- Opowiadanie: Vacter - Wyzwanie #18 Znów musimy się pogodzić

Wyzwanie #18 Znów musimy się pogodzić

Wątek organizacyjny.

 

Poprzednie wyzwania:

Wyzwanie #1: Fragment fantasy

Wyzwanie #2: Prawda jak oliwa

Wyzwanie #3: Poleje się krew

Wyzwanie #4: W zawieszeniu

Wyzwanie #5: Bo to się zwykle tak zaczyna

Wyzwanie #6: Opisy, fatalne zauroczenie

Wyzwanie #7: Przejęte dowodzenie

Wyzwanie #8: Pandora uchyla wieczko

Wyzwanie#9: Casting na bohatera

Wyzwanie#10: Więcej was matka nie miała?

Wyzwanie#11: Fantastyczny projektant

Wyzwanie #12: Między ustami a brzegiem pucharu

Wyzwanie #13: Gdy za długo patrzysz w ciemność...

Wyzwanie #14: Zagrajmy na emocjach nieznaną melodię

Wyzwanie #14a: Morskie opowieści

Wyzwanie #15: Perspektywa i czas

Wyzwanie #16 Nawet najdłuższa podróż zaczyna się od jednego kroku

Wyzwanie #17 Oko w oko z wrogiem

 

Ostatnio zmierzyliśmy się z wrogami, teraz zmierzmy się z przyjaciółmi.

Oceny

Wyzwanie #18 Znów musimy się pogodzić

Temat: Kolejne wyzwanie podejmuje dość znaną sytuację. Jest to w skrócie niezbędna potrzeba pogodzenia się.

 

Pamiętacie te momenty w filmach czy serialach, kiedy bohaterowie muszą się pogodzić, by osiągnąć coś ważniejszego od animozji? Pamiętacie Timona pokłóconego z Pumbą? Jessiego Pinkmana z Walterem Whitem? Jakąś parę z komedii romantycznej? Znajdziemy wiele przykładów momentu konfliktu przyjaciół, który na pewno zostanie zakończony, by historia mogła osiągnąć finał.

 

Pewnie wiemy, że takie sytuacje pojawiają się często w pop kulturze. Czy jest to tani trik, czy może zwykła sprawa? Nie oceniajmy. Spróbujmy napisać historie o pogodzeniu, zgodnie z prostymi zasadami:

– dobrzy znajomi/współpracownicy/kochankowie są skłóceni z jakiegoś powodu, rozdzieliła ich pewna sytuacja, a może szereg nieporozumień

– jedno z nich (lub obydwoje, grupa?) próbuje naprawić relację w ważnym celu

– udaje się pogodzić, ruszają do akcji

 

Interpretacja dowolna, ważny jest schemat, który powinien być zachowany:

 

1. bohaterowie są skłóceni, podzieleni -> 2. następuje próba złagodzenia sytuacji, pogodzenia się -> 3. dochodzą do porozumienia i decydują się działać znów razem

 

Uwagi dodatkowe: Skupmy się na tych chwilach poprzedzających pogodzenie oraz na sposobie dojścia do zgody. Nie musimy pisać o samym wykonaniu misji czy wspólnego celu, liczy się moment w którym pada coś w rodzaju "tak", a bohaterowie idą razem na akcję. Ważne by zaskoczyć lub ewentualnie porwać :)

 

Zasady techniczne:

Limit wyrazów: 500

Termin przesłania tekstów: do 27 marca

Ogłoszenie wyników wyzwania: do 31 marca

Fantastyka: opcjonalna

Koniec

Komentarze

Termin przesłania tekstów: do 27 marca

O, długo. Cóż, pewnie coś napiszę.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

No, hi hi. Mam już pomysł. :)

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Mam nadzieję, że taki termin pozwoli każdemu chętnemu wziąć udział :)

Pomysłu nie mam, ale sobie wbiję znak:

☸️

 

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

No, kurka jestem w czarnej dupie. Jedyne co mi przychodzi do głowy, to wojna jako motor postępu. Międzynarodowy kontyngent, między innymi Polacy, Niemcy i inne kraje. Wojowały z Afgańczyńkami. Wiem że to może faszystowska wizja, ale.. jedni i drudzy na tym zyskali. Broń nie zardzewiała. Po jednej i po drugiej stronie, czegoś się nauczyli. To jak z Izraelem i Palestyńczykami. Wojują, ale opierają na tym etos swoich sił zbrojnych. Bez tego stali by się niemrawymi państewkami, które nie budziłyby większych emocji i nie miały wokół czego konsolidować swoich sił zbrojnych. Niektórzy żyją konfliktami, i szkolą się na nich. To nie ruscy, kontra Ukraina, gdzie ci pierwsi występują, jak oś zła w czasie WWII vs Ukraina dążąca do standardów europejskich. Pieprzyć to! Idę po flaszkę ;) . Może spłynie na mnie olśnienie i hi, hi, wymyślę coś sensownego. Pałka, drut, putin kaput!

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Liczę, że wszyscy doczekamy się olśnień. Czy na forum fantastyki istnieje tyle fantazji, by napisać coś o zgodzie? Czy jest to możliwe?

A może zgoda przewrotna? Może zgoda służąca podstępowi?

Hmm…

A może czysta zgoda dla pięknej sprawy?

Pani Ignacja zawinęła się szczelnie w ciężki, długi płaszcz. Tłumaczyła sobie, że pragnie ochronić się przed porannym chłodem. Wymknęła się z domu, kiedy było jeszcze ciemno i zeszła w dół jaru. Kilkakrotnie przystawała, nasłuchując, a przy strumieniu obejrzała się ostrożnie, gdy w krzakach zatrzepotały jakieś skrzydła.

– Stara, a głupia – fuknęła cicho.

Za buty z kolcami zapłaciła fortunę, ale nie żałowała tego, zwłaszcza kiedy jak teraz szła korytem strumienia. Zmierzała w stronę Palczastego Jeziora, nad którym miała nadzieję znaleźć niezbędne składniki mikstur. Wiedziała, że zarobi na nich małą fortunę. Kupi sobie woale z Bergu, zdobione kamieniami siodło i różne bibeloty do domu.

Dzięki wpływom regenta cieszyła się łaskami najbogatszej klienteli. Również z powodu regenta, oglądała się nerwowo. Wiedziała, że znudziła się już nieco Erazmowi.

Dochodząc do Trzeciego Palca, przez moment zastanawiała się, czy nie nazbierać ziół na lubczyk dla siebie, ale odrzuciła tę myśl. Ten łajdak nie ma serca, które możnaby zauroczyć. – Pomyślała gorzko.  

Ścinała srebrnym sierpem rutę, grążel i młode gałęzie wierzby. Lubiła te chwile. Głupawe cmokanie błota i szmer jeziora koiły jej umysł.

Nagle zatrzymała się. Czuła się, jakby ktoś z całej siły uderzył ją w brzuch.

 W płytkiej wodzie, przy brzegu stała kobieta. Była wysoka, wiotka i kompletnie naga. Ignacja patrzyła na nią jak zauroczona. Nie dlatego, że sama taką sylwetkę miała wiele lat wcześniej. Na białym ciele kobiety zobaczyła napisy. „UJ” na łopatce, „koham” na biodrze i „A+S=WM” na lędźwiach.

– Olcha? – spytała, a jej głos brzmiał jak miedziany garnek czyszczony piaskiem.

– Tak, Ignacjo.

– Co tu… To znaczy, już wróciłaś?!

– Już?! – warknęła tamta, obracając się gwałtownie.

Długi jasny warkocz zawirował jak bojowy sznur, którym kiedyś tak lubiła się posługiwać.

– Źle się wyraziłam…

– Tylko tyle chcesz mi powiedzieć, po tym, jak mnie załatwiliście?!

Olcha wyszła z wody. Woda w blasku wschodzącego słońca zdawała się zmieniać jej ciało w żyłkowany na różowo marmur.

– Żałowałam tego od pierwszego dnia…

– Nie tak mocno, jak ja!

– Kiedy dwie przyjaciółki dzielą się jednym kochankiem, to zwykle kończy się źle. Wydawało nam się, że jesteśmy ponad zasadami. Dwie czarodziejki i królewski doradca – cóż za smakowity układ!

– Wydawało się, że wszystkim to odpowiadało…

– Tak, ale Erazm zachorował na pragnienie władzy, a mnie przekonał, że chcę mieć go tylko dla siebie. Może zresztą chciałam…

– Zabiliście króla!

– On zabił i on sfabrykował dowody.

– A mnie na tuzin lat zamieniono w drzewo, rosnące obok Uniwersytetu Jeromińskiego!- warknęła wdziewając suknię.

– Dzięki temu wyglądasz jak dawniej. Żadne czary nie pozwalają na zachowanie….

Olcha popatrzyła na nią z takim żalem, że Ignacji zabrakło słów.

Chwilę milczały. Ignacja odłożyła kosz z ziołami, a Olcha zaplatała dookoła głowy warkocz i kwiaty.

– Przyszłaś tu, żeby mnie zabić? – spytała nienaturalnie spokojnie Ignacja.

– On planuje cię zabić. Wynajął już ludzi! – mruknęła wpatrując się z ciekawością w jej twarz.

– Domyślałam się. Potem pozbędzie się następcy tronu, który dopomina się o koronację i będzie mógł poszukać sobie żony.

– Zobaczymy! – Olcha wyszczerzyła w uśmiechu drobne, białe zęby. – Mam inne plany. Dołączysz się?

 

 

 

 

 

Lożanka bezprenumeratowa

Hej, Ambush!

 

Od razu zastrzegam, że bardzo subiektywnie i dyletancko odniosę się do Twojego tekstu. Przepraszam, hihi!

 

Potrafisz malować słowem, bezapelacyjnie. Jest plastycznie, a cała przedstawiona scenka jest spójna i posiada zamkniętą mini-fabułę. A mnie się ostatnio spodobały krótkie ale zamknięte formy. Jest też ciekawie. I tu kończy się rzyganie tęczą.

…fuknęła bezgłośnie.

Jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić, bo albo to pomyślała albo wyartykułowała (używając głosu – co sugeruje zapis dialogowy.

Zgrzytnęło mi, że za zioła zebrane z jednej wyprawy zarobi fortunę na siodło itd. – to co ona za zioło zbierała? ;-)

cieszyła się łaskami

Coś mi tu nie gra w tym zwrocie ale co ja tam wiem.

Z tego samego powodu, oglądała się nerwowo.

Oglądała się nerwowo, bo regent ma wpływy?

Po tuzinie wiosen znudziła się już nieco Erazmowi.

A to mnie mocno rozbawiło. Ogólnie te trzy zdania się jakoś mocno nie kleją ze sobą.

nazbierać ziół na lubczyk

lubczyk, to zioło/roślina, która ma być afrodyzjakiem. Szukałem trochę ale nie znalazłem określenia “lubczyk” na mieszankę miłosnych ziół.

„UJ” na łopatce

Uniwersytet Jeromiński – i masz mój uśmiech od ucha do ucha, bo… “UJ” napisała to kobitka z Krakowa, hehe

Ogólnie fajny motyw z tymi “bliznami”

… załatwiliście … sfabrykował

IMO – te wyrazy nie pasują do stylu opowieści (i nie tylko te)

A mnie na tuzin lat zamieniono w drzewo! – warknęła wdziewając suknię. – Rosnące obok Uniwersytetu Jeromińskiego!

Czy nie lepiej by brzmiało, gdyby połączyć te dwie części wypowiedzi w jedno zdanie? – “A mnie na tuzin lat zamieniono w drzewo rosnące obok Uniwersytetu Jeronimskiego!”

Studentka

Uczennica? Żak? Żaczka, haha, jeśli użyć feminatyw?

– Przyszłaś tu, żeby mnie zabić? …

Od tego momentu nie wiadomo kto wypowiada którą kwestię dialogową

Olga wyszczerzyła w uśmiechu ostre, białe zęby.

Po pierwsze, to chyba jednak Olcha (bardzo fajne wybrałaś imię), po drugie “ostre zęby” brzmi tak sobie. Pozostałbym przy białych ;)

W ostatnim zdaniu (zamiast wykrzyknika i ostrych zębów wybrałbym beznamiętną odpowiedź i nawiązanie do zbierania ziół, czyli jakaś trująca roślinka obracana w paluszkach… 

 

Reasumując, podoba mi się lekkość z jaką piszesz i pomysł na fabułę tego tekstu (plus to co napisałem wcześniej). Najważniejsze – TAK – wyzwanie spełnione. Choć można byłoby to potwierdzić jednym zdaniem żeby malkontenci nie mieli pola do narzekań.

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia.

Dzięki Peterze. Skorzystałam z Twoich uwag.

 

I tu kończy się rzyganie tęczą.

 

Ależ było miło????

 

Zgrzytnęło mi, że za zioła zebrane z jednej wyprawy zarobi fortunę na siodło itd. – to co ona za zioło zbierała? ;-)

 

O mój drogi podczas pełni, srebrnym sierpem, to można takie mikstury zrobić.

lubczyk, to zioło/roślina, która ma być afrodyzjakiem. Szukałem trochę ale nie znalazłem określenia “lubczyk” na mieszankę miłosnych ziół.

 

Ale można zadać lubczyka i nie chodziło o doprawienie zupy.

 

„UJ” na łopatce

Uniwersytet Jeromiński – i masz mój uśmiech od ucha do ucha, bo… “UJ” napisała to kobitka z Krakowa, hehe

 

Absolwentka UJ????

 

Lożanka bezprenumeratowa

Ambush – absolwentko, Imperatorko Galaktyki.

Fajnie, że coś z tej mojej “paplaniny” się przydało.

A ten sierp, to ja chętnie wypożyczę, jeśli jest taka możliwość ;-)

 

Przyłączam się do wyzwania, choć trochę poskromił mnie limit. Ale wiadomo, zasady są zasadami.

Postanowiłem kontynuować (z wyzwania #16) opowieść o Heiko, obywatelu Pasa Asteroid o niemieckich (nie japońskich) korzeniach.

Ze względu na pojawiający się wulgaryzm i akt przemocy, ostrzeżenie – 16+

 

 

 

Heiko Rotten po raz siedemnasty obudził się, leżąc na więziennej pryczy. Po raz dziesiąty nie zobaczył w swojej celi Joe Tillera. Był sam.

Może to i lepiej. – Pomyślał. – Joe przejawia agresję w trudnych do przewidzenia chwilach.

W ciągu pierwszych kilku dni w więzieniu Heiko polubił Tillera z wzajemnością, ale nie zdążył go do końca poznać. A potem… było już za późno.

Joseph Tiller – Joe, bo tak kazał się nazywać – na co dzień wrażliwy wielkolud, wściekł się, gdy Heiko oskarżył go o bycie rządowym kapusiem. Fakt, że wypytywał o tak wiele szczegółów związanych z włamaniem na serwery, rozpętało awanturę, którą w porę przerwali strażnicy, być może ratując życie wiotkiemu rudzielcowi.

 

To dzisiaj. – Pomyślał Heiko. – Ostatni, obrzydliwy posiłek w postaci szarej brei, potem będące formalnością badania lekarskie, tabletki, zastrzyk i lot do Biosfery. Za dwa dni wraz z innymi skazańcami posiadającymi bilety na “penitencjarny pociąg” dotrę na Ziemię. Wypaloną, martwą. Poza jedną kroplą, bąblem, w którym tli się życie. I tajemnica. Tajemnica, przez którą zasłużyłem na swój bilet.

 

Drzwi do celi otworzyły się po cichu, bez towarzyszącego zazwyczaj głośnego komunikatu ze strony strażnika. Krępy mężczyzna o przerzedzonych, mocno posiwiałych włosach wszedł niespiesznie, jakby chciał uniknąć jakiegokolwiek niepotrzebnego dźwięku. Zatrzymał się pośrodku pomieszczenia, wpatrując się we wciąż leżącego nieruchomo, zaskoczonego całą sytuacją Heiko. Drzwi prawie bezgłośnie zamknęły się.

– Mam dla pana propozycję… – Zaczął bezceremonialnie.

Monolog wygłoszony przez nieznajomego trwał dość długo, jednak Heiko zdążył w tym czasie jedynie zdjąć nogi z łóżka i zamknąć rozdziawioną gębę. 

– …i proszę pamiętać, że nie ma pan wielkiego wyboru. Oczywiście nigdy się nie spotkaliśmy a tym samym żadna rozmowa między nami nie mogła mieć miejsca. Powodzenia.

 

***

 

– Rotten, rusz dupę, bo nie zdążysz na pociąg! – Strażnik pilnował kolejki oraz identyfikacji więźniów. Nadzorował również aby siedemdziesiąt osób przeszło sprawnie niezbędne zabiegi medyczne i zajęło przypisane miejsca w statku transportowym.

Żartobliwe określenie dla transportera przewożącego więźniów z Pasa na Ziemię funkcjonowało od dawna. Jednym kojarzyło się z Koleją Transsyberyjską, innym z bydlęcymi wagonami używanymi do transportu ludzi w słusznie minionych czasach.

– Ty skurwysynu! – Niska brunetka z włosami związanymi w koński ogon, słysząc wykrzyczane przez strażnika nazwisko, ruszyła w stronę zaskoczonego Heiko, ale zanim go dopadła, pałka strażnika zdzieliła ją w brzuch, skutecznie odbierając oddech i chęć do dalszego biegu.

– Panno Bitter, proszę uprzejmie wrócić do kolejki albo panią wniosą na pokład. Obiecuję. – Strażnik znał swój fach. I nie musiał niczego obiecywać. Każdy wiedział, że Karl daje tylko jedno ostrzeżenie.

Kobieta leżała zgięta wpół, próbując złapać oddech. Heiko pochylił się nad brunetką, sprawdzając, czy wszystko z nią w porządku.

– Dobrze cię widzieć, Hanna. – Uśmiechnął się od ucha do ucha.

 

***

 

Heiko, zerkając raz w lewo na Tillera, raz w prawo na Hannę, zastanawiał się kto przydzielał miejsca na statku i zaśmiał się w duchu. Towarzysze podróży, na szczęście przypięci do foteli, patrzyli na Heiko, a w ich spojrzeniach próżno było szukać zadowolenia.

– Poznajcie się, to Joe, a to Hanna. Jeśli chcecie przeżyć, to musimy trzymać się razem.

Cała trójka wiedziała, że to prawda.

Joseph Tiller – Joe, bo tak kazał się nazywać – wrażliwy na co dzień wielkolud, wściekł się, gdy Heiko oskarżył go o bycie rządowym kapusiem.

 

Albo wywaliłabym na co dzień, albo dała przed wrażliwego, bo tak brzmi dziwnie.

 

 

 

Fakt, że ten wypytywał o tak wiele szczegółów, również tych związanych z włamaniem na serwery, rozpętało awanturę, którą w porę przerwali strażnicy, być może ratując życie wiotkiemu rudzielcowi.

 

Ten/tego/tych. Wywaliłabym tychy, jeśli na sali jest ktoś z Tychów, to przepraszam;)

 

Używasz szyku zdań, który mi nie pasuje, ale może tak jest OK. Popatrz na przykład tu:

 

Ostatni, obrzydliwy posiłek w postaci szarej brei, potem badania lekarskie będące formalnością, tabletki, zastrzyk i lot do Biosfery. Za dwa dni wraz z innymi skazańcami posiadającymi bilety na “penitencjarny pociąg” dotrę na Ziemię, wypaloną, martwą.

Wolałabym: będące formalnością badania, jak również: wypaloną, martwą Ziemię.

 

– Rotten, rusz dupę, bo nie zdążysz na pociąg! – strażnik pilnował nie tylko kolejki, właściwej identyfikacji więźniów, ale również aby siedemdziesiąt osób przeszło sprawnie niezbędne zabiegi medyczne i zajęło przypisane miejsca w statku transportowym.

 

Rozbiłabym didaskalia na dwa zdania. Po po ale jest już niezgrabnie. Troszczył się również aby siedemdziesiąt…

 

Mówiąc obiecuję strażnik złożył przyrzeczenie;)

I dodatkowo, jeśli ktoś nie czytał poprzedniej części, nie wie kto jest rudy.

 

Fajnie, bo masz aż trzech przeciwników, a historia zapowiada się na prawdę intrygująco. Chętnie poczytałabym dalej.

 

Może zachęcimy kogoś do wspólnej zabawy, bo na razie to jakoś cicho…

Lożanka bezprenumeratowa

Ambush,

dzięki za łapankę. Zgadzam się z Twoimi uwagami i już zmieniłem, a nawet mam nadzieję, że poprawiłem tekst. Tak, szyk moich zdań bywa “oryginalny”, co jest przeciwieństwem “właściwego”.

Co do “rudzielca”, to mogę się obronić, że chłopina wiotki był, więc z Joe nie sposób go chyba pomylić ;-)

I cieszę się, że tworzące się opowiadanie wciąga. Mam nadzieję, że dotrwasz zaciekawiona do ostatniej kropki.

 

Masz jakiś pomysł na zwiększenie frekwencji?

Ja niestety(a może i na szczęście ;) odpadam. Statystowałam u Vegi, i tak mnie przewiało że ledwie się ruszam. Zresztą to, to akurat pikuś. Moi kawkojowie coś podłapali :( . Wczoraj, u mnie na parapecie zameldowal się pan Wrona. -trzecia kawkoj-serowa! -Wyrzucił z siebie. – moi ludzie chorują ( w wolnym tłumaczeniu – Bra-a.. Bra! bra bra bra <°\ ). Smażę im dwa razy dziennie, czosnkowo-ceebulowe, racuchy, na smalcu. Ścieram na grubych oczkach tarki, dorodną cebulę. Na drobnych oczkach, na drobnych, około 1/3 główki czosnku, wbijam trzy jaja i mieszam po dodaniu szklanki mąki. Bez sody, drożdży, a rosną. No k…wa Eureka.. Powodzenia, może Outta i Asylum się przyłaczą?

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Zdrowia, Astrid. Dużo startego czosnku i cebuli. Grzane wino, grzane piwo… albo piguły, do wyboru. I pod pierzynę! Twoje szczęście, bo u Vegi, to gorsze rzeczy można złapać.

Może Vacter zachęci na SB?

Poza tym jeszcze tydzień został, więc kto wie, może sypnie fragmentami.

Lożanka bezprenumeratowa

Ależ ja o wyzwaniu cały czas pamiętam. Po prostu tata zostawił mi do dyspozycji PlayStation się nie spieszę. :)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

@SNDWLKR może podaj maila do Taty, to poskarżymy;)

Lożanka bezprenumeratowa

Spoko, już wróciłem do siebie, tu jest mało rozpraszaczy. :) I jeszcze mniej czasu. :( W najgorszym wypadku wrzucę w ostatniej chwili.

Tymczasem…

Ambush, historia kojarzy mi się trochę z jednym z uniwersalnych patternów dla komedii romantycznych – ,,zły facet + rozczarowane byłe = zemsta”. Ale znając twój skill w pisaniu humoresek, na pewno dałoby się wycisnąć z tego coś niesamowitego. ;)

Peter, w pierwszej kolejności – strasznie mnie zirytowała ekspozycja podana w myślach Heiko w pierwszym paragrafie. Ale potem było nieźle, tylko narracja jest poszatkowana. Trzeba by było albo wypełnić te przerwy, albo skondensować wszystko do jednej, ciągłej sceny. Ogólnie – materiał na porządną przygodówkę.  

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Hmm…, szanowny SNDWLKR,

z przykrością przyjmuję fakt, że zirytowała Cię ekspozycja w myślach Heiko, jednak chcąc zmieścić się w limicie (i jednocześnie nie chcąc zanadto kastrować flow fabuły) postanowiłem użyć takowego wybiegu. Oczywiście, przyznaję Ci rację, że lepszy byłby opis (m.in.) procedur medycznych malowany “słowem” a nie myślą. I jeśli opko na podstawie “wyzwań” powstanie, to ten fragment obiecuję zmienić.

I drugi zarzut mogę próbować podobnie usprawiedliwić – LIMIT.

Cieszę się jednak, że jakiś plusik też znalazłeś ;-)

 

Pozdrawiam i czekam na Twój (obiecany) fragment – P.B.

Czekamy na SNDWLKR i nie tylko ne niego;)

@SNDWLKR, mi się też spodobało i pewnie to rozwinę.

Lożanka bezprenumeratowa

Mam już gotowy swój tekst, ale muszę go odchudzić o nieco ponad 60 słów. Czytam też Wasze propozycje i czekam na resztę śmiałków :)

A kto nie opublikuje ten tchórz!;)

Lożanka bezprenumeratowa

Uff, udało się.

 

– Piękny koniec.

Lucyfer podziwiał zagładę z hotelowego balkonu. Postępujący rozkład rzeczywistości zamienił inne okoliczne budynki w groteskowe bryły przeczące zasadom fizyki. Wyrastające spomiędzy nich czarne macki nieubłaganie zbliżały się ku choremu, przygaszonemu słońcu.

Książę Ciemności zbliżył do ust kieliszek czerwonego wina, zamierzając umilić sobie ostatnie chwile istnienia, lecz w tym samym momencie tuż obok uderzył piorun. Oczywiście Lucyferowi, jako istocie duchowej, nie mógł zrobić krzywdy, ale nastraszył go wystarczająco, by upadły anioł upuścił lampkę. Szkło roztrzaskało się na ziemi.

– Co do… – Arcydiabeł spojrzał z wyrzutem najpierw na swoje opryskane winem spodnie, a następnie na miejsce uderzenia. Teraz stał tam piękny, skrzydlaty blondyn w błękitnym garniturze.

– Witaj, bracie – powiedział archanioł Gabriel. – Widzę, że znów postanowiłeś być w centrum wydarzeń? – Potoczył wzrokiem po zniekształconym otoczeniu.

– A ty czego chcesz? – warknął Lucyfer. – Nie mogę już nawet zostać w spokoju pochłonięty przez chaos?

– Jesteś zadziwiająco pogodzony z losem.

– Pociesza mnie myśl, że to samo spotka was, tam na górze.

Przez chwilę stali w milczeniu, kontemplując zagładę.

– Jest sposób – odezwał się nagle Gabriel – na powstrzymanie tego.

Lucyfer parsknął.

– Niby jaki?

– Powiem ci, ale musisz iść ze mną. Potrzebujemy twojej pomocy.

– Niebiosa proszą piekło o pomoc? – mruknął demon z niedowierzaniem. – Rzeczywistość faktycznie została wypaczona.

– Słuchaj, masz dwa wyjścia – zniecierpliwił się Gabriel. – Zostajesz tutaj i poddajesz się powolnej, bolesnej dezintegracji… Albo idziesz ze mną i razem próbujemy uratować ten parszywy wymiar. To jak będzie?

Lucyfer popatrzył wprost na słońce i zamyślił się. Macki były już bardzo blisko. Upadły przypomniał sobie wszystkie awantury, w których wziął udział. Wszystkich śmiertelników, z którymi mógł się zabawić. Wszystkie miejsca i społeczności, które zepchnął w otchłań rozpusty.

– W sumie… to fajny wszechświat. – stwierdził. – Szkoda, żeby coś go pożarło.

– Czyli…?

– Prowadź.

Archanioł chwycił diabła za rękę i razem zniknęli w kolejnym błysku pioruna.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

No archetypowi wrogowie, więc brawo!

Bardzo ładnie, że wspólnie postarają się ruszyć z posad bryłę świata;)

Lożanka bezprenumeratowa

Akurat to był pomysł z gatunku ,,przebłysk geniuszu”, bo jak zobaczyłem temat wyzwania, od razu coś takiego mi przyszło do głowy. ;)

Dzięki. :) 

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

SNDWLKR, fakt, że wybór bohaterów jest interesujący, jednak króciak fabularnie bardzo przypomina zmiksowanego, “Lucyfera” i “Stranger Things” – oba filmy made by Netflix.

Występuje też sprzeczność, bo z jednej strony Lucyfer jest opisywany jako nietykalna “istota duchowa”, z drugiej strony i jemu zagraża “bolesna dezintegracja” i “ostatnie chwile istnienia”.

Nastraszyć diabła, to tylko blond aniołek potrafi ;-)

Szkło roztrzaskało się na ziemi

Raczej “szkło roztrzaskało się o podłogę”

Ale ogólnie językowo jest dobrze i tak też się czytało.

 

Pozdrawiam – P.B.

Porównań z ,,Lucyferem” się spodziewałem, ,,Stranger Things” nie oglądam, więc się nie odniosę.

Co do drugiego spostrzeżenia – zamysł był taki, że zagrażające wszechświatowi ,,to” (które miało być czymś w stylu starszych bóstw Lovecrafta) jest w stanie zniszczyć także byty normalnie nieśmiertelne. Gdyby to była ,,pełnometrażówka”, pewnie zwróciłbym na to uwagę.

Dzięki! 

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Dobry wieczór! Wrzucam swoją propozycję, bo wyzwanie to wyzwanie.

 

Weriliusz siedział przed telewizorem, ściskając butelkę pełną mieszanki spirytusu i wody mineralnej. Oglądając serial o losach detektywa z psem, popijał miksturę krzywiąc się obrzydliwie. Odstawił butelkę na stolik i nagle pojawił się w kuchni. Nie była to teleportacja, w tym mieszkaniu nikt nie potrzebowałby magicznych sztuczek. Wystarczyły dwa kroki by znaleźć się w dowolnym pomieszczeniu. Weriliusz uśmiechnął się pod nosem, wspominając ogromnie przestrzenie akademii magów. Bez teleportacji nie dałby rady przeżyć choćby dnia jako profesor. W tym małym mieszkanku było łatwiej. Jako zupełny nikt, mógł żyć bez magii.

 

Rozejrzał się dookoła. Na podłodze leżało mnóstwo porozbijanych flaszek. Za pomocą swojej zablokowanej różdżki próbował w nocy zamienić wodę w wino, ale blokada magiczna rozrywała tylko szkło. W końcu wyskoczył na miasto i w bramie zaatakował przechodnia, który odpalił mu pięćdziesiąt złotych. Weriliusz uczył się żyć bez magii, choć ilość zniszczonych sprzętów przygnębiała go. Rozbił już laptopa, próbując aktywować magicznie abonament na filmy. Zniszczył też lodówkę i pralkę. Pił teraz ciepły spirytus z wodą, siedząc w brudnych ciuchach.

 

Otworzył zeszyt z notatkami, w którym złożony był certyfikat rezygnacji. Dokument poświadczał, że Weriliusz Kuc opuszcza szeregi osób magicznych, by stać się zwykłym obywatelem. Papier został podpisany przez dawnego przyjaciela, który próbował powstrzymać profesora Weriliusza przed odejściem. Na progu akademii mówił:

– Podpisałem ten papier i mogę ci powiedzieć… wypchaj się. Zdegradowali ciebie z funkcji, ale za dwa lata mogłeś trafić wyżej.

Weriliusz nie słuchał zbyt dokładnie i odpowiedział lekko memłając językiem:

– Wy wwszyżcy jezdeście jednom pakom gnojki.

I poszedł, trzymając wewnątrz kurtki kradzioną różdżkę i klucze do mieszkania. Idąc, napluł jeszcze na godło uczelni, a kilkaset metrów dalej stracił nagle władzę w nogach i zwymiotował pod drzewem. Wymemłał jeszcze:

– Cholermne gnojki.

Jego przyjaciel nie widział tych okropności.

 

Weriliusz wspominał dawne chwile, ale wmawiał sobie, że może żyć bez magii. Mieszał spirytus z wodą jak żul. Nagle usłyszał walnięcie na korytarzu. Wstał powoli, otworzył drzwi. Na klatce schodowej, pół piętra niżej leżała kobieta. Nie ruszała się. Weriliusz mrucząc nerwowo, zszedł do niej. Klęknął ledwo powstrzymując się przed upadkiem. Od razu zauważył dziwne znamię na jej szyi. Znak Szeregu Trupów. Kobietę zaatakowano magicznym przedmiotem. Weriliusz oparł się o ścianę, siadł obok martwej płacząc. Kiedy już chciał wrócić do mieszkania, usłyszał kroki. Jednak nie był to tupot wielu stóp, zbliżała się jedna osoba. Weriliusz odwrócił się, stał za nim Filip, jego przyjaciel:

– Weriliuszu, zaraz przyjdą po ciebie. Uciekaj.

– Nigdzie nie uciekam, mam to w dupie… Filip, powiedziałem ci…

Filip nie słuchał przyjaciela, złapał go mocno pchnął do mieszkania i zamknął drzwi. Korzystając z różdżki wypowiedział kilka słów i energicznie zakręcił nią w powietrzu. Nagle obydwaj padli na ziemię. Weriliusz czuł jak traci władzę w ciele. Rozumiał co się dzieje. Filip uśmiechnął się patrząc na niego i rzekł:

– Zaczyna się dziać. Jutro poważnie porozmawiamy, ale teraz…

Zamarli obydwaj nagle, przez drzwi wpadła grupa zamaskowanych Magmilicji. Wymienili szybkie zdania:

– Tylko trupy Jack.

– Nie ma sprawy Joe.

Wyszli zostawiając sztywnego Filipa i Weriliusza w spokoju.

W końcu wyskoczył w nocy na miasto i w bramie zaatakował przechodnia, który odpalił mu pięćdziesiąt złotych.

Tu noc jest niepotrzebna, już była w poprzednim zdaniu.

 

– Podpisałem ten papier i mogę ci powiedzieć, że możesz się wypchać.

mielić językiem to za dużo gadać – https://wsjp.pl/haslo/podglad/3758/ktos-miele-jezykiem

 

a memłać to miąć

 

Zaatakowano kobietę magicznym przedmiotem.

raczej Kobietę zaatakowano…

 

Mam wrażenie, że magmilicja sprawdziłaby ich stan.

 

Nie do końca mnie przekonałeś. Nie wiem, jaki postacie miały konflikt, nie wiem też po co połączyli siły, o ile można tak nazwać oszołomienie kolegi;)

Lożanka bezprenumeratowa

Vacterze, po pierwsze przepraszam, że wyzwałam Ciebie na SB, nie powinnam była tego robić! Nie wiedziałam.  Przy wyzywankach jesteś od oceniania i podpowiedzi.

Coś tam napisałam z naprawdę silną inspiracją i kompromisami znaków odnośnie przedstawienia trzech pozycji: skłóceni/ próba pogodzenia/działają razem. Obiecuję, że przeczytam resztę opowiadań.

Tekst o homo novus/ novums. Pierwsze jak czytam, było używane jako pogardliwie, drugiego nie ma.

 

***

Pamiętam początek, gdy ciszę bezkresnej łąki rozproszył tętent czterech koni galopujących z czterech stron świata. Wschodu, zachodu, północy i południa. Trawa wzrastała i nabierała soczystości coraz szybciej, a ziemia pękała pod naporem wody, dając ujście strumieniom dla spragnionych bogów tworzenia. Każde odbicie końskich kopyt wzruszało ziemię. Powstawały góry i doliny, rodziły się zwierzęta, pstrągi, łososie i karibu oraz duch-przyjaciel, rozczłonkowany na miliardy ziaren tchnienia w to co żywe i martwe.

*

Nazywają mnie barbarzyńcą. Może nim jestem? Kimem grasującym w raju wszystkożerców. Kim są oni? Plemieniem, do którego zawędrowałem przypadkiem. Nazywam się Kim. Przedziwna zbieżność. Pytali mnie wiele razy:

– Kim jesteś?

– Kim.

– Nie powtarzaj! – pouczali, więc przestałem się przedstawiać. 

Na ścianach ich siedzib i w przekazach elektromagnetycznych królują znaki „Bądź sobą”, co odczytałem jako konieczność ekspozycji, czemu bez wahania poddałem się, chcąc zrozumieć warunki wymiany. "Ja, moje”. Jakie paliwo napędza motory tego plemienia, czemu służą niekończące się perseweracje? Co zawiera ich DNA? 

Zniwelowali góry i pagórki, rwące rzeki przestały płynąć, łososie i pstrągi karmione są w klatkach, trawa marnieje, mocarze drzewni giną pod naporem maszyn.

Czy nie ma w nim przyjacielskiego ducha?

*

Robię za artefakt. Smakuję pozycję, która może wiązać się z nieznanym czynnikiem X i tęsknię za swobodnym galopem. Wciąż pamiętam tę wolność i radość stwarzania świata. Nie potrafię przywołać obecności Kim. 

Eksperymenty się zakończyły: prześwietlania, które zwą rentgenowskim i inne połączone ze znacznikowaniem; wylewanie płynów i rozbijanie struktur podrasowanymi cząstkami, pobieranie materiału i hodowanie. Zagadywałem, podpowiadałem, tłumaczyłem, lecz nie odpowiadali, zaabsorbowani pracą nade mną, zajmowała ich bardziej niż obiekt, którym byłem. Delektuję się słowem "byłem".

Byłem w każdej próbce. 

*

Przyszła kolejna wycieczka nastolatków z dwojgiem opiekunów. Jeden z ludzkich malców z nowego plemienia przekroczył linię muzealną.

– Kamil!

Dzieciak cofnął się karnie.

– Nie zabraniajcie im dotykać, to zdrowe! Przecież nie umiecie inaczej, a ja lubię muskać gładkie umysły trawione przez ten sam ból, gdyby pominąć dziwne roztargnienie. Nie przeszkadza mi dotyk! – wrzeszczałem, dziwiąc się milczeniu kolegi z sąsiedniej gabloty.

Nie tak dawno był przecież tym, który próbował zgłębić tajemnicę istnienia świata, a teraz stoi obok mnie i milczy, choć ciagle próbuję zachęcić go do rozmowy. Może jest martwy.

Odeszli. Wycieczka, Kamil.

*

Już nie próbuję dotykać, skanuję przychodzących na odległość i przyglądam się pierwszemu wrogowi, który mnie wykopał, a potem próbował ożywić. Wciąż milczy, a ja rozpamiętuję podzielenie na cząstki. Nadzieja mnie uskrzydla, porażki bolą, prowadząc ku zagładzie, ścieżka rozwoju zamyka się. w ślepym zaułku. Plemię dobrnęło do końca. Pozostanę tutaj samotny i pokawałkowany, z nieprzydatną wiedzą o dziwnym czynniku X.

Gasnę.

*

Ziemię spowił mrok. Wybuchy wulkanów zaśmiecają pyłem i ciemnością wątły pierścień atmosfery planety.

– Kim, już mnie nie odbierasz, ale jesteś nasz. Tutaj nie było czego szukać. Zabiorę ze sobą twoją myśl, że ważna jest równowaga, zainfekowany twoimi ustaleniami.

– Wreszcie się obudziłeś. I nie, najpierw naprawmy ten świat. Nie spisujmy go na straty w pogoni za nowością!

W mroku wspólnie szukaliśmy światła. Rozpaliśmy ogniska, lampy solarne pomimo szarugi dnia, latarki w telefonie, które pożerały kilowaty jak elektrownie.

Gdy nastała ciemność, usłyszeliśmy rżenie koni.

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Chyba mogę to podsumować tak, że nie zrozumiałam, ale mi się podobało.

Nie wiem kim był Kim, może jakąś prawadwną siłą natury. Nie wiem kim był wróg. Dlatego trudno mi zrozumieć ich niechęć, bo przyczyna godzenia się jest jasna.

Jednak solidarność następuje w celu ratowania czegoś – Ziemi, a nie walki z wrogiem. Chyba, że wróg to ludzkość.

Malcy nie pasują mi w odniesieniu do nastolatków, chyba że potraktujemy tak wszystkich ludzi;)

Lożanka bezprenumeratowa

@Ambush

Fajnie zrealizowałaś zapodany przez Vactera schemat. Jasno i klarownie. :-) Miejscami powalczyłabym z opisami, silniej malując otoczenie oraz Olchę, zresztą podążałaś w tę stronę oraz wzmocniłabym dialogi, które niekiedy są lekko nadmiarowe, o jedno, dwa słowa za dużo.

'czy nie nazbierać ziół na lubczyk

Lubczyk sam w sobie jest zielem (?) ;-)

 

@Peter Burton

Nie bardzo widzę schemat: kłótnia – załagodzenie – porozumienie i wspólny cel. Jakby nie było środka, bo spór Heiko-Joe jest wspomniany i niezbyt łączy się w tym momencie z Bitter? Całość odebrałam jako początek klasycznej opowieści o więźniach/przestępcach, a takie z reguły mnie zainteresują (o co chodzi i jak to rozegrasz). :-)

Kilku sprawom wydałabym pojedynek. Warsztatowo byłoby to ujednolicenie wypowiedzi około dialogowych, tj. dużą literą, jeśli nie dotyczą czynności związanej ze sposobem wypowiadania danej kwestii i nie są wtrąceniem czy komentarzem dialogowym (kursywa w przykładzie, przejrzyj wszystkie). Z kolei opowieściowo: zwraca uwagę powtórzenie z pociągiem i rodzaj szatkowania tekstu z niedopełnianiem konkretnej sceny do końca (wrzucasz mnie do niej, coś nadmieniasz i tniesz); czasami używanie "zapychaczy" – chyba nadmierne, np. również, być może, tak wiele i innych, 

,Joseph Tiller – Joe, bo tak kazał się nazywać – na co dzień wrażliwy wielkolud, wściekł się, gdy Heiko oskarżył go o bycie rządowym kapusiem. Fakt, że wypytywał o tak wiele szczegółów, również związanych z włamaniem na serwery, rozpętało awanturę, którą w porę przerwali strażnicy, być może ratując życie wiotkiemu rudzielcowi. 

,– Rotten, rusz dupę, bo nie zdążysz na pociąg! – strażnik pilnował kolejki oraz właściwej identyfikacji więźniów. Nadzorował również aby siedemdziesiąt osób przeszło sprawnie niezbędne zabiegi medyczne i zajęło przypisane miejsca w statku transportowym.

,Dla jednych kojarzyło się z Koleją Transsyberyjską, dla innych z bydlęcymi wagonami używanymi do transportu ludzi w słusznie minionych czasach.

Chyba "Jednym", "innym"?

 

@SNDWLKR

Wyrazisty pomysł, płynnie zrealizowany. Schemat jest. Osobiście trochę brakowało mi kilku słów na temat zagrożenia, zmaterializowania czym było. Wyobraziłam go sobie po swojemu, czyli grzyby, inspiracja "Last of Us". :-)

Z marudzenia zatrzymały mnie trzy rzeczy. Pierwszą z nich nazwam "komentowaniem narracyjnym" opowiadanej historii, np.

,lecz w tym samym momencie tuż obok uderzył piorun. Oczywiście Lucyferowi, jako istocie duchowej, nie mógł zrobić krzywdy, ale nastraszył go wystarczająco, by upadły anioł upuścił lampkę. Szkło roztrzaskało się na ziemi.

Druga – zwróć uwagę na określniki czasu, wydają się niepotrzebne, a przynajmniej nie wszystkie, np.

,Arcydiabeł spojrzał z wyrzutem najpierw na swoje opryskane winem spodnie, a następnie na miejsce uderzenia. Teraz stał tam piękny, skrzydlaty blondyn w błękitnym garniturze.

Trzecia – dwa słowa:

,Potoczył wzrokiem po zniekształconym otoczeniu.

Może "powiódł" bądź inaczej, bo nie jak kula bilardowa? xd

,– W sumie… to fajny wszechświat. – stwierdził. – Szkoda, żeby coś go pożarło.

Poszukałabym chyba innego słowa, gdyż w odniesieniu do świata używasz przez cały tekst słów "naukowych, mądrych, trudnych", niejako kontrastując w ten sposób opis świata i relację Lucyfera z Gabrielem, zwyczajną, ludzką. Sygnalizuje nam to początek: drugie zdanie formatuje opis świata, a sytuacja z poplamieniem spodni i "przekomarzanki" bohaterów charakter ich relacji.Chyba dlatego, "pożarło" mnie mnie wybiło, gdyż dotyczyło świata.

 

@Vacter

Kurcze, historia zaciekawiła, bo choć nie przepadam za fantasy i magicznymi historiami, całość wciągnęła jak rozpoczęcie dobrej opowieści. Tekst chyba trochę surowy i przydałoby mu się wygładzenie, lecz pewnie pisałeś na szybko. Mocna konstrukcja i zawiązanie akcji w trzech scenach.

Jeśli chodzi o wyzwanie: kłótnia niby jest, lecz trochę nie wiadomo o co; próba załagodzenia jest obecna, lecz sama decyzja raczej jednostronnie podjęta przez przyjaciela Weriliusza.

 

Podsumowując, najbardziej przyciągnęły mnie w znaczeniu, co byłoby dalej fragmenty Petera i Vactera, natomiast za zmieszczenie się w schemacie 500. słów i poprawność oddałabym palmę pierwszeństwa Amber i SNDWLKRowi.

 

*

Dziękuję, Ambush za przeczytanie i komentarz! We wszystkim masz rację. :-))

Pozbawiona kontaktu z kimś, kto zwracałby mi uwagę na poziom jasności, błyskawicznie powróciłam do swojskiej niezrozumiałości, poza tym ścięłam kilka zdań, no, było trochę więcej niż kilka wklepanych, nie wspominając o reszcie, która pozostała w głowie.

Nastolatki/malce są zapomnianym kiksem z pierwszej wersji, gdy dopiero zaczęłam sobie wyobrażać, jak mogłaby wyglądać muzealna sala artefaktów biologicznych w tym okresie czasu Teraz już wiem – przyszły dzieciaki, tj. niedorostki z opiekunami, przekładając na dzisiejsze czasy – poziom podstawówki, piąta/szósta klasa. Populacja jest już ksenobotowa, a właściwie wildware (połączenie biologicznego z "maszynowym", podobnie jak mamy software i hardware). Rodzą się z maszynki – zaawansowana drukarka 3D przy określonych obostrzeniach świata, w którym ewolucja technologiczna podmieniła biologiczną skutkiem wyboru ludzi, połączenia dwóch czarnych skrzynek (biologicznej i technologicznej).

I tak wrogiem byli ludzie. xd Wrogiem Kim, Kima, Kimów.

 

Dzięki, za to wyzwanie, Vacterze, wyobraźnia mi się rozszalała.

 

Czy też tak macie, że różne historie/wymyślane światy się ze sobą łączą w jakiś sposób?

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum, dzięki za komentarz. Fragmenty twoje i Vactera przeczytam później.

Jeśli chodzi o skrócony opis zagrożenia – nie chciałem wciskać go kolanem, a inaczej trochę trudno było mi go przedstawić, bo, you know, limit. ;)

Pierwszą z nich nazwam "komentowaniem narracyjnym" opowiadanej historii (…).

Te dodatkowe komentarze biorą się chyba stąd, że jak piszę, trudno mi wyskoczyć z myślenia, że to ja, nie jakiś tam narrator, opowiadam, i chwilami wpadam w takie gawędziarskie zabiegi.

Na nadmiar określeń już zwracano mi uwagę i teraz staram się ich unikać, ale najwyraźniej wciąż wrzucam je podświadomie. :P

EDIT: Jeśli w chodzi o fragmenty z Wyzwań, moja 9, 10, 12, 14 i 17 (o ile dobrze pamiętam numery), dzielą uniwersum. Ale zmieniałem koncepcję już tyle razy, że za bardzo się do nich nie przywiązuję. W tej chwili właśnie siedzę i próbuję napisać pierwsze pełnoprawne opko z tego projektu. Idzie cienko. :(

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Dobry wieczór wszystkim!

Dzięki za udział, widzę, że wyzwania zaczynają znowu działać, co cieszy. Jutro lub pojutrze zakończę naszą zabawę w przyjaźnie. Zgodnie z harmonogramem :)

Mimo nadchodzącego końca naszych zgód, dobre relacje możemy zachować na zawsze!

 

Ambush: Myślę, że nie opisałem kilku znaczących sytuacji, które wyjaśniłyby zakończenie fragmentu. Ono by miało sens, gdyby istniał uczciwy opis relacji bohaterów z przeszłości, kiedy byli jeszcze w zgodzie. Czar rzucony na koniec nie wymagałby wtedy dodatkowych opisów i dodatkowych operacji magmilicji. Dzięki za zwrócenie uwagi na te problemy, muszę starać się w tekstach opisywać to co mam w głowie, a co ma wpływ na historię.

 

Asylum: Faktycznie było to pisane na szybko, ale podobnie jak Ty zauważyłem, że z wyzwania robi mi się coś, co można by pociągnąć. Napisałem tekst mimo organizowania, bo im więcej tekstów, tym lepiej dla nas. Możemy popatrzeć jak dany schemat się realizuje, jakie są podobieństwa między fragmentami (czyli gdzie leży moc schematu). Często bywa tak, że nietrafiona propozycja będzie bardzo pożytecznym przykładem :)

 

Różne historie mogą dziać się obok siebie. Możliwe, że pisząc zostawiamy choćby minimalne furtki. Czy to nie byłaby część duszy tekstu? W końcu uczciwie stworzone światy istnieją w tej samej głowie piszącego. Możliwe, że to kwestia warsztatu, jak bardzo uda się je wyodrębnić.

 

Vacter: IMO jesteś zwycięzcą pojedynku. Czarodzieje, to nie jest mój ulubiony dział fantastyki ale króciak mnie przekonał. Był napisany lekko, żeby nie rzec wesołkowato (mimo powagi sytuacji) i miał wszystkie niezbędne elementy. Wykonanie też jest dobre.

 

Do czego bym się przyczepił:

spirytus z wodą (mineralną)

Spirytus w zamierzchłych czasach (których nie pamięta większość forumowiczów) był relatywnie tani i dlatego przyrządzało się tzw. “tatę z mamą”. Obecnie, to dość drogi “drink”, przy czym dla niezorientowanych brzmi fajnie. Chyba, że chodzi o efekt “bąbelków”. Tylko tak, to łatwiej zwymiotować, niż się upić.

zdegradowali ciebie

“zdegradowali cię” lub “ciebie zdegradowali”, nie mam pewności ale może brzmiałoby lepiej?

walnięcie

hałas ?

…usłyszał kroki. Jednak nie był to tupot wielu stóp, zbliżała się jedna osoba.

usłyszał kroki zbliżającej się osoby ?

lub

usłyszał kroki. Ktoś się zbliżał.

…grupa zamaskowanych Magmilicji.

IMO – “grupa zamaskowanych magmilicjantów” lub “grupa zamaskowanych funkcjonariuszy Magmilicji”

 

Asylum (ad. Twój szorciak): Nawiązania są oczywiste ale już sam tekst, choć krótki, mocno “pokręcony” i tak jak zauważyła Ambush, mało zrozumiały. Jest tu jakiś pomysł, przypuszczam, że nawet ciekawy (wnioskuję z fragmentów, które wydaje mi się, że zrozumiałem), ale przekaz, o ile jasny dla Ciebie, to dla czytającego już nieszczególnie. Użycie “Kima” też sprzysięga się przeciw tej krótkiej formie. Może, gdyby tekst był dłuższy, można by się pokusić o lepsze wprowadzenie “postaci”. Chyba osobiście poszedłbym w jednoznaczne pytanie CZYM jest Kim. Lub całkowitą rezygnację z używania zaimka “kim” (da się!).

Ponadto brak zdecydowania, czy “Kim” się deklinuje i jaką ma formę/rodzaj – tak, nawet dla bytów duchowych i ponadwymiarowych należy się na coś zdecydować.

Czyta się płynnie ale to zupełnie nie wpływa na ocenę, jeśli nie można pojąć, co autor miał na myśli.

 

Asylum (ad. mój szorciak)

Nie bardzo widzę schemat: kłótnia – załagodzenie – porozumienie i wspólny cel. Jakby nie było środka, bo spór Heiko-Joe jest wspomniany i niezbyt łączy się w tym momencie z Bitter? Całość odebrałam jako początek klasycznej opowieści o więźniach/przestępcach, a takie z reguły mnie zainteresują (o co chodzi i jak to rozegrasz). :-)

Tak, bardzo “subtelne” to pogodzenie się bohaterów w obliczu wyprawy w nieznane, prawdopodobnie niebezpieczne miejsce. Fakt, że mężczyznom (niektórym) taka izolacja po konfrontacji wystarcza, aby przemyśleć źródło konfliktu, wyciągnąć wnioski, przejść nad wszystkim do porządku dziennego i wspólnie stawić czoła przeciwnościom. Bitter jest trochę na doczepkę (w tym fragmencie) ale nie bez znaczenia. Mam nadzieję, że w opowiadaniu już stanie się jasne, jakie relacje łączą Pannę Bitter i Heiko.

Fajnie, że Cię zaciekawiłem, Asylum. Coraz więcej osób przekonuje mnie (czasem nieświadomie), żeby ten pomysł przekuć na opowiadanie.

Warsztatowo byłoby to ujednolicenie wypowiedzi około dialogowych, tj. dużą literą, jeśli nie dotyczą czynności związanej ze sposobem wypowiadania danej kwestii i nie są wtrąceniem czy komentarzem dialogowym (kursywa w przykładzie, przejrzyj wszystkie).

“Jak do tego doszło, nie wiem” ale poprawiłem. THX.

Z kolei opowieściowo: zwraca uwagę powtórzenie z pociągiem

Nie do końca wiem w jaki sposób. To znaczy – fakt, że to określenie pojawia się w dwóch miejscach – drugi raz, to wyjaśnienie dlaczego właśnie “pociąg”. Nie jestem do tego emocjonalnie przywiązany ale też nie wiem jak “przyciąć”, aby było OK.

…i rodzaj szatkowania tekstu z niedopełnianiem konkretnej sceny do końca (wrzucasz mnie do niej, coś nadmieniasz i tniesz)

Nie chciałbym być nazywany mistrzem suspensu ;-) , tylko czasami jest to zamierzone? Ale przeczytam kolejny raz i wezmę sobie do serca Twoją uwagę, obiecuję.

czasami używanie "zapychaczy" – chyba nadmierne, np. również, być może, tak wiele i innych

Jak teraz na to patrzę, to faktycznie masz rację i część z tych “zapychaczy” można usunąć – postaram się coś wywalić ASAP.

Dla jednych /dla innych”

Słuszna uwaga. Straszny babol. Poprawione. Dzięki

 

Post EDIT: Zmieściłem się w 500 słowach, a byczki były, fakt ;-)

 

Moja kolejność szortów w wyzwaniu:

 

Vacter (czarodzieje w Twoim wykonaniu mnie przekonali)

Ambush (ciekawe postaci, ciekawa opowieść. Za “Olchę” – duży uśmiech) 

SNDWLKR (obrazowo i niestety “skojarzeniowo”. Niezły tekst pozostawiający wewnętrzny dysonans)

Asylum (zdecydowanie dobry styl ale “wyobraźnia poszalała” i nie poukładała tego ciekawego szaleństwa. Z przyjemnością przeczytałbym wyklarowaną wersję)

Dobry Wieczór!

 

Przeczytałem wszystkie propozycje i muszę przyznać, że czytały się dobrze, choć temat wyzwania pojawiał się z różną klarownością (co zrozumiałe, bo podejście może być różne). Mam swoje szersze spostrzeżenia, jednak więcej szczegółów podam jutro. Uważam, że dyskusje w wyzwaniu jak najbardziej mają prawo się toczyć nadal (aż do wyczerpania). Jednak już dzisiaj mogę pogratulować wszystkim obecności fantastyki w tekstach, która przecież była opcjonalna.

 

A teraz ogłoszenie, które musi dzisiaj wybrzmieć:

 

Kierownictwo nad wyzwaniem #19 przekazuję Ambush. Oznacza to zwycięstwo. Przypominam, że zwycięzca #19 będzie miał okazję poprowadzić wyzwanie “okrągłe” :)

 

Mamy tutaj ciekawe okoliczności i dość klarowne ujęcie tematu. W takim Wiedźminie (grze komputerowej dla ścisłości) widziałem czarodziejki, które zemściły się na mnie za niedobre randkowanie (z dwoma na raz), ale zabrakło pokazania momentu zgody przeciwko Geraltowi :). To tak na marginesie (przypomniałem sobie o tym dopiero po podjęciu decyzji).

 

Jeżeli chodzi o moją propozycję, to wrzucę sobie w plan napisanie szerszej wersji jako nowe opowiadanie. Dziękuję za przeczytanie.

 

Dodam jeszcze na koniec, że jutro napiszę więcej o tekstach. Dyskusje o tym co stworzyliśmy, są nie mniej ważne niż zwycięstwo, które jest jednocześnie rodzajem przejęcia odpowiedzialności :)

Nie przejmujcie się moimi uwagami w komentarzach, ponieważ piszę je tak, jak myślę. Prawdopodobnie są równie niezrozumiałe jak moje teksty. Co więcej, moja surowość wobec siebie (błędów i wszelkiego rodzaju niedoskonałości), idealizacji forum oraz charakteru portalu, który ciągle jeszcze łączy mi się z uczeniem i wymianą myśli, sprawia, że więcej wymagam od czytanych tekstów.

 

SNDWLKRze, Twój tekst był cholernie konsekwentny, uśmiechnął mnie. Dobry. Gawęda nie jest zła – chyba – ja je lubię – pod warunkiem, że stosujesz ją konsekwentnie. Limit – rozumiem, lecz dałoby radę wcisnąć pewną odjechaną wizję – popłynąć w oparciu o lęki, potencjalne zagrożenia. 

 

Vacterze, tak, wiele nietrafionych pozycji może dać do myślenia. Interakcje, odbiory dają do myślenia, potencjalnie i czasami realnie.

Peterze, niekiedy nie można złapać kury za ogon, a koguta za pióropusz. Dla mnie przedstawienie sprawy w trzech stadiach „walilo” po oczach. Przed chwilą skończyłam telco, co prawda, nie o dokładnie tym, lecz poniekąd około, trwało dwie i pół godziny zanim zrozumieliśmy swoje stanowiska, a dalej  spróbujemy po Świętach już na żywo i mając o niebo więcej czasu, co i dobrze.

 

,,Z kolei opowieściowo: zwraca uwagę powtórzenie z pociągiem”

,Nie do końca wiem w jaki sposób. To znaczy – fakt, że to określenie pojawia się w dwóch miejscach – drugi raz, to wyjaśnienie dlaczego właśnie “pociąg”. Nie jestem do tego emocjonalnie przywiązany ale też nie wiem jak “przyciąć”, aby było OK.’

Pomyślałam o tym w następujący sposób. Dwa razy wspominasz na ogólnym poziomie rodzaj transportu do kolonii karnej – Ziemii. Kłopotem jest pozostawanie na tym samym poziomie. Pierwsza wstawka zaciekawia, przy drugiej chcesz się dowiedzieć więcej, np. ją zobaczyć. Tymczasem po prostu powielasz wyrażenia, nie dodając nowych informacji. 

 

Tak, dusze tekstów istnieją, magia i czas w nich zaklęte. :-) Byki i byczki też. XD.

Kiedy przeczytałam swój komentarz – zapis, sporo zauważyłam do natychmiastowego wywalenia, co niniejszym uczynię. :p

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Dziękuję za wyróżnienie.

Postaram się jutro wymyślić coś trudnego;)

Lożanka bezprenumeratowa

Gratsy, Ambush. :-)

Nie odświeżyłam wczoraj strony i nie zauważyłam wpisu Vactera. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Gratulacje, Ambush.

Zasłużona wygrana. U mnie byłaś o pół promienia piórka za Vacterem ale do końca nie miałem pewności. Gratki, gratki, gratki!

Czekamy na wyzwanie. No, ja czekam niecierpliwie.

I zacząłem pisać opko o Heiko. Pewnie wplotę fragmenty z wyzwań ale początek będzie pokazywał właśnie to, czego brakowało w tym wyzwaniu, czyli relacje Heiko z Hanną. Piszę o tym, gdyż mam nadzieję, że któreś z Was podejmie się bety. Od razu ostrzegam, że nie będzie łatwo ;-)

Pozdrawiam wszystkich – P.B.

 

P.S.

Asylum – dzięki za wyjaśnienie. Biorę do serca Twoje rady.

Dobry wieczór, choć raczej powinienem wspomnieć o nocy.

 

Ambush:

 

W twoim fragmencie uznałem, że nie wspomniałaś na początku o stronach konfliktu. W relacji kłótni nie zaistniała w myślach owa druga kobieta, bo uwaga była skupiona na kochanku. Emocjonalny nacisk został położony na mężczyźnie, po czym pojawiła się kobieta, która była faktycznym przyjacielem do pogodzenia. Z drugiej strony był nim również mężczyzna, ale z nim zgoda raczej nie zaszła. Pytanie, czy wspomnienie o koleżance powinno się pojawić obok wspomnienia o mężczyźnie? Tak myślałem na początku, ale przecież przyjaciółka się pojawia fizycznie dość szybko. Może wizja tego mężczyzny w całej sytuacji przyćmiewała tę relację? Warto się zastanowić, z drugiej strony to tylko 500 słów. Uważam, że w tym zakresie mogła nie zdążyć pomyśleć o przyjaciółce, z drugiej strony przy dłuższym tekście na pewno powinna się ta przyjaciółka pojawić. Nie wydaje mi się, że łatwo jest zapomnieć o takiej konkurentce, jeżeli była ona ważna w sytuacji. Poza tym zaszło co miało zajść, wspólny cel, pogodzenie i wyjście na akcję.

 

Peter Barton:

 

Kontynuacja tekstu, jednak skupiłem się na tym fragmencie wyzwania. Tekst skojarzył mi się z Kronikami Riddicka, może dlatego, że głównie z pierwszej gry komputerowej kojarzę ciasnotę ucieczki z więzienia. Jak na fragment pojawia się dużo nazwisk i miałem lekki problem z rozumieniem, kto kim jest wobec kogo i kto z kim miał konflikt. Choćby fragment finalny:

 

Towarzysze podróży, na szczęście przypięci do foteli, patrzyli na Heiko, a w ich spojrzeniach próżno było szukać zadowolenia.

– Poznajcie się, to Joe, a to Hanna. Jeśli chcecie przeżyć, to musimy trzymać się razem.

Okoliczności są dynamiczne i ciekawe, ale wydaje mi się, że tasowanie imionami zatraca klarowność. Rozumiem, że Joe przydzielił miejsca i z jakichś względów dostał uprawnienia. Jestem w stanie to zrozumieć. Jest konflikt pokazany, wydaje mi się po czasie, że największym problemem jest przeplatanie się w tym fragmencie nazwisk. Poza tym tutaj dochodzi do innej sytuacji niż pogodzenia. Pojawia się nieznana uczynność (Może Joe zawsze był dobry dla bohatera i nie miał nic do niego?). Nienawidzę człowieka, a on zrobił coś dobrego nagle.

 

SNDWLKR:

 

Wybrałeś trudny temat, głównie dlatego, że postaci Lucyfera i Gabriela to są postaci znane i szeroko opisane w wielu źródłach. Zgodę próbujesz zawrzeć opierając się o domniemany konflikt, który istnieje w zbiorowej świadomości. Moim zdaniem przypieczętowanie takiej zgody wymagałoby stworzenia dzieła co najmniej tak długiego jak Raj Utracony (uczciwie dodam, że dopiero startuję do tego dzieła, nie jestem jeszcze aż taki mądry) i byłoby to dzieło mocno filozoficzne, metafizyczne, ale też oparte na silnej logice. Włożenie tak silnych postaci w dość powierzchowną formę zgody może wielu osobom wydawać się mało wiarygodne, nawet jak na fantastykę. Gdybyś w tym tekście umieścił pomniejszego demona i jakiegoś cheruba, byłby akceptowalny. Choć i tak konflikt pomniejszych osób tego typu byłby dość komiczny w skali wielkości Nieba i Piekła. Choć wierzę, że da się uzasadnić taką sytuację wystarczająco, by waliły pioruny. Warto też zwrócić uwagę na znaczenie słów. Jeżeli piszemy o Lucyferze i o Gabrielu, to również chaos czy zagłada zyskują na znaczeniu. Nie wierzę, by przy tak mocnych imionach zgoda kończyła się złapaniem za rękę bez żadnych zawiłości.

 

Asylum:

 

Twój fragment jest niewątpliwie dość zagmatwany, gdy próbuję go odczytać według założeń wyzwania. Po pierwszej lekturze nakreśliło mi się wrażenie o konflikcie odwiecznym, którego reprezentantem jednej strony jest artefakt. Walka dwóch idei, z których jedna strona ma też okazję być fizyczną częścią, stąd zapewne ideowy fragment ma przewagę (a jego fizyczność jest teoretycznie minimalna). Może wrażenie zgody powinno być głębsze? Może gdybym kilkukrotnie przeczytał tekst i w pełni go zrozumiał, zajęłabyś pierwsze miejsce? Kto wie. Jestem specyficznym typem czytelnika, który w trudnych tekstach będzie szukał sensu. Przeczytałem jednak wszystkie fragmenty z równą uwagą w danym momencie.

 

Mam wrażenie, że przekaz jest interesujący i zmusza do rozważań. Pewnie tu wrócę. Z drugiej strony, kiedy w coś się wgłębia nie tylko wychodzą doskonałości, ale też zauważa się lepiej, co można by uściślić.

 

 

 

To są moje uwagi. Zapewne nie są sprawiedliwe w pełni, ale zawsze można skomentować i wyjaśnić, jeżeli ktoś ma taką chęć. Zakładam, że nie zawsze moja uwaga jest idealna, ale żyjemy w ograniczonym czasie i musimy korzystać z tego co mamy, bo cokolwiek zrobić. Spóźniłem się z komentarzem o prawie 40 minut, czas nie daje nam spokoju :)

 

 

 

 

 

Z moimi radami, Peterze, bądź ostrożny. xd

Dzięki za komentarz, Vacterze. :-) W moich tekstach wszystko jest wprost, tylko nie wiem, czemu są tak trudne do odgadnięcia. Piszę zawsze o ludziach, a jakaś idea/koncept  jest jedynie spoiwem tekstu, sceną, na której poruszają się ludzie.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Nowa Fantastyka