- Opowiadanie: Szymon Kruszyna - Dym

Dym

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Dym

Szalony stróż właśnie ścigał rodzinę po hotelu z kijem od krykieta w garści, kiedy do pokoju na poddaszu wpadł Maks.

– Palisz? – wysapał.

– Nie – odparł Adam, odkładając książkę.

– A paliłeś?

– Nie, przecież zawsze wychodzimy na powietrze. O co chodzi?

Maks przetarł ręką spocone czoło i wziął kilka głębokich wdechów. Bieg po kilkunastu schodach najwyraźniej mocno dał mu w kość.

– Chodź na dwór, coś ci pokażę.

– Jest dziesięć stopni mrozu. Nie możesz po prostu powiedzieć, co się dzieje?

– Chodź.

Zbiegli po schodach do przedpokoju, gdzie Adam zdążył jeszcze narzucić na siebie kurtkę i założyć kapcie, po czym wyszli na zewnątrz.

Przysadzista bryła domu wyglądała w świetle księżyca jak bestia, która zdążyła przycupnąć, zanim zaklęto ją w kamień i drewno. Spadzisty dach kojarzył się ze skrzydłami, okna na poddaszu przypominały demoniczne ślepia, zaś rynny, wijące się wzdłuż ścian, można było wziąć za długie zębiska.

Wynajęcie tego molocha było wielkim sukcesem trójki świeżo upieczonych studentów. Długo i bez skutku szukali mieszkania w nowym mieście, dopóki nie trafiła się ta okazja. Dom był pięknie położony w jodłowym zagajniku z dala od centrum, a cena wynajmu naprawdę okazyjna. Początkowo nie dowierzali własnemu szczęściu i zastanawiali się, gdzie tkwi haczyk. Przyciśnięcie agenta nieruchomości przyniosło wreszcie skutek. Koszty wynajmu były tak niskie, ponieważ nikt od dłuższego czasu nie zdecydował się na zamieszkanie w tym miejscu. Poprzednia właścicielka, zdziwaczała staruszka, spłonęła na strychu w nieszczęśliwym wypadku, który dotąd nie został wyjaśniony. Wśród miejscowych krążyły pogłoski, że stara wiedźma odprawiała na poddaszu magiczne rytuały i jej nieostrożność doprowadziła do pożaru. Powyższe okoliczności odstraszały potencjalnych najemców – niektórzy z nich obawiali się wadliwej instalacji elektrycznej, reszta po prostu wierzyła w przesądy. Obecny zarządca majątku zbijał cenę, bo zależało mu na szybkim wynajęciu budynku. Trzej przyjaciele chętnie skorzystali ze szczęśliwego zrządzenia losu, nie przywiązując wagi do przeszłości domu.

Adam trząsł się z zimna. Mróz nie sięgał co prawda dziesięciu stopni, ale chłód listopadowego wieczoru był bardzo nieprzyjemny. Maks wyciągnął rękę i wskazał palcem w górę.

– Tam. Pali się.

Z górnej części dachu krytego gontem wydobywały się kłęby mlecznobiałego dymu, doskonale widoczne w świetle księżyca. Na pierwszy rzut oka rzeczywiście można było odnieść wrażenie, że pali sie w pokoju Adama. Tłuste smugi wyłaziły spomiędzy deseczek pokrycia dachowego, następnie spływały powoli w dół i snuły się leniwie, aby nad okapem rozwiać się bez śladu. Dym nie miał zapachu, a przynajmniej chłopcy, obserwujący w milczeniu przedziwne zjawisko, niczego nie wyczuli.

– Cholera, rzeczywiście – wymamrotał w końcu Adam. – Gdzie jest Gruby?

– Jakieś pół godziny temu poszedł po browar.

– Spalimy się jak ta wiedźma.

– Przestań krakać.

Przez dłuższą chwilę jak zahipnotyzowani wpatrywali się w dym. Dziw natury. Substancji było coraz więcej, jakby wzmagał się ogień, będący jej źródłem. Adam pierwszy otrząsnął się z odrętwienia.

– Jeżeli pożar nie wybuchł w moim pokoju, to pozostaje jeszcze jedna możliwość.

– Strych.

Schody prowadziły na krótki korytarzyk, z którego można było wejść do każdego z pokojów na poddaszu. Strych znajdował się jeszcze kondygnację wyżej. Żeby się do niego dostać, trzeba było włożyć w to odrobinę wysiłku – do ściany korytarza przytroczono trzy stopnie z metalowych prętów, nad którymi mieściła się drewniana klapa.

– Dobra, idę – powiedział Adam i zanim Maks zdążył zaprotestować, zaczął się wspinać. Podniósł klapę, która łatwo ustąpiła. Na korytarzyk posypał się kurz i kawałki cementu, jeden z odłamków wpadł Maksowi do oka. Adam zniknął w ciemnym kwadracie wejścia na strych.

– I co? – spytał Maks podniesionym głosem, rozcierając łzawiące oko.

Odpowiedziała mu cisza.

– Ej, odezwij się!

Znowu nic. Po chwili podejrzany łoskot.

– Adam! – wrzasnął Maks, zadzierając głowę.

– No, jestem na górze.

– I co, pali się?

– Cholera. Nic nie widzę.

– Jak ona tam wlazła?

– Mówią, że umiała latać na miotle.

– Rozejrzyj się chwilę i złaź szybko na dół.

Adam pomyszkował na strychu, ale nie znalazł nic niepokojącego. Po kilku minutach oblepiona pajęczynami głowa pojawiła się na tle dziury w suficie.

– To schodzę, nie?

Po chwili znowu stali na podwórku, spoglądając w stronę źródła dymu, który chyba troszeczkę się przerzedził.

Wspólnie doszli do wniosku, że zaprószenie ognia w domu nie wchodzi w grę.

– Może po prostu ktoś w okolicy pali w piecu i dym dociera aż tutaj? – zasugerował Maks.

– Smugi były cholernie gęste, a najbliższe zabudowania mamy kilkaset metrów stąd. Poza tym ewidentnie wygląda to tak, jakby wydostawało się ze środka.

– Mimo wszystko proponuję obejść dom dookoła, może źródło dymu znajduje się z drugiej strony. Jeśli nic nie znajdziemy, rozejrzymy się po okolicy. Mamy czas, a lepiej upewnić się, że wszystko w porządku. Zanim Gruby przyjdzie z piwem, będziemy z powrotem.

* * *

Gruby w rzeczywistości był młodzieńcem wątłej postury, a przezwisko przylgnęło do niego jeszcze w szkole podstawowej, kiedy bardziej adekwatnie oddawało cechy zewnętrzne właściciela. Kiedy wchodził na podwórko przez skorodowaną furtkę, dym na dachu zelżał już do tego stopnia, że chłopak niczego nie zauważył. Z ust buchały mu obłoczki pary.

W kierunku stacji benzynowej prowadził prawie dwukilometrowy odcinek szosy, więc podchodząc do drzwi wejściowych domu, Gruby stawiał już ciężkie, drżące kroki. Biorąc jednak pod uwagę, że w plecaku dźwigał słodki ciężar ośmiu piw, było to raczej przyjemne zmęczenie.

Kiedy wszedł do przedpokoju, zauważył światło zapalone w korytarzyku na górze. Nie zdejmując butów ani kurtki, skierował się po schodach w tamtą stronę.

– Hej, chłopaki! Gaście światło z łaski swojej.

Odpowiedziała mu cisza i chłód wypływający z otwartej klapy strychu.

Zmarszczył brwi. Otworzył drzwi swojego pokoju, wszedł do środka i rzucił plecak z piwem na łóżko. Potem wrócił do niewielkiego holu i spojrzał w górę, w stronę wejścia na najwyższą kondygnację.

– Ej, jesteście tam? Adam!? – krzyknął.

– No, jestem na górze – odpowiedział mu stłumiony głos przyjaciela.

– Po co tam wlazłeś?

– Cholera. Nic nie widzę.

– Nie dziwię się. Co wy wyprawiacie?

– Mówią, że umiała latać na miotle.

– Hę? Co ty chrzanisz? Idę tam do ciebie.

Na strychu panowały zimno i ciemności. Jedynie z korytarza wychodziła w górę smuga światła, która oświetlała kawałek pomieszczenia.

– Gdzie jesteś? – spytał Gruby, gramoląc się do środka. Odpowiedział mu jedynie odgłos ciężkiego oddechu, dochodzący gdzieś z kąta.

Na podłodze piętrzyły się stosy graciarstwa, wśród którego można było znaleźć połamane meble, ubrania cuchnące starością i bezużyteczne sprzęty sportowe. Gruby ostrożnie stawiał stopy, próbując przekraczać liczne przeszkody. Zmierzał do miejsca, w którym, jak sądził, znajdował się jego współlokator.

– Adam, coś się stało? Jesteś tu w ogóle? Myślisz, że to zabawne? – pytał, a jego głos odbijał się od pochyłego sufitu, tłukł się o ściany i uderzał w brudną podłogę, żeby ostatecznie zniknąć gdzieś w ciemnej przestrzeni. Dźwięk oddechu dobiegający z kąta zaczął przechodzić w głośne dyszenie.

Wreszcie Gruby dostrzegł w mroku kontury postaci Adama. Chyba klęczał lub kucał, bo sylwetka wydawała się nieco niższa niż w rzeczywistości, a na plecach wyraźnie rysował się garb. Postać poruszyła się, a Gruby z rozbawieniem zauważył, że z tej perspektywy kształt ciała jego kolegi przypomina osobę starszej kobiety. Odsunął na bok worek wypełniony starymi szmatami i ruszył w kierunku przyjaciela.

* * *

Adam i Maks wrócili do domu godzinę później. Przeszukali okolicę i nie znaleźli źródła dymu, ale z zadowoleniem zauważyli, że rozwiał się on bez śladu. Pogasili światła w domu, zamknęli wejście na strych i udali się do kuchni, aby rozgrzać się przy herbacie. Gruby długo nie wracał do domu. Kiedy nazajutrz rano znaleźli w jego pokoju plecak, wezwali policję i zgłosili zaginięcie.

 

Koniec

Komentarze

Na warsztacie się nie znam, ale co do treści to generalnie brakuje tu wszystkiego. Na plus jest to, że po pierwszych dwóch zdaniach chciało mi się czytać dalej. Na minus: brakuje tu ewidentnie końca tej opowieści, tekst raczej nie trzyma w napięciu i poza oczywistym przesłaniem, nie ma nic pod spodem.

Dzięki za komentarz :)

Hmm... straszna szkoda, Autorze!

Zgadzam się z crevem - gdyby to zakończenie było koniem, kulałoby na wszystkie cztery nogi, a do najbliższej kuźni jest sto kilometrów.
Wygląda to trochę tak, jakbyś miał pomysł, ale w połowie straciłeś parę. Bo nie wystarczy napisać, że Gruby zniknął na strychu, nie w ten sposób. Nie jestem w stanie Ci podpowiedzieć, jak to powinno wyglądać, ale tu musi być tajemnica, której rąbek uchylasz, trochę atmosfery, odrobinka magii.

Gdyby tylko zakończenie stanęło na wysokości zadania i było ciekawe/intrygujące/przerażające (bo teraz jest nijakie) oceniłabym zapewne tekst na bardzo dobry. Bo czyta się dobrze. Widać, że opowiadanie historii przychodzi Ci gładko, warsztat jest przyjemny. Tylko pomysłu zabrakło, bo wierzę, że gdybyś jakiś miał, umiałbyś go należycie pokazać.

Ale na pewno jest tu potencjał. Zatem życzę Ci odrobiny weny na dokończenie tego opowiadania. Oraz na nowe teksty. ; )

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Opowiadanie troszkę przeleżało, co jakoś tam świadczy o moim do niego stosunku, ale ostatecznie zdecydowałem się wrzucić w myśl zasady "nauki nigdy za wiele". Za konstruktywne słowa serdeczne dzięki, również pozdrawiam :)

No, i brawo za dojrzałe podejści do komentarzy.

Mocno schematyczne i faktycznie takie ledwo "w zarysie". Ale przyznam się, że czytałam z zainteresowaniem i nawet jakiś tam lekki nastrój grozy wyczuwałam. Najlepiej by było, gdybyś potraktował ten tekst jako szkic i na jego kanwie zbudował coś konkretnego.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Dzięki :)
Muszę przyznać, że "lekki nastrój grozy" przyjemnie mnie połechtał ;)

Nowa Fantastyka