- Opowiadanie: Ambush - Wyzwanie #19 Gdy patrzę w Twoje oczy zaczyna się dzień

Wyzwanie #19 Gdy patrzę w Twoje oczy zaczyna się dzień

Wątek organizacyjny.

 

Poprzednie wyzwania:

Wyzwanie #1: Fragment fantasy

Wyzwanie #2: Prawda jak oliwa

Wyzwanie #3: Poleje się krew

Wyzwanie #4: W zawieszeniu

Wyzwanie #5: Bo to się zwykle tak zaczyna

Wyzwanie #6: Opisy, fatalne zauroczenie

Wyzwanie #7: Przejęte dowodzenie

Wyzwanie #8: Pandora uchyla wieczko

Wyzwanie#9: Casting na bohatera

Wyzwanie#10: Więcej was matka nie miała?

Wyzwanie#11: Fantastyczny projektant

Wyzwanie #12: Między ustami a brzegiem pucharu

Wyzwanie #13: Gdy za długo patrzysz w ciemność...

Wyzwanie #14: Zagrajmy na emocjach nieznaną melodię

Wyzwanie #14a: Morskie opowieści

Wyzwanie #15: Perspektywa i czas

Wyzwanie #16 Nawet najdłuższa podróż zaczyna się od jednego kroku

Wyzwanie #17 Oko w oko z wrogiem

Wyzwanie #18 Znów musimy się pogodzić

Oceny

Wyzwanie #19 Gdy patrzę w Twoje oczy zaczyna się dzień

Byli już nieznajomi, wrogowie, a nawet pogodzeni wrogowie, teraz czas na miłość.

Jak to na wiosnę, ptaszki budują gniazda, zwierzęta łączą się w pary, a Wy napiszcie fragment, w którym ktoś wyznaje miłość. Opiszcie też obowiązkowo reakcję obiektu westchnień.

Może być happy end, niech padną sobie w ramiona, lub jak w Dumie i uprzednieniu, niech będzie foch i gniew, a może ukochanie wyciągnie broń.

Istotne jest, aby było emocjonalnie i by zmierzyć się z uczuciami.

To zadanie może być trudne, bo u wielu z Was/nas sceny z flakami i mieczami wypadają wiarygodnie, a jak przychodzi do uczuć, to robi się Quo vadis i to często quo vadis autorze?;)

 

 

Zasady techniczne:

Limit wyrazów: 500

Termin przesłania tekstów: do 18 kwietnia

Ogłoszenie wyników wyzwania: do 20 kwietnia

Fantastyka: mile widziana

 

Koniec

Komentarze

Ciekawe wyzwanie, ale nie mogę się zdecydować czy będzie nieszczęśliwie, czy może z happy endem :)

Wyznanie miłości i reakcja, to max sto słów. Wyzwaniem byłby dolny limit ;-) Minimum 400 słów? Hihi

Jak wyznanie i reakcje będą standardowe, to będzie nudnawo;)

Lożanka bezprenumeratowa

Spróbuję, żeby nie było nudno. Vacter nawet zmienił oblicze ;-) Mam już pomysł :))))

Zmieniłem i też mam już pomysł. Co ciekawe, przyśnił mi się w nocy i chciałem go wykorzystać jakoś. Wyzwanie jest idealne, ale logikę snu trzeba przekuć na logikę opowieści, zachowując jego najdziwniejszy moment :)

Hej Mam pytanie jak bym coś tam napisał to jak dalej działa to wyzwanie. Mam je wrzucić na poczekalnię z dopiskiem wyznanie 19? :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Hej Bardjaskier, wrzucasz tutaj w komentarzu. Tak samo jak w ostatnich wyzwaniach.

Nie. Wrzucasz tu, jako komentarz. Komentujesz innych, a oni Ciebie. Na koniec wlasciciel, czyli teraz ja, wybiera zwycięzcę. Zwycięzca robi kolejne wyzwanie.

Lożanka bezprenumeratowa

Super dzięki wszystko jasne ????

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Ach emotka z telefonu wychodzi jako pytajniki :p miało być :) jeszcze raz dzięki za informacje

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

W doooomach z betonuuu…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ale @Tarnino, w tym pokoju bardzo cicho dziś…

Lożanka bezprenumeratowa

(Wprawdzie nadal nie kumam tych zasad, ale – poczytawszy przedmowę i komentarze – popróbuję. :) Proszę o wyrozumiałość)

– Panie Smoku, kocham pana!

– Ciiicho…

– Jak ja pana kocham!

– Wiem!

– Naprawdę pana ubóstwiam! Nikt tak nie zionie ogniem, spalając wioskę jednym oddechem, nie wzlatuje z gracją ponad góry, nie sieje postrachu wśród okolicznej ludności, nie pożera stad… Ideał!

– Wszystko już było, prawisz mi ciągle identyczne komplementy, przynudzając i nie wnosząc niczego nowego.

Wiosna zmarkotniała i zapłakała majowym deszczem.

– Już dobrze, nie dąsaj się, wszak cenię sobie twoje uwielbienie oraz dozgonną wierność, których dowody dawałaś przysięgając i zaklinając. Lecz chciałbym poślubić kogoś w moim typie. Ty jesteś zbyt fantastyczna i za mało realna. Z drugiej strony – rzekł zamyślony – starzeję się i to pewnie ostatnie lata, kiedy wyglądam pociągająco oraz młodo. Wszak dwieście czterdzieści jest najlepszym wiekiem na ożenek!

Ukochana potwierdziła ruchem głowy, a Smok marudził dalej:

– Jednakże krew nie woda, przed ustatkowaniem dobrze się wyszaleć! Małżeństwo to spora odpowiedzialność. Młodość nie wróci. Może lepiej poczekać na jakowąś smoczycę z krwi i kości, a nie zajmować sobie niepotrzebnie uwagi kapryśnymi młódkami o dziwacznych pomysłach i jeszcze dziwniejszym wyglądzie?

Wiosna naburmuszyła się, spacerując niecierpliwie po ukwieconym zagajniku, zaś Smok ciągnął dalej:

– Lecz, znowuż biorąc pod uwagę okoliczności, lepszy wróbel w garści. Ta mnie pragnie i kocha, któż zaręczy, że nieznana bliżej smoczyca zainteresuje się tak zwalistym cielskiem, jak moje?

Ukochana, przemieniając się z wolna w Lato, poczęła nerwowo jeść zerwane z pobliskiej grządki truskawki.

– To jak będzie? Przyjmujesz oświadczyny?

– Nie mówi się z pełną buzią! – pouczył ją surowo i kontynuował głośne rozmyślania. – Smoczyca z pewnością byłaby najlepszą partią, lecz czy w ogóle istnieją jeszcze gdzieś smoczyce? Może jestem ostatnim z gatunku? Czy warto szukać marzeń, będąc pełnym obaw?

– Nie warto, Smoku! – dodała z przekonaniem Pani Lato, zbierając dojrzałe kłosy zbóż i zakładając przeciwsłoneczne okulary.

A szary stwór biadolił dalej, nie zwracając na nią szczególnej uwagi. Zgłodniały, czasem pochłaniał kolejną wioskę wraz z jej mieszkańcami albo wypijał jakieś jezioro.

Tymczasem kobieta spowiła się w suknię z jesiennych złotych liści oraz rudych kasztanów.

– Życie u boku zmiennej Panny Cztery Pory Roku to spore ryzyko. Niby jest dawka adrenaliny, ale… Przyznam, mocno nuży mnie ciągłe powtarzanie zapewnień o miłości i oddaniu. Ileż można?!

Tymczasem poddenerwowana niezdecydowaniem gada kobieta włożyła biały płaszcz pełen płatków śniegu i lodowych sopli.

– Smoku, nie przyjąłeś moich oświadczyn, zatem odchodzę i zostawiam cię z twoimi dywagacjami.

– Czekaj, zgadzam się! – powiedział w pośpiechu baśniowy gad, spoglądając na nią po raz pierwszy od wielu miesięcy.

– Za późno. Zwlekałeś tyle czasu, każąc mi czekać z nadzieją i wiarą, że obecnie, jako Zima, nie jestem już tobą zainteresowana.

To powiedziawszy, obrażona kobieta odeszła, pozostawiając potwora w stanie totalnego osłupienia.

– Całe szczęście, że nie miała czarodziejskiej różdżki, bo pewnie by mnie zamroziła – mruknął z przekąsem. – Cóż, nie ma tego złego, nadal jestem kawalerem. Poczekam kilka miesięcy, w marcu miłość podobno odradza się na nowo.

To powiedziawszy, zadowolony Smok udał się do następnej wioski, aby najeść się nią i napić, po czym zapadł w zimowy sen.

 

Pecunia non olet

@Bruce działasz w opozycji to innych wyzwaniowców, którzy publikują z opóźnieniem;)

Cieszę się, że dołączyłaś.

Miejmy nadzieję, że wyzwania eksplodują użytkownikami.

 

Widzę, że w realizacji poszłaś w “Czaplę i żurawia”.

 

Wyznanie jest, poczucie humoru również obecne. Jednak będę grymasić, że jest letnio.

Ona niby kocha, ale tak jakby dla formalności, on to w ogóle stary kawaler, co grymasi, zamiast chwycić ukochaną w ramiona.

Reasumując jest OK, ale bez ognia (jeśli nie liczyć płonących wiosek;)

 

P.S. Można próbować kilka razy podchodzić do tematu.

Lożanka bezprenumeratowa

Nie ukrywam, że od Pana Sułka zaczęłam, na żurawiu i czapli kończąc. :)

Pecunia non olet

Hej 

bruce 

 

Cały czas miałem wrażenie, że coś mi ta sytuacja przypomina. I wtedy zobaczyłem Twój komentarz -“Nie ukrywam, że od Pana Sułka zaczęłam, na żurawiu i czapli kończąc. :)” i od razu mnie olśniło “Kocham pana, panie Sułku” gdzie Krzysztof Kowalewski jak zawsze wypadał świetnie :). Twój tekst mi osobiście się podobał. Relacja bardzo życiowa kiedy ona by chciała, a on tak średnio. A gdy ona już ma dość to on stwierdza, że jest gotowy na związek :) Ile razy już to widziałem ale nigdy o tym nie czytałem :D więc super, że postanowiłaś właśnie opisać tę jakże życiową sytuację .

Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Cześć, Bardjaskierze, dzięki wielkie; jestem wychowana na słuchowiskach radiowych i pana Sułka po prostu uwielbiam. Od razu przy czytaniu wyzwania nasunął mi się ten pomysł przeplatany znanym wierszem o kapryśnych ptakach brodzących. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Żabi skrzek

Sir Gerhard wszedł do gabinetu maga Archibalda. Po prawej siedział młody, piegowaty skryba będący też pomocnikiem czarodzieja. Sam mistrz magii stał za masywnym, cisowym stołem.

– Jakże mi miło – zaczął Archibald, gestem zapraszając rycerza, by zasiadł w fotelu – gościć bohatera bitwy o las Drachenfels, pogromcę Gnolli.

– Zbędne uprzejmości mistrzu, robiłem co do mnie należy – powiedział Garhard, siadając – ale ma wizyta wiąże się z ową bitwą.

Mag zrobił poważną minę i dał znak skrybie, by notował to, co warte będzie zapisania.

– Otóż jak ci zapewne wiadomo – zaczął rycerz – zgubiłem się w lesie podczas bitewnej zawieruchy, po zgładzeniu dowódcy Gnolli.

– Szczęściem, udało ci się powrócić.

– Tak, zawdzięczam to dziewczęciu żyjącemu w Drachenfels, pięknej Izabell, która na swym grzbiecie wyprowadziła mnie z puszczy.

Czarodziej zmarszczył brwi lekko zaniepokojony, a rycerz kontynuował:

– Od tamtej pory wracam do niej. Spotykamy się na polanie, ja karmię ją jabłkami, głaszczę, a ona skubie mój policzek swoimi różowymi usteczkami.

– Cóż, z tego, co słyszę, jesteś zakochany sir, ale miłość to magia sama w sobie, na co ci ma sztuka? – wtrącił się Archibald.

– Widzisz, ona należy do innego, muszę stoczyć pojedynek, by stała się moja.

– No to powodzenia, choć po tym coś pokazał w bitwie, chyba nie będzie ci potrzebne.

– No nie wiem, stado należy do potężnego ogiera – sposępniał rycerz.

Rudy skryba odłożył pióro, wymownie patrząc na mistrza, który najpierw spoważniał, następnie zapytał:

– Czy mogę wiedzieć kim jest Izabell?

– Oczywiście – rozpromienił się Gerhard – ma piękne, złociste włosy i dzikie, wielkie, niebieskie oczy. Trochę jest nieobyczajna, gdyż nie okrywa się, ale gdyby mistrz widział te małe krągłe piersi – rycerz westchnął – to jej część kobieca, od pasa w dół to potężna tarantowata klacz. Żyje wraz ze stadem dzikich koni, którym przewodzi kary ogier.

– Acha, czy zatem nie mógłbyś, zastrzelić choćby z łuku tego ogiera?

– Na bogów! To by było niehonorowe, co by sobie o mnie Izabell pomyślała? I tu jest mi mistrz potrzebny. Zastanawiałem się nad miksturą, którą mógłbym zażyć, by zmienić się w konia. Mógłbym wtedy stoczyć pojedynek z karym, no i oczywiście skonsumować naszą miłość z Izabell. Wiesz mistrzu, w ludzkiej postaci mogłoby to być nieco problematyczne.

– Żabi skrzek – powiedział Archibald i przystawił pięść do ust, następnie odchrząknął.

– Słucham? – nie zrozumiał rycerz. Ale rudzielec wiedział już jak działać, skłonił się i wyszedł.

– Spokojnie – powiedział czarodziej, uspokajając zdezorientowanego zamieszaniem Gerharda – do takiej mikstury potrzebny będzie mi żabi skrzek, a przypomniałem sobie, że mi go zabrakło.

A prawda była taka, że od czasu do czasu, odkąd Archibald prowadził interes, zjawiał się ten czy ów, prosząc o miksturę zamieniającą teścia w mebel, lub żonę w ropuchę. Oczywiście było to nielegalne i mag miał obowiązek o takich incydentach zawiadamiać straże miasta. Sygnałem dla sługi, by udał się do strażnicy w takiej sytuacji, było hasło "żabi skrzek". Archibald nie był pewien, jak poważne jest wykroczenie, na które szykował się Gerhard, ale w mniemaniu czarodzieja z pewnością rycerz łapał się na jakiś z paragrafów. Mag uśmiechnął się do gościa i powiedział:

– Poczekamy sobie, aż mój sługa wróci, a tymczasem opowiedz mi jeszcze o twej wybrance.

 

Konie(c)

 

 

 

PS . Wybaczcie jeśli wkradły się błędy i miłej lektury :)

 

Pozdrawiam 

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Pas. W tematyce romantycznej odpadam w przedbiegach. :( Posiedzę sobie i popatrzę.

bruce, uśmiechnęło się, chociaż zakończenie mało zaskakujące. ;)

Jaskier, co prawda nie ja to będę oceniać, ale w wyzwaniu chodzi chyba o takie wyznanie (wyzwanie-wyznanie, hyhy) face to face, a nie zwierzenie się osobie trzeciej?… Też się uśmiechnęło, tyle powiem. :)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

SNDWLKR – a, tak chciałam grymaśnego i narcystycznego Smoka ukarać, jednocześnie dając mu szansę. :)

Bardjaskierze, dobre! yes

Pecunia non olet

Hej

SNDWLKR, bruce

 

Fajnie, że się podobało :) 

 

 

SNDWLKR

 

A postanowiłem podejść do tematu z innej strony :P Teraz wszystko w rękach Ambush

 

Pozdrawiam

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

@Bardziejaskrze Jest zabawnie, zaskakująco i ciekawie, ale… ale tu też będę się czepiać emocji. Zakładam, że mag nie takie rzeczy widział, więc podchodzi do uczucia rycerza na luzie. Czyli jesteśmy rozbawieni, ale nie poruszeni.

Lożanka bezprenumeratowa

To zrozumiałe :) dobrze, że szort rozbawił, to już coś ;) pomyślę i poszperam w swoim wnętrzu to może jeszcze coś emocjonalnego zdołam wykrzesać :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Wyznanie, Ambush, trudna sprawa, bo aż się prosi, aby zbagatelizować, prześmiać, choć miłość, czułość, które mylimy z wieloma rzeczami są tymi, za którymi najbardziej tęsknimy. Cel, nie środek.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Hej 

To podejmę drugą próbę :) Tym razem bez zwierzaków ale i bez fantasy :( Miłej lektury i za błędy jak są (a jak znam siebie i swoją dysleksję to pewnie są :) to przepraszam.

 

Sierpniowe rozstanie

 

Dominic siedział w cieniu rozłożystego klonu. Widząc zbliżającego się Stephana, powiedział:

– Nie mogę uwierzyć, że to już koniec. Po prostu nie mogę. – Oparł się o drzewo, patrząc w stronę łąki. 

 Źdźbła falowały głaskane ciepłym, sierpniowym wietrzykiem. Słońce stało wysoko na niebie, grzejąc przyjemnie. Pobliskie pole szumiało, a łany przechylały się, to w jedną, to w drugą stronę. 

– Kiedyś to się musiało skończyć – Stephan usiadł obok, ich ramiona zetknęły się, tak jak wiele razy wcześniej w ciągu ich pięcioletniej znajomości. 

– Podświadomie wiedziałem, że tak będzie, ale nie chciałem tej myśli dopuszczać do siebie, to… to było zbyt bolesne, więc wypierałem ją tak długo, jak mogłem ale teraz to już… – Dominic oparł głowę na ramieniu Stephana, nie mogąc powstrzymać łez, zakrył dłonią twarz. 

– Tak, to już koniec, ale spokojnie, będzie dobrze, zobaczysz. – Stephan pogładził złociste włosy partnera, wiedział, że to, co ich łączyło już na zawsze będzie im gdzieś w sercach się tlić. Bo ten żar nie mógł zgasnąć, nie po tym wszystkim, co razem przeżyli. Wiedział i był przekonany, że Dominic też to czuje, że już nigdy tego nie zdołają zapomnieć. Mogli na sobie polegać, związały ich strach, niepewność i szczęście, to były zbyt silne uczucia, by mogli kiedykolwiek wyprzeć z serc te wspólne lata. A teraz wszystko miało się skończyć, to był ich ostatni dzień. 

– Cholera – Roześmiał się przez łzy Dominic – będę tęskił za tym widokiem, wyobrażasz sobie? 

– Coś w tym jest – Stephan uśmiechnął się do niego – Nie zapomnę tej łąki, grzejącego słońca i ciebie. 

– Ja, ciebie też nie zapomnę, byłeś mi bliższy, niż ktokolwiek inny na tym parszywym świecie. – Dominic podniósł się i czule objął Stephana, który nagle nie wiedział, co zrobić z rękoma. W końcu dojrzał drozdy goniące się beztrosko nad łanami pszenicy i poczuł, że dłonie mu drżą, odwzajemnił uścisk łapiąc w palce kurtkę Dominica. 

 Trwali w silnym objęciu, zwarci ze sobą aż do gard. I Stephan poczuł jak serce rozdziera mu żal, gdyż już nigdy nie miał poczuć tak silnej więzi z nikim innym. Bo choć wojna była dla nich piekłem, to splotła ich ze sobą w braterskiej miłości, której już nic nie zdoła zwyciężyć. 

 

Koniec

 

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bruce – poetry slam! Hi, hi! Nie biorę udziału, ot, zajmuję siè rzucaniem z widowni, bielizną lub warzywami :) NEXT ONE!

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Bard Jaskier :] wbij sobie w youtube " thanks smokey sheep" ;)

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Hej

AstridLundgren

 

Zoochosisa :D jeden z lepszych jego filmów ;) A nie pomyślałem o nim podczas pisania, a jednak w podświadomości chyba musi mi siedzieć ten film :D

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

AstridLundgren:

Bruce – poetry slam! Hi, hi! Nie biorę udziału, ot, zajmuję siè rzucaniem z widowni, bielizną lub warzywami :) NEXT ONE!

Poczułam te pomidory. :) 

 

Pecunia non olet

@Bardziejaskrze, tym razem mi się spodobało. Co prawda wyznania nie ma, ale wiem że oni je poczuli. No i emocje są pięknie przedstawione. To ledwie muśnięcia pędzlem, ale robią wrażenie.

Lożanka bezprenumeratowa

Hej 

Ambush

 

To znaczy że żabi skrzek ci się nie podobał crying zraniłaś moje uczucia i Gerharda też ;) Fajnie, że się podobało i faktycznie ciężko się piszę o miłości, raczej siedzi w nas więcej złości i chęci mordu :D więc łatwiej się to przelewa na opowiadania ;) Ale to było ciekawe doświadczenie i może jeszcze z tematem popracuje już przy innych moich opowiadaniach :) 

Dzięki i pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Wezmę się za czytanie wkrótce i pisanie, ale rozbawił mnie Twój komentarz Bardzie:

 

raczej siedzi w nas więcej złości i chęci mordu

Tak, to prawda. Dzisiaj szczególnie, bo pełnia i prawie piątek (nagromadzenie tygodniowej nienawiści, którą najlepiej stopić w jakimś tańcu). Sam dzisiaj podlegałem tej smutnej statystyce emocjonalnej.

Vacter na szczęście już czwartek się kończy a jutro czeka cię nowy lepszy dzień. Trochę to napisałem jak z książki motywacyjnej :D

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Ojej, nie tak że skrzek mi się nie podobał, ale nie było w nim emocji, tego podskórnego drżenia. Za to w sierpniu jest, mimo że niby cicho i spokojnie.

Lożanka bezprenumeratowa

:D Wybaczam lecz :

 

A tak już serio fajnie, że udało mi się wykrzesać coś emocjonalnego co się może podobać, oczywiście żabi skrzek jest niepoważny ale jak przeczytałem wyzwanie od razu pojawił mi się w głowie pomysł i… No… Po prostu musiałem go napisać i wrzucić  :D

Pozdrawiam :)

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Termin się zbliża, więc również coś wrzucę, żeby nie wyszło iż nie udźwignęłam własnego wyzwania;)

 

 

Przybiegła do niego po zachodzie słońca, rozświetlając sobą mrok. Złocisty blask emanował z jej włosów i ciała.

– Kocham cię jak słońce! – szepnęła, stając na palcach, by sięgnąć wargami jego ust.

Czuł moc jej wyznania. Dla mieszkańców Kolchidy Helios był najwyższym z bogów. Pocałował ją delikatnie, kładąc potężne dłonie na wąskich barkach nastolatki.

– Kocham cię po kres świata! Jesteś mi pisany. Wieszczkowie powiedzieli, że jesteś moim mężczyzną i nie potrzebuję ich innych słów – szeptała żarliwie.

Była piękna i młoda, jasnowłosa i niebieskooka. Intrygowała go jej siła, a smukłe, dziewczęce ciało budziło pożądanie. Nie czuł miłości, ale nie zamierzał się do tego przyznawać. Zakochana księżniczka jest jak wiatr na morzu.

Dziewczyna chwyciła jego dłoń i szepnęła:

– Uśpiłam smoka! Chodź!

Przemknęli ścieżką wzdłuż strumienia. Cykady szalały, próbując bezskutecznie obudzić strażników. Gdy dotarli do celu, zobaczył potężne drzewo i lśniący w świetle księżyca kształt przypominający olbrzymie gniazdo dzikich pszczół.

Nagle z ciemności wyłoniło się olbrzymie, szmaragdowozielone cielsko. Jazon przystanął, puścił dłoń dziewczyny i sięgnął po miecz, spodziewając się zdrady. Ona podeszła kilka kroków, wyciągnęła zza pasa sztylet i wbiła smokowi w oko. Wydał ostatnie, chrapliwe tchnienie, nie budząc się.

Gdy zbliżyła się, czuł woń smoczej juchy. Jej lśniące ciało było spryskane czerwienią, w dłoni wciąż ściskała sztylet. Położyła czerwone palce na jego piersi i powiedziała z przejęciem:

– Weź runo, obudź towarzyszy i zabierz mnie na swój statek! Ofiarowuję ci siebie, skarb i moc nas obojga!

– Biorę! – krzyknął, przyciągając ją do siebie i snując marzenia o przyszłej chwale.

 

Lożanka bezprenumeratowa

Ambush – fajny tekst o jednostronnej miłości i wyrachowaniu. Często tak się zdarza, że miłość jednej osoby jest dla drugiej "szansą". Tekst lekki. Dobrze się czytało. U mnie niestety pomysł nie mieści się w 500 słowach i nie będę go przycinać, bo straci sens. Może wrzucę aby otrzymać informację, czy jest sens wrzucać to jako short. Taka darmowa beta ;-)

Hej 

Ambush

 

Piękne wyznanie i jeszcze piękniejsza zdrada Jazona :). Miłość, zdrada, intryga, mord a wszystko w 500 słowach ;). Dałaś dobry przykład, że limit nie tylko nie przeszkadza, ale mam wrażenie, że pobudza do kreatywnego tworzenia tekstów :D 

 

Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Wrzuć popastwimy się;)

Osobiście wolałabym, żeby obiekt westchnień coś poczuł, ale jakoś mnie Medea owładnęła.

Nie martwcie się, dzieci są bezpieczne.

A przy okazji, czy wiecie, że znalazłam kiedyś poradnię pediatryczną Medea?;)

 

 

 

 

Lożanka bezprenumeratowa

Ofiarowuję ci siebie, skarb i moc nas obojga!

Nie rozumiem tego zdania. Dlaczego miałaby ofiarować Jazonowi moc… Jazona? Pogubiłem się.

Zręczna interpretacja. Ona kocha do szaleństwa, on myśli tylko o swoim zadaniu… Ale moja sympatia wylądowała chyba po niewłaściwej stronie. Kurde, jakoś nigdy nie lubiłem tej baby. Biorąc pod uwagę to, jaką miała opinię, nie dziwię się Jazonowi, że w końcu ją rzucił. :P

Na marginesie, czy zauroczenie Medei nie było przypadkiem sprawką Afrodyty? 

poradnię pediatryczną Medea

W dzisiejszym odcinku ,,Firm o niefortunnie dobranych nazwach”. XD

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Według mojego licznika – równo pięćsetka. Lekuchno przyszłościowe, lecz za mało. Brakło znaków. Wyzwania sprawiają, że chce mi się pisać.

 

***

Stała przed drzwiami. Zażartował, że panie przodem. Odpowiedziała, że czeka na kogoś. O szóstej rano, zdziwił się.

 

Ludka wpatrywała się w lustro, wprowadzone pięć lat temu i nockami polerowane przez roby. Zbliżyła twarz do lustra. Cholera, ciągle nie powiększa, a obiecywali, bo kogo stać na "operę"? Pracowicie usuwała niewidzialne smugi grzybobójczym preparatem, na który oszczędzała pół roku. 

Czarna kreska obleci, nie dociera do kącików zbyt ordynarnie. Cienie przydymione. Może dodać zieleni? E, nie dzisiaj. Czoło szlachetnie odsłonięte. Burza jasnych włosów zebrana w niedbały węzeł, kosmyki się wymykają, rozjaśniacz daje radę. Usta pełne. Dostawca się sprawdził, towar przedni, aby go nie zgarnęli. Uwydatniła sztyftem górną wargę i spryskała aerozolem pęknięte w nocy naczyńka. Delikatnie, nie przesadzić, szeptała. Poprawiła błękitny kołnierzyk przy koszuli.

Jestem gotowa, pomyślała.

 

Jesień była nadspodziewanie ciepła. Październik, a temperatura jak w lecie, osiemnaście stopni Celsjusza. Trzymali się za ręce. Ludka w szarym kostiumie z cienkiej wełenki, on w koszuli, z marynarką przewieszoną przez ramię. Pokochała wariata w góralskim swetrze i wiele wody upłynęło, zanim przekonała go, że pozycja wymaga noszenia garniturów. Nalegała, aby na dworzec pójść piechotą. Drzewa zrzucały przed nimi swoje liście. Kobierzec czerwieni i żółci chrzęścił pod stopami i wirował jak wczorajszy ryż, którym obrzucili ich przyjaciele i znajomi. Stali się mężem i żoną. Przysięgli na wieki i zaczęło się upragnione nowe życie, stała się połówką pomarańczy. Roześmiała się. Puścił jej dłoń, aby przygarnąć mocno do swojej piersi.

– Ludeczko, wreszcie jesteśmy razem. Na zawsze. Będę się tobą opiekował i wszystko będzie tak, jak zdecydujemy, zawsze razem.

– Wiem, nie mogę uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.

– Uwierz kochanie! Zaczęło się.

Pocałunek był słodki jak tiramisu, najulubieńszy deser. O mało nie spóźnili się na pociąg. Moduł z łazienką jeździł tylko do Krakowa, więc zadrżała widząc zjazd wirtuali z konta męża, do którego nagle uzyskała dostęp. 

 

Wschód słońca powitał ich chłodem, mąż okrył ją marynarką, a Ludka po kryjomu przesłała tips dla sleepingowego. 

Wejście do "Hotelu pod Różą" było niepozorne, lecz odetchnęła z ulgą w zalanym światłem wnętrzu. Szyby były wyczyszczone bez zarzutu.

– Co robimy? Gdzie teraz?

– Do recepcji, kochana, a potem… śniadanie.

– Muszę się przebrać i wziąć prysznic. Ty chyba też? Czy nasze walizki już są?

– Na pewno, przecież zamówiłaś?

– Sprawdź – powiedziała.

 

Walizki nie dotarły, przecież nie było warto ich przenosić na jeden dzień. Siedziała w szarym kostiumie z wełenki przy jajecznicy z prawdziwych jajek. Wystawa Refusa, spacer w muzeum Plantów, a na koniec dnia imersyjna wyprawa do Wieliczki. Zamówiła podwójne espresso, on macchiato. Przez gąszcz krzewów z brązowymi końcówkami docierały do nich skrawki rozmów. 

– Pani płaci.

To nie były duże pieniądze, lecz gest. Mąż na nią wskazał.

 

– Nie odbierasz!

Wcisnęła „on”:

– Ludka Werczewska, "Asekurans, Ubezpieczenia i Kredyty". Czym mogę służyć?

Po zakończonej rozmowie zwróciła się do kolegi z boksu obok:

– Przecież słyszałam, że dzwoni!?

– Znowu nie dostaniesz premii.

– Co to ciebie obchodzi! Zawsze masz maksa.

– Też byś mogła. – Poprawił okulary.

– Zajmij się swoimi sprawami. Awans na superwizora, zadbaj o prezencję.

 

Każdy dzień był dla Ludki tym, w którym, mogło się zdarzyć niewiadome.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Hej 

Zwyczajne pragnienie w niezwyczajnym świecie staje się trudnym do zrealizowania marzeniem. 

Fajny szort specyficznie napisany, tak trochę podczas czytania skojarzył mi się z telegramem :D 

 

Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dobry wieczór! Zaraz będę czytał, ale najpierw napiszę póki czas. Miałem opublikować fragment na podstawie snu, ale zamiast tego opublikuję coś wymyślonego na potrzeby wyzwania.

Może być tutaj małe 16+ jeśli chodzi o treść (lekka erotyka), ale nie znam się na tych kategoriach.

 

Wicimir stał za drzewem, czując to z jednej, to z drugiej strony wiatr znad wody. Nie chciał spojrzeć w stronę jeziora, wolał na razie słuchać. Wesołe krzyki Anny i jej koleżanek wybrzmiewały donośnie wśród zalesionych brzegów Draugtanii. Wicimir wyciągnął różdżkę ukrytą przy spodniach i pokręcił nią w powietrzu, cicho powtarzając wypowiedziane już wcześniej zaklęcie. Znów wiatr wiał to z jednej, to z drugiej strony, a wśród niewieścich krzyków dogrywał uciechom szum morskich fal. W końcu czarodziej nie wytrzymał. Wyskoczył zza drzewa i stanął na środku podleśnej plaży. Jego bujna czupryna powiewała we wszystkie strony, a morskie fale niemal sięgały nieba. Kobiety uciekły na brzeg. Były zupełnie nagie, ale Wicimir starał się nie patrzeć. Zanim jednak zdążył coś powiedzieć Anna wykrzyczała:

– Aha! To świntuch! Przyszedł nas podglądać. Gołych bab mu się zachciało!

Wicimir zaczął się tłumaczyć:

– Ależ Anno, ja niedokładnie widzę, czy tutaj ktoś nagi jest. Ja przyszedłem coś ważnego oświadczyć.

Anna rozgoniła koleżanki na boki:

– Wara mi stąd babki, szukajcie ciuchów i żaby on was nie widział! Zboczeniec cholerny.

Anna podeszła do Wicimira blisko i przekrzywiła mu głowę w stronę swoich piersi. Fale na jeziorze już ustały. Było cicho i spokojnie. Anna szepnęła:

– Teraz możesz patrzeć. Myślisz, że mnie to porywa, to twoje gapienie się? Patrzysz jak jakiś doktor.

Wicimir zaprzeczył:

– Anno, ja nie patrzę jak doktor. Na mnie działa wszystko jak należy. Tylko rozumiesz…

Anna cofnęła się do tyłu, padła plecami na ziemię. Rozłożyła nogi i ręce. Tym razem wykrzyczała:

– Rozumiem, za blisko jestem? Teraz patrz, pasuje ci? Leżę jak pieprzony kurczak. Rób co chcesz!

Wicimir zdenerwował się lekko. Nie podobały mu się te medyczne żarty czy kulinarne obrzydlistwa. Uniósł różdżkę, kreśląc precyzyjne kształty i wykrzykując różne zaklęcia, których brzmienie wydawało się zrywać płatami burzący się firmament. Nagle woda uniosła się nad jeziorem, jak jakiś sufit świątynny. Odbijała niczym lustro rośliny i skały pozostałe na ziemi. Od strony lasu na środek jeziora prowadziła ukwiecona dróżka, w kolorach czerwonej róży i krokusów. Wicimir nie wiedział, czy to dobre kolory. Machnął jeszcze różdżką kilkukrotnie, wzmagając ogólne wzburzenie. Nagie ciało Anny pokryła długa czarna suknia. Wicimir uniósł kobietę i biegł kwiecistą dróżką na środek jeziora, na którym znajdował się kamienny krąg. Woda dookoła kręgu opadła na ziemie. Obydwoje spojrzeli ku niebu, gdzie pozostał krąg wodny odbijający ich twarze. Gdy Anna już nieco się opanowała, Wicimir przekrzywił jej głowę w swoją stronę. Pocałował ją i powiedział:

– Kocham cię Anno. Mogę cię kochać tak jak chcesz, na każdy sposób. Spójrz jednak, że mi zależy na tobie całej.

Anna po cichu powiedziała:

– No dobrze Wiciku. Też ciebie kocham, ale szczerze mówiąc sądziłam, że mnie jednak tam weźmiesz na plaży.

Wicimir zadrżał z nerwów, ale Anna dodała szybko:

– Dla ciebie mogę być tą wielką panią, ale skoro już mamy wyjaśnione wszystko, to…

Anna nagle zdarła z siebie suknię, obnażając ciało pod lewitującym lustrem wody. Pozostałe na brzegu koleżanki, już ubrane, widziały tę scenę i tylko pukały się w głowę. Dziwił je taki przerost formy nad treścią.

Hej

Vacter

 

Świetny szort :) było zabawnie ale też poważnie dla maga :D. Tak sobie myślę, że ta Anna to nie jest warta jego uczuć. On romantyczny, a ona tylko o jednym – oburzające :) 

 

“ Wicimir wyciągnął różdżkę ukrytą przy spodniach i pokręcił nią w powietrzu,…” 

 

Fragment, który nieco świntuszy :D ale zabawny przyznaje :D 

 

Po rzuceniu zaklęcia trochę się pogubiłem przy opisie, co się tam działo z tą wodą z jeziora. 

Ale to detal ogólnie dobra robota :D 

 

Pozdrawiam :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

@Asylum Tym razem nie zrozumiałam końcówki. Ona marzyła o tym normalnym życiu z mężem? Podobała mi się codzienność małżonków i wielki plusik za Kraków!

@Vacter Pomysł fajny i poprowadzone sprawnie. No ale cały dreszczyk zabiłeś mi kurczakiem.

Lożanka bezprenumeratowa

Vacter – urzekły mnie żaby ;-)

Ambush, zadanie było trudne, lecz to dobrze. Jak zmieścić miłość i przywiązanie w pięciuset słowach? 

 

@bruce: smok zapadł w zimowy sen, a wybranka sama z niego zrezygnowała. Trochę moim zdaniem przegadane, a odwołania do sułkowych rozmów – świetne!

 

@Bardjaskier, bardzie Jaskrze:

I próba – żabi skrzek przedni, lecz nie wiem, czemu właśnie on decydował? Sporo wyjaśniasz, nie budując napięcia;

II próba – ta próba jest chyba bliższa zamysłu wyzwaniowego, lecz przefajnowana słowami i ciut wpada w groteskę.

 

@Ambush: fajne, lecz jednocześnie przegadane i obcinane, tj. nie wyjaśniaj, daj opowieść. Pokapujemy się. :-)

 

@Vacter: budujesz napięcie, choć też lekko przegadujesz. Popatrz, co można wyciąć bez szkody dla tekstu. Na rzeź chyba można byłoby posłać przysłówki powinny pójść i ciut za dużo wyjaśniasz. Nie wierzysz w czytelnika? 

 

Gdybym miała oceniać wg sprostania wyzwaniu stawiałabym na vactera lub barda.

 

Za komentarze pięknie dziękuję!

Bardzie, masz rację z niespełnialnym marzeniem. Czyżby stawało się utopią wraz z przeżywalnością? Łatwo być ze sobą trzydzieści lat, pięćdziesiąt/sześćdziesiąt już niekoniecznie, a więcej? 

Obecny świat zdaje mi się nadzwyczaj kruchy i niestabilny. Może to tylko wrażenie.

Co do telegramu – masz rację, kombinuję i chyba lekko naśladowałam pewne czytane narracje. 

Ambush, lubię Kraków, zwłaszcza gdy mniej jest w nim smogu. :-) Codziennego zycia nie było, lecz sen o nim.

Wiecie, zastanawiam się – właściwie bez przerwy, co w tym życiu jest pewne. Chyba prócz nas, pojedynczych nie ma takich rzeczy. (?)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Przeczytałem sobie fragmenty i muszę przyznać, że finalnie zamiast się zakochać wpadły mi do głowy same diabelskie pomysły, co oznacza, że teksty ciekawe.

 

Bruce baśniowo nas próbowała trafić w serce, ale trochę miałem wrażenie, że bardziej przekomarza się dziadek z wnuczką niż zakochana ze smokiem (a może to tak właśnie jest, że smok się wydaje dziadkiem przy każdej kobiecie). Jednak w pewnym momencie coś się zmienia i mnie trochę jednak zakuły wspomnienia życiowe. Kiedy smok chce, to ona nie i zaczyna się jazda. To taka miłość, która tam może być, ale cały teatr sprawia, że obydwoje pozostają nieszczęśliwi. Niby baśniowo, a smutno właściwie. Gra kochanków może trwać do grobu.

 

BardJaskier wybrał strzał miłości wykonywany niczym list Kozaków do Sułtana czy bardziej jak słynny list z Zemsty. Mamy tutaj dywagację na temat miłości, takie dość odległe od pola bitwy sercowej. Człowiek by myślał, że to tak będzie, aż nagle ta miłość wjeżdża dosłownie z kopytami. W takiej książce, gdzie trzymamy dla pozoru normalność, teraz zaczynałby się wzrost absurdu. Jednak czyżby nie dochodziło ostatecznie do miłosnego starcia?

Druga próba w pięknych okolicznościach przedstawia wydarzenia z pod znaku słowa, którego staram się nie wymawiać (na Y). Wydaje się, że początek buduje jakieś zaskoczenie, ale my już wiemy od pierwszych kilku zdań co autor chciał przekazać, więc nikt z kochanków nie okazuje się nagle żółwiem, ani koniem. Na pewno okoliczności się zgrywają, przyroda wybrzmiewa. No i sobie spokojnie leci wyznawanie. Tymczasem jeden z bohaterów:

“nagle nie wiedział, co zrobić z rękoma. W końcu dojrzał drozdy goniące się beztrosko nad łanami pszenicy i poczuł, że dłonie mu drżą”

Czyli jednak!

 

Ambush pokazała coś z gatunku Stasia i Nel lub takich par typu duży – mały człowiek, może Last of Us (nie znam ani gry, ani serialu, ale coś mi przychodzi na myśl). Jest tu czułość, miłość wyczuwalna, ale czy kochanków?

Pocałował ją delikatnie, kładąc potężne dłonie na wąskich barkach nastolatki.

Brzmi to dość specyficznie. Ta cielesność mi tutaj zgrzyta. Raz wiotko, raz silnie, a te graby wszystko cisną jak kapustę, przy czym mowa o miłości wietrznej jak chorągiewka na zamkowej wieży. Jednak jest tutaj, istnieje, choć może proporcje zakochanych są specyficzne (niech jej nie połamie).

 

Asylum wyjawiła jakiś rodzja miłości, który może wydawać się przyjemny, choć wiele znaków wskazuje, że coś jest nie tak. Jakaś opieka, udawanie przepuszczania. Czułem się niepokojąco, a:

 

Pocałunek był słodki jak tiramisu, najulubieńszy deser.

Wydał mi się czymś zbyt idyllicznym. Pocałunek może tak smakować, ale może tez mieć smak petów w barszczu (hyhy). Na pewno Asylum otworzyła mi coś w głowie i wróciłem pamięcią do kilku rzeczy, ale nie do końca rozumiem istotę świata, który został przedstawiony. To mógłby być nawet cyberpunk i ja bym to wybronił. Niezależnie od tego, ta miłość tam się jakoś tli. Mamy też poważne kategorie męża i żony, to też dodaje wagi. Jednak tutaj też coś niepokoi, taka łatwość określenia, taki zachwyt. Przecież zawsze coś musi być nie tak? A może się mylę?

 

Napisałem jak napisałem, zapraszam do dyskusji jeżeli coś mogłem lepiej dostrzec.

 

Mam nadzieję, że nic nie pominąłem. Dziękuję za przeczytanie mojego fragmentu. Przeczytałem komentarze i sobie o nich napiszę w taki sposób:

 

Żaba – powinienem ją usunąć, ale mi jej szkoda. Długo szukałem, przyznam :)

Kurczak – hmm, może też powinien zostać usunięty, ale to w końcu krzywe kulinaria, które uraziły bohatera. Jednak gdybym musiał, to bym to poprawił na coś subtelniejszego (jakby było postawione ultimatum :)).

 

Opis jeziora – mam ten obraz w głowie i mógłbym go opisać na czterech stronach, by potem stać się Elizem Orzeszkowym. Jestem przekonany, że tutaj pojawia się za mało szczegółów. W każdym razie ową taflę, która została wycięta z jeziora i unosiła się nad głowami kochanków, można sobie wyobrazić jako lustro na suficie w sypialni. Wyobraźnię zostawiam wam.

 

 

Miłość w mojej scence nie jest przyjemna. Nie wiemy, czym ona jest. Hołdujemy, bohaterka miała jej wyobrażenie. Czy prawdziwe? Nawet w jej marzeniach łamało się, w niej samej.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Czyli dobrze czułem ten niepokój chyba.

Jasne i bogu dzięki, znaczy że coś udaje mi się przerzucić przez słowa. :))

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Próba przełamania niemocy twórczej, szarża na ostatnią chwilę i znowu jakby damsel in distress… Czy 18+? Nie wiem, ludzie mają różną wrażliwość, rzecz jest specyficzna. Gdybym nie wahał się, czy wpisać 18+, to zdążyłbym wysłać przed północą; na szczęście to wyzwanie, nie konkurs.

 

Bezglum Zys, straszliwy wódz goblinów, pobił wrogów w nocnej walnej bitwie. Ludy Północy klęczały mu u stóp, płaszczyły się przed jego zdobionym rydwanem. Miał teraz dostęp do bogatych miast nadmorskich, do rzemieślników i szkutników. Pozostało już tylko zająć twierdzę Zły Borek, aby zjednoczyć wszystkich goblinów pod jednym berłem i przyjąć koronę królewską. Wtedy będzie mógł ukończyć swoje życiowe dzieło, pierwszy raz utworzyć przeciwwagę dla ludzi, którzy doprawdy już nieznośnie panoszyli się po kontynencie i wszystkim istotom rozumnym narzucali swoją kulturę. Nie kulturę – poprawił się w myślach – barbarzyńskie przesądy.

Tak jak wznosił teraz w górę nad pobojowiskiem dwa nagie miecze, tak będzie panował nad swoją ziemią. Myślał o wielkiej polityce, o aliansach dynastycznych, potem zmęczony marzył. Mariaże? Córy goblinich rodów?… O czym innym marzył. Jest teraz wielkim królem (już niemal!), sam jeden, nie układami zdobywał tron. Któż mu się sprzeciwi, gdy podąży za głosem serca?

O pierwszym brzasku słoneczko przeglądało się w krwi. Bezglum Zys odjechał na stronę, ku wodzowskiemu namiotowi, samotrzeć z jednym tylko giermkiem. Bezglum Zys przeszedł przed swój zdobiony rydwan, wgramolił się na chwiejną polową drabinkę i ukląkł na najwyższym szczeblu przed panną Karoliną.

– Kocham cię – powiedział po prostu.

Nie mogła odpowiedzieć ani odwrócić głowy, patrzyła tylko – z miłością? Czy z niemym wyrzutem? A i obrączki nosiła nie narzeczeńskie przecież. Prawie-już-król Bezglum zmieszał się, ale umiał zmieszanie pokrywać władczością, nie byłby sobą:

– Nogi ci powyrywam!… – wrzasnął na giermka, który przeląkł się i dygocącymi dłońmi czym prędzej wyjął wędzidło.

– Kocham cię – powtórzył władca.

Patrzyła na niego długo, spokojnie:

– Jak partnerkę? Czy jak ulubionego rumaka? – Umiała już sporo po gobliniemu.

Wysunął oślizłą dłoń, pogładził po bujnych kasztanowych włosach, po policzku, potem wzdłuż stromej linii piersi:

– Nie znam w życiu wspanialszego uczucia niż wyruszać do walki z tobą u dyszla, ale przecież uwielbiam i nasze nocne rozmowy w komnacie czy namiocie, nie trzymam cię zawsze w stajni, choć tak kazałby zwyczaj. Jestem większy niż tradycja, wielki jak świat goblinów! Moglibyśmy prowadzić oddziały do bitwy razem, jako król i królowa. Czy zostaniesz moją królową? Czy wyjdziesz za mnie? – Mówił gorączkowo, rwał wyrazy, teraz w większym napięciu niż przez całe brutalne nocne starcie.

Panna Karolina wahała się. Nie spodziewała się takiej możliwości, na pewno prowadzącej do poprawy losu, ale czy godzi się być żoną takiego – takiej istoty? – coraz częściej przyłapywała się na myśleniu o nim jako o człowieku, a w każdym razie kimś równie inteligentnym. Podziwiała go nieraz rzeczywiście, wielkiego wodza i sprawnego polityka, ale czy to miłość? Czy wyczerpany niewolą umysł płata jej niemądre figle?

– Bezglumie, przepraszam, ale doprawdy nie wiem, czy cię kocham. Potrzebuję tygodnia do namysłu. W komnacie, w godnych warunkach, do jakich przywykłam w dzieciństwie, nie tutaj u dyszla: aby być pewna własnych myśli i uczuć.

Bezglum był śmiały. Nie bał się przystać na ten warunek, zresztą – honor nie pozwoliłby mu odmówić:

– Dobrze, kochanie, uczciwie stawiasz sprawę. Oczywiście dostaniesz tydzień. Tylko… co potem? Jeżeli uznasz, że mnie nie kochasz? Potrafisz odmówić, wrócić do życia zwierzęcia?

– Tak.

– Taka jesteś! Innej bym cię nie kochał. – Zaśmiał się czule, z uznaniem.

A teraz próba zwięzłego przeglądu dotychczasowych propozycji…

 

Bruce: bardzo mi się podobało! Smok przedstawiony uroczo, chociaż z perspektywy mieszkańców pożeranych wiosek mogło to wyglądać nieco gorzej – nader zręcznie i subtelnie przypominasz, jak wiele zależy od punktu widzenia. Koncepcja zmiennej partnerki, panny Cztery Pory Roku, nie tylko jest ciekawą kreacją w sensie fantastycznym, ale też może nawiązywać do realnych trudności w związkach z osobami niestabilnymi psychicznie. Nawiązania do pana Sułka czytelne. Ogółem – moim zdaniem, kawał dobrej roboty! Drobna kwestia językowa: prawidłowa forma to podenerwowana.

 

Bardzie Jaskrze: tekst (pierwszy) pod pewnymi względami bardzo zbliżony do mojego, pod innymi oczywiście inny. A ja już gdzieś widziałem w literaturze zamek Drachenfels – i duża szansa, że w tym samym uniwersum występowały też gnolle. Czy to coś w rodzaju fanfiku? Oczywiście nie wykluczam, że sam wymyśliłeś takąż nazwę, w końcu to po prostu “Smocza Skała” po niemiecku. Całkiem zabawne, ale mam wątpliwości, czy w realiach zbliżonych do średniowiecznych czarodziej mieszczanin mógłby nasyłać straż na rycerza i bohatera wojennego. Pewnie zależy od pozycji czarodziejów w tym uniwersum. “Aha” piszemy przez samo “h” (https://www.nck.pl/projekty-kulturalne/projekty/ojczysty-dodaj-do-ulubionych/ciekawostki-jezykowe/ach-i-aha-).

 

Ambush: w pełni poprawne opracowanie dobrze znanego tematu. Po Herkulesie z mojej załogi Gravesa nie robi wielkiego wrażenia, ale broni się jako scenka mitologiczna zupełnie dobrze. Wydaje mi się, że przynajmniej w większości wersji mitu nie zabijali smoka. Z kilkoma czerwonymi placami na piersi Jazonowi będzie trudno oddychać.

 

Asylum: trochę się pogubiłem w narracji, ale napisane pięknym stylem, czytałem z przyjemnością. Przyszłość szkicowa, zwróciłem uwagę na “muzeum Plantów” zamiast Plantów, czy raczej Plant, to chyba podstawowa forma dopełniacza (nie jestem zupełnie pewien, czy jedyna poprawna). Świat w Twojej wizji sprawia bardzo zdehumanizowane wrażenie, choć Kraków może jeszcze ma jakąś głębię. Widziałaś kiedyś drzewa zrzucające cudze liście?

 

Vacterze: mam wrażenie, że próbujesz tutaj przekazać jakąś myśl, o różnicy oczekiwań pomiędzy partnerami i trudnościach w rozmowie o tym, co kogo podnieca. Kwestia zupełnie realna i może dać do myślenia, w przyjemnej fantastycznej otoczce. Językowo jednak mocno chropowate, poodrywane zdania, nie zawsze trafny dobór fraz, trudno byłoby to redagować. Czy kobiety szukają ciuchów i żaby? Pamiętaj o stosowaniu przecinka przed wołaczem.

Hej 

Ślimak Zagłady

 

Żabi skrzek – Fajnie, że szorcik okazał się zabawny taki miał być więc coś w nim wyszło :D Drachenfels to oczywiście zamek z Warhammera i nazwa przygody wydanej do pierwszej edycji RPG, gnolli nie kojarzę w tym świecie to chyba bardziej twór D&D. A sam czarodziej zgodnie z umową zgłosił sprawę do straży miejskiej, co nie musi oznaczać dla Gerharda jakiś przykrych konsekwencji, tu historia zostaje otwarta :). Choć zastanawia mnie proces sądowy przeciw niemu. Bo Izabell była zwierzęciem tylko w połowie sam Gerhard prosił o zamienienie go w ogiera więc też nie popełnił by czynu w ludzkiej postaci. No sędzia miał by twardy orzech do zgryzienia :D Może jeszcze napisze jakiś krótki szorcik zakochanym rycerzu ;) 

 

Twój szort :) – no każde stworzenie ma jakieś tam uczucia i okazuje je na swój sposób. Nie można goblinowi odmówić romantyzmu i daru przekonywania, wydaje mi się, że niejedna by rozważyła jego propozycję po miesiącu “znajomości” :). Szort bardzo fajny – zabawny i pouczający. 

 

Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dopiszę tak na szybko, ale już nie skoryguję bo koniec czasu. Żaby są literówką. We fragmencie nie miały się pojawić, ale ten wypadek dał do myślenia.

Hej

Asylum

 

“Bardzie, masz rację z niespełnialnym marzeniem. Czyżby stawało się utopią wraz z przeżywalnością? Łatwo być ze sobą trzydzieści lat, pięćdziesiąt/sześćdziesiąt już niekoniecznie, a więcej? 

Obecny świat zdaje mi się nadzwyczaj kruchy i niestabilny. Może to tylko wrażenie.” 

 

Ludzie od zawsze szukali sposobu na szczęście i spełnienie marzeń, przy czym odnosili się do okrutnego, nieczułego i wrogo nastawionego świata. Nasze czasy nie są wyjątkiem i tylko dziwi, że na przestrzeni setek lat nie wyciągnęliśmy wniosków z tego co pozostawili nam poprzednicy.

 

 

Vacter

 

Dziękuję za ciekawe spostrzeżenia na temat obu tekstów :) Faktycznie oba teksty są od siebie różne jak to tylko możliwe i cieszę się, że oba podobały się na swój sposób :) 

 

Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

@Ślimaku zagłady emocje eksplodowały. Podoba mi się zarówno wyznanie, jak skomplikowana reakcja wybranki. Całość lekko obrzydliwa i odleciana, co dodatkowo robi wrażenie.

Lożanka bezprenumeratowa

Witajcie

 

Przeczytałam Wasze fragmenty i czułam się rozdarta. Na szczęście rzutem na taśmę wskoczył Bezglum… to znaczy Ślimak i rozgniótł w pył moje przemyślenia. Wygrywa Ślimak Zagłady.

Lożanka bezprenumeratowa

Gratulacje dla Ślimaka :D

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Gratki dla wszystkich, a dla zwycięzcy wyzwania – największe! Ciekawa jestem, co nam zapodasz, Ślimaku? :-))

Dzięki, Ambush, za wyzwanie!

 

Jeszcze kilka słów.

@Ślimaku Zagłady, twój tekst zaciekawił mnie przez niespodziewany zwrot akcji (wybranka) oraz baśniowy kierunek. Niemniej, odnośnie wybranki przydałoby się więcej szczegółów, a może wspomnień Zysa Bezgluma (?), aby sprawę jakoś umotywować oraz cięłabym zdania powtarzające obrazowanie sytuacji/kontekstu oraz pojedyncze słowa, takie jak: "teraz, już, tylko”, ponieważ stylizujesz na baśń i chyba nie ma sensu wykorzystywać zabiegu wyświetlania tych samych klatek – zwielokrotniania ich, np. "klęczeli…, płaszczyli się". Do mnie bardziej trafia trafia budowanie opowieści na napięciu, sytuacji, dialogach, opisach; bardziej – sensie, a nie słowach.

 

Odpowiedzi:

* Masz rację, Ślimaku, z muzeum Plant – chyba byłoby poprawniej, lecz łatwiej wymówić Plantów, zresztą w przyszłości nazwa pewnie zostałaby przekręcona. xd Nie widziałam jeszcze drzew zrzucających cudze liście – racja, chociaż fraza bez "swoich" jest licha – fragment kwalifikuje się do remontu. Od biedy  dałoby się obronić jak Częstochowy, np. nimi – swoje czy jakimś rodzajem wytłumaczenia biologicznego typu zaraza.

W mojej narracji łatwo się zgubić, nadużywam entera i wolę powiedzieć za mało niż za dużo (nie czuję tego). :p

 

* Bardzie

"Ludzie od zawsze szukali sposobu na szczęście i spełnienie marzeń, przy czym odnosili się do okrutnego, nieczułego i wrogo nastawionego świata. Nasze czasy nie są wyjątkiem i tylko dziwi, że na przestrzeni setek lat nie wyciągnęliśmy wniosków z tego co pozostawili nam poprzednicy".

Może kłopot polega na tym, że świat nie jest okrutny, zły, nieczuły, lecz budujemy sobie swoje światy, które są iluzją. Nawet zmysły nas oszukują. Z wnioskami masz rację, lecz może tutaj działają prawa wielkich liczb i przekonanie pojedynczych niewiele daje?

pozdrowienia dla wszystkich :-)

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Dziękuję za zajmujące komentarze!

 

Bardzie – próbuję ostatnio eksplorować ten wątek, różnic pomiędzy kulturami w oczekiwaniach i postępowaniu. My, ludzie, mielibyśmy Bezglumowi wiele do zarzucenia, a według swoich standardów pewnie potraktował Karolinę bardziej niż w porządku. Na jakimś poziomie chyba można to uznać za romantyczne. Myślę też, że “znajomość” trwała sporo dłużej niż miesiąc…

 

Asylum – ciekawe sugestie! Mierzyłem bardziej w stronę low fantasy niż baśni, ale mogło to się zatrzeć przez krótką formę, a także przez to, że (jak słusznie zauważasz) oparłem tu stylistykę w dużej mierze na redundancji, co rzeczywiście kojarzy się raczej z baśnią. Uznaję wartość Twoich wskazówek, ale też wiesz, jak lubię zabawę i smakowanie języka tekstu. Na pewno przydałoby się więcej, to jest niemal opowiadanie wciśnięte w pięćsetwyrazową scenkę. A co do goblina – zakładałem, że Bezglum to imię, Zys przydomek rodowy.

 

Ambush – naturalnie, oślizgłe gobliny walczące między sobą w rydwanach zaprzężonych w ludzi to zdecydowanie obrzydliwa wizja. Przypuszczalnie ludzie z kolei zmuszają schwytane gobliny do pracy w kopalniach i może to być porównywalnie obrzydliwe. Bardzo się cieszę, że zauważasz natężenie emocji, nazbyt często moje próby wypadały sucho i sprawozdawczo, może uda mi się tu uczynić jakiś postęp.

I mówisz, że Twoim zdaniem przepełznąłem tutaj po konkurencji? Dziękuję! Nie spodziewałem się. Będę teraz musiał się zastanowić, czy mam jakiś sensowny temat na nowe wyzwanie…

Hej 

Fajne to było wyzwanie :) dzięki Ambush za zagrzewanie do pisania tekstów i ciekawy temat. 

Dziękuję wszystkim za ciekawe teksty :) i mam nadzieje, że w pełnym składzie spotkamy się pod wyzwaniem Ślimaka.

 

Ślimak Zagłady

 

“Nie spodziewałem się. Będę teraz musiał się zastanowić, czy mam jakiś sensowny temat na nowe wyzwanie…”

 

Jedna rzecz mi przyszła do głowy w trakcie wyzwania Ambush jak byś miał problem z wyzwaniem napisz na to ci chętnie podrzucę pomysł :) 

 

Pozdrawiam wszystkich i do zobaczenia w kolejnych komentarzach :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dostrzegłeś moje zawahanie w kwestii miana głównego bohatera. :-) Tak było. Krótkie nazwisko, w przypadku rodów królewskich, zdaje mi się nieprzystojne, choć w przypadku wodza goblinów może stać za tym zajmująca historia. :D

Rozróżnienia low i high fantasy są raczej płynne, wyznaczone przez określone książki czy filmy. Jednak mogę nie mieć racji, gdyż niewiele fantasy czytałam.  Nie wiem, czy “Mroczne materie” Pullmana są low, czy już high. W każdym razie pomysł z dajmonem był w nim bardzo inspirujący. :-)

Jestem za eksperymentowaniem w tekstach!

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Taki piękny dzień na nowe wyzwanie;)

Lożanka bezprenumeratowa

Masz rację, Ambush. Jak zwykle, żaden pomysł mnie do końca nie zadowala, ale przypilnuję, aby podrzucić coś smakowitego na majówkę.

Nowa Fantastyka