- Opowiadanie: Ślimak Zagłady - Wyzwanie #20 Jakaż to była wielka gra

Wyzwanie #20 Jakaż to była wielka gra

Wątek organizacyjny.

 

Poprzednie wyzwania:

Wyzwanie #1: Fragment fantasy

Wyzwanie #2: Prawda jak oliwa

Wyzwanie #3: Poleje się krew

Wyzwanie #4: W zawieszeniu

Wyzwanie #5: Bo to się zwykle tak zaczyna

Wyzwanie #6: Opisy, fatalne zauroczenie

Wyzwanie #7: Przejęte dowodzenie

Wyzwanie #8: Pandora uchyla wieczko

Wyzwanie#9: Casting na bohatera

Wyzwanie#10: Więcej was matka nie miała?

Wyzwanie#11: Fantastyczny projektant

Wyzwanie #12: Między ustami a brzegiem pucharu

Wyzwanie #13: Gdy za długo patrzysz w ciemność...

Wyzwanie #14: Zagrajmy na emocjach nieznaną melodię

Wyzwanie #14a: Morskie opowieści

Wyzwanie #15: Perspektywa i czas

Wyzwanie #16 Nawet najdłuższa podróż zaczyna się od jednego kroku

Wyzwanie #17 Oko w oko z wrogiem

Wyzwanie #18 Znów musimy się pogodzić

Wyzwanie #19 Gdy patrzę w twoje oczy, zaczyna się dzień

Oceny

Wyzwanie #20 Jakaż to była wielka gra

Terminy:

Publikacja fragmentów: 30 IV – 21 V

Komentarze: bez ograniczeń

Wyniki: do końca maja (prawdopodobnie szybciej)

 

Limit:

do 550 słów

 

Cel ćwiczenia:

Napisać scenkę przedstawiającą dowolną sformalizowaną rozgrywkę (bądź jej fragment) pomiędzy dwojgiem lub więcej bohaterów. Gra powinna wiązać się nietrywialnie z szerszym obrazem świata przedstawionego lub rozwojem fabuły. Relacje postaci dowolne (kontakty towarzyskie, partnerstwo, rywalizacja, wrogość).

 

Założone miejsce scenki w fabule:

Rozwinięcie lub kulminacja akcji, ewentualnie krótkie opowiadanie jako całość.

 

Fantastyka:

Wskazana. Może przejawiać się w postaciach, w zasadach i przebiegu gry.

 

Wskazówki:

Definicje gry…

Gra to sformalizowana postać zabawy. (definicja słownikowa)

Gra to zbiór abstraktów zwanych “graczami”, z których każdemu przypisany jest zbiór abstraktów zwanych “strategiami” oraz “wypłata” będąca funkcją strategii wszystkich graczy. (definicja matematyczna)

Można powiedzieć, że pojęcie “gry” jest pojęciem o rozmytych brzegach. (…) Czyż bezsensownym jest powiedzieć “Stań z grubsza tam”? (stanowisko Ludwiga Wittgensteina)

 

Jako przykład na rozgrzewkę (i ze względu na kończący się właśnie mecz o mistrzostwo świata) niektóre możliwe fabuły związane z szachami:

– dwóch rycerzy gra w szachy o rękę (wolność) księżniczki;

– rycerz gra w szachy ze smoczycą o rękę (wolność) księżniczki;

– księżniczka gra w szachy z rycerzem o rękę (wolność) smoczycy;

– człowiek gra w szachy ze Śmiercią o życie, z diabłem o duszę;

– czarodziej gra w szachy, bierki obdarzone świadomością;

– czarnoksiężnik gra w szachy, bierkami ludzkie marionetki, giną przy zbiciu;

– szachistów spotyka łaska lub niełaska nimfy Caissy, bogini szachów;

– antropomorficzna idea szachów gra w szachy, pętla kauzalna.

Niewątpliwie należy tutaj unikać sztampy, a tekst na wyzwanie w żadnym razie nie musi dotyczyć akurat szachów.

 

Istotnie wydaje się, że wykorzystywana w takiej scence gra powinna zawierać elementy strategiczne, ale trudno powiedzieć, czy to niezbędne. Są różne możliwości, ciekawy mógłby być nawet eksperyment z postaciami fantastycznymi o innym od ludzkiego rozumieniu idei gry. Należy jednak zadbać, aby czytelnik miał szansę zaangażować się emocjonalnie w rozgrywkę.

 

Wartościowym materiałem do przejrzenia dla chętnych jest tekst Chrościska Strategia gnomiego skruuvi sztuce wojennej wbrew (https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/30026).

Koniec

Komentarze

Hej 

Nie wiem czy zasady całkiem dobrze zrozumiałem ;) ale wrzucę mój tekst na pierwszy ogień. Niech inni uczą się na moich błędach ;). I jedna sprawa, bo jeden program pokazuje mi 512 słów a drugi 558 i ja już nic nie wiem jak by coś było nie tak z długością to pozmieniam :) 

 

 

 Duelium

Zygfryd stał przy oborze, skąd miał świetny widok na miejsce pojedynku. Sekundanci ustalali właśnie ostatnie szczegóły, gdy tymczasem dwaj zwaśnieni bracia mierzyli się wzrokiem. Po wieczornych deszczach podłożę rozmiękło i wszyscy zebrani byli ubłoceni. Tuż nad ziemią unosiła się poranna mgła.

– Coś mnie ominęło?

Usłyszał Zygfryd za plecami głos Ulfa, który właśnie dobiegał na miejsce potyczki.

– Nie. Jeszcze dyskutują – odpowiedział Zygfryd.

Ulf stanął obok przyjaciela, dysząc ciężko.

– Zaspałem – powiedział – ale warto było, markiza wystawiła bal, jak się patrzy. Na dodatek, poduszkowiec musiałem zostawić przy lesie…

– Cicho – przerwał mu Zygfryd. – Ustalają warunki rozstrzygnięcia.

– Co powiedział? – zapytał Ulf, nadstawiając uszu.

– Że, będą się pojedynkować do uzyskania pełnej satysfakcji – odpowiedział cierpko Zygfryd.

– To z powodu Izabell Conrad wyzwał Vladimira? – zapytał Ulf, gdy obaj bracia podchodzili do sekundantów, by wybrać broń.

– To tylko pretekst – odparł Zygfryd. – Conrad nie kochał swojej kuzynki. Wykorzystywał ją, by wciągnąć Vlada na nowo w ich grę. Izabell kręciła się przy Vladimirze, ale nie miała pewności, który z braci odziedziczy fortunę po baronowej. Więc adorowała obu. Grała w własną grę, nie wiedząc, że sama jest jedynie narzędziem w dużo większej rozgrywce.

– A Vladimir szczerze ją kochał, nieszczęsny głupiec – pokręcił głową Ulf. – Za co Conrad go tak nienawidzi? 

– Vlad był pierworodnym i baronowa go rozpieszczała. Przystojny, elokwentny, zawsze brylował w towarzystwie. Conrad zaś był niechcianym dzieckiem. Do tego brat nie ułatwia mu życia. Pamiętasz tę aferę, gdy Conrad przyprowadził na książęcy bal dziwkę?

– A kto by mógł zapomnieć? Cały dwór pokładał się ze śmiechu.

– To Vlad mu ją podstawił, przedstawiając jako szlachciankę.

– Nie! Poważnie?

– Tak. Conrad nigdy nie zapomniał tego bratu, a gdy ten zakochał się w Izabeli, Conrad wciągnął krewniaka do gry, w której stawką był honor i ręka kuzynki.

Obaj patrzyli przez chwilę, jak sekundanci rozstawiają pojedynkowiczów na pozycjach.

– A co się stało z Izabelą? – dopytywał Ulf.

– Nie wiadomo. Ustalono tylko, że spadła z wieży. Tak to się kończy, gdy siadasz do stołu z wytrawnymi graczami, nie znając zasad.

– Ani wysokości stawki – dodał Ulf.

Conrad, mniejszy od Vladimira, stał nieporadnie, sprawdzając miotacz. Jego brat, wyprostowany, z wzrokiem wbitym w oponenta, przypominał posąg greckiego herosa.

 – Zaczynają – powiedział Ulf, łapiąc za ramię przyjaciela.

W tej samej chwili miotacz Conrada wypalił w ziemię, gdy ten sprawdzał poziom wiązki. Wszyscy spojrzeli w dymiącą dziurę. A następnie na Vlada, który już stał w pozycji strzeleckiej.

– Dureń – powiedział Zygfryd.

– Conrad nigdy nie umiał obchodzić się z bronią – dodał Ulf.

Drugi miotacz wypalił, również pozostawiając dymiący otwór w ziemi. Vlad nawet nie podniósł broni. Conrad nie mogąc wytrzymać napięcia zwymiotował, zginając się wpół.

– Co on robi? – wytrzeszczył oczy Ulf.

– Daje do zrozumienia bratu, że to koniec gry.

– No proszę, mamy pat.

Sekundant wystąpił i zapytał:

– Conradzie von Carstein, czy jesteś usatysfakcjonowany?

Conrad wyprostował się, ocierając wymiociny z ust, a następnie łzy cieknące po policzkach, wycedził przez zęby:

– Nie. Nie jestem usatysfakcjonowany.

Sekundanci po obu stronach byli oburzeni, jednak zasady były jasne. Zygfryd zostawił oniemiałego Ulfa i już nie widział, jak Conrada odbierającego nowy miotacz. Nie mógł dłużej patrzeć na rozgrywkę, która mogła zakończyć się tylko w jeden sposób – śmiercią jednego z graczy.

 

KONIEC

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Hej, Bardzie Jaskrze! Bardzo mi przyjemnie, że uznałeś temat za na tyle ciekawy, aby wziąć udział w wyzwaniu.

Nie wiem, czy zasady całkiem dobrze zrozumiałem

Gdzieś tam się Twój tekst na pewno mieści w ogólnym zakresie. Interpretacja pojedynku na śmierć i życie na pistolety (miotacze plazmowe?) jako “gry” jest trochę ekstremalna, pewnie byłoby bardziej w duchu wyzwania, gdyby mierzyli się w jakiejś bardziej typowej grze i przegrany miał popełnić samobójstwo. Zdaje mi się zresztą, że zdarzały się historycznie tego rodzaju pojedynki. Tak czy inaczej, jak już pisałem, dopuszczalna jest tutaj pewna dowolność.

Co do wzmianek o “grze”, w której brała udział Izabela (w znaczeniu adorowania braci i uwikłania w politykę dworską), to zdecydowanie dalsze od sensu wyzwania ze względu na brak ustalonych zasad (raczej przenośnia gry niż gra).

jeden program pokazuje mi 512 słów, a drugi 558

Przypuszczalnie drugi liczy myślniki jako “słowa”.

 

Tekst czytało się całkiem przyjemnie, płynnie, chociaż zwróciłem uwagę na dwie trudności: pierwsza dotyczy szybkiego zorientowania się w czterech postaciach, ich wzajemnych relacjach i rolach, a druga jest taka, że Ulf bardzo wyraźnie zadaje pytania nie tyle dla siebie, ile dla pożytku czytelnika. W krótkiej formie mogłoby jednak być trudno to lepiej rozwiązać.

Niektóre drobiazgi redakcyjne…

ziemia rozmiękła i wszyscy zebrani byli ubłoceni. Tuż nad ziemią

Dwa razy “ziemia” w bardzo niewielkim odstępie.

– Coś mnie ominęło – usłyszał Zygfryd za plecami

To nie miało być pytanie?

– Że, będą się pojedynkować

z powodu Izabell, Conrad wyzwał Vladimira

Zbędne przecinki.

Conrad nie kochał kuzynki.

Niejasne, czy Iza była kuzynką Zygfryda (i może także Ulfa), czy Vladimira i Conrada.

Za co Condrad, go tak nienawidzi? – zapytał.

Zmieniona pisownia imienia, zbędny przecinek, opis “zapytał” dopuszczalny, ale też nie jest koniecznie potrzebny.

– To Vlad mu ją podstawił, przedstawiając jako szlachciankę?

To chyba miało być zdanie oznajmujące.

Jego brat, wyprostowany, z wzrokiem wbitym w oponenta, był wyprężony jak struna

Jeżeli “wyprostowany”, to raczej już nie trzeba pisać, że “wyprężony”.

wypalił, również pozostawiając wypalony ślad

Dwa razy wypalanie, niezręczne.

zginając się w pół.

Wpół (https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Kiedy-w-pol-a-kiedy-wpol;18619.html).

– Conradzie von Carstein, czy jesteś usatysfakcjonowany? Conrad wyprostował się

Brak rozdzielenia dialogu od narracji.

 

Z ciekawością czekam na następne zgłoszenia i pozdrawiam!

<śledź> <><

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Hej 

Ślimaku Zagłady

 

To ja dziękuję za kolejne wyzwanie :). Temat jest bardzo ciekawy i daje dodatkową motywację do pisania. Bo ćwiczenie pisania jest cholernie trudne :). Siadam do pisania, no ale muszę pisać o czymś i najlepiej, by to jednak było coś interesującego. Więc zastanawiam się – czy aby ten pomysł ciekawy. A może by napisać o czymś innym. A może dokończę coś innego. A może … :P A tu wpada wyzwanie z konkretnymi wytycznymi i od razu można skupić myśli na zadaniu. Uważam, że pomysł wyzwań jest nie tylko bardzo ciekawy, ale i potrzebny na portalu ;) Mam tylko nadzieję, że będzie dołączać więcej osób :).

 

Temat potraktowałem, jak słusznie zauważyłeś, w dwójnasób. Jako pojedynek i jako finał rozgrywki dworskiej dwóch arystokratów. Spodziewałem się, że raczej ten drugi spotka się z większym zainteresowaniem jeśli chodzi o temat wyzwania ;) Ale twoje argumenty przemawiają do mnie jak najbardziej :). 

Dzięki za wyłapanie błędów – poprawione, więc powinno się kolejnym osobom czytać lepiej :)  

 

jeden program pokazuje mi 512 słów, a drugi 558

Przypuszczalnie drugi liczy myślniki jako “słowa”.”

 

No właśnie coś tak czułem, że zlicza myślniki. :D 

 

 

“Tekst czytało się całkiem przyjemnie, płynnie, chociaż zwróciłem uwagę na dwie trudności: pierwsza dotyczy szybkiego zorientowania się w czterech postaciach, ich wzajemnych relacjach i rolach, a druga jest taka, że Ulf bardzo wyraźnie zadaje pytania nie tyle dla siebie, ile dla pożytku czytelnika. W krótkiej formie mogłoby jednak być trudno to lepiej rozwiązać.”

 

Duża ilość bohaterów – jeśli czytało się przyjemnie i płynnie, a do tego na koniec wiadomo kto jest kim to chyba niema problemu ;) Choć zdaję sobie sprawę, że wrzucenie czterech postaci na raz może zrobić pewne zamieszanie w głowie odbiorcy :P  

 

A powiem więcej, Ulf pojawia się w historii tylko po to, by poprzez dyskusję z Zygfrydem, stworzyć narrację w opowiadaniu i zapoznać czytelnika z wydarzeniami :). Miałem przez chwile wizję, by wszystko działo się w głowie Zygfryda, ale to by było zbyt nudne :P. 

 

Dziękuję Ślimaku za przeczytanie i komentarz :D i życzę wielu ciekawych tekstów pod wyzwaniem ;)

 

Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Gra, zasady, czy muszą być szachy? Gra ma być sformalizowana, czy istniejąca, do której łatwo nawiązać?

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Nie muszą być szachy. Gra nie musi być istniejąca. 

:) 

Miło Was widzieć, cieszę się, że ktoś jest przynajmniej trochę zainteresowany tym pomysłem! Masz rację, Ananke, nie muszą to być akurat szachy, gra może być w ogóle wymyślona na potrzeby tekstu (jak skruuvi w opowiadaniu Chrościska, choć bardzo wyraźnie inspirowane brydżem).

Mam nadzieję, że mi się uda coś napisać na wyzwanie. :) 

Ale muszę pomyśleć nad czymś, co można zaprezentować w krótkiej formie. 

Ślimaku, mam nadzieję, że poniższym fragmentem spełniłem kryteria.

 

Dimorphos (fragment)

 

Wrócił do domu. Wprowadzili się tu już kilka miesięcy temu. Dotąd jeszcze nie rozpakowali żadnego pudła. Nie mieli na to sił. Czekali, aż zamkną sprawy z Markiem. Kiedy nic im nie zostanie i nieobciążeni przeszłością będą mogli zacząć od nowa. Ostatnim akordem ciągu upokorzeń miało być przekazanie rezydencji. Dziś to nastąpiło.

– W końcu się za to zabrałeś. – Wyczuł pretensję w głosie żony. 

– Mówiłem przecież, że jak tylko ten koszmar się skończy, to się za to wezmę.

– Tak. Mówiłeś.

Oczekiwał wsparcia, słów pocieszenia czy chociażby powstrzymania się od pretensji. Gdy tego nie otrzymał, zapytał z wyrzutem:

– Gdzie byłaś?

– Musiałam coś załatwić.

– Co? Nie powinnaś być dziś ze mną?

– Masz, zobacz. – Anna podała Pawłowi kopertę.

– Co to jest?

– Zobacz.

Nożycami, którymi rozpruwał pudło, obciął brzeg koperty.

– Po prostu powiedz.

Anna milczała. Wyciągnął papiery.

– Pozew rozwodowy? Naprawdę? Teraz?

– A kiedy będzie lepszy czas?

 

Paweł zbladł. Poczuł się słabo. Nagle wszystko stało się jasne. Przetrawił już utratę posiadłości. Zresztą wobec zbliżającej się – coraz bardziej pewnej – katastrofy ta strata, poza sentymentalnym, nie miała żadnego znaczenia. Ale od czasu rozmowy z Markiem coś go niepokoiło. Nie mógł sobie uzmysłowić co. Teraz już wiedział.  

– Byłaś tam? Było mi przykro, że nie ma ciebie ze mną. Jednak byłaś. Przyjechałaś tam z Markiem. Mów!

– Byłam. I co z tego?

– Ale czemu?

– Poprosił mnie.

– Poprosił? Kim dla ciebie jest, że siedziałaś w jego samochodzie i patrzyłaś na moje upokorzenie, zamiast być ze mną i mnie wspierać?

– Zaproponował mi małżeństwo.

– O czym ty mówisz? Od kiedy to trwa?

– Zawsze mnie kochał, a ja jego.

– Zawsze? Co za brednie?

– Nie udawaj! Wiedziałeś, że byliśmy razem, zanim mi się oświadczyłeś tym obrzydliwym pierścionkiem z absurdalnie wielkim kamieniem. „Pamiątka rodzinna. Ten pierścień jest u nas od pokoleń. Dostała go moja matka, a wcześniej każda kobieta, która wchodziła do rodziny. A ten napis, tu na tym kamieniu, o tu, tu, na tej ścianie wieńcowej, to symbol mojego dziedzictwa”. Chciało mi się rzygać. Ściana wieńcowa, dziedzictwo, pokolenia. Wypowiadałeś te słowa z nabożeństwem…

– Nie rozumiem. Czyli nigdy mnie nie kochałaś? Po prostu ciebie kupiłem?

– W końcu zrozumiałeś.  

– W takim razie kim jesteś?

– Tak, brnij w to. Cóż ci pozostało. Brnij. Miej jakąś satysfakcję, skoro przegrałeś. Nie stać ciebie na mnie. Wybrałam Marka, którym tak pogardzałeś.

– Czemu kłamiesz? Kiedy niby nim pogardzałem?

– Nożycoręki.

– Co? O czym ty mówisz?

– Tak go nazywałeś. „Te żywopłoty się trochę rozpleniły, ale przyjdzie ogrodnik i je przytnie. Ha, ha. Nasz ogrodnik, Edward Nożycoręki” – przedrzeźniała Pawła sprzed lat.

– Był moim przyjacielem. Był z biednego domu. Wspieraliśmy go, dawaliśmy zarobić.

– Ach tak? No popatrz. Ten „Edward” to wyraz wsparcia? I widzisz. Pracował. Zarabiał. Stworzył coś z niczego. Dzięki temu zabrał ci wszystko, łącznie z żoną.

– I co z tego? Ile wam, nam wszystkim zostało? I co zrobicie z tymi jego pieniędzmi, jak ta asteroida, ta kupa kamieni na głowy nam spadnie?

– Głupi! Jak ktoś ma pieniądze, to i ratunek się znajdzie. Da mi bezpieczeństwo. Wykupił dla nas miejsce w schronie. Przegrałeś.

– Te schrony to mrzonki.

– Nic nie wiesz, rządy się porozumiały i…

 

W trakcie rozmowy w Pawle zakiełkowała myśl – to tylko gra. Przypomniały mu się słowa Marka po odebraniu resztek majątku: „Zrozumiesz, jak wszystko ci odbiorę”. Teraz wiedział, że chodziło mu o nią. Chwycił nożyce i wbił je w szyję żony.

– Co robisz? – wycharczała Anna.

– Wygrywam. 

 

Dziękuję za zainteresowanie wyzwaniem i podzielenie się tekstem!

Ślimaku, mam nadzieję, że poniższym fragmentem spełniłem kryteria.

W jakimś stopniu na pewno. Bardziej jednak chodzi o to, aby w opowiadaniu pojawiła się jakaś gra o konkretnych regułach, w którą bohaterowie grają dla rozrywki, sportu, o poważną stawkę czy może z innych względów (posługa religijna?). Nie musi to koniecznie być gra planszowa czy karciana, można sobie wyobrazić mnóstwo innych aktywności – może jakaś licytacja, może formalnie oceniana wystawa hodowlanych potworów podłóżkowych, a może to bogowie rzucają kośćmi o losy bohaterów? W każdym razie wykorzystanie “gry” tylko jako przenośni, że bohater robi cokolwiek i mówi, że kojarzy mu się to z grą – to niezupełnie cel wyzwania. Miałem nadzieję, że wynika to dostatecznie z opisu.

 

A sama scenka ciekawa, w niewielu słowach zręcznie oddajesz przedapokaliptyczne napięcie i jego wpływ na relacje międzyludzkie. Trochę brakowało mi zrozumienia, dlaczego właściciele musieli przekazać posiadłość swojemu ogrodnikowi – zapewne wynikałoby to z szerszego kontekstu.

– Te schrony, to mrzonki.

“To mrzonki” to orzeczenie imienne, między grupą podmiotu a grupą orzeczenia nie stawia się przecinka.

Hej 

AP

 

Fajne opowiadanie :) Relację między ludzkie zawsze są ciekawe, a w obliczu końca to temat rzeka :D . 

Podoba mi się wprowadzenie steroidy w dialogu. Od początku czytamy o trudnej relacji małżonków, kryzys małżeński itp. A asteroida spada na czytelnika jak… asteroida :D .

 Co do tematu wyzwania to zostawiam to organizatorowi ;) 

 

Dwie sprawy mnie zastanawiają 

Jak ogrodnik przejął majątek :) i Czemu Anna tak sobie śmiało poczyna z facetem który nie ma nic do stracenia :D No i to musiało się skończyć jak się skończyło :P 

 

Pozdrawiam

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dziękuję za przeczytanie i komentarze. Fragment, który zaprezentowałem, wymaga kilku słów wyjaśnienia.

 

W opowiadaniu pojawia się konkretna gra „papier, kamień, nożyce”. Jest przedstawionych kilka partii tej gry rozgrywanych między kilkoma parami graczy.

 

Rozgrywka główna odbywa się między Pawłem i Markiem. Stawką jest ręka Anny.

 

Pierwsza runda: kamień – nożyce

Wygrywa kamień.

Paweł dzięki swojej społecznej pozycji, którą symbolizują „pierścionek z absurdalnie wielkim kamieniem” oraz kamień węgielny jego rezydencji – „A ten napis, tu na tym kamieniu, o tu, tu, na tej ścianie wieńcowej” wygrywa z Markiem, ogrodnikiem, którego atrybutem są nożyce do żywopłotu.

 

Ostatnia runda: nożyce – papier.

Wygrywają nożyce.

Paweł wobec straty majątku na rzecz Marka orientuje się, że ostateczną zdobyczą w tej rozgrywce jest Anna. By uniemożliwić triumf przeciwnika, który gra papierem (pieniądze), sięga po nożyce i zabija.

 

W opowiadaniu przedstawionych jest więcej rund tej rozgrywki. Poza tym można doszukać się różnych par graczy. Zachowane są zasady gry. Zawsze kamień wygrywa z nożycami, papier z kamieniem, a nożyce z papierem.

 

To, w jaki sposób Marek zdobył pieniądze, nie jest wyjaśnione. Może rezydencję przejął za długi albo w wyniku jakiś innych machinacji. Ale na tym etapie uznałem, że nie jest to istotne. Wiadomo, że na początku był biedny. Po ślubie Pawła z Anną najwyraźniej chciał się odegrać. „Pracował. Zarabiał. Stworzył coś z niczego”. Wiedział, że papier wygrywa z kamieniem – pieniądze z dziedziczoną pozycją społeczną.

 

W tego typu grach można również mówić o strategii. Może ona na przykład polegać na psychologicznej analizie przeciwnika i na tej podstawie przewidywać jego ruchy. Marek założył, że zdobycie majątku pozwoli mu wygrać z Pawłem.

 

Zastanawiałem się, czy opowiadanie spełnia kryteria, z tego powodu, że nie pada w nim nazwa gry, ani bohaterowie w klasyczny sposób do niej nie „siadają”. Jednak ze wskazówek do wyzwania wywnioskowałem, że niektóre przykłady są analogiczne do przebiegu gry w moim opowiadaniu („człowiek gra w szachy ze Śmiercią o życie”, „czarnoksiężnik gra w szachy, bierkami ludzkie marionetki, giną przy zbiciu” – Marek wykupuje sobie miejsce w schronie, gra z losem).

 

A tutaj dziękuję za ciekawe wyjaśnienie! Przyznam, że nie wziąłem pod uwagę tego aspektu w pokazanym fragmencie, jednak niewątpliwie jest tam taka myśl przewodnia. Nie wiem, czy łatwo ją dostrzec (odczytanie pieniędzy jako “papieru”), ale na pewno to interesująca i niespodziewana interpretacja tematu wyzwania.

Jeżeli o to pytasz, na pewno nie “zdyskwalifikuję” tekstu, gdyby na tle pozostałych wydał mi się najlepszy literacko. Zresztą w ogóle nie czuję się uprawniony do arbitralnej oceny, ale taka jest forma tej zabawy, że w końcu będę musiał wskazać następcę.

Ślimaku, dzięki za informację na SB. ;) W takim razie wrzucę więcej niż jedno, ale mam pytanie… Jeśli trochę poleciałam z opowiadaniem i stworzyłam takie, w którym występują osoby z naszego forum, czy to dopuszczalne, aby coś takiego publikować? 

To może być delikatna kwestia, a moje wyczucie w sprawach społecznych bywa… zawodne. Mamy konkursy “Fantaści” i wszystko odbywa się w dobrym nastroju, więc chyba i tutaj nie powinno być problemu. Jeżeli masz wątpliwości, czy ktoś życzyłby sobie obsadzenia w konkretnej roli, zapewne warto zapytać wiadomością prywatną.

Dzięki za odpowiedź, chciałam trochę tak… zdziwić osoby, które by to czytały, że nagle pojawiają się w opowiadaniu, ale z drugiej strony, lepiej zapytać, żeby później nie było problemu. :)

 

Opowiadanie powstało przy 39 stopniach gorączki.

 

 

Kto zdziwi się ostatni?

 

Mała polana otoczona drzewami. Po kolei materializowały się na niej wielkie, kwadratowe zdjęcia avatarów użytkowników NF. Początkowo nieruchome, po chwili nabrały życia, wychodząc z ram.

Tarnina stanęła na ziemi w stroju kosmitki, ale z ludzką twarzą. Vacter wyskoczył w czarnych goglach. Ślimak Zagłady miał na plecach skorupę ślimaka. Wszyscy spojrzeli w bok, jakby spodziewając się dojrzeć tam kogoś jeszcze. Ale Ananke nie przybyła. Może zapomniała. Może stchórzyła. Kto ją tam wie.

– Gra polega na szokowaniu – rozległ się głos z nieba.

– Co? Jakim szokowaniu? – Vacter zmarszczył brwi. – Ananke mówiła, że może być brutalnie… Wziąłem kij!

– Tak myślałam, że to będzie coś dziwnego – mruknęła Tarnina.

– No to nas Ananke urządziła, nie ma co. – Ślimak zagwizdał.

– Na drzewach jest licznik – kontynuował głos. – Kto zdziwi kogoś z grupy swoim zachowaniem czy słowami, otrzyma punkty. Macie tylko dziesięć minut. Wygrywa największa ilość punktów.

– I to ma być ta cała gra? – prychnął Ślimak.

– Wiedziałam, że akurat ty nie dasz rady. – Tarnina uśmiechnęła się.

– Co? – Ślimak uniósł brwi. – O co ci chodzi?

– Wiem o tobie wszystko – dodała Tarnina.

– Podpuszcza cię! – Vacter wskazał na drzewo z napisem „Tarnina”: 12 punktów.

– Co…? – Ślimak otworzył szeroko oczy. Vacter też otrzymał 8 punktów.

– Niszczyciel dobrej passy. – Tarnina przygryzła wargi. – Po co chcesz wygrać? Co ci to da?

– Satysfakcję. – Vacter wzruszył ramionami. – A tobie? Może dasz mi wygrać, co? Ty jesteś z tych, co nie mają parcia na sukces.

Tarnina nie odpowiedziała, ale nie zdołała opanować zdziwienia. Vacter uniósł kij. 10 punktów.

– Ej, no weźcie, jestem wykluczony? – Ślimak wykrzywił usta. – Zaplanowaliście to czy jak? Może coś was łączy?

3 punkty u Ślimaka.

– A może o to chodzi w tej grze, że możemy więcej?

– Co? – Vacter oparł rękę o kij.

– To daje nam pewne… możliwości. – Ślimak podszedł bliżej Tarniny. – Możemy się poznać. – Zrobił kolejny krok. – Naprawdę dobrze. – Kiedy stanął przed Tarniną, nagle zrzucił skorupę na ziemię i zaczął tańczyć. To były mocno nieskoordynowane ruchy w stylu wygłupów pod koniec wesela.

– Co za… Niech to! – Vacter patrzył na drzewo z punktami Ślimaka. 35.

– I co wy na to?

– Wkurzyłeś mnie teraz! – Vacter machnął kijem i ruszył na Ślimaka.

– Strzelba Czechowa – wypaliła Tarnina. – Wiedziałam, że użyjesz kija, więc mnie to nie dziwi.

– Co? – Vacter zamarł, stając w miejscu na ścieżce.

– Patrz – Ślimak wskazał na 15 punktów Tarniny.

Nagle z drzewa spadła Ananke. Miała rozciętą wargę i szramę na brudnym policzku, jakby przejechała twarzą po kamieniach.

– Uciekajcie! – Cała w piachu, z przerażeniem w oczach, wskazywała na ciemniejące niebo. – To oszustwo…! To nie jest gra, oni… Po każdej grze ktoś umiera!

Zapanowała cisza. Las był zimny, chmurny.

– Przewidziałam to. – Tarnina rozpięła kostium i wszyscy z przerażeniem ujrzeli, że twarz, którą brali za ludzką, była hologramem. Pod spodem patrzyła na nich obca rasa, z oczami jak różowe turmaliny.

– No bez jaj! – Vacter pierwszy zrozumiał, co się dzieje. Punkty u Ananke i Tarniny wskazywały remis: po 50. – Co ja się będę hamował!

I Vacter ruszył przed siebie, z uniesionym kijem, zadając pierwszy cios. Ananke upadła po uderzeniu w szczękę.

– Zwariowałeś?! – krzyknął Ślimak.

– To wirtualny świat. – Vacter wskazał na swoje 50 punktów. – Wirtualna gra…

– Zamykamy wątek z powodu wielu zgłoszeń. – Moderatorzy NF zjawili się w czarnych strojach.

– Jakich zgłoszeń?!

– Sprawa jest badana.

– A kto wygrał?!

– Przegraliście wszyscy. Było grać z pomysłem, a nie dążyć za wszelką cenę do wygranej. Macie taki banał na koniec…

 

 

*

Dziękuję Tarninie i Vacterowi za zgodę na wystąpienie w tekście (mimo że nie wiedzieli, co ich czeka). Ślimaku, mam nadzieję, że się nie obrazisz, że Ciebie nie pytałam, ale chciałam, żebyś się trochę zdziwił, że też tu jesteś. :D

Opowiadanie powstało trochę z powodu gorączki, a trochę z powodu słów Vactera, który pisał o tym, że można sobie wyobrazić użytkowników NF. Chciałam pobawić się właśnie w takie wyobrażanie sobie. ;) 

Na pewno się nie obrażę! Jestem pewien, że przy 39 stopniach nie napisałbym nic równie dobrego. Koncepcja gry bardzo pomysłowa, przebieg rozgrywki też (przynajmniej do pewnego momentu). Zakończenie może rzeczywiście trochę banalne, trudno jednak o lepszy pomysł, jak to sprawnie domknąć. Postać “Vactera” z tym kijem – naprawdę kogoś zdziwiło, że go w końcu użył?

– To daje nam pewne… możliwości. – Ślimak podszedł bliżej Tarniny. – Możemy się poznać. – Zrobił kolejny krok. – Naprawdę dobrze.

Cóż… Na pewno by się Tarnina zdziwiła za 35 punktów co najmniej, ale raczej uważałbym, że taka odzywka przekracza granice dobrego smaku w grze towarzyskiej.

A poza tym – słabo sobie radzę z tańcem (i gwizdaniem), w podobnych zabawach społecznych zwykle dawałem się podpuszczać i nie wypadałem zbyt dobrze – w sumie powiedziałbym, że wyobraziłaś mnie sobie zaskakująco trafnie!

Jeden drobiażdżek:

Vacter uniósł kij w górę.

Gdyby zdołał unieść w dół, 50 punktów wpada jak nic.

Zakończenie może rzeczywiście trochę banalne, trudno jednak o lepszy pomysł, jak to sprawnie domknąć.

Zakończenie miało być inne, ale limit niestety mnie ograniczał. :(

 

Postać “Vactera” z tym kijem – naprawdę kogoś zdziwiło, że go w końcu użył?

Ananke to zdziwiło, bo oberwała, a jak się dostanie w szczękę, myśląc, że już się wygrało, to można się mocno zdziwić. :D

 

ale raczej uważałbym, że taka odzywka przekracza granice dobrego smaku w grze towarzyskiej.

Zgadzam się, choć odzywka była w formie gry i miała na celu zdziwienie Tarniny, a poza grą (w której emocje napierają na graczy i jest chęć wygranej), taka odzywka by się nie pojawiła. ;)

 

słabo sobie radzę z tańcem (i gwizdaniem), w podobnych zabawach społecznych zwykle dawałem się podpuszczać i nie wypadałem zbyt dobrze – w sumie powiedziałbym, że wyobraziłaś mnie sobie zaskakująco trafnie!

O, widzisz, ja gwizdać nie umiem, a z tańcem to sobie radzę też tylko wygłupami, także cóż… :D

 

Gdyby zdołał unieść w dół, 50 punktów wpada jak nic.

Haha, no może takie powinno być zakończenie. XD

50 punktów dla zdziwionych czytelników. :D Już poprawiam, dziękuję. ;)

Zakończenie miało być inne, ale limit niestety mnie ograniczał.

A to przepraszam. Wydawał mi się dość duży jak na ten format wyzwań, ale wiadomo, że limit zawsze ogranicza.

poza grą (w której emocje napierają na graczy i jest chęć wygranej)

Zwykle trudno mi przewidzieć, co jest dopuszczalne w ramach gry, a co już obraźliwe, więc na wszelki wypadek staram się uważać. Niemniej masz rację, pod wpływem emocji podejmuje się różne decyzje, nie zawsze udane.

Limit lubi mnie ograniczać, ciężko mi pisać zwięźle. :) 

 

Ślimaku, zawsze mogę przerobić opowiadanie i przekierować pewne zachowania na postać, której i tak to nie ruszy (Ananke xd), jak znajdę chwilę to może tak zrobię, jak się uda. ;) Będzie bezpieczniej. :) 

Dzięki za gotowość, Ananke, ale nie ma potrzeby – myślę, że jest zupełnie dobrze i bezpiecznie!

W razie czego przerobiłam opowiadanie w Wordzie, więc jeśli przekracza to granice, to mogę wrzucić nową wersję. :)

Ananke, dawaj na ring ;)

Już oberwałam, także mi starczy. :D

W drugiej wersji mi się upiekło, ale obrywa Ślimak, więc nie wiem, czy powinno się bić organizatora konkursu? XD

Trochę inne podejście do gier.

 

 

Po tamtej stronie

 

– An8, ty będziesz w ataku.

An8 kiwnął podłużną, spuchniętą głową osadzoną na cielsku nabrzmiałym jak po uczcie. Był niczym jeden, długi mięsień, jak wąż bez skóry, uniesiony nienaturalnie, z ogonem szorującym po podłożu.

– An2, dasz radę z obroną?

– Hefie… – An2 splunął. Na twarzy miał paskudne rozcięcie, od ust, aż po wąskie policzki. – Ha nie ham hady? – zaseplenił, krzywiąc się mimowolnie z bólu.

– Zostaliśmy tylko my. I wiecie, o jaką stawkę toczy się gra. Możemy zająć ten teren albo przegrać i zgnić, przejść bez echa.

– Ile do namnożenia? – An8 zachował spokój.

– Nie wiem. – Przywódca spojrzał w dal, na czerwony korytarz. – Czuję, że blisko.

Ruszyli. Pierwsza fala ostrej wody, zalepiającej ciało, prawie zmyła ich korytarzem w dół. An8 syknął, wszczepił ogon w ścianę, gdzieś z oddali rozległo się przekleństwo. Wszyscy zastosowali ten sam sposób, po chwili mokrzy i zalepieni.

– Pełna gotowość…

Znowu, kolejni żołnierze Białych, jak demony z mgły, lecieli w ich kierunku na oślep, zbyt niedokładnie, zbyt szybko. A po tym gęsta maź, stworzenia utkane z ohydnego zapachu, przylegające do ścian, próbujące zakleić zniszczenia.

– Dawaj, An2!

An2 ryknął, rzucił się do przodu, nadział na ogon jedno ze stworzeń, ugryzł kolejne, ale z góry nadciągały posiłki, coś jak fala maziowatych stworów, bez twarzy, bez kształtów.

An2 zniknął pod bielą.

An8 piął się w górę, za nim jego szef, cel był tak blisko… Już prawie widać migdałki. W gardle zatrzęsienie maziowatych stworzeń, pozostał chwila na ostatnie spojrzenie, na to nieme „żegnaj”.

Przywódca i An8 wskoczyli na migdałki, wgryźli się w nie zębami, namnażając bakterie, wywołując ropę, ginąc z poczuciem doskonale wykonanej misji.

 

***

 

– Cholera!

– Kochanie, nie przeklinaj…

– No płukałem solą, brałem ten psikacz, teraz tabletki… – Mężczyzna potrząsnął opakowaniem dobrego leku na gardło. Siedział w kuchni przy brudnym stole, łysy, w szlafroku. – No, piszą max i co? I…

– Proszę cię, Edziu… – Jego żona miała sukienkę w groszki, mocno wymalowane rzęsy i pulchne palce. – Idź do lekarza, dobrze?

– A wiesz co? Pójdę, niech mi przepisze antybiotyk, a co!

 

***

 

– Piona, stary! – Młody chłopak zdjął czarną maskę z twarzy. Uśmiechnął się. Był mocno opalony.

– Kurde, aż mi niedobrze od tego zapachu leków. – Drugi chłopak siedział wręcz zielony, mrugając oczami.

– Było nie ustawiać efektów na fulla, mówiłem ci.

– Ale misja kozacka, co? Reszta ludzi z neta pewnie nam zazdrości, że przeszliśmy do drugiej rundy.

– He he, no sie wie. – Chłopak odgarnął spocone włosy z czoła. – To co, gramy jutro jak typek pójdzie do lekarza?

– No, ale przyspiesz te filmiki na wstępy, bo gość mnie wkurza… Mogli jakąś laskę zrobić chorą, a nie starego typa…

– Może w gabinecie będzie pielęgniarka? Może ją zarazi i potem poskaczemy w jej gardle?

Koledzy zaśmiali się, odłożyli sprzęt.

– Chodź, pogramy w piłkę na dworze!

 

***

 

– Hej, nie za długo? – Marcin siedział obok. W pokoju było ciemno.

– Co? – Kamil złapał rękami prześcieradło. –  Czemu mnie…?

– Trochę realnego świata ci nie zaszkodzi.

– Realnego? – Kamil zamrugał. – Co ty… W kółko tylko pracujesz, a ja… Ja tutaj… Nie chcę…

– Od wypadku minęło pół roku, ludzie…

– Ludzie mnie nienawidzą. – Kamil spojrzał na kikuty swoich nóg. – A tam, tam… Pozwól mi tam zostać. Żyć tam, bez tego całego gówna tutaj. Mieć normalne życie.

– Normalne… A może łatwiejsze?

– Może tak. – Kamil założył gogle. – Może potrzebuję innego świata, gier… Może tylko tam potrafię zapomnieć?

 

Dziękuję za powrót do wyzwania, Ananke!

Czytało się swobodnie, całkiem sprawna realizacja tematu. Jest ciekawie obmyślona gra (tym razem virtual reality, jak się zdaje), jest jej wpływ na relacje pomiędzy bohaterami, odrobina science-fiction. Temat niepełnosprawności potraktowany, jak sądzę, dość poważnie, nie nazbyt pretekstowo. Myślę jednak, że to w jakimś sensie sztampa – byłoby dużo ciekawiej, gdyby udało Ci się pokazać, dlaczego osoba w pełni zdrowa i mogąca dowolnie korzystać z życia nie czuje, aby miało jej coś do zaoferowania, zamiast tego pogrążając się w świecie gry.

Pierwsza fala ostrej wody, zalepiającej ciało

Ostra woda, która zalepia? Kompletnie rozmijam się z tym opisem, nie umiem przywołać żadnych zbliżonych doznań.

nadział ogonem jedno ze stworzeń

Jeżeli chodzi o to, że przebił, to raczej “nadział na ogon”; takiej składni użyłbym natomiast w kontekście typu “nadział owocami kaczkę do upieczenia”.

tym razem virtual reality, jak się zdaje

 

Tak, nawet coś ponad to, można wyczuć inspirację “Black Mirror”, światami, które są tak podobne do naszych, że zastępują nam rzeczywistość. Świat wirtualny, w którym gramy w wirtualne gry, można się zatracić i trochę zwariować. Ogólnie o tym miało to być, ale limit mi nie pozwolił. ;p

 

 

byłoby dużo ciekawiej, gdyby udało Ci się pokazać, dlaczego osoba w pełni zdrowa i mogąca dowolnie korzystać z życia nie czuje, aby miało jej coś do zaoferowania, zamiast tego pogrążając się w świecie gry.

Tu masz rację, no tylko że pierwotnie chciałam właśnie pokazać, że chłopak po wypadku stworzył sobie świat wirtualny i tam się zaszył, bo może korzystać z nóg i nie myśleć o tym, że normalnie tego nie ma. Co do osób w pełni zdrowych – no, tu już bym musiała pewnie trochę to bardziej rozbudować, żeby brzmiało sensownie, a na to nie starczy znaków. :D

 

Ostra woda, która zalepia? Kompletnie rozmijam się z tym opisem, nie umiem przywołać żadnych zbliżonych doznań.

Hm, no jak są ostre tabletki na gardło, aż czuć tę ich ostrość, a jednocześnie w połączeniu ze śliną tak zalepiają te bakterie. Muszę pomyśleć nad lepszym opisem. :)

 

Jeżeli chodzi o to, że przebił, to raczej “nadział na ogon”; takiej składni użyłbym natomiast w kontekście typu “nadział owocami kaczkę do upieczenia”.

Racja, błąd, poprawię. ;)

 

Rozkręcam się, bo widzę, że koniec konkursu, także…

 

 

 

 

 

Morderca i ofiara

 

Evi znalazła ich w jaskini pachnącej wilgocią i mokrymi kamieniami. Szła powoli z opaską w dłoni.

Leżeli tyłem, dwa wielkie cielska, kogucie grzebienie, a przed nimi usypana góra kamieni. Grali w jenkam, jak zapowiedzieli.

Podeszła bliżej na drżących nogach.

Jeden z bazyliszków, ten z lewej, zionął ogniem. Kamień na szczycie zwaliska spłonął, całość pozostała nienaruszona.

– Twój ruch.

– Wiem. Obserwuję.

Kto był od niej, z tych czasów? Evi wstrzymała oddech, zrobiła kilka kroków.

Stali wciąż za daleko. Wyglądali tak samo, choć jeden był o rok starszy. Przeniesiony z przyszłości za pomocą pradawnego zaklęcia. Przynajmniej tak powiedział. Bazyliszek z jej czasów zgodził się na grę w jenkam, dzięki której zwycięzca przeżyje.

Bazyliszek po prawej użył pazura, strącając boczny kamień. Budowla zachwiała się, ale nie spadła.

– Jeśli przełamiemy zaklęcie… – zaczęła słabo Evi. – Nie grajcie, mam…

– Nie podchodź – powiedział ten z lewej. W następnej chwili kolejny kamień spłonął. Wieża zadygotała. – Nie patrz, kiedy nastąpi koniec.

– Bazyliszku, ja…

Nie miał imienia. Nie uznawał tego. Wielu rzeczy nie uznawał, był przeżytkiem tego świata, ostatnim stworzeniem wyklutym z zaczarowanego koguta, wysiadywanym przez węża.

– Twoja magia zanika – powiedział ten po prawej. Machnął ogonem i zrzucił boczny kamień. – Nie zdołasz przełamać zaklęcia.

– Jeśli spróbuję ze szczątkami lu…

– Nie, Evi. – Ogień z pyska spalił kolejny kamień. Wieża drżała teraz przy każdym ruchu. – Prawo wyraźnie mówi, że jeżeli w jednej linii pojawią się dwie te same istoty, po zmroku umrą obie. Lepiej, jeśli umrze tylko jeden.  

– Stracę cię…

– Tak, ale w przyszłości.

Pazur uderzył w kamulec. To chyba jej Bazyliszek, on nie był tak chętny do używania ognia, później musiało mu się to zmienić.

– Więc jak… Powiedz, nie dopuścimy do przeniesienia! Tyle mogę zrobić! – Patrzyła, jak bazyliszek zionie ogniem, niszcząc kamień. – Nie mam już mocy, ale…

Evi zamilkła. Pazur strącający boczny odłamek, nie zrobił tego precyzyjnie. W jednej chwili budowla rozpadła się z hukiem. Nierówne głazy i kamienie poleciały na wszystkie strony.

– Zabij mnie szybko – wychrypiał Bazyliszek. – Jestem gotowy.

 

 

Rok później

 

– Jak mogłeś?!

– Magia umiera, Evi.

– Przestań! Dość! – Evi doskoczyła do niego, zdarła opaskę, ale Bazyliszek zamknął oczy. – No patrz na mnie!

– Masz jeszcze odrobinę magii, Evi. – Bazyliszek mówił cicho, bez żalu. Leżał rozciągnięty w jaskini, z opuszczoną głową.

– Patrzyłam jak umierasz! – Uderzyła go pięściami w łuski. Osunęła się na kolana. – On… ty… Musiałeś się zabić!

– Kres magii nie jest naturalny. Niszczą ją ludzie, ich myśli, wstręt, niewiara. Umrze każdy czarodziej, nawet taki, który utracił swą pierwotną moc.

– O czym ty mówisz? – Evi przyłożyła dłonie do boku Bazyliszka. – Nie chcę tego słyszeć… Jesteś… byłeś mi… myślisz, że… Nie chcę twojego poświęcenia! – Wstała, podchodząc do jego pyska.

– Jako dziecko zaczarowałaś koguta. Miałaś tylko cztery lata. Nie bałaś się węży. Dałaś mi życie. Jak miałbym zabrać je tobie?

– Musi być inny sposób… – Evi położyła głowę pomiędzy jego powiekami. Czuła kojący zapach zimnych łusek.

– Czarodzieje umierają. Wiedźma Lesha mnie przeniesie. Ona jedyna ma jeszcze siłę.  

– Czemu przeszłość?

– To pradawne zaklęcie. Zabiorę twoją magię, jeśli się poświęcę. Muszę zostać mordercą i ofiarą. To możliwe tylko w przeszłości. Dam ci świat, który nadchodzi.

– A jeśli ja tego nie chcę?

– Pamiętasz, jak zabierałaś mnie nad rzekę?

– Bazyliszku… – Evi pogładziła jego grzbiet.

– Powiedziałaś, że warto. I polubię ten świat, nawet jak mi ciężko, jak nie rozumiem, dlaczego mnie ukrywasz.

Evi zaszlochała. Przycisnęła czoło do gładkiego dzioba.

Bazyliszek zanikał. Zaklęcie wiedźmy działało.

– Żegnaj, mamo – wyszeptał.

 

 

 

P.S. Już więcej nic nie dodam.

Bardzo fajnie się bawiłam, mogąc wymyślać teksty, mam nadzieję, że nie zamęczyłam. :)

Wszystkie trzy teksty chyba wyszły mi zupełnie inne. :D

Kamil ubrał gogle.

crying

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ale że smutek, bo nie ma dopisku VR czy że wybrał ten świat wirtualny? :D

Bo nie ubiera się ubrań. Ubrać można choinkę :P

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dzięki, lekcja odrobiona. heart

Pomyłka poprawiona. 

 

Przy okazji – ubieranie choinki nie brzmi dobrze. Wiem, to poprawne, ale bardziej mi pasuje ozdabianie. XD 

 

 

Archaizm, który się zakotwiczył i trzyma. A Ty widać nowoczesna jesteś :P

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ja i nowoczesność? :D 

Dobre. :D 

Każdy mi mówi, że jestem oderwana od obecnego życia, więc fajnie, że wg Ciebie językowo dążę do nowoczesności, przynajmniej tyle. XD

Zależy, jak wartościujemy nowoczesność…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

To już na dłuższą rozmowę. Kim jest człowiek nowoczesny? 

Ja po prostu żyję trochę inaczej niż rodzina/znajomi, więc czasami słyszę, że to takie „starodawne”. Dla mnie to normalne. XD Na pewno jest więcej takich osób, ale akurat ich nie znam, gdzieś tam w świecie żyją sobie… 

Ale skoro słyszę, że moje zachowania są starodawne, nie nadążam za biegiem czasów, no to tak wykluczam nowoczesność w sobie. Może niewłaściwe? Może to przez złe nazewnictwo? Wszystko jest tylko skupiskiem liter tworzących budujące nas słowa. 

A jeśli słowo ma złe znaczenie – co wtedy? 

 

P.S. Zrobiliśmy większy offtop Ślimakowi… 

Ups :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie mam wrażenia, abyście “zrobili mi offtop” – wątek jest dla wszystkich, założyłem go ze swojego konta jako autor wyzwania, ale równie dobrze mógłby być stworzony administracyjnie. A te nieszczęsne gogle z bombkami i szpicem powinienem był sam zauważyć, dziękuję!

 

Nowy tekst: ciekawy, wykorzystanie gry jako narzędzia do stoczenia pojedynku na śmierć i życie było raczej spodziewanym rozwiązaniem fabularnym, ale inne pomysły dodają smaku. Zetknąłem się już gdzieś z koncepcją magii ginącej od czasów rewolucji przemysłowej z powodu technicyzacji i ludzkiej niewiary, chyba nie jest jednak zbyt często wykorzystywana. Pojedynek pomiędzy dwiema wersjami tej samej istoty, młodszą współczesną i starszą przybyłą z przyszłości… Gdyby zginął starszy, to wszystko jasne, cofnął się w czasie i zginął, koniec jego drogi życiowej. Jeżeli jednak młodszy – to trochę mamy problem, bo kto niby cofnął się potem w czasie, żeby go zabić? To się niczym nie różni od paradoksu dziadka. Ciekaw byłbym, czy to zaplanowałaś, czy świadomie pozostawiłaś takie niedomówienie przy pisaniu.

Uff, to całe szczęście, że offtop nie przeszkadza. :) 

 

szpicem powinienem był sam zauważyć, dziękuję!

Na szczęście Tarnina czuwa. heart

 

Pozostawiłam niedomówienie, ale tutaj mamy bohatera, między którym tylko rok różnicy.

I tworzyłam nowe linie czasowe, a nie zmiany czasu jako ciągłości. 

Dlatego paradoksu raczej nie powinno być. :) 

Chociaż wiadomo, same cofanie się w czasie do normalnych rzeczy nie należy. :D 

 

Bazyliszek znajduje wiedźmę, która mówi mu, że istnieje możliwość ocalenia bliskiej osoby poprzez zaklęcie i przenosi się rok do tyłu, proponując sobie grę i nie wyjawiając powodu, dla którego tu się znalazł. I tak tworzy się nowa linia czasowa. :) 

Więc nie ma większego znaczenia, jak się zakończy potyczka. 

 

Bo jeśli wygra Bazyliszek z teraźniejszości to nic nie będzie wiedział – ponad to, że za rok w jakiś sposób się cofnie. Ale nie wiedząc jak, nie zatrzyma tego. No i znowu za rok usłyszy o tym zaklęciu i go użyje, przenosząc się w przeszłość, ponownie nie mówiąc nic „przeciwnikowi”, z nadzieją, że może wygra ten rok życia. 

Jeśli wygra natomiast Bazyliszek z przyszłości, który się przeniósł, to zyska rok życia, ale znowu będzie musiał się poświęcić, żeby ocalić Evi. Tworzy się oczywiście taka „pętla czasowa”, o ile decyzje będą zawsze takie same.

 

Jeżeli Bazyliszek z przyszłości dobrze to rozegra i pożyje rok, to za rok jak się cofnie, znowu zyska możliwość dalszego życia. No chyba że umrze. Wtedy ten z teraźniejszości za rok będzie miał podobny wybór. 

 

Wiem, to trochę skomplikowane, ale przenoszenie się w czasie do łatwych nie należy. XD

I jasne, ktoś mógłby powiedzieć, że mógłby zabić podstępem, ale coś w nim takiego jest, że chce dać szansę i grą ustalić, kto wygra. Taki ma styl. ;) 

 

Zanikająca magia na pewno była u Le Guin, tam czarodzieje tracili moce, ale wynikało to z czegoś innego niż u mnie. I nie umierali. Ale muszą być też inne pozycje poruszające ten temat – jest fascynujący. Jak coś znasz to poleć. :) 

 

Jeśli wygra natomiast Bazyliszek z przyszłości, który się przeniósł, to zyska rok życia, ale znowu będzie musiał się poświęcić, żeby ocalić Evi. Tworzy się oczywiście taka „pętla czasowa”, o ile decyzje będą zawsze takie same.

Nie ma powodu, aby decyzje były zawsze takie same, ale to i tak najmniej ważne. Problem polega na tym, że jeżeli zabijesz przeszłą wersję samej siebie, to nie ma już tej osoby, która mogłaby żyć dalej aż do punktu, gdy cofnie się w czasie i dokona tegoż zabójstwa. Wobec czego do zabójstwa nie mogło dojść, tamta osoba żyje dalej, aż może cofnąć się w czasie i… https://pl.wikipedia.org/wiki/Paradoks_dziadka. Jeżeli rozrysować linię czasoprzestrzenną Bazyliszka w tym wariancie, to widzimy, że zostałaby zerwana u podstawy rzekomej “pętli” (innymi słowy: zastanów się, w którym momencie Bazyliszek z przyszłości zaczyna istnieć i skąd pochodzi tworząca go materia).

W artykule podałeś mi to, o czym pisałam. :) 

 

„podczas podróży w czasie wstecz podróżnik przedostaje się tunelem czasoprzestrzennym do alternatywnego wszechświata, więc zabicie dziadka spowoduje jedynie to, że podróżnik nie narodzi się we wszechświecie, do którego się dostał i w którym zabił dziadka, a nie nienarodzenie się podróżnika we wszechświecie, z którego przybywa”

(Źrodło: https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Paradoks_dziadka

 

U mnie tak samo: nowa linia czasowa, alternatywny wszechświat, zwał jak zwał. :) 

 

Oglądałeś DB? 

Tam Trunks Future wychowuje się w świecie, gdzie nie żyje Goku i reszta. Przenosi się w przeszłość i daje lek, który ratuje Goku. Goku i reszta żyją. Ale czy żyją w świecie Trunksa? Nie, bo stworzył nową linię czasową i jak ruszy do siebie, to w jego świecie dalej wszyscy są martwi. 

 

To nie jest typowa gra, lecz dziecinna. Skupiłam się i coś tam napisałam, a do “Skruuvi…” i Twoich szachów się nie umywa. :-) Fragment. 

 

***

Wiedziałem jedno, że muszę za wszelką cenę pełznąć dalej. W uszach wciąż pobrzmiewał mi szelest zwijanej gumowej maty i słowa Leodocjusza:

– Złamałem zakaz. Matka mnie zabije! Nie będziesz bawił się w chłopka na moim podwórku.

Nasza dwupiętrowa kamienica z wąskim placykiem przed domem przylegała do grupy wieżowców. Byliśmy wrzodem na dupie w śródmieściu, jak mówiła matka i dodawała, że nie ruszą nas dopóki żyje Franceska, starsza pani z pierwszego piętra. Wiele życia ja jej nie dawałem. Stara babka, choć miła, bo specjalnie dla nas kupowała chipsy i czekoladki. Nawet Alek, pijus spod siódemki, udawał, że trzyma się na nogach, gdy siedziała na ławeczce przed domem.

Chłopaka z wieżowca sam zaprosiłem. Machałem do niego, gdy graliśmy w kapsle, chłopka, nawet w tę dziewczyńską skakankę. Żal mi się robiło, gdy tak stał i popołudniami patrzył z tego swojego trzeciego piętra.

Któregoś dnia zszedł do nas z rulonem pod pachą.

– Mata, profeska – powiedział.

Przedstawiłem mu ferajnę i zaczęliśmy grać. Słabo mu szło. Nie potrafił dobrze kopać puszki. Normalka, łagodziłem. Zacięty był, bractwo odpadało wołane na kolację, i tak zostaliśmy sami. Też musiałem się zbierać.

– Jeszcze dwa razy. Przyjdziesz jutro, Lodku?

Nie odpowiedział. Pierwszą grę wygrałem, a drugą postanowiłem oddać, aby go zachęcić.

Gdy obróciłem się w ostatniej klasie i schyliłem się po puszkę Rock or Bust, wtedy pociemniało.

– Lodek!

Mój krzyk powrócił płasko i nie mogłem znaleźć prezentu od wujka z koncertu AC/DC w 2015 roku w Nowej Zelandii. A potem zobaczyłem go. Lodek trzymał ręce w kieszeniach spodni, blezerek w kratkę zapięty na wszystkie guziki. Nieskazitelny, w materiałowych spodniach z kantem i sneakersach.

– Giń, płaskoziemcu!

Oczy tryskały mu mocą zabijania. Nienawidził mnie? Za co? Moja wina, że nie potrafił skakać na jednej nodze i pojąć zasad, przecież teraz miał wygrać; a może chodziło o puszkę?

Schylił się i ciasno zaczął zawijać matę, jakby mnie na niej nie było. Potem był ruch i obijając się o ściany wymiotowałem. Teraz już wiem, że kreskowe ściany są dla mnie barierą. Prosiłem go o wybaczenie. Przepraszałem. Wiem, że mnie słyszy. Czasami myślałem o rodzicach. Potem przestałem się odzywać, nadsłuchując jedynie odgłosów, aż wreszcie zacząłem z nim rozmawiać.

 

Pełznę i zaciskam zęby. Muszę wydostać się z rzeczywistości, w którą wpakował mnie koleś obserwujący nasze podwórkowe zabawy. W chłopku wymalowanym na macie muszą powstać szczeliny, bo czas wykruszy farbę, a on się znudzi. Chyba wreszcie nadszedł czas. 

Nie wiem, ile mam lat, ile czasu minęło. Od dawna panuje cisza. Stoję przed szczeliną i nie wiem, czy ją przekroczyć, bo co za nią jest?

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Ananke, dziękuję za doprecyzowanie! Znam to rozwiązanie z wszechświatami alternatywnymi, natomiast nie przyszło mi dotychczas do głowy, że to właśnie miałaś na myśli, pisząc o “liniach czasowych”. Wydaje mi się, że w tekście dość mało, jeśli w ogóle, wskazuje na taką interpretację – wiadomo, nie było miejsca, aby wszystko dokładnie wyjaśniać. I owszem, wtedy wszystko się zgadza, konkretny Bazyliszek będzie halsował w obrębie tego roku w różnych wszechświatach, aż zginie w pojedynku lub postanowi się nie cofać.

 

Asylum, bardzo mi przyjemnie, że rzutem na taśmę postanowiłaś wziąć udział w wyzwaniu! Tekst wydaje mi się intrygujący i klimatyczny. Przekonująco, jak na moje potrzeby, oddajesz strach i zagubienie głównego bohatera. Bardziej zastanawiałbym się nad przesłaniem. Kiedy dzieci odrzucają w zabawie osoby spoza zżytej grupy, to chyba ze zwykłej prymitywnej chęci okazania wyższości, a nie z nieracjonalnej obawy przed zdarzeniami podobnymi do opisanych w utworze. I myślę jeszcze, że może nie trzeba było wspominać tego 2015 roku – tekst bez tego byłby dużo bardziej ponadczasowy, przy tym w ostatnich latach ta dawna kultura zabaw podwórkowych już stanowczo zanika.

– Giń płaskoziemcu!

– Giń, płaskoziemcze!

Ślimaku, bo w tekście właściwie nie ma to znaczenia, tzn. fakt jaka będzie linia czasowa to już takie nasze rozmowy poza tekstem. :) W tekście dałam możliwość samodzielnej interpretacji, zwłaszcza że to taki początek wydarzeń, pierwsze cofnięcie. 

Ananke, wydawało mi się to o tyle istotne dla tekstu, że przy innych interpretacjach podróży w czasie nie byłoby możliwe stoczenie pojedynku z samym sobą z przeszłości (lub przynajmniej wygranie go), ale rozumiem Twój punkt widzenia.

zwłaszcza że to taki początek wydarzeń, pierwsze cofnięcie.

A tego w sumie nie wiemy? Dokładniej: z każdego konkretnego alternatywnego wszechświata będzie przecież tylko jedno cofnięcie, różnice mogą dotyczyć tego, kto wygrywa pojedynek – oraz tego, ile wszechświatów przemierzył już uprzednio Bazyliszek z przyszłości.

Hej 

Ostatnio nie mam za dużo czasu postaram się wrócić do wyzwania i przeczytać pozostałe teksty. A na razie pozostaje mi przeprosić pozostałych autorów. 

 

Pozdrawiam

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Ślimaku – aa, no to tak, masz rację. :) Uznałam, że skoro doszło do pojedynku, to z tego już wynika, jaką obrałam ścieżkę odnośnie alternatywnych wydarzeń. Ale wiesz, może za dużo filmów się naoglądałam o pętlach czasowych i ja już na początku zawsze zgaduję/zastanawiam się, co to będzie za sposób przedstawienia alternatywnego świata. :) Jestem zbyt zafiksowana na tym punkcie xd. 

 

Jasne, nie wiemy, który to raz, ale zawsze musi jakiś być, kiedyś się ta pętla zaczęła, choć fakt, że z tekstu nie wynika, który to raz. Ja pisałam z myślą o pierwszym, ale czytelnik ma prawo do własnych interpretacji. :) Super to rozwinąłeś. :) 

Po chwili możliwie dojrzałego namysłu uznałem, że do następnego wyzwania nominuję Ananke. Konkretnie za tekst Kto zdziwi się ostatni?, który ujął mnie wyjątkowym pomysłem na grę oraz sprawnością opisu. Ciekaw byłbym dłuższej wersji, o której wspominałaś, jeżeli oczywiście miałabyś ochotę się podzielić.

Zaznaczam jednak, że lektura każdej ze scenek sprawiła mi znaczną przyjemność, dziękuję wszystkim za udział i poświęcony czas!

Dzięki Ślimaku za ciekawe wyzwanie i gratuluję Ananke :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Gratki, Ananke! Wspaniale i już się ciesze na kolejne wyzwanie. :-)) Komentarze uzupełnię, teksty przeczytam, lecz dzisiaj jestem w niedoczasie. :-(

Ślimaku, Przyczynę odgadłeś, lecz widocznie zawikłane było to, kto kogo odrzucił oraz pewnie całość jako taka. Z 2015 rokiem, cóż, stare czasy, w których jedynie na nielicznych podwórkach gra się w klasy nieprowadzone przez animatora kultury. ;-)

Z płaskoziemcem miałam spory kłopot, bo dziecko nie odmieniłoby na “-cze”,  może wystarczy dać przecinek? xd

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ananke, brawo.

Gratuluję wszystkim uczestnikom zabawy bogatej wyobraźni. 

 

Bardzie, wspaniale posługujesz się różnymi konwencjami.

Ananke, sypiesz pomysłami jak z rękawa. Dużo humoru i skomplikowanych intryg. 

Asylum, świetny horror, aż mi ciarki przeszły.

Ślimaku, dzięki za wyzwanie. Dużo się napracowałeś. Zresztą, jak zdążyłem zauważyć, do wszystkiego bardzo solidnie się przykładasz.

 

Bardzo zaskoczył mnie temat oraz zasady wyzwania, ponieważ kilka dni przed nim umieściłem na forum opowiadanie, które spełnia wszystkie, poza limitem słów, kryteria tej zabawy. Przynajmniej tak mi się wydaje.

 

Myśląc nad scenką, którą chciałem tu umieścić, ułożyłem sobie historyjkę – co się wydarzyło przed i po. Spisałem ją w formie opowiadania i wyciągnąłem fragment, który stał się odpowiedzią na wyzwanie. Zajrzę do tego opowiadania i może go wrzucę na forum. 

 

Pozdrawiam

Dziękujemy za ciekawe wyzwanie, Ślimaku. :) 

Odpiszę na spokojnie jak już złapię trochę oddechu. :) 

Naprawdę cieszę się, że Wam się spodobało! Może dałoby się przyciągnąć więcej uczestników, gdyby temat nie był raczej niszowy – wśród wcześniejszych wyzwań było kilka niezłych ćwiczeń ogólnoliterackich.

 

Asylum:

Z płaskoziemcem miałam spory kłopot, bo dziecko nie odmieniłoby na “-cze”,  może wystarczy dać przecinek?

Może i tak… Pewnie to zależy, w jakiej kulturze językowej rozwija się dane dziecko, ale sam bardzo długo miałem kłopot z tym wzorcem odmiany, więc mogę potwierdzić z doświadczenia.

 

AP: niekoniecznie zachęcałbym do kopiowania tego podejścia, bo tak naprawdę dostrzegam, że ogranicza to aktywność na Portalu – jeden rozbudowany komentarz zamiast kilku “podobało mi się” i szerszych interakcji społecznych – wahania przed przyjęciem “odpowiedzialności” w rodzaju dyżurów.

 

Tarnino: bardzo ładnie zarumieniony kotek… <Apsik!… świst, smark, świst…> przepraszam, muszę uciekać z wątku…

Kto by pomyślał, że Ślimaki bywają uczulone na koty…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Gratulacje dla wszystkich (klap klap klap). Na dniach postaram się przeczytać fragmenty.

Przyznaję się, mnie też pokonał temat… 

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Dzięki, AP za komentarz. :-) Miało być trochę strasznie, więc chociaż to się trochę udało. 

Ślimaku, pewnie masz rację z tym 2015. Kiedy teraz przeczytałam swój tekst, spostrzegłem, że jest zdecydowanie za „suchy”, za mało opowieści oraz przebiegu gry. Wyzwanie naprawdę było trudne i inspirujące. Zastanawiałam się też nad grą w kółko i krzyżyk na „nieskończonej” planszy, to ciekawe, lecz udało mi się tylko stworzyć początek.

 

Teraz lecimy z moimi odczuciami dotyczącymi wyzwaniowych tekstów.

Kryteria: kulminacja (fragment) sformalizowanej rozgrywki; wyraźny związek gry z przedstawianym światem.

 

@Bardjaskier – gra toczona pomiędzy braćmi. Czy rozgrywka była sformalizowana, bo zasady są  niejasne? Mamy pojedynek na miotacze, rywalizację o majątek, lecz nie wiemy o co chodzi i czy w ogóle obowiązują w niej jakieś reguły.

Fragment poruszający ze względu na zakończenie i zastosowanie ciekawego zabiegu – relacjonowanie pojedynku w postaci jego odbicia w postrzeganiu obserwatorów. :-) Nawet chyba wzmocniłabym ten sposób opowiadania tej historii. 

Z bardziej warsztatowych uwag: podoba mi się konkretny styl, jednakże go nie utrzymujesz. Niektóre z okołodialogowych dojaśnień dałoby radę – bez straty dla tekstu – usunąć, ponieważ stanowią rodzaj „waty” i można byłoby trochę urealnić same dialogi, tak aby silniej oddawały charakter obserwatorów i tym samy angażowały. Widzimy sytuację oczami Zygfryda i Ulma, czyli jako czytelnik siedzimy w ich „skórach”,  w związku z tym to ich emocje, oceny są kluczowe.

Sama narracja miejscami wydawała mi się lekko zawikłana. Zerknij na przykład tutaj:

,Conrad, mniejszy od Vladimira, stał nieporadnie, sprawdzając miotacz. Jego brat, wyprostowany, z wzrokiem wbitym w oponenta, przypominał posąg greckiego herosa.

 – Zaczynają – powiedział Ulf, łapiąc za ramię przyjaciela.

W tej samej chwili miotacz Conrada wypalił w ziemię, gdy ten sprawdzał poziom wiązki. Wszyscy spojrzeli w dymiącą dziurę. A następnie na Vlada, który już stał w pozycji strzeleckiej.

Nieporadność Conrada w obchodzeniu się z miotaczem (chyba nie tylko) jest ważnym elementem opowieści, a kiedy przeczytałam podkreślone zdanie zaczęłam rozkminiać: kto sprawdzał poziom wiązki, czy wypalił Vlad, Conrad. Podobnie zreszta było z drugim użyciem miotacza.

Mniejszy? Może niższy, drobniejszy, jeśli chcesz jednym słowem? 

 

@AP – jest rodzaj gry w trójkącie (mąż, żona, ogrodnik– przyjaciel), lecz nie wiemy, czy jest sformalizowana; świata brakuje, pojawia się w wersji mini. Tytuł skojarzył mi się z Dimorphosem (satelitą planetoidy Didymos) uderzonym sondą DART. :-)

Historia bardzo skręciła w stronę obyczajówki. Sytuacja dość typowa, realna, lecz przeprowadzenie jej w innych warunkach) zmienia stan rzeczy, jej przebieg i brakuje mi świata, jego elementów. Fajny zabieg z nożycami i Edwardem Nożycorękim. :-)

Warsztatowe uwagi: dialogi szybkie, dynamiczne, lecz nad dłuższymi wypowiedziami jeszcze popracowałabym; dla mnie szwankuje narracja (gdzie są, co robią, pokazanie skrawków świata).

Dopiero w komentarzu przeczytałam, że chodzi o grę papier, nożyce, kamień. Nie domyśliłam się. Opowiadanie jest symboliczne, nie znamy reguł gry i trudno je zauważyć, ponieważ automatycznie zwracamy uwagę na najsilniejsze elementy, a w tym przypadku jest to zdrada, oszustwo od samego początku, emocje pary i trójkąt. Może za dużo tej symboliki i wieloznaczności, bo popatrz: kamień przegrywa z pieniądzem i jeśli zdobył ją dzięki pozycji i posiadłości to znaczy, że miał początkowo „papier”? Reszta się zgadza, za wyjątkiem stawki, ktora jest Anna, bo właściwie nie ona chyba nią była,lecz bardziej miłość Edwarda do niej, chęć posiadania, odreagowanie upokorzeń, ambicja? Nie wiem.

Zastanawia mnie, dlaczego w sytuacji apokalipsy stawką była Anna?

 

@Ananke, ale zaszalałaś. :-))

I Pomysł na najlepsze zadziwianie spodobał mi się. :-) Kto przydzielał punkty? Świata za mało.

II Końcówka zaskakująca. Trochę nie wiedziałam, o czym czytam. Świat realny i wirtualny w zasadzie nie różniły się narracyjnie, a przecież ten z gier powinien być bardziej żywy, kolorowy, emocjonalny, jeśli bohater go preferował.

III Gra ciekawa, bazyliszki, magia. Trochę dla mnie za mało głównej bohaterki.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Naprawdę ciekawe komentarze dodałaś!

Zastanawiałam się też nad grą w kółko i krzyżyk na „nieskończonej” planszy

Spójrz tutaj: https://en.wikipedia.org/wiki/M,n,k-game – może wyjaśni kwestie, nad którymi się zastanawiałaś, może podsunie inspirację…

Hej 

Asylum

 

Dziękuje za komentarz i przeczytanie :)

 

Wata to wynik limitu – musiała się pojawić by pociągnąć fabułę i czytelnik się nie pogubił. Myślę, że gdybym miał lepsze umiejętności albo więcej znaków ;) to bym poprowadził dialogi w klimacie do końca :) 

Gubienie podmiotu to coś nad czym cały czas pracuje i nie tylko w tym ale i innych tekstach zdarza mi się często, że gdzieś mi się zapodzieje :). 

 

Wszystkie uwagi do wdrążenia i przećwiczenia :) 

 

Pozdrawiam  

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Asylum, dziękuję za wnikliwą analizę.

 

@AP – jest rodzaj gry w trójkącie (mąż, żona, ogrodnik– przyjaciel), lecz nie wiemy, czy jest sformalizowana

Gra papier, nożyce, kamień oczywiście jest sformalizowana.

 

Tytuł skojarzył mi się z Dimorphosem (satelitą planetoidy Didymos) uderzonym sondą DART. :-)

Tak, bardzo dobre skojarzenie.

 

Najpierw ułożyłem sobie historyjkę rozciągniętą w czasie, złożoną z wielu krótkich dialogów i szczątkowych opisów. W tej wersji było więcej otaczającego świata. Między innymi sens tytułu był jasny. Ale nagle sobie uświadomiłem, że w zadaniu chodzi o napisanie scenki. Czyli, jak może błędnie zrozumiałem, całość opowieści powinna sprowadzić się do jednego miejsca, czasu, a liczba osób powinna być niezmienna. Stąd postanowiłem wyciągnąć jeden fragment z całości. Wzbogaciłem go tak, by znalazły się tam wszystkie elementy, które związane są z grą.

 

kamień przegrywa z pieniądzem i jeśli zdobył ją dzięki pozycji i posiadłości to znaczy, że miał początkowo „papier”?

Niekoniecznie. Wiemy tylko, że posiadał wysoką pozycję społeczną. Nie musi to się wiązać z pieniędzmi. Posiadłość mogła być zadłużona.

 

Reszta się zgadza, za wyjątkiem stawki, ktora jest Anna, bo właściwie nie ona chyba nią była,lecz bardziej miłość Edwarda do niej, chęć posiadania, odreagowanie upokorzeń, ambicja?

Zgadzam się do pewnego stopnia. Sam fakt, że Anna jest stawką, uprzedmiotawia ją. I oczywiście w grę wchodzą tu inne elementy. Choć miłość Marka (przezwanego Edwardem) wcale nie jest pewna. Głównie chodzi o ambicję i chęć odreagowania upokorzeń zarówno Marka, jak i samej Anny. Wcześniej w wątku opisałem dwie rundy gry między Pawłem i Markiem. Ale też można dopatrzyć się tej gry między Pawłem i Anną. Anna czując się upokorzona (w ich związku wisiała jakaś myśl, że została „zdobyta”), chciała odegrać się na Pawle wręczając mu papiery rozwodowe.

 

Zastanawia mnie, dlaczego w sytuacji apokalipsy stawką była Anna?

Zależy dla kogo. Anna mogła grać o przeżycie. Marek zapewniał jej miejsce w schronie. Mogło też chodzić o to, że w obliczu apokalipsy trzeba w końcu zamknąć niezałatwione sprawy. W przypadku Pawła i Marka to kwestia ambicji. W grach najwyższą stawką jest zawsze wygrana. Te inne „fanty”, o które się gra (pieniądze, puchary, medale itp.), są tylko dodatkiem symbolizującym tę najwyższą stawkę. 

 

Odpowiedź na wyzwanie zatytułowałem Dimorphos (fragment). Przed chwilą na forum opublikowałem całe opowiadanie.

 

Pozdrawiam

Zacznę od gry. Myślę, że temat był niesamowity, bo dawał możliwość utworzenia krótkiej, zamkniętej całości. Mnie na pewno mobilizował do skupienia się na wymyśleniu konkretnej gry, którą się przedstawi i wplecie w fabułę. Możliwości było sporo. :) 

 

Komentarze do tekstów. Uwaga, będą na bieżąco! Nie czytałam tekstów przed dodaniem swojego, żeby się przypadkiem nie zainspirować. :) 

 

Duelium – Bardjaskier

 

Podoba mi się, że będzie o zwaśnionych braciach. Akurat tak, jak nie lubię takich wstawek na początku (wolę, kiedy wychodzi to w trakcie tekstu), tak tu przemknęłam oko, bo wiem, że limit. ;) Chyba że dalej będzie coś, co sprawi, że ta wstawka będzie niepotrzebna. ;) 

 

Usłyszał Zygfryd za plecami głos Ulfa, który właśnie dobiegał na miejsce potyczki. 

Zdanie o dziwnej konstrukcji. 

Proponuję:

– Coś mnie ominęło? – Ulf dobiegał na miejsce potyczki. 

Fakt, że Ulf biegł z tyłu i Zygfryd usłyszał najpierw jego głos, nie ma tu większego znaczenia. A forma z myślnikiem od osoby ma więcej dynamiki. 

 

Na dodatek, poduszkowiec musiałem zostawić przy lesie…

Może zmiast przecinka zrobić trzykropek po "na dodatek"? Odda to bardziej to zasapanie. ;) 

 

– Że, będą się pojedynkować

Ja bym pominęła ten przecinek, zaburza płynne czytanie. 

 

O, dalej jest, że pojedynkują się o kobietę, więc myślę, że ten początkowy dopisek „zwaśnieni” nie jest potrzebny, wręcz bez niego fakt, że mamy braci, dostarcza nutki tajemnicy. ;) 

 

Później mamy wyjaśnienia co i jak, trochę za bardzo wyłożyłeś kawę na ławę. ;) 

Później mamy sporo streszczeń w dialogach, a nie jestem fanem streszczeń. :) 

 

– Nie wiadomo. Ustalono tylko, że spadła z wieży. Tak to się kończy, gdy siadasz do stołu (…) 

Trochę dziwne w takim razie, że pojedynkują się, kiedy Izabela nie żyje. Na początku rozmowy wygląda tak, jakby Izabela żyła i była właśnie tym pretekstem do pojedynku. A tu nagle nie żyje. 

 

Dalej mamy początek „gry”. I tu nie rozumiem: Conrad wypala miotaczem w ziemię i robi w niej dziurę, na co przyjaciele kwitują, że jest durniem i nie potrafi obchodzić się z bronią, po czym… Vladimir robi to samo, a nikogo to nie dziwi i niby daje tak znak, że koniec walki. W ogóle tego nie rozumiem. Jasne, jest informacja, że Conrad sprawdzał poziom wiązki, ale nie ma początku gry, wyraźnego zarysowania, kiedy mają zacząć strzelać i czemu strzelają w ziemię. 

 

Conrad nie mogąc wytrzymać napięcia zwymiotował

Przecinek po Conrad

 

 już nie widział, jak Conrada odbierającego

już nie widział Conrada odbierającego

 

I dalej – do każdego strzału potrzeba nowego miotacza? 

 

Za to koniec dobry – już można zrozumieć, że będą strzelać tymi miotaczami coraz bliżej. Ale skoro Conrad wcześniej zwymiotował, nie mogąc wytrzymać napięcia, to ciężko uwierzyć, że chciał walczyć dalej. 

 

Brakuje tutaj interakcji pomiędzy braćmi, może gdyby skupić się bardziej na nich, nie na wstępie z Ulfem i Zygfrydem, opowiadanie nabrałoby więcej dynamiki. 

 

Podoba mi się za to pomysł strzelania miotaczami coraz bliżej przeciwnika, choć przydałoby się te zasady opisać. Może właśnie takie wprowadzenie sędziego, który mówi coś w stylu: Pamiętajcie, że celujecie za każdym razem o dwie stopy bliżej, nie można przekroczyć tej odległości. 

Coś w tym stylu. 

 

 

Dimorphos – AP

 

Myślałam, że to mają być opowiadania fantasy, także zaskoczyło mnie, że brakuje tu tego elementu. Czyta się jak obyczajówkę, ale problemem jest spory wstęp i tekst o końcu koszmaru z Markiem, a dalej… długi dialog, w którym okazuje się, że bohaterka jest z Markiem. Więc co to za koszmar, który ich we dwoje dotknął z tym Markiem? Brakuje konsekwencji. 

 

Tekst o pierścionku jest zbyt długi jak na emocjonalną rozmowę. ;) Ciężko mi sobie wyobrazić, żeby kobieta w takich emocjach cytowała dokładnie słowa sprzed lat, skoro były dla niej takie wstrętne. 

 

– Nie rozumiem. Czyli nigdy mnie nie kochałaś? Po prostu ciebie kupiłem?

To brzmi sztucznie. 

 

– Tak, brnij w to. Cóż ci pozostało. Brnij. Miej jakąś satysfakcję, skoro przegrałeś. Nie stać ciebie na mnie. Wybrałam Marka, którym tak pogardzałeś.

Tutaj w ogóle nie ma odpowiedzi na pytanie i całość brzmi dziwnie. Zwłaszcza zdanie "Nie stać ciebie na mnie". Warto dialogi czytać na głos, wtedy wiadomo, jak brzmią. 

 

Aaa, czyli asteroida, mamy motyw fantasy. :) Na plus. :) 

 

Brakuje mi tutaj rozwinięcia, jakim cudem ogrodnik zabrał cały majątek tak bogatemu mężczyźnie. Hm, to najsłabszy punkt opowiadania. 

 

odebraniu resztek majątku

Resztki majątku? Może lepiej „reszty majątku”.

 

Końcówka dość makabryczna, ale mało przekonywująca, bo Paweł cały czas jest taki… nie wiem, zagubiony, nic nie rozumie, a nagle myśli, że to tylko gra i zabija z zimną krwią. Brakowało mi umotywowania tego, tzn. w jego zachowaniu czegoś, co by mnie naprowadziło na to wszystko, bo tak to wychodzi, że mamy do czynienia z psychopatą, ale dialogi Pawła są raczej jak zagubionego chłopca. 

 

Brakuje mi tu elementu gry, jedyne co przychodzi do głowy to gra jako przenośnia. Małżeństwo to jedna wielka gra, więc Anna gra z Pawłem, można powiedzieć wręcz igra, starając się wygrać słowami, a ostatecznie Paweł „wygrywa” przemocą. Jeśli o takie podejście chodzi, to mimo wszystko za bardzo podkreślone te teksty o wygraniu i przegraniu. Nic innego tu z gry nie widzę. 

 

Po przeczytaniu komentarzy: Oj, papier-nożyce-kamień? W życiu bym na to nie wpadła xd. Myślę, że zbyt mocno ukryłeś to w tekście, ta gra nie jest jako gra osadzona w opowiadaniu tylko jako przenośnia życia tych ludzi. To jakby robić opowiadanie o jabłkach, ale w tekście nie ma jabłek, za to bobaterowie chodzą po polu i czytelnik ma się domyślić, że na tym polu rosły kiedyś jabłonie. :) Chodzi mi o to, że czasami naprawdę warto pojść w prostotę i nie komplikować za bardzo. I wiem, co mówię, bo mi też zdarza się pisać zbyt skomplikowane opowiadania, w których ciężko się połapać. XD

 

Tarnino

And you've just had some kind of mushroom

Hehe xd

 

Asylum

***

szelest zwijanej gumowej

Czy guma szeleści? 

 

Podoba mi się styl, że narracja jest dziecka. ;) 

Czyta się szybko, płynnie, ale dość spory jest wstęp z tą starszą panią, która nie ma w sumie znaczenia. Lepiej w te znaki rozwinąć relacje dzieci, bo sam fakt, że kosmicie nie szło, jakoś słabo pasuje do morderczego "giń!" :p

 

Wiem, że mnie słyszy. Czasami myślałem o rodzicach. 

Tu pomieszanie. Może "Czasami myślę o rodzicach", ew. dać to zdanie gdzieś wcześniej, bo tu zawadza. 

 

czas wykruszy farbę, a on się znudzi. Chyba wreszcie nadszedł czas. Nie wiem, ile mam lat, ile czasu minęło. 

Powtórzenia czas tak blisko. 

 

Podoba mi się, że bohater trafił do maty, ale jako że to najciekawszy moment, żałuję, że tego tak mało. Nie mamy za bardzo informacji, co tam jest, ale wiemy, że sporo czasu minęło i dlatego: co on jadł? Co pił? 

A koniec trochę dziwny: dziecko i nie wie, czy przekroczyć granicę, linię? Przecież to dziecko, chyba by nie myślało tylko szło dalej. :) My dorośli tak analizujemy, zastanawiamy się, dzieci są jednak bardziej spontaniczne. 

 

Ślimaku, co do wersji – miałam drugą trochę inną, a dłuższą to w szkicach plus w głowie. :) Ale może kiedyś się pobawię z tekstem i rozwinę. ;) 

 

Przyznaję się, mnie też pokonał temat… 

SNDWKLR – A mnie odwrotnie, pociągnął do pisania. :D

 

Hej Ananke Dziękuję za przeczytanie i komentarz :) Odpisuje na szybko bo nadal u mnie krucho z czasem. Dziękuję za wyłapanie błędów :) Pojedynek wynika z śmierci Izabel, gdyby żyła może by do niego nie doszło. Scena pojedynku, oparta jest na ( już nie pamiętam ale chyba na XVI w. Tak jak dworskie intrigi) dawnych pojedynkach. Gdzie strzela najpierw jeden, a następnie drugi uczestnik. Ale nie było już miejsca na tłumaczenie zasad :). Gdy Conrad sprawdza broń ta wypala przez przypadek, więc musi czekać teraz na strzał przeciwnika. Brat strzela w ziemię – zachował się honorowo. Ale Conradowi to nie wystarcza chce strzelać więc teraz to Vlad będzie czekał aż Conrad naładuje broń i strzeli, jeśli spudłuje to następnie Vlad i tak aż ktoś padnie lub obie strony stwierdzą że są usatysfakcjonowane :) Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardzie,

, „watę” sobie odpuść, raczej kombinuj jak to jasno przedstawić. „Wata” gubi, a czytelnik się połapie. xd

,Gubienie podmiotu to coś nad czym cały czas pracuje

Nie wiem, może i tak się to nazywa w specjalistycznej mowie. ;-) Dla mnie jest po prostu wymieszany koktail, a potrzebny nam dobry opis sekwencji dwóch niezależnych składników, czyli osób pojedynkujących się. Czytelnik obserwuje sytuację z boku, a autor próbuje to zwięźle i dynamicznie przedstawić.

Zbytnio nie drąż, pisz opowieści. :-)

 

AP,

,Niekoniecznie. Wiemy tylko, że posiadał wysoką pozycję społeczną. Nie musi to się wiązać z pieniędzmi. Posiadłość mogła być zadłużona.

Nie musi, to prawda, lecz nie ma nic na ten temat, co utrudnia roszyfrowanie gry. xd

,Zgadzam się do pewnego stopnia.

Jasne, możemy sobie podkładać różne interpretacje pod fragmenty tekstu i różne podawane w nim informacje, np. kto grał, po co i o co, lecz zamazuje to obraz gry, ponieważ wszystko jest możliwe i zanika sens opowieści. Dlatego wsponiałam, że być może przesadziłeś z ilością symboli (związków).

Przy czym, nie mamy do czynienia z tekstem wieloznacznym, w którym różni czytelnicy zwracają uwagę na inne elementy i na nich budują swoje zrozumienie, ponieważ w warstwie fabularnej sytuacja jest nadzwyczaj jasna – trójkąt. 

 

,Zależy dla kogo. Anna mogła grać o przeżycie. Marek zapewniał jej miejsce w schronie. Mogło też chodzić o to, że w obliczu apokalipsy trzeba w końcu zamknąć niezałatwione sprawy. W przypadku Pawła i Marka to kwestia ambicji. W grach najwyższą stawką jest zawsze wygrana. Te inne „fanty”, o które się gra (pieniądze, puchary, medale itp.), są tylko dodatkiem symbolizującym tę najwyższą stawkę. 

Kłopot polega na wielości, czyli tym „zależy”, to Twoja opowieść i daj nam ją. :-))

Sama wygrana zawsze czymś dla nas jest, zwłaszcza wtedy gdy wkładamy wiele wysiłku w doskonalenie się w niej i poświęcamy czas na granie. Wyobrażam sobie też sytuacje, w których wygrywa się przegrywając, albo wychodzi się poza grę. O, przypomniała mi się pewna scena z serialu „Person of Interest” (polski tytuł to chyba „Impersonalni”). W jednym z odcinków główny bohater próbuje nauczyć Maszynę ludzkich zasad moralnych, etyki i gra z nią w szachy. W sytuacji krytycznej ona odtwarza końcówkę tej rozgrywki, naukę tego, że: każdy wybór otwiera nowe możliwości; poświęcenie najważniejszej figury może być dobrym ruchem; szach-mat nie musi kończyć rozgrywki, można opuścić planszę (ostatnie symboliczne i odnosi się do filmu).

 

Dimorphos z przyjemnością przeczytam. :-)

 

Ananke, dzięki za fajny  komentarz i uwagi do mojego tekstu! :-)

 

,Czy guma szeleści? 

Gumka do włosów i guma do żucia, nie. xd Guma do grania strzela, za to mata z gumy, podobnie jak zwijana karimata szeleści. Jak byś nazwała ten odgłos?

Baba była mi potrzebna, ponieważ obecność Franceski, która jest właścicielką kamienicy i działki, uzasadnia przyleganie małej, zniszczonej kamienicy do zamkniętego osiedla wieżowców. Jak mógłby taki mydłek grać na podwórku w „chłopka”. Aha, tylko on ma matę, ich na takie fanaberie zakupowe nie stać, rysowali figurę na piachu lub spękanym betonie. ;-)

 

Zabrakło mi znaków na info o tym co jadł i pił, rozbudował mi się zanadto ten fragment, jednak nie byłoby z tym problemu. Mata razem z głównym bohaterem, zmniejszonym i sprowadzonym do dwóch wymiarów, leży w kącie pokoju Leodocjusza. Ściany które widzi to kreski na macie, ktore z biegiem lat się wykruszają. 

Mieszanie czasów wymusza chwila, w której poznajemy bohatera, lecz pewnie zrobiłam to niezręcznie. Od dłuższego czasu chłopak pełznie po macie, szukając wyjścia, ponieważ już wie, że guma się starzeje, farba skruszeje i namalowane granice przestaną być szczelne. Skąd czerpie wiedzę? Dorasta wraz z Lodkiem, uczy się dzięki odrabianym przez niego lekcjom i początkowo też rozmowom. W opowiadaniu bohater wraca myślą do sytuacji uwięzienia. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Ananke, dzięki za przeczytanie i obszerny komentarz. Trochę mi teraz głupio, że sam się tak solidnie nie przyłożyłem do pozostałych tekstów.

 

Myślałam, że to mają być opowiadania fantasy, także zaskoczyło mnie, że brakuje tu tego elementu.

W zadaniu nie widzę takiego wymogu.

 

Czyta się jak obyczajówkę, ale problemem jest spory wstęp i tekst o końcu koszmaru z Markiem, a dalej… długi dialog, w którym okazuje się, że bohaterka jest z Markiem. Więc co to za koszmar, który ich we dwoje dotknął z tym Markiem? Brakuje konsekwencji. 

Marek w wyniku długiego procesu przejmuje cały majątek Pawła. I to jest ten koszmar. Dopiero w trakcie rozmowy Paweł dowiaduję się, że również Anna go opuszcza. Pawła to zaskakuje.

 

Tekst o pierścionku jest zbyt długi jak na emocjonalną rozmowę. ;) Ciężko mi sobie wyobrazić, żeby kobieta w takich emocjach cytowała dokładnie słowa sprzed lat, skoro były dla niej takie wstrętne. 

Anna zapewne mocno przeżywała swoją decyzję sprzed lat. Wielokrotnie pewnie wyobrażała sobie, że wygarnie swoje pretensje do Pawła. Myślę, że wałkowała sobie w głowie te słowa cały czas.

 

– Nie rozumiem. Czyli nigdy mnie nie kochałaś? Po prostu ciebie kupiłem?

To brzmi sztucznie. 

Może i tak. Ale, żeby się usprawiedliwić, myślę że zaskoczony Paweł próbuje się bronić sugerując Annie, że się sprzedała.

 

– Tak, brnij w to. Cóż ci pozostało. Brnij. Miej jakąś satysfakcję, skoro przegrałeś. Nie stać ciebie na mnie. Wybrałam Marka, którym tak pogardzałeś.

Tutaj w ogóle nie ma odpowiedzi na pytanie i całość brzmi dziwnie. Zwłaszcza zdanie "Nie stać ciebie na mnie".

Anna rozumie co sugeruje Paweł (formę prostytucji) i nie ucieka od tego. Próbuje wykorzystać słowa, by tym bardziej odgryźć się Pawłowi. Używa sarkazmu.

 

Warto dialogi czytać na głos, wtedy wiadomo, jak brzmią. 

Przeczytałem i wiedząc jaki jest ich sens, akurat te przez Ciebie wskazane fragmenty nie wydają mi się sztuczne.

 

Aaa, czyli asteroida, mamy motyw fantasy. :) Na plus. :) 

Nie. Asteroida nie jest motywem fantasy.

 

Brakuje mi tutaj rozwinięcia, jakim cudem ogrodnik zabrał cały majątek tak bogatemu mężczyźnie. Hm, to najsłabszy punkt opowiadania. 

Rozumiem zarzut.

Ślimakowi oraz Bardowi tłumaczyłem się z tego w taki sposób:

To, w jaki sposób Marek zdobył pieniądze, nie jest wyjaśnione. Może rezydencję przejął za długi albo w wyniku jakiś innych machinacji. Ale na tym etapie uznałem, że nie jest to istotne. Wiadomo, że na początku był biedny. Po ślubie Pawła z Anną najwyraźniej chciał się odegrać. „Pracował. Zarabiał. Stworzył coś z niczego”. Wiedział, że papier wygrywa z kamieniem – pieniądze z dziedziczoną pozycją społeczną.

Dodam jeszcze, że akurat na potrzeby wyzwania wydawało mi się nieistotne, dlaczego jeden gra takimi, a inny gracz innymi atutami. Na przykład, gdybym zaproponował grę w szachy, uznałbym może, że nie jest istotne, jak doszło do wyboru przez graczy, kto ma czarne, a kto białe bierki.

 

Końcówka dość makabryczna, ale mało przekonywująca, bo Paweł cały czas jest taki… nie wiem, zagubiony, nic nie rozumie, a nagle myśli, że to tylko gra i zabija z zimną krwią. Brakowało mi umotywowania tego, tzn. w jego zachowaniu czegoś, co by mnie naprowadziło na to wszystko, bo tak to wychodzi, że mamy do czynienia z psychopatą, ale dialogi Pawła są raczej jak zagubionego chłopca. 

Może zagrały kwestie ambicjonalne? Może wobec zbliżającej się katastrofy uznał, że mu się upiecze? Czy dojrzały mężczyzna o psychice zagubionego chłopca nie może być psychopatą? Skoro morduje z zimną krwią, to pewnie jest.

 

Brakuje mi tu elementu gry, jedyne co przychodzi do głowy to gra jako przenośnia. Małżeństwo to jedna wielka gra, więc Anna gra z Pawłem, można powiedzieć wręcz igra, starając się wygrać słowami, a ostatecznie Paweł „wygrywa” przemocą. Jeśli o takie podejście chodzi, to mimo wszystko za bardzo podkreślone te teksty o wygraniu i przegraniu. Nic innego tu z gry nie widzę. 

 

Wobec poniższego komentarza kwestii gry nie będę obszernie wyjaśniał:

Po przeczytaniu komentarzy: Oj, papier-nożyce-kamień?

Więcej na ten temat napisałem we wcześniejszym komentarzu. Tam pada nazwa gry, opisane zostały niektóre rundy, wykorzystane zasady, poruszona została kwestia strategii.

 

W życiu bym na to nie wpadła xd. Myślę, że zbyt mocno ukryłeś to w tekście, ta gra nie jest jako gra osadzona w opowiadaniu tylko jako przenośnia życia tych ludzi.

 Tak. Wcześniej również starałem się uzasadnić, że potraktowanie gry jako “przenośni życia tych ludzi” jest zgodne z kryteriami wyzwania.  

To jakby robić opowiadanie o jabłkach, ale w tekście nie ma jabłek, za to bobaterowie chodzą po polu i czytelnik ma się domyślić, że na tym polu rosły kiedyś jabłonie. :)

Zupełnie nie.

 

 Chodzi mi o to, że czasami naprawdę warto pojść w prostotę i nie komplikować za bardzo. I wiem, co mówię, bo mi też zdarza się pisać zbyt skomplikowane opowiadania, w których ciężko się połapać. XD

Zgadzam się.

 

Uff.

 

Jeszcze raz dziękuję za wnikliwą analizę. Ilość spraw, które musiałem wytłumaczyć (nie wiem, czy satysfakcjonująco), świadczy o słabości tekstu, który powinien bronić się sam.

 

Pozdrawiam

Asylum, chyba rozumiem zastrzeżenia.

 

6 maja umieściłem komentarz, w którym starałem wyjaśnić się wszystkie aspekty dotyczące kwestii gry. Chyba go przeczytałaś, ale piszę na wszelki wypadek. Wydaje mi się, że te sporne kwestie zostały tam wyjaśnione.

 

Reszta się zgadza

Napisałem, że zgadzam się do pewnego stopnia, ponieważ uważam, że od strony zasad gry, wszystko się zgadza.

 

Zastanawia mnie, dlaczego w sytuacji apokalipsy stawką była Anna?

 

Zależy dla kogo.

 

Kłopot polega na wielości, czyli tym „zależy”, to Twoja opowieść i daj nam ją. :-))

Anna, Paweł oraz Marek grali o inne stawki. I tego dotyczyło słowo „zależy”, a nie kwestii interpretacji.

 

Serial „Impersonalni” oglądałem bardzo dawno temu. Uważam, że jest bardzo dobry, choć już nie wiele pamiętam. I, o dziwo, czym późniejsze serie, tym lepsze. Tak zapamiętałem.

 

Dimorphos z przyjemnością przeczytam. :-)

Bardzo mnie to cieszy.

 

Pozdrawiam

Asylum

 

 za to mata z gumy, podobnie jak zwijana karimata szeleści. Jak byś nazwała ten odgłos?

 

No właśnie nie wiem, jak to nazwać. xd Ale szelestu mi to nie przypomina, przecież ona sama w sobie ma tłumić dźwięki. :)

Ja mam nawet piankową matę i nawet ta mi nie szeleści, bardziej ew. skrzypnie, ale to jeszcze nie to. Też jestem ciekawa, jak określić taki dźwięk, to taki specyficzny odgłos, bardziej słychać takie tarcie niż szelest.

 

Baba była mi potrzebna, ponieważ obecność Franceski, która jest właścicielką kamienicy i działki, uzasadnia przyleganie małej, zniszczonej kamienicy do zamkniętego osiedla wieżowców.

A, no ja bym w sumie nie zwróciła chyba na to uwagi, tzn. gdyby nie było tego w tekście to tak czy siak można uznać, że ich kamienica za długo tu nie postoi, a czy z powodu Franceski czy innego, to tak mniejsze znaczenie jak dla mnie odgrywało w tekście o grze. ;)

 

Co do dalszej części – ciekawie byłoby poczytać właśnie takie opowiadanie o chłopcu uwięzionym w tej macie. :)

 

AP

 

Trochę mi teraz głupio, że sam się tak solidnie nie przyłożyłem do pozostałych tekstów.

A czemu głupio? Ja już tak mam, że komentuję na bieżąco i bardzo dokładnie, także nie masz co brać przykładu, taka moja natura. ;p

 

W zadaniu nie widzę takiego wymogu.

Ja tym się sugerowałam i może dlatego mnie zdziwił początek:

 

Fantastyka:

Wskazana. Może przejawiać się w postaciach, w zasadach i przebiegu gry.

(Ślimak Zagłady)

 

Marek w wyniku długiego procesu przejmuje cały majątek Pawła. I to jest ten koszmar. Dopiero w trakcie rozmowy Paweł dowiaduję się, że również Anna go opuszcza. Pawła to zaskakuje.

Wiem to z dalszego tekstu, dlatego samo rzucenie tych streszczeń na początku nie było dla mnie szczególnie trafione. ;)

 

 Anna zapewne mocno przeżywała swoją decyzję sprzed lat. Wielokrotnie pewnie wyobrażała sobie, że wygarnie swoje pretensje do Pawła. Myślę, że wałkowała sobie w głowie te słowa cały czas.

Ale same słowa Pawła są… bardzo długie. Skoro wyszła za niego za pieniądze, nie z miłości, a ten tekst ją brzydził (jak sama stwierdziła) to ciężko mi uwierzyć, że tak dokładnie by go zapamiętała. W emocjach ludzie często zapominają słowa innych, przekręcają je, a przy negatywnych emocjach (bo ona tak to opisuje), tym bardziej ludzie raczej nie zapamiętują co do jednego słowa długiego cytatu, jakby to było dla nich tak ważne i piękne.

 

Anna rozumie co sugeruje Paweł (formę prostytucji) i nie ucieka od tego. Próbuje wykorzystać słowa, by tym bardziej odgryźć się Pawłowi. Używa sarkazmu.

Ja wiem, co chcesz przekazać, ale wyjaśnienia nie oddadzą mi ducha opowiadania. Ja tego w tej scenie nie czuję, tzn. nie czuję tych słów tak, jak powinnam. Tak jak np. tym fragmencie:

 

– Zaproponował mi małżeństwo.

– O czym ty mówisz? Od kiedy to trwa?

– Zawsze mnie kochał, a ja jego.

– Zawsze? Co za brednie?

 

Tutaj czuję, że te słowa są na miejscu, że dialog jest sprawnie napisany, emocje się z nich wylewają, mimo braku opisów potrafię poczuć, że między nimi jest jakieś napięcie, że Anna drwi sobie z Pawła, a on reaguje tym swoim zdziwieniem.

 

Po prostu czasami są dialogi lepiej napisane (jak ten, co podałam) lub gorzej, co oczywiście jest tylko moją skromną opinią, z którą nie trzeba się liczyć, ja piszę co myślę. ;)

 

Przeczytałem i wiedząc jaki jest ich sens, akurat te przez Ciebie wskazane fragmenty nie wydają mi się sztuczne.

 

Też wiem, jaki jest ich sens, ale chodzi mi o brzmienie słów, o dobór tych słów, w kłótni, w emocjach, Anna się nie jąka, mówi wszystko jak z nagrania, płynnie, pięknie? Już nawet tutaj:

 

Nie stać ciebie na mnie

 

użyłabym prostego: Nie stać cię na mnie.

Dla mnie to jest kłótnia, w dodatku zapowiadająca rozstanie, naprawdę ciężko mi uwierzyć, że bohaterowie wypowiadają swoje kwestie bez żadnego potknięcia.

 

Ale to wszystko jest tylko moją skromną opinią i nie masz się co przejmować, skoro dla Ciebie wszystko jest idealnie. ;) Ja nie będę już więcej się wypowiadać na ten temat, bo widzę, że nie ma to sensu. :)

 

Czy dojrzały mężczyzna o psychice zagubionego chłopca nie może być psychopatą? Skoro morduje z zimną krwią, to pewnie jest.

Powtórzę: to powinno wynikać z tekstu, a nie z dopisków.

 

Jeśli czytam bajkę o Czerwonym Kapturku, to nie spodziewam się, że w scenie z wilkiem, dziewczynka wyjmie nóż zza pasa i rozpłata wilkowi gardło, bo jest psychopatką. No jasne, autor może sobie tak uznać, ale dla mnie, jako czytelnika, jest to słabe. Co nie wynika z tekstu – dla mnie nie istnieje. Nie musi to być podane wprost, ale powinno być pokazane za pomocą wskazówek.

 

 

Więcej na ten temat napisałem we wcześniejszym komentarzu. Tam pada nazwa gry, opisane zostały niektóre rundy, wykorzystane zasady, poruszona została kwestia strategii.

 

Czytałam to wszystko, więc też powtórzę: nie chodzi o dopiski i streszczanie, co autor miał na myśli. Chodzi o to, co mamy w tekście, co widzimy w tekście, co możemy z tekstu wynieść. I jasne, są rzeczy, które każdy widzi inaczej, metafory, których nie każdy czytelnik musi zrozumieć. Ale to są zazwyczaj części składowe opowiadań, drobnostki lub smaczki do wyłapania. A nie całość, nie filar, na którym opiera się opowiadanie.

 

I jeżeli Ciebie nie przekonuje autor piszący o starym polu po jabłoniach, choć miało być o jabłkach, to musisz zrozumieć, że mnie nie przekonuje abstrakcyjne, zawoalowane podejście do gry papier-kamień-nożyce, ukryte jako symbole w opowiadaniu o grach. ;)

Te symbole są nawet nie symbolami, a jedynie nazwami, bo jak czytelnik miał się domyślić, że to jest gra w papier-nożyce-kamień? ;)

Pieniądze jako papier są przenośnią, kamienia nie ma wcale, bo pierścień nie jest z kamieniem jako takim (tzn. jak w grze kamieniem, który ma zdolność miażdżyć), a z mimo wszystko małym, drogocennym kamyczkiem (bo ogromnego kamienia nie da się nałożyć na palec). Za to nożyce są jak najbardziej nożyczkami, nożycami, więc wszystko tu jest pomieszane, brakuje jakichkolwiek przesłanek do odkrycia sensu, który postanowiłeś ukryć.

 

świadczy o słabości tekstu, który powinien bronić się sam.

No to jest kwintesencja dyskusji. Tekst powinien być zrozumiały chociaż z grubsza, nie trzeba odkrywać wszystkich metafor, wszystkich zależności, ale sama gra powinna być nakreślona. To nie jest tak, że jeśli bohater nosi na palcu pierścień i podejdzie do osoby z dokumentami, to my mamy domyślić się, że kamień na tym pierścieniu to symbol z gry papier-nożyce-kamień, a te dokumenty w ręku drugiego bohatera to papier z tejże gry i to już część rozgrywki, bo osoba z pierścieniem przegrywa, dostając dokumenty o pozwie rozwodowym.

No nie. To tak nie działa.

 

Pozdrawiam. ;)

Ananke

 

Fantastyka to nie jest to samo, co fantasy.

 

fantasy I [wym. fantazy, fantazy]

1. «utwór literacki, filmowy lub gra komputerowa, w których akcja rozgrywa się w rzeczywistości rządzącej się prawami magii»

2. «współczesny nurt fantastyki, do którego należą takie utwory lub gry»

(Słownik języka polskiego PWN) 

 

Ale to wszystko jest tylko moją skromną opinią i nie masz się co przejmować

No cóż, zależy mi na Twojej opinii, co nie oznacza, że muszę się ze wszystkim zgadzać. Jest dużo przestrzeni między ”nie zgadzam się z Tobą w kilku kwestiach”, a “dla mnie wszystko jest idealnie.”

 

I jeżeli Ciebie nie przekonuje autor piszący o starym polu po jabłoniach, choć miało być o jabłkach

Zależy jak napisze. Wyobrażam sobie, że kupiłby mnie takim tekstem. Uważałem tylko, że nie trafiłaś z porównaniem.

 

Pozdrawiam i życzę dobrej zabawy z Twoim wyzwaniem

 

Hej 

Ananke

Kto zdziwi się ostatni? – ciekawy pomysł z wykorzystaniem osób z NF, chyba nie do końca załapałem na czym polega gra w odniesieniu do realnego świata ( o ile jakieś jest). Sama gra na zdziwienia całkiem szalona ale i wciągająca :). Natomiast nie jestem do końca przekonany czy dialogi między postaciami oddają charaktery rzeczywistych użytkowników portalu ;) . 

 

Morderca i ofiara – tak jak pisał Ślimak, zanikanie magii z powodu braku wiary w nią, jest już pomysłem wałkowanym i mało zaskakującym. Bardziej mnie zainteresowały emocje towarzyszące bohaterom opowiadania:). Zasady gry zostają dla mnie tajemnicą ( ale mi trzeba wszystko po trzy razy tłumaczyć :) więc nie ma w tym nic dziwnego )

 

Po tamtej stronie – za to w tym opowiadaniu gra jest dla mnie bardzo widoczna. Fabuła zrozumiała i wciągająca. Skoki z jednej wirtualnej rzeczywistości do drugiej bardzo mi się podobały. I znalazło się też miejsce by nawiązać do twojej choroby ( anginy jeśli dobrze odczytałem pierwszą grę :).  

 

 

 

Asylum 

 

Strasznie przygnębiający klimat ma Twoje opowiadanie, co zaznaczam na plus :). I właśnie nastrój opowiadania podobał mi się chyba najbardziej. Bo przyznam szczerze, że trochę się pogubiłem i nie bardzo załapałem, o co chodziło z zwiniętą matą z bohaterem w środku i szczelinami.  Moim zdaniem zabawy podwórkowe dobrze się wpisują w założenia konkursu choć muszę przyznać, że nie wszystkie zasady były dla mnie jasne ( może dla tego, że nie grałem nigdy w kapsle ;) )

 

Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Fantastyka to nie jest to samo, co fantasy.

 

Wiem. :) Poleciałam skrótem myślowym, a moje słowa odnosiły się do początku/środku tekstu, bo przecież rozmowa dwójki ludzi nie ma nic wspólnego ani z fantasy ani z fantastyką. ;) Wybacz więc skrót myślowy. ;) Wzmianka o asteroidzie jest bliżej końca niż początku. Zresztą, to było tylko takie moje subiektywne zdziwienie, może przez to, że byłam ciekawa gry osadzonej w świecie fantastycznym. :)

 

 

Jest dużo przestrzeni między ”nie zgadzam się z Tobą w kilku kwestiach”, a “dla mnie wszystko jest idealnie.”

Jasne, to kwestia naszego podejścia. :)

 

Wyobrażam sobie, że kupiłby mnie takim tekstem. Uważałem tylko, że nie trafiłaś z porównaniem.

No tak samo poczułam się, kiedy usłyszałam, że to tekst oparty na grze w papier-nożyce-kamień. ;)

 

 

Pozdrawiam i zapraszam do wyzwania. :)

Nowa Fantastyka