- Opowiadanie: SNDWLKR - Wyzwanie #13: Gdy za długo patrzysz w ciemność...

Wyzwanie #13: Gdy za długo patrzysz w ciemność...

Wątek organizacyjny.

 

Poprzednie wyzwania:

Wyzwanie #1: Fragment fantasy

Wyzwanie #2: Prawda jak oliwa

Wyzwanie #3: Poleje się krew

Wyzwanie #4: W zawieszeniu

Wyzwanie #5: Bo to się zwykle tak zaczyna

Wyzwanie #6: Opisy, fatalne zauroczenie

Wyzwanie #7: Przejęte dowodzenie

Wyzwanie #8: Pandora uchyla wieczko

Wyzwanie#9: Casting na bohatera

Wyzwanie#10: Więcej was matka nie miała?

Wyzwanie#11: Fantastyczny projektant

Wyzwanie #12: Między ustami a brzegiem pucharu

Oceny

Wyzwanie #13: Gdy za długo patrzysz w ciemność...

Temat:

Proste, chodzi o grozę (ewentualnie niepokój) wzbudzoną przez spotkanie z nieznanym. Spróbujcie napisać fragment, po którego przeczytaniu odbiorca będzie bał się iść spać ze zgaszonym światłem.

WAŻNE: Postarajcie się unikać opisywania potworów albo brutalnych mordów, wprowadzania jumpscare’ów itd. Chodzi mi o bardziej subtelne metody straszenia – za pomocą atmosfery, sugerowania czegoś wyobraźni czytelnika.

 

Terminy:

Publikacja: od 6 VI do 12 VI (do północy)

Wyniki: do 16 VI

 

Limit wyrazów:

400

 

Fantastyka:

Zalecana.

 

Bonus:

Niedopowiedzenia mile widziane (w granicach rozsądku ;)).

Koniec

Komentarze

Postraszyć.;-)

Wyszedł na zewnątrz. Od kilku dni Księżyc świecił na czerwono, lecz nie było pełni, a teraz objawiła się. Szkarłat padał na ogrodowe krzaki, trawnik, barierkę,  taras, dotarł do otwartych drzwi. Do niego. Uniósł dłoń – płonęła.

Nowe wyzwanie – zajawka, daję znak, aby się pokazało.xd

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Kurek z czerwoną zaślepką puścił dopiero, gdy Sandra przyłożyła się mocniej do jego odkręcenia, następnie zaskrzypiał kilkukrotnie, a z kranu trysnęła struga gorącej wody.

– Nareszcie! – krzyknęła dziewczyna i uniosła ręce oraz twarz ku górze, jakby dziękowała stwórcy za możliwość wzięcia kąpieli.

Para buchała gęstymi kłębami, w mig wypełniając łazienkę zawiesiną przyjemnie ciepłych kropelek. Sandra rozebrała się do naga i stanęła nad umywalką. Przygotowała szczoteczkę do zębów, ale gdy tylko sięgnęła ręką do lustra, z zamiarem starcia wodnej mgiełki z jego powierzchni, zamarła. Wydało się jej, że osiadająca na tafli zwierciadła para utworzyła wizerunek kobiecej twarzy. Szybkie machnięcie dłonią i wymruczane pod nosem słowa: “zasrana pareidolia”, skutecznie odrzuciły lęk, który mógłby się pojawić u kogoś mniej racjonalnego.

Sandra pomyślała, że pan Czesław zrobił dobrą robotę, montując dzisiaj nowy bojler. Szkoda, że musiała na niego czekać cztery długie, brudne dni. Teraz jednak mogła zanurzyć się w gorącej kąpieli i zrelaksować. Ułożyła się wygodnie, pozwalając wodzie otulić całe ciało, z wyjątkiem głowy. Na jej usta wypełzł błogi uśmiech, a powieki same opadły.

Krzyk. Prośba. Uderzenie. Krew kapiąca z rozbitego nosa, załzawione oczy. Widok ciężkiego klucza francuskiego, dzierżonego silną ręką. Zamach.

Dłonie Sandry wyprysnęły z wody i złapały kurczowo obrzeże wanny. Dziewczyna otwarła szeroko oczy i uniosła się gwałtownie do siedzącej pozycji.

– Co to, kurwa, było? – rzuciła w przestrzeń rozedrganym głosem.

Nigdy wcześniej nie przytrafiło się jej nic podobnego. Czasem miewała wyraźniejsze sny, lecz… to nie mógł być sen, raczej wizja. Bardzo wyraźna, bo Sandra była w stanie przywołać uczucia, które jej towarzyszyły podczas tego krótkiego przebłysku. Coś jest nie tak, pomyślała. Może to przez stres, związany z zakończoną niedawno sprawą rozwodową, wygraną dzięki dowodom świadczącym o zdradach, których dopuszczał się jej – były już – mąż?

Przetarła twarz mokrymi rękoma, próbując zmyć resztki niepokoju, wzięła głębszy wdech i zapatrzyła się na taflę wody. Nie wiedzieć skąd, na dnie wanny utworzył się pęcherzyk powietrza, który rósł przez chwilę, a następnie oderwał się i powędrował ku górze. Kiedy przebił powierzchnię, Sandra usłyszała błagalny kobiecy głos:

– Pomóż.

Zerwała się jak oparzona i wyskoczyła z wanny. Na złamanie karku pobiegła ku wyjściu, dopadła drzwi. Nacisnęła klamkę, a wówczas za plecami usłyszała bulgot i kolejne słowo:

– Proszę.

Known some call is air am

Zdaje się, że Grześ mnie lubił, choć nijak do siebie nie pasowaliśmy. On z miasta, ja ze wsi. On młody, ja stara. On żywy, ja…

Przyjeżdzał do dziadków na wakacje. Nie musieliśmy się umawiać, czekałam na niego zawsze w tym samym miejscu. Spowita mgłą tajemnicy, ukrywałam się w zacienionym miejscu, tuż obok pęku pokrzyw, za stajnią, przy strumieniu.

Strużka wody stanowiła granicę między zabudowaniami gospodarczymi a opuszczonym, zaniedbanym ogrodem. Grzesio zwykł przeskakiwać przez stary parkan, przedzierać się przez zasieki zdziczałych krzewów i zapuszczać w niezbadany rejon, gdzie nagrodą dla dzielnego eksploratora były owoce czerwonej i czarnej porzeczki.

Dostrzegł mnie kątem oka, podczas jednej z takich szalonych wypraw. Bardziej zaintrygowany niż przerażony, podszedł. W ten sposób się poznaliśmy.

Miałam wrażenie, że jestem dla niego atrakcyjna, bo często się we mnie wpatrywał. A przecież nie mogłam pochwalić się ani młodością, ani szczególną urodą. Może przyciągała go moja symetryczna budowa, okrągłe kształty? Nie, to na pewno nie to.

Zdaje się, że stanowiłam dla niego tajemnicę. Ale taką, która ociera się o grozę. O tym, że potrafiłam być niebezpieczna świadczyła niechęć, którą żywili do mnie dziadkowie. Niepomni niezliczonych lat, w czasie których im cierpliwie służyłam, zabronili chłopcu się do mnie zbliżać. Niewdzięcznicy, chcieli odebrać mi jedną z nielicznych uciech ponurej egzystencji!

 

Mimo przestróg, pewnego ranka Grześ ośmielił się podejść bliżej. Dotknął swoimi dziecięcymi dłońmi brzegu moich ust. Poczułam, że życie we mnie wstępuje.

Nie bój się.

Mimo, że starałam się nadać szeptowi zachęcający, dźwięczny ton, zaszumiałam głucho jak muszla. Chłopiec przestarszył się, odskoczył, ale zaraz wrócił i nachylił.

Spójrz.

Nęciłam go, a on się pokusie poddawał.

Głębiej.

Rozkoszny, przyglądał się z uwagą mojemu smolistemu oku. Wrzucił mały kamyczek, żeby sprawdzić co się stanie. Zdeformowany refleks jego własnej twarzy musiał go rozśmieszyć, bo nachylił się bardziej, opierając całym ciałem o krawędź drewnianych warg. A kiedy uniósł nogi do góry, figlarnie nimi przebierając, górna część jego ciała przeważyła, stracił równowagę i – skamieniały z przerażenia – runął w dół.

Przebił taflę wody z pluskiem. Ogłupiały ze strachu począł machać zabawnie rękoma i wierzgać. Przyjęłam go ochoczo, tak jak wielu innych, przed nim. Ujęłam drobne ciało w swoje ciemne, mokre ramiona, przytrzymałam cierpliwie pod wodą, a upewniwszy się, że już nigdy mnie nie opuści, złożyłam delikatnie na samym dnie swej mrocznej duszy.

Outta – przyjemne, tylko nie czuję grozy. Ale jest tajemnica, to też może być ciekawe.

Kronos – podobało mi się, ale z grozą jak wyżej, przy czym mam wrażenie, że gdyby się skończyło gdzieś w okolicy “Głębiej”, bez wyjaśnienia wprost, byłoby bardziej “grozowate”. A tak, chłopiec wpadł do studni, niefajnie, ale trudno się tego bać. Ale ładnie napisane.

Przynoszę radość :)

Racja, Anet. Wersja z tekstem uciętym po “Głębiej” i zawieszeniem czytelnika w niepewności kim lub czym jest narratorka mogłaby być lepsza. Ale chyba już za późno.

W każdym razie, uzyskanie efektu grozy, tzn. zbudowanie atmosfery za pomocą czterystu wyrazów, do najłatwiejszych nie należy. :)

Mnie się wydaje, że to jest za dużo znaków. Zamiast iść w emocje, kusi opowiedzenie historii i wszystko się rozmywa.

Przynoszę radość :)

To spróbuj sama z mniejszą ilością słów, przecież czterysta to górny limit.

Mnie się wydaje, że coś w tym stylu napisałam na któreś poprzednie wyzwanie:

 

Łup, łup, łup.

Usłyszy mnie, usłyszy i zabije.

Czemu on jest tak cicho? Gdzie on jest? Nie słyszę kroków. Ani oddechu. Tylko to bicie serca (łup, łup, łup), mojego serca, nie jego. On nie ma serca. Puls wybija rytm, mocno, szybko, czemu tak głośno?

– Gdzie się schowałaś?

Jezu, znajdzie mnie. Otworzy drzwi i mnie znajdzie.

– Nie bój się, nic ci nie zrobię.

Wybucha śmiechem i wiem, że mi coś zrobi, zrobi mi krzywdę, to wariat. Jest blisko. Nie widzę go, ale czuję. Strach i śmierdzący pot spływający po kręgosłupie, to ja tak śmierdzę, strachem i potem. On też to czuje. Łup, łup, łup. Stanął. Nie rusza się. Może odszedł? Nie słyszę kroków. Nic nie słyszę poza…

Skrzypienie otwieranych drzwi. Prostokąt światła, a w nim on: wariat z siekierą. To koniec.

Przynoszę radość :)

INVADERS <-MUST-> DIE. Prodigy. Keith Flynn przewidział wojnę na Ukrainie. Firestarter pierdolony. Podobno zjadł własną nerkę i.umarł. :)

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Nieźle Anet, szczególnie na tak małą ilość znaków. Wyodrębniłaś samo jądro przeżycia, co daje tekstowi pewną „siłę uderzenia”. Jest w tym ładunek grozy, związany głównie z dezorientacją bohatera,  a jednak zabrakło mi zbudowania atmosfery, stopniowania  napięcia, wszystko dzieje się nagle, tu i teraz. 

Może, żeby uzyskać grożę należałoby balansować pomiędzy tym co znane i bezpieczne, a jakimś delikatnym (mniej lub bardziej) zaburzeniem tego świata, czymś, co nie do końca się nam zgadza i co w naszej podświadomości odwołuje się do bliżej niesprecyzowanego zagrożenia?

Astrid, to dopiero był cios! Dobre. :)

Outta, fajny pomysł z zestawieniem wanny (bezpieczeństwa, nagości, odsłonięcia), z niebezpieczeństwem. Motyw z interpretacją wzoru na lustrze świetny. Nie znałem określenia pareidolia. Przyszło mi do głowy pewne ulepszenie, choć jest to ryzykowne, bo zwykle powstrzymuję się od wulgaryzmów, ale to akurat brzmi jak przybliżony anagram: “pierdolona pareidolia” . xD

Asylum, przepraszam, że w odwrotnej kolejności. Lubię takie minimalistyczne formy. Dużo pozostaje do dopowiedzenia samemu co jest siłą w przypadku tego wyzwania. Choć po drugim przeczytaniu nie jestem pewien czy intencją tego mini tekstu była odpowiedź na wyzwanie.

W tamtym wyzwaniu akurat chodziło o krótką scenkę, utrzymującą napięcie, i myślę, że mi się udało.

Do tego poszłabym bardziej w takie rozmycie (?) zagrożenia, nienazywanie go, niedopowiedzenie – ostatecznie najstraszniejsza jest zawsze nasza własna wyobraźnia.

Czyli właśnie Twoje: bliżej, głębiej ;)

 

Edyta, bo jakoś nie doczytałam: tak, delikatne zaburzenie tego, co znamy, niesprecyzowane zagrożenie. 

Przynoszę radość :)

ostatecznie najstraszniejsza jest zawsze nasza własna wyobraźnia.

Otóż to. I największe mistrzostwo polega chyba na tym, że autor dotyka w odpowienim czasie, odpowiednich strun wyobraźni czytelnika, nie za mocno, nie za słabo.

I mam jeszcze jedną koncepcję: narracja pierwszoosobowa.

Kiedy czytam “on”, myślę “on”, kiedy czytam “ja”, myślę “ja” ;)

Łatwiej się przestraszyć myśląc o sobie niż o kimś obcym ;)

Przynoszę radość :)

Nagryzmoliłam, tylko nie jestem pewna, czy o to chodziło. 

 

 

Stukanie w szybę wyrywa Igę ze snu. To nie jest dźwięk uderzania gałęzi o szkło, nie może być, to szóste piętro – dziewczyna uświadamia to sobie w ułamku sekundy i zakrywa głowę kołdrą. Po chwili jednak reflektuje się.

Nie jestem małą dziewczynką, nie mam pięciu lat – upomina się w myślach. Może coś się zaplątało. Zaczepiło.

Ostrożnie wygląda zza rąbka nakrycia.

Za oknem jest tylko ciemność. Nie widać nawet księżyca ani gwiazd.

Gdzie są gwiazdy?!

Powodowana niezdrową ciekawością podchodzi bliżej, przykłada nos do szyby.

Nic tam nie ma.

I wtedy, w nagłej poświacie księżyca, którego przecież nie było, widzi to. Czarny, rozmazany kształt, wychudzoną sylwetkę w powiewającym płaszczu. Postać zbliża się do niej, płynie w powietrzu, to szóste piętro, szóste piętro!, i nagle jest tuż za szybą, tak blisko, że mogłaby jej dotknąć.

– Wpuść mnie – słyszy szept tuż przy uchu.

Z krzykiem odskakuje do tyłu, upada na dywan, boleśnie uderza głową o ramę łóżka. Rozgląda się niespokojnie, ale poza nią w pokoju nie ma nikogo.

– Wpuść mnie – szepcze zjawa bez otwierania ust, prosto do jej mózgu, a Iga podnosi się powoli, na czworakach podchodzi do okna, sięga ręką klamki.

– Wpuść mnie…

Przynoszę radość :)

Anet, ciekawa wizja, mocno horrorowata. yes

Dzięki, ale chyba właśnie taka mało horrorowata wyszła :/

Przynoszę radość :)

Wszystko jest w Twoim fragmencie horrorowate, oprócz postaci wiedźmy :P Intrygujący motyw z brakiem gwiazd, ciarkogenny motyw z kimś za oknem na szóstym piętrze – to jest super.

Known some call is air am

No wiedźma tak wyszła przy okazji, z bliska to miał być bardziej Freddy, ale jakoś się inaczej napisało ;)

Przynoszę radość :)

Pożegnanie teściowej, czyli-halo to my, Łódzkie pogotowie.Astrid przyglądała się starszej kobiecie na wózku z ER-ki. Ta wyglądała jak karp wyjęty z wody. Sanitariusz zupełnie lekceważąc starszą panią, zagadnął był żartem, – pani Lundgren, to ile pani da za teściowá? – ta z kolei wyjęła zwinięte rulon, trzy stówki z pomiędzy bujnych piersi. Karp rozpaczliwie próbował złapać powietrze.– Nie lubię się dzielić, przykro mi pani Stanisławo, ale jest nas o jedną za dużo… – Uśmiechnęła się do niej szeroko i skinęła na sanitariusza. Ten wstrzyknął Pavulon w wężyk od kroplówki. Osobiście zatrzasnęła za mamusią drzwi karetki i uśmiechnięta otrzepała ręce. :)

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Wybaczcie, zadałem temat i sobie poszedłem, heh.

Asylum, dobre, naprawdę niepokojące. Działa na wyobraźnię.

Outta, też niezłe. Podoba mi się twarz na lustrze, no i fakt, że ,,czynnik straszący”, jeśli mogę go tak nazwać, najwyraźniej nie ma wobec Sandry złych intencji, a jednak budzi u niej grozę. To mój ulubiony schemat spotkania z nadprzyrodzonym.

kronos, fajny motyw z morderczą studnią-narratorką. Przypomniał mi się pierwszy tom ,,Lock & Key”… i rodzinna legenda z działki mojej babci. ;)

Anet, jeśli dobrze zrozumiałem, bohaterka dzieckiem nie jest, ale twój tekst, z ciemnością za oknem i czarownicą straszącą Igę, ma dla mnie atmosferę właśnie dziecięcego koszmaru. Dobre.

Astrid, trochę inny styl straszenia niż ten, o który mi chodziło, ale mi się podoba. :)

 

Aha, a propos dyskusji Anet i kronosa – właśnie do czegoś takiego zmierzałem. Chodzi o igranie z wyobraźnią czytelnika i straszenie za pomocą mniej oczywistych elementów niż na przykład stwór, który chce po prostu – brzydko mówiąc – zeżreć bohatera.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

 

Kapibara zajmuje kolejkę.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Od kuźni stale niósł się stuk. W gruncie rzeczy niegłośny, szmer naśladujący i nie za prędki. I tak łatwy do odgadnięcia, jak piekło ze swymi rozkoszami dla grzesznika. Zawsze znajdujący czas dla słuchacza i zwrócony ku niemu. Takie to rzadkie w świecie, który dba tylko o siebie, a jak na innych patrzy, to by cudze dobra ukraść.

Wzywał.

Mimo późnej pory kowal pracował wytrwale, nie ustając ni na chwilę. Całkiem nieludzko to brzmiało i niby melodia. Robotnik nie okazywał sobie zmiłowania. Niezmordowany. A taka praca w istocie wykańcza.

Stuk, stuk.

Stuk.

Pukanie dobijało się do serca.

Wytrwale.

Jak bies kuł.

Była tuż. Solidny budynek. Część mieszkalna w zasadzie nieoddzielona od rzemieślniczej. Dość wąskie okna, zawarta furtka, ale żadnej zwierzyny w obejściu, tylko materiały i niekończąca się praca.

Stała i czekała.

Poznając, słuchała, to umiała najlepiej.

Tamto wiedziało, więc ze środka dobiegło uderzenie jak obuchem i prosto w pierś, choć nie łamiące żeber, ściskające je wokół miażdżonych płuc.

Nie dało się podejść.

Łzy stanęły muzyczce w oczach.

Ból nieznośny.

Umieranie.

Piekło mniej dręczy.

Ale tak naprawdę to cisza, wcielona i nieludzka, wroga, a zarazem ciekawa, lecz przede wszystkim nienasycona cudzą udręką. Wzywająca. Brała do siebie, namawiając: chodź, nie zwlekaj, podaruję nie mniej niż świat.

Spełniało obietnicę, rozpoczynając swą pracę od mrozu.

Wszystko pomieszane.

Tam pewna zguba.

– Nie idź! – coś w niej wołało.

Dobra rada.

Nie posłuchała oczywiście.

Zajrzała do środka.

Piec rozpalony. We wnętrzu jasno przez czerwony odblask. Ogień posłuszny sługa robotnika z młotem. Liczne szczypce, obcęgi i pilniki. Wyposażenie budzące grozę i używane zgodne z przeznaczeniem do torturowania stali, która po zahartowaniu powinna skuteczniej spełniać wyznaczone sobie zadania. Teraz krzyczała na wielkim kowadle bitym bez miłosierdzia i to nie przez jeden młot, ale aż dwa. Obecnemu robotnikowi nie wystarczał zwykły trud, musiał go co najmniej podwoić. Tłukł niezmordowanie. Wcale nie tak wolno. Ale większość nie brzmiała dźwiękiem. Czymś niewypowiedzianie straszniejszym.

Wzdrygnęła się, bo widok co najmniej zaskakiwał. Kowadło spływało krwią. Obuchy podobnie.

Ślady zbrodni!

W skroniach zadudniło.

Czaszka prawie rozsadzona.

Kres!

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Jastek – bardzo malownicze :)

Przynoszę radość :)

Ja myślę, że przerażanie ma przede wszystkim być malownicze.

To obrazek, kiedy czas stoi.

Dynamika zmniejsza grozę.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Yyyy…

To mnie się wydaje zupełnie inaczej :/

Przynoszę radość :)

Ale popatrz, tam żadnego działania.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

No właśnie.

My się chyba nie zrozumieliśmy. Jest malowniczo czyli ładnie, przyjemnie opisane. To nie przeraża (mnie). Albo jestem za mało wrażliwa po prostu ;)

Przynoszę radość :)

Nie mam na razie pomysłu na tekst, dlatego tylko komentuję.

Asylum, jest horrorowy szkarłat, są niedopowiedzenia, wszystko w krótkiej formie.

Outta, ciekawie zaczyna się ta historia. Chętnie przeczytałabym dalszy ciąg. Groza jest, ale bardziej tajemnica.

Astrid, w sumie przedstawiłaś najbardziej realistyczne zagrożenie.

Anet, zgodzę się z Outtą, było groźnie, tylko ta postać czarownicy… Ale udany fragment.

Kronosie, miałeś oryginalny pomysł. Domyśliłam się wcześniej, że chodzi o studnię, jednak nie zmniejszyło to grozy sytuacji.

Jastku, długo budujesz nastrój, a groza pojawia się pod koniec opowiadania. Stosujesz obrazowe porównania i dużo niedopowiedzeń.

No, rzeczywiście głupio to jakoś wygląda, bardziej śmiesznie niż strasznie, wyrzuciłam wiedźmę ;)

Przynoszę radość :)

Anet, teraz jest dużo lepiej. Wyrzuciłabym jeszcze spiczasty kapelusz, kojarzy się z wiedźmami. 

Jastek, próbuję się jakoś ustosunkować do twojego fragmentu, ale… nie do końca go rozumiem. Inaczej – rozumiem tyle, że dziewczyna obserwuje kuźnię, w której wydarzyło się coś strasznego. I to jest w porządku, mamy niedopowiedzenie – jednak moim zdaniem doszło do lekkiego przerostu formy nad treścią.

Anet, zmiana nie wpływa na moją opinię. Nadal dobre. :)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Wyrzuciłam kapelusz. Jeszcze trochę i w ogóle tę zjawę rozbiorę ;)

Dzięki Wam :)

 

Przynoszę radość :)

– A Czerwony Kapturek pomyślał: „Odtąd nigdy nie będę biegała po lesie, gdy mi mamusia zabroni!” – przeczytał mężczyzna. – Koniec. A teraz czas spać – oznajmił, zwracając się do słuchającej opowieści dziewczynki.

Ania skinęła głową i naciągnęła kołdrę na nos, pokazując, że jest gotowa do snu. Mężczyzna przetarł załzawione oczy, pocałował ją w czoło, zgasił lampkę, zanurzając pokój w bladym świetle księżyca, i wyszedł.

 

Smagane wiatrem gałęzie topoli stukały o szybę.

– On cię nie kocha. – Usłyszała nagle znajomy głos.

– Cicho bądź! Tata zabronił mi ciebie słuchać! – odparła dziewczynka.

– Wolisz słuchać kogoś, kto cię okłamuje?

Dostrzegła wspinający się po ścianie cień.

– Tata mnie nie okłamuje – oznajmiła.

– To dlaczego nie powiedział ci prawdy o mamie? – Cień powędrował na sąsiednią ścianę.

– Mama jest na wycieczce i niedługo wróci – stwierdziła dziewczynka.

– To jedno z kłamstw. Pomyśl. Czy mama nie odzywałaby się do ciebie przez tydzień? Nie zadzwoniła?

– Przestań! – Dziewczynka naciągnęła kołdrę na oczy. – Tata nigdy by mnie nie okłamał! Po co miałby to robić!

– Nie chce ci powiedzieć prawdy, bo wie, że wtedy mu uciekniesz.

Ania wyjrzała spod kołdry jednym okiem. Cień jakby odkleił się od ściany i zniknął gdzieś na podłodze.

– Jakiej prawdy? – zapytała.

– Że mama na ciebie czeka. Czym dłużej on ma ciebie przy sobie, tym dłużej ona czeka.

– Tak naprawdę sam nie wiesz gdzie jest mama – stwierdziła dziewczynka.

– Nie tylko wiem, ale mogę cię do niej zaprowadzić.

– Nie wierzę ci. – W głosie Ani dało się wyczuć wątpliwość.

– A gdy ją zobaczysz to mi uwierzysz?

Dziewczynka miała wrażenie, że za oknem przeszła jakaś postać.

– Kto to? – zapytała Ania.

– To ona. Przez cały czas cię szuka, ale nie może tu wejść, dopóki jej nie wpuścisz.

Dziewczynka wstała z łóżka i podeszła ostrożnie do okna. Czubek topoli bujał się pod wpływem wiatru, co chwilę dotykając szyby. Poniżej ujrzała oświetlone światłem księżyca dachy domów.

– Nie widzę jej – stwierdziła.

– Otwórz okno.

Ania posłusznie otworzyła jedno skrzydło okna. Do jej pokoju wdarł się podmuch nocnego, letniego wiatru.

– Gdzie ona jest? – zapytała.

– Chyba już poszła dalej. Musisz do niej wyjść.

– Ale tu jest wysoko – zauważyła dziewczynka, wspinając się na parapet.

– Nie martw się, to jedyny sposób, żebyście się znów zobaczyły.

– Co mam zrobić? – zapytała, stojąc przed otwartym oknem.

– Krok do przodu. Uniosę cię.

Łukasz

Hej Luken!

 

Dobre! Chyba najbardziej horrorowate ze wszystkich.

 

– Co mam zrobić? – zapytała, stojąc przed otwartym oknem.

– Krok do przodu. Uniosę cię.

Dwie ostatnie linijki to jak dla mnie już trochę za dużo oczywistości.

Luken – fajne, podobało mi się, jest niepokój, napięcie, dobre :)

Przynoszę radość :)

[szukałam, czy jest wymóg trzeciej osoby, ale nie znalazłam]

 

Uporczywe kapanie wody nie pozwalało mi spać.

Wymacałem przełącznik lampki stojącej na nocnej szafce. Pstryk. Krople wody odpowiedziały echem.

Pstryk i nic. Nadal ciemność. Wstałem i po omacku skierowałem się w stronę drzwi do łazienki. Cholerne hotelowe pokoje. Zawsze coś się zepsuje.

Dywan był podejrzanie miękki, jakbym szedł po mchu. Stopy zapadały się, a im bliżej byłem miejsca, gdzie powinna być łazienka, tym głośniej słyszałem nie tylko przeklęte kapanie, ale też plaśnięcia za każdym krokiem.

Przystanąłem i pochyliłem się, unosząc jednocześnie stopę, a kiedy jej dotknąłem palcami, coś owinęło się wokół nadgarstka, by niemal natychmiast puścić.

Plask. To nie moja stopa, to – to coś. Coś jakby roślinna wić.

Pomacałem rękami wokół siebie. Pokój był nieduży, to niedrogi hotel, a mimo to nie mogłem dosięgnąć żadnej ze ścian. Uderzyła mnie też martwa cisza, a przecież, kiedy kładłem się spać, wyraźnie słyszałem chrapanie sąsiada, zastanawiałem się nawet, czy zdołam zasnąć. Teraz nic oprócz głuchego pogłosu spadających kropel, rozbijających się o – o co? Ten dźwięk nijak nie pasował do lepkich plaśnięć, jakie wydawały stopy, kiedy je podnosiłem i opuszczałem na oplatający się wokół kostek dywan.

Zrobiłem kolejny krok. Dywan nadal był miękki, lecz bardziej jak błotnista woda na bagnie.

Kapanie wody przybrało na sile.

„Nie”– pomyślałem. „To tylko sen. Jeśli wrócę do łóżka, obudzę się i zdołam dotrzeć do łazienki, żeby wyłączyć wodę”.

Odwróciłem się i chciałem pobiec z powrotem, ale po kilkunastu krokach w całkowitej ciemności, z dywanem usiłującym mnie wciągnąć w pełną mlaszczących dźwięków toń pod nogami, zorientowałem się, że nie potrafię znaleźć łóżka.

Biurko, okno, szafka nocna… Szafka nocna! Zaraz po przebudzeniu była na miejscu!

„Tak jak łóżko, leżałem przecież na łóżku”.

Jeśli będę szedł dostatecznie długo, rozumowałem, na coś w końcu trafię. Oczy muszą się w końcu przyzwyczaić do ciemności.

Nie, jeśli tu nie ma żadnego źródła światła.

Okno. Za oknem musi być księżyc, gwiazdy, latarnia uliczna.

Przystanąłem i nasłuchiwałem.

Kap, kap, plusk. Kolejna wić owinęła się wokół mojej kostki i zaczęła pełznąć ku górze. Schyliłem się, żeby ją odgonić i znalazłem się w potrzasku. Upadłem twarzą w dywan, w cuchnące bagno.

Kap, kap, kap – rozlegało się teraz tuż nade mną.

Zacząłem gorączkowo rozgarniać dywan rękami i poczułem, że palce wrastają w jego wątki, sięgają daleko, a woda obmywa mi ciało, kołysze do snu.

Tak, do snu, pragnąłem przecież się wyspać, dlatego się tu zatrzymałem. Teraz leżę w ciepłym łóżku, a wici śpiewają kołysankę z kropli wody. Rozpływam się w bagnistym śnie, gdzieś na dole miga światełko, ale nie potrzebuję go już. Śpię. Tego przecież pragnąłem.

http://altronapoleone.home.blog

Drakaino, jest horror i tajemnica. Początkowo wyglądało, jakby znalazł się w lesie, później w koszmarze, a na końcu… może w jakiejś bagnistej mogile?

Drakaina – tak, zdecydowanie horrorowate :)

Przynoszę radość :)

No właśnie nie wiem, czy nie poszłam na łatwiznę, pisząc po prostu horror zahaczający o body horror ;)

http://altronapoleone.home.blog

Nie komplikuj! 

Dla mnie bez różnicy, czy ktoś poszedł na łatwiznę czy nie, chodzi o to, żebym chciała to czytać ;)

Przynoszę radość :)

Fajne heart

http://altronapoleone.home.blog

Luken, jednocześnie smutne i niepokojące. Podobają mi się liczne możliwości identyfikacji postaci, z którą rozmawia dziewczynka.

drakaina, dobrze oddana atmosfera koszmarnego snu. Scena faktycznie w klasycznie horrorowym stylu, ale nie ma w tym nic złego.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

OK, jest szesnasty, pasuje ogłosić wyniki.

Walka była bardzo wyrównana, po długim namyśle pałeczkę przekazuję…

… Anet!

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Gratulacje Anet!

Gratsy, Anet :)

Known some call is air am

Gratulacje!

O.

Nie spodziewałam się.

Bardzo mi miło i w ogóle, ale nie mam pojęcia, co mogłabym wymyślić. Czy mógłby mnie ktoś uratować?

Przynoszę radość :)

Możesz dać temat: na ratunek i pod niego wymyślić jakieś wyzwanie ;)

Known some call is air am

Ech… Liczyłam na coś w stylu: “ja to zrobię” ;)

Przynoszę radość :)

Masz czas do niedzieli, żeby się zastanowić, ale jeśli naprawdę nie masz pomysłu, mogę wyznaczyć kogoś innego. 

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

SNDWLKR zrób listę top 3 i jak osoba wyżej się podda, to zadanie spadnie na osobę niżej ;) .

Łukasz

O, dobry pomysł.

Podium prezentuje się następująco:

I – Anet

II – Outta Sewer

III – kronos.maximus

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

O, brązowy medal mam. laugh

To ja już się poddaję, naprawdę.

Przynoszę radość :)

Anet, na pewno coś fajnego wymyślisz. Nie rezygnuj!

 

Bo Outta przejmie pałeczkę i zaroi się od jakichś sturękich demonów, czy seksu z zombiakami. laughwink

No, widzę, że mam jakąś renomę u Kronosa wyrobioną :) Informuje kolegę, że nie tylko takie rzeczy piszę, jak masz kilka minut to możesz sprawdzić szorta Mały chłopiec" :) I nie wiem jakie wyzwanie miałbym dać, już raz miałem robić, ale przejęła Astrid, bo nie miałem czasu i pomysłu :)

Known some call is air am

Wiem, wiem. ;) Czytałem więcej Twoich tekstów, np. “Eleos”, czy “Ruch jest życiem”. To ostatnie wyjątkowo mi się podobało. Chętnie przeczytam “Małego chłopca”, dzięki za namiar!

 

EDIT: Zacząłem czytać i przypomniałem sobie, że to też czytałem. Little boy, tak, pomysł przedni!

Nowa Fantastyka