- Opowiadanie: DJ Raptor - Sławek, przeczytaj to!

Sławek, przeczytaj to!

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Sławek, przeczytaj to!

Zastanawiałeś się, jak dojdzie do pierwszej podróży w czasie?

W „Wehikule Czasu” H.G. Wellsa zbudował go ekscentryczny naukowiec, żyjący pod koniec dziewiętnastego wieku. Według książek i filmów, wiek dwudziesty to maszyny czasu powstające w tajnych ośrodkach rządowych lub są fundowane przez bajecznie bogatych miliarderów.

A jak podróże w czasie powstałyby w naszych czasach? Czy nie jako startup w garażu, jak Apple, albo Microsoft?

Skąd to wiem? Bo brałem udział w tworzeniu wehikułu do podróży w czasie, który prawdę powiedziawszy powstał przez totalny przypadek.

Było nas trzech; Hard Bass, Babyface i ja – Light. Byliśmy studentami na politechnice Wrocławskiej, każdy na innym kierunku. Ja na energetyce cieplnej i jądrowej, Hard Bass męczył mikrosystemy i fotonikę, a Babyface mechatronikę.

Pracowaliśmy w moim garażu w rytmie głośnego elektro, piliśmy litry energetyków i rzekę kawy.

Braliśmy udział w NASA Student Launch, konkursie polegającym na wysłaniu ładunku na niską orbitę. Planowaliśmy wystrzelić minirakietę za pomocą działa elektromagnetycznego na wysokość około trzech kilometrów i dopiero wtedy odpalić silnik.

Gdy zrobiliśmy pierwszy test, wydarzyło się coś osobliwego. Nasza próbna rakieta zamiast z impetem wystrzelić z komory działa Gaussa i polecieć wysoko w niebo, zniknęła w jasnym błysku. Byliśmy w szoku. Zrobiliśmy kolejny test i stało się dokładnie to samo.

Nie mieliśmy pojęcia co się dzieje.

Myśleliśmy, że odkryliśmy dezintegracje, teleportację, albo podróż między wymiarową. Do trzeciej rakiety podpięliśmy lokalizator GPS. Po zniknięciu otrzymaliśmy sygnał dwa kilometry na północ. Znaleźliśmy rakietę w lesie, była zarośniętą, a bateria GPSu ledwie żyła. Oszacowaliśmy, że musiała tu leżeć od około trzech miesięcy.

Przerobiliśmy rakietę na kapsułę i tak zmodyfikowaliśmy, aby automatycznie wracała. Zamontowaliśmy za okienkiem kamerę, która miała zrobić zdjęcie nocnego nieba. Po pozycji gwiazd, chcieliśmy sprawdzić dokładność podróży.

Babyface okazał się cholernym geniuszem, gdy ja i Hard Bass rozbudowaliśmy wehikuł, tak by mógł nas pomieścić, on opracował „Bremen”. Była to skomplikowana symulacja, którą manipulowaliśmy kilkudziesięcioma zmiennymi jak napięcie, ciśnienie, częstotliwość, temperatura i tak dalej, by móc podróżować z dokładną precyzją. Wyliczenie zmiennych zajmowało komputerowi trzy dni, więc kupiliśmy nowy sprzęt.

Po trzech miesiącach byliśmy gotowi na pierwszy test wehikułu, który nazwaliśmy Minerwa. Chcieliśmy uniknąć efektu motyla, więc posłaliśmy ją dekadę w przeszłość, na środek Sahary.

Minerwa zniknęła na dwadzieścia trzy sekundy, po czym wróciła lekko okurzona. Pozycja gwiazd na niebie potwierdziła sukces.

Postanowiliśmy przetestować wehikuł na żywym stworzeniu. Pożegnałem się z „Rechotkiem”, moją ukochaną iguaną i wysłałem ją w podróż w czasie. Chcieliśmy przenieść go do czasów zagłady dinozaurów, ale okazało się, że przy maksymalnym napięciu, zasięg to trzysta lat. Rechotek miał więc zobaczyć upadek meteorytu tunguskiego.

 

+++

 

Kapsuła pojawiła się w towarzystwie błysku białego światła i głośnego trzasku spowodowanego nagłą zmianą ciśnienia.

Otworzyłem właz i westchnąłem z radością.

– Chłopaki, Rechotek jak zawsze cały i zdrowy, dwunasta próba zakończona sukcesem! Następnym razem my lecimy!

– Sztos, ale wciąż uważam, że powinniśmy zmienić mu imię na Łajka – Hard Bass pogłaskał jaszczurkę i wrócił do sprawdzania poszycia Minerwy. – Babyface, jak kalibracja?

– Czekaj…, tak! Pozycja jak od GPSa, a czas niemal co do sekundy! Mamy to!

– Fuck yeah! Otwieram szampana!

Parę minut później siedzieliśmy na kanapie, podając sobie butelkę. Kieliszków oczywiście nie było.

– Dokonaliśmy największego odkrycie w historii tej planety – rzekł poważnie Babyface. – Możliwości są… nieograniczone.

– To co, jutro zabijamy Hitlera, nie? – zażartował Hard Bass.

Przejąłem od niego butelkę i wypiłem spory łyk.

– Szkoda, że nie możemy podróżować w przyszłość. Dużo bardziej interesuje mnie do czego ludzkość dojdzie w następnych stuleciach niż błędy przeszłości.

– To jest mega dziwne – Babyface zmrużył gniewnie oczy. – Według symulacji z „Bremen” to nie powinien być problem, kwestia paru zmiennych, a żadna sonda nigdy nie wróciła.

– Stary nie zamulaj! – Hard Bass rzucił go korkiem. – Jakby spojrzeć matematycznie na przyszłość, to jest niczym innym niż sumą wydarzeń z przeszłości. Za pomocą Minerwy, możemy ją dowolnie kształtować. By the way; ja naprawdę chcę zabić Hitlera i powstrzymać drugą wojnę światową.

– Pfff, to ja uratuje arcyksięcia Ferdynanda, zapobiegając pierwszej i drugiej wojnie światowej na raz – prychnąłem rozbawiony. – Szach mat brudasie.

– Jesteście idiotami – rzekł poważnie Babyface. – Mówiłem tyle razy, że jeśli dokonamy tak gigantycznej zmiany w czasie, wszystko się zmieni! Nasi rodzice się nie urodzą, my tak samo. Miliony istnień… miliardy w zasadzie, każdy obecnie żyjący człowiek zniknie. Bylibyśmy gorsi niż Hitler, Stalin i Mao razem wzięci!

Zapadła głucha cisza.

– Ok, zgadzam się – Hard Bass wyciągnął przed siebie ręce w obronnym geście. – Miliardy istnień przestałoby istnieć, ale na ich miejsce pojawiłyby się inne miliardy, żyjące w świecie bez cholernego nazizmu i holocaustu! To chyba dobry deal, nie?

– Bez holocaustu?! Stary, zabijasz Hitlera i myślisz, że świat magicznie zamieni się w lepsze miejsce? – Babyface prychnął z pogardą. – Bez wojny bolszewicy rozkrzewią komunizm na cały świat! Może to radzieccy uczeni pierwsi opracują broń atomową i zabiją wszystkich, którzy stoją im na drodze! Komunizm zabił więcej ludzi niż pierwsza i druga wojna razem wzięta!

– To zabije też Marxa i Engela! – Hard Bass walnął pięścią w stół.

– I gdzie gwarancja, że to zmieni świat na lepsze? Kim jesteś, by o tym decydować?

– Musimy coś zrobić, chociaż spróbować!

Milczałem, bo przez głowę przeleciała mi niepokojąca myśl. Pomysł rozpalił się jak sucha trawa, a jego konsekwencję z każdą chwilą były coraz bardziej przerażające. Ręce mi drżały, serce waliło szybko i kręciło mi się w głowie.

– Chłopaki…

–…, jeśli dokonamy za dużych zmian, możemy nie być w stanie naprawić!

– Chłopaki.

– Pfff, jeśli pojawi się kolejny tyran, bądź wojna atomowa, to znowu się cofniemy i…

– Chłopaki! – zamilkli i spojrzeli na mnie zdziwieni. – A, jeśli to już się stało?

– Co?

– Mam teorię… nazywam ją teorią Lighta. Nie jesteśmy pierwszymi, którzy odkryli podróże w czasie. Ktoś już zbudował wehikuł, zmienił przeszłość i my w niej żyjemy. Logicznie patrząc…, to bardziej niż prawdopodobne…

– O mój boże…

– I to jest cykl, który trwa od wieków, albo dłużej! – Nie potrafiłem opanować drżenia głosu. – Dochodzimy do punktu rozwoju cywilizacji, w której ktoś buduje wehikuł, cofa się i zmienia przeszłość. Mamy inną historię, ale pojawiają się nowi chorzy tyrani i ktoś znowu tworzy wehikuł, cofa się by zmienić świat. Ciągłe koło…

– Koło?! Raczej pieprzona klatka! Jeśli to jest prawda, to ludzkość nigdy nie przeskoczy technologii naszych czasów. Nie skolonizujemy innych układów słonecznych, nie zbadamy odległych galaktyk, bo historia świata będzie ciągle resetowana! Jesteśmy jak pies na smyczy!

Babyface złapał się za głowę, na czole pojawił mu się pot i drżał jakby miał gorączkę.

– Wiecie co to oznacza?! – wybuchł maniakalnym śmiechem. – Nic, absolutnie nic nie miało sensu. Wszystkie wynalazki, poświęcenia, ciężka praca, miłość i nienawiść! Wojny, religie i ideologie, za które miliony oddały życie. Moje życie… moja pierwsza miłość, moje myśli i marzenia. Wszystko to nawet nie zniknie, gorzej! Nigdy się nie wydarzy!

– Ale da się to powstrzymać, prawda? – zapytał Hard Bass.

– Nie, jeśli my tego nie zrobimy, to wkrótce jakiś startup wpadnie na to samo co my – Babyface ciężko dyszał i bujał się na krześle. – Pewnie w Shenzen albo Hong Kongu, a oni cofną się by zabić Mao, albo wygrać wojnę opiumową.

– Jeśli niczego nie zrobimy, to prędzej czy później ktoś wymaże cały nasz świat!

– O boże… dlatego… dlatego nie możemy przenieść się do przyszłości – schowałem twarz za dłońmi. – Bo przyszłość nie istnieje! Za każdym razem jak ludzkość dochodzi do tego momentu, cofamy się i cykl się powtarza. Nie ma przyszłości…

Zapadła głucha cisza.

– Nie możemy czekać zbyt długo – Babyface ruszył do komputera. – W każdej chwili ktoś może wymazać naszą linię czasową. Jedyny sposób żebyśmy przetrwali, to zrobić to przed nimi. W zasadzie nie ważne, czy oni to zrobią, czy my, to i tak nie będzie efekt końcowy.

– Co?

– Light twoja teoria była dobra, ale muszę ją poprawić. Mając nieskończoność czasu, małpa trzaskając randomowo w klawiaturę napiszę każde dzieło Shakespeara. Z pętlą czasową jest tak samo. Czas będzie zmieniany jeszcze miliony razy, aż w końcu uzyskamy doskonałą, bezkrwawą epokę rozwoju i nauki.

– Nie! Musimy to powstrzymać! Przecież mówimy tu o śmierci tryliardów ludzi! Całe ich życia… bezsensowne…

Hard Bass usiadł ciężko, a Babyface kontynuował z pasją.

– Wszystko jest bezsensowne! Musimy to zaakceptować, bo jak inaczej z tym żyć?! To nic innego, jak cykl natury, ok? Codziennie rodzi się i ginie miliony ludzi, to jest podobne, tylko na większą skalę. Za kilka tysięcy cyklów, dojdziemy do obecnego poziomu technologicznego po wybudowaniu piramid. To ma sens, to jest ważne, my nie… rozumiesz? Hm, założę, się, że niegdyś wehikuł powstawał kilka wieków później. Ciekawe kto stworzył pierwszy…

– Light! A ty co myślisz?! Czemu nic nie mówisz?!

– Ja… nie wiem, musimy to przemyśleć… zastanowić się…

– Nie ma czasu! W każdej chwili Chińczycy mogą nas zresetować!

– Wiem! – Hardbass przyklasnął zadowolony. – Możemy temu zapobiec! Cofnijmy się daleko w czasie, użyjmy naszej wiedzy by zbudować podziemny kompleks, który raz na pięćdziesiąt lat będzie bombardował całą Ziemię ładunkami elektromagnetycznymi! Ludzkość nie dotrze w rozwoju dalej niż podstawowa elektronika! Wehikuł nigdy nie powstanie!

Babyface pokręcił głową w niedowierzaniu.

– Oszalałeś! Chcesz na zawsze trzymać ludzkość w mrocznych wiekach! Ha, ha, nie widzisz ironii? Kiedy powstanie kolejna maszyna czasu, to wiesz jakiego wielkiego zbrodniarza będą chcieli zabić? Ciebie!

– Zaryzykuje, lepsze to niż nieskończone ludobójstwo!

– To jakiś chory obłęd – wyjąkałem. – Nie tak miało być…

– Wiecie co? – Babyface sięgnął po kanister z benzyną. – Wolę rozwalić Minerwę niż pozwolić wysłać ludzkość w kolejne mroczne wieki. Chińczycy i tak nas zresetują, więc wszystko będzie tak jak ma być!

– Zostaw to! – Hard Bass rzucił się na niego, wytrącając mu kanister, który upadł na podłogę, a jego zawartość się rozlała. – Musimy przełamać cykl!

– Nie pokonasz tego! – Babyface z maniakalnym wyrazem twarzy złapał za spawarkę i zapalił kałuże benzyny.

– Light! Wbijaj do środka, ja go powstrzymam! – zawołał Hard Bass.

Niewiele myśląc przeskoczyłem przez ogień, wszedłem przez właz i zainicjowałem skok.

 

+++

 

Nie mogłem skoczyć w ciemno, a mieliśmy wyliczone zmienne tylko dla czterech dat. Trzy z nich wrzuciliśmy do liczenia dla żartu.

26.04.1986 Czarnobyl

6.08.1945 Hiroshima

1.05.1776 Ingolstadt (powstanie Iluminatów Bawarskich)

Chcieliśmy zobaczyć dziewiczy lot rakiety Falcon Heavy, która utorowała drogę do marsjańskich kolonii. Więc czwarte koordynaty to:

6.02.2018 Centrum Kosmiczne JFK, Floryda.

I tu się przeniosłem.

Minął rok, miałem czas by wszystko przemyśleć. Ludzkość jest skorumpowana i krótkowzroczna. Postęp musi być kontrolowany. Ruszę do roku 1776 i z pomocą Adama Weishaupta zbuduję organizację, która za wszelką cenę musi odnaleźć sposób na uniemożliwienie podróży w czasie. Potrzebuję jednak jednej rzeczy.

Pamiętam, że jako dziesięciolatek, czytałem z wypiekami opowiadania na Nowej Fantastyce. Wiem, że przeczytam też i to. Sławek, gdy nadejdzie czas musisz skopiować program Babyface’a i przekazać mi go w przeszłości. To jedyna szansa, bym mógł oszacować czas powstania kolejnego wehikułu.

Jeśli to czytasz, to znaczy, że nie doszło do efektu motyla, a moja obecność w przeszłości jest częścią tej linii czasu, a jeśli zmieniłem za dużo, to z pomocą iluminatów zostawię wskazówki i ostrzeżenia dla przyszłych podróżników w czasie.

Pętla musi zostać złamana.

Koniec

Komentarze

No cóż, pomysł świetny. Wciągnąłeś czytelnika w swój świat całkiem zgrabnym podstępem, a dodając do tego taki lotny temat jak podróże w czasie, wychodzi maje arcydziełko – przynajmniej jeśli chodzi o pomysł.

Pod względem technicznym są braki, szczególnie w dialogach. Musisz opisywać, kto co mówi, bo czytelnik się gubi. Przez pół tekstu tego nie robiłeś.

No i nie zmieniajcie mi świata tą Minerwą, bo mam na nim jeszcze parę rzeczy do zrobienia. ;]

Poniżej łapanka:

 

Według książek i filmów, wiek dwudziesty to maszyny czasu powstające w tajnych ośrodkach rządowych lub fundowane przez bajecznie bogatych miliarderów. → Zbędne, a nawet błędne , skoro piszesz w bezokoliczniku, to trzymaj go do końca zdania.

 

Nie mieliśmy pojęcia co się dzieje.

Myśleliśmy, że odkryliśmy dezintegracje, teleportację, albo podróż między wymiarową. → Akapit zacząłbym dopiero od kolejnego zdania, gdyż tam zaczyna się nowa myśl.

 

Myśleliśmy, że odkryliśmy dezintegracje, teleportację, albo podróż między wymiarową. → Myśleliśmy, że odkryliśmy dezintegrację

 

Po pozycji gwiazd, chcieliśmy sprawdzić dokładność podróży. → Zbędny przecinek.

 

Babyface okazał się cholernym geniuszem, gdy ja i Hard Bass rozbudowaliśmy wehikuł, tak by mógł nas pomieścić, on opracował „Bremen”. → Po geniuszem dałbym myślnik, bo reszta zdania to wyjaśnienie tej myśli. Poza tym przecinek stawiamy albo po tak, albo przed i po.

 

Była to skomplikowana symulacja, którą manipulowaliśmy kilkudziesięcioma zmiennymi jak napięcie, ciśnienie, częstotliwość, temperatura i tak dalej, by móc podróżować z dokładną precyzją. → Ten początek coś mi kuleje. Może:

Była to skomplikowana symulacja, dzięki której mogliśmy manipulować kilkudziesięcioma zmiennymi, takimi jak: napięcie, ciśnienie, częstotliwość, temperatura i tak dalej, by móc podróżować z dokładną precyzją.

Doczepiłbym się jeszcze do tego i tak dalej, ale to już kwestia gustu.

 

– Dokonaliśmy największego odkrycie w historii tej planety – rzekł poważnie Babyface. – Możliwości są… nieograniczone. → – Dokonaliśmy największego odkrycia w historii tej planety…

 

– Stary nie zamulaj! – Hard Bass rzucił go korkiem. – Jakby spojrzeć matematycznie na przyszłość, to jest niczym innym niż sumą wydarzeń z przeszłości. Za pomocą Minerwy, możemy ją dowolnie kształtować. By the way; ja naprawdę chcę zabić Hitlera i powstrzymać drugą wojnę światową. → Chyba rzucił w niego korkiem. Dalej niepotrzebny przecinek i zamiast średnika powinien być dwukropek.

 

– Pfff, to ja uratuje arcyksięcia Ferdynanda, zapobiegając pierwszej i drugiej wojnie światowej na raz – prychnąłem rozbawiony. – Szach mat brudasie.  → – Pfff, to ja uratuję arcyksięcia Ferdynanda…

 

Mówiłem tyle razy, że jeśli dokonamy tak gigantycznej zmiany w czasie, wszystko się zmieni! → To powtórzenie jest konieczne?

 

Miliardy istnień przestałoby istnieć… → Raczej: przestałyby

 

– To zabije też Marxa i Engela! → – To zabiję też Marxa i Engela!

 

Pomysł rozpalił się jak sucha trawa, a jego konsekwencję z każdą chwilą były coraz bardziej przerażające. → Pomysł rozpalił się jak sucha trawa, a jego konsekwencje z każdą chwilą…

Poza tym jeszcze nie było żadnych konsekwencji, więc może: a jego potencjalne konsekwencje…

 

–…, jeśli dokonamy za dużych zmian, możemy nie być w stanie naprawić! → Może: …nie być w stanie ich naprawić!

Poza tym dodałbym tu wzmiankę, kto mówi, bo można się pogubić.

 

– Chłopaki…

–…, jeśli dokonamy za dużych zmian, możemy nie być w stanie naprawić!

– Chłopaki.

– Pfff, jeśli pojawi się kolejny tyran, bądź wojna atomowa, to znowu się cofniemy i…

– Chłopaki! – zamilkli i spojrzeli na mnie zdziwieni. – A, jeśli to już się stało?

– Co?

– Mam teorię… nazywam ją teorią Lighta. Nie jesteśmy pierwszymi, którzy odkryli podróże w czasie. Ktoś już zbudował wehikuł, zmienił przeszłość i my w niej żyjemy. Logicznie patrząc…, to bardziej niż prawdopodobne…

– O mój boże…

– I to jest cykl, który trwa od wieków, albo dłużej! – Nie potrafiłem opanować drżenia głosu. – Dochodzimy do punktu rozwoju cywilizacji, w której ktoś buduje wehikuł, cofa się i zmienia przeszłość. Mamy inną historię, ale pojawiają się nowi chorzy tyrani i ktoś znowu tworzy wehikuł, cofa się by zmienić świat. Ciągłe koło…

– Koło?! Raczej pieprzona klatka! Jeśli to jest prawda, to ludzkość nigdy nie przeskoczy technologii naszych czasów. Nie skolonizujemy innych układów słonecznych, nie zbadamy odległych galaktyk, bo historia świata będzie ciągle resetowana! Jesteśmy jak pies na smyczy! → W całym tym fragmencie brakuje wyjaśnień, kto mówi. O ile narratora można wyłapać, to dwaj pozostali bohaterowie się mieszają.

 

– Light twoja teoria była dobra, ale muszę ją poprawić. → Po Light przecinek.

 

Zaryzykuje, lepsze to niż nieskończone ludobójstwo!Zaryzykuję…

 

Jeśli to czytasz, to znaczy, że nie doszło do efektu motyla, a moja obecność w przeszłości jest częścią tej linii czasu, a jeśli zmieniłem za dużo, to z pomocą iluminatów zostawię wskazówki i ostrzeżenia dla przyszłych podróżników w czasie. → Tutaj rozbiłbym na dwa zdania, lepiej będą brzmiały:

Jeśli to czytasz, to znaczy, że nie doszło do efektu motyla, a moja obecność w przeszłości jest częścią tej linii czasu. A jeśli zmieniłem za dużo, to z pomocą iluminatów zostawię wskazówki i ostrzeżenia dla przyszłych podróżników w czasie.

No cóż, przeczytałam bez przykrości, ale i bez specjalnej satysfakcji – ot, jeszcze jedno opowiadanie o budowaniu wehikułu do podróży w czasie, a do tego garść rozważań młodych konstruktorów.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

albo po­dróż mię­dzy wy­mia­ro­wą. –> …albo po­dróż mię­dzywy­mia­ro­wą

 

Zna­leź­li­śmy ra­kie­tę w lesie, była za­ro­śnię­tą, a ba­te­ria GPSu le­d­wie żyła. –> Zna­leź­li­śmy ra­kie­tę w lesie, była za­ro­śnię­ta, a ba­te­ria GPS-u le­d­wie żyła.

 

by móc po­dró­żo­wać z do­kład­ną pre­cy­zją. –> Masło maślane. Czy precyzja może być niedokładna?

 

Po­że­gna­łem się z „Re­chot­kiem”, moją uko­cha­ną igu­aną… –> Czemu służy cudzysłów?

 

wy­sła­łem w po­dróż w cza­sie. Chcie­li­śmy prze­nieść go do cza­sów… –> Powtórzenie.

Dlaczego Rechotek raz jest nią a raz nim?

 

– Cze­kaj…, tak! – Po wielokropku nie stawia się przecinka.

 

Po­zy­cja jak od GPSa… –> Po­zy­cja jak od GPS-a

 

za­po­bie­ga­jąc pierw­szej i dru­giej woj­nie świa­to­wej na raz… –> …za­po­bie­ga­jąc pierw­szej i dru­giej woj­nie świa­to­wej naraz

 

– Mi­liar­dy ist­nień prze­sta­ło­by ist­nieć… –> Brzmi to fatalnie.

Może: Miliardy ludzi przestałyby istnieć

 

niż pierw­sza i druga wojna razem wzię­ta! –> …niż pierw­sza i druga wojna razem wzię­te!

 

–…, jeśli do­ko­na­my za du­żych zmian, mo­że­my nie być w sta­nie na­pra­wić! –> Brak spacji po półpauzie. Przecinek i spacja po wielokropku są zbędne.

 

Lo­gicz­nie pa­trząc…, to… –> Po wielokropku nie stawia się przecinka.

 

– O mój boże… –> – O, mój Boże

 

wy­buchł ma­nia­kal­nym śmie­chem. –> …wy­buchnął ma­nia­kal­nym śmie­chem.

 

– O boże –> – O Boże

 

Co­dzien­nie rodzi się i ginie mi­lio­ny ludzi… –> Co­dzien­nie rodzą się i giną mi­lio­ny ludzi

 

Ba­by­fa­ce po­krę­cił głową w nie­do­wie­rza­niu. –> Ba­by­fa­ce po­krę­cił głową z niedowierzaniem.

 

Hard Bass rzu­cił się na niego, wy­trą­ca­jąc mu ka­ni­ster… –> Czy oba zaimki są konieczne?

 

zła­pał za spa­war­kę… –> …zła­pał spa­war­kę

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Sam pomysł całkiem niezły. Wiadomo, że same zabawy z podróżami w czasie nie są zbyt odkrywcze, nie wiem też na ile świeży jest twój pomysł z ciągle resetującą się linią czasową, ale całkiem mi się podoba. Fajnie też wyszło osadzenie całości w startupowej otoczce ze wspominkami o NASA i SpaceX, podnosi to trochę wiarygodność całości. Konflikt bohaterów też nieźle wyszedł. Chociaż nie jestem pewny czy trójka kumpli grzebiąca w garażu to już startup. Niestety wykonanie pozostawia sporo do życzenia, co już pokazały ci wcześniejsze komentarze. 

Mam też kilka innych zarzutów. Przede wszystkim, od samego początku bardzo źle brzmiały mi ksywy twoich bohaterów. Sztuczne to, naciągane i pretensjonalne. Z jakiegoś powodu wszyscy muszą mieć angielskie ksywki, chociaż szczerze mówiąc chyba nie potrafię przypomnieć sobie nikogo ze znajomych, który miałby angielską ksywkę która na poważnie się przyjęła. W zasadzie to wśród znanych mi studentów zdecydowana większość mówi sobie po nazwisku bądź używa różnych przekształceń tego nazwiska.

Hard Bass i Babyface byli dla mnie Kolegą 1 i Kolegą 2, praktycznie nierozróżnialni. Zapewne duża w tym wina tego, że niemal w ogóle nie używasz didaskaliów w dialogach. No i samej długości tekstu, nie bardzo mieli czas mocniej się zarysować, chociaż to akurat nie jest minus, sądzę, że długość opowiadania jest w sam raz.

Przerobiliśmy rakietę na kapsułę i tak zmodyfikowaliśmy, aby automatycznie wracała.

Nie bardzo rozumiem w jaki sposób kapsuła miała automatycznie wracać, skoro pierwotnie podróż w czasie wymagała wystrzelenia kapsuły ze zmodyfikowanego jakoś działa gaussa. W każdym razie nic nie sugeruje, że to sama rakieta miała właściwości podróżowania w czasie. No i studencka rakieta zrobiona w garażu raczej nie była zbyt duża. Na pewno niezbyt duże były rakiety startujące w prawdziwym NASA Student Launch. Tutaj ciężko byłoby przerobić rakietę na kapsułę, która pomieściłaby trójkę pasażerów, a nawet tylko jednego. Tutaj wszystko trzeba by robić od nowa.

Mam teorię… nazywam ją teorią Lighta.

Ten fragment jest strasznie słaby. Po pierwsze, brzmi strasznie nienaturalnie. Po drugie, on żadnej teorii nie ma, dopiero przyszła mu myśl do głowy. To mają być młodzi naukowcy, powinni wiedzieć czym jest teoria naukowa. Po trzecie, dopiero co mu myśl do głowy przyszła i pierwsze co zrobił, to nazwał ją teorią Lighta? Fajny koleś.

Nie mogłem skoczyć w ciemno, a mieliśmy wyliczone zmienne tylko dla czterech dat.

Ponoć mieli już za sobą kilkanaście prób. Komputer pokładowy nie miał wbudowanej pamięci?

Chcieliśmy zobaczyć dziewiczy lot rakiety Falcon Heavy, która utorowała drogę do marsjańskich kolonii.

To zdanie sugeruje, że w trakcie akcji na Marsie są już kolonię. Tak miało być? Bo w tekście nic nie sugeruje, że akcja dzieje się w przyszłości.

Sławek, gdy nadejdzie czas musisz skopiować program Babyface’a i przekazać mi go w przeszłości.

No i w tym momencie całe opowiadanie się wykłada. Koleś ma wehikuł czasu i to jest najlepszy sposób na kontakt z samym sobą, na jaki wpadł? Mógł chociażby przenieść się do czasów, w których pracowali jeszcze nad Minerwą i nie wiem, napisać do siebie maila w tej sprawie. Albo cokolwiek. Jeśli spróbujesz to tłumaczyć tym, że niemożliwe było przenoszenie się do przyszłości, to tylko pogrążysz się jeszcze bardziej – kapsuła przecież wracała z podróży w przeszłość, więc podróż do przyszłości musi być możliwa, tak długo, jak nie próbujesz się przenieść do czasów, które nastąpiłyby po resecie. Co zresztą powinno także działać podczas wcześniejszych prób z wysyłaniem kapsuły w przyszłość – wysłanie jej o godzinę czy dzień do przodu powinno działać.

A poza tym, to przydałoby się wcześniej jakoś zaznaczyć, że główny bohater ma na imię Sławek, bo o tym nie wiemy. Teoretycznie można się tego w tym momencie domyślić, no ale jednak rzucasz nagle informacją, której wcześniej nie było. 

Podsumowując: całkiem niezły pomysł, ale kuleje wykonanie i wykładasz się na zakończeniu. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

O jejku. Patrząc na język jakim posługują się postacie, argumenty jakimi się posługują, paniczny ton wypowiedzi to osiągnąłeś poziom hard w nerdowskiej kreacji bohaterów;) Dużo teoretyzowania, a pomysł z "listem" do samego siebie wtórny. Nie wspomnę, że to słaby sposób, jak zauważył Arnubis. No cóż można to poprawić:) Pozdrawiam Czwartkowy Dyżurny

Arnubis na fali zapału nowego dyżurnego sensownie i wyczerpująco wskazał kilka słabizn fabularnych (i nie tylko) tego opowiadania. Rzeczywiście, temat "podróży w czasie" jest bardzo oklepany i wielokrotnie przerabiany na miliony sposobów. Ty jednak dodałeś od siebie dosyć ciekawą koncepcję "resetowania" cywilizacji po osiągnięciu przez nią zdolności zbudowania wehikułu czasu. Problemem jest cała reszta, bo pomysł zasługiwał na lepszą oprawę niż napisana po części (i w części) z przymrużeniem oka (tak ją odbieram) historia trzech studentów klecących maszynę czasu w garażu, zakończona niby to dramatycznym “twistem”.

Rzeczywiście, pretensjonalne są te ksywy i nazbyt efekciarskie, co już na starcie lekko stopuje czytelnika. Ale sam klimat (młodzi bohaterowie, chałupnicze odkrycie naukowe, elektro w tle, energetyki, garaż i trzech nerdów) przypomina trochę amerykańskie filmy z lat 80-tych ("Wspaniała przygoda Billa i Teda" czy "Weird science"). Tylko że u ciebie poszło to pod koniec wyraźnie w poważniejsze tony i przez to tekst stracił spójność i poniekąd umowną "wiarygodność".

Grzebanie się w paradoksach czasowych, paradoksach dziadka i reszty rodziny, (zabijanie Hitlera w kołysce itd.) zawsze jest ryzykowne. Bardzo łatwo się w tym pogubić, a czytelnik (np. taki Arnubis) zaraz wyłapie wszelkie niezgodności i mielizny przyczynowo-skutkowe, bo zawsze się jakieś pojawiają. Ja nie będę się w nich zanurzał, bo to zazwyczaj nieskończona dyskusja. Powtórzę za to raz jeszcze: pomysł miałeś (nawet w obrębie wyświechtanego i klasycznego motywu w fantastyce), ale prawdopodobnie zbyt łatwo i szybko chciałeś nam go przedstawić. Stąd też bardzo nienaturalnie wygląda to gwałtowne przyspieszenie akcji (paniczne, jak nazwał je Blacktom), a wykrzykiwane przez bohaterów koncepcje i opcje wyglądają tak, jakby sam Autor chciał nam na gwałt pokazać na jakież to komplikacje i możliwości rozwinięcia swojej koncepcji wpadł podczas pisania tekstu. Wyszło niestety chaotycznie i niespójnie. Zabrakło konsekwencji, przemyślenia pomysłu, powściągnięcia młodzieńczych zapędów.

Gdybyś trzymał się stylistyki luzackiego, pisanego półserio opowiadania o zakręconej przygodzie trzech kumpli budujących w garażu maszynę czasu i dorzucił nieco humoru, kupiłbym ten tekst. Ale w drugiej części historii zacząłeś rzeźbić "na poważnie" i niestety ta część uwypukla wszelkie naiwności historii, barki logiczne intrygi, niewiarygodność naukową oraz niekonsekwencje fabularne i przyczynowo-skutkowe, co psuje końcowy efekt. Trzymając się nerdowskiej, przesadzonej i mniej poważnej konwencji obroniłbyś też luzacko potraktowaną stronę "naukową-techniczą" opowieści (nieograniczone zasoby sprzętowe, zapasowe egzemplarze budowanej w garażu prototypowej machiny, sonda przemieniona w kapsułę zdolną pomieścić trzech mężczyzn, ustawienie kursu powrotnego sondy, która przecież leci w nieznane i zupełnie przypadkowo przemieszcza się w czasie. U Ciebie tymczasem już po dwóch akapitach studenci ustawiają parametry podróży, filmują przeszłość, wiedzą, jaki jest zakres przemieszczania sondy itd., znają cel i możliwości wehikułu. Wszystko to bardzo życzeniowe.).

Do tego bardzo dziwnie i nienaturalnie brzmią teorie, czy raczej hipotezy snute ad hoc przez bohaterów. Z punktu widzenia czytelnika wygląda na to, że luźno gdybając zupełnie bez powodu i przyczyny wpadają na złożoną hipotezę czasowego resetowania ludzkości i staje się ona nagle obowiązująca w reszcie opowiadania. Brzmi to fałszywie i w żaden sposób nie jest uzasadnione w tekście. Zdawać by się mogło, że rozwijają te swoje idee zupełnie spontaniczne, ale potem zaczynają je traktować jako istniejące i naprawdę funkcjonujące w rzeczywistości. A sam Autor sugeruje dalej, że jest tak naprawdę.

Problem w tym, że czytelnik tego nie kupuje. Zbyt łatwo i za szybko dokonują się te wszystkie odkrycia prawdziwej natury rzeczywistości. Według narratora w zasadzie wystarczy chaotyczna wymiana zdań trójki podjaranych studentów. Obawiam się, że jest to raczej pobieżna i chaotyczna prezentacja pomysłów autora, które wpadły mu do głowy podczas pisania tekstu.

A szkoda. Widać pewien luz w posługiwaniu się materią literacką, nie najgorszy warsztat, przyzwoity styl i język. Wszystko do zredagowania i wyszlifowania. Od strony technicznej opowiadanie ogólnie radzi sobie całkiem nieźle. Zawiodła poniekąd kompozycja (przyspieszenie w drugiej części, sztywny wstęp), galop myśli i niezdecydowanie, w którą stronę pociągnąć temat.

Można to było rozegrać lepiej. I niestety nie pomaga również nawiązanie do forum Nowej Fantastyki. Miało być zabawnie, a trąciło jakimś takim fanzinowym fanfikiem.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka