Ja przebrnęłam :) I chętnie się wypowiem! :)
Nie skupiałam się na znalezieniu błędów stylistycznych, gdyż są tu osoby które znacznie lepiej sobie z tym radzą a i ja nie widziałam nic rażącego.
Najpierw plusy :) Nie ulega wątpliwości, że tekst ma duży potencjał, a przede wszystkim – dla mnie najważniejsze! – to bardzo dobry pomysł. Na długie opowiadanie, może nawet na powieść. Na pierwszy tom. Piszesz przyjemnie, dobrze się “Ciebie czyta”. Świat jest ciekawy, postacie dość wyraźne, mamy bohatera, mamy przewodników, mamy tragedię głównej postaci i motywacje. Podstawa jest super :)
Jeśli chodzi o uwagi… Dla mnie krzywdą dla tego tekstu jest jego długość. Nie, nie jest za długi. Jest za krótki. Jeśli chcesz zachować wszystkie elementy, tekst wymaga o wiele więcej treści. Postacie powinny być bardziej rozbudowane. Lwią część powinieneś poświęcić na przemianę głównej bohaterki na stepach. Podkreślić codzienne prace, myśli, rozmowy, obserwacje i postępy, których krok po kroku dokonuje. Osobiście dodałabym też więcej przygód ze zwierzętami, różnego gatunku. Rozumiem, że do końca miała się wahać co do swojej roli, to w porządku, ale lepiej byłoby pokazać jak z narwanego kotka (przepraszam, ale tak mi się kojarzy:)) przemienia się w piękną, pewną siebie boginię, gotową prowadzić watahę wilków do akcji. Dla mnie Kruszka nie zmieniła się przez cały czas trwania utworu i jako czytelnik nie wierzę, że udźwignie brzemię walki oraz poradzi sobie z dowodzeniem zwierzętami. Właściwie to ona mnie denerwuje. Jak takie trochę rozbuchane, a nie skrzywdzone i walczące o siebie dziecko.
Wan Ychmar powinien odgrywać większą rolę. Wcale nie dziwię się, że drażni Kruszkę – zrób z niego prawdziwego przewodnika, tajemniczego, ale jednak przewodnika, prowadzącego główną bohaterkę przez przemianę. Jego rola jest bardzo ograniczona i w sumie jakby go nie było, to tekst bardzo by nie ucierpiał, a to chyba nie tak powinno być. W końcu ją porwał z drzewa, na litość boską, no jakieś wyjaśnienia się dziewczynie należą:).
No i Myr … Też go lubię :) Jako jedyny się w sumie przejął Kruszką, uczył ją języka, tłumaczył ich zasady i świat. To już moje osobiste, ale jeśli Kruszka miała piętnaście lat, to trochę brakuje mi tu pierwszej miłości… ale takiej niezgrabnej, niepewnej i krępującej. Żeby kolejna była już pełna :)
No i trochę logicznie mi się rozpada tekst na końcu… Popraw mnie jeśli się mylę, Kruszka jako potomkini Erni, kochająca cały świat, faunę i florę, gotowa bronić jej przed tajemniczymi najeźdźcami (no własnie, Herneci! W sumie tekst nie wyjaśnia dlaczego są takim zagrożeniem dla… mhm, no własnie. reszty świata? Świata? Świata za górą? Wioski? Stepów?) nawet za cenę własnego życia. Ale cały tekst udowadniałeś, że Kruszka nienawidzi ludzi. Nienawidzi macochy, to wiadomo, Ychmar ją drażni, mnie też, ok, rozumiem. Ale nie nawiązuje żadnej więzi poza Myrem. Nie szanuje ludzi u których żyje na stepach, na początku pisałeś, że nienawidzi wszystkich w wiosce poza swoim nauczycielem. I nagle pojawia się w niej taka nieuzasadniona przez cały tekst przemiana… To wg mnie duży błąd logiczny, przemyśl to. Jej wewnętrzna chęć powrotu też od razu zyskałaby wyjaśnienie, gdyby kochała ludzi w wiosce, albo chociaż była jakoś z nimi związana i jej wewnętrzna magia i trwająca przemiana “namawiały” ją do powrotu, ochrony… Bo w sumie kogo ona chce chronić? Wilki które pewnie dałyby radę przetrwać czy macochę która lała ją kijem?
(Matko, jak ja nienawidzę tej kobiety…)
I ostatnia uwaga. Tajemnicza księga pod koszulą i skaczące literki… Nie, nie. Po prostu nie. Nie krzywdź dobrego tekstu, nie rób z czytelnika idioty. Nie, proszę. Tekst i pomysł jest na to za dobry. Nie.
Bardzo jestem ciekawa… w sumie dalszej części :). Zamierzasz coś jeszcze pisać w tym świecie, myślałeś o tym? A może masz gdzieś rozbudowany tekst? Chętnie bym na niego rzuciła okiem :)