- Opowiadanie: Tarnina - Wyzwanie #23: Jaki to piękny dom!

Wyzwanie #23: Jaki to piękny dom!

Wątek organizacyjny.

 

Poprzednie wyzwania:

Wyzwanie #1: Fragment fantasy

Wyzwanie #2: Prawda jak oliwa

Wyzwanie #3: Poleje się krew

Wyzwanie #4: W zawieszeniu

Wyzwanie #5: Bo to się zwykle tak zaczyna

Wyzwanie #6: Opisy, fatalne zauroczenie

Wyzwanie #7: Przejęte dowodzenie

Wyzwanie #8: Pandora uchyla wieczko

Wyzwanie#9: Casting na bohatera

Wyzwanie#10: Więcej was matka nie miała?

Wyzwanie#11: Fantastyczny projektant

Wyzwanie #12: Między ustami a brzegiem pucharu

Wyzwanie #13: Gdy za długo patrzysz w ciemność...

Wyzwanie #14: Zagrajmy na emocjach nieznaną melodię

Wyzwanie #14a: Morskie opowieści

Wyzwanie #15: Perspektywa i czas

Wyzwanie #16: Nawet najdłuższa podróż zaczyna się od jednego kroku

Wyzwanie #17: Oko w oko z wrogiem

Wyzwanie #18: Znów musimy się pogodzić

Wyzwanie #19: Gdy patrzę w twoje oczy, zaczyna się dzień

Wyzwanie #20: Jakaż to była wielka gra!

Wyzwanie #21: Mistrz i uczeń

Wyzwanie #22: Wejście smoka

Oceny

Wyzwanie #23: Jaki to piękny dom!

Bo ciągle marudzę o tym pokazywaniu…

 

Zadanie podebrane stąd: http://web.cn.edu/kwheeler/resource_composition.html ("Specific Diction")

ale (ponieważ jestem leniem) przykładów nie tłumaczyłam, tylko wymyśliłam własne. Jest ich sześć, żeby było łatwo losować (i dlatego, że jestem leniem).

 

Pokazywanie kontra zapewnianie. Czasami trzeba zapewnić. Częściej nie należy. Dobrze pokazana scena wciąga czytelnika do świata przedstawionego, sprawia, że opowiadanie nabiera tekstury. Staje się dotykalne – bo dotykać można tego, co konkretne, a nie tego, co ogólne.

 

Zadanie polega na tym: wylosujcie jedno (albo kilka) z ogólnych zdań, które napisałam poniżej, i zróbcie z niego plastyczny opis, powiedzmy, na 300 – 500 słów.

 

Kilka wskazówek:

1. "Być" przeważnie można zastąpić lepszym, konkretniejszym czasownikiem.

2. Przymiotniki dzielą się na przydatne i skróty. Przydatne są te, które opisują proste qualia (https://pl.wikipedia.org/wiki/Qualia).

3. Ogólne nie ma zabarwienia emocjonalnego. Konkretne – może mieć. Zbadajcie, jak go nabiera.

3a. Wyjątkiem są sformułowania ocenne – one zwykle mają jakieś zabarwienie emocjonalne. Ale – nieobowiązkowo – postarajcie się zbadać, jak to zależy od ogólności sformułowania.

 

Zdania do losowania:

1. To był dom za milion złotych.

2. Trudno było naprawić ten rower.

3. Zrobiło mi się bardzo smutno.

4. Pomysł był głupi.

5. Doskonale się bawiłam.

6. Redaktor był pijany.

Koniec

Komentarze

Wyzwanie techniczne :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Chi, chi.. Brakuje tylko profilaktycznego wycięcia wyrostka robaczkowego. Sama zrobiłam sobie karteczki i wylosowałam " To był dom za milion złotych" , jest ok? Czy ktoś ma losować za mnie?

Kawkoj piewcy pieśni serowych

OK.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

OK. Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem zadanie, bo łatwiej byłoby "opisywać"/"umieścić we fragmencie" coś materialnego, najlepiej nieoczywistego… ale wylosowałem 5. Doskonale się bawiłam. Kurczę, bawić można się na miliard sposobów ale… chyba mam pomysł

Właśnie o to chodzi – z ogólnego stwierdzenia zrób coś konkretnego.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej 

Też nie wiem czy wszystko jest jasne. Ale po ocenie się dowiem :P 

 

Redaktor był pijany 

 

Gdy wszedłem do biura, zobaczyłem, że redaktor jest pijany. Nie. To absolutnie nie oddaje stanu, w jakim się znajdował. Zacznę od początku i nieco wcześniej. 

Gdy drzwi windy się otwierały, nie usłyszałem nawet irytującej melodyjki. Wszystko zagłuszała dudniąca muzyka, wypełniająca piętro. Od razu zorientowałem się, że kawałek dobiega z sali konferencyjnej. Podszedłem do drzwi i złapałem za klamkę, rozpoznając słowa: 

 

I drink alone, yeah

With nobody else

Yeah, you know when I drink alone

I prefer to be by myself

 

Wszedłem do środka. W pomieszczeniu panował półmrok. Większość jarzeniówek była rozwalona i części lamp zwisały z kasetonowego sufitu. Na stole konferencyjnym, wśród szkła, walały się papiery. Stały też trzy flaszki wódki. Jedna pusta, druga do połowy pełna i trzecia nieotwarta. Roztrzaskany monitor komputera leżał tuż pod moimi stopami. Rzutnik podłączony do laptopa, wyświetlał na ekranie projekcyjnym sceny z pornusa. Chyba z lat osiemdziesiątych. Georg bujał się na krzywych nogach w rytm muzyki Thorogooda end Destroyers. Biodra kołysały opasłym, obwisłym brzuchem. Z garderoby Georga pozostały buty, skarpetki, majtki i krawat. W pełni prezentował otyłe, owłosione cielsko, wywijając nad głową klawiaturą, trzymaną za przewód. Unoszący się w pomieszczeniu smród wódki, świadczył o tym, że nie całą zawartość flaszek, udało się wlać Georgowi do gardła. Chyba mnie nie zauważył. Oczy miał otwarte, ale lekko przymrużone, a spojrzenie mgliste. Na czarno-rudej brodzie, świeciła zaschnięta, biała ślina, jakby redaktor właśnie zjadł bitą śmietanę. Z rozciętego czoła, spływała mu krew. 

Wzdrygnąłem się, gdy zaryczał, zachrypniętym głosem:

– Now every morning just before breakfast!

I don't want no coffee or tea!

Just me and my good buddy Weiser!

That's all I ever need!

 

Chciałem coś powiedzieć, ale zrezygnowałem. Podziwiałem przez chwilę umiejętności taneczne Georga, do momentu, gdy blat niespodziewanie skończył się i redaktor zniknął po drugiej stronie stołu. 

– Georg?! – spróbowałem przekrzyczeć Thorogooda

W odpowiedzi usłyszałem spod blatu:

– I drink alone, yeah!

With nobody else! 

To mi wystarczyło. Obszedłem pomieszczenie i stanąłem przed laptopem, rzucając cień na kulminacyjną scenę filmu. 

Kontrolerem przesunąłem kursor i zminimalizowałem pornosa. W kolejnym oknie przeglądarki, znalazłem zakładki stron, mówiących o plamach na słońcu. Sprawdziłem maila. Wiadomość od rządowego informatora od razu rzuciła mi się w oczy. Otworzyłem maila. Po przeczytaniu wiadomości, włączyłem pornola na pełen ekran. Ruszyłem do wyjścia, zabierając ze sobą nieotwartą flaszkę wódki. 

– I drink alone, yeah! 

With nobody else! 

Zaryczał Georg. Postanowiłem pójść za jego przykładem. Cóż mi pozostało, skoro słońce miało zgasnąć w przeciągu kolejnych czterdziestu ośmiu godzin. 

 

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Kości mnie nienawidzą, wypadła trójka (i ,,Zrobiło mi się bardzo smutno”). :P Dobra, w najgorszym wypadku będzie śmiesznie.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

SNDWLKR, masz równie niewdzięczny, otwarty jak stodoła latem temat. Fajnie będzie poczytać co tam uczestnikom do głowy strzeli. Powodzenia. P. S. Czy ktoś słyszał jakieś plotki o nowym konkursie?

Dzięki, nawzajem.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Maszyna losująca wyrzuciła:

5. Doskonale się bawiłam.

Zobaczę, może się uda. Do kiedy termin?:P

Слава Україні!

To był dom za milion złotych. Astrid zwolniła cięciwę. Naładowana energią kinetyczną, strzała, wbiła się w poniemiecki globus. Gdzieś w okolicach Afryki. Każda ze złota stopa, każda stopa złota. Zaraz, zaraz rozmyśliła się. Jeśli prędkość światła to 300 000m/s .co daye 1 000 000 stóp. Tak! To tłumaczy dla czego Brytole, jako pierwsi policzyli prędkość światła! Po prostu traktując system wierzeń wyspiarzy, wraz z jego praktyką, jako organiczny komputer. Logiczne jest że pierwsi na to wpadli. W końcu porozumiewali się za pomocą sygnałów świetlnych, na dużych odległościach. Wyszło po prostu naturalnie, tak samo jak odkrycie przyspieszenia ziemskiego, jako w przybliżeniu 10m/s². W Europie z dominantą Kościoła Katolickiego i ludnością posługującą się systemem metrycznym, traktowanym jako komputer białkowy. Cha! Cha! Jestem genialnaa! Zawyła Astrid, wybiegając z pomiędzy grubych na dwa metry ścian żelbetowego bunkra. Znaczy wybiegłaby, gdyby nie uderzyła czołem w ścianę nad włazem. Straciła przytomność i legła na posadzce z wciąż przyklejonym do wyschniętych ust bluntem. Po przebudzeniu coś ją ni to swędziało, ni to uwierało w głowie, jakby miała przypomnieć sobie o czymś ważnym, ale choćby nie wiem jak się starała.. nic tam, pomyślała jednocześnie odpalając przygasłego blunta i opierając stłuczone czoło o zimny metal włazu.

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Wszystko pięknie Astrid i ja to kupuję:). Ale jedno mi nie daje spokoju. Co ty palisz za słaby shit, że chce ci się po nim biegać ;) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Trzy Astrid w jednym wyzwaniu, to może być jakieś… multiversum. I przynajmniej jedna upalona.

Cholera 48h, bunkier.. Jeszcze parę tekstów i zamiast konkursu powstanie jakieś odjechane metawersum ;). Co do zioła.. Nie poradzę, od kiedy raz zjadłam topa wielkości blachy do pieczenia ciasta, cóż, działa na mnie speedująco:D

Kawkoj piewcy pieśni serowych

:

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Zobaczę, może się uda. Do kiedy termin?:P

A nie ustalaliśmy wcześniej, że dwa tygodnie? Jeśli nie, to dwa tygodnie :D czyli do 3 września.

 

ETA:

P. S. Czy ktoś słyszał jakieś plotki o nowym konkursie?

Musimy polobbować, bo pytanie o konkurs na razie nie doczekało się odpowiedzi.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Za mnie zdecydowała trauma dnia wczorajszego: Trudno było naprawić ten rower.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

laugh

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Jakże się cieszę, że wznowiliście wyzwania. :-)) To dla mnie chyba jedyna okazja, aby trochę pofantazjować i popisać. Tarnino, dla Ciebie szczególne podziękowania, ponieważ wprawiłaś machinę w ruch!

Spróbowałam coś napisać, niestety tkwię wszystkimi kopytami w rzeczywistości, więc fantastyki będzie jak na lekarstwo. Bardzo domyślna.

 

***

Prześladują mnie duchy przeszłości. Kiedyś miałem dom. Bezpieczny, wygodny, tylko mój, i ją, i przyszłość.

Dziesięć lat temu rodzice zostawili mi dom nieobciążony kredytami, właściwie mały domek z niewiele większą działką na obrzeżach aglomeracji Aponath. Miałem wtedy dobrą pracę i obiecujący związek z nadzieją na zarabiające w przyszłości potomstwo. Jedynym warunkiem wejścia w posiadanie spadku była przeprowadzka, co stanowiło pułapkę zastawioną przez rodzicieli. Rzecz jasna odmówiłem, lecz agencja przysłała umowę odstąpienia do mnie i partnerki. Siedzieliśmy nad nią osobno. Dali kwartał na decyzję.

Kaja zaczęła się łamać, czytając o ogrodach, źródle mocy i możliwościach zatrudnienia w Apanath. Pensjach i udogodnieniach. Ja wiedziałem, że wszystko kosztuje. Dlaczego nie mogliśmy pozostać tutaj?  Oponowałem, łagodziłem. Zarzucała mi wtedy wstecznictwo i brak otwartości na zmiany, a przecież mogliśmy stać się tacy sami jak inni. Nie chciałem być taki sam jak inni.

Którejś nocy miałem sen. Tak, nawiedzili mnie kosmici. W zasadzie jeden, płeć niejasna – bez wyraźnych atrybutów. Zapytał:

– Dlaczego nie chcesz pomnażać swojego gatunku, dlaczego postępujesz wbrew zwyczajom?

– Nie muszę – odpowiedziałem arogancko.

– Zobaczymy?

Potem był zjazd w dół. Najpierw obcięli mi wynagrodzenie, a potem wyrzucili z pracy, uzasadniając ustępem o wydajności pracy związanym z regulacją o nieentuzjastycznych pracownikach. Pytałem, jak na czym miałby polegać ten entuzjazm?

Gdy skończyły się nam oszczędności, znowu miałem sen. 

– Może teraz, spasujesz?

Nie odpowiedziałem, bo pytanie zrozumiałem dopiero wtedy, gdy właściciel podniósł nam czynsz, a Kaja zachorowała i byłem w czarnej dupie.

Dzisiaj żyję sobie jak pan w Aponath z kosmitką. Tak, to była ona. Kochamy się, gdy przyjmuje postać człowieka. Nie uwierzycie, co ona potrafi. Do rany przyłóż, do seksu i do różańca. Dzieci z tego nigdy nie będzie, lecz może to i lepiej. Tęsknię za Kają.

 

Dom jest zapisany na mnie, a oni cenią ponad miarę swoją własność. Wystawiłem dom na sprzedaż za milion złotych.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

A na kiedy? 2 tygodnie od 19VIII?

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Do 3 IX.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Wypadła trójka. Wyjątkowo, częściowo wbrew swoim zwyczajnym zapędom, żeby pisać pełną historię niezależnie od tego, jak mały nie byłby limit znaków, postanowiłem pobawić się samym opisem ;)

 

***

 

Zrobiło mi się bardzo smutno

 

Czerwona wstęga, informująca zimnym, sztucznym światłem o poziomie tlenu, zgasła. Siedziałem na mostku, osaczony przez panele kontrolne, i wpatrywałem się w przestrzeń kosmiczną, przesączającą się przez taflę wizjera – szklaną, przezroczystą, niezdolną zatrzymać widoku wszechobecnej pustki.

Kłębowisko myśli, podlewane nicością, pęczniało, wypełniając głowę do granic możliwości. Broniłem się, jak tylko mogłem, ale ciężka, brudna świadomość oblepiała cały świat, każąc postrzegać go przez swój okropny filtr, odzierający rzeczywistość z pozorów.

Świetlisty krążek korytarza ukazywał fragment mesy, okupowanej przez grupę młodzieży. Energia kipiała i przelewała się w towarzystwie – roześmiane, zarumienione twarze odwracały się na wszystkie strony jak wieżyczki strzeleckie podczas gwiezdnego starcia. Nie było w tym nic dziwnego – wiozłem ich wszystkich na wakacje. Obraz emanował sugestią zapachu potu.

Wśród rozświergotanych pasażerów pojawił się robot sprzątający – humanoid z rurą odkurzacza zamiast jednej ręki i wymienialną ścierko-zmiotką zamiast drugiej. Od dawna potrzebował zamiennika, ale przed rejsem nie mogłeś sobie na niego pozwolić. Rdza sypała się z mechanicznych stawów przy każdym skrzypiącym ruchu, ozdabiając rudokrwawą szczeciną właśnie posprzątane powierzchnie. W ciele pobrużdżonym chemicznymi ranami uwięzione było w pełni sprawne oprogramowanie, które zdawało sobie sprawę z tego, za jaką funkcjonalną porażkę teraz odpowiada, tak że robot wirował, starając się oczyścić świat z własnego trądu – choroby, o czym musiał wiedzieć, nieuleczalnej. Posłuszny zaprogramowanej misji, rozpaczliwie próbował usuwać najmniejsze plamki i zabrudzenia, zostawiając za sobą ślad starczego rozkładu.

Energia nieletniego towarzystwa wzięła androida w swe żelazne kleszcze. Z jego głośników płynęła litania przeprosin, odpowiadająca na wymierzone w niego “brudasy”, “dziwolągi” i inne, mniej kulturalne wyzwiska. Krew się we mnie zagotowała, ciepło uderzyło mi do głowy, ale wrażenie minęło, gdy zorientowałem się, że nawet to bestialstwo – ostatni przejaw ludzkiej działalności w promieniu wielu lat świetlnych – jest lepsze od niebytu, który wkrótce je pochłonie.

Myśli poszukały innego oparcia, ale poszycie ze stali i włókna węglowego izolowało mnie od świata, któremu dane było przeżyć następne pół godziny.

Oprócz przytłumionego chichotu z mesy nic nie przerywało ciszy. Ściany mostka ginęły w cieniu – otaczały mnie płachty nieprzeniknionego mroku.

Sięgnąłem do włącznika światła, ale mięśnie zareagowały wolno, ospale i zatrzymałem się w pół ruchu. W gardle pojawiło mi się coś na kształt kuli i rosło z każdą chwilą.

Osunąłem się na podłogę. Nie, nie mdlałem jeszcze. Ta pozycja wydawała się naturalna. Posadzka odcisnęła się zimno na potylicy. Łzy torowały drogę przez policzki. Nie dane im było nawet dotrzeć do celu. W sterylnej atmosferze zbyt szybko wysychały.

Nabrałem ochoty przytulić swoich podopiecznych. Wszystkich. Chłopców i dziewczyny. Ale ich głosy dochodziły już z daleka. Z tak bardzo daleka.

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Cześć!

 

Będzie ciężko, ale damy radę… chyba.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

yes

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie startuję w tym wyzwaniu, bo zbyt wysokie wymagania, ale nie mogę się powstrzymać i niżej coś zamieszczam. Muszę, bo inaczej…

 

 Pomysł

 

Pomysł był głupi, żeby wziąć kredyt i kupić dom. To był dom za milion złotych. Suma dla mnie fantastyczna. Dla banku wcale nie. Dostałem kredyt i dom kupiłem. To wcale nie był głupi pomysł. Wprawdzie kredyt będę spłacał do śmierci i jeszcze dłużej, ale warto było. Dom za milion złotych powinien być ogromny, a w każdym razie duży. Jest mały, ciasny, ale własny. Stoi na obrzeżu miasta i muszę do pracy jeździć starym rowerem, długo nieużywanym, bo auto sprzedałem, żeby dołożyć do otrzymanego kredytu. Trudno było naprawić ten rower, lecz się udało. Żona odeszła ode mnie, mówiąc:

doskonale się bawiłam, gdy patrzyłam, jak się miotasz i nie możesz zdecydować, czy kupić tę chałupę, czy nie. Myślałam, że się nie odważysz. Teraz zrobiło mi się bardzo smutno, bo nie będziemy mieć pieniędzy, żeby żyć na takim poziomie, jak dotychczas. Odchodzę do redaktora „Głosu sumienia”.

Właściwie spodziewałem się tego. Charakter żony zdążyłem poznać przez kilka wspólnie przeżytych lat. Z całą pewnością mogę uważać, że redaktor był pijany, gdy dał się jej namówić na wspólne zamieszkanie.

Jednak pomysł, żeby kupić ten dom za milion złotych, okazał się niegłupi.

 ***

Pozdrowienia dla autorki tego wyzwania i wszystkich uczestników. :) Pewnie w tekście jest sporo baboli, ale nie mam czasu na wyłapanie. Przepraszam.

… i co ja mam na to odpowiedzieć?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, może, że nie każesz mi klęczeć w kącie na grochu, za takie żarty. :)

frown

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Uff. To mimo wszystko uśmiech, imo. :)

cool

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć!

 

Gotowe. Trochę na szybkiego, na spontanie i bez bety, ale może coś z tego. Oceńcie sami:

 

###########################################################################

 

– Bum! – Coś potężnie wstrząsnęło czasoprzestrzenią.

Cthulhu otworzył jedno oko. Zapadła cisza. Ale tylko na chwilę.

– Bum!

Cthulhu otworzył resztę oczu, ryknął gniewnie, że aż niebo pękło i wystartował, kierując się w stronę źródła dźwięku. Wypłynął na powierzchnię gdzieś w okolicy wysp kanaryjskich i skierował się w stronę lądu.

– Bum!

Źródło bluźnierczych hałasów, które przerwały wieczny sen, znajdowało się tuż przy brzegu. Przedwieczny zanurkował, planując zmiażdżyć śmiertelnika. Zastanawiał się, czy najpierw go udusi czy raczej pożre żywcem…

Wtem tuż obok przeleciało coś czerwonego, rogatego i biadolącego.

Cthulhu zwolnił, po chwili zawisł w powietrzu. Oto na plaży stali nie tylko śmiertelnicy.

– Długo jeszcze? – westchnął czarnoskóry nastolatek, opierający się o łopatę.

– Jeszcze dosłownie chwila. – Szatan uśmiechnął się szeroko. – Beliar zna się na rzeczy, prawda Beliarze?

Wielki, rogaty demon siedział na piasku, dysząc ciężko. Jego barani czerep znaczyły liczne, świeże rany. Tuż obok kilka pomniejszych sług piekielnych trzymało rower.

– Ciebie też obudzili? – Thor podleciał do przedwiecznego i bezceremonialnie ziewnął. – Trafiła szatańska kosa na kamień.

– Chyba na rower – wymamrotał Cthulhu.

– Beliarze! – ponaglił Szatan.

Rogaty demon dźwignął się i ruszył przed siebie, z każdym krokiem nabierając prędkości.

– Celuj tu! – pisnął jeden z potępionych chwilę przed zderzeniem.

– Bum! – Sama istota rzeczywistości zadrżała.

Pomniejsze demony potoczyły się we wszystkich kierunkach. Kilka poleciało w powietrze. Beliar padł na piach, jęcząc i trzymając się za głowę.

– Gotowe! – Powiedział Szatan, podając czarnoskóremu chłopcu cyrograf. – A teraz formalności.

– Pokaż! – zażądał nastolatek.

Najmniej poobijany z pomniejszych demonów przyniósł rower. Chłopak tylko pokręcił głową.

– I tak od dobrej godziny – podsumował Thor. – Kto by pomyślał, że zapieczony hamulec może sprawić tyle kłopotów… Hej, co robisz?

Cthulhu wylądował na plaży, wzbijając tumany kurzu.

– Najpierw trzeba dać penetrant – ryknął i umazał ramę własnym śluzem. – Potem podgrzać. – Chwycił ognistego demona, który nie zdążył umknąć i przycisnął jego płonącą czaszkę do roweru. – I dopiero teraz użyć siły.

Beliar zaczął gramolić się na nogi, kiedy macki przedwiecznego oplotły go i uniosły.

– Co się dzieje? – ryknął przerażony demon.

– Bum! Buum! Buuum! – Cthulhu wykorzystując Beliara w charakterze młotka zaczął zbijać zapieczony hamulec.

Niebiosa pękły, podobnie jak sama istota wszechrzeczy i bębenki w uszach zgromadzonych. Przedwieczny walczył, Beliar jęczał, minuty mijały. Hamulec ani drgnął. Minuty przeszły w godziny, te w eony. Gwiazdy zapalały się i gasły, wszechświat stygł. Cthulhu nie poddawał się jednak, walczył. Jak już się budził, to robota musiała być zrobiona, zwłaszcza, że miał szansę poniżyć konkurenta i zdobyć nowego wyznawcę.

– Gotowe! – zawołał tryumfalnie, kiedy aluminiowe ramię wreszcie zsunęło się z trzpienia.

Odpowiedziała mu cisza. Przedwieczny rozejrzał się. Stał na powierzchni suchej, dawno wymarłej planety. Gdzieś wysoko na niebie dogorywało umierające Słońce.

 

###########################################################################

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Brak czasu nie dał szans na wygładzenie tekstu, za co przepraszam.

Wylosowałem: Doskonale się bawiłam.

Poniżej fragment fragmentu (czyli scenka) opowiadania, które może kiedyś spuchnie do odpowiedniej formy i rozmiaru.

 

Powrót do Krk

 

Ostatnie dwa lata zostawiłam za sobą wchodząc z wyróżnionego żółtymi oznaczeniami fragmentu peronu poznańskiego dworca do wagonu numer sześć. To było jak powrót do przeszłości. Pierwszy krok. Krok bez odwrotu. Taki rodzaj podróży w czasie i przestrzeni. Podróży, której nie planowałam i nie chciałam.

Wagon bardzo czysty, klasycznie. Zapach płynu do dezynfekcji mieszał się z różnego rodzaju kosmetykami sukcesywnie zajmującymi miejsca pasażerów i łamał delikatnym zapachem potu tych mniej dbających o higienę. Szarości i błękity pokrywały całe wyposażenie, w tym krzesełka, bo nadużyciem byłoby nazwać fotelami spartańskie, twarde siedziska i oparcia. Szarości i błękity. Na szczęście, część pasażerów wnosiła więcej kolorowych akcentów, przez co ta niezbyt długa podróż powinna być mniej przygnębiająca.

Plecak, zgodnie z obowiązującą procedurą, wrzuciłam do schowka nad głową i zamknęłam drzwiczki, po czym usłyszałam zasuwającą się dodatkową przegrodę. Zwiesiłam tyłek na “zydelku” i zapięłam pasy. Naprzeciwko siedziała około dwudziestoletnia dziewczyna w krótkich blond włosach, z ostrym makijażem na twarzy i trudną do policzenia ilością kolczyków w lewym uchu. Przez chwilę pomyślałam, czy taka ilość metalu może spowodować deformację odcinka szyjnego kręgosłupa. Uśmiechnęłam się, zdając sobie sprawę, że zastanawiam się nad takimi głupstwami. Dziewczyna miała zamknięte oczy i słuchawki w uszach. Zdecydowanie chciała odciąć się od wszystkiego. Kto by nie chciał.

Pasażerowie zajęli przydzielone miejsca, i chwilę po tym, gdy ostatni zapiął pasy, ruszyliśmy. Odruchowo spojrzałam w prawo ale zamiast widoku przesuwającego się peronu zobaczyłam wyłącznie aluminiową taflę.

– Projektant zapomniał o oknach. – Moja sąsiadka otworzyła oczy, uśmiechnęła się lekko i wyciągnęła przed siebie dłoń. – Baśka jestem.

– Astrid. – Odpowiedziałam i uścisnęłam jej dłoń, odwzajemniając uśmiech. Ta, wydawać by się mogło, wątła dziewczynka miała niezłą krzepę. – To przez oszczędności i względy bezpieczeństwa. – Kontynuowałam.

– Serio?

– Tak, znam projektanta, który wyjaśnił mi…

– Pytałam, czy serio to jest twoje imię. Oryginalne.

– Tak, mam na imię Astrid. I cóż, zaskakiwanie ludzi to moja specjalność.

Tak poznałam Barbarę i nie zważając na panujące zwyczaje, resztę podróży przegadałyśmy jak stare kumpele, unikając jednak wiadomych tematów.

Pozostali pasażerowie byli w tym czasie pochłonięci przeglądaniem swoich komórek i laptopów, co poniektórzy zerkali na wyświetlane nad ich głowami informacje rządowej telewizji.

Wysiadłyśmy z Tuby na dworcu w Krakowie, i po zdawkowym “cześć”, każda z nas poszła w swoim kierunku. Zrobiło mi się smutno, bo zdałam sobie sprawę, że jeszcze przed chwilą doskonale bawiłam się rozmawiając z Basią.

 

Krar85 – uśmiechnęło. Nie wiedziałem, że naprawa roweru może być tak trudna i ekscytująca zarazem. I tylu różnych bohaterów może się zjednoczyć w jednym, wielkim celu.

Pozdrawiam

Panie i panowie, chłopcy i dziewczęta! Zadanie polegało na tym, żeby z ogólnego, niewiele mówiącego zdania zrobić plastyczny, dotykalny opis.

 

Jak wyszło?

 

Bardjaskier

Całkiem nieźle. Redaktor jest wyraźnie naprany w płaskorzeźbę, widać rozmaitość skutków tego faktu (w całym ich turpizmie – to mógłby być filmik antyalkoholowy), a nawet część jego przyczyn. Za to zdanie jednakowoż

 Z rozciętego czoła, spływała mu stróżka krwi

muszę zadać pokutę. Napisz szorcik o stróżce krwi. Najlepiej takiej, która nie może przekroczyć strużki (wody). I ma być poprawny interpunkcyjnie!

 

AstridLundgren

Ekhm. Poproszę namiary na Twojego dilera.

 

Asylum

Mmmm. Jak raz widzę u Ciebie fabułę (choć jej nie rozumiem, ale wydarzenia chyba jakoś z siebie wynikają). Za to nie widzę pokazywania, a to o nie chodziło w tym ćwiczeniu. Ot, domek z działką. Niczego się nie dowiedziałam o tym domku.

 

ostam

Nastrój smutku jest, ale przysłonięty mocno purpurowymi opisami i nieprawdopodobnymi, wymagającymi dłuższego rozpracowywania metaforami. To jeszcze nie to.

 

Koala75

Misiu, ale dlaczego miś tak od razu rzucił ręcznik? No, czy to ładnie tak? Następnym razem miś się postara, bo fabryka cukierków eukaliptusowych szuka źródeł surowca :)

 

krar85

Nieeezłe… ftaghn! Ia, ia, rower ftaghn! Ha, ha, dobrze, teraz serio. To jest to. Nienachalnie i z humorem pokazałeś, jak trudno było naprawić ten rower. Po lekkim przeszlifowaniu tekścik mógłby spokojnie zostać samodzielnym szortem.

 

Peter Barton

Ładnie opisujesz podróż pociągiem, ale doskonała zabawa zaczyna się dopiero pod koniec. Czyli… to, ale obok? Hmm?

 

Kto zatem przejmuje pałeczkę organizatorską?

 

Trudno mi wybierać między Bardjaskrem a krarem… kurczę, obaj dobrze sobie poradziliście. Praca Barda jest jednak odrobinę bardziej napierwszyrzutocznie na temat, więc – skoro muszę wskazać jednego kontynuatora – niechaj nim będzie Bardjaskier.

A szort o stróżce wyegzekwuję.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ufffff…, Gratulacje!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

 

Na dobry początek :) stróżka została usunięta ;). 

 

No i wygrałem :D Super, bardzo się cieszę :).  

 

 

 

 

 Jak znajdę czas to przeczytam szorty, ale nie obiecuję :( A teraz wracam do pisania. 

 

 

 

 

 

edit 

 

A dziękuję krar85 :)

 

 

Pozdrawiam :)

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

stróżka została usunięta ;)

Nie wykręcisz się XD

 

ETA: Krarze, byłeś tak blisko, że nie powiedziałabym, że jesteś drugi, a raczej, że pierwszy i ćwierć :) Ale

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Bardzie – gratulacje! Faktycznie, zadanie polegające na opisie najlepiej wyszło w Twoim wykonaniu.

Krarze – Twój szort podoba mi się najbardziej pod względem fabuły. Krótko, ostro, estetycznie.

Zgadzam się ze wszystkimi słowami Tarniny.

Pozdrawiam wszystkich uczestników oraz organizatorkę wyzwania.

 

Gratulacje!

 

Bardzie, pijaństwa redaktora nie dało się przeoczyć ;) Tarnina wypisała chyba o tekście wszystko, co było do wypisania, więc bezczelnie się dołączę. A może następne wyzwanie o stróżce krwi?

Krarze, twój fragment może odrobinę mniej jasny, ale za to uśmiechnął :) A mogła któraś z istot po prostu wyczarować garnek złota i kupić nowy pojazd…

Tarnino, uśmiech za organizację :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Bardjaskier – w zasadzie całe zadanie mieści się w tym fragmencie:

 

Wszedłem do środka. W pomieszczeniu panował półmrok. Większość jarzeniówek była rozwalona i części lamp zwisały z kasetonowego sufitu. Na stole konferencyjnym, wśród szkła, walały się papiery. Stały też trzy flaszki wódki. Jedna pusta, druga do połowy pełna i trzecia nieotwarta. Roztrzaskany monitor komputera leżał tuż pod moimi stopami. Rzutnik podłączony do laptopa, wyświetlał na ekranie projekcyjnym sceny z pornusa. Chyba z lat osiemdziesiątych. Georg bujał się na krzywych nogach w rytm muzyki Thorogooda end Destroyers. Biodra kołysały opasłym, obwisłym brzuchem. Z garderoby Georga pozostały buty, skarpetki, majtki i krawat. W pełni prezentował otyłe, owłosione cielsko, wywijając nad głową klawiaturą, trzymaną za przewód. Unoszący się w pomieszczeniu smród wódki, świadczył o tym, że nie całą zawartość flaszek, udało się wlać Georgowi do gardła. Chyba mnie nie zauważył. Oczy miał otwarte, ale lekko przymrużone, a spojrzenie mgliste. Na czarno-rudej brodzie, świeciła zaschnięta, biała ślina, jakby redaktor właśnie zjadł bitą śmietanę. Z rozciętego czoła, spływała mu stróżka krwi. 

Wzdrygnąłem się, gdy zaryczał, zachrypniętym głosem:

– Now every morning just before breakfast!

I don't want no coffee or tea!

Just me and my good buddy Weiser!

That's all I ever need!

i poza przecinkami (rzucałeś monetą? orzeł – wstawić, reszka – nie?) dla mnie to jest ok. Z opisu jasno wynika, że bohater jest nietrzeźwy, więc zadanie zaliczone ;)

 

Astrid – ja Cię nie ogarniam, ale przeczytałam z życzliwością :)

 

Asylum – czytało się bardzo przyjemnie, ale jako szorcik, a nie opis domu. Owszem, na końcu mówisz, że dom wystawiono za milion złotych, ale spodziewałam się, że opiszesz go tak, że sama uznam, że jest tyle wart. Tutaj w ogóle nie ma opisu domu. 

 

Ostam – tak, to było smutne. W sumie mnie się zrobiło smutno już przy opisie robota. I podoba mi się to, że ten smutek czuć, choć ani razu nie użyłeś tego słowa; o to chodzi. Podobało mi się i zdecydowanie na temat :)

 

Koala – wiadomo, poza konkursem, ale miło się czytało :)

 

Krar85 – mnie się wydaje, że naprawa tego roweru wcale nie była taka trudna ;) Przyjemne :)

 

Peter Barton – tutaj mam w zasadzie podobnie, jak przy tekście Asylum – zapewniasz, że bohaterka dobrze się bawiła, ale w żaden sposób tego nie pokazujesz, a w wyzwaniu chodziło właśnie o ćwiczenie opisów.

 

W ogóle mam wrażenie, że nie wszyscy zrozumieli zadanie, a większość osób po prostu napisała szorcik zawierający elementy, o których opis chodziło. I nie ma znaczenia, jak fajne te szorciki były, to nie jest to, co miało być.

Jeszcze nie wiem, co napisała Tarnina, dla mnie wygrywa Ostam, potem Bardjaskier i Krar85. Asylum i Peter Barton nie zrozumieli, co mają zrobić (wybaczcie), Astrid ja nie zrozumiałam, Koala sobie pożonglował hasłami

Uważam, że trudność tematów była nierówna: łatwiej opisać dom niż to, że się dobrze bawiłam, bo to jednak wymaga pokazania, dlaczego (co robiłam), aczkolwiek jest to do zrobienia.

Ogólnie bardzo przyjemnie się Was czytało :)

 

 

Przynoszę radość :)

No i ponieważ już doczytałam Tarninę, gratulacje dla Jaskra :)

Przynoszę radość :)

Hej 

 

Tarnina – wiem :)

 

Peter Barton – dzięki :)

 

ostam – eee nie ;), ale pomysł już mam, ale chyba poczekam chwilę z nowym wyzwaniem :)

 

Anet – dzięki, tak moneta czasami się przydaje w interpunkcji :D 

 

Pozdrawiam :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardzie, gratulacje! Ale wszystkie były ciekawe, nawet te, których nie zrozumiałem (nie tylko ja zresztą). :)

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Gratulacje, Bardzie! :-)) I czekam – spokojnie – aż zapodasz. Nie spiesz się. 

Podziękowania Anet i Tarnino za komentarze. heart Nie ma czego wybaczać – nie zrozumiałam zadania. Dla mnie "pokaż i nie zapewniaj" nie jest opisem, lecz trawestacją bądź nurtem w ramach "show, don't tell", a opis to opis. Aby się zbytnio nie rozpisywać i nie popadać w dygresje podrzucę link:

spisekpisarzy_tajemnica-zywego-stylu

Przed chwilą przeczytałam swój tekst i zmieszałam się okrutnie. Cholipciuś, znowu niemiłosiernie ścięłam, ewidentnie w dwóch miejscach. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

I jak chcesz pokazywać słowami – nie opisując? Hmm?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Koala75

 

Dzięki :)

 

 

Asylum

 

Dzięki :) i nie będę się śpieszył, bo mam dwa teksty po prawie 80 tyś znaków do dopieszczenia ;) więc… No na razie będzie trzeba poczekać :)

 

Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Może trochę spóźnione, ale po trzy słowa o reszcie tekstów ;)

 

Astrid

Emm, no, hmm (są trzy słowa ;))

 

Asylum

Na początku myślałem, że pomysł polega na pokazanie wartości domu przez to, jak bardzo komuś na nim zależy. Historia, nie dość, że nie mówi do końca o tym, to zawiera jak dla mnie kilka niespójności. Co ma wspólnego niechęć przeprowadzki z niechęcią do posiadania potomstwa, o której mówią kosmici w snach? I jeśli kosmici cenią swoją własność (którą, jak rozumiem, jest dom), to czemu bohater go sprzedaje?

 

Peter Barton

Tak jak już parę osób zauważyło, opis podróży jest przygnębiający, a nie o to w temacie chodziło. Brak okien w pociągu też jest dziwnym pomysłem. Rzekomo przez oszczędności i względy bezpieczeństwa. Ważniejsze dla bezpieczeństwa jest raczej, żeby pasażerowie się nie udusili i nie dostali ataku paniki, względnie mogli sprawdzić, gdzie są. Rozumiem, że miał to być pretekst do zawiązania konwersacji, ale pretekst mógłby być spójniejszy i mniej przygnębiający ;)

 

Anet

Dziękuję za miłe słowa. Pisząc swój fragment wiedziałem, że Tarnina albo oczekuje czegoś w stylu Barda/Krara albo w moim i postanowiłem zaryzykować. Przelicytowałem się, ale też rozumiem, że ich fragmenty czyta się dużo płynniej ;)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Mnie Twój się czytało płynnie ;)

Przynoszę radość :)

Przelicytowałem się, ale też rozumiem, że ich fragmenty czyta się dużo płynniej ;)

Wywabisz trochę purpury i będzie ładnie :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Anet smiley

Tarnino, będę wysysał. Może się nawet przy okazji nie zachłysnę :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ostam – dzięki za przeczytanie. Tekst jest fragmentem większego "czegoś", co powstaje. Że przygnębiające okoliczności – cieszę się, bo to akurat taki świat i skoro to zauważyłeś, to… no, tak miało być. Wyjaśnienie braku okien też będzie ale nie w trochę ponad 300 słowach. I wreszcie – we wcześniejszym komentarzu zaznaczyłem, że w różnych okolicznościach mogą cieszyć różne rzeczy (drobiazgi?). W osi czasu i miejscu, gdzie egzystuje główna bohaterka, to właśnie drobiazgi są jedyną szansą na namiastkę szczęścia (choćby przez chwilę).

Pozdrawiam – P.B.

Tarnino

,I jak chcesz pokazywać słowami – nie opisując? Hmm?

Link podałam. 

Literatura polega na malowaniu słowami, zamiast farb dysponujesz słowami, w komiksach masz kreskę, kolor, obrazek; w grach dochodzi – działanie. Tymi farbami malujesz pejzaże, sytuację, myśli, bohatera, miejsce. Próbujesz odzwierciedlić rzeczywistość: zastąpić czytelnikowi wszystkie zmysły i sprawić, aby wcielił się w bohatera, zaczął kibicować jednej z postaci, zafrapował go przedstawiony dylemat, zwykłe żyćko kogoś innego. Jasne, używamy do tego słów – taka materia. Jednakże tak jak w malowaniu są różne techniki, pędzelki, farby, podłoża używane w określonym celu, również w pisaniu dysponujesz zestawem narzędzi. Pokazywanie jest dla mnie zbyt ogólną kategorią, a zapewnianie dotyczy usilnego przekonywania czytelnika, że jest mi smutno, a więc mnożeniu wyrazów; multiplikowaniu trudności przy naprawianiu roweru itd.

Jak rozumiem – z twojego linku na wstępie – facetowi, którego anglo link przytaczasz, chodziło o wiarygodne przedstawienie (nie opis) sytuacji bohatera. Czyli nie mamy jako Autor zapewniać czytelnika, że dom jest tyle warty, pokazywać drogi, pławić się w smutku, uzasadniać głupotę pomysłu, szampańską zabawę, pijaństwo, lecz pokazać bohatera dla którego w.w. sytuacje mogłyby takimi się stać.

 

Ostam, dziękuję za komentarz! Ano, niezrozumiałość pozostanie znakiem rozpoznawczym mojej pisaniny. xd Miała być, tym razem o dobrym życiu, złych wyborach i finiszu. Dom nie był wart miliona, natomiast miliona warte było to, co zostało utracone. Taka zemsta, przewrotnie, bo  na sobie. Przegra, czy wygra?

Jeśli chodzi o Twój tekst: pomysł jest fajny, lecz przesadziłeś z obrazowaniem sytuacji. Znalazłam się na kwietnej łące. Wszystko nęci, pachnie, brzęczy, gryzie, kłuje i muska. Atakuje, lecz wybieramy te, które nas pociągają. Nie mnożymy. Wiele przymiotników, określeń osłabia fabułę, miesza i wytrąca rzeczy słabe i mocne na równi. Moim zdaniem wystarczyłoby kilka niewielkich ingerencji, aby przyspieszyć tętno czytelnika. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

I jak chcesz pokazywać słowami – nie opisując? Hmm? Link podałam. 

Bardzo dobry link.

Pokazywanie jest dla mnie zbyt ogólną kategorią

Dlaczego zbyt ogólną? Wiadomo, o co chodzi.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Znalazłam się na kwietnej łące. Wszystko nęci, pachnie, brzęczy, gryzie, kłuje i muska. Atakuje, lecz wybieramy te, które nas pociągają.

Asylum, widzę, że zaniedbałem koszenia ;) Dzięki za lekturę i uwagi, będę dozował opisy z większym umiarem.

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Nowa Fantastyka