Profil użytkownika


komentarze: 306, w dziale opowiadań: 243, opowiadania: 115

Ostatnie sto komentarzy

Nigdy nie lunatykował, nie pił ani nie ćpał, a najmocniejszym, co zażywał, były lekkie tabletki od bólu głowy. 

najmocniejszym środkiem, jaki zażywał

Czemu nawet do głowy mu nie wpadło, że śpi? Może jestem rzadkością, że w większości snów jestem świadoma śnienia, ale widząc coś takiego, chyba każdy powinien pomyśleć, że to sen...

 Jednak nagie ciało kobiety było nieskończenie odrażające, a to za sprawą jej wzdętego w ciąży brzucha. Wystawały z niego cztery nabrzmiałe narośle, które u swojej podstawy wyglądały jak gigantyczne, krowie wymiona, a dalej zamieniały się w coś na kształt pajęczych odnóży – pokrytych twardą szczeciną i poruszających się nieustannie.

Pierwsza wątpliwość - może patrzę na to stereotypowo, ale czy widząc nagą babkę facet patrzyłby na twarz i dopiero po dłuższej chwili zauważyłby wielkie wymiona jak u mamuny? Myślę, że każdy, kto zauważyłby taką kobietę, niezależnie od płci, najpierw zwróciłby uwagę na nadrosty.

Pierwsze zdanie wskazuje, że dla twojego bohatera kobieta w ciąży to coś nieskończenie odrażającego. Jeśli nie o to ci chodziło, to lepiej połączyć to jakoś z drugim zdaniem, by wiadomo było, że ciało było odrażające nie z powodu nabrzmiałego brzucha, tylko wymion...

– Gdzie idziemy? – Był zaniepokojony, ba!, przerażony jak nigdy w życiu, ale rozumiał, że nie ma wyjścia i musi być posłuszny kobiecie-potworowi.  

Bez przecinku po "ba!"

– Ktoś chciał cię widzieć – odpowiedziała. 

 Kalka angielska. Po polsku będzie czas teraźniejszy. Chyba że już nie chce go widzieć. 

 Ogólnie jednak niezły tekst z pomysłem i mocnym zakończeniem. Parę rzeczy do poprawki, ale podobał mi się. 

Pozdrawiam 

Przepraszam za niegłosowanie. Praca wymusiła rezygnację z netu przez miesiąc...

domek, cieszę się, że nie zanudziłam:-)

Co do motywacji bohaterki, tak jak napisała ocha, po potomkach zbrodniarzy (niekoniecznie hitlerowkich, jakichkolwiek) widać, że nie jest to drobny uraz z dzieciństwa - może być to fascynacja, wyparcie albo nienawiść - w każdym bądź razie uczucia są zawsze bardzo silne. 

syf. - przepraszam, dostałam dodatkową redakcję i żeby zmieścić się w umówionym czasie zupełnie odpuściłam sobie internet, więc nie głosowałam. 

 

 

Opowiadanie nie jest w pierwszej osobie, więc nie musiał nic wiedzieć... :-)

Nie było by naciągane, gdybyś gdzieś napomknął, że była Skoczylasa miała później jakiś wypadek.Wtedy można by założyć, że również Adrianowi coś się stanie w przyszłości. I nie trzeba by nigdzie odkładać zdrowego rozsądku ;-)

Bardzo sympatyczne opowiadanie, zabawne z ciekawymi bohaterami. Chętnie poczytałabym coś więcej o nich;-)

Pozdrawiam

 

Mnie się podoba. Krótkie, zabawne. Chętnie bym coś jeszcze poczytała o doktorze P.;-) Tym bardziej w świecie, w którym pozbycie się wehikułu czasu jest tańsze (?), mniej problemowe (?) niż zwolnienie bezmyślnego asystenta...

Bohater wyszedł rzeczywiście głupi i bezmyślny, ale równocześniej płytki, bez życia - całkowite przeciewiństwo twoich bohaterów w później zamieszczonych opowiadaniach. W ogóle nie tłumaczysz jego wyborów osoby, zachowań. Nic w tym opowiadaniu nie przekonuje.

No ale nie będę powtarzać zarzutów, które już padły, dodam tylko, że pomysł wart odkurzenia za jakiś czas. Sama z dziesięć lat temu napisałam po prostu straszne opowiadanie - Jak Wisła głęboka - z płytkimi bohaterami, kiepsko opisaną akcją etc., a z dwa lata temu przeredagowałam je totalnie i wyszło coś zupełnie nowego. Myślę, że w tym przypadku też warto wrócić do tekstu. 

Pozdrawiam

Opowiadanie wydaje mi się momentami przydługawe - początek, później opisy randek też można by trochę skrócić, natomiast można by rozwinąć wątki, o których wspomniał syf.. Ma jednak klimat, bohaterowie są autentyczni i ciekawi. To na plus. Nie jest chyba jednak zbyt oryginalne. Nie czytałam tej książki, o której ktoś wyżej wspomniał, ale ciągle miałam wrażenie deja vu - sam schemat, że jest para (niekoniecznie zakochani, może być dziecko i rodzic, dziadek; uczeń i mentor etc.) - jedno znika w tajemniczych okolicznościach, drugie najpierw się załamuje, potem otrzymuje jakieś info od zagionionej osoby, więc próbuje się do niej dostać i podobne zakończenie, że nie wiadomo dokąd się udaje, ale jest przekonany, że tam jest ta osoba. Z jakimś serialem mi się kojarzy albo i kilkoma, przede wszystkim młodzieżowymi...  Ale czytało się dobrze. Językowo jedna rzecz tylko rzuciła mi się w oczy:

Weszli do niewielkiego przedsionka, z którego wychodziły schody na piętro, para wejść do mieszkań i grube, stalowe drzwi do piwnicy.

Raz - powtórzenie: "weszli, "wejść"; dwa - co to jest "para wejść"? Para świadczy o 2-elementowym komplecie... Trzy - schody same raczej nigdzie nie wychodzą (no chyba że w Hogwarcie;-))

 

Myślę, że warto by dopisać ciąg dalszy - o ile jest pomysł, bo poprzeczka jest na pewno wysoko i jak sam stwierdziłeś, każdy czytelnik ma swój własny. Ja np. widziałabym plemię pierwotne typu cargo, z innej planety albo innego wymiaru, które czci płomień za to, że "daje" im różne rzeczy. A ostatnio w konsternacji, że tylko zgnieciony papier ;-) Tajemnicę płomienia można nie wyjaśniać, przynajmniej w drugiej części, najwyżej wspomnieć, że wieki temu "bogowie" - inny gatunek? - przywieźli go i zostawili. Opiekunowie płomienia mogą być traktowani również jak bogowie, przynajmniej do czasu - wcześniejsi gdzieś zniknęli/plemię coś im zrobiło? Tyle mój pomysł, który pojawił się po przeczytaniu;-) Chętnie poznałabym twój :-)

Pozdrawiam

Moje wrażenia są podobne do joseheim. Z jednej strony świetny, lekki język, tak dobrze się czytało, że jak jestem redaktorką, żadne błędy mi się nie rzuciły w oczy;-) Bohaterowie też ciekawi, żywi. Ale mam wątpliwości co do dwóch wypadków - ich niewiarygodności. Piszesz, że nie wiedziałeś, że fantastyka może być zbyt nadprzyrodzona - i jasne, tylko, że jeśli Skoczylas ściągnął z siebie klątwę, to co go zabiło? Bo musiało to być coś nadprzyrodzonego, słupek musiałby być ostry, a on upaść na niego z dużą siłą, by wbił się w głowę. Więc klątwa Adriana? Ale nie wspomniałeś ani słowem, by działała na kogoś innego niż nosiciela. Druga wątpliwość to wypadek samochodowy, potrącony powinien wylecieć w powietrze, w każdym razie odbić się od samochodu - ale tu prędzej można wyjaśnić to klątwą czy działaniem Wegnera (albo czegoś mniej spersonifikowanego), by klątwa została przekazana dalej. Trochę celowości mi w tym wszystkim zabrakło. Jak wyjaśnić klątwę, jej istnienie i działanie Wegnera? Szatan, który podpuszcza ludzi, by krzywdzili innych przez przekazanie złej klątwy...?

Ogólnie jednak bardzo dobre opowiadanie. Gratulacje :-)

 

tintin, nie rozumiem, czemu uważasz, że nie akceptujemy czasu wracającego automatycznie? Byłoby to logicznie, gdyby w przyszłości pojawił się zupełnie inny naukowiec, który zrobiłby to samo, co twój bohater, nie mając z nim nic wspólnego. A u ciebie, jak już pisze pjotroos, pojawia się nikt - osoba, która nie ma żadnego wpływu na dzieje, którą z głównym bohaterem z innej linii czasowej łączy tylko jedna wspólna prapraprababka (i jej przodkowie) - więc skąd wspomnienia bohatera? I do czego w tym przypadku czas wrócił automatycznie? 

To jest staropolska gramatyka. Dalej mówi się, że ktoś jest na urzędzie, na stanowisku, może tez obijać się na urzędzie. Ale jeśli chodzi o katedrą, spotkałam się tylko, że ktoś przeniósł się / ma widoki na katedrę, ale pracuje czy wykłada w katedrze. Na poradni pwn Bańko tłumaczy to tym, że katedra bliższa instytutowi niż uniwersytetowi - więc "w". 

tintin, może poczytaj sobie najpierw coś o genetyce. To, co piszesz naprawdę nie ma sensu. Likwidujesz jedną osobę w przeszłości - równocześnie likwidujesz WSZYSTKICH potomków tej osoby. Czego tu można nie rozumieć? Geny to nie jest budowla z klocków, w której możesz sobie zamieniać klocki do woli i budowla pozostanie taka sama.

tintin, na ujocie w tych starszych salach katedra to podwyższenie, na którym stoi biurko z krzesłem, na którym wykładowca zwykle siedział (chyba że spacerował po sali). I myślę, że w większości starszych uczelni tak to wygląda. Pulpit to kojarzę tylko z amerykańskich filmów... 

pjotroos, cieszę się, że tekst się spodobał. Rzeczywiście, ten dialog wyszedł filmowo. Ale młodzi chyba czasem mówią takimi frazesami? 

A skoro motywacja bohaterki niezbyt przekonuje, to chyba nie najlepiej przedstawiłam jej traumę z dzieciństwa... 

Pozdrawiam

 

 

 

Nie chodziło mi o to, że był głupi. Był nawet bystry - co objawiało się w szyderstwach wobec nauczycieli i kolegów. Ale uczyć się nie chciał i był bardzo uparty - w twoim opowiadaniu mamy potulnego chłopczyka, który robi co mu się karze - nawet jeśli są to goście z bronią twierdzący, że pojawili się z przyszłości, w której jest wodzem całej Rzeszy. Ten brak reakcji mnie nie przekonuje. Na łatwiznę poszedłeś tworząc taką postać. Rozumiem, że ograniczenie  objętościowe w konkursie, ale pomysł ciekawy, więc może warto poprawić opowiadanie poza konkursem?

Wracali do domów lub szli do jedynego w okolic baru, znajdującego się w centrum osiedla, naprzeciw drewnianego, protestanckiego kościoła.

Niepłynnie się czyta, nadmiar informacji w jednym zdaniu.

Ubrany nieco niechlujnie, w upaprane błotem spodnie i znoszony sweter, szedł rozmyślając. 

 ubrany - szedł rozmyślając - nie za bardzo połączenie

Co chwila wypuszczając kłęby siwego, papierosowego dymu, zbliżył się do baru. Przestąpił próg otwartych na oścież drzwi budynku wyrzucając uprzednio niedopałek. 

Pierwsze zdanie - znaczy, że palił po prostu, teraz brzmi, jakby się nie zaciągał, tylko jakimś cudem co chwilę wypuszczał dym papierosowy - nie wiadomo skąd go biorąc. 

Drugie zdanie - drzwi były do baru, wspomnianego w pierwszym zdaniu, budynek niepotrzebny

 Siadł i poczęli rozmawiać o takich rzeczach, o jakich zwykle rozmawia dwójka przyjaciół przy piwie. Jednak już przy drugiej kolejce konwersacja zeszła na temat wojny. Zapewne każdy w tym lokalu poruszył dziś tą kwestię.

Powtórzenia rozmawiać, rozmawia. Nie wiem, o czym rozmawia dwóch facetów przy piwie - kobiety, samochody? Moi koledzy pewnie stwierdziliby, że to zbyt stereotypowe. Nie lepiej bez tych szczegółów napisać po prostu - tematem rozmowy szybko stała się wojna? Trzecie zdanie niepotrzebne - o czym w barze mają rozmawiać podczas wojny, jeszcze przy dużym prawdopodobieństwie, że własnych synów trzeba będzie na nią wysłać?

 Jego rozmówca nazywał się Abraham Goldberg był niemieckim Żydem, który wyjechał ze swojej ojczyzny zaraz po Kryształowej Nocy.

brakuje "i"?

 Dzięki podrobionym dziewiętnastowiecznym paszportom i doskonałej znajomości niemieckiego, nie miał problemu z podróżowaniem na południe.

Przecież to Niemiec, naukowiec, jak mógłby nie znać niemieckiego?

 Wyglądali niby całkiem normalnie, jak na przełom wieków, ale na ramieniu każdego z nich znajdowała się opaska ze swastyką. 

 Przypuszczam, że chodzi ci o ubranie z tego okresu?

 – Ale plany zweryfikowano w trakcie – uciął Josef – Mnie wysłano z roku 44. Wojna się już zakoń...

W trakcie czego? Raczej po ich wysłaniu.

– I jak wyszło ci coś? – spytał mając na myśli rozwiązane właśnie zadanie.
– Tak, ale nie mogę tego odjąć. 

Skoro zadanie rozwiązane, to po co pyta, jak wyszło? A Hitler odpowiada, że wyszło, ale jednak nie wyszło...

O maszynie nic nie pisałam, wszystkim ciągle chodzi o genetykę, o której twój bohater, ktorego uczyniłeś genetykiem, wie tyle, co dziecko z podstawówki. I tu jest problem. Naukowiec powinien mieć jakąś wiedzę na konkretny temat, a nie "zakładać",  że gdy zmieni sobie przodka, najwyżej smak mu się zmieni, a on pozostanie, nie zniknie. 

A podstawy genetyki to jest właśnie fakt, że jakbyś sklonował komórkę jajową i obie zapłodnił dwoma różnymi plemnikami, to otrzymasz dwoje różnych dzieci (zarówno jeśli chodzi o DNA, płeć, wygląd, charakter etc.), a nie takie same dzieci, najwyżej z różnym smakiem. Jak genetyk mógłby tego nie wiedzieć? Jakim cudem rzeczywiście wracając do przyszłości, genetyk wciąż istniał, tylko z inną wiedzą, pamięcią, która stopniowo zastępowała jego własną? Całe opowiadanie jest sprzeczne z genetyką. Zabijając swojego przodka, twój bohater zniszczył całą linię od córki Hitlera do siebie. Co tworzy paradoks przodka - skoro nie istniał, to go nie zabił. Pominąłeś ten paradoks wbrew prawom genetyki.

 

 

 Tak, najpewniej zastanawiałaby się, co jest grane;-) O ile zdołałaby się się na tyle uspokoić, by zacząć myśleć. 

 być - kim? czym? - miłą - powinno się odmieniać przymiotniki

Ale jak najbardzie swoich. Dzięki

Pozdrawiam

 

 

„Mimo, iż otaczająca go przestrzeń nie utrudniała mu już ruchów, czuł się gorzej, niż poprzednio.” –– Ja napisałabym: Mimo, iż otaczająca go przestrzeń nie utrudniała już ruchów, czuł się gorzej, niż poprzednio.

 A ja napisałabym: "Mimo iż..." ;-)

 

Bardzo dobre opowiadanie. Bohater wiarygodny - co widać przy skrupułach, ale też przy zmianie, jaka w nim nastąpiła - jak widać to przeżycia, doświadczenia mają na nas największy wpływ, przed wychowaniem, które obaj Antoniowie(?) mieli takie samo. 

Zdziwił mnie tylko Przywiślański Kraj Rad... Po co komuniści mieliby wracać do tej przedwojennej, carskiej nazwy, skoro odrzucali to, co carskie? Raczej Polską Republikę Ludową był tu widziała. 


Językowo też całkiem nieżle. Trochę błędów interpunkcyjnych i w zapisie dialogów:

- Dobrze – już mniej nieufny gospodarz schował pieniądze."  --> - Dobrze. - Już mniej nieufny gospodarz schował pieniądze. - 

"- Dyżurny, spójrzcie tam – wskazał na tył samochodu." - Wskazał; kropka po "tam"

Pomysł ciekawy. Co prawda nie nazwałabym Hitlera inteligentnym, skoro robił, co mógł, by się nie uczyć i nawet nie próbował zdawać matury. Poza tym, co z rodzicami Hitlera? Zamknęli ich gdzieś, zabili? Trudno mi sobie wyobrazić, by jakikolwiek rodzic, widząc pakujących mu się do domu uzbrojonych facetów, twierdzących, że ich synek będzie w przyszłości wodzem Rzeszy, tak po prostu to przyjęło do wiadomości. Zamiast próbować zawiadomić policję o uzbrojonych i niebezpiecznych szaleńcach. No i czwórkę rodzeństwa gdzieś zgubiłeś Adolfowi...;-)

Zakończenie bardziej by mi się spodobało, gdyby zabrał się za wyszukiwanie informacji o Himmlerze... Skoro z taką łatwością przyszło mu zabicie dziecka (co jest trochę mało wiarygodne, tym bardziej że wcześniej był zszokowany obozem), to równie dobrze może zabić inne. Przydałoby się jednak jakaś refleksja o zabijaniu dzieci, drgnięcie ręki podczas zabójstwa etc. - postać w tej chwili mało wiarygodna. Albo od początku zrobić go zupełnie bezrefleksyjnym i obojętnym. 

To był ten moment! Jego prawa ręka wystrzeliła prędko i bez wahania, a chłodne ostrze wyryło głęboką szramę na szyi Adolfa , który nie zdążył nawet kwiknąć. 

"Wystrzeliła" jest tu nie na miejscu, zważywszy na to, że chwilę wcześniej sięgnął po broń. Bo chyba nie strzelał i równocześnie podcinał gardło? Może "zaatakowała"? Albo lepiej: Uderzył prędko i bez wahania, a chłodne ostrze...

tę kwestię - musi być zgodność przypadków

Język strasznie sztywny, szczególnie opisy.Zarzucasz nadmiarem informacji, których można się domyślić - np. że podczas wojny ludzie rozmawiają o wojnie... Interpunkcja leży.

Hitler, który w tym czasie też był nastolatkiem, należał najpierw do partii socjaldemokratycznej, więc pewnie nosił przy sobie legitymację tej partii, potem do organizacji nacjonalistycznej i rasistowskiej Partii Chrześcijańsko-Społecznej. Czytałam biografie czy krótkie biogramy jego głównych współpracowników - wszyscy właśnie w tym wieku mieli już związki z partiami politycznymi czy organizacjami nacjonalistycznymi. Jeśli tylko nie były zdelegalizowane, to noszenie ich legitymacji jest jak bardziej prawdopodobne i sensowne. 

W 1910 roku powstał polski Strzelec na wzór podobnych organizacji paramilitarnych pruskich i austriackich. Również wydawali legitymacje. 

Co do legitymacji uczniowskich, na pewno takowe były w zaborze rosyjskim już od Nocy Apuchtinowskiej i w pruskim, w których panowała ścisła kontrola każdego elementu życia ucznia. W przypadku zaboru austriackiego i samej Austrii nic mi nie wpadło w ręce z tego tematu, ale prawdopobnie też mieli.

Wieku Heigla nie określiłam dokładnie - wiadomo tylko, że w 1987 miał powyżej 90 lat, więc urodził się pomiędzy 1887 i 1897. Jeśli w 1908 miał od 17 lat wzwyż, to mógł już być studentem - i jako taki też mieć legitymację. 

Nie za bardzo więc rozumiem, o co ci chodzi, skoro mógł mieć przy sobie dziesiątki różnych legitymacji...

Pozdrawiam

 Ocha ma rację, są dwie wersje hymnu. A z tego, co kojarzę, księżna Walii zdradziła jakiś czas temu, że urodzi córeczkę, więc jest to prawdopodobne, że będzie królowa w 2040.

Podoba mi się wizja alternatywnego świata. Trochę kojarzy mi się z jakimś starym filmem/serialem, w którym w USA rządzili hitlerowcy (i chyba też na całym świecie), ale ogólnie ciekawa. A dodatek z kosmitami rozbawił mnie - w pozytywnym znaczeniu. Natomiast cała reszta to radosna twórczość, mocno niedopracowana.

Po pierwsze, jakby wystarczyło mieć legitymację wywiadu, by zostać zrzuconym na terytorium Francji - to pewnie większość Polaków z SOE zrobiłoby sobie taką samowolkę. O zrzutach powiadamiano zawsze francuski ruch oporu i jego członkowie pomagali później w misjach wywiadowcom. Za bardzo poszedłeś z tym wszystkim na łatwiznę.

Co do mundurów też niefortunnie wybrane. Jasne, Niemcy to nie Ruscy, komuniści podejrzewali się o wszystko wzajemnie, ale za to w okupowanym kraju Niemcy na pewno chcieliby pogadać, napić się razem, dowiedzieć czegoś. Każde wpadki rejestrowałoby i gestapo, i Abwehra. O wiele lepsze byłyby mundury oficerskie Wehrmachtu, legitymacje Abwehry plus rozkazy ogólne do wszystkich czytających, że wzmiankowani są w trakcie tajnej misji i należy im się wszelka pomoc. 

Końcówka niezrozumiała zarówno jeśli chodzi o pociski, jak i szefa wywiadu.

Czemu w tytule Chroń Królową wielkimi? Po angielsku tytuły pisze się w taki sposób, ale nie po polsku. 

Moja przyszła żona na pewno będzie bardziej zorientowana, więc mi pomoże.

Fajne zdanie. Ale to niestety wszystko, co mi się podobało w opowiadaniu. Nie za bardzo rozumiem twoich wyjaśnień sprzeczności tekstu z podstawami genetyki i samą logiką. Ansibl jest przecież fikcyjną maszyną, więc Le Guin mogła wyjaśnić jego działanie albo i nie - jej sprawa. Natomiast jeśli akcję umieszcza się w naszym świecie, mniejsza o czas, ale np. ludzie zamiast chodzić lataliby, to wypadałoby wspomnieć, co jest nie tak z grawitacją.

Tak samo nie rozumiem, czemu pięćdziesięciolatek w i e, że nie dożyje do momentu, gdy jego potencjalne dzieci osiągną dorosłość - długość życia stopniowo się wydłuża, a nie skraca... Jeśli coś jest sprzeczne z naszą podstawową wiedzą i ot tak rzucone w tekście - zwraca uwagę. Opowiadanie niestety wygląda na mocno nieprzemyślane. 

 

 

Opowiadanie robi wielkie wrażenie, wciąga, a pomysł z eugeniką jest ciekawy i wiarygodny. Właśnie"dzięki" II wś została ona zatrzymana, zmieniła się mentalność ludzi. Nagle, zarówno w Ameryce, jak i w Europie, zaczęto uważać, że chociażby sterylizacja kobiet, bez ich zgody czy nawet wiedzy (np. Cyganek w Szwecji), czarnych (zwykle mężczyzn, USA) czy też trepanacje czaszki u chorych psychiczne czy upośledzonych, po których zwykle stawali się warzywami, to coś złego. Dlatego też, podobnie jak ochę, nie przekonuje mnie specjalnie przyczyna chęci zabicia Hitlera - jakby nagle za parę wieków ludzie skupili się tylko na technice (nanoroboty, wehikuł czasu), a równiecześnie stali się kompletnie bezmyślni, nie zastanawiali się nic nad konsekwencjami. Nie wiem, ale wydaje mi się, że nawet teraz dla Żydów ważniejsze może być zachowanie pamięci o zbrodni niż sprawienie, by zniknęła. 

Drugi minus to opis ucieczki - przed oczami przemykały mi sceny dziesiątek amerykańskich filmów akcji, które się w życiu obejrzało. Chociaż nanoroboty świetne, też chciałabym mieć takiego;-)

Zakończenie przewidywalne, ale dobry pomysł z przedstawieniem się jako Hitler - w końcu pośrednio "dzięki" niemu zmieniono to, co zaczął w opowiadaniu zmieniać bohater.

Błędów niewiele mi się rzuciło, literówka, której teraz nie mogę znaleźć, większość wypisano powyżej. 

a po prawej stronie wieże kościoła Teatynów - tylko pełne nazwy zakonów pisze się wielką literą. 

 tfurca - 1 październik - 1 października (tak jak sierpnia) - jak najbardziej; w ostatniej chwili znalazłam informację, że egzaminy nie odbywały się jak u nas, w czerwcu, tylko w październiku i umknęła jakoś odmiana...;-)
Stał prawie na samym szczycie wciąż aktywnego wulkanu - nie znam się na sportach ekstremalnych, ale to chyba niemożliwe, żeby mozna było wejść sobie na szczyt aktywnego wulkanu. Jeśli jest inaczej, niech mnie ktoś poprawi.

Zauważ, że parę linijek niżej wspominam, że chce pobić rekord rodaka z 2011 roku (Marcusa Stoeckla), więc już to zrobiono. Pęknięcia ramy też nie wymyśliłam, to się niestety zdarzyło jednemu Francuzowi, Ericowi Barone, który 9 lat wcześniej zjechał z wulkanu. I jak ocha napisała, aktywny wulkan to nie wulkan w chwili erupcji, tylko niewygasły (częściej chyba nazywa się go czynnym).

Co do motywacji bohaterki - podczas wybuchu radości po zabiciu Hitlera wspomina dlaczego to zrobiła - by móc znowu zaufać, pozwolić sobie pokochać, by mieć normalne dzieciństwo. Póki co, czego zresztą nie ukrywa, jest z facetem dla pieniędzy. 

Natomiast jeśli chodzi o rozwaloną czaszkę i wypadające kawałki mózgu - babka jest wysportowana, silna, do tego dochodzi gniew i adrenalina spowodowane próbą gwałtu. Czaszka jest twarda, ale wystarczy uderzyć mocniej, by pękła. A waliła długo, tracąc zupełnie panowanie nad sobą. Czytałam sporo książek o medycynie sądowej - tego typu historie się pojawiają.

 Roger - jestem historyczką, o czym już kilkakrotnie tu wspominałam, więc zapewniam cię, że takiego bubla bym nie wypuściła. Przeczytaj jeszcze raz fragment, który wytłuściłeś. Gdzie piszę o dowodzie osobistym? Nie masz jednak racji, że legitymacje nie istniały. Całkiem sporo ich było i to już od XIX wieku, np. partyjne czy różnych stowarzyszeń (kulturalnych, sportowych, paramilitarnych etc.), niektóre nawet ze zdjęciami. Dla Klary nie miało to znaczenia, jaka legitymacja, więc nie wchodziłam w szczegóły - najważniejsze było nazwisko. 

marlęta,yoss, ocha - cieszę się, że opowiadanie się spodobało:-)

Muszę przyznać, że jestem mocno zaskoczona. To że opowiadanie słabe, sama widzę, już mi się powoli pojawiają pomysły, jak poprawić. Ale i bohaterowi się dostało, że za "miękki", więc miłe zaskoczenie, że uznano go za wiarygodnego:-)

Dziękuję i gratuluję innym zwycięzcom i wyróżnionym:-)

 

Nie piszę, że ich nie ma, tylko że trzeba szukać. Zwykle jest tak, że jak od jednego usłyszy się horrendalną cenę za wymianę czegoś, to jak się pojedzie do innego, okaże się, że można to samo zrobić za ułamek tej ceny, a jak jeszcze do kolejnego - że w ogóle nie trzeba tego wymieniać, wystarczy jakiś drobiazg;-)

Sethrael - ja się tego domyślam, że pod wpływem idei, ale tego w tekście jednak zabrakło. A może po prostu lubiła prowadzić, dalekie podróże, samotność? Bo już niżej Kazimiera wyjaśnia, czemu nie chciała wyjść za mąż - i nie musiała się cofać do prababki, by to wyjaśnić. Przy wyborze zawodu tego zabrakło. I wiem, że kobieta może prowadzić tira, ale jednak jeśli wprowadza się w opowiadaniu coś niezwykłego, to wypada to wyjaśnić - nawet jednym krótkim zdaniem, ale jednak.

Jeśli chciałeś stworzyć jakąś "everywoman" bez cech charakterystycznych poza dodatkami feministycznymi, które miały wzmocnić wymowę późniejszej zmiany, to ok. Ale jeśli to miała być żywa, pełna bohaterka, to niestety, nie udało się, bo nic o niej nie wiadomo.

Pozdrawiam

 

 Dzięki, Alex.

Rzeczywiście, muszę sobie dawać tak co najmniej dwa tygodnie po napisaniu opowiadania przed zabraniem się za poprawki. Tutaj chyba do przemęczenia umysłu po szybkim pisaniu doszło jeszcze wiosenne przesilenie;-)

Pozdrawiam

 

 

No właśnie jak dla mnie też zakończenie słabe. Poza tym całe opowiadanie za bardzo pędziło. Pomysł ciekawy, ale trzeba by to mocno dopracować. Za szybko się zgadza, by obca babka mu pomogła. Ok, persfazja, ale trzeba by to jakoś inaczej opisać.Skoro tak łatwo jej poszło przekonać faceta niewierzącego w magię, że jest w ciąży, że jego dziewczyna przeniosła dziecko ze swojej macicy do jego brzucha etc., to po co później się kłopocze tłumacząc mu wszystko, przekonując, że musi zniknąć, bo i tak nikt mu nie uwierzy albo go zabije - teraz już nie mogła użyć persfazji?

Pomijam już to, że uczciwego mechanika to ze świecą trzeba szukać;-)

 

Nie musi być od razu pół strony;-) Wystarczy coś w stylu: Obudziłem się, czując zapach róż. Pokój wydał mi się obcy, na kanapie wokół mnie leżała sterta czystej, damskiej bielizny. Stopniowo wracały mi wspomnienia z wczorajszej? nocy...

Jak zaczęłam czytać ten fragment to z początku odniosłam wrażenie, że to jest już kolejny dzień w nowej pracy - skoro dla niego wszystko poza praniem jest normalne. Dopiero opis pokoju wskazuje, że jednak widzi go pierwszy raz w życiu. Ale skoro od razu pamięta, że jest martwy i w niebie - to trochę dziwne, że zapomniał o najważniejszej kwestii - umowie z diabłem i swojej podopiecznej - i nawet damska bielizna, w której się obudził, nic mu nie podpowiedziała - jakoś zupełnie to zignorował, nie wpadłszy na to, że skoro jest damska bielizna, to gdzieś musi też być właścicielka...

Pozdrawiam

 

 

Fakt, pisałeś, że nawet nie próbowała wtopić się w to towarzystwo i pewnie tu był główny problem. Ale wydaje mi się, że jak się facetowi podoba babka, to złość w reakcji na to, jak powiedziała, że robi to samo, co on jest dziwaczna i niezrozumiała. Żartowanie z tego czy wyśmiewanie jest chyba bardziej naturalniejsze (a przynajmniej częściej o takich reakcjach facetów słyszę - najlepszym przykładem jest chyba kościół), chociaż myślę, że typowemu facetowi raczej by się spodobało, że ma podobny stosunek do seksu i nie chce stałego związku. W każdym bądź razie jakby to była jednostkowa sytuacja - to jeszcze ok. Ale pakujesz wszystkich kierowców do jednego worka. Jeszcze jakby na koniec, jak odchodziła z pracy, zorganizowali jej jakieś pożegnanie i wtedy odważyli się powiedzieć coś w stylu - tyle razem przepracowaliśmy i zawsze byłaś wyniosła i oschła, a teraz się pokazujesz jako sympatyczna babka, aż szkoda, że odchodzisz - to też byłoby takie normalne. W końcu to częste, że tworzy się błędne wyobrażenia o tym, co ktoś o nas myśli - jak się w ogóle nie rozmawia z tą osobą.

Jasne, nie chodzi o to, by tworzyć szczegółową biografię czy studium psychologiczne, ale też żeby coś więcej można powiedzieć o bohaterce poza tym, że rzuca frazesami femistycznymi. Póki co jest carte blanche.

Swoją drogą, tak sobie myślę, że jakby mi dziewczyna powiedziała, że jest kierowniczką tira - pierwsze skojarzenie, to że jest dyspozytorką. Kierowczyni brzmi już lepiej, chociaż to neologizm. I z tego, co się orientuję, obecnie feministki odchodzą od przeróbek zawodów, jeśli wychodzi coś śmiesznego - to też nie ma przecież sensu, by się ośmieszać. W każdym bądź razie po takiej wypowiedzi na pewno nie pomyślałabym od razu , że to feministka.

No tak XXi wiek, pełne wspomaganie - ten autobus z PKS-u też wyglądał na nowiutki, ale jakimś dziwnym trafem we trzy miały problem tak pokierować, by wrócić na swój pas, bo ciągle im odbijała. A sześćdziesięciokilogramowe "chuchro" może być, jeśli facet wysoki. Poza tym wagę pewnie rzucasz po tym, co widzisz. Znam facetów bardzo chudych, takie szkapiny wręcz, ale i bardzo silnych. Kobiety mają inną budowę - jak są chude to i słabe. Koleżanka czasem jeżdżi furgonetką swojego faceta ze wspomaganiem i ma problem z jazdą, a szczególnie zimą - mogę to porównać, bo często z nią jeżdżę. A jej "codzienne" małe auto jest bez wspomagania - przy parkowaniu trochę się namęczy kręcąc kierownicą, ale i tak w ogólnym rozrachunku woli jeżdżić małym. A nie jest słabinką, grywa czasem w squasha, więc mięśnie ramion nie są zwiotczałe;-)

Ostatnia uwaga była oczywiście bardzo ogólna - po prostu często się spotykam z takim stwierdzeniem. 

U ciebie jest to opisane inaczej, oryginalnie - ale jakbym ja miała mieć takie życie po raju, to bym się nie zastanawiała, czy żałuję, czy nie, bo odpowiedź jest jednoznaczna;-) Nie widzę powodu, dla którego miałaby nie żałować. Za to gdybyś napisał, że widząc zakrwawionego Adama przynoszącego jej gazelę odczuwa radość i dumę, i sama ma ochotę od razu się na niego rzucić - wtedy też nie byłoby zastanawiania się, ale z odwrotnej przyczyny;-)

Pozdrawiam

No a wyszło trochę, jakby to była dla niego jednak nowość. A przecież skoro czarodziej współpracował z orkami, to czy tylko wiedział o zasadzce, czy ją zorganizował w perspektywie tego, że doprowadził orków do miasta i wybicia prawie wszystkich mieszkańców już nie miało znaczenia - i tak zasługiwał na śmierć.

Nigdy nie zakładaj, że coś jest pewnikiem;-) Są czarodzieje z laskami czy rózdźkami, są tacy, którzy nic nie potrzebują - wystarczą myśli czy gesty wykonane rękami - kwestia wyobraźni autora. Ale trzeba to w tekście zaznaczyć. Teraz wyszło jakby to krasnolud skorzystał z magii i go zamroził;-)

A tak z innej beczki, u siebie zauważyłam, że ostatnio coraz bardziej lubię swoje czarne charaktery. I chyba to widać po opowiadaniach - niedawno przyjaciółka stwierdziła, że z Myszki najbardziej podobał jej się Popiel;-)

Poważnie za dużo mądrych faktych? Przecież w tym opowiadaniu nie ma nic poza Enuma elisz - krótkim eposem, który można w parę minut przeczytać w necie, i informacją o triadzie elamskich bogów. Plus opis ówczesnego Iranu. Kurcze, poza enuma elisz ja nawet do niczego nie sięgałam, pisząc to opowiadanie, bo i za mało czasu, by za czymś ciekawym grzebać. Ale widocznie zabrakło równowagi i nad tym muszę popracować.

To opowiadanie miało być krótkie;-) Jedyne krótkie, jakie tu wrzuciłam, to Rój - i uznano, że za bardzo skrótowe i przydałoby się zrobić z tego coś większego..;-)

 

Sethrael, tylko że kierowcy się znają - ciągle się kontaktują przez cb radio, informując się wzajemnie, gdzie stoi policja, gdzie są korki etc. Jak się później zajeżdża do jakiegoś baru, trudno udawać, że się w ogóle nie zna, jeśli wcześniej się rozmawiało. Owszem, z początku mogą być problemy, ale tak samo mają faceci - też muszą się zawsze w jakimś sposób "wkupić" do grupy, do której chcą należeć.

Piszesz, że nie ma przesłanek, że się z nikim nie kumpluje - tylko, że w ogóle nie ma żadnych przesłanek. Nie wiadomo czemu wybrała taki, a nie inny zawód, nie wiadomo co myśli - poza frazesami z propagandy feministycznej. A to za mało.I dlatego w ogóle jej nie czuję.

Nie pisałam, że kobieta nie może prowadzić autobusu czy tira. Chodziło mi o coś innego. Musi się to wiązać ze sporą siłą fizyczną, by zapanować nad tak wielkiimi pojazdami (podobnie jak w latach 50. rzucano hasło "kobiety na traktory" - i jeżdziły, tylko zwykle się nie pamięta, że te pierwsze traktory były przeróbkami ruskich czołgów i przeciętna kobieta skakała po sprzęgle, a to ani drgnęło). Tak więc kierowca tira nie może być drobną kobietką, a u ciebie jedyny opis wyglądu pojawia się, gdy Kazimiera stwierdza, że podoba się facetom, odwracają się na jej widok i ogólnie uważa się za atrakcyjną bez żadnych kompleksów. Ok, może i zdarzają się kobiety bez kompleksów, chociaż osobiście żadnej nie znam, ale to nie zmienia faktu, że brakuje mi opisów, charakterystyki Kazimiery. Przegląda się w lustrze i ja jej nie widzę.

 Nie sądzę, by w naszych czasach chodziło o to, że kobietom nie wpada do głowy, że mogą coś robić. Moja pierwsza praca po studiach to była agencja pracy wysyłająca ludzi do Holandii. CV różnych kobiet dostawałam - i spawaczy, i elektryków, i operatorów wózka widłowego itp. A co do kierowców tirów - drugi problem to dzieci. Matce mimo wszystko trudniej je zostawiać na większość dni w tygodniu niż ojcu, pomijam już kwestie karmienia, ciąży etc. To że Kazimiera zrezygnowała z pracy, bo zaszła w ciążę jest normalne - to że zupełnie zrezygnowała z siebie już powinno budzić niepokój. Działają feromony, ok - ale facet w ciągłych wyjazdach, długo go nie ma - wtedy nie działają, więc powinna zacząć sama myśleć., zastanawiać się.

ocha, miałam podobnie z tym fragmentem zmiany u Kazimiery; feromony faceta w jakiś sposób to tłumaczą, ale jak już powyżej pisałam - powinny działać, gdy facet jest przy niej - przy częstych wyjazdach dziwi jednak, że wygląda jakby dalej działały. Pierwsze spotkanie dla mnie też trochę niezrozumiałe - facet podchodzi, rzuca filmowy frazes: co taka kobieta, jak ty, robi w takim miejscu - a po chwili ona uważa, że jest ciekawy, chociaż nic ciekawego nie powiedział - i w ogóle jej to nie zastanawia.

A skoro już dyskutujemy, zawsze mnie zastanawiało, jak można winić Ewę za to, że zjadła jabłko? Właśnie zwykle faceci z rozżewnieniem stwierdzają, że jakby nie ona, to byśmy żyli w raju. Jacy my? Przecież w raju Ewa nie rodziła, więc o żadnej ludzkości by nie mogło być mowy. Powinno się ją raczej wielbić za to poświęcenie - w końcu to musiał być szok, gdy się okazało, że po wyjściu z raju muszą ciężko pracować, by przeżyć, pojawiają się dzieci, a ona nie ma pojęcia co z nimi robić etc.;-)

No tak. To chyba znaczy, by darować sobie konkursy, skoro brakuje czasu, by doszlifować później opowiadanie.Napisałam je w miesiąc, ledwo zdążając z terminem. Będzie nauczka na przyszłość:(

fanta, tu jest drobny problem - większość moich pomysłów jest połączona z historią czy mitami. Ciężko to obejść.

Dziękuję za komentarze i pozdrawiam.

 

Wiesz, po prostu mam wrażenie, że trochę przypadkowo pozbierałeś jej cechy. Na przykład zawód. Czemu kobiety nie jeżdżą na ciężarówkach i to jeszcze na trasy międzynarodowe? Odwiedź jest prosta - szefom zależy na czasie, kosztem snu kierowcy, łamania prawa podczas resetowania zegarów. A kobieta pozostanie kobietą - kilka razy częściej musiałaby się zatrzymywać, by skorzystać z ubikacji, co może wydłużyć czas jazdy o godzinę albo i dłużej - szefom, by się coś takiego nie podobało. No i zagranicę jeżdżą wielkie tiry - kierownice więc pewnie są podobne jak te w autobusach. A widziałam dzisiaj w dzienniku z jakim trudem trzy wcale nie delikatne babki próbowały zapanować nad rozpędzonym autobusem, gdy kierowca zemdlał.

Poza tym znam parę chłopczyc pracujących z samymi facetami i wizerunek wyizolowanej babki mi tu nie pasuje. Wszystkie kumplują się z kolegami, którzy nie mają problemu z ich akceptacją. Jedna architekt nawet mówiła kiedyś, że z budowlańcami super jej się pracuje, znacznie gorzej z "kolegami" po fachu. Chociaż tego nie rozumiała, to właśnie ci wykształceni faceci byli największymi seksistami, którzy uważali, że włazi z buciorami do ich męskiego klubu.

Może właśnie dlatego nie czuję twojej bohaterki - wydaje mi się to wszystko niespójne.

Moje zdziwienie dotyczyło trądziku - podkreślenie go wskazuje jakby to on był skutkiem. Tak to odebrałam.

A zdziwienie Grada - zabrakło mi momentu dezorientacji w momencie przebudzenia - to jego pierwszy dzień, a ogląda damską bieliznę jak coś zupełnie normalnego (ale już naga laska w pokoju to szok na samą jej obecność, nie tylko nagość, jakby bielizna nie była dowodem, że gdzieś może być kobieta). Tak samo jak momentu, gdy sobie przypomniał, że został pobity etc. i ewentualnych konsekwencji. On się budzi i wszystko już wie. To chyba nie jest możliwe, skoro bez jego dodatków, gdy się budzi w nowym miejscu, potrzeba paru sekund, by się zorientować, gdzie się jest. A przynajmniej ja tak mam, że jeszcze zanim otworzę oczy, myślę: dom czy nie dom albo weekend czy zaraz budzik wrzaśnie?;-)

Pozdrawiam

 

 

Czy tylko sprowadził, cz zorganizował całą zasadzkę - co to tak naprawdę zmienia?

Może i czarodziej nie potrafił ani walczyć, ani czarować (chociaż to powinno być wspomniane), ale jakby ktoś na mnie nasadził się z mieczem, to myślę, że instynktownie próbowałabym się bronić, chociażby gołymi rękami łapać za miecz (najwyżej dłonie bym poraniła, to się zagoi). A czarodziej jakby zdębiał - nie dość że daje sobie delikatnie przeciąć skórę na szyi, nie reagując, to dalej stoi jak słup i pozwala wbić sobie ostrze w brzuch. Dla mnie zachowanie obu  bez sensu.

Właśnie sęk w tym, że posiadanie bratanka ani dowodzenie o niczym nie świadczy (w Anglii jeszcze w XIX w. synowie lordów jako 12latkowie zostawali automatycznie porucznikami w marynarce i nikt się z nimi nie cackał - sami musieli nauczyć się jak sobie radzić ze starymi wilkami morskim, a synowie władców to już inna bajkai). Zresztą to krasnoludy - dzieciakiem może być ktoś mający nawet dzieści lat. Tutaj ani myśli, ani zachowanie nie wskazują, że jest dojrzały. Właściwie, to jakoś nie doczytałam i wydawało mi się, że jest tym młodszym bratem..

Już wkleiłam całość. Mam nadzieję, że wciągnie, bo równe 49 stron znormalizowanego maszynopisu..;-)

Tylko w edycji jest chyba ok, a jak przeleciałam przez tekst, pojawiają się jakby podwójne interlinie.. Spróbuję coś z tym zrobić.

 

Rysy jego upstrzonej trądzikiem twarzy dowodziły, że mamuśka w czasie ciąży nie stroniła od alkoholu.

 Hmm.. Poważnie jest jakiś związek?

 Nic to. Pieprzyć obuwie. Będę szedł boso przez świat. Jak Cejrowski. W końcu prawdziwy mężczyzna nie je miodu – prawdziwy mężczyzna żuje pszczoły.

Brzmi fajnie, ale z tego, co pamiętam, to slipów Melania też mu nie dała...

 Obróciłem się i spojrzałem na jej kształtne, mleczne piersi.

Domyślam się, że chodzi o mlecznobiałe, a nie pełne mleka? Chociaż w przypadku mamuny, kto je tam wie;-)

Bardzo dobre opowiadanie, potrafisz budować zdania, tworzyć ciekawe opisy, porównania. Bohater trochę stereotypowy, ale fajny. Mam tylko wątpliwości, skąd budząc się w obcym miejscu od razu wiedział, że jest martwy i znajduje się w niebie - bez zdziwienia, konsternacji etc.? A długo, długo potem dopiero się orientuje, że nic nie pamięta...

 Co do reklam gg, mam to samo - chociaż tylko jedna po zalogowaniu się pojawia, później spokój. Może adblock pomaga, bo koleżanka w pracy, która go nie ma, co chwilę skarży się na wyskakujące reklamy.

 

– Ocalały książę, jak mniemam? – powiedział z pogardą. – Jak udało ci się wymknąć? Schowałeś się za czyimiś plecami i cichaczem uciekłeś?
– A więc to twoja robota. Dziękuję za wyjaśnienie. Zabicie cię sprawi mi tym większą przyjemność.
– Obaj wiemy, że nie zdołasz. Masz przed sobą czarodzieja. – Odwrócił się powoli i spojrzał mi w oczy. – Jeśli spróbujesz, zginiesz. Chyba że powiesz mi gdzie to jest… – Przyjrzał mi się uważnie. – Czyżbyś nie wiedział…? Najwyraźniej stary Strom miał więcej rozumu niż myślałem.
Roześmiałem się, nacinając skórę na jego szyi.
– A jednak krwawisz tak samo jak wszyscy – odparłem, po czym opuściłem miecz i pchnąłem go w brzuch. Chciałem, by cierpiał jak najdłużej.

Najsłabszy fragment. Po pierwsze, Zori wie, że to robota czarodzieja, bo brat mu powiedział i nie ma słowa, by mu nie uwierzył. Po drugiej - co to za czarodziej? Niby grozi chłopakowi, a potem stoi jak słup soli i daje się kłuć...

"Nacinając skórę na szyi" - czyli nie przeciął tętnicy. Ogólnie zero życia w tej jednostronnej walce.

A jeśli chodzi o całość - początek - za dużo Tolkiena. Opowiadanie ratuje zdrada.

Podobnie jak regulatorom brakuje mi faceta. Mamy chłopca krasnoludzkiego, który nie daje się w żaden sposób poznać, poza tym, że podoba mu się jedna krasnoludka. To trochę mało.

No niestety, do mnie niezbyt przemawia. Pomysł ok, szczególnie ze szczepionką, chociaż całość za bardzo mi się kojarzy z Seksmisją i z jeszcze jednym opowiadaniem, chyba nawet stąd - podobnie była przyszłość przedstawiona. Myślę, że to taka męska wizja - od razu widać, że autorem jest mężczyzna. Pewnie też dlatego tak bardzo się podoba facetom, bo jest im to bliskie.

Bohaterka niezbyt ciekawa - jakbyś na siłę chciał zrobić stereotypową feministkę, nie widzę żadnych cech charakterystycznych, nie czuję jej zupełnie. 

Tytuł fajny. Jakiś związek z prezydentem/premierem naszego wschodniego sąsiada?

 

Opowiadanie wrzucone, tylko mi się zdublowało, bo po pierwszym dodaniu, wyrzuciło mnie ze strony i nie zauważyłam, że już jest. Proszę więc o usunięcie dubla. W ogóle coś dzisiaj, a przynajmniej od 23, strasznie wolno chodzi stronka...

Tak, lekko i przyjemnie. Tylko wiek bohatera bym zmieniła. Najwyżej trzynaście lat bym mu dała - żeby nie wyszedł strasznie dziecinnie, jak w tej chwili.

I ciągle masz jeszcze czas na poprawski - do 11:55 w poniedziałek. Radziłabym się za to zabrać, jeśli na poważnie chcesz brać udział w konkursie... To nieszczęsne "Cię" też popraw - to nie list, by pisać wielką.

 

Ja polecam "Okupacyjny Kraków" Chwalby - inne miasto, ale autor skupia się właśnie na życiu codziennym, no i świetnie pisze. Tylko z jego podręcznika naprawdę dobrze uczyło mi się do egzaminu za całe studia;-)

Jeśli chodzi o Łódź to przede wszystkim polecam "Kronikę Miasta Łodzi" - w uniwersyteckiej bibliotece powinny być te kwartalniki udostępniane. Poza tym nie wiem, czy zaczęła już wychodzić seria "Bohaterowie trudnych czasów" -  mają to być biografie ludzi żyjących w Łodzi, którzy zdobyli się na czynny protest.

Ze starszych pozycji: Cygański "Z dziejów okupacji hitlerowskiej w Łodzi"

No i na histmag.org jest też ciekawy artykuł Wocha "Ruch oporu w Łodzi w latach II wojny światowej" z literaturą.

Nie wiem na jaki temat chcesz pisać. Mnie od jakiegoś czasu korcą Wilkołaki Hitlera, ale nie mam czasu, by się za nie porządnie zabrać...

 

 

 

 

Ech, ja zaczęłam pisać po skończeniu opowiadania na Słowian, ale na początku stycznia jeden autor zaczął mnie molestować o redakcję jego habilitacji i niestety utknęłam w sztucznych inteligencjach i innych Sphinxach;P Może do końca lutego uda mi się skończyć opowiadanie...

ocha, takie życie. Te feministki, które naprawdę coś robią, są nieznane, chociaż walczą m.in. o prawa ojców. Za to te najbardziej znane, tylko dużo krzyczą, ale robią niewiele i często się tylko ośmieszają.Ale to przez ich pryzmat są oceniane wszystkie.

 

Tylko bez przesady z tymi dialogami, w końcu to ośmiolatki. Mój bratanek nie ma jeszcze 5 lat, a od dawna mówi poprawnie gramatycznie, bez seplenienia.

Też nie mogę pojąć fenomenu "Gry Endera" - kiedyś zaczęłam słuchać. Fakt, że lektor beznadziejny, zero życia, więc nie pomagał, ale i dialogi, bohaterowie też nudni. Nie dałam rady tego słuchać.

"Kapłanka w bieli" - już fragment od wydawnictwa mnie zniechęcił. Dwie trylogie o "Czarnym magi" i "Zdrajcy" - nie powalają, ale zaciekawili mnie Zdrajcy, więc chciałam doczytać, natomiast ta seria o Kapłance - jakaś strasznie nudna się wydaje - i świat mało ciekawy, bohaterowie niespecjalni - ogólnie zero oryginalności i nuda.

Co do trylogii "1Q84" - miałam podobnie. Dlatego dwie pierwsze części stoją na półce, a 3 czytałam z biblioteki. Szkoda, bo byłam strasznie ciekawa, jak to się skończy.

Zdecydowanie radzę unikać Bestię Borowczyka.

Wiedźmy - co prawda familijny, ale jako dziecko oglądałam i już wtedy zastanawiałam się, co to jest...?

Generacja DNA - strasznie nudny.

Critters 2 - chyba nawet całego nie obejrzałam, podobnie kolejne części Gremlinów.

Łowca i Śnieżka - zwiastun zapowiadał się ciekawie, a przysnęłam na nim...

A z seriali odradzam Terra Novę - nawet jak na familijny strasznie naiwny i nielogiczny.

 

 

 

 

 

Mnie mocno zawiodła rosyjska fantastyka z Fabryki Słów - strasznie naiwne, bohaterowie płytcy, ciężko przejść. Mam na myśli np. Prawa i powinności Pjankowej, Korund i salamandra Gorelikowej, Jesienne ognie Komorowej.

Straszny był Arcymag - szczególnie po zabawnym fragmencie, pomysł ciekawy, ale autor jakby miał nie więcej niż 15 lat i nie miał zielonego pojęcia o pracy archeologów i policji. Policjantka zastępuje w nocy dziadka, który był strażnikiem w muzeum. Ten nocy zniknęły znaleziska ze starożytnego sumeryjskiego grobowca, ale jak się na drugi dzień dowiaduje, wszyscy - policja, muzeum, uniwersytet - przestali się interesować skradzionymi rzeczami, bo jak się okazało, nie były złote. A że policjantka na drugi dzień kupuje drogi apartament...

Co do Kossakowskiej, przez anioły jakoś przebrnęłam, miała ciekawe fragmenty, chociaż w Siewcy coraz więcej słabych, ale Zakonu Końca czy Krańca Świata już nie zdołałam doczytać.

Tylko, że to nie opowiadanie, a fragment, najwyżej 1 cz. dylogii. Mam wrażenie, że z pośpiechu za bardzo skrócony. Może skończ całość, popraw, bo trochę błędów się znalazło, i dopiero zamieść?

Jak na osobę, która nigdy nie zetknęła się z czarami i bogami, Hektor zbyt szybko to wszystko przyjmuje - od razu wiedźmę traktuje jako podejrzaną i to bez cienia ironii. 

No i wójt to nie burmistrz. 

Zerknęłam do swojego usjp i rzeczywiście, potocznie brytanem nazywa się duże psy. Kiedyś czytałam coś o tej rasie, więc zwróciło to moją uwagę. 

Podrzutek jako dziecko demona i czarownicy to chyba rzeczywiście późny regionalizm (czasy chrześcijańskie). Dalej nieźle zamieszałaś, ale też tak robię. Na przykład Peklencowi dałam twarz Hel - połowa piękna, druga połowa doprowadza do szaleństwa;-)

 

Bardzo dobre opowiadanie, fajny peerelowsk klimat - można sobie powspominać dzieciństwo.

Tylko w jednym miejscu wilczur nagle stał się brytanem... Swoją drogą, Melania to dziecko mamuny, a jej ojcem wilczur...? Wilkołak? W każdym razie Mela wyszła ci dobrze, bardzo ciekawa postać, chętnie bym jeszcze coś o niej przeczytała.

A zakończenie nie jest takie złe - co prawda Kara się utopiła, ale nie chciała zostać z utopcem na wieczność i dzięki Meli nie została. Więc w sumie pozytywne;-) A skoro Mela, choć odmieniec, krzyż postawiła na grobie, to może i niebo istnieje? Wszystko zależy od spojrzenia na śmierć i życie pośmiertne;-)

A ja myślałam, że element fantastyki, to humanoid... Ale jak się okazało, to tylko beznadziejnie użyty hm, synonim to raczej nie jest. Można korzystać ze słownika synonimów, w podręcznym znalazłam z cztery pasujące, w lepszych powinno być więcej. Zresztą nie trzeba używać koniecznie synonimów człowieka - obcy, przybysz, indywiduum... też pasują. Strasznie toporne zdania, najpierw nad tym popracuj i to intensywnie.

 Przy końcówce się uśmiechnęłam, więc fabularnie nie jest najgorzej, ale nie radzę brać się za coś dłuższego,przynajmniej na razie,  bo przez takie zdania czytelnik nie przejdzie.

Nie mylisz się. Dzięki za zauważenie. Ja jestem za bardzo padnięta, by jeszcze raz sczytać opowiadanie.A jutro do pracy, więc trzeba się zbierać spać...

Na gramatyce historycznej, przy obocznościach to miałam. Ta sama zasada jak "bój - boju". Czasem też, ale rzeczywiście rzadziej niż z "woj", spotykam się z tym słowem w pracach historycznych, legendach itp. W necie ktoś napisał, ale to na forum, więc nie wiem, co to za osoba, że z "wój" jest z górnołużyckiego, a na ziemiach polskich był zawsze "woj". Nie wiem, na ile można coś takiego sprawdzić. Skoro jednak rusałki dałam, chociaż ruskie, ale za to bardziej rozpoznawalne od boginek, których nazwa może wprowadzać w błąd, to i "wój" zostawię.

Ech, kolejny powód, by zainwestować w Wielki Słownik Historyczno-Etymologiczny - tam to powinno być wyjaśnione. Tylko te ich ceny...

 

Roger, kalep - nazwa nazwą, ale to już nie miało nic wspólnego z oszczepem - czyli kijkiem zaostrzonym na końcu i przypalanym dla twardości. I pilum, i później używane piki, rohatyny etc. to już połączenie drzewca i żeleźca. No i do rzucania (poza etruskimi pilum) już się nie nadawały, raczej do samych pchnięć, więc różnica spora.

  ekeeke, mam nadzieję, że się nie zawiedziesz:-) Niestety, ciężko tu czytać dłuższe teksty.

 

AdamKB, dzięki za wyłapanie, skutki pisania po nocach i braku czasu na korektę. Wój i woj - oba poprawne, u mnie sam wój, w odmianie oboczność "ó" do "o".

 

 

W ostatnich minutach. Niestety kosztem korekty, tylko raz tekst został sczytany, więc za wszelkie błędy przepraszam. Może jutro uda mi się jeszcze sczytać opowiadanie, zanim miną 24 godziny...

 Słowiańszczyzna najbardziej mnie interesuje, ale inne tematy ze wczesnego średniowiecza również. Dlatego bardzo ucieszyła mnie nagroda - mam tylko Demonologię tego autora. Trzeba tylko skończyć pisać i wygrać;-)

 

Roger, masz jak najbardziej rację. Nie doczytałam, skupiając się na tym, że nie te czasy i nie to miejsce na taką broń. Za to włócznie jak najbardziej służyły i do rzucania, i do walki wręcz. Co do oszczepu to broń prymitywna, używana już przez jaskiniowców. Jeśli za czasów Słowian jeszcze była w użyciu, to raczej nie przez wojowników. Chociaż chłopi i w późniejszych czasach, podczas buntów, chyba robili takie proste bronie, jak brakowało kos czy wideł;-) 

Fakt, z tymi maczugami to taka szkółka leśno-wojskowa musiała ciekawie wyglądać;-)

 Wołchwa w tym wypadku to imię i funkcja. Z reguły nazwę funkcji zapisuję wielką - czy to błąd?

Wołchw, nie wołchwa. I tylko imiona i nazwy własne zapisuje się wielką literą, nigdy funkcje (chyba że z szacunku w listach, ustawach, statutach, ale nie tekstach literackich). Jeśli traktujesz jednak wołchwa (biernik) również jako imię/pseudonim, to oczywiście może być wielką. Tylko odmianę przypadków popraw (jak np. 'mąż'').

 Co do Jagody-Jadźki - jasne, mógł mąż ją nazywać jak chciał. Ale w opowiadaniu wypadałoby podać jej pełne imię. W tej chwili to wygląda tak, jakby pojawiła się nowa bohaterka albo autor zapomniał jak nazwał gospodynię. Element zaskoczenia powinien zaskakiwać, ale i być logiczny, spójny z całym opowiadaniem. Tu tego zabrakło.

 

- Chramy mamy i dzisiaj - Rodzimy Kościół Polski je buduje. Więc na upartego w XIX w też mogły by być... Chociaż przedział czasowy pozostał niesprecyzowany

W XIX wieku jednak Rodzimego Kościoła jeszcze nie było, a arystokracja budowała tylko świątynki dumania na modłę grecką. Zapewniam, że chramów nie było, ani w XIX wieku, ani wcześniej. Na ziemiach polskich co najwyżej były kręgi z posągami bogów i święte gaje.Jakby były chramy czy kąciny, to by się zachował choć jeden w okolicach grodów wczesno- i przedpiastowskich. A na terenie Słowiańszczyzny zachodniej niestety wszystkie kapłani niemieccy poniszczyli jeszcze we wczesnym średniowieczu...

 I wreszcie - nikt nie powiedział, że tekst musi być zgodny z "prawdą historyczną" :)

 Jasne, że nie. Takie małe zboczenie zawodowe;-)

Sulica ma pochodzenie pruskie, w późniejszym średniowieczu była powszechniej używana, np. pod Grunwaldem, ponoć przez obie strony. W czasach i miejscu, które opisuję, raczej nie była znana, a przynajmniej nieużywana. Za to znajdą się topory, maczugi z nabijanymi krzemieniami, no i oczywiście metrowe miecze, z rzymska zwane spatha, łuki i włócznie.

 Przypatrywał się przez chwilę wróżbnym wzorom

wróżebnym

Wołchwa skrzywił się, słysząc te słowa.

W mianowniku wołchw. Nie rozumiem czemu wielką literą? Jakby to nie była tylko funkcja, ale i imię. Podobnie "Wiedzące" - też bez powodu wielką

- Jagodo - powiedział poważnie, formalnie.  

A kto to? Jadźka to zdrobnienie od Jadwigi, więc Jagoda pojawia się nagle, jakby z nieba spadła.

Dobrze, że nie podałeś, że to XIX wiek, bo wołchwów wybito na Rusi w okolicach XIII wieku, na zachodzie raczej żercy byli. No i ten chram - wszystko to wskazuje początki chrześcijaństwa, tylko imiona nie pasują.

Ogólnie opowiadanie ciekawe, chociaż mam wrażenie, że zbyt szybko pojawia się moment kulminacyjny. Krótka rozmowa między wołchwem a Ziarnem, zaraz wpada gospodyni i rzuca się na Ziarno. Przydałoby się poszerzyć ten fragment. Swoją drogą, jakby tak waliła wielokrotnie głową dziecka, to co najmniej wstrząs mózgu, by później miało...

Fajne opowiadanie, trzyma poziom Marcysi. Ciekawie przedstawiony związek Kaśki i Sławka. Całość lekka i przyjemna, do uśmiechu.

Roger, to nie moja niewiara, tylko moich pierwszych czytelników. Dla mnie to wiedza naturalna, więc zawsze mnie dziwi, że inni nie mają pojęcia, o czym mówię;-)

Z wilkoczłekiem się nie spotkałam, widłołak to właściwe, słowiańskie określenie.

A słowa, których używam, to. otrok (dość często, więc chyba powinno być jasne), Kiki/kikimora/zmora (używane do jednej istoty obok siebie, więc chyba też powinno być jasne), domowik, Chorsa, swaćba (z opisem wesela), swak, surzy, snecha, opole, gramoła, wróżda, siem, nocnice, Bobok, rusałki, wilnica, białka, Weles, Borowit/Borewił, żyrzec, kącina. Póki co to wszystko, chyba nie jest najgorzej...

Ok, jeszcze dzisiaj muszę jeden pokój posprzątać. Mam nadzieję, że później będę miała siły pisać, bo od paru dni nie ruszyłam z Gnezdna;-)

 

 

 

Ech, mam 36 stron i jeszcze dwie bitwy do opisania... Muszę się sprężyć;-) 

Mam też pytanie. Już mi mój czytacz zarzucił, że za dużo nazewnictwa słowiańskiego, demonów, bogów etc. - dla przeciętnego czytelnika będzie to niezrozumiałe. Staram się to wszystko tłumaczyć w tekście, ale przecież ma to być opowiadanie, a nie praca etnologiczno-religioznawcza... Tak myślę, czy tutaj nie dodać słowniczka - można by go otworzyć w osobnym okienku i nie trzeba by co chwilę jeździć po stronie góra-dół-góra-dół, co przy jego długości byłoby męczące.

 

 Ponoć baba nie napisze dobrze, stawiając się na miejscu chłopa, a cħłop - o babie. Jak sądzicie?

Osobiście uważam, że najlepszą bohaterkę stworzył nijaki Diderot w "Zakonnicy" - czytając nie wierzyłam, że to nie są wspomnienia kobiety, ale większość literaturoznawców przychyla się do jego autorstwa... W każdym bądź razie genialnie przedstawiona psychika w powieści, polecam tym, którzy myślą tylko o makijażu i okresie;-)

 

Fajnie, że termin jest długi, może uda mi się coś napisać. Pasowałby pomysł, którego inspiracją była jedna z piosenek Tori Amos. Co prawda nie myślałam o narracji pierwszoosobowej, więc mam pytanie, czy może być mieszana? Albo pierwszoosobowa, ale z dwoma bohaterami? Ale lepiej na razie za dużo nie będę o tym myśleć, bo jeszcze nie skończę opowiadania na Słowian...

Szczerze mówiąc, nie wiem, żeby znaleźć "NF" trzeba by się nachodzić po całych Katowicach, ale powinien być w jubileuszowym. Roger wyżej o nim wspomina, ja znalazłam dokładniejsze info przez google.

Hm, niesmaczne. Kazirodztwo uznawano tylko u bogów, później królowie sobie też rościli to prawo. Ale jeśli pominąć stopień ich pokrewiestwa, zabawne.

Pomysł niezły, ale ostatnie zdanie mi się nie podoba - za szybko kończysz, za dużo informacji w jednym zdaniu. Rozpisałabym to bardziej, na kilka zdań, wyszłoby płynniej.

Jak na debiut nieźle, opowiadanie pomysłowe, ale bohaterowie w ogóle mnie nie przekonują. Cichy nagle się obudził i stwierdził, że tak przy okazji zniszczę przyjaciela z dzieciństwa i zajmę jego miejsce? Wypadałoby podać jakiś powód. Kochał żonę Różyńskiego, ale ona wybrała jego przyjaciela? A Różyński taki ciapek, nie wiadomo skąd mu się wzięło, że w pierwsze morderstwo zamieszany jest zaginiony przyjaciel, rozmawiając z nim w ogóle się nie zainteresował, czemu to robi, czemu jego w to wciąga, nawet nie prosił, by nie zabijał. Na koniec zupełnie oklapł i tylko uznał, że Cichy jest lepszy, więc nie będzie mu przeszkadzał w wychowywaniu swoich dzieci i sypianiu z żoną, którą ponoć kocha (chociaż tego też nie zauważa się w opowiadaniu)? Nie wiem, pewnie i tacy ludzie są, ale w powieściach/opowiadaniach strasznie mnie irytują tego typu bohaterowie.

Ale pomysł udany, może za kilka lat wróć do opowiadania, popraw, dodaj życia bohaterom, napięcie - a nuż wyjdzie ciekawy thriller sci-fi?

Aha, jeszcze ta gitara dotykowa. Dzisiaj oglądałam perkusję dotykową (mikołajki i święta się zbiżają, więc trzeba pomyśleć o prezentach;-)) - to zwykła mata, na której są bębny narysowane. Jakby ją złożyć i komuś przyłożyć, może i to trochę by zabolało, przez chwilę, ale wątpię, by czymś takim można kogoś pozbawić przytomności...

Tak wiec szedł młody bóg przez świat, aż spotkał ludzi.  - Tak więc? No i ogonka brakuje.

- Zamilcz! Ogień, to boska rzecz. - bez przecinka

Na opowiadanie czegoś mu brakuje - właśnie puenty czy ikry, jak już inni zauważyli. Ale wyszedł ci zgrabny, stylowy mit.

 

 

Ech, zdecydowanie kuszące... Tylko czy czasu starczy? Jedno opowiadanie mam skończone, jedną powieść prawie skończoną, ale oba do przeredagowania, no i multum pomysłów...

Sylwien - według uniwersalnego słownika j. polskiego:

I szumieć
1. «powodować, wywoływać szum – niski, bezdźwięczny odgłos»:
Samowar szumiał przyjaźnie.
○ Szumiące topole.

Jednak poprawnie, ale lepiej chyba brzmi jak jest konkretny gatunek niż że drzewa szumiały. Tak mi się przynajmniej wydaje. Ale to:

Korony dębów ,topoli, klonów,olch i innych liściastych drzew szumiały już bardzo głośno,wiatr był coraz silniejszy.

... już jest przesada. Jeślibyś opisywał sam las, to można pisać, jakie w nim były drzewa, ale taka wyliczanka tylko po to, by podać, że szumiały sensu nie ma. Poza tym nie podajesz wcześniej, że zaczęły szumieć, by teraz pisać "już bardzo głośno".

Powtórzę - zajmij się małymi formami i  ćwicz na nich. Do tego pomysłu, jak jesteś do niego przywiązany, wróć za parę lat - sam zobaczysz, że wszystko od nowa zaczniesz pisać.

Dziękuję bardzo i gratuluję Bemikowi i Marlęcie.

Pomysł z reimterpretacją świetny. W sumie mam już opowiadanie do poprawki o Śpiącej Królewnie, pomysł na Śnieżkę i mnóstwo baśni słowiańskich... 

Jak dla mnie też "liście drzew/na drzewach zaszumiały" brzmi lepiej niż same drzewa.

 Co do opowiadania, jeśli autor jest bardzo młodą osobą i dopiero zaczyna, ok, ale ma mnóstwo pracy przed sobą. Nie tylko językowej, również bohaterowie są do poprawki. Ich zachowania są dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Początek jeszcze ok - dziewczyna idzie z chłopakiem do lasu, on znika, woła go, a jak się zaczyna burza, rozsądnie wraca do domu (tylko opis trzeba poprawić, bo jej zachowanie było jak najbardziej adekwatne do sytuacji). Ojciec dziwnie mało zainteresowany, ale bywa. Natomiast już rano dziewczyna jakby nagle straciła zainteresowanie chłopakiem, spokojnie ubiera się, czesze, niespecjalnie ciekawa co się dzieje. I jakby zachwycona własną dzielnością wreszcie wychodzi przed dom (co ma do tego dzielność?) Czemu się przestraszyła, gdy milicja zapytała, kto go widział ostatni? Skąd reakcja ojca na jej odpowiedź? Że niby milicja by ją ukarała/zabiła, za to, że poszła z chłopakiem do lasu, a gdy ten zniknął, uciekła sama przed burzą do domu? Jaki w tym sens?

Dobrze jest zaczynać od krótkich form również dlatego, że wtedy łatwiej dopracować bohaterów, spójność i sens opowiadania. Z powieściami, do tego jeszcze wielotomowymi, daj sobie na razie spokój, strata czasu.

Ok, jest temperatura topnienia metali, chociaż zwykle raczej miękką niż się całkowicie topią. A stal i żelazo potrzebują aż 1,5 tys. st. C. Ale to mało ważny szczegół.

Powtórzę za resztą: pomysł niezły, ale technicznie kiepsko. Po pierwsze określenia gad, potwór wskazują na istotę żywą, zwierzę, może wynaturzone, ale jednak - a cała reszta, opisy mówią, że mamy do czynienia z maszyną. W pierwszym zdaniu brakuje czasownika. W ostatnim pierwszego akapitu niepotrzebny przecinek - imiesłów jest przecież zaraz za rzeczownikem, który określa.

Nie rozumiem po co użyto cudzysłowów. Chodzi o jakąś niby deltę, a nie normalną literę? Podobnie z nazwami własnymi - przecież nie są użyte w przenośni ani ironicznie?

Teraz potwór wzniósł się na odpowiednią wysokość, aby uzyskać panoramiczny obraz okolicy. Sprawdził z wirtualną mapą punkty odniesienia. Skrzydła ułożył w kształt litery "delta", dla uzyskania najlepszej krawędzi natarcia.

 powtórzenia

 

Charakterystyka obiektu bardzo nierówna - albo żargon techniczny, krótkie zdania czy nawet równoleżniki zdań, albo dodatki w stylu "Ponadto", "mniej więcej" - nie pasują do stylu. "Temperatura topnienia" - sci-fi czy nie, błąd semantyczny. Chyba że w twoim wykreowanym świecie metal topnieje, ale to by trzeba napisać.

Ponadto wróg posiada owalny kawałek metalu o wymiarach: Siedemset na dziewięćset i grubości blisko trzech i pół milimetra. 

Po dwukropku za "obiektu" można dać wielką literę, szczególnie, że to nowy akapit, bo to jakby raport, ale czemu wymiary zaczynają się wielką literą? 

 

Słowem, niezwykle łatwy cel. W razie konieczności dokonania drugiego nalotu, należy uruchomić zbiornik boczny, ze wspomaganiem. To powinno ostatecznie załatwić sprawę.

"Słowem...", "To powinno..." - potoczny język, nie pasuje do żargonu raportu.

usunąć przecinek przed "należy" 

 

Po przeanalizowaniu i sprawdzeniu wszelkich danych, zbliżał się nieśpiesznie do obiektu.

Nowa myśl, więc i nowy akapit powinien być - nie należy to już do raportu. Poza tym - "wszelkich" czy raczej "powyższych danych"? Chyba że były jeszcze inne.

 

 W ostatniej chwili przed otwarciem ognia, rycerz zniknął z celowników. Smok zorientował się, że zabrakło przeciwnika. Po chwili dostrzegł jedynie obłok kurzu.

Czyli miał go na celowniku i na sekundę czy nawet mniej przed strzałem - rycerz się teleportował? Na to wskazywałaby konsternacja - był i nie ma. I czemu dopiero po chwili zauważył obłoki kurzu? Jakiś statyczny ten celownik, że tak mu zniknął.

 

Nie chodzi tylko o to, by dużo czytać, ale przede wszystkim - co. Teraz wydaje się mnóstwo powieści fantasy, ale wiele wydawnictw nie zadaje sobie trudu nie tylko, by kupić porządne tłumaczenie, ale i zrobić dobrą redakcję/korektę, więc mają pełno błędów. I niestety nawet znanym wydawnictwom się to zdarza. A jak się nie potrafi rozpoznać, że coś jest błędem, to później będzie się je kopiować.

Nawet prologu nie dałam rady skończyć. W każdym zdaniu praktycznie jest jakiś błąd, przede wszystkim stylistyczne i gramatyczne. Przecinków w ogóle nie znasz, za to wielokropek uwielbiasz (co ponoć jest częste u początkujących autorów). Każde zdanie czytaj wielokrotnie, na głos. Jeśli błędów żadnych nie widzisz, to warto się podszkolić w języku polskim, wypisywanie każdego zdania i wskazywanie błędów nic w takim wypadku raczej nie pomoże.

Igrzyska też tylko oglądałam. Myślę, że to takie czytadło dla nastolatków, bez szału, ale też nie  najgorsze.

Ja też tego nie rozumiem - jak coś rozreklamowują, to zwykle to jest albo młodzieżówka, albo coś naprawdę kiepskiego. Dobre książki zwykle znajduję przypadkiem lub długo muszę wyszukiwać na stronach wydawnictw (dobrze, że fragmenty dają) czy w księgarniach. Niby dobre same powinny się obronić, ale najpierw trzeba by je znaleźć.

Moje uwagi historyczne są tylko uwagami. Zauważyłam Wilków, Ottona, więc je dodałam. Twój świat wykreowany, więc sam decydujesz, co z nimi zrobisz.

 

"Wiedźma zabroniła go ruszać" - matce, ojcu, bratu.Ruszać z posłania Udo. Ale fakt, że to zdanie można odebrać jako zwrócenie się do tłumu.

Byłoby ok, jakby matka, ojciec pojawili się zdanie przed tym. Wystarczy zmienić kolejność.


Gdy( chłopi) dotrali do wiedźmy...- to możnabyłoby poprawić.Aczkolwiek w trzecim zdaniu pojawiają się chłopi, stąd wydawało mi się, że czytelnik domysli się kto dotarł. 

Domyślić się zawsze można, ale podmiot powinien pojawić się w pierwszym zdaniu, to w następnych można zostawić domyślny. 

 

A do wydawnictwa Evanart wysyłałeś? Normalnie pobierają opłaty za wydanie książki, ale czasem sami sponsorują. Ostatecznie można spróbować z ibukami. Zdaje się, że autorka Igrzysk śmierci tak zaczynała, bo nikt nie chciał jej wydać. 

 

- Udo! – głos ojca obrócił młodzika.

Głos musiałby mieć ręce, by go odwrócić. Odwrócił się na dźwięk głosu ojca. 

 

Opowieść o tym, jak na śmierć zachłostał chłopa, który córy na zamek nie chciał oddać, wciąż tkwiła w głowie Udo. Kiedyś nadziwić się nie mógł pańskiemu okrucieństwu, potem zrozumiał, że po to są panowie, by rezać biedotę.

 To bardziej opowiadanie historyczne niż fantastyczne, więc przenoszenie stosunków społecznych z dużo późniejszych wieków do czasów Ottona to to samo, co mizoginia czternasto-, piętnastowieczna w powieści o papieżu Joannie, której akcja odbywała się w VIII w. Chłopi w tych czasach byli ciągle wolni i nie pozwoliliby się tak pomiatać. Do księcia by poszli albo i samego cesarza. I póki co, ci by zareagowali. Jasne, jak pojawia się kilku pretendentów do korony i wojna w zanadrzu, nie mieliby się specjalnie do kogo zwrócić, ale na pewno nikt nie uznałby takiego zachowania za normalne. Poza tym coś ci chłopi za bardzo chrześcijańscy. Kościół się nimi zainteresował tak naprawdę dopiero od kontrreformacji, wcześniej to było bardzo powierzchowne. 

 

Starszy Etelwolda upatrzył sobie córkę wielmoży, a że i ona nie była obojętna na wdzięki młodzika, mimo czternastu lat obojga, obu grafom chodził po głowach zamysł, by w przyszłości połączyć swe latorośle węzłem małżeńskim.

Znowu współczesna mentalność. Prawo kościelne mówiło, że 12-latka i 14-latek są zdolni do małżeństwa. I chociaż zdarzało się, że i 30-latki po raz pierwszy wychodziły za mąż (np. u Rurykowiczów), to jednak większość była w sytuacji Jadwigi Śląskiej (pierwsze dziecko w wieku niespełna 13 lat). U chłopów tylko zawierano małżeństwa później - bo i o ręce do pracy chodziło i o to, że zarówno dziewczyna, jak i chłopak często chcieli najpierw sobie dorobić przed małżeństwem. U wielmoży zostawionoby sobie taką furtkę - że może w przyszłości - gdyby rodzice mieli nadzieję na lepszą partię.

 

W chwili słabości, kiedy słuchał opowieści rządcy, chciał ich wszystkich wyrzucić na zbity pysk, teraz jednak, widząc więźnia, zmienił zdanie.
Nie patrzył jak wyciągają z dołu raba.

Jak go widział teraz, to patrzył na niego. Usunąć "teraz"  albo dodać coś pomiędzy te dwa zdania.

 

Gdy dotarli do wiedźmy Udo ledwie dychał, lecz młody był i silny jak wół, a przez to życie w nim się tliło niby żar w popiele.

Brzmi jakby wcześniej zmierzali do wiedźmy, zanim do niej dotarli, a nie ma o tym słowa. No i w pierwszym zdaniu nowego fragmentu wypada dodać - kto dotarł. A także wyjaśnić, czemu się nim w ogóle zainteresowali - niby zastraszeni, więc wydawałoby się logiczne, że jak graf każe go wyrzucić za bramę, to nie odważą się mu pomóc...

Fajny fragment z uzdrawianiem. Może warto go rozbudować.

 

Młodzik powoli dochodził do siebie. Wiedźma zabroniła go ruszać, sama zajmowała się wszystkim. Oporządzała go, myła i karmiła.

Komu zabroniła go ruszać? Zabroniła mu się ruszać/wstawać? 

 

Przecinki jak zwykle leżą. Jest taka niewielka książeczka: "Gdzie postawić przecinek?" Przyłubskich. W antykwariatach w necie, czasem na allegro kosztuje nie wiecej niż 3 zł. Radzę zainwestować - przystępnie opisana teoria plus świetne przykłady. 

 

 Ogólnie - twoje najlepsze językowo opowiadanie, z tych, które czytałam. Mnie wciągnęło i czuję niedosyt. Dobre, ale też nie nachalne operowanie staropolskim (trochę mnie zdziwiło, że u Germanów, ale to już szczegół).

Co do wydawnictw, warto wysyłać też do niewielkich. Giganty tyle dostają prac, że wątpię, by ktokolwiek czytał je wszystkie. Rhea Nova z tego co wiem, szuka nowych autorów. Czarnalucka ma też dobry pomysł, by szukać po książkach. "Nadzieja czerwona jak krew" to też historia z fantastyką. Brzezińska w ogóle  jako jedna z niewielu obecnie (po zlikwidowaniu serii Kuźnii w Fabryce Słów) wydaje debiutantów, kiedyś nawet ponoć się skarżyła, że dostaje same słabe teksty. Ogólnie jednak sytuacja jest kiepska. Na przykład Ifryt, który wydał rok temu pierwszy tom Agnieszki Hałas o Krzyczącym w Ciemności, w czerwcu zawiesił działalność, bo nie mógł się utrzymać na rynku. Ludzie mało kupują, więc i wydawnictwa bardziej są ostrożne w wydawaniu czegoś, co raczej nie będzie bestsellerem.

Muzykiem faktycznie nie jestem, ale to techno, które słuchałam (wbrew własnej woli), linii melodycznej nie miało. A black metal to wymysł norweski - głównie składa się z wrzasków.

 beryl, dzięki, może przy innym opowiadaniu, jak pojawią się w nim dresy, skorzystam;-) 

Z Mikołajem bardziej chodziło mi nie o odrzucenie, tylko poczucie upokorzenia, to że czuł się jak najlichszy robak. I z dumy, przez jakąś chwilę, którą inni wykorzystali, chciał ją zabić. Z drugiej strony, teoretycznie, nic o morderstwie nie wiedział - w końcu mówi do Kła, że mieli ją tylko zastraszyć. Mógł się domyślać, ale też nie chcieć dopuszczać do siebie tej myśli.

Ja zachowałam swoje pierwsze opowiadania z podstawówki. Miałam genialną polonistkę, która jako jeden z tematów wypracowań klasowych (pisanych w  niecałe  dwie godziny, na dwóch polskich), np. z Krzyżaków czy Robinsona Crusoe, zawsze dawała opowiadanie.

Twoje nie jest złe, ale dobrze byłoby zaopatrzyć się w poradnik dla piszących, nawet chyba King taki napisał. Są też specjalne dla uczniów. Poza tym, skoro masz problem z dialogami, może warto też trochę dramatów poczytać, by skupić się na samych dialogach. Myślę, że szkolna bibliotekarka poleci ci coś, jak się popytasz. Z powieści do przygodówek dodam od siebie klasykę fantasy - Lewisa, Patricię C. Wrede - "Kronika Zaczarowanego Lasu" (zabawne powieści w formie baśni o smokach). Poza tym Jostein Gaarder czy Markus Zusak  piszą ciekawie i  bardzo dobrym językiem. A jak byłam w twoim wieku, to czytałam m.in. Pana Samochodzika, serię Chmielewskiej o "Janeczce i Pawełku", Makuszewskiego, no i wszelkiego rodzaju baśnie z całego świata.

Fajna końcówka, do śmiechu. Więcej jednak trudno coś napisać - za krótki tekst, nic nie wyjaśnia. Jeśli masz całość już napisaną, przeczytaj parę razy i wstaw tutaj. Tylko proszę o więcej takich fragmentów, jak ten na końcu;-)

Nowa Fantastyka