Profil użytkownika


komentarze: 63, w dziale opowiadań: 39, opowiadania: 33

Ostatnie sto komentarzy

Popieram wynurzenie. Z tych właśnie powodów kupuję tańsze wydania ksiażek. Koniecznie w miękkich okładkach. A najlepiej żeby papier był lekko żółtawy. Nie znoszę świetlistobiałego papieru, który gdy włączy się wieczorem do ksiażki lampkę, to aż razi. Nie rozkłądam ksiażek zbyt mocno dla wygody czytania. Mam przycisk, który nie pozwala się zamknać i nigdy mi się nie rozklejają. Lubię czyste marginesy, a od czasów sczytywania Wiedźmina jako przerywnik wątków najlepiej toleruję znaczek wielkości supernowowej kropki, a nie fikuśne zawijasy i pretensjonalne ornamenty. Ksiażki z mojej półki mają uniwersalną wielkość. Inne formaty tak skutecznie mnie odstraszają, że nawet nie biorę takiej ksiażki do rąk.
Okładek zbyt komercyjnych także nie biorę do rąk. Nie pociągają mnie pluszowe litery ani tłoczone złotem fonty. Oszałamiające grafiki przyprawiają mnie w księgarni o oczopląs. Mam podwójne zboczenie po zajęciach na uczelni. Po zajęciach z redakcji i po liternictwie. Im prostszy, mniej wyszukany font - tym lepiej. Im bardziej czytelna i klarowna edycja tym jeszcze lepiej. Ale i tak za bardzo dobrą ksiażkę uznam dopiero tę, którą przeczytam, a robię to najczęściej przed zakupem. basta. :)

Kocham czytać S. Carda, ale powoli zaczyna mnie męczyć sztampowość bohaterów. Z tych powodów polubiłam najwiecej Petera Wiggina, który był po prostu inny. Po jakimś czasie nawet Ender zaczął mnie irytować (w "Enderze na wygnaniu"). Tropiciel stanowczo utwierdził mnie w tym, że mam rację. A mianowicie: nawet służąca, kucharka czy karczmarz wykazują się w cardowskich ksiażkach elokwencją i ciętym dowcipem. Brak postaci, które są naprawdę głupie. Tylko mówi się o nich, że są głupie, ale tak na prawdę nie widać tego. Wszystkie postaci prowadzą rozważania w ten sam sposób. Dialogi nieoznaczone bywaja utrapieniem, bo niekiedy nie sposób odróżnić kto mówi. Styl jest ten sam. Jeśli postaci posiadają jakieś charakterystyczne cechy charakteru, są one (cechy) omawiane z punktu widzenia trzeciej osoby, ale samemu (tak na prawdę) nie sposób ich dostrzec gdy przygląda się bohaterowi. Nawet dowcipy cardowskie są brane ciągle z tej samej półki. Np. w każdym tomie chyba pojawia się typowy ocierający się o fizjologię żart: "intymny nawóz", "jak mnie nie posłuchasz, to nasikam ci do łóżka", "dwoje dzieci o prawie owłosieniu łonowym, chce zapanować nad światem", "w latach podcierania ci pupy widziałąm twoje nagie ciało od różnych stron, o których nawet byś nie pomyślała." (użyte dwukrotnie w podobnej wersji w dwóch różnych książkach), "moglibyśmy się posunąć dalej, oboje jesteśmy odpowiednio wyposażeni. I jestem pewien, że tworzymy dopasowany zestaw", "A ty jestes moją siostrą, więc mogę się łaskotać, dopóki się nie posiusiasz labo nie popłaczesz. Albo jedno i drugie." Nagromadzenie tych przykładów miało pokazać, jak Card potrafo być sztampowy. Ma swój przepis na dobrą ksiażkę i miesza różne skąłdniki wciąż w ten sam sposób. Zawsze wychodzi mu szarlotka.
Gówny bohater zawsze jest w pewien sposób samotny, zawsze jest inteligentny i w czymś bardzo dobry. A najlepiej w wielu rzeczach. Albo raczej wydaje się, że jest dobry w jednej rzeczy, a tak naprawdę, jest we wszystkim świetny. Główny bohater mimo wieku totalnie szczenięcego zawsze porozmawia z dorosłym na poziomie, ale najczęściej ustawi dorosłego do poziomu. Bohater udaje, że nie jest taki mądry jakim jest naprawdę, żeby nie urazić bliskich. W rezultacie jest czuły jak toster i czytelnik (np. ja) jest zszokowany gdy bohater okaże ludzkie uczucia w postaci łez. 
W końcu wygląd postaci jest chyba najmniej istotny dla S. Carda. jego twory to wyobrażenie wieku i wielkości. Cechy np. twarzy, Card uznaje najwyraźniej za niepotrzebnie zaprzątajacy uwagę czytelnika szczegół. 
Wreszcie ostatnią chyba istotną cechą bohatera wiodącego jest to, że jakkolwiek ma on cechy cudowne i przydatne, robi wszystko żeby usuąć się z centrum zainteresowania  by wylądować np. incognito na obcej planecie. W każdym razie zawsze nalezy się spodziewać, że cudownie uzdolniony dzieciak zawsze tak naprawdę w głebi ducha najbardziej pragnie być szczęśliwym beztalenciem. 
Kosztuje mnie trochę taka krytyka tego, co naprawdę lubię, ale wolę zdawać sobie z takich szczegółów sprawę by później z czystym sercem je zignorowac i cieszyć się wciągająca powieścią.
Na koniec dodam, że mam zwyczaj przed kupieniem książki czytacją całą w empiku. Dla "Tropiciela"  poświecałałam każda wolną chwilę, byle tylko doczytać parę następnych akapitów. Ostatnie rozdziały oczywiście czytałam w emocjach gryząc koniec warkocza (metaforycznie). 
AK. 

OK, a mnie się podobało :D

Żaba jest paskudna i obleśna ale taka miała być neh?

rozmiar tekstu w sam raz, czyta się płynnie.

A ja noszę filcowy kapelusz ^^

Pięknie dziękuję, 
nad zadziorami popracuję (chętnie przypatrzę się przykładom) 
każda cenna uwaga będzie mi miła.

Słońce wpadające w różne miejsca, tudzież nosząca na swojej powierzchni opalajacych się entuzjastów wydaje mi się bardzo na miejscu ^^

proszę o wykazanie 'sporych braków' z pominięciem interpunkcji, z którą już sobie samodzielnie popracuję (nie mam pojęcia skąd się tam wziął ten średnik, zapewne przykleił się do spacji).

z góry dziękuję. 

"zaadoptować się w nim bez przeszkód i szkód dla tejże społeczności" - takie trochę dziwne zdanie

Bardzo mi się podobało. Świetne zakonczenie, ciekawie rozegrana sytuacja. :)
Miałam przeczucie co do pierwszego Adama - że żyje, ale reszty się naturalnie nie domyśliłam. 

Kłaniam się przed piórkiem :)
 

Mam małe wątpliwosci co do reakcji studentów na całą sytuację... A dzień dobry. Pan przenosi w czasie? To interesujące... Ależ panie szanowny, skoro pan mówi, że nie jest wariatem to my oczywiscie mu wierzymy...
Niemniej podobało mi się, zwłaszcza że wisi nade mną ponownie Faust jako lektura na święta (blisko Manteuflowi do Meffista :) ), a ponadto sama z lubością wyobrażałam sobie możliwość cofnięcia się w czasie w celu zdobycia np. najwcześniejszego zapisu Bogurodzicy wraz z notacją muzyczną ^^ bądź uratowanie manuskryptów z biblioteki Aleksandryjskiej... <marzenie>

Szkoda mi tylko, że nie kończy się happy endem... umierający student jest jakiś taki... podwójnie makabryczny >_<

Epilog nie do końca spełnił moje oczekiwania po przeczytaniu ciekawego początku.

Krótkie rozdziały rozpoczynające opowieść miały swoją dużą zaletę, a mianowicie w sposób nieskomplikowany napędzały akcję. W zasadzie od momentu pojawienia się w opowiadaniu Starszych wszystko zaczyna się robić niepotrzebnie szczegółowe i przydługie. Najbardziej nudził mnie (może to po prostu taka moja specyfika) opis całej rewolucji. Nie przemawiał do mnie opis sił uzbrojenia i rozmaitych taktyk, które zlewają mi się w jedną nieskładną bieganinę. Może nie wczytałam się zbyt wnikliwie, może to moja wina, ale naprawdę posunięcia taktyczne jassich i odkupiciela i Starszych wydaja mi się bezsensowne. Spróbuję nakreślić po kolei (zgodnie z fabułą) moje wątpliwości.

UWAGA SPOJLER:

Mężczyzna (zupełnie przeciętny) wraz z małżonką, zostają porwani przez kosmitów i przeniesieni na planetę Ox-Hox. Podczas podróży mijają tzw strefę Ugoru gdzie żyją istoty (?) zwane ontami, a zwłaszcza jeden z nich zwany: Trąbą Zagłady. Niebezpieczeństwo związane z tymi istotami polega w zasadzie na tym, że potrafią zniszczyć całą planetę. ok. tyle rozumiem.

Na Ox żyją jassi, którzy są rasą hodowaną sztucznie i rządzący nimi Starsi, którzy wyglądają i zachowują się jak zakonserwowani na wieczność antyczni filozofowie. Świat zresztą jest trochę jak skrzyżowanie monumentalnych stylów minionych epok na Ziemi z mechanizacją jak z amerykańskich filmów sf. (swoją drogą sam świat jest ciekawy i szalenie mi się podoba). i tu zaczynają się schody.

Z rozkazu Starszych porywani są ludzie. Starsi przeprowadzają eksperymenty biologiczne: chodzi o transformację kandydata, na odkupiciela. I nasz bohater ma zostać własnie przerobiony genetycznie by stał się Odkupicielem i w ten sposób zapobiegł anihilacji planety... (??) Pojawia się tajemnicza czarna kostka, która pochłania ofiarę z człowieka i na tym się jej rola kończy. Pojawia się olbrzymi Wszystkojeb, który coś oznacza, ale w zasadzie nie wiadomo co. Starsi przez charakter swoich rządów sprawili, że trwają ciągłe wojny jassich (które walczą booo? Bo tak zostali genetycznie zaprogramowani i w zasadzie nie wiadomo czemu).

Znienacka w zasadzie: jassi postanawiają się zbuntować przeciwko Starszym. Główny bohater zostaje przeprogramowany na wersję Odkupiciel1.0. i stoi na czele powiększającej się grupki, która znów walczy, ale w zasadzie oprócz tego, że o ogólnie rozumianą wolność, to nie wiadomo po co.

W końcu, gdy sprawa idzie pełną parą ciężarna kochanka głównego bohatera zostaje wysłana na misję by od tajemniczych istot zwanych Siostrzyczkami wydobyć jakiś sarkofag. Udaje im się i jednocześnie się nie udaje.

Następnie Starsi zostają zgładzeni, dowództwo obejmuje ich były przyjaciel, kochanka zostaje na planecie (z przyczyny mi bliżej nie znanej) a główny bohater udaje się w podróż powrotną w tej samej załodze co poprzednio, w której w rezultacie ginie. Koniec.

Nie-ro-zu-miem.

Jaki to wszystko ma sens? Co zostało osiągnięte? Co zostało powiedziane ważnego?

Opisy nie ułatwiają mi wyobrażania sobie sytuacji. Polityka jest w zasadzie nadrzędnym elementem tekstu równocześnie będąc tak zagmatwana, że nie sposób pojąć kto jest po czyjej stronie i dlaczego.

I wreszcie postaci. Główny bohater: postać nieco bierna, działa często bezsensownie, łatwo popada w histerię (co jest zaskakujące jak na człowieka, który ze stoickim spokojem przyjął porwanie przez kosmitów). Z tym mężczyzną nijak nie można się utożsamić. Mnie osobiście tylko irytował.

Radju - w zasadzie on jest motorem. na początku łamie się, jest zastraszony i nie wiadomo czego się po nim spodziewać. Później staje na czele hm.. kraju.

Kornelia - kobieta atrapa. Inteligentna, błyskotliwa, dzielna, działa logicznie. Postać jak najbardziej pozytywna choć w zasadzie nie wiadomo dlaczego ją to wszystko tak obchodzi. We wszystkim bierze czynny udział. To z nią się konsultują przełożeni jassich. Odkupiciel jest tylko figurantem.

W zasadzie zawiodłam się. Może nie zrozumiałam. Ale ogólne wrażenie ten tekst wywarł na mnie słabe.

"Wybiegła za mną na pałacowy dziedziniec, wołając żebym wziął na drogę coś do jedzenia. Przyniosła worek z pomarańczami i kanapki."- no doprawdy szczyt romantyzmu :P

"Mają prawie dwa metry wzrostu i są całe owłosione" - dosyć krótki opis jak na legendarnego potwora... Może chociaż kolor futra? >_<
 
"Oni rozmawiali między sobą, wydając ciche, niskie dźwięki" - brak mi wyjaśnienia czy jest to Mowa, czy po prostu niskie pomruki. Wybacz, ale nawet konie gadają między sobą w ten sposób :P.

 Nie podoba mi się rozmowa pomiędzy 'Yeti' - nie wyszło za bardzo udawanie jednocześnie prymitywnych stworzeń żyjących w górach i zorientowanych w sytuacji świata ludzi. Nie podoba mi się ich słownictwo - zbyt 'uczone' za dużo wiedzą moim zdaniem. termin Strzelajace pałki i konserfa vs baba atomowa, promieniowanie i metry (lol)...

Wszystko mi się pomieszało:
"No dobrze. Słuchajcie. Otóż ludzie, zamieszkiwali dawno temu całą planetę..." - a potem informacja: to  my jesteśmy ludźmi, a oni to szczury. Niekonsekwencja.

Podoba mi się idea, jednak trochę jakby "niedociągnięta". 
Trochę temu tekstowi brakuje.

popieram poprzednika w kwestii, że czytało się lekko :)

Pierwszy akapit jest naszpikowany elementami, które nie zostają do końca wyjaśnione:

"Kręciłem się w kapsule" - wyobraziłam sobie wirujące okrągłe coś w którym leży skulony facet. Jak można w czymś takim spać? >_<

"Chlupot odżywki uaktywnił Babette." - dopiero w ostatnim akapicie zorientowałam się o co chodzi z tą odżywką

"Wystarczy na dwie doby aktywności na poziomie sześćdziesięciu pięciu procent" - aktywności czego? domyślam się, że tego mężczyzny.

"Nie zamknąłeś cyklu" - co to za cykł?

"Sprawdziłem ipsofon"...

To nowości, które nieco komplikują odbiór. Brakuje mi takich objaśnień: jak wygląda sen w kapsule; że Babette to komputer a nie koleżanka z pracy; jak wygląda miejsce zamieszkania bohatera. Jest to co prawda krótkie opowiadanie i objaśnianie wielu szczegółów mogłoby hamować akcję. Niemniej one tam są (szczegóły) a my nic o nich nie wiemy. Wszystkiego trzeba się domyślać.

Bardzo wyobcowany jest ten świat. Oprócz ludzi widzianych na szkolnej wycieczce występują same hologramy. Brr...

Brakuje mi trochę opis jak wygląda życie poza kopułą. Dzieje się to w kosmosie? na Ziemi?

Ile lat ma obecnie główny bohater? W zasadzie transfery to sposób na nieśmiertelność, mógł żyć już naprawdę długo.

Nie umiem sobie wyobrazić, że można zaprogramować sobie sen... To jak hibernacja?

Podoba mi się sposób ustawienia snu na nieskończoność... W zasadzie samobójstwo. Ale dziwi trochę, że z nikim się nie pożegnał, z nikim nie rozmawiam poza komputerem. Żyć tak długo i nie mieć żadnych bliskich? przerażające.

Trochę się rozpisałam... Ogólnie rzecz biorąc bardzo mi się podobało :)

Rany ale mi żal tego faceta, że go zabili :<

Niektóre fragmenty gmatwają mi się trochę. Policjanci zlewają mi się w jedno, nie wiem czy historia powraca do poprzedniego dziecka czy opisywane jest już nowe. Brak mi trochę mneij ogólnikowych opisów zdolności mężczyzny i 'obiektu' choć rozumiem wyjaśnienie. 

Czasem pojawiają się szczegóły, którte odruchowo zapamiętuję licząc, że będą miały w daleszej części znaczenie, a nie jest nic a nic o nich później mowa... Jak z tą babcią.

Czyta się szybko przez skąpe opisy. Nie wiem czy to wada czy zaleta, bo nic nie mąci uwagi, ale nie mogą czasem wyobrazić sobie przez to sytuacji. Na plan pierwszy wychodząmyśli tego mężczyzny.

Dlaczego tę jedną dziewczynkę wypuścili? Bo była za dobra? Dlaczego nie zrobili tego z innymi nie nadającymi się dziećmi? (straszne o_o)

Czytało mi się dobrze, z przyjemnością, zaciekawieniem.
Poproszę opowiadanie o świecie po katastrofie; z niewidzielnymi Onymi, którzy to wszystko zorganizowali; z różnymi rasami zyjącymi obok siebie i żeby ostatni chłopiec dowodził klanem ludzi. Proszę ^^. 

Pozdrowienie
 

Trochę mi się mieszało: kto, kiedy mówi. Dwia osoby w dialogu, a jakby tłum :P
na przykłąd tu: to wyglada 

" - Co ci się znowu przyśniło? Daj spokój! - pozbawiony okrycia mężczyzna próbował zagrzebać się w poduszki.
- Do reszty zwariowała - mruknął z niezadowoleniem gdy nagle poczuł kościsty łokieć wbijający się między trzecie a czwarte żebro."

Tekst bardzo shortowy a oni się kłócą przez jego większą część. Tak trochę... mało.
Już miałam nadzieję na coś w stylu " Niewielki pojazd kosmiczny spadł na podwórko domu numer 16 przy ulicy Puszkina w Wielkim Guslarze..." 

końcówka tak średnio mi się podoba.
Pomimo kilku niedociągnięć stylistycznych język jest ok. 

"Robert rzucił się z krzykiem drogi.." - taki szczegół.

Do opinii przedmówiców w kwestii gatunku (fantastyka :P ?) i wymienionych kilku błędów. 
Jednak w czasie czytania o dziwo, nie przeszkadzały mi. Może mam za dobry dzien po prostu ^^.
Tekst jest zwięzły, spójny, wydarzenie goni wydarzenie. Naszkicowana pobieżnie sytuacja ściera się nieco z drobiazgowym: jakby lekarskim opisem zgonu kierowców. (Ale moze to moja wina gdyż mam dość szczegółowych opisów rozpryskującego się mózgu). Czyta się bardzo dobrze, ale nie uważam, że jest to jakkolwiek dowcipne. Nawet czarny humor pod to nie podchodzi :P.
Zastanawiam mnie jedynie skąd tak prędko pojawiła się na miejscu wypadku policja? nikt przecież nei miał możliwości jej powiadomić. 

"Po raz pierwszy z całą świadomością poczuła otaczającą ją temperaturę"
"Zamarła przerażona i po raz pierwszy z całą świadomością zrozumiała dziwaczność sytuacji" - to już drugi raz ;P

"Dziwne, co robi naga dziewczynka sama w lesie?" - skąd tam się wziął las?

"Pani Zima pokochała tę istot"

Bardzo ciekawie zapowiadający się tekst, ale brakuje mi wyjasnienia w jaki sposób i po co Kaśka znalazła sie w krainie Pani Zimy? Ten tęczowy błysk to było co? lód? skąd? na co?

poza tym nie podoba mi się zakończenie... Wcale nie przypomina zakończenia.
Gdyby Pani Zima się ocknęła z wiekowego marazmu i weszła w nasz świat i przeistaczała się coraz bardziej w myślącą istotę to by było ciekawie ^^
Czy można spytać jak miało się to toczyć dalej?

Poza tym taki szczegół - dla lepszego czytania chyba lepiej by oddzielać wątki.

"Nie mają szansy nas dojść" - chyba raczej: 'nie mają szansy nas dogonić'

"gorączkowo tarł początkującą łysinę" - łysina nie może być początkująca, to tak jakby napisać: 'debiutującą łysinę', lepiej: 'pierwsze oznaki łysiny' czy coś w tym stylu.

"mój głos był tak twardy, że mógł spokojnie ciąć kamień." - dziwne zdanie ;P

Nie podobało mi się:

Trener który zaczął krzyczeć na dziewczynę (i potrząsać nią). Ona chce mu zakomunikować, że ma problem, a on ją popędza. Współczuję jej, nie zwierzyłabym się z jakiegokolwiek problemu nikomu kto zareagował by w ten sposób jak ten facet. I na jej miejscu nie spotkałabym się w pobliżu miejsca treningu gdy. Nielogiczne.

Historia Ryśka była trochę zagmatwana, za wiele zbędnych szczegółów.

Końcówka była zbyt przewidywalna. Trener Rysiek okazał się draniem i zabił rywala - koniec. Zepsuła mi całe dobre (poza szczegółami) wrażenie reszty. Zauważam ostatnio w wielu opowiadaniach zamiłowanie do makabry :P. Czy to musiały być seanse? Bardziej by mi się chyba podobało owszem seans, ale wyzwalający w trenujących dziewczynach wolę rywalizacji, wiarę we własne siły. Ale nun, to moje własne zdanie.

Niemniej czytałam z przyjemnością i zaciekawieniem. Jeśli chodzi o tematykę, mam skojarzenie z opowiadaniem Kiryła Bułyczowa " sztuka rzucania piłki" z książki Retrogenetyka i inne opowiadania. Polecam ^^

czuję się rozbawiona ^^
Dokroćset! 

Moje zdania i tak już przechowuję na rozmaitych karteluszkach by mnie bawiły. Zatem kilka tych odesłanych w niebyt zupełnie mnie nie przeraża. Tyle zdań codziennie zapominam :P

Może z tymi sf w dzieciecym to było tak: stały tam onegdaj dwie inne zupełnie ksiażki. Niewątpliwie pięcioro dzieci i coś jeszcze :). Pewien naukowiec, wynalazłszy u szczytu swej kariery (która przypadła na bardzo już statryczałe lata) wehikuł czasu, przeniósł na tę półkę zamiast "pięciorga dzieci" - "Poniedziałek zaczyna się w sobotę" (czy innego Borysa, Arkadija). A powodem było jego wspomnienie z dziecinstwa (które przypadało na nasze czasy) gdy zaczytywał się w "pięciorgu z cosiem" i na starość zechciał do niej powrócić. Tzn. bał się wykorzystać swój wehikuł na sobie samym więc wziąwszy ze swojej biblioteki (pełnej najprzeróżniejszych sf jak to u naukowców)Strugackich i Dicka  a następnie rzucił na taśmę wehikułu, a sprytna maszyna podmieniła egzemplarze. Tym sposobem właśnie naukowiec mógł cofnąć się w czasy swego dzieciństwa i na powrót przeżywać przygody wąsatego "cosia". Tadaa :)

dwa: Kancelaria Głównych Problemów Animizacji?
Akademia Kultury Gangeskiego Pawilonu ?
Kabaret Gastronomiczno - Publicystyczny...

Wiosna szła ulicą Reja złorzecząc w duchu na Zimę.
 - Ach ta Lato! tej zawsze dobrze. - Jesień przytaknęła w milczeniu. 

Ja się przyznaję, że literatura dziecięca jest wciąż dla mnie aktualna i chwytliwa. Może dlatego, że dziecko to tak naprawdę bardzo wymagający odbiorca. Poza tym dzieci, także powinny poznawać sprawy ważne i problemowe więc książki dziecięce wcale nie muszą być infatylne. Dobrze wspominam książki z działu dziecięcego. Na przykład książka "Momo" była bardzo poruszająca. A na Strugackich się wychowałam.

Porównanie moje było jak najbardziej komplementem. (Zwłaszcza, że film bardzo mnie poruszył).
Jeśli chodzi o literaturę, i a propos systemów totalitarnych to przychodzi mi na myśl: "Numer" Wolskiego, i większość książek Strugackich ;)
A odniesienia jeśli są wykorzystywane rozsądnie i z głową to są wręcz, wydaje mi się -  pożądane.

Dzielenie wyrazów wyszło przez przypadek, bo tekst był wyjustowany i odznaczyłam 'automatyczne dzielenie wyrazów'. Następnym razem zostawię wyrównane do lewej.

Proszę o wyjaśnienie co jest niezrozumiałe. 

Nie podobało mi się:

zbyt wiele informacji z początku tzn nazw. W dwóch bodajże akapitach pojawia się tyle nazw, że nie sposób tego zapamiętać.

Mało przekonywująca jest pijana kucharka gdy rzuca przez sen kilka informacji Bragowi.

Zupełnie niemożliwie wyszła krwawiąca wiedźma udzielająca ostatnich wskazówek garbusowi. Ten fragment był nieco tandetny. A słowa: "Użyj Mocy" kojarzą mi się z "gwiezdnymi wojnami"

"Kozia Wiedźma przeżyła chwilę swej śmierci o wiele dziesiątków lat i teraz natura domagała się swoich praw." - to, że tak powiem Gdzieś już było. :P

Pytanie techniczne: Jak garbus zdołał tak prędko dotrzeć z powrotem do zamku, skoro wcześniej tak dlugo szedł do wiedźmiej pieczary?

" warwary byli odziani." - Dziwnie to trochę brzmi. Lepiej Te warwary, albo Ci warwarowie. Polska końcówka gramatyczna to wymusza.

"zmieszani strażnicy poczęli wracać na mury. Jednak pierwszym, który tam się pojawił, był Brag" - Najpierw chce ratować ludzi z zamku, gdy go wykpili robi się mu to obojętne. Mieli zamiar go powiesić, ale gdy gród został zaatakowany ten był już pierwszy do obrony. Niezdecydowany.

"kątem oka dostrzegł złotawe włosy", "Widziałem, jakieś patrzył na tę blondwłosą dziewoję!", "rozświetlały burzę jej złotorudych włosów" - no dobrze, to blondynka czy ruda?

Garbus wielkości dziecka, zdołał unieść cebrzyk wody, której wylanie unieszkodliwiło smoka. - Naciągane. Woda bardzo szybko wystyga. Moja mateczka pije wrzątek i jej gardło wiele na tym nie ucierpiało. Lepsza byłaby już wrząca smoła, którą najlepiej by ugotować bezpośrednio na murach.

"czeladź poczęła uprzątać martwe ciała poległych obrońców i zrzucać w dół dobijanych bez zbytnich ceregieli" - Makabryczne! Nikt tam nie dba o swoich zmarłych? O_ __O

Umknęło mi chyba kiedy Piasożery opuściły miejsce bitwy. Tylko pojawił się książę Odrzywół i już ich nie było :P

"stara Flo, która przyniosła mu zaproszenie na ucztę. Jednak najwyraźniej dostrzeżono jego wyczyny na murach." - noł łej! :P Niewiarygodne, że zaprosili garbusa do jednego stołu gdzie siedział książę :P.

" niesfornych poddanych i gdzie znajdował się zamkowy skarbczyk.

- Tu możemy porozmawiać bez obawy, że jakieś niesforne uszy" - za dużo tej niesforności

Podoba mi się:

Język. Opisy i dialogi czyta się dobrze, w zasadzie sam początek mnie wciągnął. Po wizycie w Koziej Grocie już trochę gorzej, może więcej się rozpraszałam błędami.

Podoba mi się, że bohater jest brzydkim garbusem. I moja wielka prośba by nie zamieniał się potem w księcia z bajki. Chyba wszyscy woleliśmy Bestię (z Pięknej i Bestii) przed przemianą.

Ogólnie rzecz biorąc podobało mi się, więcej powodów do czepiania się niż napisałam nie znajduję.

Pozdrowienie

"Rozpiął potem swoje sakwy i z namaszczeniem układał przed sobą różne przedmioty. Pierwsze były karwasze. Potem znalazł linę, ciężki, dwuręczny miecz z solidnym jelcem i kwadratową głownią, smukłe, zakrzywione ostrze o lekkiej rękojeści wiązanej rzemieniem, sajdak, dwa affniskie sztylety z drogimi kamieniami zwieńczającymi brzeszczoty, a po środku uroczyście ułożył ciężką rękawicę, oblepioną żelaznymi, kwadratowymi blaszkami." - dużo zmieścił w tych sakwach ;P

 Napisane jest: Język allame ale "po allame'sku". To raczej: w języku allame bądź język allameski. Taki techniczny drobiazg

Występują dziwaczne połączenia:
"ktoś pogruchotał zamek" - pogruchotać to można kości. Chyba, ze "pogruchotał" było użyte ironicznie.
"na surowym, zgnuśniałym parapecie" - przymiotnik gnuśny synonimy: apatyczny, bierny, gnuśny, odrętwiały, obojętny, osowiały, zobojętniały
"Na powrót skulił się przed obliczem swojego arsenału" - Jak arsenał może mieć oblicze?
"Przeczesał krótko dziedziniec rozjuszonym wzrokiem" - zdanie nieporadne raczej. Kojarzy mi się ze sceną w "Kosmicznych jajach" gdy szturmowcy wielkim grzebieniem przeczesywali pustynię. I ten rozjuszony wzrok...
"na przeciwległej stronie ulicy mógł warować obserwator" - jak pies ;P. twierdza może być obwarowana. Ale człowiek siedzący w krzakach na pewno nie waruje.
"Przez nagi tors przewiesił..." - Ten pan przed chwilą się ubrał w ... muślinową szatę?
"nieszkodliwych złodziei" - a to nowość :P
"Wskoczył zatem bez ogródek wybijając się jednym sprawnym ruchem do góry, po czym pochwycił poręcz i przerzucił swój ciężar ciała na stabilną podłogę z kamienia" - nie wystarczyło napisać, że znalazł się w środku? Zbyt wiele zbędnych opisów - nudzą.
"jeśli łucznik idzie teraz w moją stronę, będę musiał tu trochę powisieć i przeczekać aż się nie nawróci." - chyba zawróci. Tak poza tym scena kojarzy mi się z elementami gry "Assasin Creed"

Dalej nie szczególnie chce mi się czytać. Może by być sumienną dokonczę jutro.
Dużo dobrych chęci, ale przedobrzone. zbyt rozwlekłe, rozlazłe. Rozumiem tę chęć opisywania wszystkiego, ale to męczy w odbiorze.
Pozdrowienie. 

Kojarzy mi się z filmem Equilibrium. Ciekawe, miejscami trochę niejasne. Szkoda mi zbyt szybkiego zakończenia. Wolałabym by mężczyzna zaczał coś odkrywać, rozumieć. Bo bez tego opowiadanie traci trochę sens.
I nigdy, przenigdy w żadnym reżimie, nie dałabym zrobić sobie lodówki, która mogłaby mi jakkolwiek odmówić dostepu. 

Czepiam się:

"miał wpadający w ucho język" - przepraszam, ale wyobraziłam sobie jak mężczyźnie wystaje długaśny żabi jęzor z ust i szuka czegoś w uchu XD

"W tym domu nie ma nawet pianina; lokatorzy na spotkaniach comiesięcznych niezmiennie odrzucają wnioski muzyków, ludzi muzykalnych lub po prostu pasjonatów Wagnera" - Czemu Wagnera? >_< Też bym odrzuciła wniosek jakby ktoś mi nad głowa chciał słuchać Wagnera (którego notabene raczej nie powiązałabym z pianinem). Czajkowski, Grieg... To rozumiem ^^

"wyznaczając za podstawowy nośnik brzmienia pojedynczą „głoskę", która najczęściej objawia się w sumie zwanej „sylabą" (która to tkwi po części w języku)." - Trudno się nie zgodzić, ze sylaby występują istotnie w języku. Nie potrafię dokładnie oszacować logiki większości ze zdań, ale mam przeczucia, że czasem nie do końca z nimi w porządku.

"niektóre dźwięki dzielą się nieskończenie na pomniejsze brzmienia" - Jeden dźwięk nie może się dzielić. Spółgłoski takie jak b, g, r... itp. są jak sama nazwa wskazuje głoskami złożonymi z najmniej dwóch głosek. Samogłosek ni-dy-rydy podzielić.

Podobają mi się opisy kamienicy. Bardzo plastyczne, miłe moje wyobraźni ^^.

Styl mi przypomina Zajdla... Często gdy czytałam jakieś z jego opowiadań miałam wrażenie, że znęca się nade mną za nieuctwo dziedzin ścisłych. Teraz miałam poczucie, że szanowny autor zechciał się zemścić na Zajdlu z tego samego powodu. Nie ma bata, fizycy wymiękają przy hermetyczności zagadnień językoznawczych.

Nie podoba mi się zakończenie. Liczyłam na zabawną pointę, jakiś znaczący kontrast w stosunku do całego wykładu. Zawiodłam się, bo jakieś tam napięcie opowiadania rosło aż do przedostatniego akapitu i opadło drastycznie.

@Diriad - Wybaczam ci zniewagę...

Nie ma takiej opcji bym nie czytała Alicji.

(Charles Lutwidge Dodgson - nic dziwnego że zrobił sobie nick z imienia mamy ^^.)

Ja chcę wiedzieć co było dalej w "po drugiej stronie lustra"
jak się dowiem jak ta praca nie wygra?
Czy nie możnaby poprosić autorów, zeby opublikowali się na stronie NF albo może jakieś szersze pdf'y zamieścić?

Uff ^^ już mi lepiej.
Jak kiedyś coś mojego trafi na półki empików, to przynajmniej będzie lepsze niż "Urodzajna" XD
mam nadzieję...

^^ gratki wszystkim

Dobre nagrody i wyróżnienia,
fanfary oraz zwycięstwa rota.
A już najlepiej usłyszeć czasem
od kogoś: dobra robota!
 

"Brama" się powtarza zbyt wiele razy.

 "Przejechał przez bramę na swoim czarnym koniu powoli, bez pośpiechu wodząc wzrokiem po mieszkańcach miasta i budynkach, szukając tego właściwego." - trochę niebezpieczne zdanie. Po pierwsze: przyjechał powoli i bez pośpiechu patrzył. Nie dobrze wyglądają obok siebe te dwa przysłówki. Po drugie: szukał właściwego mieszkańca czy budynku? Domyslam się - że budynku, ale wyliczenia bywają mylące. Bezpieczniej skonstruować to zdanie: Z wolna minął bramę, rozglądając się po twarzach miaszczan. Szukał właściwego budynku... Coś w tym stylu :P

 "Popatrzał" - popatrzył.

"Widzieli jak obcy ludzie wlepiają w nich swoje duże oczy, jakby pierwszy raz widzieli jeźdźców, jak zastygli w bezruchu, oczekując przemówienia" - Kto widział? mieszkańcy czy przybysze? Kto tu jest obcy, chyba raczej przyjezdni :P ? Za długie zdanie.  i powtarzają się "ludzie"

"przywiązał uprząż do płota." - uprząż to cała tranzelka. Bezpieczniej powiedzieć: Przywiązał konia do płotu (do płota do Kargul z Pawlakiem podchodzą).

 "Jeździec spojrzał na małego, przerażonego chłopca, stojącego tuż przy wejściu, ale nie zamierzał się wdawać z nim w dyskusję." - a dlaczego miałby? ^^

  Jego drugi towarzysz, kroczący za nim zatrzymał się i odwrócił na pięcie. Obrzucił ponownie wzrokiem wszystkich ludzi powodując jak za dotknięciem magicznej różdżki, iż nagle te woskowe, połyskujące potem i mokrym brudem posągi ożyły i powróciły do swoich zajęć." - Za długie zdanie. Skąd te posągi? O_O 

 "Gwar, jaki tutaj panował wydawał się być podobny do bełkotu tego pijaczyny, ale kilkakrotnie głośniejszy i jeszcze mniej wyraźny." - dziwaczne zdanie... ale czuję, że się czepiam. Mało mi mówi taki opis.

 Ten Jeździec PATRZY się przez pół opowiadania :P

" Uprzejmie pani dziękuję, jestem konno" - i nagle jest taki miły, a niedawno mierzył wszystkich pogardliwym wejrzeniem :P

Na tym poprzestanę. Treść do niczego nie prowadzi ale rozumiem, że to "wprawka" czyli mam prawo się tak czepiać...
 Proponuję pisać prościej. Nie kombinować, nie silić się na barwność opisu - czasem szkodzi.

Pozdrowienie ;) 

"chaszczy i innych roślin" - chaszcze to są ogólnie chwasty/krzaczory. To jak napisać: rosło wokół pełno krzaków i roślin :P.

"elfickie becikowe" - ^^ podoba mi się.

"Czarodziej wpatrzył się w jego muskulaturę z satysfakcją zerkając na mięśnie brzucha." - nie wiem czemu czyiś wyglad miałby wywołać u maga satysfakcję... Chyba, że chodziło o jego własny brzuch :P

" To, że herbata parzona była ze starych damskich tamponów" - bleeeh >_<, ale dobry motyw.

 Fabularnie podoba mi się tak na 3, 75. Czemu nie pomaga brak pointy. Są kawałki dobre, ale są niedociągnięcia. Nadal jest kilka błędów jak np. kilka wyrazów złączonych ze sobą. 

Jerzy Wawelski przewrócił się na drugi bok z trudem. Rozdęte smocze brzuszysko przeszkadzało w takich manewrach. Zaburczał ze złością przez sen i kontynuował koncert świstów i chrapnięć. Tymczasem kruczowłosa czarodziejka i jej towarzyszka wstrzymały oddech.
- Paskudna jaszczurka. Objadła się moich jajek i teraz chrapie w najlepsze. - Sapnęła wygrażając w ciemności jaskini śpiącemu pięścią. - Moje jajeczka! Miałam jajko kurki złoto-piórki, jajo Tyrana Rexa, nakrapiane zielone jajko Tien-Shan, nawet dwa jajeczka Lusa Bree. Bez nich nie jestem w stanie sporządzić żadnej mikstury. Parszywiec jeden, zapłaci mi za to!
Królewna stojąca tuż obok poprawiła okulary na nosie. Krytycznie przyjrzała się smokowi.
- Mały jest. To się włamał. Yen powinnaś założyć jakiś system alarmowy czy coś. Taki zbiór należy chronić.
Czarodziejka zabulgotała tylko w złości jak czajnik i podwinęła rękawy. Nogi obute w pantofelki z miękkiej skóry skutecznie tłumiły kroki. Królewna poprawiła torbę na ramieniu i ruszyła w jej ślady. Prędko przesunęły się w pobliże smoczego pyska. Królewna położyła torbę na ziemi i szperała w niej z namysłem.
Yen ponagliła ją ruchem dłoni i po chwili wspólnie pochyliły się marszcząc nosy od smrodu siarki. Kilka smoczych sapnięć później z dumą oglądały efekt swoich zabiegów.
Smok Jerzy uniewrażliwiony dzięki zaklęciom czarodziejki, śnił dalej z pyskiem zacerowanym mocną dratwą.
Na umówiony sygnał „robota wykonana, zrazy zwinięte, spadamy!" na paluszkach opuściły grotę. Na świeżym powietrzu Królewna nie wytrzymała i parsknęła śmiechem. Czarodziejka zgrzytnęła zębami sprzedając jej kuksańca.
- Cicho bądź głupia, bo się obudzi.
- Hahaha... - Królewna kucnęła na ziemi nie mogąc powstrzymać chichotu. Zanim Yen zdołała cokolwiek przedsięwziąć z krzaków wysunęły się dwie postaci. Jedną z nich był szczupły młodzieniec z miara krawiecką przewieszoną na szyi, drugą mały włochaty pokurcz, który natychmiast przypadł do stóp czarodziejki próbując najwyraźniej zdjąć jej pantofelek.
- A pójdziesz ty! - zagrzmiała złowrogo. To był błąd. Z jamy dobiegł ich warkot brzmiący jakby ktoś próbował zakrzyknąć „ROAR" z zasznurowanymi ustami. Nim struchlała trójka i Królewna wciąż zanosząca się histerycznym śmiechem zdążyli zareagować, Jerzy wytoczył się na próg swojego domostwa.
- Mmmm mm... Mmm!
- Co? - wszyscy zgodnie wytrzeszczyli oczy.
- MMM! HMHMM!
- Nie no wybacz stary, ale masz coś na ustach. - młodzian z miarą krawiecką zmarszczył się podchodząc bliżej. - A niech mnie! Toż to moja dratwa... Przeklęta płci! - obrócił się w stronę obu kobiet. - To była moja magiczna dratwa. Sprzedają ją ćwierć piędzi za trzy sztuki złota! A wy zużyłyście chyba całą szpulkę!
Chichot Królewny przeszedł w ciche charczenie, a Yen wskazała palcem na Jerzego, który zaprzestał prób porozumienia się i stał ze zwieszoną głową.
- Ta zapchlona jaszczurka pożarła całą moją kolekcję jajek!
- Mmmmm! - odparł oburzony smok.
- I to jest powód żeby kraść moją dratwę? - fuknął szewczyk. - służy mi do reperacji siedmiomilowych butów.
- Nie obchodzi mnie handel obuwniczy. Ten smok jest mi winien tyle, ile te twoje łapcie po dwakroć. To była cenna kolekcja! Niech on ci płaci.
- Przepraszam panią! - zakwilił z poziomu kolan włochacz. - Czy mogę prosić pani pantofelek na moment?
- A po pierona ci mój but!? Odczep się kurduplu.
- Pani, powiedziano mi, że znajdę tu pierścień.
- W moim bucie!?
Hobbit zapeszył się. A Królewna znów zaczęłą chichotać.
- Pani, kumple przy piwie... Wspominali, że pani ma pod pantoflem...
- Mmm! Mmmm. - rzekł spokojnie smok. A hobbit nastawił uszu.
- No coś podobnego! A jestli, że to prawda?
Na polanie zapanowała konsternacja. Szewczyk odchrząknął.
- Pan go rozumie? Panie Bilbo?
- Naturalnie, mój wuj po kądzieli szwagierki siostry, miał podobną wymowę. Ponoć pierścień, którego szukam jest w miejscu znanym temu smokowi. Ale odmawia współpracy jeśli się mu nie umożliwi prawidłowej dykcji. - Tłumaczył na bieżąco.
- Odmawiam! - warknęła czarodziejka. - Niech mi zwróci moją kolekcję.
- Smok prawi - kontynuował malec - że jest na siłach zaofiarować w zadośćuczynieniu złote piórko Nieznanej Gildii „F" i ewentualnie taki pucharek z napisem Groll, czy Brall jakoś tak. Nie zrozumiałem dobrze.
Yen zastanowiła się. A Królewna szturchnęła ją i rzekła przyjacielskim, nieco zachrypniętym tonem.
- Co ci szkodzi. I tak te jaja to niektóre były zbuki.
W ten sposób dobito targu. Czarodziejka sprawnie rozsznurowała paszczę smoka i zwinęła na szpulkę wręczając szewczykowi. Wdzięczny smok ofiarował hobbitowi pierścień i obaj niespodziewanie gdzieś się zapodziali. Księżniczka zaś oznajmiła Jerzemu, ze tak naprawdę nazywa się Mariola i chętnie dała by się porwać, żeby nieco zarobić. Smok oświadczył, że tak naprawdę nazywa się Jerzy, po pierwszym pokonanym rycerzu. Po czym udali się za kulisy i tam żyli prywatnie długo i szczęśliwie.
KONIEC.

Eragon był w miarę powieścią młodzieżową... Taką na poziomie 12 - 16
Trochę naiwny, ale i tak wielkie ukłony dla Chrostophera. W końcu 15latek.

Ja kiedyś próbowałam ustalić żałobę nadzień 23 kwietnia bodajże... To św Jerzego.
Morrderca >__<  nie znoszę drania.

Łoj mili Bogowie...
Już mi się we łbie mąci.

pogadajmy o smokach. Tak na rozgrzewkę :P

Scena: pal i nawleczony nań Azja oglądany jednym okiem przez szparę w drzwiach łazienki skutecznie mnie odżegnywała od filmu ;< 

ja mam 4 lektury na jutro...
:P
dobra, kto zna motywy gwałtu w trylogii Sienkiewicza? Były? >_< 

Kajam się, ale nie dałam rady przeczytać w całości. Dotarłam do połowy, jak licealiści czytając lektury i przebiegłam wzrokiem pobieżnie resztę.
Miało być dowcipnie, chyba. Pijani, kłócący się [przedstawiciele dowolnej rasy] są tematem tylko do pewnego stopnia zabawnym. Pojawiają się pomysły, przebłyski... Ale całość ma okropecznie chaotyczną otoczkę.
Szkoda miejsca na wytykanie błędów...
Proponuję zajać się jednym zagadnieniem. Na przykład dopracować panteon bogów, mitologię i przedstawić tylko ją. Może być dowcipnie, byle stanowiło to jedną zwartą całość. Tylko o Bogach. Ja kiedyś coś takiego wymyślałam. Bardzo przyjemne. 
Powodzenia. 

Podoba mi się słownictwo. podobają mi się opisy szczegółów życia państwa Miltonów ^^. To jest ładne, realistyczne i tworzy klimat. Zastanowiłabym się nad zapisem graficznym. Po co tyle światła? Po co tyle dzielenia? W opowiadaniu jest to dziwaczne. Ale przyznam, że na monitorze komputera czyta się wygodnie.

Wątpliwości miałabym do:

"wzięła trzy głębokie wdechy i wydechy" - Mary zrobiła... Wziąć można tylko wdech.

"Ustalili, że jutro, Mary pójdzie tam jeszcze raz i postara się zostać dłużej" - Dosyć nielogiczne ustalenie. Bardziej prawdopodobne było by, gdyby Milton od razu chciał zobaczyć o co chodzi, albo po krótkiej kłótni Mary starając się postawić na swoim zdecydowała, że pójdzie tam następnego dnia...

"- To wszystko jest takie...zaskakujące dla mnie, Ziemianki" - Nie sprawiała wrażenia zaskoczonej tak naprawdę.

"- Wielki Boże!- pomyślała Mary - on wyznał mi miłość! I taki jest przejęty, że nogi się pod nim ugięły. O Królu Złoty, dlaczego Milton tego nie widzi?" - Dziwne zdanie. Wiem, ze to kosmita, ale jaka kobieta pożałuje nieobecności męża gdy jakiś ktoś jej wyznaje miłość ;P. Mary jest taka... Spokojna. Ja gdy spotykam dawno nie widzianych znajomych bywam bardziej rozemocjonowana. Ta, mimo okrzyków i ochów wydaje się prędko oswajać z sytuacją.

Temat mi się nie podoba. Kosmici, zwłaszcza o takim wyglądzie są mało oryginalni. Acha - pies reagował dziwnie. Raz lubił tego Szaraka, raz na niego warczał.

Motyw kosmo-skautów jest dobry, kojarzy mi się z Lemem albo Zajdlem. Oni umiejętnie przekładali wszystko co Ziemskie, nasze: na Kosmiczne.

"Zakochany kosmita" - wątek mega-krótki i urwany nie wiem czy potrzebny. Rozumiem niedopowiedzenia... Ale Mary nie zadała nawet swojego pytania. Powinna zapytać chociaż, a odpowiedź ewentualnie zawisłaby w powietrzu...

I w ostatku: Tom i Milton pojawili się nie wiadomo czemu. Przecież Milton był z Larssonem.

Tyle. Zamiast o kosmitach, lepiej miałaby się opowieść klimatu "przystanek Alaska" czy coś a la Curwood/ London.

Pozdrowienie.

"Taka piękna. Taka martwa." esencja tego opowiadania XD

Podobało mi się, bo uważam cycate piękne panienki porywane przez doktorów zuo za okropnie nudne i oklepane. Nie wiem czy akurat jest to kicz, ale na pewno udana parodia. Podobało mi się, że bohater robi przewrót, dwa salta, pół-piruet i strzela... No przesadziłam ^^ ale to ten typ co zawsze wygrywa z armią jeden do miliona, unika kul i jest zawsze niezwykle przystojny.

Czyta się dobrze i nie jest za krótkie. Dłuższe zepsułoby kiczowatość :D.

Nie wiele mogę się przyczepić do błędów. Co najwyżej do tego:

"Za nimi w bezpiecznej odległości stał Makiawelis" Skąd Jack wiedział, że to on właśnie? Brak choćby zaznaczenia, że miał na sobie kitel jak siostra oddziałowa i Jack domyślił się że to on.

Podzielam zdanie przedmówców.
Mimo starania o bogatość opisu, utrudnia to tylko czytanie. Powinno czytać się płynnie, a ja wciąż powracałam do początku zdania by je lepiej zrozumieć. W ten sposób straciłam możliwość zatopienia się w klimat.
żeby nie być gołosłowną:

"A cała historia zaczęła się" - bez "A" po co?

"jeżeli chodziło o spotkanie z królem regulamin mówił jasno, że nikomu nie można się doń zbliżać samemu w obliczu zagrożenia." - kompletnie nie zrozumiałe dla mnie zdanie. A tak nawiasem: zdanie zrozumiałe ma do 16 wyrazów. Im mniej, tym się lepiej czyta. 

 "Gdy w końcu otworzył powieki i podniósł spojrzenie błękitnych oczu"- powieki się powtarzają, z poprzedniej linijki, spojrzenie oczu? masło maślane trochę.

"Założyć strzały na cięciwę!" - no to na cięciwy

itd. Mniej szczegółowości więcej płynności.

 

Uee, to lipa.

Czyli my baby nie mamy szans :P

żeby znalazła się jakaś ... Em.. Wolfo-LeGuino-Bronto-łęcka?

Podoba mi się nazwa życiołak. Te drugie demony są nieco zbędne.
Ładnie zbudowane opowiadanie. Przez chwilę wydawało mi się, że czytam na końcu:
"Spojrzałem w górę na aniołów stróżów..."  I spodobała mi się taka możliwość, że bohater jest ich świadom, ale się nie zdradza ^^. Ale tak też jest dobrze.
Ciekawe opowiadanie. 

Nie podobają mi się trochę aniołowie. Jeden nie ma zupełnie wpływu na podopieczną. Jest trochę bezużyteczny. Nie radzi sobie nawet z oczyszczeniem Bankierki z tego w co wlazła. Równie dobrze mogłyby być to inne istoty niż anioły.

"Ogarnął ją tak wielki lęk, że gdyby mogła, pobiegła by przed siebie wymachując rękoma i wrzeszcząc jak opętana."

Coś jest w tym zdaniu, że wywołuje u mnie wielką wesołość. Czy tak miało być?

"brutalnie wyrżniętych rycerzy"

Ciekawam jakby wyglądali humanitarnie zarżnięci rycerze.

Mózgi rozpryskujące się artystycznie po kocich łbach mi się nie podobają.

Język opisów (wyjąwszy mózgi) podoba mi się, czyta się płynnie. Choć zdarzają się zdania do których miałabym ochotę się przyczepić.

Dialog Briana z Roderykiem mi się podobał

Dialog Curvelli z Erykiem był naciągany. Zwłaszcza, że Eryk lepiej wiedział co się stało z księżniczką niż ona sama.

Postaci mi się nie podobają, chociaż mają jasno określone motywy. Zakończenie jest mega-szybkie.

Odyn: plus ( Slepinir ;* ); Magiczne męskie nasienie dające moc rozpirzenia Acidalijczyków: minus

Nazwisko i imię księżniczki z początku skojarzyło mi się z "Szewcami", ale nie widzę specjalnie sensu nadawania jej takiego miana, skoro chyba miała odgrywać postać raczej szlachetną i bohaterską.

(Scott Card my master :***)

Podobalo mi się. Po pierwsze kpina z patetyczności. Wyśmiane głupiego heroizmu. rozbrajająca postawia Marka: taka Serio. ironiczna pointa zwartość tekstu. I ładnie przedstawiony rzymski świat.
Podobała mi się irracjonalność tych dwugłowych smoków-dziewczynek :D, adoptującej dziewczynkę bestii xd, oraz przerysowane postaci.
Zdania nie są za długie moim zdaniem, bo są pełne treści, humoru i nadają komiczny klimat.
Podoba mi się stopniowanie spotkań, do najbardziej potężnej z istot.

Nie podoba mi się konstrukcja zdań z pierwszych akapitów. Wydaje mi się, że możnaby to jeszcze stylistycznie poprawić.
Nie podobało mi się, że Marek chciał wziąć  kochankę do palacu i mu na to pozwolono. Nie wiem czy to możliwe by chłopka była wyniesiona aż tak ponad stan.

Moja to... To takie niewiadomo co :P

Świat zmyślony: jasne, smoki, które nie bardzo zgadzają się z wizją typowego smoka: jest.

To tyle jeśli chodzi o fantastyczność. Podróż, przewrót pałacowy, milion pięćset sto dziewięćset postaci i szczególików Bogowie jedni wiedzą "po co". A szkoda, bo to było dla mnie najprzyjemniejsze. Stworzyć biografię trzecioplanowych postaci i nie wspomnieć o niej ani słowa. ^^

I niechby szlag trafił wizję drugiej części. Ona gdzieś tam krąży ponad myślami.

Mnie o konkursie powiadomiła koleżanka udzielająca się tutaj i to był cudowny moment nr 1.
Cudowny moment nr 2. to było jak wydrukowałam cały tekst, żeby miec do poprawek i chwaliłam się cały dzień wszystkim radosna jak masochista w hurtowni żyletek. 
:)
dzięki. Tobie też powodzenia.

Et ;/
W zasadzie, żeby było dobrze musiałabym wyrzucić całą fabułę i stworzyć nową :P
mam zbyt wiele nieistotnych szczegółów. <wzdech>
Kiedyś mi się uda :D 

Mój tekst to okrągła liczba... w pewnym sensie.

Postanowienie noworoczne z 2006/2007 a skończyłam w zasadzie (nie uwzględniając poprawek i zmian) 31 grudnia 2010.

Pełne 3 lata. Oczywiście z miesięcznymi przerwami niekiedy na czas dojrzewania i kiszenia.

>_<

Wysłałam

O Bogowie... koniec. Chyba pójdę się upić albo najeść się czekoladek.

No to jasne cycki.

w mojej pracy ich nie ma tak bardzo jak bardzo można pominąć w ogóle cyckowatość kobiet.

Trudno. Spędzę resztę studiów mozoląc się nad poprawkami. Może tymczasem zacznę się wprawiać w komercjalizacji na forum NF.

Czy jak praca jest nieco dłuższa... to czytane jest całość, czy może pierwsze 20 stron? >_<

Już fiksuję ze zdenerwowania. Chcę wysłać i zapomnieć ^^.

terebka, Mortycjan - Już napisałam swoją pracę. Regulamin milczy na temat szczegółów, toteż wolę się upewnić, pytając głupio zamiast głupio nie wiedzieć. Chcę po prostu ułatwić redakcji. Już widzę zgorszone miny redaktorów gdy dostają tekst pisany w Notatniku ;>. W końcu to Tylko dokument elektroniczny.

W kwestii przypisów: to Word daje możliwość zarówno umieszczania przypisów u dołu strony, jak i na końcu pracy... (zrobię zatem na końcu słowniczek i będzie po kłopocie :] )

I dołaczam się do pytania o rodzaj i wielkość czcionki.

Słyszałam, że książkowe mają 13 punktów... Czy jakoś tak. I że to się równa 10,5 wielkości czcionki.

Może nieuważnie przeczytałam regulamin, ale miałabym kilka pytań.

Czy praca może być napisana czcionką Times NR 12?

Czy redalcja wymaga jakiejś specjalnej interlinii, czy innych formatowań?

Czy mogłabym dołączyć moją propozycję okładki i własne ilustracje? A jeśli tak, to czarnobiałe czy w kolorze i jakiego formatu? (w tym np. mapka krainy)

Pisząc, korzystałam z kilku źródeł, wplatając niekiedy w tekst sformułowania, lub niewielkie cytaty. Czy mam sporządzić bibliografię? Nie wiem czy w powieściach fantasy zwraca się uwagę na takie rzeczy. Nie chcę popełnić plagiatu.

Czy przypisy umieścić na końcu pracy, czy u dołu strony?

Czy jak będzie trochę więcej znaków niż 200tys to nie bedzie za wiele? Jestem jeszcze przed korektą, ale jak na razie praca jest ze dwa razy obszerniejsza...

Nowa Fantastyka