- Opowiadanie: Krokus - Wyzwanie#10: Więcej was matka nie miała?

Wyzwanie#10: Więcej was matka nie miała?

Wątek organizacyjny.

 

Poprzednie wyzwania:

Wyzwanie #1: Fragment fantasy

Wyzwanie #2: Prawda jak oliwa

Wyzwanie #3: Poleje się krew

Wyzwanie #4: W zawieszeniu

Wyzwanie #5: Bo to się zwykle tak zaczyna

Wyzwanie #6: Opisy, fatalne zauroczenie

Wyzwanie #7: Przejęte dowodzenie

Wyzwanie #8: Pandora uchyla wieczko

Wyzwanie#9: Casting na bohatera

Wyzwanie#10: Więcej was matka nie miała?

Oceny

Wyzwanie#10: Więcej was matka nie miała?

O co chodzi?

Nie zawsze da się wprowadzić kolejnych bohaterów po kolei. Dialog dwóch postaci? Świetnie! Trzech? Hmm… mogą pojawić się problemy. Czterech? A trzy to nie jest już dużo?

Otóż to! Czasami na scenę wchodzi naraz kilku aktorów – wyrażają się werbalnie i niewerbalnie, są obserwowani oraz oceniani przez narratora, a co najważniejsze – przez czytelnika. Od nas zależy, czy biedaczek dozna przepalenia styków, czy płynnie wejdzie w scenę i z drżeniem serca będzie śledził poczynania “Jedynki”, która podkochuje się w “Dwójce”, ale trwa w związku z “Trójką”.

Napisz scenę, gdzie występuje co najmniej trzech bohaterów tak, by czytelnik potrafił ich rozróżnić: znał ich przezwiska, imiona i/lub nazwiska, oraz potrafił o każdym podać chociaż jedną informację: Honey Bunny jest roztrzęsioną trzydziestką, Pumpkin zgrywa twardziela, ale Jules… Jules to najprawdziwszy “Bad Motherfucker”. Mile widziane będą również szczegóły dotyczące wyglądu.

 

*odnosząc się do tytułu wyzwania – nie, postacie nie muszą być spokrewnione :P

 

Terminy:

Publikacja fragmentów: 16.04-24.04

Komentarze: From here to eternity!

Wyniki: do 30.04 (albo po prostu – do majówki)

 

Limit:

To dość trudne zadanie, proponuję limit do 600 słów z delikatnym marginesem.

 

Dodatkowe punkty:

Im więcej bohaterów, tym lepiej, ale najważniejsze by cel został osiągnięty!

 

Fantastyka:

Opcjonalna

Koniec

Komentarze

Hmm,

 

dawno nie brałam udziału w tych wyzwaniach. Mam porzucony jakiś czas temu fragment, który chętnie poddam ocenie, bo trochę tych postaci w nim występuje:

 

 

 

Pierwsze godziny po zmierzchu były najgorsze. Cicho przemykające cienie, szmery i pohukiwania, a nade wszystko niepewność, która kazała wątpić zmysłom i wierzyć dawno zasłyszanym opowieściom. Opowieściom nie z tego świata, bo tylko takimi raczyła go babka. Teraz wyciągał je z odmętów pamięci, składał w całość i nadawał im nowych kształtów.

Szmaragdowy Las budził strach nawet w ciągu dnia. Podobno bacznie obserwował przybyszów, oceniał i decydował, komu będzie dane opuścić to miejsce. Tylko człowiek prawy mógł mieć nadzieję, że przeżyje w nim wystarczająco długo, by znaleźć wyjście. Dlatego też Las stał się swoistą próbą niewinności dla wszelkiej maści przestępców i tych podejrzewanych o przestępstwo czy jeszcze gorzej – o kontakty z siłami nieczystymi. Gęste knieje stały się miejscem spoczynku wielu, co utwierdzało lokalnych stróżów sprawiedliwości, że zarówno metoda udowadniania winy, jak i sposób wymierzania kary były właściwe.

Adalbert miał na sumieniu tyle co nic – przynajmniej we własnym mniemaniu. Kradzież i pochodzenie. Pierwsze było pretekstem, drugie zaś solą w oku proboszcza. Jedno i drugie wiązało się ze sobą nierozerwalnie, ponieważ bękart nie miał zbyt wielu szans na uczciwy zarobek. Dopóki jednak żyła babka, dopóty patrzono na wszystko przez palce. I chociaż to właśnie ona powinna być „sądzona przez Las”, to nikt nie ośmielał się tego proponować. Wprost przeciwnie – traktowano ją z szacunkiem, jakie budzą lęk przed nieznanym i wdzięczność.

A okoliczna ludność miała jej za co dziękować – odbierała porody, leczyła chorych, pomagała odejść na tamten świat starym. Przeganiała także złe duchy, które zwabione ciepłem domowego ogniska, opuszczały Las i zagnieżdżały się w ścianach chałup. Babka zmarła jednak zimą, ale pogrzeb wyprawiono na wiosnę, bo zmarznięta ziemia nie ustępowała pod naporem łopaty grabarza.

W tym czasie wieśniacy tłumnie odwiedzali zmarłą. Jej ciało nie nosiło oznak śmierci – policzki były bardziej rumiane niż za życia, wargi czerwone jak majowa poziomka, a skóra gładsza niż u dziewczęcia wchodzącego w dorosłość. Jedni nazywali to cudem i chcieli dotknąć chociaż rąbka sukni, by samemu doświadczyć tej mocy. Inni podejrzewali diabelskie siły, ale powodowani ciekawością wchodzili trwożnie do starej izby, w której leżała babka. Byli też tacy, co nie tyle podejrzewali działanie diabła, ale byli go pewni. I do tej grupy zaliczał się proboszcz oraz wójt, który siedział mu w kieszeni.

I to właśnie z proboszczem miał na pieńku Adalbert. To właśnie jego najczęściej okradał, bo to właśnie on trzymał grubą łapę na największych bogactwach wsi. I chociaż Adalbert nigdy nie ośmieliłby się okraść kościoła, bo babka zawsze mu powtarzała, że każde bóstwo wymaga szacunku, to plebania nie była dla niego żadną świętością. Zresztą dla rzeczonego proboszcza także nie była. Bezeceństwa wszelkiej maści stały się powszechną tajemnicą. Proboszcz miał jednak za plecami możnych popleczników, Adalbert nikogo. Proboszcz został namaszczony przez biskupa, Adalberta nawet nie ochrzczono. Proboszcz – pomimo swoich jawnych grzechów i grzeszków – cieszył się szacunkiem związanym z piastowaną funkcją, Adalbert nie zyskał na wsi uznania takiego, jak jego babka. Kwestią czasu było pozbycie się go ze wsi.

I pozbyto się.

W ten sposób Las stał się jego nowym domem. 

Fragment, który trochę przerobiłem na potrzeby wyzwania (rzecz dzieje się w szóstym wieku n.e.). Tekst ma prawie 800 słów, za co przepraszam, ale bohaterów chciałem pokazać w zamkniętej scence, której nie potrafiłem bardziej skrócić.

 

Dźwięki muzyki, dobre jadło i widok tańczących Słowian sprawiały Alcydesowi niebywałą przyjemność. Dowódca tagmy mógł wreszcie odpocząć po trzech dniach samotnej jazdy przez lasy Panonii – jego oddziały zostały rozbite pod Sirmium, a on sam był jednym z niewielu, którzy zdołali umknąć wściekłym hordom Awarów.

Z coraz większym zainteresowaniem obserwował siedzące przy ścianie dziewczyny: Vedę, której lekko pochylona głowa i zagadkowe spojrzenie nadawały tajemniczego rysu, oraz jej młodszą, ale roślejszą siostrę, Zorę. Sięgnął po czwarty puchar miodu, duszkiem wypił całą zawartość i trzasnął dnem o dębowy stół, tak mocno, że wieśniacy zamilkli. Ale tylko na chwilę, bo kiedy spostrzegli, że to jeno zabawa, znowu rozległy się przyśpiewki, taniec, gwar rozmów i śmiechy.

Rzymianin zdjął ozdobiony pióropuszem hełm, symbol władzy trybuna, rozluźnił pozłacaną zapinkę pod szyją i teatralnym ruchem odrzucił szkarłatny płaszcz. Podszedł do sióstr i stanął bliżej jasnowłosej Zory. A kiedy wyciągnął w jej stronę swoje olbrzymie ramię, dziewczyna spuściła wzrok i podjęła je, chociaż wcześniej przed żadnym mężem tak szybko nie uległa.

Gdyby tylko Rzymianin sięgnął po Vedę, ta przebaczyłaby Zorze wszystkie przewiny. Zapomniałaby nawet największy afront – fakt, że siostra była piękniejsza. Tak się jednak nie stało i rumieniec onieśmielenia na obliczu Vedy zamienił się w karmazynowy ogień gniewu i zazdrości. “Przeklęty brzask, oby słońce nigdy nie wstało! Urodziwa, ale głupia dziewka.” Przez chwilę panowała jeszcze nad mięśniami twarzy, ale kiedy zobaczyła, że siostra w ramionach przystojnego trybuna zapomina o bożym świecie, ścisnęła usta, zakryła oczy włosami, tak, żeby ukryć napływające do nich łzy, i cicho, jak mysz kościelna, opuściła izbę.

 

Młody Bojan nie szczędził sobie trunków. Tańcował z coraz to większym przytupem, ochoczo przyciskając do siebie niewiasty. Jego pozycja w wiosce była wysoka, a przywódca, Bolemir, starzał się szybko.

Zmęczony Bojan usiadł na ławie. Jedną ręką otarł pot z czoła, a drugą sięgnął do kieszeni i ścisnął rzymską monetę. „Ile jeszcze takich monet ma bogaty Rzymianin i jak wiele mogłaby wioska zyskać, gdyby je posiedli? A gdyby trybun przepadł bez wieści? On, Bojan, wiedziałby jak użyć monet. Uzbroiłby mężczyzn, stworzyłby bojową drużynę, zjednoczył plemiona… może stałby się kniaziem tych żyznych ziem, od Gór aż po Wielką Rzekę?” Rozmarzył się, a jego wyobraźnię rozpalały kolejne łyki alkoholu.

Starał się skoncentrować wzrok na Zorze, która poddawała się uciesznym pląsom z radością. A kiedy dziewczyna oplotła konsula ramionami, krew napłynęła Bojanowi do głowy.

– Jakże to! – krzyknął nagle, wywołując wśród wieśniaków konsternację. – Czy godzi się, żeby ten obcy mąż brał wedle swej woli najpiękniejsze z naszych niewiast?!

Przystąpił do tańczącej pary i złapał Zorę za nadgarstek. Przyciągnął do siebie jak kukłę i złapał w pół. Spoglądając triumfalnie w stronę Rzymianina, obrócił ją wokół siebie gwałtownym ruchem.

Na swoją zgubę, przez zbytnią krewkość włożoną w ruch, stracił równowagę i runął na ziemię. Wypadek skwitowany został przez wieśniaków gromką salwą śmiechu. Jednak Bojanowi nie było do śmiechu. Uniósł się z trudem, podpierając się rękami i dostąpił wściekły do Alcydesa, a potem wyzywająco położył dłoń na rękojeści noża. Wobec tej jawnej oznaki wrogości głosy ucichły i wszyscy z napięciem oczekiwali dalszego rozwoju wydarzeń.

– Odstąp! – krzyknął Bolemir, starzec o długich, kręconych włosach i dobrotliwym spojrzeniu. Ale Bojan nic sobie z tego nie robił. Przeciwnie, uśmiechnął się jak szalony, wyciągnął nóż i zamachnął się… Alcydes odchylił się tyle tylko ile należało i, chwyciwszy wieśniaka za kark, pchnął go w stronę stojącej obok grupki grajków. Impet uderzenia wprowadził w szeregach muzykantów sporo zamieszania.

– Dość! – Bolemir zdecydowanym gestem polecił pojmanie Bojana. Kilku rosłych mężczyzn dostąpiło do ośmieszonego mężczyzny, wyrwało mu nóż i wyprowadziło. Bojan w napadzie szału próbował się jeszcze wyrywać, ale daremnie.

Będąc na zewnątrz uświadomił sobie, że zaprzepaścił wszystko. Nie tylko nie zostanie wodzem wioski, ale straci pozycję po prawicy Bolemira, którą zdobył dzięki swojej zręczności i sile. Był zrozpaczony.

Lecz zamiast żałować swoich czynów i wyciągnąć z nich naukę, całą winę zrzucił na Rzymianina i, podsycając w sobie złość, przeklinał go w myśli, poprzysięgając zemstę. Bo choć Bojan był dzielny i do walki skory, to zbyt często niskie żądze przejmowały nad nim władzę i targały bezlitośnie, odbierając rozum.

Na swe nieszczęście natknął się wtedy na Vedę. Stała przy oknie i z ukrycia obserwowała całe zajście. Bojan nigdy wcześniej nie zwrócił na nią szczególnej uwagi. Nie była brzydka, choć prostokątny kształt twarzy, szeroka broda i nos z lekkim garbem, nadawały jej obliczu męskiego wyglądu.

Teraz ich spojrzenia spotkały się, nawiązując nić porozumienia. On, pełen złości i żądzy zemsty i ona, nienawistna i zazdrosna. Nachyliła się nad nim i wyszeptała przez zaciśnięte zęby kilka słów, z których najważniejszym było “tojad” i na które Bojan przystał przytakując głową.

Stajnia znajdowała się nieopodal. Veda trzymała w ręku dzbanuszek tak mały, że dało się go zamknąć w dłoni. Rozejrzała się wokół i, upewniwszy się, że nikt ich nie obserwuje, podeszła do siodła Alcydesa, sięgnęła po przytwierdzoną do niego skórzaną łagiew na wodę i wlała całą zawartość dzbanuszka.

OldGuard – no, jest trzech bohaterów, każdy jakiś, podobało mi się :)

Kronos.maximus – to samo, podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

– Dobra, za­mknij­cie się i ustal­my coś wresz­cie – wrza­snął To­me­czek i ude­rzył pię­ścią w stół na most­ku łodzi. Ro­zej­rzał się po twarzach swoich trzech halucynacji do­oko­ła niego, a na twarz na­rą­ba­ne­go w trzy tyłki ka­pi­ta­na tylko zer­k­nął. – Co zro­bić, żeby do­trzeć do brze­gu, zanim tę łódź po­chło­nie sztorm?

– Do kogo mówisz…? – wybełkotał prawdziwy mężczyzna, beknął, zionąc alkoholem i rozejrzał się po mostku swojej łodzi. – Z kim rozmawiasz?

– Nieważne – prychnął Tomek w jego stronę i znów zwrócił się do zebranej wokół niego trójki. – Przypominam, że gdybym był w stanie wyhalucynować trzeźwego Barbarossę to dawno bym to zrobił, więc nie jest to ni w ząb rozwiązanie problemu. Pytam ponownie: jak chcemy wykaraskać się z bycia pasażerami małej łodzi pośrodku sztormu? 

Cy­ca­ta blon­dy­na w ob­ci­słej, ró­żo­wej su­kien­ce z wiel­ką ko­kar­dą na lę­dź­wiach wy­wró­ci­ła ocza­mi i prze­to­czy­ła po­włó­czy­stym spoj­rze­niem po twa­rzach zgro­ma­dzo­nych. Prych­nę­ła po­gar­dli­wie i po­wie­dzia­ła z ame­ry­kań­skim ak­cen­tem, ba­wiąc się dia­men­to­wą kolią na szyi:

– Może zła­pać za ster, chłop­ta­siu? Wiesz, to takie duże drew­nia­ne kółko tu o, po­środ­ku?

– O Bbb­bo­że… O rrra­juś­ku! – jęk­nął do­no­śnie wy­so­ki, chudy męż­czy­zna rasy kau­ka­skiej wci­śnię­ty w kąt. Dłu­gie, ster­czą­ce pióra jego pu­cha­tej ka­mi­zel­ki drża­ły. Pod­ku­lił ko­la­na pod brodę. – Nie pppo­wi­nie­neś mu mówić, że chcesz, żeby cię pppo­drzu­cił na Bbbb… Bbbb…

– Born­holm, kurwa! – ryk­nął praw­nik, rąb­nął pię­ścią w stół, od­chrząk­nął i po­pra­wił kra­wat pod szyją. Pod ró­żo­wym sta­ni­kiem su­kien­ki blon­dy­ny wy­strze­li­ły w górę twar­de sutki, a jej wiel­kie, wpa­trzo­ne w niego oczy roz­bły­sły. Wy­prę­ży­ła się jak ko­ci­ca, za­ci­snę­ła je­dyn­ki na palcu je­dwab­nej ró­żo­wej rę­ka­wicz­ki i zsu­nę­ła ją z dłoni.

– Bbb… Cała na Born­holm! – wy­rzu­cił z sie­bie ka­pi­tan śpią­cy pod sto­łem, bek­nął i znowu po­padł w stan śpie­wa­nia „Hej ho ko­lej­kę nalej” i po­pi­ja­nia wer­sów rumem.

,,Ja tylko chcia­łem na wa­ka­cje, na pół­noc, na przy­go­dę życia”, po­my­ślał To­me­czek, a wtedy blon­dy­na, praw­nik i prze­bra­ny struś po­ki­wa­li smut­no gło­wa­mi ze zro­zu­mie­niem.

– Przede wszyst­kim mu­si­my się za­sta­no­wić nad twoją sy­tu­acją praw­ną – kon­ty­nu­ował męż­czy­zna w dro­gim gar­ni­tu­rze, od­py­cha­jąc od sie­bie blon­dy­nę po­przez trzy­ma­nie roz­po­star­tej ręki na jej twa­rzy. – W pierw­szej ko­lej­no­ści za­sta­nów­my się, jak się wy­łgać od faktu, że mu naj­pierw nie po­wie­dzia­łeś, że tak na­praw­dę chcesz pły­nąć z trze­ma do­dat­ko­wy­mi oso­ba­mi.

– Ppp­prze­cież nas tak na­praw­dę nie ma! – wrza­snął prze­ra­żo­ny facet w pió­rach, po­ło­żył dło­nie na po­licz­kach i rąb­nął głową w pod­ło­gę, która szyb­ko oka­za­ła się nie być pia­skiem. Sztorm wzma­gał się, łódka za­chy­bo­ta­ła gwał­tow­nie, tak, że ręka praw­ni­ka omsknę­ła się z czoła ko­bie­ty i ta wy­lą­do­wa­ła na jego ko­la­nach. – Pppo­spiesz­cie się, ten tekst ma nieco ponad sześć­set słów, a już do­bi­li­śmy do trzy­stu! O ile któ­ryś czy­tel­nik nie zdd­de­cy­du­je się skoń­czyć czy­tać w tym miej­scu, jest spp­po­ra szan­sa, że na końcu zgg­gi­nie­my wszy­scy!

– …kie­li­chy wznie­ście…

– Daj mi spo­kój, pró­bu­ję my­śleć, po­trzeb­na mi krew w gło­wie! – wrza­snął praw­nik i za­czął się opę­dzać od jej ro­ze­śmia­nych ust, jakby od­ga­niał ko­ma­ra. – A to, co nas łą­czy­ło, jest już dawno przedaw­nio­ne!

– Może jakaś ape­la­cja, pin­gwin­ku?

Spod fury piór trzę­są­cej się w rogu wy­strze­li­ła ręka, wska­zu­jąc pal­cem coś po­bły­sku­ją­ce­go pod sto­li­kiem, tuż obok czer­wo­nej twa­rzy ka­pi­ta­na.

– Kompp­pas!

To­me­czek chwy­cił go w ręce i po­ło­żył na stole. Zza ra­mion wyj­rza­ła ko­bie­ta i praw­nik, cykor w kącie też za­pu­ścił żu­ra­wia. Po­zła­ca­na strza­łecz­ka wska­za­ła na okno, i to aku­rat, gdy ude­rzy­ła w nie z ogrom­ną mocą fala. Co za przy­pa­dek.

– Dobra, co teraz?

– Mu­sisz ob­ró­cić tym tak, żeby li­ter­ka N zna­la­zła się pod ostrzem strzał­ki, cu­kie­recz­ku – wy­szep­ta­ła mu do ucha blon­dy­na, po­ło­ży­ła dło­nie w rę­ka­wicz­kach na jego trzę­są­cych się rę­kach i ob­ró­ci­ła okrą­głe urzą­dze­nie. – Teraz wi­dzi­my, że łódź jest usta­wio­na przo­dem w kie­run­ku za­cho­du, więc mu­si­my chwy­cić ster i cała na ster­bur­tę.

– …i smak wa­szych ust, hisz­pań­skie dziew­czy­ny…

To­me­czek i praw­nik stali onie­mia­li, pa­trząc po sobie na­wza­jem. Kulka z piór w rogu wy­sta­wi­ła parę wy­trzesz­czo­nych oczu wy­ce­lo­wa­ną w to, co było pod wiel­ką ró­żo­wą ko­kar­dą przed jego nosem.

Łódź ob­ró­ci­ła się gwał­tow­nie w prawo i usta­wi­ła dzio­bem wprost na pię­trzą­ce się coraz wyżej ku sta­lo­we­mu niebu fale. Blon­dy­na wy­ję­ła zza sta­ni­ka gumkę do wło­sów, zwią­za­ła je wszyst­kie cia­sno, od­rzu­ci­ła z po­gar­dli­wym prych­nię­ciem je­dwab­ne rę­ka­wicz­ki i za­ci­snę­ła mocno dło­nie na ste­rze, wpa­trzo­na dzi­kim, peł­nym za­cie­kło­ści spoj­rze­niem na sztorm przed nimi.

– Na Born­holm! Na pół­noc stąd! Na przy­go­dę szcze­nię­ce­go życia, dzio­ba­ski!

– My­ślisz, że ha­lu­cy­na­cje też mogą mieć za­bu­rze­nia oso­bo­wo­ści? – szep­nął To­me­czek do praw­ni­ka za ra­mie­niem. Tam­ten wzru­szył ra­mio­na­mi i wydął usta.

– Wiesz… jeśli się żyje z ty­lo­ma po­sta­cia­mi w swo­jej gło­wie, to nie ma się co dzi­wić, kiedy któ­raś z nich po­sta­no­wi sama za­cząć de­cy­do­wać o swo­ich lo­sach…

aTucholka2 – no, niby jest kilka osób, pijany kapitan, cycata blondyna, jakiś prawnik, ktoś się jąka, ktoś z piórami i jakiś Tomeczek, ale ten… nie wiem, o co chodzi.

Przynoszę radość :)

OldGuard, bohaterów sporo, ale na pierwszy plan wysuwa się wprowadzenie jednego: Adalberta. Babka, proboszcz i wójt są bardziej tłem, a dwaj ostatni zapowiedzią przyszłych konfliktów. To dobre jako otwarcie opowieści, ale zabrakło mi nieco opisu bezpośredniej konfrontacji bohaterów pod kątem tego wyzwania.

 

Kronosie, całkiem spory wachlarz bohaterów, których ogarnąłem. Alcydes, Zora, Veda, Bojan, Bolemir. Do tego postacie wchodzą w interakcje i mają jasne relacje między sobą. Są dwa momenty, gdzie musiałem się rzeczy nieco domyślić:

Z coraz większym zainteresowaniem obserwował siedzące przy ścianie siostry

Na początku myślałem, że to są siostry Alcydesa.

Młody Bojan nie szczędził sobie trunków. Tańcował z coraz to większym przytupem, ochoczo przyciskając do siebie niewiasty. Jego pozycja w wiosce była wysoka, a przywódca, Bolemir, starzał się szybko.

W końcu, zmęczony usiadł na ławie.

Kto usiadł na ławie? Ostatnim podmiotem był Bolemir, który “starzał się szybko”.

No i Bojan i Bolemir są na B, a w tekście są blisko siebie – to może się pomylić, szczególnie, jeśli po tej scenie straciłbym ich z oczu na kilka stron, a potem przywołałbyś jednego z nich.

Nie mniej jednak tekst pod kątem wyzwania się broni.

 

aTucholko, niestety tu się pogubiłem. Wpłynęło na to m.in. trochę błędów technicznych, przez które musiałem się skupić na ich rozszyfrowaniu. Masz też takie stwierdzenia:

– Przede wszystkim musimy się zastanowić nad twoją sytuacją prawną – kontynuował mężczyzna w drogim garniturze

Kto nosi drogi garnitur? Nic o tym wcześniej nie było, więc nie wiem, czy to prawnik, Tomeczek, czy może jakaś kolejna postać. Późno się zorientowałem ile tak naprawdę jest osób w kajucie kapitana.

Na początku jest też sporo szczegółów wizerunkowych blondyny oraz wciśniętego w kąt mężczyzny. Taki natłok sprawił, że już ich nie rejestrowałem i kompletnie mi umknęło, że facet miał kamizelkę z piórami.

W kajucie próżno też szukać steru – on się raczej znajduje na mostku, a na żaglowcach np. na kasztelu rufowym.

Ogólnie nie chwyciłem koncepcji fragmentu, a postacie mi się pomieszały.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Krokus, dzięki, pozmieniałem :)

Kto nosi drogi garnitur?

Postawiłem na rozpoznawanie postaci poprzez to, o czym się wypowiadają i na sposób wypowiedzi. Uznałem więc, że jeśli postać mówi: Przede wszystkim musimy się zastanowić nad twoją sytuacją prawną, to czytelnik skuma się, że chodzi o prawnika (+ słowo kontynuował). Na wszelki wypadek podałem na początku ilość postaci (Tomek mówi, że patrzy na 3 twarze i na twarz kapitana). 

O, ciekawe wyzwanie. Do tej pory zawsze tak kombinowałam z tekstem, żeby wprowadzać bohaterów po jednym lub dwóch, a większe sceny budowałam ze znanych już postaci.

Jeśli dobrze zrozumiałam, chodzi o “wrzucenie” czytelnika w sytuację, gdy spotykamy się od razu z kilkoma nowymi bohaterami, którzy prowadzą ze sobą dialog.

 

OldGuard, bohaterowi są interesujący, zwłaszcza Adalbert i babka. Z proboszczem wychodzi trzy sztuki postaci, czyli zadanie wykonane. Zabrakło mi bezpośrednich interakcji między tymi postaciami. Opisujesz je, ale nie widzimy tego, nie ma dialogów. 

 

Kronos.maximus, rozbudowana scenka z wieloma bohaterami i wstępem do dalszych, zapewne krwawych, wydarzeń. Występują interakcje między bohaterami, którzy mają zróżnicowane cechy, pozwalające na łatwe zapamiętanie tych osób. 

Wprowadzasz postacie po kolei, dla każdej budując wstęp. Wyjątkiem jest Veda, jej charakter poznajemy już po interakcji. Taki sposób zaznajamiania czytelnika z bohaterami jest mi najbliższy i chyba najbezpieczniejszy dla autora.

 

aTucholka2, tutaj mamy sytuację, gdy czytelnik od razu poznaje wszystkie postaci. Historyjka dosyć zabawna, bohaterowie zostali przedstawieni poprzez charakterystyczne, kontrastowe cechy, zachowania i język. Łatwo ich zapamiętać. Mam wrażenie, że twój tekst był najtrudniejszy do zrealizowania, bo występuje dialog pomiędzy wszystkimi osobami i każda z nich do końca bierze udział w scenie.

Witaj Krokus!

Dzięki za trafne uwagi! Zupełnie tego nie zauważyłem ale masz sto procent racji (i dlatego czyjaś opinia jest nieoceniona). Poprawiłem.

Co do tego, że oba imiona zaczynają się na B, to był zabieg celowy (akurat w tej wiosce to tradycja – większość imion facetów miało być na B). Mimo to będę starał się w przyszłości bardziej różnicować imiona. Cieszę się, że ogólnie na plus.

Fajne wyzwanie! :)

 

Cześć Ando!

Rzeczywiście, przedstawiłem postacie linearnie. Starałem się za bardzo nie kręcić i pokazać bohaterów przez: dialog, wewnętrzne emocje, kontekst sytuacyjny (ich zachowanie) i bezpośredni opis cech zewnętrznych.

 

 

ANDO, dziękuję :)

OldGuard, podoba mi się pomysł na historię, jednak w tym fragmencie trochę mało się dzieje. Poza tym niby wspominasz o kilku bohaterach, ale widać, że Adalbert jest tym ,,najgłówniejszym”.

kronos, fajna zapowiedź (mam nadzieję) czegoś większego. Przy stosunkowo dużej liczbie bohaterów udało ci się każdego zindywidualizować. Plus za mało wyeksploatowane realia.

aTucholka2, naprawdę, nie wiem, o co chodzi, poza tym, że płyną łodzią. Przypomniały mi się te absurdalne komedie, w których wiem, że należy się śmiać, ale jestem na to zbyt skonsternowany.

Na dniach spróbuję wrzucić swój fragment.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

I znowu w ostatniej chwili:

 

– I na serio nikt nie wie o tym miejscu? – spytał Thiago, rozglądając się z podziwem po otaczającej go istnej dżungli.

– O tym, co tu robimy? Nie – odpowiedział Alex z szelmowskim uśmiechem.

Pierwszy raz on i Iolaos przyprowadzili Thiago do swojej kryjówki – starej palmiarni zaadaptowanej na klub muzyczny. Lokal był oczywiście nielegalny, więc Brazylijczyk doceniał fakt, że chłopaki darzą go takim zaufaniem.

– Wiszące Ogrody były jednym z pierwszych projektów budowlanych w Nowym Babilonie – wyjaśnił Iolaos, zajęty podpinaniem konsoli do nagłośnienia. – Ale okazało się, że w obliczu globalnej apokalipsy istnieją ważniejsze inwestycje, więc prace zarzucono, aby nigdy ich nie dokończyć. – Jego wiedza na temat historii najnowszej była całkiem obszerna. – Udało się wznieść tylko to, co widzisz. – Rozłożył ręce, wskazując na otaczający ich gąszcz, poprzecinany gdzie nie gdzie metalowymi pomostami i grubymi kablami.

– Ale to miejsce i tak jest super – stwierdził Thiago. Alex poklepał go po ramieniu.

– A nie widziałeś go jeszcze wieczorem. – Puścił oko. – Wiesz, ludzie, światła, muzyka…

Ledwie wymówił ostatnie słowo, a drzwi do palmiarni otworzyły się i do środka wkroczyła postać w kasku i ciuchach motocyklisty. Grecy zareagowali szybko – Iolaos wyciągnął spod konsoli miniaturowy paralizator, a Alex, jak zawsze mniej subtelny, wyszarpnął z pochwy przy pasie swój xiphos, celując ostrzem w nowo przybyłego. Thiago, choć sam nieuzbrojony, przyjął postawę obronną.

– Miejsce tylko dla wtajemniczonych? – zapytał z przekąsem.

– No tak! – odparł zdecydowanie Alex. – Ej, coś ty za jeden? – warknął do obcego. Ten zamiast zaatakować, zapytał:

– Aż tyle się nie widzieliśmy, Alexandrosie? – Zdjął kask. Ku zaskoczeniu Thiago, okazał się być kobietą, mniej więcej w wieku jego znajomych, z kędzierzawymi włosami farbowanymi na czerwono. Iolaos na jej widok zmarszczył brwi.

– Ava? To ty?

– Kopę lat. – Ava podeszła i przytuliła po przyjacielsku Aleksa, który po chwili wahania opuścił miecz i odwzajemnił uścisk. – Ciebie nie, wiem, że nie lubisz. – Zwróciła się do Iolaosa, a następnie omiotła wzrokiem Thiago.

– Znamy się?

– Ee, nie. – Szybko wyciągnął dłoń na powitanie. – Thiago, miło mi.

Ava przywitała się z nim, a Alex wyjaśnił, chowając xiphos:

– Ava to nasza stara znajoma z… – Zobaczył, że Iolaos spojrzeniem nakazuje mu milczenie. – Nasza stara znajoma.

– Co tu w ogóle robisz? – zabrał głos Iolaos. – Wszyscy myśleli, że nie żyjesz albo że Vanguard cię dopadł!

– Cóż… – Ava popatrzyła na Thiago z podejrzliwością. – Mam dla was pewną wiadomość, ale nie wiem, czy wasz kolega może ją usłyszeć.

– Ręczymy za niego – oznajmił szybko Alex. – Prawda, Iolaosie?

– Pewnie, czemu nie.

– Umiem dochować tajemnicy – potwierdził Thiago. – Jakakolwiek by ona nie była.

Nagle Iolaos rozpromienił się.

– Czekaj… – odezwał się do Avy. – Czyżby to była ta wiadomość, na którą wszyscy czekamy… od siedmiu lat? Alex, wiesz, o co chodzi, nie?

Sądząc po jego minie, wiedział doskonale.

– Tak jest? – zapytał z nadzieją. Ava powoli pokiwała głową z uśmiechem, na co Alex i Iolaos zareagowali jednoczesnym okrzykiem radości.

– Chwileczkę. – Thiago poczuł się zepchnięty na boczny tor. – Skoro już uzgodniliśmy, że umiem dochować tajemnicy, to może się nią ze mną podzielicie?

Pozostała trójka wymieniła porozumiewawcze spojrzenia, po czym Iolaos zaczął tłumaczyć:

– Widzisz, bo to miejsce ma jeszcze jedno zastosowanie… – Wskazał na umieszczony nad drzwiami znak, na który Thiago wcześniej nie zwrócił uwagi, biorąc go za zwykły element oświetlenia. Dopiero teraz dotarło do niego, że Alex i Iolaos mają taki sam symbol wytatuowany na przedramionach, a Ava nosi wisiorek w jego kształcie.

– O kurwa… Jaja sobie robicie?

 

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

SNDWLKR – podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Jest lekko ponad 6oo, czyli 618, Krokusie, i nie do końca chyba to, o co Ci chodziło. ;-)

W każdym razie – proszę, jest fragment. xd

 

***

Poczekał, aż wszyscy usiądą wokół dębowego stołu na dwadzieścia osób. Ostatnia wślizgnęła się Omega. Wcisnął przycisk i poczekał na opadnięcie żaluzji. Sala Zarządu zlokalizowana na czterdziestym trzecim piętrze siedziby firmy, żartobliwie nazywana akwarium, zmieniła się w niedostępną cyfrowo twierdzę. 

– Drodzy państwo miło mi oznajmić, że decyzja o fuzji stała się faktem. Zamierzam dobrze sprzedać naszą skórę i wy mi w tym pomożecie. Mamy pół roku zanim negocjacje wkroczą w decydującą fazę i przestaniemy pieprzyć o duperelach. Potrzebujemy świeżych pomysłów jak podbić słupki sprzedaży. Jakieś pomysły?

– Zwiększyć efektywność procesów produkcji i sprzedaży – odezwał się X.

– Optymalizacja zatrudnienia – powiedział Y.

– Czyli redukcje zatrudnienia. Działajmy na obu frontach, jedno i drugie zwiększy efekt – poprawił Z.

– Wszystko to bullshit. Wystarczy dosypać kasy, a załatwię to marketingiem – pochwalił się W.

– To za mało, postawmy pod ścianą dostawców części. I tak nie mają wyjścia – stwierdził U.

– Świetny pomysł skończyć jak Toyota i płacić odszkodowania – sprzeciwiła się Omega. 

– A co ty proponujesz? 

– Sprzedać uczciwie – odpowiedziała.

– Uczciwość poszła się gonić wieki temu, kochana. Nie wiem, dlaczego trzymam Cię jeszcze w tym Zarządzie?

– Może dlatego, że jestem przydatna? – odcięła się Omega.

– Hm, nie wiem jeszcze, czy to wyjdzie, ale mamy interesujące wyniki z pilotażu R&D dotyczącego lojalizacji klientów. Kupują kolejne modele jak ciepłe bułeczki – zaproponował T.

– Dobrze, w taki razie proszę na koniec dnia oszacować możliwości i prognozę wzrostu sprzedaży. I na Boga, apeluję o współpracę, bo posypią się głowy bez złotych poduszek. Już ja o to zadbam.

 

***

Drogę szybkiego ruchu w dwóch kierunkach zapełniały sznury samochodów. Małe, różnokolorowe kropki wytrwale parły w sobie tyko wiadomych kierunkach. Do miejsca przeznaczenia. Przy węzłach zjazdów sznury pęczniały, po czym odchudzone lecz ciągle takie same podążały dalej. Jednostajny szum zagłuszał brzęczenie lekkiego drona typu Dragon Eye, dumy trójmiejskiej policji drogowej. Drony pieszczotliwie nazywano Oczkami Miasta. Pomagały policjantom rozładowywać korki, ułatwiały szybkie przybycie na miejsce wypadku, a mieszkańcy cieszyli się z ich nocnych misji – patrolowania ciemnych zakamarków miasta. Nie lubili ich tylko zakochani kryjący się po kątach ze swoją miłością oraz ludzie pragnący ukryć przed ich okiem brudne sprawki.

Mały Peugeot niczym srebrna rybka wyskakiwał z jednego pasa, lądując na drugim, potencjalnie szybszym, po czym po czym ponawiał manewr, bo ten na którym ciebie nie ma jest zawsze lepszy. Wnętrze samochodu iskrzyło się radością piosenki. Bożena widząc w lusterku zbliżającą się lukę lekko przyhamowała i wyśpiewując na całe gardło refren „Peggy Sue u, hu hu” płynnie się w nią wpasowała. Czekał ją wymarzony wieczór. Wiktor obiecał jej niespodziankę, a ona uwielbiała tajemnice:

– Peggy Sue I love you uuu – zakrzyknęła donośnie, a silnik wydłużył jej frazę. 

Upał rozgrzewał karoserie aut, odór spalin mieszał się z rozgrzanym asfaltem. Odetchnął głęboko. Kochał zapach tego miasta. Latem dach wieżowca zmieniał się w śródziemnomorską patelnię i musiał zakładać rękawiczki, aby palce nie ślizgały się na joysticku. Delikatnie manipulował, aby utrzymać oczko w kwadrancie i zobaczyć numer seryjny .

– No dalej, odwracaj się. Dwadzieścia sześć. Mam Ciebie! Cholera jasna, a to co? – Z niedowierzaniem zezował na drugą wstęgę danych. Poprawił gogle, wyostrzył i starał się wypatrzyć drugie oczko. Musiało tu być. Ktoś się komunikował. Machinalnie wcisnął ok.

– Oba kontakty zostały zarejestrowane. Masz kontakt. Tracking by… – usłyszał.

Powrócił wzrokiem do do drogi. Srebrny Peugeot właśnie miażdżył oczko o numerze dwadzieścia sześć. Usłyszał w słuchawkach szczęk zgniatanego plastiku, a na ekranie pozostał tylko jeden rząd danych. 

– Cholera, znowu się nie udało. Ki, diabeł? Co to jest na Boga? – mruknął.

Rob obserwował jak sznury aut zastopowały. Lewy zatrzymał się zupełnie, prawy zwolnił. Ze srebrnego Peugeota wyszła mała postać o czerwonych włosach i wymachując rękami dyskutowała z dwoma kierowcami, którzy wyskoczyli z aut. Pogodzili się, chyba. We trójkę pochylili się nad zbitym reflektorem auta. Postać odrzuciła na pobocze oczko, rozmawiała przez chwilę, po czym wsiadła do samochodu i lewa wstęga ruszyła. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum – czytało się przyjemnie, tylko nie zrozumiałam. No, jest parę osób, ale nie mam pojęcia, kto jest kim i w jaki sposób obie części łączą się ze sobą.

Przynoszę radość :)

Nie szkodzi, Anet. Zorientowałam się, że konstruuję na podobieństwo filmowych obrazów. Musiało by być rozwinięcie, aby stało się zrozumiałe (w moim mniemaniu, dopowiem xd). Tu mamy korporacyjną rzeczywistość i rozpoczęcie akcji w wydaniu potencjalnego bohatera, choć nim nie będzie. Może antagonista? Też nie, może w pewnym sensie. Bohater jeszcze nie wszedł na matę. ;-)

 

O, i ja tak mam, czyta się i nic nie wynika, a potem jest różnie tj. dopełnia się bądź nie. Pamiętaj, że to fragment, a nie całość. Nie jestem, Anet przygotowana do pisania! :-) Pisanie jest dla mnie ciągle czarną magią, bo chcę pisać dla siebie i zero kompromisów. Głupie, wiem, lecz świadomie idę w to.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

To nie jest głupie, Asylum, wszystko trzeba robić w zgodzie ze sobą :)

Wiem, że to fragment, domyślam się, że przy rozwinięciu jakoś by powskakiwały pojedyncze klocki w swoje miejsca ;)

Przynoszę radość :)

SNDWLKR

Niezłe, ciekawy jestem tego świata. Inna planeta, dżungla połączona z technologią, klimat brazylijski, wiszące ogrody Semiramidy – widać eklektyzm kulturowy, być może taka rzeczywiście będzie przyszłość.

gąszcz, poprzecinany gdzie nie gdzie gdzeniegdzie metalowymi pomostami i grubymi kablami.

Super klimat, taki technologiczno dziki.

– Miejsce tylko dla wtajemniczonych? – zapytał z przekąsem.

Kto zadał to pytanie, Thiago czy motocyklista?

Co to jest xiphos?

Sporo dowiadujemy się poprzez dialogi, co bardzo lubię.

Bohaterowie to dwaj Grecy i Brazylijczyk, oraz dziewczyna, znajoma Greków. Fajnie, że trójka znajomych wie o czymś, co jest zagadką i co sprawia, że chciałoby się czytać dalej. Moje domysły: cała trójka to członkowie tajnej organizacji wywrotowej. ;)

Zabrakło mi opisu (chociażby pobieżnego) wyglądu bohaterów.

Są cztery postacie.

 

P.S.:

kronos, fajna zapowiedź (mam nadzieję) czegoś większego. Przy stosunkowo dużej liczbie bohaterów udało ci się każdego zindywidualizować. Plus za mało wyeksploatowane realia.

Tak, to fragment, ale opowieść jest długa i dosyć złożona, i wymaga jeszcze dużo szlifu. :)

 

 

Asylum

Fajnie się zapowiada, choć mam problem z połączeniem części dziejącej się w korporacji z epizodem z dronem i jazdą samochodem. Tzn. rozumiem, że jest to ta sama bohaterka pokazana w dwóch kontekstach. Pojawiają się we mnie pewne wyobrażenia o niej – bezkompromisowa, uczciwa, lubiąca mieć własne zdanie, skromna (mały samochód), lubiąca muzykę, drobna i o czerownych włosach. Dobry początek.

Nie skumałem o co chodziło kolesiowi od drona. Czemu go rozbił, celowo? Co chciał osiągnąć, co mu się nie udało? Wygląda mi na kombinatora i ciemny charakter.

Są dwie postacie plus kilkanaście abstrakcyjnych w korpo.

 

Kawkoj San Asylum, podziwiać i traktować jak sen-sei grafomani i interpunkcji. Wyzwanie na Planet Terror. Nastąp żeś się kobito ;)

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Anet, dziękuję. :)

kronos, też dziękuję. Odnośnie uwag i pytań:

Kto zadał to pytanie, Thiago czy motocyklista?

Thiago. A xiphos to rodzaj miecza używanego w starożytnej Grecji.

Zabrakło mi opisu (chociażby pobieżnego) wyglądu bohaterów.

Wiem, starałem się przyspieszyć akcję, no i musiałem się zmieścić w limicie.

A, i to właściwie nie jest inna planeta. :)

Asylum, trochę nie zrozumiałem, jak jeden fragment ma się do drugiego. Poza tym w sumie mamy tylko dwójkę wyraźnie zindywidualizowanych bohaterów.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Witajcie, witajcie!

Niestety żyćko mnie przycisnęło i choć bardzo chciałem, to nie dałem rady tego fragmentu napisać – wrócę z komentarzem do dwóch pozostałych tekstów :) a zwycięzca na pewno się nie wymiga ;)

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

planet terror wyzwanie nie najlepsze:[ mieć planet terror na Ukrainie zastrzeleni, torturowani cywile zastrzeleni z rękoma skrępowanymi na plecach… moja, skromna kawkoj serowa naukowczyni. rozróżniać trzy rodzaje sera, oraz kiełbasiany żołd– wrona siwa, kawkoj dary uiścij :] Przecież to aż się prosi by to opisać..

Kawkoj piewcy pieśni serowych

SNDWLKR, ciekawa lokalizacja dla sceny. Dialogi stanowią wprowadzenie do akcji, pojawia się tajemnica. Dobrze się to czytało. Dlaczego lolaos piszesz z małej litery? 

 

Asylum, u Ciebie na bogato – mnóstwo bohaterów. Nie bardzo potrafię powiedzieć, którymi bohaterami ze sceny o korporacji są osoby pojawiające się później. Zgaduję, że Omega, ale mogę się mylić.

 

Edit.

Już po terminie i nie zmieściłam się w limicie. Wrzucam fragment, tradycyjnie, o magii.

 

Próba ogarnięcia chaosu

 

To miał być standardowy sabat. Marcjanna biegła po szerokich, marmurowych schodach, próbując zapanować jednocześnie nad długą sukienką, torbą z papierzyskami, nosidłem z rudym kocurem, wściekle dzwoniącą komórką, i nie wywrócić się na śliskich stopniach.

– Halo? Tak, szefowo, raporty będą na jutro – odebrała, wbiegając na piętro. Obcasy stukały po posadzce. – Muszę kończyć.

Miała nadzieję, że nikt nie zauważy spóźnienia.

Pchnęła rzeźbione drzwi. W przestronnej sali siedziało kilkunastu mężczyzn w różnym wieku, ubranych w czarne szaty.

– …opracowałem nową formułę pozyskiwania jadu węży – tłumaczył siwowłosy staruszek, który wyglądał, jakby dawno przekroczył setkę. Na widok Marcjanny zamilkł i zmarszczył czoło.

– Przepraszam, mistrzu Feliksie, korki… – powiedziała, usiłując bezgłośnie zająć miejsce.

Pantofle zdradziecko stukały o podłogę, rozpraszając zebranych. Zostało jedyne wolne miejsce obok ciemnowłosego przystojniaka.

Tylko nie tam – pomyślała Marcjanna, lecz nie miała wyboru. Zrzuciła cały bagaż przy krześle, robiąc niesamowity rumor.

– No, no, Ruda, ale wejście – mruknął jej sąsiad, szczerząc białe zęby w uśmiechu. – Zapomniałaś stroju galowego – dodał, wskazując na swoją szatę. – W sumie, gdyby skrócić tę kieckę o połowę, byłaby całkiem interesująca.

Marcjanna posłała mu mordercze spojrzenie.

– Winicjuszu! – zwrócił się do niego mistrz. – Proszę o ciszę! Mamy ważny problem do przedyskutowania. Albercie, mógłbyś?

Wysoki, brodaty mężczyzna skinął głową, po czym wyszedł na korytarz. Mistrz wyciągnął przed siebie nieco trzęsącą się dłoń. Stojące pod ścianą biurko przesunęło się do niego.

– Jak wiecie, Albert prowadzi ochronkę dla chłopców – zaczął. – Zaraz zobaczycie, jaki prezent znalazł dzisiaj przed drzwiami.

Wrócił brodacz z niemowlęciem na rękach, położył je na stole przed mistrzem. Istotka kichnęła, sprawiając, że z sufitu zaczął prószyć śnieg. Mistrz Feliks zatrzymał opady ruchem dłoni.

– Ktoś je podrzucił rano – powiedział Albert. – Widać, że dzieciak ma moc.

– Jaki to problem? – odezwał się Winicjusz. – Kolejny chłopiec do ochronki. Nauczysz go zaklęć.

– Nie może u mnie zostać, w żadnym wypadku – odparł Albert. – To dziewczynka.

Przez salę przetoczył się szmer zdziwienia.

– Przecież kobiety też mają magiczne zdolności, co w tym dziwnego? – wtrąciła się Marcjanna, usiłując zagonić do nosidła swojego kocura Behemota, który ostrzył pazury na cennych księgach.

– No, co ty! Do magii najlepiej nadają się chłopcy – zawołał Winicjusz. – Wy co najwyżej możecie wróżyć!

Mistrz Feliks nakazał gestem ciszę.

– Ja wyjaśnię. Zdolności magiczne u kobiet zdarzają się rzadziej, ale mają szansę rozwinąć się w coś naprawdę wielkiego. Dlatego tej dziewczynce potrzebna jest matka, czarownica.

Wszystkie oczy zwróciły się na Marcjannę.

– To o tobie, Ruda, jakbyś nie załapała – mruknął Winicjusz.

– Rzucę na ciebie taką klątwę, że już nic nie poderwiesz – odcięła się.

– Spokojnie, moi drodzy! – zawołał mistrz. – Marcjanno, w naszym gronie jesteś jedyną kobietą. Dlatego łaskawie zabierz swojego kocura z doniczki z magicznymi ziołami, a później zajmij się dziewczynką.

– Ale ja nie dam rady, mistrzu… Nigdy nie miałam dzieci, nawet w rodzinie – zaczęła tłumaczyć, upychając Behemota do nosidła za pomocą zaklęcia.

– Podobno kobiety mają to we krwi – wtrącił się Albert.

– Kobiety, nie czarownice – mruknął Winicjusz.

Marcjanna rzuciła mu spojrzenie bazyliszka.

– Ach, i jeszcze jedno – dodał mistrz Feliks. – W ludzkim świecie dzieci zwykle mają ojców. Winicjuszu, obejmiesz tę rolę?

– Nie! Ja nie mogę! – krzyknął przerażony. – Wybierzcie kogoś innego!

Marcjanna pomyślała, że chaos, z którym tu weszła, jest niczym wobec czekającego ją teraz. Podeszła do dziecka i wzięła je na ręce. Niemowlę uśmiechnęło się, powodując trzęsienie szyb w oknach.

– Nauczę cię, jak się nią opiekować – powiedział Albert.

– Przyda się całodobowa ściąga – westchnęła Marcjanna. – Mistrzu, proszę, oszczędź mi przynajmniej zajmowania się Winicjuszem.

W spojrzeniu przystojniaka widziała ulgę.

– Jak chcesz – odparł Feliks. – Tylko, proszę, zabierz swojego kota z rytualnej makatki. Jak on wychodzi z tego nosidła?

– Czary – wzruszyła ramionami.

Nagle rozległ się dźwięk syreny strażackiej, zebrani rozglądali się z niepokojem.

– To tylko moja komórka. Szefowa dzwoni. – Uśmiechnęła się przepraszająco Marcjanna.

ANDO – podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Dlaczego lolaos piszesz z małej litery?

ANDO, to akurat jest duże ,,I”. Czyt. ,,Jolaos”.

Co do twojego fragmentu – podobał mi się, lubię łączenie magii ze współczesną rzeczywistością. Bohaterowie są ciekawi, mógłby to być początek dłuższej historii. Plus za kota Behemota. :)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

ANDO, tekst napisany z lekkim humorem, przyjemny w czytaniu. Bohaterowie przejrzyście narysowani, bohaterka, jako główna postać, jest scharakteryzowana już w drugim zdaniu. Resztę postaci prezentujesz stopniowo, głównie za pomocą dialogu. Z rozmowy można wywnioskować, jakie są cechy charakteru poszczególnych osób. Zgrabnie też wplatasz w dialog elementy ich wyglądu. Naliczyłem pięć osób i kota, w sumie sześć postaci. :)

Plemniory. ruskie wojska gwałcą małoletnie ukrainki bo to ich wyjątkowa i jedyna szansa na dalsze przekazanie swoich genów, jak masz statystycznie dwa % szans na przeżycie to ruchasz co popadnie, byle się rozmnożyć. bladź, ruskie ścierwa! Co na to kłerwa kaja godek, o czym nie można pisać że jest sponsorowana przez Kreml. Gaju smrodek.. przyjmij Ruskie bękarty!!!

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Kronosie, możliwe, że z kotem jest sześć.

 

Przy okazji tego wyzwania zauważyłam, że łatwo wpaść w stereotypy przy opisie postaci, wygodnie je charakteryzować w taki sposób. Czy to jest dobre – nie wiem.

Kacap, plemnior, część pierwsza. Ruskie wojsko, licząc że mają ok. 2% szans na przeżycie, gwałci, podświadomie Ukrainki, licząc na podtrzymanie linii genetycznej. Bydło i barbarzyńcy, jak to kacapy…

Kawkoj piewcy pieśni serowych

SNDWLKR, Thiago, Alex i Iolaos, a potem przychodzi jeszcze Ava. Nie było to najbardziej wysublimowane wprowadzenie bohaterów, ale wszystko bez problemu ogarnąłem. Zostawiasz tu trochę pola do domysłów, ale też dla następnych stron historii. Z punktu widzenia tej sceny Alex i Iolaos mogliby się złączyć w jedną postać, ale podejrzewam, że później będą mieli bardziej zróżnicowane role :)

Asylum, faktycznie nie do końca o to mi chodziło. Pierwsza część roi się od postaci, ale bohaterów wyszczególniłbym maksymalnie dwóch: sam szef i Omega – reszta robi tylko za tło. Rozróżniasz ich poprzez litery – z jednej strony mógłbym powiedzieć, że to w takim zadaniu pójście na łatwiznę, ale z drugiej strony – korpo :D

W drugim fragmencie bohaterów też dwóch, zupełnie inaczej wprowadzonych. Bożena weszła gładko, ale co do Roba – odniosłem wrażenie, że wpadł nieco niespodziewanie.

ANDO, Marcjanna, mistrz Feliks, przystojniak Winicjusz, Albert, niemowlę i kot – ostatnią dwójkę wypisałem na doczepkę, ale swoją rolę odgrywają :) wprowadzenie jest jasne – ogarnąłem kto jest kim, dałem radę sobie to wyobrazić – zadanie jak dla mnie spełnione i to całkiem zręcznie. W ogóle spodobała mi się historia, choć nie wiem dlaczego zwolniłaś z obowiązku Winicjusza – tak rozpoczęta historia aż prosi się o taką wspólną opiekę nad bobasem. Rzekłbym, że to wręcz zagranie rodem z komedii romantycznych ;) Zdziwiło mnie, że Marcjanna w pewnym momencie tak po prostu akceptuje, że będzie się opiekować.

 

Poczytane, teraz dajcie mi to przetrawić i wyłonię kolejnego wyzywającego! :)

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Krokusie, w sumie to nie wiem, dlaczego Marcjanna się zgodziła. Nie przemyślałam do końca tego fragmentu. Miałam pomysł, żeby Albert włączył się zamiast Winicjusza, ale nie zapisałam tego w tekście. 

Majówkę czas zacząć, nie ma co trzymać w niepewności – nad następnym wyzwaniem niech myśli Kromos.maminus!

A nie, czekaj, Grafomania weszła za mocno…

Kronos.maximus!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Dziękuję Krokusie, za przekazanie pałeczki, nie spodziewałem się! Będę dziś myślał nad następnym tematem.

Tak na marginesie, to było fajne wyzwanie i z przyjemnością w nim uczestniczyłem!

Celem, jak zrozumiałam wyzwanie, była scena z dialogiem bohaterów powyźej dwóch i/lub przedstawienie ich zachowań werbalnych, niewerbalnych czyimiś oczami, mógł być to narrator, w taki sposób, aby czytelnik się nie pogubił, lecz z zainteresowaniem śledził ich poczynania. 

 

@OldGuard

Jest opis związków łączących trzy postaci: Adalberta, jego babkę i proboszcza. Przedstawia narrator, lekko streszczając sytację wyjściową. Momentami wydawało mi się ciut przegadane, w znaczeniu lekkie powielanie kluczowych informacji.

Zaczyna się przygoda i próba dla Adalberta. ;-)

 

@kronos.maximus

Mamy nawet pięciu bohaterów, jeśli Bolemira dorzucić do sióstr, Rzymianina i woja Bojana. Poznajemy postaci w działaniu w określonej, ważnej sytuacji, takiej z rodzaju przeznaczenia i choć moją bajką nie jest fantasy, wciągnęło. ;-)

 

@aTucholka2

Jest pięć postaci: Tomeczek ze swoimi trzema alter ego, kapitan. Śledzić było łatwo, postaci odróżniają się od siebie. Niepotrzebne przebijanie czwartej ściany (2x) i zmniejszyłabym stopień przerysowania przez słowa.

Absurdalne, ale sytuacja ma potencjał, ciekawe jak byś go rozwikłał. :-)

 

@SNDWLKR

Mamy Alexa i Iolaosa (to Grecy?), Tialgo (to Brazylijczyk?) i tajemniczą postać w kasku motocyklisty (dziewczyna). Nie nadużywałabym aż tak bardzo czasowników przy dialogach, bo zaczyna być męczące śledzenie, kto kiedy co zrobił, Dialog ciut nienaturalny.

Jest tajemnica, zobaczyłabym, co będzie dalej. ;-)

 

,Lokal był oczywiście nielegalny

Dlaczego „oczywiście”?

 

@Ando

Jakiś rodzaj urban fantasy? ;-)

Mamy mistrza Feliksa, główną bohaterkę z kotem Behemotem i chyba jej adwersarza Winicjusza oraz brata Alberta z niemowlęciem (bez głosu). Postaci zarysowane, za ich obecnością w opisywanej sytuacji podąża się łatwo. Na plus, podobnie jak u kronos.maximus jest bardzo czytelny „kłopot”, który się pojawił.

 

Odnośnie mojego fragmentu: obie części są połączone samochodowo. Omega będzie sprzymierzeńcem anatagonisty głównej bohaterki – Bożeny. :xd

 

Gratki, kronosie! :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Gratki ;)

 

Czas na komentarze:

 

kronos.maximus

 

faktycznnie bardzo dobry fragment, w którym prezentujesz kilka postaci, a każdą dobrze charakteryzujesz. Jedyny zarzut – 800 słów, co nie jest lekkim marginesem ;) ale chyba faktycznie nie było, gdzie ściąć

 

aTucholka2

 

Mam nieodparte wrażenie, że czytam Legion Sandersona, tylko tam jest mniej chaosu. Może kwestia krótkiego fragmentu, gdzie trzeba wszystkich zmieścić, ale trochę zlewają się całośc. 

 

SNDWLKR

 

Przyjemny fragment. Sporo wychodzi w dialogach, bohaterowie są znani głownie z imion i narodowości, ale mimo tego zaciekawili.

 

Asylum

 

Scenka kojarzy mi się z tym memem, w którym właściciel najrozsądniejszego pomysłu wylatuje przez okno ;). Początek drugiej części z samochodem przegadany – znaczy w opowiadaniu super, ale w tym wyzwaniu wydłuża całość, nie dając zbyt wiele do opisu postaci. W wersji max bym przeczytała ^^

 

ANDO

 

Świetna opowiastka, mam jakąś słabość do współczesnych czarownic, więc czytałabym. Fragment w wyzwaniu też bdb, spełnia założenia i chyba jedynie w tym fragmencie nie miałam żadnej chwili zwątpienia, kto jest kim

 

 

 

Nowa Fantastyka