- Opowiadanie: Ananke - Wyzwanie #21: Mistrz i uczeń

Wyzwanie #21: Mistrz i uczeń

Wątek organizacyjny.

 

Poprzednie wyzwania:

Wyzwanie #1: Fragment fantasy

Wyzwanie #2: Prawda jak oliwa

Wyzwanie #3: Poleje się krew

Wyzwanie #4: W zawieszeniu

Wyzwanie #5: Bo to się zwykle tak zaczyna

Wyzwanie #6: Opisy, fatalne zauroczenie

Wyzwanie #7: Przejęte dowodzenie

Wyzwanie #8: Pandora uchyla wieczko

Wyzwanie#9: Casting na bohatera

Wyzwanie#10: Więcej was matka nie miała?

Wyzwanie#11: Fantastyczny projektant

Wyzwanie #12: Między ustami a brzegiem pucharu

Wyzwanie #13: Gdy za długo patrzysz w ciemność...

Wyzwanie #14: Zagrajmy na emocjach nieznaną melodię

Wyzwanie #14a: Morskie opowieści

Wyzwanie #15: Perspektywa i czas

Wyzwanie #16 Nawet najdłuższa podróż zaczyna się od jednego kroku

Wyzwanie #17 Oko w oko z wrogiem

Wyzwanie #18 Znów musimy się pogodzić

Wyzwanie #19 Gdy patrzę w twoje oczy, zaczyna się dzień

Wyzwanie #20 Jakaż to była wielka gra!

Oceny

Wyzwanie #21: Mistrz i uczeń

Terminy:

 

Publikacja fragmentów: 30 V – 11 VI

Komentarze: bez ograniczeń

Wyniki: do 12 czerwca

 

Limit:

do 750 słów (ale jestem gotowa nagiąć zasady, jeśli komuś bardzo zależy)

 

O czym?

Pierwsze spotkanie mistrza i ucznia.

 

Co jest ważne?

To temat dość oklepany, więc liczę na oryginalność. Nie zwykłe: przychodzi chłopak do starego mentora, duka swoje imię, a mistrz magii uśmiecha się i mówi, że go nauczy tego, co wie, bla bla…

Niech to będzie coś innego. Niech w podwodnym świecie tryton weźmie syrenkę do nauki kamuflażu przed groźnymi bestiami na szlaku wodnym, niech krasnoludek przyjdzie prosić mistrza-kota o pomoc w chowaniu się przed ludźmi. Liczę na Wasze kreatywne pomysły. Oczywiście ludzie też mile widziani. :)

 

Przebieg:

To pierwsze spotkanie może, ale nie musi zawierać powodów szkolenia. Może być tak, że to tradycja. A może być tak, że to prośba z konkretnego powodu, który nie jest istotny. Chodzi o samo pierwsze spotkanie i pierwsze wskazówki/działania.

Uwaga, ważne: to MOŻE być fragment. Według zasad tego wyzwania, miały to być fragmenty, nie spójna całość. To wyzwanie podlega pode mnie (póki mnie nie wyrzucą, więc spieszcie się XD), więc mi jest obojętnie, co napiszecie (short/fragment), ale zachęcam też do fragmentów, jeżeli macie na to ochotę. ;)

 

Mile widziane, ale nie konieczne:

Niechęć ucznia do mistrza/ćwiczeń. To dodatkowa trudność: przychodzi ktoś, kto nie chce się szkolić, ale musi/nie ma wyboru.

 

Fantastyka:

Taaak! Nawet jako smaczek gdzieś w tle (knajpa prowadzona przez ogra).

 

Jesteście gotowi napisać o pierwszym spotkaniu dwóch istot: tej doświadczonej i tej dopiero zaczynającej przygodę? Jeśli tak: zaczynamy!

 

P.S. Podziękowania dla SNDWLKR za czujność. :) I muszę też podziękować strażnikowi wyzwań, Radkowi, przypomniał, że trzeba wrzucać temat. :)

Koniec

Komentarze

 

Ciekawostka: w każdej scenie w Imperium kontratakuje, w której Luke pobiera nauki u Yody, młody padawan robi coś źle:

najpierw nie rozpoznaje wielkiego mistrza,

potem jest mroczna jaskinia mroczności – olewa radę Yody i co?

nie umie wyciągnąć X-winga z bagna

upuszcza kamienie

i w końcu leci ratować Hana i Leię, chociaż Yoda mu zabrania

 

Also: https://ifunny.co/picture/hiwim-ugh-how-the-fuck-do-you-cover-letter-a-FjthqHnJ7

 

laugh

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej 

Tarnina 

 

Bo Gwiezdne wojny ogląda się dla Hana a nie Luka, który jest chyba jednym z najbardziej pierdołowatych bohaterów z sagi nawet Jar Jar był mniej irytujący ;) ( moim zdaniem :P ) 

 

 

Hej 

Ananke dziękuję za kolejne wyzwanie i wklejam mój tekst :) 

Miłej lektury 

 

 

 

 Szeregowy Smith

 

– Szeregowy Smith, skończyły się dobre czasy, gdy mogliście trzepać kapucyna i wpieprzać paróweczki. To już nie jest szkolenie, to zasrany front!

Smith starał się patrzeć w przestrzeń między barkiem a lewym uchem Warnera. Facet wyglądał jak wyrwany z czasopisma dla kulturystów, a policzek przecinała mu głęboka blizna. Za jego plecami rozciągała się ponura sceneria trzeciego księżyca planety RV5, pełna lejów i wzniesień pozbawionych jakiejkolwiek roślinności. Był to efekt nieustannych bombardowań pozycji wroga.

– Za mną, Smith! – wrzasnął Warner.

Smith ruszył za przełożonym, choć wcale nie był pewien, jaki ten ma stopień. Jego mundur ograniczał się do podkoszulka ozdobionego pasem granatów, ciężkich butów i spodni w moro, za które włożony miał nóż bojowy.

– Przyjrzyjcie się dobrze, Smith – mówił Warner, wskazując palcem. – To są nasze linie okopów, za tamtym wzniesieniem czają się obcy. Widzieliście kiedyś robala?

– Tak, widziałem. Na szkoleniu puszczali nam filmy instruktażowe – odpowiedział.

– Słodki Jezu, filmy instruktażowe. Nic dziwnego, że przegrywamy tę pieprzoną wojnę. Obiecuję ci, że jeszcze dzisiaj zobaczysz robala na własne oczy.

Wskoczyli do okopu, gdzie pozostali towarzysze broni obrzucili ich ponurymi spojrzeniami.

– Wiecie więc, że robale to dwu i półmetrowe potwory plujące żrącymi plwocinami, o czterech ramionach zakończonych ostrymi jak brzytwy kosami z chitynowego pancerza – ciągnął dalej Warner, prowadząc Smitha na ich posterunek. – Ale tego, czego nie wiecie, to to, że skurwiele robią podkopy. Ryją w ziemi jak zasrany krecik w ogródku twojej babuni. Nie możemy dać się im zaskoczyć, i to jest nasze zadanie na dzisiaj.

Doszli do wysuniętego na północ posterunku, z ciężkim miotaczem ognia, przy którym stał chłopak w wieku Smitha.

– To jest szeregowy Wiśniewski, a ta rybka to szeregowy Smith – przedstawił ich sobie Warner. – A teraz skup się, Smith, bo nie będę powtarzał! – zaryczał, wciskając Smithowi flarę. – Od czterech dni wyczuwamy drgania ziemi, musimy się upewnić, że robale nie robią podkopu. Waszym zadaniem jest zabrać flarę i wbijać ją w tamto wzgórze. Następnie wrócić na posterunek.

– Ale… – zaczął Smith.

– Żadnego "ale"! Zapieprzaj na wzgórze, szeregowy raz, dwa!

Smith wybiegł z okopu i puścił się pędem w stronę wzgórza. Gdy sprawdził za plecami odległość od posterunku, spostrzegł, że cała linia obrony bacznie obserwuje jego poczynania. Stanął dopiero na szczycie spalonego wzniesienia i zorientował się, że nie ma pojęcia, jak wbić flarę w ziemię. Wtedy grunt pod nogami Smitha zadrżał. Ziemia rozsunęła się, a następnie wystrzeliła w powietrze. Zrobił dwa kroki w tył, gdy zaczął przed nim wyrastać olbrzymi, pokryty turkusowym pancerzem robal. Jego szczękoczułki poruszyły się złowieszczo. Smith zdążył jedynie obrócić się, zanim struga żrących plwocin oblała mu głowę. Zawył krótko, a w następnej chwili potężne ramiona obcego przecięły jego korpus na dwoje.

– Wiśniewski, oto druga lekcja – zaczął Warner, patrząc jak obcy rozrzuca części Smitha po okolicy. – Gdy już uda wam się powrócić z pierwszego wypadu rozpoznawczego w jednym kawałku, pamiętajcie, by przed kolejnym znaleźć sobie świeżego rekruta, który wykona go za was.

 Koniec.

 

Pozdrawiam :)

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Eeej, Luke był słodki :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

 

No nie wiem :P 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

laugh

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Zaciekawił mnie tytuł i temat. Poczułem, że muszę, bo inaczej…

 

 

 Stary mistrz i dziewczynka

 

Farenz miał już swoje najlepsze lata za sobą. Był mistrzem magii ognia. Opiekował się osadą, a właściwie ogniem, z którego korzystali jej mieszkańcy na co dzień. Pilnował, żeby im ognia nie zabrakło i żeby ogniem niczego nie zniszczyli. Mieszkał w drewnianym domku pod lasem, poza palisadą otaczającą chaty i ogródki. Mieszkańcy zapewniali mu jedzenie doceniając przez lata świadczone im usługi. Mistrz starał się nie spotykać z nikim, zwłaszcza z niedorostkami przynoszącymi jadło. Młodych serdecznie nie lubił.

Pewnego dnia to właśnie Firka przyniosła chleb i mięso. Dziesięciolatka, chuda, piegowata, z włosami w kolorze miedzi i dużymi oczami, w których można było dopatrzyć się nieposkromionej ciekawości świata. Postawiła wszystko na ławce przed domem, jak było w zwyczaju, ale nie poszła sobie. Stała, przestępując z nogi na nogę i usiłując przygładzić nieco sterczące na wszystkie strony włosy.

– Czego nie idzie sobie? – odezwał się z domu Farenz.

– Bo mi kazali się uczyć u ciebie – cicho odpowiedziała Firka.

– Nie chcę nikogo uczyć, a zwłaszcza takiej smarkuli.

– Ja też nie chciałam tu przyjść, ale powiedzieli, że tylko ty możesz zaradzić.

– Na co zaradzić?

– Bo ja budzę ogień i on pali różne rzeczy.

Farenz, słysząc to, siadł, bo mu się słabo zrobiło. Już myślał, że nie doczeka dnia, kiedy narodzi się dziecko z samorodnym talentem magii ognia. Po dłuższej chwili usłyszał:

– Mogę już sobie pójść i powiedzieć, że nie chcesz mnie uczyć?

Stary mistrz zebrał siły i przełamując pielęgnowaną w sobie niechęć do dzieci rzekł:

– Idź i powiedz rodzicom, że nauczę cię wszystkiego, co potrafię, a zwłaszcza panowania nad ogniem wzbudzanym przez ciebie. Będziesz tu przychodzić rano i pozostawać do południa.

Firka nie ucieszyła się, bo już myślała, że się wywinie od nauki u starego, który zawsze mówił, że nie lubi dzieci i zwłaszcza dziewczynek. Po spaleniu ostatnio stajni naczelnika miała jednak zapowiedziane, że albo nauczy się panować nad swoim ogniem, albo będzie musiała opuścić rodziców i wynieść się z osady. Rodzice wymyślili więc naukę u Farenza.

– Dobrze, to ja jutro przylecę rano – rzuciła głośno i już jej nie było.

 

Hej

Koala75

 

Bardzo wciągający tekst z ciekawym pomysłem, bardzo jestem ciekaw jak się mogą rozwinąć relacje starego zgryźliwego magika i młodej zadziornej adeptki nie panującej nad mocami :). Dużym minusem jest to, że tekst bardziej wygląda jak zaledwie wstęp do opowiadania, a nie szort.

 

Tak czy inaczej, to co napisałeś jest bardzo intrygujące :)

 

Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Z początku tego wątku jakoś zapamiętałem, może mylnie, że tekst ma być wstępem/początkiem czegoś większego. 

Nie musi, chociaż pierwsze spotkanie automatycznie jest początkiem czegoś, więc…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cieszę się, że są już teksty. heart

 

Dziękuję, że bierzecie udział. Nie czytam jeszcze, bo będę czytać komentując na bieżąco – jak to ja xd. 

 

Bardjaskier – Ty napisałeś tekst w kilka minut czy brałeś dawne opowiadanie? Jak na bieżąco to łał :O Kurczę, podziwiam, ja tak miałam chyba tylko przy temperaturze xd. Fajnie tak usiąść i pisać. :) 

 

Koalo, super, że bierzesz udział. :) 

 

Tarnino – widzę, że zainteresowanie wątkiem jest, czekamy na Twój tekst! 

Nie chcę zapeszać, więc obietnic nie będzie.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ananke tekst powstał tego samego dnia, co wyzwanie ale nie w kilka minut ;) zobaczyłem wyzwanie na Hyde parku i zabrałem się do pisania, a wrzuciłem jak pojawiło się wyzwanie w poczekalni :) Ale fajnie by było pisać teksty w kilka minut :D wtedy zakładał bym majtki na spodnie i zrobiłbym sobie logo SG – jak super grafoman, choć już sam grafoman nieźle pasuje na nazwę super bohatera. Czy to King, czy Masterton nie to tylko Grafo-Man pam pa ram pam :D

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

@Bardjaskier

Facet wyglądał jak z czasopisma dla kulturystów, a policzek przecinała mu głęboka blizna.

Może jak wyrwany z czasopisma, bo brak mi czegoś między jak a z czasopisma.

 

– Żadnego "ale"! Zapieprzaj na wzgórze, szeregowy raz, daw!

dwa

Zrobił dwa kroki w tył, gdy zaczął przed nim wyrastać olbrzymi robal, pokryty turkusowym pancerzem.

Robala daj na koniec, bo w kolejnym zdaniu odwołujesz się niezamierzenie do pancerza;)

 

Podstępnie i złowieszczo to zrobiłeś. Jedziesz klasykiem, a tu nagle pierwsze i ostatnie spotkanie. Ładne.

Lożanka bezprenumeratowa

@Koalo

 

Słodkie opko, a może raczej prolog, fajny pomysł, który otwiera mnóstwo możliwości. Aż Ci zazdroszczę;)

Ostatnie zdanie bym wywaliła, bo jest takie sztywno dydaktyczne.

Lożanka bezprenumeratowa

Bardjaskier – dla mnie Jar Jar był bardziej wkurzający xd. 

Luke aż tak pierdołowaty nie był, samo to co wspominała Tarnina – olał Yodę, leciał ratować przyjaciół, rzucał się w wir walki, to po prostu dzieciak był i tyle. ;) Han to inna liga, starszy cwaniak. :D

 

A teraz opowiadanie. :)

 

Szeregowy Smith

 

Dobrze się zaczyna, po wojskowemu, mocnym akcentem. ;) 

 

To już nie jest szkolenie, tylko zasrany front!

Tutaj to „tylko” wybija z rytmu, trochę wydłuża, jak tak szybko czytam na głos, żeby wczuć się w Warnera, to polecam nawet zrobić powtórzenie z „to” (To już nie jest szkolenie, to zasrany front!) albo trochę przerobić, żeby nabrało dynamiki. ;) 

 

policzek przecinała mu głęboka blizna. Za nim rozciągała

Tutaj piszesz o policzku, a następnie dajesz „za nim” co brzmi tak, jakby za tym policzkiem rozciągała się sceneria. Niestety, język polski tak ma. Polecam: Za plecami Warnera (ew. napisać stopień – kapitana/generała, to nie będzie powtórzenia). A, czytam dalej, że nie wiadomo, jaki ma stopień. To niech będzie nazwisko. ;) 

 

Za mną, Smith! – wrzasnął Warner.

Ruszył za przełożonym,

 

Tu gubi się podmiot, jak piszemy, że wrzasnął Warner, to następne też się odnosi do niego (no ja wiem, o kogo chodzi, ale zasady poprawności niestety nie), więc trzeba napisać:

Smith ruszył za przełożonym. 

Możesz wtedy pominąć nazwisko w tym, jak Warner wrzeszczy i nie będzie powtórzenia. ;) 

 

Na tym etapie muszę dodać, że bardzo fajnie wypełniasz temat mistrz-uczeń, bez zbędnego zagłębiania się w zapoznanie, wszystko wychodzi tak lekko, bez sztuczności, podoba mi się. ;) 

 

odpowiedział Smith.

Niepotrzebne, mamy dwie osoby, wiemy, kto odpowiedział. 

 

ostrymi z jak

Ostrymi jak z 

 

– A teraz skup się, Smith, bo nie będę powtarzał! – zaryczał Warner, wciskając Smithowi flarę. – Od czterech dni wyczuwamy drgania ziemi, musimy się upewnić, że robale nie robią podkopu. Waszym zada

 

Ja bym to dała do poprzedniej wypowiedzi. Skoro mówi nadal Warner, to nowy myślnik na początku wprowadza w błąd. ;) I nie ma co pisać, że Warner ryknął, mamy wykrzyknik. ;) 

 

 szeregowy raz, daw

dwa

 

Pojawia się robal i tak myślę, że skoro już go widzimy, niepotrzebne jest opisywanie wroga przez Warnera wcześniej. ;) 

 

Na plus chaos w okopach i wysłanie Smitha na bezsensowną śmierć – no wojna tak niestety też wygląda. Niedoświadczeni idą na rzeź, a nikogo to specjalnie nie obchodzi, znieczulica. 

 

Nie spodziewałam się, że uśmiercisz ucznia, to na pewno na plus. :D Dość rzadko autorzy tak robią z głównym bohaterem. ;) 

 

Tekst czytało mi się dobrze, przeniosłam się na księżyc RV5, mimo że opisów nie było, ale wybrnąłeś tym, że przez bombardowania wszędzie te leje i zagłębienia. 

Spotkanie mistrza i ucznia – hm, no czy taki mistrz to był… ciężko powiedzieć, bo Smith nawet nie wiedział kto to jest Warner (w sensie jaki ma stopień i czy faktycznie jest aż tak ważny) i nie potrzebował do niego przyjść, to raczej wynikało z przypadku/sytuacji na wojnie. ;) Chodzi mi o to, że gdyby Smith spotkał kogoś innego niż Warner, to dla Smitha nie byłoby różnicy. Myślałam, że na końcu się to zmieni… jednak nie. 

Ale myślę, że takie podejście do tematu też jest jak najbardziej okej. Po prostu zabrakło mi tutaj ich relacji, odczuć ze strony ucznia. Bo Warner sporo gada i poucza, a Smith… Nie wiemy za bardzo, co o tym myśli, ma tylko dwie kwestie, a jedna z nich to „Ale…”. I czy uznaje Warnera za mistrza? 

 

Ale wiadomo, to wojna, a wojna rządzi się swoimi prawami. :) 

 

 

 

Stary mistrzdziewczynka

 

Koalo, zaczynasz i mi przed oczami staje świat Ziemiomorza od Le Guin, oczywiście nie było tam mistrzów magii ognia, ale ten starszy mistrz i opieka nad osadą, lubię takie klimaty. Lubię magię, która jest spokojna, która pomaga ludziom. 

 

Z drugiej strony – trochę za długi wstęp, takie streszczenie jego życia, można by to jakoś skrócić, nie musimy wiedzieć wszystkiego. ;) 

 

wszystkiego. Postawiła wszystko

Podobne słowa. 

 

– Czego nie idzie sobie? – odezwał się z domu Farenz.

Lubię takie stylizacje. :D

 

niechęć do dzieci rzekł:

Przecinek przed rzekł

 

Firka nie ucieszyła się, bo już myślała

Zacząłeś od Farenza i jego perspektywy, a na koniec skaczesz do perspektywy Firki, trochę to chaosu wprowadza. 

 

więc naukę u Farenza

Brak kropki

 

Opowiadanie jest klasyczne, podobało mi się, że mieliśmy tutaj taką osadę gdzieś z dala od wielkiego chaosu, mistrz był już na – można powiedzieć – emeryturze, a uczennica młoda, niechętna do nauki. 

 

Brakowało jednak czegoś, co wskaże nam, czemu on nie lubił młodych. I nie chodzi o wyjaśnienie, o podanie powodu w tekście, ale pomiędzy linijkami. Samo to, że mamy wzmiankę „Młodych serdecznie nienawidzł”, a następnie przyjmuje Firkę na uczennicę, tworzy nam dziwny obraz. Narrator mówi coś innego niż wynika z zachowania bohatera. Unikałabym takich określeń w tekście. Samo to, że nienawidził młodych to mocne słowo, zbyt mocne. Nienawiść nie przejawia się w zwykłej niechęci, a raczej to odczuwał Farenz. ;) 

 

No i ten akapit z punktu widzenia Firki – fajnie, gdyby to nie było streszczenie, a gdybyśmy mieli to wplecione w dialog. ;) 

 

bardziej wygląda jak zaledwie wstęp do opowiadania, a nie szort.

Bardjaskier – bo to nie musi być short. A właściwie te wyzwania początkowo miały właśnie być fragmentem, nie shortem. :D Ale zasady są płynne, tworzymy tu zarówno fragmenty, jak i coś w rodzaju shortów, ćwiczymy, bawimy się. :) 

 

Z początku tego wątku jakoś zapamiętałem, może mylnie, że tekst ma być wstępem

Koalo, nie mylisz się, tekst to pierwsze spotkanie, więc to, jak się potoczą losy, nie musi być w tekście ujęte. :) 

 

Mam już pomysł, na razie wrzucam śledzia. <><

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Hej 

Ambush

 

A dziękuję :) fajnie, że się podobało. Dziękuję za łapankę wszystko poprawione :D 

 

“Podstępnie i złowieszczo” :D Takie komplementy cieszą najbardziej :)

 

 

Ananke

 

Super, że się podobało :) i dziękuję za wyłapanie błędów wszystko poprawione :D , prawie ;) 

 

 

“– A teraz skup się, Smith, bo nie będę powtarzał! – zaryczał Warner, wciskając Smithowi flarę. – Od czterech dni wyczuwamy drgania ziemi, musimy się upewnić, że robale nie robią podkopu. Waszym zada

 

Ja bym to dała do poprzedniej wypowiedzi. Skoro mówi nadal Warner, to nowy myślnik na początku wprowadza w błąd. ;) I nie ma co pisać, że Warner ryknął, mamy wykrzyknik. ;) “ 

 

Ale to jest jedna wypowiedź Warena ;) 

 

 

“Pojawia się robal i tak myślę, że skoro już go widzimy, niepotrzebne jest opisywanie wroga przez Warnera wcześniej. ;) “

 

A właśnie :D ale scena straciła by na dynamice jakbym zaczął go opisywać, a tak już wiemy jak robal wygląda i można od razu przejść do masakrowania Smitha :D 

 

 

No i sprawa mistrza Waren jest mistrzem ale nie szkoli Smitha tylko Wiśniewskiego i relacja mistrz – uczeń odnosi się właśnie do tych dwóch postaci ;) 

 

No dobra z tym Lukiem faktycznie i trzeba przyznać, że miał kilka fajnych scen ( w przeciwieństwie do Jar Jara ) ale, że był słodki – ewoki były słodkie :D… No dobra już się nie czepiam tego Luka ;)

 

Pozdrawiam :)

 

 

PS . Koala75 a widzisz to jednak ja nie doczytałem :) ale i tak szkoda, że nie znamy dalszej części. A chętnie bym przeczytał co było dalej ;) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Wprowadziłem poprawki. Byłbym szczęśliwy, gdyby ktoś rozwinął ten wstęp do pełnego opowiadania, wykorzystując niechęć uczennicy do uczenia się i przełamywanie się starego mistrza dla dobra sprawy. I żeby to nie było super poważne. smiley

Tarnino – nie zapeszam więc! :) 

 

 

Bardjaskier – aa, no tak, bo w poczekalni trochę wisiało przez moją pomyłkę. :D

No ja przy wysokiej gorączce pisałam teksty jak maszyna, więc to jest możliwe, choć w normalnym życiu (bez gorączki xd) nie umiałabym tego powtórzyć. XD

 

 

SNDWLKR

Mam już pomysł, na razie wrzucam śledzia. <><

Czekamy! 

 

 

 

Bardjaskier:

 

Zobacz ten fragment, tutaj myślnik jest niżej drugi, mimo że dwa razy mówi Warner. :) 

 

 

– To jest szeregowy Wiśniewski, a ta rybka to szeregowy Smith – przedstawił ich sobie Warner.

– A teraz skup się, Smith, bo nie będę powtarzał! – zaryczał Warner, wciskając Smithowi flarę.

 

A chodzi o to:

– To jest szeregowy Wiśniewski, a ta rybka to szeregowy Smith – przedstawił ich sobie Warner. – A teraz skup się, Smith, bo nie będę powtarzał! – zaryczał Warner, wciskając Smithowi flarę.

 

W sumie warto może nazwać tego Smitha, tak teraz myślę, że brakuje mu imienia, skoro mamy opowiadanie z jego perspektywy. Więc wtedy też nie byłoby problemu z powtórzeniami. ;) W narracji miałbyś imię, w wypowiedziach Warnera – nazwisko. ;) 

 

A właśnie :D ale scena straciła by na dynamice jakbym zaczął go opisywać, a tak już wiemy jak robal wygląda i można od razu przejść do masakrowania Smitha :D 

 Haha, no sprytne wyjaśnienie. :D

 

relacja mistrz – uczeń odnosi się właśnie do tych dwóch postaci ;) 

A, no to nie wyłapałam tego przy pierwszym czytaniu, ale przy drugim już można to zauważyć i tym bardziej opowiadanie zyskuje, że mamy Smitha jako takiego demo-ucznia, który ginie, a Warner szkoli Wiśniewskiego. Tyle że trochę mało tego Wiśniewskiego, tzn. jeśli ma być tym tytułowym uczniem, no to fajnie, gdyby od początku widział, jak Warner obchodzi się ze Smithem, a oni dopiero idą do okopu, chyba że to taka odległość, że stoją tylko nad okopem i Wiśniewski ich cały czas widzi. Tyle że w sumie tak patrząc pod tym kątem, ciekawa byłaby narracja z punktu widzenia Wiśniewskiego. :) 

 

No dobra z tym Lukiem faktycznie i trzeba przyznać, że miał kilka fajnych scen

No miał, miał. :D

 

A czy był słodki – no, co kto lubi. Ja tam jestem #teamHan, także cóż. :D

 

 

Koalo – rozwijaj wstęp, poczytamy. :) 

 

No ja przy wysokiej gorączce pisałam teksty jak maszyna, więc to jest możliwe, choć w normalnym życiu (bez gorączki xd) nie umiałabym tego powtórzyć. XD

Odmienne stany świadomości? XD

A czy był słodki – no, co kto lubi. Ja tam jestem #teamHan, także cóż. :D

I like nice men :P

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej 

Ananke

“Zobacz ten fragment, tutaj myślnik jest niżej drugi, mimo że dwa razy mówi Warner. :) “

 

A już widzę poprawione :D 

 

“ Haha, no sprytne wyjaśnienie. :D”

 

:) A dziękuję

 

“W sumie warto może nazwać tego Smitha, tak teraz myślę, że brakuje mu imienia, skoro mamy opowiadanie z jego perspektywy. Więc wtedy też nie byłoby problemu z powtórzeniami. ;) W narracji miałbyś imię, w wypowiedziach Warnera – nazwisko. ;) “

 

Sprawa do przemyślenia :) z samym nazwiskiem jest tak bardzie uprzedmiotowiony ;)

 

 

 “Tyle że w sumie tak patrząc pod tym kątem, ciekawa byłaby narracja z punktu widzenia Wiśniewskiego. :) “

 

Też myślałem nad tym, ale chyba już zbyt duże zamieszanie by się zrobiło w tak krótkim tekście :) 

 

Tarnina, Ananke

 

 

Tak swoją drogą, jak dla mnie, ta scena kiedy zamrażają go w karbonicie, jest znacznie bardziej emocjonalna niż gdy Luk traci dłoń ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Namówiony przez Ananke rozwijam, mieszcząc się jeszcze w limicie słów, chociaż może nie w cierpliwości czytających.

 

Stary mistrz i dziewczynka c.d.

 

Następnego dnia o świcie Firka przybiegła przed dom Farenza. Cisza, zakłócana jedynie śpiewem ptaków, pozwalała jej myśleć, że mistrz jeszcze śpi. Wiedząc, że nigdy nie zamykał domu, wślizgnęła się do kuchni, starając się nie narobić hałasu. Nie zdziwiła się tym, co zobaczyła. Jej dziadek też nie sprzątał po sobie i matka często narzekała. Mała lubiła porządek, jak mama. Czymś muszę się zająć zanim ten dziwak wstanie. Może mnie nie wyrzuci, jak trochę pozmywam – pomyślała. Myjąc talerze i garnki, dziewczynka nie zauważyła, kiedy w drzwiach kuchni stanął mistrz.

– Powiedziałem rano, to nie znaczyło, że w środku nocy i przestań się rządzić jak u siebie – wyburczał, ale nie zbyt głośno, żeby małej nie wystraszyć, w gruncie rzeczy zadowolony.

– Myślałam, że jeszcze śpisz i chciałam jak w domu…

– Nie jestem twoim dziadkiem i masz do mnie mówić: mistrzu.

– Tak… mistrzu.

– Umiesz rozpalić ogień, żeby zagotować wodę na herbatę?

Firka pomyślała: Pokażę mu, jak to robię codziennie. Skupiła się, chcąc wzbudzić ogień pod kuchenną płytą i… nic.

– Myślałaś, że pozwolę ci spalić mój dom, jak tamtą stajnię?

– Bo on na mnie krzyczał, że mu Kasztanka rozpieszczam i groził pasem. Wtedy ogień dokoła wybuchł.

Farenz zrozumiał, że dziewczynka ma nie tylko talent, lecz moc, o jakiej niejeden mógł marzyć, ale sama nie umie nad nią panować i jego zadaniem będzie ją tego nauczyć. I, że nie powinien na nią krzyczeć ani jej denerwować, bo nawet ze swoim doświadczeniem może nie móc jej ognia ugasić.

– Podgrzej tę wodę wreszcie, bo nie zjemy śniadania.

Tym razem Firce udało się wzbudzić ogień nie za duży i nie za mały, w sam raz. Spodziewała się pochwały…

– Nie nadymaj się tak. Przypomnij sobie świątecznego indyka.

Jak stary się o tym dowiedział? Przecież nikomu tego nie opowiedzieli. Czyżby miał jeszcze inne tajemne moce? – różne myśli goniły w głowie Firki. To była porażka. Mama nie czuła się dobrze i mała miała dopilnować upieczenia indyka. Ogień wydał jej się wątły i trochę go wzmocniła po swojemu. Indyk wkrótce przypominał węgielek i wszyscy się śmiali. Następny został upieczony bez pomocy Firki.

– Zjesz razem ze mną, bo na pewno nie jadłaś, a śniadanie jest najważniejsze, potem nauka.

Dziewczynka rozumiała, że śniadanie jest ważne, ale nauka… Przecież jest tyle ciekawszych zajęć. Dobrze, że będziemy się bawić ogniem, tak powiedział ten dziwak. Może się nie zanudzę.

Po zjedzeniu, nie spiesząc się do nauki, mała pozmywała wszystko i odstawiła na miejsce. Farenz uważał to za stratę czasu, ale nie protestował, widząc, że Firka w ten sposób trochę się uspakaja. Lepiej, żeby nie była zdenerwowana – pomyślał.

 

Hej Koala super rozwinięcie, jak dla mnie dobrze czujesz historie i ja bym się na Twoim miejscu nie zatrzymywał i pisał dalej :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Odmienne stany świadomości? XD

Tarnino, pierwszy raz tak miałam, ale w sumie nigdy wcześniej nie próbowałam. I nie to, że czekam na gorączkę i chorobę (xd), ale myślę, że następnym razem też spróbuję. W końcu cztery opowiadania napisałam niemal ciągiem. :D

 

I like nice men :P

Tak mu tylko powiedziała, żeby wkurzyć. XD

 

 

Bardjaskier

Sprawa do przemyślenia :) z samym nazwiskiem jest tak bardzie uprzedmiotowiony ;)

Hm, no taki John za wiele by nie zmienił, ale to już jak Ty uważasz. ;) 

 

Też myślałem nad tym, ale chyba już zbyt duże zamieszanie by się zrobiło w tak krótkim tekście :) 

No trzeba by pisać z tej perspektywy od początku, ale może byłoby to ciekawe. :) 

 

Tak swoją drogą, jak dla mnie, ta scena kiedy zamrażają go w karbonicie, jest znacznie bardziej emocjonalna niż gdy Luk traci dłoń ;)

Dla mnie dwie sceny są fajne, chyba ciężko byłoby mi wybrać, która bardziej. :) 

 

Koalo, super, że postanowiłeś rozwinąć opowiadanie. :) Przeczytam jak będę mieć chwilę do komentowania. ;) 

Tak mu tylko powiedziała, żeby wkurzyć. XD

I nie był to pierwszy (ani ostatni) raz XD

ta scena kiedy zamrażają go w karbonicie, jest znacznie bardziej emocjonalna niż gdy Luk traci dłoń ;)

A podobno chłopcy lubią naparzankę, za to nie lubią romansów XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Malowany welon, Angielski pacjent, Fortepian, Pożegnanie z Afryką, I Am Dina – bardzo dobre filmy :). Kino akcji lubią niegrzeczni chłopcy typu Solo :p i choć wolę zdecydowanie Hana od Luka to chyba bliżej mi do tego drugiego…Eh kłamać też nie potrafię bardziej do C-3PO

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Co to jest, z tego YT wściekle, wściekłe kobiety w pelerynach :D ja się zatrzymałem na Sorshy z Willow i Valeri z Conana ale one były umiarkowanie wściekłe ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Carrie Fisher dostała rolę, bo wiedziała, jak się trzyma broń XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

To zawsze na plus :) ciekawe jak inne kandydatki wypadły :D Bergman chyba też się przykładała do roli ;)

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Koala

 

No ja rozumiem, że osada i w ogóle, ale czemu dziewczynka przychodzi do kogoś, kto ma uczyć ją magii, a od progu zabiera się za zmywanie naczyń? To dla mnie mocno stereotypowe, że dziewczynki nauczone są zmywania po wszystkich, bo tak się je uczy. 

No i okej – to opowiadanie i rządzi się swoimi prawami, ale ciężko mi to zaakceptować. :(

 

Farenz zrozumiał, że dziewczynka ma moc, o jakiej niejeden mógł marzyć, ale sama nie umie nad nią panować i jego zadaniem będzie ją tego nauczyć

No to już wiemy ze wcześniejszej części, ja bym to usunęła, bo nic nie wnosi. ;) 

 

W scenie, w której Ferenz przypomina indyka, brakuje mi konsekwencji – przecież w pierwszej części Ferenz jest zaskoczony, że Firka ma moc ognia, w tej na początku pyta ją czy potrafi rozpalić ogień na herbatę, a potem wyskakuje z tym indykiem. Skoro wiedział o wpadce z indykiem – no to powinien wiedzieć, że ma jakiś tam talent do ognia. ;) Warto to przerobić. ;) 

 

No i tutaj masz też streszczenie tego, co było, więc też warto pomyśleć, jak to zrobić inaczej – może nawiązanie w rozmowie, niech mistrz zapyta ją o coś, co jej się kiedyś przydarzyło złego z ogniem. Choć i tak, dla mnie ta pierwsza scena pokazywała, że dziewczynka ma w ogóle moc ognia, a później się okazało, że on wiedział, że tę moc ma, ale nie wiedział, że tak dużą. 

 

Dziewczynka rozumiała, że śniadanie jest ważne, ale nauka… Przecież jest tyle ciekawszych zajęć.

Tutaj bez sensu zdania, każdy raczej rozumie, że śniadanie jest ważne. :) Dalsze zdanie zbędne. 

 

Po zjedzeniu mała pozmywała wszystko i odstawiła na miejsce.

Ech, to wygląda jakby przyszła mu usługiwać, a nie się uczyć. Rozumiem potrzebę odwdzięczenia się, ale już przed lekcjami dwa razy to zmywanie? Czy my, przychodząc do nauczyciela tańca, zabierzemy się wcześniej za zmywanie? I czy po zjedzeniu obiadu w gościach, zmywamy im naczynia? No i czy gdyby zamiast dziewczynki był chłopiec – też by zmywał? 

Wybacz, że tak się rozpisałam, irytują mnie po prostu te stereotypowe dziewczynki, które nawet jak mają w sobie i(s)krę (ognia!), to muszą pasować do schematu zmywających każdemu, bo tak. 

 

 Zakończenie w sumie nic nie wnosi. 

 

Aha, no i w dość krótkim tekście skaczesz mocno po bohaterach. Warto trzymać się jednej osoby, pisać z jednej perspektywy. Jeśli Firka przychodzi do Ferenza – niech to będzie tylko z jej punktu widzenia. ;) 

 

Poza tym – myślę, że to może być takie pełne ciepła i uroku opowiadanie, bo pomysł na szkolenie z magii, która jest ważna (dla bezpieczeństwa), kiedy obie strony nie są wobec siebie super chętne, może dać ciekawe rezultaty. Może wyjdzie Ci z tego dłuższe opowiadanie. :) Będę czytać. A moim marudzeniem się nie przejmuj, ja tak mam, że piszę, co myślę. :)

Luke nie jest żadnym wyjątkiem, obok mamy Neo, Frodo, Harry’ego Pottera… Protagoniści to zazwyczaj straszne pierdoły. :P

Jaskier, nie pochwalam metod oficera Warnera, ale twist był całkiem zabawny (chyba muszę się leczyć…). No i świat przedstawiony plastycznie, może nie jest najoryginalniejszy, ale od razu stanęła mi przed oczami sceneria z ,,Gears of War”.

jak zasrany kręci w ogródku twojej babuni

Tu na pewno miało być to słowo?

 

Koala, sympatyczne, ale jestem adeptem szkoły ,,show don’t tell”, a tu jest sporo ,,tell”, więc trochę zgrzytałem zębami. Z drugiej strony, relacja między mistrzem a uczennicą rozegrana bardzo fajnie – tak w stylu filmów kung-fu, Farenza wyobrażam sobie jako gburowatego starego Chińczyka. :D

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Dziękuję Wszystkim, którzy się wypowiedzieli. Wasze uwagi nie zmarnują się. Będę pamiętał, że mogę do nich wrócić, bo warto.

Ananke, dzięki za tak obszerne wskazówki. Specjalnie zostawiłem nie zamknięty tekst, ale nie będę ciągnął tego, może kiedyś… To nie z powodu Twojego ‘marudzenia’, lecz braku czasu, żeby się skupić na tym pomyśle. Pozdrawiam Cię ciepło i nie choruj.

Hej

SNDWLKR 

 

“Luke nie jest żadnym wyjątkiem, obok mamy Neo, Frodo, Harry’ego Pottera… Protagoniści to zazwyczaj straszne pierdoły. :P” 

 

Co racja, to racja :D 

 

“Jaskier, nie pochwalam metod oficera Warnera, ale twist był całkiem zabawny (chyba muszę się leczyć…). No i świat przedstawiony plastycznie, może nie jest najoryginalniejszy, ale od razu stanęła mi przed oczami sceneria z ,,Gears of War”.”

 

Ja bardziej myślałem o Żołnierzach kosmosu :) 

 

jak zasrany kręci w ogródku twojej babuni

Tu na pewno miało być to słowo?”

 

Ajuu no przecież, że krecik :D 

 

Dzięki za komentarz :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

I nie był to pierwszy (ani ostatni) raz XD

No pewnie, że nie, na tym to wszystko polegało. :D

 

A podobno chłopcy lubią naparzankę, za to nie lubią romansów XD

Tarnino, to już chyba powoli przemija, tzn. zawsze stereotypy nie były prawdziwe, ale obecnie ludzie mówią o tym głośno. ;) 

A przy okazji – u mnie na weselu był konkurs znajomości państwa młodych i padło pytanie: Kogo ulubionym filmem jest film o czołgiście w czasie wojny koreańskiej? :D Albo: kto wszędzie zostawia skarpetki? XD

 

Co to jest, z tego YT wściekle, wściekłe kobiety w pelerynach :D

Bardjaskier, kobiety też bywają wściekłe. :D

 

 

Luke nie jest żadnym wyjątkiem, obok mamy Neo, Frodo, Harry’ego Pottera… Protagoniści to zazwyczaj straszne pierdoły. :P

SNDWLKR – No to tak, z drugiej strony taki Anakin, który… hm, no fajnie się kształtuje. I nie mam na myśli filmów, bo tam skrótowo, ale komiksy, komiksy to bogactwo i piękne pokazanie jak nasz protagonista zmienia się i stacza. Podobnie w serialu, choć pierwszy sezon szału nie robi. ;) 

 

Koalo, tekst można na spokojnie kiedyś pociągnąć, jak najdzie wena i przyjdzie czas. :) 

Trochę poprawek wprowadziłem, ale na tym kończę, bo padam. :)

Koalo, nie od razu idealne opowiadanie napisano. :) Także na spokojnie. :) 

To dla mnie mocno stereotypowe, że dziewczynki nauczone są zmywania po wszystkich, bo tak się je uczy

Nie, żebym offtopiła :) ale w moim doświadczeniu zmywają dziewczynki, bo tylko im przeszkadza zarośnięta sterta garów XD

Protagoniści to zazwyczaj straszne pierdoły. :P

Hero's journey :) Jak bohater od początku jest super, to jak ma się superowania nauczyć?

 Tarnino, to już chyba powoli przemija, tzn. zawsze stereotypy nie były prawdziwe, ale obecnie ludzie mówią o tym głośno. ;)

Stereotypy (pojęte kolokwialnie, bo to słowo ma też znaczenie techniczne) to skróty. Nie należy ich zbyt poważnie traktować :D ale przydają się w żartach.

Wściekłe kobiety bez peleryn :3 https://www.youtube.com/watch?v=renZeFaCqHU (Dobra, dobra, wracamy do programu XD)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

To ja dorzucę mniej wściekłe dziewczyny, za to z duża dawką uroku osobistego ;)

 

https://www.youtube.com/watch?v=BxcpVGCJ6AI&ab_channel=TheVintageTribute

 

Przynajmniej część filmów z tego tributu widziałem, bo przez ciebie Tarnino czuje się jak bym mnie wczoraj wybudzono z hibernacji :P 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

ale w moim doświadczeniu zmywają dziewczynki, bo tylko im przeszkadza zarośnięta sterta garów XD

 

Tarnino, mi nigdy nie przeszkadzała sterta garów. :p A znam chłopaków, którym przeszkadzała. I znam kobiety, które lubią porządek i takie, które o niego nie dbają, podobnie mężczyzn. Ale tak jest we wszystkim, mi chodzi o to, że pokazywanie, że dziewczynka wchodzi do obcego domu i od razu zmywa, tworzy takie przeświadczenie, że jak dziewczynka to już musi usługiwać. Mnie osobiście rażą takie sceny. Nie mówię, że nie może ich być, wszystko można napisać, po prostu mi to nie podchodzi. :) Zwłaszcza że powoli odchodzi się od tego głupiego gadania „Chłopaki nie płaczą”, „Kobiety do kuchni” itd. 

 

Nie, żebym offtopiła :) 

A offtopuj sobie do woli. :D 

 

Nie należy ich zbyt poważnie traktować :D ale przydają się w żartach.

W żartach jak najbardziej, ale jak czytam opowiadanie to lubię niespodzianki, a nie powielanie schematów, które mi osobiście zbrzydły. XD Ile można, że chłopak bawi się autem, a dziewczynka lalką. Chłopiec pomaga w warsztacie, a dziewczynka zmywa… I nie chodzi o to, żeby dać na siłę lalkę chłopcu, chodzi bardziej o to, że jak dziewczynka chce auto to często słyszy, że to nie dla niej. A już nie mówiąc o chłopcu, co ciekawi się lalką, jakby to było takie straszne, że dziecko weźmie zabawkę. Już same kolory są śmieszne, że niebieski chłopcy, dziewczynki czerwone sukienki, jak kiedyś niebieski był dla dziewczyn, a czerwony dla chłopców. Ale dobra, bo ja się rozpisuję za bardzo. XD 

 

Zresztą, co tam, mam potrzebę rozpisania się. :p

 

Może tak mnie to razi, bo sama byłam dzieckiem typowo łażącym po drzewach, garażach, oglądającym DB, kochającym grać w piłkę nożną i bić się na kije. Brudziłam ciuchy, nie interesowała mnie moda i sukienki, a często słyszałam, że jestem jak chłopak. I co to znaczy – być jak chłopak? Czemu dziewczynki nie mogą mieć takich aktywności, skoro chcą i lubią? Nie przeszkadzało mi to wcale mieć lalkę bobasa i zajmować się nią, udając mamę. ;) 

 

No ale obecnie też jeszcze są ludzie, którzy powielają schematy i słyszę jak się mówi do dziewczynek i chłopców, wykluczając ich czasami z pewnych zabaw, a sugerując inne. Wzorce, które przekazujemy – czy to w życiu czy w bajkach, opowiadaniach, utrwalają pewne schematy, w które się zapędzamy. I nie chodzi o to, że nie można pisać pewnych scen, ale o to, że często są sceny, które nic nie dają, nic nie wnoszą, ale powielają utarte stereotypy. Może lubię po prostu jak w opowiadaniach ktoś fajnie te stereotypy łamie. :) 

 

Dobrze, że to mój wątek, bo by mnie organizator wyrzucił. XD

 

Luke? Nieeeeee, kochałam się w nim na początku podstawówki, teraz dorosłam.

Hans Solo? Jak to mówi moja koleżanka, gdyby za bardzo nie pyskował, z łóżka bym go nie wykopała.

 

Bardjaskier, jeśli chodzi o twoje opowiadanko, no to jest mój żołdacki klimat. Niby fragment, a jednak całość. Fajne, a przed oczami Żołnierze Kosmosu. W kinie na tym byłam. ’ 97?

Koala75 fajny początek ciekawej znajomości. Nieźle z tym można pojechać. Taka klasyka klasyki w tym temacie. Piszesz tak, że czytam nie wybrzydzając, nawet jeśli to instrukcja użytkowania tokarki.

 

No to teraz ja. Będzie paskudnie. Pozbyłam się wulgaryzmów, ale paskudnie jest dalej.

 

Fragment większej całości – Robota jak robota, czyli pamiętniki Mareny.

Pierwsze spotkanie mistrza i ucznia.

Końcówka urlopu przed bardzo popapranym zleceniem.

 

Umięśnione, męskie ramię przyciska mnie do szerokiej klatki piersiowej. To moja wczorajsza zdobycz, już nie chłopak, ale jeszcze nie facet. Za to właściciel najbardziej błękitnych oczu w jakie dane mi było patrzeć. Dobra, miło było, teraz czas czmychnąć chyłkiem, żeby zaoszczędzić sobie i jemu durnych pożegnań. Próbuję delikatnie wyplątać się z uścisku, gdy słyszę wyszeptane w ucho niskim głosem:

– Wiem kim jesteś Mareno Causa de la Muerte.

Zamieram, byłam pewna, że śpi. Do tego zna moją zawodową ksywkę. Taki miły chłopczyk, a będę musiała go zabić.

– Chcę zostać twoim uczniem – dalej mruczy. – Musiałem nieźle się natrudzić, żeby cię namierzyć. Powinnaś to docenić.

Czuję, jak przydusza mnie do materaca kolanem i krępuje rękami. Patrzę w błękit i próbuję nie utonąć. Fakt, niezłym wyczynem było odnalezienie mnie, szkoda, że ostatnim.

– A nie powiedzieli ci, gówniarzu, że nie biorę uczniów?

– Miałaś siedem lat temu uczennicę.

– Osiem i źle się to skończyło, nie wiedziałeś? Przyrzekłam sobie, nigdy więcej. Zresztą jesteś tylko człowiekiem, uroczym dzieciakiem, któremu coś się wydaje.

Po cóż ja z nim gadam, muszę się go pozbyć czysto i szybko.

– Odsłużyłem pełne pięć lat w likajońskiejj legii, w zwiadzie – stwierdza po prostu i pokazuje legendarny nieśmiertelnik.

Robię wielkie oczy. Nie dość, że wilki przyjęły go do wojska, czyli przeszedł całą tą ich wariacką selekcję, to jeszcze zrobili z niego „szpiega”? Niezły musi być. Cichy i szybki, sprawny w zabijaniu. Do tego pewnie na każdej broni się zna. No i chyba nie taki znów młody. Już wiem skąd te blizny i tatuaże na jego ciele, że też od razu nie skojarzyłam. Alkohol mnie zamroczył, chłopięca buzia zmyliła, a błękit jak zwykle przesłonił zdrowy rozsądek.

– Dlaczego chcesz terminować akurat w tym zawodzie i do tego u mnie?

– Tylko u ciebie, bo jesteś najlepsza. Jesteś legendą. A o moim wyborze nie chcę rozmawiać, przynajmniej dopóki nie poznamy się lepiej.

Śmieję się w głos. Zabawny jest. Ostatniej nocy poznaliśmy się z każdej strony, na wszystkie możliwe sposoby. Jednak myślę też o moim kolejnym zleceniu. Pięć celów za najwyższą stawkę razy pięć, klient nie wybrzydzał, wpłacił połowę. Kupa szmalu, ale zadanie też nie bułka z masłem. Każdy z pięciu jako oddzielny cel byłby wyzwaniem, a co dopiero wszyscy w jednym czasie i to jeszcze w tak niekonwencjonalny sposób. A młody ma nie tylko doskonałe referencje z woja,  ale tak zajebiście szeroką klatę, no i te oczy. Może rzeczywiście czas już wziąć ucznia.

– Mogłabym cię przyjąć na próbę. Akurat mam zlecenie, którego wykonanie solo będzie niełatwe nawet dla mnie. Dasz radę, wykażesz się, to zostaniesz, jeśli nie, no cóż, sam wiesz, jak to się zakończy.

– Zgadzam się.

– Dostajesz na razie wikt i opierunek. Jak pokażesz co potrafisz, to będziemy rozmawiać o wynagrodzeniu.

– Może być, nie zależy mi na kasie. Powiedz lepiej coś więcej o tym zadaniu, kogo…

– Pięciu drabów, znanych dobrze w półświatku. Dwóch orków, pół-elf, człowiek i krasnolud, typy od mokrej roboty, z którymi nie szuka się kontaktu jeśli nie ma konieczności. My niestety będziemy musieli podejść do nich bardzo, bardzo blisko.

– Nie mam problemu z zabijaniem, choćby gołymi rękami.

– Tylko, że my nie będziemy ich zabijać – stwierdzam zimno, patrząc chłopakowi w oczy i uśmiechając się paskudnie.

– Nie? To co?

– Kastrować i wbijać na pal. Zdechną sami z jajcami zawieszonymi na szyi. Im dłużej będą zdychać, tym wyższa premia. Natomiast, co ważne, pale musimy postawić przy trakcie do stolicy, koniecznie za pierwszymi rogatkami, a najlepiej zaraz przy głównej bramie.

Chłopak, choć może i wilczy zwiadowca, otwiera szeroko oczy, widzę, jak powiększają mu się źrenice. Ha, dzieciaku, nie tego się spodziewałeś.

– Dlaczego? – pyta.

– To nie ma znaczenia, młody. Robota jak robota. Po prostu takie zlecenie. Ale ponieważ to twoje pierwsze, to ci powiem tyle, co sama wiem, może wystarczy na wrzask sumienia. To ma być kara za zbiorowy gwałt.

– Chyba raczej zemsta.

– Kara. Lekcja pierwsza. Słuchaj i zapamiętaj raz na zawsze. Zemsta byłaby wtedy, jakbyśmy najpierw mieli powbijać na pale ich bliskich i kazać im na to patrzeć. Takich zleceń nie bierzemy. Cenię sobie spokój, nie potrzebna mi wendetta na karku. Natomiast w tym wypadku, to zwykła sprawiedliwość. Poza tym klient z tych, którym się nie odmawia. Zrozumiałeś?

– Tak, będę o tym pamiętał.

– No i pięknie. Dogadaliśmy się, dzięki czemu wciąż żyjesz. Chyba już nie mam powodu, żeby o tak nieprzyzwoicie wczesnej porze opuszczać to niesamowicie przytulne łóżko.

– No raczej nie – śmieje się do mnie, szczerząc po wilczemu.

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

Hej

Inanna

 

No i zrobiłaś reklamę opowiadaniu i co … I tu się zawiodłem bo nie dopatrzyłem się tych paskudnych fragmentów. Taka, jak dla mnie, normalna rozmowa łowcy nagród, czy tam najemnika o robocie :D. Całość jako fragment bardzo mi się podobało, bohaterka trochę przekoloryzowana, ( ale to chyba o to chodziło, jeśli dobrze kombinuje). Poznajemy nasza bohaterkę i jej “partnera” dość dokładnie i w dialogu czuć kto tu jest mistrzem, a kto uczniem – choć to bohaterka jest przygnieciona do materaca. Tego czego mi brakuje to trochę akcji – całość skupia się tylko na rozmowie – ale jest to fragment więc chyba można to wybaczyć :)

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Ech Inanno, poczytałoby się co było dalej.;)

Piękne rozpoczęcie stażu!

Lożanka bezprenumeratowa

Bardjaskier ja Cię bardzo przepraszam, ale ja już wolę uprzedzić i napisać za dużo niż za mało. Zdawało mi się, że dla niektórych kastrowanie, wieszanie jajek na szyi i wbijanie na pal, może być ciężkim tematem. Następnym razem dopisze – dla Jaskra luzik.cheeky

Nie było moim zamiarem przekoloryzować “mistrzyni”. Chciałam pokazać, że to nie tylko zabójca, ale przede wszystkim baba z krwi i kości, ze swoimi pragnieniami, słabościami i mindfuckiem w mózgu. Do tego wszystkiego kozaczy robiąc dobrą minę do złej gry, bo znalazła się w mało komfortowej sytuacji, a wszystko przez słabość do “błękitu ócz jego głębi” i skłonność do barczystych facetów. No nie czarujmy się, leży sobie goła (w domyśle) przygnieciona do łóżka przez większego i silniejszego gościa, który dodatkowo okazuje się żołnierzem elitarnej, a wręcz legendarnej jednostki, raczej laska jest w czarnej dupie.

Jaskier, akcja będzie i to na ostro, jak się wezmą za wykonanie zlecenia. W tym fragmencie chciałam skupić się na pierwszym spotkaniu i pierwszej lekcji. W pierwszej wersji miałam jeszcze jej rozkminę, że nie może zabić go szybko i czysto, bo musi wyciągnąć, kto jeszcze zna jej tajemnicę. No i martwi się, że znów będą wrzaski, krew, falki, sprzątaj to potem, a to ostatni dzień urlopu przecież. Na koniec miała się cieszyć w myślach, że jednak ma ucznia do sprzątania brudów w razie co, a sprzątania nie cierpi. Niestety, limit znaków mnie nie puścił, gdzieś musiałam zaoszczędzić.

Ambush prawda? Przemyślę, czy tego nie pociągnąć. Fajni ci bohaterowie mi wyszli.

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

Zaczynam żałować przegapionych Wyzwań. Przecież lubię takie fajne, krótkie teksty. Jeszcze powinien być obowiązek dla wyróżnionych, rozwinięcia przedstawionego fragmentu i opublikowania na naszym portalu. I zacząłem tęsknić do TARDIS.

Inanno, dołączam do lobbowania na rzecz dalszego ciągu. Nie robi się takich rzeczy czytelnikowi. ;P

O tak, lubimy fantasy. Na plus na pewno nietypowy początek znajomości mistrza z uczniem (z reguły do wyra wskakują gdzieś pod koniec drugiego aktu… ale też to, że tym razem mistrz staje w obliczu propozycji nie do odrzucenia). 

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Arcymistrzyni

 

Jak sobie Aron postanowił, tak i zrobił. W niedzielę dłużej niż do południa nie wytrzymał. Wsiadł na rower i pojechał do bardziej cywilizowanej części wyspy. Zatrzymał się bliżej pałacu gubernatora i poszedł na piechotę w kierunku pensjonatu „Gościna u Judyty”. Ale byłby obciach, jeśli matka by się dowiedziała!

Bramy nikt nie pilnował, Aron miał wrażenie, że trafił do miejsca, gdzie wszyscy właśnie zginęli. Popatrzył na zawieszony na bramie czajnik. Owady uwijały się wokół kwiatów zasadzonych przy ścieżkach, było pusto i cicho.

Zapukał do drzwi pensjonatu. Recepcjonistka była ubrana w półprzezroczysty szlafrok.

– Tylko klon jest na nogach, młody człowieku, zapraszam serdecznie, ale musimy porozmawiać o pieniądzach. Życzy pan sobie cenę za numer, czy za godzinę, bo naliczanie kwadransowe oferujemy dopiero po północy…

– Przyszedłem na naukę – odpowiedział. – Do panny Judyty…

– Wysoko mierzysz – stwierdziła recepcjonistka i zległa na szezlongu. – Wejdź na pięterko, potem znajdź schody na strych i ostatni pokój.

Nie było łatwo, ale udało mu się dotrzeć. Zapukał.

– Zapraszam, ale stawek nie negocjuję… – Usłyszał z wnętrza.

– Przyszedłem po naukę – powiedział.

Nacisnął klamkę, ale okazała się atrapą, trzeba było poczekać, aż drzwi się same przesuną. Wszedł do środka. Judyta rozpierała się w fotelu. Jej czerwone lakierki na wysokiej szpilce stały na parapecie półotwartego okna.

– Ja to droga jestem – odrzekła, odruchowo oglądając klienta. – Z pewnością dziewczyny jeszcze śpią, ale klon jest na nogach. Może się położyć. W ogóle może przyjąć każdą pozycję, jaką sobie wyobrażasz…

Judyta wyglądała bardziej na przeładowaną nadgodzinami księgową. Może tylko spódniczkę miała krótszą i te nogi… Aron postanowił się skupić. W kącie stała oparta o ścianę strzelba jonowo-rakietowa, a na haczyku wisiało odznaczenie zwane Trója. Przyznawano je za trzech wrogów zlikwidowanych w czasie jednej akcji.

– Przyszedłem po naukę – powtórzył. – Jest pani najlepszym strzelcem na wyspie, a ja chciałbym egzaminy zdać…

– Odkąd zginął mój dowódca, rzeczywiście – zgodziła się Judyta. – Panna, nie pani. Mówiłam, że nie jestem tania? A po co ci to? I będziesz do mnie mówił: „mistrzyni” – parsknęła śmiechem.

„Ale wy nie bądźcie nazywani nauczycielem mistrzem”, przypomniał sobie Aron i zapytał:

– A mogę cię nazywać inaczej?

– Oczywiście, może być „arcymistrzyni” i znajdź dziewczynę, bo się nie skupisz na nauce. – Otworzyła szerzej okno, podniosła strzelbę do oka. – Spróbuj. Tam na skałach kazałam sobie postawić tarczę. Strzał jonowy, moc automatyczna, do tarczy – poleciła.

Aron wziął strzelbę z rąk Judyty, popatrzył w wizjer.

– Czytałeś instrukcję! – Ucieszyła się trochę za bardzo na pokaz.

Uspokoił oddech, zgrał wskaźnik celu ze środkiem tarczy i… polizała go po uchu.

– Mówiłam, że musisz znaleźć dziewczynę. Jesteś spięty i naładowany bardziej niż układ zapłonu generatora jonowego strzelby. Na to nawet klon nie pomoże. Do zobaczenia za tydzień, przynieś pieniądze, pójdziemy postrzelać na łódkę. A po co ci te egzaminy?

– Chciałbym, żeby mnie przyjęli do Obrony Terytorialnej, muszę się stąd wyrwać, świat zobaczyć…

– Tu jest fajnie – przerwała mu. – Kiedyś mieszkałam w samej stolicy. Jak masz na imię, młody człowieku?

– Aron…

– Nie cierpię męskich imion na A – powiedziała Judyta i westchnęła. – Ale czego się nie robi dla pieniędzy i dla obrony ojczyzny, oczywiście – dodała. – Do zobaczenia!

– Chyba pani dowódca miał na imię Amos? – stwierdził chłopak.

– Tak, sierżant. I nie pani, a w ogóle miałeś do mnie mówić arcymistrzyni – poprawiła go.

– Zginął po wojnie?

– Wojna jest zawsze – odpowiedziała odruchowo. – Zrobił się stary, nieuważny, stanął podobno przy oknie…

– Pisali, że jakieś porachunki wewnętrzne – zauważył chłopak. – Śmiertelny strzał musiał być oddany z bardzo daleka, arcymistrzyni.

– Miał wrogów – potwierdziła Judyta. – Popychał i szarpał za włosy. A takich rzeczy się nie robi, kiedy wszyscy wokół są uzbrojeni…

– Dziękuję za naukę, arcymistrzyni.

– Idź już i do zobaczenia za tydzień! – Judyta wróciła do swoich rachunków.

 

 

529 słów, w limicie.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

@Bardjaskier (Szeregowy Smith):

Czytało mi się dobrze. Atmosfera – jest. Odpowiedź na pytanie “dlaczego przegrywamy z robalami” też jest. Uczniem jest oczywiście Wiśniewski, więc trochę nie ma “przychodzi Uczeń do Mistrza”. Tzn. plot-twist zawsze ma swoją cenę.

@Koala75 (Staty mistrz i dziewczynka):

Tekst ciekawy i na temat. Zabrakło mi jakiegoś elementu “pytania i odpowiedzi”. Miejsca na słowa masz jeszcze dużo. Dlaczego wioska nie chce się niebezpiecznej smarkuli zwyczajnie pozbyć? Jakie korzyści będzie miał mistrz z nauki? Jakie korzyści może mieć wioska z jeszcze jednego maga ognia na utrzymaniu?

(rozwinięcie – lekcja)

Bardzo dobre i czyta się przyjemnie. Powyższe pytania pozostają.

@Inanna (Robota jak robota, czyli pamiętniki Mareny)

Dla mnie scena bez zarzutu, wciągająca i dobra. Jakkolwiek uczeń jest trochę zbyt “dobry” tzn. raczej wyedukowany i “przechytrza” mistrza. Jak na standardy fantasy, to wcale nie nadmiernie drastyczne.

CDN

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Hej Radek Dzięki za przeczytanie i komentarz do tekstu :) Arcymistrzyni Tekst jest ciekawy. Rozmowa mistrzyni, a nawet arcymistrzyni z Aronem schodzi nagle na nieoczekiwany temat sierżanta i robi się tajemniczo i trochę nawet niebezpieczne dla Arona :) – a przynajmniej ja to tak odebrałem. Jest parę spraw, które mnie zastanawiają. O co chodzi z klonem? I sprawa początku rozmowy z Judytą – chyba zabrakło informacji, że Aron wszedł do środka i całość rozmowy zdaje się prowadzona przez zamknięte drzwi ;) Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Ale mnie cieszy, że dodajecie teksty! Czytam z przyjemnością. :) 

 

Ale jestem wolna, weekend z rodzinką, więc na razie jedno. 

 

Inanna

 

Luke? Nieeeeee, kochałam się w nim na początku podstawówki, teraz dorosłam.

Ja nie znałam w podstawówce (tzn. leciało w tv, ale nie byłam specjalnie zainteresowana), choć już w podstawówce lubiłam czarne typy bohaterów, więc raczej Luke nie byłby tym ulubionym. :D

 

Hans Solo? Jak to mówi moja koleżanka, gdyby za bardzo nie pyskował, z łóżka bym go nie wykopała.

XD

 

Będzie paskudnie. Pozbyłam się wulgaryzmów, ale paskudnie jest dalej. 

Kiedy wulgaryzmy pasują, nie trzeba się ich pozbywać, można ostrzec przed nimi w tekście i dać, mi nie przeszkadzają, jeśli dobrze oddają nastrój. ;) 

 

No to lecimy z tekstem! 

 

Umięśnione, męskie ramię przyciska mnie do szerokiej klatki piersiowej. 

Tutaj niby wiadomo, o co chodzi, ale mimo wszystko brzmi to trochę średnio. Jeżeli mamy na początku informację, że ramię jest umięśnione, no to ciężko uznać, że klatka piersiowa jest jakaś wąska. Poza tym działasz tutaj bezosobowo – ramię przyciska, a lepiej mimo wszystko działać osobami, napisać kto przycisnął. Wiem, że może być ciężko, bo dalej mamy, że to nie chłopak, a jeszcze nie facet, ale ten początek taki niezgrabny się wydaje. 

Poza tym – już drugie zdanie bardzo fajnie wprowadza i nadaje klimatu! Od razu świetnie malujesz charakter bohaterki, bez zbędnego gadania. :) 

Co do tych błękitnych oczu – hm, nie jestem fanką opisu postaci na podstawie oczu, ale skoro dla Mareny były najbardziej błękitne z tych, co widziała… Po prostu ciężko mi uznać, że ktoś patrząc innym w oczy, porównuje odcień błękitu. :) Chyba że to taki jej fetysz xd. 

 

Nie dość, że wilki przyjęły go do wojska, czyli przeszedł całą tą ich wariacką selekcję, to jeszcze zrobili z niego „szpiega”? Niezły musi być. Cichy i szybki, sprawny w zabijaniu. Do tego pewnie na każdej broni się zna.

Tutaj zbyt długi infodump. Że jest dobry, to domyślam się po jej rozszerzonych oczach. Reszta to domysły, zaburzają dynamikę. 

 

Podoba mi się za to, jak sprawnie operujesz narracją pierwszoosobową, czuć w niej bohaterkę. Na plus, że jest taka znana i dobra w fachu, a jednocześnie, że chłopak ją podszedł (co nie dziwi, skoro służył w likajońskiejj legii – no a my jako czytelnicy nawet nie wiedząc, co to takiego, domyślamy się z reakcji, że to coś poważnego). Przy okazji – miało być dwa „j”? 

 

kontaktu jeśli nie ma konieczności.

Przecinek przed jeśli

 

Tylko, że my nie będziemy ich zabijać 

Przy wyrażeniu tylko że nie stawiamy przecinka przed że

 

– Kastrować i wbijać na pal. Zdechną sami z jajcami zawieszonymi na szyi. Im dłużej będą zdychać, tym wyższa premia. 

No nieźle, też się nie spodziewałam, pomysł na pewno na plus. :D

 

może wystarczy na wrzask sumienia

Świetne wyrażenie. Na tym etapie już mogę napisać, że bardzo mi się podobają Twoje dialogi i otoczka wokół nich. :) 

 

No i teraz kurczę – gdzie dalszy ciąg? Ja tu miałam zapowiedź paskudnych rzeczy i gdzie one są, pytam? Ciąg dalszy musi być! Inaczej wstęp nie ma sensu. XD

A tak serio – wciągnęłaś mnie i czytałabym dalej. Piszesz sprawnie, barwnie, niby tylko dialog, a nie ma tu nudy, długich opisów, zapychaczy (oprócz tego, co wymieniłam, ale to drobiazg). 

 

ale ja już wolę uprzedzić i napisać za dużo niż za mało. Zdawało mi się, że dla niektórych kastrowanie, wieszanie jajek na szyi i wbijanie na pal, może być ciężkim tematem. Następnym razem dopisze – dla Jaskra luzik.cheeky

 

Można dopisać dla Ananke też luzik. :D

Ale wiesz, myślę, że Bardjaskrowi chodziło o to, że gdybyś opisała taką scenę – wtedy ostrzeżenie jest jak najbardziej na miejscu. Sam dialog raczej nie stanowi podstawy do ostrzeżeń. :) 

 

Ananke – właśnie to mi chodziło :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Radek “Arcymisrzyni”. Świetne. podoba mi się koncepcja zmiany zawodu z zabijania na płatną miłość :) i zamieszkania na zadupiu po odejściu z woja. To je dobre. Myślałam, że Judyta sama pomoże Aronowi rozluźnić się, a nie tylko zasugeruje znalezienie dziewczyny, no ale… Konwencja klona traktowanego jak pod-ludzia: znana, ciekawa i jakże ludzka, prawda? Też mam w zanadrzu jedno paskudne opko w tym klimacie.

Fajny fragment, można z tym wiele zrobić.

 

Ananke, Bardjaskier ok, rozumiem. Gdy opiszę sugestywnie i realnie, zaznaczę neonem, że jednak drastycznie paskudne.devil

Radek uczeń jest zbyt “dobry”, bo jest dobry w te klocki, a ona jest w słabszej kondycji, bo jak sama przyznaje: “Alkohol mnie zamroczył, chłopięca buzia zmyliła, a błękit jak zwykle przesłonił zdrowy rozsądek.”

SNDWLKR i w ogóle wszyscy domagający się kontynuacji, toście mnie załatwili na cacy. To jest pierwsza historia, której nie mam ułożonej w głowie od a do z. Nie wiem do końca, kim jest Marena, nie wiem, dlaczego Młody chce terminować, nie wiem co z tej współpracy wyjdzie, itd. Wiem, że Marena jest przede wszystkim kobietą, która zarabia na życie w niekonwencjonalny sposób, ale jest jednak babą – nie stara, ale już nie młódka – ma dziwne rozkminy myślowe oraz słabość do kolesi z niebieskimi oczami i szerokimi klatami. Choć Marena to jedno z imion bogini Marzanny, zwanej też Śmiertką.

Wymyśliłam scenkę rodzajową i wydawało mi się, że nikt nie będzie chciał więcej, a tu psikus. Choć po cichu rozważałam gdzieś kiedyś rozwinięcie opowieści, bo fajni ci bohaterowie mi wyszli.

 

Ananke brakło mi znaków i zrobiłam cięcia, a początek w pierwotnej wersji miał brzmieć tak:

Budzę się i od razu żałuję. Boli mnie łeb i cała reszta. Ja już się robię za stara na takie tęgie imprezy, czas chyba postawić bujany fotel na werandzie domku z ogródkiem, jak mawiał mój mentor. Głowa pulsuje od w nadmiarze wypitych trunków, nogi bolą od dzikich tańców na stole w absurdalnie wysokich szpilkach, do których nie jestem przyzwyczajona, a pozostałe części ciała wrzeszczą w niemym proteście na przedmiotowe traktowanie. Umięśnione, męskie ramię przyciska mnie do szerokiej klatki piersiowej. …

Wg moich doświadczeń, nie wszyscy właściciele umięśnionych ramion mają automatycznie szerokie klaty.

Wycięłam też fragment, gdy Marena zastanawia się szczegółowo nad zabiciem młodego:

Po cóż ja z nim gadam, jak, tak czy tak, muszę się go pozbyć czysto i szybko. Kurwa mać, przecież poznał moją tajemnicę, więc to nie będzie ani czysto ani szybko, bo muszę wiedzieć, kto chlapnął. O bogowie, znów te wrzaski, te sprzątanie krwi i flaków, co za chujowa końcówka urlopu.

Jeśli chodzi o infodamp o służbie w legii. No cóż, chciałam obronić tezę, że jednak tak szybko i bez marudzenia zdecydowała się na przyjęcie go na termin. Dlaczego? Bo to facet, który już jest niejako obyty z fachem, choć w ździebko innym wymiarze i będzie przydatnym nabytkiem. Ona w moim zamyśle rozkminia to w głowie, na zasadzie jakie są “za”.

Likajońska legia – wymyśliłam tą nazwę od Zeusa Lykaiosa – na Likajonie w Arkadii składano mu ofiary z ludzi i praktykowano rytualny kanibalizm, a kult wprowadził król Likaon. W jednej z wersji mitu, za nakarmienie boga ludzkim mięsem został on (i jego synowie) zamieniony w wilka.

No i bardzo się cieszę, że podobają Ci się moje “dialogi i otoczka wokół nich” oraz, że uważasz, iż piszę “sprawnie, barwnie, niby tylko dialog, a nie ma tu nudy, długich opisów, zapychaczy“. Bo w sumie o to mi chodzi. Mnie opisy nie kręcą jakoś.

 

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

Radek, Inanna Po komentarzu Inanny to ja stwierdzam, że chyba nie czaje opowiadania, przeczytam jeszcze raz może coś mi się rozjaśni :D

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

@Bardjaskier (ad. „Arcymistrzyni”):

 Za radą (dla młodych pisarzy) staram się unikać niepotrzebnych fragmentów. Stąd nie ma (nie było): “Aron nacisnął klamkę, ale okazała się atrapą, trzeba było poczekać, aż drzwi się same przesuną. Wszedł do środka, nie znalazł żadnego stołka, żeby usiąść. Judyta rozpierała się w fotelu. Jej czerwone lakierki na czterocalowej szpilce stały na parapecie półotwartego okna…”. Bo nie ma znaczenia, jak wszedł do środka. Potem już widział i słyszał Judytę. Oczywiście jeśli czytelnikowi przeszkadza, to zawsze poprawiam – dodałem kawałek boldem: “odważył się otworzyć drzwi i wejść”. Bo w sumie, dlaczego miałby się nie odważyć?

O co chodzi z klonem?

Zarówno dziewczyna na recepcji, jak i panna Judyta próbują sprzedać “młodemu” skorzystanie (płatne) z klona. Nie wiem, co dopisać, oprócz tego, że klon (jak wynika z tekstu) ma dobrą kondycję, bo “na nogach od rana”, kiedy reszta ledwo żyje.

nieoczekiwany temat sierżanta i robi się tajemniczo i trochę nawet niebezpieczne dla Arona :)

Niebezpieczeństwa dla Arona nie widzę. Jednak sztuka, której go będzie uczyć Judyta, prowadzi do tego, że ludzie giną, a nie służy tylko zdawaniu egzaminów.

 

@Inanna (ad. „Arcymistrzyni”):

Myślałam, że Judyta sama pomoże Aronowi rozluźnić się, a nie tylko zasugeruje znalezienie dziewczyny, no ale…

Chciałem nieco czytelnika zaskoczyć i przy okazji zbudować pewne napięcie. Aron z jednej strony wie, po co przyszedł do tego burdelu. Poza tym Judyta (pewnie) byłaby zafascynowana nową rolą w życiu (nauczycielki i to nie seksu). Czy Aron dalej byłby taki twardy (w swoich postanowieniach), jeśli zobaczyłby klona? Tego nie odważyłem się napisać, żeby nie było płasko.

Jakiś poeta starożytno grecki, krytykując Spartę, napisał, że nie powinno się ludzi uczyć zabijania, którzy jeszcze nie umieją tańczyć. Uprzedzam, że chodzi o radość życia, a nie fizyczną zdolność wykonywania pewnych ruchów przy muzyce. Najlepsze rzeczy w życiu robi się we dwoje i Judyta (już w roli mistrzyni) nie chciała chłopakowi tego psuć.

 

Gdy opiszę sugestywnie i realnie, zaznaczę neonem, że jednak drastycznie paskudne.devil

A nie jestem przekonany, czy da się to zrobić ciekawie.

 

@Ananke (ad. „Robota jak robota…”)

 

Nie dość, że wilki przyjęły go do wojska, czyli przeszedł całą tą ich wariacką selekcję, to jeszcze zrobili z niego „szpiega”? Niezły musi być. Cichy i szybki, sprawny w zabijaniu. Do tego pewnie na każdej broni się zna.

W zakresie infodumpu, to zgadzam się na “info-”, ale trzy zdania, w tym jedno karłowate nie kwalifikują się na “-dump”. Poza tym to się czyta jako myśli bohaterki przedstawione narracją. Ona o nim trochę fantazjuje (educated guess w tym przypadku).

Choć Marena to jedno z imion bogini Marzanny, zwanej też Śmiertką.

Użyję :--)

 

Co do zmywania (@Koala75), mnie to rozluźnia i uspokaja. Dziewczynkom też wolno. Poza tym, jeśli ja czegoś nie zmyję, to z pewnością jest brudne! Z drugiej strony układ odpornościowy też trzeba ćwiczyć.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Poza tym, jeśli ja czegoś nie zmyję, to z pewnością jest brudne!

Właśnie!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Radek OK tekst po komentarzach i drugim czytaniu wygląda już inaczej. Ale jak bym się nie starał jakoś nie widzę tego burdelu :) No niby recepcjonistka jest dziwnie ubrana ale to SF więc jakoś to tak mnie nie przekonuje. Skróty w tekście – coś tak czułem :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

“Gdy opiszę sugestywnie i realnie, zaznaczę neonem, że jednak drastycznie paskudne.”

A nie jestem przekonany, czy da się to zrobić ciekawie.

Radek, czyżbyś nie wierzył w moje możliwości sugestywnego opisu? Normalnie rzuciłeś mi rękawicę. Dobrze, przyjmuję. Już mi się nawet ta scena w głowie ułożyła, ale że mam trochę napięty grafik, to muszę wygospodarować wolną chwilę, żeby spisać i wrzucić kolejny fragment, tym razem: “O szlachetnej, acz zanikającej sztuce nabijania na pal”.

 

Poza tym, jeśli ja czegoś nie zmyję, to z pewnością jest brudne!

Ja to mam tak, że jak zmywarka nie wypierze przynajmniej w 75 st, to jest brudne. Ale od syfu jeszcze nikt nie umarłwink

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

@Bardjaskier:

Ale jak bym się nie starał jakoś nie widzę tego burdelu :) No niby recepcjonistka jest dziwnie ubrana ale to SF więc jakoś to tak mnie nie przekonuje. Skróty w tekście – coś tak czułem :)

Rozumiem, burdel do poprawienia :-)

Bo tu bardziej mamy wadę mojej wizji niż skrótów. Chciałem bez nadmiernej ostentacji. Np. recepcjonistka deklamująca cennik – to coś, czego miało nie być.

Coś wymyśliłem i jest boldem.

 

@Inanna:

czyżbyś nie wierzył w moje możliwości sugestywnego opisu? Normalnie rzuciłeś mi rękawicę. Dobrze, przyjmuję.

Do tematu tortur podchodziłem dwa razy: “Bajka nie dla dzieci” (bardziej SF) i “Para i port” (bardziej realistycznie). W obu przypadkach mam wrażenie, że zmęczyłem czytelników.

Nie wątpię w Twoje możliwości, bardziej mnie martwi, czy publiczność to przyjmie.

 

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Akurat fantastykę, to ja piszę dla siebie, nie pod publiczkę. Ważne, żebym miała z tego fan. A czytelnicy, jak czytelnicy. Części zupełnie nie podejdzie, część odsądzi od czci i wiary, części się spodoba, a reszta wzruszy ramionami. Wszystkim nie da się dogodzić, szczególnie, gdy porusza się ciężkie i kontrowersyjne tematy. Dzięki za podrzucenie tytułów, przeczytam dla inspiracji.

Mnie bardziej martwi kwestia techniczna palowania. Jak to zrobić dobrze, żeby klient zbyt szybko nie zszedł. Nie wiem, czy znajdę jakieś źródła, bo podręcznika to raczej nie madevil

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

Arcymistrzyni

 

Radku, podoba mi się stylizacja, od początku czujemy, że mamy do czynienia z małolatem.

 

Popatrzył na zawieszony na bramie czajnik.

Hm, ciekawe. Fajny zabieg, wprowadzić taki dziwny element.

 

Nie rozumiem tylko tych pogrubień. Jaką pełnią funkcję? (Edycja po przeczytaniu komentarzy: Okej, wprowadzone później, ale możesz spokojnie je usunąć.;))

 

powiedział, odważył się otworzyć drzwi i wejść.

Tutaj to „odważył się” tak średnio pasuje. Jakiej trzeba odwagi do otwarcia drzwi? Wystarczy, że powiedział i wszedł do środka, fakt, że otworzył drzwi jest oczywisty, skoro wchodzi. ;) Ja i tak bym pewnie wywaliła całość i dała już, że wszedł, no bo skoro mówi, to wiemy, że to Aron mówi.

 

odrzekła Judyta, odruchowo oglądając klienta

Skaczesz po podmiotach. Na początku wprowadziłeś stylizację pod Arona, a teraz nagle mamy punkt widzenia Judyty.

 

Panna nie pani

Dałabym przecinek po „Panna”

 

Na tym etapie: fajnie, w domu wiadomego pochodzenia, jest kobieta, która świetnie radzi sobie ze strzelbą, nietypowo zagrane, podoba mi się. ;)

 

„Ale wy nie bądźcie nazywani nauczycielem mistrzem”,

Przecinek po nauczycielem.

 

„Ale wy nie bądźcie nazywani nauczycielem mistrzem”, przypomniał sobie Aron i zapytał: – A mogę cię nazywać inaczej?

Tutaj przenieś myślnik z kwestią dialogową niżej:

„Ale wy nie bądźcie nazywani nauczycielem mistrzem”, przypomniał sobie Aron i zapytał:

– A mogę cię nazywać inaczej?

 

tarczy i …

Spacja się wkradła przed wielokropkiem. ;)

 

Uspokoił oddech, zgrał wskaźnik celu ze środkiem tarczy i … polizała go po uchu.

– Mówiłam, że musisz znaleźć dziewczynę.

 

Robi się ciekawie. :)

 

układ zapłonu generatora jonowego strzelby

Trochę długie porównanie. XD

 

Ej, ale jak to, koniec sceny? :D Trochę tutaj brakuje mi myśli przewodniej w rozmowie, bo widzę, że zamysł był taki, że mamy dwóch mistrzów? Tzn. Amos był mistrzem Judyty i zginął, a teraz Aron chce być jej uczniem. ;) Ale przez rozmowę o Amosie, dialog Arona z Judytą trochę traci.

 

Ale ogólnie podobał mi się klimat miejsca, które jest takie opuszczone, młodego chłopaka, który chce się szkolić, więc udaje się do burdelu, jedynie te wzmianki o klonie jak dla mnie mało potrzebne, chyba że to symbol tego, że mamy daleką przyszłość. Problemem jest to, że klona w scenie brakuje i Aron średnio się do tego wszystkiego odnosi, nie wiemy, co myśli.

 

529 słów, w limicie.

Jeszcze sporo do limitu było, zresztą w razie czego mogę nagiąć zasady. :)

 

 

Po przeczytaniu komentarzy:

Aron nacisnął klamkę, ale okazała się atrapą, trzeba było poczekać, aż drzwi się same przesuną. Wszedł do środka, nie znalazł żadnego stołka, żeby usiąść. Judyta rozpierała się w fotelu. Jej czerwone lakierki na czterocalowej szpilce stały na parapecie półotwartego okna.

A ten fragment – tu można pomyśleć.  

Fakt, że klamka jest atrapą nie musi jakoś szczególnie być, ale też nie jest czymś, co trzeba wywalić. Pokazuje to, jaki świat mamy, że to przyszłość (co podkreślasz też przez broń i klona). Więc jeśli sam uważasz, że to się przyda do opisu świata, jak dla mnie spokojnie możesz dodawać. ;)

 

Wszedł do środka, nie znalazł żadnego stołka, żeby usiąść.

Skoro nie znalazł stołka – dobrze, że wywaliłeś, bo to pusta informacja. Nie znalazł też pewnie przekąsek itd.

 

Judyta rozpierała się w fotelu. Jej czerwone lakierki na czterocalowej szpilce stały na parapecie półotwartego okna.

To już jest fajne, to jest pełnoprawny opis, przybliża nam postać Judyty i dodatkowo opisuje przestrzeń. Ja bym nie wywalała (tylko usunęła wysokość szpilek, co za różnica, ile cali), ale zrobisz jak chcesz. ;)

 

ale trzy zdania, w tym jedno karłowate nie kwalifikują się na “-dump”. Poza tym to się czyta jako myśli bohaterki przedstawione narracją. Ona o nim trochę fantazjuje (educated guess w tym przypadku).

Fakt, narracja pierwszoosobowa, więc takie informacje nie są aż tak męczące, ale mimo wszystko dla mnie to takie opisywanie myślami bohaterki tego, co chcemy przekazać czytelnikowi jako autorzy, żeby nie uznali, że bohater jest zbyt słaby i zbyt szybko przyjęty na ucznia. ;) Dla mnie fajnie, jak takie rzeczy wynikają z tekstu, a nie z myśli bohaterki trochę bardziej pod nas, czytelników. ;)

 

 

Ale jak bym się nie starał jakoś nie widzę tego burdelu :)

Bardjaskier – ja to po tym zdaniu już wiedziałam, co to za pensjonat. XD

 

Recepcjonistka była ubrana w półprzezroczysty szlafrok.

 

 

 

Inanna:

 

To jest pierwsza historia, której nie mam ułożonej w głowie od a do z. Nie wiem do końca, kim jest Marena, nie wiem, dlaczego Młody chce terminować, nie wiem co z tej współpracy wyjdzie, itd.

Inanno, pocieszę Cię, że ja w 90% tak piszę: nic nie wiem o bohaterach, wrzucam ich na głęboką wodę i sama śledzę ich losy z zainteresowaniem, patrząc, co im się przytrafi. Dzięki temu, pisząc, sama jestem ciekawa, co ich spotka. :D

 

Ananke brakło mi znaków i zrobiłam cięcia, a początek w pierwotnej wersji miał brzmieć tak: …

Wiem, że limit jest okrutny, dlatego pisałam przy wyzwaniu, że w razie czego można trochę nagiąć limit i napisać więcej znaków, jeśli ktoś da znać, że potrzebuje. :D

 

Budzę się i od razu żałuję. (…)

Fragment to właściwie streszczenie wczorajszego wieczoru, więc tak koniecznie nie musiałby być. ;)

 

Wg moich doświadczeń, nie wszyscy właściciele umięśnionych ramion mają automatycznie szerokie klaty.

Może nie, ale chyba ciężko wyobrazić sobie, że ma tę klatę jakąś szczególnie małą, więc taka informacja za wiele nam nie daje. ;)

 

Po cóż ja z nim gadam, jak, tak czy tak, muszę się go pozbyć czysto i szybko. (…)

No ten fragment już fajnie pokazuje jej emocje. ;)

 

No cóż, chciałam obronić tezę, że jednak tak szybko i bez marudzenia zdecydowała się na przyjęcie go na termin.

Akurat ja po tym jej zdziwieniu i jego tekście, że służył w legii domyśliłam się, że musi być dobry. ;)

 

Mnie opisy nie kręcą jakoś.

Też nie jestem fanką. ;)

 

Nie wiem, czy znajdę jakieś źródła, bo podręcznika to raczej nie ma

Też ostatnio miałam problem, jak obcinałam bohaterowi palce. XD

 

Dobra. Szału nie ma. Na temat też nie do końca ^^ Ale trzeba się wreszcie ruszyć pisarsko. Nawet w robocie między telefonami ze skarbówki XD Komentarze jutro :)

 

Neilowi Gaimanowi – wdzięczni fantaści

 

Cuchnęło stęchlizną. Może to była wina worka, który obcierał mi nos, może to dwaj barczyści panowie, niosący mnie korytarzem, a może sam korytarz. Na to ostatnie wskazywało echo kroków, wyraźnie odbijające się między mokrymi ścianami. Tak czy owak, nie byłam już w Kansas, a zapach okropnie przeszkadzał w rozważaniu co, mianowicie, zrobiłam, komu, i czy wyląduję na dnie kanału w cementowych butach. Na litość boską, jestem księgową! pomyślałam. Kroki ucichły, utonęły w morzu głosów rytmicznie, powoli recytujących słowa, których nie rozróżniałam. Próby zrozumienia, co mówią, przerwało mocne uderzenie krzesła o tyłek, a potem szurgnęło płótno, blask jarzeniówek olśnił oczy i mogłam tylko mrugać, przytrzymywana przez silne ramiona, kiedy z mętnej ciemności wynurzał się kształt.

– No, nie – powiedział ktoś. Chyba ja.

Przed czarnym, workowatym kapturem złożyły się w piramidkę klasycznie blade i sękate dłonie. Niewidoczne oczy taksowały mnie w najlepszym stylu Hammer Horror.

– Nie ma mowy. – Szarpnęłam się, bezskutecznie. Jeśli trafiłam do filmu klasy B, to na dobre. – Co to za wygłupy?

– Ommm – zaszumiało morze głosów. – Ooooommmmm… Nowy plan taryfowyyy… Ommmm… czy jest pani właścicielką domu…

Zamarłam. Odtworzyłam sobie ostatnie parę sekund w głowie i wygłosiłam najinteligentniejszy komentarz, na jaki mnie było stać.

– Co?

Sękata dłoń wzniosła się w geście klasycznie dyktatorskim, uciszając głosy.

– Zastanawiasz się pewnie…

– Nie. Nie zastanawiam się, nie będę się bawić we francuski ruch oporu, puszczajcie!

Przy dźwiękach "ommów" wciśnięto mnie w krzesło. Mocno. Klon Palpatina podjął:

– Mieszkańcy krajów oświetlonych słońcem – tu wzdrygnął się teatralnie on, jego siepacze, a z nimi i ja, nadal przyciskana do nieszczęsnego mebla – nie wiedzą, skąd pochodzimy. Lecz ty raduj się, boś dostąpiła zaszczytu!

– Fotowoltaika – zaintonował chór w tle.

– Dostrzegliśmy twoje zdolności!

– Zmień operatora!

– Potrafisz zagadać urzędników skarbowych! Potrafisz wyjaśnić ZUS!

– … co.

Cokolwiek się działo za moimi plecami, brzmiało coraz mniej jak horror, a coraz bardziej jak Bollywood. Zakapturzony podrygiwał na podobieństwo prażonego karalucha, aż nagle podniósł ręce, białe i żylaste, a impreza ucichła, jak nożem uciął.

– Dlatego zostaniesz jedną z nas – oznajmił.

– … co? – wykrztusiłam.

– Nauczymy cię wszystkiego – ciągnął, składając dłonie znowu w piramidkę. – Aż kiedyś zajmiesz moje miejsce…

– Nowy plan taryfowy!

– Jako Pierwszy Telemarketer! – Zakapturzony triumfalnie zerwał się z krzesła.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

@Ananke (Arymistrzyni):

Zostawiłem atrapę klamki, pasuje mi do klona.

Hm, ciekawe. Fajny zabieg, wprowadzić taki dziwny element.

Dziękuję, trochę ukradłem ze starej anegdotki, ale jak pensjonat, to robią herbatę. Prawda?

Skaczesz po podmiotach. Na początku wprowadziłeś stylizację pod Arona, a teraz nagle mamy punkt widzenia Judyty.

Skaczę, ale z zamysłem. Nie chciałem napisać: “Aron zauważył, że Judyta odruchowo oglądała go jak klienta”. Miało być bardziej lapidarnie. I tak patrzymy oczami Arona na wszystko. Jesteśmy cały czas z nim.

Przecinek po nauczycielem.

Nie ma.: https://www.bible.com/af/bible/319/MAT.23.8.NBG

Głównie dlatego użyłem tego cytatu, bo nie ma przecinka i byłem w szoku.

[układ zapłonu generatora jonowego strzelby] Trochę długie porównanie. XD

Niby tak, ale w realu byłoby: “Jesteś chłopcze jak ZGJ” i oboje by rozumieli.

Ej, ale jak to, koniec sceny? :D Trochę tutaj brakuje mi myśli przewodniej w rozmowie, bo widzę, że zamysł był taki, że mamy dwóch mistrzów?

Bardziej chciałem przekazać myśl, że arcymistrzyni przekazuje uczniowi dwie nauki:

  1. znajdź dziewczynę, bo życie.
  2. “Popychał i szarpał za włosy. A takich rzeczy się nie robi, kiedy wszyscy wokół są uzbrojeni…”, bo śmierć.

Eros i Tanatos :-P

Aron ma prawo się domyślać, że Judyta coś mogła mieć wspólnego ze śmiercią Amosa, ale wolałby nie.

ja to po tym zdaniu już wiedziałam, co to za pensjonat. XD

Na wszelki wypadek, dla dosłowności, dorzuciłem wskazówki do cennika.

Też ostatnio miałam problem, jak obcinałam bohaterowi palce. XD

Tak bez instrukcji? Rzeczywiście straszne! ;-)

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Hej Tarnino Absurd opki szokuje i śmieszy, a to już coś. Tarnina w worku na głowie, ciągnięta przez kosmitów miała przemyślenia w stylu Marlowe, teksty właściwie też w jego stylu :). Zabrakło mi jednak puenty, chyba, że to fragment to wtedy ok ;) Nie wiedziałem, że masz super moce :D, zagadać urzędnika z US, to lepsze od laseru w oczach, a na pewno bardziej praktyczne :) Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

@Tarnina (…--wdzięczni fantaści):

Moja odporność na wierdness kończy się mniej więcej na poziomie “Autostopem przez galaktykę”, a dalej jest ściana. Na szczęście – nie przekroczyło.

Od razu podejrzewałem, że telemarketerzy to musi być jakaś sekta i to z ciężkim wspomaganiem chemicznym.

Podobało mi się ujęcie tematu, rekrutacja jak we flocie (”Porwany za młodu”) i sztafaż filmu klasy B (”Oczy szeroko zamknięte”, wprawdzie nie jest klasy B, ale ma takie dekoracje).

Odniesienia do Hammer Horror nie zrozumiałem, ale obejrzałem tylko “Five Million Years to Earth” i to w poprzednim stuleciu raczej. Kansas (”Czarodziej z krainy Oz”) wydał mi się mylący, bo bohaterka to nie Dorotka, która sama ruszyła w świat (jak Neo z Matrixa, znajdując przyjaciół), ale została wciągnięta.

Om!

@Inanna:

Akurat fantastykę, to ja piszę dla siebie, nie pod publiczkę.

No to ja wszystko, co publikuję (nomen omen), piszę pod publiczkę. Jeśli coś – dla siebie, to tego nie publikuję, bo boję się, że ludziom powypadają oczy, żeby ochronić mózg.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Tarnina

Neilowi Gaimanowi – wdzięczni fantaści

 

niosący mnie korytarzem, a może sam korytarz.

Bliskie powtórzenie. 

 

Na litość boską, jestem księgową

Ach, te księgowe! Zawsze ktoś je porwie, żeby coś od nich zdobyć. :D Podoba mi się, że mamy księgową, a nie superbohatera. ;) Hm, czy będą chcieli, żeby była ich Mistrzem Księgowości? :D

 

wygłosiłam najinteligentniejszy

Trochę długie sformułowanie, biorąc pod uwagę sytuację. Chociaż nie czepiam się aż tak bardzo, bo bohaterka ogólnie jest mocno opanowana i całość w bardziej żartobliwej konwencji. ;) 

 

Palpatina

O, ciekawe, myślałam, że się odmienia, chyba za dużo się naczytałam tej pisowni z odmianą xd. 

Poza tym – Palpatine i jego klon? :D Hehe. :D Teraz się tak zastanawiam: to było porównanie (bo kaptur) czy faktycznie mieliśmy kogoś, kto wygląda jak Palpatine? :) 

 

Zakapturzony podrygiwał na podobieństwo prażonego karalucha, aż

Zakapturzony triumfalnie zerwał się z krzesła.

To on jednak cały czas siedział, wyczyniając te harce? XD

 

No, Tarnino, popłynęłaś, fajne. :D

Worek absurdu, można powiedzieć, podobało mi się. :D

 

Co do związku z tematem – czyli oprócz jednego zakapturzonego mistrza, tych innych mistrzów będzie dużo, a ona jako jedna uczennica? No ładnie… I to wbrew woli, w sumie za wiele do gadania nie ma. Już rozumiem, to dlatego telemarketerzy są tak zdesperowani xd. Skoro ich porywają i mieszają w głowie, aż nie zostaną idealnymi sprzedawcami. XD

 

 

Radek

Skaczę, ale z zamysłem. Nie chciałem napisać: “Aron zauważył, że Judyta odruchowo oglądała go jak klienta”. Miało być bardziej lapidarnie. I tak patrzymy oczami Arona na wszystko.Jesteśmy cały czas z nim.

 

Nie możesz napisać, że jesteśmy cały czas z nim i patrzymy jego oczami, skoro nie patrzymy cały czas xd. Co do zamysłu – okej, ja mam wrażenie chaosu, więc dla mnie to skakanie jest zbędne, zwłaszcza że nie ma za wiele sensu. Można napisać to inaczej. Bo to, że Judyta na niego patrzyła jak na klienta, no cóż– to raczej oczywiste, skoro przyszedł jako klient, jak miała na niego patrzeć? Nie wiedziała na tym etapie, po co przyszedł. ;) 

 

Głównie dlatego użyłem tego cytatu, bo nie ma przecinka i byłem w szoku

Też jestem w szoku. :D Poza tym – używać cytatu, bo nie ma przecinka – o takim sposobie dobierania cytatów nie słyszałam. :D

Czytałam Biblię już dawno, za nastolatki, w sumie wtedy nie zwracałam uwagi na błędy, ciekawe czy to przypadkowo powielany błąd czy jakiś wyjątek. ;) 

 

Tak bez instrukcji? Rzeczywiście straszne! ;-) 

Niestety nikt nie dał mi instrukcji. :(

To naprawdę straszne. :(

Nie zdążyłam dzisiaj, więc tylko odpowiem :)

 Tarnina w worku na głowie, ciągnięta przez kosmitów miała przemyślenia w stylu Marlowe, teksty właściwie też w jego stylu :)

XD

 Od razu podejrzewałem, że telemarketerzy to musi być jakaś sekta i to z ciężkim wspomaganiem chemicznym.

Albo sekta, albo roboty. Tutaj sekta :D

 Bliskie powtórzenie.

Celowe ^^

 Chociaż nie czepiam się aż tak bardzo, bo bohaterka ogólnie jest mocno opanowana i całość w bardziej żartobliwej konwencji. ;)

To jest mój mózg odreagowujący stres w pracy XD

 O, ciekawe, myślałam, że się odmienia, chyba za dużo się naczytałam tej pisowni z odmianą xd.

No, bo się odmienia – kogo? czego? Palpatina.

 Teraz się tak zastanawiam: to było porównanie (bo kaptur) czy faktycznie mieliśmy kogoś, kto wygląda jak Palpatine? :)

Porównanie ^^

 To on jednak cały czas siedział, wyczyniając te harce? XD

Aaa… siadał i wstawał blush

 Worek absurdu, można powiedzieć, podobało mi się. :D

XD Dzięki :D

 Skoro ich porywają i mieszają w głowie, aż nie zostaną idealnymi sprzedawcami. XD

To jedyne wytłumaczenie (no, nie, jest drugie, że to roboty – ale to lepsze) XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

@Ananke (Ad. Arcymistrzyni):

Nie możesz napisać, że jesteśmy cały czas z nim i patrzymy jego oczami, skoro nie patrzymy cały czas xd.

Ani razu go nie zostawiamy. Nie widzimy niczego, czego on nie widzi. A właśnie, że mogę :-)

Co do zamysłu – okej, ja mam wrażenie chaosu, więc dla mnie to skakanie jest zbędne, zwłaszcza że nie ma za wiele sensu.

 

A to już jest argument, albowiem w burdelu musi być wzorowy porządek. Tylko to nie wykracza ponad:

“Judyta spojrzała na Arona tak, że chłopak zawstydził się i zamknął oczy.”

Też jest skoczone po podmiotach i to w jednym zdaniu. Podobnie jak:

“– Która godzina? – spytał pan w prochowcu.

– Nie mam zegarka – wyznał elf.”

Można napisać to inaczej. Bo to, że Judyta na niego patrzyła jak na klienta, no cóż– to raczej oczywiste, skoro przyszedł jako klient, jak miała na niego patrzeć?

Mogła na niego patrzeć jak na niedorostka, który jeszcze nie zasłużył na korzystanie z uroków przybytku (ta herbata).

Nie wiedziała na tym etapie, po co przyszedł. ;) 

W sumie uczeń też klient.

Też jestem w szoku. :D Poza tym – używać cytatu, bo nie ma przecinka – o takim sposobie dobierania cytatów nie słyszałam. :D

Mój cytat w stopce “Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny” wybrałem ze względu na ten absurdalny średnik :-)

Czytałam Biblię już dawno, za nastolatki, w sumie wtedy nie zwracałam uwagi na błędy, ciekawe czy to przypadkowo powielany błąd czy jakiś wyjątek. ;) 

Nie mam pojęcia. Jednak:

“18 Albowiem oświadczam się każdemu słuchającemu słów proroctwa ksiąg tych: Jeźliby kto przyłożył do tego, przyłoży Bóg nań plagi opisane w tych księgach.

19 A jeźliby kto ujął z słów ksiąg proroctwa tego, odejmie Bóg część jego z ksiąg żywota i z miasta świętego i z tych rzeczy, które są napisane w tych księgach.”

Więc dla jednego przecinka ryzykował nie będę.

 

@Tarnina (…-wdzięczni fantaści):

niosący mnie korytarzem, a może sam korytarz.

Bliskie powtórzenie – widać,

że celowe – doczytałem,

ale jaki jest ten cel?

 

Co do odmiany, to mnie kiedyś uczyli (zaszpanuję – chodziłem do podstawówki), że niespolszczone nazwiska kończące się na e (samogłoskę) odmieniamy tak: klon Palpatine’a. Bo nazwisko Palpatine i Palpatin są zupełnie różne i to „e” zmienia brzmienie tego „i” (czyli są różne fonetycznie – bardzo, vide “Obywatel Kane” vs. “Barbie i Ken”). Do tego zawsze można napisać “klon imperatora Palpatine”. A poza tym uważam, że Palpatine został już tak spolszczony, że to prawie staropolskie.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Errrm.

Palpatine został już tak spolszczony, że to prawie staropolskie

O! I tego się trzymajmy ^^

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnina

 

Celowe ^^

A co ma na celu? XD

 

To jest mój mózg odreagowujący stres w pracy XD

To masz spokojny mózg. :D

 

No, bo się odmienia – kogo? czego? Palpatina.

Ja widziałam zawsze odmiany Palpatine'a. ;) 

 

Aaa… siadał i wstawał 

W tekście tego nie ma. XD

 

 

Radek

 

Ani razu go nie zostawiamy. Nie widzimy niczego, czego on nie widzi. 

Chodziło mi o to, że nie patrzymy jego oczami cały czas, bo Aron nie myślałby o sobie klient, skaczesz po podmiotach i zaprzeczenie nic nie da. :D Jasne, możesz tak robić w opowiadaniach, wszystko można, jak się chce, ale nie ma co zaprzeczać, że robi się inaczej. XD

 

A to już jest argument, albowiem w burdelu musi być wzorowy porządek

Lepiej robić bałagan w burdelu niż w tekście, ale co kto lubi. :p

 

Mogła na niego patrzeć jak na niedorostka, który jeszcze nie zasłużył na korzystanie z uroków przybytku (ta herbata).

Hm, no ale pracując w takim miejscu to chyba ciężko o szczególne rozróżnienie klientów i uznawanie kto zasłużył na korzystanie z uroków, a kto nie. Zresztą, sam napisałeś dalej fragment, w którym sugeruje mu korzystanie z klona i liże mu ucho, więc czytelnik nie potrzebuje informacji, że patrzyła na niego jak na klienta, bo ona tak go traktuje. Ale jasne, możesz pisać jak chcesz, mi nie chodziło o to, że nie można pisać w jakiś sposób, tylko że to może zaburzyć czytanie albo niepotrzebnie je skomplikować. :) 

 

na ten absurdalny średnik :-)

Naprawdę ciekawy sposób dobierania cytatów. :) 

 

Więc dla jednego przecinka ryzykował nie będę. 

Nie dziwię się, jeszcze Bóg gotowy rzucić w Ciebie kamieniem. XD

„Gdy w czasie ucieczki przed Izraelem byli na zboczu pod Bet-Choron, Pan zrzucał na nich z nieba ogromne kamienie aż do Azeki, tak że wyginęli. I więcej ich zmarło wskutek kamieni gradowych, niż ich zginęło od miecza Izraelitów.”

 

 

 

Tarnino, widzę, że Radek też zauważył odmianę. No dla mnie to takie nazwisko z końcówką na „e” jest mało polskie i pewnie stąd odmiana. ;) 

 

 

Raz kozie śmierć, dołączam do zabawy. Po przeczytaniu pozostałych tekstów (komentarze w końcu się pojawią) zacząłem się zastanawiać, czy mój na pewno jest na temat. W najgorszym wypadku ktoś mnie uprzejmie wyrzuci :)

 

Dzień wyboru

Gdy metro dojechało na miejsce, Zen zaparł się obiema nogami i zajęczał:

– Ja nie chcę tam iść.

Zrozpaczona matka spojrzała nerwowo w stronę kamery i pociągnęła go za rękaw. Chłopiec wiedział, że był już od niej silniejszy. Ona dopiero się przekonywała.

– Masz już trzynaście lat! Najwyższa pora, żebyś przestał odstawiać sceny!

Zen tylko mocniej ścisnął siedzenie.

– Jeśli chcesz wrócić do domu, tak czy siak musisz wysiąść – dodała.

To akurat była prawda. Mamrocząc z niezadowolenia, chłopiec pozwolił rzece innych rodziców z dziećmi wypchnąć się na stację. Wychodziły z niej tylko dwa tunele. Jeden prowadził na powierzchnię, ale przez czerwone ostrzeżenie antysmogowe nikt nie kierował się w jego stronę. Drugi pochłaniał teraz całą masę ludzką, która przed chwilą wysiadła z pociągu.

Po chwili Zen został sam z mamą.

– Nigdzie się stąd nie ruszam.

– Pomyśl sobie, co by ojciec powiedział, gdyby cię teraz zobaczył.

Zen nie wiedział. Nigdy nie poznał ojca. Matka nie dawała za wygraną:

– Poza tym nie możesz tak po prostu uciec. – Znowu poszukała wzrokiem wszechobecnego monitoring, jakby nie wierzyła zapewnieniom rządu, że kamery nie nagrywają dźwięku. – W końcu policja przyjdzie i cię zabierze.

Najbardziej nie lubił mamy za to, jak często miała rację.

– No dobra, pójdę.

Weszli do tunelu. Przed nimi pojawiły się masywne drzwi z napisem: “Biuro młodocianego przydziału zawodowego”. Tutaj rodzice nie mogli już wchodzić. Decyzja miała należeć do dzieci. Mama pocałowała syna w czoło.

– Bądź grzeczny i zastanów się przed wyborem.

Zen podreptał posłusznie za rzeszą rówieśników. Było ich wszystkich około sześćdziesięciu. Weszli na dużą salę. Na środku dłuższego boku pomieszczenia znajdowało się podwyższenie, na którym stali przedstawiciele poszczególnych zawodów, wszyscy ubrani w charakterystyczne niebieskie mundury partyjne.

Głos zabrał szef grupy czyszczącej filtry powietrza. Opowiedział nawet kilka śmiesznych żartów i w ogóle sprawiał wrażenie sympatycznego, ale Zen miał już trzynaście lat i dobrze wiedział, dlaczego czyszczenie filtrów nie jest przyjemną pracą.

Zobaczył, że brama, którą weszli, teraz zamknięta, nie była jedyną drogą prowadzącą na salę. Inne przejścia znajdowały się za mównicą – z nich nie mogło być żadnego pożytku – oraz w bocznej ścianie w postaci niepozornych metalowych drzwi.

Przecisnął się do nich i ze zdziwieniem stwierdził, że są uchylone. Przez szparę było widać fragment mrocznego korytarza skąpanego w słabym niebieskim świetle. Zen zobaczył, że kilka głów jest odwróconych w jego stronę, ale zignorował to i wszedł do środka.

Na końcu korytarza znajdował się magazyn, tylko jakiś dziwny. Był tak wysoki, że musiał chyba zajmować dwa piętra. Odstępy między półkami były nieregularne i układały się w spiralny wzór wijący się wzdłuż ścian.

Chłopiec stał przez chwilę z otwartymi ustami, po czym wpadł na szalony pomysł: zaczął się wspinać. Większość drogi pokonał bez problemu, dopiero pod samym sufitem okazało się, że nie sięga do następnej półki.

Usłyszał kroki w korytarzu. Może na górze udałoby mu się schować. Miał już trzynaście lat. Da radę.

Skoczył i złapał się metalowej listwy. Od podłogi dzieliły go chyba ze cztery metry. Zajęczał z wysiłku i zaczął się podciągać. Wtem w lewej ręce chwycił go skurcz. Zaczął spadać, gdy poczuł, jak ktoś łapie go i wciąga na górę.

Na szczycie regału siedział mężczyzna w niebieskim mundurze. Przyłożył palec do ust, nakazując Zenowi milczenie. Pod nimi jeden z jego rówieśników wszedł właśnie do magazynu, ale rozejrzał się tylko i szybko zawrócił.

– Czy wiesz, dlaczego się tu znalazłeś?

– Ja przepraszam, proszę pana…

– Znalazłeś się tutaj, bo jesteś najbardziej inteligentny i odważny z całej grupy. Widziałeś tego dzieciaka, który przed chwilą tu wszedł? Nie dość, że trząsł się jak galareta, to jeszcze nas nie zauważył. Jesteś lepszy od nich wszystkich i dlatego chciałbym zaproponować ci miejsce w Młodocianej Akademii Sił Specjalnych. Jedyne, czego potrzebuję, to twojej zgody.

W pierwszej chwili Zena zatkało. W kolejnej uśmiechał się już od ucha do ucha.

– Zgadzam się, proszę pana!

Gdy po zakończonej ceremonii wrócił do mamy, opowiedział jej, co zaszło:

– Mamo, udało mi się, będę komandosem!

Na twarzy matki pojawiło się przerażenie.

– Zen.

– Tak?

– Wiesz, czemu nigdy nie poznałeś ojca?

– Nie…

– Też mu się kiedyś udało. Tuż przed porodem pojechał n-na m-misję… – wybuchnęła płaczem.

Zen chciał ją jakoś pocieszyć, ale zauważył, że nie patrzyła w jego stronę, tylko gdzieś za niego. Obrócił się i zobaczył tego samego mężczyznę w niebieskim mundurze, którego znalazł w magazynie. Matka podeszła do żołnierza i dała mu w pysk.

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Hej 

ostam

 

Chciałoby się powiedzieć – jaki ojciec taki syn :). 

 

Masz fajne opisy, nie idziesz na skróty i dajesz czytelnikowi ten świat na tacy. Znowu mamy “zły system” oparty na monitoringu i kontroli obywateli plus smog :). Ale to nie przeszkadza – przekoloryzowany świat XXI w. zawsze dobrze wchodzi :). 

Temat jest tu widoczny, relacja matka– syn jest dla mnie jak najbardziej w konwencji mistrz-uczeń. 

Zastanawia mnie zakończenie, nie dostrzegam w nim nic po za happy end’em umieszczonym bez jakiegoś uzasadnienia. 

Alem może znowu nie dostrzegam jakiegoś drugiego dna w historii ;) – co jak siebie znam jest całkiem prawdopodobne :)

 

Ogólnie dobry szort :) 

Pozdrawiam :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Komentarze. Czy coś w tym stylu ^^ Stan na godzinę 15.00, a właściwie, to na 11.20

 

Cel ćwiczenia:

scena pierwszego spotkania mistrza (doświadczonego) z uczniem (początkującym)

powinny się w niej znaleźć pierwsze wskazówki

dobrze by było, żeby uczeń nie chciał się uczyć/nie lubił (nie aprobował?) mistrza

 

Bardjaskier

Ano, jest wojsko. Na tym się nie znam. Są pierwsze wskazówki (jakże praktyczne). Cokolwiek infodumpowe, można wyczesać sporo błędów, ale cele ćwiczenia scenka spełnia. Odmaszerować!

Koala75 (1)

Notatka, Misiu kochany. Jest w niej wszystko, co ma być, ale to notatka. Choć całkiem sympatyczna i z potencjałem.

Koala75 (2)

Notatki ciąg dalszy ("uspokaja"! wrr!) – meandrujesz. Ananke dobrze to wyłapała. Jeśli chcesz ten pomysł rozwijać, nie spiesz się. Rozpisz sobie, o czym będzie.

Inanna

Ostre jak papas arrugadas :) Brakuje trochę przecinków. Ogólnie wygląda na niezły początek czegoś większego, ale nie powieści, raczej dłuższego opowiadania.

Radek

Chaotyczne i pospieszne. Za dużo różności w tych 529 słowach. Założenia spełnione.

 No dla mnie to takie nazwisko z końcówką na „e” jest mało polskie i pewnie stąd odmiana. ;)

OK, sprawdziłam. Macie rację. (Macie rację…) https://sjp.pwn.pl/zasady/244-66-2-Nazwiska-zakonczone-na-e-nieme;629619.html

 A co ma na celu? XD

A, naturalność ^^ Powtórzenia są złe, kiedy zwracają na siebie uwagę. Są dobre, kiedy wydumany synonim zwróciłby na siebie uwagę bardziej.

 Głównie dlatego użyłem tego cytatu, bo nie ma przecinka i byłem w szoku.

Ale to Biblia Gdańska (siedemnastowieczny przekład protestancki), a dziś zasadniczo obowiązuje (katolików) Biblia Tysiąclecia ^^ I strona w ogóle jakaś po niderlandzku, więc możliwe, że powiela błąd. Odpowiedni fragment u (późno) szesnastowiecznego Wujka:

8 Ale wy nie zówcie się Rabbi; albowiem jeden jest nauczyciel wasz, a wszyscy jesteście bracia.

(Zwróć uwagę na cudownie archaiczną pisownię "rodzaju jaszczórczy"!)

Zresztą (nadal nurzam się w grzechu acedii, tak), Wikiźródła mają taki tekst Biblii Gdańskiej:

 8 Ale wy nie nazywajcie się mistrzami; albowiem jeden jest mistrz wasz, Chrystus; ale wy jesteście wszyscy braćmi.

ciutkę jakby nowocześniejszy od Wujkowego ("jaszczurczy" jest przez "u"), ale ton ten sam.

<tu zadzwonił Urząd Skarbowy>

<tu nastąpiło zatrzymanie akcji mózgu>

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej Bardzie! Mistrzem, o którym myślałem, był w tym przypadku ojciec – w końcu tekst miał być o pierwszym spotkaniu, chociaż innych mistrzów faktycznie też tam pod dostatkiem. Jeśli chodzi o motywy, to wziąłem kilka, o których ostatnio myślałem, wrzuciłem do kotła i zamieszałem :) Nie ma tutaj żadnego drugiego dna ani ukrytego przesłania. W zakończeniu chciałem w jednym momencie zgrabnie zamknąć wszystkie wątki: brak ojca i związane z nim trudności w wychowaniu, poszukiwanie swojej drogi przez Zena i znalezienie wyzwaniowego mistrza, który okazuje się członkiem rodziny ;)

 

Jeśli chodzi o Szeregowego Smitha, żołnierski klimat według mnie oddany szorstko i dosadnie. Gdy Smith został wysłany na zwiad, pomyślałem nawet, że jedyną słuszną metodą na sprawdzenie, czy robale robią podkop, jest podstawienie im człowieka i sprawdzenie, czy wyjdą, chociaż po końcówce wnioskuję, że normalna metoda również istnieje ;)

 

Koalo, jak dla mnie pierwszy fragment był wystarczająco kompletny. Fabularnie nie stanowi on oczywiście zamkniętej całości, ale pokazuje, że w nietypowych sytuacjach jesteśmy w stanie odrzucić nasze stereotypowe uprzedzenia i pomóc innym, gdy jest taka potrzeba. Nawet, jeśli w tym przypadku wygląda to raczej na hipokryzję niż szlachetny charakter.

 

Inanno, powtórzę po poprzednich komentujących, ale głos narratora jest bardzo wyraźny i dobrze oddaje jej charakter. Znalezienie powodów do przyjęcia ucznia wygląda trochę, jakby sama nie chciała przed sobą przyznać, że nie miała wyboru ;)

W jednym miejscu osobiście się z nią nie zgadzam (chociaż nie jest to zarzut do opowiadania, tylko luźna dygresja). Kara ma dwie słownikowe definicje: represja wobec osób, które popełniły przestępstwo, albo środek wychowawczy. Podczas gdy Marena zdaje się uznawać tę pierwszą, mi jakoś ona nie leży. Rozumiem, że trzeba jakoś odstraszać ludzi od przestępstw, ale tutaj nie daje im się żadnej możliwości poprawy, co moralnie nie pozwala mi znaleźć dla niej uzasadnienia. No chyba że na pewno wiadomo, że poprawa nie nastąpi.

 

Radku, udało mi się zrozumieć, gdzie trafił Aron, chociaż wydaje mi się, że bez wprowadzonych poprawek też mógłbym mieć problem. Niemniej proces osiągania zrozumienia, nawet jeśli trochę dłuższy, był całkiem satysfakcjonujący.

Rozumiem, co chciała przekazać swojemu uczniowi Judyta, jednak wszystkie przekazane informacje według mnie nabrałyby wartości dopiero w kontekście ciągu dalszego. Oczywiście jest to fragment, ale jako samodzielny tekst skończyłem czytać z poczuciem raczej urwania historii, niż jej zakończenia.

 

Tarnino, natłoczenie niestandardowych konstrukcji i składnia w pierwszym fragmencie cudownie oddają mętlik w głowie bohaterki. Dwie rzeczy, które zastanowiły mnie technicznie:

może to dwaj barczyści panowie, niosący mnie korytarzem, a może sam korytarz.

Wydaje mi się, że jest to kluczowa informacja do zrozumienia, o jakich barczystych panów chodzi, więc zgodnie z moją wiedzą chyba nie powinna być wydzielona przecinkami. Jeśli moja wiedza jest wadliwa, chętnie ją zaktualizuję ;)

Cuchnęło stęchlizną. Może to była wina worka, który obcierał mi nos, może to dwaj barczyści panowie, niosący mnie korytarzem, a może sam korytarz. Na to ostatnie wskazywało echo kroków […]

Brzmi, jakby echo wskazywało na to, że korytarz cuchnie stęchlizną.

 

Poza tym przesłanie w punkt, może teraz przychylniej spojrzę na zautomatyzowany wydział tej sekty. Dobrze, że z niektórych dziedzin człowiek jest wypierany ;)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Wydaje mi się, że jest to kluczowa informacja do zrozumienia, o jakich barczystych panów chodzi, więc zgodnie z moją wiedzą chyba nie powinna być wydzielona przecinkami

Wtrąceniem nie jest, przecinki są tu z powodów pozawtrąceniowych.

Brzmi, jakby echo wskazywało na to, że korytarz cuchnie stęchlizną.

… ym. Kurka. Jak tak teraz spojrzę… trochę faktycznie. Argh, nie wiem, co z tym zrobić.

Poza tym przesłanie w punkt, może teraz przychylniej spojrzę na zautomatyzowany wydział tej sekty. Dobrze, że z niektórych dziedzin człowiek jest wypierany ;)

Wiesz, co z nią zrobili w Dobrym omenie? XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Wtrąceniem nie jest, przecinki są tu z powodów pozawtrąceniowych.

Powiedzmy, że rozumiem…

Wiesz, co z nią zrobili w Dobrym omenie? XD

 Niestety nie, w okołopratchettowych rejonach mam duże zaległości. To może być nawet dobry czas, żeby się za nie w końcu zabrać :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Komentarze nadrobię, na razie powiem tylko, że mam już swojego faworyta. ;)

OK, równe 700 słów (wg Worda). To nie jest to, co chciałem napisać najpierw, ale w międzyczasie wpadł mi do głowy lepszy pomysł. XD Ostatecznie wyszedł taki trochę horror a la ,,Mumia” z dość swobodnym potraktowaniem mitologii egipskiej.

 

Pierwszym znakiem, że zbliża się do celu, było robactwo. Jasne, drobne insekty na pustyni nie były niczym niezwykłym, ale kiedy w odstępie zaledwie paru minut zobaczyła żuka gnojarza, krocionoga i kilka mrówek zmierzających w tym samym kierunku, wiedziała, że jest na dobrej drodze. Ruszyła śladem żyjątek.

Późnym popołudniem doprowadziły ją do rozległego leju skrytego pośród wydm. Berenika wzmogła czujność – wgłębienie bardzo przypominało gniazdo mrówkolwa. Jednak wszystkie robaki, których tu było dużo więcej, zmierzały wprost do centralnego otworu.

Podróżniczka wzięła głęboki wdech. Za późno na wycofanie się. Zsunęła się ku ziejącej ciemnością dziurze, która była akurat na tyle szeroka, by pomieścić człowieka. Berenika, po kostki w paskudnych stworzonkach, zaczęła ostrożnie schodzić do środka. Nie znalazła żadnego oparcia dla nóg. Sapnęła i zacisnęła powieki.

Moja pani, nie daj mi zginąć w tej chwili!

Puściła krawędź i spadła.

Leciała krótko. Wylądowała na nierównej powierzchni, której nie potrafiła zidentyfikować, ale czuła, że się pod nią przesuwa. Wstała, zdjęła chustę z twarzy i kaptur. Otaczała ją ciemność, w której było słychać tylko szuranie tego czegoś na ziemi i klekot setek malutkich odnóży.

– Halo? – zawołała Berenika. – Jest tu ktoś?

Wtedy zobaczyła majaczące w oddali czerwone światełko. Tkwiło w miejscu, więc dziewczyna założyła, że to przejście do kolejnego pomieszczenia. Zrobiła krok w jego stronę. Od razu straciła równowagę i z krzykiem stoczyła się po stromo opadającym podłożu.

Skończyła na plecach przed wyjściem. Jęknęła, zamrugała i odwróciła głowę. Teraz zobaczyła, że obie podziemne komnaty – ta, w której leżała, i ta oświetlona czerwonym światłem – były zasłane kośćmi; ludzkimi, zwierzęcymi, trudnymi do rozpoznania. Berenika wzdrygnęła się i szybko wstała. Otrzepała ubranie i weszła do kolejnego pomieszczenia.

Ujrzała najwspanialszy albo najbardziej przerażający widok w swoim życiu. Salę w kształcie kostki oświetlało sześć wielkich koksowników płonących czerwonym ogniem. Tak samo czerwone były ściany pokryte reliefami w stylu starożytnego Kemetu, przedstawiającymi niepokojące postacie i zdarzenia. Sklepienie podtrzymywały cztery kolumny w kształcie szkieletów, a na środku znajdował się prosty, kamienny ołtarz. Nad nim górował posąg mężczyzny o twarzy skrytej w cieniu. A na posągu…

– Achhh, któż to przybywa w gościnę?! – zaskrzeczała skrzydlata sylwetka na ramieniu statuy. – Żywa dusza w świątyni śmierci?

– Wielka Nechbet! – Berenika, zgodnie z tym, co nakazywał dawny rytuał, padła na twarz przed kobietą-ptakiem. – Pani Rozkładu Prowadząca Dusze Na Drugą Stronę! Spójrz, proszę, łaskawym okiem i zechciej wysłuchać swojej niegodnej służki!…

Chyba nic nie przekręciłam?

Nechbet przekrzywiła głowę.

– Jesteś ochrzczona, czuję to – stwierdziła i prychnęła. – Odrażające. Czego ktoś taki jak ty szuka u starych bóstw?

– Pani… – Berenika uklękła, nie patrząc bogini w oczy. – To prawda, przez większość mojego życia podążałam ścieżką uzurpatorów, ale poznałam swoje błędy.

Wyciągnęła spod koszuli otrzymany od matki wisiorek. Uadżyt, Wszechwidzące Oko, znak dawnych bogów Kemetu. Nechbet najwyraźniej się spodobał.

– Skoro tak – powiedziała łagodniejszym tonem – wstań i powiedz, co cię sprowadza, dziecko.

Berenika posłusznie się wyprostowała.

– Szukam ojca – wyznała. – Trafił tu wiele lat temu.

– Ach tak. – Nechbet zarechotała. – Cóż, skoro tak, może właśnie stąpasz po jego kościach!

– Nie – zaprzeczyła stanowczo dziewczyna. – On wrócił. Nigdy go nie poznałam, ale wiem, że wyszedł stąd… odmieniony. Jako więcej niż człowiek.

– Hm… Więc czego ode mnie oczekujesz?

– Chcę zostać wtajemniczona w arkana twojego kultu, o pani. – Berenika nareszcie odważyła się spojrzeć w twarz bogini. – Nie w jakieś ofiary, modlitwy i tak dalej. – Mówiła z coraz większą pewnością siebie. – Chcę, żebyś pokazała mi to samo, co pokazałaś mojemu ojcu, największe sekrety twojej mocy. Tylko wtedy będę mogła go odnaleźć – zakończyła.

Drwiący śmiech ptasiego bóstwa wypełnił komnatę.

– Skoro tak twierdzisz – mruknęła Nechbet. – Jaką cenę jesteś gotowa zapłacić za przywilej zostania moją adeptką?

– Każdą.

– W porządku.

Rozległ się głośny szum. Berenika z niepokojem popatrzyła pod nogi. Spomiędzy kości zaczęły wyłazić przeróżne insekty. Od tłustych, białych larw, przez muchy i szarańczę, po skarabeusze, skolopendry i skorpiony – wszystkie dreptały, leciały lub pełzły w jej stronę.

– Ach, zapomniałam cię uprzedzić – dodała Nechbet od niechcenia – że inicjacja jest, dla was, śmiertelników, raczej nieprzyjemna.

Rój dopadł dziewczynę, która była zbyt przerażona, by się ruszyć. A może to wpływ bogini ją paraliżował, kto wie. Robale wpełzały jej po nogach, siadały na rękach, wchodziły pod ubranie. Po chwili zaczęły gryźć. Kiedy Berenika poczuła je pod skórą, nie wytrzymała. Jej wrzask zmieszał się ze śmiechem Pani Rozkładu.  

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Ostam

 

W najgorszym wypadku ktoś mnie uprzejmie wyrzuci :)

Nikt nie wyrzuci, my tu na luzie gadamy o różnych rzeczach, jak nie będzie w temacie to trudno, tak też bywa w życiu, nie zawsze się gada na temat. :D

 

No to zaczynamy czytanie. :) 

 

Piszesz lekko, czyta się przyjemnie, od razu można wczuć się w młodego Zena, który nie chce wysiadać z metra, a matka tak patrzy na te kamery… Mam scenę przed oczami. Lubię, kiedy tekst mnie od razu wciąga do świata. 

 

przypominającą trochę gimnastyczną

Hm, czy porównanie, że coś trochę przypomina salę gimnastyczną, jest potrzebne? Dalej jest fajny opis. ;) 

 

Nie chciał tu być.

To wiemy z rozmowy z matką. ;) 

 

Zaczynało mu się nudzić

A tego też można się domyślić, zwłaszcza że słuchanie o czyszczeniu filtrów nie należy raczej do ciekawych xd. 

 

Trochę na tym etapie opowiadanie zwalnia. Na początku sceny z matką byłam ciekawa, gdzie on musi iść, a tu się okazuje, że wybór zawodu. Tekst jest dość krótki, więc jak już wiemy, o co chodzi, może warto nie zagłębiać się w te zawody, bo to i tak nie ma za bardzo znaczenia, skoro dalej jest wątek „ucieczki” przez drzwi z sali. 

 

małych metalowych drzwiczek.

To mi się kojarzy z takimi jak dla krasnali. :D

 

Zen upewnił się, że nikt nie zwraca na niego uwagi i wszedł do środka.

Hm, ta cała sala, te zawody związane z partiami, a tu drzwi, których nikt nie pilnuje? Może te drzwi to lepiej poza salą? Skoro bohatera mało interesował wybór zawodu, może warto rozważyć opcję skrócenia tekstu i nie wrzucać czytelnika do sali, na której bohater się nudzi? Zwłaszcza że podchodzi do drzwi, których nikt nie pilnuje? Takie drzwi na korytarzu miałyby chyba większy sens. 

 

Zen stał przez chwilę zdziwiony

Może warto opisać jak wyglądało jego zdziwienie. ;) 

 

Zen próbował wymyślić jakieś alibi, ale wiedział, że nie było na świecie wytłumaczenia, które wyjaśniałoby jego wybryk.

Zrezygnowałabym z tego, za długie, dynamika siada, a że próbował coś wymyślić – możemy się domyślić. :D

 

Znalazłeś się tutaj, bo jesteś najbardziej inteligentny i odważny z całej grupy

Trochę ciężko mi w to uwierzyć, w tekście Zen był raczej przeciętnym nastolatkiem, nie widać jego odwagi. 

 

to jeszcze nas nie zauważył

Zen też nie zauważył mężczyzny na półce. XD

 

Hm, no trochę poleciałeś z happy endem. Ojciec był na misji, nie wracał przez trzynaście lat, a tu akurat pojawia się w schowku, wchodzi tam syn i potem wita się z żoną, już po zaproponowaniu synowi posady. Za dużo tych zbiegów okoliczności. 

 

Myślę, że początek był ciekawy, a od środka zabrakło pomysłu, nie licząc końcówki, która byłaby lepsza może gdyby nie nagromadzenie tych przypadkowych sytuacji. 

 

Co do spotkania mistrza z uczniem – spełnia założenia, możemy się domyślić, że ojciec będzie dla syna mistrzem, a jednocześnie uznać, że może będzie też go uczyć jako doświadczony komandos. 

 

 

Tarnina

https://sjp.pwn.pl/zasady/244-66-2-Nazwiska-zakonczone-na-e-nieme;629619.html

Dzięki, Tarnino, ja większość rzeczy na czuja robię, wstyd przyznać. :p

 

Powtórzenia są złe, kiedy zwracają na siebie uwagę. 

Hm, to znaczy, że nie powinnam zwrócić na to uwagi? XD A jak zwróciłam uwagę to… czy wtedy powtórzenie nie staje się złe? XD

 

strona w ogóle jakaś po niderlandzku, więc możliwe, że powiela błąd.

No wygląda to jak błąd, którego nikt nie chce zniwelować w obawie przed karą. XD

 

 

Ostam

zakończeniu chciałem w jednym momencie zgrabnie zamknąć wszystkie wątki

Nie trzeba zamykać wszystkich wątków, opowiadanie to może być fragment, wstęp do czegoś większego. :) 

 

 

SNDWLKR

Przeczytam i skomentuję w wolnej chwili. :) 

 

ostam

Nikt Cię nie wyrzuci, spokojnie :) A scenka faktycznie nie całkiem na temat (a czy moja była? XD) – chyba próbowałeś napisać opowiadanie na jednej kartce papieru. Rozkompresuj :) scenki nie muszą domykać wszystkich wątków (zwłaszcza tych, które dopiero co otworzyły).

 

SNDWLKR

 Salę w kształcie kostki

Wut? Całość niezła, ma atmosferę, choć czy o naukę tu chodzi…

 

 Dzięki, Tarnino, ja większość rzeczy na czuja robię, wstyd przyznać. :p

Ja też, a czasami się okazuje, że czuj był błędny. Ulubiona_emotka_Baila. (Ale zwykle nie, więc wiecie ;P)

 Hm, to znaczy, że nie powinnam zwrócić na to uwagi? XD A jak zwróciłam uwagę to… czy wtedy powtórzenie nie staje się złe? XD

Funny. Porównaj (przepraszam za jakość, ale jestem dzisiaj niedopompowana):

 

Domek był mały. Małe miał drzwi, małe okna, małe dachóweczki, otaczał go mały ogródek.

 

Domek był niewielki. Niepokaźne miał drzwi, miniaturowe okna, drobniutkie dachóweczki, otaczał go tyci ogródek.

 

Obie wersje są poprawne – ale w konkretnym otoczeniu może pasować tylko jedna.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej SNDWLKR Masz łapankę od Tarniny to teraz dodam trochę o fabule :). Zaczyna się tajemniczo (trochę w klimacie Indiany Jonesa). Jest klimat przygodówki do chwili pojawienia się bogini. Tu świetnie zadziałałeś opisując wszystko po za boginią, płynnie przechodząc do horroru ( dzięki temu, moja wyobraźnia wrzuciła wyższy bieg :), no i mamy finał w postaci morału – nie układaj się z prastarymi bustwami bo dostaniesz po łapach :D. Super że zmieściłeś motywację bohaterki, bez tego opowiadanie by sporo straciło. Dla mnie opowiadanie na 5+ :) Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

E, łapanki nie masz. Dzisiaj wolny dzień, a wiadomo, w co się obraca niedzielna praca :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Brzoza zanurzyła dłoń w naczyniu pełnego młodych pączków. Stworzenia przylgnęły ciasno do smukłych palców perłowo-białe, jak paznokcie czarodziejki. Chłonęły jej energię, falując i lśniąc delikatnym blaskiem. Patrzyła na nie z troską, czując jak słabnie, usiłując wzmocnić zwierzęta.

Pączki powinny lśnić własnym blaskiem, zbijając się w ciasne kule na dnie zbiorników wodnych, kopulując radośnie i emanując energią. Brzoza pamiętała jeszcze czasy, kiedy dotknięcie takiej kuli dawało olbrzymi zastrzyk energii, aż jeżyły się włosy na głowie, a człowiek chodził pobudzony przez wiele godzin.

– Pomożesz im?! – spytał natarczywie książę Gromosław, o którym niemal już zapomniała. – Pomożesz nam?! – dodał ciszej.

– Próbuję wasza wysokość, ale one nie mają mocy.

– Pięć lat temu na powierzchnię wypływał co setny pączek. Teraz cała powierzchnia Czarnego Morza jest nimi pokryta. Przestają zatykać dziury w dnie morza, woda ucieka i lada rok będziemy bezbronni!

– Magia Matki Morza słabnie…

– Twoja magia słabnie – sarknął. – Podobno ma przybyć nowa czarodziejka?

– Czekam na nią równie niecierpliwie – westchnęła.

Książę zamierzał jeszcze coś powiedzieć. Sądząc po zaciśniętych pięściach, planował ją zastraszyć, ale przerwał mu głos Powoja – sługi Brzozy:

– Przybyła wybrana! Przybyła wybrana!

– Rozmówię się z nią – powiedziała Brzoza, zarzucając jedwabny płaszcz i zapinając go jaspisową agrafą.

U stóp wieży czekało dwóch rosłych strażników o obłych twarzach. Pomiędzy nimi Brzoza dostrzegła niewysoką, wiotką postać, zakrytą ciemną kapotą.

Tamta zrzuciła kaptur z głowy i Brzoza zobaczyła bladą, pokrytą piegami twarz, spierzchnięte wargi i ostrożne oczy.

– Przybyła ta, którą wybrano… – wyrecytowała dziewczyna nieco piskliwym głosem – nosicielka mocy morza czeka.

– Kiedy ją wybrano i gdzie?

– We wsi Białe błota, nieopodal Rybacz. Nie wiedzą czemu akurat ona wylosowała muszlę ze znakiem. Nie była szkolona, miała iść za mąż…

– Chodź, musimy pomówić – Brzoza wskazała dziewczynie schody.

Idąc krok w krok, czarodziejka czytała w niej jak w księdze. Gdy znalazły się w komnacie, rozkazała:

– Włóż dłonie do naczynia!

– Do tych galaretek?! – pisnęła nieufnie. – A nie ugryzą mnie?

– Wiesz, na czym będzie polegało twoje zadanie?

– Nie pani, ale szybko się uczę – odparła, zerkając na nią z bezczelnym błyskiem w oczach.

Brzoza oparła palce o skronie i wyrecytowała piskliwym głosem, jakby to jej strach ściskał strach:

– I czemu się tak we mnie wpatrujesz, jeszcze niczego nie dostrzeżesz stara czarodziejko! Spędziłam noc z pasterzem muszli. Dlatego mnie wybrał. Nie miałam nic do stracenia, gdyby przyszły mąż odkrył, że jestem brzemienna, utopili by mnie w morzu!

Wybrana patrzyła na nią z szeroko wytrzeszczonymi oczami, jakby zobaczyła ducha.

– Wyślę cię na misję, bo to co wiem, nie zmienia tego co muszę.

– Ale ja…

– Trzeba pomyśleć wcześniej, ale to chyba nie jest twoja mocna strona – westchnęła.

 

Lożanka bezprenumeratowa

@Radek Przekornie ci wyszło. Prowadzisz czytelnika na sznurku, jak samochód na holu i nieoczekiwania skręcasz;) Ale podobało mi się.

 

 

Lożanka bezprenumeratowa

Hej Ambush Ciekawy świat prezentujesz:), magia, drzewa, przepowiednie i muszelki, a wszystko powiązane z morzem i zbliżającym się nieszczęściem. Jest mistrz i uczeń, ale mamy tylko zarys fabuły jak przy tekście Inanny. Bardzo ciekawy i wciągający :) ale jednak zarys. Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

SNDWLKR

 

Zaczynam przygodę z tekstem. :) 

 

robactwo

Tak mi się robactwo kojarzy bardziej z większą ilością, a nie jednym żukiem, krocionogiem i mrówkami. Nie mówię, że to niepoprawne, ale brakowało mi tutaj trochę większego zakresu owadów. Poza tym zastanawiam się nad tym krocionogiem – one mają tak kilka centymetrów, czy na pustyni by sobie spokojnie żyły? Z tymi odnóżkami małymi? Nie szukają raczej wilgoci, piasku w stylu leśnego? Coś tak kojarzę, ale mogę się mylić, więc jestem ciekawa. :) 

 

Poza tym – dobrze zaczynasz, mamy pustynię i zmierzanie do konkretnego celu, od razu człowiek się zastanawia, czego będzie szukała bohaterka i czy spotkanie z mistrzem wyjdzie przypadkiem czy jest celem wędrówki. :) 

 

Mrówkolow – Twój pomysł czy z mitologii? Bardzo fajna nazwa, od razu widać stworzenie. :) Aż nie mogę się doczekać, jak je opiszesz. 

Edycja po całości: szkoda, że nie było mrówkolowa, no ale przynajmniej widziałam w wyobraźni. :D

 

szuranie tego czegoś na ziemi

Hm, trochę niezgrabne. 

 

Za to reszta bardzo klimatyczna – wszechobecny mrok, gdzieś w oddali czerwone światełko, odgłosy (zwłaszcza owadzie, brr…), a na koniec spotkanie z Nechbet. 

 

podążałam ścieżką uzurpatorów, ale poznałam swoje błędy.

Dobre. :D

 

Scena z Nechbet niepokojąca. Podoba mi się, że zaczynamy od robali, w środku stale są z nami, a na koniec okazują się zgubą (?) bohaterki. Trudno mi interpretować koniec, bo najbardziej do mnie przemawia, że ona tam:/

a) umiera zżarta przez robale

b) zostaje opanowana przez robale i już nie ma Bereniki, a same robale, które władają jej ciałem i przez to też będzie odmieniona jak ojciec. 

Ale w tych dwóch rozwiązaniach nie ma relacji mistrz-uczeń, więc chyba Berenika dostąpi inicjacji i zacznie się uczyć pod okiem mistrzyni, choć przyjemne to nie będzie. 

Te możliwe opcje są na pewno ciekawe. ;) Mam tylko wrażenie, że wstęp był dość długi, a spotkanie mimo wszystko dość krótkie. Tak trochę rozmył się cel wędrówki – Berenika chciała tu przyjść, żeby znaleźć ojca, a chce to zrobić poprzez poznanie sekretów Nechbet. Trochę mało to rozbudowane, no ale właśnie sporo czasu zajmuje wędrówka. ;) 

 

 

Reszta później, jesteście super aktywni. :D 

 

 

“Reszta później, jesteście super aktywni. :D “

 

 

 

Miło mi i zapewne pozostałym też :D.

A trzeba podkreślić, że temat wyzwania jest ciekawy :), a szorty niezwykle kreatywne :). Więc nic dziwnego, że jest ruch w komentarzach :).

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

@Bardziejaskrze, no tako to sobie wymyśliłam, że tylko zanęcę;)

@Tarnino, a wydawałoby się, że księgowa to taki bezpieczny zawód (no oczywiście poza księgowymi mafii;) Napisałaś coś całkiem innego i podobało mi się.

@ostam A Tobie wyszedł romans! Fochy nastolatka super. Natomiast nadużywasz imienia, zwłaszcza wtedy gdy są dwoje, można zamienić na chłopieć, nastolatek, a nawet on.

 

 

Lożanka bezprenumeratowa

No i przynęta złapana :) i co dalej. Jak w przypadku Inanny wypadało by teraz zaspokoić ciekawość czytelników :).

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dzięki wam za komentarze. :)

Tarnina,

Wut?

Wiem, trochę z tym kombinowałem. Jakbym dał sześcian, to by było dwa razy ,,sześć-“ blisko siebie. Kwadrat mi nie pasował. Kostka niestety została metodą eliminacji. :P

Dzięki za pozytywną opinię!

Jaskier, też dzięki. Ta, Studnia Dusz z ,,Poszukiwaczy zaginionej Arki” mocno wryła mi się do świadomości. ;)

Ananke, odniosę się do wszystkiego po kolei:

– krocionogi na pustyni – masz rację, one żyją raczej w tropikach, ale mam do nich słabość od kiedy zacząłem grać w Warhammera Lizardmenami. ;D Nie potrafię sobie wyobrazić roju krwiożerczych stawonogów bez nich, więc trochę nagiąłem prawa przyrody.

– mrówkolew – stwór ze średniowiecznych bestiariuszy, od którego nazwano prawdziwego afrykańskiego insekta. :) Tutaj ma na celu głównie subtelne rozbudowanie lore – w sensie, żeby świat był trochę bardziej żywy, nie ograniczał się do tylko tego, co w tekście. ;)

Hm, trochę niezgrabne.

Mam straszną fobię z powtórzeniami, dlatego czasami używam dziwnych konstrukcji. XD Zastanowię się nad tym.

– wędrówka > spotkanie – rozumiem, ale bez tego przydługiego wstępu scenka ograniczyłaby się do rozmowy i cały nastrój szlag by trafił, przynajmniej takie mam wrażenie. A pisało mi się tak cholernie dobrze, że nie miałem serca ciąć. ;)

Cieszę się, że podeszło!

 

A teraz obiecane komcie ode mnie:

Radek, nawet interesujące, takie niespieszne. Po prostu przyszedł, zagadał, umówił się na kolejne spotkanie. Ja bym tak tego nie napisał, ale nie mówię, że mi się nie podoba.

Tarnina, cudo. :D Acz wizja trochę przerażająca…

ostam, o ile ja lubię dystopię (bo tak odczytuję ten setting), a po delikatnym postarzeniu bohatera dałoby się z tego zrobić porządne young adult, to… jak już inni zauważyli, od spotkania z mistrzem tekst zamienia się w szkic. Tak samo nagle padają dialogi, od których zwątpiłem w autentyczność wydarzeń, na czele z tym:

– Znalazłeś się tutaj, bo jesteś najbardziej inteligentny i odważny z całej grupy. Widziałeś tego dzieciaka, który przed chwilą tu wszedł? Nie dość, że trząsł się jak galareta, to jeszcze nas nie zauważył. Jesteś lepszy od nich wszystkich i dlatego chciałbym zaproponować ci miejsce w Młodocianej Akademii Sił Specjalnych. Jedyne, czego potrzebuję, to twojej zgody.

(…)

– Zgadzam się, proszę pana!

Poważnie?…

Ambush, o, widzę dodany motyw niekompetentnego wybrańca. Fajny zalążek dynamiki między mistrzem a uczniem, ale akcja jest trochę za bardzo skondensowana, żeby odpowiednio wybrzmiał. Przynajmniej tak myślę. 

 

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Uwaga, ważne: pisząc wyzwanie, pamiętajcie, że to może być fragment. Według zasad tego wyzwania, miały to być fragmenty, nie spójna całość.

 

To wyzwanie podlega pode mnie (póki mnie nie wyrzucą, więc spieszcie się XD), więc mi jest obojętnie, co napiszecie (short/fragment), ale zachęcam też do fragmentów, jeżeli macie na to ochotę. ;)

 

Z tym wyrzucaniem to taki żart, żeby Was zmobilizować do pisania. :D Zainspirowałam się Ostamem. :D

Tarnino

Ja też, a czasami się okazuje, że czuj był błędny.

U mnie to samo. A później: co…? Ale jak to?

 

Obie wersje są poprawne – ale w konkretnym otoczeniu może pasować tylko jedna.

Jasne, znam takie opisy, ale w tym u Ciebie mi to nie pasowało i dałam temu wyraz komentarzem. Tam mi zgrzytnęło przy czytaniu, a nie zawsze mi zgrzyta, jak jest powtórzenie. W przypadku bohaterów wolę, kiedy mamy coś w stylu:

 

Kasia zaczęła tańczyć. Marek wyłączył radio.

– Co robisz? – Kasia zmarszczyła brwi.

niż

Kasia zaczęła tańczyć. Marek wyłączył radio.

– Co robisz? – Dziewczyna/nastolatka/kobieta zmarszczyła brwi.

 

Oczywiście chodzi mi o środek opowiadania, nie przy wstępach, kiedy wiemy, ile dana osoba może mieć lat.

A że tam mi zgrzytnęło przy czytaniu – nie przejmuj się, po prostu zwróciłam na to uwagę i tyle. ;) Jak Tobie pasuje i czyta się dobrze – to dobrze!

 

 

Bardjaskier

A trzeba podkreślić, że temat wyzwania jest ciekawy :), a szorty niezwykle kreatywne :). Więc nic dziwnego, że jest ruch w komentarzach :).

To jeden z moich ulubionych tematów w fantasy (i nie tylko), podobnie jak motyw wróg-przyjaciel. Dlatego cieszę się, że mogę czytać fragmenty/teksty dotyczące tego motywu.

 

 

Ambush

 

Lecimy z tekstem!

 

Brzoza zanurzyła dłoń w naczyniu pełnego młodych pączków

Pełnym?

 

Stworzenia przylgnęły ciasno do smukłych palców perłowo-białe, jak paznokcie czarodziejki.

Te stworzenia były perłowo-białe? Bo trochę dziwna konstrukcja.

 

Początek musiałam przeczytać dwa razy, ale to przez to, że bohaterka ma na imię Brzoza, a fragment rozpoczyna się od jej imienia i ja sobie wyobraziłam brzozę, prawdziwą brzozę, która dotyka pączków kwiatów na łące w zbiorniku, w sensie tak wystających ze stawu. XD No bo dalej są te pączki…

 

Próbuję wasza wysokość, ale one nie mają mocy

Przecinek przed „wasza wysokość”.

 

Dobrze pokazujesz, jak król się niecierpliwi, można wyczuć jego emocję i rezygnację Brzozy.

Nie rozumiem tylko, jak ta woda ma wyciekać, skoro te dziury są na dnie morza?

 

jakby to jej strach ściskał strach

?

 

utopili by

razem

 

tego co muszę.

Przecinek po „co”

 

Hm, skoro na końcu nowa dziewczyna ma zostać wysłana na misję, to chyba niekoniecznie zostanie uczennicą Brzozy? Czy czegoś nie zrozumiałam?

 

Poza tym – podoba mi się klimat, zagrożenie ze strony morza i wyczekiwanie pomocy od nowej czarodziejki, która miała być mistrzynią, tą lepszą, a okazała się młodą i niedoświadczoną.

 

 

SNDWKLR

ale mam do nich słabość od kiedy zacząłem grać w Warhammera Lizardmenami. ;D

Rozumiem, można uznać, że to fantastyczne krocionogi pustynne. :D W sumie można je nazwać trochę mocniej z naciskiem na fantasy/pustynię. :D

 

mrówkolew – stwór ze średniowiecznych bestiariuszy, od którego nazwano prawdziwego afrykańskiego insekta. :)

No właśnie widziałam tego insekta, a ten z bestiariuszy to taki dość spójny, w sumie zabawny do wyobrażenia sobie. XD

 

Mam straszną fobię z powtórzeniami, dlatego czasami używam dziwnych konstrukcji. XD

Grunt to nie robić tych konstrukcji, które podała Tarnina jako przykład. XD Czasami można coś powtórzyć, o ile czyta się płynnie i nie razi to w oczy.

 

rozumiem, ale bez tego przydługiego wstępu scenka ograniczyłaby się do rozmowy i cały nastrój szlag by trafił, przynajmniej takie mam wrażenie.

No scenka musiałaby być dłuższa, a rozmowa to w sumie akurat jak przy spotkaniu. ;)

 

A pisało mi się tak cholernie dobrze, że nie miałem serca ciąć. ;)

To rozumiem. :D

Kąpiel Mistrza Polikarpa ze Śmiercią

 

– Jedno mnie zastanawia Polikarpie, dlaczego ty?

Śmierć zapytała mistrza, który leżąc w wannie wypełnionej kostkami lodu, wygłaszał kolejną inkantację. Włosy zasłaniały mu twarz i dotykały powierzchni wody. Nagle Polikarp wstał i chwycił drugi koniec kosy, którą trzymała Śmierć. Pomagając sobie w ten sposób wstać, Polikarp powiedział:

– A dlaczego nie? Ludzie mnie znają, twierdzą, ze z tobą już rozmawiałem. Mam doświadczenie, a przynajmniej tak wszyscy uważają.

Śmierć spoglądała na chudą, długowłosą postać, która korzystając z jej straszliwej kosy, wygramoliła się z wanny. Polikarp przysiadł na brzegu i pozwolił Śmierci położyć się w jego miejscu. Krwawa breja wsiąkła w czarną szatę i zalała puste oczodoły. Nagi Polikarp szedł w stronę drzwi, patrząc jak z rąk schodzi mu skóra. Ubrał skórzaną kurtkę, wiszącą na haku przy wyjściu. Skręcił do kuchni, i patrząc jak z wodą opadają na podłogę resztki skóry, zapalił papierosa. Po kilku minutach nie czuł już niczego, nie był też w stanie wciągnąć dymu. Niedopałek spadł na ziemię, został przygnieciony przez stopę trupa.

W wannie Śmierć trzęsła się z zimna, czarna szata lepiła się do ciała jak próżniowy worek.

– Pomocy! – krzyczała.

Lecz Polikarp nie mógł już mówić, ani słyszeć. Jego umysł, istniejący poza tym światem, dopiero włączał się w duchową sieć neuronów.

Ananke

Hm, czy porównanie, że coś trochę przypomina salę gimnastyczną, jest potrzebne? Dalej jest fajny opis. ;)

Pomyślałem, że to pierwsze, co przyszłoby do głowy dziecku w tym wieku, chociaż faktycznie czytelnika raczej nie interesuje ;)

To wiemy z rozmowy z matką. ;)

A tego też można się domyślić, zwłaszcza że słuchanie o czyszczeniu filtrów nie należy raczej do ciekawych xd. 

Chciałem zrobić jakieś płynne przejście motywujące jego następne działania, ale wygląda na to, że popłynąłem :)

 

Trochę na tym etapie opowiadanie zwalnia. Na początku sceny z matką byłam ciekawa, gdzie on musi iść, a tu się okazuje, że wybór zawodu.

No cóż, mogłem przypadkiem napisać zbyt ciekawy wstęp jak na resztę tekstu :P Właśnie wybór zawodu i spotkanie mistrza miało być głównym tematem.

Tekst jest dość krótki, więc jak już wiemy, o co chodzi, może warto nie zagłębiać się w te zawody, bo to i tak nie ma za bardzo znaczenia, skoro dalej jest wątek „ucieczki” przez drzwi z sali.

To właśnie ze sceny z zawodami dowiadujemy się, o co chodzi. Dzięki niej wiemy też, że mężczyzna znaleziony w magazynie reprezentuje jedną z wielu dostępnych opcji. Pomyślę, czy dałoby się to jakoś obejść, na razie wywaliłem opis przywitania.

To mi się kojarzy z takimi jak dla krasnali. :D

Mam nadzieję, że “niepozorne metalowe drzwi” będą się już kojarzyły lepiej :)

 

Zwłaszcza że podchodzi do drzwi, których nikt nie pilnuje? Takie drzwi na korytarzu miałyby chyba większy sens.

Założenie drzwi było takie, że urząd chciał wyłapać te najbardziej buntownicze dzieci i przydzielić je we właściwe miejsce – inaczej nie chowałby w magazynie swojego człowieka. Zmieniłem opis tak, żeby Zen wchodził do środka mimo tego, że został zauważony. Może doda mu to trochę charakteru i nieco zwiększy napięcie dalej. Inne dziecko wchodzące do środka też powinno się ładnie połączyć.

 

Może warto opisać jak wyglądało jego zdziwienie. ;) 

A no może by było :D

 

Zrezygnowałabym z tego, za długie, dynamika siada, a że próbował coś wymyślić – możemy się domyślić. :D

Złe nawyki w mowie autora wkradły się do narracji. Już usunięte :)

 

Trochę ciężko mi w to uwierzyć, w tekście Zen był raczej przeciętnym nastolatkiem, nie widać jego odwagi. 

Ale kto powiedział, że mężczyzna mówi prawdę ;) Po prostu chciał zachęcić ucznia do pracy.

 

Hm, no trochę poleciałeś z happy endem.

Pierwsza wersja kończyła się przed ostatnim akapitem, tylko że wydźwięk całości robi się wtedy bardzo negatywny. Jeśli w końcówkę naprawdę jest tak ciężko uwierzyć, mogę jeszcze do tej wersji wrócić, ale wydaje mi się, że tak jest mimo wszystko ciekawiej :)

 

Dziękuję pięknie za uwagi :)

 

Tarnina

Jak na moje dotychczasowe teksty (chociaż nie było ich za dużo) ten nie jest wcale taki krótki :P chociaż może dobrze byłoby się na coś zdecydować i albo go rozwinąć, albo okroić i skrócić. Mój problem jest taki, że większość pomysłów staram się przedstawiać właśnie przez historie, a najmocniejszym punktem historii w tekście tej długości jest jej zakończenie. Jest nadzieja, że wyzwania zmuszą mnie do poćwiczenia innego podejścia :)

 

Ambush

Że fochy wyszły – jestem zadowolony :) Że wyszedł romans – pozostanę neutralny :P Co do nadużywania imienia muszę się zgodzić, już lecę poprawiać.

 

Ambush, SNDWLKR, Vacter jutro powinno mi się udać przeczytać wasze teksty :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Ja też poczytam. Wbiłem się tutaj bez zapowiedzi, ale będzie jeszcze dużo czasu na lekturę innych zgłoszeń :)

Wow Vecter – że zacytuje klasyka – to mi teraz zaimponowałeś :D. Super tekst – krótki, ale za to jaki treściwy. 

 

Bardzo mi się podoba pomysł i sposób jak opisałeś przemianę lub raczej zamianę ról :). Trochę ciężko tu wyczuć kto jest mistrzem, a kto uczniem. Jednak i tak uważam, że tekst jest świetny :)

 

No i trochę mnie zdemotywowałeś, bo zajrzałem do wyzwania by wrzucić mój pomysł na erotyk dla Jima ( trochę dziwnie brzmi – erotyk dla Jima :) , może tak – erotyk na konkurs organizowany przez Jima :), który jednak zamieniłem ostatecznie na coś innego. A, że pomysł nadal siedzi mi w głowie to postanowiłem się nim podzielić w wyzwaniu :).

 

 

 

 

 

W letnią sobotnią noc 

 

Nad miastem ciemne, burzowe chmury zasłoniły księżyc, który zalewał  srebrnym blaskiem ulice Bostonu. Ostatni klienci opuszczali tawernę, a wśród nich był także Tom, który zataczając się na bruku zmacał sakwę. Ostatnimi siłami wydobył z niej dwa pensy. Oparł się o koło wozu i wyciągnął rękę w stronę kozła. Woźnica, z miną złą, odburknął coś, że spacery są darmowe. Strzelił lejcami, a gdy dorożka ruszyła i Tom stracił podporę, zachwiał się i wpadł na ścianę. Zjechał po niej ostrożnie i usiadł na ulicy.

Słuchał fal, raz za razem rozbijających się o nabrzeże. Jakby spragnionych, tak jak i całe miasto, deszczu po ostatnich upałach. Gdzieś nad Tomem, z uchylonego okna tawerny, wydobył się jęk, to fala rozkoszy zalewająca Anet została przerwana, gdy Lotar wydostał głowę spomiędzy jej nóg.

– Mówiłem ci, żebyś się opanował – powiedział Armand, drugi z jej kochanków.

– Wybacz, ale ona jest taka… – wydyszał Lotar.

Armand pogłaskał dziewczynę po policzku, przejechał wierzchem dłoni wzdłuż jej szyi, a następnie między piersiami, nim wstał i podszedł do Lotara.

– Gdy przyszedłeś do mnie po naukę, co ci powiedziałem? – zapytał Armand, łapiąc Lotara za kark i przyciągając ku sobie.

– Że w zamian żądasz absolutnego posłuszeństwa – powiedział młodzieniec, odgarniając długie, jasne włosy za ucho.

Anet leżała niezaspokojona, wijąc się na dywanie. Czekając, aż mężczyźni skończą kłótnię, przesunęła lewą dłonią po piersiach w miejscu, gdzie całował ją Armand o twardych rysach i dzikim spojrzeniu. Prawą dłoń tymczasem skierowała między nogi, by nie ostygło miejsce, którym zajmował się młodszy z kochanków o bladych policzkach i pełnych miękkich ustach.

– Niedopuszczalne jest, żebyś rzucał się na kobiety jak zwierzę – wyszeptał Armand niemal do ucha Lotara. – Smakuj ją delikatnie, pomału, rozpalaj jej zmysły, by mogła się w nich zatracić. W rozkoszy, którą jej dajesz.

– Jak dla mnie, jest wystarczająco rozpalona – zauważył Lotar.

– Bynajmniej nie dzięki tobie – syknął Armand.

– Wybacz, już ochłonąłem. – Spokorniał Lotar.

– Mało brakowało, a zniweczyłbyś całą zabawę – syknął Armand, nazbyt teatralnie gestykulując.

Anet poczuła pomiędzy udami wilgoć.

– Och, Lotar – tęsknie wyszeptała imię kochanka, domagając się, by do niej wrócił.

Mężczyźni równocześnie spojrzeli na nią w chwili, gdy wyczuła wilgoć również na lewej piersi.

– Tym razem jednak jestem zmuszony wybaczyć ci twój brak pohamowania, gdyż jest to pierwsza kobieta, którą razem dzielimy – powiedział Armand.

Anet uniosła dłonie, a gdy spostrzegła, że te ociekają krwią, podniecenie ustąpiło przerażeniu.

– Co teraz? – zapytał Lotar, odsłaniając kły.

– Teraz? Koniec z gierkami.

Tom nie usłyszał rozpaczliwego krzyku Anet, wypełniony rumem zasnął twardym snem, ukołysany szumem fal.

 

Koniec

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

@ostam (ad. Dzień wyboru):

Opowiadanie jest pięknym szortem i mi się podoba. Domykanie wątków zawsze na plus.

Pozwól, że streszczę Ci początek fabuły. Pan ojciec jedzie na misję. Jak wiemy, w siłach specjalnych żony dzielimy na: domowe, ćwiczebne i marszowo-bojowe (podobno żony nie trzeba przestawiać z trybu marszowego w bojowy, tak słyszałem). Pan ojciec po powrocie z misji dokonał zmiany żony bojowej w domową, a poprzednią – porzucił z dzieckiem (noworodkiem). Coś pominąłem?

Zakończenie przez rzucenie się sobie w objęcie (w kontekście tego początku), wydaje się zaskakujące i nieco nieuzasadnione.

Kto jest mistrzem? Nowo znaleziony ojciec? Bo matka nie spełnia wymagań zadania: “Pierwsze spotkanie mistrza i ucznia”.

Żeby czepialstwo nie przesłoniło ogólnego wrażenia – tekst mi się podoba!

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Znalazłem kilka chwil, żeby tu zajrzeć. Warto. Można się uczyć, mając przyjemność.

Tarnino, na Twoją radę: Jeśli chcesz ten pomysł rozwijać, nie spiesz się. Rozpisz sobie, o czym będzie. odpowiem tak: – Wtedy będzie to pisanie na poważnie, a nie dla przyjemności/fanu. Taki dziwak jestem.

 

Nie mogę się doczekać, aż przeczytam nowe teksty. :) 

Tarnina jestem księgową, ostatnio wałkowałam non stop kawałek Letniego Fotowoltaika, no więc jakże Twój fragment mógłby mi się nie podobać? No nie ma takiej opcji.

“nie będę się bawić we francuski ruch oporu”

“Potrafisz zagadać urzędników skarbowych! Potrafisz wyjaśnić ZUS!”

Co za smaczki. No miód malina.

I choć zaproponowanie porządnej księgowej zostanie telemarketerem, nawet Pierwszym Telemarketerem, to potwarz i faux pas w jednym, mimo to … jestem zachwycona pomysłem, absurdem i odlotem.

 

ostam fajny pomysł i początek. Było nieźle, dopóki się nie zaczęła rozmowa z ojcem. Ten stary to go do sekty werbuje, czy do woja? Tak drętwa gadka, że wstaję, wychodzę i wyszłam. No i ten happy end. Nie, nie, nie. Serio, facet pita do woja przed odpowiedzialnością rodzicielstwa, znika, zostawiając kobietę z brzuchem/dzieckiem, a gdy pojawia się po 13 latach, ta rzuca mu się na szyję? Proszę Cię. Ja bym najpierw wystrzelała po gębie, potem poprawiła z kolana w czułe miejsce i na zakończenie zapytała: “Gdzieś się bujał, sk…, gdy ja musiałam bawić się w samotną matkę, a sama se nie zrobiam?!”

 

W jednym miejscu osobiście się z nią nie zgadzam (chociaż nie jest to zarzut do opowiadania, tylko luźna dygresja). Kara ma dwie słownikowe definicje: represja wobec osób, które popełniły przestępstwo, albo środek wychowawczy. Podczas gdy Marena zdaje się uznawać tę pierwszą, mi jakoś ona nie leży.

Mój drogi, jak już pisałam, Marena, to jedno z imion Marzanny, czyli w wielu kulturach Śmiertki. Poza tym, w moim opowiadaniu Marena jest płatnym zabójcą o jakże uroczej ksywce Causa de la Muerte (przyczyna śmierci). No to wiadomo, że dla niej kara to z definicji represja.

 

SNDWLKR Berenika to imię jednej z moich Ś.P. fretek, więc od razu nastroiłeś mnie pozytywnie do fragmentu. Mumia, tak to Mumia, łapie ten klimat, tylko czy ta z Fraserem, czy Crusem. Stawiam jednak na tą drugą. Indiana Jones? Może, troszku. Te zakończenie genialne. Układanie się z bogami nigdy dobrze się nie kończy, a skoro dziewczyna przyszła do Pani Rozkładu? No to czego się spodziewała. Na pewno po pierwszej udzielonej lekcji będzie bogatsza o kolejne, jakże paskudne, doświadczenie, jeśli w ogóle lekcję przeżyje i będzie. Ha ha ha

 

Ambush dobre, dobre. Świetnie wykreowany świat, w tak krótkim fragmencie, prawie od razu jarzę o co chodzi. Prawie, bo miałam chwilową rozkminę, o co chodzi z pączkami i po co wsadzać łapy do miski z pączkami, przeca będzie miała ręce całe z lukru, fuj. Motywy wybranki, jakże jasne i … do bólu ludzkie. Ciekawe, czy się wkopała i spotka ją coś dużo gorszego niż utopienie w morzu za przedślubny sex, czy może to bogowie zachichotali i sami wybrali tą, którą chcieli. Pojedziesz z tym dalej?

 

Vacter podoba mi się. Tak krótkie, a jakże treściwe. Pomysł – sztos. Zmiana warty na stanowisku, no i ta przemiana, obu postaci. Nawiązanie do wiadomej lektury, też świetne. Alternatywna wersja z innego punktu widzenia, bardzo lubię takie tematy. Trochę zatarte, kto tu mistrz, a kto tu uczeń, ale nie czepiam się.

 

Bardjaskier W letnią sobotnią noc

W połowie tekstu stwierdziłam, że jest sexistowski i sprowadza biedną Anet do roli “pomocy szkolnej”, jak globus, czy flaki w formalinie. Ale po przeczytaniu całości od razu – Aaaaaaaaaa, Wywiad z wampirem. Uwodzenie kobiety przez wampira przed konsumpcją, motyw jakże dobrze znany, motyw wampir – mistrz i wampir – uczeń, też, ale sprawnie napisane i to jeszcze z perspektywy pijaczka pod oknem.

 

 

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

:D A dziękuję :) Miało iść na konkurs, ale pomysł mi się ograniczył do jednej sceny więc cieszę się, że mogę się nim podzielić w wyzwaniu :D

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

No to jedziemy. Ze specjalnymi życzeniami dla lobby kontynuacji historii zabójczyni i jej podopiecznego.

Krwiopijca w gratisie dla Jaskra.wink

 

Fragment większej całości – Robota jak robota, czyli pamiętniki Mareny.

Nie-pierwsze spotkanie mistrza i ucznia, ale po wielu, wielu latach. Uczennica dorosła i jest już dojrzałą kobietą, która sama ma ucznia. Czyli pierwsze spotkanie mistrza i uczennicy, gdy ta druga jest już na swoim.

Mamy lekcję i mamy niechęć uczennicy.

 

Stoimy z młodym nad pięcioma skrępowanymi i zakneblowanymi drabami. Tylko człowiek próbuje się rzucać i bełkocze niezrozumiale przez wciśniętą mu w usta szmatę. Alvaro leży nieruchomo i patrzy ponuro, wprost na mnie, tymi swoimi elfimi ślepiami.

– Sorry, stary, bez urazy. Robota jest robota – rzucam cicho. A aż tak cię nie lubiłam, żeby było mi przykro.

– Co teraz? – pyta mój uczeń.

– Zgodnie z planem. Ładujemy na wóz, ja podjeżdżam pod bramę, ty unieszkodliwiasz strażników. Tylko pamiętaj, żadnego zabijania, młody.

– Jasne, rozumiem. Może już ich tu wykastrujemy? Potem będzie mniej roboty przy murach.

Zastanawiam się chwilę, a gdy właśnie otwieram usta, żeby odpowiedzieć, za nami rozlega się tubalny, dudniący głos.

– Idioci, przecież wam się wykrwawią i będzie po zabawie.

Młody chwyta za broń i obraca się szybkim, kocim, wyuczonym ruchem, ale nadążam złapać uzbrojoną rękę. Przywołuję na twarz najmilszy uśmiech z mojego repertuaru, bo wiem, że, pomimo ciemności, mężczyzna za moimi plecami doskonale będzie widział moją twarz.

– Witaj Vlad, kopę lat.

– Cześć Marenka. Dostałaś zlecenie wymarzone dla mnie i nie pomyślałaś, żeby dopuścić do spółki swojego starego mentora, a zamiast tego bierzesz na robotę gównażerię? Jestem zawiedziony, zraniłaś me uczucia.

– Wzięłam ucznia, to go edukuję, akurat mamy zajęcia praktyczne. Nie dałam ci znać, bo wiesz, że dla mnie dwóch, to już tłok.

– Oprócz łóżka, Marenka, oprócz łózka! – śmieje się tak, jak tylko sześćsetletni wampir potrafi się śmiać. Nigdy się nie przyzwyczaję, to nie brzmi sympatycznie.

Młody się napina i chodzi mu szczęka, jestem pewna. Dwa tygodnie monogamii robi dziwne rzeczy z mózgiem. Za dużo dopaminy i oxytocyny. Wbijam mu paznokcie w przedramię.

– Rany się przypali – cedzę przez zęby. – Nie jestem debilką.

– Lepiej będzie przyżegać. Pod murem, przy samej strażnicy, stoi dobrze już rozpalony koksownik, nie omieszkałem włożyć do niego porządnego metalowego pręta.

– Byłeś przy bramie miejskiej?! – wybucham, zanim zdążę ugryźć się w język.

– Kochana, zawsze cię uczyłem, że nie chodzi się, na robotę bez porządnego rozeznania. Złożyłem kurtuazyjną wizytę strażnikom i, wyobraź sobie, okazało się, że to moi ziomkowie. Zostawiłem im półtora litra rakiji i obiecali nie wyściubić nosa ze stróżówki do świtania. To co? Ładujemy pakunki? – znów się śmieje, a ja czuję ciarki na plecach.

Podchodzi do więźniów i bez wysiłku bierze w jedną rękę krasnoluda, a w drugą orka. Młody nachyla mi się do ucha i szepcze.

– Kto to, kurwa, jest?

– Kochany uczniu, poznaj mojego mistrza i mentora. Oto Vlad III Tepes Palownik zwany też Drakulą, hospodar wołoski.

– Co?! Ten wampir?! Przecież wampiry nie istnieją.

– Tylko dlatego, że nie lubimy się ujawniać!  – rzuca lekko Vlad i znów wwierca mi się w uszy ten okropny, demoniczny śmiech.

 

 

 

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

Hej 

Inanna

 

Nadal uważam, że postacie są przekoloryzowane :D. I nadal twierdze, że w niczym to nie przeszkadza, jakby przeszkadzało – to Dracula ( który jest już mało oryginalny) od razu by raził w tekście. A jak dla mnie nie tylko pasuje, ale i nie zdziwiłem się zbytnio jak się przedstawił :).

Fragment jest tak samo dobry jak poprzedni, jednak jest też gorszy :P . Bo zostawia czytelnika z jeszcze większą ilością pytań 

Jak udało im się złapać drabów ?

Jak bohaterka poznała Vlada ? 

Czemu Vlad jej nie wyssał, albo nie przemienił ?

Czy coś ich łączyło ?

Jeśli tak – to jak wygląda związek z wampirem ?

Misja się udała ale częściowo, co będzie dalej ? 

Jak sie układa między mistrzynią a uczniem ? 

A tych Jak ? i Czemu ? Można by mnożyć :D 

Pozdrawiam :) 

 

PS . Dziękuje za krwiopija :D 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Jak udało im się złapać drabów ? Ale to zupełnie inny fragment pamiętnika i nie ma w nim nic, co by przynalmniej leżało koło “pierwsze spotkanie ucznia i mistrza”.

Jak bohaterka poznała Vlada ? Patrz jak wyżej. A czy to ważne w tym momencie.

Czemu Vlad jej nie wyssał, albo nie przemienił ? Bo w nowym świecie (tak mamy tu urban fantasy) też musiał z czegoś żyć, więc został płatnym zabójcą, a potem wziął sobie uczennicę do pomocy, do łóżka, dla towarzystwa? Bo ona jest emanacja bogini Marzanny – Śmiertki?

Czy coś ich łączyło ?

…Nie dałam ci znać, bo wiesz, że dla mnie dwóch, to już tłok.

– Oprócz łóżka, Marenka, oprócz łózka! – śmieje się tak, jak tylko sześćsetletni wampir potrafi się śmiać. Nigdy się nie przyzwyczaję, to nie brzmi sympatycznie.

Chyba ich relacja staje się jasna jak słońce, nawet młody zrozumiał.

Młody się napina i chodzi mu szczęka, jestem pewna.

Jeśli tak – to jak wygląda związek z wampirem ? Facet to facet. Serio. Instrukcja obsługi zawsze taka sama.

Misja się udała ale częściowo, co będzie dalej ? Oczywiście, że będzie ciąg dalszy traktujący o wykonaniu zadania, przecież Radek rzucił rękawicę. Ale to już zupełnie nie temat na to wyzwanie.

Jak sie układa między mistrzynią a uczniem ? “Dwa tygodnie monogamii robi dziwne rzeczy z mózgiem. Za dużo dopaminy i oxytocyny.” Tzn. chyba dobrze, co nie?

 

To jest fragment całości, wyrywki z pamiętnika (nie ważne, czy spisanego, czy takiego tylko w głowie). Pytania będą się tylko mnożyć, bo nawet jak zaznajomimy się z całością, to przecież pamiętnik nie musi być pełny.

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

Jesteś okrutna :P. Ale pomysł z pamiętnikiem też ma coś w sobie ;). Jednak szkoda, że nie planujesz zrobić z tego dłuższego opowiadania. Bo w takich fragmentach wydaje mi się, że sporo cała historia traci. 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Planuję, bo choć w zamiarze miał to być niezobowiązujący fragment, to się wkręciłam na całego. Zresztą pasuje to, do przyszłości mojego uniwersum, które stworzyłam na potrzeby bajek dla dorosłych. Baśnie to średniowiecze, a Marenka z młodym – czasy dzisiejsze.

Tacy fajni ci bohaterowie i tyle pytań!

Kim tak naprawdę jest Marenka i dlaczego została uczennicą Vlada?

Dlaczego młody chciał terminować u Marenki?

Dlaczego Marenka ma słabość do niebieskich oczu w połączeniu z szeroka klatą? Ja już wiem, ja wiem!!!

Dlaczego miała bardzo lekki stosunek do mężczyzn, a z młodym się jednak związała? Czy tylko błękit ją ujął? Na razie za nimi 2 tygodnie monogamii, ale relacja jest rozwojowa.

Itd, itp.

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

Vacter

 

Kąpiel Mistrza Polikarpa ze Śmiercią

 

Z tego, co kojarzę ze szkoły, Polikarp nie był takim kozakiem. :D

Ale tutaj mamy fajną interpretację, tylko nie rozumiem, w jakim celu Śmierć weszła do wanny, skoro dalej krzyczała „pomocy!”. Odebrałam to tak, jakby Polikarp umówił się ze Śmiercią, że zajmie jej miejsce. Bo na początku ona pyta, dlaczego właśnie on. Z drugiej strony – jak Śmierć ma być mistrzem, skoro umarła? Co się z nią właściwie stało? Hm… Nie no, lubię jak są niedomówienia w tekście, ale tutaj jest ich spore nagromadzenie. :D To plus i minus, oczywiście. ;)

Z drugiej strony, gdyby patrząc na to tak, że to Mistrz Polikarp jest mistrzem, a śmierć uczniem, który daje się nabrać…

Aha, no i to byłoby ich drugie spotkanie, pierwsze mieliśmy już w innym tekście. ;)

Poza tym – napisane bez zarzutu, czytało się lekko, był klimat, mocno niepokojąca i ciekawa ta scena. ;)

 

 

Ostam

No cóż, mogłem przypadkiem napisać zbyt ciekawy wstęp jak na resztę tekstu :P Właśnie wybór zawodu i spotkanie mistrza miało być głównym tematem.

No tak, ale spotkanie z mistrzem jest dość krótkie, a zawodu Zen za bardzo wybrać nie chciał i mało go to interesowało, więc czytając z jego perspektywy, też nie czułam, żeby to było jakieś ważne.

 

To właśnie ze sceny z zawodami dowiadujemy się, o co chodzi.

Masz rację, ta scena jest dość krótka. ;) Mi chodziło o to, że Zen nie był tym zainteresowany i gdyby wymknął się przed wejściem na główną salę, pobiegł gdzieś w bok, mimo zakazu – wtedy można wpleść rozmowę o zawodach do spotkania z ojcem. ;) Ale to takie luźne przemyślenia, bo scena jest krótka, więc okej. :)

 

Mam nadzieję, że “niepozorne metalowe drzwi” będą się już kojarzyły lepiej :)

Na pewno. :)

 

Założenie drzwi było takie, że urząd chciał wyłapać te najbardziej buntownicze dzieci i przydzielić je we właściwe miejsce – inaczej nie chowałby w magazynie swojego człowieka.

No tak, ale czy urząd chciałby te buntownicze dzieci przydzielić do tak ważnych stanowisk? Chociaż to może moje spaczenie, że totalitarni chcą zniszczyć buntownicze jednostki. XD

Może tu nie jest tak totalitarnie, ale ta policja, która zabierze Zena, jak nie przyjdzie na przydział… I ten monitoring… Partyjniacy…

Z drugiej strony – kontrolowany buntownik to też jakiś pomysł. ;)

 

Ale kto powiedział, że mężczyzna mówi prawdę ;) Po prostu chciał zachęcić ucznia do pracy.

No, może tak, ale jak się to czyta, to człowiek ma taki dysonans mowy bohaterów do tekstu. Ale przyjmuję Twoje wyjaśnienie, bo przecież mamy dodatkowo do czynienia z ojcem, no to takie pochwały nie wydają się aż tak dziwne. ;)

 

Pierwsza wersja kończyła się przed ostatnim akapitem, tylko że wydźwięk całości robi się wtedy bardzo negatywny.

Ja jestem fanką negatywnych zakończeń. XD

Także nie przejmuj się zupełnie, bo to takie moje spaczenie, większość ludzi raczej lubi happy endy, a najważniejsze, że jest tak, jak chciałeś. ;) Chociaż zgadzam się z Radkiem, że to rzucenie się matki i ojca w objęcia było trochę dziwne, biorąc pod uwagę trzynaście lat rozłąki. Skojarzyło mi się to z Chi-Chi z Dragon Balla, która też bez niczego powitała Goku, mimo że zostawił ją z dziećmi na lata. ;p

Misieńku, cóż to za przyjemność w pośpiechu? Masz tu jeszcze Klarcię w wersji rozmarzonej i rozleniwionej i nie złość się, bo to piękności szkodzi.

 Jasne, znam takie opisy, ale w tym u Ciebie mi to nie pasowało i dałam temu wyraz komentarzem.

Nie ma sprawy, ja robię to samo ^^

 wydawałoby się, że księgowa to taki bezpieczny zawód (no oczywiście poza księgowymi mafii;) Napisałaś coś całkiem innego i podobało mi się.

Hurra! ^^

jestem zachwycona pomysłem, absurdem i odlotem

 Acz wizja trochę przerażająca…

:D Tarnina już dawno tutaj nie mieszka. Jestem królową Marsjan!

https://www.youtube.com/watch?v=Od6hY_50Dh0

 Wiem, trochę z tym kombinowałem. Jakbym dał sześcian, to by było dwa razy ,,sześć-“ blisko siebie. Kwadrat mi nie pasował. Kostka niestety została metodą eliminacji. :P

… muszę poprawić metodę komunikacji…

 Jest nadzieja, że wyzwania zmuszą mnie do poćwiczenia innego podejścia :)

 

Ambush

Nie bardzo na temat, za to dużo się dzieje. Aż się przecinki poodklejały :)

 

Vac­ter

Jak zwykle odleciałeś w kosmos :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Po kolei…

SNDWLKR

Wstała, zdjęła chustę z twarzy i kaptur.

Jakoś mnie to “z twarzy” wybiło z rytmu, ale może tylko marudzę.

Wtedy zobaczyła majaczące w oddali czerwone światełko. […] Zrobiła krok w jego stronę. Od razu straciła równowagę i z krzykiem stoczyła się po stromo opadającym podłożu.

Skończyła na plecach przed wyjściem.

Trochę dezorientujący opis przejścia między komnatami. Skoro spadła po stromym stoku, wejście powinno znajdować się konkretnie nad nią. Chyba że od początku widziała, że światło jest poniżej jej pierwotnego poziomu, ale wtedy powinna się spodziewać upadku.

Nazwanie wejścia do następnej komnaty “wyjściem” też mnie na chwilę zmyliło. Zastanawiałem się, czy to nie wyjście z całego kompleksu i czy bohaterka nie spadła pionowo w dół, zostając ciągle pod dziurą, którą tam weszła. Ciekawe też, jak by się wydostała, gdyby bogini jej nie przyjęła :P

 

Mi też zazgrzytała sala w kształcie kostki. Jeśli nie jest to jakiś element kultu, o którym nie wiem, to według mnie informację można by bezpiecznie wyrzucić. Opcjonalnie pokoje domyślnie są prostopadłościenne, więc można by dodać co najwyżej, że ten był symetryczny albo coś w tym stylu.

 

Poza tym tekst bardzo przyjemny i klimatyczny, przewijające się ciągle robaki wzbudziły należyte obrzydzenie pod koniec. Mam nadzieję, że było warto :)

 

Ambush

Z jakiegoś powodu tekst mnie pokonał. Początek przeczytałem chyba trzy albo cztery razy, zanim zrozumiałem. Bardzo szybko pojawia się dużo informacji o świecie, a do tego główna bohaterka i pączki mają nazwy zwykłych, istniejących przedmiotów, co jeszcze komplikuje sytuację.

W końcówce do tej pory nie wiem, co się stało.

– Przybyła ta, którą wybrano… – wyrecytowała dziewczyna nieco piskliwym głosem – nosicielka mocy morza czeka.

– Kiedy ją wybrano i gdzie?

– We wsi Białe błota, nieopodal Rybacz. Nie wiedzą czemu akurat ona wylosowała muszlę ze znakiem. Nie była szkolona, miała iść za mąż…

– Chodź, musimy pomówić – Brzoza wskazała dziewczynie schody.

Ostatnio wskazaną osobą jest nowo przybyła, więc Rozumiem, że to ona mówi pierwszą kwestię, a potem Brzoza zadaje pytanie. Dalej nowo przybyła opowiada swoją historię w bardzo bezosobowy sposób, po czym Brzoza zaprasza ją na rozmowę.

– Chodź, musimy pomówić – Brzoza wskazała dziewczynie schody.

Idąc krok w krok, czarodziejka (Brzoza) czytała w niej (nowo przybyłej) jak w księdze. Gdy znalazły się w komnacie, rozkazała (Brzoza):

– Włóż dłonie do naczynia!

– Do tych galaretek?! – pisnęła nieufnie. – A nie ugryzą mnie?

Tutaj sytuacja ciągle wydaje się jasna, ale napiszę, gdybym jednak źle zrozumiał. Brzoza bez problemu odgaduje uczucia nowo przybyłej i mówi jej, żeby włożyła dłonie do naczynia. Nowo przybyła (może imię by pomogło?) jest przestraszona i niepewna. Gdyby odwrócić role, Brzoza bałaby się włożyć włożyć ręce do naczyń z pączkami, których przed chwilą dotykała i nie miałoby to sensu.

 

Potem dzieje się coś dziwnego. Zuchwały błysk w oku nowo przybyłej mi nie pasuje. Potem nagle Brzoza zaczyna mówić do nowo przybyłej, która nie wie, dlaczego ją wybrano i boi się o tym bezpośrednio mówić, jest niepewna i przestraszona. Z rozmowy wynika, że to historia Brzozy jest jednak przypadkowa i nie wie, czemu się tam znalazła? A nowo przybyła, która do tej pory sprawiała wrażenie ucznia i adepta zaczyna Brzozie rozkazywać i wysyła ją na misję? Nie licząc tej niezrozumiałej końcówki, rozszyfrowywanie wszystkich określeń typu “tamta” i “dziewczyna” w momencie, w której w scenie występują dwie kobiety, było bardzo mylące. Jak już wspomniałem, nadanie przybyszowi imienia powinno rozwiązać część problemów.

 

Vacter

Tytuł i pierwsze zdanie rozłożyły mnie na dobre pół minuty :P

Nagle Polikarp wstał i chwycił drugi koniec kosy, którą trzymała Śmierć. Pomagając sobie w ten sposób wstać, Polikarp powiedział:

Drugi “Polikarp” zbędny.

Polikarp przysiadł na brzegu i pozwolił Śmierci położyć się w jego miejscu. Krwawa breja wsiąkła w czarną szatę i zalała puste oczodoły.

Wcześniej mieliśmy informację, że w wannie są kostki lodu, a tu pojawia się krwawa breja. Dopiero na etapie opisu obrażeń Polikarpa zrozumiałem, o co chodzi, chociaż może to być problem z moją domyślnością.

Poza tym pomysł super, dobrze zsynchronizował się z preferowanym poziomem absurdu. Zastanawia mnie tylko, w jaki sposób Polikarp był w stanie zmusić śmierć do zamiany, w szczególności, że ten występujący w oryginalnym dziele był raczej wystraszony spotkaniem… Opis tego spotkania raczej też nie dodałby mu autorytetu w oczach ludzi XD

 

Radek i Inanna

Przekonaliście mnie ostatecznie, że happy end był nie na miejscu. Przekonywanie było nawet dość barwne i w kilku miejscach uśmiechnęło ;) Na początku myślałem raczej, że ojciec zaginął podczas misji, został wzięty do niewoli/coś w tym stylu, no ale jak pokazaliście, taka wersja wydarzeń nie jest zbyt prawdopodobna. Nie chciałem całkowicie rezygnować z ojca, więc końcówkę, inspirując się Inanną, trochę zmieniłem ;)

I tak, to ojciec miał być mistrzem w rozumieniu wyzwania. Jest on istotnym elementem szorta, chociaż objętościowo nie dostaje za dużo czasu, stąd moje własne wątpliwości, czy tekst jest na temat.

Jeśli chodzi o gatkę motywacyjną: między wojskiem a sektą nie ma za dużej różnicy i myślę, że trzynastolatek by to łyknął :P

 

Bardjaskier, Inanna, teksty w kolejce :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Inanna To wszystko wygląda jak całkiem niezły plan :) Więc cierpliwie czekam na pierwsze opowiadania, bo mam nadzieję, że wrzucisz je na Nf :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Obrócił się i zobaczył tego samego mężczyznę w niebieskim mundurze, którego znalazł w magazynie. Matka podeszła do męża i dała mu w pysk.

Aaa, tak, yes, yes, yes!!! Moja krew.

 

Teraz absurd sekciarskiej gadki ojca, aż tak nie kuje w oczy, bo ta końcówka robi robotę.

A, że gadka jest skierowana do 13-latka jestem w stanie to kupić.

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

@SNDWLKR (Nechbet):

Nie czepiam się mitologii. Tekst mi się podoba i spełnia założenia konkursowe (w/g mnie). Mam jedynie wątpliwość w zakresie:

Salę w kształcie kostki oświetlało sześć wielkich koksowników płonących czerwonym ogniem.

kostki – moim zdaniem powinno być w sześciennym kształcie, bo kostka sugeruje zewnętrze sześcianu, ale może się czepiam i czegoś nie wiem.

koksownik – brzmi jak anachronizm, proponowałbym “żelazne kosze z płonącymi wewnątrz kawałami drewna”. Jak na starożytny Egipt – luksusowo.

 

@Tarnina (ad. “Arcymistrzyni”):

Chaotycznepospieszne. Za dużo różności w tych 529 słowach. Założenia spełnione.

Drżę z podniecenia nadzieją, że się czegoś nauczę.

Czy należy pisać:

Bramy nikt nie pilnował, Aron wszedł z wahaniem do środka. Miał wrażenie, że trafił do miejsca, gdzie wszyscy właśnie zginęli. Popatrzył na zawieszony na bramie czajnik, nigdy nie potrafił zrozumieć dlaczego właśnie to stało się symbolem tego przybytku. Szedł ścieżką wysypaną pokruszonymi kawałkami marmuru, sprowadzonymi z daleka. Owady uwijały się wokół kwiatów, było pusto i cicho.

Zapukał do drzwi pensjonatu. Nie zdążył chwycić za klamkę. Otworzyła recepcjonistka ubrana w półprzezroczysty szlafrok.

– Tylko klon jest na nogach, młody człowieku, zapraszam serdecznie, ale musimy porozmawiać o pieniądzach. Życzy pan sobie cenę za numer, czy za godzinę, bo naliczanie kwadransowe oferujemy dopiero po północy…

Z kuchni dobiegało podśpiewywanie najpiękniejszym głosem, jaki tylko umiał sobie wyobrazić. Ledwo się oparł pragnieniu zobaczenia całej osoby.”

?

Pytanie precyzyjne: czy to usuwałoby pospieszność?

 

A gdzie chaos?

Czy chodzi o zastąpienie:

“– Ja to droga jestem – odrzekła, odruchowo oglądając klienta. – Z pewnością dziewczyny jeszcze śpią, ale klon jest na nogach. Może się położyć. W ogóle może przyjąć każdą pozycję, jaką sobie wyobrażasz…”

czymś takim:

“– Ja to droga jestem – odrzekła.

Aron zauważył, że Judyta popatrzyła na niego jak na klienta. Może odruchowo, ale poczuł się taki dorosły. Nie zdążył się odezwać. 

– Z pewnością dziewczyny jeszcze śpią, ale klon jest na nogach. Może się położyć. W ogóle może przyjąć każdą pozycję, jaką sobie wyobrażasz… – zapewniła.”

 

@Ambush(ad. Arcymistrzyni):

Przekornie ci wyszło. Prowadzisz czytelnika na sznurku, jak samochód na holu i nieoczekiwania skręcasz;) Ale podobało mi się.

Dziękuję :-)

Moim celem był z jednej strony pewien plot-turn (bo jeszcze nie twist) i bardzo nie chciałem, żeby sztuka zabijania na odległość brzmiała banałem. Doświadczona zabójczyni ma tu uczyć młodego adepta i w ogóle “przynieś pieniądze”.

Twój tekst skomentuję jutro rano – obiecuję.

 

@ostam (ad. “Arcymistrzyni”):

Oczywiście jest to fragment, ale jako samodzielny tekst skończyłem czytać z poczuciem raczej urwania historii, niż jej zakończenia

Hm, trochę nie wiem, co więcej mogłoby się wydarzyć w czasie pierwszego spotkania. “Przynieś pieniądze” i adept dostał dwie cenne nauki. Dziękuję za przeczytanie i proszę o rozwinięcie. Bo to oczywiście fragment, ale w założeniu (moim) powinien opisywać całe spotkanie.

Być może, wychodząc z burdelu, Aron natknąłby się na klona i musiałby walczyć ze sobą, żeby się nie zatrzymać… , ale to całkiem inna historia. Tzn. próba bohatera.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Ja też poczytam. Wbiłem się tutaj bez zapowiedzi, ale będzie jeszcze dużo czasu na lekturę innych zgłoszeń :)

Vacterze, chyba nikt się szczególnie nie zapowiadał. :D

 

 

Wracając do tekstów:

 

W letnią sobotnią noc 

Bardjaskier

 

Zjechał po niej ostrożnie i usiadł na ulicy.

Skoro się zataczał, to może aż tak ostrożnie się nie zsuwał?

 

Słuchał fal smętnie, raz za razem rozbijających się o nabrzeże.

Tutaj brzmi, jakby on w smętny sposób słuchał fal.

 

Jeśli chcesz zostawić to smętnie, proponuję usunąć „raz za razem”, np.:  

Słuchał fal rozbijających się smętnie o nabrzeże.

 

zapytał czarnowłosy kochanek,

Może lepiej dać imię, czarnowłosy kochanek to takie długie określenie…

 

zniweczył byś

razem

 

– Och Lotar

Przecinek po „och”

 

Anet uniósł dłonie

uniosła

 

zapytał Lotar odsłaniając kły.

Przecinek po Lotar

 

Na początku mamy scenę erotyczną, dość dobrze napisana, bez zbytniego przesadzania, więc jest okej. A na koniec okazuje się, że to wampiry, nie spodziewałam się tego. :D Mierzyłam raczej w jakieś magiczne rytuały związane z seksem. XD

 

Fajne zaskoczenie i na plus, że horror.

 

Podobał mi się też pijaczek Tom i klamrowa kompozycja. Bardzo fajnie się to łączyło. Czułam się jak czarodziej zaklęty w kruka, który leci nad miastem, widzi pijanego Toma, siada na parapecie i ogląda scenę z mistrzem, uczniem i kobietą-przystawką.

 

Jedyne co: nie wygląda na to, że to ich pierwsze spotkanie. ;) Wątek mistrza i ucznia schodzi tak na dalszy plan i równie dobrze mogliby znać się już z rok czasu.

 

 

Inanna

 

Ja bym najpierw wystrzelała po gębie, potem poprawiła z kolana w czułe miejsce i na zakończenie zapytała: “Gdzieś się bujał, sk…, gdy ja musiałam bawić się w samotną matkę, a sama se nie zrobiam?!”

 He he, dobre! XD

No ja bym też takiego nie przyjęła. XD Ale jak już wcześniej wspominałam, może to kobieta pokroju Chi-Chi. Zresztą, wstyd przyznać, ale znam mężczyznę, który przyjął kobietę po tym, jak zdradziła go z innym i przyprowadziła obce dziecko. Także ludzie są różni.

 

łapy do miski z pączkami,

Hahaha, a ja miałam problem przez Brzozę XD.

O rany, jak mnie rozbawiłaś. :D

 

Tu Brzoza, tu pączki, słowa w języku polskim łatwo wprowadzają zamęt! :D

 

Wracając do opowiadań…

 

Nie-pierwsze spotkanie mistrza i ucznia, ale po wielu, wielu latach.

 

Czytało mi się błyskawicznie. W tekście nic nie zgrzytało.

Ale nie rozumiem, dlaczego mija tyle lat i mamy innego chłopaka? Przecież w pierwszym tekście uczniem był ten wilczy zwiadowca. Myślałam, że będziemy dalej mieć jego relacje z Mareną. :) To znaczy, widzę, jaki był zamysł, że ten nowy to bardziej dzieciak (co mniej potrafi niż ten ze scenki z łóżkiem), więc mniej się odzywa.

Tutaj jeszcze Vlad, wampir, który uczył Marenę. Fajnie zgrane jest to, że mamy Marenę jako mistrzynię i Vlada jako mistrza. Takie schodki, a wszystko w krótkiej scenie, więc to na pewno na plus. Nie bawisz się w niepotrzebne zdania, wszystko się ze sobą łączy. ;)

 

– Co?! Ten wampir?! Przecież wampiry nie istnieją.

Tylko to jest dość zabawne w kontekście złapania orka, elfa i krasnoluda. XD

 

 

Nie ma sprawy, ja robię to samo ^^

I o to chodzi, Tarnino. :D

 

samego mężczyznę w niebieskim mundurze, którego znalazł w magazynie. Matka podeszła do męża i dała mu w pysk.

Ostam – ja też jestem za zakończeniem bez happy endu, ale tutaj musisz trochę zmienić punkt widzenia. Cały czas mamy Zena, który myśli o ojcu „ten mężczyzna” i skąd nagle wiadomo, że to jego ojciec? Nie mówiąc, że jest określony jako “mąż”. Przecież nigdzie w tekście to nie pada.

 

Przeanalizuj to jeszcze raz. ;)

 

Warto tu zrobić dialog od strony matki (np. w stylu: „Ty… zostawiłeś nas na trzynaście lat!” plus to uderzenie w twarz, cokolwiek, co zasugeruje, z kim mamy do czynienia).

Bo wtrącenie, że podeszła do męża, nie ma sensu, skoro wcześniej Zen myśli o tym facecie jak o „mężczyźnie w niebieskim mundurze”.

Pytanie precyzyjne: czy to usuwałoby pospieszność?

Wiesz, próbowałeś wcisnąć pół powieści w pięćset słów. Jak tu się nie spieszyć?

 A gdzie chaos?

Być może w mojej głowie, źle znoszącej dziwne wahania ciśnienia. Jak odeśpię, spróbuję przeanalizować bliżej.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ananke

 

Błędy poprawione dziękuję :) 

 

“zapytał czarnowłosy kochanek,

Może lepiej dać imię, czarnowłosy kochanek to takie długie określenie…”

 

Tu nie jestem pewien bo jest też dodane że łapie Lotara za kark więc chyba wiadomo, że to Armand 

 

Cieszę się, że szort przeniósł cię na chwile w świat Lotara i Armanda – jak dla mnie nie ma lepszej pochwały dla tekstu :D Dziękuję :) 

 

 

“Jedyne co: nie wygląda na to, że to ich pierwsze spotkanie. ;) Wątek mistrza i ucznia schodzi tak na dalszy plan i równie dobrze mogliby znać się już z rok czasu.”

 

Zgadzam się :). Jednak czym jest rok dla wampira ;)

 

 

samego mężczyznę w niebieskim mundurze, którego znalazł w magazynie. Matka podeszła do męża i dała mu w pysk.

Bardjaskier – ja też jestem za zakończeniem bez happy endu, ale tutaj musisz trochę zmienić punkt widzenia. Cały czas mamy Zena, który myśli o ojcu „ten mężczyzna” i skąd nagle wiadomo, że to jego ojciec? Nie mówiąc, że jest określony jako “mąż”. Przecież nigdzie w tekście to nie pada.”

 

 

A tu nie wiem o co chodzi bo to chyba nie ja napisałem :P Chyba, że moje drugie ja ;) 

 

Pozdrawiam :) 

 

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Ananke ja nie wiem skąd, ale stanęła mi przed oczami wizja miski pełnej pączków, jak na tłusty czwartek, no i jak Brzoza wsadziła w nie ręce, to aż poczułam, jak się kleją od lukru.

 

Ale nie rozumiem, dlaczego mija tyle lat i mamy innego chłopaka? Przecież w pierwszym tekście uczniem był ten wilczy zwiadowca. Myślałam, że będziemy dalej mieć jego relacje z Mareną.

Ananke ależ to ten sam młody. Nie minęły lata, minęły 2 tygodnie “Dwa tygodnie monogamii robi dziwne rzeczy z mózgiem”. W zamyśle 14 dni rozpoznania i przygotowania do zlecenia oraz 14 nocy o wiele przyjemniejszych zajęć. Relacja, jak widać wciąż nie tylko mistrz-uczeń. Mniej się odzywa, bo jest na zajęciach praktycznych, realizuje plan i chłonie wiedzę. Ale czy mniej potrafi? Przecież ma bardzo odpowiedzialne zadanie, od którego powodzenia zależy sukces całej akcji. Tym bardziej, że Marenka ambitnie chce postawić pale przy samej bramie do miasta:

Ładujemy na wóz, ja podjeżdżam pod bramę, ty unieszkodliwiasz strażników. Tylko pamiętaj, żadnego zabijania, młody.

Chyba wystarczająco wymagające zadanie, jak na wilczego zwiadowcę, zakraść się do strażnicy i unieszkodliwić żołnierzy, bez zabijania. Poza tym szybko reaguje na głos wampira, Marena ledwo zdążyła go powstrzymać:

Młody chwyta za broń i obraca się szybkim, kocim, wyuczonym ruchem, ale nadążam złapać uzbrojoną rękę.

Natomiast po latach, to Marena spotyka Vlada, swojego mistrza i mentora. Mamy tu nową relację mistrz – uczeń, choć zabójczyni sama jest już mistrzem, to jak widać respekt i szacunek do Vlada pozostał, a wampir po staremu ją poucza.

– Co?! Ten wampir?! Przecież wampiry nie istnieją.

W tym moim uniwersum miało nie być wampirów i już. Zamysł miałam – nie ma i kropka. Jednak po przeczytaniu różnych materiałów źródłowych o palowaniu, doszłam do wniosku, że nawet tak zajebisty duet, jak Marenka z młodym może sobie ze zleceniem nie poradzić. Tym bardziej, że delikwenci mają umierać jak najdłużej. Dlatego doszłam do wniosku, że potrzebują wsparcia eksperta. No, a kto wie więcej o palowaniu od Vlada Palownika? Stąd pomysł na dawnego mistrza Marenki.

Zresztą, w uniwersum miało nie być też elfów, orków i krasnoludów (w stylu tolkienowskim). Ludzie, bogowie i bajkowe stwory – tyle. Jednak biorąc pod uwagę, że akcja dzieje się gdzieś 1000 lat po akcji bajek dla dorosłych, to w tym czasie mogła przecież być “jakaś koniunkcja czegoś” i te elfy, orki i krasnoludy w stylu tolkienowskim do uniwersum się wzięły i wślizgnęły.

Natomiast wampiry cenią sobie spokój i dyskrecję, nie lubią rzucać się w oczy, wiec mało kto wie, że istnieją.

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

@Vacter {ad. “Kąpiel Mistrza Polikarpa ze Śmiercią”):

Mam problem ze zrozumieniem sposobu spełnienia wymagań wyzwania. Kto jest mistrzem, a kto uczniem? Poza tym nie skleiło mi się:

“Śmierć zapytała mistrza, który leżąc w wannie wypełnionej kostkami lodu, wygłaszał kolejną inkantację.”

a potem:

“Krwawa breja wsiąkła w czarną szatę i zalała puste oczodoły.”

W jaki sposób woda z kostkami lodu zamieniła się w krwawą breję? To był jakiś kwas, który Mistrza Polikarpa rozpuścił, czy może wystarczyła woda święcona?

 

@Ambush (ad. “Brzoza & Wybrana”):

Bardzo dobry tekst i taki szkolny tzn. wcale nie prosty, ale przyzywający szkolne klimaty. Mamy uczennicę, która się pojawia, bo “potrafiła twórczo wpłynąć na proces rekrutacji” i wcale nie po to, żeby się czegokolwiek uczyć. Mamy też zapowiedź konsekwencji, czytałbym. Idea (przepraszam za słowo) mugolki, która robi w jajo czarodziei, wydaje się nęcąca.

 

@Bardjaskier (ad. “W letnią sobotnią noc”):

Świetny tekst z dobrze skonstruowanym plot-twistem i zaliczyłbym go do pełnoprawnego shorta. Jak wszyscy, optowałbym za zastąpieniem “czarnowłosego kochanka” imieniem, bo mylące.

 

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Hej 

Radek

 

A dziękuję bardzo, fajnie że się podobał :). Czarnowłosy zmienione na Armand ( jesteś kolejną osobą która zwraca na to uwagę, więc coś w tym musi być :).

 

 

“i zaliczyłbym go do pełnoprawnego shorta” 

 

Zastanawia mnie co tu miałeś na myśli ? 

 

Pozdrawiam :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardjaskier

 

Tu nie jestem pewien bo jest też dodane że łapie Lotara za kark więc chyba wiadomo, że to Armand

Widzę, że zmienione, więc okej. ;) 

 

Zgadzam się :). Jednak czym jest rok dla wampira ;)

Tak, choć wyzwanie dotyczy czegoś innego. :D 

 

A tu nie wiem o co chodzi bo to chyba nie ja napisałem :P 

Tu chodzi o to, że ja mam problemy z głową. XD

To nie pierwszy raz mi się zdarzyło, czasami myślę jedno, piszę drugie. :p Już poprawiłam, dziękuję za zauważenie. :) Miał być oczywiście Ostam. ;) 

 

Inanna:

Ananke ja nie wiem skąd, ale stanęła mi przed oczami wizja miski pełnej pączków, jak na tłusty czwartek, no i jak Brzoza wsadziła w nie ręce, to aż poczułam, jak się kleją od lukru.

No wierzę, ja właśnie zobaczyłam wielkie drzewo (brzozę) zamiast czarodziejki Brzozy, a pączki mi się skojarzyły z pączkami kwiatów. Ale powinnam się zorientować przez „dłonie”, drzewo ma gałęzie, chociaż co tam dla fantasty dać drzewie dłonie. :D

 

Ananke ależ to ten sam młody. Nie minęły lata, minęły 2 tygodnie “Dwa tygodnie monogamii robi dziwne rzeczy z mózgiem

Aaa, to ten wilk z pierwszego? To ja nie wyłapałam! Mam wrażenie, że jest zbyt… młody xd. To znaczy, w tym pierwszym tekście Marena zauważa, że on wcale taki młody nie jest, w dodatku służył w armii. A tu już jest pokazany jak w sumie gówniarz, co się nie zna, nie licząc fragmentów, które wskazałaś, że wyczuł Vlada. Ale może takie wrażenie sprawia, bo za wiele się nie odzywa. ;) A może to przez to, że ciągle jest jako „młody”? W każdym razie – ja nie poznałam, że to ten sam. :(

 

Wyjaśnienie z wampirem – okej, jeśli to część uniwersum, rozumiem, że się zdziwili. Po prostu w krótkim opowiadaniu wygląda to dość dziwnie, że mamy tyle stworzeń, a wampira być nie może. ;) Ale przyjmuję wyjaśnienie. ;) 

 

Zastanawia mnie co tu miałeś na myśli ? 

Bardjaskier – Radkowi chodzi pewnie o to, że wyzwania miały być tylko fragmentami, bez wyraźnego zakończenia, wyrwanymi z kontekstu scenkami. U Ciebie kompozycja klamrowa i cała scenka może być uznana za spokojnie zamkniętą. 

Obrócił się i zobaczył tego samego mężczyznę w niebieskim mundurze, którego znalazł w magazynie. Matka podeszła do męża i dała mu w pysk.

Ostam ponieważ to niejako ja zaproponowałam zakończenie opowiadania, trochę nad tym podumałam, wzięłam pod uwagę to co napisała Ananke i stwierdzam, że ja bym zakończyła opowiadanie w stylu:

Obrócił się i zobaczył tego samego mężczyznę w niebieskim mundurze, którego znalazł w magazynie. Matka podeszła do komandosa i dała mu w pysk.

Tu jest liczenie na inteligencję i sprawność dedukcji czytelnika. Myślę, że większość osób bez problemu złapie o co chodzi, dlaczego żołnierz dostał z liścia i się uśmiechnie pod nosem. Czasami podawanie na tacy wszystkiego nie wychodzi dobrze w tekście. Czytelnik, który nie wyłapie niuansu, to cóż, może niech zajmie się czytaniem mniej wymagającej lektury.

 

Ananke w moim zamyśle Młody ma nie więcej niż 25 lat, a raczej kole 23. Do legii wstąpił mając 18, odsłużył 5. No dobra, 24 lata, bo jeszcze po woju szukał tej legendarnej zabójczyni jakiś czas. “Nie taki młody” bo przez chłopięcą twarz wygląda na dzieciaka i ona myślała, że wyrwała gówniarza (19?). Marena jest już po 30, tak pewnie bliżej 35, więc dla niej Młody jest realnie młody.

A, że szczerze mówiąc jeszcze nie wymyśliłam, jak on w ogóle ma na imię, to został Młodym w moim umyśle i umyśle Marenki również, więc tak już chyba zostanie.

 

 

Vacter ponieważ zauważyłam, że niektórzy mają problem z kostkami lodu w wannie, które za chwilę zamieniają się w krwawa breję, a mnie to jakoś gładko weszło, to mam pytanko. Czy dobrze rozumuję?

Hipotermia, jako stan pomiędzy życiem, a śmiercią, plus inkantacja były niezbędne do rozpoczęcia przemiany. Na początek Polikarp pozbył się krwi, jako symbolu życia, która, zmieszana z wodą i lodem, zalała Śmiertkę, aby… przywrócić ją do świata żywych, który właśnie opuszczał Polikarp. Traci skórę, ciało, itd, żeby stać się szkieletem? No ja to tak widzę, dla mnie symbolika jasna jak słońce, ale przy wyrażanych wątpliwościach zwątpiłam w swoje rozumowanie.

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

Hej 

Ananke, Radek

 

“Bardjaskier – Radkowi chodzi pewnie o to, że wyzwania miały być tylko fragmentami, bez wyraźnego zakończenia, wyrwanymi z kontekstu scenkami. U Ciebie kompozycja klamrowa i cała scenka może być uznana za spokojnie zamkniętą. “ 

 

 

A ok wszystko jasne :D. To się wytłumaczę – ja zwyczajnie lubię jak mi się historia spina w całość :) Jak zostają jakieś niedokończone wątki to mnie to męczy :P 

 

“Tu chodzi o to, że ja mam problemy z głową. XD

To nie pierwszy raz mi się zdarzyło, czasami myślę jedno, piszę drugie. :p Już poprawiłam, dziękuję za zauważenie. :) Miał być oczywiście Ostam. ;) “

 

:D cos tak czułem, że o Ostama chodziło ;) 

 

 

Pozdrawiam :)

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Inanno, dobrze myślisz. Nieporozumienia mogą wynikać z faktu, że opisy są oszczędne. Chciałem skupić się na spostrzeżeniach co do sytuacji, które nie będą się powtarzać, a przedstawiać proces. Zdecydowałem się też użyć króciutkiej formy i w niej się zmieścić. 

Radku, zasady wyzwania są dość szerokie. Nie ma w nich przymusu jasnego postawienia sprawy, kto jest mistrzem, a kto uczniem. Moim zdaniem spełniłem warunki, ale zawsze można inaczej zinterpretować każdą rzecz. Powód spotkania został przedstawiony. O Polikarpie wiadomo z dawnego tekstu i w obliczu tej sławy zjawiła się śmierć. Ale czy śmierć jest samidzielna, czy bywa zesłana? Moim zdaniem to Polikarp jest mistrzem w tym fragmencie. Jeżeli śmiertelnik łapie śmierć za kosę z drugiej strony, to znaczy dwie rzeczy. Albo on dominuje, albo śmierć mu na to pozwala. Być może mistrzem jest osoba trzecia, każąc uczniom dokonać wymiany. 

 

Jeszcze dzisiaj odpiszę szerzej w temacie wyzwania ;)

@Bardjaskier:

To się wytłumaczę – ja zwyczajnie lubię jak mi się historia spina w całość :) Jak zostają jakieś niedokończone wątki to mnie to męczy :P 

Chwała i sława Ci za to. Zwróciłem tylko uwagę, że nie było to wymagane, ale daje to wynik “powyżej oczekiwań” :-D

 

@Vacter:

zasady wyzwania są dość szerokie. Nie ma w nich przymusu jasnego postawienia sprawy, kto jest mistrzem, a kto uczniem.

Nie doczytałem w takim razie.

zawsze można inaczej zinterpretować każdą rzecz.

Nie :-)

 

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Hej 

Radek 

To się wytłumaczę – ja zwyczajnie lubię jak mi się historia spina w całość :) Jak zostają jakieś niedokończone wątki to mnie to męczy :P 

Chwała i sława Ci za to. Zwróciłem tylko uwagę, że nie było to wymagane, ale daje to wynik “powyżej oczekiwań” :-D

 

:D A dziękuję :D 

 

Pozdrawiam :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardjaskier (ad. W letnią sobotnią noc)

Co od zasady spotkanie nie było pierwsze, ale pomysł ciekawy i zakończenie uśmiechnęło. Jedyne, co mnie ugryzło, to stylizacja języka na początku. Wydaje się trochę na siłę i szybko znika.

 

Inanna

Co do kontynuacji pamiętnika:

Młody chwyta za broń i obraca się szybkim, kocim, wyuczonym ruchem, ale nadążam złapać uzbrojoną rękę.

Trochę niefortunne określenie jak na wilczego zwiadowcę ;)

 

Poza tym całkiem zacna kontynuacja, w szczególności dialogi poprowadzone nie w prost świetnie pokazują charakter bohaterów. Jedyne, co mnie zastanawia, to jak wampir dowiedział się o zleceniu i obecnych poczynaniach bohaterów. Jeśli potrafił być aż dyskretny, raczej nie potrzebowałby z nimi współpracować.

 

Ananke

Jeden komentarz umknął mi w natłoku odniesień do tekstów, których wtedy jeszcze nie czytałem i nie chciałem sobie robić spojlerów:

No tak, ale spotkanie z mistrzem jest dość krótkie, a zawodu Zen za bardzo wybrać nie chciał i mało go to interesowało, więc czytając z jego perspektywy, też nie czułam, żeby to było jakieś ważne.

Zamysł był raczej taki, że Zen nie chciał tam iść, bo żaden z zawodów go nie interesował i na wszystkie patrzał, jakby miały mu zrobić krzywdę. Gdy dostaje propozycję wstąpienia do wojska, jest zachwycony. Co do zasady nie wynika to bezpośrednio z tekstu i może spróbuję to jeszcze gdzieś przemycić.

Z drugiej strony – kontrolowany buntownik to też jakiś pomysł. ;)

Nie dość, że kontrolowany, to jeszcze wystawiony na ryzyko nagłej, szybkiej śmierci :)

Ja jestem fanką negatywnych zakończeń. XD

Właśnie widzę że trochę mroczne te sugestie wszyscy dają :P Nie martwiłoby mnie to ani trochę, gdyby nie wynikało z realizmu…

 

Radek

Właściwie nie mam zastrzeżeń technicznych – tekst spełnia wszystkie wymogi wyzwania i realistycznie przedstawia kawałek historii. Tylko że wartość rozpoczęcia historii może polegać na kilku rzeczach:

1. We wstępie może pojawić się akcja, które same w sobie jest ciekawa i angażująca.

2. Wstęp może zaciekawić czytelnika, co stanie się później, czyli postawić ciekawe pytania z obietnicą, że odpowiedzi w końcu się pojawią.

3. Wstęp może wprowadzać elementy, które nie są interesujące same w sobie, ale w późniejszej części tekstu zostaną do czegoś wykorzystane.

 

Oczywiście każdy wstęp do pewnego stopnia realizuje wszystkie te trzy rzeczy, ale twój mam wrażenie skupia się głównie na ostatniej. Nie mamy tutaj wyraźnego napięcia: Aron popełnia kilka wpadek, ale ani razu nie wygląda, jakby się tym przejmował. Nie ma też za dużo pytań co do ciągu dalszego: wygląda na to, że będą uczyć się strzelać, być może szukając Aronowi dziewczyny. Jedyny zagadkowy element to przeszłość Judyty. Poza tym otrzymane lekcje są jak najbardziej na miejscu, ale dopiero czekają na wykorzystanie pod względem kreowania rzeczywistego konfliktu. Ze względu na to, stwierdzam, że z tekstem jest wszystko w porządku, ale osobiście mnie nie porwał. Być może zmieniłoby się to, gdyby ciąg dalszy się pojawił :)

 

Inanna i Ananke

Znowu dziękuję za uwagi. Zakończenie poprawione z delikatną modyfikacją względem wersji zasugerowanej przez Inannę, żeby się “komandos” nie powtarzał :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Hej Ostam Może właśnie dlatego szybko znika ;). Dzięki i pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Hej Bardzie. Jeśli to faktycznie jest powód, to może dałoby się zrobić, żeby zniknęła jeszcze szybciej :P Chociaż z drugiej to tylko luźne przypuszczenia, a rzeczywista przyczyna pozostaje ukryta…

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Wiesz zawsze trzeba jakoś zacząć tekst i wystartowałem jak wystartowałem :). Dla mnie początek jets nienajlepszy, ale i nienajgorszy, wprowadza w fabułę i to tyle ;). Osobiście uważam, że opowiadanie czy powieść nie musi być w każdym fragmencie doskonałe, czasem trzeba coś opisać by czytelnik wiedział co się będzie działo i tyle :). A jeśli o to chodzi, to początek szorta świetnie spełnia swoje zadanie :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Nie mogę się nie zgodzić, daję tylko znać, co według mnie dałoby się trochę dopieścić ;)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

I bardzo dobrze :) problem polega na tym, że w każdym tekście zawsze można coś dopieścić ;) Jak tak się nad tym zastanowić to pewnie pisarze kończą pracę nad powieścią – nie gdy są zadowoleni z tekstu, tylko wtedy gdy umierają albo czują, że jak nie przestaną wprowadzać zmian to umrą ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

@ostam (ad “Arcymistrzyni”):

Bardzo Ci dziękuję za wnikliwe przeczytanie. To nie jest wstęp do historii o Judycie, ani nawet wstęp do dalszego ciągu, ale scenka pt.: pierwsze spotkanie….

Chciałem nadać temu podobną formę fabularną jak Beatrix idzie po schodach do Mistrza Białego Lotosu Pai Mei (Kill Bill). Aron wysiada (zsiada z roweru), przechodzi przez recepcjonistkę i wchodzi na górę (tutaj – strych). Pominąłem szukanie przejścia za schowkiem na szczotki. Wymagania zadania miał spełniać dialog.

 

Być może scena werbunku Judyty na strzelca z “Czerwonego sznura” podobałaby Ci się bardziej (z usuniętym środkiem – 671 słów):

Oddaliła się w kierunku ruin, byle dalej od wybrzeża, od bramy i od pensjonatu. Halucynacji ciąg dalszy – kawał gruzu uniósł się i wstał. Osunął się z niego pył i tam w środku ktoś był.

– Czekałem na ciebie. Schowajmy się tam, musisz się przebrać – powiedział.

„No tak, na tle szarych ruin, rzucam się trochę w oczy, ubrana na czerwono”, pomyślała, ale jeszcze nie potrafiła z siebie wykrztusić ani słowa, zacharczała. „Jego tu nie ma, mnie tu nie ma, przecież nie żyję! Powiesili mnie, to ciało eteryczne, astralne, czy jak mu tam…”.

Religia jest zakazana, przypomniała sobie. Jednak szła za nim, może on też nie żyje. Żołnierz Obrony Terytorialnej w szarej pałatce miał pod spodem normalnie pstrokaty kombinezon, plecak, strzelbę, a na głowie groteskowy hełm. Schowali się w jakichś ruinach, w samą porę, nad gruzami przelatywał dron. Ktoś strzelił z daleka. Judyta przyglądała się temu obojętnie, cały czas walczyła o powietrze. Dron oberwał i spadł. Podobno nawet gdy ładunek jonowy przeleci odpowiednio blisko, to mu wysmaży elektronikę, ale tu trafienie było bezpośrednie. Rozejrzała się, ale nie potrafiła zgadnąć, kto strzelał.

– Nazywasz się jakoś? – wykrztusiła w końcu do żołnierza.

– Odzywaj się kulturalnie, dziwko!

„A więc żyję”, pomyślała z radością. Poznała go. Był klientem, z tych raczej nieprzyjemnych. Dziewczyny nie chciały z nim pracować. Jedna powiedziała, że takich gnojów ziemia nosić nie powinna. Judyta go też pamiętała, chociaż wolałaby nie. Nie potrafił uszanować żadnych reguł, nawet tej, że miało być bez całowania. Hektor mówił, że w Królestwie dwie skrzyżowane pałki jak X, to sierżant. Powinna wiedzieć, jak on się nazywa, przedstawiał się wiele razy.

– Jestem Judyta, czy pan sierżant byłby łaskaw wyjawić mi swoje imię? – Postanowiła odezwać się jak na kiepskim filmie, nie zauważył ironii.

– Amos. – Wyjął z plecaka zmięty kombinezon i rzucił w jej stronę, cały czas uważnie obserwując okolicę. – Twój rozmiar.

Udawał, że nie podgląda Judyty, kiedy się przebiera.

– Nie masz bielizny? – zauważył.

– Do pracy nie noszę, a wojna mnie zastała w stroju roboczym – zażartowała, nie zaśmiał się.

Judyta wciąż kurczowo ściskała w dłoni pętlę. Pręga na szyi tętniła przeszywającym bólem.

Zmienił jej się tembr głosu, a lubiła ten poprzedni. Przynajmniej żyje, jeszcze nie zdążyła się ucieszyć. Schowała do kieszeni ten kawałek czerwonego sznura, na pamiątkę. Tylko czego?

Na lewej piersi kombinezonu miała napis „Verde”, tak samo, jak sierżant Amos.

***

Dostała do ręki ceramiczny pocisk.

– Teraz sama załaduj granat, mówimy na to „butelka”. Tam za murem siedzi dwóch, może któregoś zawadzimy – powiedział sierżant Amos, nie odrywając oczu od lornetki. – Widziałem cienie. Patrz na cel. Ognia! Teraz lekko w lewo.

Zrozumiała właśnie, że strzelba kieruje lecącym pociskiem, zanim dotrze do celu. W ostatniej chwili trącił lufę. Pocisk rozstawił lotki, złożył jedną, skręcił gwałtownie. Zobaczyła to wyraźnie! Uderzył w beton bulwaru, przekoziołkował, błysk, kurz, ciało ciężko rannego się poturlało dalej. Nigdy się nie dowiedziała, czy „zawadziła” tych za rogiem, czy nie.

– Dobrze, ale dwa strzały z jednego miejsca. Zmieniamy pozycję, panienko. Biegiem!

Awansowała z „dziwki” na „panienkę”, pewnie chwilowo. Ruszyła za nim, niosąc na ramieniu strzelbę, która miała ze sto osiemdziesiąt centymetrów długości, czyli więcej niż jej wzrost. Na szczęście nie była ciężka. Zastanawiała się, czy w tym plecaku sierżant ma jakieś żarcie, czy tylko same ładunki?

„Zaraz, kogo ja tam zabiłam?”, pomyślała, nie zwalniając biegu.

Poczuła w sercu ukłucie, że to Hektor, przecież go nie kochała. Nikogo nigdy nie kochała, nawet siebie.

Przystanęła, popatrzyła przez celownik, za daleko. Sięgnęła po lornetkę sierżanta, wiszącą mu na szyi, jakby była jej. Uderzył ją znowu w twarz, złapał za włosy i jeszcze kopnął. Gdy leciała na kamienie, przytrzymał strzelbę, żeby się nie potłukła.

– Jak panienka jeszcze potrzebuje oberwać, jestem do usług – powiedział. – A jak będziesz bezużyteczna, zastrzelę. Witamy w Obronie Terytorialnej, zostałaś zrekrutowana w trybie wojennym. Na razie się przydasz.

Pocisk artyleryjski upadł precyzyjnie w to miejsce, skąd strzelali. Wybuch rozrzucił kamienie, ale znajdowali się już wystarczająco daleko. Poczuli jedynie podmuch, po którym sypnęło piachem i kurzem.

Wśród gruzów leżał hełm Obrony Terytorialnej, tak samo groteskowy, jak ten Amosa. Spytała gestem, czy może go wziąć. Śmierdział potem, strachem i śmiercią.

– Jeden rozmiar, pasuje wszystkim… – potwierdził sierżant.

 

Niewątpliwie jest w innym stylu i też jest pierwsze spotkanie mistrza i ucznia, ale chciałem tym razem coś delikatniejszego.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

@Vacterze Niesamowite to spotkanie wymyśliłeś. Podpieranie się na kosie super, ale dałabym raz, wystarczy.

 

@Inanno Jakaż piękna, wielopokoleniowa struktura;) I do tego zaprosiłaś Vladka! Rozczuliłam się. Bardzo podobały mi się “zajęcia praktyczne”,

 

@Bardzie szkoda, że nie wrzuciłeś Anet na konkurs, ładna erotyka;)

Lożanka bezprenumeratowa

Hej Ambush A dziękuję :), wydawał mi się trochę za krótki no i chodziły mi po głowie jeszcze inne pomysły ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardjaskier ja cały czas zastanawiam się co masz na myśli pisząc: postacie są przekoloryzowane.

 

Vacter cieszy mnie, że intuicja mnie nie zawiodła i dobrze zinterpretowałam Twój zamysł. Ja serio nie jestem fanką szeroko pojętej beletrystyki, w której wszystko jest podane na tacy. Lubię, jak autor wierzy w moją inteligencję i zostawia pole na interpretację.

Wg mojej rozkminy, również “to Polikarp jest mistrzem w tym fragmencie”. Bo przecież to Śmierć dała się złapać, zaskoczyć i zdominować. Teraz będzie musiała z tym… żyć. Ha ha ha, a to dobre mi wyszło.

 

ostam cieszę się niezmiernie, że dialogi przypadły do gustu, bo to mój konik.

Jedyne, co mnie zastanawia, to jak wampir dowiedział się o zleceniu i obecnych poczynaniach bohaterów. Jeśli potrafił być aż dyskretny, raczej nie potrzebowałby z nimi współpracować.

Sądzę, że Drakula, jako mentor i mistrz, a również były kochanek Mareny, która to, niejako dzięki niemu, stała się legendą w tym fachu i zyskała przydomek Causa de la Muerte, dyskretnie obserwował jej poczynania, przez te wszystkie lata.

Nie wytrzymał i przestał trzymać się w cieniu dopiero przy tym zleceniu. Tylko, że w tym momencie, nie jest tu ważne, że jest wampirem chcącym zachować dyskrecję. Najważniejsze, że jest on Vladem III Palownikiem, który w piętnastym wieku powitał na swojej ziemi turecką armię Mehmeda II “Lasem Pali”, składającym się z jeńców tureckich nabitych na pale i ustawionych w szpaler szeroki na kilometr i długi na trzy. Samych pali miało być dwadzieścia tysięcy.

Zlecenie, które przyjęła Marena, jest wymarzone dla niego. Znów może sobie “na legalu” ponadziewać na pale z kastrowaniem w gratisie. Dlatego postanowił się ujawnić i wplątać w całą tę awanturę. Dla przyjemności. Zresztą, na zakończenie powstającego (przez Radka, przez Radka) dopiero opowiadania “O szlachetnej, acz zanikającej sztuce nabijania na pal” mam zamiar wrzucić sentencję Vlada w odpowiedzi na pytanie Mareny, jaki udział sobie życzy: “Kochanie, ależ to była czysta przyjemność, od sześciuset lat się tak dobrze nie bawiłem.”

 

Radek scena werbunku Judyty przez Amosa jest genialna. Ale zajebisty, niepodrabialny klimat.

 

Ambush “zajęcia praktyczne” to oni odbywają i do tego w dwóch różnych wymiarach. Natomiast Vlad, jako spec od palowania, no cóż, wydał mi się koniecznym elementem. Przeczytałam trochę tekstów historycznych o palowaniu. Nie jest to taka prosta sprawa.

 

 

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

@Inanna:

Zresztą, na zakończenie powstającego (przez Radka, przez Radka) dopiero opowiadania “O szlachetnej, acz zanikającej sztuce nabijania na pal”

Zawsze wszystko na mnie! ;-)

 

ad “Robota jak robota II czyli z Vladem”

Fajne i przekonuje mnie, że jak Marzenka się skończy, to będę czytał.

 

Jakoś “Czerwony sznur” się na portalu przyjął gorzej niż inne, mniej dopracowane teksty. Cieszę się, że fragment z werbunkiem się podobał.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Będziesz musiał chwilę poczekać, bo na razie jadę z erotyką konkursową i idzie mi jak po grudzie. Marenka w robocie do kompletu z Młodym jednak bardziej wciąga od siły tarcia przy akompaniamencie ach i ech. No ale, słowo się rzekło.

“Czerwony sznur” nie omieszkam przeczytać w całości, żeby sprawdzić, czy z usuniętym fragmentem nadal jest tak fajny i klimatyczny. Ten żołdacki, specyficzny klimat, to jednak sztuka oddać. A jeszcze zrobić to ze smakiem i swadą… wow Panie, majstersztyk.

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

Hej Inanna Chodzi mi o to, że postacie nie dają nawet na chwilę wątpliwości kim są, ale tylko ja na to zwróciłem uwagę, więc chyba nie ma się czym przejmować :) a po za tym jak pisałem mi się to podoba w tekście :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Wow, ruch jak na Marszałkowskiej. :D

W kwestii mojego tekstu:

Inanna,

Berenika to imię jednej z moich Ś.P. fretek, więc od razu nastroiłeś mnie pozytywnie do fragmentu.

:)

A przy pisaniu myślałem raczej o filmie z Fraserem. Ten z Cruisem też widziałem, ale IMO był tragiczny. :\

Super, że się podobało! Dzięki!

ostam,

Trochę dezorientujący opis przejścia między komnatami. Skoro spadła po stromym stoku, wejście powinno znajdować się konkretnie nad nią. Chyba że od początku widziała, że światło jest poniżej jej pierwotnego poziomu, ale wtedy powinna się spodziewać upadku.

Och. Czyli trzeba dalej pracować nad orientacją w terenie. Odnotowano, dzięki. :)

Ciekawe też, jak by się wydostała, gdyby bogini jej nie przyjęła :P

A skąd, według ciebie, te kości? Buahahahaha!

Mi też zazgrzytała sala w kształcie kostki. Jeśli nie jest to jakiś element kultu, o którym nie wiem, to według mnie informację można by bezpiecznie wyrzucić. Opcjonalnie pokoje domyślnie są prostopadłościenne, więc można by dodać co najwyżej, że ten był symetryczny albo coś w tym stylu.

Mogą być też okrągłe, a ten nie był. W sumie nawet nie wiem, czemu ta informacja była dla mnie taka istotna. Może chciałem przekazać za dużo szczegółów…

Poza tym tekst bardzo przyjemny i klimatyczny, przewijające się ciągle robaki wzbudziły należyte obrzydzenie pod koniec. Mam nadzieję, że było warto :)

Dzięki, bardzo mi miło. Czy było warto – dla mnie na pewno, bo zacząłem pisać dalszy ciąg. :)

Radek,

kostki – moim zdaniem powinno być w sześciennym kształcie, bo kostka sugeruje zewnętrze sześcianu, ale może się czepiam i czegoś nie wiem.

Fakt, muszę to przemyśleć.

koksownik – brzmi jak anachronizm, proponowałbym “żelazne kosze z płonącymi wewnątrz kawałami drewna”. Jak na starożytny Egipt – luksusowo.

Ups. A dla mnie każde takie ,,ustrojstwo” to koksownik, niezależnie, czym się w nim pali. blush Chociaż właściwie nie zastanawiałem się, co ma tam służyć za paliwo, bo miejscem akcji jest siedziba starożytnej bogini. Ogień może się równie dobrze palić dzięki jej mocy, przynajmniej tak sądzę.

Również dziękuję!

 

Nowe teksty skomentuję jutro, od kilku dni jestem strasznie niewyspany i pasuje mi położyć się wcześniej. Dobrej nocy wszystkim!

 

 

 

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

@SNDWLKR (cd Nechbet):

Światło sączące się przez ściany, kule płonące boskim ogniem są dla mnie też OK.

Wymiary sali i kształt mogą być magicznie bardzo istotne. Dlatego ja bym tak łatwo nie odpuszczał tego sześciennego wnętrza.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Ostam

Właśnie widzę że trochę mroczne te sugestie wszyscy dają :P 

Taka grupa się przy wyzwaniu trafiła. :D Sugestie to jedno – ważne, żebyś Ty sam dobrze się czuł, biorąc te sugestie pod uwagę. ;) 

 

Co do poprawek – no, teraz na końcu mamy zachowaną narrację z punktu widzenia Zena, tak jest dobrze. :)

 

 

Radek

Przez to, że cytat, trochę gorzej się czyta, tzn. jest zbity tekst, bez akapitów.

Poza tym – gorzkie, mocne opowiadanie. Czuć, jak wiele dzieli Judytę i Amosa, a jednak muszą współpracować. Wielka szkoda, że tekst nie może brać udziału w konkursie, bo był napisany wcześniej. Chyba takie teksty nie są brane pod uwagę? 

 

Mam nadzieję, że dziś zdążę ogłosić wyniki, jutro już wyjeżdżam i będę poza wirtualnym światem. :D

 

Tworząc wyzwanie, myślałam bardziej o takim pierwszym spotkaniu, wiecie, kiedy uczeń przybywa do nieznanego mistrza na nauki. Część z Was postanowiła tego mistrza pokazać jako kogoś, kogo bohater zna. I tak Firka przybywa do Firenza z wioski, mimo że zna go od lat. I tak Młody rozpoczyna rozmowę o zostaniu uczniem Mareny, chociaż poznali się wczoraj i w łóżku mamy poniekąd ich drugie (po nocy) „spotkanie”. I tak Polikarp spotyka się kolejny raz ze Śmiercią, już jako bardziej doświadczony. Podobnie jak Lotar i Armand, którzy spędzają noc z ofiarą i wygląda, jakby już dobrze się znali. Marena i Vlad to oczywiście też nie jest pierwsze spotkanie, ale tekst powstał na fali dopisywania ciągu dalszego, podobnie jak u Firki i Firenza w drugiej części. ;) 

 

Jeśli chodzi o faktycznie pierwsze spotkanie – „Szeregowy Smith”, „Arcymistrzyni”, „Neilowi Gaimanowi…”, „Dzień wyboru”, w opowiadaniu SNDWKLR czy Ambush – tu mamy to takie zderzenie, tę kwintesencję wyzwania: pierwsze spotkanie na celowniku. I dzięki temu mamy też ujęte te emocje, od zaskoczenia po niechęć. 

 

Tego właśnie szukałam, pisząc, że „chodzi o samo pierwsze spotkanie i pierwsze wskazówki/działania.” Nie jest to proste, zawrzeć w krótkim tekście to pierwsze wrażenie. 

 

No dobra, tak serio to bardzo ciężko wybrać jedno opowiadanie! Bo naprawdę napisaliście ciekawe teksty, czytałam je sobie jeszcze raz jeden po drugim i każdy ma coś, co zasługuje na wyróżnienie. 

 

Który tekst wybieram i dlaczego? 

Tekst SNDWLKR! 

Tekst miał niesamowity klimat, który prowadził mnie od początku do końca. Podróżowałam z bohaterką, napięcie rosło. Podobały mi się zwłaszcza te robaki, które mocno utkwiły mi w głowie. 

Opowiadanie spełnienia wymogi wyzwania – Berenika chce zostać uczennicą i jak sama mówi do Nechbet, poznać „największe sekrety mocy”. Dodatkowo mamy też powód – szuka ojca. Cieszy mnie, że tej rozmowy jest trochę więcej, a jednocześnie że nie tylko na rozmowie w opowiadaniu poprzestajemy. To też ważne – napisać scenę, w której mamy drogę do mistrzyni, przedstawić ich pierwsze spotkanie, a na koniec dać czytelnikowi odczuć, że nie wszystko jest takie proste, że nie wiadomo, co tam się wydarzyło. 

 

Niechęć ucznia jest tu zamieniona w niechęć nauczycielki i to mi się bardzo podoba, nie mamy lekkiej przeprawy, Nechbet nie przyjmuje od razu, a kiedy to robi, inicjacja nie jest przyjemna. Na wielki plus otwarte zakończenie – czytając poza wyzwaniem, można się zastanawiać, czy Berenika to przeżyła. Jestem fanką takich opowiadań bez jednego możliwego zakończenia. Zwłaszcza że było to pisane na wyzwanie. 

 

Tekst wyróżniał też nietypowy mistrz – bogini Nechbet, o ptasim wyglądzie, gdzie w innych opowiadaniach mamy ludzi/istoty podobne do ludzi. 

 

Myślę, że to nie jest takie łatwe: napisać wciągający tekst, w którym robimy małe wprowadzenie dla czytelnika, pokazujemy takie pierwsze spotkanie uczennicy/mistrzyni (przy kolejnych zawsze łatwiej, bo nie ma tyle opisów), a jednocześnie sprawiamy, że opowiadanie staje się czymś więcej. I tutaj tak właśnie mamy. 

 

Czytając tekst, mocno wciągnęłam się w klimat tych robali, piasku, mrocznej komnaty. 

 

 

Dziękuję wszystkim za teksty i za świetną przygodę. :) 

Serdeczne gratulacje dla SNDWLKRa za tekst o Nechbet, szczególnie podoba mi się, że jedna z Dwóch Dam stała się bohaterką wyzwania. Dla równowagi będę musiał napisać coś kiedyś o Uadżet, jeśli następne wyzwanie pozwoli :--)

 

@Ananke:

Fragment “Czerwonego sznura” z pierwszym spotkaniem Amosa i Judyty wrzuciłem zdecydowanie pozakonkursowo, jako ilustracja do pytania dla ostama. Poza tym naprawdę chciałem coś znacznie delikatniejszego, bardziej na temat i bez mnożenia aspektów. Rzeczywiście w formie cytatu akapity są trudniejsze do wyodrębnienia okiem.

Wielka szkoda, że tekst nie może brać udziału w konkursie, bo był napisany wcześniej. Chyba takie teksty nie są brane pod uwagę? 

Moim zdaniem to zależy od Ciebie, jako właścicielki wyzwania. W niektórych było to dopuszczone. Tak czy siak, tego fragmentu problem nie dotyczy.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej Dzięki Ananke za ciekawe wyzwanie bez niego opowiadania by nie powstały :). Gratuluję wszystkim ciekawych teksów. No i gratulacje dla Sndwlkra, którego tekst też mi się bardzo podobał :). I czekam na kolejne wyzwanie :D Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Gratulacje SNDWLKR! Dobra robota.

Dziękuję Ananke za ciekawe i niesamowicie inspirujące wyzwanie, fajnie się pisało, jeszcze lepiej czytało.

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

Gratulacje SNDWLKR i podziękowania dla wszystkich, Anet w szczególności, za komentarze i dyskusję. Jak czas pozwoli, będę wpadał na wyzwania trochę częściej :)

 

Radek

Odpowiadając jeszcze na twoje pytanie, ten fragment podoba mi się bardziej. Zostawiłem też komentarz pod oryginalnym opowiadaniem i odniosłem się do całości, ale w samym tym fragmencie kilka rzeczy idzie na plus:

1. We fragmencie pojawia się napięcie związane z zagrożeniem głównych bohaterów. Mamy tu też obraz wojny i reakcji ludzi na ekstremalne sytuacje.

2. Właściwie nie stawia za dużo pytań, które mogłyby połączyć ten fragment z całością, ale jest to krytyka raczej do całego tekstu i samemu fragmentowi nie przeszkadza.

3. Mamy rozpoczętą relację między dwoma postaciami z potencjalnie ciekawą dynamiką, którą można wykorzystać w dalszej części opowiadania.

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

(Psiakrew, zjadło mój komentarz. :( ) Po pierwsze – dzięki, nie spodziewałem się! :D Postaram się coś wykoncypować do końca tygodnia. Poza tym gratulacje dla wszystkich zaangażowanych. :) Wrócę, jak tylko mój komputer zacznie współpracować, bo pisania z telefonu nie cierpię.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Dobry wieczór. Przeczytałem część tekstów i napisałem moje komentarze. Nie spodziewałem się, że zgłoszeń było tak dużo. Na razie napisałem komentarze do połowy (na oko) i jak zobaczyłem, że Tarnina też dodała fragment to zbaraniałem, spojrzałem na zegarek i złapałem się za głowę :). Nieźle.

 

Bard Jaskier – Szeregowy Smith

 

Dosyć typowa sytuacja gnojonego nowicjusza. Aż przed oczami mam sesję prototypu gry RPG gdzie sam byłem takim szeregowym. Jest to jakiś odcień ucznia i mistrza, chociaż dość znany i właściwie mistrzostwo nie lepsze niż fala w wojsku. Najbardziej spodobał mi się konkretny fragment, który może wydać się niepozorny:

Smith starał się patrzeć w przestrzeń między barkiem a lewym uchem Warnera. Facet wyglądał jak wyrwany z czasopisma dla kulturystów, a policzek przecinała mu głęboka blizna. Za jego plecami rozciągała się ponura sceneria trzeciego księżyca planety RV5, pełna lejów i wzniesień pozbawionych jakiejkolwiek roślinności. Był to efekt nieustannych bombardowań pozycji wroga.

 

Ostatnie zdanie pasuje tak samo do terenu, jak i do wyglądu Warnera, co buduje silne połączenie. Uważam to za dobre rzemiosło, takie sploty znaczeniowe, które nie tylko istnieją na poziomie kolejności zdań. Otoczenie splata się z bohaterami w jedno tętniące testosteronem ciało. Robaki trochę to drenują, ale nie mocno.

 

Koala75 – Stary mistrz i dziewczynka

 

Tutaj historyjka nieco inna, ale też mamy znane poniżanie nowicjusza (w wersji light). Dziewczynka i duży chłop niewierzący w moc małych ludzi oraz jej pragnienie wiedzy. Walczenie ze stereotypem, ale mamy przecież twist. Ona jest może smarkulą, ale za to groźną i wymagającą nie tyle nauki co okiełznania. Taka trochę Ciri i cudowne dziecko otrzymujące – 10, a potem + 1000 punktów dla jej „Griffindoru” (Urodzonym z mocą więcej wolno, a już szczególnie naginać zasady. Za spalenie nieruchomości zwykle przysługuje poprawczak, ale tutaj mamy świat fantasy gdzie przysługuje klepanie po plecach przez brodatego dobrotliwego staruszka J). Mistrz ewidentnie po usłyszeniu kim jest dziewczynka, z którą rozmawia zląkł się i wystraszył innego mistrza. Jego zgoda pojawiła się tak szybko, jak po pokazaniu kartki z napisem „Winnicki” w Alternatywy 4. Realistyczne i do eksploatacji moim zdaniem. Czy na pewno utalentowanym więcej wolno? Druga część rozwija się bardziej w stronę familiarności (nie polityki czy tam innej nauki o powiązaniach między ludźmi), ale to co napisałem dotyczy pierwszego fragmentu.

 

InannaRobota jak robota, czyli pamiętniki Mareny

 

Ciekawa koncepcja. Uczeń napada na mistrzynię jakby chciał coś udowodnić, a ona widocznie z lekka podekscytowana przyjmuje to bez większych emocji, co wskazuje na jakieś doświadczenie. Pierwsza zdanie trochę mnie dziwi: „Umięśnione, męskie ramię przyciska mnie do szerokiej klatki piersiowej.”. W kwestii technicznej, gdybym zamienił piersiową na schodową, widziałbym tutaj klarowniejszy opis. Czytając odnoszę wrażenie jakby ręka należała do kogoś innego i klatka piersiowa tak samo. W dalszym przebiegu brakuje mi trochę złożoności bohaterki, która wali komendami jak komando. Wydaje mi się, ze ktoś kto ze spokojem przyjmuje atak i przeżywa to z opanowaniem, jest bardziej złożony. Z drugiej strony…

„Alkohol mnie zamroczył, chłopięca buzia zmyliła, a błękit jak zwykle przesłonił zdrowy rozsądek.”.

To wiele tłumaczy. Mistrzyni nie wylewa za kołnierz i jest inna osobą niż mi się wydawało J A na koniec chyba już wszystko się wyjaśnia. To scena łóżkowa! O ja głupi, a może o to chodzi żeby czytelnik nie wiedział od razu? Czyli jest to kolejny rodzaj relacji, a nawet fantazji. W tej pościeli niezbyt mi pasują sformułowania: „robię wielkie oczy”, „śmieję się w głos”. Jednak to już moja osobista fanaberia.

 

Radek – Arcymistrzyni

 

Tutaj widzę ośrodek Amazonek ukryty pod szyldem, który znałby każdy poważany taksówkarz w mieście. Otwarcie powiem, że trudno mi ocenić ten fragment, kiedy przed chwilą przeczytałem to co napisała Inanna. Teksty mi się niejako połączyły, bo też mamy tutaj jakiś erotyczny rys, choć relacja erotyczna jest tylko pozorowana z początku. Pod pozorem, jak rozumiem, domu publicznego funkcjonuje ukryty garnizon. Jednak wydaje mi się bardziej prawdopodobne, że po utracie swojego dowódcy czy szefa, mistrzyni strzelectwa znajduje pracę w takim a nie innym miejscu, co może intrygować czytelnika. Trochę mi się kojarzy z taką wizytą w grze RPG w podobnym miejscu i zadaniem pytania „Słuchaj laleczko, dlaczego właściwie to robisz?”. Tylko tutaj pytanie nie padło, bo bohater wiedział po co i do kogo idzie. Kontekst, który mógłby dostać ten fragment miałby decydujące znaczenie z czym mamy do czynienia. Mam wrażenie, że najbardziej fragment ciągną wyzywające ciuchy i ten strzał z okna. Poza tym trochę mi to brzmi jak przemalowany alkoholik policjant przywrócony do akcji, napotkany z flaszką w ręce, ale zamiast alkoholu mamy burdel, a zamiast flaszki półprzezroczyste ciuszki. Jest tutaj jakiś dziwnie westernowy potencjał, ale nie wiem co można zrobić z burdelem jeżeli go zwyczajnie nie wytniemy. Jest ryzyko, że nam zostanie mistrzyni z coltem i podwiązką lub temat wygaśnie śmiercią przygody. Potrafię sobie wyobrazić, że nagle mistrzyni uwodzi kogoś na drodze walki, żeby umotywować pojawienie się tymczasowego fachu, ale to już grali chyba.

 

 

To na razie tyle ode mnie. Dziękuję też za komentarze co do mojego tekstu. Widzę, że sporo pozytywów się pojawiło, ale też uwagi.

 

Ananke:

 

Ale tutaj mamy fajną interpretację, tylko nie rozumiem, w jakim celu Śmierć weszła do wanny, skoro dalej krzyczała „pomocy!”. Odebrałam to tak, jakby Polikarp umówił się ze Śmiercią, że zajmie jej miejsce.

Mam wrażenie, że zadałaś sobie dobre pytania, na które umiesz odpowiedzieć. To oznacza, że rozumiesz co czytasz i nie ma chyba potrzeby szukać niewiedzy :). Śmierć krzyczała, ponieważ zaczynała czuć i nabierać cech ludzkich. Nagłe poczucie zimna nie jest przyjemne, a już na pewno nagłe nabranie wrażliwości ludzkiej może być straszliwym przeżyciem.

 

Ja tu jeszcze popiszę, chociaż w przypadku mojego fragmentu nie znajdzie się pełnej odpowiedzi w tekście na następujące pytanie:

“Dlaczego śmierć zamieniła się z Polikarpem?”

A jaką odpowiedź wolałby czytelnik?

 

A – rozważanie o śmierci pod każdym względem, w różny sposób – jednocześnie jak o postaci, jak i sytuacji kreowanej przez bohatera? Człowiek może “spotkać się” ze śmiercią bez udziału owej śmierci.

B – Piszemy, że śmierć gadała z jakimś Herkulesem, który spotykając ją na skraju przepaści powiedział “Śmierć, haha. Dobre sobie. Jestem nieśmiertelny, przyszłaś na marne. Wiem co to dla ciebie znaczy.,. Dobrze wiem, ale mogę ci pomóc. Znam takiego typka Polikarpa”.

 

Może jedna i druga ma swoje zalety. Czasem fajnie jest ciekawie coś potłumaczyć, czasem warto zostawić niewiadomą. Wytłumaczenie motywów śmierci, które byłoby dobrym wytłumaczeniem zrodziłoby pewne tomiszcze. Coś mi się w głowie zakłębiło w temacie. Będę o tym pewnie myślał.

 

 

 

@ostam (J&A):

Dziękuję Ci za odpowiedź, bardzo mi pomogła zrozumieć poprzednią uwagę. Cieszę się też, że skomentowałeś “Czerwony sznur”.

 

@Vacter (Arcymistrzyni):

Teksty mi się niejako połączyły, bo też mamy tutaj jakiś erotyczny rys, choć relacja erotyczna jest tylko pozorowana z początku.

Przyznam się, że burdel (mimo wszystko) nie kojarzy mi się erotycznie. Podobnie jak szpital nie jest miejscem gościnnym (wbrew nazwie).

Słuchaj laleczko, dlaczego właściwie to robisz?

Odpowiedź znalazłbyś w “Czerwonym sznurze”, ale ci zaspoileruję dwakroć: rzeczone opowiadanie jest o wojnie i “dla żarcia i spłaty kredytu”.

Potrafię sobie wyobrazić, że nagle mistrzyni uwodzi kogoś na drodze walki, żeby umotywować pojawienie się tymczasowego fachu, ale to już grali chyba.

Potrafię sobie wyobrazić, że mistrzyni uwiedzie Arona, wyjdzie za niego za mąż i będzie żyć, pasożytując na jego pracy. Dla bezpieczeństwa nie nauczy go strzelać na tyle, żeby zdał egzaminy.

Może nauczy go strzelać, będzie świetny, zda egzaminy, przerzucą go poza wyspę, do lepszego świata i umrze w okopach z głodu i przeziębienia, bo nie uda się utrzymać logistyki.

A może Aron zejdzie po schodach, zobaczy klona w kuchni i wszystkie oszczędności poświęci na spędzanie piątkowych poranków w objęciach sztucznie zaprojektowanej kobiety. Na inne terminy nie będzie go stać. Potem zostanie rybakiem jak ojciec i będzie marzył, że sobie kiedyś kupi klona za granicą. Ojciec będzie mu opowiadał, że kiedyś dało się żyć z przemytu…

Ile jeszcze fabuł chcesz? :-D

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Cześć Radku, zatem fabuły mamy zabezpieczone. Ale erotycznie bardziej mnie nakierowały opisy strojów. Najbardziej zainteresował strzał z okna, tam się kłębi jakiś klimacik.

Vacter ale serio wydawało Ci się, że on ją napadł i dopiero na końcu zajarzyłeś, że oni leżą w łóżku? No nie wierzę. Przecież na samym początku od razu jest jasno dane czytelnikowi do zrozumienia, co jest grane.

Umięśnione, męskie ramię przyciska mnie do szerokiej klatki piersiowej. To moja wczorajsza zdobycz, już nie chłopak, ale jeszcze nie facet. Za to właściciel najbardziej błękitnych oczu w jakie dane mi było patrzeć. Dobra, miło było, teraz czas czmychnąć chyłkiem, żeby zaoszczędzić sobie i jemu durnych pożegnań. Próbuję delikatnie wyplątać się z uścisku, gdy słyszę wyszeptane w ucho niskim głosem:

Zamieram, byłam pewna, że śpi. …

Czuję, jak przydusza mnie do materaca kolanem i krępuje rękami.

A pierwsze zdanie dokładnie takie, jak pierwsza myśl dopiero co budzącej się po melanżu Mareny: jakieś ramię i jakaś klata. Ona dopiero po chwili zaczyna jarzyć, że i ramię i klata należą do jednej osoby, a ta osoba, to chłopak/facet z imprezy.

No i dlaczegóż to w pościeli nie pasuje “śmiać się w głos”? Przecież często gęsto robimy tam całkiem wesołe rzeczy.

No i Marenka zdaje się mało złożona w tej scence, bo ma kaca giganta albo jeszcze nie zdążyła wytrzeźwieć.

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

OK, obiecane komentarze do pozostałych tekstów:

Vacter, pomysł z zamianą miejsc ciekawy, ale z tekstu za wiele nie zrozumiałem. :\

Jaskier, muszę przyznać, że osobiście już trochę rzygam wampirami, ale twój tekst jest całkiem przyjemny. Taki nastrojowy.

Inanna, ten pierwszy mi się bardziej podobał. Drakula wybił mnie z rytmu, bo, jak mówiłem, nie przepadam za historiami z krwiopijcami. Poza tym na dźwięk słowa ,,urban” nabrałem dystansu, bo jednak wolałbym tradycyjne fantasy. :( Ale jeśli powstanie całość, i tak przeczytam.

Radek, o, a to chyba lepsze niż pierwsze. Czuję większe napięcie. Też przeczytam całość.

Wymiary sali i kształt mogą być magicznie bardzo istotne.

Aż tak głęboko nie wnikam. :D Ale pomysł jest niezły, chociaż myślę, że gdyby istniały wymogi dotyczące, hm, architektury miejsca, w którym rozpala się taki ogień, to moc bogów byłaby jednak ponad nimi. Inaczej to nie byliby bogowie.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Hej Inanno. Ja przegapiłem moment "że śpi" i przeinterpretowałem początek. Na tyle mi się to spodobało, że nie zweryfikowałem zbyt dokładnie tego co napisałem.

SNDWLKR w moim zamyśle Vlad ma być przede wszystkim płatnym zabójcą na emeryturze oraz mistrzem i mentorem Marenki, no i przy tym wybitnym specjalistą od wbijania na pal. A, że wampir, to tak przy okazji, bez większego znaczenia, chyba, że w kwestii siły, szybkości i bezszelestnego poruszania.

Urban, no cóż, dlatego, że chciałam płatnych zabójców i półświatek jak w dzisiejszym XXI w. No i broń palną też chciałam na miarę dzisiejszych czasów. Ale to takie a’la “urban fanasy” jak w uniwersum Kate Daniels.

 

Vacter, oki rozumiem. Po prostu umknęło w ferworze walki.

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

Gratulacje SNDWLKR, czekamy aż nas zwyzywasz;)

Lożanka bezprenumeratowa

@Vacter:

Najbardziej zainteresował strzał z okna, tam się kłębi jakiś klimacik.

To miała być kwintesencja spotkania ucznia i arcymistrzyni. Cieszę się, że trafiłem, choć Aron nie miał prawa.

 

@SNDWLKR:

Ale pomysł jest niezły, chociaż myślę, że gdyby istniały wymogi dotyczące, hm, architektury miejsca, w którym rozpala się taki ogień, to moc bogów byłaby jednak ponad nimi. Inaczej to nie byliby bogowie.

Bogowie egipscy nie mieli atrybutu ani wszechwiedzy, ani wszechmocy :-)

O tym, że człowiek może oddziaływać na boga (czyli o magii) w religii egipskiej najlepiej świadczy samo istnienie piramid jako “maszyn zmartwychwstania”. Przy okazji mamy ilustrację wagi geometrii.

Jeśli faraonowi (jako następcy Horusa) życie w zaświatach należałoby się “jak psu micha”, to byłyby niepotrzebne. Podobnie jeśli wszystko zależałoby od decyzji bogów. Ciało faraona można by spalić, a on i tak by powstał w Dołach Wskrzeszenia w zaświatach.

 

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Bogowie egipscy nie mieli atrybutu ani wszechwiedzy, ani wszechmocy :-)

Jak w ogóle bogowie politeistyczni – to logiczne. W końcu jeśli jest ich wielu, to ograniczają siebie nawzajem.

człowiek może oddziaływać na boga (czyli o magii)

Albo na świat jako taki.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej Vacter, SNDWLKR Dzięki za komentarze fajnie ze szorty się podobały :) Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Vacter 

 

Mam wrażenie, że zadałaś sobie dobre pytania, na które umiesz odpowiedzieć. 

No ale chciałam się przekonać, jaki Ty miałeś punkt widzenia. :) Myślę, że to fajne, kiedy są różne interpretacje i moja nie musi być prawidłowa. ;) Po prostu byłam ciekawa. :) 

 

Coś mi się w głowie zakłębiło w temacie.

I o to chodzi, żeby to rozwijać i może coś więcej powstanie. :) 

 

 

Gratki, SNDWLKR! Kolejne wyzwanie należy do Ciebie. :-))

Nie zdążyłam napisać, coś tam sobie roiłam w głownie, Ananke, niestety życie przestało mnie rozpieszczać. Czy życie jest żywym tworem, czy jedynie imaginacją? XD

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Nowa Fantastyka