Profil użytkownika


komentarze: 106, w dziale opowiadań: 59, opowiadania: 31

Ostatnie sto komentarzy

Że jeszcze się odniosę do trochę wcześniejszego wątku: Konkurs na opowiadanie osadzone w Śródziemiu to słaby pomysł. Ten portal zawiera przede wszystkim twórczość, a świat Tolkiena, jakkolwiek piękny i nadający ton mnóstwu pisarzy, jest wciąż światem Tolkiena, więc lepiej niech Profesor spoczywa w pokoju i wymyślajmy coś własnego, bo wbrew pozorom, nie wszystko już było

Mi pojawił się pomysł na opowiadanie sci-fi, którego świat musi być nabudowany dookoła konkretnego, świeżego odkrycia naukowego, informacji prasowej związanej z kosmosem, medycyną, biologią, fizyką czy inną nauką ścisłą. Do opowiadania kandydującego dodawałoby się link do artykułu. Coś w rodzaju sci-fi zrywanego z nagłówków. 

Dlaczego piszący tak często chcą rozpaczliwie stylizować tekst na dawny, wrzucając milion cosików, pewników, mówta, chceta? Polszczyzny z tych czasów prawie w ogóle nie bylibyśmy w stanie zrozumieć. Dorzucenie kilku słów, które wydają się dawne, a tak naprawdę są raczej regionalizmami, tylko utrudnia czytanie i daje efekt w gruncie rzeczy komiczny. Styl neutralny byłby najlepszy. Unikanie słów pochodzenia łacińskiego, prosta składnia - to wystarczy.

Łoł, to dopiero fart :D Spodziewam się na tyle dobrego tekstu, że drukuję, sztoby się lepiej czytało ;]

Dark City - no niemalże XXI wiek :D

"The Fountain", nawet jeśli fabuła nie porwie (bo jest dość pocięta i wiele osób razi symbolizmem, to jest to uczta dla oka i ucha; z niczym nie dająca sie porównać muzyka i kolorystyka) i jeszcze Gatacca, dowód na to, że film sci-fi nie musi mieć prawie żadnych efektów wizualnych, żeby porwać, oczarować i wzruszyć.

Podział godziny na półgodziny i kwadranse był powszechny w średniowieczu. Kwadrans to ćwierć, podział niezależny od 'minut'. Nie mówiąc o tym, że to pusta dyskusja, mnóstwo słów z tego tekstu nie istniało wtedy. 

Jejku, ten czyta się błyskawicznie, tak lekki i zabawny! Coś świetnego, będę krzyczał o piórko.

Ciekawym, ale już wyjątkowo fanowskim materiałem są Listy. Można w nich znaleźć wiele wyjaśnień, które nie pojawiają się w publikowanych tekstach. Listy były wznowione z rok temu, tłumaczyła chyba Agnieszka Sylwanowicz, swietna pozycja, porządnie wydana, ale, znów - tylko jeśli się naprawdę w tym siedzi. 

Nie dawałbym tu "Prometeusza". Jeden z niewielu filmów, w których 3D naprawdę miało sens. Wizualnie - majstersztyk. Ponadto rodzi się godna następczyni Ripley. A jeśli komuś nie pasuje fabuła, to niech obejrzy jeszcze raz ze świadomością, że to dopiero pierwsza część trylogii.

Zawsze, kiedy pierwszoosobowo, wolałem pisać jako kobieta. Najchętniej kobieta próbująca być dla siebie bardzo surowa, a zarazem z neurotycznymi ciągotami. Świetnie mi się pisze coś takiego. Dobry pomysł na konkurs.


Ludzie czytający książki bez wątpienia należą do elity społeczeństwa


Ok, w tym miejscu przestałem czytać. Jezusie, za kogo niektórzy się mają...

Świetne, naprawdę świetne. I do tego zabawne. I łatwe w czytaniu.

Dodatkowy plus za PDF, dobrze by było, gdyby taki trend się wykształcił.

A mnie skojarzyło się to nieco z Avatarem. Coś w rodzaju połączenia nerwowego całego społeczeństwa i cywilizacji, cała wiedza i umiejętności dostępne dla każdego w każdej chwili. Tylko że na Pandorze to coś pięknego, u Ciebie - coś w gruncie rzeczy mrocznego.

Tak, z tytułem wiele osób się nie dogadywało... ;] Chcę napisać teraz opowiadanie z naciskiem położonym na język. W jego niemal strukturalnym znaczeniu ;] To jest, jak sobie wyobrażam, jazda bez trzymanki.

"i" jest tutaj tylko literą, tak chcę ją traktować. Co mi przypomina, choć Sienkiewicz dla mnie nie jest autorytetem, że Kali w dopełniaczu pisał jako "Kalego", stąd w mojej głowie zielone światło na taką deklinację.

Nie będę powtarzał po znających się na rzeczy ludziach, tylko dodam jedną radę: jak na razie unikaj długich zdań. Im dłuższe zdanie, tym bardziej najeżone pułapkami. Ponadto, tym trudniejsze do czytania.

Gdy chciał się wyspać po ciężkim dniu pracy, ci którzy nie pracowali w ogóle albo pracowali mało czyli głównie młodzi ludzie, bawili się i urządzali sobie w okolicach placu głównego zabawy i hulanki.

Na przykład tutaj - to jest zdanie, które by przeszło w ustnej wypowiedzi. Bo przez odpowiedni pauzy i akcent zdaniowy byłoby raczej jasne. Niezgrabne, ale jasne. Tylko że tekst pisany rządzi się trochę innymi prawami. Na przykład - zabrakło ci dwóch przecinków. "Bawili się" i zaraz potem "zabawy".

Klucz tkwi w prostocie. I podkuj się z interpunkcji oraz zapisu dialogów.

(BTW, wybrałem to zdanie też dlatego, że smutnie odnosi się do mojej obecnej sytuacji - tymczasowo mieszkam nad barem i człowiek nie może się nerdować w spokoju).

Nie pierwszy mówisz o deklinacji. Sam poczatkowo pisałem "Ariego", ale postanowiłem pozbyć się słowiańskiego posmaku. Bądź co bądź litera "i" nie musi tutaj oddawać naszego /i/ (podobnie jak litera "s" w "Sinaar" oznacza dźwięk zbliżony do włoskiego "sc" w "scendere", a podwójne "a" nie oznacza iloczasu, tylko redukcję jakościową, w rezultacie Sinaar czyta się mniej więcej "Szener").

Nie wiem, jakie jest tego wszystkiego tło lingwistyczne, bądź co bądź to raczej odległa przyszłość, jak widać, zachowały się niektóre dawne nazwiska, dokładnie tak jak teraz. W systemie fonetycznym tego języka, z jakiego pochodzi imię "Ari", nie ma miękkiej głoski /r/. (Mamy /ari/ zamiast /ar'i/) Dlatego zdecydowałem się na deklinację twardotematową.

Co do kompozycji. Wydaje mi się, że to kwestia mojego wyobrażenia kontra twoje. Racją jest to, że nie stosuję tutaj literackiego 'edgingu' ;p , ale: chciałem mój ulubiony fragment przemowy umieścić na końcu - poczucie znajomości zwrotu 'najgłębszej z otchłani' daje czytelnikowi cień satysfakcji i wrażenie celowości. Mam nadzieję.

Po drugie, dla mnie najważniejszym momentem był ten, w którym Sinaar zamknął swoją drogę odwrotu. Wszystko po tym jest już w pewnym sensie epilogiem. Samo opowiadanie kończy się ósmym fragmentem. Oczywiście, fabuła by utraciła na jasności, gdybym tam urwał  i nie miałbym możliwości napisania fragmentu zerowego, dla mnie dość emocjonalnego, który jako jedyny jest nietknięty od początku pisania.

Widzę, że nie tylko ja uwielbiam zaprzeszłość. Wzbudziło tęsknotę do fantastyki lingwistycznej, daleko poza sferą zwykłego 'tworzenia języków'. Opowiadanie ma doskonały styl i nastrój. Boję się, że nie nadążałem za fabułą cały czas. Planuję czytać ponownie, bo to jeden z tekstów, sprawiających przyjemneść większością ze zdań.

Dzięki wielkie za wszystkie komentarze, spodobała mi się ta konwencja, czekać tylko na jakiś konkurs dający pole do sajfajowego popisu.

To nie jest zwrot do najgłębszej z otchłani, tylko poświęcenie czegoś komuś. Celownik liczby pojedynczej.

Wielokropka serdecznie nie znoszę. A dawać cudzysłów w tytule to jakiś żart. I dlaczego uważasz tytuł za idiotyczny?

PS I za wytknięcie choć kilku powtórzeń poza dialogami, bo w mowie potocznej wciąż powtarzamy słowa, będę wdzięczny. Przeglądałem tekst wielokrotnie, też pod tym kątem.

Ich ciała, na podobieństwo morskim pogrzebom oddano Najgłębszej z otchłani.

Tej najgłębszej (celownik) ze wszystkich otchłani (otchłań, liczba mnoga: otchłanie, dopełniacz mnogiej: otchłani).

Komu, czemu? Najgłębszej z otchłani.

Przejrzę tekst w poszukiwaniu powtórzeń, ale poważnie myśleliście, że nie zauważyłbym błędu w tytule?

Opowiadanie napisane jest świetnie. I konstrukcję ma bardzo dobrą. Naprawdę kawał dobrego opowiadania.

To, co mnie niepokoi, najłatwiej określić jako 'lubość' w opisywaniu klęsk. Głęboko niepokojące.

- Zdążyłeś się z nim zapoznać? - zapytał, dalej tym samym, znudzonym tonem.
Po 'samym' niepotrzebny jest przecinek.
- Pobieżnie. - rzuciłem, równie znużonym głosem.
Ten przecinek jest zbędny. Nie mówiąc o kropce.
- Tak - odpowiedziałem, mój głos niezauważalnie załamany.
To nie język rosyjski, żeby pomijać 'być'.
Poprawiłem się w krześle, i nieznacznie westchnąłem.
Przecinek zbędny, a wręcz karalny.
Operatorzy praktycznie od początku przezwali je "muchami z aparatem", i raczej trudno im się dziwić - SSDynamics nie popisało się przy ich produkcji.
Jak wyżej.
- Poza tym - zaczął - nikt tak naprawdę nie ma pewności że to nie było jakieś zakłócenie, jakieś przejście transmisyjne, kanał na podobnej częstotliwości...
Tutaj przecinek by się przydał przed 'że'.
- rzucił, na nowo rozbawionym głosem.
Przecinek zbędny.
Wyciągnął ze swojej szuflady czarną, skórzaną teczkę, i otworzył ją.
Właściwie to oba tutaj są niepotrzebne.

 - powiedział, pewność pobrzmiewająca w jego głosie.
Przeczytałem, zwątpienie wzbierające w mojej głowie.

Umie pan pisać dialogi! Piszy, piszy, uwidim etawa Sieriożu.

Wydaje mi się, że styl jest dość nierówny. Mamy apatię, marazm, syndrom, istotę społeczną kontra domek, starszą panią, słodziaki, pierniki i pająki. Spróbuj wyobrazić sobie dokładnie narratora, jego głos, manierę mówienia i przeczytaj tekst, a potem oceń - czy on by tak powiedział? Czy te słowa w jego ustach nie brzmiałyby nienaturalnie?

Tekst z niezłym pomysłem i smutny, a takie założenie było chyba, nie? ;]

Ja bym coś dorzucił jeszcze do dialogu krokodyla z narratorem, dlatego że lubię eksploatować absurdalne sytuacje - ale to ja. Tekst sprawny i zabawny, pozdrawiam, wiktor.

O kurczę, czas leci zdecydowanie za szybko. Ciężko mi sobie przypomnieć, jak wtedy wszystko wyglądało; w mojej pamięci - bardzo podobnie, jeśli nie identycznie. ;p

O... Czytanie tego tekstu, nota bene napisanego świetnym językiem, jest jak bycie pijanym. Silne skojarzenie z Bułhakowem, вы получите петёрку.

Kicz nie wymaga parodii. W ogóle nie chodzi tu o parodię, chyba już coś bliższego pastiszu. Tak czy owak, niełatwa sprawa. Pierwsza myśl to parodia Zmierzchu i jemu podobnych dziełek, ale to w sumie może nie być to. Już prędzej kiczem byłoby napisanie opowiadania w przesadnej, groteskowej archaicznej stylizacji polszczyzny. Ale podaję pomysły, koniec.

Tak czy owak takie zdania nie są mile czytane. Za bardzo rozbudowane "jaki" i "jak", o wiele lepiej cisnąć w czytelnika celną metaforą czy porównaniem i po sprawie. Przybladłe wodorosty alibo coś w tym guście.

- Zastanawia mnie jedno. Dlaczego zwabiłeś tutaj mnie, będąc głową gildii. Masz pod sobą setki ludzi i krasnoludów, a bierzesz do tej roboty obcego. Jak to wytłumaczysz? Swojemu nie musiałbyś płacić, czyż nie? Wystarczy zagrozić, że wyrzucisz go z gildii, jako taki nie będzie mógł wydobyć ani bryłki srebra.

- Z gildii nie można być wyrzuconym. To jak ślub, jak małżeństwo.

Chajdasz spojrzał z ukosa na Horna.

- Czy jest jakiś szczegół, który łączy wszystkich pracowników gildii?

Horn pokiwał głową.

- Czy to coś... niezbywalnego?

Znów kiwnięcie.

- Rozumiem. Boisz się, że gdyby ten ktoś nawalił, ludzie barona mogliby zerknąć na jego ramię i dostrzec... nie wiem... tatuaż? Piętno?

- To szczegół. Ale zrozumiał pan. Wobec tego, decyduje się pan?

- Tak. Ale pod warunkiem.

- Słucham.

- Ali idzie ze mną.

- Jak daleko idziemy, panie? – spytał chłopiec, próbując biegiem dorównać szybkiemu marszowi Chejdasza.

- Dziki trakt – odparł krótko.

- Tam jest niebezpiecznie – wysapał Ali.

- Całe szczęście mam ciebie ze sobą– rzucił cierpko Chejdasz i wytężył wzrok. Zobaczył jaśniejszą linię w leśnej gęstwinie. Potem obejrzał się za siebie. Całkiem zniknęła mu z oczu wioska dzieci. Przypomniał sobie, co kiedyś usłyszał o tym lesie: „Żeby się nie zgubić, patrz tylko na słońce. Tutaj nawet drzewom nie można ufać” – Chyba tam.

- Co tam?

- Trakt. Co z tobą, mały? Wiesz w ogóle, gdzie jesteś?

- Nie, nigdy tutaj nie byłem. Żadnego z nas tutaj nie było.

- Masz na myśli dzieci z wioski?

- Tak.

- Skąd magiczna moc waszego... – uśmiechnął się. - ...króla?

- Kiedyś... kupił go na kilka dni mag. Farim oglądał jego księgi i wszystkie magiczne przedmioty, kiedy tamten spał. W końcu przeczytał jakieś zaklęcie i nie mógł myśleć o niczym więcej. Mówił, że cały czas łopocze mu w głowie jak gołąb złapany za nóżkę. W końcu ktoś z gildii powiedział, że trzeba coś zrobić, bo Farim jest... – chłopiec myślał nad słowem – bezużyteczny. Dlatego wezwali babkę i ona nauczyła Farima korzystać z czaru.

- To było zaklęcie iluzji?

- Nie wiem, panie. Ale wtedy ludzie zaczęli bać się Farima, kiedy tylko tego chciał. My też. I teraz on jest naszym królem. Wszyscy się dziwią, że to na ciebie nie podziałało.

- Widziałem większe czary od tej iluzji, Ali – powiedział zwięźle Chejdasz, postanawiając nie mówić o latających wiedźmach żywiących się skórą ludzi ani o magach mrugnięciem oka podpalających cały las.

Po paru kwadransach dotarli do dzikiego traktu. Był wąski i wyboisty, ale dla wielu ludzi, którym nie przysługiwał glejt – jedyny.

Chejdasz usiadł przy drodze i zdjął ciężkie buty, które podarował mu na drogę jeden z ludzi Horna.

- Postój? – spytał chłopiec.

- W pewnym sensie. Czekamy, aż zjawi się jakiś wóz.

- A wtedy?

- Wtedy pomyślimy.

Chejdasz ułożył sobie zwinięty żupan pod głową. Mijał kwadrans za kwadransem. Ali siedział w pewnym oddaleniu, nic nie mówiąc. Co jakiś czas odrywał kawałek swojej bułki i przeżuwał go smętnie.

Chejdasz zasnął prędzej niż się spodziewał. Ale kiedy poczuł, że ktoś go dotyka, obudził się gwałtownie i błyskawicznie wyjął nóż zza pasa.

- Ali!

Chłopiec odsunął się przerażony. Było ciemno. „Ile spałem?”, mignęło w głowie Chejdasza, ale natychmiast co innego zwróciło jego uwagę. Miał prawie całkiem rozpiętą koszulę.

- Co ty robiłeś? Jeśli chciałeś mnie okraść, to chyba wszystko jest bardziej wartościowe od koszuli – powiedział ze złością.

- Nie, panie... Nie chciałem cię okraść – powiedział pobladły chłopiec. Był przestraszony, ale i zdziwiony takim oskarżeniem.

- To o co chodzi?

- Ja... Ja myślałem, że to dlatego wziąłeś mnie ze sobą...

Chejdasz spojrzał z przerażeniem na swoje spodnie. Rozsznurowane.

- Nie – powiedział ostro. – Nie o to mi chodziło. Mam inny cel. Nie zamierzam ciebie dotknąć. I ty też tego nie rób. Mam inny cel – powtórzył.

Ali poczerwieniał.

- Przepraszam, panie.

Chejdasz westchnął i zaczął zapinać ubranie. – Nie przepraszaj, chyba nie znasz innego życia. Nikt nie przejeżdżał?

- Nie.

- A ty nie spałeś?

- Nie.

Usłyszeli dochodzący z daleka turkot wozu.

- W samą porę – powiedział Chejdasz. Schował nóż i wyjął krótki, lekko zakrzywiony miecz. Przyjrzał mu się w zadumie.

- Panie, co zamierzasz zrobić?

- Nie przeszkadzaj mi, myślę.

Racja, dlatego lubię bardzo zabiegi:
- To prawda - uśmiechnęła się.
- Co prawda? - uniósł brwi.
- No przecież, to prawda! - parsknęła śmiechem.

Ale stare, dobre "powiedział" nie zawadzi.

Pisząc to, chciałem zasugerować jego śmierć, a dalsza część nie dzieje sięw  zaświatach ;] No cóż, dopracowań czas.

@ AdamKB i Erreth - Ideą portalu jest zupa. Codziennie wpada doń kilka-kilkanaście opowiadań. W zupie wszystko się kotłuje. Najczęściej (i akcent na to słowo) dobre teksty i autorzy wypływają na powierzchnię dzięki krytyce, ocenach, poczytności itd - czyli metaforycznym wrzeniu. A teksty słabe  nie wypływają. Problem tylko, co zrobi autor - czy zacznie wrzucać do zupy lepiej przygotowane kąski, czy obrazi się i będzie się zażarcie kłócił, że kolejna łyżka soli (opowiadanie stęchłe i nieoryginalne, kolejne machanie mieczem) albo guma balonowa (opowiadania kiczowate, z trzydziesty legolasowatym elfem) powinna wpaść do garnka.
[metafora mode off]

Możliwość edycji przerwana vbyła jakąś usterką... Hm, istnieje obecnie pewna odmiana puryzmu, która polega na tym, że piszący jak ognia boją się powtórzeń. Chyba wyniesione ze szkoły. Jednak ja wyżej stawiam płynność tekstu. Słowo "zaproponował", jeśli naprawdę nie jest tutaj kluczem, zatrzymuje czytelnika na dłużej niż "powiedział", którego się nawet nie zauważa.
14 razy - istotnie dużo. Ale w każdym większym tekście tyle tego znajdziesz. Użyłem też szerokiego wachlarza innych czasowników (z Twoich propozycji - większości), ale tylko tam, gdzie uznałem, że tekst ich wymaga. Nie zamierzam aż tak wnikać w słówka, ponieważ psułoby mi to rytm pisania i twórczy ogień. Może jest to duża wada. Mnie tak nie razi.
Tak czy owak dzięki wielkie za zaangażowanie ;] Wobec tego chyba przepiszę ciąg dalszy, a raczej alternatywne zakończenie. Rozwija mi się to w dość długie opowiadanie... ;] Dawać?

Winno być:
"- Całe mleko dla was - powiedział bez ogródek Edward. - W dwa tygodnie zbierze wam się z litr. Wyobrażacie sobie? Ryzyko praktycznie żadne, nigdy nie mieliście tutaj policji. A przeżycia niesamowite.
- Kochanie, zawsze chciałam spróbować - powiedziała Izabela. Robert wrócił z cukrem i usiadł koło niej. "

Nie wiem, czemu nie mogę edytować, skoro dodałem dwie godziny temu... Co do słodzonej mate - oczywiście, karalne, dlatego czytelnik ma rzuconą sugestię, że chodzi po prostu o skłonienie Roberta na chwilę do wyjścia.
Za resztę dziękuję ;]

Ciekawie oddana statyczność i marazm ;] Co do przesłania - podobnie jak przedpiścy - nie widzę, ale jeśli ma być kontynuacja - zobaczym.
Miała na sobie tylko światło. Bardzo obcisłe świało.  - brawa za to, cudeńko :D
Ps. Ale dorzuć z kilo przecinków... ;]

Rozumiem, że kolejność pisania jest taka sama jak kolejność zgłoszenia się? Jeśli tak, to jestem chętny. ;]

Trzy pomysły: 1. opowiadanie łamiące konwencje fantasy (tzn. jak najdalej od Tolkienów, mieczów prawdy itd. Jak największa inwencja)
2. fantasy/SF oniryczne
3. fantasy/SF erotyczne (tylko w wysmakowanym wydaniu miast porno;])

Hm?

Dwie szkoły:
- konstruowanie akcji, pomysłu, rysowanie olbrzymich map myśli, jest to bardziej jak budowanie, a nie pisanie. Wtedy patrzę na proporcje, umiejscawiam dominantę i poprawiam, poprawiam, poprawiam. Odkładam na tydzień i poprawiam, poprawiam, poprawiam. Czasami pomysł jest na tyle dobry, że wyrzucam całe opowiadanie (albo parę rozdziałów książki) i piszę od nowa.
- zaczynam od zdania, któe wprowadza klimat. Nic nie jest planowane. Podczas pisania rodzi się pomysł, co będzie za chwilę. Jest to wielka frajda, ale rzadko wychodzi z tego coś, co poraża swoją głębią ;]

I przede wszystkim - mnóstwo wprawek stylu, aby nie trzeba było się zastanawiać nad nim podczas pisania poważnych rzeczy. Np. czytam czyjąś książkę i w ramach wprawek, piszę parę stron stylem tegoż autora. Albo umiejscawiam Prusa w dalekiej przyszłości. Wszystko to uelastycznia język i jest dobrym preludium do Poważnego Pisania, które, jak mam nadzieję, kiedyś będę uskuteczniał ;]

Moim zdaniem klasyka toto nie jest, ani zbytnio pomocne nie jest. Przeczytałem Quo Vadis, mając siedem czy osiem lat i podobało mi się. Patrzę na to teraz i nie mogę uwierzyć, jakie to jest... powieścidło. Można to traktować jedynie na takim poziomie, moim zdaniem. A klasyką nazwałbym Prusa. Ostatecznie Mickiewicza, niektóre teksty Słowackiego. Ale to tylko jeśli mówimy o poezji. A to temat na odrębną dyskusję.

Po pierwsze - Jehowy przez "h". Po drugie, niech się nie zaczyna dyskusja na ten temat, gdyż są tu świadków przedstawiciele, a na pewno jeden.
Ps. Doktryna każdej religii chrześcijańskiej ewoluuje i zmienia się rozumienie Biblii. Powszechna rzecz.

Wydaje mi się, że podział jest nieco inny - najpierw na sf, fantasy i horror. Fantasy - high, heroic, dark, gothic, urban. SF - antyutopia, cyber i steam punk, postapokaliptyczna...
1. słowa kluczowe? każdy będzie chciał inne . Istotnie, może zrobić się burdello bum bum.
2. Pod większością opowiadań będą wybuchać dyskusje nad tym, czy autor słusznie nazwał swoje opowiadanie dark z elementami cyberpunkowego horroru. Tak więc może podział na ino fantasy, SF i horror? Nawet wtedy:
3. Główne gatunki przenikają się wzajemnie.

Niemniej pociągnąć wątek wersji J byłoby ciekawie... ;] Bardzo przyjemny tekst, fajnie przemycasz emocje Ojca do narracji.

Pomysł niezgorszy, jeśli dobrowolne. A jeśli ktoś nie umie określić swojego gatunku, gdzie miałby otrzymać konkretną pomoc, jak nie na tym portalu? ;]

Przymina mi poetykę, w której poruszałem się z rok temu. Choć momentami za dużo słów zabarwionych emocjonalnie, przez co tracą one wyraz; niemniej ładne, klimatyczne.

Pierwsza, podstawowa rada, została już podana: trzeba czytać jak najwięcej, jak najwięcej. Taką radę Shaw dał początkującemu pisarzowi, a gdy ten spytał, po co, odparł: "Wtedy nie będzie pan miał czasu na pisanie".
A poważnie: osoby ze skłonnością do naśladowania (w tym niżej podpisany) nie powinny podczas procesu twórczego czytać autorów, których głównym atutem jest styl. Wpływ może być przeogromny i niezauważalny dla samego piszącego.
<subiektywizm>
Jeśli chodzi o czytanie polskiej literatury, to błagam, coś choć odrobinę ambitniejszego od Sienkiewicza, który pisał większość swych "dzieł" fabularyzując książki historyczne, miejscami zwyczajnie parafrazując historiografię. Zgodzę sie, że czytanie zagranicznych autorów ma sens tylko przy pewności, że tłumacz sam jest artystą znającym się na fachu. Co do polskich, jest mnóstwo ambitnej i porywającej prozy, którą każdy twórca, w tym fantasy, powininen znać. M.in. Olga Tokarczuk, Wojciech Kuczok, a z nieżyjących: Hłasko (doskonały chłód narratora), Iwaszkiewicz (opowiadania będące mistrzostwem niedopowiedzenia - umiejętność bardzo przydatna u piszącego), Borowski (ładne przykłady behawioryzmu), Bruno Schulz (blisko fantastyki, choć więcej tu poetyki snu, misterne językowo dzieła) i wspomniany Prus (proszę nie zrażać się, że to lektura - "Lalka" to wybitne dzieło...).
Więcej mi teraz nie przychodzi do głowy. I powtarzam: Tylko nie Sienkiewicz. </subiektywizm>

Naprawdę przyjemnie się czyta i, nie wiem czemu, wrocławska masakra wywołała u mnie szczery uśmiech. Przeprowadzać się tam czy nie?...
Podobnie jak przedpiśca, uważam że wprowadzenie mechanicznego kanara jest złym posunięciem, chyba żeby wprowadzić wątek tramwaju wcześniej - nazista stoi w Rynku, teoretycznie nie powinien dostać mandatu, czyż nie? ;]
Zastępcza scena - świetna, zgrabna, zabawna.
Jeśli chodzi o zapis, jest parę potknięć - stanowczo za mało przecinków, po każdym zwrocie do osoby powinien byc, przed "który" itd. Ponadto nie "niedowierzał", tylko "nie dowierzał" (łącznie pisze się tylko w wypadku "niedowierzania"). Za to: "nieumarły" miast "nie umarły". Poza tym drobne potknięcia interpunkcyjne.
Baaardzo podoba mi się Twój styl i klimat. Więcej czarnego humoru! Pozdrawiam.

Szkoda, że świat za słabo naszkicowany, mogłoby to być coś niebanalnego - Jerozolima, świat współczesny, ale i umagiczniony. A tak, momentami sprawnie opisany dzień z życia wiedźmy - ani akcji, ani rozwiązania zagadki. Pozdrawiam.

Moim zdaniem oceny powinny zniknąć. Niczego nie wnoszą. Pytanie tylko, jak bardziej zachęcić do dodawania komentarzy. Może oznaczanie konstruktywnych, pomocnych i treściwych komentarzy przez autora?

A może by tak w ogóle zlikwidować system oceniania? Oceny i tak niewiele mówią. Co się liczy tak naprawdę, to dialog z autorem lub między czytelnikami w komentarzach. Likwidujemy oceny - problem z głowy (łącznie z jedynkowiczem).
Jestem za. Wstawienie jedynki równa się komentarzowi: "DNO". Wstawienie piątki - "ŚWIETNE!". Ani jedno, ani drugie niczego nie wnosi i w żaden sposób nie pomaga autorowi.
Nie da się literatury (bo to ona w założeniu winna tu gościć ;]) oceniać liczbowo. Błagam, to przypomina szkołę i język polski. Większość z osób piszących nie pod szkolny sznurek doświadczyła niesprawiedliwego oceniania cyferkami.

Z pewnością opowiadanie wyróżnia się. Podoba mi się konwencja, tylko warto by było trochę przyłożyć się do języka, może z tego wyjść coś świetnie oniryczno absurdalnego. 4.

Opera jest miejscem, w którym mieli się spotkać i zarazem miejscem, które wzbudziło w Ani silne emocje i finalną refleksję. Chińska dziewczyna to Liu - jedna z głównych bohaterek opery "Turandot", jest o niej mowa na początku, przewija się w tekście i wraca pod koniec. Co do demonów - uważam, że te notabene mistyczne postaci nie powinny być do końca określone, gdyż tym samym tracą swoją tajemniczą naturę. Mogę się mylić.

Nowa Fantastyka