- Opowiadanie: Fasoletti - Ostrze zemsty (Tekst ze specjalną dedykacją dla Marsylki)

Ostrze zemsty (Tekst ze specjalną dedykacją dla Marsylki)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ostrze zemsty (Tekst ze specjalną dedykacją dla Marsylki)

A dedykacja w związku z tym tematem: http://www.fantastyka.pl/10,2085.html

 

 

I

Niebo nad twierdzą De Suczów płakało. Pod wiszącymi nisko, stalowoszarymi chmurami, krążyły wygłodniałe sępy, pragnące napełnić żołądki ciałami leżących na zamkowym dziedzińcu, brutalnie wyrżniętych rycerzy. Pośród tych potwornie okaleczonych, obmywanych rzęsistym deszczem ciał, klęczał pobity król Cydonii, sam Brian De Sucz. Pełnym nienawiści wzrokiem mierzył stojącego przed sobą, zakutego w stalową zbroję mężczyznę, który zdjąwszy z głowy ozdobiony bawolimi rogami hełm, uśmiechnął się tryumfalnie i splunął władcy w twarz.

– Jesteś ścierwem Brianie – rzekł pogardliwie. – Zresztą, zawsze nim byłeś. Gdybyś oddał mi swoją córkę za żonę, wszystko potoczyłoby się inaczej! Traktowałbym cię jak ojca. Kochał i szanował. Ale nie! Ty wolałeś okrzyknąć mnie banitą i wygnać z kraju! Liczyłeś, że dam za wygraną? Zatem bardzo się pomyliłeś! – wrzasnął, otwartą dłonią uderzając De Sucza z całej siły w głowę.

Cios był tak potężny, że Brian aż upadł w kałużę. Podniósł się jednak zaraz i otarł twarz z błota oraz krwi, płynącej z rozciętego czoła.

– Myślałeś, że wpuszczę do swojego gniazda węża, Rodryku? – warknął. – Curvella zasługuje na kogoś lepszego, niż cuchnącą gnidę, jaką zawsze byłeś. Sądzisz, iż nie wiedziałem o gierkach mających na celu pozbawienie mnie tronu, które prowadziłeś na mym dworze? Już dawno rozważałem pozbycie się ciebie, a prośba o rękę księżniczki tylko przyspieszyła podjęcie decyzji. Mogłem cię w każdej chwili zatłuc jak psa, lecz pomimo fałszu, wylewającego się z twych ust z każdym wypowiedzianym słowem, postanowiłem darować ci życie. Ale jak widzę, nawet tego miłosiernego gestu nie potrafiłeś docenić. Jednak zaskoczyłeś mnie. Nigdy bym nie podejrzewał, że taki tchórzliwy gad zdoła podporządkować sobie plemiona Acidalii. – Spode łba spojrzał na otaczających Rodryka barbarzyńców, odzianych w prymitywne, skórzane pancerze.

– To ty mnie nie doceniłeś Brianie i to był twój błąd. Nie doceniłeś także tych ludzi. Jak widzisz, kiedy są dobrze dowodzeni, nawet tak potężna twierdza jak twoja nie oprze się ich szturmowi. Lepiej ci było mnie zgładzić. Ale, ale – uśmiechnął się szyderczo. – Zapomniałbym o najważniejszym. Mam dla ciebie małą niespodziankę. – Odwrócił się i wykrzyczał do swoich podwładnych kilka słów w ich języku.

Dwaj ogromni wojownicy, słysząc rozkaz, skinęli głowami i pobiegli do jednego ze stojących nieopodal budynków. Wyprowadzili z niego nagą, trzęsącą się z zimna niewiastę. Król, kiedy ją ujrzał, zbladł.

– Curvella! – krzyknął przerażony, a spostrzegłszy zaschnięte strużki krwi na delikatnych udach córki, wpadł w furię. Chciał rzucić się na Rodryka, lecz barbarzyńcy, rechocząc rubasznie, przytrzymali go.

– Ty psie! Rozpruję cię jak wieprza! Będziesz gnił w lochu, za to co jej zrobiłeś! Nie daruję ci tego! Klnę się na wszystkich bogów, że sczeźniesz w kałuży własnej, cuchnącej posoki! – De Sucz wił się i szarpał, ale nadludzko umięśnieni Acidalijczycy ani na moment nie rozluźnili żelaznego chwytu.

– Pamiętasz, co ci mówiłem, gdy wyrzucałeś mnie z dworu? Pamiętasz?! Że i tak ją posiądę! I posiadłem! A po mnie, miał ją każdy z moich oficerów! Wydaje ci się, że tylko ty i ten twój pomiot znacie sekretne przejścia, którymi można pierzchnąć daleko poza mury tej warowni?

Po policzkach Briana spłynęły łzy. Patrzył na otępiała, przemokniętą Curvellę i gdyby mógł, natarłby na Rodryka oraz jego zawszonych kamratów niczym rozjuszona locha broniąca potomstwa i rozszarpał ich na strzępy. Jednak potężne ręce trzymających go Acidalijczyków uniemożliwiały mu jakiekolwiek działanie. Zrozumiał, że zbliża się koniec. Nie dbał o swoje życie, pragnął jednak ocalić księżniczkę.

– Zrobię, co tylko zechcesz, ale proszę, wypuść Curvellę – wyszeptał.

Pomimo szumu wciąż lejącego jak z cebra deszczu, słowa te dotarły do uszu Rodryka, który usłyszawszy je, ryknął gromkim śmiechem.

– Czyż to nie cudowny dzień? – zapytał jednego ze swych podwładnych, ignorując zupełnie fakt, iż ten nie rozumiał Cydonijskiego. – Sam wielki Brian De Sucz o coś mnie prosi! Mnie! Człowieka, którego jeszcze przed chwilą nazwał podłą gnidą i zdradliwym wężem!

Chwycił króla za gardło i spojrzał mu głęboko w oczy.

– Zdechniesz De Sucz, a sępy będą żreć twoje truchło – syknął. – A z tej suki uczynię dziwkę! Nie będzie żołnierza w mej armii, który nie zasmakuje jej łona! Będą ją rżnąć bez ustanku, jeden po drugim, a kiedy wyzionie ducha, rzucę jej ciało psom!

Puścił władcę, podniósł leżący przy jednym z trupów, dwuręczny topór i wzniósł go ponad głowę.

– Pożegnaj się życiem Brianie, królu Cydonii!

– Umrzesz z jej ręki – wysapał jeszcze władca, nim opadające z niezwykłą szybkością ostrze rozpołowiło mu głowę, rozerwało szyję i zatrzymało się dopiero na mostku. W powietrze strzeliły strugi krwi, a fragmenty czaszki i mózgu zbryzgały twarze oglądających tę potworną egzekucję barbarzyńców, którzy na widok tak potężnego uderzenia westchnęli z podziwem.

– Ojcze!!! – załkała Curvella. Śmierć rodziciela wyrwała ją z otępienia.

Rodryk spojrzał na dziewczynę zimnym wzrokiem.

– Nie płacz – syknął. – Moi żołnierze zaopiekują się tobą. Jest wasza! – Dodał, zerkając na oblepione szkarłatem mordy podwładnych.

Następnie ruszył w kierunku wejścia do sali tronowej, omijając po drodze grupę sępów, zaciekle walczących o kawałek drgającego jeszcze ciała Briana. Ptaki zupełnie nie przejmowały się narastającą ulewą oraz wałęsającymi się po dziedzińcu, świętującymi zwycięstwo Acidalijczykami.

 

II

Curvella nie uroniła nawet jednej łzy, kiedy największy z Acidalijczyków, po brutalnej bijatyce z kompanami o pierwszeństwo w gwałcie, chwycił ją za włosy i zaciągnął do pobliskiego składu broni. Zaryglował drzwi od wewnątrz, pchnął dziewczynę na drewnianą ławę i rozchylił jej uda. Nie opierała się. Wiedziała, że nie ma to sensu. Gdy cuchnący potem i krwią wojownik w nią wchodził, pustym wzrokiem patrzyła w niewielkie okno, za którym widać było jego kamratów, tańczących w strugach deszczu i śpiewających obrzydliwie brzmiące, wojenne pieśni. Nagle, ku jej zaskoczeniu, na parapecie wylądował kruk. Ptaszysko było ogromne nawet jak na swój gatunek i co najdziwniejsze, pomimo szalejącej za oknem burzy, zupełnie suche. Spojrzało czarnymi jak otchłań oczyma na sapiącego barbarzyńcę, po czym niespodziewanie rzuciło mu się na twarz. Zaskoczony wojownik wrzasnął przeraźliwie, kiedy ostre niczym brzytwa pazury wyrwały mu z policzka kawał mięsa, a zakrzywiony dziób zagłębił się w oczodole. Chciał złapać ptaka i zmiażdżyć go, ale ten zręcznie wymykał się jego potężnym dłoniom. Co chwilę odfruwał, by zaraz ponownie wbić szpony w ciało oszalałego ze złości i strachu barbarzyńcy. Przebywający na zewnątrz Acidalijczycy, zaalarmowani krzykami towarzysza, jęli dobijać się do masywnych, okutych stalą drzwi. Curvella, korzystając z zamieszania, zeszła z ławy, a gdy zobaczyła sztylet, zatknięty za pasem desperacko broniącego się przed krukiem wojownika, ogarnęła ją żądza zemsty. Nie zważając na niebezpieczeństwo doskoczyła do mężczyzny, wyszarpnęła broń, o której ten w ferworze walki zupełnie zapomniał i wbiła mu ostrze w grdykę. Ciepła krew buchnęła na jej piersi i twarz, a Acidalijczyk, charcząc niczym zarzynany wieprz, zwalił się na kamienną posadzkę. Księżniczka, ignorując kolejnego napastnika, który próbując wejść do składziku zaklinował się w ciasnym oknie, podeszła do ściany i nacisnęła jedną z cegieł. Z cichym zgrzytem otwarło się wejście do sekretnego korytarza. Curvella zniknęła w nim, mając cichą nadzieję, że Rodryk zdjął już straże pilnujące większości znanych mu wyjść. Starała się iść szybko, ale ostrożnie. Zrezygnowała z zapalenia wiszących na ścianie pochodni. Znała te tunele tak dobrze, iż światło nie było jej zupełnie potrzebne do odnalezienia właściwej drogi. Za sobą usłyszała przerażający wrzask. Oczyma wyobraźni zobaczyła kruka, wydziobującego ślepia uwięzionemu w oknie barbarzyńcy i uśmiechnęła się z satysfakcją. Tajemniczy ptak zaintrygował ją. Jednak teraz nie miała czasu, by myśleć kim, lub czym był. Posuwała się wciąż naprzód, co chwilę przystając, by sprawdzić czy nie zbliża się pogoń. Acidalijczycy na pewno już donieśli Rodrykowi o jej ucieczce. Skręciła w korytarz prowadzący do wyjścia ukrytego w lesie, kilkaset metrów poza murami warowni i przyspieszyła kroku. Po chwili dotarła do klapy. Przyłożyła do niej ucho i na moment wstrzymała oddech. Nie usłyszawszy nic prócz szumu lejących się z nieba strug wody, z całej siły naparła na stalową pokrywę. Ostrożnie wystawiła głowę na zewnątrz i rozejrzała się dookoła. Otaczające właz gęste krzaki zasłaniały widok, więc wypełzła z otworu i najdelikatniej jak tylko mogła, rozchyliła gałęzie. Upewniwszy się, że nikogo nie ma w pobliżu, nie zważając na ulewę, biegiem ruszyła w leśną głuszę, byle jak najdalej od ojcowej twierdzy.

 

III

Ulewa minęła. Naga Curvella siedziała pod ogromnym świerkiem i grzała się przy niewielkim ognisku, rozpalonym przy pomocy kilku, cudem chyba znalezionych, suchych patyków. Po delikatnych policzkach księżniczki spływały łzy, a żal po stracie ojca ściskał jej serce. W duchu przysięgała Rodrykowi zemstę. Oczyma wyobraźni widziała go nawleczonego na pal, skomlącego o litość niczym kundel. Marzyła, by wbić rozżarzone do białości ostrze w ślepia tego zdradliwego gada i napawać się jego cierpieniem. Z zadumy wyrwało ją głośne krakanie. Spojrzała w stronę z której dochodziło i zamarła. Na gałęzi pobliskiego dębu siedziały dwa ogromne kruki. W ich spojrzeniu było coś niesamowitego. Coś, czego nie potrafiła określić ani nazwać. Przeszył ją dreszcz strachu. Niespodziewanie jeden z ptaków sfrunął na ziemię i wylądował tuż u jej stóp. Po chwili dołączył do niego drugi. Księżniczka odruchowo wstała i oparła się plecami o pień świerku. Z rosnącym przerażeniem patrzyła jak kruki, skacząc po wilgotnej trawie, zataczają wokół niej kręgi. Gdy do tego zaczęły ogłuszająco skrzeczeć, Curvella wpadła w panikę. Chciała uciekać, ale zdała sobie sprawę, że jest sparaliżowana. Nie była w stanie poruszyć nawet palcem. Ogarnął ją tak wielki lęk, że gdyby mogła, pobiegła by przed siebie wymachując rękoma i wrzeszcząc jak opętana. Jednak po chwili poczuła dziwną słabość. Zasnęła.

Śniła dziwny sen. Widziała w nim dużo młodszego Eryka, nadwornego szamana Cydonii, niczym zając ściganego po ośnieżonym stepie przez bandę kanibali. Ich hełmy zdobiły wilcze czaszki, za odzienie służyły im niedźwiedzie skóry, zaś w pokrytych gęstym zarostem dłoniach ściskali obsydianowe topory. Porozumiewali się między sobą za pomocą chrząknięć i gestów. Bardziej przypominali zwierzęta niż ludzi. W ich oczach Curvella widział tylko pierwotną, nienasyconą żądzę mordu. Dopadli słaniającego się na nogach Eryka i otoczyli go ciasnym kręgiem. Jeden z nich wzniósł w górę swą prymitywną broń, by skruszyć nią czaszkę nieszczęśnika. Jednak zamiast zadać śmiertelny cios, wrzasnął dziko i padł przeszyty strzałą, wypuszczoną z łuku jeźdźca, stojącego na pobliskim pagórku. Nieznajomy gestem dłoni przywołał do siebie kilku czekających w odwodzie towarzyszy i cała grupa rozpoczęła szarżę na niedoszłych oprawców szamana. Dzikusy rzuciły się do ataku. Instynkt nakazał im bronić zdobyczy. Jednak w starciu z doskonale wyszkolonymi, uzbrojonymi w żelazne miecze rycerzami, nie mieli najmniejszych szans. Kładli się niczym koszone zboże, brukając oślepiająco biały śnieg szkarłatem oraz cuchnącymi wnętrznościami. Kiedy już wszyscy byli martwi, ten który strzelał z łuku zsiadł z konia i podszedł do przerażonego Eryka. Curvella rozpoznała w nim swego ojca, jednak tak jak szaman, dużo młodszego. Brian podał ocalonemu dłoń, po czym wsiedli na konia i odjechali.

W kolejnej scenie Curvella znów zobaczyła Briana, rozmawiającego z dziwnym, jednookim starcem. Nieznajomy mówił coś głośno w języku, którego nie rozumiała. Ogarnęła ją ciemność.

W następnej wizji widziała siebie nagą, leżącą w korzeniach drzewa tak ogromnego, że jego wierzchołek ginął wśród chmur. Była naga, a nad nią krążyły dwa kruki. Nagle usłyszała tętent kopyt. Spojrzała w stronę, z której dochodził. Ujrzała wyłaniającego się z gęstwiny, pozbawionego oka starca, jadącego na ośmionogim rumaku. Z chrap zwierzęcia z każdym oddechem strzelały snopy iskier. Tajemniczy jeździec zsiadł z konia, zrzucił z siebie odzienie i podszedł do księżniczki. Biła od niego aura tajemniczości i mistycznej siły. Rozchylił delikatnie uda Curvelli, po czym wszedł w nią. Chciała się bronić, jednak mięśnie odmówiły jej posłuszeństwa. Czuła wszystko lecz nie mogła wykonać choćby najmniejszego gestu. W końcu, gdy nieznajomy skończył, wraz z jego nasieniem nadludzka siła wypełniła ciało niewiasty, a umysł zalała fala jasności. Tajniki sztuki wojennej stały się dla niej zrozumiałe i proste. Zaczęła myśleć jak doświadczony, zaprawiony w bojach wojownik. Kiedy poczuła, że paraliż ustąpił, zacisnęła pięści, paznokciami rozcinając skórę do krwi. Pragnęła tylko jednego. Wrócić do twierdzy ojca i wyrwać Rodrykowi język. Po raz kolejny ogarnęły ją ciemności.

Zdziwienie Curvelli było ogromne, kiedy otworzywszy oczy spostrzegła, że nie jest już naga. Jej ciało okrywała piękna zbroja, wykonana z dziwnego, niezwykle lekkiego materiału. Idealnie dopasowany do smukłej sylwetki księżniczki napierśnik, ozdobiono srebrnymi ćwiekami oraz misternie inkrustowanym symbolem młota. Na karwaszach wyryto tajemnicze znaki, a nagolenniki uzbrojono dodatkowo w ostre kolce. De Sucz wstała i zlustrowała okolicę. Nadal znajdowała się pod świerkiem, tyle, że teraz w pień drzewa ktoś wbił piękny, dwuręczny miecz, o rękojeści w kształcie węża, zwieńczonej głownią przypominającą łby smoków. Nie zastanawiając się długo wyszarpnęła broń i wzniosła ponad głowę, sztychem ku niebu.

– Nadszedł czas zemsty, Rodryku! – warknęła, po czym ruszyła w kierunku zamku.

 

IV

Nad Cydonią zapadła noc. Wiszące nisko, ciężkie chmury, przesłoniły księżyc. Mgła spłynęła z gór, zalewając szarością tereny otaczające twierdzę De Suczów. Curvella, niczym gotowy do ataku wąż, pełzła przez porośniętą gęstą trawą równinę. Zrezygnowała z wkradnięcia się do włości Briana tunelem, którym uciekła. Rodryk mógł go zasypać, lub co gorsza, postawić przy wyjściu silny oddział Acidalijczyków, a księżniczka nie chciała zbyt wcześnie wdawać się w walkę. Postanowiła wejść do fortecy inną drogą. Przez lochy. Najciszej jak tylko mogła zbliżyła się do zamkowych murów, gęstym oparem osłonięta przed wzrokiem stojących na blankach barbarzyńców. Znalazła niewielki, zakratowany otwór, służący za okno jednej z nieużywanych nigdy, sekretnych cel i ostrożnie odgięła poluzowane pręty. Były wykonane ze specjalnego stopu, wyglądającego na solidny i wytrzymały, w rzeczywistości jednak miękkiego niczym rozgrzany wosk. Bez problemu wślizgnęła się do ciasnego, pozbawionego drzwi pomieszczenia i poprawiła kratę. Nie chciała, by jakiś patrolujący okolicę Acidalijczyk odkrył ślady włamania. Następnie podeszła do ściany i przystawiła do niej ucho. Upewniwszy się, że po drugiej stronie panuje cisza, wcisnęła jedną z cegieł. Fragment muru z cichym zgrzytem przemieścił się, a Curvella wyszła na długi, oświetlony pochodniami korytarz. Nadepnęła stopą na odpowiedni kamień w podłodze. Ściana znów stała się gładka. Nagle usłyszała cichy jęk, dochodzący z najbliższej celi. Cichcem podeszła do drzwi, wzmocnionych żelaznymi obiciami, po czym przez niewielki otwór zajrzała do środka. Jej serce zabiło mocniej, kiedy w leżącym wewnątrz, okaleczonym i skutym łańcuchami mężczyźnie rozpoznała Eryka. Nie zważając na ryzyko, pod wpływem nagłego impulsu, z całej siły naparła na drzwi. Ku jej zaskoczeniu te ustąpiły. Głośny zgrzyt towarzyszący pęknięciu zamka rozszedł się echem po korytarzu. Księżniczka zamarła, ale do jej uszu nie doszedł już żaden inny odgłos. Rodryk musiał stwierdzić, że cela oraz łańcuchy wystarczą do unieszkodliwienia szamana i nie zostawił nikogo na straży.

– Curvella… – jęknął cicho Eryk, gdy dziewczyna uklęknęła przy nim.

– Cóż ten pies ci uczynił, Eryku? – zapytała, z wściekłości zaciskając pięści.

Mężczyzna nie odpowiedział. Obejrzał tylko symbol młota na napierśniku księżniczki i uśmiechnął się.

– A więc Wszechwiedzący wypełnił przysięgę – rzekł w końcu. – Któż by się spodziewał…

– O czym mówisz? – Curvella przyłożyła mu dłoń do czoła, podejrzewając, iż majaczy w gorączce.

Eryk spojrzał na nią z wyrzutem.

– Czyż we śnie nie odwiedził cię jednooki starzec? Czyż nie przekazał ci cząstki swej mocy?

Oczy księżniczki błysnęły.

– Tak! Przyjechał do mnie na ośmionogim koniu i posiadł w korzeniach niebosiężnego drzewa. Ty też tam byłeś, Eryku, i dwa ogromne kruki, i mój ojciec! Ocalił cię przed bandą wygłodniałych kanibali! Ale kimże był ten tajemniczy człowiek, który podarował mi zbroję i miecz?

Szaman zakaszlał krwią.

– Ma wiele imion. Jedni mówią na niego Wotan, inni Odyn… Jest bogiem mojego ludu, mieszkającym w Asgradzie – krainie położonej na wierzchołku Yggdrasila, jesionu, pod którym się z nim spotkałaś. Na swym wiernym rumaku Sleipnirze przebył tęczowy most Bifrost, by dopełnić przysięgi, złożonej niegdyś Brianowi.

– Przysięgi? Ojciec nigdy mi o niej nie wspominał.

– To był nasz sekret. Kiedy na równinach Vastiter Brian ocalił mi życie, gdy niczym zając pierzchałem przed ludźmi-wilkami, Odyn, tak jak ciebie, nawiedził go we śnie. Z wdzięczności obiecał spełnić jedną jego prośbę. De Sucz był mądrym człowiekiem. Za młodu parał się magią, o czym też zapewne nie wiedziałaś. Pewnej nocy wysłał swego ducha w okolice najwyższego korzenia Yggdrasila, a kiedy trzy siostry udały się do studni Urd po święta wodę, którą podlewały drzewo, on, ryzykując wieczne potępienie, podejrzał nić swojego żywota. Widząc jaki los go czeka, poprosił Odyna, by pomógł ci odzyskać tron i uczynił cię potężna królową. I widzę, że mój bóg słowa dotrzymał. Okrywająca twe ciało zbroja oraz miecz, który dzierżysz w dłoniach, to dzieła Brokka i Sindriego, potężnych karłów, parających się kowalstwem. Odyn rozkazał im wykuć te przedmioty specjalnie dla ciebie. Przy ich pomocy pokonasz Rodryka i zasiądziesz na tronie Cydonii.

Księżniczka słuchała słów szamana z rosnącą fascynacją. Nareszcie zrozumiała wydarzenia ostatnich dni. Gdy Eryk skończył opowieść, Curvella chwyciła krępujące go więzy i przerwała je.

– Zostań tu. Kiedy zabiję Rodryka, wrócę po ciebie – rzekła, wstając.

Szaman spojrzał na nią oczyma przesłoniętymi białą mgłą.

– Mną już nie musisz się przejmować dziecko – wysapał z trudem. – Wypełniłem zadanie, przekazałem ci sekret Briana. A teraz żegnaj, spotkamy się w Valhalli.

Wypowiedziawszy ostatnie słowa, wyzionął ducha. Po policzkach Curvelli spłynęły łzy. Zmówiła krótką modlitwę nad ciałem przyjaciela, po czym wyszła z celi i skierowała krok ku sali tronowej. Miała nadzieję, że właśnie tam znajdzie Rodryka.

 

V

Nieludzkie, mrożące krew w żyłach wrzaski oraz szczęk stali wyrwały Rodryka z błogiego snu. Nowy król Cydonii wyskoczył z posłania jakby ktoś przypalił go rozpalonym do białości żelazem.

– Straże, do mnie! – wrzasnął w plugawym języku Acidalii.

Nikt się nie zjawił.

– Bydlęta niewierne, każę was biczem chłostać! – krzyczał, naprędce wkładając zbroję.

Zaraz jednak ochłonął. Barbarzyńcy pilnujący wejścia do komnaty z pewnością pobiegli walczyć z wrogiem, który ośmielił się zaatakować twierdzę. Nałożywszy pancerz chwycił miecz, po czym ruszył stromymi schodami na dziedziniec. To właśnie z niego dochodziły odgłosy bitwy. Jakież było zdziwienie Rodryka, gdy zszedłszy na dół, ujrzał przed sobą nie szturmującą mury armię, a jedną postać, otoczoną przez rozjuszonych Acidalijczyków. Atakujący intruza barbarzyńcy kładli się pod ciosami napastnika niczym zboże, zalewając plac krwią oraz wnętrznościami. Trupów było tyle, że niemal całkowicie przykryły wybrukowany kocimi łbami podwórzec.

– Nie może być… – syknął Rodryk, widząc jak ostrze tajemniczego napastnika rozłupuje czaszkę ostatniego z jego podwładnych. – Pokaż się, demonie! – warknął, kierując sztych miecza w stronę nieznajomego.

– Demonie? Czyżbyś mnie nie poznawał? – rzekła Curvella, zbliżając się do oprawcy swego ojca.

– Na Belenosa! – Rodryk, widząc zlaną krwią księżniczkę, w mdłym blasku wyglądającego zza chmur księżyca przypominającą nieludzką kreaturę, aż zadrżał. Zaraz jednak odzyskał pewność siebie. – Myślałem, że skończyłaś w żołądkach grasujących po okolicznych lasach wilków. Ale jak widzę, twarda z ciebie suka! Pobiłaś moją armię, ale ze mną nie pójdzie ci tak łatwo! – ryknął, ruszając na Curvellę.

– Zobaczymy! – odparła De Sucz, parując pierwszy cios, zadany znad głowy.

Uderzenie było tak mocne, że pod dziewczyną ugięły się nogi. Owładnięty furią godną rozjuszonego lwa Rodryk natarł ponownie, lecz ostrze śmignęło tuż obok ucha Curvelli, odcinając jedynie kosmyk włosów.

– Ty gnido! – warknęła.

Odbiła kilka kolejnych pchnięć, po czym błyskawicznie przeszła do kontrataku. Wzniosła broń ponad głowę, a gdy pałasz Rodryka wystrzelił w górę, by zablokować cios, kopnęła mężczyznę z całej siły w krocze. Poczuła jak wystające z nagolenników kolce przebijają pancerz i wchodzą w ciało. Rodryk zaskowyczał niczym ranny kundel. Wypuścił miecz i przyciskając dłonie do okaleczonych narządów padł na kolana. Spojrzał na księżniczkę pełnym jadu i nienawiści wzrokiem.

– I tak cię miałem, dziwko – wycedził przez zaciśnięte z bólu zęby.

Curvella splunęła mu w twarz, po czym sztychem przejechała po gardle. Z satysfakcją patrzyła, jak dokonuje żywota, krztusząc się własną krwią.

Nagle do jej uszu doszło znajome rżenie. Ujrzała Slepinira, galopującego po tęczowym moście prowadzącym ku wierzchołkowi niebosiężnego drzewa, które nagle pojawiło się na polanie, tuż przed zamkową bramą. Na grzbiecie zwierzęcia siedział Odyn, w towarzystwie Briana oraz Eryka. Księżniczkę ogarnął dziwny spokój. Po chwili wizja zniknęła, a De Sucz uśmiechając się ruszyła do sali tronowej, omijając po drodze dwa ogromne kruki, wydziobujące wnętrzności z truchła Rodryka. Czekało ją wiele pracy. Była teraz królową Cydonii.

 

 

 

Koniec

Komentarze

"odzianych w prymitywne, skórzane pancerze."- czy tylko dla mnie brzmi to dziwnie?
" Ale jak widzę, twarda z ciebie suka! Pobiłaś moją armię, ale ze mną nie pójdzie ci tak łatwo! "- gościół miał widoczne problemy z racjonalną oceną irracionalnej sytuacji:).
Fajne.
Tylko jedno mnie dziwi. Wydaje się, że tym tekstem chciałeś zsolidaryzować się z piękną częścią społeczeństwa. Tylko że omiń początek... scene ucieczki... o, tutaj Curvella zyskuje potężną moc. W jaki sposób? Męski szowinista pozostanie męskim szowinistą:).
A, i jeszcze to imie, to zamierzone:)?

Ta, zamierzone. Ja wiem czy zsolidaryzować? Tamten temat zainspirował mnie do napisania tego opowiadania i tyle. A z tym szowinistą to nie wiem o Ci chodzi...

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Dedykacją dla mnie? A to ciekawe. Patrzcie, wchodze na portal bo długim czasie nieobecnosci i co moje piękne oczeta widzą? Dedykacje dla Marsylki!

-Imię dziewczyny i nazwisko - szkoda mi słów na komentarz;P

- nie sądze, by bohaterka po tym, jak zgwałciło ją wielu facetów, bylaby na siłach zaatakować;p chyba, że wziąć pod uwagę gwałtowny przyplyw adrenaliny 9podobno działa cuda)

nawet gdyby chciała zapalić pochodnie, to nie wiem czym;P

- Siła ksieżniczki konsekwencją męśkiego nasienia? buahaha! podczas snu, gdynie jest w stanie samodzielnie podjąć decyzji? (bez wzgledu na to, czy zrobiła by to czy nie)? uzależniasz ją od faceta i zakładasz obrożę podczas snu. tego nie przeboleję,

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Fasoletti chodzi mi o to, że kobieca bohaterka dostaje nadludzką moc (+ od feministek), ale w jaki sposób (gigantyczny - od feministek).

ja feministką nie ejstem, ale nie podoba mi się sposób, w jaki moc otrzymała;P

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

idąc tropem Odyna i całej reszty męskiej szajki, lepsze byłoby wypicie z czaszki jkaiegoś wojownika, nie wdajac się w szcegóły, jak ją zdobyła i w ogóle, wtedy opowiadanie byloby ok;P

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Hmmm.... Ciekawe, czy gdyby nie było tej dedykacj, to też rozpętała by się taka dyskusja o dyskryminacji i szowiniźmie :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

hm... myślę, że mogłaby, tyle, ze nie przeczytałabym tego opowiadania, bo nigdy nie mam czasu czytac opowiadań;p a Ty dedykacją zwróciłeś moją uwagę;p

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

- Jesteś ścierwem Brianie - nie żebym się znał, ale nie powinno być przypadkiem przecinka w zdaniach tego typu? W sesie, że:
Nakarm kota, Amadeuszu.
Zjedz psa, Ebenezerze
Gryź piach, frajerze

i podobnych? Czyli ,,Jesteś ściwrwem, Brianie''?

Ty psie!
- Trochę szacunku dla czworonogów, Fas;)

Widzę, że dedykacja to dobry sposób na zainteresowanie. Cóż, zacznę od rzeczy, która mi się nie podobała. Otóż imiona potrafią spieprzyć fajną i pełna napięcia akcje. Pierwszy opis był bardzo fajny, De Sucza jakoś zniosłem, ale jak pojawiła się Curvella, to napięcie zniknło. To jak zrobić poważną rozmowę Azora z Pimpuśem.

Druga rzecz. Niby nie błąd, ale lepiej powiedzieć. Marsylce chyba nie o to chodziło. Bo Curvella była nieświadoma, słaba i w o góle.

Ale poza tym było całkiem dobrze. Może nie należy to opko do Twych perełek, ale dobre jest.
Pozdrawiam,
H.

@Marsylka.

Lubisz, jak kobieta-hardcore jest główną bohaterką? W takim razie polecam ,,Glizdawce'' Orsona Scotta Carda.

szzcerze mówiąc, lubię;P dzięki za polecenie, jeśl itylko znajde gdzieś lukę między kolokwiami, to nieomieszkam przeczytac;D

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

"Ogarnął ją tak wielki lęk, że gdyby mogła, pobiegła by przed siebie wymachując rękoma i wrzeszcząc jak opętana."

Coś jest w tym zdaniu, że wywołuje u mnie wielką wesołość. Czy tak miało być?

"brutalnie wyrżniętych rycerzy"

Ciekawam jakby wyglądali humanitarnie zarżnięci rycerze.

Mózgi rozpryskujące się artystycznie po kocich łbach mi się nie podobają.

Język opisów (wyjąwszy mózgi) podoba mi się, czyta się płynnie. Choć zdarzają się zdania do których miałabym ochotę się przyczepić.

Dialog Briana z Roderykiem mi się podobał

Dialog Curvelli z Erykiem był naciągany. Zwłaszcza, że Eryk lepiej wiedział co się stało z księżniczką niż ona sama.

Postaci mi się nie podobają, chociaż mają jasno określone motywy. Zakończenie jest mega-szybkie.

Odyn: plus ( Slepinir ;* ); Magiczne męskie nasienie dające moc rozpirzenia Acidalijczyków: minus

Nazwisko i imię księżniczki z początku skojarzyło mi się z "Szewcami", ale nie widzę specjalnie sensu nadawania jej takiego miana, skoro chyba miała odgrywać postać raczej szlachetną i bohaterską.

(Scott Card my master :***)

Nowa Fantastyka