- Opowiadanie: chalbarczyk - Kosmos czyli ład

Kosmos czyli ład

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Użytkownicy, Finkla, Użytkownicy IV

Oceny

Kosmos czyli ład

 

Po­ły­ka­ła łzy. Przez za­puch­nię­te oczy ni­cze­go nie mogła zo­ba­czyć. Ob­ra­ła miskę ce­bu­li, a teraz się wzię­ła do szat­ko­wa­nia.

– Jak ona mogła? Nie ma serca… – bu­cza­ła do sie­bie.

W są­sied­nich da­czach let­ni­cy wy­no­si­li sto­li­ki i fo­te­le do ogro­dów na późną ko­la­cję. Wszę­dzie roz­le­ga­ły się przy­ci­szo­ne śmie­chy i na­wo­ły­wa­nia. Na­strój bez­tro­skiej let­niej nocy po­wi­nien ją uspo­ka­jać, ale Wie­rocz­ka czuła tylko nie­zno­śny smu­tek. Olga miała przy­je­chać wie­czor­nym po­cią­giem.

– Nie wyjdę po nią! – chli­pa­ła. – Niech sama nosi ba­ga­że po żwi­rów­ce, niech ją ręce bolą!

Ale za­gnio­tła droż­dżo­we cia­sto i za­czę­ła szy­puł­ko­wać po­rzecz­ki.

Olga sta­nę­ła w progu z po­chmur­ną miną.

– Znów be­czysz?

– Jak mam, Olu, nie be­czeć? Dla­cze­go mi to ro­bisz? – mó­wi­ła mię­dzy jed­nym chlip­nię­ciem a dru­gim. – A może zde­cy­do­wa­łaś się nie le­cieć? Po­wiedz Olu, nie le­cisz, praw­da?

Olga po­sta­wi­ła wa­liz­kę w sieni i ru­szy­ła do kuch­ni.

– A na cóż ci tyle ce­bu­li?

 

Sie­dzia­ły na mięk­kiej oto­ma­nie obi­tej zie­lo­nym plu­szem. Wie­rocz­ka pa­trzy­ła na zdję­cie w srebr­nej ramce, które przed­sta­wia­ło dwie dziew­czyn­ki w ogro­dzie, mru­żą­ce oczy od po­łu­dnio­we­go słoń­ca.

– Pa­mię­tasz – za­czę­ła – gdy by­ły­śmy małe, wszę­dzie cho­dzi­ły­śmy razem, nie można nas było roz­dzie­lić. A w li­ceum całe lato spę­dza­ły­śmy u ciot­ki Poli…

– Daj już z tym spo­kój.

Olga była wy­so­ka i mu­sku­lar­na, ob­cię­ta na chło­pa­ka. Tre­nin­gi jesz­cze bar­dziej wy­rzeź­bi­ły jej i tak silne ciało. Odkąd zdo­by­ła na­szyw­kę ofi­ce­ra na­wi­ga­to­ra, zro­bi­ła się wy­nio­sła i cy­nicz­na. Wie­rocz­ka chcia­ła, żeby była choć tro­chę mil­sza, może wtedy wszyst­ko le­piej by się ukła­da­ło.

– Nie mo­żesz żyć cią­gle prze­szło­ścią.

Olga po­de­szła do półki i bez­myśl­nie za­czę­ła wyj­mo­wać przy­pad­ko­we książ­ki, sta­wia­jąc je po chwi­li na miej­sce.

– Gdzie trzy­masz pa­pie­ry z wa­sze­go sta­re­go miesz­ka­nia?

Wie­rocz­ka nie­uważ­nie po­ka­za­ła na regał.

– Jeśli po­le­cę, to bę­dzie nasze ostat­nie spo­tka­nie, wiesz to, praw­da?

– A leć sobie! – za­łka­ła Wie­rocz­ka. – Może za ty­siąc lat od­ko­pią cię na tej głu­piej pla­ne­cie! Nie chcę cię znać!

Zza okna do­biegł śpiew i rzew­ne dźwię­ki gi­ta­ry. Śmie­chy i na­wo­ły­wa­nia gu­bi­ły się w sze­le­stach czerw­co­wej nocy. Świat to­czył się swo­imi wy­jeż­dżo­ny­mi ko­le­ina­mi i nikt nawet nie wie­dział, jak Wie­rocz­ka cier­pi!

– Nie zo­sta­nę na ko­la­cji – po­wie­dzia­ła Olga – przy­je­cha­łam tylko się po­że­gnać.

– Okrut­na… – Wie­rocz­ka rzu­ci­ła się na nią z pię­ścia­mi, bo długo ta­mo­wa­ny żal wresz­cie się prze­lał. Olga mocno chwy­ci­ła ją za ręce.

– Zo­staw wresz­cie prze­szłość! Mu­sisz za­cząć żyć dziś, zrób ja­kieś plany, coś osią­gnij! Jeśli… jeśli już się wię­cej nie spo­tka­my, wy­rzuć wszyst­kie nasze wspól­ne zdję­cia, a listy spal.

Pod daczę pod­je­chał woj­sko­wy łazik o nie­czy­tel­nych nu­me­rach. Stały we dwie na ganku i Wie­rocz­ce wy­da­ło się, że Olga nie wie, co zro­bić z rę­ko­ma. Pod­nio­sła je, jakby miała za­miar ją objąć, jed­nak tylko nie­pew­nie klep­nę­ła Wie­rocz­kę po ło­pat­ce. Pod­nio­sła wa­liz­kę i wsia­dła do po­jaz­du, nie obej­rzaw­szy się ani razu.

 

Let­nia noc jest krót­ka, do­pie­ro co ściem­nia­ły ostat­nie pasma chmur na za­cho­dzie, a już cięż­ki, szary świt pod­no­sił się spod liści ło­pu­chów. Wie­rocz­ka miała za­mknię­te oczy i koł­drę na­su­nię­tą na głowę, ale wszyst­ko na nic. Nie mogła za­snąć, bo pa­mięć pod­su­wa­ła jej ob­ra­zy ostat­nie­go wie­czo­ru. Dla­cze­go była dla Olgi nie­mi­ła? Prze­cież… już nigdy… Jak ma dalej żyć? Nagle na­tręt­nie za­brzę­czał te­le­fon w przed­po­ko­ju. Wy­sko­czy­ła z łóżka i po­bie­gła, nie za­kła­da­jąc bam­bo­szy.

– Olu, to ty?!

W słu­chaw­ce szum.

– Olu, gdzie je­steś? – Wstrzy­ma­ła od­dech i przy­ci­snę­ła słu­chaw­kę do ucha.

– Jutro wu em bę­dzie… szes­na­ście… kod dwa, jeden, osiem, zero.

Dalej sły­chać było tylko długi sy­gnał.

Wie­rocz­ka stała na bo­sa­ka na drew­nia­nej pod­ło­dze i my­śla­ła. Jesz­cze pół go­dzi­ny do świtu, go­dzi­nę do po­cią­gu. Dla­cze­go Wzor­co­we Mia­sto? Czy to zna­czy… Gdzie ojca rze­czy? Rzu­ci­ła się do szaf­ki. Pusto. Tecz­ka znik­nę­ła.

 

***

Olga skoń­czy­ła aka­de­mię lot­ni­czą tam­tej wio­sny. Po uro­czy­sto­ściach sie­dzia­ły oby­dwie w ka­wiar­ni i roz­ma­wia­ły o pla­nach na przy­szłość. Wie­rocz­ka przy­nio­sła kwia­ty za­wi­nię­te w sze­lesz­czą­cy ce­lo­fan.

– Czy misja nie do­ty­czy­ła lotu na Księ­życ? – za­py­ta­ła po­nu­ro.

– Pod­bój ukła­du sło­necz­ne­go zo­sta­wia­my innym. My pa­trzy­my dalej. Celem jest Pro­xi­ma Cen­tau­ri. Ko­smos. Kto za­wład­nie prze­strze­nią mię­dzy­gwiezd­ną, ten bę­dzie pa­no­wał nad dro­ga­mi, któ­ry­mi ludz­kość po­dą­ży w ciągu naj­bliż­sze­go ty­sią­ca lat.

Olga rzu­ca­ła fra­ze­sa­mi, które Wie­rocz­ka sły­sza­ła już ty­siąc razy. Na­słu­cha­ła się ich w cza­sie spo­tkań na daczy, na któ­rych ko­le­dzy ojca głów­nie pili i pa­li­li śmier­dzą­ce pa­pie­ro­sy. Nigdy nic z ich dys­ku­sji nie wy­ni­ka­ło, bo koń­czy­ły się beł­ko­tem i rzę­że­niem. Papa do­pro­wa­dzał ich potem do po­rząd­ku, ście­rał wy­mio­ci­ny i pła­cił za tak­sów­ki.

– Po­wiedz ojcu, żeby po­roz­ma­wiał z dy­rek­to­rem pro­gra­mu ko­smicz­ne­go. Chcę się tam do­stać. Nie ma rze­czy, któ­rej by ko­cha­ny tatuś dla cie­bie nie zro­bił. – Olga stwier­dzi­ła to z ledwo wy­czu­wal­ną po­gar­dą, a Wie­rocz­ka po raz pierw­szy za­czę­ła się za­sta­na­wiać, kim tak na­praw­dę jest dla niej. Przy­ja­ciół­ką?

Po­pro­si­ła papę, żeby Oldze nie po­ma­gał. Oj­ciec uniósł brwi.

– Córuś, wiesz, że nic na to nie po­ra­dzisz, skoro Olga tak chce… To wszak jej życie.

Zacisnęła ze złością pięści. Jesz­cze zo­ba­czy­my, czy nic nie po­ra­dzi! Nie ma mowy, żeby Olga po­le­cia­ła gdzieś na jakąś gwiaz­dę i tam się usma­ży­ła!

***

Wie­rocz­ka wy­sia­dła na sta­cji Bu­dusz­cze­je. Wy­ję­ła prze­pust­kę i po­ka­za­ła straż­ni­ko­wi przy wyj­ściu. Ten ru­ty­no­wo, na­chal­nie, po­pa­trzył jej w oczy i po­ka­zał ręką, że może iść. Po­na­glo­na ta­jem­ni­czą wia­do­mo­ścią i pcha­na nie­po­ko­jem o Olgę zna­la­zła się we Wzor­co­wym Mie­ście, o któ­rym my­śla­ła, że nigdy tu nie wróci. Ro­zej­rza­ła się. Wszyst­ko po­zo­sta­ło nie­zmie­nio­ne, tak jak za­pa­mię­ta­ła. Sze­ro­ka ar­te­ria, którą mogły je­chać ko­lumną czoł­gi i dzia­ła sa­mo­bież­ne, pro­wa­dzi­ła ku cen­tral­ne­mu pla­co­wi. Wy­ciecz­ki pio­nie­rów, równo czwór­ka­mi, ma­sze­ro­wa­ły po głów­nej ulicy. W kio­sku wy­ło­żo­ny ma­ga­zyn „Ogo­niok” pre­zen­to­wał na pierw­szej stro­nie zdję­cie ra­kie­ty Sojuz. Dziew­czy­na za­ło­ży­ła torbę na ramię i wsia­dła do tro­lej­bu­su, który z ci­chym brzę­cze­niem pod­je­chał na przy­sta­nek.

Bez za­in­te­re­so­wa­nia spo­glą­da­ła przez szybę. Wszyst­ko wy­da­wa­ło się nor­mal­ne. Matki od­pro­wa­dza­ły dzie­ci w diet­skij sad, aby przyjść po nie w so­bo­tę i za­brać do domu na jeden dzień. Same uda­dzą się zaraz do wy­zna­czo­nych za­kła­dów pracy. Mi­li­cjant­ka wy­glą­da­ją­ca jak au­to­mat kie­ro­wa­ła ru­chem na skrzy­żo­wa­niu, a mło­dzież w szkol­nych mun­dur­kach pod opie­ką ka­ow­ców zmie­rza­ła na miej­sce zbiór­ki na szkol­nym placu. Po­zo­sta­wa­ło rów­nież to, co nie­wi­docz­ne, a o czym Wie­rocz­ka wie­dzia­ła od papy. Głę­bo­ko pod zie­mią w be­to­no­wych bun­krach był pro­wa­dzo­ny cią­gły na­słuch, nie tylko miesz­kań­ców Wzor­co­we­go Mia­sta, ale ca­łe­go ob­wo­du.

Wy­sia­dła przy Me­mo­ria­le i we­szła do skle­pu „Uni­wer­mag”. Za ladą ko­bie­ta w nie­okre­ślo­nym wieku, z ide­al­nie na­ło­żo­nym krzy­kli­wym ma­ki­ja­żem wi­ta­ła klien­tów swoim szkla­nym uśmie­chem. Wie­rocz­ka po­da­ła kod, a ko­bie­ta po­pro­wa­dzi­ła ją na za­ple­cze. Po­słusz­nie zo­sta­wi­ła bagaż i po­zwo­li­ła się ob­szu­kać. Eks­pe­dient­ka po­pchnę­ła ją lekko i dziew­czy­na zna­la­zła się w ja­kimś ma­ga­zy­no­wym po­miesz­cze­niu, wy­ło­żo­nym bla­do­nie­bie­ski­mi ka­fel­ka­mi. Po­środ­ku stało krze­sło, pod ścia­ną sto­lik. Nagie świa­tło ża­rów­ki szczy­pa­ło w oczy.

 

***

– Wiero, musi nam pani pomóc. – Ofi­cer przy­po­mi­nał jej ojca. Lekko zgar­bio­ny, z si­wy­mi wło­sa­mi na skro­niach. Oku­la­ry, które mu się zsu­nę­ły, przy­po­mnia­ły jej roz­mo­wy, które pro­wa­dzi­li z ojcem w jego pra­cow­ni, bo wtedy też mu się oku­la­ry po­dob­nie zsu­wa­ły. Nagle tak bar­dzo za­tę­sk­ni­ła za papą, że po­czu­ła ukłu­cie w sercu.

– Ależ ja nic nie wiem… – jęk­nę­ła.

Wa­si­liew po­krę­cił głową.

– Nie, nie. Pani, Wiero, ma klucz do przy­szło­ści ludz­ko­ści. – Wy­dmu­chał dym z pa­pie­ro­sa.

Mil­cza­ła. Gorz­ko uśmiech­nę­ła się w duchu.

– Wy­na­la­zek ojca to już prze­szłość. Od tego czasu nauka zdą­ży­ła ulep­szyć wszyst­ko, co było zwią­za­ne z nowym pro­gra­mem ra­kie­to­wym. Oj­ciec zresz­tą nie przy­kła­dał do tego dużej wagi. – Po­sta­no­wi­ła kła­mać. Cóż in­ne­go jej zo­sta­ło?

– Nie ro­zu­mie pani. My nie chce­my p o w i e l a ć i bu­do­wać ładu, który bę­dzie tech­no­kra­cją. Prze­flan­co­wać so­cja­lizm, po­zy­ty­wizm i ma­te­ria­lizm na nowe pla­ne­ty, to zna­czy po­stęp, no­wo­cze­sność, rozum, ma­te­ma­ty­kę… Nie o to nam cho­dzi.

– Jak to…? Czy pro­gram ko­smicz­ny nie za­kła­da wła­śnie po­stę­pu w imię roz­wo­ju ludz­ko­ści? Pod­bo­ju ko­smo­su i oba­le­nia prze­szkód, które mo­gły­by ha­mo­wać roz­prze­strze­nia­nie się idei spo­łecz­nej spra­wie­dli­wo­ści? – Chcia­ła zy­skać na cza­sie, więc pod­ję­ła tę dys­ku­sję. Odkąd za­bra­li ojca, nie wie­rzy­ła w żadne idee.

– Pani na pewno już to wie, bo pani, Wiero, jest mądra. – Zga­sił pa­pie­ro­sa i za­czął cho­dzić po po­ko­ju, spló­tł­szy ręce na ple­cach. – Nasze idee się nie­ba­wem skoń­czą. I to nie za spra­wą im­pe­ria­li­stycz­nych za­ku­sów za­chod­nich mo­carstw, o nie. No­wo­cze­sność musi się skoń­czyć. Wy­ho­du­je na swym łonie tego, kto zada jej cios w plecy.

Wa­si­liew zdjął oku­la­ry i już nie wy­glą­dał jo­wial­nie, a po­do­bień­stwo do ojca Wie­rocz­ki pry­sło.

– Pani wie bar­dzo do­brze, o czym mówię.

Wie­rocz­ka wie­dzia­ła. Prze­ga­da­li na ten temat z ojcem dłu­gie go­dzi­ny.

– Córuś – mówił – nie przy­wią­zuj się do ni­cze­go, bo to wszyst­ko znik­nie.

– Jak to, papo, znik­nie?

– Prze­zna­cze­niem wszech­świa­ta i ziemi, i na­sze­go tak cu­dow­nie ide­al­ne­go mia­sta, i w ogóle każ­de­go atomu jest de­cen­tryzm, pe­ry­fe­ryj­ność i roz­sz­cze­pie­nie. Po­ko­le­nie, które przyj­dzie po nas, bę­dzie wzno­sić hasła wol­no­ści i to­le­ran­cji dla ab­sur­du, de­wia­cji i znisz­cze­nia. Nauka bę­dzie nie­koń­czą­cym się cią­giem hi­po­tez i opi­nii, a wszyst­ko sta­nie się przed­mio­tem prze­śmiew­czej ma­ni­pu­la­cji.

– Czy to moż­li­we? – py­ta­ła. – Dla­cze­go ktoś chciał­by znisz­czyć ten z tru­dem wy­pra­co­wa­ny ład?

Póź­niej, huś­ta­jąc się w ogro­do­wym ha­ma­ku, roz­my­śli­wa­ła nad tymi pro­ble­ma­mi. Ufała ojcu cał­ko­wi­cie, więc bała się tego iry­tu­ją­ce­go i nie­po­ko­ją­ce­go post-ła­du, który miał na­dejść. Pierw­szym zwia­stu­nem roz­pa­du jej świa­ta było aresz­to­wa­nie papy.

– Wy­ko­rzy­stu­jąc prze­wi­dy­wa­nia pani ojca – Wa­si­liew mówił dalej – bę­dzie­my w sta­nie stwo­rzyć taką cy­wi­li­za­cję, która nie upad­nie i nie ewo­lu­uje w an­ty­te­zę mo­der­ni­zmu. Zwró­ci­my się w stro­nę wiecz­no­ści! Ludz­kość od po­cząt­ku pró­bo­wa­ła znie­wo­lić czas, osią­gnąć nie­śmier­tel­ność, ale do tej pory nigdy się to nie udało, gdyż dia­lek­ty­ka dzie­jów nie­uchron­nie pro­wa­dzi do kwe­stio­no­wa­nia po­przed­nie­go po­rząd­ku.

Wiera nie słu­cha­ła uważ­nie, my­śla­ła o ojcu. Zanim go wy­pro­wa­dzi­li, za­py­tał, czy może się po­że­gnać z córką. Ofi­cer ope­ra­cyj­ny się zgo­dził.

– Jeśli zna­la­zł­bym le­kar­stwo na de­gren­go­la­dę wszech­świa­ta, to ono po­zwo­li­ło­by ci żyć, pa­mię­taj. – Tak się po­że­gnał z Wie­rocz­ką.

 

Po­pro­si­ła o pa­pie­ro­sa. Wa­si­liew podał jej ogień, a ona za­cią­gnę­ła się głę­bo­ko. Dla niej stało się jasne, że Wa­si­liew już zdra­dził spo­łe­czeń­stwo i po­trze­bu­je od­kry­cia papy, żeby prze­pro­wa­dzić jakąś swoją gi­gan­tycz­ną po­li­tycz­ną grę. Papa mówił, że ten pra­gnie zmia­ny sys­te­mu, komu nie wy­star­cza już wła­dza, którą ma… Naj­praw­do­po­dob­niej Wa­si­liew chce kartą pro­gra­mu mię­dzy­gwiezd­ne­go za­grać o zmia­nę kursu…

– Przy­pusz­cza­my, że mi­kro­film jest wciąż w domu pro­fe­so­ra.

Od­rzu­ci­ła swoje dłu­gie włosy do tyłu i po­pa­trzy­ła chłod­no na puł­kow­ni­ka.

– Znaj­dę go dla pana.

– Czego pani ocze­ku­je w za­mian?

– Olga zo­sta­nie na Ziemi. Nie po­le­ci.

Wa­si­liew wzru­szył ra­mio­na­mi.

– Pani przy­ja­ciół­ka nie ma tu żad­nej przy­szło­ści, a w pro­gra­mie ko­smicz­nym mo­gła­by się wybić… ale cóż, jak pani chce.

– Jak to – po ple­cach prze­szły jej ciar­ki – czy Oldze coś grozi?

– No prze­cież nasze służ­by nie po­zwo­lą, żeby tak za­awan­so­wa­ny ofi­cer cho­dził i roz­po­wia­dał na prawo i lewo o taj­nym locie. Oj, Wiero, ma pani głowę na­bi­tą ide­ała­mi.

 

Spo­tka­ły się w ich sta­rym miej­scu, przy ka­ru­ze­li. Była zro­bio­na z po­sta­wio­nej na sztorc pu­stej ra­kie­ty tak­tycz­nej i od­ma­lo­wa­na na stan­dar­do­wy bla­do­nie­bie­ski kolor. Łań­cu­chy drża­ły, lekko skrzy­piąc, a puste sie­dzi­ska obi­ja­ły się o sie­bie. Wie­rocz­ka znów na chwi­lę za­nu­rzy­ła się we wspo­mnie­niach. Z Olgą przy­cho­dzi­ły tu, żeby się po­krę­cić i od­py­cha­jąc no­ga­mi, wzbi­ja­ły tu­ma­ny kurzu. Szyb­ko jed­nak od­go­ni­ła ob­ra­zy z prze­szło­ści.

– Olu! Gdzie jest mi­kro­film?

– Nie wiem.

– A rze­czy papy?

– Nie było go w nich.

Olga po­da­ła jej tecz­kę. W środ­ku znaj­do­wa­ły się do­ku­men­ty, peł­no­moc­nic­twa i po­zwo­le­nia, mało zna­czą­ce no­tat­ki. Wszyst­kie wy­ni­ki pracy na­uko­wej ojca zo­sta­ły za­bra­ne przy re­wi­zji.

– Olu, co my teraz zro­bi­my?

– Spójrz na to.

– Lista za­ku­pów?

 

Uro­dzi­ny Wie­rocz­ki, sto lat córuś!

 

43 dkg smal­cu

1, 5 kg bia­łej prze­sia­nej mąki

wi­śniów­ka z piw­nicz­ki

kon­fi­tu­ra ró­ża­na (zo­sta­ły jesz­cze dwa sło­icz­ki)

8 dkg droż­dży

tuzin jaj, naj­le­piej od Wa­len­ty­ny

35 dkg cukru

mleko na roz­czyn wedle wy­czu­cia

 

Wie­rocz­ce łzy za­krę­ci­ły się w oczach.

– Ach, papa robił dla mnie pącz­ki. To były ostat­nie wspól­ne uro­dzi­ny, po­wie­dzia­łam, że nie chcę tortu, że tort sma­ku­je ohyd­nie… – Otar­ła łzy. – Dziw­ne.

– Co jest dziw­ne?

– Do pącz­ków nie do­da­je się wi­śniów­ki, tylko spi­ry­tus…

– A kto ku­pu­je czter­dzie­ści trzy deko smal­cu?

Wie­rocz­ka jesz­cze raz prze­czy­ta­ła spis in­gre­dien­cji. Zmarsz­czy­ła czoło.

– Och! – Cicho po­wie­dzia­ła do sie­bie.

Zło­ży­ła po­wo­li kart­kę na czwo­ro i spoj­rza­ła na Olgę.

– Olu, nie szu­kaj­my wy­na­laz­ku papy. Pro­szę. Mo­gły­by­śmy żyć jak do­tych­czas, zo­sta­wić innym tro­skę o przy­szłość…

– Ogłu­chłaś?! Bez wy­na­laz­ku two­je­go ojca będę ni­czym! Co in­ne­go ty, wszę­dzie masz zna­jo­mych ta­tu­sia, któ­rzy ci po­mo­gą. Nigdy nie mu­sia­łaś o nic wal­czyć! Co ty w ogóle wiesz?!

– Olu, nie mów tak.

– Wcale się nie zdzi­wię, jeśli film za­trzy­masz dla sie­bie!

Wie­rocz­ce za­drża­ły usta. Nie chcia­ła tu być i nie chcia­ła tego sły­szeć.

– Czy ty kie­dy­kol­wiek my­śla­łaś o mnie… Czy kie­dy­kol­wiek wzię­łaś moją proś­bę na po­waż­nie?

– Za­cho­wu­jesz się wciąż, jak­byś była naj­waż­niej­sza, jakby wszyst­ko, cały wszech­świat, był stwo­rzo­ny tylko dla cie­bie! Ow­szem, my­śla­łam. Żeby się zna­leźć jak naj­da­lej od cie­bie!

Olga cięż­ko dy­sza­ła, a Wie­rocz­ce krew ude­rzy­ła do głowy i za­czę­ła pul­so­wać w skro­niach.

– Chcesz uciec? Po­wiedz to wprost, że le­cisz tam, bo to dla cie­bie cho­ler­na oka­zja, żeby stąd na za­wsze uciec!

– Ja ucie­kam? Ja? – Olga po­de­szła tak bli­sko, że Wie­rocz­ka po­czu­ła jej od­dech na swoim po­licz­ku. – Ty i twoje wspo­mnie­nia! Ucie­kasz w prze­szłość, bo wtedy byłaś oczkiem w gło­wie ta­tu­sia! Wy­nio­sła i pro­tek­cjo­nal­na. O Boże, jak ja was nie­na­wi­dzi­łam!

 

***

Znów zna­la­zły się na let­ni­sku, lecz nic nie było już takie samo. Wie­rocz­ka zda­wa­ła się była tego nie do­strze­gać. Od­wró­co­na do Olgi ple­ca­mi, za­le­wa­ła wrząt­kiem im­bryk i kro­iła droż­dżo­wy pla­cek.

– Co masz za­miar zro­bić? – Głos Olgi drżał.

Wie­rocz­ka przy­nio­sła do sto­ło­we­go ele­ganc­kie fi­li­żan­ki z kom­ple­tu Ło­mo­no­so­wa.

– Olu, ja w i e m, że to ty do­nio­słaś na papę.

– Skąd…? To zna­czy… – Głu­che mil­cze­nie. – Ja… ja nie mia­łam wyj­ścia.

– Nie winię cię.

Roz­ło­ży­ła ta­le­rze i wi­del­czy­ki do cia­sta.

– Na­pij­my się wi­śniów­ki. Papa na­sta­wił ją ostat­nie­go lata przed aresz­to­wa­niem.

Wy­ję­ła z ser­want­ki dwa krysz­ta­ło­we kie­lisz­ki.

– Wiem, gdzie jest mi­kro­film.

 

Pa­trzy­ły na sie­bie, jakby wi­dzia­ły się po raz pierw­szy, jakby nie łą­czy­ła ich ani jedna chwi­la prze­szło­ści. W oczach Olgi gnieź­dził się dra­pież­ny strach, a we wzro­ku Wiery była je­dy­nie bez­na­mięt­na na­uko­wa cie­ka­wość.

– Oddaj mi go, pro­szę!

Po­krę­ci­ła głową.

– Nie, Olu. Nawet nie umie­cie wy­ko­rzy­stać od­kry­cia papy.

Obo­jęt­nie za­czę­ła na­peł­niać kie­li­szek na­lew­ką. Ru­bi­no­wy płyn do­się­gnął brze­gu, a potem wylał się sze­ro­ką stru­gą, wsią­ka­jąc w białą ser­we­tę. Kiedy nic już nie zo­sta­ło, pod­sta­wi­ła dłoń i z flasz­ki wy­pa­dła mała fiol­ka. Otwo­rzy­ła ją. W środ­ku znaj­do­wał się mi­kro­film.

Olga z na­pię­ty­mi do gra­nic moż­li­wo­ści wszyst­ki­mi mię­śnia­mi go­to­wa­ła się do skoku. Wiera kątem oka wi­dzia­ła grube kro­ple potu na jej czole i po­wo­li się­gnę­ła po za­pal­nicz­kę. Strze­lił pło­mień. Bez wa­ha­nia przy­ło­ży­ła go do ce­lu­lo­ido­wej taśmy. Olga rzu­ci­ła się do przo­du, strą­ca­jąc ze stołu por­ce­la­nę, która z trza­skiem roz­pry­sła na wszyst­kie stro­ny, chwy­ci­ła Wierę za nad­gar­stek, pró­bu­jąc zga­sić za­pal­nicz­kę, drugą zaś rękę za­ci­snę­ła na gar­dle. Olga była sil­niej­sza i Wie­rocz­ce za­czę­ło bra­ko­wać tchu. Prze­cież ona mnie udusi… Wie­rocz­ka wolną ręką rzu­ci­ła mi­kro­film pod kre­dens, a Olga schy­liw­szy się, żeby go pod­nieść, zwol­ni­ła uchwyt.

– Prze­pra­szam Olu – szep­nę­ła Wiera i roz­bi­ła jej na gło­wie im­bryk. Dziew­czy­na osu­nę­ła się nie­przy­tom­na.

Za chwi­lę do domu wpa­dło dwóch funk­cjo­na­riu­szy, ale było już za późno. Film zdą­żył się już sto­pić w po­piel­nicz­ce.

 

Papa miał rację. Nie można za­trzy­mać prze­szło­ści. Nawet jeśli kie­ru­nek roz­wo­ju wszech­świa­ta nie jest wy­raź­nie okre­ślo­ny albo przez nas zde­fi­nio­wa­ny, to nie jest moż­li­we prze­ży­wa­nie wciąż na nowo ar­ka­dii dzie­ciń­stwa, bez­tro­skiej mło­do­ści, prze­szłe­go szczę­ścia. Pró­bu­je­my od­two­rzyć wa­run­ki wyj­ścio­we, mając na­dzie­ję, że znów znaj­dzie­my się w tam­tym cza­sie. W tam­tym życiu. Teraz wi­dzia­ła wszyst­ko jasno. Jeśli nie może żyć w prze­szło­ści, zo­sta­je jej tylko stwo­rze­nie wła­sne­go no­we­go ładu.

Po­de­szła do te­le­fo­nu i wy­krę­ci­ła numer.

– Chcę po­le­cieć na be Pro­xi­ma Cen­tau­ri. Prze­czy­ta­łam do­ku­men­ty ojca o wy­na­laz­ku, a je­dy­ny mi­kro­film spa­li­łam.

Chwi­la mil­cze­nia.

– Do­brze Wiero, pro­szę wsiąść do po­cią­gu o szó­stej dwa­na­ście – od­po­wie­dział Wa­si­liew. – Przej­dzie pani od­po­wied­nie szko­le­nie i wy­śle­my tam panią.

Wiera po­ki­wa­ła głową. Dla wła­dzy wsa­dza­nie ludzi do ra­kiet i wy­sy­ła­nie ich w ko­smos z cał­ko­wi­tą pew­no­ścią, że nigdy nie wrócą na Zie­mię żywi, było rze­czą co­dzien­ną.

Olga, która ock­nę­ła się jakiś czas temu i pró­bo­wa­ła wy­trzeć krew ze skro­ni, za­ci­snę­ła usta z wście­kło­ści.

– Le­cisz?! Ty?!

Wie­rocz­ka wzru­szy­ła ra­mio­na­mi.

– Bę­dzie­my miały dużo czasu, żeby wy­ja­śnić sobie kilka spraw. Może nawet uda nam się za­przy­jaź­nić na nowo, kto wie?

***

Wie­rocz­ka nie do­wie­dzia­ła się, czy re­cep­ta na szczę­śli­wą przy­szłość i spra­wie­dli­wy świat fak­tycz­nie ist­nia­ła. Ostat­nio za­czę­ła się wręcz za­sta­na­wiać, czy papa na­praw­dę od­krył ten per­fek­cyj­ny al­go­rytm, czy tylko chciał za­pew­nić córce bez­pie­czeń­stwo… Ale cóż, nawet bez od­kry­cia, które w sumie kosz­to­wa­ło go życie, zbu­do­wa­nie ide­al­ne­go spo­łecz­ne­go ładu, choć­by i na obcej pla­ne­cie, nie bę­dzie takie trud­ne, praw­da?

Koniec

Komentarze

Napisane całkiem zgrabnie, chociaż sama historia sprawia wrażenie płytko poprowadzonej – w sensie takim, że jakoś nic szczególnego się w niej nie działo. Może to przez to, że jakoś chaotyczne te fragmenty i nie zawsze wiadomo, kiedy co się dzieje. Komentarz z telefonu, więc nie będę się rozpisywał bardziej.

Cześć, Chal:)

Hmm. Prowadzisz dziwną narrację: łzawa Wieroczka i zdecydowana Olga i na końcu ją zmieniasz. zabieg ciekawy, ale łzawość wejścia jest spora. W początkowych fragmentach Wieroczkę zdrabniasz, zmiękczasz, a drugą wyostrzasz ale ciut niezdecydowanie. Poszłabym chyba w neutralność i niech czytelnik domyśli się sam. To jest spotkanie dwóch osób. Gdyby nie podkreślanie odczuć Wieroczki i zdrobnienie, nie zgrzytałyby mi łopiany i sielanka dookoła, a tak coś chrzęści. 

Kurcze, zdaje mi się, że za dużo chciałaś w tym opku “upchać”: relację dwóch przyjaciółek, ojca, kosmos, przemycić trochę poglądów z socjosf. Wydaje mi się, że nie masz wystarczająco zbudowanych bohaterów (kim i jacy są, bo dlaczego trochę mogę się domyślić, ale za mało), kosmos i wynalazek ojca, system i Wzorcowe miasto. 

Olga była wysoka i muskularna, obcięta na chłopaka

Spróbuj poszukać bardziej charakterystycznych dla postaci opisów, mniej standardowych. zobacz, jak robi to M.Axellson. Nie chodzi mi o to, że zawsze są niepotrzebne, ta muskulatura intryguje i niepokoi, bardziej chciałabym powiedzieć/napisać, że opisy zewnętrzne są mało mówiące, gdy przede wszystkim bazują na: wysokości, fryzurze, często też oczach.

Treningi jeszcze bardziej wyrzeźbiły jej i tak silne ciało.

Może wyboldowane usunąć?

Jeszcze zobaczymy, czy nic nie poradzi! Nie ma mowy, żeby Olga poleciała gdzieś na jakąś gwiazdę i tam się usmażyła!

To myśl, Wieroczki i umieszczona bezpośrednio po kwestii dialogowej trochę mi haczyła. Pomyśl jak takie rzeczy zapisywać? Naturalnie są standardy i możesz z nich skorzystać, ale nie wiem, czy chcesz?;)

 

Chal, podsumowując, coś pod tym jest, lecz jestem krytyczna, bo „łapię” tylko relację dziewczyn, reszta jest czarną dziurą, bo bardzo ogólne i w związku z tym zdaje się niepotrzebne. Nie chcę spoilerować, więc nie będę się rozwodziła. Nie jestem poprawiaczem i nie potrafię precyzyjnie pokazać co tak, a co nie (nawet dla samej siebie). Generalnie za dużo napoczętych wątków/myśli. Chyba szłabym konsekwentnie przez bohatera bądź problem/dylemat i obcinałabym boki, bo wątek z degrengoladą ludzkości jest niejasny. Przesłanie recepty – jasne:). Twój pomysł, choć znane wątkki ogrywa, jest ok, ale konieczne byłoby pogłębienie postaci i dopracowanie przyjaźni dziewczyn i Wzorcowego Świata. Co dziwne, mocniejszą osobą zdaje mi się Olga. Może zrobić z niej  bohatera.

Od względem poprawności – ok, w kilku miejscach przestawiłabym szyk, ale to subiektywne wrażenie, więc nie ma sensu o tym pisać.

 

srd pzd:)

piątkowa asylum

Edit. Dopisuję słowo, ponieważ myślę jeszcze o Twoim opowiadaniu. Może tu się prosi o rozbudowanie historii, aby w pełni wybrzmiała, ponieważ czytało się dobrze, a fragmenty były intrygujące.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum

dzięki za tak obszerny komentarz, z tego powodu, że poruszasz kilka ważnych rzeczy, muszę go (komentarz) jeszcze przemyśleć. Z odpowiedzią jeszcze wrócę.

Co trzeba czytelnikowi wyjaśniać, a czego nie – to zawsze jest problem i to też muszę sobie przemyśleć.

Chal, fajnie, że odpowiedziałaś:) Wracam czasami myślami do zabiegu, którego użyłaś. Sam z siebie wydaje mi się dobry, tylko w czytaniu “nie wchodziło”. Myślę, że potrzeba więcej komentarzy, aby sprawdzić.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum

Trudno mi się odnieść tak obiektywnie do swojego tekstu, bo autor raczej nie nabędzie dystansu do tego, co wytworzył, wprost przeciwnie, zazwyczaj jest zachwycony, że takie to świetne. Wydaje mi się, że to opowiadanie nie ma typowej konstrukcji, którą mają teksty o tej długości zamieszczane na portalu. Bardzo często wszystko zorganizowane jest wokół kulminacyjnego twistu lub suspensu, więc skoro tutaj tego nie ma, to może stąd wrażenie, że potrzeba rozwinięcia bohaterów i dopowiedzeń do fabuły?

Relacja między bohaterkami w zamierzeniu wcale nie miała zdominować problemu rozpadu świata modernizmu i socjalizmu i utopii idealnego społeczeństwa, ale widocznie się to tym razem niezbyt udało, kurczę.

Olga nie nadaje się na główną bohaterkę, bo świat widziany jej oczami byłby strasznie prosty. W opowiadaniu potrzebne są tylko jej mięśnie ;)

 

Chyba nie wszystko jeszcze załapałam z komentarza, ale się w niego wgryzę. Pozdrawiam!

Chal, z tym właśnie dla mnie jest kłopot. Niewiele tu utopijnego świata, prócz rozmowy na zapleczu sklepu, w niej są tylko pojęcia. Zerknij na proporcje. On w niewielkim stopniu ujawnił się w życiu bohaterki. 

Mamy dwie bohaterki, lecz dla mnie obie są silne, a przynajmniej silnie motywowane. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

“Więcej utopii, więcej utopii…” no i jestem w rozdarciu, Asylum. Z jednej strony chciałabym zbudować taką anty-modernistyczną utopię, już gotową, na jakiejś planecie obcej gwiazdy, a z drugiej dla mnie sam proces, prowadzący do podjęcia decyzji przez bohaterkę o porzuceniu Ziemi i sprawnie działającego komunizmu jest ciekawy, i w ogóle pytanie o to, po co ludzie chcą tego idealnego społecznego porządku.

 

Utopia jest w Twoim opku, ale niezarysowana – dla mnie – wystarczająco, brakuje konkretów. Muskasz słowami, a świat w niewielkim stopniu zmieniony, podobnie reakcje ludzi.

A tożeś mnie zainrygowała, dlaczego musi być antymodernistyczna? Proces jest ciekawy, lecz nie gwiezdny, a że komunizm za mało zaznaczone, poza tym co to jest komunizm – ale to na długą dyskusję, a przedtem trzeba byłoby ustalić o czym rozmawiamy, tj. o jakich myślach. Słabo to się nadaje, taka dyskusja, na pisemność. Jak napiszesz opko, możemy na konkretach “rozwalać”.

Po co ludziom idealny społeczny porządek – bardzo ciekawe! lecz poprzedza je pytanie – jaki ma być ten idealny społeczny porządek. Tego nie ma w Twoim tekście, IMHO.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

jaki ma być ten idealny społeczny porządek. Tego nie ma w Twoim tekście

Szczerze mówiąc, to się zastanawiałam, czy wstawiać i szczegółowo opisywać tę drugą utopię, bo przecież jedna, idealny ustrój, już jest w opowiadaniu we Wzorcowym Mieście o totalnej kontroli. Myślałam, że to może za dużo. Cieszę się, że o tym wspomniałaś, bo mam nad czym myśleć :)

:D Myśl i pisz ale… na to myślenie za dużo czasu nie poświęcaj, szkoda czasu, trzeba żyć. Nie zaniedbuj życia. Kurcze, nikt tutaj nie zajrzał, a potrzebowałybyśmy, wiem, że i Reg, gdy wyrobi się z kolejką zajrzy.  Użyszkodników rozumiem, bo zalew konkursów byłych i przyszłych, a nas tak mało, za mało.

“Totalna kontrola” – dla mnie niejasna, clue tkwi w szczegółach, przez różne rzeczy można ją powodować i sprawować, poza tym pytanie, co znaczy dla Ciebie – “totalna”. Pisz kolejne opko i dawaj mnie na betę, będziemy gadać, mnie takie sprawy bardzo obecnie interesują!:D

 

PS. Skarżę do biblio za poprawność napisania i mocno zarysowany prawdziwy konflikt. Trochę ryzykuję, ponieważ nie znam się na poprawnym pisaniu (za dużo błędów sama popełniam), za to starcie jest na sto procent.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Strasznie miła taka zachęta! Dzięki wielkie, że w ogóle chciało ci się przeczytać i podzielić uwagami!

:D, dyżur, a i Ty odpowiadasz, wtedy łatwe:)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Przyznam, że się potykałam przez całe opko. Nie rozumiem nagłej zmiany charakteru Wieroszki, nie widzę nic, co mogłoby tę zmianę zainicjować, a bez tego trudno mi uwierzyć, że ubeczana, osamotniona kobieta tak się zmieniła.

Myślę, że we wszystkich realnie istniejących totalitaryzmach w mniejszym lub większym stopniu stosowana była zasada odpowiedzialności zbiorowej i pewnie w większości wymyślonych utopii również. To element panowania nad ludźmi. Niepokorni ryzykują nie tylko swoim życiem i swoją przyszłością, ale także życiem najbliższych. Tymczasem w tym przypadku, mimo aresztowania ojca, Wieroczka zachowała przepustki, przyjaciół, nikt nie przeszukał domu.

I samo to, że mimo aresztowania ojca, dziewczyna dobrowolnie idzie na spotkanie z przedstawicielem reżimu, też wydaje mi się dziwne. Nie obeszło jej to? Jak zdołała wyjaśnić sobie postępowanie władz? W tym momencie jeszcze przecież nie wiedziała, że Wasiliew rozgrywa swoją partię.

Takich pytań mam więcej. Trochę mi się to nie klei.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irka

Odpowiadając na wątpliwości, tak jak ja to widziałam pisząc: przemiana bohaterki jest pozorna, nigdy nie była naiwna, tylko sprawia takie wrażenie, bo chce zatrzymać przyjaciółkę dla siebie. Nigdy też nie krytykuje władzy, bo akceptacja reżimu i autorytarnego porządku jest charakterystyczna dla prawie każdego “ruskiego człowieka” i dla niej też. Innymi słowy, wcale nie jest dysydentką, wprost przeciwnie, korzysta z przywilejów. Ba, jest pewna, że jest w stanie stworzyć jeszcze lepszy system kontroli na innej planecie.

Może to temat na coś dłuższego, jak pokazuje Twój komentarz, bo można by szerzej wyjaśnić jej działanie.

Dzięki za odwiedziny!

Odniosłam wrażenie, że między przyjaciółkami panowały dziwne stosunki, zgoła nie takie, jak pragnęła widzieć je Wiera. Wzmianki o przeszłości Wiery i ojca, zdały mi się na tyle mgliste, że nie bardzo wiem, co tam się tak naprawdę wydarzyło, ani dlaczego dawne odkrycia papy są teraz takie ważne – chyba nie zrozumiałam opowiadania. :(

 

Sze­ro­ka ar­te­ria, którą mogły je­chać w ko­lum­na­dzie czoł­gi… ―> Czy czołgi na pewno jechały w kolumnadzie, czy raczej: Sze­ro­ka ar­te­ria, którą czołgi mogły je­chać w ko­lum­nie

Za SJP PWN: kolumnada «rząd lub kilka rzędów kolumn pełniących funkcję dekoracyjną i konstrukcyjną»

 

Nagie świa­tło ża­rów­ki szczy­pa­ło w oczy. ―> Raczej: Światło nagiej ża­rów­ki szczy­pa­ło w oczy.

 

roz­my­śli­wa­ła nad tymi pro­ble­ma­mi. ―> …roz­my­śla­ła o tych problemach.

 

Od­rzu­ci­ła swoje dłu­gie włosy do tyłu… ―> Zbędny zaimek – czy odrzucałaby cudze włosy?

 

za­le­wa­ła wrząt­kiem im­bryk i kro­iła droż­dżo­wy pla­cek. ―> Jednocześnie???

Czy na pewno zalewała imbryk, czy raczej: …na­la­ła wrząt­ku do im­bryka i pokro­iła droż­dżo­wy pla­cek.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy

Dzięki za przeczytanie i uwagi, z którymi jednak nie do końca się zgadzam. Nagie światło czy rozmyśliwanie traktuję jako zabiegi językowe, całkiem celowe. Czołgi poprawione.

Martwię się, jako autor, że opowiadanie nie jest w stu procentach zrozumiałe, ale z drugiej strony się cieszę, że dziwna, zgrzytająca pseudo-przyjaźń bohaterek z niego jakoś wychodzi.

 

Chalbarczyk, to Twoje opowiadanie i wyłącznie od Ciebie zależy, jakimi słowami będzie napisane.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy

Dziękuję za wyłapanie błędów. Pozdrawiam!

Bardzo proszę, miło mi, że mogłam się przydać. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No, przyjaciółeczki warte siebie… Mam wrażenie, że ich uczucia zdominowały tekst. Chętnie dowiedziałabym się więcej o tym odkryciu ojca, o przyczynach aresztowania, o utopijnym społeczeństwie… A nie tylko o dwóch młodocianych jędzach.

Wydaje mi się również, że scenki nie są poukładane chronologicznie – najpierw ostatnie pożegnanie tuż przed odlotem, a potem jeszcze sporo intryg. Nie przepadam za takim zabiegiem, ale to kwestia gustu.

Ogólnie – wizja podboju Kosmosu w triumfalnym pochodzie socjalizmu trochę straszna.

Babska logika rządzi!

Finkla

 

Czy ujawnienie recepty na szczęśliwą ludzkość i idealny społeczny ustrój nie byłoby zbyt niebezpieczne?

laugh

Dzięki za odwiedziny!

Na pewno. Pytanie, dla kogo. ;-)

Babska logika rządzi!

– Jak mam[+,] Olu[+,] nie beczeć?

Powiedz[+,] Olu, nie lecisz, prawda?

Okulary, które mu się zsunęły, przypomniały jej rozmowy, które prowadzili z ojcem w jego pracowni, bo wtedy też mu się okulary podobnie zsuwały.

Nie podoba mi się to powtórzenie.

Czy program kosmiczny nie zakłada właśnie postępu w imię rozwoju ludzkości? Podboju kosmosu i obalenie przeszkód, które mogłyby hamować rozprzestrzenianie się idei społecznej sprawiedliwości?

To też mi się nie podoba. Czy program nie zakłada postępu, podboju i obalenia… Tak to widzę. Nie zakłada (czego?) obalenia.

No. Przeczytałam. Trochę mi mało Wzorcowego Miasta, chętnie dowiedziałabym się nieco więcej. Nie bardzo też rozumiem, czemu Wiera tak się przyczepiła do Olgi – w senie rozumiem, że to jej przyjaciółka z dzieciństwa, więc jej na niej zależy, ale po co tak ingeruje w jej życie?

Ogólnie podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Anet – poprawiłam, co mogłam.

Nie podoba mi się to powtórzenie.

I mnie również, ale nie mam pomysłu, jak to ulepszyć.

 

Dlaczego Wieroczka przyczepiła się do Olgi? Bo chce mieć ją na własność. Lecąc w kosmos Olga wreszcie zyskałaby wolność od Wiery i jej planów, dlatego ta druga zrobi wszystko, aby jej podróż międzygwiezdna nie doszła do skutku. Myśli, że jest przyjaciółką Olgi, ale nie ma wobec niej ani krzty empatii. Zresztą, Wieroczka jest wytworem systemu, dzieckiem modernizmu i socjalizmu i wszystkich będzie traktować jako narzędzia do osiągania własnych celów.

Wzorcowe Miasto – wydawało mi się, że to temat na inną opowieść, więc tutaj jest tylko tłem :)

Dziękuję za przeczytanie i cieszę się, że trochę się spodobało. Pozdrawiam!

Nowa Fantastyka