- Opowiadanie: SNDWLKR - Wyzwanie #16: Nawet najdłuższa podróż zaczyna się od jednego kroku

Wyzwanie #16: Nawet najdłuższa podróż zaczyna się od jednego kroku

Wątek organizacyjny.

 

Poprzednie wyzwania:

Wyzwanie #1: Fragment fantasy

Wyzwanie #2: Prawda jak oliwa

Wyzwanie #3: Poleje się krew

Wyzwanie #4: W zawieszeniu

Wyzwanie #5: Bo to się zwykle tak zaczyna

Wyzwanie #6: Opisy, fatalne zauroczenie

Wyzwanie #7: Przejęte dowodzenie

Wyzwanie #8: Pandora uchyla wieczko

Wyzwanie#9: Casting na bohatera

Wyzwanie#10: Więcej was matka nie miała?

Wyzwanie#11: Fantastyczny projektant

Wyzwanie #12: Między ustami a brzegiem pucharu

Wyzwanie #13: Gdy za długo patrzysz w ciemność...

Wyzwanie #14: Zagrajmy na emocjach nieznaną melodię

Wyzwanie #14a: Morskie opowieści

Wyzwanie #15: Perspektywa i czas

Oceny

Wyzwanie #16: Nawet najdłuższa podróż zaczyna się od jednego kroku

Temat:

Klasyczny schemat – bohater wyrusza w podróż:

https://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/TheHerosJourney

Ponieważ jednak opisywanie całego powyższego procesu to za dużo jak na jedno wyzwanie, skupimy się na pierwszej fazie. Spróbujcie napisać sam początek historii, zawierający:

+ bodziec skłaniający bohatera do podjęcia wyprawy

+ przyjęcie wyzwania

Innymi słowy, ćwiczymy tu ekspozycję i motywacje postaci (jak i również zabawę schematami).

UWAGA: Podróż nie musi być dosłowna. Może być ,,w głąb siebie”, jeśli taka wola.

 

Terminy:

Publikacja: od 16 I do 29 I (do północy)

Wyniki: do 2 II

 

Limit wyrazów:

500

 

Fantastyka:

Może, nie musi być.

 

Bonus:

Oryginalność zawsze w cenie. Za wybrańców idących uratować świat nikt nie będzie bił po łapkach, ale postarajcie się wyjść poza utarte schematy. ;)

Koniec

Komentarze

Terminy:

Publikacja: od 16 I do 22 I (do północy)

Wyniki: do 19 I

 

Jeśli zdecyduję się zacząć pisać 20-go, będę już wiedzieć czy warto ;)

Wyniki wcześniejsze niż termin publikacji. xd

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

O kurde, patrzyłem na złą linijkę w kalendarzu. XD Poprawię, jak tylko wrócę do domu. Sorry.

 

EDIT: Teraz jest dobrze. Zgodnie z sugestiami w głównym wątku wydłużyłem też termin o dodatkowy tydzień. :)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Nie wiem, SNDWLKRze, czy wyzwanie zagra. Zobaczymy. ;-) Może wszyscy piszą powieści,  opowiadania na konkursy zewnętrzne i wewnętrzne. 

W każdym razie, aby ośmielić i reaktywować wątek napisałam 500 słów. Poleciałam ciut dalej, więc musiałam ostro przyciąć. Czy na temat i czy bohater na początku drogi – nie wiem. xd

Gdyby kiedyś tekst miał się rozwinąć, nosiłby tytuł “Stroiciele”. Aha, jeszcze jedno, nie mogę wypośrodkować gwiazdek, no, nie mam jeszcze jeden pomysł, zobaczę. Nic z niego nie wyszło. Albo zapomniałam, albo… dobrze nie będę rozwijała. xd

 

Odepchnął zmęczonego marynarza i wykonał ostatnie cięcie maczetą. Wkroczył w wyrwę, lekko unosząc podbródek. Widząc licznie zgromadzonych na polanie tubylców, nie cofnął się, ani nie zawahał. Z przewieszonej przez ramię podręcznej tuby wyjął dokument, a po jego rozwinięciu przemówił:

– Pozostaje jedynie stwierdzić hiszpańską obecność i nakazać wykonywanie woli Waszej Wysokości… 

 

 ***

Zen nie wierzył, że udało mu się dostać na staż do Omegi. Obiecał swojej paczce, że każdego dnia będzie wieczorkiem meldować się na wizji, przynajmniej na pięć minut, aby wychylić z nimi wirtualnego antydepresanta i zdać relację, jak naprawdę jest w tym raju.

Zakwaterowano go w niskim, samodzielnym budynku. Trzy razy pytał, czy nie doszło do pomyłki. Dwa pomieszczenia, każde powyżej trzydzieści metrów kwadratowych, moduł jadalny i łazienka, nie przypominały akademickiego kołchozu. Pod przylegającą do domu wiatą stały mini jezdny autonom i hulajnoga per pedes. 

Rano wybrał hulajnogę, a domowy, wszczepiony As podpowiadał, którą ścieżkę wybrać i czas dotarcia do celu. Odnosił wrażenie, że również wspomagał jego umiejętności jazdy, które były żadne, przy tuszy i braku koordynacji, więc zdał się na prowadzenia, aby podumać nad kłamstwem, które popełnił podczas rekrutacji. 

Wciąż jeszcze nie miał rozwiązania integracji śladów głosowych. Ton wymykał się operacjonalizacji przez swoją kontekstualność. Jak go ustabilizować i rozpoznać czy kpina, ironia, czy mówione na poważnie? Intensywność wyładowań nie dostarczała informacji o jakości zabarwienia. Wychodziły mu cztery najprostsze emocje: zaskoczenie, gniew, radość, strach nie do rozróżnienia z lękiem, lecz brakowało smutku. Niemożliwe, bo przecież wszyscy na potęgę łykali antydepresanty, nie wyłączając jego. Czyżby brakowało znaczników? Potrząsnął energicznie głową, aby uciąć myślenie i cieszyć się z rozpoczęcia stażu.

Mijał niewielkie domki podobne do tego, w którym go zakwaterowano. Omega miała na własność niewiele, lecz dzierżawiła sporo okolicznych terenów i wykupywała w miarę wzrostu. Podobał mu się ten rodzaj umiaru. As ciągle podrzucał informacje, biorąc poprawkę na jego sprawność i wyświetlając aktualne parametry składu powietrza. Komu to potrzebne? Migały na zielono. Prawda czy fałsz? 

Niektórzy ludzie szli pieszo i wymieniali pozdrowienia. Wyglądali na przyjaznych. Wyprzedziły go dwa busiki z dzieciakami i dwie kobiety na hulajnogach. Nie zdążył zareagować na: "Miłego pierwszego dnia!". Skąd wiedziały?

Zatrzymał się, gdy zobaczył komunikat “Zero metrów”.

 *

– Witaj na pokładzie, Zen. Cieszymy się, że dołączyłeś. Mam nadzieję, że na długo. Dział prawny już przygotowuje "patent" z twojej aplikacji. Obiecujący, spręż się. Im szybciej, tym lepiej.

– Tu jest pięknie. Ale… to zalążek pomysłu.

– Nie nudź! Chodź, przedstawię ci zespół. Z nimi będziesz non-stop online, czy jak tam preferujesz. Liczą się wyniki. Masz dwa miesiące.

Wieczorem połączyłem się ze swoją paczką.

– Jest pięknie, ale jakoś nierealnie. Z dziesięciu osób zapamiętałem dwie: dziewczynę Kra, robiącą miny i entuzjastycznego chłopaka Wija.

– Pierwszy dzień to normalka. Przyzwyczaisz się – usłyszałem pocieszające komentarze od wszystkich.

Zacząłem się bać.

 

 ***

Podniósł wzrok znad dokumentu i spojrzał na niemą grupę brunatnych tubylców z kwiatami. Jeden postąpił krok ku niemu. Spuścił wzrok, aby czytać dalej:

– … Ponieważ należą do Waszej Wysokości, mają przyjmować rozkazy, pracować, zasiewać i robić wszystko, co jeszcze trzeba, my zaś zbudujemy miasto, nauczymy was nosić ubrania i stosować nasze obyczaje…

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Przestrzeliłem i wyszło mi 1000 słów :-(

Odchudzam!

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Asylum,

bohater na początku drogi jest, ale czegoś brakuje. Hm… Chyba do tematu bardziej pasowałby moment przyjęcia aplikacji? Nie wiem, nie chcę niczego narzucać… :\

Ale dziękuję za przełamanie ciszy w eterze. :)

P.S.: O co chodzi z fragmentami kursywą, bo nie widzę związku?

Radek,

spoko, ważne, że się zdecydowałeś. :)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

SNDWLKR, zabrakło mi znaków, aby wystarczająco przedstawić sytuację i pogłębić motywację bohatera, wiec zdecydowałam się narzucić pewną ramę (cytaty z pewnego starej relacji) do zrozumienia  bądź przeczucia sytuacji, w której znalazł się Zen. Sam moment aplikacji byłby dla mnie nudny. ;-)

Lubiłam nasze wyzwania. xd

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

@SNDWLKR:

spoko, ważne, że się zdecydowałeś. :)

Nie przyznaję się, że podjąłem świadomą decyzję. Przyszedł mi do głowy pomysł i się napisało.

 

Z negatywów:

W pocie czoła, w wyniku ciężkiej walki, udało mi się urwać jedynie 50 wyrazów :-(

 

Całą szkołę obiegła wiadomość, że Julka zniknęła. Była znana z tego, że unikała imprezek, bo jej rodzice nie puszczali. Dlatego Garry nie uwierzył, że monitoring miejski zarejestrował ją w nocy na Bulwarach Wiślanych ani przed wejściem do podejrzanego klubu na Starówce.

Wszyscy z klasy musieli złożyć zeznania, ale policjant wyraźnie traktował to jako czystą formalność.

– Dlaczego się nazywasz Garry? – spytał najmniej podejrzanego ucznia.

– Rodzice chcieli, żebym się wyróżniał.

– Garry Koń nie brzmi najlepiej.

– Brajan Paluch też, panie władzo. – Garry popatrzył na jego plakietkę.

– Podobała ci się Julka? Spotkałeś się z nią po szkole?

– Bardzo, ale się nie spotykaliśmy. To znaczy, ja chciałem…

– Następny! – przerwał policjant.

W podziemiach Instytutu Żywności i Żywienia złote jajo było podgrzewane acetylenowym palnikiem. Trwało to już wiele godzin. Naukowcy przyglądali się skorupce, mając nadzieję na znalezienie najmniejszego pęknięcia.

Wzdłuż jednej ściany stały klatki z młodymi kurczakami, a do drugiej przywiązano dwa jagniątka. Julkę unieruchomiono pasami, pożyczonymi z pobliskiego Instytutu Neurologii i Psychiatrii. Początkowa panika ustąpiła wściekłości, a potem znudzeniu. Zmęczona krzyczeniem i szarpaniem się, teraz przyglądała się temu, co robią. Powtórzyła na wszelki wypadek:

– Rodzice mnie znajdą i zobaczycie.

Nikt nie zareagował, bo wydawało się, że pojawiło się pęknięcie.

– Właściwie, dlaczego to ją wybraliście? – spytał fizyk, który trzymał palnik i starał się ogrzewać jajo jak najrównomierniej.

Z czasów studenckich przylepiło mu się przezwisko Kwant.

– Jest dziewicą bez skazy, nawet enemer, czy badania tomografem nie wykazało żadnej nieprawidłowości. Jedna na miliard, mieliśmy szczęście – pochwalił Julkę lekarz ostatniego kontaktu, czyli anatomopatolog, zwany przez kolegów Trupkiem. – A dziewictwo potwierdzało siedmiu lekarzy-specjalistów.

– Dlaczego siedmiu? – dopytał Kwant.

– Dla porządku – wyjaśnił reptilolog, zwany wszędzie Gadem, ale wśród kolegów zapisywano to małą literą. – A ty chciałbyś zjeść kanapkę, z którą…, w którą ktoś…

– Daj spokój – przerwał Trupek. – Zrozumiał.

– Zsikam się! – powiedziała Julka głośniej. – Potrzebuję do ubikacji.

– Zachowaj odrobinę godności dziewczyno, to już.

Jajo pękło. Kwant natychmiast wyłączył palnik. Ze środka wypełzło coś i położyło się bezradnie na podłodze. Wszyscy przyglądali się w milczeniu, jak to rozprostowuje skrzydła, próbuje wstać, otwiera oczy i się rozgląda.

– Nie oddycha – stwierdził Trupek.

– To nie jest do końca zwierzę, to smok, smoczek… – zachwycił się Gad. – Jak takie maleństwo może ocalić Ziemię?

– Nie wiem, czytałem tylko abstrakt – przyznał lekarz.

– Jeśli poznamy jego termodynamikę…

Kwant chciał wyjaśniać, ale smok wskoczył na klatkę z kurą, udało mu się nie spaść, rozgiąć pręty i dobrać do środka. W pomieszczeniu fruwały pióra. Smok zainteresował się drugą kurą.

– Ma apetyt – pochwalił Trupek.

Smok podszedł do jagniątka, obwąchał i zbliżył się do Julki. Zaczęła piszczeć.

– Cicho! Przestraszysz maleństwo. – Gad zwrócił uwagę dziewczynie.

Smok obwąchał unieruchomioną Julkę i sprawiał wrażenie, że będzie wymiotował.

– To pewnie przez tekstylia – stwierdził Trupek.

– Przez medalik! – Gad wskazał na wisiorek dziewczyny. – Srebro!

Smok odwrócił się do drzwi i z jego ust popłynął wąski strumień ognia. Kwant stał na drodze płomienia. Teraz zostało z niego coś zwęglonego i spopielonego. Szamotowa cegła, żużel i żeliwo również ustąpiły. Pojawił się otwór w drzwiach, smok wzbił się w powietrze i przefrunął. Zapadła cisza. Wylądował i słychać było, jak pnie się po schodach.

– Chyba już nie jestem potrzebna – zauważyła Julka oszołomiona.

– Będziesz niezbędna jako przynęta – stwierdził Gad, nerwowo przeglądał tłumaczenie manuskryptu, które miał na telefonie.

– Ale będziemy mieli teraz papierogii – powiedział Trupek, patrząc na szczątki Kwanta.

Lokalne radio podało informację, że trzy uczennice liceum ogólnokształcącego zakradły się do podpiwniczenia zabytkowego domu przy Rynku Starego Miasta i ukradły ukryty artefakt, który okazał się jajem bazyliszka. W wypadku śmierć poniosła Julia Trojecka, policja poszukuje pozostałych ofiar.

Garry wychodził z dumu Julki, rozmawiał z jej rodzicami. Wszyscy zachowywali się, jakby byli w żałobie, ale rozpaczliwie próbowali to ukryć. Ciągle mieli nadzieję.

Mężczyzna z wielką brodą, ubrany w pelerynę w gwiazdki trzymał okutą srebrem laskę. Podbiegł i złapał Garrego za ramię.

– Jestem magiem – wyszeptał. – Pomogę ci ocalić ukochaną. Julka żyje!

Jego głos brzmiał, jakby szedł przez nagłośnienie.

– Jesteś aktorem? – domyślił się Garry.

– Skończyłem szkołę teatralną, ale jestem prawdziwym magiem. Wiem, gdzie jest smok!

– Każdy wie! – Garry wskazał na północ, gdzie unosił się śmigłowiec i słychać było z oddali policyjne szczekaczki.

– Umiem uczynić cię rycerzem – powiedział mag. – Naprawdę jestem magiem.

– Pokażesz jakąś sztuczkę Merlinie?

– To tak nie działa! A nazywam się Gandalf – przyznał mag zakłopotany. – Wsiadaj!

Do tego, żeby laska zmieściła się w bagażniku małego samochodu, domniemany mag musiał ją rozkręcić.

Smok siedział na dachu biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. Przez kilka godzin urósł. Budynek otaczał kordon wojska, policji, a nad wszystkim unosił się śmigłowiec.

– Co robisz? – spytał cicho mag, popatrzył na smoka.

– Czytam – odpowiedział. – Jesteś pierwszym człowiekiem, który chce ze mną rozmawiać.

Garry zauważył, że smok nie porusza ustami, kiedy mówi, a jego odpowiedź słyszą wszyscy tak samo głośno. Przez policyjny megafon kolejny raz padło wezwanie:

– Wypuść zakładników, bo będziemy zmuszeni do użycia siły.

Z helikoptera zwieszała się siatka. Smok spojrzał na urządzenie unoszące się w powietrzu.

– Oni czytają książki – wyjaśnił, wskazując pazurem w dół. – Ja czytam ich umysły.

Wypuścił z paszczy kółko z ognia. Uniosło się, spaliło siatkę i dotknęło śmigłowca. Bohaterski pilot rozbił maszynę w Wiśle, żeby nie spaść na domy mieszkalne i ludzi.

– Władam smoczym ogniem – pochwalił się i ułożył skrzydła, żeby wyglądać tak ładnie jak na ilustracji w książce. – Sprowadziliście mnie, żebym ocalił wasz świat, kiedy urosnę. Ludzkość nie może przetrwać!

Wszyscy zaczęli strzelać, z czego kto miał, na rozkaz i bez. Pociski omijały smoka albo się odbijały. Leniwie wzbił się w powietrze i skierował na południe. Kanonada ustała.

– Żebyś mógł uratować swoją damę, musisz pokonać smoka, a dokona tego jedynie rycerz bez skazy – powiedział Gandalf prawdziwym, a nie scenicznym szeptem.

– Skąd wiesz, że Julka żyje? – spytał Garry, uzmysłowił sobie, że wyklejanka na matematykę nie będzie już jego największym problemem. – W radiu…

– Jestem magiem! Mówiłem – przerwał zniecierpliwiony. – W radiu powiedzieli, że trzy licealistki znalazły jajo bazyliszka. A to oni sprowadzili smoka z innej czasoprzestrzeni.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

@Asylum Jest początek drogi, choć nadmiar pojazdów nieco mnie skonfudował.

@Radek Dziewica, smok, Trupek, wszystko co trzeba. I intrygujące mocno.

 

 

Lożanka bezprenumeratowa

Rycerz Arnold stał w rogu jaskini, dysząc ciężko. Jego muskularne ciało spływało potem. Czuł, jak z umysłu powoli ulatują, blekoty, którymi dodał sobie sił przed walką.

Czuł się znużony i rozluźniony.

Tym razem, jędza dobrze dobrała dawkę, bo jak czasem się rozluźniło wszystko, to wstyd było do miasta wracać – pomyślał, jak zawsze, dość powoli.

Oparł o ścianę, swój wielki miecz, o głowni zdobionej purpurowym opalem i wciągnął w płuca wilgotne powietrze. Przez chwilę wyrównywał oddech.

– Zlecenie było na smoka, no to teraz pazury i języki – powiedział głośno sam do siebie.

Za radą przyjaciele Mruka spisał sobie kolejność zadań podczas wypraw, bo wcześniej często mu się coś fanzoliło. Wracał do miasta, zabiwszy przykładowo sziszimorę, a okazywało się, że nie zabrał pajęczych łapek i wypłaty się nie doczeka. 

Nagle coś go zaniepokoiło. Popatrzył w stronę smoka i zaklął głośno po krasnoludzku:

– Niech cię w sztolnię!

Gdzieś z dołu doleciał go zaniepokojony głos Mruka:

– Co tam? Smok zabity?!

– Zabity – mruknął gorzko bohater.

Teraz kiedy jego umysł oczyścił się znacznie, wszystko sobie przypomniał. Dostał zlecenie na uratowanie księżniczki Florinny, którą król zmuszony był złożyć w ofierze smokowi. Umowę negocjował Mruk, więc Arnold miał obiecane pół królestwa i rękę nadobnej damy.

Pokłócili się zresztą o to, bo Mruk, który od każdej umowy przyjaciela pobierał zwyczajowo trzydzieści trzy procent, zaczął namolnie dopominać się o swój udział w księżniczce i nie o rękę wcale mu chodziło.

Gdzieś dołu dochodziło sapanie, aż wreszcie do jaskini wspiął się Mrok, ryżawy, wielkonosy i brzuchaty krasnolud. Można by dodać zawsze uśmiechnięty, gdyby nie to, że po wejściu do jaskini Mrok wytrzeszczył oczy, jakby go ogr dopadł i wrzasnął:

– Arnold, żebyś w ciasnym chodniku trolla spotkał! Coś ty narobił?!

– Poniosło mnie… – jęknął płaczliwie bohater.

– Wbiłeś się w ciemny chodnik brachu…

– Było jasno powiedziane, że smok, słodką księżniczkę porwał i do jaskini uleciał, tam nieszczęsną wbrew woli więzi. I jam się napatrzył na jej portrety, na te słodziutkie usteczka, oczka niebieskie, cycuszki kiełkujące. I żem już się widział z jej ręką.

– No rękę to se akurat będziesz mógł zabrać. O tam leży!

– Bo miała szlochać i czekać wybawienia, a nie wyprawiać z nim takie rzeczy. Jak tu wszedłem to ona mu… – Arnoldowi zabrakło tchu.

– Musiała wiedźma blekot źle dobrać…

– Kiedym się nie…

– Ale szał bitewny wyszedł ci ździebko za duży.

– Może pozbieramy języki i pazury.

– W takim stanie, to łatwo się pomylić. Dasz nie takie, jak trzeba, poznają się i głowę ci utną… W najlepszym wypadku. Poza tym, co nam po połowie królestwa. Zanim się rozgościsz, znajdą truchła – zasmucił się Mrok.

– To, co mam zrobić?! – spytał płaczliwym głosem Arnold.

– Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, jest królestwo, które ma problemy z bandą upiorów.

– Nieee, za daleko. Zawsze sobie źle policzę – opierał się rycerz.

– Ja będę liczył, ty skupisz się na upiorach – powiedział twardo Mrok. – Zbierz, co się da po drodze wymienić na wino i chodźmy.

 

 

 

Lożanka bezprenumeratowa

@A­sy­lum:

Wy­ni­ki wcze­śniej­sze niż ter­min pu­bli­ka­cji. xd

Ogól­nie słusz­nie, dużo przy­jem­niej się pisze, kiedy czło­wiek wie, że wygra.

Może wszy­scy piszą po­wie­ści, opo­wia­da­nia na kon­kur­sy ze­wnętrz­ne i we­wnętrz­ne.

… i ar­ty­ku­ły, i bar­dzo strasz­nie po­waż­ne ana­li­zy ;-)

 

Po­chwa­lę się pierw­szą nauką, którą zdo­by­łem na forum (przed la­ta­mi – bę­dzie pół­to­ra): nie wolno pisać zwro­tów grzecz­no­ścio­wych w dia­lo­gu wiel­ki­mi li­te­ra­mi jak "Wasza Wy­so­kość". Od tego struk­tu­ra Wszech­świa­ta jesz­cze nie pęka, ale już drży. Wy­czu­wam ;-)

Tekst "Stro­icie­le" czyta się do­brze, ilość po­jaz­dów na po­cząt­ku jest ade­kwat­na do roz­po­czę­cia drogi, IMHO. Wy­da­je się, że bę­dzie szło w dy­le­ma­ty ko­lo­ni­za­to­ra.

Bra­ku­je mi tro­chę za­zna­czo­nej mo­ty­wa­cji. Zga­du­ję, że chło­pak, który ma słabą ko­or­dy­na­cję i tuszę po­szu­ku­je przy­go­dy. Jed­nak nie zna­la­złem jaw­ne­go po­twier­dze­nia tego po­dej­rze­nia w tek­ście. Tę­sk­ni do swo­jej pacz­ki – to na­pi­sa­ne.

Najważniejsze: w limicie!

 

@Am­bush:

Do­brze do­bra­na dawka ble­ko­tu za­wsze w cenie :-)

Nie wiem, czy po­praw­nie czy­tam, ale wy­da­je mi się, że tu nie ma po­cząt­ku drogi, ale jej ko­niec. Mo­ty­wa­cja (pół kró­le­stwa i dwie trze­cie księż­nicz­ki) jest prze­ko­nu­ją­ca, ale po co te upio­ry drę­czyć? Z braku lep­sze­go po­my­słu na spę­dze­nie po­po­łu­dnia? Pod­ję­cie wy­zwa­nia jest czy­tel­ne:

"Zbierz, co się da po dro­dze wy­mie­nić na wino i chodź­my.

Najważniejsze: w limicie!

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

@Radek To początek nowej drogi, no tak wyszło. Wszystko byłoby dobrze, bo przecież miał plan. Gdyby tylko ta mała flądra była dziewicą!

Lożanka bezprenumeratowa

Radku, tak – kolonizacja, choć bardziej moment podboju szczęśliwych ziem i punkt zetknięcia dwóch punktów widzenia. Jeśli mówicie, że nie ma wyraźnej motywacji to, widocznie leży w oparach mgieł snujących się po podłożu. xd

Skomentuję wszystkie teksty na raz bliżej terminu zakończenia publikacji.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum – podobało mi się, tylko nie widzę bodźca ani przyjęcia wyzwania, pokazujesz to, co się dzieje już po. Bohater nie wyrusza w drogę, on już dotarł na miejsce. Nawet gdyby uznać, że “drogą” jest praca w tej firmie/projekt, pokazujesz moment, kiedy już jest “w środku”. Ale przeczytałabym, gdybyś napisała coś więcej w tym świecie.

Radek – podobało mi się i motyw jest konkretny ;)

Ambush – robisz coś dziwnego z przecinkami, ale czytało się przyjemnie, motyw też jest ;)

Przynoszę radość :)

@Anet Przecinki to tajemnica;) Czuję, że i tak jest lepiej, ale świat nie dostrzega subtelnej poprawy;) Ale cieszę się, że mimo niedostatków, przeczytałaś.

Lożanka bezprenumeratowa

Eeuchh.. aa…Który mamy rok? Można się przyłączyć?

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Eeuchh.. aa…Który mamy rok?

Już królika, w niektórych kręgach zwany rokiem kota.

Można się przyłączyć?

Sądzę, że to prawo i nawet zaszczytny obowiązek.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Oo! Jak miło! Popadłam w swoisty letarg. Praca, sen,praca, sen. W wolnych chwilach czytałam jakieś książeczki i odzyskiwałam spokój, oraz wewnętrzną równowagę :). Pracowałam w ogrodnictwie, wiecie, grabienie liści sadzenie i sianie roślin, koszenie trawników. Totalny relaks… Po ciężkim dniu pracy tak fajnie się zasypia… Kurka mam parę pomysłów, ale każdy na jakieś 15k znaków. No nic. Spróbuję się trochę pogimnastykować i jakoś to streścić. Muszę się tylko zaznajomić z edytorem tekstów na smartfonie, bo na bieżąco to chyba za szybko wylogowuje a chwilowo nie mam dostępu do kompa. Ach, jak fajnie! Będę pisarką ;).

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Witaj Astrid. No, to dajesz pierwszy krok!

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć Ambush! Niestety, nie tak hop siup. Muszę zerknąć do poradników. Dywiz, półpauza itd.. itp… zupełnie zapomniałam jak się to robi. Najpierw sobie przypomnę bo pogryzą mnie forumowe piranie! Jestem wrażliwą kobietą, i boję się ognia krytyki ;).

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Kiedy nie masz strachu, jesteś ubogi. Adam rozwiesił, to nie najwłaściwsze słowo. Ponaklejał swój manifest teologiczno-racjonalistyczny, w okolicach polibudy i jej akademików. Było coś około drugiej w nocy. Na przystanku naprzeciwko klinik, nakleił coś ekstra "chciałem pozdrowić suszaki i moją ulubioną panią anatomopatolog" Adaś uradowany przekręcił parukrotnie pokrętło od kleju w sztyfcie, kartkę ze zwykłego, zakupionego w kiosku na pętli, szesnastokartkowego zeszytu przyozdobił w czterech rogach nieanatomicznymi czaszkami ze skrzyżowanymi piszczelami. Kurwa! Pomyślał, to już czwarty raz.. nie trzeźwiał od tygodnia. Cztery poprzednio rozwieszone ogłoszenia, ktoś złośliwie zerwał. Tym razem coś stało się inaczej. Z mroku wyłonił się obiekt x i zapytał – zrobić panu zastrzyk? Adam przyjżał mu się uważnie, może to wreszcie eutanazja! Pomyślał. Zdominował osobnika wzrokiem i powiedział – daj to! Sam sobie zrobię! Przejął strzykawkę, był tak zamroczony że nie zwrócił uwagi, czy była to automatyczna strzykawka wojskowa, czy zwykła, taka z długą igłą. Załadował sobie przez spodnie w pośladek. Kurwa! Zapytał, co to wogóle było?! Zapytał. – skopolamina, odpowiedział obiekt x. Adam uśmiechną się i okazał mu zawartość plecaka. – to jest sznurek, razem z markerem, jak się skręci może służyć jako staza.. ostatnia książka jaką przeczytał, to była " Taktyka czerwona, ratownictwo pola walki wojsk specjalnych" odjebało mu po tym całkiem nieźle..

Kawkoj piewcy pieśni serowych

@Astrid, a co Adaś zaczyna, odwyk?;) Bo bodziec jakiś widzę, ale ani wyzwania, ani przyjęcia.

Lożanka bezprenumeratowa

Hm… Faktycznie, jednakowoż dla mnie, to pierwszy mały kroczek po wybudzeniu z pisarskiego letargu :D.

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Myślę, że możesz wyedytować, albo napisać kolejne.

Lożanka bezprenumeratowa

Jako ciekawostkę, mogę dodać że książeczka Modus Operandi sił specjalnych tom IV Taktyka czerwona, była czytana ;). Trochę drogo sobie liczą. Poza naprowadzaniem medavaca, dla kogoś kto nie posiada półżywego fantoma z instruktorem i pół tony szpeju, zasadniczo nieprzydatna.. udało mi się jednak na faszystowsko-militarystycznym forum zamienić na kilka racji żywnościowych i dwie pary wojskowych skarpet :)

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Radek,

Wiesz, wydaje mi się, że (odnośnie walki z limitem) na potrzeby wyzwania fragment w laboratorium nie był niezbędny… Chyba że bohaterem jest smok, ale jeśli jest nim Garry, to wszystko jest w częściach z jego udziałem. Aczkolwiek o to mniej więcej chodziło. :)

Ambush,

Nieźle, coś się kończy, coś się zaczyna. :) Czuję, że powinienem dopisać jeszcze coś mądrego, ale za bardzo rozwalił mnie ten tekst:

Tym razem, jędza dobrze dobrała dawkę, bo jak czasem się rozluźniło wszystko, to wstyd było do miasta wracać

XDDD Musisz robić więcej heroic fantasy.

Astrid, miło cię znowu widzieć. :)

W sposób nieoczywisty, ale w założenia wyzwania jakoś się wpisuje. Dalszy ciąg podróży musiał być interesujący… (:

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Cieszę się, że Arnold się przyjął.

Tylko jak zachęcić innych?!

Lożanka bezprenumeratowa

[OK. Powiedziałem sobie, że spróbuję. Może lekko przegadane i druga część miała skończyć się ponowną wizytą “człowieka w garniturze” z propozycją zamiany kary na już aktualną “opcję numer dwa”, którą Heiko odrzuciłby znajdując swój cel życiowy, ale limit, wiadomo.

Wypinam pierś. Nie, nie po medale a w oczekiwaniu na strzały. Tu jest Sparta!]

 

***

 

Heiko rozparł się w fotelu, lecz czując, jak bardzo jest niewygodny, nieudolnie próbował się poprawić tak, aby dyskomfort był jak najmniejszy. Po drugiej stronie stołu z grubego pleksi siedział młody, przystojny, gładko ogolony mężczyzna. Twarz bez wyrazu oraz zapięty, idealnie czysty garnitur mogły oznaczać tylko jedno – rozmowa nie będzie należała do przyjemnych.

Na blacie leżał otwarty laptop, jeden z tych, o których Heiko wcześniej tylko słyszał.

– Panie Rotten, za naruszenie paragrafu czternastego w całości oraz paragrafu piątego, podpunkt F… – w głosie urzędnika odczytującego tekst z ekranu nie było krzty emocji. – …kodeks karny przewiduje trzy możliwe sankcje. Dziewięć lat więzienia na Marsie…

– Biorę! – wykrzyknął Heiko, wiedząc że pozostałe opcje nie mogą być lepsze. Swoją uwagą, wygłoszoną nie w porę, naraził się na karcące spojrzenie adwersarza.

– …ale ponieważ przewidywany czas oczekiwania na miejsce w celi wynosi więcej niż rok ziemski, ta alternatywa odpada. Opcja dwa, dezintegracja…

– O, boże! – jęknął Heiko, wyobrażając sobie ciało rozpadające się w ułamku sekundy na atomy. Jego ciało.

– Dodam, że skazanemu, nie będącemu ateistą, przysługuje ostatnia posługa duchownego. – ta uwaga została wygłoszona bezwiednie. – Wracając do meritum, dezintegracja jest obecnie niemożliwa, ponieważ specjaliści od kilku tygodni nie potrafią naprawić urządzenia. – Przez chwilę można było dostrzec drgnięcie mięśni twarzy przystojniaka, wyrażające zarówno pogardę dla nieudolnych techników, jak i rozczarowanie brakiem możliwości skorzystania z aparatury unicestwiającej ludzkie istnienia. – Pozostaje więc wysłać pana do Biosfery, na Ziemię.

– To może ja jednak poczekam, aż wasi ludzie uporają się z naprawą dezintegratora. Albo oddajcie mi sznurówki, albo…

– Od tej decyzji nie przysługuje odwołanie. – Głuchy trzask zamykanego laptopa nie pozwolił dokończyć przerażonemu Heiko.

 

– Wiesz co ci powiem, kolego? Mamy totalnie przerąbane. Ziemia, hmm. Podobno kiedyś była rajem kwitnącym życiem. Oglądałem zdjęcia. Błękitna woda, drzewa, ptaki… – Rozmarzonemu, barczystemu łysolowi, po policzku spłynęła łza.

– Chyba mamy inne definicje raju. Tiller, dobrze pamiętam?

– Tak, ale mów mi Joe.

– OK, Joe, słuchaj. Teraz po tych obrazkach nic nie zostało. Wszędzie śmierć i zniszczenie. Szara, zatruta, paskudna planeta z bąblem Biosfery. I nikt stamtąd nie wraca. Ciekawe, co? A mnie zachciało się szperać w darknecie i stronach rządowych, żeby dowiedzieć się dlaczego. I po jaką cholerę utrzymują ten bąbel. No, to teraz mam za swoje. My też już nie wrócimy, Joe.

Joe zaczął się śmiać. Śmiał się tak głośno, że pewnie słyszeli go wszyscy pensjonariusze i strażnicy znajdujący się w areszcie. Wreszcie jego ciało przestało się trząść, a on sam zaczął uspokajać oddech, aby w końcu wydusić z siebie kilka słów.

– I za to tutaj jesteś? – Pytanie było jednocześnie szyderstwem.

– Właśnie za to, dokładnie. – Heiko przeczesał swoje rude włosy palcami.

– To pięknie! A ja myślałem, że przypięli nam te same paragrafy.

– Więc pochwal się, za co ciebie wysyłają do Biosfery?

– Uciszyłem złego człowieka – wyszeptał Joe, a uśmiech nagle zniknął z jego twarzy.

– Zabiłeś go?

– Przecież powiedziałem. Był gnidą, mordującą dla przyjemności. Prawdziwym psychopatą. Każdy powinien zostawić po sobie jakiś pozytywny ślad. To mój wkład w przyszłość. Ocaliłem wielu dobrych ludzi. A jaki jest twój ślad, Heiko?

– Dobre pytanie, Joe. Dobre pytanie. Może zostawię go dopiero na Ziemi. Wszystko przede mną.

 

Podobał mi się start… khm to znaczy rozpoczęcie wyprawy, choć trudno powiedzieć, że bohater przyjął wyzwanie. To ono przyjęło bohatera;)

Ale tekst “Albo oddajcie mi sznurówki…” mnie powalił:)

 

A tak na marginesie, dla mnie Heiko był Azjatą, więc zaskoczyły mnie jego kolory.

Lożanka bezprenumeratowa

Dzięki, Ambush, za (błyskawiczne) przeczytanie i spodobanie startu.

Faktycznie bohater “nieświadomie” dokonał wyboru łamiąc prawo. A wybór między karami sam się zawęził. A czego nie dopisałem jest w przedmowie. Niestety wybór (który nie zmieścił się w pięciuset słowach) między opcją dwa i trzy nie był łatwy i jednoznaczny ;)

Też początkowo chciałem, by Heiko był Azjatą ale okazało się, że imię Heiko, to głównie u naszych zachodnich sąsiadów jest używane. Pomyślałem, że… dlaczego nie! I tak oto stworzyłem rudego Niemca, hihi. A dokładniej, to obywatela Pasa Asteroid o niemieckich korzeniach.

Peter – sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję, Anet :)

No dobra, po kolei. Asylum – nic nie skumałam, może za długo trwałam w letargu. Próbowałam czytac kilkukrotnie, a mózgownica za każdym razem robiła shutdown,. Pod tym kątem patrząc, pełen sukces. To opko jest jak dobry prawy prosty ;) Radek – podobało się, ale zaplątałam się w warstwie fabularnej. Napisane z jajem:) Gandalf, coś mi się wydaje robi Garryego… W jajo. Coś mi tu nie gra. Ambush – lekko i frywolnie, podoba się jak nie przymierzając, pocisk w płaszczu opuszczający lufę ;) Peter Barton – Czub czubowi odczytuje wyrok, cywilizacja międzyplanetarna, technicy spieprzyli maszynę do dezintegracji :) Podoba się. Mięso! Krótkie i treściwe. Masz mój głos.

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Astrid, pokłony i podziękowania.

Po pierwsze fajne wyzwanie SND: wyzwanie i przyjęcie go oraz pokazanie motywacji/bodźca, który skłonił bohatera do wmieszania się w to wszystko (sytuację i podjęcie rękawicy). 

Dzisiaj już 29., więc piszę, najwyżej uzupełnię.

 

Radek

Sama historia ciekawa, lecz za dużo pozostało w głowie-myślach. Nie wiemy: kto odpowiada na wyzwanie, przyjmuje go, czyją motywację opisujesz?

Ambush

Zaczęłaś fajnie, lecz potem mamy to:

,Czuł się znużony i rozluźniony.

Tym razem, jędza dobrze dobrała dawkę, bo jak czasem się rozluźniło wszystko, to wstyd było do miasta wracać – pomyślał, jak zawsze, dość powoli.

Czegoś tu za dużo, rozluźniony – oczywiste, lecz po co dodajesz info o znużeniu? W sumie, myśli bym zostawiła, a resztę wycięła, a będąc sobą, bądź sobą czytelnikiem – całość.

,jęknął płaczliwie bohater.

Przebijasz czwartą ścianę? Chcesz?

Uważałabym na: teraz, wreszcie.

Wyzwanie jest i przyjęcie go, motywacja i rozwój sytuacji – so-so, bo trochę niezrozumiała.

Astrid, znowu lecisz z komórki, bo ciąg. Jesteś niepoprawna. Ha, też mam już lepszą komórkę i da się na niej pisać, więc bez faworów. xd

Lecimy:

,nakleił coś ekstra "chciałem pozdrowić suszaki i moją ulubioną panią anatomopatolog" Adaś uradowany

Nawet jeśli mogę zaakceptować brak znaku przed cudzysłowem, to już kropka przed Adasiem być musi! A najlepiej, gdyby zdanie poszło od nowego akapitu.

,Adaś uradowany przekręcił parukrotnie pokrętło od kleju w sztyfcie, kartkę ze zwykłego, zakupionego w kiosku na pętli, szesnastokartkowego zeszytu przyozdobił w czterech rogach nieanatomicznymi czaszkami ze skrzyżowanymi piszczelami.

Pierwsze podkreślenie niezgrabne i literówka “parokrotnie”. Drugie – mam się domyślać, że kartkę klejem smarował. wolałabym, abyś napisała co zrobil: przytwierdził, przylepił i wymazał czaszkami w rogach – cokolwiek. ;-)

,Kurwa! Pomyślał, to już czwarty raz.. nie trzeźwiał od tygodnia. Cztery poprzednio rozwieszone ogłoszenia, ktoś złośliwie zerwał. Tym razem coś stało się inaczej.

Kurka wodna. Jest ok, ale A., czy nie dałoby rady tego lepiej zapisać, nie tak po łebkach? Mamy lekką kolizję, co facet konstatuje: nalepia czwarty raz w tym samym miejscu, bo poprzednie ktoś zerwał plus info oboczna że, nie trzeźwiał, i nagle "stało się inaczej”. Tutaj hola, bo nie stało się inaczej, bo podobnie zrobił i nakleił, a poprzedniej kartki nie było, lecz sytuacja się zmieniła po jej naklejeniu. Prowadź do cholery czytelnika. ;-)

,Z mroku wyłonił się obiekt x i zapytał – zrobić panu zastrzyk? Adam przyjżał mu się uważnie, może to wreszcie eutanazja!

To bym spuściła do nowego akapitu. I ort – popraw szybciutko, a ja usunę uwagę.

,powiedział – daj to! Sam sobie zrobię!

O, matko, zapomniałaś o dialogach, naprawdę długo Ciebie nie było. xd Przykładowo:

"… powiedział:

Daj to! Sam sobie zrobię!…"

 

Resztę należałoby poprawić analogicznie, bo masz w niej wypowiedzi.

Końcówka ciut niezrozumiała. 

Podróż jest, wyzwanie niejasne, jest ciąg, więc bohater reaguje, motywację mogę uznać. :-)

 

Peter Burton

Wyzwanie i przyjęcie jego (dosłowne) jest. Motywacja jest ciut niejasna, lecz próbujesz z nią powalczyć pod koniec.

,– ta uwaga została wygłoszona bezwiednie.

Zamysł wtrącenia – myślę, że rozumiem, lecz zapis jego jest so-so, tj. myli.

 

Na ten moment dla mnie najlepiej wywiązał się z wyzwania Peter Burton. :-)

 

Odpowiadanki na kometarze do mojego:

Ambush, lubię różne pojazdy, choć wolę świat przemierzać pociągiem i na własnych nogach.:-)

Radek, kolonizator, chłopak poszukuje nie przygody lecz życia-przeżycia/szansy, raju. Tak, do limitu zawsze da się ściąć, lecz co pozostanie?

Anet, dzięki za podobanie! :-) Masz rację, że bodziec był w domyśle, każdy młodziak aplikujący do raju. Dotarł, lecz dopiero teraz rozpoczyna się jego wyzwanie. Dylemat miały zobrazować fragmenty kursywą – migawka ze starych pamiętników, a oba wątki rodzaj motywacji. ;-)

Astrid, żadnych przesłon, "skumaj". Prawymi prostymi, lewymi prędzej, ale też nie walę. xd

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum, dziękuję za dobre słowo.

Zgadzam się z uwagą co do “uwagi” ;)

Jako że dzisiaj jeszcze mentalnie pozostaję w rozkroku między światami, odpowiem na uwagi do mojego fragmentu, a jutro (31 I 2023) opiszę pominięte innych uczestników.

 

@SNDWLKR:

Aczkolwiek o to mniej więcej chodziło. :)

Dziękuję :-)

Fragment w laboratorium pozwalał czytelnikowi zorientować się w sytuacji. A chciałem Garrego postawić przed "życiowymi" wątpliościami co do sytuacji faktycznej: jakiś lewy mag, głupie wiadomości i jeszcze jakiś smok, który (logicznie) niekoniecznie ma cokolwiek wspólnego ze zniknięciem Julki.

 

@AstridLundgren:

podobało się, ale zaplątałam się w warstwie fabularnej.

No to muszę upraszczać. Widocznie zakombinowałem nadmiernie :-(

 

@Asylum:

Nie wiemy: kto odpowiada na wyzwanie, przyjmuje go, czyją motywację opisujesz?

Wydało mi się to dosyć jednoznaczne:

 – Żebyś mógł uratować swoją damę, musisz pokonać smoka, a dokona tego jedynie rycerz bez skazy – powiedział Gandalf prawdziwym, a nie scenicznym szeptem.

– Skąd wiesz, że Julka żyje? – spytał Garry, uzmysłowił sobie, że wyklejanka na matematykę nie będzie już jego największym problemem. – W radiu…

Mętnie mi wyszło w takim razie :-(

 

@Anet:

podobało mi się i motyw jest konkretny ;)

Trudno o konkretniejszy, przynajmniej sobie nie wyobrażam.

 

Wielkie dzięki Wam wszystkim za przeczytanie i komentarz.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Sorry jeszcze raz, miałem tu przyjść wczoraj, ale ciul Windows musiał się zaktualizować.

Peter,

Fajne! Aż chce się wiedzieć, co będzie dalej. Rzeczywiście trudno tu mówić o dobrowolnym ,,przyjęciu wyzwania”, ale bądźmy szczerzy, bohater tak na prawdę rzadko ma wybór (inaczej opowieść skończyłaby się za szybko ;P).

BTW, też w pierwszej chwili wziąłem Heiko za Japończyka. Z tym że (przynajmniej o ile się orientuję) imiona zakończone na ,,-ko/-iko” (Kimiko, Michiko, Eriko) są w Kraju Kwitnącej Wiśni zarezerwowane raczej dla kobiet, więc trochę się zdziwiłem.

Po pierwsze fajne wyzwanie SND

Asylumheart

 

Niniejszym ogłaszam, że termin zamieszczania fragmentów minął, ale jeśli ktoś jeszcze ma ochotę coś wrzucić, niech się nie krępuje. ;) (Sam planowałem nabazgrać coś poza konkursem w ramach przełamywania niemocy twórczej, ale nie wiem, czy zdążę).

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

SNDWLKR, serdeczne dzięki za spodobanie. Gdzieś, pod niezbyt bujną czupryną, mam pomysł na fabułę dalszych losów Heiko albo innego Zygfryda, ale zdecydowanie musi to poczekać, bo chciałbym wreszcie wrzucić na portal jakieś “pełne” opowiadanie (które się pisze) a nie tylko krótkie formy. I skorzystam w tym celu z szacownej instytucji Bety (też pierwszy raz). “Wszystko przede mną”.

AstridLundgren

Znaki nowej linii by się przydały, podobnie jak lepsza interpunkcja. Rozumiem, że osobą podejmującą wyzwanie jest Adam i musi stawić czoła swojemu lękowi przed śmiercią. Wpada przy okazji w dużo większe tarapaty (skopolamina). Wyraźnie wydaje się przygotowany na jatkę (staza), co na plus.

Cóż, wielodniowe pozostawanie w stanie upojenia alkoholowego nie sprzyja czujności ani spostrzegawczości.

 

Peter Barton

Wypinam pierś. Nie, nie po medale a w oczekiwaniu na strzały. Tu jest Sparta!

Pan (sobie) życzy – pan ma:

  1. Zapis dialogów jest do poprawienia np.: “w głosie” → “W głosie” (https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/)
  1. Na blacie leżał otwarty tablet, ale potem “przystojniak” zamyka laptop.

Rozumiem, że osobą podejmującą wyzwanie jest Heiko i rzeczonym wyzwaniem jest dowiedzenie się bezpośrednio, po co rząd utrzymuje bąbel biosfery na postapokaliptycznej Ziemi. Bardzo dobre!

 

Jeśli mielibyśmy głosować, to Petera obstawiałbym na zwycięzcę.

 

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Radku, zawstydziłeś mnie. Duży błąd z tym tabletem – poprawione.

Dzięki za “strzały”, bo one owocują na przyszłość (mam nadzieję). Co do paszczowego “w głosie” muszę przemyśleć, poczytać, poszukać. Zwyczajnie, zasiałeś we mnie ziarno niepewności.

 

Tych wyborów można szukać nawet więcej, tak jak przedpiścy. Ale ostatecznie wybór poddania się karze w celu, o którym napisałeś miał być wiodącym.

 

Drugie, nie mniejsze podziękowania za “głos na tak” – dziękuję i pozdrawiam.

Epilog. Adam powoli uchylił powieki, coś było cholernie nie w porządku. Rozejrzał się dookoła, na tyle na ile pozwalała mu szyja. Był po szyję zakopany w piasku. Zogniskował spojrzenie na przedmiocie tuż przed jego twarzą. Znajdował się tam przywiązany drutem do wbitego w ziemię stalowego pręta… granat, pomyślał, Adam i skupił wzrok trochę dalej. Kozaczki, nogi, skórzane mini. Cycki w gorsecie i blond włosy. Tak, stała nad nim Astrid Lundgren. – ogólnie zacząłeś mnie wkurwiać, – odezwała się pierwsza. – nic, czas na mnie, zostawiam cię z Arturem.. jak na zawołanie coś dziabnęło go w ucho. Zaraz potem obok granata pojawiła się wrona. Kurwa, potężne ptaszysko, pomyślał Adam. – Arturze, cocainum? Zapytała ptaka, podstawiając mu pod dziób drobne lusterko z małą ścieżką białego proszku. /°> Braa! Odezwało się ptaszysko. Adam zgłupiał, Astrid, śmiejąc się, wsiadla na kłada, odpaliła silnik, i po chwili, zjechawszy z polany, zniknęła w lesie, poruszając się piaszczystą dróżką. Jest nadzieja! Pomyślał Adam, słysząc z oddali narastające dudnienie. BRRraa! Wydarło się ptaszysko, i manipulując dziobem oraz całym ciałem zaczęło rozprostowywać wąsy od zawleczki.. braa bra! Bra! Braa!! Rozległo się odległe krakanie..

Kawkoj piewcy pieśni serowych

AstridLundgren

Wyzwaniem teraz jest skorzystanie z lusterka (tego, co leży na), zanim ptaszysko rozprostuje druciki?

Czasu niewiele, motywacja jest…

 

@all:

Dzisiaj wyniki?

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

@Radek To raczej pytanie do kierownika tego odcinka.

@Astrid W drugim fragmencie niewątpliwie jest klimat. Choć chyba nie ma tam za wiele perspektyw;)

Lożanka bezprenumeratowa

@Ambush:

To raczej pytanie do kierownika tego odcinka.

A to przepraszam!

 

@Kierownik: kierowniku?

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Wy­da­ło mi się to dosyć jed­no­znacz­ne:

“ – Żebyś mógł ura­to­wać swoją damę, mu­sisz po­ko­nać smoka, a do­ko­na tego je­dy­nie ry­cerz bez skazy – po­wie­dział Gan­dalf praw­dzi­wym, a nie sce­nicz­nym szep­tem.

– Skąd wiesz, że Julka żyje? – spy­tał Garry, uzmy­sło­wił sobie, że wy­kle­jan­ka na ma­te­ma­ty­kę nie bę­dzie już jego naj­więk­szym pro­ble­mem. – W radiu…”

Męt­nie mi wy­szło w takim razie :-(

Nie, mętnie Ci nie wyszło, tylko mi się zgubił bohater podczas czytania, ponieważ we wstępie piszesz o zniknięciu Julki, potem jest cała duża partia tekstu (środkowa) rozgrywająca się w podziemiach i nie wiedziałam komu mam kibicować. Dopiero przez tę wymianę zdań następującą po części podziemnej wracasz do Garrego, a ja już nie wiem, czy chodzi o maga, jajo – smoka, Julkę, Garrego. ;-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

 kierowniku?

Sądząc po komentarzach, jesteśmy zgodni, że zadanie wykonał najlepiej Peter Barton.

(klap klap klap) ;) 

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Brawo! Peter, do roboty!

Lożanka bezprenumeratowa

Peter Barton, uprasza się.. Gratulacje!

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Dziękuję wszystkim za pozytywny odbiór fragmentu. Miło jest coś wygrać. I Ambusz ma rację, czas wziąć się do roboty. No, to się biorę. W końcu dostałem pozytywnego kopa. Dzięki, dzięki, dzięki!

Gratuluję Peter!

 

@Asylum:

Ja bym kibicował smokowi, na nasz świat się nie prosił i jest fajny. Szybko zrozumiał przekaz, czego od niego oczekują.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

@Peterze, gratki! Podbijam wyzwanie, abyś nie zapomniał wstawić. ;-)

 

@ Tak, Radku, jajo-smok przyciągnął moją uwagę i zaczęłam jemu kibicować. :-) Niepoprawnam, bliższa koszula ciału. xd

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

@Asylum:

Właściwie to smok podjął wyzwanie (zgładzić ludzkość), przygotowuje się do niego (dużo czyta i rośnie) i może mieć ciekawe hobby (trochę kulinarne – zeżreć Julkę). Oprócz tego grozi mu zostanie śmiertelną ofiarą rytuałów godowych homo sapiens. A zawsze łatwiej stanąć moralnie po stronie ofiar.

Przy pisaniu – ta perspektywa nie przyszła mi do głowy.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Nowa Fantastyka