Profil użytkownika


komentarze: 148, w dziale opowiadań: 24, opowiadania: 16

Ostatnie sto komentarzy

Panowie skrzyknijcie się w redakcji, napiszcie wspólnymi siłami opowiadanie w stylu Lema i ogłoście, że w ręce wpadł Wam cudownie odnaleziony tekst Mistrza :) Dym na całą Polskę, szturmy do kiosków po kolejny numer NF, po prostu szał by night :P   A w temacie – armia robotów nie zachwycila i mnie. Fajnie, że eksperyment z formą, ale treść, humor – średnio się tego dopatrzyłam…

To i moje refleksje, tak na szybko: Większość opowiadań pamiętam, bo bardzo mnie ciekawiły wyróżnione i podiumowe teksty. Z wyróżnień najlepiej pamiętam "Złodzieja dusz" i "Krew Casanovy" (oba trafiły w mój gust). Co zaś do podium: – "Pieśń brązu" – doceniłam ten tekst dopiero po powtórnej lekturze. Moje pierwsze wrażenie było na "nie" z tego powodu, że ja nie cierpię opowiadań i powieści militarnych. Ale po ponownym przeczytaniu doceniłam, i to bardzo, przede wszystkim za świetne wykreowanie świata i bohaterów. – "Zagłada" – tu się mocno stropiłam, ponieważ w ogóle nie kojarzę tego tekstu (a specjalnie nie zaglądałam do NF, aby napisać tu to, co mi zostało w głowie po lekturze). Żaden numer NF mnie nie ominął, więc niewykluczone, że albo jakimś cudem tego tekstu nie przeczytałam, albo nie zapadło mi w pamięć. Prawdopodobna opcja pierwsza, bo po tytułach opowiadań wyróżnionych o każdym mogłabym powiedzieć parę słów. – "Cyrograf" – tutaj drugoplanowy bohater zdecydowanie wybija się na pierwszy plan i przyćmiewa głónego bohatera. Może to jest powodem krytykowania "Cyrografu"? Nie wiem, jakie były intencje autora, w sensie – jaki miał być odbiór głównego bohatera przez czytelnika? I jeszcze jedno przyszło mi na mysl – w trakcie trwania konkursu, gdy teksty były oceniane, Malakh wygadał się, że to opowiadanie jest jego faworytem. Być może z tego względu niektórzy postawili właśnie "Cyrografowi" bardzo wysoką poprzeczkę, wyższą nawet, niż w przypadku innych tekstów? – "Edmund po drugiej stronie lustra" – jak dla mnie słuszna wygrana. Tekst mnie wciągnął i zauroczył; końcówka zaś, hmm. Końcówką byłam nieco rozczarowana, ale nie dlatego, aby była zła. Przeciwnie, końcówka jest dobra. Sęk w tym, że w trakcie czytania miałam wrażenie, iż autor wywindował poprzeczkę tak wysoko, że końcówka powinna mnie wbić w fotel. Czyli powinna być genialna i rewelacyjna, a była po prostu dobra, choć nie zaskakująca. Ale nie narzekam, ze wszystkich wyróżnionych i zwycięskich tekstów "Edmund" jak dla mnie najlepszy :) I to chyba tyle :)

Bellatrix, gratulacje! :) Podziękowania dla Ciebie i dla syf.a za skrzyżowanie klawiatur :) Ja swój tekst wyślę do końca tygodnia. Mam coś, czemu przyda się dodatkowa opinia, ale całość jest jeszcze w trakcie poprawek, po uczciwym "odleżeniu". A wolałabym podesłać coś, z czym zrobiłam wszystko co mogłam, niż tekst, w którym widzę nadal trochę niedociągnięć :)

Jose, to jak myśmy się umawiały? Jak odpadniemy, to sobie wzajemnie będziemy opiniować teksty? ;)

Virginia, gratulacje! :) Mój tekst był o samobójcach ze stacji kolejowej, utrzymany w konwencji grozy.

No właśnie, ciekawa jestem, jak poszło jose :) Hanzo – great minds think alike XD

Ja sie chyba uodporniłam. Dostałam ataku zawzięcia: "O nie. Ja nad tym jeszcze popracuję" XD

Publicystyka jako taka dostaje piórka (brązowe dostała przeciez polemika z artykułem Pawła Majki). Ale skoro recenzje miesięcznika to akcja zorganizowana przez _mc_ (który honoruje zwycięzców opinia o tekście), a działem publicystyki opiekuje się JeRzy, to piórka od _mc_ na "poletku" JeRzego byłyby takim trochę wchodzeniem w kompetencje. :) No, nie powiem, im więcej piórek, tym ciekawiej – ale IMO niech ewentualne piórka za recenzje pozostaną w kwestii opiekuna pulicystyki.

Ano. Jak czujesz, że tekst jeszcze nie do końca oswojony, to lepiej czekać. Przyjdzie w końcu moment, kiedy człowiek wie, że tak, teraz już wszystko ułożone w głowie, wszystko wiadome, tekst się pcha do Worda. :)

"Pisz mnie tak, a nie inaczej – sam wiem najlepiej, jaki jestem" :P

Aż tak bardzo nieśmiały, że wstydzi się dać napisać? ;)

Jose, a może ten świat chce Ci coś dać do zrozumienia? :)

Czułem się jak stworzyciel : )   Ja sie tak czuję przy każdym pisanym tekście. :) No bo to jest w pisaniu najlepsze – możliwość tworzenia własnych światów, ludzi, ich wzajemnych relacji.

No, ja się kiedyś zastanawiałam, czy Ajwenhoł wyda wreszcie powieść. A tu proszę, przypadkiem wyszło, że tak :)

Zdecydowanie stawiam na cięższy klimat i realistycznych bohaterów. Radosne, podnoszące na duchu teksty jakoś nie są moją mocną stroną. Owszem, od czasu do czasu po prostu muszę napisać jakąś zwariowaną parodię, co też bardzo lubię, ale są to raczej przerywniki. Na pierwszym miejscu stawiam grozę. Ale taką opierającą się na nastroju, czyli żadne strumienie krwi i wypruwane flaki. Przepadam za klimatami, które daje wędrówka po cichym lesie, gdy czujemy na karku czyjś oddech, a gdy się odwracamy, jesteśmy wciąż sami. Uwielbiam maleńkie zaułki wielkich miast, w których czai się zło. Wciąga mnie atmosfera pustych domów, tajemniczych rozmów telefonicznych, halucynacji. Lubię wieczory i noce, późnojesienne szarugi, klimat XIX wieku. A jeśli jest to połączone z jakąś tajemnicą, zagadką kryminalną, to… mrr :D Na drugim miejscu, choć tylko ciut, ciut za grozą, jest fantastyka socjologiczna. Połączona z lekkim SF daje mi ogromne pole do popisu, choć przyznam, że tu trochę polegam na tym, co mnie tak w tym gatunku pociąga – czyli na kreacji świata. Ale lubię to. Tworzyć od podstaw własny świat, do którego wrzucam czytelnika, a następnie rozgrywam jakąś historię (bądź kilka przeplatających się historii). Chętnie też pisałabym o postępie nauki, epokowych wynalazkach i ich wpływie na funkcjonowanie świata, ale niestety, jestem za mało techniczna. Zupełnie mnie zaś nie kuszą przygodówki, błyskawiczne tempo akcji. Klasyczne fantasy oraz hard SF nie są dla mnie. Wolę stopniowo budować napięcie, tworzyć klimat i świat. A przede wszystkim bohaterów – skomplikowane relacje na tle świata X. to dla mnie czysta przyjemność. Co do długości – na pewno nie mam ambicji napisania powieści, przynajmniej nie w tej chwili. Nie czuję jeszcze, abym umiała stworzyć tak rozbudowaną fabułę, aby rozpisać ją w powieść. Lubię pisać opowiadania, długości, hmm, chyba średniej – 40-60 tys. znaków. Teraz kroi mi się coś nieco dłuższego, gdzieś pewnie w granicach 80 tysięcy. Od kilku tygodni dumam nad konstrukcją świata, dyskutuję, rozpisuję, staram się dbać o logikę i konsekwencję, a z tym u mnie bywa ciężko.

IMO jest to też sposób na budowanie sobie "marki". Tu jeden tekst, tam drugi, potem piąty, dziesiąty. I nagle okazuje się, że autor ma całkiem nieźle zapełniony biogram. A wtedy pierwsze skojarzenie na temat autora jest pozytywne – to już nie jest ktoś, kto jakimś cudem gdzieś tam coś opublikował. To jest ktoś, kogo publikują (brzmi dumnie) :) Poza tym e-ziny i ogólnie publikacje internetowe to łatwiejszy dostęp do czytelnika. Taki czytelnik przeczyta przypadkiem jeden tekst, spodoba mu się, zacznie szukać, co też jeszcze autor napisał. I jeśli przeczyta pięć kolejnych opowiadań, które też przypadną mu do gustu, to nastawia się z góry, że ten autor to dobrze pisze. Ale jeśli owe pięć opowiadań to publikacje w czasopismach, w dodatku w numerach, których już dawno nie ma w kiosku, to taki czytelnik prędzej zacznie szukać w necie innego autora do poczytania, niz buszować po antykwariatach.

Roger, różnie to bywa. Qfant robił w tym roku nabór na recenzentów, tuż przed rozpoczęciem przyjmowania prac. Więc to nie tak, że nie chcieli – pewnie ucieszyliby się, jakby udało im się z pięćdziesięciu dobrych recenzentów "złowić" na tę edycję. Ale właśnie, dobrych. Nie brali każdego, kto się zgłosił – prosili o opis doświadczenia recenzenckiego i jakąś próbkę recenzji tekstu. Więc raczej organizacyjnie podeszli do tego dobrze – a w niespodziewane zbiegi okoliczności, które walą łańcuszkowo całość, jestem w stanie uwierzyć. Bywa. Pozostaje nam po prostu cierpliwie czekać :) I chwalić się, kto się dostanie do finału! :)

To jest tak, że każda praca oceniana jest przez jeden trzyosobowy zespół recenzencki – czyli Bellatrix dobrze prawi, to może być około 100 prac na głowę (przy założeniu, że recenzentów jest 10, może 12). A jeśli każda praca ma być przeczytana i oceniona, to raczej nie odwali się tekstu po paru stronach – jakieś punkty trzeba dać.

Nie, Roger, trochę Ci się pomyliło. :) Jurorzy a recenzenci to dwa oddzielne zespoły. Obecny etap to etap pierwszy, który wyłania 20 najlepszych prac. Te prace oceniają zespoły recenzenckie i na ich wyniki czekamy. Dopiero potem owa dwudziestka – czyli finaliści I etapu – trafia w ręce jurorów. A jak wygląda późniejsze ocenianie, to nie wiem, ale na zdrowy rozum każdy z jurorów czyta wszystkie teksty, które przejdą do finału. Gdyby zasiadający w jury pisarze mieli czytać 400 albo nawet te 70 prac, to by musieli zawiesić na kołku całą własną aktywność :P

Czemu nie? To jak, zaczynamy liczyć na to, że sie nie dostaniemy? (i od razu większy luz) ;)

Tak, nie wolno podawać tytułów. Dlatego uważnie przeczytałam swojego posta przed dodaniem :)

Jose, ja mam w zasadzie podejście takie: nie uda się, to się nie uda. Prawdopodobnie mój tekst może nie być chwytliwy, bo nie ma tam praktycznie "gadżetów" ani nie jest to szalona przygodówka. Ale ja go bardzo lubię, mimo, iż widzę jego niedoskonałości. :) Teraz myślę sobie, co tam bym jeszcze mogła zmienić i gdzie go potem wysłać. Tak, tak, chyba już z góry nastawiam się na porażkę w tym konkursie, która mnie raczej nie zdołuje, jak nieudana dla mnie steamapokalipsa x) Ale dobra, przyznam się, że i tak czekam na wyniki :P

Roger, ciekawa jestem, ile jest w Tobie z jasnowidza. Mam nadzieję, że baaardzo dużo :)

Chyba nie zmienią terminu gali :) I tak wszyscy finaliści są na nią zaproszeni, więc już po pierwszym etapie będzie można sobie rezerwować wolny wieczór plus ewentualnie bilety i jakiś nocleg, jak ktoś spoza stolicy :)

To jak, jose, przed ósmą warta przed komputerem? ;) Mnie tylko zastanawia, w jakim pędzie jurorzy tego konkursu będą oceniać prace. W trybie normalnym mają na to trochę ponad trzy tygodnie. Teraz skraca się to do dwóch i pół…

Mam przeczucie, że wyniki I etapu HW ogłoszą dzisiaj o 20.00 :) Zawsze chyba ogłaszają o tej godzinie…

Ja tez jeszcze nie mam egzemplarza w łapkach – kupię dopiero w poniedziałek x) Powodzenia także ode mnie! Kto wie, może na fali wyzwań w szranki pojawi się ze 20 recenzji sierpniowca? ;)

Koiku, do sierpniowca to i ja stanę w szranki :) Z lipcowcem nie miałam szansy zdążyć, ale mamy dopiero początek sierpnia…

A kto od nas bierze udział? Jose, Virginia, Hanzo, ja. Ktoś jeszcze się przyzna? ;)

Diriad, mogę się pod tym podpisać. Wystarczyło napisać krótkie info w dniu, w którym miały być ogłaszane wyniki i od razu inna atmosfera.   Virginia, tak z ciekawości – czy oprócz informacji, że "niestety, ale nie" dostałaś jakieś info, dlaczego odrzucono Twój tekst?

No, nie wypada nie zagłosować, więc niemal w ostatniej chwili:   "Marzenia Roggera" (2 pkt) "W drodze na szczyt" "Beryl&brajt: Historia niezwykłej miłości"

Przepadłam z kretesem :) Ale i tak cieszę się, że ten tekst powstał - zawsze to coś, nad czym można pracować i ulepszać :)

Ech, aż takich wygórowanych wymagań, aby od razu Nobel, to ja nie mam... Wystarczy mi tylko, aby mnie drukowano i nic więcej :P

 

Heh :) A niech to, wyślę :P Przynajmniej nie będę czekać z niecierpliwością na wyniki :P

Gotowy, ale wciąz jeszcze trzeba wprowadzić poprawki, bo sama widzę fragmenty, które nie do końca mi się podobają. Głupio byłoby wyslać tekst, z ktorego sam autor nie jest do końca zadowolony. Chociaż regułą u mnie jest to, że jak mi się tekst naprawdę podoba, to przepada z kretesem. A jak raz wysłałam coś, z czego nie byłam zadowolona, na zasadzie "nie napiszę lepiej, co najwyżej odrzucą, ale przecież nie zabiją" to zajęłam drugie miejsce...

Ja jednak odpuszczę ten konkurs. Dzis dowiedziałam się, że przepadłam kompletnie w innym konkursie (ktorymś już z rzędu), a wysłałam tekst, który lubiłam i który był też betowany i opiniowany przez 2 osoby. Mam wrażenie, że to co chciałam teraz wysłać, jest o niebo gorsze i opadły mi nieco witki. Ech. Zniechęcenie mode-on.

Jak idzie, hmm. Mam aż 7 zdań, w związku z czym chyba nie ma się czym chwalić. Idzie jak krew z nosa i nie wiem czemu :/

Gratulacje, opiórkowani! :) Komentarze _mc_ jak zwykle czytało się z przyjemnością - plus wpadł mi do głowy bardzo dziwny pomysł na szorta na temat ciasta i zmaltretowanej łyżki :P

Aaa, dopiero się zorientowałam, że miałam opcję ukrywania maila w profilu. Już zmieniłam, ślij! :)

Dobra, w takim razie schowam ją w plecaku i wyjmę w odpowiednim momencie. I nie zawaham się jej użyć! ;)

Jak uda mi się w końcu kupić modelinę, to zamierzam sobie zrobic własnoręcznie kolczyki w kształcie Cthulhu. Takie małe, zielone chtultusie XD To bezpieczniejsza opcja, bo kawę to mi od razu ktoś z gości konwentowych wyżłopie ;)

A propos poprawek, w najnowszym numerze NF, w artykule Michaela Sullivana jest coś na temat poprawiania: "Poprawianie jest jak ruchome piaski. Nic nigdy nie będzie doskonałe i możecie edytować w nieskończoność".

 

A co do wrzucania streszczenia czy dzielenia się treścią pisanego tekstu, to wprawdzie nie jestem zwolenniczką paranoi, ale IMO niewiele da to autorowi. Bo sam pomysł, opisany w dziesięciu zdaniach może byc naprawdę dobry - ale to, co z nim zrobi autor, to już inna kwestia. Sa teksty, opierające się na naprawdę dobrych pomysłach, pisane dobrze warsztatowo, a jednak... nie zachwycają. Po prostu da się przeczytać i nic więcej. Sa też teksty, które bazują na dość oklepanych pomysłach i po przeczytaniu ich streszczenia człowiekowi przychodzi do głowy: "O rety, ale to już było wiele razy, żaden wielki pomysł to nie jest". A potem okazuje się, że autor ów oklepany pomysl napisał tak, że mozna zbierać szczękę z podłogi. Więc jak dla mnie to jest opcja dośc ryzykowna i zdecydowanie gorsza niż pokazanie tekstu komuś, kto nie będzie po znajomości chwalił, tylko powie uczciwie, co się podobało, a co nie.

Mnie bardziej niż tytuł (który może przykuć moją uwagę, nic więcej) ciekawi streszczenie książki. I tym się kieruję. Tytuł powinien być dla mnie w jakis sposób związany z treścią książki - zdarzało mi się po zakończeniu lektury zerkanć na tytuł i zastanawiac się: "No dobrze, ksiązka fajna, ale czego dotyczy tytuł?" Najlepiej, jeśli tytuł nie jest zbyt oczywisty ("Opętanie") ani zbyt ogólnikowy ("Wielka miłość"), ale niech też nie zdradza wszystkiego, jeśli tekst ma się opierać na zaskoczeniu czytelnika.

 

A sama jestem osobą, dla której powinno sie stworzyć profesje "zawodowy wymyślacz tytułów". Nie żartuję, ale zdarzało mi się dumać nan tytułem dłużej, niż zajęło mi napisanie całego tekstu. Posiłkuję się wtedy tytułem roboczym, który postronnej osobie nic nie mówi ("Człowiek, któremu raz w życiu zdarzyło się coś niezwykłego"), ale jakiś tytuł musi być. No, po prostu musi.

Ja siadając do pisania tekstu, mam już całość w głowie. Oczywiście zdarza mi się w trakcie pisania nieco "zboczyć z kursu" albo dopisać coś, czego we wstępnym założeniu nie było, ale nie są to jakies drastyczne zmiany. Z Twojego wpisu wynika, że chcesz po raz któryś napisać cały tekst od nowa. Sęk w tym, że jeśli nawet napiszesz je po raz trzeci, to gdy zerkniesz na nie za miesiąc, dostrzeżesz, że w gruncie rzeczy to można jeszcze poprawić. I jeszcze. I jeszcze. W ten sposób możesz je poprawiać do końca życia.

Nie myślałeś o tym, aby pokazać komuś to, co do tej pory napisałeś i poddać tekst ocenie? Jeśli chcesz, możesz mi go podesłać - nie jestem dobrą betą gramatyczną czy interpunkcyjną, ale jeśli chodzi o ogólny odbiór tekstu, przesłanie, wiarygodnośc bohaterów i kwestie bardziej pomysłowo-psychologiczne, to zdarzało mi się razem z autorem dyskutować nad tekstem bądź jego fragmentami. Jeśli chcesz, to przeslij mi to co już masz na maila (jest w profilu). Bo pisanie tekstu z przekonaniem, że piszesz coś, co Ci się nie za bardzo podoba, jest bardzo demotywujące - w tym momencie nie masz już do niego serca.

Nie ma za co :) Tak z punktu widzenia czytelnika wieloodcinkowca - początek jest wizytówką tekstu. Więc osobiście radziłabym w pierwszej kolejności dopracować na błysk własnie ten początek, bo to on decyzuje, czy czytelnik zacznie wertować forum w poszukiwaniu kolejnych części :)

Przyznam, że najpierw przeczytałam dalszą część tekstu, bo nie zorientowałam się w porę, że powinnam zacząć od tej. No ale nadrobiłam i mogę uczciwie skomentować. Podoba mi się ogólny pomysł i założenia tekstu – człowiek, którego życie jest zwyczajnie puste i jałowe, oparte na mało ambitnych wyzwaniach (o ile w ogóle można tu mówić o wyzwaniach), a który, jak było do przewidzenia, zacznie się w pewnym momencie zastanawiać, co tu nie gra.

 

To trochę karkołomne zadanie – oddać atmosferę nudy tak, aby czytelnik ją odczuł, a jednocześnie nie znudził się tekstem. IMO bardzo dobrze oddany klimat tej części na statku. Później mamy spotkanie z tajemniczą kobietą i tutaj trochę bym się przyczepiła. Uderzyło mnie, że ani mężczyzna, ani kobieta się sobie nie przedstawiają. Byłoby zupełnie normalne, gdyby gość, który wchodzi na statek, przywitał się, przedstawił, podał rangę. Tymczasem ani on, ani ona nie czują potrzeby choćby przedstawienia się. Ponadto mężczyzna trochę zbyt szybko uwierzył tej kobiecie (której w ogóle nie zna i nie wie nawet, kim ona jest). Po krótkiej rozmowie nagle podejmuje decyzję, która może zaważyć na całym jego życiu i dochodzi do wniosku, że powinien sobie teraz wszystko poukładać. Nie jestem pewna, czy krótka rozmowa z nieznajomym człowiekiem byłaby w stanie doprowadzić mnie do punktu, w którym byłabym gotowa nagle zmienić swoje życie. Co innego, gdyby była to jakaś jedna, celna uwaga, idealnie pasująca do moich aktualnych rozmyślań, (czasem takie uwagi potrafią nas naprowadzić na właściwy tor), ale tutaj facet zbyt łatwo daje wiarę słowom kobiety: że wszystko istnieje, póki jest obserwowane. Co więcej, pod wpływem tych słów zaczyna rozważać pozostanie w kosmosie, depcze słuchawkę, za pomocą której porozumiewa się z członkami załogi. To bardzo nieprofesjonalne zachowanie, zwłaszcza, że bohater jest kapitanem statku, a więc jest za tę załogę odpowiedzialny.

 

Tyle na temat części pierwszej, idę wczytywać się w kontynuację.

 

Pozdrawiam!

Fajnie byłoby się w takim razie zgadać na towarzyskie spotkanie, ale to już przed samym Krakonem. O Polcon na razie nie pytam, bo zostało jeszcze trochę czasu :)

 

Kochani, kto z Was będzie na tegorocznym Krakonie?

<z innej beczki: brajt, dorwałeś kogo miałes dorwać?> ;)

Świetne! Rytmiczne, wesołe i jakież prawdziwe te marzenia - sława literacka, forsa, życie jak w Madrycie :) Widzę w tym tekście bardzo rozsądny morał - fajnie się marzy na plaży, ale nie zapomnij wpierw posmarować się kremem z wysokim filtrem!

Regulatorzy, wielkie dzieki! Nie wiem, jakim cudem przechrzciłam Ashleya na pana Hamiltona. Można to wytłumaczyć chyba faktem, że Scarlett miała wokół siebie zdecydowanie zbyt wielu panów :P no i jeden pomylił mi się z drugim...

Dobrze wiedzieć, berylu, bo mam jeszcze trochę czasu na edytowanie tekstu :) Chcesz potrząsać kruczoczarnymi splotami czy też odrzucać z czoła złote pukle? :P

O rety, dziękuję serdecznie za komentarze - cieszę się, że się spodobało. Póki co to mój jedyny tekst opublikowany tutaj - ale drugi jest w pisaniu, mniej więcej w połowie. I to już będzie pisane na poważnie ghost story. :)

Czy autoironiczny dystans, trudno mi stwierdzić - nie wiem, czy umiem oddać swój charakter, bo po raz pierwszy jestem bohaterką własnego tekstu :)

Haa, pomysł na konkurs wyjątkowo przypadł mi do gustu :) Tym bardziej limit znaków. Ostrzegam jednak, że mam natchnienie do pisania absurdalnych parodii...

Komentarz od jurora:

 

Bardzo spodobał mi się pomysł i skupienie się na eugenice. Po przeczytaniu tekstu można się zastanawiać, na ile prawdopodobny były właśnie taki bieg wydarzeń – czy segregacja ludzi i komory gazowe dla tych „gorszych jakościowo” to domena szalonego, złego Adolfa Hitlera, czy też jest to fenomen, który może się pojawić w każdym społeczeństwie jako takim? W umysłach ludzi światłych i wykształconych, naukowców? Jak się okazuje, usunięcie Hitlera i tak nic nie dało, pierwiastek zła w ludziach istniał nadal. Tło tekstu i zakończenie na bardzo duży plus.

 

Wadą jest natomiast dość spore przegadanie. Trochę tu za dużo opisów, jak na mój gust – przemyślenia Rufusa Cerfa, gdy oczekiwał na Hitlera; jego ucieczka z więzienia – wolałabym coś bardziej zwięzłego, choć kwestię ucieczki trudno by załatwić kilkoma zdaniami. Natomiast krótka lekcja historii, jaką na końcu zafundował sobie Rufus, choć również opisowa, nie dłużyła się i czytało się ją z prawdziwym zainteresowaniem oraz lekkim dreszczem na karku. Brr, tylu uczonych i szanowanych ludzi, których znamy z kart historii, a którzy za Boga obrali sobie eugenikę… Zakończenie jest natomiast bardzo zaskakujące – policjant Adolf Hitler? Przypadkowa zbieżność nazwisk czy jakiś kuzyn? Ze wszystkich trzech nominowanych przeze mnie tekstów zakończenie właśnie tego najbardziej przypadło mi do gustu. Zwłaszcza, że sugeruje, iż policjant Hitler planuje zamach na obóz – po cóż by inaczej wspominać o pistolecie, którego nie dostrzegł uśmiechnięty strażnik?

Komentarz od jurora:

 

Tekst ma wprost niesamowity klimat, miejscami bardzo ciężki i gęsty (zwłaszcza w końcówce). Wciąga niesamowicie, aczkolwiek w kilku miejscach wracałam do czytanych wcześniej fragmentów, by się upewnić, czy dobrze wszystko rozumiem. Sam początek, czyli rozmowa von Stauffenberga z adiutantem nie wciąga – rozmowa wydaje się być napisana po to, aby jakoś zacząć tekst i moim zdaniem odstaje nieco jakościowo od reszty – natomiast już scena na Unbekannter Platz (podobnie jak pozostałe) wpisuje się w intrygujący klimat reszty tekstu.

 

Parę rzeczy jest nadal dla mnie niejasnych: nielogiczne zachowanie majora, który z ogromną pewnością siebie tłucze obersta, choć to samowolka. Dolanie środka przeczyszczającego do kawy Vogla - to byłoby możliwe, gdyby obaj panowie cofnęli się w czasie, lądując od razu w Wilczym Szańcu (i zostaliby zauważeni), a oni przyjechali tam samochodem. Trochę też za dużo tych karteczek – tę od Becka rozumiem, ale kartka Hitlera z informacją, jak przeżyć tyle zamachów, jest już nieco przekombinowana. I nie chodzi tu o sam pomysł, bo ten jest świetny – nigdy nie istnieć – ale o okoliczności, w jakich ona się pojawia (znalazła ją sprzątaczka w kaplicy). Niemniej jednak to jest tych kilka rzeczy, które trochę utrudniły mi odbiór tekstu, całość natomiast prezentuje się bardzo dobrze. Jest klimatycznie, groźnie, duży też plus za plastyczne postacie z charakterem.

Komentarz od-jurorski:

To, co najbardziej podobało mi się w tekście, jest jego zwięzłość i prostota. Nie ma tu przekombinowania, zbyt wielu przeskoków w czasie. Cały plan nie opiera się na szalonych kombinacjach czy zawirowaniach na wysokim szczeblu – jest to cichy plan jednego człowieka, bez kamer i błysków fleszy. I jest to plan prosty – pozbycie się Adolfa Hitlera, gdy ten był jeszcze dzieckiem, to znacznie łatwiejsza opcja niż zamach na otoczonego swymi druhami wielkiego wodza. Tutaj nie chodzi o widowiskowość, ale o skuteczność, i taki jest też tekst – bez nadmiaru ozdobników, za to konkretny i wciągający.

Końcówka zaskakuje i jest bardzo mocnym punktem tekstu. Bez opisywania szczegółów historycznych możemy łatwo wywnioskować, jakie są polityczne konsekwencje śmiałego planu Antoniego. Całość napisana jest dość zwięźle, ale udało się tu zawrzeć zarówno dobry pomysł, jak i jasny przekaz, co dowodzi umiejętności pisarskich autora.

 

Unfall, gratulacje!

Mam pytanie, może nieco naiwne, ale podejrzewam, że sporo osób je sobie zadaje. Malakhu, wspominałeś wcześniej, że jeśli tekst został przez Ciebie odrzucony, to nie ma sensu słać do do redaktora Cetnarowskiego. Rozumiem, że jeśli tekst odpadł ze względu na słaby warsztat czy ewidentne błędy - czyli coś, co zauważy każdy - to sensu nie ma. Ale co z tekstem, którego warsztat i sprawność napisania została oceniona pozytywnie, natomiast przyczyną odrzucenia było to, że tekst nie zaskoczył Cię niczym nowym? Nie podważam Twojej decyzji, odrzuciłeś coś, co do Ciebie nie przemówiło, ale to jest de facto ocena subiektywna. Więc nie wiem - ryzykować wysyłkę do red. Cetnarowskiego, którego osobisty gust może być zupełnie inny, czy nie robić z siebie namolnego błazna i odpuścić?

@t.lena - tak z ciekawości, planujesz poprawiać swoje opowiadanie konkursowe? Przyszło mi bowiem na myśl, że jeśli szukasz kogoś, kto by Twój tekst przeczytał i zaopiniował, to mogłybyśmy sie wymienić tekstami - chętnie pomogę, jakby była potrzeba, ale nie ukrywam, szukam też kogoś, kto chciałby zerknąć na mój i zaopiniować.

@mirekowski - czy te dialogi "jednobrzmieniowe" i mało wiarygodni bohaterowie to Twoja własna opinia, czy osób, które czytały Twoje teksty? Wiesz, swój własny tekst jest trudno oceniać "chłodnym okiem", bo nie ma się do niego dystansu.

Tworząc bohatera, nigdy nie biorę za wzór kogoś ze znajomych. Przynajmniej nie robię tego świadomie - możliwe, że kiedyś się okaże, iż pan X., który w chwilach napięcia wyłamuje sobie palce albo pani Y. zaciskająca dłoń tak mocno, że wbija sobie paznokcie w skórę, jest wzorowana na podobnej reakcji, ktora gdzieś, kiedyś, u kogoś podpatrzyłam. Natomiast nie wzoruję bohaterów na realnych postaciach - moi bohaterowie muszą być moi. :)

 

Tworzenie postaci zaczyna się u mnie w głowie i jest to baaaardzo powolny proces. Odpada opcja: wymyślam fabułę, następnie przypisuję bohaterom konkretne cechy - pan X. jest chudym, nerwowym mężczyzną, uciekającym wzrokiem w bok. Pani Y. to śmiała i wygadana kobieta, atrakcyjna blondynka w eleganckich kostiumach. Potem imiona i hajda, do pisania. Nie, to jest dopiero początek. Ja się muszę w dane postacie wczuć. Muszę odczuć ich emocje - jak reagują? Co im siedzi w głowach? Czy pani Y. jest rzeczywiście taka śmiała, czy też może jest to fasada? A jeśli to fasada, to skąd się bierze? W dzieciństwie była otyła i pryszczata, teraz jest szczupła i piękna. Ale czy w duchu nie jest nadal tą samą, niepewną siebie dziewczynką, co piętnaście lat temu? Czy w takim razie jej pewności siebie nie dałoby się skruszyć jednym słowem albo zdaniem? I tak dalej, i tak dalej. Nie znaczy to, że wszystkie te informacje z powyższego ciągu myślowego znajdą się w tekście. Większość z nich się nie znajduje. Ale kiedy wczuwam się w bohatera, poznaję do od podszewki, wtedy jest mi łatwiej pisać, bo mam wrażenie, że to jest ktoś, kto istnieje naprawdę. Jestem wtedy w stanie przewidzieć, jak zareaguje w danej sytuacji, co powie; moge oddać całe spekrum uczuć i emocji.

Przecież wiadomo, że kwestia tego, czy się czytelnika zaciekawi pomysłem i wykonaniem, to kwestia gustu, czyli rzecz subiektywna. Jasne, bywają tak kiepskie teksty, że czytający są wyjątkowo zgodni, iż jest nieciekawie, nudno, flaki z olejem, bohaterowie irytujący i nie ma się ochoty doczytac nawet do końca. Ale w przypadku niezłych czy nawet bardzo dobrych tekstów zawsze znają się tacy, któch tekst wciągnie i nie pozwoli się oderwać aż do ostatniej kropki - jak również ci, którym czegoś zabrakło, coś nie przypasowało, ogólnie nie zachwyciło. Dlatego IMO, jeśli czyjś tekst odpadł, ponieważ oceniającemu zabrakło w nim pomysłu, jakiegoś "pazura", czegoś, co by przymagnesowało do przerzucanych kartek - nie z powodu kiepskiego warsztatu, który jest tak fatalny, że tekstu nie da się uratować - to nie należy się łamać. Gust oceniającego jest rzeczą tak subiektywną, że coś, co nie zachwyciło pana X., może bardzo zaintrygować pana Y. Więc nie ma co tracić wiary w siebie. Jeśli ktoś dostał pokonkursową opinię, niech się w nią wczyta. Uczciwie się zastanowi, na ile brać do siebie redaktorskie uwagi. Podeśle tekst kilku osobom z prośbą o opinię i bezlitosne wytknięcie wszelkich błędów, nielogiczności, przynudzeń. Przysiąść nad tekstem i go dopracować. A potem słać dalej.

 

Mnie się w tym konkursie nie udało, odpadłam. Jakiś rok temu w innym konkursie dostałam wyróżnienie i w nagrodę druk w papierowym czasopiśmie. Normalka. Raz się udaje, innym razem nie. Ale po jednym konkursie nie można ani wbijac się w dumę, ani też załamywać i twierdzić, że skoro nie przyjęli, to pewnie nie umie się pisać. Nie sarkam na to, że może gdyby mój tekst trafił do puli innego redaktora, to by przeszedł. Może by przeszedł, może nie. Nie ma co dywagować, jeśli chcemy, by nas publikowano, to potraktujmy to doświadczenie jako jedno z doświadczeń, a nie szlaban, piszmy dalej i próbujmy. W końcu iluś osobom się udaje, prawda?

Meksico - podobne pokusy ma jakieś 250 osób :P Mnie kusić przestało, wciągnęłam się w nowy serial, zajęłam się paroma innymi rzeczami i pewnie oprzytomnieję dopiero w niedzielę wieczorem.

Chyba większość osób odebrała polecanie przeczytania "Modlitwy za Gamar" jako "to tekst idealny, perfekcyjny, naśladujcie autora". Czy tylko ja odebrałam to jako "zobaczcie, to jest jeden z tekstów finałowych - nie jest idealny, więc nie stresujcie się, nie musicie pisać na poziomie Jacka Dukaja, aby trafić do finału"? ;)

Tregard, miałam identyczną sytuację! Po jakichś 3 tygodniach oczekiwania na potwierdzenie odbioru poszłam na pocztę z kwitkiem na polecony i tam bez problemu sprawdzono, że przesyłka dotarła następnego dnia roboczego po wysłaniu :) Ostatni raz wysłałam cokolwiek za potwierdzeniem odbioru, bo żółty kwitek do dziś do mnie nie dotarł...

Deliciosa, to jest JEDEN z tekstów, które się zakwalifikowały. Każdy z tych tekstów jest przecież inny. Jaki przykład tekstu mogła podać redakcja, skoro wszystkie pozostałe są jeszcze "utajnione"? Podano ten, który jest dostępny w sieci.

@Andrzeju, w żadnym razie się nie załamywać i nie uznawać, że nie potrafi się pisać. Jeśli czyjś tekst przepadł, to jakiś powód był - ale nie znaczy to, że autor pisać nie umie. Po prostu tekst mógł akurat nie wyjść, mógł mieć błędy, które spowodowały jego odrzucenie (ale takie, które można poprawić), możliwe też, że tekst był dobry, ale przegrał z paroma genialnymi.

Tregard - powinna być jeszcze jedna lista z tych kilkunastu ostatnich czytanych opowiadań - pytanie, czy w tej puli będzie jeszcze jakiś finalista/finaliści? Podejrzewam, że po trzeciej turze ci, którzy się nie zakwalifikowali, już mało wierzą w powodzenie, a de facto jutrzejsze wyniki moga być dla paru osób wielkim zaskoczeniem :)

Prędzej zyska ogromną niestrawność... Może niech wiewiórka zje Jacka?

Zjeść wściekłą, obudzoną wiewiórkę - toż to absolutny gore! ;)

Ja rónież dołączam się do życzeń, choć dość późno.

 

Wszystkiego najlepszego!

Czarodziej, który na skutek ataku ze strony jakichś tajemniczych zbirów stracił umiejętność czarowania oraz/lub również mowę. :)

Piotrze, a co powiesz na to?

Pietro Mascagni - "Cavalleria rusticana" - http://www.youtube.com/watch?v=MDAkIlZyWfw

Zauważyłam, że obecnie pod biogramami autorów zaczęło się pojawiać po kilka zdań odnośnie tekstu ze strony _mc_. Jak dla mnie, świetny pomysł, te parę zdań dołączonych do zwykłych biogramów! Przyznam, że już przy kwietniowym numerze lekturę tekstu zaczynałam właśnie od biogramu :)

Nowa Fantastyka