
Pierwsza próba na portalu, po długim podczytywaniu opowiadań innych.
update 22.2- dialogi poprawione dzięki pomocy Patryka i ninedin
update 31.3- poprawki wrzucone na spokojnie
Pierwsza próba na portalu, po długim podczytywaniu opowiadań innych.
update 22.2- dialogi poprawione dzięki pomocy Patryka i ninedin
update 31.3- poprawki wrzucone na spokojnie
I wreszcie przyszło mi mieć nie tylko nockę, ale i ostatnią zmianę warty. Tę samą, co to jej bardziej bojaźliwi kamraci brać nie mieli odwagi, i to za żadne szmaragdy i diamenty. Bo nim kur zapieje, wychodzą na świat zmory, wąpierze i różnej maści najszpetniejsze poczwary. A gdyby tak kurowi się nieopatrznie a jakże smacznie przyspało, to panoszyliby się ci krwiopijcy po świecie aż do samego świtu. I wtedy to dopiero ścisnęłaby nam dupy próżna zazdrość o tych parchatych, do kości zagłodzonych i nigdy za dość niewychłostanych więźniów, których musimy doglądać. Bo tych to chociaż kraty ochronią przed paszczą pełną jadowitych zębiszczy, a my nieboracy musimy polegać tylko na własnym sprycie.
Niechby mi jednak upiór czy inny zwierz tylko spróbował wejść w paradę, a poczułby gniew tego, co to od dwóch zasranych księżyców nie dostał ciężką harówą zasłużonej podwyżki. I poszłyby się dymać skrzętne plany upicia się porządną gorzałą i załatania podeszew w dziurawych butach. Potwory potworami, ale pieniądz mi nie śmierdział, więc postanowiłem stawić im tak w razie czego czoła. Wszak każdemu nawet morderczemu stworzeniu może się tak po prostu odwidzieć.
Zszedłem byle szybciej krętymi schodami aż do śmierdzących gównem i szczynami celi, gdzie zwykło się trzymać tych, na których i te najbardziej wygłodniałe monstra dwa razy by oka nie zawiesiły. Osłaniając wolną od pochodni dłonią nos i usta, co by i na mnie ta gorączka i sraczka nie przeszły, zastukałem w solidne spiżowe wrota z wężowym herbem na kołatce.
Cokolwiek trzymali tam na dole, musiało być warte swojej ceny. Dla byle skazańca nie rychtowaliby takich cudów, skoro nawet na półtora dukata za dobrą służbę skąpią. A że trzymali to pod pieczą większą niż posag królewny na wydaniu, spodziewałem się wszystkiego od osła srającego złotem, na szpiegu jakiegoś niebiednego mocarstwa skończywszy.
– Ej, Oszi, przyszedłem cię zmienić.
Zasuwka gdzieś na wysokości mojego czoła zazgrzytała cicho, a przez wąską szparę, która się wraz z tym zgrzytem otwarła, łypnęły na mnie podejrzliwie oczy Osziego. Temu to musiało się powodzić, bo już od dobrych trzech księżyców trzepał co noc dukaty za tę zacną fuchę.
– Boisz się już, Kijan? Powiedz no, trzęsiesz już portkami, czy zaczniesz dopiero za progiem?
– Sam się zaraz przekonasz, durny łbie.
Nie odszczekał się, bo widać tylko strugał wariata byle mi stracha napędzić. Przy wtórze jego rechocącego śmiechu wrota uchyliły się lekko. I udało mi się, choć na głębszym wdechu, przez nie przecisnąć wraz z całym oporządzeniem przewieszonym przez plecy.
– To co? Gotów zobaczyć potwora, i to takiego, że od razu posrasz się w gacie?
Wzruszyłem ramionami, a Oszi chwyciwszy skwapliwie pochodnię, poświecił nią tak, bym mógł zajrzeć pomiędzy grube posrebrzane kraty. Na ziemi siedział więzień okręcony łańcuchem jak pieczony schab sznurkiem, o dziwo nie jakiś magiczny stwór czy nawet postawny osiłek. Ot, suchy bladolicy wyrostek z ciemnymi skostrzewionymi włosami zasłaniającymi mu większość twarzy. No, poza świecącymi się iście niebiańskim blaskiem oczyma, które dojrzeć można było nawet w ciemności.
Nie daj mu go tu wpuścić.
Mówił coś do mnie, czy może czas wreszcie przemyć te uszy? Przesłyszałem się z tego niedzielnego zapału, bo ust przecież nie otworzył.
– Ha, czujesz, bratku, co za interes życia ci przypadł w udziale? Ten tu to jakiś przychlast z gówna ulepiony, ale widać dla wielkiej polityki na tyle ważny, że za każdą nockę dukat ci wpadnie.
Tu nieco baczniej przyjrzałem się oczom więźnia, które, choć tępo wlepione w światło pochodni, postawiły mi dęba nawet najcieńsze włosy na karku. Może i krwiożercze bestie hasały już sobie w najlepsze po świecie, lecz stokroć bardziej wolałbym ganiać za nimi z włócznią niż zostać sam na sam z tym czymś.
Nie pozwól mu wejść.
Teraz byłem już pewien, że albo zaczyna mi odbijać, albo ktoś tu na mnie urok rzucił. I nie wiedziałem, co gorsze.
– I on tak tylko siedzi i gapi się na ciebie tymi świecącymi ślepiami?– zapytałem zbity z tropu.
– No, wiele innego tu do roboty nie ma – odparł Oszi. – Czasem też go rozkuwają, ale nie żeby nagle był wtedy bardziej rozmowny. Gada coś tam od rzeczy, ale do siebie. Rzadziej dostaje lekkiego pierdolca i maże jakieś znaki po ścianach resztkami tych swoich pomyj czy innym gównem.
– A co za znaki?
– A ja to wiem? Nie mów, że sam jesteś oblatany w tym całym czytaniu. Ja to ledwie jaskółkę dzióbnę tam, gdzie każą.
Kiwnąłem bez przekonania głową, bo sam też miałem nie lepsze obycie z tym nowomodnym słowem pisanym. Gdy tak Oszi zbierał swój kram, niespiesznie rozłożyłem mój. Ciągle czując na plecach wzrok oczu jasnych jak dwie mordercze gwiazdy, przycupnąłem na zydelku stojącym pod ścianą. Zimny dreszcz przeszywający mnie mocniej niż najostrzejsze pazury żarłocznej maszkary powoli przeszedł w palące uczucie niepokoju. I wtedy coś zaskrobało w ciężkie spiżowe wrota.
Obiecaj, że nie dasz mu się nabrać.
To już nie mogły być zwidy ani inny losowy przypadek.
– Oszi, kochaneczku, otwórz no matusi, to ci da mleka z miodem i piętkę chleba. – zaszczebiotał słodki kobiecy głos.
Mój kompan jak raz przyskoczył do wrót wściekły niczym osa, bo komuś widocznie zbierało się na głupie żarty. Nikt z nas nie tyrałby tu przecież za bezcen, gdybyśmy mieli jeszcze rodziców.
– Uch ty, gównojadzie! – wrzasnął, uderzając trzonem włóczni we wrota aż rozeszło się echo. – Zobaczysz, jak tylko za próg wyjdę, to ci ryj obiję tak, że cię ta twoja matusia nie pozna!
– Kijan, słonko, to ja twoja Ifa – zaćwierkał jak sikoreczka dobrze znany mi głos. – Ta, co to dwa księżyce temu mówiła, że przyjdzie w malinowe krzaki, a nie przyszła. Otwórz mi teraz, a nie pożałujesz. Ba, może i twój koleżka nie będzie żałował.
Już, już miałem sięgnąć po zasuwkę, bo taką okazję trzeba łapać jak byka za rogi, jednak zimne spojrzenie więźnia skosiło mnie równo i przywołało do porządku.
Tak trzymaj, nie daj się.
Oszi nie miał odwagi wejść mi w drogę, choć widocznie i jego nieco kusiła oferta Ify. Stałem tak jak kamień, nie wierząc już ani sobie, ani tym bardziej niczemu, co słyszałem. Dopiero dziarskie stukanie kołatki wybudziło mnie z tego otępienia.
– Chłopcy moi, dość tego, wygraliście!- Gromki głos naczelnika straży zawtórował kołataniu.– Nic a nic nie da rady was oderwać od służby, żadne tam baby i czułostki. Wpuśćcie mnie, żebym wam mógł ręce uścisnąć i mieszkiem dukatów obdarować, coby wam na gorzałkę nie zabrakło.
– Tak jest, panie naczelniku!- Strzelił posłusznie obcasami Oszi, sięgając do ciężkiej zasuwy blokującej wrota.
Zaraza by tego durnia. Zgubi nas.
Naczelnik musowo chrapał i przewracał się na boki we własnym łóżku. Cokolwiek dobijało się do tej zamkniętej na cztery spusty celi, nie miałem zamiaru rzucić mu kompana na pożarcie. A że i koguciego piania i odsieczy próżno mi było czekać, rzuciłem się Osziemu na plecy. Upadł z plaskiem na twarz pod moim ciężarem, szarpiąc się jak zwierzę w potrzasku.
– Pojebało cię, Kijan?! – wrzeszczał. – Jak nic na zbity pysk za to wylecisz, durna pało! Złaź ze mnie!
Przepadł już jak nic.
Chociaż nie wydawało mi się to zbyt mądre, by słuchać się jakiegoś może i zmyślonego ze strachu głosu, nie ufałem już ani Osziemu, ani tym bardziej temu, co tak uparcie dobijało się do nas. W jednym podskoku podniosłem się i ostrożnie wycofałem tuż pod kraty celi, skąd nieruchomym i nadal upiornie błyszczącym okiem przyglądał mi się więzień. Oszi tylko na to czekał, bo zapobiegliwie chwyciwszy za broń, podbiegł do drżących od nieustającego kołatania wrót.
– Panie naczelniku, melduję, że mojemu zmiennikowi odbiło, ale sytuacja już pod kontrolą! Czekam na dalsze rozkazy!
– Nagroda cię nie minie, Oszi – zabrzmiał surowy głos naczelnika. – I nie bój nic, już ja sobie pogadam z tym maruderem. Kijan, niczyj synu, zwalniam cię ze służby w tym zacnym przybytku. I gdzieś mam, ile tam masz gąb do wykarmienia i zapasów na zimę. Złóż broń i wyłaź!
– Ani mi się śni! – krzyknąłem, celując włócznią we wrota. – Oszuście ty, bestio szkaradna! Naczelnik nigdy się nocną zmianą nie hańbi! Nie słuchaj tego potwora, Oszi!
– Mówiłem ci, Oszi, niczyj synu, że nagrodę masz już w kieszeni. A że ten twój kompan taki wygadany, poderżnij no mu gardło, to dorzucę ci drugi mieszek.
Opuściłem broń, bo jeśli miałem czemuś dać wiarę, to jedynie własnemu przeczuciu. Oszi mógł być lekkim gburem w obejściu, ale nikogo by nie zabił nawet i za skrzynię złota. Tak jak przewidziałem, pokiwał tylko bezradnie głową, mierząc we mnie nadal ostrzem włóczni.
– Dobra tam, skoro tak bardzo nie chcesz, sam to załatwię. – Głos zza drzwi widocznie wiedział, co się święci. – Tylko mnie wpuść.
– Oszi, nie…!
Już za późno.
I tu usłyszałem bolesny wrzask Osziego, którego to zgubiła nie wiedzieć, czy chciwość, czy łatwowierność. Bo gdy przed otwarciem wrót chciał się przez otwór przyjrzeć twarzy przybysza, dwa ostre i długie szpony przeszyły mu oczy i czaszkę na wylot, aż strzeliła mi w twarz jasna krew pomieszana z tłustawym białym osoczem mózgu. Nie krzyczałem, chociaż nogi ugięły się pode mną, aż uderzyłem kolanami w wilgotną posadzkę.
– Gratulacje Kijan, nadasz się jak nic.
Głos, który słyszałem w głowie, wydobywał się teraz wprost z ust więźnia, a on sam nie był już ani skrępowany od stóp do głów łańcuchem, ani nawet za kratami. Oczy świeciły mu się w ciemności tak samo, jak znaki wypisane na ścianie za jego plecami.
– Ale jak…? – Próbowałem wydusić z siebie jakieś sensowne pytanie.
Więzień, który nie wydawał mi się już wcale taki zabiedzony i słaby, ukucnął obok mnie i pobłażliwie poklepał mnie po plecach.
– Widzisz, niby ciągnie swój do swego, ale ja tam innych potworów jakoś nie lubię – mówił uśmiechnięty przymilnie. – A teraz spójrz mi głęboko w oczy i zaśnij, złociutki, żebym mógł się posilić w spokoju, bo inaczej mi twój koleżka za bardzo przestygnie. Kiedy się obudzisz, będziemy w najlepszej komitywie. Aż do tego smutnego dnia, gdy znowu zaburczy mi w brzuchu i niestety będziemy musieli się pożegnać. Zrozumiałeś?
– Tak.
I wtedy kur zapiał pierwszy raz, a więzień, ułożywszy mnie do snu jak dziecię w kołysce, zaczął cicho chłeptać ciepłą jeszcze krew Osziego. Tej nocy spałem snem głębokim i słodkim, jakiego nie zaznałem od dawna, lecz nim odpłynąłem, zakrwawione szpony ostatni raz zadrapały we wciąż zamknięte wrota.
– Nie poddam się, choćbym miał wymordować i całe więzienie. – Głos naczelnika wydawał się dziwnie ochrypły i postarzały. – Nie będziesz się tu chował w nieskończoność, syneczku.
“– Nagroda cię nie minie, Oszi.-zabrzmiał surowy głos naczelnika– I nie bój nic, już ja sobie pogadam z tym maruderem.” – Nie jestem pewien, ale to chyba nie jest poprawnie, take rzeczy się powtarzają, ale jeśli to jest poprawne, to chętnie się czegoś dowiem :) Do tego mam wrażenie, że w kilku miejscach brakuje przecinków.
https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112 – trochę o dialogach.
“wiedział, co się święci-Tylko mnie wpuść.” – tutaj też tak jakoś…
Ogólnie trochę się gubiłem w tym opowiadaniu. Brakowało mi trochę lepszego poprowadzenia tej historii. Jakiś więzień, jakiś stwór za bramą, jakiś naczelnik, jakiś strażnik, który na początku strzela długaśny monolog. Mam wrażenie, że przeskakujemy tu od jednego do drugiego. Ogólnie poczułem klimat nocy i stworów, ale mnie nie wciągnęła historia. Ciężko powiedzieć może chciałbym wiedzieć więcej, co się tak naprawdę tam dzieje. Coś więcej o tym więźniu, jego emocje i w sumie to kto się tam dobija zza bramy? Do tego brakuje mi takiego płynięcia przez tekst i ładnego prowadzenia historii. Ale to tylko moje zdanie, może po prostu nie mój typ prowadzenia narracji.
Po przeczytaniu spalić monitor.
mr. maras dziękuję za lekturę, mam nadzieję, że jak na pierwszy raz na portalu nie było najgorzej.
Patryk Mikulski dziękuję za komentarz i sugestię, chętnie się zapoznam.
A co do historii, dla mnie historia z dreszczykiem, to historia z niedopowiedzeniem, ale wiadomo– gusta i guściki. Poza tym limit trochę nas tym razem ogranicza, ale mam nadzieję, że następnym razem też dasz mi szansę
Fabularnie i jak chodzi o nastrój całkiem porządne, choć dość przewidywalne fantasy z elementami horroru ci wyszło – co prawda ilość wulgaryzmów na linijkę tekstu trochę mnie męczyła. Gorzej z wykonaniem: zapis dialogów, na przykład, jest konsekwentnie błędny i błaga o poprawki. Łap poradnik: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/
Arnubis dzięki za wizytę.
ninedin miło mi, że fabularnie i nastrojowo przypadło ci do gustu.
Co do poprawek w dialogach, są nieuniknione i napewno skorzystam z podarnika jak tylko uda mi się przysiąść. A co do wulgaryzmów– fakt sporo ich, ale to tak świadoma stylizacja, bo strażnicy w więzieniu chyba nie używają zbyt wyszukanego języka.
Trochę jeszcze baboli w zapisie dialogów pozostało, o na przykład tu:
– Kijan, słonko, to ja twoja Ifa– zaćwierkał jak sikoreczka dobrze znany mi głos. – ta, co to dwa księżyce temu mówiła, że przyjdzie w malinowe krzaki, a nie przyszła. Otwórz mi teraz, a nie pożałujesz. Ba – może i twój koleżka nie będzie żałował.
Powinno być:
– Kijan, słonko, to ja twoja Ifa – zaćwierkał jak sikoreczka dobrze znany mi głos. – Ta, co to dwa księżyce temu mówiła, że przyjdzie w malinowe krzaki, a nie przyszła. Otwórz mi teraz, a nie pożałujesz. Ba, może i twój koleżka nie będzie żałował.
– Pojebało cię, Kijan?!- wrzeszczał – Jak nic na zbity pysk za to wylecisz, durna pało! Złaź ze mnie!
Kropka po wrzeszczał.
Poza tym zauważyłam, że nie robisz spacji przed myślnikiem. Popatrz na Kijan – wrzeszczał.
Poza tym podobało mi się. Trochę przewidywalne, ale całkiem przyzwoicie napisane fantazy :)
Kliczek na zachętę i powitanie :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Irka_Luz cieszę się, że ci się podobało, mimo baboli, z którymi się rozprawię jak najszybciej się da.
Co do spacji, chyba muszę się troszkę oswoić z portalem, bo nie do końca wiem jak to wszystko działa. Obiecuję poprawę
Jak na pierwszy opublikowany tekst to całkiem, całkiem :) Ogólnie mi się podobało, zwłaszcza pod względem fabularnym, a to chyba najważniejsze, nad warsztatem zawsze można popracować :)
Ode mnie kolejny biblioteczny kliczek :)
katia72 dziękuję bardzo i pozdrawiam.
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)
Anet miło mi to słyszeć, a właściwie czytać
Pierwszy akapit troszeczkę cięższy w odbiorze jak dla mnie. Może to przez to, że to taki zbity kawałek tekstu, a może po prostu bardzo tam dużo treści. Ale potem jest bardzo fajnie. Porządnie oddany klimat w opisach, a przede wszystkim w dialogach. Podoba mi się głos w głowie, tajemniczy więzień i ostatnie kuszenie Osziego. Ogólnie bardzo przyjemnie się czytało :)
Edward Pitowski cieszę się, że udało mi się z tym klimatem, bo szczerze to dla mnie w tekstach zawsze taki priorytet.
Co do pierwszego akapitu, to się zgodzę, że aż kipi tam od treści, ale tylko po to, żeby później akcja toczyła się w miarę sprawnie, bo limit, oj, ten limit! Aczkolwiek podumam nad tym po konkursie już.
Oj ciężki los moją na portalu nowicjusze, a jak się na wstępie napisze, że to dziewicza twórczość, to już w ogóle mało kto się zainteresuje. A szkoda.
Szczerze mówiąc bardzo nie lubię takiej stylizacji, więc próg wejścia w tekst miałem bardzo wysoki, a mimo to dałem się kupić i okazało się, że im dalej w las, tym bawię się coraz lepiej. Jest w tym tekście taka iskierka pozwalająca przymknąć oko na mankamenty, jest za czym pójść, jest czemu dać się uwieść. To bardzo dużo, nad innymi rzeczami można/trzeba pracować, pracować itd.
Ode mnie kliczek.
Blacktom dzięki za wizytę. Mam nadzieję, że lektura przypadła do gustu.
Michał Pe pisanie to jedna z takich rzeczy, nad którą nigdy nie powinno się przestać pracować, więc każde słowo krytyki biorę na klatę i przekuwam w coś użytecznego tak na przyszłość. Poza tym nowicjusze zawsze muszą zapłacić trochę frycowego, to taki niepisany zwyczaj i grunt to mieć do tego wszystkiego zdrowy dystans, który pozwala nam brać z tego doświadczenia to, co najlepsze. Widzę, że w tej kwestii mamy zatem podobną opinię
Cieszę się, że mimo wszystko udało mi się cię kupić, mimo że to nie była do końca twoja bajka, bo grunt to czytelnika zainteresować. Jak narazie jestem w fazie eksperymentów , więc niewykluczone, że następnym razem spróbuję czegoś bardziej współczesnego.
Naprawdę przyjemnie się czytało :) Wiadomo, że kilka błędów się pojawia np. interpunkcyjnych, ale to normalne, sama mam z tym często kłopot.
Dzięki za przeczytanie mojego opowiadania i skomentowanie! Tak na marginesie, to też moje pierwsze na portalu :)
charlotta dzięki za wizytę i cieszę się, że ogólne wrażenia były pozytywne. Może zawiążemy jakąś koalicję nowicjuszy ?
Ciekawy pomysł! :)
Kilka akapitów o wiele za długich, do do podzielenia na kilka krótszych (w sensie wstawienia entera). Jest tez kilka miejsc, gdzie brakuje spacji przed półpauzą w dialogach.
Całe opowiadanie? Udane. Czy widać świeżość? Nie wiem, niekoniecznie w stylu pisania. Chociaż jest jakieś nieskrępowanie utartymi torami stylu, co paradoksalnie poprawia jakość czytania.
Jeśli coś by można jeszcze podkręcić, to na pewno nastój narastającej “mroczności”, ale to i tak można tu sobie dopowiedzieć. no i całkiem nieźle udało się ograć motyw jakby nie było znany z różnych slasherów, trochę z domieszką motywów z baśni. Udało się, bo choć motywy te są znane, to tutaj to po prostu wyszło.
wilk-zimowy udane to duży komplement, bo pisząc miałam sporo wątpliwości, czy aby nie będzie zgrzytów tu i ówdzie. Jednak widać opłaciło się nałogowe oglądanie AHS przez ostatanie dziewięć sezonów. Zwłaszcza ostatniego, który był typowym slasherem. Idąc tym tropem – mroczności nigdy nie jest za wiele. No, ale limit…
A co do akapitów– myślałam nad tym i spróbuję coś podziałać, żeby się lepiej czytało.
Co wy wszyscy z tym limitem? :D
W krótkich historiach rozpisywanie się na 30K znaków sprawia, że wszystko się nagle rozwleka :-) I w drugą stronę – kondensowanie treści, choć trudne, pozwala zagęścić klimat :-)
Haha, to taka sztuczka, jak to mówią, żeby dyskusję podtrzymać XD
Osobiście lubię jak jest limit, bo to naprawdę zmusza do przewartościowania i zagęszczenia przekazu. Inaczej to za duża samowolka i rozlazłość się czasem wkrada.
Całkiem. Nie lubię nadmiaru wulgaryzmów (uważam, że ilość zabija ich siłę rażenia), ale Twój bohater pasuje do swojego języka, więc jakkolwiek mnie on męczył, przeżyłam. Doklikuję, choć troszeczkę na zachętę, bo przydałoby się tu trochę tła (wiem, limit), żeby człowiek nie gubił się w tym, co kto i dlaczego ;)
nowomodnym słowem pisanym
To mi zgrzytnęło, bo świat, który stworzyłaś, nie wydaje mi się na takim etapie cywilizacyjnym, żeby pismo mogło być nowością, a tym bardziej “modą”.
Naczelnik musowo chrapał
“Musowo” znaczy “koniecznie, pod przymusem”, a nie “oczywiście”
Dialogi jeszcze gdzieniegdzie kuleją + inne drobiazgi:
– Nagroda cię nie minie, Oszi[-.]– zabrzmiał surowy głos naczelnika.
– Dobra tam, skoro tak bardzo nie chcesz, sam to załatwię[+.] – Głos zza drzwi widocznie wiedział, co się święci.
Tak na marginesie: głos nie mógł nic wiedzieć, co najwyżej jego właściciel.
Głos, który słyszałem w głowie[+,] wydobywał się teraz wprost z ust więźnia,
ukucnął obok mnie
To ukucnął mi się jakieś dziwne wydaje. Przykucnął? Kucnął?
jakoś nie lubię–
Brak spacji przed półpauzą
– Nie poddam się, choćbym miał wymordować i całe więzienie[.] – Głos naczelnika wydawał się
Poza tym polikwidowałabym światła między akapitami (dialogi). Wystarczy jeden enter.
http://altronapoleone.home.blog
[obrona limitu]
IMHO ten tekst nie tylko nie potrzebuje tła, ale wręcz mogłoby ono pozbawić tekst posmaku slasherów :-)
Hmmm. Może to dlatego, ze ze slasherów już jakiś czas temu wyrosłam :D
http://altronapoleone.home.blog
wilk-zimowy dziękuję, tu chyba jesteśmy jednego zdania, że strach to są głównie rzeczy niedopowiedziane i niedookreślone, przynajmniej jak chodzi o klimat.
drakaina dziękuję bardzo za lekturę, klika i cenne uwagi. Do tych bardziej technicznych ustosunkuję się poprawkami w tekście, a co do reszty spróbuję jednak bronić swego
Jeśli chodzi o nowomodne słowo pisane, to ze względu na brak głębokich i wyczerpujących opisów świata może to być punkt średnio jasny. Aczkolwiek ponieważ w tym świecie kultura rozwijała się trochę tak jak u Celtów i wczesnych Słowian, nie zapisuje się na ogół najważniejszych rzeczy, bo są zbyt cenne, by ewentualnie ktoś niepożądany mógł je w ten sposób przechwycić. Tak, że tych co piszą jest niewiele, a wiedza głównie jest przekazywana w formie oralnej. Stąd małe rozpowszechnienie i taki stosunek bohatera do słowa pisanego.
Co do “ukucnąć” obudziłaś we mnie wątpliwość, czy aby nie dialektalizm, bo często mi się takie kwiatki zdarzają, ale w sumie słownik traktuje to wymiennie z “przykucnąć”, więc to już chyba kwestia gustu. Osobiście zawsze używam “ukucnąć” zawsze jeśli określam obok kogo/czego, a “przykucnąć” ot, tak samemu z siebie zgiąć się w przykuc, bo na przykład nogi się zmęczyły od stania. Nie będę się jednak kłócić, że to jedyne słuszne użycie.
Bardzo fajnie napisane. Historia może i przewidywalna w jakimś stopniu, ale i tak czytało się przyjemnie. Uśmięchnąłem się w niektórych miejscac, czyli: podobało się :) Choć dodać muszę, że zabrakło jakiegoś mocniejszego akcentu na koniec. Wisienki na całkiem smacznym torcie. Pozdrawiam :)
Realuc cieszę się, że wrażenia były pozytywne i że się podobało. Co do wisienki na torcie, to nawet jak wyszło raczej ciasto z kruszonką nadziane konfirurą z wiśni, też dało się smacznie podjeść.
Hmmm. Trochę się gubiłam. Bohater pilnuje więźnia. Ale to nie on próbuje się uwolnić, tylko coś – dostać się do środka. Jeśli nikomu nie wolno otwierać, to dlaczego bohater tam wszedł i to bez problemów? Jeśli więzień tak miesza w głowie, to co zabiło poprzedniego strażnika?
Babska logika rządzi!
Finkla dzięki za lekturę. Spróbuję wytłumaczyć mój pokrętny tok myślenia.
Bohater przychodzi zmienić poprzednika i stąd też tytułowa zmiana warty. To co zabiło poprzedniego strażnika to mógł być inny potwór, wizja stworzona przez więźnia, która się zmaterializowała, inna mroczna siła – zostawiam wolną rękę czytelnikowi. Zatem nie jest ważne, co zabiło poprzedniego strażnika, miał po prostu i tak – że się wyrażę – pójść na mięso. I to dlatego, żeby zamknąć koło, główny bohater nie miał problemów z wejściem do celi.
No, ale wydaje mi się to niekonsekwentne – raz można otworzyć drzwi, gdy stuka zmiennik, innym razem nie, nawet przed władcą. Jak w końcu ma postępować dobry strażnik?
Babska logika rządzi!
Oj, teraz chyba ja się zaczynam też gubić, bo nie było żadnego motywu z władcą
A dobry strażnik chyba powinien stać na posterunku i potrafić odróżnić intuicyjnie albo za umówionym znakiem wroga od przyjaciela. I to dlatego też temu poprzedniemu nie udaje się przeżyć. Czy jaśniej coś? Bo staram się wyłożyć, co mi chodziło po głowie.
Tamtej nocy przyszło mi wreszcie mieć nie tylko nockę, ale i ostatnią zmianę warty.
Niefortunne. Pierwsze zdanie.
Tę samą, co to jej bardziej bojaźliwi kamraci nie mieli odwagi brać, i to nawet za żadne szmaragdy i diamenty.
Do czego się odnosi zaimek, do warty? Też nieco zgrzyta.
A gdyby tak kurowi się nieopatrznie a jakże smacznie przyspało, to panoszyliby się ci krwiopijcy po świecie aż do samego świtu.
Nadmiarowe “a” w tym zdaniu. Czy kur czasem nie pieje dopiero o świcie? Nie wiem, pytam. Jeżeli tak, to będą się panoszyć do świtu tak czy siak, bez względu na kura pianie.
I poszłyby się dymać skrzętne plany upicia się porządną gorzałą i załatania podeszew w dziurawych butach.
Nadmiarowe “się”?
Powiedz no, trzęsiesz już portkami[+,] czy zaczniesz dopiero za progiem?
Przy wtórze jego rechocącego śmiechu[-,] wrota uchyliły się lekko.
– Ha, czujesz, bratku, co za interes życia ci przypadł w udziale? Ten tutaj to jakiś przychlast z gówna ulepiony, ale widać dla wielkiej polityki na tyle ważny, że każda noc tutaj to dukat do przodu.
Mam mieszane uczucia co do stylu. Z jednej strony ciężkawy, niezbyt gładko się to czyta, zdania gdzieniegdzie zbyt długaśne lub na granicy poprawności. Z drugiej nie dałbym głowy, że nie jest to zamierzone. Bo skoro narratorem jest niezbyt wyedukowany żołdak, to taki język do niego pasuje.
Chociaż… chwila… przecież on podobno nie umie pisać :)
Nastrój opowiadania za to bardzo dobry. Jest mrocznie, przytłaczająco, niepewnie. Dawkujesz informacje po kawałku. Zakończenie satysfakcjonujące, dopełnia całości.
"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.
Chrościsko dzięki za wizytę i cieszę się, że nastrój przypadł ci do gustu.
Co do ciężkości, to stylizacja zamierzona, bo ciężki dyżur w końcu. Co za tym idzie, wywody były długaśne i trochę rozlazłe, bo próbowałam się wczuć w sposób myślenia kogoś, kto jest zmęczony, niewyspany i jeszcze w dodatku ma dyżur. A mózg – piśmiennemu czy też nie – lasuje się tak samo chyba skoro już po konkursie, to niedługo przysiądę do głębszych poprawek.
Przypuszczam, Oidrin, że cała historia jest jasna dla Ciebie, ale ja nie bardzo mogłam się zorientować, o co w tym chaosie chodzi. Lektury nie ułatwiało ani nie najlepsze wykonanie, ani stylizacja.
…skoro nawet na półtora dukata za dobrą służbę skąpią. ―> …skoro nawet półtora dukata za dobrą służbę skąpią.
Nie odszczekał się, bo widać tylko strugał wariata… ―> Nie odszczeknął się, bo widać tylko strugał wariata…
Odszczekać to odwołać coś, czego nie powinno się było powiedzieć.
– I on tak tylko siedzi i gapi się na ciebie tymi świecącymi ślepiami?– zapytałem zbity z tropu. ―> Brak spacji po pytajniku.
– Oszi, kochaneczku, otwórz no matusi, to ci da mleka z miodem i piętkę chleba. – zaszczebiotał słodki kobiecy głos. ―> Zbędna kropka po wypowiedzi. Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow
– Chłopcy moi, dość tego, wygraliście!- Gromki… ―> Brak spacji przed dywizem, zamiast którego powinna być półpauza.
– Tak jest, panie naczelniku!- Strzelił… ―> Jak wyżej.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli, co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
regulatorzy dzięki za wizytę i uwagi! przepraszam, ze dopiero teraz, ale trochę mnie tu nie było.
Dobre opowiadanie wciągnęło mnie i zanim się obejrzałem to już był koniec :) Najbardziej mi się podobała scena morderstwa. Naprawdę fajna.
Pozdrawiam.
Schizofrenia, ależ dziwna ta choroba... Czy tylko mnie śmieszą homilie??? Dziwny ten świat w około.
dawidiq150 bardzo miło, że wpadłeś i że lektura była szybka, przyjemna i bezbolesna, ten efekt chciałam osiągnąć po tej mocy poprawek pozdrawiam.