- Opowiadanie: Ambush - Wyzwanie #8 Pandora uchyla wieczko

Wyzwanie #8 Pandora uchyla wieczko

Oceny

Wyzwanie #8 Pandora uchyla wieczko

Wyzwanie #8 Pandora uchyla wieczko

 

Informacje ogólne:

 

Terminy:

*publikacja fragmentów:  21-27 marca (nd)

*komentarze: 21 marca do ∞

*wyniki: 1 kwietnia – no co zrobić;)

 

Cel wyzwania: przedstawienie sytuacji, kiedy bohater podejmuje fatalną decyzję, mając pewność, że postępuje słusznie.

 

Fantastyka: zalecana

 

Limit: do 400 słów

 

Informacje dodatkowe:

 

Oczekiwanym efektem ma być walenie się otwartą dłonią w czoło przez czytających lub ewentualne okrzyki: “Coś Ty narobił?!”

 

Realizacyjnie macie dwie możliwości (chyba że czegoś nie przewidziałam):

  1. Wprowadzacie informacje o zagrożeniu, o którym nie wie bohater
  2. Wykorzystujecie znany motyw, dzięki czemu czytelnicy wiedzą, że bohater popełnia życiowy błąd.

Nie dopuszczalne są niedopowiedzenia. Czyli jeśli Władimir atakuje Ukrainę, to wniosek, że to doprowadzi do upadku Rosji, jest jedynie domniemaniem. Efektem może być ogólne postapo, wojna z Chinami, albo New ZSRR, a my chcemy pewności.

Dałam dość duży limit, więc zmieszczą się krótkie opka, ale wystarczy mi fragment, o ile będzie zawierał wymaganą zawartość.

 

 

Zapraszam

Koniec

Komentarze

Voodoo people

Adam stał przed sklepem na wiosce. DANA bzyczał i przygasał wielki neonowy szyld, alkohole, całodobowo. Było coś po dwudziestej drugiej, Adam zakupił od Czesia piątkę fuki. Nie wiedział że Czesio miał tylko czwórkę, ale w dobrej wierze skruszył dwa dropsy, tara się zgadzała. Wciągnął całość na dwa razy. Ooh, mało łba mu nie urwało. wszedł do sklepu, zakupił kondony z fizys Putina, ze zbiorniczkiem na spermę w miejscu jego nosa. Kupił też drugą już półlitrówkę wódki tytan i zestaw igieł z nićmi, taka to już uroda wiejskich sklepów że mają tam praktycznie wszystko. Mimo że było około dwóch stopni poniżej zera Adam rozebrał się do naga, po dropsach pała stała mu jak sosna. Założył na nią Putinokondona i zaczął w nią wbijać igły.

-Voodoo voodoo, who do What you don’t dare do, people – krzyczał. Gliniarze stojący w cieniu drzewa nieopodal sklepu wykazali się dużym zrozumieniem, ten gruby , niski z wąsem, zagadną do drugiego.

– Może powinniśmy go zgarnąć?

– Lepiej nie podobno ma wtyki w ABW, to czub, ale zazwyczaj wie co robi.

– A jak się wykrwawi?

– Nie bój nic, odwalał większe akcje i przeżył.

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Astrid, człowiek, który Ci powiedział, że na NF punktowany jest czas, oszukał Cię!;)

Lożanka bezprenumeratowa

Fragment

– Zostaw to! Już jesteś gruby jak świnia.

Mick nachylił się nad talerzem, a zwisające z policzków fałdy tłuszczu zafalowały, uderzając o kant stolika.

– Zaraz pękniesz z przejedzenia! – dodał Rick.

– Dajcie spokój! – machnął ręką Mick. – To tylko jedna czekoladka!

– To samo mówiłeś o tej poprzedniej. I poprzedniej. I jeszcze poprzedniej…

– Zostaw go – wtrącił Nick. – Jest już dorosły, to jego ciało.

– Ale mój dom! Wiesz ile krzeseł już mi rozwalił?! Nie mówiąc o wymiocinach, które muszę sprzątać!

Mick przestał ich słuchać. Wyciągnął rękę i chwycił tabliczkę czekolady. Skrzywił się i stęknął, bowiem przy każdym ruchem musiał swoimi wątłymi mięśniami poruszyć całe kilogramy tłuszczu. Zaraz jednak rozweselił się na zapach czekolady.

Ach! Nie był to może szwajcarski Lindt, francuska Faiseurs de Chocolat albo jedna z tych egzotycznych, pełnych przypraw i orientalnych smaków. Nie było to nawet sklepowe Ferrero czy Milka. Nie, przynieśli mu najtańszą mleczną czekoladę, kupiona za parę centów z supermarketu naprzeciwko. A mimo to na jej widok ślina ciekła mu z ust hektolitrami.

Zjadł ją.

Podniebienie wypełnił błogi, słodki smak. Nie, to nie czekolada, to ambrozja! Czuł aromat ziaren kakaowca, które – wedle informacji na opakowaniu – sprowadzali aż z nizin wokół jeziora Volta w Ghanie i świeżo palili tradycyjną metodą, opracowaną przez Hicka de-Ticka w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym czwartym. Najmniejszy kęs przenosił go we wspomnienia z dzieciństwa, gdy zajadał się przywiezionymi przez wuja Ficka słodyczami. O tak, tak, jeszcze jeden kęs, dalej, o tak…

Wtem poczuł dziwny ucisk w żołądku. Jego wielgachny brzuch zafalował i zaczął puchnąć, powoli, acz nieubłaganie. Przewrócił stolik, zaraz też złamało się krzesło – co wyraźnie zirytowany Rick skwitował prychnięciem.

Mick rósł dalej, stawał się coraz okrąglejszy i większy, jak dmuchany materac. Podniosło go z ziemi, szarpnęło pod wpływem wiatru i skierowało w stronę sufitu, na obracający się wiatrak. A gdy skóra olbrzyma dotknęła jego ostrych jak brzytwa śmigieł, Mick pękł jak balon.

– Ostrzegałem – skwitował Rick.

Слава Україні!

Golodh – nie sądzę, żeby Mick “miał pewność, że postępuje słusznie”. Motyw nieobcy (aczkolwiek w trakcie czytania miałam takie: no i co? dostanie cukrzycy?), ale też niewzbudzający emocji.

Przynoszę radość :)

Worek otwarto przedwcześnie, mam nadzieję, że nikt nie będzie miał pretensji, jeśli się dorzucę.

 

 

Czarne i białe

 

Walter spojrzał na świat. A świat był dobry i nie było w nim zła. Jedyne zło istniało poza światem. Wiele zła, którego Walter nie lubił.

Widział pluszczące wodospady. Zwierzęta u wodopojów. Góry samotne i piękne, majestatyczne jak niezdobyte twierdze. Las, w którym drzewa zdają się przytulać do siebie, obejmując się gałęziami w czułym uścisku. W oddali fale przyboju uderzały o klif, nadgryzając go zębem czasu.

Walter grał całe życie w jedną grę. Bardzo go uspokajała. Był chory na ciężką nerwicę, a gra stała się dla niego lekarstwem. W tej grze był bogiem, który mógł robić wszystko albo nie robić nic. Przestawiać góry. Sadzić lasy. Doglądać zwierząt. Odpoczywać.

Panował i nic nie mogło zakłócić tego stanu. To jego świat, jego zasady.

Po latach, gdy choroba zaczęła ustępować, postanowił zrobić coś, czego nigdy wcześniej nie robił. Czuł się zdrowiej, dlatego chciał odstawić grę i zająć się życiem.

– Stworzę człowieka, co może pójść nie tak? Niech ktoś zarządza tym wszystkim, gdy mnie nie będzie. Ktoś, kto będzie podziwiał moje dzieło. – powiedział i nacisnął lewy przycisk myszki.

Corrinn – sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Astrid – Abstrahując od problemów z interpunkcją i zapisem zdań, że o dialogi nie wspomnę, to Twój bohater robi coś głupiego, ale (wiemy to na pewno z zakończenia) to nie zakończy się źle;)

 

Golodh – Poszły konie po betonie. Smutny koniec. W mojej ocenie nie do końca mieści się w założeniach, bo jak już wspomniała Anet, Mick pewnie wiedział, że robi źle. Ludzie robiący coś kompulsywnie wiedzą, że to złe, ale muszą… W zdaniu skrzywił się i stęknął, coś nie gra.

Corrin – Aż tak źle o nas myślisz?;) Perfidna opowieść;) Przy Twoim założeniu, że człowiek jest źródłem zła, spełniasz kryteria. Ten ząb czasu mi nie pasuje, bo właśnie fale gryzą skały.

Lożanka bezprenumeratowa

Sorki za interpunkcję i zapis dialogów. Syndrom dnia poprzedniego. Poprawię jutro wieczorem jak przed kompem zasiędę. Dzisiaj nie mam możliwości. Pozdrawiam:)

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Ambush, skomplikowane zadanie, ale ciekawe. Czy w tekście muszą być pokazane skutki działania bohatera, czy można urwać na samej decyzji i domniemaniu rezultatów?

 

Astrid, odjechany tekst. Niewątpliwie, bohater popełnił błąd. ;)

 

Corrinn, głębokie przesłanie i przewrotna puenta z pesymistyczną wizją ludzkości. Chciałabym wierzyć, że nie spełniłeś założeń.

 

Golodh, tekst mógłby być krótszy. Jak dla mnie, za dużo opisów czekolady. Założenie ćwiczenia chyba spełnione.

 

 

Ando Nie musisz pokazać opłakanych skutków, ale musimy mieć pewność, że nie będzie happy endu.

Lożanka bezprenumeratowa

Ambush, jednak pokazałam skutki. 

 

Niespodzianka

 

 

Hol Akademii Magii

 

Valand nienawidził bałaganu. Kroczył między rzędami stojących na baczność uczniów, którzy spuszczali głowy. Skrzypiała drewniana podłoga starego pałacu.

Wielki jak niedźwiedź, z szeroką szramą na łysej głowie, musiał budzić respekt.

Zatrzymał się, powiódł groźnym wzrokiem po adeptach.

– Słyszałem, że przeklinacie! – zagrzmiał. – W naszej elitarnej Akademii to niedopuszczalne!

Panowała idealna cisza. Valand był dumny. Już on sprowadzi młodych na właściwą drogę.

– Dyrektorze! – Przybiegł Axim, jego zastępca. – Pana matka przyjechała!

– Kurwa – wyrwało się Valandowi.

Uczniowie parsknęli śmiechem.

 *

 

Gabinet dyrektora.

 

– Nie możesz zostać, mamo – powtarzał Valand po raz setny. Nie po to wyjechał do alternatywnego świata…

– Ależ, Valusiu! Przywiozłam słoiczki z przetworami i kończę dla ciebie szalik. – Drobna staruszka w kwiecistej szacie miała łzy w oczach.

– Ulitowałbyś się nad matką – odezwał się Axim.

– Zależy ci na Akademii? – wysyczał Valand.

Jego zastępca pokiwał głową.

– Czyli mamusia już wyjeżdża.

– Nie rozumiem – mruknął Axim. – Co może zrobić jedna, starsza kobieta?

– Zapytaj, czego nie może – warknął Valand. – Pochwaliła się, jak adoptowała stado trolli? A jak szukała przepisu na zupę i niechcący otworzyła portal demonom? Albo jak spoiła pół klubu seniora magiczną nalewką?

– Przesadzasz, Valusiu! Pan mu chyba nie wierzy? – Teatralnie zaczęła ocierać niewidoczne łzy.

– Nie nazywaj mnie Valusiem! Jestem poważnym dyrektorem.

– Będę siedziała cichutko, jak myszka. Obiecuję – odparła matka. – Proszę, Val… synu.

– Niech zostanie – poparł ją Axim. Już był pod urokiem biednej staruszki. Tę rolę opanowała do perfekcji.

Valand zmarszczył czoło i milczał. Wiedział, że matka oznacza kłopoty. To było pewne, jak rozstrój żołądka po eliksirze szczęścia.

– Jeden dzień – pisnęła. – Przecież nie wygonisz starej matki na noc.

– Jest druga po południu – mruknął Valand.

– Tak się stęskniłam, synku.

Pięć herbat później dyrektor skapitulował.

 *

 

Valand patrzył na kupkę gruzu, która została z Akademii. Zastanawiał się, kiedy nawalił. Gdy pozwolił matce zostać? Kiedy nie sprawdził, co przywiozła w słoikach? Kto mógł przypuszczać, że sok z kiszonych ogórków zadziała jak dynamit. Dobrze że uczniowie wyjechali na ferie. Axim się zdziwi…

– Jesteś, Valusiu! – Przydreptała matka. – Nawyrabiało się – dodała z miną niewiniątka.

– Przeszłaś samą siebie – mruknął Valand.

– Przesadzasz, synku! Zobacz, skończyłam szalik. Przymierz!

Pozwolił omotać sobie szyję żółtym okropieństwem.

– Cudnie! – zawołała. – Nie ma tego złego, Valusiu. Razem odwiedzimy twoją siostrę.

ANDO – podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Miś zajrzał i nie żałuje. Niespodzianka Ando podniosła mu kąciki mordki. smiley

Ando – Piękna opowieść, ale po armagedonie wprowadzasz ciąg dalszy, który sprawia, że chcemy wiedzieć jaką katastrofę sprowadzi mamcia na siostrę;) Smakowita historia, a tyran – maminsynek boski.

 

Lożanka bezprenumeratowa

Anet, cieszę się.

 

Misiu, :)

 

Ambush, miejmy nadzieję, że siostra lepiej się ukryła przed najazdem niż bohater. ;) 

Fajne zadanie. :-) 

Pociągnę dalej fragment z pierwszego wyzwania None, historia o Aktorce, Uczennicy i Karle, bo wymyślanie zaczyna mnie niepokoić z powodu wyobraźni. Muszę wymyślić jakiegoś Jaskra.

Zatem fragment na wyzwanie z Pandorą. ;-)

 

***

Na widok wchodzących twarz Koordynatorki się rozluźniła.

– Jesteś stąd? – powiedział Karzeł, siadając przy stole. – Co zamówimy i kto stawia?

– Ja was zaprosiłam. Przedstawcie się.

– Kasa jest ważna, więc odpuść komergadkę.

– Czego ona chce, twarzy nie dam, jeszcze nie mogę. Sama wiesz – wtrąciła się Uczennica.

– Mnie bez różnicy, każdy prom jest dobry. Wchodzę w ciemno – dopowiedziała Aktorka.

– Jesteście świetnym zespołem, to widać.

– Tiaaa, a dzisiejsze spotkanie jest za friko? Płacą ci od sztuki, Koordynatorko! – zawyrokowała Uczennica.

– Ciii, przyszła!

Syknięcie Karła zbiegło się z uniesieniem bordowej kurtyny i cztery pary oczu zawisły na Zofii, która gładko weszła w rolę dziennikarki na krzywej wznoszącej:

– Już jesteście! Chyba jestem spóźniona? Czas to pieniądz – zaśmiała się. – Jak przeżywacie wcielanie się w role bliskich? – Widząc skrzywione miny, zachęciła – Jeśli chwyci, odpalą płatne odcinki, a tobie, Koordynatorko, dziękuję za przygotowanie grupy i przekieruj na moje konto. Przystąpmy do rzeczy. Kto pierwszy?

"Tobie szkoda czasu, ja mam płacone od trzech sztuk", pomyślała Koordynatorka. podpinając kamery do poststreamingu Zofii. 

– Ja bardzo lubię pomagać innym. To inspirujące, odgrywanie ról jest moim przeznaczeniem. Samotni wymagają niewiele. Wystarczy podobieństwo do syna, córki, kuzyna. Nieważne żywej, czy zmarłej…

– Stop, wystarczy. Ostatnia kwestia ma potencjał. Może grzać! Opisz jedną wizytę i prześlij rozwinięcie. Kto następny?

– Ja! – Karzeł zawsze celował w pozycję środkową, zgodnie z dewizą nie wyróżniać się i nie być na końcu. – Gram szczególne role. Pomaga mi wzrost i atrybuty.

– O, to nieustająco pasi. Daj historię z dzieciństwa, jak to przeżywałeś. Czuję, że chwyci.

Aktorka posmutniała, a Zofia spojrzała znacząco na Uczennicę:

– Ja, jaaa…

– Śmiało. Dasz radę – szepnął Karzeł. 

– Chcę na studia, ale…

Karzeł znowu nie wytrzymał:

– No, mów!

– Muszę… dobre dla tych ludzi – zastrzegła – … dla mnie też, bo oszczędzam kredyty na naukę.

– Oklepane! Co chcesz studiować? Jakieś molestowanie w dzieciństwie?

– Nie przesadzaj, Zofio!

– Zabawne, Karle. Kamienia filozoficznego z waszych historii nie uwarzę, złotej przyszłości nie zapewnię. Podkolorujcie i prześlijcie Koordynatorce. Zmieniam odczucia, lecz muszę mieć z czego ukręcić bat. Wiecie, za co mi płacą?

Zgodnym chórem odparli:

– Tak.

Zasłona opadła. Zofia wyszła.

 

*

Siedzieli w mieszkaniu Aktorki. Miała jeszcze dostępność na poziomie detalu. Pojawiły się kolorowe manekiny, sznurki i tytuł : "Lalki do wynajęcia". 

Aktorka monitorowała lajki, które szybowały, Uczennica zerkała na fejki. Zahipnotyzowany swoim głosem w kadrze Karzeł zawyrokował:

– Jesteśmy w grze!

– "Nie spłukuj w toalecie serwetek, przypadkowych przedmiotów, niezapłaconych rachunków… – zaczęła Aktorka.

–  … Niechcianej bielizny, t-shirtów po byłych… Czy to cytat z Fusa, z drugiego obiegu?

– … nadziei i marzeń. – Uczennico, jesteśmy bogaci.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum Bardzo mi się podoba opowieść i zróżnicowani bohaterowie, ale mimo dwukrotnego czytania nie dostrzegam proszenia się o klęskę. Mogę prosić o naprowadzenie? Czy upadkiem będzie sprzedawanie się w mediach?

Lożanka bezprenumeratowa

Tak, Ambush, ale sprzedawanie szczególnych historii. Cała trójka pracuje na zlecenia w agencji “Naszych bliskich”. Świadczą usługi dla osób samotnych z różnych powodów. Wcielają się w role ich bliskich, w Japonii to się dzieje.

 

 Chyba jest niedopowiedziane, bo jedno zdanie o robocie, znaczy zleceniach – wyleciało, ale i tak trzeba byłoby wyjaśniać więcej, więc bez żalu je usunęłam. Całej historii jeszcze nie wymyśliłam, jest szkic świata i bohaterów oraz potencjalnych “przygód”, tak je określmy.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Golodh

Postępowanie z gruntu złe, grzech obżarstwa, jawna kpina z przetłuszczonego społeczeństwa imperialistycznego zachodu. Zły Golodh, zły , bardzo niedobry… Jednakowoż, co do unoszenia z wiatrem zatłuszczonego ciała pod wpływem wzdęcia, miałabym pewne wątpliwości. Niby spełnia warunki wyzwania, ale to nie to.

 

Corrin

Co poeta miał na myśli? Może za mało pojmuję świat nowych technologii, ale błędem wydaje się mi w tym przypadku pozostanie przy kompie, zamiast wstać od niego. Bohater klika myszką chcąc stworzyć swoje alter-ego. dobrze kombinuję? tekst jak dla mnie, niejednoznaczny, ba! Nawet lekko niepokojący.

 

ANDO

Ładny tekst, spełnia wymogi zadania. Zdecydowanie mój faworyt. Co do mamuś… To tak jak w moim podpisie. Mama siedzi w piwnicy, na krześle, na nietoperzu:D

 

Asylum

Jak na mój prosty dziewczęcy rozum, to cała ekipa zachowuje się jakby spaliła blunta i udała się do mieszkania aktorki, która amatorsko zjmuje się lalkarstwem. Nie znam się za dobrze na fejkach, targetach i zasięgach. Ale po mojemu to wygląda na to że zamiast odgrywać rolę na żywo, cała grupa zajęła się inscenizacją lalkarską. Co zależnie od ilości wypalonych bluntów, mogło się udać lub nie. Gdzie fatalna decyzja?! Z doświadczenia, a jestem zrzeszona w agencji aktorskiej i jak czasem jestem bez pracy i akturat do mnie zadzwonią, to biorę epizody albo statystowanie… Czy ja mam coś dziwnego w oczach?! Dla czego zawsze dostaję rolę Kórewien albo policjantek? Echh. Straciłam wątek:(

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Asylum – przyjemne, tylko nie czuć, że podejmują złą decyzję.

Przynoszę radość :)

Kto mógł przewidzieć, że kradzież pierścienia z przeklętego grobowca ściąga klątwę? Prawdopodobnie każda osoba z odrobiną wyobraźni i oleju w głowie. Orrick nie miał ani jednego, ani drugiego. Trudno o wyobraźnię, gdy terminujesz u rzeźnika, a w głowie zamiast oleju chlupocze smalec.

Głos, który towarzyszył mu od tygodnia nieustannie szydził i mieszał go z błotem. Chłopak czuł się, jakby słyszał własną matkę, tylko tym razem nie mógł uciec z domu. Pierścienia też nie mógł zdjąć, bo gdy za niego chwytał, dziadostwo zacieśniało się coraz bardziej, aż palec robił się fioletowy. Na szczęście wystarczyło go zostawić w spokoju, by wrócił do normy.

Rozważał już zastawienie błyskotki w lombardzie razem z dłonią, gdy usłyszał chrząknięcie. Stanął przy nim jakiś młodzieniec w kapturze. Z niewiadomych przyczyn poszukiwacze przygód, szpiedzy i każdy, kto stara się być incognito, ukrywał twarz pod kapturem, nawet w biały dzień. To paradoksalnie sprawiało, że w tłumie przechodniów jakoś najłatwiej było zawiesić wzrok na tym zakapturzonym.

Ten tutaj i bez kaptura rzucałby się w oczy. Blond włosy, broda w szpic i umiejętność pokazywania w uśmiechu wszystkich zębów naraz była cechą charakterystyczną caldorskich władców, a twarzy Lothara Caldoreliona, dziedzica tronu, trudno było nie zapamiętać.

– Ptaszki ćwierkają, że znalazłeś coś w grobowcu Mehelet.

– T… tak panie.

Pierścień, głupcze, oddaj mu pierścień.

– Ten pierścień, panie. Weź go, on wskaże ci drogę.

Jeszcze tylko chwila i męczarnia Orricka miała się zakończyć. Wystarczyło tylko, by ktoś godny uwagi ściągnął pierścień z palca. Gdy młodzieniec dotknął metalu, obręcz powiększyła się, a Orrick cofnął dłoń. Rabuś grobów przez chwilę wsłuchiwał się w ciszę, a potem puścił biegiem ku wylotowi uliczki.

Lothar spojrzał na pierścień. Przez moment miał wrażenie, że w obręczy widzi drugie oko, fioletową tęczówkę i nieregularną plamę zamiast źrenicy. Mimo wszystko wsunął pierścień na palec, pieczętując swój los.

Im dalej przesuwał się pierścień, tym stawał się mniejszy i ciaśniejszy, aż wreszcie, zawędrowawszy najdalej jak tylko się da, przylgnął do dłoni na stałe, jak pasożyt wysysający…

– Kto mówi? – zdziwił się – To z przesuwaniem, palcem i tak dalej?

…wysysający soki życiowe ze swojego…

– Halo!

WŁAŚCICIELA. Nie przerywaj mi, Lotharze!

– Lotharze? Lothar to mój brat bliźniak. Ja jestem Gilderoy.

Gilderoy… Wygnaniec?

– Ten sam. Skazany na ścięcie, ćwiartowanie z posoleniem i Stwórca wie co jeszcze. A ty myślałeś, że co mój wysoko urodzony brat robiłby w ciemnej uliczce w Plewach?

– Dziwny głosie? Jesteś tam?

Wdepnąłem w szambo.

 

Fladrif Na początku współczułam Orrickowi, potem myślałam o następcy tronu. Natomiast tak to zaplątałeś, że teraz to już chyba współczuję złej mocy;) Czyta się świetnie, uśmiałam się, mam jednak wrażenie, że w kontekście wyzwania przedobrzyłeś, bo już nie wiadomo kto jest puszką, a kto Pandorą;)

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć, Wyzwaniowcy!

 

Przy kolejnych wyzwaniach cierpiałem na brak pomysłów, ale teraz życie samo podpowiedziało co może być puszką pandory. Z drugiej strony rozumiem, jeśli ktoś tego nie chwyci, albo nawet zupełnie nie zauważy :) Wrócę też z komentarzami do pozostałych tekstów.

 

Dziś w domu rządzą mężczyźni

 

– Jestem pewna, że sobie poradzisz – powiedziała małżonka i dała mi buziaka na pożegnanie.

Przez kuchenne okno patrzyłem jeszcze, jak wyciąga miotłę z garażu i biorąc krótki rozbieg, wylatuje na sabat. Czarna tiulowa spódnica robiła niesamowity efekt w blasku porannego słońca.

Odprowadzałem ją wzrokiem, kiedy cały świat na chwilę przygasł, jakby przeleciał nad nim wielki smok i rzucił na wszystko cień swego cielska.

– Mama! – usłyszałem stłumiony krzyk z dziecięcej sypialni.

Zamknąłem oczy, wziąłem głęboki wdech i ze świstem wypuściłem powietrze. Nie było czasu do stracenia – ruszyłem dziarskim krokiem, wmawiając sobie, że to nie będzie takie trudne, że to przecież tylko jeden dzień. Jutro o tej porze Anka będzie już w domu, może nieco nietrzeźwa, ale samą swoją obecnością załagodzi niejedną kryzysową sytuację.

Otworzyłem drzwi pokoju dziecka. W ciemności zabłyszczały dwa czerwone punkciki.

– Gdzie mama? – zapytał Krzyś.

Przełknąłem ślinę.

– Mama wyjechała. – Głos załamał mi się na końcu.

Na majaczącej w ciemności sylwetce zapłonęły dwa ogniki i wiedziałem, że nie jest to tylko projekcja moich lęków.

– Przed nami wspaniały dzień! – powiedziałem, starając się włożyć w to jak najwięcej pozytywnych wibracji.

Krzyś wyciągnął spod poduszki obie ręce i uniósł w geście proszącym o wzięcie w ramiona. Zaniosłem go do salonu, głaszcząc po plecach. Błogosławiłem moment spokoju, jednocześnie w myślach powtarzając, że będzie dobrze.

Zostawiłem małego skubańca na kanapie i puściłem na telewizorze „Puffin Rock”. Młody najpierw skrzywił się, a potem bąknął:

– Nie.

Firanki momentalnie stanęły w płomieniach. Na szczęście nie minęła sekunda, a zniknęły razem z żółtymi jęzorami – Anka przygotowała dom na drobne kryzysy. Na suficie została jednak czarna, osmalona plama po pożarze.

Szybko zmieniłem kreskówkę na “Grizzy i Lemingi” i po domu poniósł się śmiech Krzysia.

Ja tymczasem poszedłem do kuchni i zacząłem organizować śniadanie, zanim poranny głód nie sprowadzi na świat apokalipsy. Parówki! On ubóstwia parówki! Wlałem wodę do garnka, podgrzałem cielęce delikatesowe, co chwila sprawdzając, czy nie zbliża się zmiana nastroju latorośli. Kromkę chleba posmarowałem masłem, rzuciłem nań plasterek żółtego sera, położyłem na talerzu obok parówy i zamaszystymi ruchami przyozdobiłem wszystko czerwonymi szlaczkami keczupu. Mignęła mi jeszcze myśl, że można było keczup dać obok, albo chociaż zapytać, jak woli, ale bałem się, że niepotrzebna zwłoka zdetonuje ładunek skrytych emocji.

Talerzyk położyłem na stole, a młodego posadziłem na krześle. Krzyś od razu popatrzył na kompozycję dania.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Fladrif – przyjemne, tylko ostatecznie mogę powtórzyć za Ambush: 

nie wiadomo kto jest puszką, a kto Pandorą

Krokus – podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

I komentarze do tekstów:

Astrid: klasycznie warstwa techniczna usiadła z boku i przyjęła kreskę. Jeśli putinogumka jest laleczką voodoo, to chyba dobrze się skończy dla nas, bohaterowi chyba też nic nie grozi.

 

Golodh – sam fakt, że otyły je słodycze (a sama otyłość nie wynika z jakiejś choroby) powoduje, że robi się facepalm’a. Pod tym kątem ok, ale lekko bym się doczepił, że nic nie zwiastowało nadmuchania, stąd wiedziałem, że do niczego dobrego to nie prowadzi, ale na skutki patrzyłem raczej długofalowo, a tu niespodzianka :)

 

Corrin – corrinnowskie poezje prozaiczne ozdobione znanymi nam przyszłymi skutkami. Postawiłeś na przeszłość i dobrze znane historie. Wszyscy wiemy jak to się skończy, ale jeśli chodzi o moją reakcję, to pokiwałem głową i westchnąłem – daleko mi było do facepalma. Ale puszka otwarta :)

 

ANDO – mamusia z piekła rodem. Uważam nawet, że te kwestie:

Pochwaliła się, jak adoptowała stado trolli? A jak szukała przepisu na zupę i niechcący otworzyła portal demonom? Albo jak spoiła pół klubu seniora magiczną nalewką?

nie są konieczne – sama atmosfera wokół mamusi jest taka, że to się rozumie samo przez się. Wiadomym było, że to się nie skończy dobrze :)

 

Asylum – nie czytałem wcześniejszego tekstu i mam też wrażenie, że faktycznie z tego urodzisz pełnoprawne opowiadanie, a tu jest tylko fragment – przez to przy odbiorze się nieco pogubiłem. Ostatecznie widzę dramat sytuacji, ale nie czuć zbytnio napięcia i groźby w tej decyzji. Mam do tego typu sposobów na życie dość jasne stanowisko, ale bardziej właśnie czuję niechęć do samych bohaterów niż łapię się za głowę, mówiąc “Ej, nie!”

 

Fladrif – w zasadzie największą sympatią zapałałem do pierwszego z bohaterów (choć to złoczyńca, to jednak miał problem z uwolnieniem od większego zła). Potem napatoczył się Lothar-Gilderoy, który odebrał Orrickowi jego własność (a że przy tym wpakował się w kłopoty… a przynajmniej powinien), a na koniec jeszcze zwrot kto jest tym złem wcielonym :P no Fladrifowo :) nie mogę powiedzieć, że złapałem się za głowę mówiąc “nie, nie rób tego”, bo spodziewałem się czegoś innego, ale nieszczęście zostało niewątpliwie sprowadzone.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

O, Anet! To fajnie :D

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

AmbushAnet

Faktycznie, trochę się w trakcie pisania wszystko pokomplikowało, domyślnie to narrator miał być Pandorą, Lothar/Gilderoy Puszką, a Orrick jedynie zasłoną dymną. 

 

AstridLundgren

Główne założenie wyzwania z łapaniem się za głowę zostało osiągnięte. Technicznie mogłoby być lepiej. Biorąc pod uwagę tematykę, podejrzewam, że rytuał zakończył się bolesnym niepowodzeniem :)

 

Golodh

Sens Życia według Golodha :)Zapachniało Monty Pythonem i stąd czułem, że dojdzie do wybuchu, chociaż nadmuchania kompletnie się nie spodziewałem. 

 

Corrinn

Fantastyka wyższych lotów. Spodobało mi się, tym bardziej, że czyta się naprawdę nieźle. Zakończenie, w którym Walter planuje odejście jest idealnym zwieńczeniem tekstu. 

 

ANDO

Mamageddon w pełnej krasie. Spodziewałem się, że cała akcja potoczy się inaczej i że pójdziesz w stronę apodyktycznej mamusi, która “przejmie dowodzenie” ku niezadowoleniu syna. Twoje zakończenie bardziej przypadło mi do gustu, szczególnie że jest otwarte na kontynuację.

 

Asylum

Przy pierwszym czytaniu trochę się pogubiłem, jest tam sporo dialogów i postaci, a nie zawsze wiedziałem kto właściwie jest kim. Nie czytałem jeszcze pierwszego fragmentu, ale wydaje mi się, że pomógłby bardziej zrozumieć ten fragment i rozróżnić postacie. 

 

Krokus

Jako że temat ostatnimi czasy jest mi bardzo bliski, dodam tylko, że dziecko nie musi mieć magicznych mocy, zeby zostanie z nim sam na sam po raz pierwszy na tak długo wywoływało lekki dreszcz. Na szczęście to ponoć mija po jakichś dziesięciu razach. Ostatnie zdanie jako zapowiedź tego co nadejdzie idealnie dopełnia ten fragment. Bardzo mi się podobało.

 

PS, 

no Fladrifowo :)

Nie wiem czy to dobrze czy źle :D

 

 

No i masz! Wykończyłam dwunastoletniego tygrysa amurskiego o imieniu Putin, w zoo, w Minnesocie. Miał być drapieżnik, A nie porośnięte liszajami, zżerane przez artretyzm, stare bezwartościowe ścierwo pompowane lekami na pobudzenie. Fuck! I missed!

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Biedaczek padł na zawał serca.Kur….

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Ktoś się zna na teorii pola?! Zresztą.. nieważne, o jeden Blunt za daleko.

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Przyjemne, oznacza, że czytało się chyba bez bólu, Anet, a to więcej niż dobrze. ;-) 

Dobrze, trochę wyjaśnień. Ostatnio czytałam różne reportaże dotyczące agencji w Japonii robiących biznes na zapewnianiu zastępców rodzinnych: córek, wnuków, partnerów i kogo tam jeszcze. Czasami są to osoby żyjące, czasami nie; zlecenia do agencji składane są przez samych zainteresowanych, członków rodziny, którym brakuje czasu, chęci, lub brak reakcji jest związany z czymś innym. Co z tą puszką Pandory?

Bohaterowie fragmentu wcielają się w role cudzych najbliższych, realizując zlecenia z agencji „Nasi Bliscy”, dorabiają, aby „nie głodować”. Mamy do czynienia ze zmianą zewnętrzną przez branie udziału za pieniądze w spektaklu dla kogoś, rodzaju udawania, niekiedy prawdziwego. Z boku majaczy się ponoć jakiś wyższy cel, co jest bardziej skomplikowane, więc nie będę wyjaśniała.

I teraz scena z dziennikarką realizującą pierwszy odcinek być może cyklicznego programu. W momencie wysłania wspomnień ze swojego życia i ich podkoloryzowania oraz sukcesu „niewinnego” programu otworzyli puszkę Pandory. Tam byli lalką z powodu warunków zewnętrznych i swojej niejako decyzji, w tym momencie wkroczyli na ścieżkę wiodącą do utraty ostatniego bastionu – siebie. Można powiedzieć, że z chwilą radości z tytułu „Lalki do wynajęcia” zaadoptowali wroga do swojego umysłu. On zacznie działać i wpływać. Zaczyna się walka, na razie niewidoczna. ;-) Kto zwycięży?

Takie tam rozmyślanki o drogach integrowania pozornie nieprzystających elementów. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Krokus Powiało zgrozą:) Jako wieloletnia babysitterka pamiętam wieczory, kiedy po 245776 bajce, na propozycję uśnięcia, maluch odpowiadał podkówką na buzi i słowami “A gdzie jest moja mama?!”

 

Lożanka bezprenumeratowa

Ambush! wyrażaj się! dwieście czterdzieści pięć tysięcy siedemset siedemdziesiątej szóstej bajce! Gorzej gdy maluch na propozycję uśnięcia, krzyczy cyca! Cyca! Ee.. mleka, cium cium? niee, i tutaj z szelmowskim spojrzeniem i usteczkami wygiętymi w podkówkę… Niee! Pomiętolić! Bo nie zasnee…

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Asylum, dodałabym te zdania w tekście:

Cała trójka pracuje na zlecenia w agencji “Naszych bliskich”. Świadczą usługi dla osób samotnych z różnych powodów. Wcielają się w role ich bliskich, w Japonii to się dzieje.

Nie bardzo zrozumiałam, dlaczego postępują źle, prawdopodobnie chodzi o role. Zgaduję, że to wpływa źle na ich psychikę.

P.S. Przeczytałam Twój ostatni komentarz. Jednak zgadłam! 

 

Astrid, bywają różne mamusie. Ta chciała dobrze, a wyszło jak zwykle.;)

 

Fladrif, ciekawy tekst, chyba trochę parodia “Władcy pierścieni”. Puszką Pandory niewątpliwie było zabranie pierścienia z grobowca. Później sprawa się skomplikowała, odczytałam zakończenie jako drugą złą decyzję bohatera.

Mamageddon w pełnej krasie.

Zgadza się.

 

Krokus, moim zdaniem, założenie ćwiczenia zostało spełnione. Każdy wie, co potrafi zrobić małe dziecko, kiedy zabraknie mamy w pobliżu. Nawet bez magii. Na miejscu bohatera nie ryzykowałabym przeciwstawiania się żonie-czarownicy. ;)

Wiem! Teoria Kurta Lewina!

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Co do miętolenia, prasłowiański koszmar babysitterek. bo bołak seksualny demon w postaci kilkuletniego dziecięcia płci męskiej wiedzący czego chce i nie wachający się użyć po temu wszelkich dostępnych środków… No dobra tylko się tak wygłupiam..

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Co kryje się za przerażającymi zmianami w osobowościach naszych dzieci?

Od miesięcy w Polsce mamy narastającą epidemię niewytłumaczalnych zmian w zachowaniach naszych milusińskich. Kilkulatki najpierw stają się osowiałe i apatyczne. Ten stan trwa przez kilka tygodni, a później mniej więcej raz na dziesięć dni przerywany jest atakami wzmożonej aktywności, której nie sposób wytłumaczyć. Trzyletni Albercik podpalił kocią karmę w misce, pięcioletnia Mati zwinnie wdrapała się na ogrodzenie placu zabaw i przez dobrych dziesięć minut biegała po nim, uciekając przed przedszkolankami. W jaki sposób można to wytłumaczyć? – pytamy wróżkę Euzebię.

– Wszystkie oznaki wskazują na opętanie przez demona.

– Ale jak mogło do niego dojść? Przecież małe dzieci są bez przerwy pilnowane!

– Furtkę demonom można otworzyć na wiele sposobów. Rzadko kto robi coś takiego celowo, ale wystarczy kropla krwi, która dostanie się w niepowołane szpony…

 

Tak zaczynał się artykuł na piątej stronie ilustrowanego czasopisma “Nadnatura”.

Jednak Paula nie dotarła do piątej strony. W ogóle nie zamierzała czytać na spacerze, ale dzisiaj Hanusia wyjątkowo grzecznie bawiła się w piaskownicy. To Piotruś przyniósł młynek do piasku, który zrobił furorę wśród dzieciaków.

Paula zaczęła więc kartkować czasopismo porzucone na ławce. Sama nie kupowała takiego szmatławca. Dla zabicia czasu przejrzała horoskop, dowiedziała się, że czeka ją podróż (tak, pewnie, z dwuletnią córką!), po czym WhatsApp brzdęknął z cicha. A jeszcze kilka minut później Hanusia wybuchnęła płaczem.

To jakiś debil bez wyobraźni zostawił szkło. W piaskownicy! Jakim zwyrodnialcem trzeba być?

Hanusia rozcięła sobie paluszek. Nic naprawdę groźnego, ale adrenalina obydwu podskoczyła, kiedy krew zaczęła barwić żółty piasek. Boże! Byle tylko nie tężec! Paula przemyła małej rękę mineralną, obiecując sobie w duchu, że w domu zdezynfekuje rankę wodą utlenioną. Starła resztę krwi chusteczką higieniczną, obkleiła palec plasterkiem w delfiny i przytuliła córeczkę. Chusteczkę wyrzuciła do najbliższego kosza, żeby przypadkiem nie zapaprać bluzki. I tak czekała ją ciężka przeprawa z buraczkami. Dlaczego najzdrowsze warzywa mają takie intensywne i brudzące kolory?

Babska logika rządzi!

Finkla Super. Perfidnie napisane. Właściwie nic, a jednak wiemy, że Paula wtopiła na całej linii. 

Lożanka bezprenumeratowa

Finkla – fajne :)

Przynoszę radość :)

Astrid – no, nie uwiodło. Nie znałam kluczowego słowa, a i dropsów nie jestem pewna. To znaczy, podejrzewam, że nie chodzi Ci o cukierki w kształcie przysadzistego walca. W rezultacie nie wiem, co bohater właśnie sobie robi.

 

Golodh – też jakoś bez szału. Skutki decyzji stały się jasne dopiero po ich nastąpieniu, a nie w czasie podejmowania decyzji. Dlaczego wszystkie imiona kończą się na -ick?

 

Corrinn – nieźle, nieźle. Faktycznie – co może pójść nie tak? Doceniam żarcik. Acz nie mogę się pozbyć przekonania, że osobiście nie potępiam tej decyzji. ;-)

 

ANDO – fajnie, ale jakoś komediowo. Wiadomo, że mamusia coś nabroi. Valuś ze swoim doświadczeniem nie może się mylić. Ale on jakoś słabo przekonany o swojej racji.

 

CDN.

Babska logika rządzi!

Już myślałam, że nie zdążę;)

 

Czemu Kuźma ruszył ratować księżniczkę, mimo że dziedziniec zamku czarodzieja zapełniało kilkuset dziennych rycerzy zamienionych w kamienne posągi? No cóż, na pewno utwierdził go w tej decyzji wiszący w reprezentacyjnej sali pałacu portret księżniczki, z którego patrzyła na niego słodka blondyneczka, z dołeczkami w policzkach i zielonkawymi oczami. Wszak król ogłosił, że zbawca otrzyma rękę królewny Odetty i pół królestwa.

Kuźma nie bardzo był sobie w stanie wyobrazić, czym jest pół królestwa, ale kojarzyło u się to z pełnym brzuchem i całymi portkami.

Pierwszym powodem wyprawy były długi oraz zgodna groźba właścicieli karczmy i sklepu, że jeśli się nie zgłosi, obiją go kijami i na wieki wyrzucą z miasta.

Takich ochotników jak on ruszyło jeszcze czterech, ale każdy szedł sam, bo nie zamierzali się z nikim dzielić.

Kuźma szedł przez wiele lat przez ciemny bór, minął kilka rzek, a wreszcie zaczął wspinać się na wysoką, czarną górę, na której szczycie pyszniło się groźne zamczysko. Ostatnią noc postanowił spędzić w małej jaskini nieopodal głównej bramy, żeby nieco odetchnąć i obmyślić w końcu jakiś plan.

 

X

Czarodziej Zływład objął dłońmi magiczne zwierciadło i z uwagą w patrzył się w obraz. Zobaczył pryszczatego młodzika, który potknął się i osunął w przepaść i drugiego, który z apetytem zajadał żmije mordki, łudząco podobne do poziomek, jagody jego wynalazku.

– Zostało dwóch – powiedział trochę do siebie, a trochę do księżniczki.

Odetta, która przed chwilą zaspokoiła swego pana, leżała naga na łożu.

Zływłada coraz częściej nachodziła chętka, by oddać ją ojcu i obserwować, jak na jej niewątpliwe talenty zareaguje przyszły mąż. Postanowił, że jednak jeszcze odwlecze to nieco.

Na razie zadowolił się wejściem w ponętne, mlecznobiałe ciało i przejęcie nad nim całkowitej kontroli.

 

X

Kuźmę obudził pocałunek. Otworzył oczy, bardziej zdumiony niż wystraszony i spojrzał prosto w ogromne, zielone oczy Odetty.

– Czy jesteś moim wybawicielem? – spytała śpiewnym głosem.

– Taak, pppiękna kksiężniczko – jąkał się Kuźma.

Dama wyciągnęła zza dekoltu maleńką, gołąbkową jałmużniczkę i podała młodzieńcowi.

– Masz tu magiczny proszek. Jeśli sypniesz nim na czarodzieja, ten straci na godzinę swą moc i będziesz mógł go pokonać i mnie uwolnić.

Księżniczka pocałowała go jeszcze raz i odeszła w mrok.

 

X

Następnego ranka Kuźma uderzył kosturem we wrota zamku, krzycząc:

– Przybyłem uwolnić księżniczkę Odettę!

Wrota otworzyły się i młodzieniec, dzierżąc w jednej ręce miecz, a w drugiej jałmużniczkę wkroczył na dziedziniec.

 

Lożanka bezprenumeratowa

Finklo, tym razem miało być komediowo. Valand doskonale wie, na co stać mamusię, ale to w końcu własna matka. Pewnie miał trochę nadziei, że tym razem ona się zmieni.

Miałaś ciekawy pomysł na tekst. Ach, te matki, chcą dobrze, a wychodzi jak zwykle. ;) 

 

Ambush, podobał mi się Twój fragment, zwłaszcza intryga czarodzieja. Scenki krótkie, ale treściwe, przedstawiłaś motywację wszystkich postaci. Nie mamy wątpliwości, że Kuźma źle postąpił.

 

 

 

Asylum, nie skumałam, dlaczego to taka zła decyzja. No, zagrali w filmiku za kasę. I? Nie widać, żeby nadciągała jakaś masakra, której bohaterowie nie są świadomi. Ale chyba nie czytałam poprzedniego fragmentu, może coś mi umyka.

 

Fladriffie, fajne. :-) Tego twistu się nie spodziewałam. Z dotychczasowych – podoba mi się najbardziej. No i zagranie z narratorem też interesujące.

 

Krokusie, ciekawe podejście, przemawia do mnie. Ale zabrakło mi wyraźnego pokazania, że koniec historii będzie zły. I jak zły.

Babska logika rządzi!

Ambush – podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Fladrifie,

Nie wiem czy to dobrze czy źle :D

Hmm… po przeczytaniu stwierdziłem, że Ty tak zawsze robisz w tekstach, więc można mówić o charakterystycznych cechach Twojej twórczości – to chyba dobrze :P

 

Łowuszko, brr, własne dzieci zdzierżę, ale te obce… Moja kariera babysittera byłaby bardzo krótka i pewnie nie obyłoby się bez policji.

 

ANDO, nie ująłem tego w tekście, ale bohater miał być zwykłym mugolem, który się ożenił z czarownicą – zatem opieka nad magicznie uzdolnionym dzieckiem to dla niego dodatkowa porcja emocji :P

 

Finklo, to wyraźniejsze pokazanie, to rzecz, którą nie każdy wychwyci, a zawiera się w stwierdzeniu, że “nie zna życia na krawędzi ten, kto nigdy nie dał dziecku keczupu na parówkę, bez pytania, czy ma być obok, czy na parówce”. A jak zły? Fakt, tego nie zaznaczyłem, ale z założenia, Krzyś nie będzie brał jeńców…

 

A teraz opinie:

Finklo, dobry wstęp do urban fantasy z demonami :D wyraźnie widać, że będzie źle, a bohaterka czyni dobrze, logicznie, a wyjdzie jak zawsze puszka się otworzy. Fajne :)

 

Łowuszko, Kuźma ewidentnie idzie do paszczy lwa, choć zdziwić go powinien fakt, że najpierw księżniczka sama do niego przychodzi (zamiast spier uciekać) i potem posłusznie wraca do więzienia. Ale cóż Kuźma, to chłop prosty – jak ma uwolnić, to księżniczka musi być uwięziona :)

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Krokus, skoro mugol, tym większe wyzwanie z opieką nad dzieckiem.

Z tekstu Ambush zrozumiałam, że to czarodziej w postaci księżniczki nawiedził Kuźmę. Tym smakowitsza intryga. ;)

Jak słusznie odgadła Ando czarodziej użył ciała księżniczki, żeby namącić w głowie biednemu Kuźmie. A to, że chłopak się nie zorientował, cóż kiedy człowieka całuje księżniczka, to myśli się nieco gorzej;)

Lożanka bezprenumeratowa

Widzę, że wątek nieco oklapł, ale słowo się rzekło, więc idę do kobyłki;)

Przeczytałam jeszcze raz teksty Ando i Finkli, bo według mnie najlepiej wpasowały się w zadanie, no i najbardziej mi się podobały.

I po dłuższej chwili namysłu wybieram Ando, bo nie dość że mnie ubawiła, że aż drżę z obawy co też wywinie mamcia, to stworzyła swoiste Pandora perpetum mobile, lub nawet Pandora mobile;)

Lożanka bezprenumeratowa

Dziękuję, Ambush. Postaram się nie zawieść z następnym wyzwaniem. Jutro opublikuję.

 

Fragmenty przeczytane, poniżej moje spostrzeżenia. Na potrzeby swojego podejścia do wyzwania sprecyzowałam cel w następujący sposób: bohater podejmuje decyzję, będąc głęboko przeświadczonym, że jest słuszna, tymczasem otwiera „puszkę Pandory”, o której wiemy z pozycji czytelnika. 

 

@AstridLundgren

Brakuje mi kontekstu i nie rozumiem niektórych słów, np. fuki, oraz rytuału wbijania igieł. 

Nie wiem, bohater podejmuje jakąś decyzję, raczej działa jak zwykle; kolei reakcja gliniarzy, a właściwie pozostawienie przez nich bohatera samemu sobierównież nie daje wystarczających przesłanek, że coś się zaczęło, że mamy do czynienia ze zwrotem w życiu bohatera/świata/gliniarzy, czyli ową Pandorą. ;-) Napisane lepiej, lecz skondensowane i nieuczesane. :D

 

@Golodh

Konsekwencje są, natomiast wcześniej podczas podejmowania decyzji przez Micka brakuje pewności, że postępuje słusznie/dobrze. Bohater w wie, że nie powinien zjeść kolejnej tabliczki czekolady lecz nie może oprzeć się pokusie, więc… wyzwanie zrealizowane połowicznie. ;-)

 

@Corrinn

Ciekawe. :-) Lekko ograne, ponieważ przenosisz znaną metaforę w nową sytuację, lecz wszystkie elementy pozostawiasz bez najmniejszej zmiany. W zasadzie jest kompletną historią, a nie fragmentem. 

 

@Ando

Zabawne, prawdziwa Akademia Magii i Nie Tylko. jeśli chodzi o samo wyzwanie: jest Pandora, jest decyzja, brakuje jednego elementu – przekonania o słuszności podjętej decyzji. :-)

W jednym albo w dwóch miejscach przechodzisz przy wypowiedzi okołodialogowej na myśli drugiej osoby. 

 

@Fladrif

Fajne rozwiązanie zadania, bo zaskakujące, niejako z podwójną zmyłką i dopiero pod sam koniec wyjaśnia się, kto zdecydował i dlaczego Pandora. ;-)

Z minusów trochę „zakręcasz” z myślami bohaterów, przy dłuższym tekście trudno byłoby się połapać w głosach.

Smalec raczej nie może chlupotać, zwykle jest w stanie względnie stałym, chyba że mamy go na patelni. Wiem to z pewnością, doświadczalnie, hi, hi. xd

 

@Krokus

Dobre, chciałoby się poczytać o dalszych katastrofach. ;-) W kwestii realizacji wyzwania: Pandorę mamy, decyzję też, podjętą w dobrej wierzę, że małżonek sobie poradzi. 

 

@Finkla

Fajne, pomysłowo zrealizowane wyzwanie. ;-) Wszystkie elementy obecne, choć trochę brakuje świadomego podjęcia decyzji. Trochę, poneiważ na dobrą sprawę może być nią – nie dokończę czytania artykułu z tego szmatławca, a w tym przypadku szkoda. Podobał mi się suspens, nie wiemy, czy coś się stanie, ale… jeśli Autor o tym pisze to znaczy… xd

 

@Ambush

Kontekst ciekawy, decyzja jest, rozumiem Kuźmy, lecz nie bardzo wiem, co z tą Pandorą? Dlaczego takim nieszczęściem dla bohatera będzie księżniczka? 

 

Dzięki za komentarze do mojego fragmentu i krótkie wyjaśnienia, choć jeśli było niejasne, znaczy że tak jest.  Ando, może i to zdanie by się przydało. ;-) 

Aktorka, Karzeł i Uczennica wcielają się w role cudzych bliskich podczas realizacji zleceń z Agencji. Program miał być o tym, ale… W pierwszej scenie dziennikarka prosi/żąda wspomnień z ich życia (nie z pracy), w części drugiej mamy już oglądanie pilota ewentualnego programu, czyli nasi bohaterowie podporządkowali się (wysłali, podkolorowali, ujawnili) i „zażarło”. Mamy ich reakcję (Karła traktujemy jako wyraziciela grupy) i mamy tytuł programu. Pilot jest o nich, ale nie tylko o nich w pracy, lecz o nich. Dziennikarka na tym będzie budowała popularność programu. A co ją interesuje, już wiemy, a pierwsza bariera padła. Jeśli zdradzili swoje „tajemnice” i sprawy osobiste, z kolejnymi pójdzie szybciej, łatwiej. Spodziewamy się, że będą ujawniać sekrety klientów i swoją, składać intymność (tak to nazwijmy) na ołtarzu popularności (kasa, wygody…). Dokąd ich to zaprowadzi, zobaczymy. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Oj, trochę zapomniałam o tym wątku, a został mi jeszcze fragment Ambush.

No, ciekawie się zapowiada. Kuźma podjął błędną decyzję aż dwa razy (pierwszy wymuszony groźbami). Faktycznie, trochę dziwne, że wypuścił wolno księżniczkę, skoro już raz u niego była.

Babska logika rządzi!

Asylum i Finklo W mojej głowie czarodziej tym razem “użył”księżniczki odmiennie, używając jej ciała, żeby zwieść młodzieńca i doprowadzić go do zguby. Chłopak nie zatrzymał księżniczki, bo był kompletnie zaskoczony, poza tym to co mu zdradziła pozwalało mu wykonać zadanie i wziąć wszystko. Może też nieco mu krew z mózgu odpłynęła;)

Lożanka bezprenumeratowa

Nowa Fantastyka