- Opowiadanie: Kaneki123512 - Zima stulecia

Zima stulecia

Zapraszam do przeczytania tego opowiadania, o samotności i do czego ona może doprowadzić ^^

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Zima stulecia

Nie mogli wyjść z domu. Śnieg zasypał drzwi. Mężczyzna i jego żona zostali uwięzieni w ich własnym domu. Byli starcami. Staruszek pracował jako drwal w pobliskim tartaku, wówczas gdy żona była kucharką.

Śnieg zaglądał do nich przez okno, spoglądał raczej na malutkie mieszkanko w którym mieściła się kuchenka kafelkowa, piec i wielka kanapa. Gdzieś tam w samym rogu walały się stosy drewna na opał.

Pani Mikołajewicz na jednym z zardzewiałych palników gotowała bigos. Staruszek bowiem tego dnia walczył z pogodą. W końcu nastała długo zapowiadana zima.

Szarpał za klamkę drzwi. Pan Siergiej – bo tak miał na imię. – był już u szczytu swych sił. A to dopiero pierwszy dzień, bo wczoraj jeszcze miejscowe dzieciaki bawiły się na pobliskim placu. Był bowiem rok 1947.

Kiedy minęły dwie godziny. Mikołajewiczowa złapała za kilka pni drewna i wrzuciła je do pieca. Temperatura spadała z minuty na minutę.

Siergiej w tym czasie otworzył drzwi. Udało mu się. Wyszarpał je na siłę. Chwycił za siekierę i chciał już iść, kiedy to zdesperowana żona go zatrzymała.

– Przed wyjściem zjedz trochę bigosu, jak wrócisz zrobię ci herbatę.

Przysiadł do blanszowego stołu. Podała mu miskę i włożyła bigosu. Zjedli go. Potem Siergiej wyszedł, a Mikołajewicz wyciągnęła drewniane, bujane krzesło. Złapała za gazetę i zaczęła czytać. Gdzieś w duszy i sercu martwiła się, o swego męża, jednak wiedziała że jest waleczny i odporny na tego rodzaju pogodę.

***

Jeszcze tego wieczora wioskę nawiedziła burza śnieżna; wielkie zamiecie i pochmurne niebo. Śmierdzące wonią deszczu, pomimo tego, że nawet się na niego nie zapowiadało.

Pani Mikołajewicz wiedziała, że Siergiej poszedł po drewno na opał. Temperatura już była niska. Zwykle wyprawy męża trwały dwa dni, czasami cztery, ale zawsze przychodził ze stosem drewna. Pewno będzie nocował u jakiejś rodziny z tamtych okolic.

Z godziny na godzinę zaczęło brakować pni drewna, jednakże było ich jeszcze sporo, aby wystarczyły na tydzień.

– Kochany, Kochany… Pamiętam jak z drzewa leciały kasztany. – podśpiewywała sobie staruszka. Była już bardzo zmęczona, dlatego szybko położyła się na kanapę i zasnęła.

***

Minąwszy dwa dni, Mikołajewiczowa dalej bujała się na fotelu. Zdesperowana, zmartwiona i zestresowana. Wrzuciła na opał kilka pni drewna. Stos kurzący się zazwyczaj w rogu drastycznie zmalał. Temperatura była niska. Ostatnie resztki bigosu zjadła. Okryła się przyszywanym kocem i oczekiwała przyjścia męża, ponieważ nie wracał już trzy dni. Pamięta jak mówiła mu o herbacie. Teraz wystarczyło tylko czekać.

***

,,Nie ma już ciebie od tygodnia. Kochanie, mam nadzieję, że wiernie pracujesz i tu wrócisz. Proszę. Obiecaj mi to. Nawet jeżeli leżysz pod warstwą śniegu… wiedz że ciebie kochałam. Ale nie rób mi tego i wróć.’’

Napisała na stole w kuchni.

,,Twoja ukochana żona.’’ – dopisała.

Była samotna. Tęskniła i bała się. Wrzuciła kilka drewna na opał. Chwyciła za jeden z pni i spojrzała na niego. Przypominał jej Siergieja. Był prostokątny i z dęba. Złapała za scyzoryk i wyskrobała buźkę i oczy.

– Dzień dobry… Kapitanie Dąbek. – powiedziała. – Zostaniesz moim przyjacielem? – zastanowiła się chwilę. – Moim pierwszym przyjacielem?

Swoją pomarszczoną dłonią pokiwała nim na boki, symulując jakby zgodę.

Usadowiła go na groteskowej półce, a resztę pni wrzuciła na opał. Teraz już nie była samotna.

***

Śniegu było więcej, a temperatura już praktycznie poniżej zera.

– Kapitanie Dąbek…? – zapytała drewno. – Dlaczego jesteśmy tacy samotni?

Niebo spowijała ciemność. Praktycznie była już noc. Mikołajewicz siedziała koły pniaka. Chwyciła za kolejny pień i wyskrobała na nim kolejną buźkę i oczy. Była uśmiechnięta.

– Nazwę ciebie Biedak Brzozek, ponieważ jesteś taki smutny… – odparła. – Siergiej pewnie już tu nie wróci… zostawił mnie… Ale to zimno… Ale wytrzymam, nie spalę was.

Wrzuciła kilka innych pni do ognia i uśmiechnęła się szeroko, bowiem na podłodze spoczywało tylko dziesięć pni.

Staruszka otoczyła siebie pniakami.

– Kapitanie Dąbek, wyjdziesz za mnie? Siergiej się nie dowie. – zatrzymała się. – Co? Czyli tak?! – poczekała chwilę. – Jezu cieszę się!

Usiadła na bujany fotel i zabrała dwa drewna na kolana.

– Jesteście moimi najlepszymi przyjaciółmi! Takimi najlepszymi! Takimi… Których… Nie oddam.

Zasnęła.

Obudziła się raptem dwie godziny później. Było bardzo zimno, zza okna nie widziała kompletnie nic, prócz bladej i oślepiającej bieli.

Pogłaskała drewna.

– Biedaczku… Kim ty jesteś?

Nastawiła ucho.

– Moim przyjacielem. – zatrzymała się. – A ja? Powiem ci krótko kochany. Jestem Prometeuszem.

Złapała za kolejna dwa drewna i znowu zaczęła skrobać.

– Bogaty Cisowiak i Oficer Wiśniewki. Witajcie w mojej rodzinie.

***

,,Drogi Siergieju! Jest mi bardzo przykro ci to mówić, ale znalazłam nową rodzinę. Mam jednak nadzieję że wrócisz i napijesz się mej gorącej herbatki. Kocham cię.

P.S: Jest mi bardzo zimno’’

***

Siergiej opuścił dom dwa tygodnie temu. Komin praktycznie nie palił, a Mikołajewicz siedziała otoczona swoimi czterema ostatnimi pniami.

– Nie spalę was. Nie zabiję mojej rodziny. – mówiła.

***

Wszedł do swojego domu. Zima stulecia dobiegła końca. W dłoniach trzymał siekierę i worek z drewnem. Zajrzał do kuchni. Ujrzał cztery pnie, z wyciętymi buźkami i wielki oczami. A koło nich swoją żonę. Leżała na ziemi – była sina i blada.

Siergiej podszedł do niej i ujrzał dwa listy. Temperatura w pomieszczeniu była niska, dlatego od razu rozpalił ogień. Na końcu złapał Mikołajewiczową za rękę, ale niestety… Nie obudziła się, bowiem była już zimna.

 

Koniec

Komentarze

Kaneki, cześć!

Sporo pracy przed Tobą, ale jesteś jeszcze młody więc do dzieła!

Początek nie jest zachęcający…

 

Nie mogli wyjść z domu. Śnieg zasypał drzwi. Mężczyzna i jego żona zostali uwięzieni w ich własnym domu. Byli starcami. Staruszek pracował jako drwal w pobliskim tartaku, wówczas gdy żona była kucharką. – Jestem zwolennikiem krótkich zdań, ale Twoje są zbyt łopatologiczne, że się tak wyrażę. Plus powtórzenie i ostatnie zdanie, które przeczytaj sobie na spokojnie. Jest bardzo nie tego.

 

Śnieg zaglądał do nich przez okno, spoglądał… – no nie bardzo…

 

…raczej na malutkie mieszkanko w którym mieściła się kuchenka kafelkowa, piec i wielka kanapa. – i nic więcej się nie mieściło?

 

Gdzieś tam w samym rogu walały się stosy drewna na opał. – zbędne.

 

Staruszek bowiem tego dnia walczył z pogodą. W końcu nastała długo zapowiadana zima. – Częste używanie słowa bowiem nie dodaje wbrew pozorom +10 do atrakcyjności tekstu, a chwilę później powtarzasz to słowo. No i ta zima… To tak jak z wódką. Każdy wie, że się skończy ( odnośnie zimy – zacznie ), a i tak za każdym razem jest wielkie zdziwienie.

 

Szarpał za klamkę drzwi. Pan Siergiej – bo tak miał na imię. – był już u szczytu swych sił. – bez kropki. A i bez tej wstawki było by ok. Poza tym… u szczytu sił, czyli co? Był staruszkiem, a zarazem był u szczytu sił swego życia? Wziął się za siebie i zaczął chodzić na siłkę po siedemdziesiątce? :p

 

Kiedy minęły dwie godziny. Mikołajewiczowa złapała – bez kropki. Niedbalstwo.

 

Chwycił za siekierę i chciał już iść, kiedy to zdesperowana żona go zatrzymała.

– Przed wyjściem zjedz trochę bigosu, jak wrócisz zrobię ci herbatę. – Na tym się uśmiechnąłem :D Żona była zdesperowana, myślałem, że będzie chciała powstrzymać męża, a tu… zjedz bigosu przed wyjściem, to uchroni cię przed wszelkim złem :D

 

Na tym zakończę, bo jak widzisz w prawie każdym zdaniu jest coś nie tak, ale poczekaj na komentarze innych.

Ćwicz a będzie tylko lepiej!

Pozdrawiam!

 

 

Autorze, mam nadzieję że ten tekst przeczyta ktoś z wykształceniem pedagogicznym i napisze komentarz tak, aby nie zniechęcić cię do dalszej pracy – a tej przed Tobą ogrom.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

No cóż, Kaneki, miałeś jakąś wizję dramatu rozgrywającego się w zimowych warunkach, ale brakuje Ci jeszcze umiejętności przełożenia pomysłu na słowa. Zimę stulecia napisałeś dość nieporadnie – jest tu mnóstwo błędów i usterek, nielogiczności, źle złożonych zdań, sporo powtórzeń, trafiają się słowa użyte niezgodnie z ich znaczeniem. Źle zapisujesz dialogi, a interpunkcja pozostawia wiele do życzenia.

Jestem jednak przekonana, że z czasem zdołasz opanować zasady rządzące językiem polskim, nauczysz się interpunkcji i poprawnego budowania zdań.

Nie porzucaj prób literackich, ale nie zapominaj o czytaniu – staraj się czytać dużo, jak najwięcej.

No i nie zapominaj, Kaneki, że trafiłeś na portal fantastyczny – oczekujemy od autorów, że będą zamieszczać tutaj teksty fantastyczne.

 

Byli star­ca­mi. Sta­ru­szek pra­co­wał jako drwal… –> Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Byli star­ca­mi. On pra­co­wał jako drwal

 

Śnieg za­glą­dał do nich przez okno, spo­glą­dał ra­czej na ma­lut­kie miesz­kan­ko… –> Nie brzmi to najlepiej.

Czy śnieg może spoglądać na coś?

 

ma­lut­kie miesz­kan­ko w któ­rym mie­ści­ła się ku­chen­ka ka­fel­ko­wa, piec i wiel­ka ka­na­pa. –> Mieszkanko malutkie, a jest w nim i kuchenka i piec? A gdzie jakaś szafa, stół czy inne sprzęty?

 

Gdzieś tam w samym rogu wa­la­ły się stosy drew­na na opał. –> Mieszkanko malutkie, ale pomieściło stosy drewna opałowego?

 

Pani Mi­ko­ła­je­wicz na jed­nym z za­rdze­wia­łych pal­ni­ków go­to­wa­ła bigos. – Czy kuchenka z palnikami była opalana drewnem?

 

Sta­ru­szek bo­wiem tego dnia wal­czył z po­go­dą. –> Staruszek miał zamiar bigosem walczyć z pogodą?

 

Szar­pał za klam­kę drzwi. –> Raczej: Szar­pał klam­kę drzwi.

 

Pan Sier­giej – bo tak miał na imię. – był już u szczy­tu swych sił. –> Zbędna kropka w środku zdania. Zbędne wtrącenie – wiadomo, co znaczy Siergiej. Zbędny zaimek – czy ktoś może być u szczytu cudzych sił?

Być u szczytu sił, to znaczy być w doskonałej kondycji.

Pewnie miało być: Pan Sier­giej był już u kresu sił.

 

Kiedy mi­nę­ły dwie go­dzi­ny. Mi­ko­ła­je­wi­czo­wa zła­pa­ła za kilka pni drew­na i wrzu­ci­ła je do pieca. –> Zamiast pierwszej kropki powinien być przecinek.

Czy staruszka na pewno dała radę chwycić kilka pni? A może drewno było porąbane na szczapy?

 

Chwy­cił za sie­kie­rę i chciał już iść… –> Chwy­cił sie­kie­rę i chciał już iść

 

kiedy to zde­spe­ro­wa­na żona go za­trzy­ma­ła. –> Czym zdesperowana była żona?

 

Przy­siadł do blan­szo­we­go stołu. –> Co to znaczy, że stół był blanszowy?

 

Zła­pa­ła za ga­ze­tę i za­czę­ła czy­tać. –> Zła­pa­ła ga­ze­tę i za­czę­ła czy­tać.

 

jed­nak wie­dzia­ła że jest wa­lecz­ny i od­por­ny na tego ro­dza­ju po­go­dę. –> W jaki sposób waleczność pomaga w czasie niesprzyjającej pogody?

 

Jesz­cze tego wie­czo­ra wio­skę na­wie­dzi­ła burza śnież­na; wiel­kie za­mie­cie i po­chmur­ne niebo. Śmier­dzą­ce wonią desz­czu… –> Skąd woń deszczu w czasie śnieżycy?

 

Pani Mi­ko­ła­je­wicz wie­dzia­ła, że Sier­giej po­szedł po drew­no na opał. Tem­pe­ra­tu­ra już była niska. Zwy­kle wy­pra­wy męża trwa­ły dwa dni, cza­sa­mi czte­ry… –> Dlaczego Siergiej poszedł po drewno, skoro mieli ich w mieszkanku całe stosy? Dlaczego przed zimą nie zgromadzili odpowiedniego zapasu?

 

– Ko­cha­ny, Ko­cha­ny… Pa­mię­tam jak z drze­wa le­cia­ły kasz­ta­ny. – pod­śpie­wy­wa­ła sobie sta­rusz­ka. Była już bar­dzo zmę­czo­na, dla­te­go szyb­ko po­ło­ży­ła się na ka­na­pę i za­snę­ła. –> Winno być:

– Ko­cha­ny, ko­cha­ny… Pa­mię­tam jak z drze­wa le­cia­ły kasz­ta­ny – pod­śpie­wy­wa­ła sobie sta­rusz­ka.

Była już bar­dzo zmę­czo­na, dla­te­go szyb­ko po­ło­ży­ła się na ka­na­pę i za­snę­ła.

Źle zapisujesz dialogi. Pewnie przyda się poradnik: http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zapis-partii-dialogowych;13842.html

 

Mi­nąw­szy dwa dni, Mi­ko­ła­je­wi­czo­wa dalej bu­ja­ła się na fo­te­lu. –> Ze zdania wynika, że Mikołajewiczowa przeszła obok dwóch dni i teraz bujała się w fotelu.

Pewnie miało być: Minęły dwa dni, a Mi­ko­ła­je­wi­czo­wa dalej bu­ja­ła się na fo­te­lu.

 

Okry­ła się przy­szy­wa­nym kocem… –> Co to jest przyszywany koc?

 

Ko­cha­nie, mam na­dzie­ję, że wier­nie pra­cu­jesz i tu wró­cisz. –> Dlaczego Siergiej powinien w pracy wykazać się wiernością?

 

Ale nie rób mi tego i wróć.’’ –> Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu. Rozumiem jednak, że Mikołajewiczowa może tego nie wiedzieć.

 

Wrzu­ci­ła kilka drew­na na opał. –> Wrzu­ci­ła kilka drew­ien/ szczap do pieca.

 

Chwy­ci­ła za jeden z pni… –> Chwy­ci­ła jeden z pni

 

Był pro­sto­kąt­ny i z dęba. –> Był pro­sto­kąt­ny, z dębu. Lub: Był pro­sto­kąt­ny, dębowy.

Skąd się wziął prostokątny pień?

 

Zła­pa­ła za scy­zo­ryk… –> Zła­pa­ła scy­zo­ryk

 

Mi­ko­ła­je­wicz sie­dzia­ła koły pnia­ka. –> Literówka.

 

Chwy­ci­ła za ko­lej­ny pień… –> Chwy­ci­ła ko­lej­ny pień

 

– Ka­pi­ta­nie Dąbek, wyj­dziesz za mnie? –> – Ka­pi­ta­nie Dąbek, ożenisz się ze mną?

To mężczyzna pyta kobietę, czy wyjdzie za niego. Kobiety wychodzą za mąż, mężczyźni się żenią.

 

Było bar­dzo zimno, zza okna nie wi­dzia­ła kom­plet­nie nic… –> Było bar­dzo zimno, przez okno nie wi­dzia­ła kom­plet­nie nic

 

Zła­pa­ła za ko­lej­na dwa drew­na… –> Zła­pa­ła ko­lej­na dwa pniaki

 

Komin prak­tycz­nie nie palił… –> Kominy nie palą, kominy dymią.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Kaneki, błędy już Ci (słusznie i prawidłowo!) wytknięto, więc do błędów dodam tylko to, że warto sprawdzać drobiazgi – piosenka “Kasztany” jest z 1956 roku, a chyba nie o taką fantastykę Ci chodziło. Skądinąd nie zaszkodziłoby, gdyby te rzeźby rzeczywiście jakoś żyły.

A teraz wyjątkowo zostaję dobrym gliną ;)

 

Masz bardzo ładny pomysł z tymi rzeźbami i tym, że kobieta nie potrafiła spalić ludzi, których stworzyła. Zdecydowanie na plus nawiązanie do mitu o Prometeuszu jako stwórcy człowieka. To jest dobre i pokazuje, że masz literacką wyobraźnię. Szczerze mówiąc, kiedy doszłam do tego kawałka i zdołałam oderwać się od wykonania tekstu, zrobiło to na mnie spore wrażenie.

 

Musisz jednak dużo czytać i szlifować warsztat, jeśli chcesz zacząć dobrze pisać. Jesteś bardzo młody, więc wszystko przed Tobą. Nie poddawaj się, popraw tekst według uwag przedpiśców, może spróbuj w nim trochę podkręcić fabułę? Albo wręcz przeciwnie: skrócić go jeszcze bardziej, żeby puenta wybrzmiała dobitniej? Pobaw się tym tekstem, zobacz, co w nim można poprzesuwać i pozmieniać, żeby był lepszy.

 

A na przyszłość wrzuć tekst najpierw na betalistę https://www.fantastyka.pl/opowiadania/beta

Tam w spokoju ducha poprawisz błędy i uzyskasz rady.

 

Powodzenia!

 

http://altronapoleone.home.blog

Jak na czternastolatka, to nawet i ten warsztat nie jest taki tragiczny, ja w tym wieku pisałam gorzej :) Za jakieś parę lat, o ile się Autor nie zniechęci i przysiądzie do pracy, może wyrosnąć druga Gravel ;)

A sam pomysł ma duży potencjał, świadczy o niebanalnej wyobraźni. Dużo czytać, notować pomysły i wprawiać się – oto zalecenia dr Bellatrix.

Sam pomysł super! Bardzo kreatywny. Niestety, wykonanie kiepskie. Mimo to jestem pewna, że jeśli masz kogo poprosić o pomoc, to uda się z tego zrobić naprawdę fajną perełkę

Pomysł jest fajny, wykonanie jak widać, ale biorąc pod uwagę Twój wiek nie jest źle. Dużo czytaj, ćwicz, będzie dobrze ;)

No i popraw wskazane błędy.

Przynoszę radość :)

No dobrze, a gdzie tu jest fantastyka? Gdyby chociaż te pnie ożyły… Ale od czegoś trzeba zacząć.

Eee, jaki wiersz? Coś się zmieniło?

Źródło drewna, do którego trzeba wędrować przez cały dzień to raczej absurdalnie daleko. Tym bardziej, że staruszek zjadł tylko trochę bigosu, a prowiantu chyba nie wziął. Dlaczego nie przygotowali sobie zapasu wcześniej?

Czemu nie poprawiasz już wskazanych błędów? Niech nowi czytelnicy potykają się na czymś innym.

Mikołajewiczowa złapała za kilka pni drewna i wrzuciła je do pieca.

A to herod baba musiała być. I piec nielichy. ;-)

Z godziny na godzinę zaczęło brakować pni drewna, jednakże było ich jeszcze sporo, aby wystarczyły na tydzień.

Zdecyduj się. Jeśli mamy zapas czegoś na tydzień, to raczej nie widać, że zmienia się z godziny na godzinę.

Minąwszy dwa dni, Mikołajewiczowa dalej bujała się na fotelu.

W zdaniach tego typu nie wolno zmieniać podmiotu, bo wychodzi, że to Mikołajewiczowa minęła dwa dni, jakby były słupkami przy drodze.

Babska logika rządzi!

Cóż mogę dodać od siebie, bo już wiele zostało napisane. W każdym razie, jakiś pomysł się pojawił i wcale nie taki zły. Kurczę, powiedziałabym, że bardzo odważny jak na Twój wiek. A to bardzo duży plus, bo jak teraz masz takie pomysły, to co będzie za parę lat?

Sporo pracy przed Tobą, więc jeszcze dużo czytaj, nie tylko fantastykę. 

Dziękuję za wszystkie komentarze :)

Deirdriu – Dziękuję, oczywiście dużo czytam, a stos książek w kolejce, rośnie i rośnie :P

Nowa Fantastyka