- Opowiadanie: fanthomas - Reweria

Reweria

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Użytkownicy, BasementKey, Irka_Luz

Oceny

Reweria

Załóżmy, że twoja dziewczyna, Doris… Bo tak się nazywa, prawda? Czy to tylko pseudonim? Nieważne, twoja dziewczyna nie żyje. Wcale cię to nie dziwi, bo przecież sam wsypałeś jej truciznę do szklanki. Całowała się wtedy z jakimś frajerem, nie patrzyła w twoim kierunku. Miałeś sporo czasu. Tu jest na tyle ciemno, że nikt poza mną tego nie zauważył, a tamten fagas pojawił się w odpowiednim momencie.

Co jej podałeś? Trutkę na szczury? Nie, przecież Doris to nie zwykły gryzoń, a podła żmija.  Tak, to musiało być coś na węże. Wypiła do dna, jeszcze ją zachęcałeś i dopingowałeś. Potem poszła z tym swoim zasrańcem do kibla, a ty zostałeś ze mną i zacząłeś analizować całą sytuację. Widzę, że teraz cię to dręczy. Myślisz sobie: Kurwa, co ja zrobiłem? Pewnie chciałbyś cofnąć czas. Trochę cię poniosło, co nie? Próba otrucia. A może nawet ci się udało i teraz leży gdzieś nieżywa? Tym gorzej dla ciebie. Rozejrzyj się dobrze. Czy na pewno nikt więcej tego nie widział? A tamten facet w bluzie stojący w rogu? Do kogoś dzwoni. Czyżby miał zamiar donieść na ciebie na policję? Pewnie przypuszcza, że to zwykła tabletka gwałtu.  A tu bam, trucizna. Nie, on o niczym nie wie, pewnie dzwoni do żonki i mówi jej, że wróci dzisiaj późno.

Powinieneś teraz pobiec za Doris i wsadzić jej palce do ust, głęboko, żeby zwymiotowała, choć nie wiem, czy to pomoże. Pewnie i tak jest już za późno. A ty zapadłeś w letarg. Ani nie uciekasz, ani nie planujesz jej pomóc. Ja mam lecieć za nią i ratować z opresji? Zapomnij. Nawarzyłeś tego piwa, to teraz je wypij. Do dna. Tylko uważaj, żeby i tobie ktoś nie nasypał trucizny. Na przykład ja.

Myślisz, że nie mógłbym tego zrobić? Doris była moją koleżanką. Wielokrotnie ją pieprzyłem, gdy ty nie widziałeś. W zasadzie nie wiem nawet jak dokładnie miała na imię. Nie pytałem. Spotkaliśmy się kilka razy na mieście. Ładnie się uśmiechała. To wystarczyło, żebym się nią zainteresował. Nie, nie spotykam się z kobietami wyłącznie dla seksu. Tylko z nią, bo… była wyjątkowa. Dobrze o tym wiesz. Chodziliście ze sobą, znacie się jeszcze ze studiów. Ale po co ja sobie strzępię język? Ty i tak nie słuchasz. Błądzisz myślami gdzieś daleko. Chyba najwyższa pora na to, żeby na scenę wkroczyła Doris, cała i zdrowa. Ulżyłoby ci, co? Mnie też, lubiłem tę jej zadziorną minkę, którą obdarzała wszystkich facetów, bez względu na wiek i kolor skóry.  Oczywiście dla ciebie jest tą najgorszą, bo cię zdradziła, choć żadnych przysiąg sobie nie składaliście. Niech żyje wolna miłość, co nie?

Popatrz, idzie! Cha, cha. Kurwa, ale masz minę. Myślałeś, że już po niej, a tu taka niespodzianka. Pewnie czujesz ulgę, ale także lekkie rozczarowanie, bo przecież chciałeś się jej pozbyć. Na szczęście cię uprzedziłem. Zobacz, co tutaj mam. Tak, wiedziałem, co knujesz i podmieniłem buteleczki. Podałeś jej witaminy. Co najwyżej od tego urosną jej włosy na brodzie. Jesteś na mnie wściekły? Koleś, uratowałem ci dupę. Powinieneś mi podziękować.

– Cześć, Clark – mówi Doris. Spogląda na mnie. – Nie zauważyłam cię wcześniej. Kumplujecie się z Paulem?

– Od podstawówki.

– Naprawdę? Nigdy o tobie nie wspominał.

– Nie wiedział o nas.

– Paul, wybacz, ale przez pewien czas ja i Clark się spotykaliśmy. Wiem, że nie akceptujesz takich zachowań, ale… Paul! Dokąd idziesz?

– Nawet drinka nie wypił.

– Nagadałeś mu coś o nas?

– Nie wygłupiaj się. Nie jestem paplą.

Doris wygląda na wkurzoną. Jak zwykle to ja oberwę. Mam ochotę powiedzieć, co uknuł jej chłopak, ale wolę w porę ugryźć się w język. Teraz nie jestem w stanie niczego udowodnić, a trucizna leży w moim plecaku. Jeszcze ktoś by pomyślał, że to ja chciałem jej użyć. Podmieniłem buteleczki, kiedy Paul poszedł do toalety. Po ściągnięciu etykiety różniły się jedynie detalami, których i tak nie dało się dostrzec przy bladym świetle, jakie tutaj panuje. Miałem ochotę wsypać mu tę truciznę do szklanki. A może nawet tak zrobiłem? Przecież chciał zabić Doris. Należała mu się nauczka.

– A ten twój nowy znajomy, to kto? – zagaduję do dziewczyny. Chyba jej przeszło. Uśmiecha się do mnie, tak jak tylko ona potrafi.

– Nawet nie znam jego imienia. Plącze się koło mnie jak pies z kulawą noga.

– Co robiliście w kiblu?

– Nie twoja sprawa.

– Jasne, nie wnikam, z kim się bzykasz.

– Jesteś okropny. Tylko się całowaliśmy. Do niczego nie doszło. Nie zrobiłabym tego w tak obleśnym pubie.

– Masz ochotę mnie odwiedzić?

Rozgląda się dookoła, jakby szukała wzrokiem swojego fagasa, ale chyba już sobie poszedł.

– Zgoda. I tak nie mam nic lepszego do roboty.

Wychodzimy razem z pubu. Gdyby Paul nas zobaczył, na pewno by mu się to nie spodobało. Ale po co niby miałby się tu wciąż kręcić? Z przeciwnej strony ulicy obserwuje nas jakiś mężczyzna. Pali papierosa. Nie znam go. Gdyby Doris szła sama, mógłby się do niej przystawiać, na szczęście ja idę u jej boku, więc obcy trzyma się na dystans. Jego wzrok podąża za nami, gdy przemieszczamy się chodnikiem w stronę mojego samochodu, aż w końcu niknie mi z oczu, kiedy skręcamy w zaułek.

 Czeka tam moje auto. Ma swoje lata, ale wciąż dobrze się trzyma. Na szczęście żaden wandal nie poprzebijał opon, nie widać też zarysowań na karoserii. Można wsiadać. Zapraszam Doris na stronę pasażera, ale ona kręci głową i mówi:

– Chciałabym poprowadzić.

– Moje auto?

– Nie, lepiej ukradnijmy jakieś. No jasne, głuptasie, że twoje.

– Mhm. Nie spodziewałem się tego. W ogóle masz prawo jazdy?

– A jak myślisz?

– No dobra. – Podaję jej kluczyki. – Tylko nie zaparkuj na latarni.

Wsiada bez komentarza. Zapala silnik i ruszamy. Muszę przyznać, że prowadzi lepiej niż ja, miękko, delikatnie. Znać rękę profesjonalistki. Jedziemy przez nocne miasto, skąpane w blasku neonów. Pomimo późnej pory w wielu budynkach wciąż pali się światło, a chodnikami spaceruje mnóstwo ludzi.

Doris dobrze wie, gdzie mieszkam. Trafia bez pomyłki. Mam ochotę się z nią kochać w samochodzie, ale ona kręci głową.

– Za duży jesteś na takie zabawy. Zrobimy to jak cywilizowani ludzie.

Rzucam okiem na ogród za domem. Mam nadzieję, że nie zaczaił się tam Paul. Ciągle o nim myślę, jakbym przeczuwał, że nie przeszła mu ochota na zemstę.

– Specyficzny zapach – mówi Doris, kiedy jesteśmy już w środku. Krzywi mały, perkaty nosek, jakby w moim mieszkaniu śmierdziało. Ja nie czuję nic, poza odorem jej perfum. Może po prostu się przyzwyczaiłem, w tej kwestii nie jestem zbyt obiektywny. Najwyraźniej jej to jednak mocno nie przeszkadza, bo zaczyna się do mnie kleić. Po chwili jednak odrywa usta od mojej twarzy i spogląda na mnie ponuro.

– Źle się czuję – szepcze mi do ucha. Potem mówi coś jeszcze, ale nie jestem w stanie rozróżnić słów. Wszystko zlewa się w jeden wielki bełkot.

Z trudem siada na sofie, trzymając się obiema rękami za brzuch. Spoglądam na nią z niepokojem. Czyżby jednak jakimś cudem Paul ją otruł? Z drugiej strony nawet zwykłe witaminy można przedawkować, ale nie mam pojęcia, na ile to groźne dla życia. Nalewam jej wody do szklanki, ale ona nie chce pić. Powoli wstaje i idzie w kierunku mojej sypialni, bynajmniej jednak nie po to, by zażyć miłosnych igraszek. Jedyne o czym marzy, to żeby się położyć i obudzić jutro rano bez tego niepokojącego bólu, który potęguje się z każdym kolejnym krokiem. Gdyby można było cofnąć czas, wyrzuciłbym obie buteleczki do kosza i nie pozwolił Paulowi poczęstować ją zawartością którejkolwiek z nich. Chciałem zobaczyć jego minę, gdy odkryje swoją porażkę.

Doris jest już przy drzwiach, ale w pewnym momencie przystaje. Coś zwraca jej uwagę. Wpatruje się w widok za oknem, do którego również ja podchodzę. W pobliżu mojego samochodu zaparkował drugi. Ktoś siedzi w środku i obserwuje. Czy to szalony Paul, który krąży dookoła nas, niczym ćma przy świecy? Zdaje mi się, że to jego auto. Doris także je rozpoznaje.

– Nie przejmuj się – mówię, widząc zmartwienie malujące się na jej twarzy, a może to po prostu grymas bólu. – Teraz jesteśmy tylko ty i ja.

– On wie, że z tobą przyjechałam.

– No i?

– Oficjalnie jeszcze z nim nie zerwałam.

– Ale on z tobą tak. Uwierz mi, to już definitywny koniec waszego związku. Dowiedział się o twoich romansach.

– Od ciebie?

– Już wspominałem, że nie rozpowiadam o łóżkowych sekretach.

– On bywa taki zazdrosny.

– To, co zrobił swojej byłej…

– Co takiego?

– Nie mówił ci?

– Nie zawsze go słucham. Czasem gada takie głupoty, że mam go dość.

Doris, moja piękna, czy powinienem zdradzić ci wszystko, co o nim wiem? O tym, że chciał cię otruć też mam wspomnieć?

Nic jednak nie wylatuje z moich ust. Doris przypomina sobie o dotkliwym bólu i porzuca obserwowanie widoku za oknem. Wchodzi do sypialni, a ja zamykam za nią drzwi. Przeczuwam, że za chwilę zjawi się Paul. Przed chwilą wysiadł z samochodu. Czego może chcieć o tak późnej porze? Czy nas śledził?

Puka do drzwi. Chce wejść do środka. Wpuszczam go, udając, że nie mam nic do ukrycia.

– Jesteś sam? – pyta podejrzliwie.

– A widzisz kogoś więcej?

Silę się na żartobliwy ton. Siada na kanapie i zauważa szklankę z wodą. Spogląda na nią jakby chciał się napić, ale ostatecznie rezygnuje.

– Wydawało mi się, że… – zaczyna, a ja odruchowo mu przerywam.

– Że z kimś rozmawiam? To tylko telewizor. Już zdążyłem wyłączyć.

– Wydawało mi się, że widziałem kobietę stojącą w oknie.

Paul, mój przyjacielu, czy wiesz, że to była Doris? Mam przyznać, że zabrałem ją do siebie? Albo raczej, że to ona zabrała mnie? A może stałeś za daleko, by cokolwiek dostrzec? Znalazłeś się tutaj przypadkiem, czy nas śledziłeś?

– Była tu moja znajoma, ale już sobie poszła.

– Nie widziałem, żeby wychodziła.

– Nie głównymi drzwiami, a tymi prowadzącymi do ogrodu.

Spoglądam w tamtym kierunku. Paul podąża za moim wzrokiem. On oczywiście nie może tego zobaczyć, ale ja myślami wędruję znacznie dalej. Jestem już poza domem i widzę, że ogród to dość niefortunne słowo. Chwasty zarosły wszystko, nie ostał się ani jeden kwiat z tych, które niegdyś ozdabiały tę okolicę. Pośród nich kryje się coś złowrogiego. Zakopałem tam wszystkie moje stare grzechy, choć czasami czuję jak promieniuje stamtąd negatywna energia, sprawiając, że mam ochotę uciec i już nigdy nie wracać.

– Po co przyszedłeś? – zmieniam temat. – Chyba nie po to, żeby sprawdzać, z kim sypiam?

– Chcę odzyskać to, co mi zabrałeś.

– Chodzi ci o tę truciznę, przy pomocy której chciałeś uśmiercić Doris?

Paul rozgląda się podejrzliwie. Sprawdza, czy na pewno nikogo nie ma w pobliżu. Nie wie, że jego była dziewczyna stoi za drzwiami sypialni i wszystko słyszy.

– Tak. Pospiesz się.

– Chyba nie spróbujesz ponownie?

– Nie twoja sprawa.

Przez moment waham się i nie wiem, co zrobić. Czy powinienem mu ją oddać? Jeśli odmówię, z pewnością rzuci się na mnie i spróbuje zabrać siłą. Nie mam ochoty na przepychanki. W końcu wyciągam z plecaka buteleczkę i kładę ją na stole. Wtedy światło gaśnie. Słyszę tylko jak drzwi od sypialni się otwierają i przebiega obok nas Doris. Czy naprawdę myśli, że nikt jej nie zauważy? Że wyjdzie bezszelestnie? Widzę jej kształt na tle okna. Kieruje się w stronę drzwi prowadzących do ogrodu. Powinienem ją zatrzymać, nie dopuścić, by trafiła do tego umierającego świata, ale nie odzywam się. Biorę udział w tym teatrzyku i udaję, że nic nie słyszałem. Paul dobrze wie, że po raz kolejny go okłamałem. Na dodatek zdradziłem jego tajemnicę. Czy wie, kto ukrywał się w sypialni? Paul, to zwykła dziwka, którą zaprosiłem na noc, by dotrzymała mi towarzystwa. Nikomu o niczym nie powie. Nie da rady.

Ciemność rozdziera kobiecy krzyk, który szybko się urywa, jakby to, co kryje się w ogrodzie i wysysa życie z roślin, dopadło także Doris. Mam nadzieję, że nie, ale boję się podejść do okna, by nie zobaczyć widoku, przez który mógłbym nie spać po nocach. Na pewno tylko mi się wydawało.

Zapalam światło. Paul wciąż siedzi przy stole, zupełnie nieruchomo. Wpatruje się we mnie. Jego wzrok rzuca oskarżenie. Na stole, tuż przy szklance, w której wcześniej znajdowała się woda, stoi buteleczka z trucizną, ale ona także jest pusta.

Światło znów gaśnie, tym razem na dobre.

 

Koniec

Komentarze

Bardzo dobre. Świetnie napisane. Gratuluję. Widać, że warsztat ostry jak brzytwa, i działa jak szwajcarski zegarek. Podobało mi się. Pozdrawiam.

Cześć Fanthomasie! Środowy dyżurny melduje się przy czwartku!

 

Mam mieszane uczucia. Z jednej strony naprawdę dobrze budujesz klimat, jest naprawdę gęsto i mrocznie. Sceny są dobrze przemyślane i naprawdę zręcznie napisane. Ogólnie przedstawiona historia jest bardzo dobra, a zakończenie mocne.

 

Natomiast mam lekki problem ze sposobem zapisywania myśli. Jak rozumiem, pierwszych pięć akapitów rozgrywa się w głowie narratora. Gdyby w opowiadaniu były wyłącznie dialogi i myśli, to nie miałbym problemu z takim zapisem. Natomiast są fragmenty, gdzie narrator wprost odnosi się do wykonywanych czynności, czy opisuje otoczenie. Z tego względu IMHO myśli powinny być zapisywane inaczej, żeby się nie zlewały.

 

Nieszczególnie dostrzegam też w szorcie fantastykę, możliwe, że jest dla mnie zbyt subtelna, albo bardzo dobrze ukryta ;)

 

Niezależnie od kwestii technicznych, czytało mi się naprawdę dobrze. Pozdrawiam serdecznie!

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Hesket, cezary-cezary dziękuję za odwiedziny i pozytywny odbiór.

 

Całość ma dość eksperymentalny charakter, dlatego też może czasami coś zgrzytać. Chciałem właśnie, żeby te przeskoki myślowe były widoczne, ale spróbuję nad tym jeszcze posiedzieć, żeby wszystko wyglądało bardziej “płynnie” i nie raziło. Fantastyka rzeczywiście jest bardzo dobrze ukryta, mam nadzieję, że nie dostanę bana za to ;)

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Ile słyszała dziewczyna? IIe zechce powtórzyć? Bo inaczej trudno będzie bohaterowi udowodnić, że to nie on zabił kolegę. Który jednocześnie był rywalem…

 

Ciekawy tekst. Dziękuję za niego – i za odpowiedź na pytanie, nad którym się zastanawiałem – czy tu można wrzucać tylko fantastykę angel 

(Ciekawe komentarze wyżej nt. ukrywania fantastyki. “Brzytwa Lema” odrzuca z fantastyki każdy tekst, z którego można usunąć elementy fantastyczne bez szkody dla reszty. A tu mam tekst, z którego elementów fantastycznych nie mogę usunąć, bo ich… nie znalazłem laugh ).

The KOT

O brzytwie Lema wcześniej nie słyszałem, ale ja ogólnie nie lubię pisać pod konkretny gatunek, wolę je mieszać i nie kontrolować, ile ostatecznie się znajdzie fantastyki w fantastyce, bo akurat to nie jest najważniejsze. Zależało mi na przede wszystkim na zbudowaniu klimatu i poeksperymentowaniu z narracją. Oczywiście otwartym pozostaje pytanie, czy ten tekst powinien się znaleźć akurat na tym portalu, choć wydaje mi się on na pewnym poziomie spójny z poprzednimi. ;)

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Fanthomasie, skutecznie eksperymentujesz i zbudowałeś w opowiadaniu to, co chciałeś – klimat gęsty i mroczny od pytań bez odpowiedzi, a to sprawia, że opowiadanie jest przejmujące.

Mam nadzieję, że poprawisz usterki, bo chciałabym zgłosić Rewerię do Biblioteki.

 

– Nawet nie znam jego imie­nia. Pląta się koło mnie jak pies z ku­la­wą noga.– Nawet nie znam jego imie­nia. Plącze się koło mnie jak pies z ku­la­wą nogą.

 

Krzy­wi swój mały, per­ka­ty nosek… → Czy zaimek jest konieczny?

 

– Źle się czuję – szep­ta mi do ucha.– Źle się czuję – szep­cze mi do ucha.

 

– Już wspo­mi­na­łem, ze nie roz­po­wia­dam… → Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Poprawione, dziękuję :)

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Bardzo proszę, Fanthomasie. Biegnę do klikarni. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej,

 

jestem tego samego zdania, co Reg – jest to w mojej opinii opowiadanie mroczne i przejmujące. Nie zgadzam się, że nie ma tutaj elementu fantastycznego, ja go dostrzegam, w tym gęstym jak u Davida Lyncha klimacie.

 

Klikam bibliotekę.

 

Ukłony!

Che mi sento di morir

Opko klimacikiem stoi. Eksperymentalny zapis myśli sprawił, że zastanawiałam się, czy narrator jest realny, trochę żałowałam, kiedy okazało się, że jest. Ale poza tym podobało mi się :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Nowa Fantastyka