- Opowiadanie: drakaina - TYGODNIOWE WYZWANIE #1 FRAGMENT FANTASY

TYGODNIOWE WYZWANIE #1 FRAGMENT FANTASY

Tytuł pierwszego wyzwania jest oczywiście żartem, ale.... nie do końca ;) Postanowiliśmy z silver_adventem dać wam na rozgrzewkę nie jakieś tam wielkie narracyjne rozkminy czy inne technikalia na 50 słów (bo zakładam, że wyzwania mogą być i takie), ale solidny początek erpegowej przygody. Hem hem. No, też niezupełnie. Ale troszkę erpegowo wyszło.

 

Więcej o wyzwaniach ogólnie tu: Tygodniowe Wyzwania

Oceny

TYGODNIOWE WYZWANIE #1 FRAGMENT FANTASY

Sceneria: karczma albo jej odpowiednik (nie musi być koniecznie klasyczna fantasy).

Założone miejsce scenki w fabule: wprowadzenie lub wprowadzenie nowego ważnego wątku. Uwaga: scenka nie musi być fabularną całością, może być całkowicie wyrwana z kontekstu! Chodzi o zabawę kwestiami technicznymi, a nie o opowiadanie historii ;)

Postacie i ich działanie: co najmniej dwaj, a co najwyżej czterej, nieznający się wzajemnie przedstawiciele różnych grup społecznych przedstawiają swoje zdanie na temat zaistniałego zagrożenia. Oczywiście nie chodzi o po prostu dialog (choć nie jest to zabronione, jeśli przemycicie w nim fajnie wszystkie wymagane informacje), może być akcja, retrospekcja, co wam się zamarzy.

Cel zadania: przedstawić zarys (! zarys) “fabularny” związany z zagrożeniem, ale przede wszystkim scharakteryzować pośrednio rozmówców, żeby było jasne, że są z różnych grup społecznych, mają różne doświadczenie, charakter itd., a przy okazji przemycić światotwórstwo (scharakteryzować miejsce, w którym się znajdują, i szerszy kontekst).

Ograniczenia: zero infodumpu i informacji podawanych wprost przez narratora, wszystkie informacje mają wypływać “przy okazji”. Czyli nie: “w karczmie panował tłum, ponieważ wszyscy przyszli tu, żeby rozmawiać o wampirze wysysającym krew z okolicznych mieszkańców”. Może być (ale liczę na większą inwencję): “Vergromir rozejrzał się po zadymionym wnętrzu. Nawet jak na karczmę przy głównym szlaku panował tu niezwyczajny ruch i harmider. Najwyraźniej w okolicy wydarzyło się coś niezwykłego”. Nie: “drugi z rozmówców był chudym, patykowatym mężczyzną w zielonym elfickim kaftanie pod chłopską kapotą”; tak: “kiedy nieznajomy gestykulował chudymi rękami, spod ciemnej kapoty błysnęła jaskrawa zieleń elfickiego jedwabiu”.

Nastrój: na poważnie, to nie ma być humorystyczna fantasy (to temat na osobne wyzwanie).

Limit: 400 słów (plus minus, chodzi o to, żeby nie pisać całych opowiadań)

Koniec

Komentarze

Po przeczytaniu spalić monitor.

Miś nie wie, czy zrozumiał zasady. Czy może być coś takiego?

 

Odpowiedź na Wyzwanie #1

 

Eko-konferencja – fragment

 

W pustym, nie używanym od kilku lat górskim schronisku spotkało się troje przedstawicieli różnych grup mieszkańców gór.

-Dlaczego ogłosiłeś spotkanie grubasie? O tej porze powinieneś spać. Zaokrągliłeś się i zmieniłeś szatę.

– Ty mi tu nie świstaj. Też przecież nie śpisz, a mógłbyś.

– Nie drażnij dużego, wtrąciła się trzecia uczestniczka spotkania. Wymiana zdań, zaczynała zmierzać w niebezpiecznym kierunku.

Duży spoglądał z góry na małego i hamował gniew. Spotkali się we trójkę po raz pierwszy. Mały i duży nie wchodzili sobie w drogę. Trzecia chodziła ścieżkami, na których ci dwaj mieliby trudności się utrzymać.

Sprawa była poważna, należało się zastanowić i poszukać rozwiązania.

– Wiecie, że już wkrótce będzie Nowy Rok i dzień wcześniej będą się ludzie bawić w wielkiej grupie.

– Masz rację, duży. Będzie okropnie głośno nawet tu wysoko.

– I będą hałasować tymi wystrzałami. – Wtrąciła trzecia.

– Gorzej, że nie będą stosować tych swoich masek. Potem będzie coraz więcej chorych. – Z powrotem odezwał się duży.

– Wirus będzie się rozprzestrzeniał i w końcu my też będziemy chorować.

 

Z okienka do kuchni odezwał się cichy głosik.

 – Tymczasem jestem niebezpieczny tylko dla ludzi, ale jakaś nowa mutacja może taka nie być. Ja już żyję nawet w zimnie i długo bez ludzi.

 

Mały i trzecia zasępili się. Problem był poważniejszy niż myśleli. Miał rację duży, że wezwał ich tutaj. Muszą coś wymyślić, jak zapobiec nadciągającej apokalipsie?

Fragment La”Fete Wrocław 2001

 

Beata mocniej przytuliła się do Marcina. Wyginali się synchronicznie do techno mixu zespołu Tatu, delektując się nawzajem własnymi ciałami. Ona nie mogła się powstrzymać przed obmacywaniem jego umięśnionej klatki i bicepsów, on z kolei nie mógł się nacieszyć ciepłem jej niewielkich choć pełnych piersi i krągłych pośladków.

– Chodź się czegoś napić wywrzeszczała mu do ucha. – Opuścili dancefloor, siedli przy barze i Beata zamówiła dwa piwa

– No coś ty! – oburzył się Marcin. – Może mam mały żołdzik, ale stać mnie jeszcze by postawić ci drinka!

– Aaaa! – Zaśmiała się – Marcin zerknął na bramkarza. Daszek czapki opuszczony w dół czyli psów nie ma. Wojak sięgnął do kieszeni po małe plastikowe pudełeczko, otworzył je i podał swojej partnerce.

– No to może poczęstujesz się dropsem? – zapytał.

– Taak! chętnie – odparła – Oo! a co tu masz? bo ja już zjadłam dwa słoneczka. Mitsubishi! Aa! To nie pogardzę! – popiła pigułkę piwem – kurka! Jutro mam egzamin z prawa cywilnego, Nie wiesz może kto ma tu załatwić jakieś fuki? – zapytała.

– O-o zająknął się Marcin – ja z kolei mam jutro służbę – odparł – poczekaj chwilę, zaraz zmotam coś na skupienie, jestem tak rozjebany że nie będę potrafił nawet załadować naboi do magazynka. Obojgu nam przyda się coś na skupienie – powiedział i na chwilę zniknął w tłumie.

Marcin po chwili pojawił się znowu, uśmiechnął się i powiedział – mam co trzeba, ale proponuję dopić piwa i zmienić lokal Pondash; wskazał głową na koksa pilnującego wejścia do znajdującego się w starym bunkrze lokalu, tym razem miał podniesiony daszek od czapki.

– Tajniacy są na sali, może przeniesiemy się do P21?

– Cholera – odparła bawiąc się kółkami kolczyków zwisających ze szpiczastych uszu, sterczących spod czarnej czuprynki– Fajnie tu było, ale trudno, chodź złapiemy jakieś taxi.

Zeszli ze stołków i objęci w pół, nie szczędząc sobie czułości skierowali się w stronę pnących się w górę schodów, będących wyjściem z lokalu. Beata oparła się głową o ramię wojaka, kiedy nagle usłyszyeli znajomy bit. Aaarmaanndoo Moorennooo! La’ bazooka! geron! geron! geron! słysząc to stanęli. Beata odwracając się wyciągnęła w górę rękę i zmierzwiła ścięte na jeża blond włosy swojego dzisiejszego wybranka, po czym wspięła się na palcach i przyciągnąwszy do swoich ust jego głowę , wyszeptała mu do ucha.

– Chociaż wiesz… Jebać psy. Zostańmy jeszcze na ten kawałek

Kawkoj piewcy pieśni serowych

To jest próba zreanimowania weny.

A wiemc tak. Po napisaniu tekstu, przeczytałam jeszcze raz instrukcję i cóż, wyszło, co wyszło. Przepraszam, że bohaterowie się znają :P

 

Dusza z kamienia – fragment

 

– Niespokojne czasy nadchodzą – mówili ludzie.

– Niech wreszcie przyjdzie pożoga i śmierć – warczeli między sobą orkowie.

Krasnoludy piły. Więcej i częściej. Elfy uśmiechały się smutno. Milczące cienie przemykające wśród pozostałych gości.

 

I przyszły niespokojne czasy. Przyszły pożoga i śmierć. Moje wnętrze pulsuje gorączką. Ludzi. Orków. Krasnoludów. Elfów.

 

Lepię się od brudu, nasienia i potu. W deski mojego ciała wsiąka coraz więcej gniewu i krwi. Ogień sprawia mi ból. Przeklinam dzień, w którym wmurowano we mnie duszę.

 

***

 

Evve gmerał w stercie gruzu. Przerzucał z jednego miejsca na drugie osmalone kamienie, połamane deski i jeszcze tlące się futra. W końcu znalazł to, czego szukał. Usiadł na wypalonej ziemi i zapatrzył się w tak dobrze znaną mu za życia dłoń.

 

Smukłe palce zaciśnięte na gryfie bałałajki. Brudne, zakrwawione, z brakującym paznokciem.

 

– Trzeba go pochować.

 

Evve wzdrygnął się na dźwięk chrapliwego głosu. More stał tuż za nim. Jego brzydka szara twarz stawała się jeszcze brzydsza, kiedy szpecił ją grymas troski.

 

– Co tu robisz? Miałeś zaczekać w lesie – burknął Evve.

 

– Noc idzie.

 

– To zakopię go przy świetle księżyca!

 

– Kurwa, Evve! Nie zaczynaj. To już nie te czasy. Nawet my nie jesteśmy tu bezpieczni. Jeśli znajdą nas ludzie z wioski…

 

– To nas zabiją – dokończył Evve. – Wiem, More, wiem.

 

– Przyjdziemy jutro. – More położył ciężką dłoń na ramieniu towarzysza. – Wrócimy tu – powiedział.

 

***

 

Nie wrócili. Bard wciąż we mnie gnije. Czasem, gdy wiatr dostanie się do pudła bałałajki, słyszę, jak jęczy jego nieśmiertelna dusza. Jeśli nikt go nie pochowa, zostanie ze mną na zawsze. Kolejny pasożyt. Trupy ludzi nie sprawiają takich problemów. Przyciągają drapieżniki. Lubię czuć w sobie ich ciepło. Ostatnio odwiedzają mnie coraz rzadziej. Cały czas słyszę głosy. Zimne i dalekie. Ziemia drży.

It's ok not to.

Karczma „Pański gniew" stała na drodze z Wilna do Mińska i nie cieszyła się dobrą sławą w okolicy. Przesiadywali w niej głównie okoliczni mieszkańcy wsi. Chłopi posiadający większe gospodarstwa mogli sobie pozwolić na picie w lepszym przybytku. Tutaj zaglądała biedota, złodzieje i oszuści. 

W kącie przy dwuosobowym stole siedział Maciej oparty plecami o ścianę. Nikt nie zauważył nawet gdy dosiadła się do niego tajemnicza postać ubrana w ciemny płaszcz z kapturem. 

– Znowu się spotykamy Macieju – przybysz przywitał się wysokim głosem. 

– Cóż sprowadza Jaśniepana w takie miejsce – odpowiedział chłop nie patrząc na rozmówcę. 

– Tylko ciszej! Nie potrzebujemy tu sensacji. Sprowadza mnie sprawa wagi państwowej. Potrzebujemy twojej pomocy. 

Chłop wziął duży łyk piwa i trzasnął kuflem o blat. Beknął doniośle i wysmarkał się w palce. Jego zachowanie było celowe i zamierzone. 

– Dobrze wiesz, że nie przyszedłbym tutaj gdyby to nie była sprawa pilna. Wyboru nie masz, musisz nam pomóc. Twoje donse nic nie zmienią – kontynuował przybysz. 

A ten tylko rozglądał się po sali demonstrując brak zainteresowania. Zajrzał też na dno kufla i dokładnie obejrzał jakby chciał się upewnić, że nic już nie zostało. Ciężko westchnął i wstał bez słowa. Nawet się nie oglądał, wyszedł z karczmy i już miał kierować się w stronę swojej chaty gdy zauważył trzech zbrojnych Jaśniepana ukrytych w cieniu drzew. Zrozumiał w jakiej jest sytuacji i pokornie wrócił do środka by zająć swoje miejsce. Przybysz czekał na niego. 

– Czego chcecie – rzucił Maciej siadając.

– Nasze Towarzystwo bardzo ceni sobie twoją dotychczasową pomoc. Mając w pamięci poświęcenie jakiego dokonaliście wraz z…

– Do rzeczy – przerwał mu chłop. – Nawet piwa mi nie kupiliście. W dupie mam waszą pamięć. 

– Drogi przyjacielu, chcemy byś porozmawiał – głos Jaśniepana zmienił się w szept. – z pokuciami o pomocy w zorganizowaniu zamachu.

Maciej wstał na równe nogi. Wbił swoje silne a zarazem pełne gniewu spojrzenie w zakapturzonego człowieka. Jego twarz wygięta w grymasie niezadowolenia zdawała się być rozgrzana do czerwoności. 

– Nie wiecie nic o Pokuciach skoro chcecie wykorzystać ich do morderstwa – usiadł wpatrując się tym samym spojrzeniem. – Dotąd miałby być figle by komuś życie uprzykrzyć ale zamach? One tego nie zrobią a ja ich nie przekonam choćbyście mnie torturowali. 

– Bądźcie ciszej – Jaśniepan rozejrzał się dookoła. – Nasze Towarzystwo prosi o pomoc przy zamachu na samego Cara. 

– Zwariowali doszczętnie!

– To nasza jedyna szansa na odzyskanie niepodległości. W imię Rzeczypospolitej musicie nam pomóc. 

Maciej nerwowo rozejrzał się by upewnić się, że nikt nie zwraca na nich uwagi. 

– Babka miała wizję – chwycił ramię Jaśniepana i nachylił się do niego. – Polscy chłopi carowi pomnik w Częstochowie postawią, wyzwolicielem ogłoszą. Jak ja skromny człowiek mam przeciw niemu pokucie nastawiać? To stworzenia dobre z natury i pod opieką Bogini Łady się znajdują. Ognie piekielne mnie pogrążą jeśli ich do złego nakłaniać będę.

– Ogniem piekielnym trzeba się było martwić jak mi duszę oddałeś – odparł całkiem spokojnie przybysz. – Mógłbym wam rozkazać a ja dobry człowiek jedynie proszę o pomoc. Jutro o zmierzchu bądźcie na dworze razem z tym całym ich mędrcem Óąciem, władcą pokuci.

Nadciąga pustynia – fragment

 

 – Co ty mi tu imputujesz, czarowniku? Że niby na południu rozruchy się zaczęły? Że niby moi ziomkowie z Żelaznych Skorpionów nie potrafią utrzymać porządku w kilku zapyziałych wiochach? – Stary żołnierz podniósł głos.

W pijalni zapadła martwa cisza, gdy spojrzenia wszystkich skierowały się w stronę dwóch siedzących przy ladzie mężczyzn.

Czarownik uniósł puchar z winem daktylowym i upił łyk, nie spuszczając wzroku ze śniadej twarzy żołnierza. Pokryta bliznami dłoń wojaka spoczywała na rękojeści szabli.

– Imputuję jedynie, że południe się burzy – odparł spokojnie czarownik. – Klany najeżdżają wioski i mordują mieszkańców, a potem znikają wśród wydm. Kiedy wieść o rzezi dociera do królewskich, ci ruszają zaprowadzić porządek, a żeby wyśledzić koczowników, przesłuchują mieszkańców. Wieśniacy znaleźli się między koczowniczym młotem a królewskim kowadłem. Czy wieść o rozruchach naprawdę jest dla ciebie aż takim zaskoczeniem, sierżancie?

– A na jakiej podstawie twierdzisz, że taka sytuacja ma miejsce? – zapytał żołnierz niskim głosem.

– Byłem na południu. Widziałem wszystko, co ci opisuję. Wkrótce zaczniecie mieć spory problem z utrzymaniem porządku. Kiedy klany ruszą na wojnę z królem…

– Klany nie stanowią zagrożenia dla wielkiego Szebali.

– Tylko dlatego, że do tej pory nie zdarzało im się walczyć ramię w ramię. Zbyt wiele złej krwi było pomiędzy plemionami.

– Nadal jest – uciął żołnierz.

W świetle samotnego kaganka twarz czarownika ginęła w cieniach, ale jego uśmiech był doskonale widoczny.

– Mogą się sprzymierzyć, jeśli będą mieć odpowiednią zachętę – powiedział. – A mają. Plotki o proroku…

– Plotki, pogłoski, bzdury wyssane z kości ogonowej osła – warknął żołnierz. – Zaraz zaczniesz mi wmawiać, że sam Książę Kapturnik stoi na czele koczowniczej armii i planuje odzyskać tron. Co jeszcze widziałeś na południu, czcigodny czarowniku? Skorpiony wielkości słoni? Lwy gadające ludzkim głosem?

– Widziałem wydmy, które ruszyły na północ. – Czarownik pochylił się w stronę żołnierza. Mówił cicho, ale wszyscy goście pijalni chciwie spijali słowa z jego warg. – Widziałem pustynię, która odpowiedziała na wezwanie proroka. Czy osławiona kompania Żelaznych Skorpionów poradzi sobie z takim zagrożeniem?

– Tak. Obetnie kłamliwy język każdemu, kto rozpowiada bzdury.

Czarownik pokręcił głową, sięgnął po puchar i opróżnił go jednym łykiem. Rzucił na ladę kilka miedzianych monet i ruszył w stronę wyjścia z pijalni. Za udającą drzwi płachtą majaczył pogrążony w mroku dziedziniec karawanseraju, palmy drżące na nocnym wietrze, sylwetki uwiązanych u wodopoju wielbłądów.

Nim czarownik dotarł do wyjścia, niski, burczący dźwięk Piaskowego Rogu uciszył wszystkie rozmowy. Wznosił się i opadał przez kilkanaście uderzeń serca, podczas gdy goście spoglądali po sobie z niepokojem.

– Cóż to? – zapytał ktoś ochryple.

Czarownik uśmiechnął się pod nosem.

– Ostrzeżenie przed burzą – rzucił przez ramię. – Nadciąga pustynia.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

W karczmie był większy tłum niż zazwyczaj. Judyta zdjęła kaptur, ludzie jak zwykle udawali, że jej nie znają i nie widzą, nawet stali klienci. Czarna peleryna kryła krótką czerwoną sukienkę, stosowną do zawodu. Tylko barman dyskretnie się skłonił i wskazał właściwy stolik.

Jednego z dwóch mężczyzn znała, a przynajmniej widziała wcześniej. Ubrany w surdut przedstawił się:

– Od pana hrabiego, jestem protektorem, Manfred.

– Miło mi. – Judyta dygnęła elegancko. – Poznaję.

– Pan porucznik ma sprawę do pani…

– Panna – poprawiła urzędnika, który się przedstawił jako protektor.

Porucznik był ubrany tak samo, jak miejscowi, on się nie wyróżniał z tłumu gości.

– Sprawa jest delikatna – ciągnął Manfred – bo na razie musimy utrzymać to w tajemnicy. Pani – poprawił się – panna Judyta jest największym przedsiębiorcą na naszej wyspie – wyjaśnił. – Musimy jej zaufać.

– Wszyscy już wiedzą – kwaśno się uśmiechnęła. – Odkąd postawiliście Obronę Terytorialną w stan gotowości mamy ruch jak nigdy. Turystów zza granicy mniej, ale miejscowi…

Protektor Manfred zrobił się czerwony na twarzy, porucznik popatrzył z pogardą i zmiął przekleństwa pod nosem, całą wiązankę.

– To nie jest tajemnica, że będziemy się bronić – tłumaczył Manfred. – Pan porucznik wyjaśni lepiej, o co chodzi.

– Dziewczęta się już zbierają – tłumaczyła Judyta swoje przygotowania. – Nawet klona chcę odesłać na kontynent, to moja największa inwestycja była.

– W pani zakładzie… – zaczął porucznik.

– Pensjonacie – poprawiła go Judyta.

– Jeszcze raz mi przerwiesz, a strzelę w pysk, dziwko!

– Takie usługi też mamy w cenniku…

– Co podać? – wtrącił się barman. – Właściwie tu jest samoobsługa, ale panowie nie piją i to się rzuca w oczy. Dla dobra…

– Dla panów cokolwiek – zaproponowała Judyta – dla mnie to, co zwykle.

– Pan porucznik trochę się miarkuje – poradził Manfred, jak barman się oddalił. – Panna jest przedsiębiorcą, więc obywatelem pierwszej kategorii.

– Obywatelką!

– W pani pensjonacie zostanie zainstalowany sztab. Pani zadaniem będzie utrzymać ten fakt w tajemnicy. – Porucznik zdecydował powiedzieć do końca. – Wszystkim ma się wydawać, że tam jest dalej burdel, tylko tym razem wojskowy…

– Nikt nie zauważy różnicy! – stwierdził Manfred.

– Pana protektora też proszę o miarkowanie się! Mówimy o poważnych sprawach. – Cała fizjonomia porucznika wyrażała żal. – To wojna!

– A jeśli się nie zgodzę, bo własność prywatna? – Judyta spróbowała.

– To w imieniu pana hrabiego przypomnę o kredycie, jaki panna dostała z marchii. Proszę to potraktować jako szansę na pewny dochód. Za zniszczenia też płacą!

Cel obecności Manfreda stał się jasny.

– Obronicie się? – spytała, kiedy barman przynosił napoje.

– Po to tu są – stwierdził urzędnik marchii.

– Obrona terytorialna pana hrabiego wydaje się niezłomna. – Skrzywił się porucznik, próbując pierwszy łyk. – Brygada Verde!

– A jak zostawicie mi gruzy i będzie tu Republika?

– To się nazywa defetyzm! – Manfred z porucznikiem powiedzieli chórem, trochę za głośno.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

*Od poniedziałku do soboty piszemy fragmenty i publikujemy jako komentarz w odpowiednim temacie. W tym samym temacie na bieżąco komentujemy teksty.

To jest cytat z założeń zabawy.

Miś pyta: – Dlaczego wszyscy wrzucają tylko swoje teksty i nikt nie komentuje poprzednich? 

Sam jest za mały, ale dziwi się.

Wybaczcie, że komentarz będzie skrótowy, ale życie mnie dopadło. Niemniej podjąłem się komentować, więc chcę się wywiązać.

Słowo wstępu. Celem zadania jest „przedstawić zarys (! zarys) “fabularny” związany z zagrożeniem, ale przede wszystkim scharakteryzować pośrednio rozmówców, żeby było jasne, że są z różnych grup społecznych, mają różne doświadczenie, charakter itd., a przy okazji przemycić światotwórstwo (scharakteryzować miejsce, w którym się znajdują, i szerszy kontekst).”

Zaprezentowane fragmenty oceniam wyłącznie pod kątem realizacji powyższych celów, jak również „metacelu” jakim jest nauka pisania ekspozycji w sposób pośredni. Nie oceniam stylu, kreacji bohaterów, pomysłu itd. Nie bawię się również w łapanki, chociaż niektóre fragmenty mocno jej potrzebują.

Ok, lecimy.

 

***

Koala75

Zarys zagrożeni zaprezentowany, tu nie ma dyskusji.

Charakterystyka pośrednia. Tu jest gorzej. Postacie znają się, chociaż nie powinny. Ktoś jest nerwowy, ktoś ugodowy, ale w zasadzie po lekturze nie mogę powiedzieć, żebym cokolwiek wiedział o bohaterach, poza tym że jeden jest duży, jeden mały i że są niedźwiedziem, świstakiem i kozicą. Bardzo przydałoby się ubarwić ich kreację – zwłaszcza, że zostało jeszcze sporo znaków.

Światotwórstwo – jesteśmy w górach, w nieużywanym schronisku. Nic szczególnego.

Metacel – kiepsko. Większość informacji we fragmencie podana jest wprost. Pojedyncze elementy charakterystyki zaprezentowano w postaci akcji (co jest super, o to chodziło), ale jest ich zbyt mało. O zagrożeniu mówisz całkowicie wprost, wręcz łopatologicznie.

 

***

AstridLundgren

Uwaga ogólna – zapis fragmentu jest bardzo zły, szczególnie jeśli chodzi o dialogi.

Zarys zagrożenia – brak. Scenka w opowiadaniu miała robić za „wprowadzenie lub wprowadzenie nowego ważnego wątku.”, tutaj tego dokumentnie nie ma. Ani policja ani narkotyki nie mogą w tym kontekście służyć za zagrożenie, bo nie prezentujesz ich znaczenia dla fabuły. Najbliższe zagrożenia fabularnego, co mamy w tym tekście to kac – bo tylko o jego konsekwencjach pojawia się choć słowo.

Charakterystyka pośrednia. Z jednej strony pozwalasz bohaterom działać, więc możemy ich obserwować w naturalnym środowisku, a o to chodzi w charakterystyce pośredniej. Z drugiej, akcje, które owi podejmują, nie charakteryzują ich szczególnie – po lekturze mogę jedynie powiedzieć, że oboje mają skłonność do używek. On jest żołnierzem, ona studiuje prawo, ona jest elfką(?), te elementy zostały pokazane nico łopatologicznie, ale zgodnie z założeniami ćwiczenia. Nic więcej nie wyłapałem.

Światotwórstwo – są na imprezie w bunkrze. Brak szerszego kontekstu.

Metacel – tak sobie. Większość informacji zawartych w tekście przemycono w dialogu, co na plus. Ale jest tych informacji zwyczajnie za mało, więc ich przemycenie nie było bardzo trudne.

 

***

dogsdumpling

Kreatywne, ale nie na temat. Fragment nie realizuje założeń ćwiczenia.

Zarys zagrożenia – najogólniejszy możliwy. Niespokojne czasy, pożoga i śmierć. Zero konkretów.

Charakterystyka pośrednia – w zasadzie nie ma kogo charakteryzować. Bohaterowie są, ale jakby ich nie było, bo wygłaszają jakieś ogólne frazesy i znikają. Wiem o nich tyle, że umarł im bard. Postacie znają się, choć nie powinny. Budynek jest i ma nawet jakąś charakterystykę, przedstawioną w formie monologu wewnętrznego, ale nie o to chodziło.

Światotówrstwo – fantasyland. Bez konkretów.

Metacel – trudno powiedzieć. Sposób pisania monologu wewnętrznego ładnie opisuje stan emocjonalny budynku. Reszta nie zostaje zaprezentowana ani pośrednio ani bezpośrednio.

 

***

Pawlowskipisze

Zapis pozostawia sporo do życzenia.

Zarys zagrożenia – brak. Mamy tu planowany zamach, ale nie wpisuje się on w zadany temat.

Charakterystyka pośrednia – nieźle. Bohaterowie znają się, choć nie powinni. Chłop podejmuje akcje, które go charakteryzują – ostentacyjnie zachowuje się niegrzecznie, wychodzi z karczmy w proteście, protestuje wobec zamachowi, martwi się o duszę. Wychodzi z tego względnie przyzwoita kreacja. Jaśniepan jest bardziej pasywny, ale i tak co nieco o nim wiemy (podejmuje próby manipulacji, grozi),  ładnie też przemycono jego cel – walkę o niepodległość.

Światotwrstwo – pokucie. Scharakteryzowane bardzo krótko, ale w sposób satysfakcjonujący – psotne duszki. Wiemy też, że jesteśmy pod zaborami.

Metacel – momentami trochę przesadzasz z łopatologią, ale ogólnie nie jest źle. Gdyby dialogi były nieco naturalniejsze (co ułatwia dyskretne przemycanie informacji), mogłoby być dobrze. Ten fragment:

 „Karczma „Pański gniew" stała na drodze z Wilna do Mińska i nie cieszyła się dobrą sławą w okolicy. Przesiadywali w niej głównie okoliczni mieszkańcy wsi. Chłopi posiadający większe gospodarstwa mogli sobie pozwolić na picie w lepszym przybytku. Tutaj zaglądała biedota, złodzieje i oszuści.”

 nie spełnia założeń ćwiczenia – mieliśmy unikać tego typu ekspozycji.

 

***

gravel

Zarys zagrożenia – obecny. Zjednoczone plemiona, jakiś prorok, jakieś wydmy. Wszystko dość ogólnikowe, jak być powinno, ale w sposób oczywisty ważne dla ewentualnej większej fabuły.

Charakterystyka pośrednia – gorzej. Bohaterowie nie znają się, zgodnie z założeniami. Gorzej, że my też nie bardzo mamy okazję ich poznać. Żołnierz jest kłótliwy, oddany władcy, nie wierzy w plotki. Mag jest… arogancki? Buntownikiem? Nie potrafię o nim powiedzieć nic konkretnego.

Światotwórstwo – plemiona, prorok, magiczna pustynia, Żelazne Skorpiony, królestwo. Sporo elementów, choć jedynie w postaci ogólników. Daje to jednak dość jasny obraz świata.

Metacel – widać starania. Zabrakło mi wyraźniejszej charakterystyki bohaterów, widać większe skupienie na świecie. Informacje podawane są głównie w dialogach. Jedno, czym bijesz po głowie to

„– Co ty mi tu imputujesz, czarowniku? Że niby na południu rozruchy się zaczęły? Że niby moi ziomkowie z Żelaznych Skorpionów nie potrafią utrzymać porządku w kilku zapyziałych wiochach? – Stary żołnierz podniósł głos.”

Zbyt oczywista ekspozycja. Poza tym nie jest źle.

 

***

Radek

Zarys zagrożenia – bardzo szczupły, ale jest. Jakaś wojna.

Charakterystyka pośrednia – nieźle. Bohaterowie w sposób oczywisty mają różne charaktery, choć panowie trochę mi się zlewali ze względu na trudny w odczycie zapis. Postacie nie podejmują akcji, które by ich charakteryzowały, ale sposób prowadzenia dialogu daje dobry pogląd na ich osobowości – panna jest wyszczekana i pewna siebie, porucznik ma silne poczucie własnej ważności, Manfred mediuje.

Światotwórstwo – trudno powiedzieć cokolwiek konkretnego. Jest jakaś wojna, jakaś Republika, jakiś hrabia, jakaś wyspa. Idzie wytworzyć sobie jakiś obraz świata, ale dopiero po drugim czytaniu, w trakcie pierwszego sporo elementów zginęło mi w szumie. Winię zapis.

Metacel – nie jest źle. Charakterystyka poprzez dialog wykonana sprawnie, większość informacji podana pośrednio. Trochę jednak brak tu konkretów – ekspozycja podana pośrednio wciąż powinna być wystarczająco kompletna, by złożyć sobie jakiś obraz sytuacji.

 

EDIT

Miś pyta: – Dlaczego wszyscy wrzucają tylko swoje teksty i nikt nie komentuje poprzednich? 

Sam jest za mały, ale dziwi się.

Jak każdy będzie mówił, że jest “za mały” i się nie zna, to nikt nie będzie komentował. Więc zapraszam do dzieła. Wszystkich zainteresowanych.

None

Tego właśnie misiowi brakowało. To uczy, bo jest spojrzeniem odbiorcy naszego przekazu. Miś zrozumiał Twoje uwagi i dziękuje.

Hej, None. W zamierzeniu, lzagrożeniem miała być policja. Obydwoje pod wpływem substancji psychoaktywnych, a do tego, przypuszczalnie posiadający je przy sobie :) dzięki za komentarz:) pozostałe fragmenty postaram się skomentować wieczorem, bo piszę na telefonie, a to mordęga. Osobiście, najbardziej, jeśli chodzi o pomysł to spodobała mi się czująca karczma. Pozdrawiam:)

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Wkrótce znalazł się na obrzeżach centrum, ku jego zdziwieniu pomnika Berna już tam nie było. Ostatnio wszystko mocno się poplątało, rzeczy dziwne stały się normalne i na odwrót. Stamtąd nie miał zbyt daleko do owej karczmy, którą już w oddali dostrzegał, Niebiańskiej Karczmy będącej lokum przyziemnych i prymitywnych potrzeb. Znał ten przybytek dobrze, często tam zachodził, aby usłyszeć, co dzieje się w polis i w okolicy. Wszedł po drewnianych schodach, które wyglądały, jakby dopiero co je rzeźbiono, trochę tylko zakurzone czy zabrudzone. Gdy wszedł do karczmy, zmierzył wzrokiem wszystkich tam przebywających. Jedna osoba rzuciła mu się w oczy, nie tyle ze względu na jasne blond włosy i lazurowy strój, ale na treść głośniej rozmowy, którą prowadziła.

– Widzisz jak to wszystko dąży do samozniszczenia? Żyjemy na skraju, ale ja nie boję się spojrzeć w przepaść. – Po czym postać spojrzała na dno kufla. – Nic nie odpowiesz, ale to nie jest dla mnie despekt. Milczenie nigdy nie jest dobrym kompanem do picia, bo nigdy nie powie ci na zdrowie, pamiętaj o tym mój przyjacielu, bo ja życzę ci zdrowia. – z uśmiechem na twarzy szeptem dodając. – Tobie bardziej niż mi się teraz przyda.

Jego półprzytomny towarzysz z trudem trzymał głowę w chwiejącym się pionie, aż w końcu upadł na stół i zasnął. Mając nadzieję, że tak jest Ziemirad postanowił skorzystać z okazji, aby rozmówić się bez świadków. Przysiadł się z drugiej strony do nieznajomego. Starając zachowywać się z odpowiednim szacunkiem, przemówił:

– Wasza, aa, szanowna boskość, nazywam się Ziemirad i jestem tutejszym radcą. – Dopiero ostatnie słowo zwróciło uwagę nieznajomego i zadziałało na niego w jakiś magiczny, niewyjaśniony sposób.

– Z radcą jeszcze nie piłem! – Po czym krzyknął do karczmarza po kolejne kufle. – Ale nie wprowadzaj siebie w błąd, nie jestem bogiem, możesz mówić mi Kresim.

Radca spojrzał podejrzliwie na Kresima, po chwili refleksji przemówił:

– Więc nie przybyłeś tutaj wraz z kometą? – Zmieszany zapytał Ziemirad.

– Tak, przybyłem, miałem na myśli, że nie jestem bogiem w waszym, słusznym znaczeniu. – zerkał raz na Ziemirda i raz czy, aby przypadkiem nikt nie niesie już wspaniałego brązowawego trunku.

– To co jest słuszne? – zapytał zdezorientowany radca.

– Na pewno nie traktowanie każdego za boga, kto przybywa tu z kometą. – Kresim rozbawił sam siebie. – Powiem ci w tajemnicy co jest słuszne. – Przybliżył się do radcy i ściszył ton głosu. – Idea. – Odpowiedział krótko Kresim, czekając niecierpliwie na kufle z piwem.

– Idea?!

– Tak, prosta idea, w którą się wierzy, ale i ona nie zawsze jest słuszna. Paradygmat wiary mój drogi radco. – zaśmiał się pod nosem nerwowo. – Pokażę ci to na prostym przykładzie. Bo czyż nie wierzyliście, że pewnego dnia dostąpicie zaszczytu, aby przybyć do boskiej krainy?

– Nadal w to wierzymy. – entuzjastycznie odpowiedział Ziemirad.

– Wierzycie w coś, czego już nie ma…

Podobnie jak None, odniosę się tylko pod kątem wymogów ćwiczenia.

Ale najpierw rózga dla misia, Astrid i pawlowskiego – no, przy takiej długości (krótkości) to mogliście poświęcić tę chwilę i dopieścić technikalia ;)

Zaczynając od Koali75 – pierwszy zgrzyt to niezgodność z założeniami wyzwania, jako że bohaterowie znają się, chociaż nie powinni. Całkiem fajnie jest zasugerowane, jakie zwierzęta biorą udział w dyskusji, choć w moim odczuciu trochę ta charakteryzacja pośrednia poszła nie w tym kierunku, co trzeba: zamiast mówić o postaciach coś konkretnego, scenka staje się zgadywanką, kto jest kim. Mamy też zaznaczone w tekście zagrożenie, szkoda, że podane wprost. Światotwórstwo – no cóż, skąpe.

AstridLundgren. Przyznam, że przebrnęłam z pewnym trudem. Nie za bardzo widzę zagrożenie w tekście, chyba, że chodziło o policję, ale skoro bohaterowie nic sobie z tego nie robią, to trudno mówić o zagrożeniu. I tutaj postacie znają się, wbrew założeniom ćwiczenia. Pośrednia charakteryzacja: jest, coś można o bohaterach powiedzieć, chociaż są bardzo podobni (ciągnie swój do swego :P). Jeśli chodzi o światotwórstwo: jest impreza i z grubsza nowoczesność, i to tyle. I właściwie fantastyki chyba tutaj nie widzę.

dogsdumpling. Bardzo pomysłowe, niestety mało tu widzę z założeń wyzwania. Zaczynając od tego, że bohaterowie się znają, o świecie nie wiadomo nic szczególnego poza “domyślnym fantasy”, a zagrożenie też… jest, bo jest. Charakterystyka pośrednia nie bardzo ma kogo dotyczyć, bo postacie przejawiają się głównie w paru linijkach dialogu, i skupiają na utracie towarzysza, a nie zagrożenia.

pawlowskipisze. Jak na mój gust sporo tu ekspozycji, można było też subtelniej zaznaczyć, że zachowanie chłopa było celowe, zamiast pisać o tym wprost. Co do zagrożenia, jestem średnio przekonana, bo na razie mamy tu plan, którego realizacja dopiero spowoduje zagrożenie. Aczkolwiek opinia postaci na ten temat jest jasna. Mamy też element światotwórczy w postaci pokuć, wiadomo mniej więcej, w jakich czasach dzieje się akcja.

gravel. Ładnie zarysowany świat, przedstawione zagrożenie i opinie postaci na ten temat. Sami bohaterowie jednak wypadli archetypowo – mamy doświadczonego wojaka i czarodzieja-mędrca. I czuję się, jakby te etykietki, dobrze znane z wielu iteracji, miały mi wystarczyć za całą charakteryzację. Mam na myśli to, że nie bardzo potrafię zobaczyć w nich osoby, żywych ludzi, którzy mogliby mnie czymś zaskoczyć.

Radek. Tutaj też miałam poczucie nadmiernej ekspozycji, zwłaszcza na początku. Judyta poprowadzona w tej scence jest wystarczająco charakterystycznie, z panami jest nieco gorzej. Trochę gorzej, że postacie nie do końca rozmawiają na temat zagrożenia, a raczej umiejscowienia sztabu. Światotwórstwo dość niejasne – o ile wyobrażam sobie ogólny “klimat”, to jednak trochę czułam zdezorientowanie.

Serce Wiatru. I ponownie, za dużo ekspozycji na dzień dobry. Nie bardzo widzę sens w ukrywaniu na początku imienia głównego bohatera, skoro pojawia się w środku tekstu – to spowodowało u mnie lekki mętlik i nie byłam pewna, czy chodzi o tę samą postać. Zagrożenia nie widzę żadnego, o postaciach też za wiele nie jestem w stanie powiedzieć, poza tym, że domniemany bóg z komety wydaje się całkiem wesoły. Światotwórstwo – dość chaotyczne, nie mam po lekturze konkretnej wizji.

deviantart.com/sil-vah

Misiu, bo mnie jeszcze nie było :) Zatem – najpierw to, co lubicie najbardziej. Tylko spakowane zipem. Łapanki nie będzie, bo w robocie siedzę (ćśś). A potem mój wpis.

 

Miś:

Infą dumpujesz, misiu kochany. I co to za interpunkcja, hmm?

 – Nie drażnij dużego, wtrąciła się trzecia uczestniczka spotkania. Wymiana zdań, zaczynała zmierzać w niebezpiecznym kierunku.

I nie tylko tu. Paru słów użyłeś też niezgodnie ze znaczeniem ("Z powrotem odezwał się" – wut?). Ogólnie notatkowy fragmencik.

 

AstridLundgren:

No, pierwszy akapit zapowiada coś a'la Pięćdziesiąt Gąb Ecru. Są też niedostatki interpunkcyjne ("Beata" małą literą to rzecz niedopuszczalna). Nie jestem zachwycona stężeniem wulgaryzmów i anglicyzmów, ale chyba dobrze oddałaś środowisko, z którego ci dwoje się wywodzą – tyle, że mieli być sobie obcy. Jest i zaimkoza. Nie mój to typ literatury, i szczerze mówiąc, fragment nie zachęca, żeby się przemóc.

 

Pierożku:

Piękne, ale nie na temat. Masło maślane: "stawała się jeszcze brzydsza, kiedy szpecił ją grymas"

 

pawlowskipisze:

Pierwszy akapit podaje informacje wprost – miało być implicite. "Przybytek" nie jest synonimem lokalu – muszę coś na publicystykę napisać o stylu, zahaczając o temat synonimów i czemu nimi nie są. Nie oddzielasz wołaczy przecinkami, ogólnie brakuje przecinków. "Postać" to złe słowo, wal je w nos.

 Jego zachowanie było celowe i zamierzone.

Dwa grzyby w barszcz, poza tym dlaczego miałoby być niezamierzone?

Twoje donse

Twoje dąsy…

Kurczę, miało nie być łapanki. No, nic. Sytuacja niewiarygodna (chłop potęgą jest i basta, ale żeby asasynem?), tekst semantycznie rozgotowany. I infodumpy są, niestety. Mnogie. Oraz nonsensy w stylu "Wbił swoje silne a zarazem pełne gniewu spojrzenie"…

 

gravel:

Zaczynasz od "as you know" i niepotrzebnie wyjaśniasz, że żołnierz podnosi głos – to widać z treści, mogłaś dodać jeszcze wykrzyknik i by było w porządku. Poza tym jest całkiem, całkiem.

Niełapanka sponsorowana przez słówko "imputować" które wyraźnie znaczy nie to, co Tobie się wydaje, carissima.

 

Radek:

Miało być na poważnie.

 

Nie bawię się również w łapanki, chociaż niektóre fragmenty mocno jej potrzebują.

 

A czemu? Temu, że omawiamy jeden konkretny aspekt tekstu. Choć błędy bolą…

W żadnym z fragmentów nie zauważyłam, żeby cel ćwiczenia był zrealizowany (obce sobie osoby miały być scharakteryzowane przez wymianę zdań na temat zagrożenia). Myślę, że najbliżej byłaby gravel, choć sporo jej jeszcze brakuje. Astrid scharakteryzowała postaci wprost. Misiowi bohaterowie są bardzo abstrakcyjni i niekonkretni.

Zasadniczo komentarze None'a opisują, co trzeba i nie ma sensu ich powtarzać.

 

Dopisane po powrocie do domu:

 

Serce Wiatru:

Mało sensowny strumień świadomości, nie widzę realizacji zadania. Są infodumpy i produkty filozofiopodobne.

Z Silvą takoż się zgadzam. Wreszcie nie muszę ślęczeć nad każdym zdaniem ^^

 

A teraz – wyciągnijcie kije! :)

 

Telewizor zgasł. Dźwięk wyłączanego kineskopu rozpływał się powoli w ciężkiej jak syrop ciszy. Ludzie trwali przy stolikach, z zadartymi głowami wpatrzeni w czarne, nieruchome szkło. Bryza od morza zaszeleściła girlandami papierowych kwiatów, zmierzwiła czupryny, pociągnęła za rąbki spódnic, wcisnęła się za kołnierzyki hawajskich koszul. Z równym skutkiem mogłaby dmuchać na strzegącą drzwi imitację moai.

Ale gdzieś w górze krzyknęła mewa. Ludzie otrząsnęli się, pospuszczali głowy. Jedni patrzyli na stojące przed nimi drinki, inni zaczęli odsuwać krzesła. Barman przyglądał im się z dziwnie abstrakcyjnym niepokojem.

– Hic transit gloria mundi – westchnął młody człowiek przy barze. Wpatrzony w zastawioną flaszkami ścianę przechylał i obracał na blacie pustą szklankę.

Barman wzruszył ramionami.

– Jeszcze raz to samo! – zawołał facet w białej koszuli z plamami potu. Usadowił się na drugim stołku przy barze i pstryknął palcami.

– No, już, migusiem!

Barman drgnął. Ani trochę nie pamiętał tego gościa.

– Mrożoną herbatę z Long Island?

– Jacka Danielsa, chłopczyno. Bez lodu! Nie wszyscy jesteśmy babami. – Zmierzył przeciągłym spojrzeniem ucho barmana.

– Damy do wiwatu tym, tam, no.

Pod oknem brzęknęły struny i podlany rumem falset zawył „We will all go together when we go”. Już? pomyślał barman, odkręcając butelkę.

– Jak na razie, to oni nam „dają do wiwatu” – zauważył młody człowiek. Starszy parsknął.

– W Europie same takie lalusie jak ty, studenciaku. Będzie jak za drugiej wojny. Zaraz zaczną skomleć, żeby im pomóc.

Młody westchnął głęboko, od serca. Szklanka whisky stuknęła o blat.

– Jeszcze się utuczymy na tych ufoludach – ocenił starszy. – Filmów nie oglądasz?

– A telewizor padł, bo ktoś nie zapłacił rachunku?

– A wy, dzieciaki, to zawsze nie, nie i nie. Nie warto, nie opłaca się, nie wolno. Jak byłem w twoim wieku, robiłem, co chciałem, i nikt mi nie rozkazywał. A kto mnie bił, tego ja biłem, rozumiesz?

– I lądowałem w areszcie – fuknął chłopak. Barman szybko usunął szklankę poza zasięg jego ręki.

– Nie widzisz, człowieku, że to koniec? Że nie możesz dłużej udawać pana stworzenia? Teraz tobie będą robić to, co ty robiłeś innym. Tobie i nam wszystkim. Wódkę! – syknął młody.

Barman odruchowo sięgnął po kieliszek. Starszy gość zaśmiał się w swoją whisky.

– Patrzcie go, proroka. Skopiemy parę zielonych tyłków i będziemy mieli tanią elektrykę, jak z Japońcami.

Oby się nie pobili, pomyślał barman. Gdyby to był film, powiedziałby coś w stylu „chyba już mają panowie dość”, a oni by wyszli. Albo zdemolowali knajpę.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, misiowi wstyd z powodu baboli, które posadził. Dołoży starań, żeby mu się nie rozsiewały. Prawdą jest niestety, że “Co nagle…”. Nauka na przyszłość: Obejrzyj misiu pięć razy, co piszesz, a gdy jesteś pewny, że wszystko jest ok, sprawdź jeszcze raz. 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Kurka wodna. Czuję się jak po wigilijnej wieczerzy. Kutia opisów. Zamiast karpia, głębinowa ryba ze światełkiem na szypułce, smażona razem z głową. Własnej produkcji zakalec. Jakiś ktoś wrzucił do ciasta zawleczkę od granata. Stół zeżarł obrus. Potrzebuję tak z tydzień by to przetrawić:D

Kawkoj piewcy pieśni serowych

W karczmie panował ścisk. Zdawać się mogło, że nie ma gdzie wcisnąć szpilki, jednak kiedy strażnicy wprowadzili Skubanego, nagle zrobiło się miejsce. Młodzieniec, choć nieco wystraszony, był rad, bo wszyscy patrzyli właśnie na niego.

– To ten, który przeżył! – Niósł się nasycony miodem szept.

Skubany kilkakrotnie był w tej karczmie, ale nigdy nie dostrzegł alkierzyka, do którego go wprowadzono.

No, i właściwie już wtedy przestało być przyjemnie.

– Siadaj – rozkazał wysoki i suchy kapłan Peruna.

Skubany zerknął na niego niepewnie i zaczął skubać łuszczącą się na rękach skórę. Nie chodziło o to, że lękał się toporków, które dyndały się przy pasie starca. Wiedział, że perunowych cechowała porywczość i brak poczucia humoru.

– Skąd przybył żmij i dlaczego mu służysz – wysyczane słowa oblepiły kropelkami śliny twarz chłopaka.

Oddech kapłana zalatywał kurhanem i sprawił, że młodzieńcowi zachciało się płakać. Zwłaszcza, że w tym samym momencie osiłek o bladym jak kluska torsie złapał go za ramiona i pchnął na ławę.

– Święęęę – Język skołczał mu w gębie, ale celny cios pięścią w ucho natychmiast go uleczył.

– Jestem szewcem. Poszedłem na Zabłocie po czerwone robaki.

– Dlaczego służysz smokom?! – zasyczał kapłan.

– Nie służę! – jęknął, rozglądając się rozpaczliwie dokoła. – Czerwie zbierałem, a smok spadł na mnie z nieba, jak grom!

– A jednak żyjesz – syknął z pretensją. – Dziwne… pastuszkowie z Mogiły i kupcy z Moraw jakoś nie mieli tyle szczęścia…

– To moja wina?! – wrzasnął i od razu zapłakał, bo duży nieznajomy, poprawił mu od drugiej strony. – Kiedy nadlatywał, to padłem na brzuch, a on jakby śmignął po mnie i poszedł w stronę Wisły.

 – Swawoliłeś ze żmijem?! – kapłan znowu przysunął twarz do chłopca. Wąskie, pokryte fioletowymi żyłkami nozdrza drżały mu z przejęcia. – Po całym grodzie chodzą plotki o twoim zepsuciu. Co robiliście?!

– Pletliśmy wianki dla Mokoszy! – mruknął i skulił się, oczekując ciosu.

– Szacowny Gwiazdunie, zostawmy sprawę obłapek – rzekł potężny mąż, którego suta wilczura i misterna kolczuga jawnie wskazywały na rycerza. – Chcemy wiedzieć skąd przybył smok i czemu chłopiec ocalał. Dajcie mu kubek miodu i niech opowie po kolei.

– Wielka Mokosz za jeden księżyc, do miasta przybędą pielgrzymi, a żmij w jedną wisłę potrafi zabić tuzin ludzi!

– W tej sprawie książę wezwał mnie i to moja rzecz – odparł spokojnym basem rycerz. – Pij i opowiadaj – rozkazał chłopakowi.

Ten ujął oburącz ofiarowany mu cynowy kubek i pociągnął spory łyk, usiłując wraz miodem przełknąć wszystkie swoje mroczne tajemnice.

 

 

 

Lożanka bezprenumeratowa

@Koala

Trzech bohaterów ale nie nieznajomych. Jest obecne niebezpieczeństwo i historia intryguje.

Fantasy jest o tyle, że zwierzęta mówią… to pewnie z powodu zbliżającej się wigilii????

@AstridLundgren

Dwoje bohaterów, ale nie nieznajomych. Zagrożenie psiarnią lokuje bohaterów wśród menelni, podobnie zresztą jak język. Fantasy brak. Bez szału.

@dogsdumpling Jak mawiali z Zwierzogrodzie „krew, flaki i śmierć”????

@pawlowskipisze Hehe, znali się, fantastyka obecna. Przyznam, że chętnie bym poczytała dalej.

@gravel  Dwóch, mogli się nie znać. I to wino daktylowe. Ucieszyło mnie.

@Radek Jestem skłonna potraktować Obronę Terytorialną, jako element magiczny???? Trojka. Dobrze, bo Boh lubit???? Zagrożenie niedookreślone nieco.

 

@Serce wiatru – nie zrozumiałam, no ale są nieznajomi. Nie znalazłam zagrożenia, ale nie zrozumiałam.

 

@Tarnina Zastałam obcych, znalazłam zagrożenie, za to nie znalazłam fantasy. Chyba, że zieloni to ufoludki?;) Ech to ucho barmana????

 

Lożanka bezprenumeratowa

Dziękuję bardzo za wszelkie uwagi, których mi udzielono. Oczywiście jestem świadomy błędów jakie popełniłem. Dopiero zaczynam pisanie a "wyzwanie" potraktowałem jako idealny moment by nauczyć się podstaw. Pozdrawiam serdecznie.

– Ruina, jestem zrujnowany! – jęczał postawny mężczyzna między jednym a drugim łykiem słodkiego wina o korzennym aromacie.

– To po coście, panie, ubijali interes z tym elfem, co to ledwo z karczmy wyszedł? – zdziwił się siedzący na drugim końcu ławy młodzieniec.

– Elf?! Gdzie to fircykowe nieludzkie nasienie? – Staruszek naprzeciw rozmówców obudził się nagle, rozejrzał podejrzliwie, łyknął piwa z drewnianego kufla. – Ha! Zbiegł!

Odstawił naczynie, aż huknęło, a stół zakołysał się na nierównych nogach. Młodzian rzucił się łapać opartą o krawędź mebla lutnię, nie bacząc, że koronkowy mankiet modnej koszuli macza się w cienkuszu, który chlapnął z kubka.

– Toż ja nie o handlu z elfem mówię! – odparł mężczyzna. – Jeno o nowym podatku! Dwa grosze od łokcia aksamitu wwożonego do miasta… Słyszał kto o takim rozboju? Przyjdzie mi na żebry pójść! – Promień słońca, przedarłszy się przez od wiosny niemyte okno, błysnął na wielkim prawie jak przepiórcze jajo rubinie, zadając kłam słowom kupca.

– Ba! Każdy bywały na królewskim dworze człek – zadarty nos młodzieńca niezbicie świadczył, że właściciel właśnie za takowego się uważa – wie, iż jego wysokość ma nową metresę. A względy ślicznej kobiety najłatwiej kupisz równie pięknymi klejnotami…

– A ja wam powiadam – staruszek znowu trzasnął w stół z zaskakującą krzepą, ale tym razem wszyscy byli przygotowani na harce mebla – że z tego wojna wyjdzie! Pamiętam, będzie roków temu czterdzieści, kiedy zwerbowali mnie do trzeciego pułku dragonów, ojciec miłościwie nam panującego Edgurda też najsamprzód podatki podniósł, a potem ruszyliśmy na miasta nieludziów! O, wielki był wojak z Garlina Trzeciego… A chytry!

– Wojna? – zastanowił się kupiec. – Może i to być… Ale z kim? Krasnoludy rozgromione, z Księstwem Argarenu mamy pokój, w osobie jej wysokości przypieczętowany…

– Powiadają – młodzieniec pochylił się w stronę kupca i ściszył głos do szeptu – że jej wysokość jest jałowa i jego królewska mość z tego powodu śluby zerwać pragnie…

Babska logika rządzi!

Ambush:

Jej, Dratewka ^^ Jest parę błędów ("dyndały się"?), ale do rzeczy – fajny fragmencik. Tylko, że infodumpy są ("choć nieco wystraszony, był rad, bo wszyscy patrzyli właśnie na niego" – ?, "perunowych cechowała porywczość i brak poczucia humoru") i skąd wniosek, że chłopczyna swawoli ze żmijem, zoofil jeden?

 

Finkla:

yes

 Chyba, że zieloni to ufoludki?;) Ech to ucho barmana????

Tak, to ufoludki ;) A w uchu barmana miał być kolczyk, ale się gdzieś zapodział XD

Oczywiście jestem świadomy błędów jakie popełniłem.

Hej. To nie wysoki trybunał, chłopie. My tak tylko podgryzamy, ale w razie czego staniemy za Tobą murem, więc się nie strachaj ;)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

@Tarnino. Szewczyk nie był zboczeńcem, ale miał kilka innych mrocznych sekretów;)

Lożanka bezprenumeratowa

 

1. Do misia dotarło, że to ma być fragment.

2. Czy tak byłoby lepiej?

 

 Narada

 

W starej, zrujnowanej karczmie na skrzyżowaniu szlaków (Czy to już jest infodump? Czy światotwórstwo? ) spotkało się troje przedstawicieli różnych grup zamieszkujących okolicę.

-Dlaczego ogłosiłeś spotkanie grubasie? O tej porze powinieneś spać. Zaokrągliłeś się i zmieniłeś szatę.

– Ty mi tu nie podskakuj. Przecież nie śpisz, a mógłbyś. I jesteś bardziej tłusty.

– Nie drażnij dużego – wtrąciła się trzecia uczestniczka spotkania, gdyż wymiana zdań zaczynała zmierzać w niebezpiecznym kierunku.

Duży spoglądał z góry i hamował gniew. Nie znał małego. Spotkali się we trójkę po raz pierwszy. Mały i duży nie wchodzili sobie w drogę. Trzecia chodziła ścieżkami, na których ci dwaj mieliby trudności się utrzymać.

Sprawa była poważna, należało się zastanowić i poszukać rozwiązania.

– Wiecie, że już wkrótce będzie Nowy Rok i dzień wcześniej będą się ludzie bawić w wielkiej grupie.

– Masz rację, duży. Będzie okropnie głośno nawet tu wysoko.

– I będą hałasować tymi wystrzałami. – wtrąciła trzecia.

– Gorzej, że nie będą stosować tych swoich masek. Potem będzie coraz więcej chorych. – z powrotem odezwał się duży.

– W końcu my też będziemy chorować.

 

Z okienka do sąsiedniej izby, chyba niegdyś kuchni, odezwał się cichy głosik.

 – Teraz jestem niebezpieczny tylko dla ludzi, ale jakaś nowa mutacja może taka nie być. Ja już żyję nawet w zimnie i długo bez ludzi.

 

Mały i trzecia zasępili się. Problem był poważniejszy niż myśleli. Miał rację duży, że wezwał ich tutaj. Muszą coś wymyślić.

– Jak zapobiec apokalipsie?

– Czy poprosić Ją?

 -Może Ona zechce pomóc.

 

 

Skąd ta pewność że Beata i Marcin się znali? Byliście może kiedyś na jakimś techno party?! No wiecie… Sex, drugs, i muzyka techno?! Zwykła jednodniowa znajomošć. To że ktoś z kimš się bawi, wcale nie oznacza że są ze sobą trzy lata, albo i co gorzej są już zaręczeni. Echh, te stereotypy… Co do zagrożeń, słyszeliście kiedyś o czymś takim jak zimną krew? Nie? To przeczytajcie sobie "Ucieczki oświęcimskie" polecam:]

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Tarnina. Założenia ćwiczenia są spełnione, bo i mamy zagrożenie, i nieznajomych. Jeden typ fajnie ukształtowany w dialogu – taki typowy redneck. No właśnie, postacie scharakteryzowane są zasadniczo poprzez poglądy, mogłoby być ciut więcej akcji i byłabym całkiem szczęśliwa ;)

Z czepialstwa: nie jestem pewna, czy wyłączający się telewizor wydaje jakiś dźwięk (no, nurtuje mnie to :D). Ten “dziwnie abstrakcyjny niepokój” też mnie trochę uwiera.

– Nie widzisz, człowieku, że to koniec? Że nie możesz dłużej udawać pana stworzenia? Teraz tobie będą robić to, co ty robiłeś innym. Tobie i nam wszystkim.

A tego nie rozumiem. Czy najeźdźcy to kosmiczne krowy, które teraz przerobią ludzi na befsztyki? W sensie, co takiego robił innym randomowy koleś z knajpy, że zrobią mu teraz kosmici? Czy chodzi o żołnierzy? (Ale jeśli tak, to czemu “nam wszystkim”?)

W ogóle, barman to człowiek równie oddany swej pracy, co orkiestra na Titanicu. Świat się kończy, a on pracuje. No, ja bym sobie znalazła lepsze rozrywki :D

(Aha, no i to patrzenie na ucho, kiedy nie wiadomo, że chodzi o kolczyk, dezorientuje.)

 

Ambush. Są nieznajomi i jest zagrożenie, ale jest też, niestety, ekspozycja. Kapłan jest wprost przedstawiony jako kapłan, jeśli chodzi o chłopaka – jak dla mnie jest okej, bo widać, że i młody, i przerażony, natomiast przy rycerzu dostajemy po twarzy ekspozycją:

rzekł potężny mąż, którego suta wilczura i misterna kolczuga jawnie wskazywały na rycerza.

A wystarczyłoby wspomnieć właśnie o kolczudze i ewentualnie broni, resztę każdy sobie dopowie.

 

Finkla. Hej, miało być bez humorystycznej fantasy ;) Przyznam, że te, że tak to nazwę, didaskalia do każdej wypowiedzi trochę mnie zmęczyły. Właściwie nie bardzo widzę zagrożenie, raczej element uciążliwy dla bohaterów (podatek), a ewentualne widmo wojny jest… no cóż, ewentualnością.

 

AstridLundgren, jeżeli większość czytelników po fragmencie nie zorientowała się, że bohaterowie są sobie obcy, to należy winić fragment, a nie czytelników.

deviantart.com/sil-vah

Serce Wiatru

Nie widzę tu realizacji tematu zadania.

Zarys zagrożenia – ja tu nic nie widzę.

Charakterystyka pośrednia – również nie bardzo. Postacie różnią się zachowaniem, ale po lekturze nie bardzo potrafię powiedzieć cokolwiek o ich osobowościach czy ogólnie o nich jako osobach.

Światotwórstwo – mamy wspomniane polis, jakąś kometę, jakichś bogów, ale to wszystko nijak nie chce mi się składać w spójny świat.

Metacel – jako, że niewiele zrozumiałem, to informacje chyba były przemycane trochę zbyt pośrednio.

 

***

Tarnina

Na wstępie – wcześniej omawiane fragmenty były, na moje wyczucie, pisane przez osoby zaczynające przygodę z pisaniem, co brałem pod uwagę przy pisaniu komentarzy. Od osoby doświadczonej wymaga się więcej, więc tu kryteria będą trochę ostrzejsze.

Zarys zagrożenia – obecny. Ufoki najechały Europę. Nie mam uwag.

Charakterystyka pośrednia – tu mam trochę mieszane odczucia. Z jednej strony dialog dość dobrze zarysowuje różnicę osobowości między nieznajomymi – ale tylko w jednej jedynej płaszczyźnie. Jeden to defetysta, drugiemu brakuje tylko gwieździstego sztandaru w tle i rozkręconego na full regulator tego utworu. Poza tym nie potrafię o nich powiedzieć nic konkretnego.

Światotwórstwo – jesteśmy na Hawajach, zapewne gdzieś w przeszłości, skoro telewizor kineskopowy. Tyle wyłapałem, ale też chyba więcej do wyłapania nie było.

Metacel – informacje, które miały być przekazane, przekazane zostały. Po lekturze mam względną jasność w kluczowych dla zadania tematach. Chciałoby się jedynie trochę lepszej proporcji sygnału do szumu, bo przekazanych informacji nie było tak po prawdzie wiele jak na tę objętość tekstu.

Nie rozumiem puenty. Czemu służy nawiązanie do filmów?

 

***

Ambush

Zarys zagrożenia – obecny. Nie wiemy do końca, komu i w czym zagraża smok, ale smok, jak bomba atomowa, mówi sam za siebie. Niemniej nie pogardziłbym konkretem.

Charakterystyka pośrednia. Kapłan został wpierw scharakteryzowany bezpośrednio, a potem jego zachowanie pasowało do charakterystyki. O rycerzu nie potrafię powiedzieć nic konkretnego. O szewczyku też nie, może poza tym, że ma niewyparzony język.

Światotwórstwo – jakiś Perun, jakiś smok, tak naprawdę tyle.

Metacel – nie ma tu zbyt wiele informacji, a wiele z nich podano wprost.

 

***

Dalej później.

Wybaczcie brak fantastyki, ale ćwiczę low fantasy do pewnej dłuższej formy.

 

Drakuszesa Mewa usiadła na ławie, naprzeciwko siwego mężczyzny z opaską na oku. Łypnął na nią przekrwionym okiem, nie przerywając wsuwania do ust łyżki wypełnionej kaszą. Mewa nachyliła się i szepnęła:

– Moja matka była szwaczką.

Starzec również się nachylił.

– A co mnie to, kurwa, obchodzi?

Mewa syknęła i wstała prędko, jakby siedzisko nagle zapłonęło ogniem. Stół w rogu, brzmiała wiadomość. Może chodziło o inny róg tawerny?

Przeszła po obsypanej trocinami podłodze do miejsca nieopodal kontuaru. Siedzący przy odosobnionym stoliku długowłosy mężczyzna patrzył na nią z jedną ręką na ustach i trząsł się od tłumionego śmiechu.

– Moja matka była szwaczką – powiedziała, siadając. – I lepiej, żebyś wiedział co odpowiedzieć.

– A mój ojciec arcykapłanem.

Zmrużyła oko. W świetle pojedynczej świecy wyglądał na kupca w średnim wieku, który przyjął ghadyjską modę na luźne, czarne szaty, ale szanujący się kupcy omijali taki miejsca.

– To ty jesteś Okoń? – spytała.

Odkorkował butelkę, nalał sobie wina do kubka, a drugi podsunął Mewie.

– Na to by wyglądało. Wina, Drakuszeso?

Zakryła kubek dłonią. Nie sądziła, aby jej podniebienie wytrwało choćby łyk tutejszych trunków.

– Nie powiedziałam, że przyjdę osobiście.

Wyszczerzył pożółkłe zęby i narysował w powietrzu znak koła.

– Ten kaptur nie jest wystarczający głęboki, Drakuszeso. Rozpoznam palisander, kiedy go widzę, a twoja maska to prawdziwe dzieło sztuki. Do rzeczy.

– W porządku – warknęła. – Do rzeczy. Naoczny Proroka kontroluje moje księgi rachunkowe. Szuka należnych pieniędzy, których nie mam.

– To już wiem. Może gdybyś nie wydawała tyle na Wielkiej Aukcji…

– Co robię ze złotem to moja sprawa – przerwała.

– Oczywiście. – Znów uśmiechnął się krzywo. – W takim razie mogę zaproponować ci pożyczkę na niewielki procent.

– Mam gdzieś twoje pożyczki. Bez pieniędzy będziemy musiały opuścić Gniazdo.

– Tak sobie myślę, że to możliwe. – Nie wyglądał na przejętego. Mewa potrząsnęła głową. Nienawidziła użerać się z opryszkami, którzy brali ją za słabą. Czasem miała wrażenie, że im wyżej zajdzie kobieta, tym więcej mężczyzn chce ją znów strącić na dno.

– Zakon Skrzydlatego Słowa nie ingerował nigdy w wasze działania w dokach. Nabijacie sakiewki na przemycie, bo przymykamy… oko.

– Jesteśmy wam ogromnie wdzięczni – skłonił się z udawaną pokorą – chociaż nie wiem, jak wasz mały kobiecy zakon miałby… ingerować.

– Warownia przejdzie w ręce innego Zakonu.

– To też wiem.

– W ręce Zakonu Gniewu.

Uśmiech na twarzy Okonia zgasł niczym zdmuchnięty płomień.

– Tego nie wiedziałem.

Mewa zarzuciła haczyk. Nadszedł czas by pociągnąć żyłkę.

– Drakusz Gniewu nie będzie tak wyrozumiały, jak ja. Wyczyszczą całe doki. Wyłapią was i oddadzą w ręce oprawców Proroka. Pomagając nam, pomożesz sobie. Sługa Proroka musi umrzeć. 

 

 

Skąd ta pewność że Beata i Marcin się znali?

No, swoje imiona znają. To połowa sukcesu!

 Byliście może kiedyś na jakimś techno party?! No wiecie… Sex, drugs, i muzyka techno?!

Nie.

 To że ktoś z kimš się bawi, wcale nie oznacza że są ze sobą trzy lata, albo i co gorzej są już zaręczeni. Echh, te stereotypy…

Jakie stereotypy?

 Co do zagrożeń, słyszeliście kiedyś o czymś takim jak zimną krew? Nie? To przeczytajcie sobie "Ucieczki oświęcimskie" polecam:]

Tak, słyszeliśmy. I zimna krew w literaturze wygląda tak:

 

Więc chcąc zachwiać w Idrysie pewność, że zdołają ujść przed pogonią, a zarazem pokazać mu, że sam liczy na nią niezawodnie, rzekł:

– Odjeżdżacie od Nilu i od Bahr-Jussef, ale nic wam to nie pomoże, bo przecie nie będą was szukali nad brzegiem, gdzie wsie leżą jedna przy drugiej, ale w głębi.

A Idrys zapytał:

– Skąd wiesz, że odjeżdżamy od Nilu, skoro brzegów nie możesz stąd dostrzec?

– Bo słońce, które jest po wschodniej stronie nieba, grzeje nas w plecy; to znaczy, że skręciliśmy na zachód.

 

To nie to, że Staś się nie boi, ale to, że myśli. Nie daje się opanować strachowi. Może też wyglądać tak:

 

Na to Petroniusz podniósł się i patrząc wprost w oczy Nerona, rzekł:

– Pozwolisz, boski, że wpierw wyprawię ucztę weselną, na którą ciebie przed innymi zaproszę.

– Ucztę weselną? Jaką? – spytał Neron.

– Winicjusza z córką króla Ligów, a twoją zakładniczką. Ona wprawdzie jest obecnie w więzieniu, ale naprzód, jako zakładniczka, nie może być więziona, a po wtóre sam zezwoliłeś Winicjuszowi poślubić ją, że zaś wyroki twoje, jak wyroki Zeusa, są niecofnione, przeto każesz ją wypuścić z więzienia, a ja oddam ją oblubieńcowi.

Zimna krew i spokojna pewność siebie, z jaką mówił Petroniusz, stropiły Nerona, który tropił się zawsze, ilekroć ktoś mówił do niego w ten sposób.

 

Petroniusz doskonale wie, co mu grozi. Ale nie traci głowy. Lekceważy niebezpieczeństwo? Trochę pewnie tak, chociaż to może być poza. Ale jego poza. Możesz go torturować, a będzie się śmiał z kata, i to nie rozpaczliwie.

Omne trinum perfectum:

 

Może jednak kto na to odpowie: „Nie wstydzisz się Sokratesie, żeś tak postępował, i żeś się teraz naraził na niebezpieczeństwo śmierci?” Temu ja nawzajem odpowiem: mylisz się, kiedy mniemasz, że człowiek we wszystkim powinien dbać o swoje życie i oddalać od niego niebezpieczeństwo śmierci, choćby i tam gdzie się ono na nic nie przyda; a nie na to patrzyć, czy można żyć uczciwie i postępować, jak na dobrego człowieka przystoi.

 No właśnie, postacie scharakteryzowane są zasadniczo poprzez poglądy, mogłoby być ciut więcej akcji i byłabym całkiem szczęśliwa ;)

Zasadniczo zabrakło mi miejsca :D

nie jestem pewna, czy wyłączający się telewizor wydaje jakiś dźwięk (no, nurtuje mnie to :D

Kiedyś wydawał. Chyba. Tak mi się zdaje…

Ten “dziwnie abstrakcyjny niepokój” też mnie trochę uwiera.

No, brzydki jest. Mało miejsca, kruca bomba…

 A tego nie rozumiem. Czy najeźdźcy to kosmiczne krowy, które teraz przerobią ludzi na befsztyki? W sensie, co takiego robił innym randomowy koleś z knajpy, że zrobią mu teraz kosmici?

Aha, czyli tu nie wyszło. Młody miał przewidywać ogólną Wojnę światów (niedawno czytałam, jeszcze mi się odbija) w której, jak wiadomo, chodzi o to, że przychodzą Marsjanie i robią Ziemi to, co mocarstwa kolonialne swoim koloniom.

 W ogóle, barman to człowiek równie oddany swej pracy, co orkiestra na Titanicu. Świat się kończy, a on pracuje. No, ja bym sobie znalazła lepsze rozrywki :D

Dziewczyna go rzuciła i nie ma do czego wracać XD

 (Aha, no i to patrzenie na ucho, kiedy nie wiadomo, że chodzi o kolczyk, dezorientuje.)

Zanotowane.

 Hej, miało być bez humorystycznej fantasy ;)

No, dlatego wyrzuciłam swój humorystyczny pomysł. Foch :)

 Na wstępie – wcześniej omawiane fragmenty były, na moje wyczucie, pisane przez osoby zaczynające przygodę z pisaniem, co brałem pod uwagę przy pisaniu komentarzy.

Tak też mi się wydawało, ale zmuszanie się do nierobienia łapanki wyraźnie źle na mnie wpływa… A jeśli będę je robić, zabraknie mi czasu. Zauważyłeś, jak wszystkie supły są tym bardziej zasupłane, im bardziej Ci się spieszy, żeby je rozplątać?

 Z jednej strony dialog dość dobrze zarysowuje różnicę osobowości między nieznajomymi – ale tylko w jednej jedynej płaszczyźnie.

Hmm. Przyjmuję, ale z drugiej strony – trudno pokazać całą swoją osobowość w knajpianym dialogu z przypadkowym facetem, nie?

 Tyle wyłapałem, ale też chyba więcej do wyłapania nie było.

W sumie nie było.

 Nie rozumiem puenty. Czemu służy nawiązanie do filmów?

W zasadzie, to urwałam tekst, bo miejsca zabrakło. Ale barman też marzy o byciu gdzie indziej… (kombinuję, co? XD)

Z komentarzami wpadnę później heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

To teraz trochę o fragmentach, autorami (przy Misiu uwzględniam drugi fragment).

Astrid:

Fantasy o tyle nietypowe, że urban. Też odnoszę wrażenie, że bohaterowie się znają.

Dogs:

Oryginalny narrator, misię. Ale karczmy to tu za bardzo nie widać, a i rozmawiający się znają. No i trochę infodumpów.

Pawlowski:

Dużo błędów. Nie wiem, czy “donse” oznaczają “anse” czy “dąsy”. Takie drobiazgi utrudniają odbiór. Ciekawa tematyka, acz nie wiem, kim są Pokuciowie (pisani czasami małą literą, czasami dużą). Bohaterowie się znają, infodump na wstępie.

Gravel:

Nie ma się czego czepiać, póki co podoba mi się najbardziej.

 

CDN

Babska logika rządzi!

Widzę, że niektórzy rozkładają fragmenty na czynniki pierwsze wink. Aż boję się wrzucić swój. Natomiast z większością uwag się zgadzam i nie ma sensu tego powielać. Chciałam jednak podzielić się myślą, że choć cel ćwiczenia jest tu oczywiście najważniejszy, to jednak niektóre fragmenty (choć nie wszystkie spełniły wymogi) czytało mi się z przyjemnością, a wręcz rzeczywiście zaciekawiły mnie: Dusza z kamienia, Pański gniew, Nadciąga pustynia, karczmy Ambush i Finkli i Zanaisa. I że nawet przy takim ćwiczeniu mogą powstać fajne teksty, które umilą czas :).

@Zanais Sługa Proroka musi umrzeć. Chcę o tym poczytać!

@Finkla To teraz już wiem, jak to upchać, żeby nie było infodumpów;)

Lożanka bezprenumeratowa

No dobra, nadganiamy, bo mnie kolejne wyzwanie zastanie.

 

Finkla

W moim odczuciu fragment nie spełnia wymogów zadania.

Zarys zagrożenia – nie widzę tu tego. Wojna na ten moment zagrożeniem nie jest, choć może się nim stać – niemniej trudno tu mówić o typowym wprowadzeniu wątku. Również podatek trudno traktować jak realne zagrożenie.

Charakterystyka pośrednia – lepiej. Postacie się znają (do jakiegoś stopnia). Niemniej mają w sposób odczuwalny różne charakterystyki – choć są one nieco przerysowane (i nieco pachną Sapkowskim). Tutaj:

zadarty nos młodzieńca niezbicie świadczył, że właściciel właśnie za takowego się uważa

charakteryzujesz postać bezpośrednio. 

Światotówrstwo – fantasyland. Trochę informacji o sytuacji politycznej. Mamy więc ciut kontekstu.

Metacel – pośrednie podawanie informacji poszło tu nieźle, choć w mojej opinii zabrakło tu subtelności – postacie są rysowane grubą kreską, podkreślasz ten błyszczący rubin, żebym go nie przegapił, dodajesz charakterystykę bezpośrednią – przez co tekst, który moim zdaniem nie jest per se humorystyczny, zahacza o krainę parodii.

 

***

Kala75 odcinek 2

W starej, zrujnowanej karczmie na skrzyżowaniu szlaków (Czy to już jest infodump? Czy światotwórstwo? ) spotkało się troje przedstawicieli różnych grup zamieszkujących okolicę.

W moim odczuciu to nie infodump. Pewne tło trzeba zarysować.

Zapis jest lepszy niż był, widać pewien postęp. Tajemnicza Ona niewiele dodaje do fragmentu, bo nic mi nie mówi. Niemniej doceniam chęć poprawy.

 

***

Zanais

Zarys zagrożenia – obecny. W przeciwieństwie do wielu innych fragmentów, wymagał szerszego wytłumaczenia, zostało to jednak zrobione dość sprawnie i przejrzyście.

Charakterystyka pośrednia. Informacja o różnym pochodzeniu bohaterów została zaprezentowana pośrednio. Niemniej bohaterowie mówią niemal identycznie, nie czuć, że różnią się stanem i pozycją społeczną. Czuć tu delikatnie zarysowane osobowości – ona zirytowana, zdeterminowana, on ironiczny, pewny swej przewagi.

Światotwórstwo – jakieś zakony, jakieś gniazdo, doki, przemyt, drakuszessa. Sporo elementów wspomnianych. Obraz świata po lekturze mam raczej fragmentaryczny, tym niemniej dostatecznie wyraźny, by rozumieć kontekst.

Metacel – Sporo informacji w niedużej przestrzeni, a jednak czyta się lekko, nie czułem się bity po głowie ekspozycją. 

 

***

Tarnina

Tak też mi się wydawało, ale zmuszanie się do nierobienia łapanki wyraźnie źle na mnie wpływa… A jeśli będę je robić, zabraknie mi czasu. Zauważyłeś, jak wszystkie supły są tym bardziej zasupłane, im bardziej Ci się spieszy, żeby je rozplątać?

Czyli tobie też wątroba gnije, jak sobie nie ponarzekasz? 

Hmm. Przyjmuję, ale z drugiej strony – trudno pokazać całą swoją osobowość w knajpianym dialogu z przypadkowym facetem, nie?

Całą nie, ale z dwie cechy chyba się da.

Przy czym przy pisaniu poprzedniego komentarza umknęło mi, że jeden jest stary, a drugi młody. Więc jest i druga cecha. Niezbyt mocno zaznaczona, ale jest.

@None, misiowi była potrzebna Ona, żeby był to fragment, a nie całość. W ten sposób zasygnalizował, że w dalszym ciągu będzie Ona opisana, jej możliwości i działania. Czytając tutaj kilka fragmentów Miś odniósł wrażenie, że to nie są fragmenty, ale krótkie całości.

Czyli tobie też wątroba gnije, jak sobie nie ponarzekasz? 

Bah. Humbug!

Całą nie, ale z dwie cechy chyba się da. (…) Więc jest i druga cecha. Niezbyt mocno zaznaczona, ale jest.

 

Komentarze:

 

Misiu:

Jest lepiej w kwestii interpunkcji, choć brakuje jeszcze paru przecinków. W sumie niewiele się zmieniło.

 

Zanaisie:

Hmmmm. Upchałeś, no, jedną trzecią opowiadania w czterysta słów. Więc infodumpowo jest, niestety.

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Zanaisie:

Hmmmm. Upchałeś, no, jedną trzecią opowiadania w czterysta słów. Więc infodumpowo jest, niestety.

Co? xD Przecież ja nawet nie zarysowałem czegokolwiek. Skoro mają się zupełnie nie znać i gadać o zagrożeniu, które dotyczy ich obojga, to takie warunki spełnia chyba tylko dwóch panów w barze gadających o podwyżkach i inflacji za PiS-u :P Zapoznanie się wymaga pewnych informacji, tak samo zagrożenie. Poza tym to świat fantasy. Zawsze trudniej tam wprowadzić akcję niż do realnego świata ;)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Teraz moja kolej smiley. Zapraszam na fragment:

 

W kryształowej kuli odbijał się zniekształcony obraz prawie pustej sali karczmy. Kobieta odgarnęła rude kosmyki, przyglądając się nadchodzącemu młodzianowi. Ten rzucił dwie srebrne monety na stół nim usiadł, odchylając kunsztownie zdobioną rękojeść z wygrawerowanym imieniem sir Godryk.

– Przeżyję? – spytał bez ogródek.

Kobieta zerknęła w artefakt, szepcząc inkantacje. Mgła wewnątrz pomału rozwiewała się, tak jak zamieć na dworze. Wróżbiarka zmarszczyła brwi, lecz nim odpowiedziała, na kulę padł cień.

– Wiedźmy pytasz, zamiast zawierzyć swoim umiejętnościom? – zaśmiał się tubalnie jegomość, głaszcząc gęstą brodę.

Młodzieniec zerknął nieprzyjaźnie na przybysza. Od razu rzucił mu się w oczy wystający z przybrudzonej kieszeni list z taką samą pieczęcią, jaką on miał.

– Również wybierasz się na misję, karzełku? – Godryk nawet nie starał się ukryć rozczarowania.

– Ty pokurczu! Nauczę cię szacunku! – Już wzniósł topór, gdy strzała śmignęła mu przed nosem, wbijając się w ścianę.

Trzy twarze zwróciły się w ku siedzącemu przy oknie mężczyźnie. Wcześniej nie zwrócili na niego uwagi. Karczmarz cofnął się przezornie do kuchni po zamówiony grzaniec, gdy tymczasem strzelec spokojnie odłożył łuk na sfatygowaną podróżną torbę.

– Nasz mocodawca nie chciałby byśmy się pozabijali – rzekł melodyjnie.

– Również dostałeś list z propozycją od szeryfa?

Elf rzucił na blat pergamin, oświetlony ostatnimi promieniami słońca:

Zapraszam Cię, mój przyjacielu, do czteroosobowej drużyny. Wierzę, że chwaci tacy jak Wy, pokonają wszelkie przeciwności, ratując naszą krainę przed Morganą. Zapewniam, że trud Twój zostanie sowicie wynagrodzony. Spotkajmy się o zachodzie słońca, pierwszego dnia roku, na głównym placu Salisbury.

Mężczyźni spojrzeli po sobie. Nie spodziewali się, że los splecie ich drogi, lecz wizja dużego zarobku zacierała te granice.

– Przeklęte plagi tej wiedźmy. – Krasnolud splunął. – I rabujące smoczysko.

Elf uśmiechnął się, wyobrażając sobie wielkiego gada napadającego na krasnoludzkie kopalnie i odlatującego z workami złota. Już układał plan na kolejną daleką wyprawę. O ile tą przeżyje.

– Co tam kruszec! – Godryk wstał raptownie. – Moje wsie nawiedziła plaga ptactwa, wyjadającego ziarno do ostatka. Jeśli król ugnie się pod szantażem Morgany, będziemy zgubieni.

– Jest tego bliski – wyszeptała wróżbiarka. – Widzę wokół niego gęstniejącą mgłę, w której błyszczą wężowe ślepia.

Krasnolud machnął ręką, jednak Godryk spojrzał w oczy kobiety, próbując ocenić jej prawdomówność. Gdy ich spojrzenia spotkały się, dostrzegł w nich autentyczny strach i determinację.

– Przestało śnieżyć, więc czas już na nas, wojacy – zakomenderował krasnolud, zakładając futro. – Nim wiedźma znów rozpęta zawieruchę.

Jak jeden mąż ruszyli ku drzwiom. Nagle Godryk się zatrzymał.

– A gdzie jest w takim razie czwarty kompan?

Zza stołu wstała wróżbiarka, chowając kulę do płóciennej torby. Spod opończy wysunęła się klinga.

 

 

Od razu uprzedzę, że świat jest raczej z tych fantasylandów, łączących tradycyjne fantasy z arturiańskim smaczkiem, aby łatwiej oddać klimat :). 

Komentarzowania ciąg dalszy.

Radek:

Trochę się znają; Manfred zna obydwoje rozmówców. Poza tym fragment w porządku.

Serce Wiatru:

Jest trochę błędów interpunkcyjnych. Nie wiem, co ma być zagrożeniem, kometa? Zazwyczaj uznawano ją za zły omen, ale żeby aż zagrożenie? Mam wrażenie, że pokazujesz kawałek swojego świata, którego nie znam i przez to wiele mi umyka.

Tarnina:

Nieźle, nieźle. Acz często gęsto gubiłam się, co kto mówi.

Ambush:

Ojjj, “kurhan” to się inaczej pisze, niż myślisz. Kapłan w pewnym sensie zna szewczyka – wie, po kogo posłał. Reszta w porządku.

 

CDN.

Dziękuję za opinie na temat mojego fragmentu. Pouczające. Nie chcę na nie szczegółowo odpowiadać, bo wydaje mi się, że to nie jest dobre miejsce na takie dyskusje.

Najlepsze komentarze pisze None.

Babska logika rządzi!

Trzeszczące radio nadawało w kółko ten sam komunikat. Dzwonek u wejścia zadźwięczał wściekle, gdy otworzyły się drzwi.

Kolejny żołnierz. Od rana przychodzili tylko tacy. Zatrzymał się i omiótł spojrzeniem wnętrze baru. Tłumów nie było; paru wojaków zajmujących stolik pod oknem i dwóch oficerów przy ladzie, popalających leniwie papierosy.

Szurając butami podszedł do lady. Oficerowie, wcześniej rozmawiający półgłosem, umilkli.

– Wódki – wycedził przez zęby. – Proszę.

Ale dziewczyna z obsługi nie usłyszała, bo zaczepiali ją ci przy stoliku. Nic dziwnego – jasną karnacją przyciągała uwagę miejscowych, ciemnowłosych i czerwonych jak glina. Zbierała szklanki, unikając ich wzroku.

– Masz czas wieczorem? Znam świetne miejsce niedaleko placu fontann… – mówił jeden, w szerokim uśmiechu prezentując wyjątkowo równe i białe uzębienie. – Co, że godzina policyjna? To moja przepustka – postukał w kołnierzyk z naszywką błyskawicy. – Starczy za dwoje!

– Wy tam – warknął nowo przybyły. – Zajęcia wam, psiakrew, brakuje? Wódki. Proszę.

Podchmieleni żołnierze wlepili w niego wzrok. Dziewczyna szybko ruszyła do barku. Zaledwie przechyliła butelkę, wojskowy chwycił kieliszek i wychylił zawartość jednym haustem. Potem wytarł usta o rękaw.

Oficerowie, obaj w mundurach z odprasowanymi stójkami i czystymi mankietami, unieśli brwi.

– Panie… – wzrok jednego z nich powędrował na epolety na ramieniu – …pułkowniku. – W głosie zabrzmiała nuta niedowierzania. Wąskie wargi wygięły się w uśmieszku, ale spojrzenie pozostało zimne. – Dawałby pan dobry przykład młodym żołnierzom, zwłaszcza w tak trudnych czasach.

– Trudnych czasach? Zawsze są, kurwa, trudne czasy. Jeszcze, proszę.

Pobladła dziewczyna znów napełniła kieliszek. Zerknęła w górę, jakby chcąc się upewnić, że wiatrak pod sufitem wciąż działał. Choć łopaty zataczały kółka, powietrze robiło się coraz cieplejsze.

Gorąco zdawało się bić od mężczyzny zgarbionego nad kieliszkiem.

– O cholera. Pan jest magiem wojennym? – wypalił ten z białym uśmiechem. – Tym od ognia, tak? Czyli jednak będą się lać na ulicach?

Trzasnęło szkło. Wszyscy zwrócili wzrok w stronę lady, za którą zanurkowała dziewczyna, aby posprzątać resztki stłuczonej butelki.

Oficer o zimnym spojrzeniu prychnął, strzepując popiół do popielniczki.

– Fatalną mają tu obsługę.

– Lać na ulicach? Nie gadajcie głupot – powiedział mag. – Straszycie ludzi.

– Skoro Sztab Generalny ogłosił stan wojenny, to…

Towarzysz uśmiechniętego szturchnął go pod żebra, wskazując głową na dwa czarne płaszcze na wieszaku, zaraz za plecami oficerów.

– …To na pewno wie, co robi – dokończył tamten gładko.

Rozległ się cichy śmiech oficera.

– Słusznie mówicie. Nigdy nie wiadomo, kto słucha. Nawet Pioruny, tak faworyzowane przez Sztab, powinny mieć się na baczności.

Stuknął odstawiany kieliszek. Mag spojrzał na rozmówcę ponuro.

– Kto nie ma nic na sumieniu, nie ma czego się obawiać. Zgadza się?

deviantart.com/sil-vah

Pozazdrościłam Wam pięknych recenzji,  opinii i coś skrobnęłam, choć raczej nawet na pewno nie jestem z fantsylandu. ;-) Może być koślawe, ale jakąś tam magię wymyśliłam. Jutro Was poczytam i bardzo krótko napiszę, co mi się spodobało najbardziej, biorąc pod uwagę ramy wyzwania. Zadanie jest trudne.

 

***

Karzeł zderzył się z Uczennicą przy drzwiach obrotowych hotelu Aria. Na jej nagim nadgarstku mienił się bilet wstępu.

– Ty też! Masz zgodę rodziców? – zdziwił się.

– Ha, ha, ale śmieszne. O, zobacz! Będzie też Aktorka?

– Gdzie, która to? – Rozglądał się nerwowo po hotelowym lobby. Przy barze siedziało dwóch smutnych panów w garniturach, dobijając interes przy szklaneczce whisky, przy jednym stoliku dwie przyjaciółki wymieniały ploteczki przy kawie i ciastku, przy drugim rozsiadła się rodzina turystów z trójką dzieci. Dobrze, że w ogóle ktoś jeszcze do nich przyjeżdża.

– Już zniknęła, w kiblu – dodała. – Ależ z ciebie dzban, hol jest prawie pusty. Nie bądź taki meto.

– Pewnie chce poprawić makijaż. Ja nie muszę, prawda? – Przystanął i uniósł głowę w oczekiwaniu na odpowiedź.

Uczennica wydęła usta pociągnięte śliwkową szminką i przyjrzała się uważnie okrągłej staro-młodej twarzy:

– Nie, nie musisz. Nie widać ciebie spod tej tony podkładów i pudrów. Przestań wachlować sztucznymi rzęsami, tak je wytuszowałeś, że odcisnęły się na górnej powiece. Poczekaj! – Sięgnęła do torebki na złotym łańcuszku i wyjęła z niej wacik.

– Nie tutaj! – syknął Karzeł i pobiegł w kierunku toalety.

– Jaki delikatny? – rozchichotała się. Aktorka miała dobry swag, co nieźle wróżyło dzisiejszej rekrutacji. Może tym razem się uda. 

Z łazienki wyszła razem cała trójka. Twarze jak spod igły, buty świecące, zmarszczki na ubraniach wygładzone parą. Spóźnieni, niewiele ponad magiczną trzynastkę, udali się do restauracyjnej loży. Karzeł miał doktorat z marketingu napisany na podstawie starożytnej „Historii Brzydoty”; Aktorkę jako żonę barona narkotyków pustki uśmiercono w drugim odcinku diksowego serialu; Uczennica marzyła o studiach, czekała ją decyzja: przyjemne czy przydatne. Zatrzymali się przed kotarą i spojrzeli na siebie. Loża numer 13 była wyjątkowo podła, najdalej od okien. Każde z nich już wiele razy przekraczało progi castingowych lóż Ucieczki.

– To nie ma znaczenia! Na wozie lub pod nim. – Aktorka przyłożyła nadgarstek do otworu, z którego sączył się czarny dym. Gdy zaczął bieleć, zdecydowanym ruchem odsunęła zasłonę.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

@Koala75

II fragment: ciekawe zagrożenie; zwierzęta w gruncie rzeczy bardzo grzecznie się do siebie odnoszą, zintensyfikowałabym mocniej cechy ujawniane przez postaci. Najbardziej misię interwencja cieniutkiego głosika. 

@AstridLundgren: ciekawe urban, lecz zagrożenia brak, nawet zarysu; miast powielania „erotyzowania”, wykorzystałabym znaki na zróznicowanie jej i jego, definiuje ich jedynie akcja. 

Bez kłopotu mogę przyjąć, że się dopiero co poznali, lecz musiałabyś mi dać jako czytelnikowi jakiś pretekst do tego, niestety nie dajesz. Iii, słabo z interpunkcją. Fajnie pokazane uszy. Sama akcja też.

@DD: interesujące, moim zdaniem założenia wyzwania spełnione, za wyjątkiem jednego – znajomości.

@pawlowskipisze: całość jako otwarcie wątku – zaciekawia, lecz tekst jest przegadany, za dużo piszesz wprost. Maciej zachowuje się niekonsekwentnie, nie utrzymałeś zapowiadanej cechy postaci.

@gravel: dobrze ustawiona scenka, zgodnie z założeniami, lecz w kwestiach dialogowych ciut spłaszczasz cechy/temperament bohaterów.

@Radek: panna jest charakterystyczna, choć miejscami niekonsekwentna; porucznik od protektora słabo się różnią, jak na  ich zawody; trochę mało tła.

@Serce Wiatru: bohater to Ziemirad, zdziwiło mnie to imię, zanim domyśliłam się, że to postać o której piszesz; nie bardzo rozumiem dialog i to, o czym mówią, małe zróżnicowanie postaci i w trakcie czytania spada ich wiarygodność przez reakcje, niekiedy nie łączące się w jakiś wzorzec, lecz uzasadniające  akcję i kwestie dialogową.

@Tarnina: lekki chaos; w dwóch przypadkach nie wiedziałam do kogo należy kwestia dialogowa; niekiedy zachowania ciut się rozjeżdżają z corem postaci (poglądy, rola). 

@Ambush: postać Skubanego fajna, zwłaszcza pokazanie, skąd wzięło się „przezwisko”; lekko nie rozumiem światotwórstwa: smok, a żmij i czemu kapłan syczy i strzyka śliną jak wąż; postaci zróżnicowane. Jest ort, popraw szybciutko. ;-)

@Finkla: dobra charakterystyka przez dialog, miejscami ciutkę przegadane; mało światotwórstwa. 

Dla mnie, w tekście Finkli nie ma humoru, jest konstatacja narratora. Czy postaci muszą być jednowymiarowe, jednocechowe: jeśli poważnie to tragiczne i tylko na tym skupione, jeśli humorystyczne to muszą gadać i robić tylko rozśmieszające czytelników rzeczy? Moim zdaniem nie. ;-)

@Zanais: za dużo zewnętrznych opisów wprost, nie jestem w stanie tego spamiętać i zaczynam przyzwyczajać się, że mało je to charakteryzuje; niekiedy niepotrzebnie dublujesz tę samą informację, jakby powstrzymując akcję; w jednym miejscu (zdaniu) światotwórstwo nielogiczne; końcówka – najlepsza.

Moim zdaniem, Zanais w swoim tekście nie upchnął za dużo!

@Monique.M: kim jest Godryk (młodzieńcem, czy jegomościem?); ciekawe zawiązanie wątku, miejscami ciut przegadane. Schemat cech krasnoluda, elfa i człowieka.

@Silva; pomysł na zawiązanie wątku – naprawdę niezły; lekki chaos – nie potrafię się zorientować, kto co mówi i ilu ich jest, prócz dziewczyny, ona jedna. Dużo pobocznych reakcji postaci, ktore słabo charakteryzują postaci.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

@Monique Podobało mi się, że u Ciebie to nie jest zwykłe wprowadzenie, tylko poważne zadzierzgnięcie opowieści;) Są obcy, jest sporo szczegółów i zagrodzenie jest.

@Silva W Twoim fragmencie głownie znalazłam zagrożenie, poczułam cierpniecie skóry na grzbiecie, jak podczas dobrego kryminału. Tych faktów o bohaterach jest bardzo dużo, co z jednej strony jest cenne, z drugiej trochę utrudnia zrozumienie.

@Asylum Bohaterzy są pierwsza klasa, ale zagrożenia i światotwórstwa to chyba nie zrozumiałam.

Lożanka bezprenumeratowa

Monique.M

 

Powiało klasyką.

Zarys zagrożenia – obecny. Mamy wiedźmę, jakieś ptactwo, smoka… Nie jestem przekonany, czy na tym etapie niezbędne było podawanie motywacji postaci, ale tak czy siak założenie spełnione.

Charakterystyka pośrednia. Masz tu aż cztery postacie, więc siłą rzeczy niewiele możesz nam powiedzieć o każdej z nich. Krasnolud to stereotyp, elf w sumie też, o rycerzu i wróżbitce w zasadzie nic nie potrafię powiedzieć.

Światotwórstwo – fantasyland. Odrobina kontekstu do smaku.

Metacel – charakteryzujesz postacie przez ich akcje, ale ich charakterystyki są tak proste i tak mocno osadzone w archetypach, że niewiele to wnosi. Kilka informacji podajesz wprost.

Również twist z wróżbitką uważam za zbędny, fragment zawiązujący akcję mógłby się bez niego obejść.

 

***

Finkla

Dziękuję za opinie na temat mojego fragmentu. Pouczające. Nie chcę na nie szczegółowo odpowiadać, bo wydaje mi się, że to nie jest dobre miejsce na takie dyskusje.

MA być edukacyjnie, więc jeżeli masz wątpliwości co do komentarzy, to lepiej je wyjaśnić, żeby ewentualnie wiedzieć, nad czym pracować na przyszłosć.

Najlepsze komentarze pisze None.

<rumieni się>

 

***

Silva

Zarys zagrożenia – trudno powiedzieć. Niby jest armia, więc i pewnie jakaś wojna. Coś się mówi o “laniu się na ulicach”. Ale nie potrafię ocenić skali zagrożenia i jego znaczenia w szerszym kontekście.

Charakterystyka pośrednia – nie bardzo potrafię powiedzieć coś konkretnego o bohaterach. Oficerowie strasznie mi się zlewali w jedno, mag wydaje się być cynikiem (?), a może jest po prostu zmęczony wojną? Nie charakteryzujesz bohaterów wprost, ale też po lekturze nie mam jasnego obrazu ich osobowości.

Światotówrstwo – mam wrażenie, że miało to być coś w stylu II WŚ + magia. Ale głowy sobie obciąć nie dam. Brzmi interesująco, ale troszkę za słabo zarysowane elementy, bym mógł mieć pewność, czy mam rację.

Metacel – unikasz podawania informacji wprost, ale albo są one przez to zbyt starannie ukryte, albo jest ich za mało – po lekturze nie jestem pewien w zasadzie niczego. 

 

***

Asylum

Ech, ja słabo współpracuję z twoją prozą. Ale spróbujmy.

Zarys zagrożenia – nie widzę. Bohaterowie przyszli na casting. Nie widzę nawet nic potencjalnie niebezpiecznego.

Charakterystyka pośrednia. O karle potrafię coś powiedzieć (próżny, czy może nadmiernie wrażliwy na punkcie swojego wyglądu), Uczennica trochę mi się rozmywa, a o Aktorce nie powiem zupełnie nic. 

Światotwórsto – nie wiem. Niby hotel, ale gdzieś po kątach, w cieniach, czuć cos nadprzyrodzonego. Nie mam jednak pojęcia, co.

Metacel. Albo nie zrozumiałem, co chcesz mi przekazać, albo zbyt starannie poukrywałaś informacje. Dokumentnie nie mam po lekturze obrazu świata, postaci ani opisanych wydarzeń.

I ze mną moje teksty nie współpracują. ;-)

Wspaniale to zrobiłeś (zresztą nie tylko w odniesieniu do mnie), none, i dziękuję! Myślę podobnie o swoim fragmencie. Brakujący kawałek, i być może lepsze osadzenie dwóch pozostałych postaci, niestety zawierał 150 słów i nijak nie potrafiłam go ściąć, a limitu przekraczać, aż tak bardzo, nie chciałam.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Fragment :-)

 

 Alitus obracał w dłoni kubek z winem, nie odrywając wzroku od okna. Czekał. Zresztą, jak wszyscy w tej karczmie.

– Można się dosiąść?

Podążył spojrzeniem w stronę głosu. Mierzący ledwie pięć stóp chudzielec nie czekał na zgodę. Przekroczył ławkę i rozsiadł się wygodnie.

Alitus pierwszy raz w życiu mógł przyjrzeć się twarzy człowieka zza gór. Idealnie okrągła i całkowicie pozbawiona zarostu głowa zdawała się opalizować zielonkawymi refleksami.

W akademii zostałby wyśmiany, gdyby w odrysowanym od cyrkla okręgu symetrycznie rozmieścił nos, oczy i usta. Ale taki właśnie był Cing. Oczyma wyobraźni widział go w pracowni. Nagiego.

– Parszywy dzień na umieranie. – Cing skinął w stronę okna.

– Jak każdy inny – odpowiedział Alitus i wrócił do obserwacji rynku. Od strony bramy zachodniej wtaczał się drabiniasty wóz, ciągnięty przez dwa Gwomodory. W siąpiącym deszczu zdawały się jeszcze bardziej oślizgłe.

W tym samym momencie drzwi karczmy rozwarły się na całą szerokość.

– Zaczynają!

Rumor odsuwanych ław zmieszał się z stukaniem obcasów o kamienną podłogę.

Karczma opustoszała. Zostali tylko Alitus, Cing, jakiś gość z czołem przy blacie stołu i właściciel przybytku, który kręcił się między ławami z pełnym dzbanem wina.

– To zaliczka – postawił naczynie tuż przy Alitusie.

– Zaliczka za co?

Karczmarz przetarł ścierką ławę i obok dzbana dorzucił srebrną monetę.

– Jeszcze dwa portrety miłościwie nam panującego, Sugutta Siódmego.

Alitus wytarł dłonie o spodnie i uniósł półfuntówkę na wysokość oczu.

– Kto by pomyślał, że ethańscy żołdacy przyniosą mi fortunę – zachichotał.

– Taka kolej rzeczy – rzekł Cing. – Wojna to najlepszy interes.

– I dlatego was tu teraz więcej, niż kurew w zamtuzach. – Gość pochylający się nad stołem, wyprostował się i wbił w Cinga stalowe spojrzenie.

– Stul pysk, Dumin! – Karczmarz przeskoczył dwa rzędy ław i wziął zamach szmatą. Nie uderzył jednak.

Po policzkach Dumina popłynęły stróżki łez.

– Co wam ten Jaćko uczynił? – jęknął.

Cing odwrócił głowę do okna, Alitus odłożył monetę, a karczmarz położył dłoń na ramieniu Dumina, który znów się zgarbił.

– Błagam cię, stul pysk. Masz jeszcze dwóch synów.

Przez ściany przedarło się wycie tłumu.

– Za co wisi? – szepnął Cing.

Alitus wzruszył ramionami.

– A czy to ważne za co?

Cing pokiwał głową.

– W sumie, racja. Nieważne.

 

@MTF informowanie wprost;P Zupełnie jak u mnie;) Czyta się płynnie. Zagrożenie jak dla mnie mało powszechne. Info o świecie pochodzi, jak dla mnie, jedynie z pozostałych opowiadań.

 

Lożanka bezprenumeratowa

Dziękuję za oceny mojego fragmentu :) Przez świąteczne przygotowania niestety nie miałam czasu przysiąść na dłużej do komentarza. Jak widzę ogólnie mamy chyba problem z przekazywaniem informacji, bo nie widziałam, aby (według większości komentarzy) był tekst w stu procentach je spełniający.

Odnosząc się do mojego tekstu, owszem, z premedytacją szłam w archetypy ras, gdyż tak łatwiej we fragmencie nakreślić czytelnikowi pewien obraz. Jednak starałam się ukazać je również w tekście i jednak w pewien sposób przedstawić postacie:

Sir Godryk – wysoko urodzony, bogaty (ma kilka wsi oraz płaci srebrnymi monetami), wywyższa się (a przynajmniej nie trawi krasnoludów), jest również przesądny (prosi o wróżbę, wierzy również w wizje wróżbiarki), martwi się o swoje włości i jest gotów ryzykować własnym życiem, aby zadbać o nie.

 

Elf – typ podróżnika, samotnika (stara torba, planuje kolejną niebezpieczną przygodę), nie lubi sporów i potrafi je szybko uciąć, nie jest konfliktowy, ma poczucie humoru (uśmiecha się na swoje wyobrażenie rabującego smoka), lubi również pieniądze (skusiła go sowita nagroda).

 

Krasnolud – jaki jest każdy widzi, ale próbowałam przemycić, że jest skory do konfliktów, nie ma do siebie dystansu, jest odważny oraz nie dba o czystość (ubrudzona kieszeń). I nie wierzy we wróżby oraz nie lubi czarownic :)

 

Wróżbiarka – o niej faktycznie najmniej napisałam. Ma wizje i jest gotowa ryzykować życiem, by się nie spełniły. Prawdopodobnie również umie walczyć (miecz przy boku).

 

Skoro nie możemy pewnych rzeczy pisać wprost, musimy je przemycać w drobiazgach, a to już od czytelnika zależy, czy je wyłapie :).

ManeTekelFares

Fragment fajnie napisany. Czytało się płynnie. Świata nie znam, ale dla mnie na tyle nakreśliłeś go, że jakoś tam go sobie wyobrażam. Jednak dopiero przy drugim czytaniu zrozumiałam, że chodzi o wieszanie (syna Dumina, jak się domyślam?). Dla mnie zagrożenie jest. Fragment mnie zaciekawił. Czy te postacie występują również w innych opowiadaniach?

Info o świecie pochodzi, jak dla mnie, jedynie z pozostałych opowiadań.

Przed wrzuceniem fragmentu, przyznam że nie czytałem poprzednich. Jeśli podobieństwo do nich właśnie jest zauważalne, to przypadek. Jeśli zaś uwaga dotyczy innych moich opek, to płynnie przechodzimy do pytania Monique

Czy te postacie występują również w innych opowiadaniach?

Nie występują w publikowanych. Z dziesięć lat temu narysowałem sobie mapę pewnego świata i postanowiłem przeprowadzić pewnego pana przez wszystko, co tam przygotowałem. Utknąłem w okolicy 80k zzs. Mniej więcej, w miejscu zbliżonym do tego we fragmencie: miasto nadgraniczne opanowane przez wojska z Ethan, w pracowni Alitusa. Chleją to winno, jak wspomniałem, z dziesięć lat i nie mogą ruszyć tyłków na Wyspę Stu Klonów.

 

Co do pozostałych fragmentów. Nie doczytałem jeszcze wszystkiego, ale nasunęła mi się pewna uwaga. Oczywiście, nie będę się upierał przy jej słuszności.

Otóż, mam wrażenie, że jeden dylemat, to wymogi wyzwania, a drugi, to mimo wszystko próba zamknięcia sceny pointą, tak by jednak był to fragment zamknięty. Ale… :-) Mam też wrażenie, że fragmenty pochodzą ze znacznie obszerniejszych pomysłów, przez co zbyt dużo pozostaje w głowach autorów. Sam się na tym złapałem, czytając swój tekst po kilku godzinach.

Dziś powinnam wyznaczyć następnego i postaram się to zrobić!

http://altronapoleone.home.blog

Prędko, żeby ten następny zdążył jeszcze zadać hasło! :P

Слава Україні!

Komentarze dopiszę, jak dotrę do komputera, pewnie po północy.

 

Natomiast, żeby się zmieścić z następnym wyzwaniem, nominuję TARNINĘ

 

 

 

http://altronapoleone.home.blog

Gratki dla Tarniny, ze wszystkich fragmentów mnie także wydał się najbardziej trafiony w kryteriach wyzwania :)

Nieskomentowanych postaram się jak najszybciej skomentować, a za opinie do mojego fragmentu dziękuję!

deviantart.com/sil-vah

Nadrabiam z komentarzami.

Koala:

Zagrożenie jest, ale nie rozpoznałam bohaterów (tylko ostatniego). Znaczy – pewnie można było wcisnąć więcej informacji o nich. Może to niedźwiedź, jeż i kozica, a może całkiem inny zestaw.

Zan:

Ładnie pokazujesz zagrożenie, gorzej rozmówców. Acz nie jest źle, trochę się o nich dowiadujemy. Ale jednak oni się znali wcześniej…

Monigue:

Jest trochę bezpośrednich opisów, ale podobało mi się wprowadzenie do questa – nie znają się, a już połączeni w drużynę. Zaciekawiło.

 

Gratuluję Tarninie. :-)

Babska logika rządzi!

Zanais. Podaję hasło: OKOŃ Hmm, rozmawiają o zagrożeniu, choć niezbyt je odczułam. Informacji o świecie całkiem sporo, i to ładnie przemyconych. Ogólnie dialog sprawnie napisany, jednakowoż nie jestem przekonana, by jakoś wiele mi powiedział na temat postaci.

Monique.M. Tutaj najbardziej chyba uwiera mnie kawałek z treścią listu, bo to przekazanie informacji wprost. Nie jestem też przekonana, aby rycerz grawerował na mieczu własne imię, ale pewnie się czepiam ;) Ciekawa scenka, choć szkoda, że trochę bezpośrednio otrzymujemy informacje.

Asylum. Ja się starałam, słowo daję, ale niewiele zrozumiałam D: Bohaterowie się znają, zagrożenia nie odczułam, obraz karła po lekturze mam niezły, niestety Aktorki i Uczennicy już nie. O świecie też ciężko mi powiedzieć coś konkretnego.

MTF. W mojej opinii wyszło za skąpo. :( Nie wiem nic o postaciach poza tym, że jeden jest zza gór, drugi maluje obrazy, karczmarz popiera władcę, a ostatni jest ojcem tego, którego wieszają. Tyle, że to nic nie mówi mi o ich charakterach. Zagrożenie – jest, choć nieco niejasne. Świat – właściwie nie umiem o nim nic powiedzieć…

deviantart.com/sil-vah

Graty, Tarnino, miłego myślenia nad tematem ;)

 

@Finklo

Gdyby się znali, Mewa nie dosiadłaby się do niewłaściwej osoby. Wie, że ktoś taki jest, ale to nie znajomość konkretnej osoby.

@Silvo

Ja wiem, że problem z rachunkowością nie równa się najazdowi obcych, ale cóż… ;)

@ManeTekelFares; Twój fragment chyba najbardziej mi się spodobał, bo o wszystkich osobach coś było oraz sytuacja, odczucia rozmówców zrozumiałe i zgodne z rolami, które im przydzieliłeś, sytuacja też jasna.

Silvo, nie przejmuj się, sama czasem nie rozumiem swoich myśli. :DDD Bohaterowie się nie znali. Role jasne, natomiast decydowało “znamie” na nadgarstku. ;-)

 

Czekamy na wyzwanie, Tarniny! Moja prośba, daj luźne, nie obwarowane. ^^

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

ManeTekelFares

Mocno czuję, że brak tu kontekstu.

Zarys zagrożenia – nie widzę. Podobnie jak wcześniej u Silvy, jest wojsko, więc pewnie wojna, ale takiego konkretnego, sprecyzowanego zagrożenia nie wyczytałem. Chyba kogoś wieszają, ale tego też nie jestem pewien, a i trudno to uznać za zawiązanie wątku.

Charakterystyka pośrednia – podobnie. Nie potrafię wiele powiedzieć o bohaterach poza tym co wyżej wypisała Silva.

Światotwórstwo – jakiś fantasyland. Nic więcej nie wyłapałem.

Metacel – za mało, za skąpo lub za dobrze ukryte. Po lekturze nie mam wyraźnego obrazu żadnego elementu tekstu. 

 

***

Monique.M

Skoro nie możemy pewnych rzeczy pisać wprost, musimy je przemycać w drobiazgach, a to już od czytelnika zależy, czy je wyłapie :).

To jest fatalne podejście do charakteryzowania postaci.

Nie mówię tego, by być złośliwym czy sprawić ci przykrość, ale to dosłownie najgorsza możliwa metoda prowadzenia charakterystyki. Już lepiej całkiem ją olać, oszczędzisz sobie trudu, a efekt będzie podobny.

Dlaczego? Bo (o ile twoje dzieło nie trafi na listę szkolnych lektur) nikt nigdy nie będzie rozbierał go zdanie po zdaniu i słowo po słowie w poszukiwaniu ukrytych znaczeń. 90% czytelników nie zwróci uwagi na te twoje drobiazgi, a z pozostałych zdecydowana większość źle je zinterpretuje. I to nie będzie ich wina. Po prostu prawie nikt nie czyta literatury rozrywkowej, jakby miał prowadzić śledztwo kryminalne. A to do autora należy przekazanie informacji tak, by czytelnik miał możliwość je wyłapać.

Zwróć uwagę, że wielu innych autorów zdołało we fragmencie dość czytelnie scharakteryzować swoje postacie wykorzystując inne, bardziej przejrzyste metody.

 

***

Tarnino, gratuluję. Czekam niecierpliwie na nowy temat.

Dziękuję za kolejne uwagi :). Gratulacje dla Tarniny :). Jestem ciekawa, jakie wyzwanie wymyśli. 

 

None

Zacytowane zdanie dotyczy tego zadania, gdzie mieliśmy napisać tylko fragment i czytelnik wiedział, że pewne rzeczy będą zawarte nie wprost. Nigdzie nie pisałam, że powinno się tak pisać całe książki. Poza tym nie wydaje mi się, abym jakoś bardzo poukrywała te drobiazgi. Starałam się po prostu wypełnić zadanie i wpleść je w zwykłą narrację.

 

Udział w tym ćwiczeniu jest pouczający, choć czasem jestem trochę zdezorientowana. Raz dowiadujemy się, że informacje wprowadziliśmy zbyt wprost, a raz że są tak “poukrywane”, że nie można ich odczytać (piszę ogólnie o fragmentach z tego wątku). A pewne rzeczy przecież muszą zostać napisane wprost, właśnie po to by czytelnik nie musiał bawić się w zgadywanie co autor miał na myśli, choć oczywiście cały czas uczymy się przekazywać je w jak najciekawszy i najmniej nachalny sposób. Jestem jednak zdania, że warto zachować pewną równowagę i nie wszystko pisane otwarcie jest złe :). 

Ostatnia uwaga dotyczyła pisania ogólnie, nie zaś tego ćwiczenia, w którym były jasno określone kryteria.

 

Dziękuję za możliwość sprawdzenia się :).

Dziękuję wszystkim za uwagi, przepraszam za nieskomentowanie pozostałych fragmentów (Święta w tym roku mnie pokonały ;-)) i gratulacje dla Tarniny :-)

It's ok not to.

Gratulacje dla Tarniny, niech nam zakwitnie nowym tematem;)

Lożanka bezprenumeratowa

Udział w tym ćwiczeniu jest pouczający, choć czasem jestem trochę zdezorientowana.

Wyobraź sobie świat, gdzie wszyscy czytelnicy mają identyczne upodobania i skojarzenia. W związku z tym, wszyscy mistrzowie pióra piszą dokładnie tak samo. A do tego, aspiranci podążają wydeptaną ścieżką, bacząc by nie zejść ze szlaku, bo nie ma dla kogo.

None,

Światotówrstwo – mam wrażenie, że miało to być coś w stylu II WŚ + magia. Ale głowy sobie obciąć nie dam. Brzmi interesująco, ale troszkę za słabo zarysowane elementy, bym mógł mieć pewność, czy mam rację.

Zapomniałam odpisać – tak, masz rację :)

deviantart.com/sil-vah

Jeśli Tarnina się do rana nie zjawi, to wyznaczę drugą osobę

http://altronapoleone.home.blog

Nieśmiało wtrącę, że jestem za tym, aby jednak poczekać na Tarninę nawet dłużej. Tydzień na napisanie ćwiczenia można liczyć od dnia, w którym poda kolejny temat. To tylko propozycja, oczywiście, bo jednak trochę szkoda, aby zwycięzcy umknęła taka okazja przez małe spóźnienie.

deviantart.com/sil-vah

No. Chociażby z okazji świąt. :-)

Babska logika rządzi!

Popieram Silvę.

Okej. Można w ogóle robić dwutygodniowe wyzwania

http://altronapoleone.home.blog

I ja jestem zdania, aby poczekać. Za dwoma tygodniami też, nawet kto wie, czy nie miesięcznymi?

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

 

Tarnina dziękuje serdecznie i zaraz zacznie Was katować :) przypomina jednocześnie, że ma zegar biologiczny ustawiony na tę strefę czasową, a nie na Olympus Mons XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Gratuluję Tarninie i popieram postulat tygodniowych wyzwań co dwa tygodnie!

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Nowa Fantastyka