Profil użytkownika


komentarze: 53, w dziale opowiadań: 53, opowiadania: 21

Ostatnie sto komentarzy

@Outta Sewer

Dobry pomysł, poprawiłem.

 

@Asylum

Dzięki za rozwinięcie!

Nie siliłem się na literaturę wysoką. To miała być prosta historyjka, głównie dla rozrywki – stąd też jej długość.

Fantastyka oczywiście nie jest tu pokazana wprost, ale czy w rzeczywistym świecie sytuacja mogłaby się zdarzyć? No nie wiem, na pewno nie w całości ;) (bohater musiałby mieć bardzo poważne problemy psychiczne, a przynajmniej poważniejsze niż teraz)

Ale rozumiem niedosyt. Cieszę się jednak, że zauważyłaś poprawę w jakości tekstu. Zawsze miło to usłyszeć ;)

@Lanied

Może byłby tutaj potencjał na coś dłuższego, ale wydaje mi się, że wtedy erotyka zdominowałaby wszystko inne. Ogólnie myśl była taka, że kobieta było po prostu silniejszym telepatą od bohatera.

 

@aKuba139

Ok, teraz rozumiem. Ale jak widzisz poszedłem w stronę akcji. Czy to lepiej, czy to gorzej – kwestia gustu ;)

 

@Asylum

Nie chciałem się silić na jakąś potężną dawkę erotyzmu, ale co zrobić… tak wyszło ;) Co do prostoty przekazu – takie miałem założenie. Chociaż myślę, że udało mi się toczyć akcję przynajmniej dwupoziomową.

Powiem szczerze, że druga część twojego komentarza jest tak zawiła, że do tej pory nie wiem, czy dobrze ją odczytuję ;)

 

@maciekzolnowski

Dzięki, tytuł to wariacja na temat powiedzenia: “milczenie jest złotem, mowa srebrem”. Ale nie znam faceta, o którym wspominasz ;)

 

@Outta Sewer

Nie czytałem “Trupiej otuchy”, ale cieszę się, że mój tekst też przypadł Ci do gustu ;) A co do reszty…

Komplementowała w sensie takim, że ukrywała jego niedostatki, ale coraz wyraźniej widzę, że to za mocny skrót myślowy ;)

Umknął mi ten kutas narratorski. Pozbędę się go.

Detektyw założył, że ktoś bohaterowi pomógł. Taka była moja myśl, gdy pisałem to zdanie.

 

Dzięki wszystkim za komentarze!

@josenheim

Dzięki za uwagi i punkcik, poprawiłem zdania (poza komplementującą nocą ;)).

 

@Bohdan

Dzięki! Pomyślę o czymś dłuższym w tym temacie, bo rzeczywiście dużo jest tu do ugrania.

 

@grzelulukas

Dialogi może zabawne, ale zupełnie naturalne ;)

 

@aKuba139

Pisałem z myślą, żeby w jak najkrótszym tekście zawrzeć spójną historię, dlatego opo skupia się na akcji. Z przemyśleniami bohatera byłoby to coś zupełnie innego. Dodatkowe pytanie brzmi, czy w takiej sytuacji miałby czas na przemyślenia? ;D

 

@Realuc

Dzięki za miłe słowa! Cieszę się, że się podobało.

 

Co do kutasów – zgadzam się. Rzeczywiście za dużo ich na słowo kwadratowe. Nie wyłapałem tego przy czytaniu, ale już poprawione.

W większości zgadzam się z przedmówcą, ale nie zgodziłbym się, że opowiadanie trzeba przerobić całkowicie. Pomysł jest do obronienia, musisz jednak usunąć te naiwności, bo bohaterowie wychodzą głupawi, a historia naiwna.

Bohaterka wygrywa walkę z drabami, bo w jednym zdaniu jest napisane, że kiedyś uczyła się walczyć kijem. Poza tym trudno uwierzyć, że anioł nie dał rady, a ona bidulka no problem – pełne komando.

No i oczywiście trzymanie obcego faceta w mieszkaniu to raczej nie sytuacja, w której przychodzi pora na relaks.

Do początku nie mam wielkich uwag. Wprowadzanie w porządku, ale faktycznie mało się dzieje.

W tekście jest niestety masa błędów stylistycznych. Dużo z nich jest zabawnych, więc pośmiałem się. Np.

Ich biel zaś miała w sobie wspomnienie dziewiczego śniegu

Cóż to za biel, że miała wspomnienie? Wspomnienie miała bohaterka, nie kolor ;]

Zgodzę się z przedmówcą, że jest potencjał, ale musisz jeszcze popracować nad stylem, bo na razie brzmi to nieco szkolnie. W tekście trafiło się też kilka błędów i literówek. No i zakończenie wydaje mi się grubo naciągane. Ostatnią rzeczą, o jakiej bym pomyślał, widząc roślinę, która może mnie zeżreć, to zrobienie sobie z niej przyjaciela ;)

Napisane całkiem zgrabnie, chociaż sama historia sprawia wrażenie płytko poprowadzonej – w sensie takim, że jakoś nic szczególnego się w niej nie działo. Może to przez to, że jakoś chaotyczne te fragmenty i nie zawsze wiadomo, kiedy co się dzieje. Komentarz z telefonu, więc nie będę się rozpisywał bardziej.

Całość ujdzie, czytało się nawet przyjemnie, ale zakończenie tragicznie złe. Wygląda to tak, jakbyś nie miał pomysłu i wcisnął cokolwiek – nawet jeśli to bezsensowne – byle tylko zakończyć.

Równie dobrze mógłbyś pokazać czytelnikowi środkowy palec, uczucie po przeczytaniu finału takie samo ;].

@Asylum

Moje lata dekadencji mam na szczęście za sobą (podobno dla mężczyzn potrafią być skrajnie destruktywne; jeśli nie doprowadzą swojego życia do porządku do późnych lat dwudziestych, to często kończą samobójstwem – zupełnie jak młodzi poeci ;)). Ale wciąż nużam się w pisaniu – na trzeźwo i z większą determinacją ;].

Perfekcja to pomnik, chyba bym nie chciała być statuą;) 

Być może nie, albo jakby nam kiedyś jakiś postawili… ;]

 

@mr.maras

Co do fantastyki – jestem przekonany, że już dużo mniejsze zabiegi literackie można uznać za fantastyczne.

Co do opowiadania – wysoki kontrast pisania i tego, co opisane, był założeniem całości, więc trudno byłoby się go pozbyć. W tym końcówki, finalnie sprowadzającej bohatera do rzeczywistości. Jeśli nie porwało – rozumiem, to w dużej mierze zabawa językowa.

Dlatego mogę się zgodzić, że tekst przypomina poniekąd popisówę literacką, ale już niestety nie z akademika. Te lata mam za sobą ;].

No i dzięki za dostrzeżenie warsztatu. Na razie kręcę nim na wszystkie strony, próbując sprawdzić, gdzie najlepiej pasuje.

 

Przepraszam, że tak późno odpisuję, ale w ostatnich dniach nazbierało mi się trochę zajęć i wyjazdów.

choć wielu piszących już to robi i wygląda to okropnie

O tym mowa. Prawdopodobnie większość piszących używa tego, co im ustawi edytor tekstu, bo to po prostu wygodniejsze niż korzystanie co chwila ze skrótów klawiszowych do odpowiednich pauz (które to skróty u mnie np. nie działają – musiałbym ustawić je ręcznie).

Nie można stosować ich zamiennie.

Ciii, 90% (a może nawet więcej) ludzi kompletnie ich nie rozróżnia. ;] Co prawda nie zmienia to faktu, że masz rację – chociaż kto wie, jak długo? ;p Zwykle jest tak, że język dostosowuje się do ogółu, a nie odwrotnie. Podobnie może być z naszymi kreseczkami.

Myślnik to inaczej pauza. Ale to są półpauzy, nie pauzy – mój błąd. Myślnik jest dłuższy (–).

A to w takim razie wybacz, nie jestem specem od forumowych zasad ;].

Dzięki wielkie za drugie podejście! Ale chyba kliknięcie Ci umknęło ;).

Domyślam się, że celowe powtórzenia, czy myślniki też?

Też, też. Lubię oddzielać pauzami fragmenty dłuższych zdań, wtedy unikam zatrzęsienia przecinków – i (chyba) są bardziej czytelne.

 

literówka

poprawione

@regulatorzy

 

Takie będą, dopóki nie osiągnę perfekcji (o ile się da;)).

 

@asylum

 

Ładna scenka.

Chociaż z duchem Nałogu od lat żyję w separacji, to towarzystwo pozostałych jeszcze zbyt często utrudnia moment oddalania się z godnością ;].

Dzięki za poświęcenie czasu i punkcik. Cieszę się, że tekst przypadł Ci do gustu.

 

Od niedawna tu pracuje i jeszcze nie przywykła czy dostaje taką wielką kasę, że nie zamierza rezygnować mimo stresu?

To jest materiał na spin-off. Na razie pozostańmy przy tym, że to wrażliwa dziewczyna ;].

@Asylym

Dzięki za poświęcenie chwili. Cieszę się, że pomysł przypadł do gustu, ale znowu szkoda, że nie rozbawił. Język może jest aż nadto kwiecisty, ale o to tu chodzi. Chociaż chciałbym, to nie będę bardziej bronił żartu, próbując go tłumaczyć, bo to najlepsza droga do zabójstwa tekstu (i samego żartu) ;].

Na razie wychodzi na to, że mężczyzn śmieszy, kobiety nie (chociaż cztery osoby – w tym ja – to chyba za mało, żeby wyciągać takie wnioski;)).

 

@regulatorzy

Ja za Ciebie niczego nie napiszę, więc i zasługi będziesz mógł przypisać wyłącznie sobie. ;)

I tak, i nie, mógłbym całe życie pisać i samemu być ślepym na jakieś błędy. Tu w sukurs przychodzi feedback; trzepnięcie w łeb to czasem najlepsze lekarstwo ;].

Amen! Jak kiedyś zacznę na swoim stukaniu w klawiaturę zarabiać, będzie to w dużej mierze Twoja zasługa ;D

jako żart to już zupełnie się nie sprawdził i niczym nie rozbawił. :(

Widać wszystkich nie zadowolę ;/. Jak to mówił Halama: “poczucie humoru jest wybiórcze”. Ja tam za każdym razem uśmiechałem się pod nosem, kiedy robiłem redakcję – a mówię tu o własnym tekście! To nie zdarza się często ;].

 

Rzecz zdała mi się straszliwie rozwleczona i okrutnie przegadana, a przedstawienie całego zajścia – choć mniemam, że to zabieg celowy – w sposób tak karykaturalnie podniosły, pełen ustawicznych wzmianek i podkreśleń

Taki był zamysł tego tekstu (co miało być jedną z części składowych jego humorystyki – i głupio mi, że muszę to pisać ;(), więc jestem w stanie zrozumieć, że jeśli język nie przypadł Ci do gustu od początku, to dalej nie mogło być lepiej.

 

finał, co tu dużo mówić, bardzo mnie rozczarował, tak bardzo okazał się błahy i oczywisty.

Szkoda, że przyjęcie nie skończyło się wielce kulturalną i szalenie estetyczną orgietką… ;)

Finał może nie porywa, ale pasuje. Dla mnie jest najlepszym z wszystkich możliwych finałów, bo – idąc za Kingiem – jest słuszny.

Co do orgietki (nawet ruszyłem słownik, żeby się upewnić czy dobrze podejrzewam, bo nigdy nie słyszałem zdrobnienia ;)) – my chyba chodzimy na różne przyjęcia ;D. Ale, jakby na którymś z twoich zrobił się wakat, to count me in! ;]

 

Jestem zbyt zmęczony, żeby odnosić się do znalezionych usterek, więc tylko jedno:

 

Poznaj znaczenie słów uświadczyć i doświadczyć.

Nie uwierzysz, ale specjalnie to sprawdzałem przed wrzuceniem tekstu. Wedle słownika “napotkać kogoś lub znaleźć coś” – w przypadku obrazu mi to pasuje. W drugim już trochę mniej (nie zauważyłem, że jest drugi ;))

Cieszę się, że żart się udał ;]. Oczywiście, że każdy z nas w tym stanie jest natchniony! Dzięki wielkie za komentarz i uwagi. 

Zdublowane "był" przy gospodarzu. Chyba, że to jest nawiązanie do poprzedniego zdania i to on był smaczny. ;)

Wiem, że może dziwnie wygląda, ale to celowy zabieg – właśnie odnoszący się do poprzedniego zdania ;].

 

Bardziej naturalne byłoby "cechę lub może nawet skazę".

Prawda, ukośnik średnio pasuje do całego tekstu. Chyba dodałem o jeden “kwiat” za dużo ;].

 

wiesz, że to w oryginale jest Tennessee Honey?

Spojrzałem na butelkę – true! ;]

 

Co do osładzacza – muszę jeszcze raz przeczytać, żeby się odnieść.

To takim palnikiem traktuje kotlet albo warzywko i nawet nie potrzebuje węgla drzewnego – o to chodzi? ;D

Tego nie próbowałem, ale kto wie? Tylko przed smażeniem natarłbym biednego kotleta (warzywo też) sporą ilością tłuszczu – żeby przetrwał ;]. Ale mógłby nie przejść w środku.

 

A jak polecasz użyć palnika do rozpalenia, dajmy na to, uczuć, że o żądzach nie wspomnę? ;D

Zapytajmy autorki 50 twarzy Graya ;D. Chociaż są uczucia, które palnik rozpaliłby w ułamku sekundy (raczej ku niezadowoleniu rozpalanego ;)).

Suknie, które oglądałeś, owszem, są obszerne, szerokie, ale to suknie chyba szyte z klinów, marszczone, drapowane i rozpięte na specjalnych stelażach. Natomiast suknia/ spódnica kloszowa jest krojona z koła.

Chodziło mi właśnie o te suknie i przyznaję, byłem pewien, że określa się je jako kloszowe. Ale skoro kloszowa suknia dotyczy tych współczesnych cudów, to oczywiście zrobiłem błąd.

 

albo, żeby być bliżej twojego przykładu – najpierw ułożyć sobie fryzurę, a potem umyć uszy i szyję.

Mając włosy tylko wokół głowy, podobnie do wieńca laurowego – czyli tak jak opisałem barona – myślę, że bez problemu można by ułożyć wpierw włosy, a potem wyszorować łysinę. Może nawet byłoby wygodniej.

Nie wiem, nie próbowałem takiej fryzury ;].

 

Owszem, celowo wypisałam tyle uderzeń w podium, żebyś mógł sobie wyobrazić, ile przysiadów musiałby wykonać licytator. ;)

Wiedziałem ;]. Bo mój licytator tak naprawdę był Chodakowską w przebraniu (tylko dla uważnych czytelników).

 

A jeśli chodzi o palnik – są różne. Podłączone do butli z gazem, przypominające pistolet. Bardziej przenośne, w puszce, wyglądające jak dezodorant – albo takie jak wspominałaś, w kuchenkach.

Dwa pierwsze mogę polecić, jak ktoś nie lubi długo czekać z rozpalaniem grilla (albo czegokolwiek) ;].

 

EDIT: przy poprawianiu trafiłem (wybacz, musiałem ;))

Szkoda, że nie porwało, ale rozumiem, że “zawieszenie niewiary” jest utrudnione, kiedy wyłapuje się po drodze wszystkie błędy. Mam misję do wykonania – przygotować taki tekst, żeby szanowna reg nie miała się do czego przyczepić ;].

Narzekałaś na brak humoru, a ja za to znalazłem go w twoim komentarzu – każde kolejne wymienienie “podium” i poprawienie go na “pulpit” budziło coraz większy uśmiech. Czy to specjalny zabieg? ;]

Jak zwykle wielkie dzięki za poświęcony czas, błędy poprawię. Kilka, z którymi się nie zgadzam, wypisuję poniżej:

w falbaniastej, kloszowanej sukni z gorsetem, rodem z osiemnastego wieku. –> Suknia może być kloszowa, może być rozkloszowana, ale nie ma sukien kloszowanych.

Obawiam się, że w XVIII wieku panie nie nosiły kloszowych sukien.

Ja nie wiem, ale po krótkim researchu trafiłem na kilka, które bez problemu nazwałbym kloszowymi, np. robe à la française. Może się ich tak nie określa, ale bez dwóch zdań ich dolna część przypomina klosz ;].

 

posłusznie poszedł z wygraną do samochodu. –> Wygrana była licytacja, nie głowa. Głowa została nabyta w drodze licytacji.

Przecież coś, co się wygrało, nazywa się “wygraną”, więc nie rozumiem problemu.

 

Jeremiasz ujrzał tył wygolonej głowy Tomasza, skrytej pod szoferską czapką. –> Skoro Tomasz miał na głowie czapkę, to jak Jeremiasz mógł zobaczyć, że głowa jest wygolona?

Włosy rosną aż do karku, więc bez problemu mógł to zrobić (tym bardziej że szoferska czapka skrywa głównie czubek głowy).

 

Wziął własny grzebień, wyczesał i ułożył włosy barona, a następnie pokrył pomadą, by efekt nie poszedł w diabły. Potem złapał gąbkę i wyszorował łysinę zmarłego na wysoki połysk… –> Czy nie logiczniej byłoby najpierw umyć łysinę i włosy barona, a dopiero potem zająć się jego fryzurą?

Mości redaktorko, to już jest czepianie się ;].

 

Po raz kolejny obejrzał go dokładnie. –> Piszesz o głowie, więc: Po raz kolejny obejrzał  dokładnie.

Nawet jeśli wcześniej określam go imiennie? Głowa w pewnym sensie jest tutaj samodzielną postacią.

 

łapał za palnik i podgrzewał igłę pod syczącym płomieniem do czerwoności. –> Dlaczego płomień syczał do czerwoności?

A może miało być: …łapał palnik i nad syczącym płomieniem rozgrzewał igłę do czerwoności.

Czy garnek, aby coś w nim ugotować, stawiasz pod płomieniem, czy nad nim?

To ułożenie zdania imo nie sugeruje, żeby płomień syczał do czerwoności – dalej chodzi o igłę. A sam palnik przy użytkowaniu zwykle trzyma się płomieniem w dół, więc tutaj będę obstawał przy swojej wersji.

 

I jeszcze z ciekawości: czy używanie słowa “mi” jest błędem? Zawsze powinno być “mnie”?

 

Co do reszty: w większości się zgadzam, obiecuję poprawić i więcej nie grzeszyć.

Dzięki za miłe słowa. Cieszę się, że fabularnie się broni, bo napisanie tego opo sprawiło mi sporo frajdy.

I mamy 1 do 1 odnośnie licytacji, czyli równowaga zachowana ;].

Co do błędów – posypuję głowę popiołem. Wymienione i większość (mam nadzieję) niewymienionych poprawiłem. Tekst powinien wyglądać teraz lepiej.

Obiecuję, że przed następnym robię podwójną redakcję ;].

Czyli po raz kolejny się potwierdza – jak czuję, że coś jest nie tak, to prawdopodobnie jest nie tak (licytacja). Co prawda narracją pierwszoosobową bym tego nie ratował, bo cały tekst jest w 3os. i po prostu by nie pasowało, ale o czymś pomyślę.

Ostatnia część to taki trochę info dump, nie? ;] Ale drobny i ściśle trzyma się historii, więc raczej bezbolesny.

Co do reszty – drobnica, którą zajmę się w wolnej chwili.

Cieszę się, że mimo potknięć fabuła przytrzymała Cię do końca.

Już się boję ;]

Sam przy powtórnym czytaniu barona nałapałem dość sporo byków (co aż zadziwiające, bo czytałem tekst przed publikacją). Aż zaczynam podejrzewać, że pojawiły się przy przeklejaniu z worda na forum (ale muszę to potwierdzić jeszcze w wordzie). Inne wytłumaczenie jest takie, że mózg już nie widzi po entym razie przebiegania przez tekst ;].

I tak dziękuję za próbę, tym bardziej, że – jak rozumiem – to nie była dla ciebie konieczność. Co poradzę – lubię wolno prowadzić historię ;] (może za dużo klasyki, a może moja głupia cecha). Miałaś to nieszczęście (albo szczęście), że skończyłaś lekturę na moment przed tym, jak zaczynał się konkret.

Czyli przynudzam tylko odrobinę za bardzo ;].

No ale – dzięki za uwagi. Biorę sobie do serca i oczywiście poprawię w wolnej chwili.

Dzięki za słodko-gorzką odpowiedź ;)

Co do literówek i przekręconych imion – pierwsze to oczywiste przeoczenia, drugie to naloty z innego tekstu (tak to jest jak się pisze kilka rzeczy naraz). Ale to, że pominąłem w wejściowym zdaniu dwa byki, aż zabolało ;/.

Scena licytacji – faktycznie, też wydawała mi się odrobinę za długa. Ale z racji dość krótkich akapitów postanowiłem ją zostawić. Kiedy sam ją czytałem wydała mi się biec szybko (poza kilkoma dłuższymi akapitami) – nie wiem, może mylnie. Jeśli chodzi o powtórzenia, to muszę jeszcze raz przeczytać żeby się odnieść.

 

Hm… głowa po ścięciu nie spoczywa na pieńku (sorry za ten straszny komentarz)

Nie szkodzi, całkiem możliwe, że głowa spadła ;]. Ale że to część dialogu – i to reklamowego – fakt ten wydaje mi się zbędny.

 

Jaki uniform wygląda służalczo i skąd szyderstwo publiki, jeśli siedział koło Mistrza, a więc domyślnie był jego asystentem i w jego imieniu zgłosił ofertę. 

Nie wiem, na ile to dobra obrona, ale chyba gdzieś tam pisałem, że publika na początku faktu o tym, że byli tam razem, nie odnotowała. Co do służalczego uniformu – jasne, miało być służalczo wyglądającego, albo coś w ten deseń.

 

wyboldowane zadziwia???

Nie wiem, co jest nie tak ze szpicbródką wysuniętą do przodu niczym szpada ;] (no dobra, może to nie jest moje najlepsze zdanie, ale ma potencjał humorystyczny)

 

Uwagi oczywiście jak najbardziej mile widziane, a błędy poprawię w wolnej chwili. Cieszę się, że pomimo ciągnącej się dla Ciebie pierwszej sceny, dotrwałaś do bardziej interesujących kąsków ;].

Nie wiem, co myśleć o tym fragmencie. Największym jego plusem było chyba to, że czytało się szybko. Mimo że tekst do najgorszych nie należy (ale do najlepszych też nie), to nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że jest słaby; śmierdzi grafomanią. Nie wiem, dlaczego – może to przez nietypową manierę pisania, czasem denerwującą, czasem niebezpiecznie zbliżającą się do bycia po prostu błędną.

Poza tym historia też nie jest wciągająca, jedyny interesujący wątek (ten z mapą) został zepchnięty do tła opowieści i czytelnik pozostaje z niezbyt interesującym opisem dnia bohatera, któremu towarzyszy trudna do ustalenia ilość kolegów.

Opisujesz zbędne rzeczy, bez których tekst niewiele by stracił, a może nawet zyskał, do tego używasz słów w nadmiarze, co jest chyba częścią wspomnianej wcześniej, irytującej maniery.

 

pobudzała wyobraźnię, która – powiadają – sama nie zna granic. → zbędne sama

 

ani nawet dziury po przelatujących przez papier ze świstem kulach → czyżby te kule nadal przez papier przelatywały?

 

ani wreszcie miejsca, zalane krwią → zbędny przecinek

 

Ogniste jęzory żarliwej, młodzieńczej wyobraźni → nie kupuje tej metafory, tym bardziej, że w dalszej części zdania jest zupełnie pominięta

 

który zamiast wymawiał charakterystyczne kresowe el. → brak cudzysłowu, powinno być ”eł”, “el”

 

tylko łypnął wzrokiem na tę mapę. → wydaje mi się, że łypnąć, to okiem, nie wzrokiem

 

którego – dziwna sprawa – nigdy więcej się we wsi nie widziało zakradłem się raz na stryszek → coś ci się tu zdania skleiły

 

mógłby być skarbem: tak pięknie wyglądał. → raczej widziałbym tu myślnik, nie dwukropek

 

Ale jego zawartość była o wiele piękniejsza, → nie wiem, czy bohater może tak powiedzieć, skoro jeszcze nie wiedział, co to za zawartość

 

I teraz opowiem pokrótce o jego niesamowitych właściwościach. → zbędne i, a nawet zbędne teraz, wielokrotnie w tekście natykałem się na podobne zwroty, które czasem nie to, że były zbędne, ale w ogóle nie pasowały do kontekstu wypowiedzi

 

A mapa ukazywała mu → tu mamy tego przykład

 

niebezpieczne szlaki do przejścia, które nigdy się nie dublowały, – chyba miało być lub

 

na zasadzie „jeden człowiek, jeden szlak”. → brak dwukropka po zasadzie

 

aurę niesamowitych wizji → nie wiem jak czytać tę aurę, każdy, kto w nią wszedł, miął halucynacje?

 

Któż więc zdołałby oprzeć się urokowi takiej mapy?

Nastały wakacje. I o mapie prawie zapomniałem, mając ciekawsze rzeczy do roboty. → chyba ten urok nie taki wielki, skoro bohater o mapie zapomniał

 

A oto, jak do tego doszło: naprzód ktoś się z kimś przez dłuższy czas nie kłócił, potem nagle się pokłócił, a następnie na nowo pogodził. Dzieciaki są kapryśne i grymaśne, wiadomo przecież.

– Ej! Nie jesteś moim kumplem! – zagroziłem.

– I ty nie jesteś moim – odpowiedział niewdzięcznik.

– Pogódźcie się – zaproponował rozjemca po dłuższej chwili. – Powiedz, że jest ci przykro.

– Jest mi przykro – powiedziałem.

– I mnie też jest przykro – odpowiedział.

– Przyjaźń na śmierć i życie?

– Przyjaźń na śmierć i życie!

– Chcesz zobaczyć coś na strychu? – spytałem tego, który był na powrót przyjacielem na dobre i złe. → nie podoba mi się to, zupełnie nic nie wnosi do opowiadania, po prostu pusty zapis

 

No więc stało się: uniosłem tylko wieko kufra nieznacznie, unieśliśmy je razem, a nagły błysk → uniosłem wieko kufra tylko nieznacznie; poza tym to w końcu bohater uniósł, czy unieśli razem z kolegą?

 

A mój towarzysz oniemiał z zachwytu → kolejne zbędne “a”

 

niczym Narcyz własne odbicie w lustrze o poranku. → skoro piszesz Narcyz z wielkiej litery, piszesz o postaci z legendy, a ów Narcyz z tego co pamiętam zakochał się w swoim odbiciu w tafli wody, nie w lustrze

 

gwiazdy bym zliczał na tym letnim niebie, utkanym z marzeń jasnych, jaśniejących, co są nie wiadomo po co, przez kogo i dla jakiej przyczyny umiejscowione tak pięknie i wysoko, a daleko, że dech zapiera tak, że hej! → marzenia wiszą na niebie?

 

do miąższu zagęszczonym i jakby zastygłym. → coś ci się tu pokręciło

 

I to tak, jakby te słońca, w cudowny sposób, same stawały się poszczególnymi owocami po zachodzie i o zmierzchu. I to właśnie – pojedynczymi, egzemplarycznymi czeresienkami, konkretną sztuką owocu tego, śmego i owego. → i to właśnie zupełnie nie pasuje co całości

 

I jest dobrze, jest bardzo świetnie nawet. → zdanie do poprawy, nie brzmi to dobrze

 

jest nas wciąż niewielu → kiedy zaczęło ich być niewielu? z tego co przeczytałem szli we dwóch

 

ma zawsze coś do roboty na plebanii, i to nawet wtedy, kiedy mieć nic nie musi. → nie musi mieć czego? nie uściślając sugerujesz, że nie musi mieć czegoś w sensie fizycznym, w posiadaniu

 

atmosfera napowietrzna → co?

 

bo ktoś zauważył słusznie, że bogobojny Adaśko na pewno jest u siebie. → kto zauważył, skoro było ich tylko dwóch?

 

ów szkop… szkopuł → znowu… co?

 

– W takim razie: idź i spuść psa. → kto to mówi?

 

jak za poprzednim razem → jak poprzednim razem

 

No to co? Idziemy? Mam fajną mapę, która nas poprowadzi. – brak myślnika przed rozpoczęciem dialogu

 

inaczej go nie nazwę, jak właśnie Tumuś albo Tomeczek → chyba miało być Tomuś

Kompletnie olana (a może nie olana, tylko jakaś kosmicznie dziwaczna) sprawa interpunkcji nie pomaga w czytaniu i tak już niezbyt wciągającej historii. Cholera, to nawet nie jest historia (brakuje jakiejś fabuły), a jedynie opis stworzenia i to napisany w sposób pseudonaukowy, nie pomagający w przyswojeniu tekstu.

Trudno powiedzieć, jaka miała być myśl przewodnia opowiadania i, obok masy ww. błędów, jest to jego główny problem.

Nie ma zmiłuj, musisz ogarnąć podstawy, jeśli chcesz dalej pisać. Powodzenia.

Historia może nie jest szczególnie górnolotna, ale mogłaby zaciekawić, gdyby nie cała masa błędów w tekście. Naprawdę, czytając twoje opowiadanie miałem wrażenie, że w ogóle do niego nie spojrzałeś po wrzuceniu na forum; nie przeprowadził żadnej korekty. Stąd krzaczki typu:   w całym tekście, masowe wręcz problemy z interpunkcją (szczególnie w dialogach), czasem wyglądające jakbyś totalnie olał sprawę, a tym samym czytelnika. Oprócz tego kilka mniejszych i większych błędów stylistycznych – jednym słowem: wykonanie mierne.

Musisz poczytać o tym, jak pisać dialogi, bo zupełnie się w nich gubisz z interpunkcją i – zlituj się – redagować swoje teksty przed wrzuceniem. Miej szacunek dla ludzi, którzy zechcą poświęcić czas na przeczytanie twojej twórczości.

Robiłem ci łapankę, ale mój laptop postanowił się wyłączyć i straciłem wszystko, co sobie wynotowałem – nie będę tego robił drugi raz, stąd tylko kilka ogólnych uwag.

Podpisuję się pod poprzednikami – historyjka ani zła ani dobra, ot, jest i już. Trudno cokolwiek o niej powiedzieć, bo wydaje się wyrwana z kontekstu; wygląda trochę jak zajawka czegoś większego – niewiele wiemy na początku, niewiele wiemy na końcu. Problem polega na tym, że gdyby ktoś mnie zapytał, czy zainteresowało, musiałbym odpowiedzieć przecząco. ;[

Powiem szczerze, próbowałem doczytać do końca, ale… no nie, nie da się przebić przez ten tekst dobrowolnie. Pomijam już ścianę słów, którą jest twoje opowiadanie (co też nie nastraja optymistycznie) i skupiam się na samej treści – te rozwleczone opisy potrafią wykończyć i sprawiają, że człowiek po dwóch akapitach zaczyna myśleć o czymś zupełnie innym, zupełnie jakby kuł na egzamin xd. Aż chciałoby się przypomnieć starą pisarską zasadę: po pierwsze: nie pierdol.

A szkoda, bo tekst wcale nie jest taki zły – radzisz sobie z pisaniem, ale musisz trochę wstrzymać konie, bo każdy człowiek ma ograniczoną cierpliwość ;].

Nie ma się do czego przyczepić. Jak już to do długości – przeszedłem przez opowiadanie zbyt ekspresowo, żeby należycie wciągnąć się w treść ;].

@Sarygamys

Nie ma sprawy, jak doczytam to dam jeszcze znać. :]

Co do twoich uwag: tekst właśnie wygląda na taki, który został napisany i pozostawiony w pierwotnym stanie – nie zawsze jest to plus (dowodem gubiący się podmiot). Koniec końców każdy domyśli się, co ma być właściwym podmiotem zdania, ale czytelnik nie jest od domyślania się takich rzeczy – znikający podmiot to błąd stylistyczny, który jednak powinieneś poprawić.

Na pierwszy rzut oka” – oczywiście, że tak, ale w tekście masz “za pierwszym rzutem oka” – brzmi mi to jakoś dziwacznie. Forma z “przy” jest poprawna (jestem tego prawie pewien ;]) , ale jeśli brzmi ci źle, może też być np. “po pierwszym rzucie oka”.

Gra (czy – w tym wypadku – mówi) się raczej pod melodię, albo do melodii, ale nie na melodię.

Jeśli chodzi o “nie” po “ani” – w języku polskim mamy taką składnię, że często stosuje się podwójne przeczenie i w mowie i w piśmie. Może w tym wypadku brak “nie” nie jest błędem, ale przyznasz, że bez niego zdanie brzmi nienaturalnie. ;]

A co do brania do rąk – nie powiem, że wiem, ale domyślam się, o co może chodzić, jednak… No dobra, nie będę się kłócić, skoro nie doczytałem.

Gratulacje, chyba jesteś autorem najdłuższych akapitów i zdań na tym portalu. ;]

Twój kwiecisty język miejscami potrafi wymęczyć doszczętnie, zmuszając do powrotu na początek zdania i czytania go od nowa, a miejscami leci dość płynnie. Rozumiem, że taki styl pisania był odgórnym zamiarem opowiadania i to by jeszcze można przegryźć (fragmentami czytało się nawet nieźle), ale jeśli już chcesz pisać w ten sposób, musisz pamiętać o podmiocie zdania, który często ci się tracił, tworząc dość komiczne opisy.

Nie przeczytałem całości, a mniej więcej 1/3 (brak czasu + twoje dzieło to trudny orzech do zgryzienia), ale wydaje mi się, że wrócę do tekstu później – z czystej ciekawości tego, co twój pisarki jęzor jeszcze nachlapał. ;]

Poniżej błędy, które do tej pory wyłapałem:

 

w żadnym innym miejscu niemożliwe do pochwycenia tak, jak się do zdarza w tej miejscowości. – jak się to zdarza w tej miejscowości. 

 

Opowiem jedną z nich, jaką zdołałem zatrzymać w jej drodze, gdym ją zauważył kątem oka, grzejącą się na skraju ciepłego okręgu, zatoczonego przez ogień wokół nas i siebie, nim zdążyła ode mnie uciec jak nieśmiała dziewczyna przed niespodziewanym obrotem zdarzeń. – No, poleciałeś kolego z tą metaforą.

 

Poszedłem za nią tam, dokąd mnie uwiodła swoimi słowami, zapominając o pozostawionych za plecami ludziach… - Pierwsza utrata podmiotu. Ona zapomniała o pozostawionych za plecami ludziach?

 

…co łatwo szło poznać za pierwszym rzutem oka na roślinność, obficie porastającą tutaj każdą piędź ziemi, widoczną na każdym kroku w pełni rozkwitu… - …co łatwo szło poznać przy pierwszym rzucie oka na roślinność… No i znowu: kroki były w pełni rozkwitu?

 

 Poczułem mocne oparcie dla stóp na znak wylądowania. – To jest jakiś kosmiczny polski. Zdanie do poprawy.

 

…zauważyłem stojącą obok i spoglądającą na mnie niepewnym, lecz badawczym wzrokiem kobietę, z której zastygłej w oczekiwaniu na mój ruch postaci, z wyrazu twarzy pojąłem… - raczej pozy, nie postaci

 

Tak też zrobiłem, chowając swoje pytania i towarzyszące okolicznościom emocje dla siebie, jej zaś posyłając uśmiech i kierując ku niej kilka słów, dobrych na początek rozmowy z nieznajomą osobą. – chyba zachowując; no i powtórzenia warto by usunąć

 

Jakże się cieszę, że dotarł pan szczęśliwie: wprost nieopisanie. Niech mi pan wierzy

 

Tu zawiesiła głos na chwilę, po czym mówiła jeszcze wiele, wciąż na tę samą melodię, ciągle się plącząc, wracając i powtarzając, śmiejąc się, wstydząc, kręcąc głową, odrzucając włosy, próbując odmalować przede mną, w mojej głowie, uczucia, które w niej kiełkowały, dojrzewały, obumierały, rodziły się na nowo, nawarstwiały, zmieniały przez cały czas, który wydał mi się nieskończenie długim, a dla niej był jakoby dniem wczorajszym; cały czas trwania w tym miejscu samotnie. – Mój boże, to jest jedno zdanie – i to nie najdłuższe, na które się natknąłem. Pomijając ten fakt, chyba: wciąż pod tę samą melodię; no i jeśli chciała odmalować przed bohaterem, to już nie w jego głowie – albo jedno, albo drugie

 

…ubraną w długą, prostą, karmazynową suknię wieczorową bez rękawów, z głębokim dekoltem, stojącą przede mną boso, wspinającą się wciąż na palce. – To mnie rozbawiło – kolejna utrata podmiotu. Suknia stała przed nim boso i wspinała się na palce?

 

I im mniejszą uwagę przywiązywałem do słów, im bardziej się zwiększała dzieląca nas odległość, która w mojej wyobraźni wyglądała tak, jakbym od niej się odsuwał krok po kroku, tym więcej szczegółów jej wyglądu rejestrowałem. – Znowu utrata podmiotu. Od odległości odsuwa się krok po kroku? Szczegóły wyglądu odległości rejestruje? Najgorsze jest to, że reszta akapitu jest opisem wyglądu, który, przed utratę podmiotu, powinniśmy uznać za wygląd odległości (sic!).

 

…i z nieśmiałością, w każdym razie z uwagą, jakimś chłodem, który wszak nie porażał ani ściskał mrozem… – …i z nieśmiałością, w każdym razie z uwagą, jakimś chłodem, który wszak nie porażał ani nie ściskał mrozem…

 

Sam też mógłbym, jak ona o czym innym, zapełnić jej opisem szereg kart papieru, których nie chcę na to marnotrawić. – Dopiero przed momentem zmarnotrawił (może nie szereg kart, ale na pewno jedną solidną).

 

…iż jeśli to wszystko jest jakąś grą, to powinienem ją podjąć, aby sprawdzić, dokąd mnie zawiedzie. Owszem, chciałem zadać jej wprost pytania… – Znowu utrata podmiotu. Komu chciał zadać pytania? Grze?

 

…a kiedy ona obróciła swoją, żeby zobaczyć, co też wywołało tę moją reakcję, znalazła się nagle w moich ramionach, a moje wargi odnalazły jej. – Te powtórzenia są konieczne?

 

Ale czy obdarzy mnie pan wreszcie jakim słowem? Chciałabym usłyszeć pański głos. – Przecież kawałek wyżej pisałeś, że bohater się przywitał.

 

– Teraz – rzekła – kiedy znalazłeś się w moim świecie i wziąłeś mnie do rąk, – Jaka mała była ta kobieta? ;]

 

Za czym poszedłem za nią, a ona przywiodła mnie nieomal do zguby, – Po czym poszedłem za nią…

No cóż, pomysł świetny. Wciągnąłeś czytelnika w swój świat całkiem zgrabnym podstępem, a dodając do tego taki lotny temat jak podróże w czasie, wychodzi maje arcydziełko – przynajmniej jeśli chodzi o pomysł.

Pod względem technicznym są braki, szczególnie w dialogach. Musisz opisywać, kto co mówi, bo czytelnik się gubi. Przez pół tekstu tego nie robiłeś.

No i nie zmieniajcie mi świata tą Minerwą, bo mam na nim jeszcze parę rzeczy do zrobienia. ;]

Poniżej łapanka:

 

Według książek i filmów, wiek dwudziesty to maszyny czasu powstające w tajnych ośrodkach rządowych lub fundowane przez bajecznie bogatych miliarderów. → Zbędne, a nawet błędne , skoro piszesz w bezokoliczniku, to trzymaj go do końca zdania.

 

Nie mieliśmy pojęcia co się dzieje.

Myśleliśmy, że odkryliśmy dezintegracje, teleportację, albo podróż między wymiarową. → Akapit zacząłbym dopiero od kolejnego zdania, gdyż tam zaczyna się nowa myśl.

 

Myśleliśmy, że odkryliśmy dezintegracje, teleportację, albo podróż między wymiarową. → Myśleliśmy, że odkryliśmy dezintegrację

 

Po pozycji gwiazd, chcieliśmy sprawdzić dokładność podróży. → Zbędny przecinek.

 

Babyface okazał się cholernym geniuszem, gdy ja i Hard Bass rozbudowaliśmy wehikuł, tak by mógł nas pomieścić, on opracował „Bremen”. → Po geniuszem dałbym myślnik, bo reszta zdania to wyjaśnienie tej myśli. Poza tym przecinek stawiamy albo po tak, albo przed i po.

 

Była to skomplikowana symulacja, którą manipulowaliśmy kilkudziesięcioma zmiennymi jak napięcie, ciśnienie, częstotliwość, temperatura i tak dalej, by móc podróżować z dokładną precyzją. → Ten początek coś mi kuleje. Może:

Była to skomplikowana symulacja, dzięki której mogliśmy manipulować kilkudziesięcioma zmiennymi, takimi jak: napięcie, ciśnienie, częstotliwość, temperatura i tak dalej, by móc podróżować z dokładną precyzją.

Doczepiłbym się jeszcze do tego i tak dalej, ale to już kwestia gustu.

 

– Dokonaliśmy największego odkrycie w historii tej planety – rzekł poważnie Babyface. – Możliwości są… nieograniczone. → – Dokonaliśmy największego odkrycia w historii tej planety…

 

– Stary nie zamulaj! – Hard Bass rzucił go korkiem. – Jakby spojrzeć matematycznie na przyszłość, to jest niczym innym niż sumą wydarzeń z przeszłości. Za pomocą Minerwy, możemy ją dowolnie kształtować. By the way; ja naprawdę chcę zabić Hitlera i powstrzymać drugą wojnę światową. → Chyba rzucił w niego korkiem. Dalej niepotrzebny przecinek i zamiast średnika powinien być dwukropek.

 

– Pfff, to ja uratuje arcyksięcia Ferdynanda, zapobiegając pierwszej i drugiej wojnie światowej na raz – prychnąłem rozbawiony. – Szach mat brudasie.  → – Pfff, to ja uratuję arcyksięcia Ferdynanda…

 

Mówiłem tyle razy, że jeśli dokonamy tak gigantycznej zmiany w czasie, wszystko się zmieni! → To powtórzenie jest konieczne?

 

Miliardy istnień przestałoby istnieć… → Raczej: przestałyby

 

– To zabije też Marxa i Engela! → – To zabiję też Marxa i Engela!

 

Pomysł rozpalił się jak sucha trawa, a jego konsekwencję z każdą chwilą były coraz bardziej przerażające. → Pomysł rozpalił się jak sucha trawa, a jego konsekwencje z każdą chwilą…

Poza tym jeszcze nie było żadnych konsekwencji, więc może: a jego potencjalne konsekwencje…

 

–…, jeśli dokonamy za dużych zmian, możemy nie być w stanie naprawić! → Może: …nie być w stanie ich naprawić!

Poza tym dodałbym tu wzmiankę, kto mówi, bo można się pogubić.

 

– Chłopaki…

–…, jeśli dokonamy za dużych zmian, możemy nie być w stanie naprawić!

– Chłopaki.

– Pfff, jeśli pojawi się kolejny tyran, bądź wojna atomowa, to znowu się cofniemy i…

– Chłopaki! – zamilkli i spojrzeli na mnie zdziwieni. – A, jeśli to już się stało?

– Co?

– Mam teorię… nazywam ją teorią Lighta. Nie jesteśmy pierwszymi, którzy odkryli podróże w czasie. Ktoś już zbudował wehikuł, zmienił przeszłość i my w niej żyjemy. Logicznie patrząc…, to bardziej niż prawdopodobne…

– O mój boże…

– I to jest cykl, który trwa od wieków, albo dłużej! – Nie potrafiłem opanować drżenia głosu. – Dochodzimy do punktu rozwoju cywilizacji, w której ktoś buduje wehikuł, cofa się i zmienia przeszłość. Mamy inną historię, ale pojawiają się nowi chorzy tyrani i ktoś znowu tworzy wehikuł, cofa się by zmienić świat. Ciągłe koło…

– Koło?! Raczej pieprzona klatka! Jeśli to jest prawda, to ludzkość nigdy nie przeskoczy technologii naszych czasów. Nie skolonizujemy innych układów słonecznych, nie zbadamy odległych galaktyk, bo historia świata będzie ciągle resetowana! Jesteśmy jak pies na smyczy! → W całym tym fragmencie brakuje wyjaśnień, kto mówi. O ile narratora można wyłapać, to dwaj pozostali bohaterowie się mieszają.

 

– Light twoja teoria była dobra, ale muszę ją poprawić. → Po Light przecinek.

 

Zaryzykuje, lepsze to niż nieskończone ludobójstwo!Zaryzykuję…

 

Jeśli to czytasz, to znaczy, że nie doszło do efektu motyla, a moja obecność w przeszłości jest częścią tej linii czasu, a jeśli zmieniłem za dużo, to z pomocą iluminatów zostawię wskazówki i ostrzeżenia dla przyszłych podróżników w czasie. → Tutaj rozbiłbym na dwa zdania, lepiej będą brzmiały:

Jeśli to czytasz, to znaczy, że nie doszło do efektu motyla, a moja obecność w przeszłości jest częścią tej linii czasu. A jeśli zmieniłem za dużo, to z pomocą iluminatów zostawię wskazówki i ostrzeżenia dla przyszłych podróżników w czasie.

No proszę, znowu na Ciebie trafiłem. ;]

Jeśli chodzi o poniższe uwagi – większość z nich to tylko sugestie dotyczące stylu, jakichś rażących błędów nie znalazłem. Tekst ogólnie napisany zgrabnie, poprawnie – a nawet dobrze. Świat przedstawiony też potrafi wciągnąć.

Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to do czasem zbyt dużych zbitek tekstu. Pomyśl nad częstszym dzieleniem ich na akapity – nadają tempa i lepiej się czyta, ale to tylko moja opinia.

Poniżej to, co wypatrzyłem:

 

Byłam tylko świadoma, że teraz przez jakiś czas trzeba bardziej mieć się na baczności aż niebezpieczeństwo minie. → brak przecinka przed “aż”

 

My byliśmy po to, by odsuwać od nich drobne przeszkody, których oni nawet nie zauważali dostatecznie wcześnie, by zauważyć naszą ingerencję.  → chyba coś ci się tu pokręciło ;]

 

Bandaże mocno owinięte wokół moich żeber, przeszkadzają na każdym kroku. → Po bandażach dałbym przecinek, ale już kwestia smaku.

 

Opieram się ciężko o ścianę, gdy w miejscu gdzie jestem ranna, zaczynam odczuwać mrowienie i kucie. → i kłucie.

 

Jest to znak, że lekarstwo pomału przestaje działać. → Nie wiem, czy nie brzmiałoby lepiej bez wstępu: Jest to znak, że lekarstwo pomału przestaje działać.

 

Gros mówił żebym ograniczyła ruch… → brak przecinka po “mówił”

 

Wszystkie moje myśli są teraz skupione tylko na moim Podopiecznym. Nie obchodzi mnie mój stan, to jak dotkliwa jest rana. Dla mnie liczy się tylko powrót do zdrowia człowieka, nad którym sprawuję pieczę. → Te powtórzenia chyba nie są celowe.

 

Nie mogę znieść tego, że nikt nie wie, co go zraniło ani tu, w świecie Koziorożców, ani w świecie ludzi. → “tego” raczej zbędne, “zraniło”“ani” rozdzieliłbym myślnikiem.

 

Lekarze w szpitalu podłączyli nieprzytomnego chłopaka do urządzeń, które za niego oddychają i dostarczają do jego żył płynny pokarm. Przez długie godziny obserwowałam, jak dwoją się i troją, starając się polepszyć jego stan. Operowali go już kilka godzin temu, ale on nadal nie wybudził się ze śpiączki. → niego, jego, on, go – za dużo tego.

Może w ten sposób:

Lekarze w szpitalu podłączyli nieprzytomnego chłopaka do urządzeń, które za niego oddychają i dostarczają do żył płynny pokarm. Przez długie godziny obserwowałam, jak dwoją się i troją, starając się polepszyć jego stan. Był operowany już kilka godzin temu, ale nadal nie wybudził się ze śpiączki.

 

O Pierwszej Przemienionej krążyło wiele legend, ale większość Koziorożców nigdy nie widziało jej nawet na oczy. → Zadanie domowe – ta końcówka może brzmieć lepiej. ;]

 

Często miałam takie wrażenie, tak samo jak Vigg, która co jakiś czas sarkastycznie poddawała wątpliwościom system społeczności Koziorożców, gdy nie było już o czym rozmawiać. → Zmieniłbym nieco szyk: Często miałam takie wrażenie, tak samo jak Vigg, która co jakiś czas, gdy nie było już o czym rozmawiać, sarkastycznie poddawała wątpliwościom system społeczności Koziorożców.

 

– Miałaś oszczędzać siły – rozlega się nagle za moimi plecami głos pełen pretensji. → Może lepiej tak:

Nagle, za moimi plecami, rozlega się głos pełen pretensji:

– Miałaś oszczędzać siły.

 

Zamiast wpatrywać się w cierpiącego Podopiecznego, muszę szybko zacząć działać. → zbędne “szybko

 

Kucie rany coraz częściej i intensywniej daje o sobie znać. → Ma być “Kłucie”. To, że word podkreśla, nie zawsze znaczy, że jest źle. ;]

 

 

Vigg stoi z ramionami luźno opuszczonymi przy ciele i ostrym, przeszywającym wzrokiem utkwionym w mojej twarzy. → Nie, żebym się czepiał, ale raczej: w moich oczach. (no, chyba że patrzyła na inną, niedookreśloną, część twarzy, ale to dość nienaturalne)

 

Vigg nigdy nie należała do osób szczególnie rozmownych. Preferowała ciszę i spokój. → Rozważyłbym połączenie tych zdań, np. myślnikiem.

 

Nigdy też nie piła ani nie paliła. Zawsze była przykładnym Opiekunem. → To samo, ale tutaj użyłbym przecinka.

 

Patrzę sobie w oczy, których tęczówki są identyczne jak każdego innego Koziorożca. → Coś mi zgrzyta z końcówką, czegoś brakuje. Może:

Patrzę sobie w oczy, których tęczówki są identyczne jak u każdego innego Koziorożca.

 

Lekkie fale opadają posłyszenie na ramiona. → Chyba miało być posłusznie.

 

Prezentuje prostotę, ale przy tym także jej stój jest bardzo efektowny. → Prezentuje prostotę, ale przy tym jej strój jest także bardzo efektowny.

 

Nie chcemy zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. Już bez tego czuję na sobie ciekawskie spojrzenia. – Połączyłbym myślnikiem, tym bardziej, że w tym akapicie masz masę krótkich zdań.

 

Znałam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że ta mina świadczy o tym, iż nie do końca sam w to wierzy. → Jakiś nienaturalny ten szyk w końcówce, może: …iż sam nie do końca w to wierzy.

 

Jeśli ona nie będzie wiedziała, co robić, to nikt nie będzie w stanie udzielić żadnej odpowiedzi. → Zbędne żadnej”, może zamiast tego wrzucić po prostu “ci”.

 

Zapraszam w skromne progi Edrath Sabith Capricornus, tej która widziała jak młody świat stawia pierwsze kroki. → Brak przecinka po “tej”.

 

Edit: w jednym ze zdań jest wypunktowałem jeszcze jeden błąd – jest stój powinno być strój.

@regulatorzy

Późno odpowiadam, ale lepiej późno, niż wcale. ;]

Może faktycznie ta jedna chwila brzmi lepiej, zmienię.

 

@Blacktom

Co do narracji – trudno mi powiedzieć, musiałbym jeszcze raz zagłębić się w lekturę, by to ocenić. Może zdarza mi się kołować wokół tematu, nie przeczę. Mój pisarski jęzor ostatnimi czasy bardzo się wydłużył (chyba czytam za dużo klasyki ;]) i lubi sobie popaplać.

Ostatnie zdanie – fakt, masz tu dobry pomysł. Poprawiam.

 

@ Asylum

Dzięki za miłe słowa. Mam nadzieję, że nie zawiodę w innych wydaniach. :]

Jeśli chodzi o sam fragment – całkiem zgrabny, wciągający, chciałoby się wiedzieć, co będzie dalej. Ogółem: czytało się dobrze. Jeśli miałbym się tutaj do czegoś przyczepić, to tylko do nadmiaru bohaterów w jednej scenie – napchałaś ich tyle, że czasem trudno się połapać co, kto, gdzie i jak. ;]

Poniżej kilka uwag i błędów, które udało mi się wyłapać.

 

Pod zdrętwiałymi palcami czuję jej gorący strumień, wypływający z pulsującej rany. →  Doprecyzowanie niepotrzebne. IMO akapit lepiej by brzmiał bez niego.

 

Jestem sama w pokoju i za wszelką cenę próbuję nie panikować. Corll poszedł po kogoś. Obiecał, że zaraz wróci. → Nie lepiej od nowego akapitu?

 

Nigdy na własnej skórze nie doświadczyłam bólu, a nawet chwili słabości. → Nigdy na własnej skórze nie doświadczyłam bólu, ani nawet…

 

Pod powłoką z ciał skrywamy zupełnie inną naturę. Nie musimy jeść ani spać. Nie czujemy zmęczenia ani niewygody. → Rozważyłbym zrobienie z tego jednego zdania, ale to tylko moja uwaga.

 

Od ludzkich istot przyjęliśmy tylko oddychanie. → Nie znam świata przedstawionego, ale nie powinno być: przejęliśmy tylko oddychanie?

 

Niektórzy twierdzą, że dzięki tej mechanicznej czynności, jesteśmy w stanie czuć cokolwiek. → Niepotrzebny przecinek.

 

Pomału zaczynam tracić też czucie w palcach obu dłoni. → Zbędne też.

 

Niecierpliwię się i raz po raz z bezsilności klnę pod nosem, wpatrując się w zamknięte drzwi. Mam wrażenie, że nie zdołam zbyt długo utrzymać się na powierzchni świadomości i pochłonie mnie mrok. Ogarnia mnie irracjonalny strach, że już się z niego nie uwolnię, że już się nie obudzę. → Strasznie dużo się, jak na trzy zdania.

 

Każde z nich ma na twarzy wymalowane dziwne połączenie przerażenia i obrzydzenia Przez moment… → Brak kropki.

 

Zaraz potem wszystko z powrotem przyspiesza. – Brzydkie zdanie, za dużo słów odnoszących się do czasu. Może:  Potem wszystko znów przyspiesza. albo: I wszystko z powrotem przyspiesza.

 

Zaciska mocno wargi, gdy delikatnie odsuwa moją rękę i unosi koszulkę tak, że teraz nic nie zakrywa obrażenia– Niby nie błąd, a jednak brzmi jakoś tak… dziwnie.

 

Jej intensywnie zielone oczy są obramowane nierówno, rozmazaną czarną kredką. – Przecinek zbędny lub w złym miejscu. Może: Jej intensywnie zielone oczy są nierówno obramowane rozmazaną, czarną kredką.

 

Widok w pierwszej chwili po prostu odrzuca. Jest paskudny. – Rozważyłbym zrobienie z tego jednego zdania.

 

Rana jest spuchnięta, sina, miejscami tylko żółto-zielona, częściowo brązowa, zabarwiona przez ciemną krew. – Można się pogubić w tym zdaniu. Rozdzieliłbym je, np. spójnikiem “i”: …żółto-zielona i częściowo brązowa…

 

Każdy patrzy na każdego, jednak nic nie mówi. – Zabrakło mi tu nikt: …jednak nikt nic nie mówi.

 

Gdy zamykają się za nim drzwi, w pokoju przez chwilę panuje głucha cisza. Każdy patrzy na każdego, jednak nic nie mówi. Zerkam na Sevię. Dziewczyna otrzepuje kolana czarnych spodni i wstaje. Przygląda się uważnie Vigg, która jakby nigdy nic, nadal opiera się o ścianę. Jej asymetryczna, jasna fryzura z jednej strony odsłania twarz, z drugiej całkowicie ją zakrywa taflą niemal białych, idealnie prostych włosów poprzetykanych jasnofioletowymi pasemkami. – Wg mnie można by z tego zrobić trzy akapity:

…jednak nic nie mówi.

Zerkam na Sevię.

Dziewczyna otrzepuje kolana…

W kilku miejscach w tekście miałem podobne wrażenie.

 

To właśnie było główną przyczyną ich nieporozumień o czym wtedy nie mogłam mieć jeszcze żadnego pojęcia. – brak przecinka przed o.

 

Przy ciemnej ścianie jej biała karnacja wydaje się być przezroczysta. – Znaczy się, widać jej wnętrzności? ;] (Zrozumiałem zamiar, ale taka była moja pierwsza myśl, więc wypunktowuję).

 

Z półprzymkniętymi powiekami wygląda, jakby spała na stojąco. Jest to tylko pozorna obojętność na otaczający ją świat. – Źle to brzmi, połączyłbym te zdania, np przy pomocy ale.

 

Chciałabym, żeby Gros już wrócił z nowinami. Nie spodziewam się, że jego wieści będą zawierać wyjaśnienie niedawnych zdarzeń. – To samo, połączyłbym za pomocą choć.

 

Mam tylko nadzieję, że nie okaże się, że jest gorzej niż zakładam, a intuicja nie podsuwa mi zbyt kolorowych wersji. – Wypomnę tak jak i mnie wypominano: wersji czego?

 

Moje słabe palce splatają się z jego ciepłymi i czuję jak promieniuje od nich pulsująca energia. – Widziałbym przecinek po czuję.

 

Jestem tak osłabiona, że trącę władzę nad nogami i rękami. – Chyba miało być tracę.

 

– Tak, działa szybko. Widzisz, już się budzi. – A nie lepiej: Widzisz? Już się budzi.

 

Próbuję usiąść, ale wówczas przez moje ciało przechodzi paraliżujące ukucie bólu. – …ukłucie bólu.

 

Padam z powrotem na posłanie, a wtedy zaczynają do mnie docierać kolejne bodźce . – Zbędne a. A może nawet IMO zbędne wtedy. Poza tym zbędna spacja przed kropką.

 

Zerkam na brzuch, który teraz jest w całości dokładnie zabandażowany. – Wybrałbym jedno z dwóch, razem nie brzmią za dobrze.

 

Przez grubą warstwę gaz i materiału, nie czuję łaskotania palców. – Zbędny przecinek.

 

Tylko trochę kręci mi się w głowie, ale nic poza tym. – Zbędne tylko, bez brzmiałoby lepiej.

 

Musimy spodziewać się jego kolejnych kroków. – Jakoś brzmi mi to sztucznie, może po prostu: Musimy spodziewać się kolejnych.

 

Tyle rzuciło mi się w oczy. Pozdrawiam, a skoro to fragment, to życzę powodzenia w dalszym pisaniu! ;]

 

Powiem szczerze: liczyłem, że bohaterem jest tutaj jakiś instrument muzyczny, więc kiedy dotarłem do finału, w mojej głowie pojawiła się tylko jedna myśl: “serio?” – i nie mogę powiedzieć, że to pozytywne zaskoczenie.

Styl jak najbardziej na plus. Czytało się bez większych zgrzytów, przyjemnie. Dobre jako próbka literacka, na opowiadanie jakoś brakuje mocy.

Jeśli chodzi o samą formę, to przyczepiłbym się jedynie do dziwnego podziału zdań, na który natykałem się w całym tekście; dzika interpunkcja czasem wybijała mnie z rytmu. Np.:

Stalowa klatka zaczyna mnie dusić, przedmioty przybliżają się. Napierają coraz mocniej. Nie mogę oddychać, ścieśniam się do dwóch wymiarów, do kartki papieru. To za mało, ścieśniam się jeszcze bardziej, jestem rysą na szkle.

Zrobiłbym to tak: “Stalowa klatka zaczyna mnie dusić, przedmioty przybliżają się, napierają coraz mocniej. Nie mogę oddychać, ścieśniam się do dwóch wymiarów, do kartki papieru – to za mało. Ścieśniam się jeszcze bardziej, jestem rysą na szkle.”

Może to tylko ja, ale czasem odnosiłem wrażenie, że na siłę chcesz dzielić zdania i stąd taki efekt.

Natknąłem się jeszcze na kilka zjedzonych przecinków i jeden zwrot grzecznościowy z wielkiej litery – takiego zapisu nie stosujemy w tekstach literackich (chyba że tekst stylizujemy na list, ale tutach chyba tak nie jest) – jednak to już drobnica. Może ktoś zrobi łapankę, ale to nie będę ja – dzisiaj jestem już zbyt zmęczony. ;]

Dzięki za cynk, pomyślę o tym – ale póki co dzielę się nim tutaj, może jakaś dzielna dusza przeczyta i podzieli się opinią. ;]

Hmm, co więc zrobić z tekstem, który jest za długi na opowiadanie, a za krótki na powieść? Wypuszczać w odcinkach? ;p (oczywiście mógłbym postarać się go skrócić, ale nie sądzę, żebym dał radę okroić całość do 80k znaków)

Jak zwykle dziękuję za szybką odpowiedź i stanie na straży poprawnej polszczyzny ;]. Poprawiłem wymienione, ale – też jak zwykle – przyczepię się do dwóch sytuacji.

Poza tym – tak, opowiadanie nie ma w sobie ani grama fantastyki (w tym okresie próbowałem się w różnych stylach), i tak, to skromna historyjka inspirowana Świętem Zmarłych (wtedy też powstała). Jeśli nie porwało, rozumiem, przyjąłem, odnotowałem – tekst jest trochę melancholijny, ale taki też miał być.

A teraz konkrety ;]

 

Samotnie, z tyłu orszaku… –> Samotnie, z tyłu konduktu

orszak – «grono ludzi uroczyście towarzyszących komuś»; oczywiście kondukt odnosi się bezpośrednio do uroczystości pogrzebowej i dlatego poprawiłem, ale orszak IMO nie jest tutaj błędem

 

a mina w momencie mu skwaśniała. –> Raczej: …a mina w jednej chwili mu skwaśniała.

Hmm, czy to błąd? Na dwoje babka wróżyła…

 

Sprawdź znaczenie słów: odwieźć i odwieść.

Oczywiście znam ;], wkradła się literówka

Może nowe opowiadanie? O Maszkytnym, co z toporem chadzał i na Reg się zasadzał :P (Wiem, grafomaństwo wyższej klasy, przepraszam:)). 

Nie pisz dwa razy, bo ktoś podejmie wyzwanie ;].

I dziękuję za miłe słowa. Tytułu nie wyjaśniam, bo zapewne wyszłoby podobnie jak z tłumaczeniem żartów – zabiłbym tekst. Co do skrócenia, może, może. Nie ukrywam, że mój pisarski jęzor ostatnimi czasy lubi się wydłużać, częstokroć niepotrzebnie.

Ja tu z toporem przychodzę!

Nie no, tak naprawdę nie zamierzałem zabrzmieć z tą wojną zbyt poważnie. Jeśli tak wyszło – wybacz. Nadal cenię i biorę pod uwagę każdą radę, którą zechcesz się podzielić. I Twoją, i innych czytelników.

Peace!

@regulatorzy Nie czuję się przekonany, póki co uznajmy, że w moim świecie takie powitanie jest na miejscu ;] (a w wolnej chwili jeszcze się nad tym zastanowię). Dalszy spór nad fragmentem będącym czystą estetyką będzie bezcelowy, więc zakopuję topór wojenny ;].

Jeśli chodzi o te nieszczęsne granice – wierzę, że większość czytelników ma na tyle oleju w głowie, że zrozumie, albo dopowie sobie ten brak.

 

@Finkla Poprawiłem wymienione usterki (+ ze dwie odkryte przy wertowaniu tekstu)

Przyjechał do Warszawy przed południem, potem był późny ranek, a teraz uliczki są jeszcze senne. W którą stronę płynie czas? ;-)

Przecież otagowałem, że fantastyka ;] – oczywiście żartuję. Poprawiłem. 

 

A parter?

Poprawione. Odnajdź to zdanie w tekście, a się uśmiechniesz.

 

@ANDO Dzięki za uwagi i cieszę się, że zainteresowałem.

Może faktycznie mógłbym zdynamizować fragmentami (szczególnie w przerwie dojazdowej), ale w ciągu tygodnia nie mam zbyt wiele czasu na redakcję większych członów tekstu ;(.

Co do ostatniego fragmentu – nie mogę się zgodzić, że nie pasuje. Cały pomysł opiera się właśnie na nim. Gdyby został zmieniony, opowiadanie przybrałoby zupełnie inną postać.

 

I jeszcze raz dzięki wam za uwagi. Są niezwykle pomocne, a i tekst wychodzi lepszy.

Dziękuję za pierwsze czytanie (chyba). Na pewno za pierwszy komentarz i wyłapanie błędów – tym bardziej o tak późnej porze. Kilka z wymienionych przez ciebie usterek zauważyłem i poprawiłem już po publikacji, ale jeszcze przed twoim komentarzem; nie wiem, kiedy sięgnęłaś po tekst.

Oczywiście poprawiłem to, co uznałem za stosowne (czyli, już bez mojej pisarskiej dumy, prawie wszystko ;]). 

Możliwe, że można się szybko domyślić, o co chodzi, ale – jak sama przyznałaś – jednak element zaskoczenia się znalazł (finalny los bohatera). Trudno mi się w tej kwestii określić, bo pisząc, wiedziałem o co chodzi od początku.

Niżej trzy momenty, w których polemizuję.

jakby własnoręcznie obezwładnił dziewczynę i później wywiózł własnym autem, by przy użyciu siły własnych mięśni… –> Czy to celowe powtórzenia?

Celowe, chociaż zgodzę się, że coś tu zgrzyta – w mojej głowie brzmiało to lepiej. Muszę się nad nimi zastanowić.

 

Zmierzyła Bartosza obojętnym wzrokiem, rzuciła krótkie „dzień dobry”, po czym wyminęła go i ruszyła w swoją stronę.

– Dzień dobry – odpowiedział jej plecom… –> Uważam za wielce nieprawdopodobne, aby kobieta pierwsza kłaniała się kompletnie obcemu mężczyźnie.

Bo to dobra kobieta była ;]. A na poważnie: naprawdę jest to wielce nieprawdopodobne? Wygląda mi to na przejaw podstawowej grzeczności – tym bardziej w sytuacji, kiedy nagle zderzają się w drzwiach.

 

 W tym momencie zląkł się do granic. –> Do granic czego?

Czy wyrażenie bez dokładnego określenia czego, jest błędne? Brzmi całkiem nieźle.

Dziękuję za uwagi i za porady, opowiadanie może faktycznie zgubiło gdzieś po drodze pomysł, na którym się opierało (albo oparło się na nim zbyt płytko), ale jak to mówią: nie to, to kolejne ;].

W ostatnim czasie nazbierało się u mnie trochę tekstów, więc niedługo podzielę się innym, lepszym (mam nadzieję).

Poradniki – oczywiście – przejrzę w wolnej chwili.

A przy okazji: szczęścia i pomyślności w nowym roku – dla tych co poświęcili czas na mój tekst i dla tych, co (jeszcze) tego nie zrobili.

Co do uwag fabularnych – moje podejrzenia jak widać się sprawdziły. Fakt faktem świat mógłby być lepiej wyjaśniony i początkowy zamysł miał zmierzać w tym kierunku, ale w pewnym momencie stanąłem przed wyborem: albo skupiam się na bohaterze i zachowuję formę opowiadania (w miarę krótką) , albo rozbudowuję świat i robię z tego tekstu mini powieść, czego wolałem uniknąć. Jednak mimo wszystko przyznaję, że świat przedstawiony mógłby być, no cóż… lepiej przedstawiony ;]. Może się tym zajmę w przyszłości, chociaż na razie pracuję nad czymś innym (to opowiadanie leżakowało swoje w wirtualnej szufladzie).

Jeśli chodzi o zakończenie – będę go bronił, bo naprawdę mi się podoba. Zamyka opowiadanie w loopie (pętli), co dodaje smaczku całości.

I finalnie dziękuję za łapankę, większość poprawiłem (oprócz wytkniętych błędów jeszcze kilka innych, zauważonych przy czytaniu). Takie niestety są efekty zbyt szybkiej redakcji tekstu – wiele się pomija. Co do tych kilku przypadków, w których miałem wątpliwości – wypisuję je poniżej:

jej okulary. Nie mógł nie zauważyć jej okularów… –> Czy to powtórzenie jest konieczne?

Konieczne? Pewnie nie, ale jak dla mnie jest całkiem ładnym wzmocnieniem.

 

ich połączenie na jego łóżku, w jego sypialni… –> Czy, skoro rzecz dzieje się w mieszkaniu Marcina, mogli korzystać z cudzego łóżka i cudzej sypialni?

Słusznie, chociaż kiedy przeczytałem ten fragment kilkukrotnie uznałem, że 2x jego dobrze tam pasuje. Dodaje pewnej dosadności do reszty akapitu ;]

 

zdecydowała się poprawić włosy, objąć je chwałą swojej dłoni i naciągnąć za siebie… –> Na czym polega chwała dłoni? Jak naciąga się włosy za siebie?

Chwała dłoni polega na spójności z całym akapitem, w którym partnerka Marcina jest opisywana jako bogini. Wkradło się trochę poezji ;]. Co do naciągania – oczywiście poprawione.

 

elewacja od lat wymagała ścisłego remontu. –> Co to jest ścisły remont?

Generalny, oczywiście chodziło o generalny. Chociaż (może to tylko ja) ścisły remont nie brzmi źle – można by używać tego synonimicznie.

 

Ubrał wiekowe – choć wciąż niemal idealnie sprawne od wyjątkowo rzadkiego używania – trampki… –> W co ubrał trampki?

Trampki, tak jak inne buty, można włożyć, założyć, wzuć, ubrać się w nie, można się obuć, ale nie można ich ubrać!

Za ubieranie ubrań i butów grozi sroga kara – trzy godziny klęczenia na grochu, w kącie, z twarzą zwróconą ku ścianie i z rękami w górze! ;)

Posypuję głowę popiołem ;]

 

na człowieku nie widzącym słońca od dekady. –> …na człowieku, niewidzącym słońca od dekady.

Oczywiście poprawione, ale bez dodatkowego przecinka – wydawał mi się zbędny.

 

nie mogły zadośćuczynić za brak żywych ludzi. –> …nie mogły być zadośćuczynieniem za brak żywych ludzi.

Znowu nie widzę problemu – obie wersje wydają mi się poprawne.

 

Głupi był, mając nadzieję, że znajdzie tu jakiegoś człowieka, pomyślał i zaraz zatęsknił za swoim mieszkaniem. –> Tu znajdziesz poradnik, jak zapisywać myśli bohaterów: http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/

Różni pisarze różnie to robią: jedni wyróżniają je kursywą, jedni cudzysłowem, jedni oddzielają przecinkiem, jedni myślnikiem – wybór jest spory. U siebie poprawiłem ten fragment, bo zauważyłem, że wcześniej oddzielałem je myślnikiem, więc gwoli spójności…

Jednak IMO taka wersja sama w sobie zła nie jest.

Nowa Fantastyka