Profil użytkownika


komentarze: 43, w dziale opowiadań: 35, opowiadania: 22

Ostatnie sto komentarzy

Zajebibi szort xD Podoba mi się taka zabawa oczekiwaniami czytelnika, część zwodnicza zupełnie mnie przekonała, nie mogłem się nadziwić jakim cudem taka sztampa trafiła do biblioteki, a końcówka złapała za gardło niespodziewanie, aż prychnąłem. Superancko <3 Aż się poczułem zainspirowany, żeby spróbować czegoś w podobnym guście.

Bo choć zagrożenia nie odstępowały go nawet na krok i czuł je stale podczas licznych przygód, to jednak nie sposób było się z nim oswoić, i nie miał wątpliwości, że to on jest ofiarą, a świadomość tego budziła w nim najgorsze odczucia.

Literally me xD Miło wiedzieć, że nie tylko ja tak mam xD

 

. To znów lekko pchnięte drzwi uchyliły się po lewej i usłyszał za nimi jęk z trudem hamowanego podniecenia.

Nie bardzo rozumiem. Jęk był zmieszany z hamowanym podnieceniem czy bohater pchnął drzwi z hamowanym podnieceniem, czy coś innego? Jeśli to pierwsze, to spróbowałbym jakoś powiązać ze sobą to hamowanie z jękiem, np. “jęk zmieszany z…” czy coś takiego. Jeśli drugie, to chyba szyk zdania by musiał strzelić fikoła.

Wstał zaniepokojony oderwaną kończyną, rozejrzał się po placu, który wirował w przejmującym upale.

Oderwana kończyna powinna imho wzbudzić coś znacznie więcej, niż tylko “zaniepokojenie” xD Rozbiłbym też to zdanie na dwa “…kończyną. Rozejrzał…”

Słysząc te słowa, złapała się za pierś, zacisnęła szatę w pięści, wzniosła głowę ku niebu i bezgłośnie załkała. Z oczu pociekły jej łzy, a na twarzy odmalował się wyraz niesamowitego cierpienia. Podszedł bliżej i objął ją. Nie protestowała, zdało się Wilhelmowi, że niemal nie poczuła bliskości rycerza. Złapał jedną ręką jej głowę i skierował ku sobie, drugą wyciągnął zza szaty krzyż na srebrnym łańcuchu i przystawił do jej twarzy. Popatrzyła na krucyfiks, następnie na twarz Wilhelma i objęła go silnie. Wsunął jedną rękę za jej plecy, a drugą pod kolana i uniósł.

Trochę zrushowany ten fragment. Brakuje mi tu emocji, jakie czuł bohater. Widzimy tylko zachowanie bohaterów, ale w zasadzie tylko to. Opis jest za mało subtelny i drobiazgowy, żebym mógł wywnioskować z niego i odczuć emocje, które czuły postaci. Imho wystarczyłoby jakieś zmrożenie strachem albo ucisk w gardle, a już scena nie wypadałaby tak robotycznie.

 

Obok niego zaraz stanęło dwóch uzbrojonych wojowników. Ten po lewej od imama miał opasły brzuch, gładko ogolone policzki, a na głowie nosił turban. W ręku trzymał włócznię, a przy pasie miał dżambie. Po prawej świętego obstawiał Maur, o czarnej jak węgiel karnacji, nagim torsie, łysej głowie i gęstej długiej brodzie. Trzymał oburącz miecz o szerokim, zakrzywionym ostrzu, przypominającym indyjską tegha.

Ten opis też jest dość ubogi. Mechaniczny i mało finezyjny. Fajnie, jakbyś spróbował bardziej bawić się słowem w takich momentach. Użycie metafor, ożywianie przedmiotów, odpowiedni dobór słów wzbogacają opis, sprawiają że zamiast czytać zaczynasz płynąć przez tekst, a co najważniejsze, możesz tak przekazać znacznie więcej informacji, niż obecnie. Np. zdanie “W ręku trzymał włócznię, a przy pasie miał dżambie” nie mówi nam w zasadzie nic, z kolei “Drzewiec włóczni zaskrzypiał w ciasnym uścisku strażnika. Gdy spostrzegł Wilhelma, mężczyzna dyskretnie przesunął dłoń na wiszący u pasa dżambie.” No jest to napisane na kolanie, ale już widać chyba o co chodzi. Mówisz nie tylko, jak jest uzbrojony, ale też ukazujesz, że jest napięty, może nawet zestresowany, w końcu ściska włócznię nadzwyczaj mocno, a w dodatku na widok Wilhelma od razu przygotowuje drugą rękę do wyciągnięcia broni. Jest też trochę więcej bodźców sensorycznych, bo mamy dźwięk, wzrok, dotyk, może dałoby się jakoś dodać coś jeszcze, np. zapach piżma (w końcu orient).

Zresztą widać, że wiesz o co chodzi, bo chwilę później

 

– Brednie – odezwał się Abdul, a brzuch zatrząsnął mu się ze złości.

jest już spoko opisem, nawet trochę humoru wrzuciłeś. Wydaje mi się, że masz problem z dłuższymi opisami, gdzie dużo się dzieje, a z jakiegoś powodu kompresujesz wtedy treść. Niepotrzebnie, myślę że warto rozwijać opisy, tylko muszą jakoś służyć narracji, a nie być tylko ładnym obrazkiem na ścianie.

 

– Proszę, uratowałeś mnie, pozwól mi się odwdzięczyć – wyszeptała i pocałowała go w obojczyk, następnie jednym ruchem ściągając z niego okrycie. Westchnął, gdy przyjemny dreszcz przebiegł ciało pod dotykiem dziewczęcych dłoni. Obeszła go, przejeżdżając opuszkami palców po karku. Stanęła przed nim, okryta była jedynie aksamitną chustą, spod której wyraźnie widział jej ciało. Miała duże piersi, odznaczające się wyraźnie na szczupłej sylwetce. Usiadła na nim okrakiem, delikatnie pchnęła. Nie opierał się, położył plecy na miękkim dywanie. Obserwował, jak jej dłonie przesuwają się po nim. Witraż zalewał ją kolorową mozaiką. Było mu dobrze, poddał się jej, chłonąc każdy dotyk.

Nice and subtle, tak jak opisy erotyki powinny wyglądać. Bez konkretów, ale wiadomo o co chodzi. Cool.

 

Dobre opowiadanie z interesującą historią i zgrabnie poprowadzoną fabułą (a nawet zaskakującym twistem). Bardzo mi się podobało, choć nie było zbyt straszne (ale to pisany horror, a one nigdy nie są straszne xD). Było za to intrygujące i wciągające. W zasadzie jedynym, do czego mógłbym się przyczepić, są dialogi, o których wyżej się rozpisałem, oraz formatowanie. Polecam zacząć stosować akapity, znacząco zwiększają czytelność tekstu, a koszt ich użycia jest w zasadzie zerowy. Póki co są dłuuugie. Za długie xD Ciężko się przez taką ścianę tekstu przebić.

 

Pozdro 600

 

 

 

 

Hej, bruce, chciałbym potwierdzić, że wpadnę w sobotę ;) Ze smakołyków mogę zorganizować chałwę (o ile ktoś lubi xD). Grecka/turecka/ukraińska, co kto lubi.

Jeśli nowi członkowie forum też są mile widziani, to chętnie bym wpadł i poznał wszystkich. Tak się miło składa, że mieszkam jakieś 20-30 minut rowerem od Grodźca, więc aż głupio by było przepuścić okazję :D

BarbarianCataphract dziękuję za przeczytanie i ilustrację <3 Trochę ten Artair Geraltowy wyszedł, ale cóż począć, na czymś to AI musiało się szkolić, a białowłosy wojownik kojarzy się raczej jednoznacznie xD

krar85 czekam z niecierpliwością xD

 

Ananke bardzo dziękuję za rozbudowany komentarz <3 Odnośnie szronu, to fakt, brzmi to trochę dziwnie i ciekawe, że też miałem przed oczami dywizjon bałwanów w zamkowej sali xD

Bluźniercze pozy musiały mi się chyba wysączyć z podświadomości na papier, bo w czasie pisania dość intensywnie czytałem Lovecrafta, a on bardzo lubił się z tego typu cudactwami. Chyba nawet zdarzyło mi się znaleźć u niego kilka bluźnierczych kątów

Do sceny ze starcem sam miałem od samego początku sporo wątpliwości, szczególnie do zakończenia. Chyba podobnie jak z bluźnierczymi kątami, przesiąknąłem językiem z jakiejś książki i stylizacja języka weszła za mocno, może też przez to ich wypowiedzi są dość podobne.

Powiem Ci, że opis diabła wyłaniającego się z wnętrza króla jest rewelacyjny. Wszystko mi w nim zagrało.

blush

Dalej mamy opisy walk i końcowy pojedynek z demonem. Gorn i Artair ramię w ramię. Tutaj tak myślę, że przydałoby się więcej emocji, tzn. może gdyby Gorn i Artair byli wrogami, to ciekawiej czytałoby się o ich sojuszu przeciwko wspólnemu, większemu wrogowi. A tak to mamy kolejną walkę z jeszcze silniejszym potworem, więc po innych pojedynkach, nie wyróżnia się znacząco. Co nie znaczy, że mi się nie podobało. Wszystkie Twoje opisy były bardzo dobre.

Tak często nasłuchałem się tu tego wytłumaczenia od siebie samego i pod innymi opowiadaniami, że aż wstyd kolejny raz to powtarzać, ale limit xD Dobry pomysł, by zantagonizować Gorna i Artaira, to by mogło dodać im sporo głębi. Tutaj celowałem w trochę inną dynamikę tej relacji, ale w innej gałęzi tej historii próbuję zbudować konflikt między Gornem a inną postacią i po twojej radzie spróbuję bardziej się na tym skupić.

No i co z tym Artairem, w końcu nie dowiedzieliśmy się za wiele: czemu tak chciał się zaciągnąć, bez żołdu? Po co potrzebował walczyć? Jeszcze trochę pytań by się pewnie znalazło, myślę, że przydałoby się rozbudować opowiadanie po konkursie. ;)

Kolejne opowiadanie jest już w drodze i odsłoni dużo więcej z historii tej postaci. Mam nadzieję, że uda mi się je wkrótce skończyć.

Jeszcze raz bardzo dziękuję za komentarz i ogromnie się cieszę, że opowiadanie tak Ci się spodobało <3

Krokusie, bardzo dziękuję za komentarz. Szkoda, że nie udało mi się trafić w twoje gusta, ale cóż zrobić, nie da się dogodzić wszystkim :D Na szczęście nie zabiłem żadnego pieska, więc tyle dobrze xD

 

Anet, a no fakt, okrążanie we dwójkę jest tak samo zdegenerowanym przypadkiem okrążania, jak linia prosta jest trójkątem xD Ale zamysł chyba jest zrozumiały. Dziękuję za komentarz, rzeczywiście przyniosłaś radość <3

Jeju, ale to był krindż. Ale zajebisty krindż xDDD Sceny akcji, choć trochę niezręczne i pospieszne, robiły robotę i trzymały w napięciu, sam pomysł na husarię walczącą w piekle z demonami jest świetny. Oczywiście, jak się już wyżej przewinęło, wszystko to wygląda jak kino klasy B, ale co z tego, skoro wyszło tak angażujące i urokliwe dzieło? Naprawdę miła i bardzo różna od pozostałych konkursowych tekstów lektura <3

Ze słabych punktów nie grały mi do końca sceny walki. Wydaje mi się, jakbyś z jednej strony próbowała zmieszać szczegółowe opisy taktyk wojskowych z krótszymi formami dla zaoszczędzenia miejsca, ale w efekcie dostałaś coś pomiędzy, co nie do końca dobrze działa. Lepiej byłoby nieco skrócić sam opis bitwy i w większych szczegółach opisać jej najważniejsze epizody albo w ogóle zmarginalizować te wątki strategiczne i skupić się na czystej masakrze, gore i patosie.

Spodobała mi się końcówka. Oczywiście – jak inaczej mogłyby się skończyć układy z diabłem jak nie przez kruczki prawne? xD

Ko­lej­na część po­ran­ka, za którą nie prze­pa­da­ła po­nie­waż była atrak­cyj­ną, wy­so­ką ko­bie­tą, ob­da­rzo­ną nie­ste­ty dużym biu­stem. […] Otrzą­snę­ła się z tych nie­ocze­ki­wa­nych wspo­mnień i spoj­rza­ła na zegar wodny. Już czas.

 

Spory in­fo­dump, ale na szczę­ście umie­ści­łeś go na samym po­cząt­ku. Gdyby był gdzieś póź­niej w tek­ście, mógł­by wy­bi­jać czy­tel­ni­ka z rytmu i upo­śle­dzać do­świad­cze­nie z czy­ta­nia. Za­czę­cie od niego też jest tro­chę ry­zy­kow­ne, ale nie jest zbyt długi i prze­ła­do­wa­ny in­for­ma­cja­mi, a do tego udało ci się go ład­nie ubar­wić, więc czyta się go cał­kiem cie­ka­wie.

 

No, potem nie­ste­ty nie jest już tak faj­nie, jeśli cho­dzi o eks­po­zy­cję. Sy­piesz nią za czę­sto moim zda­niem :/ Cza­sa­mi to są dro­bia­zgi, jak np. gdy stary we­te­ran za­pra­sza chło­pa­ka na po­je­dy­nek, żeby prze­nieść jego myśli z dala od zbli­ża­ją­cej się walki. Nie­po­trzeb­nie wtedy po­da­jesz wprost cel we­te­ra­na. Imho spo­koj­nie wy­star­czy­ło­by opi­sa­nie, że chło­pak się roz­luź­nił i to po­ro­zu­mie­waw­cze mru­gnię­cie oczkiem do do­wód­cy. Teraz czu­łem się, jak­byś tłu­ma­czył mi coś, co już wiem. Ale są też więk­sze ka­wał­ki, jak roz­mo­wa o woj­nie, która po­zba­wi­ła życia 90% po­pu­la­cji. Cały ten frag­ment brzmi dość sztucz­nie, zbyt wy­raź­nie widać, że chcia­łeś prze­ka­zać in­for­ma­cje w dia­lo­gu. Ro­zu­miem, co chcia­łeś osią­gnąć, ale imho le­piej by­ło­by zro­bić to sub­tel­niej, nawet kosz­tem prze­ka­za­nia mniej­szej licz­by szcze­gó­łów.

 

– Tak, ale po­trze­bu­ję parę chwil, żeby się przy­go­to­wać a potem mu­si­cie go za­blo­ko­wać w jed­nym miej­scu na ja­kieś trzy ude­rze­nia serca.

– Do­brze, szy­kuj się. Mam­mo­one­re i Gun­nulfr za mną. Ran­tel przej­mu­jesz. Do­wo­dzić wami, to był dla mnie za­szczyt.

– Bez ta­kie­go pie­prze­nia, pani ka­pi­tan. – Prze­rwał jej szorst­ko we­te­ran. – Idź dziew­czy­no, roz­wal tego prze­ro­śnię­te­go skur­wie­la a potem koń­czy­my tych cioł­ków ma­lo­wa­nych i idzie­my na piwo. Jasne?!

– Tak jest.

Do­my­ślam się, że bo­ha­ter­ka mówi to nie bez po­wo­du – oba­wia się, że ol­brzym ją za­bi­je. Ale nie widać zbyt­nio tego stra­chu. To jest moim zda­niem dobry mo­ment, by spo­wol­nić akcję i dać czy­tel­ni­ko­wi le­piej za­po­znać się z za­gro­że­niem, bar­dziej je od­czuć. Po­mógł­by jakiś opis prze­żyć we­wnętrz­nych bo­ha­te­rów, może wstaw­ka z opi­sem ich ge­stów i min. Sam dia­log wy­pa­da zbyt blado, żeby wy­wo­łać silny efekt, przy­naj­mniej u mnie.

 

– Jak dam oznak to roz­wal go. Bez wzglę­du na wszyst­ko. Ro­zu­miesz?!

Znak?

 

Mia­łeś bar­dzo cie­ka­wy po­mysł na opo­wia­da­nie, ale tro­chę nie wy­pa­li­ła ci re­ali­za­cja. Głów­nie z po­wo­dów, jakie wy­mie­ni­łem wyżej, czyli bar­dzo expli­ci­te eks­po­zy­cja, która wy­bi­ja czy­tel­ni­ka z rytmu, ale przede wszyst­kim zbyt małe sku­pie­nie na prze­ży­ciach bo­ha­te­rów. Nie czu­łem zbyt­nio staw­ki w tej bi­twie, bo­ha­te­ro­wie nie wy­da­wa­li się prze­ra­że­ni a wro­go­wie prze­ra­ża­ją­cy. Chyba tro­chę zbyt­nio przy­spie­szy­łeś akcję w cza­sie fi­na­ło­wej walki i przez to wszyst­kie prze­ży­cia i nie­bez­pie­czeń­stwa stały się zbyt roz­wod­nio­ne.

Podobnie zresztą z bohaterami. jest ich tu całkiem sporo, ale niewielu przeznaczyłeś większej uwagi. Są potraktowani trochę po macoszemu i ciężko mi poczuć więź z którymś z nich albo chociaż móc cokolwiek o którymś z nich powiedzieć. Nie zapadli w pamięć.

Do tego mam wrażenie, że sporo tu było dziur fabularnych. Dokładniej opisała je finkla i zgadzam się z większością jej słów, może z wyłączeniem uwag o obyczajach noszenia jedzenia do łóżka i przepowiedni – to jest świat fantasy i może się rządzić innymi prawami, nawet jeśli znacznie odmiennymi od naszych. O ile jest w tym konsekwentny i nosi znamiona wiarygodności to jest gites imho. Najbardziej jednak ukłuło mnie, że faktycznie bohaterowie wydają się zupełnie zagubieni w świecie, nie mają pojęcia o jego historii (poza kilkoma), nie są przygotowani do walki, która w zasadzie została przewidziana lata temu. No jest to dość naciągane.

Ale mimo to po­mysł jest bar­dzo spoko, może nie szcze­gól­nie ory­gi­nal­ny, ale w sumie po co taki ma być? Jest an­ga­żu­ją­cy i ma po­ten­cjał na bar­dzo emo­cjo­nu­ją­cy pełen akcji tekst, po pro­stu za­bra­kło tu tro­chę pracy lub do­świad­cze­nia. Po­do­ba­ło mi się i widzę, że po­tra­fisz wy­ge­ne­ro­wać in­te­re­su­ją­cy świat i fa­bu­łę :3 No i jest clif­fhan­ger, który fak­tycz­nie mnie za­wie­sił w nie­pew­no­ści. No bo co teraz z tym dzie­cia­kiem? xD Bę­dzie jakaś kon­ty­nu­acja?

Bardzo przyjemne opowiadanie. Dobrze, że zdecydowałeś się na taką formę narracji – jest zwięzła i gęsta, przez co czyta się z zainteresowaniem i zaangażowaniem. Inna forma nie miałaby racji bytu przy historii tak rozbudowanej jak ta.

Co mnie gryzło, to sposób przedstawienia barbarzyńców. Zgadzam się z MłodymPisarzem. Ciężko mi uwierzyć, że to społeczeństwo potrafi egzystować w tak trudnych warunkach bytowych, w dodatku gdy jedynym ich zajęciem jest polowanie, mordowanie i łupienie. Wypadło to mało wiarygodnie, bardziej przypominając kreskówkowe i karykaturalne przedstawienie barbarzyńcy z wielkimi muskułami niż żyjącą gdzieś w stepie społeczność. Zabrakło mi tu większej przyziemności w ich życiach, czegoś poza ciągłą walką i jedzeniem pieczystego przy ogniskach. Umieściłeś co prawda hierarchię starszeństwa i wzmiankowałeś rytuały religijne, ale to trochę za mało :/ Co do samej brutalności jestem w stanie ją przyjąć – istniały w historii ludzkości społeczności, w których robiono i gorsze rzeczy, ale te ludy nigdy nie ograniczały swojej działalności tylko do tego. Zawsze ich charakter był dwojaki, z jednej strony brutalny i zwierzęcy, ale z drugiej ciepły i rodzinny, wszystko w zależności od kontekstu.

Spodobał mi się motyw przemiany bohatera. Czytało się go z satysfakcją i zaangażowaniem, czułem sprzeciw, gdy Wróbel został zdradzony przez protagonistę, zagrożenie, gdy Szron sprzeciwił się Wydrze, a samo zakończenie trochę mnie wzruszyło. Super!

Zabrakło mi tu też heroiczności. Mało tu magii i miecza, a przecież to brutalni i rządni krwi barbarzyńcy. Ale taką przyjąłeś konwencję i sprawdziła się bdb, więc samemu opowiadaniu nijak to nie szkodzi.

Reila pokręciła energicznie głową. Słyszała o zdolnościach księżniczki, lecz nie mogła dopuścić, żeby ich teraz użyła. Ashee umiała uzdrawiać, lecz dzieliła się przy tym własną witalnością i przejmowała na siebie cierpienie chorego.

Myślę, że ciekawiej by było pominąć informację, czym kończy się próba uzdrawiania. I tak pokazujesz to potem (co i tak jest lepszym, bardziej naturalnym rozwiązaniem).

 

– Goście! – zawołał. – Niech Bóstwa was błogosławią! Zapraszamy do stołu!

Reila od dawna nie zaznała tak serdecznego przywitania. Nie w czasach, gdy światem rządził Obłąkany Król. Częściej można było napotkać oszalałe bestie niż życzliwych ludzi.

Hmm, wydaje mi się, że w takim świecie ludzie staliby się bardziej sceptyczni do niespodziewanej życzliwości. Chyba bardziej na miejscu byłaby nieufność ze strony Reili, która przynajmniej do tej pory, sprawiała wrażenie bardziej przyziemnej i zdystansowanej z bohaterek.

 

„Reilo,

byłaś kilofem, który roztrzaskał mur wokół mego serca. 

Są jednak rzeczy ważniejsze od miłości.

Na zawsze twoja,

Ashee”

Trochę śmieszy ten kilof mimo wszystko xD Nie do końca mi tu pasuje, lepiej wpisałby się w parodię. Zresztą napisała to księżniczka, więc spodziewałbym się trochę subtelniejszej metafory. Ale ciekawie wybrnąłeś z problemu atrybutu.

 

Dłoń Reili mimowolnie spoczęła na rękojeści miecza dusz. Broń dawała jej niezwykłe moce, wzmacniała ciało, pozwalała wskoczyć na najwyższy mur i nie odczuwać przy tym zmęczenia. Dotarcie do króla zdawało się teraz dziecinną igraszką, zabawą w wyścig z własnymi ograniczeniami. Cena za to była jednak wysoka. Każde dobycie miecza sprawiało Reili ból. Dziewczyna czuła, jak broń wysysa z niej życie, jednak według słów Galadnhortha powinna mieć dostatecznie dużo czasu, aby wbić przeklęte ostrze w królewskie serce. 

Imho zręczniej by wypadło, gdybyś opis zachowania broni umieścił wcześniej, np. gdy Reila chwyta go po raz pierwszy. Przy okazji starzec mógłby wtedy jej coś powiedzieć. Zajęłoby to tyle samo miejsca co teraz, a naturalniej wpisałoby się w narrację. Teraz czuję się trochę wyrwany z historii przez wstawkę encyklopedyczną.

 

Ashee pokręciła głową, po czym schyliła się i pocałunkiem starła łzy z oczu Reili.

Wyobraziłem sobie, że je zlizała 0_o To nie o to chodziło, prawda? xD

 

Noo, nieźle było. Szczególnie zakończenie. Bardzo dobrze, że zdecydowałeś się na własnie taką konkluzję, happy end nie spisałby się zbyt dobrze.

Łapanki nie robiłem, bo już wiele osób przede mną wypisało wszystko, co udało mi się wypatrzyć. Skupiłem się raczej na bardziej meta sugestiach, dotyczących stylu. Było trochę ekspozycji, którą stosunkowo łatwo byłoby wpleść w narrację, ale i z nią czytało się przyjemnie, bo sam tekst jest napisany dobrze od strony językowej. Udało ci się wpleść kilka przyjemnych metafor i porównań, szczególnie dotyczących uczuć – w końcu odgrywają sporą rolę w tym tekście – a ja jestem na nie bardzo łasy, więc super :3

Zgrzytał mi głównie fragment ze starcem w lesie. Jego postać pojawiła się zupełnie znikąd, nie kupiłem wytłumaczenia, że obserwował ją od dłuższego czasu. Dalej miałem wrażenie, że zespawnował się tam out of thin air. Później była też drobna niezręczność z ekspozycją dotyczącą miecza, ale to już pisałem wyżej.

Moim zdaniem bardzo dobrze wywiązałeś się z przedstawienia relacji bohaterek – jest wiarygodna i angażująca. W tak krótkim tekście zmieściłeś chwile radości i smutku, uniesienia i kryzysy, a na sam koniec udało ci się mnie wzruszyć satysfakcjonującą konkluzją. No i czuję niedosyt, bo dalej mnie ciekawi, czy faktycznie plan Ashee się powiedzie, czy może jej poświęcenie pójdzie na marne.

Ogółem bardzo przyjemny, dobrze napisany tekst. Najs!

avei, bardzo dziękuję za komentarz :D Fakt, sam bałem się, jakie pierwsze wrażenie może zrobić Artair, bo jednak białe włosy u wojownika są bardzo sugestywne. Cieszę się, że ostatecznie wypada ciekawiej.

Czytając kolejne komentarze coraz bardziej przekonuję się, że może warto było odsłonić trochę więcej z przeszłości i motywacji bohaterów, choćby i przez stratę jakiegoś mniej istotnego fragmentu. No ale cóż, trochę przesadziłem z tą tajemniczością, ale warto było poeksperymentować z takim podejściem, bo jednak wyczucie ile można powiedzieć a ile należy przemilczeć, by odnieść najlepszy efekt to trudna sprawa i trzeba to ćwiczyć.

Co do niekonsekwencji, jaką zauważyłaś. Artair jest w zamierzeniu postacią niezwykle pragmatyczną i ma spore zadatki na socjopatę. Życie i zdrowie towarzyszy nie są dla niego istotne, zależy mu na zdobyciu renomy, a zostanie bohaterem wojennym brzmi jak całkiem niezły sposób, by to osiągnąć. Uratowanie żołnierzy i chłopaka to w zasadzie efekt uboczny jego działań, a nie ich cel.

W umyśle Artaira idea altruizmu, w dodatku posuniętego do ryzykowania własnym życiem, jest zupełnie abstrakcyjna. Gdy widzi bohaterstwo Gorna, nie rozumie czemu ma ono służyć, do czego Gorn dąży. I tu zorientowałem się, do czego masz obiekcje. Faktycznie, gdyby Artair był taką osobą, to uznałby z automatu, że Gorn robi dokładnie to samo, nie miałby powodu do zaskoczenia, bo nie zakładałby, że w ogóle można postępować inaczej, niż pragmatycznie. Masz rację, nie myślałem o tym w ten sposób, bo chyba zbytnio skupiłem się na próbie skontrastowania tych bohaterów ze sobą, zamiast dokładniej wyjaśnić sposób rozumowania Artaira.

Gdy pisałem ten fragment, uznałem, że Artair jest świadomy tego, że ludzie nie postępują jak on, a jedynie uznaje takie zachowanie za głupie i na dłuższą metę uniemożliwiające realizację celów. Wzorowałem się przy tym na swoim znajomym, więc mam już dowód empiryczny, że to dość wiarygodna postawa xD Zatem Artair rozumie, że altruizm może motywować ludzi do działania, jednak nie wierzy, że ludzie sukcesu, jak na przykład Gorn, który w końcu jest przywódcą słynnej bandy najemników, mogą się nim kierować. Gdy Artair widzi, że Gorn przybywa mu na ratunek, nie potrafi uargumentować tego zachowania i stąd jego pytanie. A gdy już uzyskuje odpowiedź, wydaje mu się tak nierealna, że nie umie w nią uwierzyć.

No to tyle z mojego sprostowania. Dzięki, że zwróciłaś na ten szczegół uwagę, bo zupełnie mi umknął, a faktycznie fragment stał się mniej zrozumiały i sporo stracił na sile wyrazu. Tu już nic z tym nie zrobię, ale mam nauczkę na przyszłość xD

Jeszcze raz bardzo dziękuję za komentarz i jeszcze bardziej za punkcik do biblioteki, bo zaczynam się już trochę martwić, że się nie załapię xD

Ślimak Zagłady a Żydzi nie mieli przypadkiem jakiegoś niebieskiego barwnika z muszli? I to w podobnym okresie co Egipcjanie?

Bardzo ciekawy artykuł i w sumie jest w nim nawet wymieniony ten żydowski barwnik – Tekhelet.

– Bo świat nie jest doskonały. Ogranicza nas nasza materialność. Nigdy nie osiągniemy perfekcji, nawet choćbyśmy żyli i milion lat. A teraz idę się modlić.

Trochę komicznie to wypadło. Jak taka ciekawostka rzucona na szybkości, zupełnie nie związana z tematem rozmowy. Jest to “A teraz idę się modlić” na koniec, przy nim już trochę prychnąłem xD Zupełnie nie pasuje do powagi, jakie wprowadzasz w poprzedniej części wypowiedzi. W ogóle mam trochę problem, żeby ocenić, czy to jest pomyłka z twojej strony, czy zamierzony efekt, bo reszta opka nie ma podobnego tonu.

 

Zadrżałem, choć ogrzewała mnie wiara moich towarzyszy.

Zamieniłbym kolejność w tym zdaniu. Teraz duży akcent pada na “zadrżałem” i przez to ogrzewanie towarzyszy nie pomaga ci osiągnąć zamierzonego efektu – podkreślenia strachu, jaki czuje bohater. Może nawet przeszkadza, bo dla mnie to brzmiało jak drobna sprzeczność. Imho lepiej byłoby najpierw dać ogrzewanie i pokazać, co bohater powinien czuć, a potem skontrastować to z faktycznymi uczuciami, coś w stylu “Choć ogrzewała mnie wiara towarzyszy, zadrżałem ze strachu.”

 

 

– Które stworzenie ciągle kłamie i bezmyślnie wyrządza innym krzywdę? Oczywiście człowiek. A reszta istot musi znosić wasze łgarstwa i występki. Zabiliście moje dziecko.

Fakt, że smok sam sobie odpowiada trochę osłabia wymiar tej sceny.

 

Zrobiłem tak jak kazał. Uwierzyłem, że potrafię go uleczyć. Spojrzałem w niebo, na anielskie oczy. Spoglądały na mnie istoty, które choć znajdowały się daleko, potrafiły obdarować ludzi nadnaturalnymi zdolnościami.

W ogóle nie czuję tutaj emocji ani dramatu. Stanowczo za mało czasu poświęciłeś na opis tej sceny, nie wgłębiłeś się w przeżycia bohatera. Wyszło dość miałko :/

 

Doczytałem w komentarzu wyżej, że chciałeś zmieszać style, zrobić coś interesującego, ale nie iść w pełną parodię. I imho trochę się tu potknąłeś, bo przez to tekst wydaje się bardzo niezdecydowany, czym w ogóle chce być. Nie jest dość zabawny, by uznać go za parodię, nie jest też dość poważny, żeby go tak traktować. Czułem się bardzo zmieszany przez całą lekturę, a szkoda, bo nie jest to napisane źle technicznie, a po prostu brakuje tu zdecydowania. Mimo to świetnie, że zdecydowałeś się na taki eksperyment – to wymaga odwagi – i widać potencjał.

Wiele interesujących pomysłów udało ci się tu zamieścić. Sam koncept magii opartej na wierze i cudach brzmi bardzo cool, trochę przypomina mi czarowanko z Dark Souls albo Berserka. Można by z tego wykręcić niezłe uniwersum.

Końcówka wyszła zaskakująca i absurdalna, już nieco bardziej miałem wrażenie, że to jednak świat, który nie traktuje się poważnie. To w sumie mało powiedziane, to był moment, gdzie faktycznie się już śmiałem, udało ci się mnie rozbawić xD Noice.

Niepotrzebnie też tak pędzisz z narracją. Masz dużo miejsca, by przedstawić bohaterów trochę ciekawiej, przedstawić ich spojrzenie na świat, w którym żyją, tym bardziej że to świat dość dziwny. Brakowało mi tu tego dość znacząco :/

Ale mimo wszystko, to było oryginalne i ciekawe opowiadanie ze sporym potencjałem na coś więcej, ale niestety bardzo ucierpiało przez stanięcie okrakiem między dwoma stylami.

Monique.M, pamiętam tę książkę, chyba jakoś w gimnazjum ją czytałem i mam z nią całkiem miłe wspomnienia. Może warto byłoby ją sobie odświeżyć, bo minęła już dekada xD

Dziękuję za propozycję betowania. Póki co polegałem na własnej wiedzy i pomocy kilku znacznie zdolniejszych przyjaciół, ale jestem otwarty na nowości :)

 

Aredei ogromnie dziękuję za miłe słowa <3 Zawsze gdy piszę, czuję niepewność, czy warto w ogóle dalej się w tę stronę rozwijać, czy to się komuś podoba, szczególnie gdy sam zaczynam patrzeć na własne teksty krytycznym okiem. I wtedy takie komentarze jak twój i komentarze wszystkich poprzednich czytelników, nawet jeśli pokazują mi wady i niedociągnięcia tekstu (co nawet lepiej, bo widzę, co poprawić na przyszłość) sprawiają, że czuję, że chcę to robić dalej, bo to już nie jest tylko “po prostu fun”, ale i innym się podoba. Dziękuję za to wszystkim komentującym <3

 

Pozdrówki ;)

Hejka, Monique.M! Dziękuję za komentarz <3 

 

Po komentarzach widzę, że jest większa całość, ale pytanie czy my na forum będziemy mogli poznać ciąg dalszy?

Mam taką nadzieję! :D Jednak jest to w tym momencie dłuuugi tekst, więc jeśli już, to prawdopodobnie musiałbym wrzucać jakoś epizodycznie. Planuję też skonstruować ciąg opowiadań, w którym to Artair byłby głównym bohaterem, bo bardzo spodobała mi się formuła takich krótkich opowiadanek. Do tej pory nigdy tak nie pisałem.

 

Wiem, że limit, mimo wszystko brakowało mi sceny po przyjęciu do bandy bohatera, gdy udowadnia swoją przydatność. Byłby to też świetny moment na wyjaśnienie czytelnikowi o co tu tak na prawdę chodzi. Kto ze sobą walczy i dlaczego. To chyba mi najbardziej doskwierało. Trochę to przypomina zestaw scenek.

Zgadzam się, choć takie było w sumie moje zamierzenie – napisać utwór, w którym przedstawię tylko najważniejsze epizody z historii bohatera. Ale rozumiem, czemu można to uznać za usterkę i sam nie jestem już taki pewny swojej decyzji xD

 

No i zastanowiło mnie czym miał przysłużyć się bandzie ten chłopak, skoro ani nie walczył za dobrze, ani nie miał wiedzy na jakiś temat. Mógł po prostu pracować dla obozowiczów, ale bohater w takim razie również.

Zabrakło tu trochę miejsca na przedstawienie umiejętności Margdhala, zresztą to nie o nim jest opowiadanie :D Mogę powiedzieć, że jest dużo groźniejszy, niż wskazywałby na to jego wiek, a brak doświadczenia w bitwie nie znaczy, że nigdy nie musiał walczyć, by przeżyć. Taki rouge z niego.

 

Jeszcze raz dziękuję za komentarz, dałaś mi trochę materiału do przemyśleń. I bardzo dziękuję za klika <3

 

Heja! Spodobało mi się światotwórstwo, które zresztą było już chwalone wyżej. Starożytny Egipt to bardzo wdzięczna lokacja, szczególnie jeśli tchnie się w niego trochę więcej życia, wprowadzając elementy nadnaturalne, np. maga-rybę. Panteon i otaczające go rytuały i obyczaje również zostały przedstawione w przyjemny, budzący zainteresowanie sposób. I chyba trochę ci to wyszło na niekorzyść.

Czytając, odniosłem wrażenie, że bardziej zależało ci na przedstawieniu ciekawego świata, niż wciągającej historii. Bohaterka, choć sympatyczna, wydała mi się nieco nijaka. Samej akcji również wiele tu nie było, przyznam, że momentami się trochę nudziłem. To już nawet nie jest kwestia faktu, czy to heroic fantasty, czy nie, w/e, ale trudno jest zbudować porywającą fabułę, gdy nie czuć zagrożenia, jakie wisi nad bohaterem. I trochę mi tu zabrakło właśnie tego aspektu. Co prawda widzimy, że kapłanki umierają, a Nil nie chce wylać i szykuje się katastrofa, ale jakoś mnie to nie ruszało tbh. Rozłożyłaś ciężar zagrożenia na wielu anonimowych jednostkach, a w przypadku całego państwa nawet na ogromnej zbiorowości, ale jako czytelnik nie czuję do nich żadnego przywiązania i trudno jest mi z nimi empatyzować. W efekcie nie miałem wrażenia, że stawka jest wysoka, tym bardziej, że samej bohaterce wszystko szło jak z płatka. Musi się gdzieś dostać? Każdy okoliczny jej pomaga. Ma pogadać z wysoką kapłanką? Rozmowa idzie git-majonez. Ma naprawić świat? Szczęśliwym przypadkiem wystarczyło wsadzić w oko monetę. No wiadomo już o co mi chodzi.

Do tego sam motyw z hipkiem wydał mi się trochę przypadkowy, szczególnie finał. Może coś mi umknęło, ale nie dostrzegłem żadnej wskazówki, żadnej wzmianki, że tak się to może skończyć.

Nie zmienia to jednak faktu, że czytało się przyjemnie, momentami było nieco zabawne, choć tylko z początku (musiałem przyzwyczaić się do boginii flądry xD). Bardzo fajne opowiadanie <3

Zacznę zupełnie nie na temat, ale 

Mapka na początku tekstu, w pierwszym komentarzu oraz pod dodatkowym linkiem tutaj (w dużym rozmiarze).

wydaje mi się, że niepotrzebnie, chyba że dla wygody czytelników. Równie dobrze wystarczy kliknąć prawym myszkiem na obrazek, wybrać “Otwórz w nowej karcie” i wyświetla się zdjęcie w tej samej jakości, co oryginał na dysku w chmurze. Wygląda jakby serwer fantastyki nie kompresował obrazów przy uploadzie, więc dalej git. Sorka, że wspominam o tym, bo pewnie to każdy wie i brzmię na czepliwego, ale wydało mi się to prostszym i szybszym sposobem niż czekanie, aż gugiel łaskawie wczyta obrazek xD

No to teraz do roboty!

 

Wow, wstęp mega fajen! Bardzo obrazowo tworzysz opisy, budujesz nimi klimat i jednocześnie udaje ci się nasycić je subtelnym humorem, żartując sobie ze sztamp fantasy. Gitówa.

 

 – Ilianna Mertezachel – powiedziała Ann – delegatka z ramienia jego królewskiej mości, króla Wolfera Watzenrode, do kapitana Straży Grodzkiej Wolnego Miasta Hirt, Fidelisa Bode – wyrecytowała.

Najs smaczek, że nazwisko bohaterki kończy się na “-el”, w końcu to anioł xD Hm… Jak dla mnie śpiewniej by zabrzmiało “Mertezael”, ale to tylko ja.

 

Ann aż podskoczyła, gdy dokumenty gruchnęły o blat biurka w jej tymczasowym gabinecie. Wybałuszyła oczy, widząc stos, ale szybko zmitygowała się, by mężczyzna nie pomyślał, że się z niego naśmiewa. Odchrząknęła.

– Dziękuję – powiedziała, nie podnosząc wzroku. – Zawołam cię, jak będę potrzebowała pomocy.

Wyłupiastooki Eber skinął i z gracją patyczaka poszedł do swojego pokoju.

Z początku byłem zdziwiony, czemu miałaby go obrazić wybałuszonymi oczyma i ze trzy razy przeczytałem pierwszy akapit. Dopiero potem zauważyłem, że Eber ma wytrzeszcz. Może lepiej byłoby podać tę informację wcześniej? Wtedy miałbyś sensowniejszy ciąg logiczny.

 

Zadźwięczały monety, ucięły pytania.

Nie powinno być "ucięły się”?

 

Ale dziewczyna zobaczyła schody prowadzące na balkon nad ulicą. Pociągnęła strażnika za sobą i zaczęli się wspinać.

Zaczęła się wspinać? Z połamanymi skrzydłami i obitymi plecami? Powinna raczej płakać w agonii. Cała ta sekcja z akrobatyczną ucieczką brzmi dość nierealnie w takim świetle.

 

 

Całkiem przyjemne opowiadanie. Miejscami zaczynało nużyć, a sama intryga zdawała się zbyt zawiła, by dało się ją przedstawić w pełni w 60k znaków. Zwroty akcji, choć liczne, były raczej grubymi nićmi szyte, albo przynajmniej nie zostały odpowiednio podkreślone. Może lepiej byłoby uprościć fabułę i zamiast bardzo szerokiej ale płytkiej historii, nieco ją pogłębić? Trochę się gubiłem przez tę mnogość wątków, zawiłą intrygę, i liczne postaci, które często pojawiały się wyłącznie na kilka zdań.

Sami bohaterowie zostali przedstawieni zręcznie, choć z wyjątkiem głównej bohaterki. Ann jako heros średnio się tu sprawdza. Niby jest oficerem, na początku sprawia wrażenie kompetentnej postaci, ale im dalej w las, tym bardziej miałem wrażenie, że po prostu dobrze udawała xD Co chwila ją ktoś oszukuje, ogłusza, bije, wpada na nią albo ona sama się ślizga i obija. Dodaje to realizmu postaci, to fakt, ale trochę przesadziłeś i zrobiłeś z niej bohaterkę, którą po prostu nieprzyjemnie się śledzi, bo nie czujesz satysfakcji, że coś jej wyszło mimo problemów.

To są największe bolączki tego opowiadania – przesyt treści i mało charyzmatyczny bohater. Sama intryga, gdyby została lepiej poprowadzona, potrafiłaby wciągnąć, ma potencjał. Tak samo świat, choć ograniczony do zaledwie jednego miasta, ciekawi, głównie za sprawą ras, jakie wprowadziłeś. Jezioracy, anioły, wszystko interesująco nakreślone. No ale jest trochę problemów, które jednak wynikają głównie z niedopasowania rozmiarów historii do limitu znaków. Mimo wszystko czytało się przyjemnie i chętnie coś od ciebie jeszcze ogarnę :D

Supre… Jak mogłem na to wcześniej nie wpaść? Leci do słowniczka xDD

stn wyżej pisałeś o najwyższej formie show don’t tell i też o to mi chodziło, gdy mówiłem, że brakuje tu “istotnych dialogów”. Te które są wydawały się nieco suche, brakowało mi w nich show. Uważasz, że dialogi służą głównie do wstawiania truizmów, ale nie zgodzę się. Dialog, podobnie jak introspekcja, mogą służyć bardzo subtelnemu ukazaniu głębi charakterologicznej postaci, jej przemiany, przemyśleń, emocji. Przecież w prawdziwości właśnie tak najłatwiej jest nam empatyzować z drugim człowiekiem i go zrozumieć – gdy opowie nam o sobie. Czy to fantasy czy scifi, czy dowolny inny gatunek, to nie ma znaczenia, ludzie są tacy sami. I tego mi tu trochę brakowało.

 

Jeny, przypomniałeś mi o tym “Problemie trzech ciał”, a udało mi się już całkiem o tym zapomnieć :/ Ta książka to było jedno wielkie xD. Zacząłem to czytać po rekomendacji przyjaciela i już nigdy potem nie ufałem jego ocenie tak jak wcześniej xDD

 

Trzeba rozwalić swoje teksty na czynniki pierwsze i zrozumieć, gdzie jest problem.

To inaczej w ogóle da się pisać? xD Dodałbym tu jeszcze jedno – dekonstruuj i analizuj teksty innych, najlepiej tych, których utwory ci się podobają, nieważne czy to film, książka czy cokolwiek innego, i ucz się na ich podstawie, jak osiągać określony efekt we własnej pracy.

 

A co do wilków, to jak mówiłem – to tylko kwestia gustu. Może mnie tak drażnią, bo samemu używałem ich bardzo namiętnie, gdy pisałem jako dzieciuch, i teraz ciężko pozbyć mi się skojarzenia wilki – moje krindżowe opowiadania z gimbazy xD

Szybujący ptak dostrzegł jastrzębia z czerwonym ogonem, który przysiadł na gałęzi dębu i przypatrywał się jego stadu. Biały kruk postanowił przegonić intruza i zaczął pikować w jego kierunku. W chwili gdy kruk spróbował go staranować, jastrząb ruszył do ucieczki. Wróg okazał się szybszy i czmychnął, ale biały, będąc już zbyt blisko, zderzył się z jedną z gałęzi i upadł na ziemię, wydając przeraźliwy krzyk. Dziewczynki natychmiast ruszyły na pomoc, delikatnie wyjmując jego skrzydła z gałązek.

Wpadasz w pułapkę przesadnej precyzji przy budowaniu opisu. Nie ma potrzeby na taką skrupulatność, tylko męczysz czytelnika, który i tak nie będzie nawet próbował tego śledzić. To jak jedzenie kartofli bez sosu – za suche, żeby przełknąć z łatwością.

 

Stara kobieta przyglądała się rannem krukowi z kamienną twarzą,

Literówka.

 

Annani, choć o minutę młodsza, urodziła się z niebieskimi, zaś Utalla z zielonymi.

Ta minuta odstępu wpłynęła na kolor oczu? Nie rozumiem, czemu o niej wspominasz i czemu służy to “choć”.

 

Piastunka podeszła do każdej z nich, pogłaskała je i popędziła do wspólnego pokoju.

Popędziła dziewczynki, czy sama popędziła?

 

– Też nie mogę spać, kiedy niektóre z nich zdechną. Chodź do łóżka, nie powiem piastunce, że chodziłaś po nocy.

Może to tylko ja, ale strasznie razi mnie słowo “zdechnąć” w tym kontekście. Jest bardzo brutalne i nacechowane negatywnie, nie pasuje do obrazu troskliwego ptasznika, jaki zarysowałeś wcześniej.

 

. To w jego odbiciu Annani zauważyła, że z jej niebieskich oczu biła energia nadciągającej lawiny śnieżnej. Staruchy intonowały pieśń dalej. Annani poczuła, jakby zbliżała się burza. Powietrze pachniało piorunami.

Bardzo gęsto od tych przyrodniczych opisów. Lawina imho niepotrzebnie śnieżna. I chyba lepiej ograniczyć się albo do burzy, albo do piorunów. Razem to już za dużo.

 

Kiedy otworzyła oczy, świat okazał się biały. Płatki śniegu padały z nieba, jakby chciały przykryć to, co zostało ze świata. Zamrugała i poczuła, że bardzo bolą ją oczy. Widziała świat mrugnięciami – puszcza, wielkie czerwone drzewa, dużo śniegu.

Zbyt wiele światów. Celowo? Jeśli tak, to są trochę źle rozmieszczone imho, zbyt przypadkowo.

 

Sol gestem opuścił wycelowany łuk Mi, sięgnął po sztylet przy pasie i postąpił krok w kierunku starszego mężczyzny. Wyprowadził cios, celując w jego twarz. Ten uniknął uderzenia, chowając się za konarem, przy którym stał. Drzewa rosły tu za gęsto, więc skrócił chwyt i zacisnął jedną dłoń na rękojeści, a drugą w połowie stalowego ostrza. W odpowiedzi na atak Sola ciął w stronę młodzieńca samą końcówką miecza. Walczyli tak dłuższą chwilę, obaj wściekli, przekonani o swoim prawie do opieki nad Annani. W końcu starszy ustąpił młodszemu. Sol, sprawniejszy i żwawszy, miał więcej sił i w końcu udało mu się wbić sztych swojego sztyletu pod żebro Ptasznika. Czubek ostrza znalazł szczelinę pomiędzy łączeniami płatów grubej skórzanej zbroi mężczyzny. Ten jęknął i upadł na kolano.

Znowu zbędnie wdajesz się w szczegóły. Mógłbyś spokojnie przejść do “Walczyli tak dłuższą chwilę…” i nic byś nie stracił. A jak już tu jesteśmy, to w ogóle ten początek trzeciej części jest bardzo chaotyczny. Nie umiem się odnaleźć i nie rozumiem co się dzieje właśnie. Nie jestem w sumie nawet pewien, która z dziewczynek tam jest. Wydaje mi się, że są do siebie zbyt podobne nie tylko dla bohaterów tekstu, ale i dla czytelnika. Nie widać szczególnie różnic w ich charakterach i zaczynają mi się zlewać w jedno.

 

Spojrzała w swoje odbicie i na półprzeźroczystej tafli, zauważała fragmenty starej historii.

Bez przecinka.

 

Ten był jednak inny, urodził się pośród płomieni, w towarzystwie przeciągłego i straszliwego wrzasku – którego nie powinna słyszeć.

Czemu nie powinna słyszeć? Nie rozumję :(

 

Przetarła twarz, bo czuła, że krew z rany już wyschła i połowę jej buźki skleiła sztywna skorupa.

Buźka średnio tu pasuje. Jakiś inny synonim by się przydał.

 

Przyjęła kubek parującego wina i spostrzegła, że jej dłonie stały się niemal szare, przez co wydawały się lekko niebieskie.

Może lepiej po prostu niebieskawe? Po co tak naokoło?

 

 Przyjęła kubek parującego wina i spostrzegła, że jej dłonie stały się niemal szare, przez co wydawały się lekko niebieskie.

Literówka w kobiecie.

 

Trąby miały rozbrzmieć godzinę po ich wejściu do Pałacu. Były rozkazem do szturmu. Rycerz z jastrzębiem stwierdził, że starcy idą tam po pewną śmierć, na co Sol mu odpowiedział, że nie mają zamiaru szukać tam niczego innego.

Czemu nie woleli powiedzieć tego wprost, tylko w mowie zależnej?

 

Przedni nimi nadal rosło, jak robiło to od setek lat, wielkie drzewo-gniazdo.

To “robiło” psuje kompozycję.

 

Każdy z Wilków przewrócił się, a Pałac płakał spadającymi kamieniami.

Płakanie spadającymi kamieniami już mocno przesadzone. Niebezpiecznie zahacza o grafomanię imho.

 

Innana nie wylądowała z gracją – jeszcze w czasie lotu Sol dostrzegł, że wiele z wystrzelonych w jej kierunku strzał trafiło sięgneło celu.

Jeden czasownik w zupełności wystarczy xD. Literówka w “sięgnęło”.

 

Zapadła cisza, bo reszta nic nie mówiła.

Quite obvious xDD “Zapadła cisza” starczy.

 

 

Początek zapowiadał się nieźle, z licznymi problemami, ale nieźle. Ale niestety, pod sceny w piramidach zaczęło się robić tak niejasno, tak wiele informacji podawałeś w zbyt skryty sposób, że z trudem udawało mi się śledzić fabułę. W połowie byłem już bardzo zmęczony lekturą i bardziej z obowiązku niż przyjemności szedłem dalej. Walka w pałacu była niezwykle chaotyczna i opisana, mimo że obszernie, to bardzo płytko. W większości skupiałeś się na fizycznym aspekcie batalii, niewiele miejsca pozostawiając temu, co faktycznie interesuje czytelnika – konfliktowi. Dobre pojedynki opierają się nie na efektownej choreografii, to nie jest film, żeby takim czymś kogoś zaciekawić. Musisz zbudować konflikt, wzbudzić napięcie w czytelniku. Przede wszystkim brakowało istotnych dialogów w tej scenie. Pojawiały się jakieś, ale ograniczały raczej do pogróżek i docinek. Nie dostrzegłem wielu wypowiedzi, z których poznalibyśmy charakter postaci, ich podejście do całej sytuacji, przeżycia, itd. 

Cały utwór cierpi z powodu mętnie nakreślonej fabuły i źle rozplanowanej akcji. Zbyt mało się tu dzieje, jak na tak obszerny tekst – w szczególności na początku. Mam wrażenie, że tak wiele miejsca przeznaczyłeś na wstęp, że musiałeś mocno kompresować środek i finał, przez co cała scena pałacowa wydaje się zrushowana.

Musisz sporo popracować nad techniką, ale pomysły masz ciekawe. Sama fabuła, gdy już udało mi się ją zrozumieć, jest interesująca i zawiera wiele elementów zapadających w pamięć, chociażby bursztynowe słońce, tron o srebrnych liściach, w ogólności wszystkie te motywy roślinne/naturalne bardzo mi przypadły do gustu.

Nie spodobały mi się za to wilczury xD Strasznie mnie krindżuje stosowanie wilków do generowania cool factora – to się raczej nie sprawdza, a nawet jeśli, to balansuje na cienkiej granicy między krindżem a chłodem. Ale to raczej indywidualna preferencja.

Podsumowując, jest tu wiele do zrobienia, szczególnie pod względem rozplanowania utworu i skupiania wagi narracji na odpowiednich punktach w fabule. Tutaj tego zabrakło i utwór jest niezrównoważony. Nie czyta się źle pod względem językowym, ale wymienione wyżej wady męczą i utrudniają dotarcie do końca, skądinąd niezłego.

Nie przestawaj pisać i nie przejmuj się krytyką (bo wyżej widziałem dość potężną, imho zbyt ostrą xD). Minie trochę czasu, napiszesz kilka opowiadań i będzie gites. No to powodzenia i do rychłego zobaczenia ;)

Dodatkowo starałam się zdobyć części witrażu z bramy cmentarzyska potłuczonych, tkwiące w cielskach piekielnych potworów, rozsianych po całym świecie. Skompletowanie dwustu części szklanej układanki miało zagwarantować otrzymanie trójdzielnego klucza, otwierającego podwoje utraconego zamku mojego rodu i odzyskanie królestwa. 

Potężna ekspozycja, ale zrozumiała przy tak krótkim tekście. Mimo to mam wrażenie, że dałoby radę to inaczej rozwiązać. Może lepiej byłoby wzmiankować o kluczu przy rozmowie z jakąś postacią? Albo przez opowiadanie budować w czytelniku wrażenie, że witraże muszą być bardzo istotne, skoro bohaterka tak bardzo się nimi interesuje?

Podobna dawka ekspozycji pojawiła się w scenie z księciem i magiem, choć tam próbowałaś zaszyć je w formie dialogu. Wyszło zręczniej, ale wciąż jest wiele miejsca na poprawę. Informacje najlepiej przekazywać w nieco zawoalowanej formie, gdzie czytelnik musi się natrudzić, by je wyłuskać. Ale nie za bardzo, bo wtedy wiadomo – niczego się nie zrozumie xD Książę wzmiankujący o plotkach na temat Mudmana jest ok pomysłem na ukrycie tych informacji, ale może lepszym byłoby po prostu pokazać, że zawsze gdy toczy się walka, towarzyszy jej nawałnica z piorunami? Zresztą i tak to robisz w sumie, więc wypowiedzi księcia w tym zakresie wydają się nieco zbędne.

 

Potem jest rozmowa z magiem, w której imho też trochę za dużo tłumaczysz. Np. tutaj:

Masz na ręku ośmioramienną gwiazdę. Naramienniki wezwania burzy przekazała ci sama bogini Dobra, którą widzisz w każdym śnie. Nieprzypadkowo są one inkrustowane klejnotami z insygniów koronacyjnych twoich rodziców, dzięki czemu w starciu zyskują niezwykłą moc. Jesteś Wybrańczynią, walczącą co noc z siłami Piekieł. Twój ród po zdetronizowaniu wygnano.

 

to już brzmi bardziej jak pastisz. Informacje, które podajesz są zbyt szczegółowe i gęste. Zamiast wspominać w dialogu o klejnotach z insygniów koronacyjnych rodziców mogłabyś spokojnie wpleść tę informacje w narrację, gdy bohaterka przygląda się naramiennikom i ma jakąś krótką refleksję na ich temat albo jeszcze lepiej ktoś pyta o te klejnoty, z kolei protagonistka nie ma ochoty odpowiadać i widać po niej, że unika tematu.

Jasna postać pojawiła się znienacka i przytwierdziła mi złociste naramienniki, przyciągające nocną burzę.

– Atrybut zwycięstwa, tylko dla Wybrańczyni! – szepnęła. Potem odeszła, wybudzając mnie z letargu.

W postaci potężnego superbohatera, w zbroi i złocistych, wysadzanych klejnotami rodowymi naramiennikach, dotarłam do legowiska magicznego gada.

O, nawet to robisz xD To by był dobry moment, by wprowadzić to, o czym mówiłem wcześniej.

 

Podoba mi się pomysł na Mudmana, który z nazwy nieco sugeruje bycie superbohaterem, ale z drugiej strony wydaje się bardziej klasycznym magicznym wojownikiem, paladynem potężnego bóstwa. Zresztą, w ogóle jego zdolności są zupełnie dziwaczne i przez to intrygujące. Bohater władający błotem i żwirem? Kupuję!

Sam świat przedstawiony również jest interesujący – wyniszczone i niebezpieczne pustkowia, jamy i lasy, gdzie gnieżdżą się potwory nie z tego świata. Dałoby się z tego wykręcić naprawdę wciągające uniwersum.

Warstwa językowa jest w porządku. Nie widziałem zgrzytów, o których warto byłoby wspominać. Co mi nie podeszło, opisałem powyżej, tutaj tylko podsumuję. Kulejesz przy dawkowaniu informacji, to jest chyba największy problem jaki tu widzę, a przynajmniej jeden z większych. Robisz to zbyt szybko, zbyt wprost. Slow and steady wins the race xD Nie ma się dokąd spieszyć, nawet przy tak krótkim tekście. Wywalenie ekspozycji i zastąpienie jej mniej oczywistymi zabiegami, dopracowanie tempa akcji wystarczyłoby, by opowiadanie stało się dużo przyjemniejsze w odbiorze.

Bohaterowie też nie zostali szczególnie zgłębieni. Coś o nich przebąkujesz, ale najczęściej jest to ekspozycja, przez którą nie przebija się nic dość charakterystycznego ani charyzmatycznego, żeby dało się poczuć do nich sympatię. Ale zainteresowanie tak.

Wszystkie problemy wynikają chyba z jednego, głębszego. Zbytnio się spieszyć, przez co całe opowiadanie sprawia wrażenie streszczenia niż pełnoprawnego kawałka literatury. Wydaje mi się, że niepotrzebnie przykułaś wiele uwagi do pewnych fragmentów, np. motywy senne mogłyby zostać skompresowane, podobnie jak spora część dialogów – niewiele wnoszą a stanowią balast. Przez to w tekście nie pozostało wiele miejsca na mięsko, np. opisy starć, według twoich opisów heroicznych, są bardzo lakoniczne i nie wzbudzają emocji. Słowem (a właściwie trzema) – brakuje tu zrównoważenia.

Nie mam tak negatywnych odczuć, jak niektórzy powyżej. W ogóle nie zgadzam się z tak ostrą krytyką i nie uważam, żeby czemukolwiek służyła. Tekst ma wiele wad, nie nazwałbym go dobrym, ale widać spory potencjał. Musisz doszlifować swoje umiejętności i jestem pewien, że z przyjemnością będzie się czytać twoje następne teksty <3

Wyciągnęła rękę, by książę podał oszroniony słój, wypełniony po brzegi. Uśmiechnął się do niej, dumny, iż zdołał dotrzymać słowa, a ona odwzajemniła uśmiech, zadowolona, że nie uszkodziła księcia aż nadto, przy okazji licznych uniesień. 

Otwarła naczynie i położyła przed sobą. Zamknęła oczy i wzięła wdech, by się skupić. Minęła chwila, po której przystąpiła do działania. Liczyła, odmierzała czas i umieszczała kolejne składniki w słoju, recytując formuły w obcym języku. 

To drobiazg, ale skoro był wypełniony po brzegi, to jak dodała coś do środka?

 

Jej nogi drżały, ręce drżały, a serce waliło bez opamiętania.

To powtórzenie nie brzmi tu zbyt dobrze.

 

Słyszała krzyki, widziała twarze, a wszystko nadal żywe w powracających niczym gigantyczna fala tsunami wspomnieniach. 

Tsunami imho zbędne. Nie pasuje zbytnio do settingu.

 

Granice między tym, co było, a tym, co jest, przestały istnieć. 

Bez przecinka przed “a”. Chyba.

 

– Twoją starą, skurwysynu! – zagrzmiała Odwaga. 

Co nie świadczy o niej najlepiej xDD

 

Pierwsza połowa, a w zasadzie całość do walki z magiem prezentowały się bardzo godnie. Czytało się lekko, momentami trochę szwankowałeś w opisach i przesadzałeś z humorem, ale było w porządku. Przy walce z nekromantą coś się zaczęło sypać :/ Opisy stały się chaotyczne, sama walka pozbawiona emocji. W ogóle pojawienie się nekromanty wydało mi się strasznie nagłe. Nie czułem wcześniej narastającego uczucia zagrożenia z jego strony, raczej był tylko jakąś słabo zarysowaną figurą na horyzoncie, kotem, który nagle wbiega pod samochód (ale bez towarzyszących temu emocji). Przydałoby się chyba solidniej go zarysować, pokazać wcześniej do czego jest zdolny i dlaczego należy się go obawiać. Z kolei już w samej walce, przyznam, że miejscami kreatywnej, choć w większej części nieco sztampowej, Odwadze szło trochę za łatwo, przeciwnik nie stawiał jej w sytuacji zagrożenia życia, nie czułem, żeby cokolwiek jej groziło tbh :/

Oprócz tego to bardzo ciekawy, humorystyczny pomysł na opowiadanie, a sama realizacja jest spoko. Jedyne co zmaściłeś to finał, o czym pisałem powyżej. Bardzo spodobało mi się kilka pomysłów, jakie wprowadziłeś, np. wieża zegarowa z pajęczymi automatonami, las, w którym wyobrażenia stają się rzeczywistością, ten ostatni w szczególności, poczułem nawet przypływ inspiracji, gdy o nim przeczytałem :D

Do tego zabawy z alchemią – cool, choć mógłbyś mocniej wykorzystać ich potencjał. Sama przemiana odwagi w finale wydała mi się mało wyrazista i satysfakcjonująca. Chyba zbyt chaotycznie i pospiesznie została opisana.

Tak czy inaczej to solidny tekst i przyjemnie spędziło mi się z nim czas <3 Pozdrówki i powodzenia w pisanku ;)

 

BTW czytałem też twoją tylną komnatę Rona Weasleya i tam uśmiałem się ze znajomymi do łez (czytaliśmy wspólnie do pizzy xD). Bardzo przypominała mi tę słynną pastę o świstokliku w odbycie. Piszę o tym, bo mam wrażenie, że bardzo dobrze odnajdujesz się w parodiach i satyrach. Z początku, gdy przelatywałem wzrokiem po tekście i zatrzymałem się na fragmencie z drzewem, miałem wrażenie, że ten tekst będzie podobnego charakteru, ale poszedłeś jednak inną drogą. Mimo to czuć, jakbyś miejscami próbował mniej lub bardziej świadomie zrobić z tego parodię i to też trochę kłóciło mi się z formą, a przynajmniej wydawało się niespójne.

 

No to tym razem już na serio do zobaczenia i powodzenia w pisaniu :3

– Halvora Popaprańca? Trudno nie pamiętać. Ochlej, gwałtownik i stary zbereźnik, co w połączeniu z niebywałym talentem magicznym czyniło z niego niezapomnianą personę. Chcesz mi powiedzieć, że mieszka teraz w Sult? Myślałem, że zginął…

Bardzo teatralnie to brzmi. W ogóle mam wrażenie, że Dorem strasznie miesza style wypowiedzi, raz mówi bardzo formalnie, dworsko, potem wraca do zwyczajnego tonu. Niby to pasuje (z tego co do tej pory zrozumiałem, wcześniej prowadził inne życie, więc teraz gra w jakąś grę i udaje wysoko urodzonego), ale gryzie trochę w ucho.

 

Można by powiedzieć, że sir Halion był durniem, jednak kolejny przyjaciel lady, sir Godwyn, również w ciekawy sposób opuścił ten łez padół. A konkretnie spadół z murów zamku, po tym, jak próbował sięgnąć szalika Tamar, zerwanego z jej szyi przez wiatr i szczęśliwie zaczepionego – lecz nie dla sir Godwyna – poniżej blanek. Z kolei sir Lambert…

Literówka w “spadół”, Zamierzona? Wcześniej jest “padół” i się ładnie rymuje xDD

 

Dorem otworzył oczy i od razu tego pożałował, bowiem z tyłu czaszki poczuł ból, jakby go kto obuchem zdzielił.

Wcześniej narrator chyba nie używał takiej “niskiej” stylizacji języka. Trochę mi to nie pasuje. Może lepiej “… jakby ktoś trafił go obuchem”?

 

– Magiczne gacie? – zaśmiał się Broll.

– Po aurze wnoszę, że nasączone silnym zaklęciem usztywnienia – stwierdził mag.

– Starcze problemy w twoim wieku, Doremie? – zakpił skrytobójca i zaniósł się śmiechem.

– To zaklęcie usztywnia gacie, kiedy kto w nie uderzy, durniu. Sam żeś sobie też powinien takie sprawić – żachnął się rycerz.

– Dziękuję za radę, ale moja kuśka jeszcze nie uwiędła. – Broll nie odpuszczał. – No, ściągaj gacie, żadnych dziewek tu nie ma, więc wstydu nie będzie.

Trochę krindżowe ale prychłem xD Funny.

 

Krwawe zmagania trwały już od kilku dwóch godzin, a najbardziej zdawały się interesować Tamar, która miast siedzieć na wygodnym fotelu jak pozostałe damy, stała przy balustradzie, z uśmiechem komentując to, co działo się poniżej.

Kilku czy dwóch? Czy kilkudwóch? W sumie to by była spoko nazwa na wielokrotności dwójki xD

 

– Nie brak – odszepnął Dorem. – A ta rękawiczka, moja ukochana, ta rękawiczka już działa inaczej. Wczorajszej nocy przyjaciel rzucił na nią zaklęcie odwrotności. Teraz to ty musisz mnie kochać, Tamar. Rozumiesz?

Aaaaaaa… A więc to tak! Chłodno! <3 Proste i skuteczne.

 

Podobało mi się. Prosty i zrozumiały pomysł na historię, ciekawa intryga, charyzmatyczne postaci. Poza technikaliami i niekonsekwencją w stylu nie mam specjalnie więcej uwag. Do czego mógłbym się przyczepić, to dialogi. Momentami wypadają trochę sztucznie, szczególnie przy śmieszkizmach bohaterów i gdy sobie dogryzają. Ale realizacja tego typu wymiany zdań jest dość trudna, sam raczej staram się jej z tego powodu unikać. Mimo to wywiązałeś się z tego zadania całkiem nieźle. Zresztą, może to tylko wina mojego skrzywienia? Stylizacja języka często mnie krindżuje, więc może po prostu o to chodzić. Druga rzecz, która też mi gdzieś już mignęła w komentarzach, to ekspozycja w dialogach. Mnie aż tak w oczy nie kłuła, choć była widoczna. Imho w granicach przyzwoitości, ale wiadomo, lepiej byłoby ją sprowadzić do minimum.

Jest też ta lady Tamar, która aż prosi się, żeby rozbudować jej tło charakterologiczne. Przez cały tekst zastanawiałem się: fajnie, truje sobie chłopów. Ale po co? xD Mizoandria? Jeśli tak, to wrodzona? Raczej nie, pewnie spotkało ją coś złego. Może nie bez przyczyny wspomina na samym wstępie o gwałcie? A może to po prostu desensualizacja na ludzkie cierpienie, życie w oderwaniu od prozy codzienności, a jednoczesne znudzenie – w końcu cały czas przebywa na dworze, gdzie nie ma wiele kontaktu z rzeczywistością. Wtedy łatwo patrzeć na prostaczków jak na zabawki.

Ciekawie wywiązałeś się z zadania umieszczenia artybutu. Prosto, ale zręcznie i satysfakcjonujaco – w końcu sprawiedliwości stało się zadość xD Wyżej ktoś tam narzekał na przewidywalność – no i prawda, opowiadanie prawdziwie zaskakuje tylko w jednym momencie, gdy bohaterowie się spotykają. Ale nie uważam tego za nic złego. Opowiadania to nie są łamigłówki, nie każde musi się wiązać z wysiłkiem intelektualnym i żonglować przewidywaniami czytelnika. Co mają za zadanie, to przynieść satysfakcję i rozrywkę, prezentując ciekawą, angażującą historię, i twojemu tekstowi się to udało.

Podsumowując – fajen! Bardzo prosto, może trochę zbyt prosto miejscami, ale skutecznie i przyjemnie. A, zaszaleję i dam ci gwiazdki nawet (choć to chyba nic nie robi xD).

AP sugestia od nowicjusza dla nowicjusza xD Jesteśmy tu chyba podobnie krótko, dlatego te moje sugestie traktuj z dozą sceptycyzmu, sam się na tym za dobrze nie znam, ale robię co mogę żeby pomóc :D A co do pytajnika to tak, nie jestem pewien czy powinien tam być. Dlatego sprawdzam teraz i https://www.ortograf.pl/ twierdzi, że powinien (chyba xD).

– Panie, co mnie obchodzą pańskie sprawy? Ja, proszę pana nie jestem od rozstrzygania pańskich, proszę pana, wątpliwości. No już, wpisz pan, co pan uważasz, i spieprzaj mi stąd.

Podoba mi się tak dużo panów xD Ładnie oddają uprzejmą irytację.

 

– No dobra. Dobra. Wiem przecież, że tylko się przekomarzasz i tak naprawdę cieszysz się na przygodę.

Wykrywam bardzo dużo zagęszczenie wiemprzecieży. Chyba trochę za duże xD Zaczyna brzmieć bardzo nienaturalnie i trochę jak ekspozycja.

 

Morg trochę pomarudził, pokrzywił się, swego życia pożałował, że musi je opuścić, ale w końcu ustąpił.

Składnia dziwna trochę, do części narracji poprzedniej niepodobna. To celowy zabieg? Bo wygląda jakbyś się trochę rozpędził ze stylizacją dialogu xD

 

Bramkarz tylko uniósł kciuk w górę, wyrzucił peta i schował za drzwiami.

Schował peta za drzwiami? xD

 

– Może opanujmy nerwy. – Warg jeszcze raz spróbował ostudzić emocje, ale gdy zobaczył, że napastnik zamachnął się nożem w kierunku jego brzucha, to pomyślał tylko, że czas na negocjacje się skończył. Poza tym widać było, że bandyci i tak nie dotrzymują słowa, bo zamiast obiecanego pocięcia twarzy szykowało się wybebeszanie flaków. Zareagował szybko. Lewą ręką złapał łobuza za nadgarstek i wykręcił go, przy okazji miażdżąc kość, potem chwycił go za wszarz, jednocześnie prawą ręką dobył z wewnętrznej kieszenie wieczne pióro i przyłożył mu je do gardła. Zanim gagatek się zorientował, już miał przy krtani ostrą stal, a prawą ręką pozbawioną broni nie mógł z bólu ruszyć. – Zrobimy tak: panowie przejdźcie spokojnie obok nas na podwórko i stańcie przy trzepaku. A my jeszcze chwilę pogadamy.

To tylko kwestia czytelności, ale imho lepiej byłoby zrobić to w formie:

– [dialog]

[opis]

– [kontynuacja dialogu]

 

Teraz między wypowiedziami bohatera jest ściana tekstu, która w dodatku na sam koniec się zawija i trochę nieczytelne się to staje. Ogólnie nie wiem jaka jest reguła, ani czy w ogóle jakaś jest, ale sam staram się ograniczać didaskalia do jednego zdania. Wszystko powyżej tego idzie w akapit.

 

Ewidentnie świerzbiły ich ręce, ale widząc całą akcję, a raczej dlatego że niewiele zobaczyli, bo tak wszystko szybko się zadziało, wykalkulowali, że bardziej opłaca im się pokiwać na trzepaku, niż narazić na połamanie gnatów.

Brak przecinka przed pierwszym że (?)

 

– Tak.

– ?

– Tak, proszę pana.

Ok, z takim użyciem pytajnika się chyba nigdy nie spotkałem xD Bardzo ciekawe i zwięzłe, ale poprawne? Trochę mi to nie pasuje do tekstu o tym charakterze, bardziej do czegoś mniej formalnego, np. pasty. Ale cool pomysł, chyba dodam do swojego pliku z ciekawymi użyciami pytajnika.

 

Poczuł moc, jak to po ambrozji, i nie dał się obłaskawić.

To jak to po ambrozji wybija mnie zupełnie z rytmu. Nie pasuje tu stylistycznie.

 

Drugi akt (?) zupełnie mnie nie kupił, niestety. Jest przeładowany informacjami, a same wiadomości podajesz bardzo gęsto, nie ma tam miejsca na oddech dla czytelnika. Miałeś jeszcze sporo znaków do wykorzystania, więc spokojnie mógłbyś tutaj zwolnić tempo, może warto się nad tym zastanowić. Fajnie też jakby ktoś inny się wypowiedział w tym zakresie, bo mogę po prostu mieć odmienne zdanie od ogółu.

 

Byli gotowi do jazdy w kierunku Zony. Humory dopisywały. Zaczęli przypominać sobie stare dobre czasy. […] Nie chciała zbytnio kłuć w oczy swoją innością. On otumaniony iluzją czci, której doznawał, nie przyjmował jej argumentów.

Tutaj podobna uwaga. Dużo informacji, ale suchych. Jako czytelnik nie umiem się do nich odnieść w żaden sposób, nie budzą emocji. Nie czyta się tego najlepiej, imho dobrze jest przedstawiać backstory postaci i ich osobowość przez dialog i akcję. Niech np. porozmawiają o dawnych przygodach, to już by było lepsze, a jeszcze lepiej, gdybyś w ogóle to pominął, o ile nie wnosi niczego do fabuły. Bardziej mnie ciekawi możliwość poznania bohaterów i wyrobienia sobie o nich zdania samodzielnie, niż czytanie wpisów w encyklopedii.

 

Przyznam z przykrością, że od drugiego aktu coraz ciężej brnęło się przez tekst, a gdy minąłem rzymską trójkę, już tylko poczucie obowiązku wzbraniało mnie przed przeskakiwaniem po tekście. Szkoda, bo pomysł jest ciekawy, warstwa językowa w porządku, dialogi też niczego sobie, ale okropnie nudzą długie sekwencje ekspozycji, która w sumie niczemu nie służy. Fakt, że feniksy upodobały sobie Egipt był wzmiankowany w tekście wcześniej i to by wystarczyło, nie było moim zdaniem potrzeby tak skrupulatnego tłumaczenia czemu akurat Egipt. Było oczywiście więcej takich przykładów, ale ten szczególnie utkwił mi w pamięci.

 

Więc podsumowując, solidny kawał tekstu, ale niestety bardzo niezrównoważony. Bardziej przypomina synopsis, szkic interesującej historii, na którą nijak nie ma miejsca w 60 albo i nawet 120k znaków, co dopiero 40. Żeby w pełni się popisać mógłbyś spróbować dłuższej formy, z kolei tej chyba lepiej by służyło wykastrowanie większości ekspozycji i pozostawienie samego mięsa – wtedy byś się może nawet zmieścił w limicie dla krótkiej drogi.

 

Ale nie powinieneś się tym przejmować, to tylko moje uwagi odnośnie tekstu, które piszę tylko po to, żeby zasugerować, nad czym możesz popracować. Nie zamierzałem opluwać niczego xD To naprawdę spoko pomysł i gdybyś dopracował to i wyrzucił co niepotrzebne, to czytałoby się naprawdę przyjemnie.

 

Usta kupca praktycznie się nie zamykały. Paplał nieprzerwanie, lecz jego wzrok co rusz uciekał na boki. Laurell, skupiona na odgłosach otoczenia, nie próbowała mu przerywać. Było zdecydowanie zbyt cicho.

Podoba mi się, jak organicznie przedstawiasz charakter bohaterów. Kupiec jest zestresowany, więc próbuje rozproszyć się rozmową, plotąc pierdoły. Drobna rzecz, ale przyjemniej się czyta od razu.

 

Całe jego oczy pokrywała czerń, prześwitujące przez skórę naczynia krwionośne pociemniały.

Trochę zbyt anatomicznie. Nie lepiej po prostu “żyły”?

 

Zgrzytnął przekręcany klucz, zaskrzypiały zawiasy. Wrota uchyliły się, ukazując czterech, uzbrojonych w halabardy wartowników. Laurell wkroczyła na dziedziniec, potoczyła wokół szybkim spojrzeniem.

“Potoczyła” wskazuje, jakby zrobiła to bardzo ociężale, ze zmęczeniem, ale zaraz potem mówisz, że spojrzenie było “szybkie”. Trochę mi się to kłóci.

 

– Przywoływacze cienia to zbrodniarze dysponujący zabójczą mocą. Będą siali terror, niszcząc wszystko i mordując tych, którzy staną na ich drodze. I będą to robić dopóty, dopóki im na to pozwolimy. Tu nie chodzi jedynie o bezpieczny szlak handlowy, lecz o życie ludzi. O bezpieczeństwo całych wiosek.

– Naprawdę nie musisz mi wykładać czegoś, z czego doskonale zdaję sobie sprawę, strażniczko z Orty.

Zachowujesz się, jakbyś tego nie wiedział.

Całkiem zręcznie ukryta ekspozycja. W kontekście działa bdb.

 

– Przecież kogoś musicie mieć.

– Może mamy.

XD Nawet mnie zaczyna już wkurzać ten typek xD

 

Ze zdziwieniem rozpoznała w jego twarzy rysy charakterystyczne dla członków wszystkich wysokich rodów rządzących niegdyś Kaltaryją. Niewielu z nich przetrwało. Ich przodkowie wywodzili się z prastarej rasy zamieszkującej te ziemie wieki temu. Z dumą twierdzili, że odziedziczyli po niej siłę i mądrość, lecz powszechnie mówiono, że były to raczej pycha i okrucieństwo. Niestety krwawa rzeź, która rozpętała się prawie dwie dekady temu, jasno pokazała, że tym samym kierowali się również rebelianci. Po przewrocie władza przechodziła z rąk do rąk, aż obecny król złapał ją mocno i już jej nie wypuścił.

Wolałbym, gdyby te informacje nie zostały przekazane wprost. Jest ich zbyt wiele i są dla mnie za mało salient, żebym je wszystkie zapamiętał. Imho zdziwienie bohaterki samo w sobie sugeruje, że widok kogoś o takim wyglądzie jest albo czymś rzadkim, albo po prostu nie pasuje do obskurnej celi. Tę krótką lekcję historii dobrze zastąpiłaby kontynuacja opisu wyglądu, w którą wplotłabyś te informację mniej explicite, coś w stylu “Jego zimne oczy wpatrywały się w nią z uwagą, przepełnione dumą tak głęboką, że niemal graniczyła z pychą”. Ale to twoje opowiadanie i twój wybór. Rozumiem co chciałaś osiągnąć, ale po prostu na mnie w charakterze czytelnika nie działa to zbyt skutecznie.

 

Kiedy wyszli na korytarz, Darkain chwycił ją za dłoń. Laurell spięła się, ale zanim zdążyła wyszarpnąć rękę, komendant wsunął coś w jej palce. Otworzyła je i westchnęła głośno, mimowolnie rozchylając usta. Trzymała w dłoni flakonik z ciemnego szkła, przez które przeświecało delikatne światło. Spoglądała z niedowierzaniem na łzy bogów – cudowną substancję, której zdobycie wymagało dobrowolnej, ludzkiej ofiary. Ze względu na swoją rzadkość oraz cudowne właściwości lecznicze łzy osiągały zawrotne ceny. Wśród białych magów były jednak pożądane z zupełnie innego powodu – potrafiły zwielokrotnić ich moc, nieraz decydując o przetrwaniu.

Tu znowu ta sama uwaga. Rozumiem, że bardzo fajnie się tak kompresuje informacje, ale to kompresja stratna. Hmm, nie widzę z marszu jak można by te wyjaśnienia zawoalować sprytnie, ale może nie trzeba? Może lepiej pozostawić czytelnika w niewiedzy do momentu, aż pozna działanie łez w trakcie akcji? Ooo, albo coś w stylu “Spoglądała z niedowierzaniem na łzy bogów. Kto był dość szalony, by ofiarować własne życie za tych kilka kropel?” To już coś sugeruje, choć może nie dość jasno – ktoś mógłby po prostu zginąć w trakcie zdobywania ich. Ale może “ofiarować własną duszę” brzmi dość metafizycznie, żeby to lepiej wyszło? Ale znowu mam wrażenie, że za bardzo się wtrącam do twojego opka xD Sorka, po prostu sugeruję jakąś alternatywę do rozważenia. Twoje rozwiązanie też działa ok.

 

Laurell przeszył nieprzyjemny chłód. Te kwiaty rosły jedynie tam, gdzie przelano ludzką krew. Dużo krwi.

Imho lepiej by to wypadło, gdybyś wyjaśniła, że czerwone lilie wyrastają z ludzkiej krwi, przy ich poprzednim wystąpieniu. Teraz czytelnik sam by się domyślił, co musiało się stać w wiosce. Chyba bardziej cool, dunno.

 

 

Zajebibi opowiadanko! Wykreowany świat, system magii oparty na świetle i mroku, na grzechu i czystości, świetnie się nadają na pełnoprawną powieść. Czytałem z ogromnym zainteresowaniem, w zasadzie jedyny moment, w którym trochę zaczęło zgrzytać, to zbyt długie introspekcje bohaterki, gdzie czuje wyrzuty sumienia. Mam wrażenie, że trochę się tam powtarzasz, dałoby się to spokojnie skompresować i nie straciłabyś żadnej treści, a zyskałabyś za to siłę wyrazu – w końcu ten fragment stałby się wtedy gęstszy.

Bardzo dobrze prowadzisz dialogi i budujesz atmosferę. Podobało mi się też, w jaki sposób przedstawiasz dylematy moralne bohaterów i poruszasz wątki psycho i filozoficzne. Bardzo lubię takie wstawki w utworach wszelkiej maści, a u ciebie są bardzo przyjemne w odbiorze. Przy okazji nadałaś dużo głębi bohaterom, szczególnie Karidanowi, który zaliczył ciekawy twist w charakterze pod koniec i stanowi w pewnym sensie zwierciadło duszy bohaterki – są w końcu bardzo podobni, a jedyna różnica polega na tym, że Karidan nie ukrywa tego, kim jest. W ogóle twoje postaci są bardzo dynamiczne pod tym względem i bardzo dobrze – świetnie się to czyta.

 

Odnośnie bohaterów mam jedno zastrzeżenie. Na samym początku bohaterka ucieka z pola bitwy, gdy jej wieloletni przyjaciel się poświęca. Nie widziałem tutaj zbyt wielu emocji, jakie można by czuć w takiej sytuacji – żal, smutek, poczucie winy. Pojawiają się wyraźnie dopiero dużo później, podczas rozmowy przy ognisku z Karidanem i potem w finale, ale wtedy jest już za późno. Może coś mi umknęło i w rzeczywistości wzmiankowałaś to wyraźniej, ale zrozumiałem tekst tak, jakby jej przyjaciel w ogóle nie musiał zginąć, tylko jakby mieli się spotkać za jakiś czas, bo mimo że “poświęcił się”, to jakoś nie towarzyszyło temu uczucie straty. Potem, gdy już to uczucie wypłynęło na wierzch, poczułem się zmieszany, jakby wzięło się ono nie wiadomo skąd.

 

No i to tyle z uwag. Oprócz tego świetnie napisany tekst z drobnymi mankamentami. Jeśli masz zamiar pisać coś jeszcze w tym uniwersum, to przeczytam z wielką chęcią. Wykreowałaś naprawdę ciekawy, intrygujący i żywy świat, który w dodatku trochę przywodzi na myśl motywy jungowskie xD Pycha <3

ośmiornicaczeke bardzo dziękuję wam za komentarze <3 Te niedopowiedzenia to celowy zabieg, jak już wcześniej pisałem, i cieszę się, że postaci okazały się dość interesujące, by wzbudzić ciekawość czytelnika. Zresztą, w tak krótkim opowiadaniu i tak nie zmieściłaby się nawet dziesiąta część historii tej dwójki bohaterów. Z początku planowałem to opowiadanie tylko jako teaser, formę tła historycznego dla wydarzeń z właściwej książki, ale bardzo spodobała mi się forma takich krótszych tekstów i mam ochotę spróbować opisać także inne etapy z życia tych postaci. Ech, tyle historii do opowiedzenia, a czas nie chce stać w miejscu xD

ośmiornico, masz rację, mimo starań nie udało mi się zachować tempa w finalnej scenie. Ciężko walczyłem z limitem słów i zmieściłem się, ale nie bez strat w ludziach xD No trudno, całe szczęście opowiadanie nie ucierpiało na tym zbyt mocno. A co do sceny z odciętym oddziałem to fakt, może to trochę zgrzytać między zębami, ale ja myślałem o tym w ten sposób: niewielki oddział twojej armii zostaje odcięty przez pierścień jeźdźców, ale jest dość mały, że nie chcesz ryzykować łamaniem własnego szyku i zbliżaniem się do głównych sił przeciwnika, by uratować tych paru ludzi. Z kolei czemu Khyrgici nie ścigali oddziału Artaira? Po części z tego samego powodu. Opisana potyczka miała miejsce na ziemi niczyjej, skąd równie długa droga prowadzi do własnych szeregów, co do szeregów przeciwnika. Khyrgici nie chcieli ryzykować zbliżania się do linii wroga i bycia zasypanymi strzałami. Zresztą, musieli być zaskoczeni, widząc jak przeciwnik nagle formuje improwizowane testudo i przebija się przez ich linie bez większego wysiłku, a przynajmniej ja by był nieźle skołowany na ich miejscu xD. Może nie wyszło to szczególnie realistycznie, ale trudno, już się napisało xD

czeke, miałem sporo problemów z tym, jak wiele z przeszłości Artaira odsłaniać. To jedna z główych postaci w mojej historii i rozwianie jej tajemnicy planuję jako punkt zwrotny w historii, dlatego wyłożenie zbyt wielu kart teraz mogłoby być strzałem w kolano. Zdecydowałem się na powiedzenie dość, by móc spekulować kim jest i co zamierza osiągnąć, a przede wszystkim, by móc zacząć zastanawiać się nad moralnością Artaira i jego postawy. I patrząc na wasze opinie, mam wrażenie że wyszło nieźle :)

Jejku, szczerze mówiąc, nigdy nie przypuszczałem, że to opowiadanie spotka się z tak pozytywnym (przynajmniej jak dotąd xD) odzewem. Czuję się teraz bardziej zmotywowany do dalszego pisania, niż kiedykolwiek :D I zabieram się już do przeczytania waszych – twoje, czeke, już udało mi skończyć i skomentować wczoraj, teraz kolej na ośmiornicę.

Bardjaskier, święta racja! Miyazaki to król animacji, tak jak lew jest król dżungli. Wielkie dzięki za filmik, bardzo ciekawy <3 Mnie również ciekawi jego fenomen, ale też w ogólności zastanawiam się, co takiego jest w mandze i anime (no przynajmniej w tych lepszych), że tak silnie oddziałują na odbiorcę. Może to kwestia tego, że główne tą kulturą się otaczam, ale czytałem i oglądałem utwory wielu uznanych twórców zachodnich i wschodnich i jest między nimi wyraźna różnica w opowiadaniu historii i prezentacji bohaterów, i to właśnie ci orientalni mocniej do mnie trafiają, a przynajmniej silniej inspirują.

– Trzeci… Czwarty… Szlag by trafił! Było pięciu! – Wysoki mężczyzna z blizną na policzku uważnie lustrował pobojowisko, szukając piątych zwłok. Widać było, że ich brak go martwi.

Imho zbędnie mówisz, że “szukał piątych zwłok” – wynika to z jego wcześniejszej wypowiedzi. Tak samo, niepotrzebnie mówisz, że ich brak go martwi – to bardzo oczywiste, tym bardziej w świetle jego słów. Myślę, że gdy zostawisz tu czytelnikowi miejsce na domysły, to będzie lepiej się czytało.

 

– No, to mamy już wszystkich. – Młody wojownik z łukiem przerzuconym przez plecy wyszedł z zarośli, ciągnąc za sobą trupa. Uśmiechnął się szeroko i dodał:

Didaskalia lepiej byłoby przesunąć do nowej linijki i zrobić z nich normalną wypowiedź narratora.

 

Mężczyzna nazwany Gawronem popatrzył na niego i westchnął.

Może lepiej po prostu “Gawron”? Nie wprowadziłeś wcześniej żadnej innej postaci poza nim i tym młodym wojakiem, więc wiadomo o kogo chodzi. Zresztą ten “mężczyzna” i tego tego specjalnie nie precyzuje. W ogóle nie widzę, żeby jakąś nową informację dodawał, więc wygląda na zbędnego.

 

Hmm, cała ta sekwencja rozmowy dwóch kolegów na wstępie jest trochę sztuczna. Chyba chodzi o to, że stylizujesz język na kilka sposób naraz. Z jednej strony jest trochę archaizmów, z drugiej wypowiedzi bohaterów mają przyjmują bardzo oficjalny ton, szczególnie gdy tytułują nauczycieli. Domyślam się, że robią to z przekąsem i to zabieg komediowy, ale wtedy warto to wyraźnie zaznaczyć; teraz jedynie uśmiechają się i śmieją, ale ja jakoś nie umiem śmiać się razem z nimi. Chyba dlatego, że dodajesz jeszcze trzecią warstwę do ich języka, tym razem rynsztokową, która mocno się kłóci z poprzednimi dwiema. Myślę, że trochę tego za dużo. Zresztą, w prawdziwości raczej nikt nie opowiada jak zbałamucił żonę i córkę profesora, jednocześnie nazywając go magnificencją xD (chyba że nazywa go tak w żartach, ale to nie było dla mnie oczywiste po przeczytaniu fragmentu). Raczej by się go nazywało równie pogardliwie i śmieszkowo.

 

Masz trochę jawnej ekspozycji. Mnie wybiła z rytmu i mam wrażenie, że niczego się nie nauczyłem z tych fragmentów o postaciach. Chodzi mi głównie o to:

Gawron szybko odwrócił głowę i zobaczył Wiję. Prawie przeźroczysta, drobna postać unosiła się nad ziemią, jak to Wija. Nieczęsto się je spotyka, bo to rzadkie i tajemnicze stworzenia. Gawron jednak nie wydawał się zaskoczony. Wiedział, że Selene, Mistrzyni Magii na dworze księcia Mirona, ma w swojej mocy jedną z tych istot. Wije nie mają wielkich mocy magicznych ani nadzwyczajnych zdolności, ale mogą się pojawić zawsze i wszędzie. Żadna bariera ich nie powstrzyma – ani fizyczna, ani magiczna. Dlatego potężni magowie używają ich do przekazywania wiadomości. 

 

i to:

Od pięciu dni byli w drodze. On i siedmiu ludzi. Kirlis, niedoszły mag. Na trzecim roku wyleciał z hukiem z venizańskiej Akademii Magii. Nie wiadomo za co, bo za każdym razem mówił co innego. Jeżeli jednak do magii miał taki talent jak do łuku i łgania, to rzeczywiście mógłby zostać wielkim magiem.

Borgar, niegdyś zawołany rębajło z doborowej Czarnej Drużyny wojewody Virtana. Gdy kompanię rozbito w bitwie pod Ordinem, zaciągnął się na służbę u księcia Mirona z Many. Szybko zgadał się z Gawronem. Poznali się na sobie. Dwaj weterani doświadczeni tym samym wojennym losem. Potem jakoś tak wyszło, że do ich kompanii dołączył Kirlis i już od pewnego czasu trzymali się razem, pełniąc rolę książęcego oddziału do specjalnych poruczeń.

Było jeszcze pięciu ludzi z książęcej drużyny. Tęgie chłopy. Tacy co pytań nie zadają, tylko piorą po mordach jak padnie rozkaz. A czasem i bez rozkazu. Zrazu Gawron nie chciał ich brać ze sobą, ale Miron się uparł.

Lepiej byłoby to rozwiązać jakimś dialogiem. To dużo trudniejsze rozwiązanie, wiadomo, ale czasami tak trzeba. Zresztą, często nie ma potrzeby w ogóle dawać tego typu informacji. Po co mówić, że jakiś bohater jest taki i taki, skoro przez ostatnie kilka akapitów już trochę go poznaliśmy, a przed nami jeszcze cały tekst, w którym poznamy go poprzez jego czyny? Tak będzie ciekawiej.

 

Byli trochę mniejsi od ludzi, mieli ciemniejszą skórę i szpiczaste uszy. Zajmowali się głównie rolą i hodowlą bydła.

Troszkę biedny opis. Ogólnie myślę, że warto wystrzegać się “być”, “mieć” i tym podobnych w opisach. Lepiej się pomęczyć trochę i bardziej poszaleć z nimi, bo efekt jest tego warty. Ten opis gorzków aż się prosi, by został przeniesiony w miejsce, gdzie pojawiają się pierwszy raz. Najlepiej, jakbyś go jakoś wplótł w akcję, np. wzmiankował, że przerzucali ciała o ciemnej skórze i ze szpiczastymi uszami, może nawet bardziej zaszalej i daj coś w stylu “krew ściekła z głowy po szpiczastym uchu, zlepiając włosy w czarnym skrzepie” czy coś takiego. Mam nadzieję, że wiadomo o co mi chodzi xD

 

Młody, niemalże czarodziej, wyciągną przed siebie kryształ i powoli ruszył do muru.

Literówka “wyciągnął”.

 

Ok, to było bardzo wciągającego opowiadanie. Miejscami trochę koślawo napisane, musisz popracować nad budowaniem dialogów, bo miejscami wychodzą nieco sztywno i sztucznie, w opisach tez masz sporo miejsca na poprawę. Ale to są szczegóły, wiadomo, że z biegiem czasu będziesz pisał coraz lepiej i wszystkie te mankamenty pójdą w niepamięć. Co się liczy to interesująca fabuła, intryga, żywe i charyzmatyczne postaci. Dużo się tu działo, miejscami może za dużo, trochę chaotycznie się zrobiło przy ucieczce ze świątyni, akcja pędziła odrobinę za szybko. Ale i tak bardzo mi się podobało. Naprawdę przyjemne opowiadanie i oby tak dalej <3 Chętnie jeszcze coś twojego przeczytam.

 

 

Jeju, przeczytałem i jest pod ogromnym wrażeniem twoich zdolności. Oczywiście utworzony świat, jego historia i mechaniki, są intrygujące i pobudzają wyobraźnię, ale już na warstwie samego języka, prowadzenia dialogów i budowania fabuły widać niezłą ekspertyzę. 

Ale nie chcę słodzić, wystarczy chyba jeśli powiem, że bardzo mi się podobało i przepłynąłem przez ten (dłuuuugi) tekst, jakby miał nie więcej niż 20k znaków (chociaż czytałem na dwa razy, bo oderwały mnie obowiązki), i że nauczyłem się z niego paru rzeczy jako autor. Mam parę uwag do samego tekstu, choć myślę, że te mankamenty w większości wynikają z ograniczonej objętości tekstu.

Po pierwsze primo, foreshadowing wypadł trochę blado. Może to wina tego, że czytam jak rozkojarzona małpa, ale znalazłem trzy punkty, które się na niego składają. Najpierw mamy scenę w sklepie, gdzie handlarz wspomina, że ktoś tam gdzieś tam syntezował czerń i BUM. I w sumie tyle z wprowadzenia. Potem mamy krótką retrospekcję, gdy bohater widzi, jak jego ukochaną wchłania mrok (w czasie czytania nawet nie zastanowiłem się co to za mrok, a potem już w sumie zapomniałem w ogóle, że cokolwiek ją wciągnęło – byłem przekonany, że oboje ucierpieli w pożarze). No i pod koniec już wykładamy karty i cała historia jest opowiedziana w szczegółach. I moim zdaniem to nie działa. Są tu trzy etapy foreshadowingu (wzmianka, sugestia i ujawnienie) ale wzmianka na początku nie sugeruje w ogóle, by to była istotna informacja, więc szybko odfiltrowuje się ją z myśli, potem sugestia jest dość słaba, chyba dlatego, że za krótka i też nie przykuwa się do niej dużej uwagi (tym bardziej, że przerywa dość dynamiczną akcję, więc przelatuje się przez nią z rozpędu). Zwieńczenie tego wątku za to jest całkiem ok technicznie, wszystko powinno działać, ale za mało napięcia się nabudowało we wcześniejszych etapach, żeby to zaskoczyło porządnie. Rozpisałem się o tym dużo, ale nie daj się zwieść xD to wcale nie jest imho wielki problem. Dałoby się to łatwo naprawić, gdyby nie ten limit znaków, bo po prostu więcej uwagi czytelnika można by do określonych fragmentów przykuć. Można by też trudniej, zręcznie manipulując tempem akcji i kładąc większy akcent na reakcje bohaterów, np. (choć to trochę krindżowe się wydaje) bohater mógłby jakoś wyraźnie zmienić temat albo odpowiedzieć bardziej emocjonalnie w czasie początkowej rozmowy z handlarzem, ale to tam wiesz na pewno. Teraz konkluzja tego wątku wydaje się wzięta z powietrza. Nie wykluczam też, że sam problem jest po mojej stronie, w końcu widziałem wyżej pozytywne zdanie o tym aspekcie, a sam wiem, że mam problem z uważnym czytaniem, ale mimo wszystko wolałem o nim wspomnieć.

Po drugie primo relacja bohatera i jego ukochanej jest bardzo blada. W ogóle nie czuję ich więzi i dramatu, jaki ich spotkał. Po części się to wiąże z pierwszą uwagą, bo jednak ta rewelacja, że to sam Sall ich tak urządził, powinna ukłuć czytelnika w serduszko i zrobić z niego bohatera-smutasa, ale się to nie udaje – chyba znowu dlatego, że za mało uwagi poświęca narrator na ten wątek. Hmm…Może jakby wywalić ten fragment z przygrywaniem szczurom na lutni, to by się zmieściła scenka, która silniej zarysowałaby tło tej historii miłosnej? Podobnie już działa scena, gdy Sall patrzy na dziewczynkę i widzi jej podobieństwo do Lyssy, więc to nie musiałoby być bardzo długie. Jakaś krótka wzmianka w trakcie powolnego segmentu tekstu by wystarczyła. Gdzieś wyżej mi też mignęła wzmianka o ostatnich słowach Lyssy. No i zgadzam się po części z tym zarzutem – faktycznie mogła powiedzieć coś innego, co spełniłoby dodatkową rolę, niż tylko przypomniało o czymś, z czego doskonale zdajemy sobie sprawę – że go kocha. Myślę, że jakieś “nie winię cię” albo przeciwnie – “nienawidzę cię, wypuść mnie xD” byłoby ciekawsze i wzbudziło silniejsze emocje w czytelniku. Masz rację, że użycie kochamcia jest bardzo naturalne i pewnie w prawdziwości właśnie takie słowa padły, ale jesteśmy w opowiadaniu, gdzie można się trochę pobawić językiem, by zbudować kolejną historię w historii. W końcu, może Lyssa nie ma innego wyjścia i chciałaby umrzeć, ale jakaś siła trzyma ją w postaci widma i nie pozwala odejść? Może gdy w końcu Sall zdoła przywrócić jej ciało, wcale nie będzie zadowolona, a może nawet stanie się jego śmiertelnym wrogiem, bo nigdy nie wybaczyła mu tego, co im zrobił?

Zakończenie trochę zrushowane, ale to chyba normalne jak się rozpędzi przy pisaniu, moje opko też z tego powodu ucierpiało xD. Ciekawie wypada przemowa Salla do kultystów, mimo że ma charakter komediowy, to wypada bardzo realistycznie i idealnie pasuje do tego, jak zarysowałeś charakter tej postaci. Z drugiej strony motyw wajchadłowców kosmitów, z których wylatują metalowe kule, które zmieniają ludzi w roboty jest już trochę zbyt dziwny, żeby mi się spodobał. Nie był zły, ale w porównaniu z resztą światotwórstwa, wypada najgorzej. Na pewno nie czuję, żeby pasował do reszty koncepcji i to chyba ta niespójność mnie świerzbi.

No i z tych uwag, to chyba tyle. Jakby mi się coś jeszcze przypomniało, to postaram się dopisać coś w kolejnym komentarzu. Ogółem opowiadanie robi spore wrażenie i bardzo przyjemnie spędziłem przy nim czas. Gratuluję świetnej roboty i piórka :D Powodzenia przy następnych tekstach!

Koala75, masz rację, też żałuje, że nie udało się bardziej rozwinąć tej historii. Jednak sam fakt, że opowiadanie pozostawia wiele pytań bez odpowiedzi jest zamierzony. Jak wspomniałem we wstępie (chyba) ten tekst to fragment większej narracji, w której Gorn i Artair są jednymi z istotniejszych postaci i nie chciałem wykładać na stół wszystkich kart już tutaj, skoro w dalszej perspektywie ci bohaterowie wciąż mają być stanowić zagadkę i ujawnić swoje tajemnice w odpowiednim momencie w fabule. Tutaj zamierzałem jedynie wzbudzić ciekawość w odbiorcy, skłonić go do zadania pytań jaka jest przeszłość tych bohaterów? co ich motywuje? itd. Jeśli to mi się udało, to jestem zadowolony :) A jeśli było wciągające przy okazji, to tym bardziej się cieszę.

 

bruce bardzo dziękuję za wyłapanie błędów i gratuluję czujnego oka. Mnie ustawiczne czytanie tego tekstu tak znieczuliło, że nie byłem w stanie już dostrzec takiej drobizny :D Dziekuję za miłe słowa, a jeśli miałabyś oprócz nich jakieś uwagi i przemyślenia odnośnie tego, co można zmienić w tekście lub budowie historii, by je poprawić, to zachęcam do podzielenia się (o ile oczywiście masz czas o chotę :)).

 

Dziękuję bardzo wam obojgu za znalezienie czasu na przeczytanie i skomentowanie. Postaram się odwdzięczyć w ten sam sposób przy najbliższej okazji ;) Ach, i oczywiście dodam wzmiankę o wulgaryzmach, niektórych rzeczywiście może to kłuć w oczy.

Gravi przyjrzał się twarzy Grota o twardych rysach i pionowej bliźnie na czole po dawnym ataku wielkiego pająka. Twarzy o pionowej bliźnie? Raczej z pionową blizną. – Mylisz się. Odkąd przyznali nam tytuły, robiłeś wszystko, by cię napiętnowano – Gravi wycedził przez zęby – piłeś na umór, wszczynałeś burdy, obmacywałeś żony innych krasnali. – Wielkie mi mecyje, robiłem to, co po każdej przygodzie. – Podpaliłeś gospodę i pobiłeś młynarza – wyliczał dalej Gravi – jako nowo wybrany sołtys, nie mogłem tego tolerować.

 

Trochę ekspozycją mi to zajeżdża (ale tylko trochę!). W szczególności ostatnie zdanie. Nie brzmi zbyt naturalnie to jako nowo wybrany sołtys, jest zbyt oficjalne, raczej spodziewałbym się czegoś w stylu tyle co wybrali mnie wtedy na sołtysa or smth.

 

Grot spędził większość nocy na przygotowaniach. Gdy ekwipunek był już skompletowany, położył się w ubraniu na kilka godzin. Wraz ze świtem wstał i ściągnął topór ze ściany. Włożył go za pas i zarzucił na ramię plecak. Przemierzając las, zjadł szybki posiłek, słuchając treli i świergotów harcujących wśród gałęzi drzew ptaków.

 

Nie wiem czy ten fragment wiele wnosi do historii. Nie jest też szczególnie atrakcyjny pod względem języka, wypada raczej nijako na tle reszty. Może warto byłoby skupić się tu nie na listowaniu czynności, ale na przedstawieniu nastawienia i charakteru bohatera? Już teraz trochę tego jest, w końcu kładzie się w ubraniu, a potem je sobie śniadanko słuchając ptaszków, więc z jednej strony brzmi jak twardziel, a z drugiej wygląda, jakby wiele sobie nie robił z zagrożenia, więc cool bohatyr. Ale to za mało imho, jest tu potencjał, żeby upchnąć znacznie więcej.

 

Gdy znalazł się o rzut żołędziem od drzewa, przystanął, ponieważ dalej cała roślinność była wyjedzona, aż do ziemi.

 

Nie wiem czy nie mam już omamów o tej godzinie, ale zdaje mi się, że nie powinno tu być przecinka przed “aż”. Hmm, przynajmniej jak to sobie czytam w głowie, to go nie słyszę. Ale drobiazg to jest, więc w/e.

 

Ponadto odniesione przez niego rany dodawały mu zwierzęcego magnetyzmu.

 

xD Prychłem xD

 

Więcej technicznych problemów nie rzuciło mi się w oczy. Bardzo spodobał mi się pomysł na opowiadanie. Krasnale zwykle nie kojarzą się z bohaterskimi twardzielami o kamiennych muskułach xD, którzy ratują ponętne kobiety z opresji. Całkiem ciekawe podejście do tematu. Oprócz tego opowiadanie w luźnym, przyjemnym w odbiorze stylu, momentami zabawne, chwilami trzymające w napięciu. Wszystko gitara! Tylko zakończenie trochę anticlimactic się wydaje. Może jest trochę zbyt sztampowe i przez to ciężko mi je przełknąć? Ale z drugiej strony, przecież całe opowiadanie przyjmuje podobny ton, więc patrząc na to z pominięciem pryzmatu moich preferencji, zakończenie dobrze wpisuje się w całość narracji i jest przyjemnym, bardzo swobodnym komentarzem na temat archetypu niezależnego twardziela, któremu żadna kobieta nie może się oprzeć. No i super!, warto eksperymentować z konwencją i bawić się tekstem, a po tym opowiadaniu widać bardzo wyraźnie, że miało to miejsce :3 Noice!

Bardzo dziękuję Bardjaskier za komentarz i jeszcze bardziej się cieszę, że się podobało <3 Odnośnie wyważenia, masz rację. Trochę zbytnio się rozpędziłem przy wcześniejszych fragmentach i na zakończenie zostało mi już niewiele miejsca. Upchałem ile mogłem, ale nie mogłem zbyt wiele – zdecydowałem się nie kastrować reszty historii, bo w zasadzie wszystko co w niej opisałem uznałem za niezbywalne, jeśli nie w kontekście samego opowiadania, to dla całej opowieści (tekst jest fragmentem większej historyjki, jaką piszę i traktuję go jako dodatkowe źródło informacji dla czytelnika o głównych bohaterach). No to skoro już się wytłumaczyłem, to jeszcze raz dziękuję i zacznę się zabierać za przeczytanie twojego opka ;)

Młody pisarz przez dopiero zaczynasz miałem na myśli, że nie jesteś pisarzem z dwudziestoletnim stażem xD Nie przejmuj się tym, czy postępy są za wolne czy nie, myślę że nie to powinno być priorytetem przy pisaniu opowiadań. Co jest faktycznie ważne, to fun ;) Więc jeszcze raz powodzonka i nie przestawaj pisać!

Hegan stał w wąwozie, w cieniu dwóch murów skalnych porośniętych kępkami trawy. Przed sobą widział zakręt, zza którego dobiegał huk oraz ryk. Odgłos narastał, odbijając się od kolejnych skał i nie milknął, zagłuszając wiwaty ludzi stojących daleko za plecami wojownika.

skoro odgłos narastał, to wydaje się oczywiste, że nie milknął. Trochę nadmiarowe się to wydaje, a imho z nadmiarowością w tekstach należy uważać. Mogą wybić czytelnika z rytmu, wprawić go w konfuzję albo po prostu pozbawić fragment siły wyrazu. Trochę jak z masłem, które rozsmarujesz na zbyt wielu kromkach xD

 

Z boku wypatrzył kępkę trawy, podszedł do niej i wytarł ostrze. Nie lubił tego zapachu krwi, nie lubił ciemnej czerwieni, nie lubił wiwatów.

trochę zbyt wprost jak na mój gust. Lepiej sprawdza się podsuwanie czytelnikowi puzzli, a nie gotowego obrazka. Mógłbyś na przykład pozbyć się zupełnie stwierdzenia, że nie lubił tego i tego, zastępując je subtelniejszą informacją, czymś w stylu "Z obrzydzeniem otarł ostrze o kępę trawy. Ruszył prędko w stronę wyjścia, gdzie mógłby odetchnąć od huku wiwatów". W skrócie lepiej sugerować myśli i emocje bohatera jego zachowaniem, niż mówić o nich wprost. Lepiej *show* niż *tell*.

 

Hegan stanął przed małą chatką z kominem i drewnianymi okiennicami, które czasem otwierał podczas wietrznych dni. Lubił, gdy mróz wpadał do pomieszczenia.

to się wydaje zupełnie zbędne. Ale zobaczymy, piszę w trakcie lektury, więc może jakiś foreshadowing to jest xD

 

– Znowu muszę cię zostawić. Wybacz, przyjacielu, jak wrócę… to jeszcze pogadamy. Hegan minął dwóch strażników z halabardami i skręcił w bok. Przed nim stały otwarte na oścież drzwi do sali tronowej. Nabrał powietrza w płuca, kontrolując wyraz twarzy.

brzmi to, jakby ta sala tronowa stała tuż przed drzwiami chaty xD Dodaj jakąś tranzycję, a jeśli chcesz dać time skip, to oddziel wizualnie dwa fragmenty od siebie. Nowy akapit to za mało jak na taki przeskok, można by dodać taki dzyndzel (niedawno się dowiedziałem, że nazywa się dingbat xD) pomiędzy dwa segmenty tekstu. Zresztą stosujesz je w tekście wielokrotnie.

 

Nie, to coś znacznie potężniejszego. Idzie na nas cała armia, cała armia dowodzona przez jednego człowieka, Arana, który rządzi nią przy pomocy fioletowego diademu.

specjalne powtórzenie "cała armia"? Jeśli tak, to myślę, że lepiej byłoby rozdzielić je kropką, a nie przecinkiem. Przynajmniej jak sobie to dyktuję w głowie, to tak chłodniej brzmi ;)

 

Hegan pokiwał głową. W jego umyśle zrodziła się nadzieja; wszyscy wrogowie znaleźli się w jednym miejscu, a to oznaczało, że gdyby ich pokonał… Nie musiałby już więcej wyruszać na wędrówki, mógłby pozostać w domu i zacząć spędzać czas z kotem przy kominku, jedząc soczyste mięso, pijąc wykwintne wina.

tak sobie myślę, że to trochę out of character zachowanie, przynajmniej względem tego, czego dowiedzieliśmy się o Heganie wcześniej. Chłop niby chce spokoju i ma dość, ale z drugiej strony nie może powiedzieć sobie dość, bo łudzi się, że kolejne zlecenie będzie ostatnim, zamiast po prostu wycofać się z interesu. To jest w sumie ciekawy motyw, takie samooszukiwanie się bohatyra, można to w ciekawą stronę pociągnąć. Jeśli tak zrobiłeś to gitówa, a jeśli nie, to możesz pomyśleć, czy nie chciałbyś czegoś w tym kierunku spróbować w tym czy innym opowiadaniu. Chłodny pomysł imo.

 

Na horyzoncie ciągnęły się szeregi wroga. Przeważał kolor czerwony. Większość potworów miała maksymalnie cztery metry wysokości, ale zdarzały się i większe osobniki. Parły naprzód. Ich ryki dochodziły już do pozycji ludzi.

strasznie techniczny opis. W ogóle wcześniej też kilka rzuciło mi się w oczy, ale nie będę się czepiał każdej pierdoły. Za to tutaj to już gryzie w ucho bardzo. Takie technikalia w stylu "potwór miał maksymalnie cztery metry wzrostu", "bohater jest przekoksem, bo ma cztery miliony furyoku energii ducowej xD" czy podobne w środowisku moim znajomych nazywamy animizmami i myślimy, że lepiej ich unikać. Wiadomo, w umyśle autora to się wydaje strasznie cool, trzeba przecież jakoś pokazać skalę zagrożenia itd., ale w istocie rzeczy czytelnikowi nic to nie mówi. Co mi po informacji, że mają cztery metry wzrostu? Nie działa to specjalnie na wyobraźnie. Zamiast tego można skupić się na opisie zachowania, jego brutalności, porywczości, krwiożerczości i podobnych, ale w akcji. Np. lepiej pokazać, że jakaś bestia zmiażdżyła konia jednym ruchem łapy albo jeszcze lepiej że przy tym zaryczała, wyginając okoliczne drzewa samym podmuchem. Tu się dalej stosuje to słynne *show, don't tell*, bo starasz się ukazywać złodupność postaci (albo dowolną inną cechę) przez jej interakcję ze światem, a nie encyklopedyczne wstawki.

Rycerze już czekają w lesie. Przyjmiesz pierwsze uderzenie Arana, tak jak się umawialiśmy?

-trochę dziwne, że król w ogóle się go o to pyta, zamiast wydać rozkaz. Hegan nie jest mu podległy?

 

Dzisiaj musiał poprowadzić armię do zwycięstwa, miał wykonać pierwsze zadanie, ściągnąć przeciwnika w zasadzkę, a król?

A król powinien się znaleźć w osobnym zdaniu xD Lepiej mi się to układa na języku, ale jak uważasz.

 

To mogło się udać. To powinno się udać. To musiało się udać. przydługi ten ciąg.

Środkowe zdanie zbędne.

 

Wróg niemal zbliżył się już na kilkaset metrów.

znów to samo co wyżej. Lepiej jakąś niewymierną jednostkę wielkości wprowadź, np. "rzut beretem" czy coś takiego xD Druga kwestia, o której wcześniej zapomniałem wspomnieć, że w ogóle jednostki wielkości (szczególnie SI) są strasznie scjentystyczne i gryza się ze światem fantasy. Lepiej ich unikać, chyba że już musisz, ale wtedy lepiej uciec się do jakichś bardziej wymyślnych lub anatomicznych jak łokcie i stopy czy dla większych dystansów staje. Trochę wiarygodniej to brzmi w ustach preoświeceniowego bohatera. Opis walki z potworami jest bardzo miałki. W ogóle opisy walk w fantasy (choć wydają się mieć potencjał na bycie cool) zwykle nużą czytelnika. Walka jest spoko nie dlatego, że ma fajną choreografię (to nie film ani inna sztuka wizualna) a dlatego, że występuje w nim konflikt. Napięcie i rywalizacja jest wyczuwalka w dialogu, w gestach i myślach postaci. Samo obijanie się żelastwem nie robi takiego wrażenia.

 

Odszukał na wzgórzu postać z diadem

literówka w diademie.

 

Hegan cofnął się o krok, czuł, że miecz wroga może przebić się nie tylko przez jego zbroję, ale także i skórę, o którą zwykła stal się rozbijała. Aran ruszył do przodu, zamarkował uderzenie od góry i ciął z boku. Hegan odbił miecz, jednocześnie wprowadzając uderzenie w klatkę piersiową przeciwnika. Za słabo i niecelnie.

o tutaj widać to, co opisywałem wyżej. Tłuką mieczami, ale przez całą walkę nie pada choćby jedno słowo. To bardzo spłyca cały konflikt i pozbawia scenę napięcia.

 

Zakończenie cool, a przynajmniej koncept, bo nad realizacja musisz popracować. Tutaj mógłbyś rzucić jakąś ckliwą sceną, gdzie bohater czuje na twarzy ten sam chłodny wieczorny wiatr, jaki lubił wpuszczać przez otwarte okna swojego domku czy coś xD Sama akcja straciła sporo na dramatyzmie, mimo że umiera głowny bohater, głównie przez to, że przez calą sekwencję walki nie widać zbytnio ani stawki ani emocji. Hegan pojawia się na początku, potem przebija się przez szeregi bezpłciowych potworów i umiera w pojedynku ze złolem. Ale nie mówi nic przez cały ten czas! W ogóle niewiele czuje przez tę sekwencję, a przecież to pole bitwy! Powinno wrzeć od emocji.

 

Takie krótkie podsumowanko zrobię. Spoko tekst, ale widać że zaczynasz dopiero. Widać potencjał i czyta się spoko, więc jak najbardziej powinieneś kontynuować przygodę z pisaniem :D Pisz dalej i stosuj się do porad, jaki usłyszysz od innych (w szczególności od innych, bo ja sam się zbytnio na tym całym pisaniu nie znam xD) i będzie gites już wkrótce. Przede wszystkim skup się na show, don't tell, o ile wcześniej o tym nie słyszałeś, potrenuj budowanie dialogów i unikaj nadmiarowości, a teksty w mgnieniu oka podskoczą na jakości. Powodzonka, kolego ;)

Kobieta, która na oko mogła dopiero co przekroczyć dwadzieścia lat życia, wierzgała i wyrywała się, próbując wyswobodzić ręce i nogi z powrozów. Skóra na nadgarstkach spływała krwią, sznury doszczętnie przeszły wilgocią. Posklejane na prawej skroni włosy przypominały o uderzeniu sprzed kilku dni. 

 

Bronze Age Mindset i dwudziestoletnia kobieta siedząca u ojca jakoś nie chcą mi się skleić w głowie xD Raczej jak czytałem coś o kulturach wschodnich czy hellenistycznych (a twoja wygląda mi na helleno-podobną), to grubo przed dwudziestką się hajtały, a do tego raczej mieszkały u chłopa. Ok, właśnie przeprowadziłem krótkie badania i faktycznie, są jakieś sugestie, że w Gortinie (na Krecie) istniał zwyczaj, że dopóki nowożeńcy nie mieli środków, by zamieszkać na swoim, to mieszkała dalej u ojca. No ale wiadomo, to jest fantasy, to może mają u ciebie inne zwyczaje. Raczej w formie ciekawostki o tym mówię, niż żeby się przyczepić, więc no fuzz.

 

Nie odpowiedział. Chwycił brązowe obcęgi, obejrzał odbijające się w metalu refleksy świetlne. 

 Hmm, może to trochę krindżowe xD, ale imho cokolwiek co ma potencjał zwierciadlany w takim konteście aż się prosi, żeby odbić oczy bohatera i wskazać na jakąś refleksję albo samokrytykę w jego głowie.

 

Wojownik próbował rozgryźć więźniarkę. Co pozwalało jej walczyć? Widziała śmierć swojej rodziny, ujrzała płonące domy i zagrody wioski, w której zapewne się wychowała. Została bezceremonialnie wtrącona do ciasnej klitki, będącej karykaturą domu w jej ostatnich dniach.

A tutaj to nie wiem. To pierwsze zdanie jakoś mi nie gra. Może jest za proste, przypomina mi wręcz coś z gatunku Kobyła ma mały bok. Nie, to raczej po prostu dobór słów. Po pierwsze to rozgryzanie trochę prostacko brzmi, bardziej mi tam pasuje zrozumieć. No i jest ta więźniarka, czyli słowo, za którym nie przepadam. Imho zadnie jest troche brzydsze przez jego użycie, ale może to po prostu moje uprzedzenie. Dunno.

 

Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie, chociaż w oczach grał smutek. Ściągnął tunikę i stanął prosto przed uczniem. Po prawej stronie, między barkiem a szyją skóra była jakby zniszczona, skurczona i ciemniejsza niż reszta ciała.

Blizna.

Wydaje mi się, że ten opis zrobiłby większe wrażenie na czytelniku, gdybyś go skrócił. Ten opis samego wyglądu blizny Po prawej stronie, między barkiem a szyją skóra była jakby zniszczona, skurczona i ciemniejsza niż reszta ciała można uprościć i zostawić coś w stylu Między prawym barkiem a szyją ciągnął się wąski pasek ciemnej, pomarszczonej skóry. Blizna. Swoją drogą, jak teraz o tym myślę, to w ogóle dodawanie tego Blizna też może być zbyteczne. W końcu wcześniej solidnie zbudowałeś oczekiwania czytelnika, nie sądzę, by teraz nie był w stanie domyślić się, skąd się tam ta uszkodzona skóra wzięła.

 

Kruci, bdb opowiadanko. Spiże, walczące wyznania, wątek mistrza i ucznia, refleksyjność i mądrze wykorzystana śmierć postaci zamiast szczęśliwego zakończenia. Jednym słowem – C H Ł O D N O. Ostatni segment (chodzi mi o fragmenty poprzedzielane gwiazdeczkami xD) wydaje mi się trochę nadmiarowy. Moze niepotrzebnie tak dokładnie tłumaczysz przekaz, jaki chciałeś zamieścić w opowiadaniu, i wygląda to troszkę, jak jakaś interpretacja utworu, a nie dalsza dyskusja ucznia z mistrzem. Z drugiej strony gdybyś zupełnie ją pominął, wtedy obawiam się, że czytelnik mógłby sam nie dojść do niektórych wniosków. Po zastanowieniu myślę, że przeszkadza mi tu nie rozwinięcie tej metafory rosnącej rośliny i opisywane przez nią zróżnicowane czynniki rozwoju ludzkiego charakteru, a fakt, że powtarzają coś, co zostało już powiedziane. Głównie chodzi o to:

– Czyli ani księżyc ani słońce nie wystarczą w pełni do tego, by kwiat wydał owoce? – zagadnął młodzieniec, wpatrując się w kamienną posadzkę. Podniósł po chwili wzrok na Nuhrego.

– Tak. Wszystko musi być w równowadze, nadmiar czegokolwiek jest źródłem zniszczenia – odparł ze spokojem.

Koraki westchnął w myślach, gdy zdał sobie sprawę, że ciekawość pchnie go coraz bardziej ku nieuchronnemu pytaniu.

– I zdałeś sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy ta kobieta zginęła?

Nuhro spuścił wzrok, przeciągnął dłonią po twarzy. Wcisnął się plecami w ścianę.

– Tak. Po stokroć tak, przyznaję się, że to dopiero jej ofiara ukazała mą ślepotę – odparł na jednym oddechu. Koraki miał wrażenie, że w kąciku oczu mistrza światło odbijają zbierające się łzy, jednak po chwili już ich nie było. – Pytasz, bo zbliża się Święto Boga Słońca?

Tu byś musiał się zastanowić dokładniej jaka jest prawda, ale imho na tym etapie czytelnik już odruchowo załapał, co się działo w głowie Nuhrego, gdy widział egzekucję i że dopiero wtedy zdał sobie z tego wszystkiego sprawę. No i to są niby odpowiedzi na pytania ucznia, więc ich obecność jest zasadna, ale z drugiej strony czy uczeń potrzebował o to pytać? Może lepiej było zostawić trochę więcej niedopowiedzianym. Nie wiem, nie chcę ci grzebać w talerzu, tym bardziej, że bardzo ładny kotlet na nim leży. Po prostu jakimiś swoimi wątpliwościami i przemyśleniami chciałem się podzielić.

 

Podsumowując – jest gitówa. Gratsy ;)

 

Ach, no i nie jestem pewien jak to tutaj działa z powiadomieniami, więc możliwe, że ten komentarz przejdzie bez echa i nie ma sensu komentować starszych utworów xD Widziałem na górze posta opcję OBSERWUJ i domyślam się, że to ona włącza powiadomienia, gdy pojawią się nowe komentarze pod tekstem. Ale czy jeśli się jest autorem, to ona jest włączona automatycznie, czy dalej trzeba to ręcznie wyklikać? Pytam, bo to mój pierwszy komentarz (który nie jest odpowiedzią na inny komentarz), a pod moim tekstem nie dostawałem żadnych informacji, że ktoś coś napisał.

Bardzo dziękuję wszystkim za wyczerpujące odpowiedzi. Serduszko trochę mnie zabolało przy czytaniu wypowiedzi drakainy, ale mimo wszystko cieszę się, że wasze uwagi potwierdziły moje wątpliwości co do jakości tego tekstu, zmotywowało mnie to do jeszcze pilniejszej pracy nad moim stylem. Cóż, pozostaje mi chyba tylko otwarcie edytora tekstu i klepanie kolejnych fragmentów, może nawet się skuszę na ten konkurs, dzięki za informację o nim ;)

Nowa Fantastyka