogoś, kto przybył na Ziemię znacznie wcześniej niż żyły gigantyczne jaszczury, czy ludzka pamięć mogła sobie wyobrazić. Kogoś, kto był w stanie manipulować czasem, lepić człowieka na swoje podobieństwo. Ludzie byli uparci, zawsze musieli pojmować świat swoim sposobem. Byli słabi, w ogóle głupi i prymitywni. Potrzebowali astralnych rodziców, którzy trzymając ich za rączkę, pokazywaliby im granice własnej świadomości…

 

 

Koniec

Komentarze

Nie rozumiał, z jaką łatwością wywarzył frontowe drzwi. ← wyważył

Przeczytałem i przyznaję się, że nie wiem, co napisać. Zaciekawiło, ale… Może, gdy przeczytam drugi raz… 

W tym tygodniu raczej nie dam rady, ale wpadnę później. Gdybym nie wpadła, przypomnij mi.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Był taki jeden, który uważał, że Homo Sapiens jest efektem manipulacji genetycznej, dokonanej przez przybyszy z kosmosu. “Znalazł” nawet wytłumaczenie dla tej manipulacji, ponieważ każda działalność musi mieć jakiś cel. Otóż przybysze potrzebowali robotników w kopalniach złota.

Niestety, nie doszukałem się celu, w jakim skasowano tradycyjny sposób rozmnażania i zastąpiono go hodowlą. Może przegapiłem, to się zdarza.

Za to nie przeoczyłem, bo to niewykonalne, tragicznego dla Victora zakończenia i spektakularności tegoż finału. Widowiskowości moim skromnym zdaniem zbędnej, a nawet pozbawionej uzasadnienia. Victora można było “uciszyć” bardzo dyskretnie, jak zwykle czynią to służby specjalne, te przyszłościowe szczególnie. Przy takich możliwościach technicznych…

Aha, jeszcze to, że językowo mogłoby być trochę lepiej.

Dziękuję Koala75 za czujność i mam nadzieję, że tekst nie był aż tak potwory do czytania. Dziękuję też AdamKB za uwagi, postaram się bardziej rozplanować pracę. Może nie pisać "z buta", tylko przygotować się i zadać sobie kilka pytań dotyczących fabuły i postaci przed rozpoczęciem pisania. 

Dziękuję Tarnina za wiadomość! Jak sama nie zapomnę, to przypomnę Ci. :) 

"W sumie nie jest źle, nie boli nic"

Szanowna MARCHEO, sporządzenie konspektu, a nawet szczegółowego planu dla opowiadania jest zawsze pomocne, ale jednak nie stanowi gwarancji braku konieczności wprowadzania zmian, Ot, miałaś pomysł, niezły, ale w trakcie pisania przyszedł Tobie do głowy lepszy i “grzech” go nie wykorzystać… Pół biedy, jeśli zmiany ograniczają się jednego akapitu, jednego wydarzenia, gorzej natomiast, gdy wpłyną na cały dalszy ciąg. jednak jeśli te zmiany miałyby dodatnio wpłynąć na treść i późniejszy odbiór, to chyba warto “pocierpieć” i modyfikować.

 

PS. Bez urazy, ale nicki można odmieniać. :-) Mało że można, wielu uważa, że wypada stosować zasadę, że odmieniamy, co tylko daje się rozsądnie odmieniać. :-)

smiley

Dziękuję Tarnina za wiadomość! Jak sama nie zapomnę, to przypomnę Ci. :

Heh, będzie bolało – i to mocno… Ale podobno najszybciej uczymy się na błędach…

Tak, gramatyka się kłania tu i tam – pośpiech?…

Ciekawe podejście do ubioru epoki – żadnych tam pancerzy, mundurów czy też innych

kombinezonów, dyskretne kostiumy… Basic?

Powodzenia…

dum spiro spero

Jednak mi się udało, ha. Wstępnie – staram się wprowadzać minimalne poprawki (moja wersja raczej nie będzie najlepsza, tylko dostateczna). Ponadto jestem podła, wredna, złośliwie logiczna i dźgam autorów miękkimi poduszkami :) a po godzinach uprawiam gramatykę ;)

 W zasadzie wszystko odbywało się według nieznanych, ale staranie przemyślanych reguł.

Mmmm. Jest to ambitne pierwsze zdanie – dużo można nim osiągnąć, ale niekoniecznie dużo dobrego. Komu te reguły są nieznane? Dlaczego uważa, że istnieją i zostały przemyślane (przez kogo?)? Czy domyśla się, kto je ustalił?

 Przemyślanych przez kogoś, kto przybył na Ziemię znacznie wcześniej niż żyły gigantyczne jaszczury, czy ludzka pamięć mogła sobie wyobrazić.

Mmmm. Może tak: Przemyślanych przez kogoś, kto przybył na Ziemię na długo przed pojawieniem się gigantycznych jaszczurów. I kropka. Pamięć ma prawdopodobnie dużo wspólnego z wyobraźnią (jak twierdzą badacze afantazji), ale jednak nie jest tym samym. Możesz ewentualnie napisać: wcześniej, niż sięga ludzka pamięć.

 Współczesnym historykom oraz archeologom, mimo potężnych i imponujących baz danych, po dziś dzień trudno było wyjaśnić skąd z ery kamienia czy marnych narzędzi miedzianych człowiek mógł zrobić niesamowity skok technologiczny, aby sięgnąć gwiazd.

Zdanie mało logiczne, poza tym "skąd" nie powinno zastępować "jak". Warto je też skrócić tu i ówdzie: Współczesnym historykom oraz archeologom, mimo imponujących baz danych, po dziś dzień trudno wyjaśnić, jak człowiek epoki kamienia czy marnych narzędzi miedzianych zdołał stanąć na ścieżce do gwiazd. Ponadto – uuuch, znowu starożytni kosmici?

 Musiał być ktoś, występujący w roli opiekuna czy rodzica, który powoli, za rączkę, prowadziłby ich w astralny świat.

Przedłużone. I "astralny" prowadzi raczej w stronę ezoteryki, choć chyba o to Ci chodzi: Na pewno ktoś, jak opiekun czy rodzic, powoli, za rączkę, wprowadził ich w wielki świat.

 Taki neandertalczyk miał nagle posmakować podróży z prędkością nadświetlną, czy w ogóle byłby w stanie to zrozumieć?

Jak to "nagle"? Znasz może opowiadanie Ursuli LeGuin "Naszyjnik Semley"?

 Być może opiekuni naszych przodków poszukiwali ulubionych dzieci, zdolnych i kreatywnych, mogących zrozumieć i rozwijać ich technologie.

Co próbujesz tu powiedzieć?

To tłumaczyłoby zniknięcie innych gatunków, przetrwali tylko ci, którzy byli najlepsi lub najbardziej urzekli swoich nowych kosmicznych rodziców.

"Urzekli" to nie jest właściwe słowo. Zdanie bym podzieliła: To tłumaczyłoby zniknięcie innych gatunków: przetrwali tylko ci najlepsi, ci, którzy najbardziej się spodobali nowym kosmicznym rodzicom.

 W każdym pływały mniejsze czy większe płody, każde tak samo krwiście różowe i odcięte od otaczającej ich rzeczywistości.

"Płód" jest gramatycznie rodzaju męskiego i chyba powinien mieć własny inkubator (tj. każdy własny): W każdym pływał mniejszy lub większy płód, każdy krwiście różowy i odcięty od otaczającej rzeczywistości. Swoją drogą, krew jest czerwona.

 Po prostu śniły, o ile w ogóle mogły to robić.

? Co właściwie próbujesz powiedzieć o tych płodach?

 krążyły uwiązane na sztucznej pępowinie wewnątrz żółtawego płynu

Tak w kółko? Płyn nie ma wnętrza – wnętrze ma inkubator. Pływa się w płynie, ale nigdy wewnątrz niego. I każdy płód musi mieć własną pępowinę.

 Bardzo wygodne, dzieci będzie dokładnie tyle, ile osób zdążyło umrzeć poprzedniego roku.

Zdążyło? To wyścig? Poza tym – w antyutopii możesz mieć przybrać punkt widzenia krytyka, ale to jest trudniejsza ścieżka. Naturalniej zacząć od postaci, której system pasuje, a potem jej uświadomić, że niekoniecznie. Archaizowanie też raczej do antyutopii nie pasuje. Ad rem: Bardzo wygodne, dzieci będzie dokładnie tyle, ile osób zmarło w poprzednim roku.

 Nie więcej, nie mniej – przecież nie chodzi o destabilizację ekosystemu

Hmm. Ani więcej, ani mniej. A dlaczego miałoby chodzić o destabilizację ekosystemu?

 awaryjność programu

Hmmmmmmmmmmm. Programu? Czy program może mieć awarie?

 Cieszyło go to, w głębi duszy czuł się źle z procedurą selekcjonowania.

Wskazówka, że Victorowi system nie całkiem leży. Dobrze. Ale można zgrabniej: Cieszyło go to. Procedura selekcjonowania zawsze sprawiała mu nieokreśloną przykrość.

 Odznaczył na ekranie swojego tabletu pozycję „partia numer 254: wszystko w normie” i udał się w stronę wyjścia z ambulatorium.

Tnij zaimki: Odznaczył na ekranie tabletu pozycję „partia numer 254: wszystko w normie” i skierował się do wyjścia z sali. https://wsjp.pl/haslo/podglad/49995/ambulatorium

 Zbliżał się koniec jego zmiany w Instytucie.

Zbędne – opisujesz, jak bohater kończy pracę i wychodzi, więc nie musisz pisać, że kończy pracę i wychodzi.

następnie do prysznicy

Pryszniców! Albo pod prysznic. Opis dość suchy.

 Po czynnościach zapobiegawczych przedostaniu się drobnoustrojów do świata zewnętrznego można było iść po swoją odzież i zakończyć pracę.

Mało naturalne, mogłabyś to pokazać scenką – krótką, bo raczej nie jest takie ważne, ale jednak. Chcemy poznać bohatera.

 Było jeszcze jasno, słońce miało schować się za widnokręgiem dopiero za dwie godziny.

Co chcesz tu pokazać? Przewidywalność tego świata, skrupulatność bohatera?

 W tej części miasta szklany był jedynie Instytut, dla nowo przybyłych naukowców i pracowników musiał sprawiać piorunujące wrażenie.

Non sequitur trochę. I wrażenie raczej się na kimś robi: W tej części miasta szklany był jedynie Instytut, z pewnością robiło to piorunujące wrażenie na nowo przybyłych naukowcach i pracownikach.

 Tuż przed nim stał kompozytowy pomnik uskrzydlonego dziecka trzymającego probówkę w wyciągniętej, prawej dłoni – pulchnej i kruchej, a jednak mocnej i zdecydowanej.

Przed czym? Przed gmachem stał kompozytowy pomnik uskrzydlonego dziecka, trzymającego probówkę w wyciągniętej prawej dłoni – pulchnej i kruchej, a jednak mocnej i zdecydowanej. "Pulchny" i "kruchy" nijak mi się nie łączą. Niby wiem, o co chodzi, a mimo to strasznie się gryzą.

 Victor zawsze kojarzył go z pokonaniem pierwszej słabości człowieka, koniecznością reprodukcji, która niestabilna w swej naturze, mogła dawać mniej lub bardziej zadowalające efekty.

Posypały się związki zgody: Victorowi kojarzył się z pokonaniem pierwszej słabości człowieka, konieczności naturalnej reprodukcji, immanentnie niestabilnej i dającej mniej lub bardziej użyteczne efekty. (Mądre słowo – gratis!)

Drugą słabością pozostawała śmierć, natomiast i tak społeczeństwo za pomocą swoich kosmicznych opiekunów zdołało opóźnić ten proces, jak najbardziej to było możliwe.

"Natomiast" nie jest synonimem "jednak" ( https://wsjp.pl/haslo/podglad/7767/natomiast ). "Za pomocą czegoś" oznacza, że to coś było narzędziem – można za to zrobić coś z pomocą kogoś, jest też problem z szykiem: Drugą słabością pozostawała śmierć, lecz dzięki pomocy kosmicznych opiekunów społeczeństwo zdołało spowolnić ten proces najbardziej, jak to było możliwe.

Czy wiedział, kiedy umrze?

Zaraz. A dlaczego miał wiedzieć? I co to ma do wszczepów?

Starał się o tym nie myśleć, poza tym nowe wszczepy, które otrzymał w ramach rozwoju działu porodówki (co wydawało mu się śmieszne, wiedząc, że te dzieci się nie rodzą, jedynie opuszczają swoje bezpieczne bańki) przedłużały jego istnienie o dobre dwieście lat.

Zdanie bardzo długie i do podzielenia. Przede wszystkim: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Bledy-w-imieslowowym-rownowazniku-zdania;22454.html Kto wiedział? Po drugie – "Nowy wspaniały świat" i wybutlacja się kłaniają. Jak daleko w przyszłość sięgamy? Czy ktoś jeszcze pamięta naturalne porody? Co na to propaganda? (Do czego służył ten przedmiot, siostry, nie ma chyba potrzeby tłumaczyć!) Innymi słowy – czy jest sens wieszać abażur na nazwie "porodówka"?: Starał się o tym nie myśleć. Zresztą, z nowymi wszczepami, przydzielonymi Victorowi jako pracownikowi porodówki (śmieszna nazwa…) miał istnieć ponad dwieście lat dłużej.

Lepsza precyzja, lepsze wyniki oraz opieka nad najmniejszymi.

Ale co lepsza precyzja? Nie przydałoby się orzeczenie?

 Kiedyś, kiedy jeszcze był młodszy, wdał się w dyskusję między kilkoma kolegami z roku o słuszność tworzenia nowych dzieci.

Nieładne zdanie: Kiedy był młody, wdał się z kolegami z roku w dyskusję o sensie tworzenia nowych dzieci.

 Androidy były od razu lepsze i nie wymagały procesu dorastania i nauki, dlaczego więc wszyscy upierali się na noworodki?

Hmmm. Lepsze pod jakim względem? Trudno mi poprawić to zdanie, bo go nie rozumiem, ale spróbuję: Androidy nie wymagały czasu na rozwój, nie potrzebowały nauki, nie miały wad, więc po co hodować noworodki?

 Jedynym słusznym argumentem wydawały się uczucia oraz skomplikowane procesy myślowe

Co to jest argument? https://sjp.pwn.pl/doroszewski/argument;5409986.html (Nowsze słowniki podają, że to fakt, ku mojemu głębokiemu zdumieniu – argument to wypowiedź!)

 Sporu nigdy nie rozstrzygnęli, ale i też nie było po co.

Hmm.

 Z wiekiem przestał zadawać tyle pytań dotyczących słuszności życia, czy też jego tworzenia

Co to jest "słuszność" i dlaczego życie nie podpada pod tę kategorię? (Tworzenie tak, ale nie samo życie.) https://sjp.pwn.pl/szukaj/s%C5%82uszno%C5%9B%C4%87.html

 Teraz po prostu szedł w słońcu do swojej małej klatki, mikro apartamentu, starając zachować się jak najbardziej ludzko.

Mikroapartamentu, i "zachowywać się możliwie najbardziej jak człowiek" ("ludzko" jest tu anglicyzmem) ale ogólnie – nie wiem, co chcesz mi przekazać.

 Był jednym ze stworzonych dzieci, jeżeli kiedyś posiadał swoją skórę i mięśnie, to teraz miał je jedynie w paru miejscach, nie licząc twarzy.

Skórę się ma, a dotąd myślałam, że wszystkie dzieci tak tu powstają. Teraz nagle sugerujesz jakąś dyskryminację?

 Ludzkie zachowania i wygląd były pojęciem względnym.

Od czego zależały? Co chcesz powiedzieć?

 Gdy opuścił teren biotechniczny, miasto stało się żywsze.

?

 nad jego głową raz po raz przejeżdżała kolej

Wiem, że po estakadzie, ale jakoś… oszczędny ten opis.

 Ludzie spokojnie sunęli

… zobaczyłam Daleków. Źle ze mną…

 Miejska zieleń delikatnie bujała się w rytmie jesiennego wiatru.

Śmieszne zdanie (zobaczyłam tańcujące w rytm muzyki krzaki), a raczej nie o to chodzi. Wiatr nie ma rytmu.

panował spory gwar

Gwar z definicji jest raczej intensywny.

 wszyscy żywo rozmawiali o swoich przeżyciach w pracy czy szkole

Hmm. Suche.

Victor minął jeden z lokali i przyglądał się przez witrynę sklepu oferowanym zestawom dań

Zaraz, to minął knajpę, czy stanął, żeby popatrzeć na wystawę?

 na skraju kości policzkowych

Hmm. Na skraju?

 sprawdzanie biomonitorów nie mogło zastąpić własnych spostrzeżeń i wybiórczych badań fizycznych

Ale te wszczepy to też sztuczne narządy. Wyczuwam tu pewne niezdecydowanie.

I ten sam kompozytowy ubiór dla każdego mieszkańca danego polis.

?

 Ktoś kiedyś pomyślał, że równość może być wyrażona w ubiorze oraz majętności.

Niezgrabne zdanie. Czy majętność wyraża cokolwiek?

 Przebadane cywilizacje starożytnych wskazywały na istnienie jakiegoś rodzaju systemu wymiany.

Na istnienie systemu wymiany – gdzie?

 W kompozytowych polis ochoczo przyjęto takie rozwiązanie.

Kompozytowych przez analogię do betonowych, tak? I – mówisz o wymianie, ale potem opisujesz tzw. post-scarcity. Czy to ma sens?

 Wszystko każdy dostawał po narodzeniu, niczego nie musiał kupować.

Tak od razu? Szyk: Każdy dostawał wszystko, niczego nie musiał kupować.

 Byłeś głodny po pracy? Po prostu wchodzisz do interesującego cię miejsca

Nie skacz tak po czasach – one też coś znaczą: Jesteś głodny po pracy? Po prostu wchodzisz tak, gdzie chcesz.

 Zapłatą miał być wkład w budowanie społeczeństwa, twoje oddanie pracy oraz nieskazitelna postawa i kompas moralny. Tym samym wszyscy byli sobie równi, wszyscy byli tak samo bogaci i w s z y s c y tak samo wyglądali.

Mmmm, pomijając straszliwie niepraktyczną niewymierność takiej zapłaty – czy na pewno wszyscy są równie zaangażowani i porządni?

 Nawet kobiety miały ogolone głowy.

Troszkę przeskok.

 Tłumaczono to jako chęć naśladownictwa

Tłumaczono to chęcią naśladowania.

 klepnięcie po plecach

Lepiej: w plecy.

 świecącej się głowie

Ekhm. Wątpię, czy był żarówką, więc chyba: lśniącej łysinie?

 – Miło cię widzieć, Henry. – odpowiedział, jeszcze lekko wybity z rozważań Victor.

– Miło cię widzieć, Henry – odpowiedział wybity z rozważań Victor. Wybicie z czegoś jest stanem zerojedynkowym.

 Na widok swojego przyjaciela uśmiechnął się i uścisnął mu dłoń.

Przedłużone: Z uśmiechem uścisnął przyjacielowi rękę.

 – Skoro nalegasz. – zaśmiał się i potrząsnął jego ramieniem.

Tutaj nie powinno być kropki, p. https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/ (błąd się powtarza, nie będę go już wypisywać, bo nie ma co komentować – to ten sam błąd). "Jego ramieniem" też nie brzmi za dobrze.

 Wejdźmy do tej, zdaje się, że jest tam wolne miejsce.

Naturalniej: Wejdźmy tutaj, zdaje się, że jest wolne miejsce.

 Weszli do tej samej restauracji, którą Victor uważnie studiował na dworze.

Mógł studiować menu, ale restauracji – w żadnym wypadku.

 Okazała się przestronniejsza, niż przypuszczali, za ścianką działową prowadziły schody na drugie piętro, gdzie nie było tylu klientów co na dole.

Uważaj na szyk: Okazała się przestronniejsza, niż sądzili, za ścianką działową schody prowadziły na drugie piętro, gdzie nie było tylu klientów, co na dole. Klientów – w świecie, gdzie za nic się nie płaci?

 Usiedli przy oknie naprzeciwko siebie.

Usiedli przy oknie. Kropka. Łatwo się domyślić, że skoro chcą rozmawiać, to siadają twarzą w twarz.

 Zaraz po zajęciu miejsc z blatu trysnęły hologramy z aktualną ofertą dań na wieczór.

Dlaczego hologramy zajęły miejsca? Opis, mimo "trysnęły" (czy to dobre słowo?) jest dość suchy.

 To powiedz mi, Henry, po co tak naprawdę przyjechałeś do Atatur?

Czemu on przypuszcza, że Henry ma inny cel, niż twierdzi? Zwłaszcza, że Henry nic dotąd nie powiedział o celu swojego przyjazdu.

 rozpoczął, przyglądając się biało-złotemu kostiumowi przyjaciela.

Zaczął, przyglądając się biało-złotemu ubraniu przyjaciela. "Kostium" to przebranie (sceniczne albo na bal), ewentualnie garsonka.

 Tak właściwie to chciałem się zobaczyć.

Mmm, z kim?

 W końcu pamiętasz, partia 103, nie?

? Liczebniki słownie.

 Kiwnął głową na zgodę.

Robimy coś "na zgodę" kiedy godzimy się z kimś, z kim się kłóciliśmy. A on po prostu przytaknął.

 To jego partia była jedną z najgorzej rozwiniętych i wybrakowanych w historii projektu, a wszystko za sprawą jakiegoś cyberpsychola, który wdarł się do Instytutu i zaczął zmieniać parametry na biomonitorach, zwiększając lub zmniejszając zalecane substancje rozwojowe w organizmach płodów i zarodków.

Nie można zwiększać substancji, tylko ich poziom. Substancje nie mogą też być rozwojowe: Jego partia była jedną z najgorzej rozwiniętych i najbardziej wybrakowanych w historii, a wszystko za sprawą jakiegoś cyberpsychola, który wdarł się do Instytutu i zaczął zmieniać parametry na biomonitorach, zwiększając lub zmniejszając poziom różnych substancji w organizmach płodów i zarodków.

 Wiele z nich nie przeżyło tak nagłych zmian, a inne poważnie odczuwały ich skutki i niedługo po narodzeniu zmarły.

Odczuły. I zdecyduj się – narodziny – czy wybutlacja.

 Uważano, że należy podawać im hormony wzrostu, aby jak najszybciej mogły uzupełnić braki w kadrze, ale i pośpiech okazał się zabójczy.

Kto tak uważał? Dlaczego? Skąd taka panika? Czy nie można po prostu zwiększyć następnej partii? Czy Instytut nie ma wolnych mocy przerobowych? Podawano im hormony wzrostu, by jak najszybciej uzupełnić braki kadrowe, ale pośpiech okazał się zabójczy.

 Kolejne dzieci umarły, nie mogąc przyswoić zdwojonych dawek leków.

Podwojona dawka dowolnego leku zaszkodzi pacjentowi (a hormony to nie leki – grzebanie w nich kończy się jeszcze gorzej), więc ktokolwiek za to odpowiada, wychodzi na niekompetentnego. Bardzo. Tak ma być?

Z kilku tysięcy istnień przeżyła zaledwie setka.

Patetyczne. Daj spokój tym "istnieniom".

 Mimo że udało się finalnie wyregulować braki w kolejnych partiach

Źle się to czyta: Choć kolejne partie stopniowo uzupełniły braki.

 – Dzięki, że nadal pamiętasz. – uśmiechnął się Victor i wziął duży kęs kurczaka.

Mmm, raczej nie bierze się kęsa. Poza tym – mają jeszcze kurczaki?

 Ale już nie ma co się martwić, nigdy taka sytuacja nie powstanie.

Chwiejne w tonie i nienaturalne: Ale już nie ma się czym martwić, taka sytuacja się nie powtórzy.

 przecież i tak zdarzają się partie, w których są wadliwe płody. Zawsze jest coś na minusie

Hmmmmm. Ad meritum – i centralne planowanie tego nie uwzględnia?

 nachylił się nad stolikiem w stronę przyjaciela.

Spokojnie można skończyć na: nachylił się nad stolikiem.

 promienie słoneczne odbiły się w metalowych blaszkach na jego twarzy.

Dużą literą (p. poradnik) i – na czyjej twarzy?

 na pewno nie to, że miałbyś źle wykonywać swoją pracę, jeżeli o to ci chodzi

Na pewno nie to, że źle wykonujesz swoją pracę, jeżeli o to ci chodzi.

uśmiechnął się niewinnie i próbował nabić okrągłe i maleńkie warzywo na widelczyk.

Raczej: uśmiechnął się niewinnie i spróbował nabić maleńkie, okrągłe warzywo na widelczyk.

lat nie było żadnych strat

Rym.

 Sam w Instytucie pracuję trzydzieści lat

Mało naturalne.

 nawet jak są straty, to w następnym roku tworzonych jest więcej dzieci, aby zachować równowagę

Naturalniej: nawet, jak są straty, to w następnym roku wytwarzamy więcej dzieci.

 Henry przestał się głupawo uśmiechać, kończył sałatkę.

Co ma jedno do drugiego?

 Victor wyglądał przez okno, już dawno skończył swój stek.

Nagle pojawiają się szczegóły (rodzaj potraw), które nijak się mają do tego, co było (Victor przed chwilą jadł kurczaka).

 wygłaszając zaprogramowaną formułkę, jeżeli czegoś potrzebowaliby więcej, to należy złożyć zamówienie poprzez holomenu

Wygłaszając zaprogramowaną formułkę, że jeżeli potrzebują czegoś więcej, to należy złożyć zamówienie przez holomenu.

 , ciszę przerwał Henry.

Nie mógł się po prostu odezwać? Taka wytarta fraza…

 A czy to właśnie o to chciałeś zapytać od początku swojej wizyty w Atatur?

Dziwna wypowiedź. Chodzi o to, że Henry po to przyjechał?

 Podróże między polis zawsze muszą być zgłoszone, a poza tym najczęściej dostaje je się przy urlopie lub zmianie pracy. Przy czym to ostatnie jest z polecenia rady danego polis, więc przejdź do rzeczy.

Uwaga, bohaterowie tłumaczą sobie nawzajem to, co powinni wiedzieć (niezbyt zręcznie zresztą – unikaj strony biernej! a "dane" to już w ogóle pustosłowie). To źle. P. tutaj https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842859

 Dobrze, nie chciałem jedynie cię odwiedzić.

Bardzo nienaturalne.

 Wyszli i udali się w stronę parku miejskiego.

Wiemy, że wyszli: Poszli do miejskiego parku.

 Było czysto, nigdzie nie było śmieci, a powietrze lekko orzeźwiało.

Lepiej opisywać to, co jest, a nie to, czego nie ma, bo opisując to, czego nie ma, zwracasz uwagę czytelnika na to, a nie na to, co jest. W każdym razie opis niewiele mówi.

Czystość miast, w ogóle całej Ziemi, zapewniały kosmiczne fabryki oraz urządzenia operujące na odnawialnych źródłach energii.

Urządzenia zasilane energią z odnawialnych źródeł. W jaki sposób fabryki "zapewniają czystość"?

 Wszystkie większe ośrodki przemysłowe były lokowane w kosmosie, dzięki czemu ludzie na stale mieszkający w polis cieszyli się zdrowiem i nieskazitelną przyrodą.

Mmm, a transport to co? Wszystkie większe ośrodki przemysłowe znajdowały się w kosmosie, dzięki czemu mieszkańcy polis cieszyli się zdrowiem, a przyroda kwitła.

 słońce powoli chowało się za widnokręgiem i ostrym światłem uwidaczniało kwadratowe kontury budynków

Zachód słońca w mieście (zdjęcia niekoniecznie reprezentatywne, ale):

https://www.trojmiasto.pl/raport/Zachod-slonca-z-parku-na-Zaspie-rt347055.html

https://www.trojmiasto.pl/raport/Zachod-slonca-rt275488.html

 Metalowe wszczepy iskrzyły się w promieniach i posyłały świetlne zajączki na wszystko, co było w stanie je złapać.

Hmmmm.

 powstała dyskusja nad naszym powstaniem

Niestylistyczne. Może: powstała dyskusja nad naszymi początkami?

 przejściem z człowieka rozumnego do człowieka mechanicznego

Przejściem od człowieka rozumnego do człowieka mechanicznego.

rozpoczął Henry, co jakiś czas spoglądając na swojego rozmówcę

Rozpoczyna się jakąś wielką, ważną przemowę, ale pogaduchy z kumplem? Poza tym rozpoczynanie (i zaczynanie) jest dokonane – trwa określony, krótki czas. A Henry patrzy, mówiąc (mówienie jest niedokonane).

 Mój zespół badawczy nie jest w stanie wytypować momentu przejścia, co by nie mówić, jest wielka dziura między technologią pradawnych a kosmicznych.

Chwiejny ton, poza tym "wytypować" to wybrać ( https://wsjp.pl/haslo/podglad/38931/wytypowac ), a oni mają go odkryć: Mój zespół badawczy nie potrafi określić momentu przejścia. Między epoką pradawnych i erą kosmiczną mamy wielką dziurę.

 Taki, że stosunkowo niedawno rozpoczęto tworzenie ludzi.

Lepiej: Taki, że wytwarzanie ludzi zaczęło się stosunkowo niedawno.

 Jeszcze jakiś czas temu potrzeba było dwójki dorosłych płciowo osobników, żeby stworzyć potomstwo.

Jeszcze jakiś czas temu potrzeba było dwójki dojrzałych płciowo osobników, żeby wytworzyć potomstwo.

 skok w przyszłość nie wydaje się tak odległy w świetle nowoczesnych badań

Zaraz, ale przed chwilą powiedział coś wręcz przeciwnego?

 – Nadal nie rozumiem, o co ci chodzi. – zaczął irytować się Victor. – Jak masz jakiś konkret, to go powiedz.

Uwaga, dischyzm. – Nadal nie rozumiem, o co chodzi – Victora zaczynało to drażnić. – Jak masz jakiś konkret, to powiedz.

 W moim zespole twierdzimy, że wraz z wejściem programu YOUTH w życie, uśmiercono poprzednich nosicieli informacji.

Uważamy, że kiedy program YOUTH wszedł w życie, uśmiercono nosicieli informacji.

 One nie są datowane ani na miliony, ani nawet tysiące lat wstecz. Ich datowanie sięga maksymalnie pięciuset lat.

W zasadzie sami je wydatowali… Uprościłabym do maksimum: One powstały najwyżej pięćset lat temu.

 a jednak publikowane są monografie, w których te same przedmioty datuje się na znacznie późniejsze

Mało zgrabne. Problemy z teoriami spiskowymi: 1. kto na tym zyskuje? 2. co zyskuje? 3. jak utrzymuje spisek w tajemnicy? (dwóch ludzi może dochować sekretu, jeżeli jeden nie żyje). Zaletą takich teorii jest moc eksplanacyjna, wadą to, że wyjaśnienie zwykle trafia kulą w płot (gdyby FBI było zamieszane w zabójstwo Kennedy'ego, to Kennedy by żył). W każdym razie – teorie spiskowe w opowiadaniu mogą naciągać zawieszenie niewiary.

 Victor próbował doszukiwać się żartu lub najmniejszego uśmieszku na twarzy Henry’ego

Gdzie na twarzy jest żart?

 Zastanawiał się, czy kiedyś widział go tak samo przejętego i zdecydowanego

Zastanawiał się, czy kiedyś widział go równie przejętego i zdecydowanego.

 Nie mógł sobie przypomnieć, zawsze pamiętał go jako rozbawionego chłopaka, który przejawiał predyspozycje prawdziwego badacza i naukowca.

Uciąć, skrócić i wyrzucić: Henry zawsze był wesoły, dociekliwy i sceptyczny.

 To właśnie dzięki predyspozycjom został skierowany na nauki do innego polis, aby objąć funkcję przewodniczącego Wspólnej Akademii Nauk.

J.w. Właśnie dzięki temu został skierowany na naukę do innego polis, gdzie miał objąć funkcję przewodniczącego Wspólnej Akademii Nauk.

 Ich partia 103, chociaż najmniejsza i najbardziej krucha, zaopatrzyła polis w światowej klasy inżynierów, techników i naukowców dziedzin ścisłych i humanistycznych.

Ich partia, chociaż najmniej liczna i najsłabsza, dała polis wysokiej klasy inżynierów, techników i naukowców z dziedzin ścisłych i humanistycznych.

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

I przekroczyłam długość posta. Zdarza się.

 Ich partia 103, chociaż najmniejsza i najbardziej krucha, zaopatrzyła polis w światowej klasy inżynierów, techników i naukowców dziedzin ścisłych i humanistycznych.

Ich partia, chociaż najmniej liczna i najsłabsza, dała polis wysokiej klasy inżynierów, techników i naukowców z dziedzin ścisłych i humanistycznych.

 Czy przypominasz człowieka, czy bardziej cyborga?

A skąd oni wiedzą, czym to się różni?

 A gdy zakładasz swój uniform? Skąd wiesz, że nie jesteś androidem?

A co ma jedno do drugiego?

 Henry miał rację, pracownicy Instytutu posiadali bardziej zmodyfikowane ciała od pozostałych mieszkańców i pracowników.

Niezgrabne. Rzeczywiście, ciała pracowników Instytutu modyfikowano najintensywniej.

I chociaż Victor pracował na samym początku łańcucha życia, bo zajmował się jedynie zarodkami i płodami, to inni inżynierowie wcale nie ustępowali mu w modyfikacjach ciała

Ani po polsku, ani logiczne – dlaczego mieliby mu ustępować? (I nie dam głowy za tę konstrukcję tutaj.)

 wytrzymać fizycznie nad opieką podrosłych dzieci

To już zupełnie się posypało: wytrzymać fizyczne obciążenia, związane z opieką nad starszymi dziećmi.

 Henry niestety miał rację.

Henry, niestety, miał rację.

 Nawet jeżeli nowo narodzone dzieci były ludzkie i nietknięte technologią, to jednak ta otaczała je i wpijała się w ich umysły jak pasożyt.

"Ludzki" znaczy nie do końca to, co Ci się zdaje ( https://sjp.pwn.pl/szukaj/ludzki.html ), ale ważniejsze jest to, że myślisz tu ahistorycznie, tj. Twój bohater myśli tak, jak prawdopodobnie myślisz Ty. Problem polega na tym, że Twój bohater nie jest Tobą! Jest kimś z przyszłości. Jego świat wygląda inaczej, uwarunkowania jego myślenia są inne. Tak, pewne rzeczy są stałe (to bardzo ważne, umieć odróżnić stałe od zmiennego), ale – polecam Dicka "Czy androidy śnią o elektrycznych owcach". I w ogóle Dicka. Do rzeczy – Victor całe życie spędził w takich warunkach. Dla niego wszczepy są normalne. Nie ma powodu myśleć, że są nienormalne.

 Ich opiekunowie przypominali androidy, archaicznie nazywanymi ludźmi. Na zadane pytanie, Victor wymownie milczał.

Oba zdania niegramatyczne, drugie ma też błąd semantyczny: Ich opiekunami były cyborgi, które tylko nazywano ludźmi. Na zadane pytanie Victor odpowiedział wymownym milczeniem.

 – Będę potrzebował twojej pomocy, Vic. – zatrzymał się przy jednej z ławek i opadł na nią. W jego ślady poszedł Victor.

Ostatnim podmiotem był Victor, więc wygląda na to, że mówi do siebie: – Będę potrzebował twojej pomocy, Vic. – Henry opadł na ławkę. Victor usiadł obok.

 – Potrzebuję, żebyś sprawdził wyniki badań noworodków od partii 0 aż do obecnej i porównał je z wynikami naszej 103.

Hmm.

 – Dlaczego mam to sprawdzać? – wyprostował się na ławce ze zdziwienia.

Wystarczyłoby samo: – Dlaczego?

Wszyscy byliśmy podekscytowani najnowszymi wynikami badań, ale gdy przedstawiliśmy je radzie WAN, to uznali nas za oszustów i mało metodycznych naukowców.

Po co osłabiasz zdanie? Wszyscy byliśmy podekscytowani wynikami badań, ale gdy je przedstawiliśmy radzie WAN, uznała nas za oszustów.

 Tyle, że wszystko zrobiliśmy tak, jak uczyli nas na praktykach, poza tym, to nie pierwszy raz, jak robiliśmy analizy próbek. Nawet powtórzyliśmy je, tak dla pewności i…

Albo słaba tam u nich metodologia, albo Ty mało wiesz o naukowcach. Jak jest? Językowo: Tyle, że wszystko zrobiliśmy tak, jak nas uczyli na praktykach, poza tym nie pierwszy raz analizujemy próbki. Nawet powtórzyliśmy badanie, tak dla pewności i…

 – I nadal były takie same jak poprzednio, tak? – wtrącił się w zdanie Victor.

– I nadal były takie same, tak? – wtrącił się Victor.

 – Tak, dokładnie.

W zasadzie może tak być, ale lepiej: Właśnie.

 ale od razu kostiumy zaczęły rozprowadzać po ich ciałach ciepło

Szyk: ale ubrania od razu zaczęły wytwarzać ciepło. Ubranie nie jest układem krwionośnym.

 Wygodne rozwiązanie, specjalnie projektowane ubrania nie tylko były znacznikami polis, ale i odpowiadały na potrzeby organizmów.

Co to jest "znacznik"? W sumie wyrzuciłabym to zdanie, jest niezgrabne i zwraca na siebie uwagę.

 W parku siedzieli tylko we dwójkę, nikt inny nie znajdował się w pobliżu. Zapadał zmrok.

A nie zapadł już? Pierwsze zdanie do skrócenia: W parku byli tylko we dwóch.

Za tydzień jadę ze swoim zespołem na ustępujące czoło lodowca.

Tnij zaimki.

 Chciałbym móc przeprowadzić na nim badania i spróbować określić czas, w którym zmarł.

Przedłużone: Chciałbym móc go zbadać i spróbować określić, kiedy zmarł.

 potwierdzą poprzednie

Aliteracja.

 Zauważyłem, że tylko u osób z naszej partii nie ma takiej niechęci oraz krytyki.

Mało naturalne.

 Żeby ewentualnie sprawdzić, czy pod względem chemicznym różnimy się od pozostałych?

Po co to "ewentualnie"?

 oparł się ramionami o kolana i schował twarz w dłonie

Hmm.

 Wiem, że pewnie wychodzę na jakiegoś idiotę albo histeryka, ale muszę wiedzieć, czemu retuszują prawdę. To po prostu nie ma sensu.

Mało naturalne. Ponadto "retusz" to pojęcie z dziedziny fotografii. Nie wiem, czy dla nich ma sens, a jeśli go nie ma, to nie może służyć jako metafora.

 Tych, którzy zaprowadzili ład i porządek i niby mieli dać nam narzędzia do rozwoju?

Hmm. A wcześniej było powiedziane, że kosmiczni rodzice nie są legendą. To jak jest?

 Henry jedynie lekko się uśmiechnął, ale później znowu spoważniał, oddając się własnym myślom.

Henry jedynie lekko się uśmiechnął, ale zaraz spoważniał i zatopił się w myślach.

 Victor milczał, nie chciał powiedzieć czegokolwiek, co mogłoby jego przyjacielowi sprawić przykrość.

Skracalne: Victor milczał, nie chcąc mu sprawić przykrości.

 Sprawa wydawała mu się dziwna. Zmienianie przeszłości, domniemane ludobójstwo poprzednich ludzi, modyfikowanie dzieci. Przecież jest inżynierem, chyba zorientowałby się, gdyby podawał jakieś świństwo płodom w Instytucie. Czy może jednak nie? Czy miał pewność, że jego też nie oszukiwano? Nie był w stanie odpowiedzieć sam sobie.

Za bardzo się starasz i podnosisz kilka różnych, dużych, luźno związanych pytań. Ale znów – głównym problemem jest to, że Victor nie ma własnego życia.

 prześlę ci moje notatki o nich.

O czym? O danych?

 rozpoczął Victor,

Ta rozmowa trwa już ładnych parę godzin, nie rozpoczyna się w tej chwili.

 chociaż też wątpię, czy cokolwiek zrozumiałbyś z tej dokumentacji, dlatego najważniejsze rzeczy zanotuję i wyślę ci raport

…? Przecież powiedział, że wyśle notatki.

 Henry uściskał mocno Victora i nie mógł powstrzymać słów podziękowań.

Mało naturalne. Może: Henry wylewnie podziękował?

 w którym już zupełnie zapadła ciemność

A mówiłaś o lampkach?

 skierowali się w stronę centrum

Wszyscy "kierują się w stronę" zamiast normalnie iść…

 Mimo później pory, główny plac nadal tętnił życiem – może nawet większym niż wieczorem

Większym życiem? Mimo później pory, główny plac nadal tętnił życiem, może nawet bardziej niż wieczorem.

 Kostiumy zmieniły swój kolor z dominującego białego na czarny. Jedynie poszczególne kolory polis się nie zmieniały.

I tak się mści brak opisu – myślałam, że ubrania są całe w kolorze przypisanym polis. "Swój" zbędne.

Ubrania Henry’ego i Victora również przystosowały się do nocnej pory

Zdanie zbędne – wiemy, że mają te same ciuchy, co wszyscy.

 Tym samym nadal wszyscy wyglądali tak samo, wręcz jednakowo.

Jak wyżej, zwłaszcza, że "tak samo" to tyle, co "jednakowo".

 Przechadzali się wśród stołów restauracji, aby następnie opuścić żywe forum i przejść w stronę mieszkalną.

…? Forum to plac, nie może być żywy. A strona nie może być mieszkalna…

 W połowie drogi jednak zawrócili, Henry tłumaczył to tym, że przepustkę dostał jedynie na dwanaście godzin i mimo że bardzo by chciał zostać, to musi wrócić do swojego polis.

I wcześniej o tym nie wiedział? No, wyobraź sobie, odwiedzasz kumpla w innym mieście, ale masz bilet powrotny na określona godzinę – pójdziesz z nim do domu, żeby nagle się połapać, że już musisz lecieć?

 Równowaga polegała na podtrzymywaniu stałej ilości rezydentów w danych miastach, a dłuższe postoje musiały być wcześniej ustalane w celach przygotowania noclegowni i dostosowania ilości jedzenia. Tym sposobem resztek, śmieci czy innych niedogodności praktycznie nie było.

Niezgrabne, nie po polsku, a ludzie produkują śmieci niezależnie od tego, czy żyją w nadmiarze, czy nie.

 kilkukrotnie

Kilkakrotnie.

 To wyraźnie poprawiło humor jego przyjacielowi, ponieważ rozpogodził się

Jeden – zapewniasz. Dwa – wnioskowanie się rypło. Owszem, o poprawie humoru wnioskujemy stąd, że kolega się ożywia, ale nie na odwrót, co sugeruje zdanie.

 Wymienili się numerami kontaktowymi i pożegnali w przyjacielskim uścisku.

Wymienili się numerami kontaktowymi i pożegnali przyjacielskim uściskiem.

 Gdy Henry zniknął w wagonie kolei, Victor wrócił do swojego mieszkania, do którego wracał tak naprawdę cały wieczór.

Zdanie nic nie wnosi. Wycięłabym.

 To nie był luksusowy i najpiękniejszy apartament, o ile w ogóle ktoś mógł mieć inny.

Zapewniałaś mnie wyżej, że tutaj wszyscy mają tyle samo, są równi. Więc po co te zastrzeżenia? Przecież w tym świecie ceni się identyczność – sto trójki są inne, tyle już widzę, ale Victor nie wie, że jest inny. Podejrzewam, że gdyby o tym pomyślał, to by się wystraszył. Czemu? Bo to coś obcego, coś, o czym mówiono mu, że jest złe.

 Całe pomieszczenie miało rozmiar prostopadłościanu o rozmiarach pięć na pięć metrów i wysokości dwóch z kawałkiem.

Prostopadłościan to kształt, nie rozmiar: Pomieszczenie było prostopadłościanem o wymiarach pięć na pięć metrów i wysokości dwóch z kawałkiem. Zresztą – metrów lepiej unikać (zwłaszcza, że o rewolucji francuskiej nikt tu pewnie nie pamięta). Nic nie mówią.

 Znajdowało się wszystko

Znajdowało się w nim wszystko.

 Nie miały za zadanie napawać nadzieją, był po prostu hotelami, miejscem przymusowego odpoczynku

… nadzieją? I znowu – Twój bohater wyraźnie czuje się źle w swoim świecie. To nic złego, ale potrzebuje uzasadnienia.

 To tam na dole wśród innych ludzi, parków i przyrody człowiek miał się rozwijać i żyć – nie w betonowych drapaczach chmur

To tam, na dole, wśród innych ludzi, parków i przyrody człowiek miał się rozwijać i żyć – nie w betonowych drapaczach chmur. Mało konsekwentna ta antyutopia.

 Victor w ciszy wszedł do swojego lokalu, od razu włączyło się światło oraz telewizor ukazujący program przyrodniczy o mamutach.

Telewizor niczego nie ukazuje. Kiedy Victor wszedł, od razu włączyło się światło, a telewizor zaczął odtwarzać program przyrodniczy o mamutach.

 Lubił oglądać takie programy, był ciekawy świata, dlatego po pracy często oglądał lub czytał publikacje na temat zwierząt. Czasem zastanawiał się, czy jego zainteresowanie przyrodą zapewniło mu pracę w Instytucie. Teraz myślał o nim inaczej.

Nie widzę związków przyczynowych. Uważaj na zaimki.

 Czuł się zmęczony dniem, nie spodziewał się, że spotka swojego przyjaciela.

Znowu – związek przyczynowy jest słaby. Można być zmęczonym po całym dniu, ale nie dniem jako takim.

 Czy kiedyś widział kogoś, kto potrzebował pomocy?

Hmm.

tym mniej pracy trzeba przy nich wykonywać

Hmmm.

 dorosłego, tak zmartwionego

Tu bez przecinka.

 Nie, chyba nie lub przynajmniej nie mógł sobie przypomnieć. W zasadzie nigdy nie widział smutku u innej osoby, to było dziwne. Czemu ktoś miałby się smucić?

Nie, chyba nie, a przynajmniej nie mógł sobie przypomnieć. W zasadzie nigdy nie widział smutku, to było dziwne. Czemu ktoś miałby się smucić? Dobra – Victor dziwi się brakowi smutnych ludzi, czy próbuje dojść, czemu ktoś miałby być smutny? Skoro w tym świecie nikt się nie smuci, to skąd on wie, co to jest smutek?

 każdy jest dla siebie miły

Sam dla siebie? Hmm?

 No może oprócz tego cyberpsychozy, który pozabijał wielu jego rówieśników

No, może oprócz tego cyberpsychola, który pozabijał tylu jego rówieśników.

jego metalowe wszczepy migotały kropelkami wody

Lepiej: na metalu wszczepów lśniły kropelki wody.

 a nawet nogi były sztuczne

Dlaczego: nawet?

Niektórych z modyfikacji nawet nie pamiętał, wiedział tylko, że jako pracownik porodówki został wyposażony w dodatkowe modyfikacje, pozwalające na obronę inkubatorów, gdyby system zabezpieczeń zawiódł

Nawet nie znał szczegółów, wiedział tylko, że jako pracownika porodówki zmodyfikowano go dodatkowo, żeby mógł bronić inkubatorów, gdyby zawiodły normalne zabezpieczenia.

 Wydawało mu się w tym momencie zabawne, że jest cybernetyczną niańką wyposażoną w szereg ostrzy i podzespołów hakujących.

Dlaczego? Dlaczego on tak myśli?

 Miał pięćdziesiąt sześć lat, a nadal wyglądał na trzydziestolatka.

Ale to w jego świecie jest normą, nie?

 Trzydziestolatka, który będzie żył kolejne dwieście, a może i trzysta lat wykonując swoją pracę.

Trzydziestolatka, który będzie żył kolejne dwieście, a może i trzysta lat, wykonując swoją pracę.

 Wygodnie, bardzo wygodnie.

Teraz już praktycznie wiem, że to jest motyw przewodni. Prawda?

 Niedługo później zasnął i obudził się dopiero nad ranem.

W sumie – po co to zdanie?

 zszedł na dół zjeść śniadanie w drodze do pracy

Uprość: zszedł na śniadanie.

 skutecznie chowało się za skłębionymi chmurami

A czemu miałoby to robić nieskutecznie?

 Maleńka obręcz na skroni Vica zamigotała niebieskim światłem, przed jego oczami, widoczna tylko dla niego, ukazała się wiadomość od Henry’ego.

Skroń jest przy uchu, a o tej obręczy dowiadujemy się dopiero teraz. Jest też rym.

 Pamiętał, nie mógłby zapomnieć.

Dlaczego? Dlaczego to takie ważne?

 Praca zapowiadała się dobrze

Hmm.

 kilka płodów wykazywało osłabienie, ale zwiększenie leków powinno postawić je na nogi

Uważaj na niezamierzoną śmieszność: kilka płodów miało objawy osłabienia, ale większa dawka leków powinna pomóc. A swoją drogą – leki podaje się w chorobie, a tu sugerujesz, że dzieci dostają je stale. Czyli – coś tu śmierdzi.

 Dla kilku słabszych Victor przeprowadził specjalne badanie

Kilka słabszych Victor dodatkowo zbadał.

 Jego optyka raz za razem wydawała dźwięki

…?

Nie wyłapał nic, co mogłoby rażąco odstawać od normy.

Uprość: Nie wyłapał rażących odchyleń od normy.

 Na szczęście dzisiaj też mógł wystawić pozytywną opinię.  

Co to znaczy?

 W mgnieniu oka odwrócił się w stronę drzwi, nie do końca panując nad swoimi odruchami.

Co próbujesz powiedzieć? Coś innego przejmuje kontrolę?

 – Kod 0-1-2, proszę o dezaktywację. – powiedziała obojętnie kobieta w stronę Victora.

– Kod 0-1-2, proszę o dezaktywację – powiedziała kobieta obojętnie.

 w ramionach od nowa trzasnęły mechanizmy

Nie "od nowa", tylko znowu.

 już nie czuł dręczącego bólu w klatce piersiowej

Hmm.

 w jego umyśle ożywił się cyklon pytań

Mieszane metafory śmieszą. Cyklon nie jest żywy.

 Przecież uczyli go korzystać z niego świadomie, dlaczego w takim razie nie posiadał kontroli nad własnym ciałem?

Jak już, to: dlaczego stracił kontrolę nad własnym ciałem?

 Kim jest dwójka mężczyzn

Kim są dwaj mężczyźni.

 nasi pracownicy są wyjątkowo przeszkoleni

Wyjątkowo dobrze przeszkoleni, chyba. Bo to, że są przeszkoleni, raczej nie stanowi wyjątku, prawda?

 Na każdym poziomie rozwoju inżynierowie wykazali się takimi samymi odruchami, proszę więc wierzyć, że cały Instytut ma wystarczającą ilość narzędzi do obrony przed atakami.

Skróć.

 Mężczyźni słuchali jej w ciszy, jedynie szepcząc pomiędzy sobą własne spostrzeżenia

Czyli nie w ciszy. Zdanie niezgrabne.

 Victor stał, jak osłupiały

Tu bez przecinka. Resztę zdania można wyciąć.

 wertowali wzrokiem

Co to znaczy "wertować"? https://sjp.pwn.pl/szukaj/wertowa%C4%87.html

 Przecież od trzydziestu lat pracy w Instytucie nigdy nie zawalił ani jednego dnia.

Przez trzydzieści lat, ale – hmm?

 Mimo że nie miał powodów do obaw, czuł się nieswojo.

Hmm.

 Vic zastanawiał się, czy ta kobieta naprawdę wie wszystko o wszystkich, czy wgrali jej dostęp do bazy i teraz odczytuje jego kartotekę tak, jak on rano czytał wiadomość od Henry’ego

I to nie jest u nich standard?

 Jeszcze bardziej niepokój wzbudzali w nim nieznajomi.

Jeszcze większy niepokój wzbudzali w nim nieznajomi.

 Nigdy ich nie widział, a znał cały zarząd i wszystkich pracowników Instytutu. Każdy musiał ich znać, inaczej poziom bezpieczeństwa podopiecznych drastycznie by spadł. Nie byli wpisani do bazy, dlatego aktywował się system obronny.

Te zdania się nie kleją – za dużo tego.

 pozytywnie przeszły

Nie można przejść "pozytywnie" (bo negatywnie też nie można).

 najwcześniej ze wszystkich mogły rozpocząć pracę specjalistyczną po zaledwie dwudziestu sześciu latach

Przegadane: mogły rozpocząć pracę po zaledwie dwudziestu sześciu latach.

 Jest to jeden z największych sukcesów Instytutu, wiedząc, że w pełni uformowane dzieci stosunkowo najwcześniej mogły podejmować się tak trudnych stanowisk dopiero po trzydziestu pięciu latach od urodzenia.

Jest to bardzo niegramatyczne zdanie. Jaki podmiot łączy się z tym imiesłowem?

 należałoby wznowić przyspieszony tryb dorastania wśród

Może raczej: zastosować u?

 co argumentuje fakt

Na co wskazuje fakt.

 Jest to nadal wadliwa metoda, nad którą w przyszłości Instytut postara się rozpocząć badania.

Dziwny pomysł.

 Nadal czuł się źle, mimo że kobieta odwołała alarm, to jakaś cząstka w nim szalała na widok grafitowych kostiumów.

…?

 Nie podjął się sprawdzania bazy danych, tak jak obiecał Henry’emu.

Ale "podjąć się" to właśnie obiecać, zamierzyć, że się coś zrobi…

 Nie w momencie niezapowiedzianej wizyty.

Nie w czasie niezapowiedzianej wizyty. Moment trwa krótko – wizyta trwa dłużej.

 Wizytacje odbywały się często, ale zazwyczaj były prowadzone przez kogoś z zarządu lub rady polis.

Hmm.

 Każdy był wpisany do bazy pracowników i nie było problemu nawet z niezapowiedzianymi wizytami. Tu było inaczej.

Zapewniasz.

 Rozmowy odbywały się wyłącznie za pomocą impulsów nerwowych.

Ale podsłuchać pewnie i tak ich można – więc po co taki gadżet?

 odpowiedział z pełnym nadziei w głosie Henry.

Po pierwsze, właśnie powiedziałaś, że głos nie miał z tym nic wspólnego. Po drugie, uważaj na gramatykę: odpowiedział z nadzieją Henry.

 szedł nerwowo

Czyli jak?

 jacyś graficiarze

Hmmm?

to aktywował się we mnie system obronny

 Aktywował się mój system obronny.

nadal mną telepało, gdy tylko łazili wokół inkubatorów

I tak mną telepało, kiedy łazili wokół inkubatorów.

 Henry dłuższą chwilę milczał, przez chwilę sapał, jakby miał coś powiedzieć, ale zaraz znowu milkł. Zapytał stłumionym głosem.

Telepatycznie? Patrz na interpunkcję.

 Byli prawie identyczni

Cały tekst powtarzasz, że tutaj WSZYSCY są identyczni. Więc co w tym niezwykłego?

 No wiesz

No, wiesz.

 Nie poznałem tego kroju, a myślę, że nieźle się orientuję w poszczególnych polis.

Przed chwilą polis identyfikował kolor: Nie poznałem tego kroju, a myślę, że nieźle się orientuję w umundurowaniu poszczególnych polis.

 dziwnego było w ich manierze

Anglicyzm. W ich zachowaniu.

 Nie znam ich, nie umiem przyrównać do żadnej osoby, która przychodzi mi do głowy.

Nie wiem, o co chodzi. Przecież opisując – przyrównuje. Nie?

 – No to jesteśmy w dupie. – krótko fuknął Henry.

…? fuknął? (Telepatycznie…) A nie jęknął raczej?

 Victor nie mógł spokojnie wysiedzieć w swoim mieszkaniu.

Victor nie mógł usiedzieć w mieszkaniu.

 Zdążyli wypytać o plany dotyczące przyszłej wyprawy w sprawie odnalezionego mężczyzny z lodowca.

Nie po polsku. "Zdążyli" sugeruje pośpiech, a "wyprawa w sprawie" brzmi śmiesznie. Wypytali go o plany wyprawy na lodowiec.

 nawet czytali raporty z poprzednich wykopalisk

Nawet? A nie od tego powinni zacząć?

 Skontrolowali wszystko łącznie z poziomem zaangażowania pracowników i ich lojalności do pracodawcy.

Skontrolowali wszystko, włącznie z poziomem zaangażowania pracowników i ich lojalności wobec pracodawcy. Hmm.

 Wiktor czuł się jak w potrzasku

Kim jest Wiktor i jakie są jego związki z Victorem? A serio – zapewniasz. Pokaż to.

 Nie miał pojęcia, przeszukał całe pomieszczenie, ale nie znalazł nawet jednej kamery szpiegowskiej.

A dlaczego miałby?

 Włączył telewizor na jego ulubionym kanale przyrodniczym.

Dlaczego telewizor lubi kanał przyrodniczy?

Czy mamuty nie powinny były już umrzeć?

 Czy mamuty nie powinny były już wymrzeć?

 Było mu gorąco, pocił się jedynie tam, gdzie zostawiono mu jego prawdziwą skórę.

Słabo się to łączy. Tnij zaimki ("jego").

 Wszczepy paliły go, czuł, jak najmniejsze silniki poruszają się w jego ciele. To one go palą.

Spokojniej. Wybierz jeden, dwa szczegóły, nie zasypuj mnie wszystkim, co Ci przyszło do głowy.

 Jego mieszkanie próbowało dostosować temperaturę powietrza do jego organizmu, ale nie było w stanie nadążyć nad ciągłym wahaniem liczb.

Nadąża się za czymś, ale w ogóle zdanie niezgrabne, choć szczegół z "zepsutym mieszkaniem" niezły.

 Cała elektronika wydała mu się obca

W jaki sposób?

 miał trudności w poruszaniu się wewnątrz własnego domu

Mało zgrabne.

 wiatr mocno szarpał za gałęzie drzew

Szarpanie jest z definicji mocne.

Gdzie mógłby pobiec?

Dokąd mógłby pobiec?

 Do parku, tam czuł się bezpiecznie. Tam czuł, że zostały podjęte decyzje, które teraz spędzają mu sen z powiek.

Jak jedno zdanie wynika z drugiego?

 Dobiegł do ławki, gdzie dwa dni temu rozmawiał ze swoim przyjacielem.

Dobiegł do ławki, na której dwa dni temu rozmawiał z przyjacielem.

 Nie wiedział, czy to od biegu, czy to właśnie od wspomnienia jedynej osoby, która nie stanowiła dla niego zagrożenia.

Albo tej, która go w zagrożenie wciągnęła… psychologicznie cały ten fragment jest mało wiarygodny – Victor świruje tak intensywnie i tak bezpodstawnie, że trudno mi w to uwierzyć.

 – No to wpadliśmy

– No, to wpadliśmy.

 Siedział i myślał, co powinien teraz zrobić. Myślenie go uspokajało.

A nie był aby zbyt zdenerwowany na myślenie?

 Może to oni byli tymi, co kontrolują władzę na całej Ziemi?

A skąd to wynika?

 Znowu posiadał jasny umysł

Nie po polsku. Znowu mógł myśleć jasno.

 przyjemnie ocieplał go podczas jesiennej nocy

Ogrzewał, albo grzał. Ociepla się budynki. Styropianem.

 W ciągu tygodnia wróci do tematu skontrolowania bazy danych.

Kostium?

 Musi przeczekać, jak kontrole się zakończą i poszukać informacji

Musi przeczekać, aż kontrole się zakończą, i poszukać informacji.

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

I jeszcze raz.

 Mógłby poszukać też informacji na temat cyberpsychola, który kiedyś wdarł się do Instytutu.

Mógłby też poszukać informacji na temat cyberpsychola, który kiedyś wdarł się do Instytutu.

 Zadowolony ze swoich planów, wrócił do swojego mieszkania i zasnął.

Zaimki, pustosłowie: Zadowolony z plan, wrócił do mieszkania i zasnął. Tak, ot.

 Przez pierwsze pół tygodnia

Czyli do południa w czwartek? Po co taka precyzja? Pomijając to, że nikt tak nie mówi?

 nie otrzymał żadnych konkretnych informacji od Henry’ego, sam też nie mógł przekazać mu niczego obiecującego.

Nie brzmi to dobrze.

 Nadal kręciła się dwójka podejrzanych mężczyzn.

Gdzie się kręciła? Potrzeba dopełnienia.

 Victor czuł za każdym razem napięcie, gdy zbliżali się do jego inkubatorów.

Szyk: Victor czuł napięcie za każdym razem, gdy zbliżali się do jego inkubatorów.

 Byli jak natrętne muchy, krążące wokół zepsutego jedzenia.

A przecież w tym świecie (jak napisałaś explicite) nie ma śmieci… więc skąd Victor to wie?

 W drugiej połowie tygodnia przestały się kręcić obce osoby po budynku

Szyk: W drugiej połowie tygodnia obcy przestali się kręcić po budynku.

 Vic chciał wykorzystać szansę daną mu przez chwilowy brak zainteresowania.

Łopatologia: Vic chciał wykorzystać szansę. Kropka.

 Ręce lekko drżały, początkowo nie mógł poprawnie wpiąć osobistego łącza do komputera.

Hmmmm.

 tłumaczył sobie, aby dodać otuchy i pewności siebie.

Pustosłowie: powtarzał sobie.

 Jeszcze nigdy nie korzystał z tak dużego systemu.

To po co mu uprawnienia do niego?

 Okrągła dioda na jego skroni nerwowo pulsowała tym razem na czerwony kolor.

Pulsowała kolorem, ale ja nie widzę własnych skroni. Victor widzi?

 Chwilę minęło, zanim uspokoiła się i zmieniła na jasny odcień niebieskiego.

Chwilę potrwało, zanim zapłonęła jednostajnym błękitem.

 To jak pływanie w smole. Każdy ruch jest powolny, wszystko odbywa się w zwolnionym tempie, mózg próbuje jak najlepiej uszeregować napływającą wiedzę.

? Cały akapit jest dziwny.

Pobierał je i od razu sprawdzał pod kątem chemicznym i biologicznym

? Co to znaczy "sprawdzać pod kątem"?

W mgnieniu oka posprawdzał dane, a teraz jedynie je przyrównywał do bazowych wartości serii 103.

?

 Czuł, jakby podglądał swoich rodziców, jakby po wielu latach miał sprawdzać, czy aby na pewno go dobrze stworzyli

Ale w tym świecie nie ma rodziców… Poza tym rodzice nie stwarzają (obowiązkowy suchar: wyjaśnię, jak będziesz starsza, ha, ha).

 Wyniki się pokrywały

Wyniki czego z czym się pokrywały? Co chcesz powiedzieć?

 Victor zaczął się pocieszać, że Henry naprawdę musiał wpaść w paranoję. Do momentu, aż nie zobaczył różnic w aktywności hipokampu

Victor zaczął się pocieszać, że Henry naprawdę jest paranoikiem, a potem zobaczył różnice w aktywności hipokampu.

 Dane zapisane na serii 103

Raczej: w serii.

 Różnice jeszcze odnotował

Szyk: Odnotował jeszcze różnice.

 dane były znacznie zawyżone

Zawyżone mogą być liczby albo wyniki, ale nie dane.

 przez to dane rejestrowanych zmian mózgowych były mniejsze niż w poprzednich jednostkach

Jak, u licha, dane mogą być "mniejsze"? https://wsjp.pl/haslo/podglad/87582/dane/5217786/w-komputerze

 Konieczność ich rozwoju zmusiła naukowców do zmniejszenia dawki wpływającej na formowanie się połączeń nerwowych oraz przechowywania wspomnień i cech.

Nie wiem, o co chodzi.

 Komendomyślą pozamykał wszystkie okna

Po co mu okna, skoro łączy się mniej więcej telepatycznie?

 wszystkie trybiki w jego wszczepach szalały

Co to są trybiki i czy taka metafora mogła przyjść do głowy Victorowi?

 nieproszeni wizytatorzy

Proszeni. Tylko nie przez niego…

 Lub nieostrożne szczury, próbujące zwęszyć jakiś podstęp.

?

 Vic, najlepiej jak tylko mógł, beznamiętnie opuścił serwerownię,

"Beznamiętnie" nie bardzo tu pasuje. I skracaj: Vic, najspokojniej, jak tylko mógł, opuścił serwerownię.

 a potem udał się na dezynfekcję, aby opuścić budynek.

Powtórzenie: a potem na dezynfekcję przed wyjściem.

 Cały czas miał wrażenie bycia obserwowanym.

Cały czas miał wrażenie, że ktoś go obserwuje.

 Nieprzyjemność minęła, dopiero gdy oddalił się od Instytutu.

Minęło dopiero, kiedy oddalił się od Instytutu.

 Na wieczór zadzwonił do niego Henry.

Pod wieczór. Albo wieczorem.

 Był zarówno podekscytowany, jak i przerażony swoim odkryciem.

Zbędne, zapewniające zdanie.

 – Udało nam się przebadać tego mężczyznę, to jest niesamowite, to naprawdę może odmienić postrzeganie przeszłości oraz przyszłości człowieka! – darł się niczym dziecko.

Pamiętaj, że mówi facet potykający się o własny (metaforyczny) język (sama napisałaś, że się jąka): – Zbadaliśmy go! To, to jest niesamowite, to naprawdę zmieni wszystko! – darł się jak dziecko.

 – Wyszło, że jest jeszcze młodszy, niż przypuszczaliśmy, niecałe trzysta lat wstecz, rozumiesz? Zakładając, że w ciągu stulecia mogą powstać w naturalnych warunkach przynajmniej 3 pokolenia nowych ludzi… To oznaczałoby, że ten mężczyzna mógł być pamiętany przez czyjegoś dziadka, babkę, nie wiem. Nawet jako wspomnienie, cokolwiek. Na szybko jeszcze przebadaliśmy jego tkanki w poszukiwaniu mitochondrialnego DNA, Vic, on jest niczym my. Jest naprawdę jak my. Słuchaj, muszę kończyć, mamy trochę roboty, ale będę pisać.

– Jest, słuchaj, nawet, niż myśleliśmy, niecałe trzysta lat, rozumiesz? Jeśli w sto lat naturalnie mogą powstać trzy pokolenia… To ktoś mógłby go pamiętać! Chociaż trochę. A on jest jak my, Vic, całkiem jak my! Słuchaj, muszę kończyć, mamy trochę roboty, ale napiszę. A swoją drogą – mitochondrialne DNA jest we wszystkich tkankach eukariotów, więc to nic niezwykłego. Chyba że tutaj to właśnie niezwykłe, ale trzeba było o tym powiedzieć wcześniej.

 Na dniach Henry wysłał mu swoją analizę mężczyzny, mając nadzieję, że pomoże mu w interpretacji wyników.

"Na dniach" mówimy, obiecując, że coś wkrótce zrobimy. Ale nie w opisie. I – analizuje się DNA mężczyzny, ale nie jego samego.

 ale co udało mu się złapać jakiś lepszy trop, to okazywało się, że jest to kolejna ze ślepych uliczek

Niestylistyczne.

 Była to największa afera wśród wszystkich polis i mimo wszystko żadne z nich nie miało wystarczającej ilości informacji.

Polis nie są aferami. Była to największa afera we wszystkich polis, a nikt nic o niej nie wiedział.

 Mógł jedynie bazować na zeznaniach świadków oraz plotkach domniemanych krewnych.

Mógł się oprzeć tylko na zeznaniach świadków. Dobrze, ale tutaj nikt nie ma krewnych! Nie? Przecież – skoro nie robi się dzieci po staremu – to można najwyżej mówić o dawcach materiału genetycznego.

 Jeżeli był dzieckiem stworzonym w ramach programu, to nie posiadał krewnych.

Jeżeli był dzieckiem z programu, to nie miał krewnych.

 Czy może jednak był jednym z ludzi myślących, a nie mechanicznych?

Dobra, męska decyzja – są w tym świecie dwie grupy, czy tylko jedna?

 Gdyby udało mu się znaleźć chociażby kawałek jego ciała albo zapisaną analizę badań krwi, mógłby porównać je z wynikami zdobytymi z Instytutu, chociaż mało prawdopodobne, że ktoś je wykonał.

Gdyby udało się znaleźć chociaż kawałek ciała albo zapis badań krwi, mógłby je porównać z wynikami zdobytymi w Instytucie. "Analiza" to badanie.

 nie wiedział, co miał ze sobą zrobić

C.t.: nie wiedział, co ma ze sobą zrobić.

 Wysyłał też zapytania do Calasis, czy wyprawa Henry’ego Kinga wróciła do Akademii, ale nikt nie miał konkretnych odpowiedzi.

Wysyłał do Calasis zapytania, czy wyprawa Henry’ego Kinga już wróciła, ale nie dostał konkretnej odpowiedzi.

 dlatego kremowano jedynie rzeczy osobiste poszczególnych osób na stosie

To nijak nie pasuje do tego świata. Fraza też jest mętna i brzydka.

 Victora zaproszono jako część rodziny i honorowego gościa ze względu na braterstwo tej samej serii.

Straszny mętlik: Victora zaproszono jako brata z tej samej serii. Czy na pewno wiesz, kim jest gość honorowy i jak się go traktuje?

 Po uroczystym pogrzebie społeczność Calasis powróciła do swoich zajęć, Victora poproszono o przejrzenie rzeczy osobistych w dawnym mieszkaniu jego przyjaciela i ewentualne zabranie ich do siebie.

Po uroczystym pogrzebie społeczność Calasis powróciła do swoich zajęć. Victora poproszono o przejrzenie rzeczy osobistych w mieszkaniu przyjaciela i, jeśli zechce, zabranie ich do siebie. Dlaczego? Przecież oni chcą coś zatuszować, nie?

 pokój miał być przekazywany nowej osobie

Pokój miał być przekazany. Przekazanie odbędzie się raz, więc nie możesz dawać formy niedokonanej.

 Mieszkanie było takie samo jak Vica, co nawet go śmieszyło.

Dlaczego? Skoro wszystkie mieszkania są takie same, dlaczego miałby na to zwracać uwagę?

 Porządek rzeczy i reguły pozostawały niezmienne, tak jak niegdyś kosmiczni rodzice sobie wymyślili.

…? Zdanie z kosmosu.

 W drodze powrotnej przeglądał notatnik.

A potrafił czytać? Serio pytam – skoro tu się nie pisze ręcznie, to co z czytaniem?

 Czuł się nieswojo, naruszając prywatność przyjaciela, ale wiedział też, że w obecnym stanie i tak nic już nie może zrobić.

Niezgrabne i w sumie nie wiem, co ma jedno do drugiego.

 Trybiki we wszczepach nerwowo trzaskały

Co to są trybiki?

 10 dzień badań wykopaliskowych

Nie mają tu dat?

 wykopaliska w północnym kontynencie

Na kontynencie.

 Myślę, że też swoje rzeczy prześlę kurierem do mieszkania, żebym jutro miał mniejszy bagaż. To dobry pomysł.

Myślę, że swoje też rzeczy prześlę kurierem do mieszkania, żeby jutro mieć mniejszy bagaż. Hmm. Włącznie z osobistym dziennikiem? Oj, naciągane to.

 Mam ciągłe wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, ale co spoglądam w kierunku potencjalnej pary oczu, niczego nie znajduję.

Kombinujesz: Ciągle mi się zdaje, że ktoś mnie obserwuje, ale nikogo nie widzę.

stworzyłem kopię danych

Zrobiłem kopię.

 , którą starannie przepisałem na tyłach notatnika

…? Ile jest tych danych? A notatnik ma ostatnie strony, ale nie ma tyłów.

 uważam, że nie istnieje takie coś jak brakujące ogniwo

Uważam, że nie istnieje nic takiego, jak brakujące ogniwo. A swoją drogą – do kogo on pisze? To prywatny dziennik, więc do siebie. Czy tak pisałabyś do siebie?

 staliśmy się zaprogramowani

Zostaliśmy zaprogramowani. "Stać się" i "zostać" to nie całkiem to samo.

żeby myśleć inaczej

Inaczej niż?

 może będziemy w stanie porównać jakieś dane z naszymi.

?

 Jedyny problem stanowi ciągłe uczucie bycia w potrzasku.

Przegapiłam to wyżej, ale "potrzask" też nie pasuje do tego świata. Nie możesz tłumaczyć rzeczy obcych – obcymi.

w poszukiwaniu kopii wyników zrobionych na miejscu wykopalisk

Zbędne.

 komendomyślą porównał z tymi, które zdobył w Instytucie

Myślałam, że w Instytucie robił to sam?

 Dane serii 103 były pośrednim stadium między mężczyzną z lodowca a pozostałymi dziećmi wyhodowanymi przez program.

… Dlaczego 103, a nie pierwszej? Przecież przed nimi były inne? A jeśli dane tych innych są sfabrykowane, to przecież żyją ludzie starsi od nich? Nie?

 Ludźmi naprawdę sterowała jakaś wyższa siła, która posiadała na tyle silną technologię, która z ledwo mówiącego człowieka stworzyła maszynę.

Wniosek z kosmosu…: Ludźmi naprawdę sterowała jakaś wyższa siła, zdolna z ledwo mówiącego człowieka zrobić maszynę. Zob. https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842860

 Wiedziałbyś, bo i tak miałeś rację

?

 czując coraz większą falę smutku i złości.

Nie tłumacz jak krowie na rowie. Pokaż to.

 rzucił torbę na biurko i powoli zdejmował z siebie kostium

Czemu forma niedokonana?

 Znowu szarpnęło nim, poczuł zgrzytanie metalowych trybików oraz palące uczucie topionego metalu.

Znowu nim szarpnęło, ale końcówka zdania… metal nie ma uczuć. A topi się w temperaturach, w których człowiek już nic nie czuje, bo jest tak poparzony, że nie ma czym.

 Przewrócił się na ziemię, nie mogąc ustać na nogach.

Skracaj, to scena akcji.

 Nim zdążył zrozumieć, co się wydarzyło, na końcu jego ostrzy zawisła czarna sylwetka

… ale nie aż tak. "Sylwetka" nie może zawisać, jest zbyt abstrakcyjna.

 Krew powoli sączyła się w stronę jego przedramion.

Sączyć się krew może 1. z rany i 2. przez opatrunek albo ubranie (przesączać), ale po gołych ramionach spływa.

 W zaciśniętej dłoni agresora nadal sterczała stalowa maczeta.

Ekhm.

 Uczucie niepokoju nie ustępowało

… facet właśnie zaciukał włamywacza, a Ty odczuwasz potrzebę tłumaczenia mi, że jest zdenerwowany? Dlaczego?

 Victor poczuł kolejną falę spięcia

Elektrycznego? ???

 Usłyszał stukot kilku par butów dobiegających z klatki schodowej.

Dobiega stukot – czy buty?

 tym razem na jego nagiej piersi majaczyły celowniki karabinów.

https://sjp.pwn.pl/szukaj/majaczy%C4%87.html https://sjp.pwn.pl/szukaj/celownik.html

 W polis nigdy nie stosowano broni palnej, a jego wszczepy nie były na tyle rozwinięte, żeby przypominać nawet najmniejszą wyrzutnię rakiet.

Od razu wyrzutnię… Aha, czyli te wszystkie anachronizmy – to było celowe. Dobra. Punkt dla Ciebie.

 Nie potrafił już myśleć, oddał się swoim instynktom

Bardzo purpurowe.

 Błyskawicznie przeskoczył na tyły kolumny, rozcinając zamaskowanych komandosów

?

 Pędzony adrenaliną, po oczyszczeniu drogi ucieczki, wybiegł na dół.

Napędzany adrenaliną zbiegł na dół.

 Krople wody przyklejały się do jego skóry

… oblej rękę wodą.

 z zawistnym syczeniem wyparowywały

"Zawistnym"?

 biegła na niego od strony drugiego bloku mieszkalnego

Rym.

 salwa z karabinów przeleciała mu nad głową

Salwa to nie pociski, tylko samo strzelanie.

 Jedna kula zahaczyła o jego ramię, to było tylko draśnięcie

Zauważyłby to na adrenalinie? W dynamicznych scenach dawaj tylko ważne szczegóły, na opatrzenie ran będzie czas później.

jakby odrzucał granice ludzkiego ciała i w zupełności oddawał się technicznym procesom w swoim ciele

To nie ma sensu.

skroniowa dioda szalenie migała krwistoczerwonym kolorem.

Szaleńczo raczej, ale co z tego, skoro człowiek nie widzi własnych skroni…

 Jedną komendomyślą ukazał, skąd dobiega wrogi sygnał.

Ukazał? Czy zlokalizował?

 Nie rozumiał, z jaką łatwością wywarzył frontowe drzwi

Drzwi WYWAŻYŁ. Reszta zdania – ?

 Dysząc, kosztował krwi poległych. Cały był nią umazany, jego ostrza przypominały krwawe skrzydła. Zamiast probówki w ręku niósł śmierć.

Sweet Lord, co za purpura. Początek był suchy, ale tu przesadzasz w drugą stronę.

 czule się nimi opiekował i sprawdzał, czy żyją

Mhm.

 Dlaczego miałyby żyć w zakłamanym świecie?

<cynizm> Bo wszyscy w takim żyjemy. Nie ma co histeryzować. </cynizm>

 wszystkie zlewały się w jeden organizm, potem rozłączały

???

 kręcąc się na sztucznej pępowinie

Na pępowinach chyba? Każdy na swojej?

 Jeszcze moment i powrócą postacie ubrane w czarne stroje, znowu będą strzelać.

?

 – Ochronię was! – jęczał

Jęczał z wykrzyknikiem?

 Dioda znowu szalenie zamigotała.

J.w.

 prawdę, którą uważał, że muszą poznać

Nieładne to.

 Przecież to on był urodzony z tej serii

W tej serii.

 Victor czuł, jak zostały oderwane od niego, jak przestały żyć.

Drzwi?

 ostrze bez życia opadło

Purpurowe.

 Z jego nosa leciała ciemna krew

Z nosa leciała mu ciemna krew.

 Zza uzbrojonego oddziału wyszła kobieta odziana w biały fartuch wraz z dwójką mężczyzn w grafitowych kostiumach.

Mało zgrabne.

 odpowiedział jeden z mężczyzn, a następnie opuścili salę.

Kto opuścił salę?

 Kogoś, kto był w stanie manipulować czasem, lepić człowieka na swoje podobieństwo.

Fajnie – tylko (poza tytułem) co na to wskazuje? Nic zupełnie.

zawsze musieli pojmować świat swoim sposobem

A czyim niby? Zawsze musieli pojmować świat po swojemu.

 

Bardzo niezdecydowana antyutopia, jakbyś nie wiedziała, jakie właściwie zło piętnujesz – dodatkowo utrudnia zrozumienie całości to, że bohater nie myśli swoich myśli, tylko Twoje, i nie boi się swoim strachem, tylko wtedy, kiedy Ty tego potrzebujesz. Przecież on traktuje swój świat jako dziwny, choć w nim wyrósł! Skąd on może wiedzieć, że można żyć inaczej? Ostateczne wyjaśnienie tego faktu jest, cóż. Z kosmosu. Nie wydaje mi się, żebyś ten świat w ogóle opracowała, a kilka razy miałam wrażenie, że nie pamiętasz, co napisałaś przed chwilą. Nie trzyma się to kupy, po prostu. Bardzo dużo streszczasz, niewiele tu scen, co też uwidacznia brak światotwórstwa. W połowie zmieniasz "partię" na "serię" – nie wiem, czemu. Scena walki – mętna i purpurowa. Postępowanie kosmitów nie ma specjalnego sensu, nawet jako horror kosmiczny. Co oni na tym zyskują? Jak działa ta pętla czasu? Bo wygląda na to, że tak, jak Tobie akurat wygodnie. Za dużo zostało w Twojej głowie.

Językowo nie jest dobrze. Używasz słów niezgodnie ze znaczeniem, masz problemy z gramatyką (imiesłowy! związki zgody!) i z samą logiką zdań. Musisz dużo czytać, i nie nowości! Polecam klasyczne antyutopie: "Rok 1984", "Nowy, wspaniały świat", "Dawcę" itp. – patrz, przeciwko czemu one występują, bo antyutopia polega właśnie na tym – jest argumentem z równi pochyłej. Ale patrz też, jak są napisane.

 Był taki jeden, który uważał, że Homo Sapiens jest efektem manipulacji genetycznej, dokonanej przez przybyszy z kosmosu.

Żeby to jeden…

 Widowiskowości moim skromnym zdaniem zbędnej, a nawet pozbawionej uzasadnienia.

Zgadzam się. Czy nie napisałaś tekstu właśnie dla tej sceny? Jeśli tak, to po co niepasująca do niej reszta? Co chciałaś osiągnąć?

 Może nie pisać "z buta", tylko przygotować się i zadać sobie kilka pytań dotyczących fabuły i postaci przed rozpoczęciem pisania.

… no, może.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

surprise

Ja tu już nic nie napiszę na tym portalu… A w życiu!

cheeky

 

Chyba, że “sympatycznym” atramentem…

wink

dum spiro spero

Ale że co? Że się nie okazałeś fałszywym prorokiem? devil

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

smiley

Nie, to akurat był pewnik – że za drugim razem (pierwszy przeżyłem przypadkiemcheeky)

nie przeżyję dożywotnio… 

laugh

 

Edit – mam na myśli oczywiście tzw. twórczość a nie moje krytykanctwo…heh

dum spiro spero

"… czy ludzka pamięć mogła sobie wyobrazić" – pamięć sobie nie wyobraża. Pamięć … pamięta. Lub nie. Wyobraża sobie wyobraźnia. A ta może sobie wyobrazić niemal wszystko.

"… skąd z ery kamienia czy marnych narzędzi …" . Przecież wiadomo skąd – z ery kamienia … Myślę, że jednak "… jak z ery kamienia czy marnych narzędzi …"

Baaardzo mi się spodobało wywaRZenie drzwi. Skoro "warzyć" znaczy dosłownie "gotować", to takie warzone drzwi musiały być posiłkiem wysokokalorycznym. Ja tam bym drzwi wywaŻał, a nie konsumował.

Neandertalczy nie był naszym przodkiem (trochę jego genów mamy wskutek krzyżowania międzygatunkowego). I to nie on i nie jego potomkowie zaznali rozkoszy podróżowania do gwiazd.

W gotowaniu drzwi istotne jest właściwe przyprawianie i umiejętne zastosowanie tłuszczów. Drzwi są suche! Niewłaściwie przyrządzone smakują jak drewno.

(Soooo… not sorry XD)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

cheeky

No i nie zapomnijmy przed warzeniem drzwi wyważyć, bo będzie kłopot.

Albo chociaż zwyczajnie wyjąć je z futryny…

wink

dum spiro spero

Hej,

 

nawet fajnie się czytało, ciekawa mieszanka, komunizmu z… sam nie wiem czym, kosmicznej hodowli?

 

Podobnie jak Adam, nie jestem pewien celu dla którego ludzkość jest hodowana i dlaczego jest pozbawiana określonych cech – np. rozmnażania. Ogólnie fabułę dla mnie spowija mroczny cień, rzucany przez wyższą cywilizację, nie bardzo rozumiem kim są i jakie są ich cele. Przez to historia jest dla mnie niezrozumiała.

Co do szczegółów technicznych – mam wrażenie, że rozwiązania nie są do końca przemyślane, trochę “wszczepów” rodem z cyberpunka, opórcz tego kombinezony regulujące temperaturę, no i sam system społeczny, gdzie wszystko jest za darmo – trochę to naciągane, w mojej opinii :

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Dziękuję wszystkim za odzew!

W gotowaniu drzwi istotne jest właściwe przyprawianie i umiejętne zastosowanie tłuszczów. Drzwi są suche! Niewłaściwie przyrządzone smakują jak drewno.

Dobra! Zapamiętam ;)

Heh, będzie bolało – i to mocno… Ale podobno najszybciej uczymy się na błędach…

Nie boli, a nawet powiem więcej! Jestem pod ogromnym wrażeniem. Jest to naprawdę niesamowite (nie wiem, czy ze względu na ilość błędów, czy ich skrupulatne wyłapanie xD). 

 

Wychodzę z założenia, że pierwsze kroki zawsze są trudne. Teraz wiem, nad czym muszę popracować, więc nie uważam, żeby fala krytyki robiła mi krzywdę lub zniechęcała do działania. Taaaak, wyszło tego znacznie więcej, niż sobie wyobrażałam, ale to nie powód do płaczu. xd

Dziękuję wszystkim, którzy poświęcili swój czas, żeby przeczytać tekst i podzielić się swoim zdaniem. Teraz pozostaje mi tylko czytać i uczyć się na błędach. Będę wpadać na Fantastykę, obserwować i analizować opowiadania innych – może w niedalekiej przyszłości napiszę coś nowego. Cóż… trzeba próbować. :)

Jeszcze raz dziękuję! 

"W sumie nie jest źle, nie boli nic"

smiley

Tu “łapanki” w zasadzie wywołują kwasy – więc skromny bukiecik za postawę…

 

dum spiro spero

Teraz wiem, nad czym muszę popracować, więc nie uważam, żeby fala krytyki robiła mi krzywdę lub zniechęcała do działania. Taaaak, wyszło tego znacznie więcej, niż sobie wyobrażałam, ale to nie powód do płaczu. xd

yes Dobrze wróży taka postawa :) Nie spiesz się (przyganiał kocioł garnkowi…) i żyj dalej! (albo szklana pułapka ;D)

Tu “łapanki” w zasadzie wywołują kwasy

Mów za siebie ;P

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Autorko, podoba mi się Twoja postawa. Nie wiem, czy nie załamałbym się po takiej analizie mojego tekstu. Może napisz coś krótszego. Łatwiej wtedy przeczytać kilka razy (zawsze za mało, wiem po sobie) przed publikacją. Pisz i pozwól ‘dojrzewać’ tekstowi. Pozdrawiam. :)

Twoje opowiadanie zostało tak wnikliwie zanalizowane, że mnie nie zostało nic do dodania:-) Początek mnie zaciekawił, ale zabrakło mi jakiegoś wyjaśnienia, na końcu nie dowiedziałam się niczego, czego nie wiedziałam od początku. No i nie wiem, jak się ma tytuł do tekstu. Chętnie przeczytam inne twoje opowiadania, więc publikuj śmiało.

Nowa Fantastyka