Profil użytkownika

(...)

"Córko Ziemi, czy słyszysz wezwanie?

Firiel! Popłyń z nami do dalekich Ziem,

gdzie światło nigdy nie gaśnie.

Możemy ciebie zabrać z sobą,

lecz spiesz się, bo czas mija,

(...)”

Firiel spojrzała na brzeg rzeki,

jeden krok postąpiła,

gdy stopy jej zapadły się,

niepewnie się odwróciła.

Powoli przepłynął elfi statek

i tylko szept pozostał,

"Nie mogę przyjść!" - dosłyszeli żeglarze,

"bo z Ziemi jestem zrodzona."

 

(Tolkien, “Ostatni Statek”) 


komentarze: 53, w dziale opowiadań: 51, opowiadania: 33

Ostatnie sto komentarzy

Wszystko przychodzi z praktyką :) Ja zawsze uważałam, że najważniejszy jest pomysł, a ten masz:) 

Ok, właściwie wasze domysły i odpowiedzi dały mi pełną odpowiedź na nurtujący mnie problem, więc dziękuję bardzo :) 

Ps: Czasami żałuję, że nie można tu dawać “lajków” :D 

A ja się nie doczepię do niczego. Wykonanie świetne, idealny pomysł na krótką formę, ciekawe, otwarte zakończenie. Nie, nie chcę wiedzieć co autor miał na myśli :). Dla mnie wiarygodne jest to, że drobne zdarzenie z naszej młodości może zdeterminować wybory w przyszłości. Niektórzy wpadają w małe obsesje ale cóż… Życie bez wariatów byłoby nudne :) 

Witaj Rankidou! Nie jestem mistrzem sprawdzania technicznej strony tekstu, rzuciło mi się tylko w oczy: 

Nawet jeżeli parę zdarzeń nieznacznie pokolorowałem,

Chciałeś chyba użyć podkolorowałem

Najmocniej przepraszam, nie zamierzał nikogo urazić.

Nie zamierzałem nikogo urazić. 

 

Ogólnie tak, łamią tu palce za przecinki i podwójne spacje :D Nie no, żartuję, są tu osoby mistrzowsko wyłapujące takie błędy, ale doceń to: poświęcili mnóstwo czasu na przeanalizowanie twojego dzieła, a warstwa ortograficzna też jest bardzo ważna dla odbioru tekstu. 

Zacznę może od pozytywów: miałeś całkiem fajny pomysł. Naprawdę. Fabuła idzie całkiem sprawnie, widać, że miałeś konkretny pomysł i plan, za którym szedłeś. Zakończenie faktycznie zaskakujące, a rzadko coś mnie zaskakuje, więc kolejny plus;). Styl pisania też nie pozostawia wiele do życzenia, czasami coś warczy, ale całość czyta się szybko i przyjemnie. 

To, czego mi brakło, to tła. Nie wiem za bardzo gdzie dzieje się akcja, nie wiem czemu Wzniebowzięta jest królową, czemu nazywają ją Szaloną Królową, dlaczego można tak łatwo zabić Wzniebowziętych – czy może drużyna jest jakaś wybitna? Na litość, przecież on zabił Wielkiego i Przedwiecznego jednym strzałem i ciosem w czaszkę. Nie wiem do końca, na czym polega magia Królowej, czy inni ją widzą? Czy może być stała? Nie lubię robienia z czytelnika idioty i podawania mu wszystkiego na tacy, ale, jak widzisz, są pewne informacje ważne dla całości tekstu. 

Co do samego maga-nie maga, przypuszczam, że chciałeś zrobić z niego postać komiczną, element humoru przy gburowatych najemnikach. Cel bardzo dobry, ale wykonanie już nie. Cała scena z rozmową w lesie nie śmieszy i brakuje kontrastu między najemnikami a magami. Kilka mądrych słów tego nie załatwi. Musiałbyś poświęcić nad tym kilka chwil więcej. 

Pojawiają się również fragmenty tekstu, które absolutnie nic nie wnoszą do całości – można je usunąć i zastąpić czymś ważniejszym, np: 

Randall przysłuchiwał się dyskusji. Oczywiście, że mag łgał, każdy czasem to robił. Nie ma w tym nic złego. Jednak nie zamierzał zabierać głosu. Niech się kłócą, dobrze jest uwolnić trochę negatywnych emocji przed misją. Pod warunkiem, że ktoś miał taką potrzebę. Przywódca grupy, wolał skupić się na rzeczach mających większe znaczenie. Potrawka, której zapach rozchodził się po obozowisku, była jedną z nich.

W moim odczuciu nie wniosło to nic do całości tekstu, a wciąż nie wiem, kim jest Szalona Królowa. 

Sam mag, jeśli jest Wniebowziętym, nie jest też do końca dla mnie wiarygodny charakterologicznie. Potężny i prastary, słaby humorystycznie i jeszcze płaci, żeby móc przyłączyć się do kompani, której w sumie nie potrzebuje. Pomysł na kompanie rodem z D&D ok, motywacji brak. Fajnie byłoby, gdyby mag był wielkim ekscentrykiem, niezrozumiałym, ale zabawnym dla odbiorcy w swoich zachowaniach. Ale to tylko pomysł. 

Tekst nie jest zły, ale musiałbyś nad nim jeszcze trochę popracować, bo jest potencjał na fajne opowiadanie. Na drugi raz daj do betowania. Ja też popełniłam ten błąd i pierwszy twór wrzuciłam bez kontroli, ale teraz już widzę, że uwagi przed publikacją bardzo dużo dają. 

Ogólnie muszę zgodzić się z przedmówcami. Krótkie teksty wcale nie są proste, wręcz przeciwnie. A wystarczyło zamienić kilka niepotrzebnych słów na wyjaśnienie, np. z kim rozmawia? Może poszła do niej, bo niepokoiła się, że zauroczy jej męża? Poszła w nocy czy to jakiś nowy rodzaj wampira żyjącego w dzień? Skąd pewność, że ma tyle lat? I w końcu puenta: może mogłaby zapytać, czy bohaterki też nie przemienić? 

Po raz kolejny przekonuję się, że nie takie strasznie SF jak mi się kojarzy z czasów gimnazjalnych. Z przyjemnością i na jednym wdechu przeczytałam całą historię. Fabuła logiczna, przemyślana i zabawna – przynajmniej ja kilka razy chichotałam pod nosem. No dobra, to nie był chichot, obudziłam tym swoje psy). Przy końcówce nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że owy “tajemniczy” skazany na Cyberię (Cyberia-Syberia:) Zresztą odniesień jest znacznie więcej, super), to własnie nasz bohater Valery, tylko w trochę innej kombinacji czasowej :) 

(…) które odwiedziłem razem z Czarnorękim, to znaczy z Kikutem, a w sumie to z Kadłubkiem (…)

Mistrzostwo :)

I kto dalej twierdzi, że nie mamy wpływu na zmianę swojego losu? Valery pewnie zapobiegł jakieś ciężkiej zbrodni dokonanej przez Czarnorękiego, chociaż to, co spotkało jego więźnia nijak ma się do kary, którą otrzymałby w swoim czasie – przynajmniej słusznie. 

Niech los chroni nas przed takimi Nemrodami :) 

Uwielbiam taki styl. Zgrabne humorystyczne elementy, nieco szalony bohater :). Ten, kto nie szukał czegoś ważnego w panice na pięć minut przed ważnym wydarzeniem, niech pierwszy rzuci kamieniem :D. 

Nostalgia lat ‘90 uratowała go przez śmiercią. No kto by pomyślał :) 

O, wow. Długo mnie tu nie było, wchodzę, a tu od razu taki dobry kawałek :) 

Błędów ortograficznych i stylistycznych na siłę nie szukam, jak coś znajdę to piszę, ale są tu lepsi niż ja w wyłapywaniu. Żeby jednak nie zignorować strony technicznej muszę przyznać, że jeszcze nie spotkałam się tu z opowiadaniem, które byłoby idealne jeśli chodzi o długość. Nie wyrzuciłabym ani nie dopisała żadnego słowa. Nie jest krótkie i nie dłuży się w nieskończoność. 

Co do samej treści i pomysłu – Bardzo mi się podobało. Zaczęłam zastanawiać się nad twoją inspiracją, bo nic nie przychodziło mi za bardzo do głowy poza ogólnymi legendami o cierpiących duszach, nawet wrzuciłam sobie Forchennice w wujka google ale nic nie znalazłam! Czyżby całość była twoim pomysłem? Jeśli tak, to głęboki ukłon w twoją stronę, bo pomysł nie lada, można byłoby się nim pobawić, a nawet stworzyć podwaliny do nowego świata. 

Ode mnie wysoka piątka! :)

Nie lubię science-fiction, może dlatego, że nigdy nie byłam dobra z nauk ścisłych (poza biologią) i zawsze gubiłam się w połowie tekstu… Oszczędziłeś niezrozumianego – dla mnie – słownictwa, i dziękuję osobiście za to :). Mimo moich uprzedzeń, cały tekst przeczytałam na raz, nie mogąc doczekać się końca i wyjaśnienia sytuacji, a pomysły w głowie się mnożyły… 

Trochę nielogiczne wydają mi się niektóre reakcje bohaterów:

Z was wszystkich to właśnie tobie powinno najbardziej zależeć! Pomyśl o swojej rodzinie! O córkach!

(…)

– Myślę o nich cały czas, ty cholerny dupku. – Jego głos był spokojny, choć zimniejszy niż jeszcze przed chwilą. – Ale to nic nie zmienia. Przestałem się łudzić. Jeżeli jeszcze kiedykolwiek zobaczę moje dziewczynki, to tylko w Niebie.

 

 O czym ma myśleć, jak na Ziemi nie ma już żadnego życia? Chyba, że wprowadziłeś to celowo, dla podkreślenia… może nie szaleństwa, ale silnego niedowierzania i niemożności odnalezienia się w sytuacji. 

 

Nie mniej, patrząc na całość… Wow. Duży plus, miło było mi przeczytać tak dobry tekst. Dziękuję! 

Nie, nie, nie wyjaśniaj ;) To taka uwaga, że ja lekkomyślnie nie zwróciłam na niego uwagi :)

O, fajne rozwiązanie! Proste i bez obciążenia fabuły!:) 

Godzina daje się we znaki, masz literówkę ;) 

Soędziłem tak kilkanaście minut, ale Hania jednak się nie pojawiła

:) 

Jeszcze taka mikro literówka ode mnie: 

(…)żeby mam Hanny mnie nie zauważyła i wyszedłem z budynku.

Chyba miało być mama Hanny :). 

 

Tekst bardzo mi się podoba. Bardzo. Do samego końca nie przypuszczałam, że Krzysztof będzie martwy, miałam nadzieję, że istnieje sposób na przełamanie czaru. Trochę jednak nie rozumiem: nie żył już, a był widoczny dla ludzi? Dla ludzi w pracy oczekujących na ksero? Dla ludzi w parku? Słyszała go mama Hanny? Bo że widziała go Elsa (imię niezbyt pasujące do przedstawionych realiów, ale może nie złapałam jakiegoś kontekstu) czy Cyganka, to jeszcze mogę zrozumieć. Skąd to się wzięło? 

Ciekawy motyw z proszkiem pokazująco-ukrywającym. Pokazuje żywych, ale chroni przed bytem nadprzyrodzonym:).

Nie do końca jestem pewna, jak tego Mickiewicza, a raczej nawiązania ocenić. Są i nie widzę w tym większego problemu, ale czy potrzebne… Musze to przemyśleć.

Łapka w górę! Fantastyki brak, ale taki miły short przed pójściem spać to dobrze przeczytać!:)

Tekst przyjemny, zmusza do refleksji. Miło byłoby przeczytać go jako post na fb albo na przystanku, żeby wywołać jakiś społeczny efekt, niekoniecznie tu. Nie mniej chylę czoła przed wykonaniem. 

Ja bym to jeszcze skróciła. Nie wiem, czy tak wypada. Ale za dużo słów tu jak dla mnie. 

Poza tym sam pomysł mnie rozbawił. Ach dzieci… :D 

Od początku przeczuwałam, że z dziewczynką jest coś nie tak :) 

Powiem szczerze, że po tytule obawiałam się, że nadejdzie moment, w którym kotołak nie zapanuje nad swoimi instynktami i zaatakuje Melę. Im dalej brnęłam w opowiadanie tym bardziej obawiałam się tej sceny. Co oznacza, że chyba będę musiała zastanowić się nad tym, co siedzi w mojej głowie…

Zakończyło się tak miło i bajkowo… szkoda, że nie mam w rodzinie starszych dzieci, z pewnością byłyby zachwycone :D 

 

Ja zrozumiałam wszystko poza rolą matki. Myślałam, że jest słaba psychicznie albo chorowita, nie radzi sobie z emocjami. Dlatego bardzo spodobało mi się jej wejście, chciałabym zobaczyć, jak doprowadza wszystko do porządku.

Kobiety rządzą! :D

Sam pomysł czipów i kontrolowanych snów bardzo mi się podoba. Popracowałabym jedynie nad wyrazistością głównych bohaterów i w sumie tyle. 

W przeciwieństwie do poprzednich komentujących, nie wydaje mi się, żeby nie były tu wyjaśnione jakieś ważne aspekty utworu, a ze względu na – preferowane zresztą na tym portalu – krótkie formy, nie wszystko trzeba wyjaśniać dobitnie. Logika logiką, oczywiście, ale czasami musimy po prostu przyjąć do wiadomości zasady wymyślonego przez autora świata. 

Może nowe opowiadanie? O Maszkytnym, co z toporem chadzał i na Reg się zasadzał :P (Wiem, grafomaństwo wyższej klasy, przepraszam:)). 

Podoba mi się styl pisania, podoba mi się pomysł. Chociaż muszę przyznać, ze z początku podejrzewałam raczej coś w rodzaju choroby psychicznej, rozdwojenia jaźni czy czegoś podobnego. Umknęło mi znaczenie tytułu. Tekst jest przyjemny, opisy wiarygodne, chociaż trochę bym poskracała. Czekam na dalsze popisy :) 

Zgadzam się z Finklą, jednak od siebie również muszę złożyć wyrazy uznania, za chyba najlepszy z trzech zamieszczonych tekstów. Chociaż mam słabość do wróżki;) 

Zaskoczona! Złapana! :) 

Co prawda ja nie posiadam takich doświadczeń, by potwierdzić prawdziwość słów drabbla, ale jak przeczytałam przyjaciółce (która taką “bestię” powiła pół roku temu), ta spojrzała na mnie podkrążonymi oczami i powiedziała: “Nic dodać, nic ująć”. Może za pół roku, jak odeśpi, doceni warstwę humorystyczną :)

@Blacktom, rządzisz :P Jak napiszesz, chętnie przeczytam :) 

Chociaż ogólnie zgadzam się z moimi poprzednikami, to jednak wierszyk mi się podobał. Tak po prostu bez zbędnego rozwinięcia. 

Chociaż podoba mi się żart w południem i Nowym Rokiem, to jednak nowe zakończenie lepsze. Co do reszty nie wypowiem się, bo dopiero tu wpadłam :) 

Niesamowite, jak ból wstania o jakiejś nieludzkiej godzinie łączy ludzi :D. Ja zawsze mówiłam, że świat powinien zaczynać funkcjonować między 9:00 a 10:00. Ale może tak uważam bo jestem sową i pójście spać wcześniej niż o północy uważam za błąd systemu :)

Tekst długi ale nie przeszkadzało mi to bardzo, bo masz fajny styl pisania i ciekawy pomysł, dlatego wciągnęłam się w fabułę :) Sama postać Kessela jest dla mnie bardzo absorbująca. Na początku przy przesłuchaniu barona trochę się o niego obawiałam, bo przypuszczam ze chciałeś zrobić z niego groźnego wariata, ale trochę się postać rozpłynęła i przybrała formę… no nie wiem, trochę mi się kojarzył z chłopcem który chce batonika i jego służbą, która tłumaczy baronowi, że słodkość którą trzyma w ręce ma oddać Kesselowi, inaczej zacznie tupać nogą. Ale potem jego ślepe oddanie i szaleństwo zaczęło przybierać wiarygodną formę i sama akcja w piramidzie była już mistrzostwem. 

Przyznaję, że czytając byłam przekonana, że do piramidy trafiają po prostu jacyś niewygodni dla “normalnego” świata ludzie. Ewentualnie iż jest to złośliwy przypadek losu. Nie mniej spodziewałam się krwawej jatki (którą dostałam ale w innej formie:)) po tym, jak wszyscy zwariują z nienawiści do siebie. Albo, że do opuszczenia piramidy potrzebna jest cała 7 uwięzionych, więc Kessel i towarzysze są w … no… nic już nie będą mogli zrobić. Dlatego zignorowałam podnieconego Jagora przekonana, że jego konsola to kawałki lodu i włóczni, którymi bawi się w swojej komnacie. Nagle szok! Kessel nie zwariował! Przypisałam mu psychozę już od momentu spotkania z baronem, a tu taki zwrot akcji! Chociaż w sumie nie ma co go tak do końca z szaleństwa wybielać. Wszystko co przeżył, ojciec, brat, matka, pranie mózgu… Chyba nie da się potem normalnie żyć.

Motyw z bratem-nekromantom ciekawy – nie jestem pewna, czy w sumie był potrzebny w tym opowiadaniu i czy nie dałoby się obyć bez tego, ale z pewnością mocna scena, trzymająca w napięciu. 

Ostatecznie to, co go spotkało… ostatnie oddanie sprawie która nie istniała, ratowanie świata który go opluł i oszukał… poświęcenie szaleńca? Już chyba lepsza śmieć niż to, co się stało, chociaż końcówkę miał… miłą. Przynajmniej nie-Kat uratował komuś życie. Nieświadomie, ale jednak. Postać dla mnie na plus. 

No i jedyny szczery Tar-Taruk, radosny morderca, ubawiła mnie jego postać.

 

Nie wiem czy chciałeś coś przekazać tym opowiadaniem… Dla mnie jest to ostatecznie historia o tym, że nienawiść zabija, a jak cię nie zabije, to od niej zwariujesz. Przecież wszyscy mogli przeżyć. Tylko jednostka zapragnęła władzy nad światem i – klasyka – skończyło się tragedią…. 

 

 

 

Osobiście prezerwatywy kojarzą mi się z osobliwym kształtem Hatifnatów (z sanatorium też:P). Może faktycznie używały ich jako ubranek, ale najpierw wycięły dziurki na łapki i oczka :). Zastanawiałam się też, czy w jakiejś bajce bądź filmie występowały podobne ośmiornice, ale nic mi się nie kojarzyło niestety. Chyba ze to proste nawiązanie do inteligencji tych stworzeń. Trochę czytałam swego czasu o Muminkach i jedyne co przychodzi mi do głowy, ze tak samo jak twórczyni Jansson próbujesz autoterapii poprzez przelanie przeżyć na papier, tylko że wyszedł z tego niezrozumiały absurd… 

Płaz, wypowiedz się, co chodziło ci po głowie?:) 

Również czytam opowiadanie pierwszy raz i mam ambiwalentne odczucia. Pojawia się kilka błędów stylistycznych, czasami kuleje składnia, czasami powtórzenia – mimo to tekst jako całość czyta się bardzo dobrze, piszesz tu śmiało, twój styl jest widoczny. Z całą pewnością to plus. Jak przeczytałam, że nawiązujesz do Kruka, aż pisnęłam z zachwytu, gdyż razem z mężem uwielbiamy ten wiersz (o ile Allana Poe da się uwielbiać, ale pewnie wiesz, o co chodzi :)). Dlatego też nawiązania i inspiracje były dla mnie jasne – muszę zgodzić się z Drakainą, że trochę “waliły w twarz”, ale nie każdy jest polonistą i czasami trzeba zrobić coś bardziej dosadnie.

W tekst wciągnęłam się mocno od samego początku – sprawdzałam karty tarota, informacje, ucieszyłam się, że zachowałeś zgodność z “faktami” (w cudzysłowie, bo czy magia tarota jest faktem?). Zadrżałam, jak okazało się, że na środku pokoju leży trumna. Oczami wyobraźni już widziałam oszukanego bohatera, oddalającą się miłość jego życia, ogień piekielny, walkę, ostatni krzyk i nieco pompatyczności (ostatnie co słyszy bohater to stuk w szybę i swoje imię wykrzyczane przez kobietę… Przepraszam, wyobraźnia działa :)). Cały tekst zamknąłeś… no właśnie. Szybko. Trochę wręcz brutalnie bym powiedziała, bo tak dobry wstęp zasługuje na końcówkę z prawdziwego zdarzenia. Z jednej strony – powiedziałeś wszystko, po co dodawać coś więcej? A z drugiej poczułam się – jako czytelnik – trochę oszukana. Bo skutecznie budowałeś napięcie, które nie znalazło ujścia, a jedynie spuściło powietrze jak za słabo nadmuchany balonik. 

Dlatego – choć zdarza mi się to rzadko i ciebie, jako autora, przepraszam za to – nie jestem w stanie odpowiedzieć na pytanie, czy lubię ten tekst, czy nie. Pozostał w mojej głowie w zawieszeniu. Mimo wypisanych, nie pozostawiających wątpliwości plusów. 

Realuc, dziękuję za odpowiedź :) Cieszę się, że to, co wydaje się niedociągnięciem wynika z twojej próby skracania tekstu. Rozumiem twój ból i ciężkie decyzje – nie wiem jak w twojej głowie, ale mi zawsze wszystko wydaje się ważne. Też będę teraz walczyć ze skróceniem tekstu i nie wiem, jak sobie z tym poradzę… Łączę się w bólu.:) 

Owszem, postacie wzbudzają emocje. Zastanawia mnie jednak wciąż przemiana Kruszki, to w sumie ciekawy temat do szerszej dyskusji. Piszesz: 

Kluczem są rodzice i ich śmierć. Nie bez powodu tyle miejsca zajmuje opowieść o ich losach. Kruszka zaczyna rozumieć, dlaczego i za co oddali życie, i bez względu na swoje własne przekonania (to nie jest tak, że nagle pokochała wszystkich ludzi) chce podążyć ich drogą. No a dodać można, że jakbyś Ty się dowiedziała, że jesteś potomkinią jakiejś bogini, to też pewnie czułabyś się w jakimś stopniu zobowiązana, w mniejszym lub większym stopniu.

No właśnie, zrozumienie i chęć bycia jak rodzice jest jak najbardziej zrozumiała i logiczna w rozwoju bohatera. Kluczem wydaje się być tu słowo zobowiązana. Czy sama chęć zmiany i zobowiązanie wystarczy, by udźwignąć tak duże brzemię? Czy bohater musi zawsze czuć i chcieć, czy wystarczy zobowiązanie wynikające z dobrego serca i martyrologizm? Czy to zawsze jest to samo i czy bohater bohaterowi równy? :D 

 

I trochę poza tematem… Witaj sąsiedzie! :D Kęty niedaleko, chociaż dzisiaj dzięki tej śnieżycy co u nas panuje (mieszkam dokładnie w Buczkowicach) droga gwałtownie się wydłuża :) Zima prawie jak z opowiadania @kam_mod :) 

Naprawdę dobry tekst. Przeczytałam jednym tchem i w przeciwieństwie do Welesa doceniam warstwę humorystyczną. Trochę fabuła się rozjechała jak przyszło do zabicia Wąpierza Jerzego, ale domyślam się, że przerysowana reakcja matki to tak celowo :). 

Nie wiem czemu, ale jak czytałam to przed oczami miałam Kołysankę Machulskiego. Jakaś inspiracja? :) 

Sam pomysł super! Bardzo kreatywny. Niestety, wykonanie kiepskie. Mimo to jestem pewna, że jeśli masz kogo poprosić o pomoc, to uda się z tego zrobić naprawdę fajną perełkę

Ja przebrnęłam :) I chętnie się wypowiem! :) 

Nie skupiałam się na znalezieniu błędów stylistycznych, gdyż są tu osoby które znacznie lepiej sobie z tym radzą a i ja nie widziałam nic rażącego. 

Najpierw plusy :) Nie ulega wątpliwości, że tekst ma duży potencjał, a przede wszystkim – dla mnie najważniejsze! – to bardzo dobry pomysł. Na długie opowiadanie, może nawet na powieść. Na pierwszy tom. Piszesz przyjemnie, dobrze się “Ciebie czyta”. Świat jest ciekawy, postacie dość wyraźne, mamy bohatera, mamy przewodników, mamy tragedię głównej postaci i motywacje. Podstawa jest super :) 

Jeśli chodzi o uwagi… Dla mnie krzywdą dla tego tekstu jest jego długość. Nie, nie jest za długi. Jest za krótki. Jeśli chcesz zachować wszystkie elementy, tekst wymaga o wiele więcej treści. Postacie powinny być bardziej rozbudowane. Lwią część powinieneś poświęcić na przemianę głównej bohaterki na stepach. Podkreślić codzienne prace, myśli, rozmowy, obserwacje i postępy, których krok po kroku dokonuje. Osobiście dodałabym też więcej przygód ze zwierzętami, różnego gatunku. Rozumiem, że do końca miała się wahać co do swojej roli, to w porządku, ale lepiej byłoby pokazać jak z narwanego kotka (przepraszam, ale tak mi się kojarzy:)) przemienia się w piękną, pewną siebie boginię, gotową prowadzić watahę wilków do akcji. Dla mnie Kruszka nie zmieniła się przez cały czas trwania utworu i jako czytelnik nie wierzę, że udźwignie brzemię walki oraz poradzi sobie z dowodzeniem zwierzętami. Właściwie to ona mnie denerwuje. Jak takie trochę rozbuchane, a nie skrzywdzone i walczące o siebie dziecko.

Wan Ychmar powinien odgrywać większą rolę. Wcale nie dziwię się, że drażni Kruszkę – zrób z niego prawdziwego przewodnika, tajemniczego, ale jednak przewodnika, prowadzącego główną bohaterkę przez przemianę. Jego rola jest bardzo ograniczona i w sumie jakby go nie było, to tekst bardzo by nie ucierpiał, a to chyba nie tak powinno być. W końcu ją porwał z drzewa, na litość boską, no jakieś wyjaśnienia się dziewczynie należą:).

No i Myr … Też go lubię :) Jako jedyny się w sumie przejął Kruszką, uczył ją języka, tłumaczył ich zasady i świat. To już moje osobiste, ale jeśli Kruszka miała piętnaście lat, to trochę brakuje mi tu pierwszej miłości… ale takiej niezgrabnej, niepewnej i krępującej. Żeby kolejna była już pełna :) 

No i trochę logicznie mi się rozpada tekst na końcu… Popraw mnie jeśli się mylę, Kruszka jako potomkini Erni, kochająca cały świat, faunę i florę, gotowa bronić jej przed tajemniczymi najeźdźcami (no własnie, Herneci! W sumie tekst nie wyjaśnia dlaczego są takim zagrożeniem dla… mhm, no własnie. reszty świata? Świata? Świata za górą? Wioski? Stepów?) nawet za cenę własnego życia. Ale cały tekst udowadniałeś, że Kruszka nienawidzi ludzi. Nienawidzi macochy, to wiadomo, Ychmar ją drażni, mnie też, ok, rozumiem. Ale nie nawiązuje żadnej więzi poza Myrem. Nie szanuje ludzi u których żyje na stepach, na początku pisałeś, że nienawidzi wszystkich w wiosce poza swoim nauczycielem. I nagle pojawia się w niej taka nieuzasadniona przez cały tekst przemiana… To wg mnie duży błąd logiczny, przemyśl to. Jej wewnętrzna chęć powrotu też od razu zyskałaby wyjaśnienie, gdyby kochała ludzi w wiosce, albo chociaż była jakoś z nimi związana i jej wewnętrzna magia i trwająca przemiana “namawiały” ją do powrotu, ochrony… Bo w sumie kogo ona chce chronić? Wilki które pewnie dałyby radę przetrwać czy macochę która lała ją kijem? 

(Matko, jak ja nienawidzę tej kobiety…)

I ostatnia uwaga. Tajemnicza księga pod koszulą i skaczące literki… Nie, nie. Po prostu nie. Nie krzywdź dobrego tekstu, nie rób z czytelnika idioty. Nie, proszę. Tekst i pomysł jest na to za dobry. Nie. 

 

Bardzo jestem ciekawa… w sumie dalszej części :). Zamierzasz coś jeszcze pisać w tym świecie, myślałeś o tym? A może masz gdzieś rozbudowany tekst? Chętnie bym na niego rzuciła okiem :)

Dziękuję za pomoc i komentarze. Chyba zastosuję się do rady i spróbuję zamknąć tekst w całość . 

Jestem nowa, więc nie orientuję się za bardzo w panującym tu savoir-vivrze: jeśli skasuję tekst w celu ulepszenia go (bez poprawiania pojedynczych błędów) nie będzie to niegrzeczne? Jestem bardzo wdzięczna osobom, które poświęciły swój czas na przeczytanie i uwagi! 

Ok, dzięki za link, dużo mi podpowiedział. Raczej z fragmentu nie wyjdę bo tekstu nie da się skrócić aż tak bardzo, by przyjemnie czytało się go za pierwszym razem. Możesz mi jeszcze wytłumaczyć o co chodzi z: Inną jest to, że nie wpadają one w grafik dyżurnych

Drakaina, dzięki za zwrócenie uwagi na błędy. Tekst faktycznie jest nieco dłuższy, pewnie jego dalsze części się tu pojawią, może uda mi się zredagować go na tyle, by nie raził tak błędami, przynajmniej interpunkcyjnymi. Co to błędów logicznych to nie zwróciłam uwagi, że pojawiło się tu ich tyle. Niektórymi faktami żonglowałam dość luźno, myślałam o aspekcie humorystycznym i tym, jak wyobrażam sobie postacie, nie zwróciłam uwagi na pewien chaos który wprowadzają… sir, milimetry… Obecności nazw muszę bronić, bo mają one znaczenie w całości tekstu i służą do umiejscowienia całego opowiadania, ale na takie babole jak właściwych, poważniejsza, poważnestrony nie ma już usprawiedliwienia. 

Mam nadzieję, że kolejna część tekstu zasłuży na przychylniejszy komentarz :) 

 

Blacktom może i byłoby warto spojrzeć na współczesne realia, ale – pewnie jak wszyscy tutaj – fantastyka to moja słabość. I jest dla mnie czymś więcej niż pogniewanymi krasnoludami i elfami. Z czasem może uda mi się to udowodnić;).

Ps: Trafnie zauważyłeś silną inspirację :) 

 

Mistrzowska zabawa słowem, długo czegoś tak dobrego nie czytałam. Wysoka piąteczka! :) 

Drakaina, czytałam fragment wielokrotnie przed umieszczeniem, ale swój tekst ciężko się poprawia, przynajmniej ja tak zawsze miałam. Choć staram się zawsze, by teksty nie raziły setką błędów, to drobne niedociągnięcia się zdarzają (na szczęście nie jestem korektorem!:)). Oczywiście dziękuję za uwagi, poprawię co tylko zauważę. 

Skupiłam się na fabule i o niej też chciałabym usłyszeć dwa słowa:) 

Ogólnie zgadzam się z Sy, masz duży potencjał, ale wydaje mi się, że potrzebujesz trochę poćwiczyć. Zastanów się też nad całością tekstu. Poza tym – choć przypuszczam, ze to celowe – jest w nim chyba za dużo emocji, a raczej za dużo jednych i tych samych emocji ciągle powtarzanych. Tekst jest krótki, czytelnik nie zapomni. Myślę, że byłoby lepiej gdyby słowa o emocjach zastąpić opisem czynów. Nawet gdyby wspomnień i retrospekcji miało być więcej. Jeśli taki nadmiar uczuć wrzucasz w bohatera już na samym początku, to opis emocji w galerii nie robi już wrażenia (wiem, brzmi okrutnie). 

No i trochę nielogiczna jest dla mnie postać Magdy. Najpierw jest i wydaje się nie wiedzieć, ze jest duchem, potem zaczyna prosić o opuszczenie, a pompatyczne słowa o śmierci i życiu w ogóle mi już do niej nie pasują. Może gdyby było jedno. Ale nie każde zdanie. 

Znalazłam też kilka błędów stylistycznych i interpunkcyjnych, ale patrząc na całość, tekst nie jest zły, potrzebujesz tylko warsztatu. Sam pomysł może nie jest odkrywczy, ale bardzo trudny i fajnie, że postanowiłeś się z nim zmierzyć. Nie przegrałeś! 

Regulatorzy – poprawiłam, dziękuję za uwagę. Drakaina, aż się oplułam z wrażenia jak zobaczyłam tę literówkę, oczywiście również to zmieniłam. 

Pozdrawiam :) 

Jak pojawiły się jakieś literówki czy inne błędy – nie zauważyłam, bo poleciałam z fabułą. Jak dla mnie – mistrzostwo świata! Wciągające, idealnie wyważone pod względem opisów i informacji no i coś, co cenię sobie bardzo – prosty humor, dzięki któremu chichotałam pod nosem. Obudziłam tym męża, ale trudno – przynajmniej usłyszał co ciekawsze fragmenty na dobranoc, chociaż jego spojrzenie nie sugerowało pełnego zrozumienia. 

Tak trzymaj! :) 

Pomysł dobry, ale w wykonaniu czegoś brakło… Nie sądziłam, że kiedyś to powiem, ale – trochę więcej tekstu! :) 

Nie wiem czy taki był twój cel… ale się ubawiła trochę ;) 

Nie ulega wątpliwości, że tekst jest przyjemny, dobrze się go czyta i miałeś na niego konkretny pomysł. Bez wątpienia dobry z Ciebie pisarz. To co trochę wybijało mnie z rytmu, to pewne przeskoki, jak np.: Ala i Ludwik wychodzą z lasu po zastrzeleniu psa – bardzo dokładne opisy otaczającej ich rzeczywistości, nagle – pyk! – i już mamy zimę kilka lat później… Tak samo jak bardzo rozbudowany opis Boruty, (który pełni bardzo ważną rolę w opowiadaniu! Czy na pewno nie jest o nim…? ;) Bo tak czuję w środku że choć opowiadanie nie o nim, to jednak o nim:)), który w sumie nie wnosi nic do reszty tekstu… Brakowało mi też trochę umieszczenia bohaterów w czasie i przestrzeni.

Jeśli mogłabym coś doradzić, to wrzuciłabym do tekstu trochę więcej emocji i odczuć bohaterów – można to zrobić sprawnie nawet stosując formę opowiadania zasłyszanych historii – trochę mniej opisów i nieco krótszy tekst. Innymi słowy zrobiłabym z niego krótką, ale intensywną “miejską legendę”. Wtedy idealnie wpasowałaby się w wybrane przez Ciebie nurty. 

Super pomysł! 

Nowa Fantastyka