Profil użytkownika


komentarze: 107, w dziale opowiadań: 59, opowiadania: 39

Ostatnie sto komentarzy

Faktycznie, gdy teraz widzę co tam nabroiłem to nawet mnie samego krew zalewa. Niemniej bardzo dziękuję ze feedback. Jak widać lekcje języka polskiego nie były chyba moimi ulubionymi…

Dzięki za dotychczasowe odpowiedzi - już się do nich odnoszę.

Inskrypcja z sihila - ktoś wie, jak brzmiała by w starszej mowie?
Nie służę w wojsku, służyć ma przedmiot ten, jako ozdoba
Prachett jeszcze do mnie nie trafił więc póki nie trafi, nie trafi też na mój kark.

Póki co przychodzi mi tylko jeszcze na myśl: "Nemo propheta in patria sua- Nikt nie jest prorokiem we własnym kraju"

Cóż.

Tym razem Wam wybaczam. Wszakże nie mogliście wiedzieć, iż akurat ten błąd był zamierzony.

Widzę jednocześnie, iż tylko AdamKB potrafi przyznać się do niewiedzy wynikającej z krótkiego czasu jaki minął po zapoznaniu się z treścią. Zaiste jest tak, że niektóre przekazy docierają do naszych skroni po czasie. Ja nieskromnie chciałbym porównać dzieło "Spowiedź kocmoucha" do filmu Forest Gump - dociera po czasie.

Dziękuję.

PS - jeśli miałbym rozwiać Wasze wątpliwości co do powyższego tekstu to postaram się odrzucić swą wielkość (co najmniej dorównującą Królowi Julianowi) i wyjaśnić Wam to wszystko jasno i komunikatywnie.

no nie wiem... to może być taka podpucha

my tutaj wyczekujemy w "milczeniu" a beryl nawet nie czytał - teraz właśnie uzupełnia wpis:

"Użytkownik crev wydaje się nadpobudliwy. Jest to zapewne uraz z dzieciństwa, kiedy to młodsza siostra brała jego oszczędności i kupowała lizaki. Fakt ten, w późniejszym okresie objawiał się nienawiścią badanego do kobiet w zielonych słomkowych kapeluszach co w przyszłości mogło zaowocować lękiem przed żukami i drewnianymi doniczkami."

ale czy biurko nie jest magiczne?

a może to beryl, bawi się w psychoterapeutę i pisze prace magisterską na temat "badania nad traceniem cierpliwości wśród niedoszłych pisarzy - studium przypadku"

lub też, co najbardziej prawdopodobne... beryl wcale nie istnieje, konkursu tak naprawdę nigdy nie było a całe to zamieszanie to błąd matrixa...

no chociaż raz, ale to raz dostałem szczere życzenia

dla Was drodzy moi również smacznych jaj... a dla Pań i parówek :P

Tak, a może nie...

W każdym razie Wasze zdanie droższe mi niż jakieśtam poradnie.

pytania na maila czy w shoucie

beryl - nie zapominaj, że szlachtę już raz ścieli kosami :)

nareszcie konkurs zaiste "BŁYSKAWICZNY"

To jak umix, możemy liczyć na krótką próbkę Twej twórczości?

Droga koleżanko, ja trochę z innej beczki. Właściwie, miałem dać na forum wiadomość, że szukam kogoś z warsztatem (bo z tym u mnie kiepsko), więc może na początek jakieś mały wspólny szort na łamach NF? Tylko, że hmmm, póki co (dopóki nie zamieścisz kilku swoich teksów) nie znamy Twojego warsztatu.

Dlatego ja proponuje z dobrego serca tak: zamieść tu kilka tekstów, ocenią Cię, a w tym czasie przemyślisz sprawę - ja jeśli masz dobry warsztat, chętnie napiszę jakiegoś szorta :)

Co do powieści, to może za parę lat :)

Aha i nie słuchaj tych wstręciuchów, to masochiści i szowiniści :P

Na warsztacie się nie znam, ale co do treści to generalnie brakuje tu wszystkiego. Na plus jest to, że po pierwszych dwóch zdaniach chciało mi się czytać dalej. Na minus: brakuje tu ewidentnie końca tej opowieści, tekst raczej nie trzyma w napięciu i poza oczywistym przesłaniem, nie ma nic pod spodem.

heh, momentów niestety nie było, bo być nie miało
co do przekazu to no mniej więcej ;) choć fakt, że muszę to potwierdzać znaczy, że jeszcze do dobrych tekstów mi daleko
a za komentarz dziękuję

Nie podobało mi się. Fakt, nie domyśliłem się, że wiedźma jest szewcem, ale poza tym, "cinko".

Heh, bardzo dziekuję, o błędy nak najbardziej proszę. To znaczy proszę o ich wytykanie (w miarę uprzejmie ale dobitnie jeśli można), dzięki temu, przy kolejnych tekstach nie będziecie się tak męczyć.
Brajt w sumie racja - poziom na nf jest dobitnie wysoki, tak sądzę. Jak już się uda przebić to chyba, można być pewnym, że jakiś tam poziom się reprezentuje.
A, że się nie podobało... święte prawo czytelnika.

No nieźle, początek lepszy niż końcówka.

Oj tam oj tam. Co do warsztatu to ja nie pomogę, ale sam pomysł na koto-demony całkiem ciekawy, zapowiedź opowiadania także, choć... jeśli to będzie w takim, "ciężkim" stylu to pewnie nie skuszę się na czytanie.

Racja, że lepiej podawać takie informacje w pakietach a nie w całości (z reguły).

eee dla mnie mizernie

inspiracja odwiedzinami akwizytora była wręcz dobitnie wydzierająca się z tekstu,

po prostu nie zaciekawiło mnie to wcale

możemy liczyć, że swoim okiem ocenisz je i poinformujesz co jest tak a co nie tak

oczywiście, pytam o pobratymców, gdyż wiem, że moja znajdzie się w pierwszej dwójce ;)

Szkoda, chciałem pochwalić ale w mój gust nie trafiłeś (choć może to dla Ciebie dobrze;))

Oj tam, już w kulki lecicie z tą "najmniejszą linię oporu". To, że tekst jest lekki i prosty, nie znaczy, że przez to musi być zbyt prosty czy też prostacki.

Po co? Pytam się, sztucznie utrudniać sobie zadanie i szczycić się dwunastozgłoskowcem, który się napisało, który pięknie brzmi i jest poprawnie napisany, skoro czyta się go z bólem głowy i odruchem wymiotnym.

Ja rozumiem, pisanie to sztuka, ale to nie znaczy, żeby sztucznie zachwycać się obrazem tylko dlatego, że ktoś powiedział, że taki on ładny [jakby ktoś nie wiedział o co mi chodzi, to np o obrazy Picasso w których ja osobiście widzę, że facet musiał mieć coś nie tak z głową (pewnie zaraz odezwą się rzesze oburzonych krytyków sztuki)] oraz sztucznie utrudniać coś, bo trudniejsze musi automatycznie być cenniejsze i lepsze.

Pewnie mogłem, mogłem posiedzieć i napisać lepiej, sprawniej, ale na pewno (pomimo, że poprawny) nie byłby to tekst taki jaki chciałbym napisać.

Dlatego dziękuję Wam za komentarze, ale proszę, nie utrudniajcie, oceniajcie coś patrząc na to, czym to jest a nie tym, czy mogłoby być.

ps.

Nie, nie oburzam się.

Kurczę, po komentarzach czytający widzę, że konkurs wprowadził mały niesmak. No cóż, raz na wozie, raz pod.
Mniejsza z tym, miałym może małą propozycję, skoro już konkurs ma być BŁYSKAWICZNY, to może zamiast ogłaszać zasady w poniedziałek (np.) i czekać za tekstami tydzień, byłoby ogłosić konkurs tydzień wcześniej (że będzie) a zasady podać dwa dni przed końcem - wtedy naprawdę byłby to konkurs BŁYSKAWICZNY.

Czyli nie tak:
Ogłaszam konkurs i podaję zasady -> tydzień czekam -> czytam i finał
tylko:
Ogłaszam konkurs -> tydzień czekam -> podaję zasady -> czekam dzień lub dwa -> czytam i finał.

Wtedy każdy wiedziałby, kiedy będą wytyczne.
Ot taka moja dygresja.

To też fakt. Obiektywnie na to patrząc jajko nie próżnuje. Tu konkursy tam nagrody. No i nie marudzi, że tego czy tamtego nie wolno bo dzieci przeczytają.

Choć może powinienem to napisać po konkursie...

dobra fasol, to jak Ci nie zależy, to jak wygrasz to ją zamień na "Bestiariusz słowiański" i wysyłaj do mnie (to właśnie "BS" bym wolał). W zamian, jak będziesz w mojej okolicy mogę sprezętować Ci butelkę przedniego samogonu (wino z żyta i rodzynek).

Możecie mnie poinstruować jak zapisywać dilogi i myśli w takim składaku.

Np.

Czego chcesz mały, może buraka
- Idź się weź wylecz, tak żecze Baka

albo

Otwarła oczy, zjadła dwie muchy
A on jej na to „ - Toż to brak skruchy"

Jajko, przeczytałem to co zacząłem pisać i chyba podpisałes na siebie wyrok śmierci (wnioskuje po tym, jak bardzo będziesz miał nawalone w głowie po przeczytaniu mojego pomylonego tekstu;), conajmniej tak samo ja ja) hahahaha.

Dobrz dobrze fantastycznie, tylko terminu brak hej przeleciał ptak.

Ja niestety nie podzielam entuzjazmu przedmówców. Teksy jakiś taki bezduszny...

Ja powiem inaczej. Nazwy wg. mnie fajnie sklejone, nawet bardzo. Wielki plus za to, choć w tak krótkim tekście to faktycznie nie miało znaczenia, ale na dłuższym na pewno fajnie by się je czytało, od imion do ras :)

Z tym poddaniem to może faktycznie niezły pomysł. Grupa facetów i jeszcze większa grupa żądnych sexu kobiet... tożto śmierć godna bohatera, ba samca alfa nawet ;).

W każdym razie obiecujące i zakręcone.

hehe - wszystkim bardzo dziękuję za uwagi - dzięki Wam uczę się popełniać mniej błędów.

Gdyby nie to, że Was nie znam, mógłbym powiedzieć, że jesteście fajni ;)

O rety "TomaszMaj" - dzięki :) właśnie o takie komentarze mi chodzi i takowe czytać lubię :)

Nie żebym ci słodził ale dzięki.

To może gwoli wyjaśnienia (chociaż małe szanse, aby ktoś czytał :))

1. Pseudośredniowieczny świat miał być.

2. Dialogi, no może faktycznie z aprobatą się nie spotkały ale myślniki także mi się nie podobają niestety.

3. Co do pokracznych opisów - chyba faktycznie mam z tym drobny problem ;)

4. O nie! Od nowa opisywać to samo - dla mnie to byłoby katorżnicze.

5. Od momencie wejścia do kościoła się plącze i tu akurat ma się plątać (chyba mam problem z tym, że ja sobie wymyślam fabułę i opisując ją trochę za mało zdradzam, tak, że potem tylko ja mogę się połapać o co chodzi).

Skoro już zacząłem to oto i niezrozumiana fabuła powyższego opowiadania.

1. Rok 2350 - na ziemi rozbija się statek kosmiczny z "obcym".

2. Rok 2350 - Nan Wakłak przenosi się w przeszłość.

3. Rok 1350 - Nan Wakłak zostaje pojmany i transportowany celem ścięcia.

3a. Wraz z konwojującymi Nan zatrzymuje się przy karczmie.

4. Do roku 1350 w miejsce przebywania Nana Wakłaka przenosi się z przyszłości "Obcy".

5. "Obcy" zabija konwojujących i uwalnia bohatera.

5a. "Obcy" nakłania Nana do wejścia do Katedry oraz użycia dzwonu. Informuje bohatera iż w taki sposób wróci do swoich czasów. W rzeczywistości ma to na celu...*1)

6. Nan wchodzi do Katedry, która miała być metaforą życia. Spotyka Jezusa jako osobę która na początku mu pomaga. Jezus to metafora ojca, który pomaga bohaterowi wejść wyżej (dorosnąć).

7. Nan spotyka Maryję (matkę), która wskazuje mu drogę ku niebezpieczeństwu (życiu - czyli mieszance piękna i strachu - czego metaforą jest oczywiście bestia i kobieta).

8. Podróż po Katedrze to droga jaką musi przebyć człowiek aby osiągnąć ostateczny cel - dlatego też, mamy tutaj schody, na które można wejść dopiero po przejściu pierwszych przeciwności losu, mamy trzeszczące deski, które raz wydają się solidne i się łamią a raz wydają się kruche a można po nich chodzić - to tak jak w życiu, raz na wozie raz pod wozem).

9. Nan pokonuje Bestię (która jest metaforą przeciwności jakie nas w życiu spotykają).

9a. Spotyka "żonę" i "córkę" - są one częścią jego samego, jego alter ego i sumieniem, które chce dobrze, ale działa w sposób chaotyczny.

10. Bohater dociera do dzwonu (ostateczny cel) i osiąga swój cel. Mimo tego zostaje jednak pokonany przez życie (chodzi mi tutaj o to, że jakkolwiek byśmy życia nie przeżyli i tak to ono nas pokona - śmiercią).

11. Ciało mężczyzny zostaje przebite koroną cierniową Jezusa. Okazuje się, iż to co wydawało się mu pomocne (Jezus, Maryja) mamiło jego umysł (tutaj odnoszę się do tego, jak życie nas ogranicza, mimo, że "jesteśmy wolni" to robimy to, co inni uważają za słuszne, jest to także odniesienie do religii jako "opium dla mas").

12. *)1 Spadający dzwon niszczy posadzkę katedry która uwalnia prawdziwą bestię - Zło, które niszczy świat - okazuje się iż "Obcy" mógł wypełnić swoją misję tylko w taki sposób.

Tadam

Proszę, teraz możecie na mnie wieszać psy ;)

Mniejsza z tym, dużo bardziej interesuje mnie Twoje zdanie o tekście.

Wieża poprawiona - :(
Tak to eksperyment z dialogami, czu udany no sam nie wiem.
Fabuła - ehhh :) fabuła.

Hmmmm.

Mym pytanie, a skąd wiesz, że taka postać jak Jezus właśnie tego nie powiedział (pomyślał) ;)

Oj, oj, oj. Dla mnie, że się tak wyrażę "bomba". Krótko, zwięźle i na temat. Przybij 4 :)

"macie czas do 21 grudnia do 23:59, żebym jeszcze przed świętami sprawdził ;)" - i tak nie zdążysz :)

A ja już wiem.

Wczytałem się w umysł dj'ja i oto co odczytałem. Oto zadanie:

Napiszcie opowiadanie na temat swoich pierwszych pięciu minut życia. Dokładnie od momentu gdy opuściliście... waszą... glistowatą matkę. Tak właśnie glistowatą gdyż musicie opisać swoje przeżycia, jakbyście byli dżdżownicą.

Zawrzyjcie jednoczenie aspekt światowego kryzysu jako skutek nieopisanej wcześniej wojny pomiędzy Krakowiakami a Chinami w roku 632 p.n.e.

Także ten, no - do pracy!

A ja się czepne TomaszMaj - a dokładnie pkt 3.

3. myśl o niebie na końcu powala głupotą. Dziadek właśnie dowiedział się prawdy o sensie swojego istnienia. Myślenie o niebo traci rację bytu. Chyba że ten bóg powiedziałby na koniec: "jeśli będziesz dobrym jedzeniem, zabiorę cię do raju".

Według mnie autor, chciał pokazać, że czasem nie przyjmujemy do siebie oczywistych prawd, bo wygodniej z nimi żyć.

Błędy:

"Dla dziecka jednak okazał się skarbem, stale nosił go przy sobie, lecz nawet już jako profesor się z nim nie rozstawał."

- dziwnie to brzmi

"Pogrzeb ojca, jechał bardzo niechętnie." - to samo

"Dopiero po pięćdziesięciu latach mógł wrócić, ostatni wypad przed emeryturą" - to brzmiało jakby "ostatni wypad przed emeryturą mógł wrócić dopiero po pięćdziesięciu latach"

Pomysł - raczej kiepski - tzn ukazanie obłudy wśród kościoła i naiwności ludzkiej jak najbardziej ok - to w sumie mogłoby być samodzielne opowiadanie - ale w tej wersji nie teges.

Poza tym, jeśli do tekstu dodaje się elementy fantastyki (w sumie tutaj na siłę) aby mógł zostać umieszczony na stronie to ja dałbym je już na początku, powiedzmy, "profesor od dziecka kiepsko widział się w lustrze" ;) albo coś.

Powiem tak, zamysł był dobry ale za szybko napisane i nie do końca przemyślana koncepcja. Pochwała jednak za styl, bo poza wyjątkami czyta się to lekko i przyjemnie.

Sorry, ale tym raze nie potrafię ocenić opowiadania, 3 to za mało 4, no do 4 troszeczkę mi brakuje więc tak 3,87 ;)
Generalnie bardzo profesjonalnie opisane ale brakowało mi jakiegoś drugiego dna. Czekam na nieco dłuższe opowiadanie wtedy zobaczymy :)

Początek mnie zaciekawił - bardzo profesjonalnie opisany wstęp.

Rozmowa z Bogiem, wg mnie trochę mało trzyma w napięciu i emocjach - ale być może tak miało być, taki Bóg-Olewam Sprawę.

Myślałem już, że na końcu spieprzysz sprawę w opowiadaniu (w ostatnim akapicie) - ale "Pomyślał, że idzie do nieba" - znakomicie dobrane na koniec i dające do myślenia (zapewne taki był zamysł).

Mili drodzy.
Chciałbym w swej łaskawości, która spłynęła na mnie dzięki dj-owi ogłosić konkurs na mój bilet.
Ja poprostu nie za bardzo mam po co jechać więc oddaje bilet.
Ale nie tak za darmo. To znaczy, musicie się napocić: szczegóły pewnie ogłosi "nasz" dj.

Heh ślina - no może ślina :)

O kurcze - :) wygrałem - dzieki dzięki - odezwe się :)
Sorry za brak podpisu.

Dzięki, gratki i do następnego :)

no to ja też idę, może w końcu coś się z głowy na klawiaturę przeniesie

a może... tak - to pewne, na bank...
nikt jeszcze nie podał prawidłowej odpowiedzi dlatego nie ma wyników
a dj się nie oddzywa bo czeka...
tak sobie wymyśliłem :P

rozumiem, że będziesz porównywał mail z profilu z mailem z którego wyślę (bądź nie) odpowiedzi
e ja tam czekam na następny bo w tym szans nie widzę :(
powodzenia życzę :)

Tapięcie sięga zenitu.
Ja już czekam na kolejną odsłonę - może teraz to wygrany poda scenariusz :)

skomand na chybiłtrafił przeczytałem Twoje

całkiem całkiem - jakby nie było na szybko to można by z tego zrobić bardzo dobry tekst, wg mnie oczywiście. masz pde mnie wirtualne 4 :)

To i ja się załapię :) Choć 24 h to trochę mało. Oby nie wypadały takie rzeczy w weekend :) i Wybaczcie błędów.

----

- Uciekaj głupia! – Wrzeszczała stojąc na scenie do tej, która wahała się stojąc naprzeciwko dwóch osiłków z grabiami w ręku.

- Uciekaj idiotko! – Nie uciekła, odwróciła się i cisnęła toporem w sznur nad szyją kompanki. Bo scena nie była sceną, była szafotem. Miejscem, gdzie zwykle wypowiada się swój ostatni monolog a tłum wyje radośnie.

Toporek jakimś dziwnym cudem trafił i przeciął linę.

Sura szybkim skokiem opuściła miejsce występu i podbiegła do Hii. Teraz panowie osiłkowie nie byli już tak pewni siebie. Zatrzymali się i wątpili, bo Sura uniosła w górę rękę a z pomiędzy palców wypływało coś gęstego i niebieskiego.

- Sierdalać bo głowy poucinam! – Kobieta zmarszczyła brwi przyjmując groźny wyraz twarzy. Hii z trudem zagwizdała, wypluwając w końcu ruszający się niedawno ząb. Niebieskawa maź rzucona w stronę drabów zaczęła palić. Mężczyźni krzyczeli, wyli, cierpieli i zachowywali się jakby wpadli w właśnie gaszone wapno. Kobiety szybko przebiegły obok nich, przemykając przez wąską bramę. Tłum stał i czekał na lidera, który krzyknie „naprzód”. Nikt nie krzyknął.

Minęło kilka chwil aby z bramy wyłonili się zbrojni. Te kilka chwil jednak wystarczyła by kobiety dołączyły do czekające z końmi trzeciej kobiety. Tej, którą od dziecka nazywano Buka.

Kobiety wskoczyły na osiodłane zwierzęta i cała trójka pogalopowała w stronę lasu. Buka ujeżdżała perszerona, inny koń nie dałby rady unieść jej cielska.

Minęły pierwsze sosny.

- Co teraz? Ładnie się wpakowałyśmy.

- Jedź i nie gadaj, jeszcze pościg za nami.

- Do MunThu! Sura teleportuj nas do MunThu!

Sura i Buka spojrzały na wrzeszczącą Hii. Klnęły.

- Chyba zwariowałaś, kompletnie odebrało ci zmysły od tego słońca!

- Zupełnie jak w moim śnie. Tylko, że wtedy ujeżdżałyśmy koguty, nago.

- Tak świetny żart. Przedni, a teraz zamknij jadaczkę!

- Nie pierdol teleportuj nas! Tam jest GoHeetHatSup. Przywróci nam… - nie zdążyła dokończyć, pierwszy bełt przeszył powietrze niedaleko końskiego zadka.

Sura zaklęła i otwarła teleport. Kobiety zniknęły.

*

MunThu było miastem portowym. Kiedyś było. Teraz gdy wszystko się popieprzyło, po porcie zostało parę chat porozrzucanych po lasach. Teleport otwarł się i wyrzucił je wprost na plażę. Były bezpieczne, do czasu. Buka właśnie zauważyła, że bełt wbił jej się w łydkę. Zaraz potem spadła z konia, który z widoczną ulgą poszedł napić się wody.

Sura wyciągnęła bełt i przypaliła ranę. Tradycyjnie unosząc rękę i wypowiadając jakieś magiczne zaklęcie. Buka zawyła i zemdlała.

Zrobił się wieczór. Kobiety opuściły plażę i skierowały się do jedynej w okolicy chatki. Przed drewnianym szałaso-domem na kawałku drewna widniał napis „uwaga zły pies”. Kobiety zignorowały go i weszły dalej.

Przy stole nad szachami siedział stary człowiek, ślepy, co dało się wnioskować po braku obojga oczu.

- Wejdźcie proszę.

- Starcze, którędy na bagna?

- A po cóż to, dwie piękne panie, i ochroniarz zmierzają na bagna MunThu.

Buka spochmurniała domyślając się, że to ona wzięta została za ochroniarza. Poderwała starca znad szachów i cisnęła w kąt pokoju, gdzie stało drewniane łóżko. Starzec przeleciał przez ścianę jakby była z mgły. I się zaczęło. Po chwili, kobiety wybiegły z domu przestraszone. Przed nimi stał teraz nie starzec, ale gigantyczny nietoperz.

- Nie ładnie tak traktować ludzi – zaskrzeczała bestia – nie ładnie.

Kobiety rozdzieliły się. Buka czerwieniejąc lekko poszła w lewo.

- Ja tylko, oj to był taki żart. Jak ten o kocie, znasz?

Potwór nie znał. I widać nie chciał znać. Zaatakował wbijając kły w ciało obłej niewiasty. Na pomoc szybko przyszła jej Hii rozpłatując mu jedno ze skrzydeł. Sura swoją metodą coś zamruczała i obok stwora pojawił się wielki oślepiający błysk. Nietoperz przetoczył się po szyszkach i walnął głową w pień drzewa. Krwawił.

- Pomóżcie! – zakwiczał – to boli, miłościwe panny pomóżcie.

- Takie z nas panny jak z ciebie orzeł – odpowiedziała mu Buka, ale szybko podbiegła i przystawiła mu nóż do gardła.

- Czekaj! – Sura podbiegła i powstrzymała kompankę – dajesz słowo, że nie będziesz dla nas nie miły?

- Daję, daję, tylko pomóż droga pani!

Sura coś zamlaskała, i nietoperz zmienił się w starego niewidomego dziadka.

- Dobra to wskaż drogę, gdzie bagna?

Bagna, na północ, cały czas prosto, jakieś dwie godziny jazdy. Jeśli jednak chcecie wejść na bagna, musicie pokonać Azu. Azu was nie przepuści, trzeba znać hasło.

- Znasz?

- Nie znam, przysięgam, że nie znam.

- Bywaj więc

- I nie lataj za wysoko

*

- Godzina drogi za nami. Śmierdzi, to musi być nie daleko.

Coś zaszeleściło w krzakach. Hii wyciągnęła z rękawa krótki sztylet.

- Hii, gdzie zdobyłaś to ostrze?

- U dziadka, miał na stole, nie zauważyłyście?

Znów coś zaszeleściło

- Wyłaź!

Z krzaków wyszedł mężczyzna.

- Ktoś ty?

- Jazu, jadę na bagna a wy?

- A my nie Jazu, też na bagna. Coś tam w tych krzakach robił Jazu?

- Mniejsza z tym. Po co zmierzacie na bagna?

- Nie twoja panie sprawa. A ty?

- Do Azu idę, sprawę mam do niego.

- Wiesz jak go pokonać?

- Pokonać? Chyba za długo byłyście na słońcu. Powiem wam, ale… za wasze nogi.

- Co?

- Za nogi, za wasze nogi rozkrzyżowane na tym oto kamieniu i czekające aż sobie ulżę.

- Niech będzie – zgodziła się Hii.

- No co? Chłop nawet niczego sobie a ja dawno nieczego nie miałam w…

- W sumie – przerwała Sura

- Czyli pakt zawarty. Azu nie da się pokonać. Można jedynie prosić. A teraz drogie panny, rozbierać się.

Usłyszały strzał. Mężczyzna upadł na ziemię a z pleców wystawał wyjątkowo długi bełt, wielkości oszczepu. Kobiety nie myślały długo. Uciekły kierując się na bagna.

*

Nim dotarły do widocznego już Azu coś zaszeleściło w krzakach za nimi. Dotarły do skraju lasu, ledwie zatrzymały konie przed rozpadliną. Szelest był coraz bliżej. Pierwszy bełt wielkości oszczepu przebił na wylot konia Hii.

- Sura!

Hii nie musiała nawet dokańczać. Sura otwarła teleport i kobiety zniknęły umykając przed kolejnym pociskiem.

*

- Jak długo ślad po teleporcie zostanie?

- Godzinę, może mniej.

Stały na skraju rzeki. Patrząc, jak przed nimi pełzną wozy wypełnione różnorakimi towarami. Kupcy wystraszyli się nieco, ale szybko spochmurnieli i skierowali dalej w podróż.

- Panowie, chciałybyśmy coś kupić.

- Co konkretnie? – Zapytał ostatni z podróżujących.

- Magia?

- Nie

- Broń?

- Nie

- To co masz?

- Pegazy w puszcze i śledzie.

- Trzy pegazy poproszę, w tym jeden, nieco większy.

Mężczyzna poszperał i wyciągnął dwie identyczne puszki oraz jedną większą.

- Pegaz latający, jednorazowy, trzychwilowy – przeczytała

*

Bełt przeszedł obok, szybko otwarły puszki i wsiadły na napompowywane właśnie zwierzęta. Pegazy szybko przeskoczyły rozpadlinę i zniknęły.

Przed nimi stał Azu. Wielki niczym góra smok o podpuchniętych oczach.

- Buka wyciągnęła broń i podchodziła powoli.

- Panie Azu! – wydarła się Sura – sprawę mamy, chciałybyśmy przejść, można prosić o miejsce?

Smok popatrzył na nie, otworzył paszczę, wyciągnął język i jak pies cieszący się na widok pana ziajał. Kobiety przeszły bez problemu. Widziały już zawieszoną na drzewie małą drewnianą klatkę z kotem.

- Teraz! Krzyknęła Sura, unosząc rękę do góry i przygotowując się do zaklęcia.

Hii wyciągnęła sztylet i rzuciła go głowę Buki. Ta padła na ziemię

- Mam daszek…

- To teraz my.

- Czekaj

Patrzyły na siebie, nerwowo.

- Ja rezygnuje, nie wygram z tobą, wystarczy mi życie – Hii odwróciła się i odeszła.

Sura otwarła klatkę z kotem i padła na ziemię z wbitym w plecy sztyletem.

- Kici kici, skurwysynu. – Hii złapała kota i poderżnęła mu gardło.

- O wielki GoHeetHatSupie, ześlij na mnie swą łaskę.

Uniosła go do góry, po czym, wypiła ściekającą z tętnicy krew.

*

Hii siedziała w karczmie. Uśmiechała się szeroko.

- No i znów jestem dziewicą – pomyślała.

Dzięki za uwagi :)
Co do papierzycy to bynajmniej inspiracja tylko z głowy. A co do kobiet w skrzyniach, to co ja mogę poradzić, że w Tyrrii takie panują zwyczaje ;) ?

Zakończenie całkiem fajne.
Ogólnie, trochę męczące opis i stopniowania napięcia.
Fabuła, hmmm dobra nakładka na standardy :)
Generalnie dla mnie nieźle choć zachwycać się nie będę.

Muszę powiedzieć, że bardzo mi się podobało, nawet bardzo.
Tak jak poprzednik, tekst dobry, momentami świetny, od samego początku - opisując brzydko napiszę "posranie się łóżku" potrafisz zaciekawić. Poza tym, na początku (bo później z racji nastroju nie wypadało) kilka świetnych delikatnych wstawek z humorem.

Nowa Fantastyka