- Opowiadanie: DJ Raptor - Lodowa Piramida [wersja zmieniona i poprawiona]

Lodowa Piramida [wersja zmieniona i poprawiona]

Wielkie podziękowanie dla Finkli i Tarniny za wyłapanie błędów i świetne rady. Dziewczyny wymiatacie.

 

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Lodowa Piramida [wersja zmieniona i poprawiona]

 

Kessel w cieniu drzewa przyglądał się zamkowi stojącemu na wzgórzu. Był nieduży, ale miał solidną bramę i wysokie mury. Skoro przetrwał tak długo na tych dzikich ziemiach, musiał być dobrze broniony. W okolicy pełno było fortyfikacji zamienionych w ruinę przez najazdy bestioludzi.

Pod wzgórzem jego armia gotowała się do szturmu, aż miło było posłuchać odgłosów pracujących pił, upadających drzew i wesołych, acz często wulgarnych okrzyków. Do szturmu wystawił jedynie pięciuset najemników, drugie tyle wysłał do oblężenia Sabaczego Rogu, by odciąć odsiecz dla tego grodu.

Obserwacje przerwał porucznik Rothar; jeden z piątki magów bitewnych przydzielonych pod jego komendę.

– Hetmanie, delegacja barona Ranwy przybyła.

– Już? – Kessel nie krył zaskoczenia. – Wczoraj poselstwo obrzucili kamieniami, a gdy zobaczyli armię, przyszli niczym karne psy do miski. Niech czekają, zwiadowcy wrócili?

– Tak, na wschodzie są dwa kaganaty. Za garść złota możemy kupić pomoc setki łuczników w szturmie.

– Nie potrzebujemy tych dzikusów. Zbadałeś zabezpieczenia zamku?

– Standardowe pieczęcie, niedawno wzmocnione druidzką techniką.

– Szpiedzy mówili o aktywności tych brudasów, teraz wiemy, co tu robili. Jakieś wieści o Alvie?

– Nie, zniknęła bez śladu. Obawiam się, że padła ofiarą skrytobójców.

– Pomścimy ją, dzielnie służyła błękitnemu sztandarowi. Musimy…

Kessel zamarł, między namiotami zobaczył od dawna martwego brata. Był jak niegdyś ubrany na czarno i patrzył na niego wzrokiem pełnym rozczarowania.

– Mistrzu, wszystko w porządku? – Prothar spojrzał na niego badawczo.

Hetman przetarł oczy, ślad po bracie zniknął.

– Ekhem, oczywiście. Trzy noce nie śpię i wzmaga się we mnie zmęczenie. Idź przywitaj naszych gości, wkrótce do was dołączę.

– Oczywiście.

Gdy podwładny odszedł, drżącą dłonią wysypał wąską linię żaru na sztylet i wciągnął ją nosem. Poczuł uderzenie siły, serce biło mu jak oszalałe, a ciało rozsadzała energia. Wtarł w dziąsła resztę narkotyku i westchnął zadowolony.

Używał żaru od momenty zakończenia wyjątkowo ciężkiej misji w Ugarycie. Zaczęło się od małych dawek, lecz z każdym dniem musiał brać coraz więcej.

– Dobrze! – szepnął, ciężko dysząc. – To powinno wystarczyć, aby rozproszyć halucynacje. Mam wojnę do wygrania!

 

++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

 

Długi stół dzieli wnętrze namiotu na dwie części. Po lewej siedział baron Ranwa i jego dwóch oficerów, a naprzeciwko porucznik Rothar i kapitan Yanxa – dowódca kompani najemniczej „Złoty Gar”, która na zewnątrz gotowała się do szturmu.

– Witam panów! – rzekł Kessel, siadając między podwładnymi. – Przejdźmy do konkretów, dobrze?

– Oczywiście, na wstępie chciałbym przeprosić za wczorajszy incydent – baron nerwowo starł pot z czoła. – Atak na eskarońskich dyplomatów był przeprowadzony bez mojej wiedzy. Wieśniaków, którzy przeprowadzili ten pogardy godny czyn zostali już należycie ukarani.

– To wspaniała wiadomość – Kessel bez zainteresowania wytarł plamkę na rękawie.

– Czemu zawdzięczamy waszą wizytę?

Hetman kiwnął głową, a Rothar rozwinął zwój i zaczął głośno czytać.

– Działając z bezpośrednich rozkazów protektora Lwa z Labaru, żądamy warunkowej kapitulacji. Ziemie rodu Bawolibojów zostaną lennem Eskaronu, a baron Ranwa przysięgnie przed starymi bogami lojalność błękitnemu sztandarowi. W zamian zachowa tytuł, a jego ziemie uzyskają protekcje. Wysokość corocznego trybutu…

– Co?! Wasalizacja!? Ale przecież jesteśmy daleko od waszych granic! To nie ma sensu!

– Czyżbyś podważał autorytet Eskaronu… – rzekł Kessel ciężko dysząc.

Przez narkotyk serce biło mu jak oszalałe i miał problem ze złapaniem tchu. Przed oczami latały mu czerwone plamki, dłonie drżały, a przez głowę przelewała się rzeka szalonych myśli.

– Oczywiście, że nie. Jestem po prostu zaskoczony – baron nerwowo poprawił spocone włosy. – Zapewniam, że nie zamierzać stać na drodze naszej pokojowej współpracy. Nie widzę powodu do rozlewu krwi, możemy żyć jak przyjaciele.

– Jak przyjaciele? – Kessel spojrzał na niego oczami, których źrenice były nienaturalnie duże. – Czy przyjaciele spiskują z druidami? Czy wysyłają posłańców do Sabaczego Rogu z prośbą o wsparcie w postaci korpusu tarczowników? A może wysyłają skrytobójców by zabijać magów bitewnych pod moimi rozkazami? Tak robią przyjaciele?! Hm? Myślałeś, że się nie dowiemy!? Eskaron wszystko wie!

Baron zbladł.

– Ja… ja mogę to wyjaśnić…

– Nie musisz, wszystko wiem! Wszystko! – Kessel wstał i zaczął chodzić po namiocie. – Druidzi wystawili wielką nagrodę za moją głowę. Sto złotych koron, zrobiłeś to dla pieniędzy, tak?

– To nie tak panie! Pewien druid wzmocnił pieczęcie i zostawił trzydziestu najemników w zamku. Obiecał pomoc w walce z Eskaronem, ale ja nie chcę mieszać się do waszego konfliktu. Myśmy nieduża dziedzina, mały zamek i trzy wioski. Nie brak nam problemów, a na pewno nie zamierzamy stawać naprzeciw Kessela „Kata z Ugarytu” …

Baron ugryzł się w język, ale było za późno. Jego oficerowie westchnęli ciężko. Rothar cofnął się od przełożonego, a Yanxa instynktownie położył dłoń na rękojeści miecza.

Kessel zatrzymał się, dysząc jak smok. Jego twarz była czerwona od gniewu.

– Kat z Ugarytu!? Obrażasz mnie w moim namiocie, przy moich podwładnych?! Za tę misję dostałem dwa ordery i pochwałę od całej rady protektorów! – krzyknął, czując euforię, gdyż wyładowywał energię, rozsadzającą jego ciało. – Baronie śmierdzisz antyeskarońską propagandą sączoną przez druidów! Jak długo z nimi spiskujesz? Jaki jest wasz plan? Chcecie mnie zabić, tak?!

– Co? Absolutnie nie…

Kessel wskoczył na stół, przeszedł po nim na czworakach i złapał barona za szaty.

– Gdzie macie sztylety?! A może trucizna?! Dolaliście mi coś do wina! Przeżyłem już ponad tuzin zamachów! Nie zaskoczycie mnie! – Kessel odwrócił się do Yanxy i Rothara. – Na co czekacie?! Sprawdźcie resztę!

Goście bez oporu poddali się obszukaniu, a po chwili hetman walnął wściekle w stół, bo nie znalazł narzędzi zbrodni.

– Macie coś?

– Nic panie.

– Nie mamy złych zamiarów, chętnie podpiszemy kapitulacje… – Ranwa zastygł w swoim krześle, bojąc się ruszyć.

– Czy ty myślisz, że jestem idiotą? Mam podać rękę osobie, która spiskuje z największymi wrogami Eskaronu? Zabiliście Alvę, ja będę kolejny!

– To nieporozumienie…

– Przyznaj się do spisku!

– Nie ma żadnego spisku, mistrzu miej litość…

Działanie narkotyku osiągnęło apogeum.

– Przyznaj się albo zrobię z twojego zamku krwawy przykład! Ziemie Niczyje będę drżeć przed mym imieniem! Sprowadzę na was deszcz ognia i siarki! Powietrze będzie wręcz eksplodować od stężenia magii! Zwerbuje koczowników z kaganatów, a zapłacę im waszymi żonami i dziećmi zakutymi w niewolnicze kajdany. Zwłoki mężczyzn rozwieszę na krzyżach przy gościńcu, stąd aż po Weregaden. Tak jest cena, gdy stajesz na mojej drodze, na drodze magii i Eskaronu! Yanxa, idź szykować żołnierzy do szturmu, zmarnowaliśmy tu już zbyt dużo czasu.

Baron schował twarz za drżącymi dłońmi.

– Przyznaj się do spisku idioto – syknął Yanxa.

– Tak, jest spisek! Masz racje! – zawołał Ranwa, drżącym głosem. – Lecz tylko ja miałem w nim udział, nikt z mojej rodziny lub podwładnych…

– Wiedziałem! Dobrze zrobiłeś, że się przyznałeś. – Kessel dziwnie szybko się uspokoił. Uśmiechał się nienaturalnie szeroko i położył dłoń na ramieniu barona. – Pewnie grozili ci śmiercią, jeśli nie będziesz współpracować?

– Eeee… tak…

– Dranie, zawsze tak robią. Nie martw się, dosięgnie ich sprawiedliwość. Dokąd zmierzał ten tajemniczy druid, czyżby do Sabaczego Rogu?

– Ja nie wiem… może?

– Tak myślałem, chcą sabotować drugą armię. Baronie dam ci szansę odkupić swoje winy, ruszysz z nami na Sabaczy Róg i publicznie ujawnisz druidzkie knowania. Prothar deaktywuj pieczęcie na zamku, Yanxo zbierz wojowników, tak szybko jak się da.

– Tak się stanie, panie.

– Ruszam, nie każcie mi długo czekać i uważajcie na druidów!

Kessel stworzył magiczny portal, przeszedł przez niego bardzo zadowolony, że udało mu się zniweczyć kolejny spisek druidów, lecz zamiast w drugim obozie, znalazł się w kompletnych ciemnościach. Uderzyła go fala zimna i upadł na podłogę.

– Co się dzieje… – wyszeptał z trudem.

Ogarnęły go drgawki, jakby miał bardzo wysoką gorączkę.

– Jagor, Wodybicz, dzikusie! Mamy kolejnego! – usłyszał chrapliwy głos.

– Ma zapasy?! Ma jedzenie!? – głos był pełen desperacji.

– Chyba nie, ale miałem racje, to siódmy mag siódmego dnia! Cykl się zakończył!

Kessela rozejrzał się w półmroku; był w komorze o kamiennych ścianach, oświetloną mdłym światłem run iluminacyjnych wyrytych na ścianach. Było niesamowicie zimno. Dookoła stało kilku mężczyzn ubranych w prymitywne skórzane kaftany. W rękach trzymali włócznie i noże, a z ich ust wychodziła para.

– Co tu się dzieje?! – zapytał wstając. – Odpowiadajcie albo pokarze was bez litości! Jestem oficerem eskarońskiego korpusu ekspedycyjnego! Stawać na mojej drodze, to jak stawać na drodze śmierci! Mówcie albo spale was magią.

– Spróbuj głupcze – jeden z mężczyzn prychnął rozbawiony.

Tego było za wiele. Z dłoni Kessela miał wystrzelić ognisty podmuch, lecz nie stało się nic.

– Macie tu pieczęcie? Ale nie czuje oporu… – Kessel był kompletnie zaskoczony. – Co tu się dzieje?

– Jagor, to twój kolega po fachu, wytłumacz mu.

Obszarpańcy usiedli pod ścianą, bacznie go obserwując.

– Dlaczego moja magia nie działa?! – krzyknął, próbując rzucić czar.

– Jestem Jagor Poszukiwacz, czarodziej z Eskaronu…

– Dlaczego moja magia nie działa!?

– Bo znajdujemy się w piramidzie Pierwszych, która wysysa energię magiczną…

– To niemożliwe… nienormalne! Musze stąd wyjść, natychmiast!

– Nie jest to dobry pomysł…

– Jagor pozwól mu, tak będzie najlepiej. Przybyszu wyjście jest po tych schodach.

Kessel rzucił się do biegu i po chwili był na wyższym piętrze. Kolejna kamienna komnata, ale było też wyjście, z którego biło oślepiające światło. Uderzył go lodowaty podmuch, a gdy oczy przyzwyczaiły się do ostrego światła, zobaczył, że w każdym kierunku rozciąga się lodowa pustynia. Niekończąca się biel, gdzieś w oddali były góry pokryte śniegiem, ale widoczność ograniczały nisko wiszące chmury.

– To sen, halucynacja… nie może być inaczej – było mu niesamowicie zimno, drżącą ręką wysypał na sztylet linię żaru. Gdy go wciągnął, zrobiło mu się cieplej. – Te dranie zadarły z niewłaściwym magiem!

Ruszył po schodach krzycząc wściekle.

– Natychmiast przenieście mnie z powrotem! Mam wojnę do wygrania, na co czekacie?!

– Jesteśmy tutaj tak samo uwięzieni jak ty, nie ma stąd ucieczki – rzekł Jagor. Reszta siedziała przy ścianach obserwując go ze zrezygnowaniem. – Od wielu dni próbujemy coś wymyślić, bezskutecznie. Magia nie działa w całej okolicy, wędrowaliśmy daleko, lecz na próżno.

– Dlaczego się tu w ogóle znalazłem?

– Przyczyna jest prosta; użyłeś czaru teleportacji, który skrzyżował się z kanałami logistycznymi pozostawionymi przez antyczną rasę Pierwszych. To działa cyklicznie, jesteś siódmym, który tu trafił w przeciągu siedmiu dni.

– Siódmym? Ale was jest tylko czterech!

– Ekhem, cztery dni temu biały niedźwiedź pożarł Ulgara, szamana z Nowego Kaganatu Pogańskiego, a wczoraj czarodziejka Alva popełniła samobójstwo.

– Alva?! Alva też tu trafiła? To nie może być prawda… zaraz, szamana? – Kessel obrzucił towarzyszy podejrzliwym wzrokiem. – Kim wy jesteście?

– Już mówiłem, jestem Jagor Poszukiwacz, mag z Eskaronu i zapalony kolekcjoner artefaktów pierwszych. Tamci panowie to Wodybicz i Hagmyr, druidzi, a także Tar-Taruk, szaman z kaganatu Ugaryckiego. Jakie jest twoje miano?

– Jestem Kessel Antar…

– Kat z Ugarytu! – druid Wodybicz wstał na równe nogi. – Pieprzony zbrodniarz! Mam nadzieję, że zdechniesz przede mną, to naszczam na twoje zamarznięte zwłoki!

Mężczyzna zszedł szybkim krokiem na niższy poziom.

– No, no, szczęście to spotkać takiego mocarnego chana – Tar-Taruk podszedł do niego i skłonił się głęboko. Był średniego wzrostu i miał lekko skośne oczy. – Jeśli z woli wielkich bogów się stąd wydostaniemy, to zawsze znajdziesz miejsce w moim kaganacie. Dam ci wiele kobiet i setkę najlepszych koni. Szanujemy takich krwiożerczych jasugorów.

– Odejdź dzikusie, gdy stąd wyjdę ogniem i magią wyplenię twój rodzaj z całej Vianty. Mam w tym polu niemałe doświadczenie.

– Radziłbym okiełznać emocje – rzekł Hagmyr rzucając mu gruby kaftan. – Załóż to, bo zaraz zamarzniesz. Musimy współpracować, aby przeżyć i…

– Nie potrzebuje twojej pomocy druidzie, muszę się stąd wydostać!

– Zacznijmy od przetrwania, dobrze? Jesteśmy uwiezieni, brakuje nam jedzenia i opału. Jedyny sposób by je zdobyć to wyjść na zewnątrz. Godzinę marszu na wschód, jest plaża, gdzie próbujemy polować na foki albo zbieramy drewno i ryby wyrzucone na brzeg.

Kessel założył gruby kaftan. Mimo że śmierdział, dawał ochronę przed zimnem.

– Widzę, że polowanie dobrze wam idzie, wszyscy macie kaftany z fok, a jesteście tu tylko parę dni, tak?

– Nie bardzo, ściągnęliśmy je z zamarzniętych trupów – wyjaśnił smutno Jagor. – Piramida działa cyklicznie, uruchamia się raz na siedem lat i ściąga siedmiu władających magią. Znaleźliśmy wiele śladów po poprzednich grupach, wygląda na to, że wszyscy zginęli.

– Mamy rok czterdziesty piąty, a cykle są co siedem lat, tak? – Kessel ciężko usiadł pod ścianą. – To znaczy, że od dnia Sferostyku jesteśmy szóstą grupą. Gdyby komuś udało się opuścić tę piramidę, to słyszałbym niejedną opowieść o tym, jakby nie patrzeć fascynującym i unikalnym miejscu. Zaraz, gdzie my w ogóle jesteśmy? Gdzieś daleko na północy, tak?

Wszyscy spochmurnieli.

– Ekhem, w nocy widać charakterystyczną mgławicę „Oko Bazyliszka” – rzekł Jagor unikając jego wzroku. – Pewnie o niej nie słyszałeś, występuję w raportach kapitanów pływających na dalekie południe do legendarnej Kryngi, a to oznacza…

– O, cholera, to oznacza, że jesteśmy blisko bieguna południowego!

Kessel ukrył twarz w dłoniach. Dzielił go gigantyczny dystans do najbliższej cywilizacji, a droga wiodła przez wielką białą plamę na mapie. Nie miał szans na powrót do Eskaronu.

– Jestem skończony.

 

+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

 

Muszę zapisać myśli, bo z każdą chwilą w tym przeklętym miejscu tracę rozum.

Pierwszego dnia ruszyłem na północ, w kierunku widocznych w oddali szczytów. Dotarłem daleko, lecz nie byłem w stanie wykrzesać nawet magicznej iskry. Wróciłem do tej cholernej piramidy po zmroku, na skraju śmierci z wyziębienia i zmęczenia. Dojście do siebie zajęło mi dwa dni. Nie mam sił, by spróbować tego ponownie, zresztą, jaki jest sens? Dzień jest zbyt krótki, a noc na tej lodowej pustyni to pewna śmierć.

Dni mijają takim samym rytmem, o świcie ruszamy do plaży zbierać opał i zamarznięte ryby. Musimy się śpieszyć, gdyż dzień w tej lodowej krainie trwa zaledwie kilka godzin. Raz udało nam się upolować fokę. Gdy zatargaliśmy ją z powrotem była kompletnie zamarznięta i twarda jak kamień.

W piramidzie używamy dwóch poziomów. Pierwszy to jedna wielka komora i wyjście na zewnątrz, a na drugim są małe komnaty, w których rezydujemy. Trzeci poziom jest do pasa zakryty lodem i są tam rzeczy… ciężkie do opisania. Przy ścianach stoją akwaria pełne egzotycznych stworzeń morskich; kolorowe ryby, wielkie żółwie, kałamarnice, dziwne (wręcz koszmarne) kreatury, a nawet rekiny! Wszystko zamarznięte i ukryte za grubym szkłem odpornym na nasze prymitywne narzędzia (liczne zarysowania pokazują, że magowie z poprzednich cykli też próbowali się do nich dobrać, to przecież tyle mięsa!). W innych widziałem przeróżne humanoidalne istoty. Między innymi prymitywnie ubranych ludzi, koło nich leżały narzędzia wykonane z krzemienia. Skąd oni ich wzięli… i kiedy? Zżera mnie ciekawość co jest na niższych piętrach, ale tego się nigdy nie dowiem. Co do tych zamarzniętych istot, mam jeden wniosek: zmiana klimatu, do której tu doszło musiała być błyskawiczna, gdyby trwała latami lub dekadami, stworzenia w akwariach zdechłyby z głodu i nawet kości by z nich nie zostały. Fascynujące…

Cały czas jestem głodny, zmęczony i zmarznięty na kość. Raz dziennie rozpalamy ogień, by się ogrzać i przygotować strawę. Najczęściej musimy podzielić się jedną albo dwoma rybami na pięć osób. Nie ma ucieczki przed zimnem. Nawet pisząc te słowa, trzęsę się z chłodu. Na północy jest lato, więc tu jest zima, daje to nadzieję, że wkrótce zrobi się cieplej, ale obserwując faunę tego miejsca, wiem, że to kraina wiecznej zimy. NIENAWIDZĘ TEGO MIEJSCA!

Czy obłęd może rozprzestrzeniać się jak choroba? Jeśli tak, to boje się, że wkrótce wszyscy na nią zapadniemy. Zacznie się od jednego z tych głupców (o ile już się nie zaczęło) i przejdzie na mnie, lecz jestem silny, łatwo się nie poddam. Jak długo zdrowy człowiek pozostanie normalny otoczony przez szaleńców?

Zastanawia mnie, kto umrze pierwszy. Wszyscy są tak samo wycieńczeni jak ja.

Tar-Taruk chyba już zwariował, wczoraj wymamrotał, że tak naprawdę umarliśmy, a to miejsce jest karą za nasze grzechy. Szaman zdaję się mieć dobry humor, a gdy dyskutujemy nad tym jak się stąd wydostać, on cicho chichocze. Trafił tu jako pierwszy, więc jako pierwszy stracił rozum. Nie ufam mu.

Zabawna sytuacja; druidzi nienawidzą się bardziej niż rude gobliny, gdyż stoją po przeciwnych stronach wojny domowej. Wodybicz walczy dla młodego Fulmara, zaś Hagmyr to tradycjonalista wspierający mistrza Sunkara. Próbują maskować emocje, ale widać, że nie mogą się zdzierżyć.

Wodybicz otwarcie mną gardzi. Nie rozmawia ze mną, tylko czasami rzuci wulgaryzmy. Myślę, że będzie próbował mnie zabić. To będzie ostatnia satysfakcja przed nieuniknioną śmiercią. Na jego miejscu zrobiłbym to samo.

Hagmyr jest pełen determinacji by się stąd wydostać. Przy ognisku sformułowaliśmy kilka teorii, które mogłyby nam umożliwić ucieczkę, ale wszystkie okazały się ślepymi zaułkami. Twierdzi, że skoro raz na siedem lat kanały transportowe się aktywują, moglibyśmy się do nich podwiązać i użyć do ucieczki. Trafilibyśmy do innej piramidy… może i byłoby to wykonalne, ale jak mamy przetrwać siedem lat?! Zresztą, jestem pewien, że on coś ukrywa, tylko głupiec ufałby druidowi.

Jagor, mój kolega mag, ciągle mnie obserwuje. Zdaje się przyjazny, ale myślę, że to tylko maska. Nie ufam mu. Zwłaszcza, gdy dowiedziałem się, że jest pacyfistycznym zwolennikiem izolacjonizmu Eskaronu. W najlepszym wypadku jest głupcem, a w najgorszym parszywym zdrajcą. Magowie nie są głupcami, więc wniosek jest jeden.

Kończy mi się żar, więc wkrótce zaczną się objawy odstawienia, a w nocy koszmary nie dadzą mi spać. Nie ma dnia, bym nie myślał o przeszłości…

Minęły kolejne dni, nawet nie wiem, jak długo już tu tkwię. Jest ze mną coraz gorzej.

Mocno schudłem, mam niechlujny zarost i czuje się jak dzikus. Oddałbym wszystko, byleby przestało być tak cholernie zimno! Mam kłopoty ze snem, koszmary wróciły. Często dostaje ataków paniki, duszę się i nie mogę oddychać. Miałem niegdyś takie trudne okresy, ale przeżywałem je dzięki alkoholowi, drogim narkotykom i płatnej miłości. Teraz nie mam nic.

Z każdym dniem dopada mnie beznadziejność i frustracja. Jestem hetmanem z doświadczeniem wyniesionym z wielu bojów, a teraz biegam z dzidą za fokami (te cholerne bestie są zaskakujące szybkie) i kulę się w łachmanach przy ognisku. Jeszcze niedawno byłem dostojnikiem, przyjmowanym niczym król na północnych dworach, pijałem najdroższe wina i jadałem najlepsze posiłki w całej Viancie, a wczoraj biłem się o nadgryzioną głowę ryby. Jakże nisko upadłem.

Wydaję mi się, że jestem ostatnim, któremu to miejsce nie odebrało rozumu. Moi towarzysze próbują ukryć szaleństwo niczym pijak nietrzeźwość, ale ja ich rozszyfrowałem. Z dnia na dzień widzę, jak coraz głębiej nurkują w głębie obłędu. Ciągle mnie obserwują i szpiegują, nie mam wątpliwości, że chcą mojej zguby. W nocy słyszę, jak spiskują, chcą moich sekretów, chcą zguby Eskaronu! Póki co będę udawał, że o niczym nie wiem, ale gdy zaatakują, będę gotowy!

 

++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

 

Zbliżał się świt i polowanie, więc Kessel ostrzył włócznie w bladym świetle run iluminacyjnych. Miał nadzieję, że tym razem uda się zdobyć jedzenie, bo od dwóch dni nie jedli.

– Niech to szlag! – przeklął, gdyż rozciął sobie dłoń. Wściekle cisnął włócznie w kąt. – Nienawidzę tego miejsca!

– Nie przesadzaj, nie jest tu tak źle – rzekł Tar-Taruk, siadając pod ścianą.

Kessel był tak pochłonięty naprawą włóczni, że nawet nie zauważył, kiedy szaman wszedł do jego komnaty.

– Co tu robisz dzikusie?

– Przyszedłem w gościnę, jak to mówią „samotny umysł łatwo popada w obłęd”, a ciężko o większą samotność niż nasza izolacja.

– Taki umysł jest cechą słabych ludzi – Kessel prychnął, próbując szmatą zatamować krwawienie. – Magowie z Eskaronu należą do najwytrwalszych w całej Viancie, szkolono nas do przetrwania gorszych rzeczy.

– W moim kaganacie mówi się, że „to nie wstyd wynieść ranę z ciężkiej bitwy”. Nie oszukujmy się, toczymy tu niełatwą walkę – szaman wstał i kucnął przy kałuży krwi. Przejechał po niej dłonią i wymalował czerwone linie na twarzy. – Jeśli widmo nieuniknionej i pełnej cierpienia śmierci na lodowym pustkowiu nie sprawi, że oszalejesz, to co sprawi?

– Szukasz wymówek dla swych słabości szamanie, a to oznacza, że już się poddałeś. Ja będę walczył do końca.

– Dlaczego?

– Nie mogę przynieść hańby błękitnemu sztandarowi Eskaronu. Muszę się stąd wydostać i poinformować radę protektorów o tym miejscu. To moja misja, zrobię wszystko by ją wykonać.

– Ha, ha, ha! Kogo obchodzi to zapomniane przez bogów miejsce? – Tar-Taruk wstał i zaczął mazać krwią po ścianie. – Łapiesz się resztek przeszłości, wymyślasz sobie rozkazy, bo to ostatnia rzecz, która trzyma cię przy życiu!

– Zamilcz! Nie oceniaj mnie według swoich prymitywnych standardów – Kessel splunął z pogardą. – Brudny dzikus wywodzący się z kultury żyjącej z grabieży i mordu, wierzącej w kretyńskie zabobony, będzie analizował mój stan umysłu. Niedorzeczność.

– Co sprawia, że ludzie gubią rozum? – szaman przestał mazać po ścianie i spojrzał na niego badawczo. – Jakie potworne wydarzenia muszą to spowodować? Żołnierz ocierający się o śmierć na długiej wojnie. Matka tracąca dziecko i wolę życia. Król żyjący w ciągłym strachu przed skrytobójcami i trucizną w jedzeniu. Albo… pewien czarodziej doprowadzony do obłędu przez poczucie winy! Brzmi znajomo kacie z Ugarytu?

– Za zasługi w trakcie tej misji dostałem dwa medale i najwyższe pochwały głupcze! Dwa! – zawołał z furią Kessel. – Gdyby protektorowie wydaliby rozkaz, to ruszyłbym w taką samą misję jeszcze raz, nie wahałbym się nawet chwili. Mój umysł nie doznał uszczerbku w trakcie operacji Ugaryckiej, więc to miejsce tym bardziej mnie nie złamie…

– Mokra żaba nie zmoknie na deszczu, prawda?

– Co?

– Najemnik nie umrze od ukąszenia żmii, jeśli włócznia już przebiła mu serce – szaman uśmiechnął się zagadkowo.

– Daruj sobie te żałosne porównania. Wiem, co chcesz powiedzieć, ale ja nigdy nie oszaleję! Od lat toczę wojnę z obłędem i nie przegrałem żadnej bitwy, nigdy!

– Po co z tym walczysz? Obłęd nie od dziś puka do twych drzwi, a twoja rodzina ma szaleństwo we krwi! – Szaman podszedł do niego bardzo blisko, jego pokryta krwią twarz w bladym świetle wyglądała upiornie. – Przypomnij sobie, co się stało z twoim młodszym bratem. Teraz nadszedł czas na ciebie.

– Skąd… skąd ty o nim wiesz?

Czarodziej schował twarz w dłoniach, głowa mocno go bolała. Przez umysł przeleciało mu tysiące myśli, czuł się bardzo dziwnie. Dłonie mu się trzęsły, a serce biło jak oszalałe, znów miał problem z oddychaniem.

– Kessel. Kessel!

W drzwiach stał Tar-Taruk, odsłaniając kotarę z brudnych szmat.

– Co? – spytał zmieszany czarodziej.

– Zaraz wychodzimy na polowanie. Z kim rozmawiałeś?

– Co? Z tobą…

– Nie teraz magu, przed chwilą słyszałem, że coś gadałeś. Dobrze się czujesz? Czemu masz krew na twarzy?

Kessel z przerażeniem zauważył, że oblicze szamana jest czyste.

– „Z kim ja rozmawiałem? Halucynacja… obłęd powrócił!” – pomyślał przerażony i spojrzał na ścianę, na której, krwią wypisane były trzy linijki:

„Kat z Ugarytu

Kat z Ugarytu

Kat z Ugarytu”

– Mokra żaba nie zmoknie na deszczu – złapał włócznie drżącą dłonią i minął skonfundowanego szamana.

 

++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

 

Po polowaniu ogrzewali dłonie, skuleni nad małym ogniskiem. Nastrój był jak zawsze pełen wrogości, a na dodatek znaleźli tylko dwie zamarznięte ryby.

– Ta piramida jest nienaturalna, powinna zostać zniszczona, starta na proch! – sapnął gniewnie Hagmyr.

– Powinna być dogłębnie zbadana – odrzekł Jagor prychając. – Nie możemy zostawić takiej wielkiej tajemnicy niezbadanej. Wystarczy, że wciąż nie wiemy, dlaczego wszyscy druidzi są tacy tępi i zabobonni.

– Typowa arogancja eskarońskich psów!

– Nie obrażaj błękitnego sztandaru! – syknął Kessel.

– Błękitnego? – Wodybicz zamarł trzymając patyk, który zamierzał wrzucić do ognia. Wyglądał, jakby chciał nim wykłuć oczy Kessela. – Raczej szkarłatnego, ociekającego krwią niewinnych, zgładzonych pod butami katów.

– Nic nie wiesz głupcze! – czarodziej wstał od ognia. – Po tej misji zostałem nagrodzony dwoma orderami i pochwałą od całej rady protektorów! To druidzi rozdmuchali i przekłamali tę historie, podwajając ilość zabitych i fałszując dowody. Zrobiliście ze mnie potwora, bo nie potrafiliście stawić mi czoła w uczciwej walce, a próbowaliście nieraz, ale z Eskaronem nikt nie wygra!

– Kłamiesz, prędzej uwierzę rudemu goblinowi niż magowi. Wiesz, że mamy wyznaczoną wysoką nagrodę za twoją parszywą głowę?

– Wiem, sto złotych koron. Niejeden skrytobójca, morderca i druid próbował ją zdobyć, każdy ginął z mojej ręki. Co się stało, może też chcesz spróbować? Hm? Tkwię tutaj z dwoma takimi śmieciami, może… może wy też rozpowszechnialiście te kłamstwa, co? To był wasz pomysł?! Wy to zrobiliście?!

– Oszalałeś głupcze. Wątpię, by ta historia była „rozdmuchana”, wręcz przeciwnie! – Wodybicz wstał i machnął patykiem przed twarzą Kessela. – Słyszałem, że eskarońskie oddziały specjalne likwidowały świadków i niszczyły dowody. Twoi koledzy, z którymi rozpętałeś konflikt w naszych szeregach!

– Więc druidzka wojna domowa to moja sprawka?! I kto tu oszalał?!

– Kessel ma racje, to nie była wina magów – niespodziewanie poparł go Hagmyr. – Fulmar jest młodym głupcem chciwym władzy. Jego śmieszna rebelia zostanie wkrótce stłumiona, a on powieszony jak pies.

– Nie mów źle o Fulmarze! – krzyknął Wodybicz. – To prawdziwy przywódca, który poprowadzi nas do złotego wieku. Przez czterdzieści lat krąg Sunkara nie dokonał niczego. Nadal jesteśmy rozproszeni i słabi! Stary świat umarł, a arcydruidzi żyją jakby nic się nie zmieniło. Fulmar rozumie, że albo zmienimy tradycje i się dostosujemy, albo zginiemy! Pfff… Sunkar „największy mędrzec nowego świata” jest zbyt głupi by to zrozumieć!

Hagmyr zacisnął wściekle pieści, wyglądał jakby chciał się rzucić na Wodybicza.

– Wątpię by Eskaron maczał palce w rozłamie w waszych szeregach – odezwał się Jagor, rozglądając się nerwowo. – Ta wojna jest nie na rękę lordom protektorom. Stracili potwora z szafy, którym straszyli cały kraj i wytrząsali góry złota na wydatki militarne.

– O czym ty bredzisz? – spytał zdziwiony Kessel.

– Nie udawaj, że nie wiesz! Znam prawdę o tobie, kacie z Ugarytu! Wiem, że jesteś częścią kompleksu militarno–magicznego! Wszystko wiem! – Jagor był rozgorączkowany, gładził brodę drżącą dłonią, a z jego czoła spływał pot. – Mamy najmniejszą armię świata i jednocześnie największy budżet militarny. Czerpiecie wielkie korzyści z wojny. Od dnia Sferostyku nie było nawet jednego dnia pokoju! To się skończy jak w teorii domina, rozpętamy jedną wojnę za dużo i reszta świata rzuci się na nas jak głodne psy!

– Ha, wiem o co tu chodzi! – Kessel spojrzał na maga z niechęcią. – Jagorze, ile rotacji spędziłeś służąc w oddziałach bitewnych?

– Nie byłem w armii…

– Wiedziałem! Pieprzony defetysta i tchórz! Nigdy nie ryzykowałeś życia za Eskaron, ale nie przeszkadza ci to żyć w luksusach i bezpieczeństwie zbudowanym na krwi patriotów. Brzydzę się tobą, jesteś jak robak, żyjącym w trupie jelenia, narzekającym na brutalne wilki które go zabiły. Tobie podobni tylko umniejszają wszystkim dobrym żołnierzom, którzy oddali życie za błękitny sztandar!

– Jesteś idiotą! Oni nie oddali życia za Eskaron, ale za interesy kliki czerpiącej korzyści z wojny, ale… ty to wiesz, bo jesteś częścią kompleksu! Nie wiem jaka jest twoja ranga, ale to, że po masakrze w Ugarycie zamiast lochu dostałeś awans jest dla mnie wystarczającym dowodem! Opowiadasz nam tu o honorze i poświęceniu, a niczym świnia przy korycie czerpiesz dobra zagrabione innym nacjom i szerzysz totalitarny ucisk!

Jagor wstał od ognia i zaczął chodzić po komnacie mamrocząc do siebie.

– Eskaron zaczął jako republika, lecz władza została przejęta przez sześciu potężnych arcymagów. Młodych adeptów uczy się, że jesteśmy otoczeni przez wrogów, szpiegów i zdrajców. To poniekąd prawda, ale czy sąsiednie kraje są nam wrogie? Nie! To bzdura, oni się nas bardziej boją niż my ich!

– Mylisz się, ignorancie! – Kessel też wstał. – Od dnia Sferostyku jesteśmy otoczeni wrogami! Zagłada wisi nad nami każdego dnia! Ile krajów musi zniknąć z mapy, żebyś otworzył oczy? Mogavir został zniszczony przez hordę gnolli, Kergard przez orki, Turfa zalana przez rzecznych piratów, a niegdyś piękne i wspaniałe dekapolis zamieniło się w martwe miasta! A przyszłość nie rysuje się lepiej! W lasach i górach roi się od bestioludzi, bandytów i potworów. Musimy być silni albo w najgorszym razie wyrżną nas bestioludzie, a w najlepszym podbije nas Pięciogród, albo Hegemoren! Nie mówiąc już nawet o pieprzonych dzikusach z kaganatów, takich jak Tar-Taruk, którzy łapią ludzi do niewoli, wycinają im serca i składają je w ofierze mrocznym bogom!

– Nie tylko serca. Czterej jeźdźcy przyjmą ofiarę z czaszek, a Piramider akceptuje nerki, szuka w nich sekretów – wyjaśnił grzecznie Tar-Taruk. – Ale faktycznie serca są najcenniejsze i tylko one zagwarantują wam silne dzieci i bogate łupy. Kiedyś wyrwałem bijące serce olbrzymowi, ale nie oddałem go bogom, zachowałem je dla siebie. Dlatego tu jestem… to kara…

– Przestań bełkotać dzikusie, nikogo to nie obchodzi – Kessel podszedł do Jagora i stanął tuż przed nim. – Musisz być szalony, żeby nie widzieć prawdy. Trząsłeś się ze strachu jak pies na myśl o ryzykowaniu życia na froncie i dlatego chronisz się tą wydumaną filozofią, używając jej jak tarczy. Gdyby wszyscy magowie byli tacy jak ty, Eskaron już dawno by spłonął.

– A gdyby wszyscy byli takimi bezmyślnymi owcami jak ty, to cała Vianta spłonęłaby jak stary świat!

Jagor pchnął go gniewnie. Był osłabiony i głodny, więc efekt był mizerny.

– Nie dotykaj mnie tymi tchórzliwymi łapami, jestem oficerem! Atak na mnie, to jak atak na Eskaron!

– Uspokójcie się magowie! – Hagmyr wstał i ruszył ku nim.

– Po co?! I tak wszyscy zginiemy! – Kessel splunął z pogardą. – Każdy z nas to wie, zostało nam kilka dni, może tygodni. Spójrzcie po sobie, jesteśmy elitą Vianty, a teraz wyglądamy jak wygłodzeni żebracy! Każdego dnia jest mi coraz zimnej i trudniej wrócić z polowania. Już wkrótce zaczniemy umierać jeden po drugim. Może oszalałem, ale wolę zginąć w walce! Jedyne nad czym się waham to to czy bardziej nienawidzę parszywych druidów, czy… zdrajców!

Kessel uderzył Jagora w twarz, a ten upadł na ziemie. Hagmyr skoczył go powstrzymać, ale Wodybicz złapał go za ramię.

– Krwią zapłacisz za zniewagę Fulmara!

– Puść mnie baranie!

– Kompleks militarno–magiczny, protektor Archeon o nim ostrzegał zanim zniknął! – Jagor wstał i zaczął szarpać się z Kesselem. – Sekretne projekty, tajne operacje oddziałów specjalnych, bezsensowne wojny, to sięga zbyt głęboko… ała!

– Dostaniesz za swoje kacie z Ugarytu!

– Nienawidzę was druidzkie psy! Z Eskaronem nikt nigdy nie wygrał!

– Ten kto kontroluje pieniądze narodu, kontroluje naród!

– Fulmar to syn dziwki, każdy to wie! Nie ma prawa rządzić psią budą, a co dopiero druidami! Nasi przodkowie przewracają się w grobach! Bez starych tradycji zginiemy!

– Do grobu z Sunkarem i waszymi tradycjami!

– Zapłacicie za plugawe kłamstwa, śmierć druidom!

– Oddaliśmy władzę w ręce tyranów! Skoncentrowana władza zawsze prowadzi do nadużyć i korupcji! Zawsze!

– Jestem oficerem Eskaronu i zginę jak oficer! Za błękitny sztandar!

Druidzi i magowie szamotali się po podłodze, krzyczeli wulgaryzmy i wymieniali ciosy.

– Hm i kto tu jest dzikusem? – szepnął siedzący przy ogniu Tar-Taruk. – Dziwi mnie, że nie słyszą tych dziwnych dźwięków. To musi być odgłos kopyt czterech jeźdźców, jadą po mnie. To dobrze…

Szaman bełkotał dalej, a walka w kącie sali trwała jeszcze przez długi czas.

 

++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

 

Minęły kolejne dni… a może tygodnie? Chłód i wyczerpanie wkrótce wpędzą nas do grobu. Obłęd mych towarzyszy eskaluje, rzadko kiedy rozmawiamy, nie mamy sił. Widać po nich, że są na krawędzi obłędu.

Jagor jest przekonany o spisku pierwszych, którzy stworzyli Codexus tajną organizację rządzącą Viantą z ukrycia. To oni stoją za uwięzieniem go w piramidzie. Zdaje się niegroźny, o ile nie odkryję, że jestem częścią spisku. Nie może się o tym dowiedzieć! Pierwsi obiecali, że jeśli im pomogę to mnie stąd wypuszczą!

[Trzy powyższe zdania zostały przekreślone]

Nie, jednak po chwili zastanowienia przypomniałem sobie, że i owszem jestem częścią spisku, ale nie związanego z tym głupcem. Nie mogę tu więcej napisać.

Hagmyr ma wahania nastojów. Czasem jest pełen euforii i wiary, że przeżyjemy siedem lat. Obiecuje nam, że zabierze nas do swojego zamku i obdaruje złotem. Parę chwil później płacze w kącie i przeklina bogów. Jest niestabilny i niebezpieczny, muszę uważać.

Wodybicz nie odzywał się przez trzy ostatnie dni. Nie powiedział ani jednego słowa. Raz spojrzał na mnie i ruszył ustami, wydaje mi się, że chciał powiedzieć „Kat z Ugarytu”. To brzmi znajomo, wydaje mi się, że kiedyś słyszałem te słowa, lecz nie mogę sobie przypomnieć, gdzie. Ostatnio mam wrażenie jakbym zapominał o rzeczach. To musi być wina zmęczenia i odstawienia narkotyku. Co do Wodybicza, widzę w jego oczach głęboki obłęd. Muszę uważać.

Tar-Taruk każdego dnia wierzy w coś innego. Parę dni temu twierdził, że świat się skończył i jesteśmy ostatnimi ocalałymi. Później próbował mnie przekonać, że piramida jest areną i powinniśmy się pozabijać, by mroczni bogowie nas wypuścili. Potem mamrotał coś o czterech jeźdźcach, zakazanych krainach i innych barbarzyńskich wymysłach. Słyszy dziwne dźwięki i podobno widział tajemnicze światła na nocnym niebie. Czy tylko ja nie oszalałem w tym miejscu?

Kessel… tak, ja jako jedyny pozostałem przy zdrowych zmysłach. Jestem silny, ufny w błękitny sztandar, pełen nienawiści do wrogów Eskaronu i tego miejsca…, bo to wróg Eskaronu. Powstrzymuje mnie przed pokorną służbą mej ojczyźnie, dlatego wczoraj sporządziłem oficjalne ultimatum dla piramidy. Ma mnie natychmiast wypuścić i zapłacić reperacje wojenne w wysokości dwustu koron płatnych w złocie bądź w bydle po obecnych cenach w Turi. Lepiej, żeby piramida skapitulowała, bo Z ESKARONEM NIKT NIE WYGRAŁ! A ja już ostrzę moja włócznie. Jestem gotowy na wszystko i mam wiele planów dotyczących podboju zachodniej Vianty. To zdaje mi się wystarczający dowód na moje zdrowie psychiczne.

Wczoraj słyszałem, jak ktoś płacze i krzyczy. Bałem się wyjść (ostatnie trzy słowa przekreślone). Sporządziłem taktyczną obronę w mej komnacie. Zabarykadowałem wejście i mam włócznie gotową do ataku. Żywcem mnie nie wezmą.

Okazało się, że ktoś zabił Hagmyra. Został dwadzieścia trzy razy dźgnięty sztyletem, krwawa masakra. Kto to zrobił? Wiem, że nie ja, więc zostaje Tar-Taruk, Jagor i Wodybicz. Chore dranie, szalone chore dranie. Co, jeśli zrobili to razem, czy będę następny?!

Zaraz… czy jestem pewien, że to nie ja go zabiłem? Już od wielu nocy śni mi się, że kogoś zabijam. Sny nie od dziś mieszają się z rzeczywistością.

Dlaczego tak łatwo mi przyszło zaakceptowanie, że to ja to zrobiłem. Nie potrafię skupić myśli, czuję się niesamowicie zagubiony. Jest mi zimno.

Niczego nie jestem pewien, oprócz jednej rzeczy. Ktoś wkrótce zginie.

Nie wiem, ile czasu już minęło, zdaje mi się, że miesiące, ale nie jestem pewien. Mam coraz większe problemy ze skupieniem, ciągle myślę… NIENAWIDZĘ TEGO MIEJSCA!

Odkryłem coś ważnego, coś bardzo ważnego! Wszyscy chcą mojej śmierci, to idzie wysoko w górę. Dlaczego tu trafiłem? To wina rady protektorów, zdrada! ZDRADA! Służyłem całe życie błękitnemu sztandarowi, a oni mnie zdradzają! Nie dość, że na misjach czyhały na mnie potwory, bestioludzie, heretycy, dzikusy, to tak naprawdę największym wrogiem byli moi dowódcy, bo to oni wysyłali mnie na niebezpieczne misje. Narażali mnie na śmierć każdego dnia! MAM DOŚĆ! NIENAWIDZĘ TEGO MIEJSCA, NIENAWIDZĘ WSZYSTKICH PROTEKTORÓW! NIENAWIDZĘ ESKA…

 

++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

 

Kessel leżał przykryty foczymi skórami, jego ciało drżało, lecz nie z powodu wszechobecnego zimna, ale dlatego, że nie spał od kilku dni. Minął dzień od śmierci Hagmyra, atmosfera stała się upiorna. Nadal musieli chodzić na polowanie i ogrzewać się wspólnie przy ogniu. Rozmowy były krótkie i nerwowe. Napięcie było przytłaczające, nie dość, że groziła im śmierć z wyczerpania i wychłodzenia to jeszcze musieli przejmować się mordercą. Kogo zabije następnym razem?

Towarzysze Kessela zachowywali się niepokojąco. Mamrotali sami do siebie, widzieli lub słyszeli dziwne rzeczy, mieli wahania nastrojów i napady agresji. On czasami też, ale był przekonany, że robi to podświadomie by wtopić się w otoczenie. Zawsze miał wytłumaczenie na swoje dziwne zachowanie, zrzucając winę na zmęczenie i efekt odstawienia narkotyków.

– Kessel, śpisz?

Czarodziej skoczył na równe nogi i złapał za włócznie. W progu stał Jagor.

– Czemu się tu zakradasz? Chcesz mnie zabić, tak?!

– Nie, przyjacielu! Uspokój się i odłóż broń, przyszedłem porozmawiać.

Kessel obrzucił gościa podejrzliwym wzrokiem.

– Hmm, dobrze, ale usiądź w przeciwnym kącie i trzymaj ręce tak bym je widział.

– Jest strasznie zimno, mogę je schować do kieszeni?

– Dobra, czego chcesz?

– Przyjacielu pomóż! My magowie musimy się trzymać razem, prawda? Nie chcę umierać! – Jagor wyglądał jakby był na skraju załamania nerwowego. – Przysięgam, jak się stąd wydostaniemy to podpiszę kontrakt na pięć rotacji w oddziałach bitewnych! Będę walczył jak lew i umrę za Eskaron!

– O co ci chodzi?

– Wodybicz jest na trzecim poziomie i kuje lód. Robi to za naszymi plecami już od kilku dni, kiedy śpimy! Co jeszcze robi, gdy śpimy? ZABIJA! Hagmyr musiał to odkryć, a teraz ja niechcąco to zobaczyłem! Będę kolejny, boje się!

Jagor podszedł do niego na kolanach i szarpnął nim panicznie.

– Po co kopie w lodzie, wiesz? – rzekł pełnym trwogi głosem. – Chce tam zrobić grób i ukryć ciała! Zbrodnia idealna… nie ma ciała nie ma zbrodni! Ja nie chcę do lodu, ja nie mogę być pochowany w lodzie! To jeden wielki spisek, by zamknąć mnie w lodzie! ROZUMIESZ?!

– Wiedziałem, zaczęło się! – Kessel zaczął chodzić po pokoju. – Druidzkie ścierwo! Chce mnie zabić, oni wszyscy na mnie czyhają! Jestem w końcu najlepszym magiem bitewnym w całym Eskaronie, chcą się mnie pozbyć i zniszczyć mój kraj! Tylko ja stoję im na drodze! Nie mogę umrzeć, muszę służyć błękitnemu sztandarowi, beze mnie wszystko się posypie…

– Nie możemy iść sami, trzeci poziom to jego teren. Pewnie ma pułapki albo wytresowane wilki! Drań! Szaman musi iść z nami! Lecz musimy uważać, on może być częścią spisku!

– Spisku? Którego?

– To ty nie wiesz? – zdziwiony Jagor rozejrzał się konspiracyjnie i dłonią pokazał, by Kessel się przybliżył. – Myślałem, że to rozgryzłeś. Już ci mówiłem, że to miejsce jest więzieniem zbudowanym tysiące lat temu po to, żeby mnie uwięzić. Pierwsi wiedzieli, że to JA rozgryzę ich tajemnice. Jestem największym specjalistą w dziedzinie ich kultury, napisałem setki rozpraw i dwie książki w tym temacie. Moja wiedza jest większa od takich ekspertów jak protektor Archeon i arcymag Verenger. Ten pierwszy zaginął, a drugiego zabili w masakrze w Ovralid. Przypadek? Nie sądzę!

– Brzmi sensownie – Kessel kiwał twierdząco głową.

– Tak więc co zrobili? Wynajęli skrytobójcę, który zakopie mnie w lodzie! To on, Wodybicz! Nie rozumiesz? Jego imię: „Wodybicz” wody… bicz, co jest biczem na wodę? Lód, lód, lód!

– O cholera! Masz rację! To wszystko ma sens!

– Wiem, mam mało czasu – Jagor sięgnął po włócznie i podał mu ją drżącymi dłońmi. – Musisz iść przekonać szamana, żeby nam pomógł. Ja będę pilnował wyjścia, żeby druid nas nie zaszedł od tyłu!

– Dobrze!

Kessel wyszedł z komnaty, a przez głowę przeszło mu tysiące myśli.

– „Czy Jagor ma rację, a jeśli nie to czy to ważne? Dlaczego miałby karmić moją paranoję? Cholera, ale tu jest zimno!”

Wszystko zdawało się odrealnione, od natłoku myśli kręciło mu się w głowie, a ciało drżało od adrenaliny.

– „Czy jeśli zabije Wodybicza, agenta pierwszych, to zostanę uwolniony? Chyba tak… na pewno tak! To musi zadziałać! Wspaniale, ale… czy ja o czymś nie zapomniałem? Cholera, chyba coś ważnego mi umknęło, nieważne! Muszę uratować Eskaron!”

Mag wręcz wpadł do komnaty Tar-Taruka, który siedział w kucki i patrzył na ścianę. Nawet nie spojrzał w jego kierunku.

– Szamanie! Mamy druida do zabicia!

– Hm, znowu?

– Co? Nieważne, Wodybicz jest na trzecim poziomie i kuje lód!

– Ludzie są taką łatwą zwierzyną…

Kessel zauważył, że szaman nie oderwał wzroku od ściany i cały czas powoli kiwał głową.

– Mamy mało czasu, on kuje lód, żeby… żeby… zburzyć fundamenty Eskaronu? – dokończył niepewnie, nie potrafił sobie przypomnieć co się dzieje.

– Wkrótce cofnę całą Viantę do prymitywnej natury, a cywilizacja upadnie. Te miejsce, wiesz czym jest?

– Pułapką…?

– Nie, to ołtarz. Muszę złożyć dobrą ofiarę, by czterej jeźdźcy zechcieli mnie zabrać. Stanę się bogiem lodu i deszczu. Taniec ze śmiercią już się zaczął…

– Zaraz… czy to ty zabiłeś Hagmyra? – mag odsunął się podejrzliwie.

– Kessel, nie. Ty go zabiłeś.

– Dlaczego? – mag poczuł mocny ból głowy, a serce biło mu jak oszalałe.

– Mówiłeś, że dostałeś rozkazy od rady protektorów, że to misja o największym priorytecie i że z Eskaronem nikt nie wygra. Ja myślę, że zrobiłeś to, bo on znał sekret.

– Jaki sekret? O czym ty… – Kessel musiał usiąść na łóżku, kręciło mu się w głowie.

– Mówiłem ci to zanim zabiłeś Hagmyra. Jeden z nas trafił tu nie bez przypadek, chciał tu trafić i ciężko nad tym pracował.

– Kto?

– Na pewno nie ja, trafiłem tu za karę.

– Bo ukradłeś serce olbrzyma? – rzekł niepewnie, miał wrażenie, że śni.

– Nie, zatrułem dwunastu chanów ubiegających się o rękę pięknej Ahinary. Dranie nie chcieli zdechnąć, więc poderżnąłem im gardła. Ich świtę wymordowałem, gdy pijani po uczcie spali w namiotach, ale na nic to było. Ta suka Ahinara uciekła i po drodze zabiły ją dzikie ogry. Jestem tu, bo bogowie mnie przeklęli. Mogłem zostać wielkim chanem, a pozwoliłem tępej dziwce pokrzyżować me plany. Bogowie nie patrzą przychylnie na głupców.

– Co prawda, to prawda.

– Wiemy, dlaczego ja tu jestem – szaman wciąż nie oderwał wzroku od ściany. – O twoich zbrodniach wiedzą wszyscy, ale co zrobili nasi towarzysze, że się tu znaleźli? Zastanawiałeś się nad tym?

– Nie jesteśmy tu za kare, ale dlatego że korytarze teleportacyjne pierwszych były na drodze naszej magii… prawda?

Szaman zdawał się go ignorować.

– Wiem co Hagmyr miał na sumieniu – Tar-Taruk uśmiechnął się złowrogo i sięgnął pod stos skór, wyciągając zwitek papieru. – Znalazłem to w jego komnacie, poczytaj jasugorze.

Kessel obrzucił papier wzrokiem.

 

To była wola bogów, że dostałem rozkazy wzmocnienia pieczęci w zamku barona Ranwy, do którego maszerowała eskarońska armia, dowodzona przez hetmana Kessela. On jest nieświadomy roli jaką odegrałem w zdobyciu przez niego przydomku Kata, gdyby wiedział, zabiłby mnie, a ja… ja bym się nawet nie bronił.

Gdy dwa lata temu zwiadowcy wykryli obecność jego armii, myślałem, że planował zdobycie twierdzy w Orlej Przełęczy (już wtedy słynął z szybkich oblężeń). Dopiero gdy po wszystkim przesłuchałem jeńca, odkryłem, że w rzeczywistości polował na szalenie niebezpiecznego renegata, mającego wiele zbrodni na sumieniu. Gdybym o tym wiedział, zignorowałbym jego obecność.

Ale nie mogłem wiedzieć. Eskarońscy renegaci są wyjątkowo niewygodnym tematem, a ci którzy na dodatek parają się nekromancją… o nich wszelkie wzmianki i ślady są bezzwłocznie zacierane. Zadanie Kessela miało najwyższy stopień tajności, nawet jego podwładni nie wiedzieli kogo ścigają. Czy on wiedział?

Miał pięciu magów bitewnych i kompanie najemną „Złote Sępy” liczącą dwustu wojowników. Eskaron musiał im sporo zapłacić, skoro weszli w głąb Ugarytu – „Wielkiego Lasu”, rojnego od bestioludzi i potworów. Myślałem, że wejście do puszczy było zmyłką, przejdą na wschód w osłonie lasu i wyłonią się przy zamku w Orlej Przełęczy. Zebrałem kilku młodych druidów, zwołałem pospolite ruszenie w Gravenhaffen i zebrałem gros najemników. To miała być krótka kampania, przewaga liczebna była po mojej stronie i działałem na rodzimym terenie…, lecz wszystko poszło nie tak.

Kessel nie poszedł na wschód, ale prosto na południe. Myślałem, że to sprytny wybieg, by zniechęcić mnie do pościgu, ale później dowiedziałem się, że nawet o mnie nie wiedział, wykonywał misję, nieświadomy, że za nim podążam.

Szliśmy za ich wyraźnym tropem, oznaczonym zabitymi dzikusami i martwymi najemnikami. Szli na południe, ciągle na południe. Mijały kolejne dni, ciągle odpieraliśmy ataki bestioludzi i koszmarnych potworów. Straciłem wielu wojowników, a medykamenty szybko się wyczerpały. Noce były najgorsze, na bogów… noce w Ugarycie były nawet gorsze niż ta przeklęta piramida. Wiele wspomnień wyparłem, ale do dziś pamiętam czysty strach w oczach moich wojowników. Korony drzew były tak gęste, że nie było widać gwiazd ani księżyców, a z otaczającej nas totalnej czerni dochodziły koszmarne wycia, a po nich ataki potworów.

Zacząłem rozważać odwrót, ale wtedy dotarliśmy do spalonej osady.

Nie wiem, jak się nazywała, ale jej mieszkańcy musieli być twardzi, skoro tak długo przetrwali w Ugarycie. Widziałem wiele bestialstw i zbrodni w trakcie mej służby na pograniczu, lecz to wszystko bladło w obliczu tego co wtedy zobaczyłem.

Niewyobrażalne wręcz precyzyjne okrucieństwo. Wszystkie zwłoki były porąbane, z większości wyrwano kości, a inne były pocięte na małe kawałki. Koszmarne sterty posiekanych trupów. Nie oszczędzili kobiet i dzieci, zabili wszystkich.

Kessel musiał zapłacić. Nie pasowało mi, że zgliszcza były zimne, a jego oddział był zaledwie kilka godzin przed nami, ale byłem rozgorączkowany wizją zemsty. Chciałem dobrze…, ale to żadne usprawiedliwienie, prawda?

Kolejnego dnia nawiązaliśmy kontakt wzrokowy z oddziałem Kessela, rozkazałem natychmiastowy atak. Bitwa była długa i krwawa, lecz nie przyniosła rozstrzygnięcia. Obaj straciliśmy połowę wojowników, reszta była w większości ranna i skrajnie wyczerpana. Kessel się wycofał, a ja po krótkim odpoczynku wznowiłem pościg.

Minęły kolejne tygodnie, tygodnie! Polowaliśmy na nich, a oni na nas. Nie mogło dojść do otwartej bitwy, mieliśmy zbyt wyrównane siły, więc kąsaliśmy się w nocnych rajdach, pułapkach i sabotażach. W pościgu ruszyliśmy jeszcze głębiej do Wielkiego Lasu, myślałem, że porzucił plan ataku na zamek i ucieka. Chciałem go dopaść i wrócić z jego głową na włóczni. Dumny Eskaroński hetman ucieka przede mną jak pies! Ależ byłem głupi.

Dopiero później dowiedziałem się, że Kessel nie tylko zmagał się z atakami nekromanty, bestioludzi i mojej armii, ale jeszcze ze zdrajcami. Po drodze napotkaliśmy kilku powieszonych najemników, ktoś sabotował tę misję. Jakim cudem Kessel przetrwał otoczony przez wrogów i dotarł tak daleko?

Moi żołnierze byli skrajnie wykończeni, ledwo spaliśmy po nocach i ciągle maszerowaliśmy bądź walczyliśmy. Wyglądaliśmy jak chodzące zwłoki. Obiecywałem im krótką wyprawę i łatwe zwycięstwo, a dostali podróż do serca ciemności.

Każdy dzień zdawał się coraz ciemniejszy, a noce zimniejsze. Straciłem moralność w tym przeklętym lesie, wydałem całe złoto, by wynająć plemię ogrów, które zaatakowało Kessela, ale on zwyciężył. Zdarłem pancerze ze zwłok moich wojowników i zapłaciłem nimi plemieniu goblinów, by w nocy zatruły jego zapasy. Kolejnego dnia spotkaliśmy przy trakcie wiele napuchniętych zwłok, ale on kontynuował marsz. Używałem różnych brudnych sztuczek by go osłabić i spowolnić, ale on wciąż maszerował.

Wyrżnęliśmy nawzajem swoje siły, a na dodatek ciągle atakowały nas dzikusy. Byliśmy strzępami, Ugaryt przeżuł nas i wypluł, a my leżąc półżywi jeszcze się kopaliśmy.

Z czterech setek wojowników zostało mi stu, wszyscy ranni i na skraju śmierci z wyczerpania. Byłem wtedy już pogodzony ze śmiercią, marzyłem tylko, by zdążyć najpierw zabić Kessela.

Raz trafiliśmy na grupę orków, grabiących zwłoki. Gdy nas zobaczyli rzucili się do ucieczki, krzykami błagając „armie trupów” o litość. Spojrzałem wtedy na swych żołnierzy, większość była tak wykończona, że nie zauważyli tego wydarzenia.

Obłęd dobiegł końca kolejnego dnia. Odkryliśmy pole bitwy ze spalonymi zwłokami. Napotkaliśmy wojownika Kessela, który zaginął w trakcie walki. Okazało się, że renegat został pokonany, ale nie odszedł bez walki. Przez cały pościg prowadził partyzancką walkę i sabotował oddział Kessela, który myślał, że działam w zmowie z nekromantą.

Wtedy zrozumiałem, że Kessel nie uciekał przede mną, nie zamierzał atakować zamku w Orlej Dolinie i nie zabił cywili w spalonej osadzie. Ścigał zbrodniarza, a ja mu w tym przeszkadzałem. To ja byłem tym złym w tej historii. Moja głupota i rządza sławy skazała na śmierć wielu ludzi. Miałem… mam dużo krwi na rękach.

Ruszyłem za nim na północ, ale nie atakowałem. Chciałem jak najszybciej wyjść z tego przeklętego lasu. Byliśmy ledwie dzień od skraju puszczy, gdy zwiadowcy odkryli grupę koczowników, którzy gotowali się do ataku na Kessela. Nie myślałem długo i wydałem rozkaz zaatakowania ich z zaskoczenia. Wygrałem z dużymi stratami, sam zostałem ranny i po bitwie zemdlałem ze zmęczenia. Uratowałem Kessela, lecz nie dało mi to ulgi ani wybawienia.

Za uratowanie Orlej Przełęczy zostałem bohaterem. Moi przełożeni doszli do wniosku, że oczernienie Eskaronu będzie korzystniejsze, niż wyjawienie prawdy. Zaprotestowałem, nikt mnie nie słuchał. Kessel stał się krwawym katem, uciekający przez Ugaryt przed sprawiedliwością wymierzoną przez druidów; strażników ładu i bezpieczeństwa. Do tego rozpuszczono plotki, że brutalnie mordował podwładnych, sprzeciwiających się jego zbrodniczym rozkazom. Wydano górę złota, by tę historie słyszano w każdym zakątku Vianty.

Od dnia, gdy wróciłem, koszmary nie dają mi spać. Ta misja w Ugarycie zmieniła mnie. Niegdyś byłem duszą towarzystwa, teraz boję się większych grup. Nic nie daje mi radości, a posiłki czy wino… wszystko smakuje jak kurz. Wolałbym wskoczyć do jamy cieniostwora niż wejść do jakiegokolwiek lasu. Mam koszmary i bywało, że przez kilka dni nie spałem. Czuję, że zamiast kości i krwi, jestem zbudowany ze strachu i bólu. Widzę, że Kessel ma podobnie, ale jego lekarstwem jest fanatyczne oddanie Eskaronowi. Nie mam takiego luksusu.

Nie dawało mi spokoju kim był ten nekromanta, że Kessel tak zażarcie go ścigał. Wydałem dużą część mojej fortuny na szpiegów i informatorów. Dopiero niedawno udało im się wykraść tajne raporty z archiwów eskarońskich. Okazało się, że Kessel znał tego renegata… to był jego młodszy brat.

Cały ten koszmarny pościg przez najdziksze rejony Vianty, aby zabić brata, który para się obrzydliwą nekromancją. To on wymordował mieszkańców spalonej osady i bogowie wiedzą kogo jeszcze wcześniej. To musiało wywrzeć na niego jeszcze większy wpływ niż na mnie. Przez tę misję jestem strzępem, cieniem tego kim byłem niegdyś. Kessel… jakim cudem on to przetrwał? Nekromancja, czy mogło być coś gorszego? Protektorowie utajnili tę informację, gdyby wyszła na jaw, Kessel stałby się wyrzutkiem we własnym kraju.

Piszę to, bo wiem, że śmierć wkrótce złapie mnie w lodowe szpony. Chciałbym, żeby on o tym wiedział. Dlaczego? Bo… nie mogę trzymać tego sekretu w sercu ani chwili dłużej. Czuje jak mnie pożera i deprawuje od środka. Muszę to zakończyć, póki jeszcze jestem chociaż cieniem siebie, czuję, że nie zostało mi wiele czasu. Kessel też jest na krawędzi. Napiszę mu list od rady protektorów z rozkazami, według których ma mnie zabić i kompletnie wymazać te wydarzenie z pamięci.

Czas by prawdziwy Kat z Ugarytu umarł.

 

Kessela zalały wspomnienia z tej upiornej wyprawy. Ściganie nekromanty było ostatnim etapem misji. Najpierw musiał go wyśledzić, badając poszlaki w postaci niedokończonych eksperymentów. Mimo że był przemarznięty na kość, przeszły go dreszcze na myśl o pozszywanych ciałach, odorze gnijących zwłok i innych potwornościach, znalezionych w laboratoriach.

Nie wierzył, że jego brat stał się nekromantą, aż do samego końca, gdy stawił mu czoła na końcu pościgu w Ugarycie.

Kalker był blady ze zmęczenia, wychudzony i jak zawsze ubrany na czarno, mówił, że to podoba się dziewczynom. Niegdyś zawsze był wesoły, pełen energii i buntował się przeciw wszystkiemu. Nie chciał jeść owsianki, uczyć się matematyki, słuchać nauczycieli, a jak był dorosły podważał politykę Eskaronu. Rodzice nazywali go „partyzantem” i chyba był ich ulubieńcem.

Wszystko się zmieniło po śmierci ojca w ataku Wielkiego Kaganatu Pogańskiego na zamek Czarnymur. Nikt nie przeżył masowego ataku tysięcy dzikusów, ale walczyli do ostatniej kropli krwi. Pole pod zamkiem było gęste od trupów najeźdźców.

Kessel był dumny z bohaterskiej śmierci ojca, ale Kalker szalał z wściekłości. Według niego Eskaron nie powinien mieć twierdz wysuniętych tak daleko na zachód i doszukiwał się spisku w śmierci ojca. Oblężenie trwało siedem dni, lecz nie dotarła do niego żadna odsiecz. Siły w zamku były znacznie słabsze, niż nakazywały to przepisy, a najazd dzikusów podobno został sprowokowany atakiem oddziałów specjalnych na ich ziemie. Nie miał żadnych dowodów i po pogrzebie zniknął bez wieści na kilka lat.

Zobaczyli się ponownie na końcu pościgu w Ugarycie. Kessel rozbił jego nieumarłe siły i otoczył go kordonem wojowników. Kalker, gdy zobaczył, że to on prowadzi atak, zaniechał walki i po prostu stał patrząc na niego smutnym wzrokiem.

Kessel wyobrażał sobie, że jego brat zmieni się nie do poznania. Będzie biła od niego aura zła, będzie miał krwisto czerwone oczy, lub podobne głupoty, ale to był ten sam Kalker, z którym jeszcze niedawno podrywał dziewczyny w karczmie. Nie potrafił rozkazać łucznikom, by go zabili.

Ktoś zauważył łzy spływające mu po policzku. i krzyknął „nekromanta rzuca klątwę na hetmana!”. Strzały przebiły ciało jego brata.

– Uratuj matkę… uratuj matkę… uratuj matkę…

Kalker umarł, plując krwią i powtarzając te dwa słowa.

Jeden koszmar się skończył, a zaczął kolejny.

W drodze powrotnej do Eskaronu, otrzymał wieści, że jego matka popełniła samobójstwo. Podejrzewał, że tożsamość jego celu wyszła na jaw i nie mogła znieść śmierci Kalkera, lecz gdy wrócił do domu okazało się, że sekret pozostał nienaruszony. Skąd mogła wiedzieć? Czy w ogóle wiedziała? Czy to… w ogóle było samobójstwo?

Czy wszyscy skrytobójcy, których ostatnio zabił, byli wysłani przez druidów, czy może przez kogoś z Eskaronu? Kto sabotował jego misje w Ugarycie? Czy Eskaron go zdradził?

Kessel złapał się za głowę drżącymi dłońmi, czuł, jak coraz mocniej uderzają go wspomnienia i wątpliwości, tak długo tłumione przez narkotyki i siłę woli. Miał kłopoty z oddychaniem, dusił się i nie potrafił złapać tchu.

– „Nie! Nie teraz, muszę być silny, jeszcze tylko trochę!”

Zagryzł zęby, dławiąc myśli o odległej przeszłości… i zabiciu Hagmyra. Przypomniał sobie euforię, gdy dostał list od rady protektorów z rozkazami. Zaczął dusić te myśli, wypierając je w odległe zakątki umysłu i recytując hymny pochwalne dla błękitnych sztandarów.

– Nikt nigdy nie pokonał Eskaronu. Nikt nigdy nie pokonał Eskaronu… – mamrotał pod nosem.

Po chwili umysł był wolny od wspomnień. Myśli o przeszłości uderzały niczym fale o skały, lecz za każdym razem instynktownie wykrzywiał się w grymasie bądź chował twarz za dłonią. To pomagało je zwalczyć.

Spojrzał na Tar-Taruka, który przeniósł intensywny wzrok ze ściany na niego.

– Hagmyr uratował ci życie, a ty zadźgałeś go jak psa! Genialne! – szaman podszedł do niego z maniakalną radością. Klaskał i śmiał się. – I jeszcze, że niby ścigałeś nekromantę, obaj wiemy, że to nieprawda, nie było żadnego nekromanty! Spaliłeś zwłoki jakiegoś wojownika i zrzuciłeś swoje winy na niego, też tak robiłem! Jesteś wielkim jasugorem! W porównaniu do ciebie, moje osiągnięcia są śmieszne! Raduj się, bo czterej jeźdźcy zabiorą cię jak chana! Zazdroszczę!

– Ja… nie mam pojęcia o czym bredzisz dzikusie. Mówiłeś, że jeden z nas trafił tu nie przez przypadek…

– Tak jasugorze, ktoś bardzo chce tu być i ciężko nad tym pracował.

– Skąd o tym wiesz?

Szaman uśmiechnął się tajemniczo.

– Jesteśmy szóstym cyklem, to znaczy, że przed nami było tu trzydziestu pięciu uzdolnionych intelektualistów jak my. I nigdy nikt nie rozgryzł jak się stąd wydostać? Dziwne!

– Bo stąd nie ma ucieczki!

– Dlaczego więc znalazłem sześć ciał z poprzedniego cyklu, co się stało z siódmym magiem?

– Wszystko się mogło stać! Może spalili jego zwłoki albo poszedł się utopić do morza!

– Nie, nie, nie! Znalazłem notatki z ostatniego cyklu, wszystko znalazłem! – szaman gorączkowo poszperał po kieszeniach i zamachał mu przed oczami papierami. – Są napisane słabym stylem i widziałem ciekawsze fabuły, ale dokładnie opisują ostatnie dni poprzedniego cyklu. Zostało trzech magów, resztę zjedli, a kości pochowali koło piramidy. Nie kłamali, bo znalazłem je pod śniegiem. Gdy stracili resztki nadziei postanowili popełnić samobójstwo, lecz gdy tu przybyłem, znalazłem tylko dwa ciała!

– Może ten trzeci stchórzył… i ruszył na północ…

– Dlaczego nie zjadł pozostałej dwójki?

– Hm, powiedzmy, że faktycznie uciekł, po co miałby tu wracać?

– Kessel, przecież to miejsce skrywa potęgę! Absorbcja energii magicznej to tylko szczyt góry lodowej! Cóż może być na niższych poziomach? Sekret do wiecznego życia, regeneracja kończyn, zamiana ołowiu w złoto… to wszystko było możliwe dla pierwszych! I jest tutaj ukryte! Skoro ten czarownik zdołał raz, to teraz też ucieknie! I wiem, że jeden z was był tu siedem lat temu!

– Kolejna teoria?

– Nie teoria, a logika. Te miejsce skrywa niesamowite sekrety, nie ma drugiego takiego w całej Viancie. czy gdybyś był w stanie stąd uciec, nie powróciłbyś? Ja bym wrócił, okiełznałbym te miejsce i zostałbym wielkim chanem, a Vianta leżałaby u mych stóp jak zbity pies! Ty pewnie wykorzystałbyś tę potęgę by zostać jednym z protektorów i błękitne sztandary wisiałyby od Dziwnej Pustyni po Góry Smoczego Ogona!

–Czyli… jest nadzieja, możemy przeżyć! Mądry z ciebie dzikus!

– Musimy odkryć tajemnice pierwszych, są ukryte na niższych poziomach skutych…

– Lodem! Wodybicz tam jest i go kuje, chce zdobyć sekrety dla siebie!

– Musimy go powstrzymać! Ta potęga będzie moja!

Tar-Taruk złapał za włócznie i wybiegł z komnaty, Kessel był tuż za nim. Po drodze minęli kulącego się ze strachu Jagora, który ostrożnie zaglądał na trzeci poziom. Tak jak się spodziewali zastali Wodybicza w dziurze, kruszącego lód miarowymi uderzeniami sztyletu.

– Stój, co robisz? – zawołał Tar-Taruk.

– Siekam cebulkę, a co nie widać?

Druid prychnął i kontynuował swoją pracę.

– Wiemy o wszystkim! Twoje knowania kończą się tutaj! – zawołał gniewnie Kessel, a Wodybicz w końcu się odwrócił.

Wyglądał gorzej niż zwykle; oczy miał przekrwione, włosy sklejone potem, a twarz była czerwona z wściekłości.

– Ooo, kat z Ugarytu mnie odwiedził, to się źle skończy. Czego chcesz eskaroński śmieciu?

– Przejrzałem cię druidzie! Wiem, że…, ty…

Myśli Kessela pomieszały się, przez chwile nie potrafił sobie przypomnieć, gdzie jest i jak się nazywa. Był przerażony, ale te uczucie szybko zostało zastąpione falą nienawiści.

– … ty… to wszystko twoja wina! Chcesz nas wszystkich zgubić!

– O czym ty bredzisz?

– Jasugorze powiedz tylko słowo – rzekł Tar-Taruk ściskając mocniej włócznie.

– Zrób to!

Szaman cisnął włócznią, lecz nie trafił i broń uderzyła w lód. Tar-Taruk wyciągnął sztylet i rzucił się na przeciwnika. Kessel stał nad dziurą, lecz nie mógł atakować, gdyż druid i szaman szamotali się złączeni w uścisku.

– Argh!

Na dnie jamy pojawiła się czerwona kałuża. Jeden mężczyzna drgał z poderżniętym gardłem, a drugi powoli wstawał.

– Tar-Taruk?

– Nie, kacie!

Wodybicz wyskoczył z dziury i przewrócił go na ziemie. Nim mag zdążył zareagować, szaman spuścił włócznie, która wbiła się w jego prawy bok. Zawył z bólu, a druid wyrwał okrwawioną broń i podniósł ją do ataku. Kessel wyciągnął przed siebie ręce w rozpaczliwej obronie i zamknął oczy. Cios nie nadszedł i coś uderzyło w lód koło niego. Gdy otworzył oczy, zobaczył leżącego Wodybicza, z jego pleców wystawał nóż.

– Dlaczego? – wyszeptał druid. – Dlaczego… tu jest… tak zimno?

– Kessel, dostałeś? – spytał Jagor, patrząc na niego badawczo.

– Tak, krwawię! Pomóż! Gdzie idziesz?

Czarodziej schylił się po włócznie i mamrocząc coś pod nosem, podszedł do rzężącego Wodybicza. Stanął nad nim i zaczął go raz po raz przebijać. Krew prysnęła w twarz Kessela.

– Zdychaj! – zawołał zmęczony Jagor. – Wszystko muszę robić sam, niech to szlag!

Mag przeszedł parę kroków i ciężko dysząc opadł pod ścianą.

– Głupcze, pomóż mi! – zawołał Kessel drżącą dłonią próbując tamować krew.

– Jest z tobą źle?

– Bardzo! Nie widzisz, że umieram?!

– Hm, no to przynajmniej ostatni problem sam się rozwiąże.

– Przestań bredzić i przynieś jakieś szmaty, muszę zatrzymać krwawienie. Patrz, leżę w pieprzonej kałuży!

– Kessel, nie pomogę ci. Jest mi na rękę żebyś zdechł.

– Co?!

– Myślałeś, że nie wiem?! – Jagor wściekle uderzył pięścią w lód. – Wszyscy jesteście częścią Codexusa; tajnej organizacji, chcącej mnie zabić! Przejrzałem wasz spisek, lecz zamiast przeszkodzić, pomogliście mi przeżyć, a ja w końcu znalazłem bezpieczne destynacje dla piramidy. Wygrałem!

– O czym ty bredzisz? Posłuchaj mnie, oszalałeś masz omamy i twój umysł jest trochę zagubiony. To normalne, od tygodni jesteśmy na skraju śmierci. Przynieś mi szmaty na bandaże, to ci pomogę. Jesteśmy przyjaciółmi, pamiętasz? Obaj jesteśmy magami, więźniami tego miejsca…

– Ha! Pudło głupcze – Jagor wyglądał na zrelaksowanego i szczęśliwego. – Nie jestem więźniem, przybyłem tu z własnej woli i mogę opuścić te miejsce w każdej chwili!

– Tar-Taruk miał racje – wyszeptał Kessel. – Cierpiałeś z nami, by w sekrecie zgłębić tajemnice tego miejsca.

– Zgadza się.

– Byłeś tu wcześniej, z poprzednim cyklem…

– Brawo! Jak na psa wojny, jesteś niegłupi.

– Jak się stąd wydostałeś?

– W mojej komnacie jest coś w rodzaju urządzenia kontrolnego. Z jego pomocą po tygodniach prób i błędów stworzyłem stabilny portal prowadzący do zamku barona Ranwy. Wzgórze, na którym on stoi to pokryta grubą warstwą ziemi piramida. Była to podróż w jedną stronę niestety. Wiedziałem, że mam siedem lat, by się przygotować do kolejnej wizyty w tym cudownym miejscu. Zebrałem ogrom wiedzy i stałem się największym ekspertem w kwestii pierwszych. To była moja obsesja! Trzy lata temu udało mi się znaleźć wzmianki o tym miejscu w świątyni ulokowanej na Zatopionych Wyspach. Odkryłem prawdziwą funkcję tej piramidy i jej możliwości! Te miejsce… oni używali go jak statku wędrującego między światami. Teleportowali całą budowlę z okolicą, może nie teleportowali, ale zamieniali miejscami. Lecz aby tego dokonać, musieli nazbierać energię, dlatego to miejsce wysysa magię z całej okolicy.

– Dlaczego… dlaczego nie zabiłeś nas od razu?

– Potrzebowałem czasu by wprowadzić bezpieczne koordynaty. Znalazłem je w świątyni, o której mówiłem, lecz były niekompletne. Musiałem je porównać z informacjami tutaj, nie chciałem trafić do jednego z „zakazanych” światów, cholera wie co tam jest. Te okazy pochodzą z ich wędrówek – wskazał ręką po uwiezionych w lodzie istotach. – Gdy przybyłem tu pierwszy raz, nie mogłem oderwać wzroku od tych dziwacznych stworów. Siedziałem tu godzinami…

– Więc zamierzasz ruszyć w wędrówkę po światach?

– Tak, ale wiesz do czego jeszcze zdolne jest to miejsce? Mogę połączyć tunele z innymi piramidami, aktywować je i stworzyć antymagiczną sieć w całej Viancie.

– Ale… to byłby koniec Eskaronu!

– I dobrze! Niech Eskaron umrze, a z nim tyraniczny kompleks militarno-magiczny. Koniec Codexusa i spisków, koniec! Aktywuje piramidy i ruszę w kilkumiesięczną podróż po innych światach. Gdy wrócę magowie, druidzi i szamani zostaną wybici! Tylko ja będę w stanie zrozumieć te miejsce, tylko ja będę potrafił uratować mieszkańców Vianty i zabrać ich do lepszego świata! Będę, arcymagiem, imperatorem, bogiem!

– Nie, nie czyń tego! Oszczędź Eskaron!

– Nie oszczędzę nikogo. Pora na mnie, muszę wprowadzić ostatnie koordynaty i opuszczę te lodowe pustkowie. Kto wie, może jeśli nie wykrwawisz się zbyt szybko, to zobaczysz jak to miejsce budzi się do życia. Żegnam!

– Aaaaa! Przeklinam cię Jagor!

Czarodziej nic nie odpowiedział tylko powoli opuścił komnatę. Kessel, wściekle walnął pięścią w lód, co spowodowało falę bólu z rany.

– Nie poddam się! Za błękitny sztandar! Muszę… zrobić to mądrzę…

Powoli ściągnął kaftan i zbadał ranę. Wyglądała na głęboką i mocno krwawiła, ale grube ubranie z foczej skóry zamortyzowało uderzenie.

– W Ugarycie przeżyłem gorsze rzeczy. Dasz radę Kessel, zrób to dla Eskaronu! – rzekł, tnąc brudną szatę Wodybicza, by zrobić z niej bandaże.

Krwawienie zostało spowolnione, lecz nie zatrzymane. Mag użył włóczni by się podeprzeć i wstał z trudem. Wtem piramida zaczęła drżeć, a runy dotychczas świecące bladym światłem rozbłysły mocniej.

– Muszę go powstrzymać!

Ruszył po schodach, każdy krok skutkował eksplozją bólu. Zacisnął mocno zęby i wręcz charczał pokonując kolejne stopnie. Gdy w końcu dotarł do korytarza, skierował kroki do komnaty Jagora. Stanął przy ścianie i zebrał resztki sił. Był zmęczony, przemarznięty, głodny i ciężko ranny. Nawet teraz krew kapała na kamienną podłogę.

– Ostatni wysiłek… dla Eskaronu… – wyszeptał.

Złapał mocniej za drzewce włóczni, odsłonił kotarę i wskoczył do środka. Jagor podniósł wzrok znad dziwnej konsoli i spojrzał na niego kompletnie zaskoczony. Kessel rzucił się na niego, lecz rana go spowolniła i mag odskoczył.

– Twardy z ciebie gnój! – Jagor cofnął się w kierunku kopy skór.

– Nie dam zniszczyć Eskaronu!

Kessel z bólu musiał oprzeć się na konsoli, a Jagor wykorzystał ten moment. Odrzucił kilka foczych skór i odwrócił się z nożem w dłoni.

– Wygląda na to, że mamy patową sytuację – rzekł machając ostrzem. – Mam krótszą broń, ale nie wykrwawiam się na śmierć.

– Mam przewagę liczebną, stoją za mną… niezliczone błękitne sztandary – Kessel trzymał włócznie prawą ręką, a lewą zaczął chaotycznie przesuwać dźwignie i naciskać przycisku na panelu.

– Głupcze nie! Zmieniłeś destynację na zakazane światy!

– I dobrze! Lepsza śmierć nasza niż Eskaronu!

– Nie pozwolę…

Runy eksplodowały jasnym światłem, a Kessel upadł na podłogę i poczuł jak wnętrzności mu podskakują. Uderzyła go fala gorąca i potężny ból głowy.

Przed sobą zobaczył trzęsącego się w drgawkach Jagora. Miał maniakalny wyraz twarzy.

– Jesteśmy zgubieni… ustawiłeś pięć szybkich skoków… promieniowanie ugotuje nam mózgi… oszalejemy…

– Mokra żaba nie zmoknie! – wybełkotał Kessel powoli wstając na kolana. Z ust ciekła mu ślina, a z nosa kapała krew.

Rozejrzał się po komnacie, włócznia upadła za daleko, nie miał sił by się do niej dostać, lecz niedaleko leżał duży kamień. Złapał go i zaczął czołgać się do Jagora.

– Zostaw mnie szalony barbarzyńco! – zawołał ze strachem.

Kessel w końcu się do niego doczołgał, wstał na kolana i podniósł w górę kamień.

– Nie…

Szybkie uderzenie roztrzaskało czaszkę. Zakręciło mu się w głowie i upadł na podłogę, czuł się fatalnie. Zauważył, że przy ścianie stało lustro, które pokazywało niesamowitą panoramę.

– „To musi być coś w rodzaju okna na zewnątrz” – pomyślał z trudem, miał problem z koncentracją.

W lustrze zobaczył krainę o czerwonej ziemi porośniętą dziwaczną roślinnością. Obraz wyostrzył się na odległym szczególe, czterech jeźdźców stojących na wzgórzu. Nie byli to ludzie, ale dziwne szaroskóre olbrzymy ujeżdżające koniopodobne istoty. Wyglądali na bardzo podekscytowanych i pokazywali w kierunku piramidy. Po chwili ruszyli w jej kierunku szybkim cwałem.

– Czy to czterej jeźdźcy? Bogowie dzikusów? Ha, ha, ha, jedzie po mnie śmierć! Ojej, a ja taki nieuczesany…

Nim zdążyli do niego dotrzeć, piramida zaczęła drżeć, runy błyszczeć, a głowa Kessela eksplodowała potężnym bólem. Miał wrażenie, że czaszka mu się zapada i miażdży mózg. Stracił wzrok, a po chwili przytomność.

– Czemu jest tak zimno? Gdzie ja jestem? – szepnął ze strachem.

Nie czuł rąk ani nóg, mógł tylko patrzeć w lustro. Zobaczył górską panoramę o pięknych szczytach oświetlonych dwoma… nie, trzema słońcami.

– Muszę stąd uciec – szepnął, gdy przypomniały mu się niedawne wydarzenia. – Piramida spali mi mózg…

Pulsujący ból głowy, był nawet większy niż ten płynący z rany na brzuchu. Spróbował wstać, ale za bardzo kręciło mu się w głowie, więc ruszył do wyjścia na czworakach. Umysł zdawał się zgubiony w labiryncie bez wyjścia. Nie potrafił sobie przypomnieć, gdzie jest i jak tu trafił, wiedział tylko, że musi uciekać. Dotarł do schodów i zaczął pokracznie po nich wchodzić. Gdy w końcu zobaczył wyjście, uderzyła go fala ciepła. Wydało mu się to bardzo dziwne, nie rozumiał, dlaczego.

Dotarł do progu i poczuł, że piramida drży. Instynktownie skulił się i przygotował na falę bólu. Teraz było jeszcze gorzej, czuł jakby ktoś nożem odcinał mu kawałki mózgu. Zaczął bić głową w podłogę, krzyczał i wił się po zimnej posadce, lecz nic nie dawało ukojenia. Dopiero po dłuższej chwili doszedł do siebie i z trudem doczołgał się do wyjścia z piramidy. Ciężko usiadł na skutych lodem stopniach i obrzucił wzrokiem okolice.

Za strefą lodu otaczającą piramidę zobaczył morze ruin. Musiały być antyczne, gdyż większość budowli zamieniła się w pył. Z trudem rozpoznał zarysy wież, murów i zapewne niegdyś pięknych pałaców. Co dziwne nie widział żadnych roślin ani zwierząt, całe miasto zdawało się kompletnie martwe.

Na szczycie pobliskiego wzgórza, stała nietknięta czasem świątynia. Była to najwspanialsza rzecz jaką w życiu widział. Bił od niej blask i piękno.

Miała kształt kwadratu, otoczona była alabastrowo białymi kolumnami, które ozdobiono złotem i drogocennymi kamieniami. Patrzenie na nią zdawało się świętokradztwem, ale nie potrafił przestać. Niemal czuł pulsujące od niej ciepło i spokój.

Podziwiając jej piękno zaczął płakać, wszystko inne zdawało się tak mało ważne. Przeniknęło go ukojenie, ale jednocześnie smutek i tęsknota, nie miał pojęcia za czym. Pragnął rozpaść się na miliony kawałków i opaść na tę majestatyczną budowlę. Oczami wyobraźni zobaczył tysiące wiernych ubranych w nieskazitelnie białe szaty, zanoszących wspaniałe dary i śpiewających wzniosłe hymny.

Jedyna brama została zamurowana i zapieczętowana, ale ktoś wykuł w niej wejście. Podskórnie wiedział, że nie ma gorszego czynu niż naruszenie świętości tego miejsca. Płakał dalej, a jego serce przepełniła rozpacz, że ktoś splugawił świątynie.

Nagle poczuł drżenie piramidy.

– Nie! Pozwólcie mi tu zostać! Nie chcę odchodzić, muszę…

Kolejne uderzenie bólu, tym razem nie było tak źle, gdyż jego ciało zostało sparaliżowane i stoczył się kilka stopni w dół. Był niesamowicie zagubiony, nie pamiętał niczego.

Uderzył go zapach trawy, podniósł oczy i zobaczył morze traw ciągnących się po horyzont.

Przez prerię sunął w kierunku piramidy gigantyczny wąż. Był tal wielki, że byłby w stanie pożreć stodołę. Właśnie dotarł do obszaru pokrytego śniegiem, zatrzymał się na chwilę zdziwiony, po czym ruszył dalej.

– Wężyk sobie sunie, zaraz domek nam odfrunie – wybełkotał Kessel.

Wąż zaczął wspinać się po piramidzie, owijając się wokół niej. Gdy zaciekawiony gadzi pysk był na wysokości czarodzieja, ten wybełkotał:

– Dzień dobry panie wężu. Co tam w trawie piszczy? He, he, he…

Kessel zamilkł, gdyż poczuł, że podłoże znów się trzęsie.

 

++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

 

Do piramidy weszła kobieta uzbrojona we włócznię, miała pióra we włosach, a ubrana była w zbroje skórzaną. W centrum komory zobaczyła wychudzonego mężczyznę, leżącego na boku.

– Kim jesteś? Co to za miejsce? – spytała, trzymając broń w pogotowiu.

– Żabka jednak zmokła, ale przynajmniej nie trafiła do kotła. Gdzie się podziały moje sandały? Zimno, zawsze zimno…

– O czym ty bredzisz?

– To nie tak miało być, gdyby kózka nie skakała, to byłoby dobrze. Co jest ostatnim zakazanym światem? VIANTA… ha, ha, ha! Kto na mnie krzyczy?! Nie wolno krzyczeć na Eskaron, nikt nie krzyczy na Eskaron! Tak jest dobrze, ale zimno… zawsze zimno…

– Ty oszalałeś prawda? – rzekła dziewczyna opuszczając włócznie. – Krwawisz? Opatrzę twoją ranę, w plecaku mam bandaże i mikstury, które pomogą.

Kessel nie zarejestrował nawet gdy dziewczyna wymieniła mu bandaże i przemyła ranę. Nie słyszał co do niego mówiła i nie zauważył, że znikła, by zbadać wnętrze piramidy.

– Co tu się wydarzyło? – spytała zdziwiona.

– Szare są dni, a ryby smakują najlepiej na słono…

– Acha. Szkoda, że się niczego nie dowiem, to na pewno byłaby ciekawa opowieść.

– Gdzie jest wąż? Gdzie ja jestem?

– Jesteśmy głęboko na bagnach tazarskich.

– Jedna piramida sprawi, że urośniesz, inna, że zmalejesz…, ale zawsze będzie zimno.

– Pewnie jesteś ciekawy co robię w takiej dziczy? Handluję z jaszczuroludźmi… nie… chyba nie ma sensu kłamać. W pewnym sensie uratowałeś mi życie.

– Łódka sobie popływała, ale teraz w porcie zadokowała. Zimno, zawsze zimno…

– Dziękuje, że przybyłeś. Wiesz, ja chciałam… zakończyć dziś swoje życie. Wybrałam miejsce; śliczną małą wysepkę pełną bagiennych kwiatów i już miałam to zrobić, gdy rozległo się uderzenie pioruna, a w oddali zobaczyłam piramidę pokrytą śniegiem. Uratowałeś mi życie, chyba muszę odwdzięczyć się tym samym.

– … biegać można tam i siam, ale to niezdrowe…

– Jestem Leifa, twojego imienia pewnie nie poznam, więc nazwę cię Kudrek. Tak nazywała się osada jaszczuroludzi, która niedawno była w miejscu tej piramidy. Chodź, zabiorę cię do Oligaktis, a stamtąd pójdziesz z pielgrzymką do Pięciogrodu. Tam lepiej traktują wariatów.

Dziewczyna pomogła mu wstać i razem ruszyli do wyjścia. Schodzili po oblodzonych stopniach, które powoli zaczęły topnieć. Kessel na odchodnym odwrócił się do piramidy, czuł, że zostawił w niej coś cennego, ale nie potrafił sobie przypomnieć co to było.

Koniec

Komentarze

Skoro dziękujesz, to już nie muszę czytać, prawda? Jak już znam fabułę…

Babska logika rządzi!

Bardzo długi tekst, odbiegający rozmiarem od opowiadań, które zwykle czytam w portalu. Czy to jest część jakiejś większej całości, np. powieści?

Podobała mi się postać Kessela, bohater jest wiarygodny. Przekonała mnie jego motywacja. Nawiązania do przeszłości są ciekawe, pomysł z wieżą też niezły.

Tekst długi ale nie przeszkadzało mi to bardzo, bo masz fajny styl pisania i ciekawy pomysł, dlatego wciągnęłam się w fabułę :) Sama postać Kessela jest dla mnie bardzo absorbująca. Na początku przy przesłuchaniu barona trochę się o niego obawiałam, bo przypuszczam ze chciałeś zrobić z niego groźnego wariata, ale trochę się postać rozpłynęła i przybrała formę… no nie wiem, trochę mi się kojarzył z chłopcem który chce batonika i jego służbą, która tłumaczy baronowi, że słodkość którą trzyma w ręce ma oddać Kesselowi, inaczej zacznie tupać nogą. Ale potem jego ślepe oddanie i szaleństwo zaczęło przybierać wiarygodną formę i sama akcja w piramidzie była już mistrzostwem. 

Przyznaję, że czytając byłam przekonana, że do piramidy trafiają po prostu jacyś niewygodni dla “normalnego” świata ludzie. Ewentualnie iż jest to złośliwy przypadek losu. Nie mniej spodziewałam się krwawej jatki (którą dostałam ale w innej formie:)) po tym, jak wszyscy zwariują z nienawiści do siebie. Albo, że do opuszczenia piramidy potrzebna jest cała 7 uwięzionych, więc Kessel i towarzysze są w … no… nic już nie będą mogli zrobić. Dlatego zignorowałam podnieconego Jagora przekonana, że jego konsola to kawałki lodu i włóczni, którymi bawi się w swojej komnacie. Nagle szok! Kessel nie zwariował! Przypisałam mu psychozę już od momentu spotkania z baronem, a tu taki zwrot akcji! Chociaż w sumie nie ma co go tak do końca z szaleństwa wybielać. Wszystko co przeżył, ojciec, brat, matka, pranie mózgu… Chyba nie da się potem normalnie żyć.

Motyw z bratem-nekromantom ciekawy – nie jestem pewna, czy w sumie był potrzebny w tym opowiadaniu i czy nie dałoby się obyć bez tego, ale z pewnością mocna scena, trzymająca w napięciu. 

Ostatecznie to, co go spotkało… ostatnie oddanie sprawie która nie istniała, ratowanie świata który go opluł i oszukał… poświęcenie szaleńca? Już chyba lepsza śmieć niż to, co się stało, chociaż końcówkę miał… miłą. Przynajmniej nie-Kat uratował komuś życie. Nieświadomie, ale jednak. Postać dla mnie na plus. 

No i jedyny szczery Tar-Taruk, radosny morderca, ubawiła mnie jego postać.

 

Nie wiem czy chciałeś coś przekazać tym opowiadaniem… Dla mnie jest to ostatecznie historia o tym, że nienawiść zabija, a jak cię nie zabije, to od niej zwariujesz. Przecież wszyscy mogli przeżyć. Tylko jednostka zapragnęła władzy nad światem i – klasyka – skończyło się tragedią…. 

 

 

No, dobra, mam wreszcie czas i trochę siły, żeby wrócić do tego tekstu. Pierwsze wrażenie – styl jest znacznie porządniejszy, chociaż nadal niezbyt obrazowy. Ale to przyjdzie z czasem i ćwiczeniami. Ciągle trafiają się powtórzenia, niedociśnięte alty, jest kilka słów zbyt wymyślnych w swoim otoczeniu (co Ty z tym "gdyż"?) i przymiotników napisanych dużą literą. Przed "który" dawaj przecinki. Zaimkiem rodzaju nijakiego liczby pojedynczej jest "to", nie "te".

 Skoro przetrwał tak długo na tych dzikich ziemiach, musiał być dobrze broniony.

Hmm. Captain Obvious, much?

 porucznik Rothar; jeden z piątki

Średnik, tutaj?

 na wschodzie są dwa kaganaty

Dziwne, że nie wiedzieli tego z góry – kaganat sugeruje pewną osiadłość, koczowników, którzy przybyli i już zostali.

 możemy kupić pomoc setki łuczników w szturmie.

Wiadomo, po co im ci łucznicy, a dodanie "w szturmie" zaburza mi rytm zdania.

 Pomścimy ją, dzielnie służyła błękitnemu sztandarowi.

Dialog nadal wydaje mi się pospieszny, choć jest czytelniejszy, niż był.

 Kessel zamarł, między namiotami zobaczył od dawna martwego brata.

Rozdzieliłabym to jednak kropką. Na przykład: Kessel zamarł. Jego brat, od dawna nieżyjący, przyglądał mu się spomiędzy namiotów wzrokiem pełnym rozczarowania.

 Prothar spojrzał na niego badawczo.

Trochę dużo tego patrzenia, myślę, że obszedłbyś się bez niego. Facet przed chwilą miał na imię Rothar – mam nadzieję, że nie piszesz z telefonu?

ślad po bracie zniknął.

I to jest kapkę zbyt wprost. Pokaż, co jest (namioty, ziemia, jakiś juczny muł), a zorientujemy się, czego nie ma.

 Idź przywitaj

Idź, przywitaj.

 drżącą dłonią wysypał wąską linię żaru na sztylet i wciągnął ją nosem

Jakoś… sama nie wiem. Rozumiem, że to ma być dramatyczne, ale ciągle tego nie czuję.

 wyjątkowo ciężkiej misji

Lepiej jednak: trudnej. "Ciężki" ma swoje konotacje.

 Zaczęło się od małych dawek, lecz z każdym dniem musiał brać coraz więcej.

Captain Obvious. Nie będę kłamała, że nigdy nie mówię do siebie, ale ja jestem stuknięta – przygotuj się na taką interpretację swojego bohatera (co prawda, on bierze fantastyczną amfetaminę, więc interpretacja jest uprawiona).

 Długi stół dzieli wnętrze

Literówka – "dzielił".

 baron Ranwa i jego dwóch oficerów

To sugeruje, że baron miał w ogóle dwóch oficerów. O to chodzi?

 kompani

Kompanii.

 którzy przeprowadzili ten pogardy godny czyn

Czynu się nie przeprowadza, a dokonuje. Albo (lepiej w tym kontekście) popełnia. Kolokacje możesz sprawdzić w Korpusie PWN, ale zalecałabym przede wszystkim więcej czytać.

 wytarł plamkę na rękawie

Czyli co zrobił? Potarł, starł (odplamiające palce :D)?

 ziemie uzyskają protekcje

Zyskają protekcję. Nie wyłapałeś wszystkich literówek tego rodzaju, a autokorekta tego nie zrobi (nie licz na nią, bo jest głupia).

Czyżbyś podważał autorytet Eskaronu… – rzekł Kessel ciężko dysząc.

Czegoś tu nie rozumiem. Autorytet? Jaki autorytet? Przyszli, obracają kraj w pustynię i nazywają to pokojem – nie twierdzę, że orientuję się w polityce, ale to nie wygląda wiarygodnie. Ponadto: rzekł (lepiej "spytał", "rzekł" jakoś tu nie gra) Kessel, ciężko dysząc.

 poprawił spocone włosy

Od kiedy włosy się pocą? Dałabym tu coś konkretniejszego, zakładanie grzywki za ucho np.

 spojrzał na niego oczami, których źrenice były nienaturalnie duże

Trudno spojrzeć czymś innym. Ponadto – on nie widzi własnych źrenic. Może widzieć, na przykład, że rozmówca się odruchowo cofa, wystraszony. Albo, że w pomieszczeniu jest wściekle jasno.

 skrytobójców by

Skrytobójców, by.

 Druidzi wystawili wielką nagrodę

I znowu – nagrodę się oferuje albo nakłada.

 To nie tak panie!

To nie tak, panie!

 Jego oficerowie westchnęli ciężko.

To daje wrażenie facetów zniecierpliwionych kolejnym objawem głupoty szefa. O to chodziło?

 czując euforię, gdyż wyładowywał energię, rozsadzającą jego ciało.

Nienaturalne to.

 Baronie śmierdzisz

Baronie, śmierdzisz. Wołacz w ogóle oddziela się przecinkiem – często o tym zapominasz, a ja nie chcę przekroczyć limitu znaków, więc nie będę specjalnie zaznaczała.

 wskoczył na stół, przeszedł po nim na czworakach

Zobaczyłam Owsiaka…

 hetman walnął wściekle w stół

Hmm.

 bo nie znalazł narzędzi zbrodni.

 – Macie coś?

 – Nic panie.

Dublujesz informację.

bojąc się ruszyć.

Tu też.

mistrzu miej litość…

Mistrzu, miej litość.

 Przyznaj się albo

Przyznaj się, albo.

 schował twarz za drżącymi dłońmi.

Zwykle mówi się "schował/ukrył twarz w dłoniach".

 lecz tylko ja miałem w nim udział

Jakoś to nie brzmi.

 Kessel dziwnie szybko się uspokoił.

Widzisz, musisz się zdecydować, czy w narracji zaglądasz temu facetowi przez ramię, czy wolisz narratora wszechwiedzącego – i musisz mi to dać do zrozumienia możliwie wcześnie. Większość współczesnych czytelników jest nastawiona na "zaglądanie" (narracja trzecioosobowa ograniczona z bohaterem prowadzącym), a Ty wyraźnie ciążysz do wszechwiedzącego – to nie problem, po prostu zaznacz to.

 Baronie dam ci szansę odkupić swoje winy

Albo: Baronie, dam ci szansę, byś mógł odkupić swoje winy; albo: Baronie, dam ci szansę odkupienia win.

 Prothar deaktywuj pieczęcie na zamku

To on jest Prothar – czy Rothar? I zamek jest zapieczętowany? Hmm?

 tak szybko jak się da

Tak szybko, jak się da.

 Kessel stworzył magiczny portal…

To nadal jest skrótowe.

 lecz zamiast w drugim obozie, znalazł się

Po "lecz" przecinek.

 Ogarnęły go drgawki, jakby miał bardzo wysoką gorączkę.

Tellin' instead of showin'.

 usłyszał chrapliwy głos. (…) głos był pełen desperacji.

To wygląda, jakby mówił ten sam głos.

 w komorze o kamiennych ścianach, oświetloną

Związek zgody.

 Z dłoni Kessela miał wystrzelić ognisty podmuch, lecz nie stało się nic.

Tego nie poprawiłeś.

 było mu niesamowicie zimno

Pokaż mi to. Pokaż mi faceta, który się trzęsie z zimna.

 Ruszył po schodach krzycząc wściekle.

Ruszył po schodach, krzycząc wściekle.

 tak samo uwięzieni jak ty

Tak, jak.

 obserwując go ze zrezygnowaniem

Z rezygnacją. Chyba już to mówiłam.

 obrzucił towarzyszy podejrzliwym wzrokiem

O tym też mówiłam.

 artefaktów pierwszych

Skoro już raz napisałeś ich dużą literą, to bądź konsekwentny.

 sposób by je zdobyć to wyjść

Sposób, by je zdobyć, to wyjść.

 Mimo że śmierdział, dawał ochronę przed zimnem.

Captain Obvious :)

 mgławicę „Oko Bazyliszka”

Cudzysłów niepotrzebny, wystarczą duże litery.

w których rezydujemy

Wysokie słowo.

 ciężkie do opisania

Trudne (p. wyżej).

 Na północy jest lato, więc tu jest zima, daje to nadzieję, że wkrótce zrobi się cieplej, ale obserwując faunę tego miejsca, wiem, że to kraina wiecznej zimy.

To nie jest całkiem logiczne, ale biorąc pod uwagę stan umysłu bohatera…

 Jak długo zdrowy człowiek pozostanie normalny otoczony przez szaleńców?

Nie za dobrze się to parsuje.

 nie mogą się zdzierżyć.

Nie bardzo.

 kanały transportowe się aktywują, moglibyśmy się do nich podwiązać

Do kanałów?

 twych drzwi, (…) we krwi!

Rym. I powtórzenie ("krew").

 czuł się bardzo dziwnie

Wiem, że trudno opisać derealizację, ale to naprawdę nie wygląda poważnie.

 W drzwiach stał Tar-Taruk, odsłaniając kotarę

Jednocześnie?

 na której, krwią

Bez przecinka.

tylko dwie zamarznięte ryby

Już mówiłam – morze nie zamarza do dna. Mogę uwierzyć, że te ryby już były śnięte i wyrzuciło je na plażę.

 Wątpię by

Wątpię, by. Dialog ciągle trochę rozwłóczony i nienaturalny, choć lepszy, niż był.

 w teorii domina

Hę?

 tylko umniejszają wszystkim dobrym żołnierzom

Co umniejszają? Nie miało być "ubliżają"? Co i tak nie brzmiałoby za dobrze.

 Nie wiem jaka jest twoja ranga

Nie wiem, jaki masz stopień. Facet jest (nie)sławny, a ktoś nie wie, jaki ma stopień?

 uczy się, że jesteśmy otoczeni przez wrogów, szpiegów i zdrajców. To poniekąd prawda, ale czy sąsiednie kraje są nam wrogie? Nie!

To nielogiczne. Oczywiście, przyczyną tej wrogości może być wrogość okazywana przez eskarończyków sąsiadom, ale albo A, albo nie-A. Tertium non datur.

 dekapolis zamieniło się w martwe miasta!

Źle to brzmi, może przez tautologię.

 być silni albo

Być silni, albo.

 podbije nas Pięciogród, albo Hegemoren!

Przecinek zbędny, chyba, że oznacza przerwę. Czemu tyle liczebnikowych miast?

 Piramider akceptuje nerki

Koczownik mówi "akceptuje"? I imię bóstwa chyba nie powinno brzmieć jak nazwa leku na zapalenie miedniczek nerkowych :P

 chronisz się tą wydumaną filozofią, używając jej jak tarczy.

Skracalne: chronisz się za tą wydumaną filozofią.

 pchnął go gniewnie

Hmm.

 Jedyne nad czym się waham

Jedyne, nad czym. Może się nad czymś zastanawiać, ale wahać – tylko co do czegoś.

 to czy bardziej

To, czy bardziej.

 ostrzegał zanim

Ostrzegał, zanim.

 ała!

To nie gra w sytuacji – tak krzyczy dzieciak, kiedy się przewróci na podwórku. Realizm realizmem, ale piszesz klasyczną tragedię i czego absolutnie musisz unikać, to śmieszności.

 Druidzi i magowie szamotali się po podłodze, krzyczeli wulgaryzmy i wymieniali ciosy.

Skrótowe.

 Obłęd mych towarzyszy eskaluje

"Eskaluje" jest mało fantastyczne. Powtarzasz "obłęd".

jeśli im pomogę to mnie

Jeśli im pomogę, to mnie.

 że i owszem jestem

Że owszem, jestem.

 wahania nastojów

Wahania nastroju.

 mam wrażenie jakbym

Mam wrażenie, jakbym.

Z ESKARONEM NIKT NIE WYGRAŁ

Uwaga, bo śmieszność jest niebezpiecznie blisko. Jeszcze do niej nie dotarłeś, ale jest blisko.

 To zdaje mi się wystarczający

To, zdaje mi się, wystarczający.

 Sporządziłem taktyczną obronę

Obronę można przygotować, ale nie sporządzić, bo nie jest rzeczą materialną.

 drżało, lecz nie

Skasowałabym to "lecz", jest niepotrzebne. Po jednej nocy bez snu człowiekowi sypie się termoregulacja, o ile jest podatny na takie rzeczy – po kilku na pewno by się trząsł.

 Napięcie było przytłaczające, nie dość, że groziła im śmierć z wyczerpania i wychłodzenia to jeszcze musieli przejmować się mordercą.

Nie zapewniaj nas o tym, bo wtedy nastrój szlag trafia. Captain Obvious rozwali wszystko.

 zachowywali się niepokojąco

Pokaż to, nie nazywaj.

 był przekonany, że robi to podświadomie by wtopić się w otoczenie.

Facet już sfiksował, więc może sobie myśleć nielogicznie, ale "podświadomie" to z definicji bez aktu woli, więc bez celu.

 wytłumaczenie na swoje dziwne zachowanie

Wytłumaczenie swojego zachowania.

 Jagor wyglądał jakby był na skraju załamania nerwowego.

Wyglądał, jakby. Pokaż to.

 niechcąco to zobaczyłem

Niechcący.

 szarpnął nim panicznie

Znaczy jak?

 nie ma ciała nie ma zbrodni

Nie ma ciała, nie ma zbrodni.

 dłonią pokazał, by

Raczej: dał znak, żeby Kessel się zbliżył.

 dwie książki w tym temacie

Na ten temat.

 Moja wiedza jest większa od takich ekspertów jak protektor Archeon i arcymag Verenger.

Znaczy, eksperci są mniejsi od jego wiedzy. A poważnie – nie hipostazuj wiedzy, to strasznie telewizyjnie brzmi.

 wyszedł z komnaty, przez głowę przeszło mu tysiące myśli

Powtórzenie.

 jeśli nie to czy

Jeśli nie, to czy.

 przypomnieć co się dzieje

Przypomnieć, co się dzieje.

 cofnę całą Viantę do prymitywnej natury

… co?

 dlatego że

Dlatego, że.

 zdawał się go ignorować

Anglicyzm.

 Wiem co

Wiem, co.

 sięgnął pod stos skór, wyciągając

Jednocześnie? Dlaczego nie: sięgnął, żeby wyciągnąć?

roli jaką

Roli, jaką.

 zwiadowcy wykryli obecność jego armii

Potrzeba do tego zwiadowców? Myślałam, że ich się wysyła, żeby donosili o ruchach wrażej armii.

nie wiedzieli kogo ścigają

Nie wiedzieli, kogo ścigają.

 Wiele wspomnień wyparłem

Freudowska koncepcja – w fantasy?

z otaczającej nas totalnej czerni dochodziły koszmarne wycia, a po nich ataki potworów.

Wycie jest singularis tantum. "Totalna" czerń brzmi bardzo dziwnie i mało obrazowo – mogłaby być np. nieprzenikniona. No, i ataki nie dochodzą.

Nie pasowało mi

Kolokwializm.

 że zgliszcza były zimne

C.t.

 Straciłem moralność

What?

 sztuczek by

Sztuczek, by.

my leżąc półżywi jeszcze

My, leżąc półżywi, jeszcze.

 orków, grabiących

Może być bez przecinka, bo imiesłów robi za przymiotnik.

 Obłęd dobiegł końca kolejnego dnia

Następnego dnia, bo powtarzasz dźwięk.

 wojownika Kessela, który zaginął w trakcie walki

Zaginął z perspektywy swoich, ale wroga?

 bez walki. (…) partyzancką walkę

Trzykrotne powtórzenie.

 To ja byłem tym złym w tej historii.

Niezręczne te zaimki.

 rządza sławy

Żądza.

 Wygrałem z dużymi stratami, sam zostałem ranny i po bitwie zemdlałem ze zmęczenia.

Really. Powtarza się rytm (dwa zdania o tej samej konstrukcji).

 to ulgi ani wybawienia.

Wybawienia – od czego?

posiłki czy wino

Wino jest częścią posiłku. Nie szukaj najwymyślniejszych słów, szukaj najodpowiedniejszych.

 fanatyczne oddanie Eskaronowi

Przepraszam, ale już mi trochę odbija.

 Nie dawało mi spokoju kim był ten nekromanta

Nie dawało mi spokoju, kim był. Niezręczne.

 to był jego młodszy brat

… dun, dun, dun.

 nie mogę trzymać tego sekretu w sercu ani chwili dłużej.

Melodramat.

Czas by

Czas, by.

 wspomnienia z tej upiornej wyprawy

Wspomnienia tej upiornej wyprawy.

 poszlaki w postaci

Powtórzony dźwięk.

 mówił, że to podoba się dziewczynom

Wtrącenie trochę niezgrabne.

a jak był dorosły

Tak mówią małe dzieci. Chciałabym wierzyć, że chcesz pokazać regresję bohatera…

 masowego ataku

Zmasowanego ataku.

 Pole pod zamkiem było gęste od trupów

Jak pole może być gęste?

 Eskaron nie powinien mieć twierdz wysuniętych tak daleko na zachód i doszukiwał się spisku w śmierci ojca

Primo – niejasna składnia, źle się parsuje. Secundo – co ma zła polityka do spisku przeciwko jednej osobie?

 słabsze, niż nakazywały to przepisy

Przepisy? W świecie fantasy?

 rozbił jego nieumarłe siły

Pościgu?

 krwisto czerwone

Łącznie.

 lub podobne głupoty

Krwistoczerwone głupoty? Hmm?

 tożsamość jego celu wyszła na jaw i nie mogła znieść śmierci

Co tu jest podmiotem i dlaczego tożsamość?

 Miał kłopoty z oddychaniem, dusił się i nie potrafił złapać tchu.

Potrajasz informację. Swoją drogą facet jest zadziwiająco trzeźwy, jak na to, co pokazałeś wyżej.

 – „Nie! Nie teraz, muszę być silny, jeszcze tylko trochę!”

Po co cudzysłów?

 instynktownie wykrzywiał się w grymasie bądź chował twarz za dłonią

Źle to brzmi.

 podszedł do niego z maniakalną radością.

Czyli jak? Lepiej to pokaż.

 W porównaniu do ciebie, moje osiągnięcia

W porównaniu do twoich.

 pojęcia o czym

Pojęcia, o czym.

 uzdolnionych intelektualistów

I skromnych. Nie pasuje mi do szamana taki uładzony język. Przecinek przed "jak".

 nie rozgryzł jak

Nie rozgryzł, jak.

 Są napisane słabym stylem i widziałem ciekawsze fabuły

Lampshade. No, naprawdę.

 Gdy stracili resztki nadziei postanowili

Gdy stracili resztki nadziei, postanowili.

 czy

Początek zdania dużą literą.

 potęgę by

Potęgę, by.

 zaglądał na trzeci poziom

… jak?

 Tak jak się spodziewali zastali

Tak, jak się spodziewali, zastali.

a co nie widać

A co, nie widać?

 Wyglądał gorzej niż zwykle;

Nie zapewniaj mnie o tym – i tak to pokazujesz.

 zostało zastąpione falą nienawiści

Melodramat.

 Tar-Taruk? – Nie, kacie!

On by tego nie zauważył?

 wyskoczył z dziury i przewrócił go na ziemie

Mało dynamiczne.

 szaman spuścił włócznie, która wbiła się w jego prawy bok

Mmm, dziwnie to wygląda.

 wyciągnął przed siebie ręce w rozpaczliwej obronie

To jakoś też.

 zaczął go raz po raz przebijać

Dość neutralne słowo jak na to, co gość robi.

 zawołał zmęczony

Aliteracja – i mógłbyś poszukać jednego słowa, żeby nie rozwlekać.

 zawołał Kessel drżącą dłonią próbując tamować krew

Zawołał drżącą dłonią. To skutek braku przecinków.

 Jest mi na rękę żebyś

Jest mi na rękę, żebyś.

 bezpieczne destynacje

Co takiego? "Destynacje" to nie jest polskie słowo.

 oszalałeś masz omamy i twój umysł jest trochę zagubiony

Znowu mnożysz jedną informację.

od tygodni jesteśmy na skraju śmierci

Ale mamy czas na długie przemowy, kiedy się wykrwawiamy.

 wyglądał na zrelaksowanego i szczęśliwego

… wut? Znaczy, zakręt niezły, tylko "zrelaksowany" jest mało fantastyczne, no i po raz enty powtarzam – pokazuj, nie nazywaj.

 Wzgórze, na którym on stoi to

Wzgórze, na którym on stoi, to.

 podróż w jedną stronę niestety

Podróż w jedną stronę, niestety.

 w świątyni ulokowanej na Zatopionych Wyspach

Prościej: w świątyni na Zatopionych Wyspach.

 musieli nazbierać energię

To nie jagody. Zgromadzić, może zebrać.

 cholera wie co tam jest

Cholera wie, co tam jest. Koordynaty bezpiecznych miejsc, tak w ogóle.

 pochodzą z ich wędrówek

Tych światów?

 wskazał ręką po uwiezionych w lodzie istotach

Wskazał na.

 ale wiesz do czego jeszcze zdolne jest to miejsce

Wiesz, do czego. Miejsce nie jest zdolne do niczego – mag może czegoś dokonać za pomocą statku.

tyraniczny kompleks

Tyrański. Albo tyrania kompleksu.

 Będę, arcymagiem

Bez przecinka.

 Nie, nie czyń tego! Oszczędź Eskaron!

Melodramat.

 Czarodziej nic nie odpowiedział tylko powoli opuścił komnatę.

Prościej: Czarodziej nie odpowiedział, tylko powoli opuścił komnatę.

 Kessel, wściekle walnął pięścią w lód, co spowodowało falę bólu z rany.

Znowu mnie zapewniasz: Kessel walnął pięścią w lód i syknął z bólu, uraziwszy ranę.

 Wyglądała na głęboką i mocno krwawiła, ale grube ubranie z foczej skóry zamortyzowało uderzenie.

Nie. To jest rana kłuta, zadana ostrym narzędziem, które przebiło ubranie, skórę i mięśnie. Uderzenie nie ma tu nic do rzeczy. Zwróć się po szczegóły do Wiktora Orłowskiego, ja mam słabą odporność na kwestie medyczne.

 Dasz radę Kessel, zrób to dla Eskaronu! – rzekł

Dobra, to już jest kicz. Poza tym "rzekł" przywodzi na myśl eleganckiego bywalca salonów, a nie gościa dokonującego operacji na własnym żywym ciele. Słowa mają konotacje – to jest ważne.

 tnąc brudną szatę Wodybicza

Zostawił ją?

 Krwawienie zostało spowolnione, lecz nie zatrzymane.

Trudno to stwierdzić od razu, nie podnosząc opatrunku (nigdy się nie skaleczyłeś?).

 Mag użył włóczni by się podeprzeć i wstał z trudem.

Rozwlekasz (następne zdanie też). Ćwiczenie – spróbuj używać jednego czasownika w jednym zdaniu.

 każdy krok skutkował eksplozją bólu

Pokaż to, nie zapewniaj.

 runy dotychczas świecące bladym światłem rozbłysły mocniej

Runy, dotychczas świecące bladym światłem, rozbłysły mocniej.

 odsłonił kotarę

Odsunął. To nie kotara była zasłonięta, ale zasłaniała.

 spojrzał na niego kompletnie zaskoczony

Really.

 rana go spowolniła

Jak wyżej.

 Twardy z ciebie gnój!

Pardon, ale … XD

 chaotycznie przesuwać dźwignie

A nie przesuwać dźwignie na chybił trafił?

 Zmieniłeś destynację

Już mówiłam – to nie po polsku.

 poczuł jak wnętrzności mu podskakują

Brzmi to śmiesznie.

 Miał maniakalny wyraz twarzy.

Czyli jaki?

 

No, i zabrakło mi znaków :(

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ciąg dalszy:

 wybełkotał Kessel powoli wstając

Wreszcie porządny czasownik. Wybełkotał Kessel, powoli wstając.

 nie miał sił by się do niej dostać

A może: nie miał sił, by się do niej doczołgać?

leżał duży kamień

Yy? Skąd?

 zawołał ze strachem.

Really. I – kto?

 Kessel w końcu się do niego doczołgał, wstał na kolana i podniósł w górę kamień.

https://youtu.be/IbQa8C9t4mY?t=53

 czuł się fatalnie

Po co mnie o tym zapewniasz? Psujesz nastrój.

 Zauważył, że przy ścianie stało lustro, które pokazywało niesamowitą panoramę.

C.t.: stoi lustro. I – skoro widać w nim coś innego, niż jego odbicie, to jasne, że to okno, nie lustro.

miał problem z koncentracją.

Zbędne.

 wyostrzył się na odległym szczególe, czterech jeźdźców stojących na wzgórzu.

Coś tu się gramatycznie nie łączy.

 Ojej, a ja taki nieuczesany…

Cute. Czarny humor.

 szepnął ze strachem.

Musisz mnie o tym zapewniać?

 ból głowy, był

Bez przecinka.

większy niż

Większy, niż. On jest ranny w brzuch? Mózg jest jego najmniejszym zmartwieniem.

 zaczął pokracznie po nich wchodzić

Nie brzmi to.

 lecz nic nie dawało ukojenia

Nie liczyłabym na ukojenie, gdybym coś takiego robiła. Facet się wykrwawia, panika jest normalna.

 strefą lodu

No, nie wiem. I raczej poza, niż za.

 Musiały być antyczne, gdyż większość budowli zamieniła się w pył

Źle to brzmi – i skąd wie, że coś tam jest, skoro większość zamieniła się w pył?

 Co dziwne nie widział

Co dziwne, nie widział.

 Na szczycie pobliskiego wzgórza, stała nietknięta czasem świątynia

Bez przecinka między dopełnieniem, a resztą zdania. Piramida mogła być nietknięta zębem czasu, bo tak, jak jest, źle się parsuje (jakby czasami była nietknięta, a czasami tknięta).

 najwspanialsza rzecz jaką

Najwspanialsza rzecz, jaką.

 Bił od niej blask i piękno.

Nie zapewniaj mnie o tym, od razu przejdź do opisu.

 kształt kwadratu

Kwadrat to figura płaska. Świątynia może być zbudowana na planie kwadratu, ale kształt ma raczej trójwymiarowy.

 alabastrowo białymi kolumnami, które ozdobiono złotem i drogocennymi kamieniami

A nie były po prostu z alabastru? I powtarzasz dźwięk (ami-ami).

 Podziwiając jej piękno…

Dwa akapity melodramatyczne, przegadane i nadęte. Skupiłabym się raczej na tych wyobrażonych wiernych. Kessel nie wydawał się dotąd specjalnie wrażliwy na piękno, a teraz jest umierający – i podziwia architekturę?

 tym razem nie było tak źle, gdyż jego ciało zostało sparaliżowane

Nie wydaje mi się to wiarygodne.

 Był niesamowicie zagubiony, nie pamiętał niczego.

I jaki sens ma mówienie o tym w tym miejscu?

 zaciekawiony gadzi pysk

Pysk jest autonomiczny?

 zbroje skórzaną

Naturalniej: w skórzaną zbroję. Chociaż zbroja to nie ubranie.

 Ty oszalałeś prawda

Ty oszalałeś, prawda? Facet się wykrwawia. Ma pełne prawo bredzić.

 Kessel nie zarejestrował nawet gdy

Bardzo nie fantasy: Kessel nie zauważył nawet, jak dziewczyna zmieniła…

 Nie słyszał co do niego

Nie słyszał, co do niego.

 Pewnie jesteś ciekawy co robię w takiej dziczy?

Pewnie jesteś ciekawy, co robię. Ona tak do niego mówi, żeby do kogoś mówić? Bo porozumienia z gościem raczej nie ma.

 Wiesz, ja chciałam… zakończyć dziś swoje życie.

I dlatego przyszłam tu z plecakiem pełnym lekarstw. No, weź. Ponadto – skoro dziewczyna chce popełnić samobójstwo, to czemu miałoby ją powstrzymać niewyjaśnione zjawisko?

 pomogła mu wstać

Wątpię, żeby był w stanie chodzić.

Schodzili po oblodzonych stopniach, które powoli zaczęły topnieć.

Stopnie? To lód na nich topnieje.

 

Trochę za dużo tego dobrego – za dużo pomysłów pchasz w ten tekst (ale może zazdrość przeze mnie przemawia). Trudno powiedzieć, o czym jest ten tekst – jest i szaleństwo, i narkomania, i tragedia rodzinna, i nagle ten statek, a potem jeszcze zwrot z panną-samobójczynią, ale ledwo zarysowany, bo przecież pora kończyć. Ale zdarzenia wynikają jedne z drugich logicznie – tylko przydałoby się zasygnalizować rozwiązania (przede wszystkim "kata", ale statku też) wcześniej, żeby nie wyglądały na deus ex machina. Masz trochę kłopotów językowych – wyszczególniłam, co się dało.

Ogólnie myślę, że masz potencjał, ale trzeba nad nim jeszcze sporo pracować – przede wszystkim dużo czytaj, bo nie znasz kolokacji w swoim ojczystym języku, a nontam praeclarum est scire latine, quam turpe nescire.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

I ja mam wrażenie, że w opowiadaniu dzieje się zbyt wiele, skutkiem czego musiałam czytać z dość napięta uwagą, aby nie pogubić się w kolejnych wątkach i wydarzeniach. Jednakowoż dobrnęłam do końca, ale nie mogę powiedzieć, że to była lektura satysfakcjonująca, albowiem mnogość błędów, usterek, literówek, powtórzeń, źle zapisanych dialogów, że o nie najlepszej interpunkcji nie wspomnę, skutecznie utrudniała czytanie.

Choć błędów jest bardzo dużo, łapanki nie zrobiłam, bo zauważyłam, że te które wskazała Tarnina nadal utrudniają lekturę. Szkoda więc mojego czasu na coś, co Autorowi nie jest do niczego potrzebne.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka