- Opowiadanie: Xawery - Wisiorek

Wisiorek

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Wisiorek

Pokój hotelowy

Wszystkie pokoje hotelowe są takie same. Bezosobowe, pachnące tanimi środkami czystości i wypełnione tajemnicami, o które wstyd zapytać. 

Marzena uchwyciła brzeg kołdry i odkryła swoje nagie ciało. Podobała się sobie. Nikt nie dawał jej trzydziestu dwóch lat. Smukłe i zgrabne nogi przyciągały wzrok, tak jak magnes przyciąga opiłki żelaza. Każdy facet chciałby, żeby go nimi oplotła, gdy… Uśmiechnęła się do siebie i spojrzała na Karola. Mężczyzna już nie spał. 

‒ Za godzinę zaczną się wykłady ‒ powiedziała znudzonym głosem. Nie było wiadomo, czy chce go pospieszyć do wstawania, czy wręcz odwrotnie.

Do hotelu „Słoneczna Dolina” wysłała ich firma. Już po pierwszej godzinie szkolenia z projektów unijnych zorientowali się, że umieją więcej od prowadzącej, drugą ich myślą było zagospodarowanie czasu. 

Marzena z Karolem znali się wcześniej. Dwoje pracowników z tej samej korporacji spotykało się przy różnych okazjach. Już nawet nie pamiętali, kiedy zbliżyli się do siebie.

‒ Proponuję spacer ‒ powiedział Karol i naciągnął bokserki. ‒ Po drodze jest kawiarnia. Co powiesz na macchiato z syropem karmelowym?

 

W lesie 

Najpierw była kawa, potem spacer przez las. Zapach wilgotnych sosnowych igieł pomieszany z aromatem ziół miał niemal narkotyczną siłę. 

Szli w milczeniu. Marzena rozmyślała o swoim uczuciu do Karola, a Karol zastanawiał się, jak rozwiązać problem posiadania kochanki, żony i dwójki dzieci. Cicho stawiali stopy na ułożonych płasko kamieniach i żadne nie chciało rozpocząć rozmowy. 

Marzena pragnęła, by ujął jej dłoń. Chciała znaku, zachęty, dowodu. Brakowało jej mężczyzny. Cholera, jak bardzo brakowało. 

‒ Tu coś jest!

Karol wskazał wyrwę pozostawioną przez przewrócone drzewo. Prawą ręka uchwycił wystający konar i sięgnął po przedmiot leżący w ziemi. 

‒ Masz. To dla ciebie. ‒ Uśmiechnął się szelmowsko. Kurde, jak ona lubiła ten jego uśmiech, a jednocześnie jak bardzo bała się, że go kiedyś straci. 

Znalezisko przypominało wisiorek. Mały błyszczący prostopadłościan na rzemyku. Wzięła i zacisnęła pięść w geście: nie oddam nikomu. Wisiorek był przyjemnie ciepły. 

‒ Nie założysz? ‒ Karol zmrużył oczy i cofnął się pół kroku. 

Voilà ‒ zakrzyknęła Marzena i wykonała obrót. Wisiorek zawirował, a w jego metalicznych ściankach odbiło się słońce. 

Rozejrzała się. Z przeciwka szła starsza para. Wyglądali jak uczestnicy „Sanatorium Miłości”, byli tacy dziwnie dziwni. 

‒ Zrobić wam zdjęcie? ‒ spytał szpakowaty pan i uśmiechnął się trochę lubieżnie, a trochę ironicznie, jakby znał tajemnice ich skomplikowanego układu?

‒ Nie, dziękujemy ‒ odpowiedział Karol.

Starszy jegomość rozchylił usta w uśmiechu, który sugerował: „i tak wiem wszystko”. 

Marzena przyłożyła dłoń do wisiorka. Wtedy poczuła to po raz pierwszy. Wisiorek nie tylko był ciepły, ale drżał. I jeszcze coś: widziała cudze myśli. 

‒ Ta pani woli herbatę od kawy. Proszę pamiętać ‒ powiedziała do starszego pana, a obróciwszy się w stronę kobiety, dodała: ‒ On woli pani koleżankę z pokoju. 

Nagły cień przeleciał przez twarz mężczyzny. Już się nie uśmiechał. Objął kobietę wpół i przyspieszyli kroku. Nie odeszli daleko. Jeszcze pojawią się przy końcu tej historii.

‒ Skąd wiedziałaś ‒ Karol wydawał się ubawiony.

‒ Po prostu wiedziałam. 

Przyłożyła ponownie dłoń do wisiorka i popatrzyła Karolowi w oczy.

‒ Zaczynam się bać ‒ spróbował zażartować.

W oczach swojego mężczyzny mogła czytać jak w książce dla niedowidzących. Wszystko tam napisane było wyraźnie i wielkimi literami. Już wiedziała, że nie zostawi żony, nie rozwiedzie się z tą tępą dzidą mylącą kaszalota z Koszalinem.

‒ Chodźmy, odkryłem ładny punkt widokowy na szczycie kamieniołomów. – Karol dotknął delikatnie jej ramienia. Wzdrygnęła się.

Wąska leśna droga wiodła łagodnie ku górze. Karol mówił coś o wspólnym zestarzeniu się. Lecz ona wiedziała, że to już koniec. Już nigdy bliskość z nim nie wywoła w niej drżenia. Z każdym krokiem narastała w niej złość i żal. Zawsze będzie wracał do żony, aż kiedyś powie, że to już koniec. 

Teraz albo nigdy, pomyślała. Magia ciepła wydzielanego przez wisiorek rozlewała się po całym jej ciele, utwierdzając w słuszności powziętego zamiaru. 

‒ Nigdy nie zostawisz żony dla mnie ‒ powiedziała dziwnie spokojnym głosem. 

Chciał zaprzeczyć, o sekundę za długo wymyślał odpowiedź. 

Jakie to proste, pchnąć kochanka w przepaść, pomyślała.

 

W hotelu

Po powrocie do hotelu pierwsze co zrobiła, to weszła pod prysznic. Woda lała się po jej nagim ciele i rozpryskiwała na wisiorku. Nie ściągnęła go, czułaby się bezbronna. Spod prysznica wygoniło ją ssanie w żołądku. Dawno nie była tak głodna. 

W restauracji zamówiła obiad dnia. Zjadła dwa kęsy i poczuła, jakby ktoś na nią patrzył. Nabiła kawałek rolady. Widelec drżał. Rozejrzała się. Przy stoliku pod oknem stał kelner. Zerkał na nią. Już go dzisiaj widziała. Czyżby coś wiedział? Obmyślał jak ją skrzywdzić. Na pewno ją zaszantażuje. 

Uśmiechnęła się. Kelner nieśmiało odwzajemnił uśmiech, lecz jakoś nieszczerze, podejrzanie złośliwie. Przyłożyła dłoń do wisiorka. Emanował ciepłem.

Musi się bronić. Machnęła na kelnera, który po paru sekundach stanął przy jej stoliku. 

‒ Przyniósłbyś mi ciasto do pokoju? ‒ Wpatrywała się w jego oczy i już wiedziała: ten facet utrzymuje się z szantażu. Leszek Paprocki – tak było napisane na identyfikatorze. Kolejny oszust, jak wszyscy mężczyźni, zagryzła wargi aż do bólu. 

Wstała, obciągnęła spódnicę i ruszyła w stronę wyjścia. Na barze leżał nóż brudny od krojenia mięsa. To przecież był znak.

 

W parku przy hotelu

W przyhotelowym parku matki przyglądały się zabawom swoich dzieci, ktoś biegł, a ktoś inny szedł szybkim krokiem na pobliski przystanek. Marzena usiadła na ławce i wystawiła dłonie do słońca. Zaschnięta krew wokół paznokci przypominała jej zdarzenia ostatniej godziny. Nic nie będzie takie jak wcześniej, pomyślała i zaraz potem kolejna myśl przedarła się do jej świadomości: może to, co myślała o Karolu i kelnerze, nie było prawdą? Poczuła wwiercający się w serce rozdzierający ból. Nawykowym gestem sięgnęła po naszyjnik. To on jest wszystkiemu winien. Była przegrana, opuszczona i zła. Ściągnęła wisiorek i wrzuciła w trawę. Wiedziała, co zrobi: pójdzie na szczyt kamieniołomów i już zawsze będzie razem z Karolem. Jej krew zmiesza się z krwią kochanka.

Wstała z ławki. Nie zwróciła uwagi na parę przypatrujących się jej starszych ludzi. Gdy odeszła, tamci wyciągnęli z krzaków wisiorek. 

‒ Jeszcze nam się przyda ‒ powiedział starszy pan do towarzyszącej mu kobiety. 

Przechodząca obok nich matka z dzieckiem niesionym w chuście pomyślała, że wyglądają jak z “Sanatorium Miłości”, są tacy dziwnie dziwni. 

Marzena z zaciśniętą twarzą wychodziła z parku, gdyby się obejrzała, zobaczyłaby, że starsza para grzebiąca w trawie to ci sami, których widziała już wcześniej.

Koniec

Komentarze

Cześć Xawery

Widzę, że albo dużo piszesz, lub… nie wiem, jesteś bardzo poprawny (ewentualnie, sprawdzasz tekst wielokrotnie przed publikacją). Świetnie napisane. Przyczepię się tylko do jednego zdania: Rozejrzała się. Z przeciwka szła starsza para. Wyglądali jak uczestnicy „Sanatorium Miłości”, było w nich coś creepy.

Nie trafiło do mnie. Może gdybyś rozwinął, opisał ich, to creepyostwo :-) Nie wiem jak to odmieniać i czy to się odmieniać powinno, ale mniejsza… wiemy o co chodzi.

Podsumowując. Jest super. Podoba mi się. Leci klik ode mnie.

Pozdrawiam

Dzień dobry, Hesket:)

Taki komentarz potrafi zrobić dzień. Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie ucieszył. Bo przecież zdaję sobie sprawę ze słabości wysłanego tekstu. Zarzuciłbym mu zbyt słabo zaznaczone obsuwanie się bohaterki w szaleństwo, zbyt mało plastycznie przedstawione to, co się w jej głowie działo. A pewnie i inne słabości (w tym językowe) wyrywają się, by o nich wspomnieć. 

Tym większe dzięki za wyrozumiałość i za ocenę :) 

Co do tego bycia creepy to jest tak, że chyba nie ma dobrego słowa w języku polskim. Takie balansowanie na granicy dziwności, że milimetr więcej, a już wywołałoby przestrach. I jak tu takie coś opisać, wiedząc, że ma się tylko przestrzeń na tysiąc słów? 

Bardzo dziękuję, Hesket. Za miłe słowa, za wyrozumiałość…. Dzięki.

Przeczytałam, zrozumiałam intrygę, ale brak mi motywu i emocji. Przeczytam jeszcze raz wieczorem.

Kilka uwag:

Ściągnęła wisiorek i wrzuciła do trawy. – w trawę.

W parku okalającym hotel – chyba zgrabniej – W okalającym hotel parku

Po powrocie do hotelu pierwsze co zrobiła to weszła pod prysznic – przecinki po pierwsze i przed to

narkotyczną siłę – napisałabym: moc

widziała cudze myśli – czytała w cudzych myślach lub znała cudze myśli

‒ spróbował zażartować – moim zdaniem – próbował żartować

 

Intrygujące.

Żałuję, że brakło miejsca na choćby małe wyjaśnienie, kim tak naprawdę byli starsi państwo i dlaczego podrzucali wisiorek innym.

Czytało się całkiem dobrze, choć wykonanie mogłoby być lepsze.

 

i żadne nie chcia­ło roz­po­cząć roz­mo­wy → Brak kropki na końcu zdania.

 

było w nich coś cre­epy. → Myślę że to słowo można zastąpić polskim, bez szkody dla opowieści.

Proponuję: …było w nich coś niepokojącego/ złowieszczego

 

‒ Ta pani woli her­ba­tę od kawy. Pro­szę pa­mię­tać ‒ Ma­rze­na zwró­ci­ła się do star­sze­go pana, a ob­ró­ciw­szy się w stro­nę ko­bie­ty do­da­ła: → Nie brzmi to najlepiej. Wiadomo, że tę kwestię wypowiada Marzena.

Proponuję: ‒ Ta pani woli her­ba­tę od kawy. Pro­szę pa­mię­tać ‒ powiedziała do star­sze­go pana, a ob­ró­ciw­szy się w stro­nę ko­bie­ty do­da­ła:

 

Objął ko­bie­tę w pół i przy­spie­szy­li kroku. → Objął ko­bie­tę wpół i przy­spie­szy­li kroku

 

Magia cie­pła wy­dzie­la­ne­go przez wi­sio­rek roz­le­wa­ła się po całym jej ciele i utwier­dza­ła w słusz­no­ści po­wzię­te­go za­mia­ru. → Czy drugi zaimek jest konieczny?

 

Po­czu­ła się prze­gra­na, opusz­czo­na i zła → Brak kropki na końcu zdania.

 

Ścią­gnę­ła wi­sio­rek i wrzu­ci­ła do trawy. → Raczej: Ścią­gnę­ła/ Zdjęła wi­sio­rek i rzu­ci­ła w trawę.

 

Prze­cho­dzą­ca obok nich matka nio­są­ca dziec­ko w chu­ście przy­pa­trzy­ła się im. → Pierwszy zaimek jest zbędny.

 

Po­my­śla­ła, że wy­glą­da­ją jak z “Sa­na­to­rium Mi­ło­ści”, są jacyś tacy cre­epy. → A może: Po­my­śla­ła, że wy­glą­da­ją jak z “Sa­na­to­rium Mi­ło­ści”, są jacyś tacy osobliwi/ niepokojący/ złowieszczy/ zatrważający

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nanieś sugerowane poprawki i będzie ok. Może dobrze byłoby jakoś podkreślić, że para na końcu to jednak nie ci wcześniejsi.

Powodzenia w konkursie. :)

Dzień dobry, Milis :)

Piszesz, że brak emocji. Ano brak. Udane pisanie o emocjach to zupełnie inna szkoła jazdy. Dla mnie niedostępna. 

Piszesz, że brak motywu. Toż to prosta historyjka. Kobieta otrzymuje świecidełko i popada w szaleństwo. To jest właśnie ten element fantastyczny, bo od błyskotek przecież kobietom nie przewraca się w głowach. 

 

Piszesz, że w poniższym zdaniu brakuje dwóch przecinków.

“Po powrocie do hotelu pierwsze co zrobiła to weszła pod prysznic”. – Według mnie brakuje jednego, tego przed “to”. Przed …pierwsze co zrobiła…” raczej nie powinno dawać się przecinka, wszak okolicznik czasu nie może być oddzielony przecinkiem od orzeczenia. No chyba, że się mylę, a wtedy mojej nauczycielce od polskiego nie wyślę tego roku kartki na te święta. (Okej, już wysłałem, zresztą nie jestem małostkowy”).

 

Jest mi bardzo miło, że chciało Ci się napisać o swoich wrażeniach po przeczytaniu.

Dzień dobry, Regulatorzy :)

Ciekawe uwagi, bardzo fajne podpowiedzi. Dziękuję. Oczywiście wprowadziłem poprawki. Lecz przy dwóch wskazaniach się zatrzymałem i zastanowiłem. W związku z tym mam do Ciebie prośbę. Właściwie dwie prośby. Ale po kolei.

Wrzucić w trawę czy do trawy?

Tam, gdzie mieszkam, każdy powiedziałby, że wrzuca się do trawy, tak samo jak do kubła, do tornistra i jak wrzuca się piłkę do kosza.

Stąd moje pytanie, czy: rzucanie w trawę jest rusycyzmem? Czy ma regionalne odmiany? Czy tylko jedna forma jest poprawna? 

 

Moje drugie zastanowienie i kolejna prośba są bardziej złożone.

Rozumiem Twoje intencje wobec anglicyzmu creepy. Chodzi o to, by nie wprowadzać obcych słów do języka, skoro można je udanie zastąpić polskimi określeniami. 

Stąd kolejna prośba. 

Określenie creepy oznacza, że coś jest dziwne na granicy niepokoju. Nie musi to być nic złowieszczego. Po prostu są ludzie, którzy drażnią swą niewidoczną na pierwszy rzut oka osobowością. Nie przywiązuję się do słów i nie mam żadnego problemu z ich zmianą. Tylko że to słowo jest na tyle odmienne, że jednocześnie etykietuje osoby pojawiające się w tekście. Dzięki temu wiadomo, że para starszych ludzi ze środka historii jest parą pojawiającą się również na końcu tekstu. 

I teraz pytanie/prośba:

Czy jeśli wymienię creepy na bardziej pospolite określenie, wciąż będzie wiadomo, że to są te same osoby?

Jeśli napiszesz, że spoko, że każdy to wychwyci – oczywiście, że wyrzucę irytujące creepy.  Ewentualnie wymyślę jakieś inne określenie. 

 

Dziękuję za dokładność podczas czytania tekstu i za bardzo fajne podpowiedzi. 

Dzień dobry, Koala75 :)

Jakże mógłbym podkreślić, że para na końcu to jednak nie ci wcześniejsi, skoro to właśnie ci wcześniejsi? 

Dziękuję, że chciało Ci się przeczytać i napisać uwagę.

Hej, miło mi, że odpowiedziałeś.

Jestem kobietą, a co do świecidełka, rozumiem, że to żart. I wiem, w którym fragmencie tekstu brakuje mi emocji – kiedy bohaterka ogląda dłonie. Niech by się zgięła, zaklęła lub wezwała Boga. Albo na końcu zdania, kiedy wini wisiorek, byłby wykrzyknik. Jesteś Autorem i czujesz własny tekst, ja piszę tylko o własnych spostrzeżeniach. Jeśli mowa o tych nieszczęsnych przecinkach, potraktowałam to jako wtrącenie – mogę się mylić, nie czuję się specjalistą.

Powodzenia w konkursie ;)

Hej, Milis :)

Masz rację. Bez dwóch zdań – masz rację. Kulminacja powinna być obudowana emocjami. A nie jest :(

Mam pewne podejrzenia, że za tym może stać limit słów, który przy końcu stawał się dokuczliwy. Co oczywiście nie jest żadnym wytłumaczeniem.

Masz nie tylko rację, ale i wyczucie: tekstowi w kulminacji brak wewnętrznej walki bohaterki. 

Miłego :)

Wrzu­cić w trawę czy do trawy?

Xawery, gdyby hodowca chciał nakarmić krowę trawę przeznaczoną na paszę i tę trawę wzbogacić koniczyną, wypełniłby żłób trawą i dorzucił koniczynę do trawy.

Owszem, wrzucamy śmieci do kubła, książki do tornistra, a piłkę do kosza, ale zważ, że we wszystkich podanych przypadkach mamy do czynienia z pojemnikiem (no, może kosz jest pojemnikiem bez dna) i oczywiste jest, że coś wrzuca się do pojemnika. Natomiast w przypadku z opowiadania mam do czynienia z, jak mniemam, trawnikiem, który, będąc otwartą przestrzenią, pojemnikiem nie jest i niczego nie można do niego/ do trawy wrzucić. Można, jeśli trawa będzie odpowiednio wysoka, schować się w trawie, ale nie można schować się do trawy. Można rozłożyć pled na trawie, ale nie można rozłożyć pledu do trawy.

 

Okre­śle­nie cre­epy ozna­cza, że coś jest dziw­ne na gra­ni­cy nie­po­ko­ju.

Cóż, Xawery, nie pochwalam używania obcych słów w polskich opowiadaniach, o ile taki zabieg nie jest dobrze uzasadniony. Wiem, że obce słowa wciskają się zarówno do języka mówionego, jak i pisanego, ale w tym przypadku uważam, że odczucia patrzących na szczególną parę, można oddać czysto po polsku.

 

Bardzo się cieszę, że zaproponowanie w komentarzu uwagi znalazły Twoje uznanie. Pozwolę sobie wyrazić nadzieję, że Wisiorek nie jest Twoim ostatnim słowem. Powodzenia. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jasne, Regulatorzy. Dzięki za wyjaśnienie. To są już ostatnie sekundy creepy w tekście o wisiorku. I odtąd wszystko będzie wpadać w trawę, jak kamień w wodę. 

Wielkie dzięki i miłego :)

Bardzo proszę, Xawery. I niezmiernie się cieszę, że mogłam się przydać. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Późniejsi zgodnie współpracują, a po uwadze bohaterki do wcześniejszego, przypuszczałbym coś przeciwnego. Dlatego mi to nie podeszło.

Miło mi ;)

Pozdrawiam i jeszcze raz życzę powodzenia.

Regulatorzy

Lubię się uczyć od mądrzejszych. Dziękuję!

 

Koala75

Zapewne masz słuszność, że powinni się pokłócić. Jakaś scena soczystej zazdrości dobrze by zrobiła temu tekstowi. Ale z drugiej strony – przecież nic tak nie łączy, jak możliwość wyrządzania bliźnim kolejnych przykrych psikusów. Fajnie, że zajrzałeś. 

 

Milis

Dziękuję!

Mikrohorror, czyli raczej wstęp do horroru.

W tak małej objętości więcej chyba nie dało się zawrzeć, ale to szkodzi historii. Nabrałaby oddechu gdyby była dwa, trzy razy dłuższa.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ciekawy pomysł z wisiorkiem i zgubnym wpływem pozornie niewinnej mocy. 

‒ Chodźmy, odkryłem ładny punkt widokowy na szczycie kamieniołomów. Karol dotknął delikatnie jej ramienia. Wzdrygnęła się.

Tutaj się zacięłam, nie widać, gdzie kończy się wypowiedź Karola, a gdzie zaczyna dalsza narracja

 

Pozdrawiam i powodzenia!

E.

@CesarzowaMordoru

Słuszna uwaga. Dziękuję.

 

@Staruch

Dzięki za odwiedziny. 

Trochę mam problem z tym tekstem, bo tak: Podobało się. Lubię tego typu historie, gdzie schemat działania czegoś jest prosty, a pochodzenie niewyjaśnione. Do tego interesujące, że staruszkowie to po prostu ludzi, a nie potwory (lub może bardzo ludzkie potwory?), jak wynika z ich przeskanowania przez bohaterkę. 

 

Z drugiej strony limit rzeczywiście nie pomógł, bo dzieje się dużo w tym tysiącu słów i klimat trochę ucieka. Kelner dodany nieco na siłę w moim odczuciu, choć domyślam się, że należało pokazać, że naszyjnik działa dalej i wciąż kontroluję Marzenę, ale nie obraziłbym się, gdyby autor wyciął ten wątek i pozwolił bohaterce nieco wolniej popadać w szaleństwo.

Dobry wieczór, Reinee

Bardzo miło, że wstąpiłeś. Dziękuję.

Wszystkie dobre słowa zbieram jak chrust na zimę, by móc się nimi ogrzać podczas chłodu.

 

A co do kelnera – uśmiercenie jako efekt zaburzeń wywołanych znaleziskiem było najprostsze i najłatwiejsze do przeprowadzenia. Rach-ciach i już. W zamian mógł być opis narastającej paranoi, rozbudowa treści o urojenia i manie prześladowcze. Masz rację, że pomogłoby to tekstowi (o ile zostałoby dobrze napisane). Natomiast byłoby trudno utrzymać się w tysiącu słów. Oczywiście nie zamierzam się limitem zasłaniać ani tłumaczyć, wszak był znany od początku.

Dziękuję. 

devil

Zakończenie mnie zaskoczyło. Myślę, że zdanie o tym, że spotkamy jeszcze tych staruszków jest zbędne. Takie wtręty w stylu "Ale nie uprzedzajmy faktów" są dość zużyte i zamiast budować napięcie je psują.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Niezłe. Szkoda, że tak ścisnął Cię limit znaków, bo chętnie dowiedziałbym się, kim była para staruszków i co ich motywowało do podrzucania wisiorka przypadkowym (?) ludziom, ale i bez wyjaśnienia opowiadanie jest intrygujące. Ciekawe, czy wisiorek naprawdę pozwalał czytać w myślach, czy po prostu podsuwał smętne, fałszywe wizje tego, co się dzieje w głowach innych ludzi.

Klikam bibliotekę.

@SzyszkowyDziadek

Miło, że wstąpiłeś i zechciałeś zostawić komentarz. Dziękuję.

 

@AmonRa

Najprostsze wyjaśnienie, skąd się wzięła starsza i raczej złośliwa para staruszków, jest takie, że zostali wynajęci przez żonę Karola. Inne wyjaśnienie, że starsze osoby, tak jak dzieci, bywają złośliwe same z siebie, a może też mają własne rachunki do wyrównanie. Zresztą nieważne. Najważniejsze, że bardzo dziękuję Ci za wizytę, za ciekawe spostrzeżenia i miłe słowo. Ukłony :)

Faktycznie, przydałoby się więcej znaków. Ja też chętnie poznałabym motywy staruszków. Skąd wzięli wisiorek? Co chcieli osiągnąć?

Czyli jednak nie warto zdradzać żony…

Czytało się przyjemnie.

Babska logika rządzi!

Podobało mi się. Według mnie bardzo dobrze napisane. Historia prosta, ale wciągająca. Nie uważam, że limit zaszkodził, wręcz przeciwnie. W konkursie uczestniczy inne opowiadanie, którego tytuł dobrze pasuje do nasuwających się wniosków z Twojego tekstu (o ile przyjąć, że to nie było popadanie w szaleństwo, ale faktyczna umiejętność czytania w myślach).

Słowo “creepy” rzeczywiście nie pasowało akurat do tego opowiadania i świetnie z tego wybrnąłeś.

 

Nominuję. Pozdrawiam.

Dzień dobry, Finklo :)

Kiedy w komentarzu dojrzałem opinię, że czytało się przyjemnie, nawet nie wiesz, jak się ucieszyłem. Potem zajrzałem do innych Twoich komentarzy i okazało się, że to taka trochę standardowa formułka, coś jak opinia lekarza w rozmowie z przyszłą wdową: “pacjent jest stabilny”. Ale i tak się cieszę, naprawdę i naprawdę bardzo. 

Zastanowiłem się nad zadanymi w komentarzu pytaniami. No i nie wiem, czy coś by zmieniło, gdyby się okazało, że wisiorek wykonany był z łoparskiej krwi, raczej rzadkiego minerału znajdywanego nad Jeziorem Duchów na Syberii. A może był to wisiorek podarowany przez Marię Antoninę łaskawemu strażnikowi w nocy tuż przed egzekucją? W końcu jakie to ma znaczenie. Co do pary starszych ludzi: to on posiadał sklepik z talizmanami na przedmieściach Lublina, starsza pani z kolei trudniła się stawianiem kart tarota. Tylko co z tego? Można udzielić dowolnie wielu odpowiedzi, które przecież niczego nie zmieniają w tekście. Bo nie jest to tekst o złośliwości starszych ludzi ani o mocy przedmiotów, tylko o pogubieniu się, o wyborze, który nakręca spiralę kolejnych, coraz gorszych decyzji. 

Zapewne nie było to wyłożone dość jasno w tekście. Ot, poważny mankament. Na szczęście ten tekst nie rości sobie ambicji do czegokolwiek. 

 

Miłej niedzieli i oczywiście ogromnie, ogromnie dziękuję za wizytę i za komentarz.

Dzień dobry, AP :)

Jesteś jedyną osobą, która nie krzywi się, że za krótko, za długo, że nie tak, że czegoś brakuje bądź coś zbywa. Jesteś jedyną osobą, która uznała, że mogłem napisać prostą historyjkę w sposób, w jaki ją napisałem. Jesteś w końcu jedyną osobą, przed którą nie muszę się tłumaczyć ani wyjaśniać. Niesamowite. A jakże miłe. 

Serdeczności, AP :)

to taka trochę standardowa formułka, coś jak opinia lekarza w rozmowie z przyszłą wdową

Niby standardowa, ale to wcale nie znaczy, że nieszczera. Ja czerpię dużo przyjemności z czytania. :-)

Ta formułka stanowi jakieś tam wyjaśnienie dla kliknięcia na Bibliotekę, jeśli nie przychodzą mi do głowy bardziej konkretne argumenty, a uważam, że tekst na klika zasługuje. Albo sygnał, że klikałabym, gdyby już nie było po ptakach. Albo – że tekst jest w porządku, chociaż przytoczyłam kilka zarzutów.

Babska logika rządzi!

Dzień dobry, Finklo :)

W pisaniu tak samo chodzi o to, żeby się dobrze czytało, jak w gotowaniu – żeby smacznie się jadło. Cała reszta, te wszystkie kliki i biblioteki, mogłyby nie istnieć. I dlatego ogromnie dziękuję Ci za wizytę i za taki właśnie komentarz. 

Serdeczności :)

Nowa Fantastyka