- Opowiadanie: Ambush - Wyzwanie #12 Między ustami a brzegiem pucharu

Wyzwanie #12 Między ustami a brzegiem pucharu

Wątek organizacyjny.

 

Poprzednie wyzwania:

Wyzwanie #1: Fragment fantasy

Wyzwanie #2: Prawda jak oliwa

Wyzwanie #3: Poleje się krew

Wyzwanie #4: W zawieszeniu

Wyzwanie #5: Bo to się zwykle tak zaczyna

Wyzwanie #6: Opisy, fatalne zauroczenie

Wyzwanie #7: Przejęte dowodzenie

Wyzwanie #8: Pandora uchyla wieczko

Wyzwanie#9: Casting na bohatera

Wyzwanie#10: Więcej was matka nie miała?

Wyzwanie#11: Fantastyczny projektant

Oceny

Wyzwanie #12 Między ustami a brzegiem pucharu

Temat:

Chciałabym abyście sprawili, że czytelnicy nie będą jeść i spać, dręcząc się wątpliwościami, co do losów bohaterów. Oczekuję fragmentu, którego zakończenie będzie niejednoznaczne, gdzie będą możliwe różne “endy”.

 

Terminy:

Publikacja fragmentów: 16.05-22.05

Wyniki: do 27.05

 

Limit:

400 słów.

 

Bonus:

Im większe rozczapierzenie możliwych zakończeń tym lepiej.

 

Gatunek:

Zalecana szeroko pojęta fantastyka

Koniec

Komentarze

O, Ambush. chcesz zwrotu akcji, finału, bez zakończenia. ;--) Ot tak.

Wiesz, co dostaniesz?

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Nie bez zakończenia. Chodzi mi o sytuację, kiedy bohater wisi nad przepaścią, ostatni palec zsuwa się ze skały… Nagle nad nim pojawia się głowa znajomego. Czy uratuje go, a może kamieniem walnie w ostatni palec nieszczęśnika.

Chciałabym, żeby to było przekonujące, czyli człowiek nad przepaścią nie może być przypadkowo jadącym tamtą drogą listonoszem;)

Musisz doprowadzić do sytuacji kiedy wszystkie opcje będą prawdopodobne, może nie na równi, ale wiarygodnie.

Lożanka bezprenumeratowa

Oo, jak ja lubię niejednoznaczne zakończenia. ;) Na ostatnie wyzwanie się nie wyrobiłem, więc teraz spróbuję.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Ryż z curry i niedogotowana, na wpolżywa ośmiornica. Czy łajba zatonie? Czy ośmiornica wróci do oceanu?!

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Astrid może być, ale opisz proszę kuchnię, sztorm i ośmiornicę;)

 

Lożanka bezprenumeratowa

SNDWLKR trzymam kciuki!

Lożanka bezprenumeratowa

Yes, zmieściłem się w limicie:

 

– Uff… Czemu dałem się w to wrobić? – sapnął Kentaro. Po całym dniu wędrówki przez kwasową pustynię miał serdecznie dość wszystkiego.

 – Jęcz dalej, a zepchnę cię z tego zbocza – warknął idący przed nim Maddox. – Wiedziałeś, że w końcu do tego dojdzie.

Kentaro ostentacyjnie przystanął, opierając dłonie na kolanach.

– Z powodu tej dziwnej „przepowiedni”, którą wymyślili kolesie z Aleksandrii? – Dysząc ciężko, mordował wzrokiem swojego towarzysza. – Błagam cię, to wszystko jakaś kpina. Ciągle im wierzysz?

Maddox gwałtownie się zatrzymał i odwrócił, posyłając Kentaro piorunujące spojrzenie.

– Komuś muszę – syknął i ruszył dalej.

– Kretyn – mruknął pod nosem Japończyk. Westchnął i z trudem dogonił dawnego przyjaciela, w ostatniej chwili unikając wpadnięcia w bulgoczącą kałużę kwasu. – Cholera… To może wyjaśnisz mi przynajmniej, dlaczego, skoro już musimy być tutaj, idziemy pieszo i bez przewodnika? Jakiś nomad na pewno by nas poprowadził, gdybyśmy mu zapłacili.

– I mógłby nas wydać, gdyby ktoś inny zapłacił mu więcej – odparł Maddox. – Po akcji w Szanghaju wszyscy nasi są na celowniku. Na razie musimy sobie radzić sami.

– Ach… Czyli twierdzisz, że znasz drogę?

– Zhangye Danxia trudno przeoczyć, Ken.

– Nie odpowiedziałeś mi.

Maddox milczał, więc Kentaro zastąpił mu drogę.

– Kurwa mać, tak właśnie myślałem! – krzyknął. – Jesteśmy w jednym z najbardziej skażonych miejsc na tej planecie i szukamy gościa, który najpewniej od siedmiu lat leży martwy! Zgubiliśmy się i sczeźniemy tutaj, bo ty stwierdziłeś…

– Kentaro…

– Nie przerywaj mi! – Złapał Maddoksa za poły kurtki i przyciągnął do siebie. – Gówno mnie obchodzą twoje badziewne ideały i nie zamierzam za nie ginąć, jasne?! Już nie!

– Kentaro… Odwróć się.

– Że co? – Napastnik odruchowo obrócił głowę i zerknął za siebie. Natychmiast pożałował.

Otaczała ich grupa kilkudziesięciu obdartusów wychylających się zza skał i połamanych słupów przesyłowych. Wyglądali trochę jak nomadzi – ale ci zazwyczaj nie pojawiali się w tak dużej liczbie.

– Fuck, fuck, fuck… – jęknął Kentaro, wodząc wzrokiem po obcych. Puścił Maddoksa, który tkwił w miejscu jak sparaliżowany. Tak zwana przepowiednia najwyraźniej nie przewidziała obecnej sytuacji.

Nieznajomi – na razie – nie wydawali się wrogo nastawieni, ale ich wyposażenie budziło obawy. Prawie każdy miał jakąś broń – od współczesnych karabinów po chińskie halabardy i łuki, których spokojnie mogliby używać wojownicy Czyngis-chana.

Nagle jeden z nich, chyba przywódca, powoli uniósł rękę. 

– O nie… Maddox – powiedział grobowym głosem Kentaro – jeśli wyjdziemy z tego żywi, przysięgam… Zabiję cię.

 

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Dobre. Kiwam się nad przepaścią, rozpaczliwie machając rękami!;)

Podobało mi się i bardzo chciałabym, żebyś to dokończył.

Jedyna przyczepka, to walka na spojrzenia, przy niej się przycięłam.

Lożanka bezprenumeratowa

Siwy Maur przyłożył pozłacaną lunetę do oczu. Rubiny i brylanty w pierścieniach wciśniętych na spuchnięte palce mieniły się w przedpołudniowym słońcu Andaluzji. Śledził dwójkę młodych małżonków, którzy wybrali się na sobotnią wycieczkę. Coś go tknęło, bo zbiegł z piętra swojej willi na wzgórzu i krzyknął:

– Zabrał ją w góry! Wyślijcie za nimi najlepszego zwiadowcę, nie ufam temu trefnisiowi, co to kasydami omotał moją córkę!

 

***

 

Baha i Nad­żi­ba po­dą­żają w cie­niu za­chod­nich zboczy Sier­ra Ne­va­da. Mężczyzna idzie z tyłu, ob­ser­wu­jąc lniany welon spły­wa­jący z ple­ców na pu­szy­ste po­ślad­ki żony. Ob­li­zuje się. Lubi ob­fi­te ko­bie­ce kształty. Ale jesz­cze bar­dziej lubi ob­fi­te po­kła­dy złota, a Nad­żi­ba ma go pod do­stat­kiem.

Nie bę­dzie to grzech, bo prze­cież nie ruszy jej nawet pal­cem. Zna góry jak wła­sną kie­szeń. Po­dej­ście od tej stro­ny jest łatwe, ale zejdą zboczem pół­noc­nym, gdzie ścież­ka zwęża się i pro­wa­dzi nad kil­ku­dzie­się­cio­me­tro­wą prze­pa­ścią. Kor­pu­lent­na Nad­żi­ba źle po­sta­wi stopę i – zupełnie przypadkiem – runie w cze­luść.

Ce­lo­wo nie ucznię żad­ne­go gestu – planuje Baha. Będę stał, blo­ku­jąc jej po­wrót, za­chę­ca­jąc do pod­ję­cia próby. “Na pewno ci się uda, Nad­żi­ba, nie poddawaj się, krok po kroku”. Uśmiech Bahy ma­sku­je gęsta broda, ale oczy błysz­czą zło­wro­go.

 

Wąska ścieżka wyłania się zza grani, po lewej strony przepaść, po prawej ściana. Nadżiba waha się:

– Nie ma innej drogi, mężu?

Tłuścioch gotów mi ze­psuć cały plan, ale niedoczekanie, myśli Baha.

– Nie ma, mi amada. Idąc tędy zobaczysz Al-hambrę z najpiękniejszej strony. To perła osadzona w szmaragdach, taka jak ty.

– Skoro tak ładnie do mnie mówisz… – Nadżiba obdarza męża najsłodszym ze swych uśmiechów, a potem drżącymi rękoma opiera się o skałę, ostrożnie stawiając kroki.

Tęga kobieta, ale nietęgi rozum – myśli Baha. Drwinę zdradza jego trzęsąca się od niemego śmiechu pierś.

– Śmiejesz się, kochany? – Nadżiba coś wyczuwa, bo odwraca się i badawczo spogląda na męża. Przypadkiem zerka w przepaść, co przyprawia ją o zawrót głowy. – Proszę, cofnijmy się, nie dam rady!

– Ach, jasna jak po­ra­nek, o pięk­nie skle­pio­nej pier­si, jakże miałabyś nie dać rady? – Tym razem i broda Baha trzesie się ze śmiechu.

Nadżiba widzi, że mąż z niej kpi. Obraca się, zdecydowana wracać, ale Baha stoi i ani drgnie.

– O żono, o wło­sach czar­nych jak wę­giel, o pro­stych ple­cach, o no­gach przy­wo­dzą­cych na myśl smu­kłe pędy palmy…

– Baha! Błagam, przepuść mnie.

– O oczach bez­bron­nych i za­mglo­nych ni­czym oczy ga­ze­li…

Więcej nie trzeba, dziewczyna rozumie wszystko. On chce jej zguby, celowo ją tu sprowadził. Wypełnia ją rozpacz i rozczarowanie. Postanawia skoczyć z własnej woli.

 

Powietrze przeszywa świst, a potem trzask, jakby kamień uderzył o kamień. Fragment skały pod stopą Baha odłamuje się, a zdumiony mężczyzna czuje, że traci podparcie. Zsuwając się w czeluść, wystawia rozpaczliwie rękę, chcąc chwycić za tunikę żony.

Kilkanaście metrów dalej, z opuszczonym łukiem stoi zwiadowca i uważnie obserwuje scenę.

Kronosie, opowieść o podstępnym Baha/Basie/Bahu;) spodobała mi się, ale mniej podobał mi się wstęp. 

Sama opowieść jest zabawna i trochę przerażająca, a wstęp drętwy. Rzuć sobie okiem tak czysto warsztatowo. Co do zakończenia, to nie do końca satysfakcjonuje mnie rozpiętość możliwych zakończeń;)

Lożanka bezprenumeratowa

Ambush, dzięki. :) Chyba mogę już się przyznać, że wszystkie fragmenty, które jak dotąd wrzuciłem w ramach wyzwań, dzieją się w tym samym uniwersum. Aktualnie pracuję nad jego, by tak rzec, odcinkiem pilotażowym, więc ta historia raczej na pewno będzie mieć ciąg dalszy.

kronos, przypomniał mi się ,,Rękopis znaleziony w Saragossie”. :) Jest kilka możliwych zakończeń, ale wszystkie dość podobne do siebie (główne pytanie brzmi ,,kto spadnie”?).

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

ale mniej podobał mi się wstęp. 

crying Myślałem, że ojcec z ręką obciążoną pierścieniami na tle gór Andaluzji jest wystarczająco malowniczy.

Rzuć sobie okiem tak czysto warsztatowo.

Kurcze, patrzę i nie widzę, chyba tekst by musiał odczekać, a tu nie ma czasu. Może jakaś podpowiedź? Może kolejność zdań trochę przypadkowa? Za dużo informacji na raz? Byłem pod presją 400 słów, ciężko się w tym zmieścić.

 

nie do końca satysfakcjonuje mnie rozpiętość możliwych zakończeń

Jest kilka możliwych zakończeń, ale wszystkie dość podobne do siebie (główne pytanie brzmi ,,kto spadnie”?).

To nie takie proste. ;) Baha może nie spaść, on tylko się zsuwa, jest bardzo zwinny i pewnie złapie się czegoś, może żony, może skały, może drzewa. Ale nie to jest tu istotne. Patrzycie tylko na najbliższe kilka minut, a mi chodziło o możliwe scenariusze potem. Bo co jeżeli nikt nie spadnie? Czy Baha będzie się tłumaczył, że to był tylko żart? Czy żona mu wybaczy? Co ojciec na to? Czemu zwiadowca celował pod nogi faceta, a nie w niego? Pytań i możliwości jest multum. wink

 

SNDWLKR, super fragmencik! Ilość możliwych scenariuszy jest naprawdę spora. Zakładam, że będzie mała potyczka, po której dojdą do porozumienia, a przy okazji wyjdzie na jaw jakaś tajemnica. :)

Podoba mi się to, że Twoje fragmenty dotyczą jednego uniwersum, bo pamiętam wyzwanie “Więcej was matka nie miała” i podobała mi się Twoja koncepcja. Szkoda, że nie zdążyłeś na wyzwanie #11, bo ciekawy jestem co byś wymyślił. Możesz jeszcze napisać, choć zwycięzca już wyłoniony.

Fajnie, że połączysz fragmenty w całość!

 

AstridLundgren, motyw z ośmiornicą mógłby być fascynujący, szczególnie, że to bardzo inteligentna bestia. Szkoda, że tak pokrótce potraktowałaś. Chociaż z drugiej strony 400 słów to kres górny, nic nie ma o minimalnej ilości słów.

Kronosie nie chodziło mi o jakieś wielkie błędy. Po prostu krótki fragment mi się przycinał, skłaniał do czepiania, a pozostałe kawałki wciągały po uszy.

Lożanka bezprenumeratowa

Mam w przygotowaniu MUU. Czyli co by było, gdyby krowy hodowano nie że względu na mięsność, tylko na inteligencję. No bo jak by to było, gdyby mnie Mućka w szachy ograła.. Na hak z dziwką! Ty mnie ograłaś ja cię wypatroszę! I kto tu jest teraz mądry, hę?!

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Hak z dziwką?;)

Lożanka bezprenumeratowa

To kto wygrał?

silver_advent, uprzedziłeś mnie z pytaniem. ;)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Z komentarzy Ambush wynika, że wygrał SNDWLKR, chyba, że coś pomyliłem. ;)

Bardzo Was przepraszam. Życie zmieniło się w blender;/

Wygrał SNDWLKR

 

Lożanka bezprenumeratowa

SNDWLKR – czyta się przyjemnie, ale jakoś mnie nie wciągnęło.

Kronos.maximus – przyjemne.

Przynoszę radość :)

Dzięki Anet, to miłe. laugh

Ambush,

Bardzo Was przepraszam. Życie zmieniło się w blender;/

Spoko, mam nadzieję, że już wszystko w porządku. :)

Wygrał SNDWLKR

Dzięki! Zastanowię się i jutro wrzucę nowe wyzwanie.

 

Anet,

SNDWLKR – czyta się przyjemnie, ale jakoś mnie nie wciągnęło.

No cóż, bywa i tak. Ważne, że przyjemnie się czytało. ;)

 

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Nowa Fantastyka