- Opowiadanie: Heinekotzl - (21)Wszyscy święci idą do… - Epilog

(21)Wszyscy święci idą do… - Epilog

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

(21)Wszyscy święci idą do… - Epilog

(21)Wszyscy święci idą do… – Epilog

Ich powrót rozpoczął wielodniowe obchody pierwszego święta narodowego wolnych jassich. Imiona poległych członków ekspedycji, zwłaszcza cyborgów, szybko zyskiwały na popularności. Dominujące dotąd antyczne rzeźby, zastępowano pomnikami Walecznego Kornela, Nieulękłej Wybranki, Dumnych Gwardzistów, Pogromców Piekła Tulferbejli, i tym podobnymi produktami rozpędzonej machiny propagandowej. Jednocześnie, moje popiersia i sztandary sukcesywnie usuwano z przestrzeni publicznej.

Najpierw farmakologicznie dezaktywowano implant, potem zostałem całkowicie odsunięty od władzy, którą faktycznie przejął Radju, przybrawszy uprzednio tytuł Pierwszego Regenta. W swej łaskawości, zezwolił nam na kilka dni odosobnienia w zaciszu barokowych apartamentów. Mieliśmy z żoną dość czasu, aby się sobą nacieszyć. W zamian, musiałem wziąć udział w przygnębiającym spektaklu na Pustkowiach Mnaneh. Strącanych do krateru Kisza, Stratogorosa i Godota, żegnały wrzaski dziesiątków tysięcy jassich. Nie mam pewności, bowiem Radju odmówił wyjaśnień w tej sprawie, ale przypuszczam, że Czyżyż i Gualdibardo nigdy nie opuścili Ox. Zapewne zostali zlikwidowani bez świadków, tak by nikt nie miał powodu zadawać niewygodnych pytań na temat złamanych warunków gwarantowanej moim słowem umowy.

Pewnej nocy, przybyli po mnie gwardziści dowodzeni teraz przez wysoko awansowanego Judasza Barabasza Frogena. Pocałowałem Kornelię – udawała, że śpi - i cicho opuściłem sypialnię. Tak było prościej. Vergha czekał w ogrodzie. Zgodnie z ustaleniami, w skład załogi wchodziliśmy: ja, Radju i Brejtle. W ładowni spoczywał sarkofag komory neutralizacyjnej. Magdę uwolniono dopiero po wejściu do strefy Ugoru. Aby zniwelować anomalie czasoprzestrzenne wywołane wzajemnym przenikaniem kontinuów, wszystko powinno zostać odtworzone w najdrobniejszych szczegółach – nie zostało.

Wydarzenia na pokładzie przebiegały zgodnie z ostatnimi wizjami, jakie zdołali mi przekazać Starsi. Brejtle sterroryzował nas przemyconym na pokład lopem. Radju i Magda zostali zmuszeni do zjedzenia suszonych wiórów tylkfess, grzybów pochodzących, nomen omen, z Tulferbejli. Ponieważ miałem pozostać w pełni świadom swego ostatecznego upadku, ominęła mnie wątpliwa przyjemność ich spróbowania.

Wywleczony na polanę, otrzymałem bardzo bolesną lekcję jassijskiego boksu, następnie Brejtle cisnął mną o najeżoną ostrymi drzazgami sosnę, fundując dodatkową dziurkę w głowie. Zebrawszy siły, Radju wpakował zaskoczonemu bratu sztylet w plecy i zakończył wieloletni, trudny związek. Taszcząc zwłoki do vergha, zdołał jeszcze osłodzić moje ostatnie chwile.

– Nie tak to miało wyglądać. Zaopiekuję się Kornelią. Zostanie naszą królową. Jej materiał genetyczny posłuży do modyfikacji kolejnego pokolenia jassich. Zyskamy dar przekazywania życia, a kiedy przyjdzie na świat wasze dziecko, wychowamy je wspólnie na godnego następcę Odkupiciela. Słyszysz?

Mrugnąłem na potwierdzenie.

– Przebacz jeśli potrafisz i żegnaj. – Usuwając mikrotranslator, pogładził policzek.

Dopóki mogłem, podążałem wzrokiem za odchodzącym przyjacielem. O dematerializacji vergha świadczyły jedynie delikatne pasma pary sunące pośród mokrej trawy. Kątem oka dostrzegłem datownik na cyferblacie zegarka. Od momentu gdy po raz pierwszy ujrzałem to miejsce, na Ziemi upłynęła zaledwie doba.

Zostaliśmy sami. Magda… Toksyny zawarte w tylkfess nieubłaganie wyniszczały kruche, ludzkie ciało. Tocząc pianę, pełzała bezradnie w kółko, jak pies z przetrąconym kręgosłupem, aż nagle znieruchomiała.

Relacje mówiące o szczegółowych wizjach minionego życia, przelatujących przed oczami umierającego, to prawda… Moja transformacja dobiega końca… widzę światło w otchłani rozpaczy… Nie powinniście mi wierzyć na słowo… Wy też… kiedyś… Jestem… byłem tylko marną imitacją Chrystusa… Mimo wszystko… przebaczam…

Kraków 23 II 2011

Koniec

Komentarze

Epilog nie do końca spełnił moje oczekiwania po przeczytaniu ciekawego początku.

Krótkie rozdziały rozpoczynające opowieść miały swoją dużą zaletę, a mianowicie w sposób nieskomplikowany napędzały akcję. W zasadzie od momentu pojawienia się w opowiadaniu Starszych wszystko zaczyna się robić niepotrzebnie szczegółowe i przydługie. Najbardziej nudził mnie (może to po prostu taka moja specyfika) opis całej rewolucji. Nie przemawiał do mnie opis sił uzbrojenia i rozmaitych taktyk, które zlewają mi się w jedną nieskładną bieganinę. Może nie wczytałam się zbyt wnikliwie, może to moja wina, ale naprawdę posunięcia taktyczne jassich i odkupiciela i Starszych wydaja mi się bezsensowne. Spróbuję nakreślić po kolei (zgodnie z fabułą) moje wątpliwości.

UWAGA SPOJLER:

Mężczyzna (zupełnie przeciętny) wraz z małżonką, zostają porwani przez kosmitów i przeniesieni na planetę Ox-Hox. Podczas podróży mijają tzw strefę Ugoru gdzie żyją istoty (?) zwane ontami, a zwłaszcza jeden z nich zwany: Trąbą Zagłady. Niebezpieczeństwo związane z tymi istotami polega w zasadzie na tym, że potrafią zniszczyć całą planetę. ok. tyle rozumiem.

Na Ox żyją jassi, którzy są rasą hodowaną sztucznie i rządzący nimi Starsi, którzy wyglądają i zachowują się jak zakonserwowani na wieczność antyczni filozofowie. Świat zresztą jest trochę jak skrzyżowanie monumentalnych stylów minionych epok na Ziemi z mechanizacją jak z amerykańskich filmów sf. (swoją drogą sam świat jest ciekawy i szalenie mi się podoba). i tu zaczynają się schody.

Z rozkazu Starszych porywani są ludzie. Starsi przeprowadzają eksperymenty biologiczne: chodzi o transformację kandydata, na odkupiciela. I nasz bohater ma zostać własnie przerobiony genetycznie by stał się Odkupicielem i w ten sposób zapobiegł anihilacji planety... (??) Pojawia się tajemnicza czarna kostka, która pochłania ofiarę z człowieka i na tym się jej rola kończy. Pojawia się olbrzymi Wszystkojeb, który coś oznacza, ale w zasadzie nie wiadomo co. Starsi przez charakter swoich rządów sprawili, że trwają ciągłe wojny jassich (które walczą booo? Bo tak zostali genetycznie zaprogramowani i w zasadzie nie wiadomo czemu).

Znienacka w zasadzie: jassi postanawiają się zbuntować przeciwko Starszym. Główny bohater zostaje przeprogramowany na wersję Odkupiciel1.0. i stoi na czele powiększającej się grupki, która znów walczy, ale w zasadzie oprócz tego, że o ogólnie rozumianą wolność, to nie wiadomo po co.

W końcu, gdy sprawa idzie pełną parą ciężarna kochanka głównego bohatera zostaje wysłana na misję by od tajemniczych istot zwanych Siostrzyczkami wydobyć jakiś sarkofag. Udaje im się i jednocześnie się nie udaje.

Następnie Starsi zostają zgładzeni, dowództwo obejmuje ich były przyjaciel, kochanka zostaje na planecie (z przyczyny mi bliżej nie znanej) a główny bohater udaje się w podróż powrotną w tej samej załodze co poprzednio, w której w rezultacie ginie. Koniec.

Nie-ro-zu-miem.

Jaki to wszystko ma sens? Co zostało osiągnięte? Co zostało powiedziane ważnego?

Opisy nie ułatwiają mi wyobrażania sobie sytuacji. Polityka jest w zasadzie nadrzędnym elementem tekstu równocześnie będąc tak zagmatwana, że nie sposób pojąć kto jest po czyjej stronie i dlaczego.

I wreszcie postaci. Główny bohater: postać nieco bierna, działa często bezsensownie, łatwo popada w histerię (co jest zaskakujące jak na człowieka, który ze stoickim spokojem przyjął porwanie przez kosmitów). Z tym mężczyzną nijak nie można się utożsamić. Mnie osobiście tylko irytował.

Radju - w zasadzie on jest motorem. na początku łamie się, jest zastraszony i nie wiadomo czego się po nim spodziewać. Później staje na czele hm.. kraju.

Kornelia - kobieta atrapa. Inteligentna, błyskotliwa, dzielna, działa logicznie. Postać jak najbardziej pozytywna choć w zasadzie nie wiadomo dlaczego ją to wszystko tak obchodzi. We wszystkim bierze czynny udział. To z nią się konsultują przełożeni jassich. Odkupiciel jest tylko figurantem.

W zasadzie zawiodłam się. Może nie zrozumiałam. Ale ogólne wrażenie ten tekst wywarł na mnie słabe.

Nie sposób prosto odpowiedzieć na wysuwane przez Panią zarzuty. To byłoby trochę tak, jak tłumaczenie „co poeta miał na myśli?”. Ze swej strony postanowiłem wyłuszczyć jedynie te wątki, które w mojej koncepcji odgrywały rolę kluczową. Dla przykładu: m.in. pyta Pani o motywy jassich i znaczenie figury Wszystkojeba. Cóż? Gdy idzie o przyczyny rewolty, zdawało mi się, iż zasygnalizowałem je wyraźnie w rozdziale pt.: „Bilard”. Polibbuss i jego rola, zostały omówione w rozdziale (niezbyt oryginalnie, przyznaję) zatytułowanym „Wszystkojeb”. Sporo postanowiłem pozostawić domyślności, tudzież wyobraźni Czytelnika (tak np. Czarna Kostka to jedynie narzędzie tortur, którego wprowadzenie do fabuły miało za cel podkreślenie bezwzględność metod stosowanych przez Starszych). Jeśli chodzi o zawiłości polityczno-psychologiczne... Proszę sięgnąć do historii, np. starożytnego Rzymu lub Japonii okresu szogunatu. To po prostu musi być zawiłe. Podobnie jest np. u Franka Herberta (broń Boże, nie porównuję się do niego) w świecie "Diuny". Starałem się, niemniej w Pani przypadku moja strategia zawiodła i jako Czytelnik zakończyła Pani lekturę z poczuciem zawodu. Przykro mi. Tak czy inaczej, bardzo dziękuję za czas, który poświęciła Pani mojemu tekstowi. Wszystkie Pani spostrzeżenia (absolutnie niczego nie bagatelizuję) wezmę pod uwagę tworząc kolejne utwory. Wszelkie niedoskonałości dzieła spadają wyłącznie na moją głowę. Jeszcze raz bardzo dziękuję.

Z poważaniem,

Heinekotzl.

Nowa Fantastyka