- Hydepark: Nadmierny samokrytycyzm

Hydepark:

opowiadania

Nadmierny samokrytycyzm

To mój pierwszy temat, jaki zakładam, więc wcale się nie zdziwię, jak ktoś już ten temat wcześniej wałkował.

 

Nie wiem jak inni, ale ja mam problem z nadmiernym sceptycyzmem do wszystkiego co napiszę. Prawdę mówiąc mam coraz większe wątpliwości czy to nadmierny krytycyzm czy po prostu faktycznie dostrzegam wiele wad i błędów w tym co napiszę. W październiku postanowiłem napisać opowiadanie na konkurs w NF, ale po miesiącu ( niestety mam bardzo mało czasu wolnego, dlatego pisze rzadko ) stwierdziłem, że to co napisałem do tej pory mi się nie podoba ( miałem ok 17 stron, a końca nie było widać ). Tak więć postanowiłem podejść do tematu raz jeszcze, z tym że od nieco innej strony, aby historię skrócić, a jednocześnie nie straciła nic ze swoich walorów i głębi ( wiem, to trudne...). Było to tym trudniejsze, że historia z każdym zdaniem rozrastała się coraz bardziej i rozchodziła na wszystkie strony.

 

Zacząłem od nowa, pisałem dłuuugo i powoli ( z braku czasu ), na bieżąco poprawiałem i wracałem nieustannie do raz napisanych fragmentów. Gdzieś koło marca miałem już 37 stron i byłem raptem o 3-4 do końca. Jako, że czasu jeszcze bardziej mi zabrakło, zrobiłem sobie przymusową przerwę ok 2-3 tygodni. Kiedy już doń wróciłem, zanim podjąłem się kończyć postanowiłem przeczytać całość, by ocenić co też się w tym czasie urodziło. I niby wszystko było okej, nieźle się czytało i w ogóle, ale po skończeniu czytania doszdłem do wniosku, że jakieś takie to zbyt liniowe i jednorodne. Bez zakładanej głębi i brawury, jaką chciałem osiągnąć. Przespałem się z tym. Przemyslałem raz jeszcze, przemodyfikowałem w głowie i podszedłem do tematu raz jeszcze – od innej ( by nie powiedzieć brzydko od dupy ) strony. I pisałem sobie od nowa, po raz trzeci. Byłem na 17 stronie ( to chyba jakieś przekleństwo ), kiedy kilka dni temu, przez przypadek, podczas wykonywania innych czynności rozwarzałem jak podejść do kolejnej sceny, kiedy naszło mnie nagłe olśnienie, że to jeszcze nie to, że jeszcze czegoś brakuję. I wtedy spłynęło na mnie niesamowite olśnienie, jak grom z jasnego nieba, że wreszcie to mam. Odgadłem. Wiem jak to napisać, żeby miało wszystko to, co chcę pokazac i przekazać...

 

I kończąc ten długi wstęp, zastanawiam się co zrobić. Czy podejmowac trud od początku zgodnie z niebiańskim olśnieniem czy kontynuować to co już zacząłem ( wydaje mi się przyzwoite... ). Jak waszym zdaniem lepsza jest metoda – pisać do końca po trupach i potem poprawiać czy robić to w trakcie narażając się na ciągłe rozpoczynanie tekstu od początku ( ale chroniąc w ten sposób potencjalnego odbiorcę i siebie przed utratą czasu na pisanie czegoś co i tak nie zostanie skończone ).

 

I co myślicie? Jakie wy macie sposoby na taki obrót spraw?

Komentarze

obserwuj

Trudno mi powiedzieć, bo jeszcze ani razu mi się nie zdarzyło dobrnąć do 17 strony. ;) Ale jak tak dalej pójdzie, to nigdy nic światu nie pokażesz i skąd będziesz wiedział, jak oceniają to inni? Czy faktycznie wady i zalety tekstów tkwią tam, gdzie Ty je dostrzegasz, a nie gdzie indziej? Nawet jeśli coś Ci się do końca nie podoba, warto jest ukończyć i komuś pokazać.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Z jednej strony masz rację, tak by było lepiej. Z drugiej jednak - jak skończyć coś, co już w twoim mniemaniu nie jest wartościowe? To tak jakby wpychać w siebie obiad, który wcale ci nie smakuję, chociaż obok lezy inny, duzo bardziej apetyczny...

Świadomość tego, że nie jest to na tyle dobre, jakbysmy chcieli, powoduje, że chęć dlaszego kontynuowania wydaje się bezcelowa.  Jak sobie poradzić z czymś takim, bo to jest mój największy problem.

"I needed to believe in something"

W tej sytuacji można zrobić tak - wyciąć z przeciętnego opowiadania dobrej jakości szorta. Jego opublikować i w ten sposób sprawdzić sam pomysł. Jeśli chwyci, albo będzie zainteresowanie którymś z wątków pobocznych, to właśnie na tym się skupić przy kolejnym podejściu.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Ja siadając do pisania tekstu, mam już całość w głowie. Oczywiście zdarza mi się w trakcie pisania nieco "zboczyć z kursu" albo dopisać coś, czego we wstępnym założeniu nie było, ale nie są to jakies drastyczne zmiany. Z Twojego wpisu wynika, że chcesz po raz któryś napisać cały tekst od nowa. Sęk w tym, że jeśli nawet napiszesz je po raz trzeci, to gdy zerkniesz na nie za miesiąc, dostrzeżesz, że w gruncie rzeczy to można jeszcze poprawić. I jeszcze. I jeszcze. W ten sposób możesz je poprawiać do końca życia.

Nie myślałeś o tym, aby pokazać komuś to, co do tej pory napisałeś i poddać tekst ocenie? Jeśli chcesz, możesz mi go podesłać - nie jestem dobrą betą gramatyczną czy interpunkcyjną, ale jeśli chodzi o ogólny odbiór tekstu, przesłanie, wiarygodnośc bohaterów i kwestie bardziej pomysłowo-psychologiczne, to zdarzało mi się razem z autorem dyskutować nad tekstem bądź jego fragmentami. Jeśli chcesz, to przeslij mi to co już masz na maila (jest w profilu). Bo pisanie tekstu z przekonaniem, że piszesz coś, co Ci się nie za bardzo podoba, jest bardzo demotywujące - w tym momencie nie masz już do niego serca.

Jest taka rzecz, która mnie dziwi u niektórych autorów. Chomikowanie pomysłów, tak jakby ktoś tylko czekał, żeby go ukraść. A tymczasem dzieląc się otwarcie planowaną treścią można zyskać bardzo przydatne wskazówki - czy pomysł jest zrozumiały, które wątki będą w stanie zaciekawić potencjalnego odbiorcę...

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Dlatego czasem warto napisać choćby i streszczenie planowanego opowiadania i to je przedstawiać do oceny. A nawet recenzję! ;)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Dobry pomysł z tym streszczeniem, Brajcie drogi/droga ( Raz kolejny wybacz nieznajomość twej płci, nigdy tego wszystkiego nie ogarnę. ) . Pytanie tylko, czy pisarzę chętnie dzielili by się pomysłami, ewentualnie zamieszczali streszczenia swoich dzieł? Sądze, że większość pisarzy chce ukazać całemu światu gotowe dzieło i dopiero wtedy oczekiwać krytyki. Pomysł mi się podoba i można by zamieścić taki wątek w HP, gdzie internauci wrzucali by pomysły do oceny, czy takie coś zaciekawi potencjalnych czytelników. Sam mam taki pomysł, ale się z wami nim nie podzielę :P ;)

Jnuiorze_13j, proponuję, byś pokazał to, co masz paru osobom, niech się wypowiedzą w tej kwestii i będziesz wiedział na czym stoisz. Inaczej może stać się tak, jak napisała Zoee, że tekst będziesz poprawiał aż do później starości, a  leżąc już na łożu śmierci za te kilkadziesiąt lat, zdasz sobie sprawę, że to był naprawdę świetny pomysł otwierający drogę na wydawniczy szczyt. Pozdrawiam. 

 

Wygląda na to, że pomysł jest dobry, skoro tak Cię męczy. Gdybym miał tyle czasu co Ty (chyba jednak nie masz mało, skoro zmierzasz prostym kursem do stu stron tekstu) - pisałbym po raz trzeci. Zdecydowanie. Wolałbym zaprezentować coś, co w danym momencie uważam za ideał.

A propos poprawek, w najnowszym numerze NF, w artykule Michaela Sullivana jest coś na temat poprawiania: "Poprawianie jest jak ruchome piaski. Nic nigdy nie będzie doskonałe i możecie edytować w nieskończoność".

 

A co do wrzucania streszczenia czy dzielenia się treścią pisanego tekstu, to wprawdzie nie jestem zwolenniczką paranoi, ale IMO niewiele da to autorowi. Bo sam pomysł, opisany w dziesięciu zdaniach może byc naprawdę dobry - ale to, co z nim zrobi autor, to już inna kwestia. Sa teksty, opierające się na naprawdę dobrych pomysłach, pisane dobrze warsztatowo, a jednak... nie zachwycają. Po prostu da się przeczytać i nic więcej. Sa też teksty, które bazują na dość oklepanych pomysłach i po przeczytaniu ich streszczenia człowiekowi przychodzi do głowy: "O rety, ale to już było wiele razy, żaden wielki pomysł to nie jest". A potem okazuje się, że autor ów oklepany pomysl napisał tak, że mozna zbierać szczękę z podłogi. Więc jak dla mnie to jest opcja dośc ryzykowna i zdecydowanie gorsza niż pokazanie tekstu komuś, kto nie będzie po znajomości chwalił, tylko powie uczciwie, co się podobało, a co nie.

W aktualnej NF jest tekst Michaela Sullivana dotyczący problemu, który opisujesz.

No dobra, to już po trzecim przepisaniu opublikuj ;] Jak chodzi o metodologie, to decyduj na podstawie "czy koniecznie chce być drukowany, czy może satysfakcjonuje mnie feedback?" Ale sugerowałbym wrzucać jak najwcześniej, bo takie szlifowanie w świetle wyłącznie własnej opinii może być jałowe. Z zewnątrz więcej widać.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

     Pomysłów to mozna mieć dużo. Pomysłów na sposób zapisania pomysłu też.  Ale --- trzeba to zrobić... I to jest najtrudniejsze.  Szlifuje się  i poprawia tekst juz napisany --- innego wyjścia nie ma.

     Moim zdaniem --- skończyć to, co juz jest gotowe i wysłać gdzieś, albo opublikować na stronie. Inaczej jest to po prostu kręcenie się w kólko.  I to jest dopiero prawdziwy sprawdzian tekstu --- opinie czytelników.

...a tytuł świadczy jednak o wierze we własne pisarstwo. Gdybyś naprawdę wiedział, że samokrytycyzm jest tu nadmierny, to byś przecież nie pytał. Może sprawdź się w jakiejś krótkiej formie? Odstaw Wielki Pomysł, żeby spróbować z jakąś wprawką? Jak się okaże, że z krótką formą sobie poradziłeś to będziesz miał przesłanki, żeby wysyłać do wydawnictw najnowszą wersję Wielkiego Dzieła.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Lem np. miał tak, że jak mu się nie podobało coś, to zaczynał pisanie od początku. Nie mówię, żeby się wzorować, ale jak pomysł ogólny dobry, a w szczególe coś nie gra, warto nad tym siedzieć do skutku. To, czego się uczysz przy obróbce fragmentu, procentuje później dobrymi nawykami.

Mi się z kolei wydaje, że lepiej en masse opowiadania produkować. Jest strona --- wrzucisz, dostaniesz trochę komentarzy, czegoś się dowiesz. Poza tym każde skończone opowiadanie to nowe doświadczenia i coraz większy dystans do pisania. I nie popadasz w zniechęcenie. A pomysły --- cóż --- wydaje mi się, że do poziomu "niezłego tekstu" wystarcza dobre i przemyślane wykonanie nawet przeciętnego pomysłu. A żeby przerobić super pomysł w "super tekst" potrzeba za to dużo wprawy. Krótko mówiąc --- powiedziałbym, że lepiej wystukać dwadzieścia opowiadań, niż kręcić się dookoła dwóch ; )

pozdrawiam

I po co to było?

W jednej z powieści braci Strugackich ( a może tylko jednego z nich) główny bohater opowiadał o swym znajomym, pisarzu, który chciał stworzyć wiekopomne dzieło, na skutek czego szmat czasu ( miesiące, może lata) pracował wciąż nad jednym zdaniem, próbując nadać mu idealne brzmienie. Oczywiście nigdy mu się to nie udało.

 

Moim zdaniem powinieneś dokończyć to co już zacząłeś i dowiedzieć się, co o owocu twojej pracy sądzą inni. Ja mam tak, że im dłużej ślęczę nad jakimś tekstem, tym mniej jestem w stanie wiarygodnie ocenić efekt końcowy. Niekoniecznie musisz zaprezentować swoją opowieść tutaj, ale dobrze byłoby poznać opinie osób możliwie postronnych ( ja uporczywie wciskam swoje grafomańskie popisy kolegom z pracy).

 

Powodzenia!

na emeryturze

Jakbym ja tu publikował teksty, z których jestem w pełni zadowolony, to miałbym do dzisiaj puste konto, a o swojej twórczości nie dowiedziałbym się nic.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Kurczę, nie sądziłem,że doczekam sie az takiego odzewu. Dzieki wszystkim za rady :). A teraz po kolei. 

Zoee - w zasadzie dobry pomysł z tym przesłaniem na maila. Jesli jesteś jeszcze chętna do walki z moim grafomaństwem, to dziś ci podeślę fragment, jak będę w domu ( teraz jestem w pracy ;) ). Co do twojej rady  ( taj jak i brajta i mierkowskiego ) to z jednej strony masz rację, że dobrze by było skończyć i komus pokazać, żeby wiedzieć czy brnie się w dobrym kierunku. Z drugiej jednak, kiedy po skończeniu, ktoś ma mi powiedzieć coś w stylu - weź sobie stary daj spokój, to to mnie kompletnie zniechęci i pomysł, który w moim przekonaniu jest świetny, pójdzie się za przeproszeniem walić.

 tintin - ja też mam kurcze to dziwne przekonanie, że nie warto komus głowy zawracać jesli sam nie uważam tego za dość dobre.

Julius Fjord - O tym Lemie to wiem, potrafił wyrzucić całą gotowa powieść, bo mu się nie spodobała, kiedy skończył. Ale to Lem...

rinos - wiarę to ja mam, ale przede wszystkim w pomysł i historię, którą chce przedstawić, niekoniecznie we własne umiejętności pisarskie by go przelać na papier. Gdybym w te drugie wierzył już dawno gdzieś bym ten tekst przesłał. Przy aktualnym olśnieniu już chyba wiem jak go napisać, ale przy tym historia odwróciła sie trochę jakby do góry nogami i do tego jeszcze bardziej skomplikowała, przez co nie wiem czy dam radę to zrobić, tak jak to mam w głowie. Może to dziwne, ale ten tekst zaczyna mnie przerażać - to jak jakś chora walka z wiatrakami. Sam juz nie wiem co z tym zrobić. Na razie obrabiam nową koncepcję w głowie i ze strachem patrzę na mozliwośc podjęcia kolejnej próby. Bo co jesli znowu po drodze coś nie zagra? Na sama mysl już mam serdecznie dość. Ale tak jak mówisz, spróbuje faktycznie z czymś prostszym i któtszym i wrzucę na stronę. Może to mi w czymś pomoże, doda skrzydeł czy cuś... 

"I needed to believe in something"

juniorze, za mój komentarz niech posłuży Ci informacja, że od ponad dziesięciu lat mam w głowie opowiadanie (a właściwie tryptyk), do którego podszedłem dotąd raz, uznałem, że nie potrafię tego udźwignąć - i dotąd czekam na olśnienie:)

No to widzę, ze nie jestem sam :D. Właśnie problem z dobrymi pomysłami polega na tym, że jak to ładnie ująłeś - trzeba umieć je udźwignąć. Dla mnie to taka walka z formą, która się ciągle opiera i rzuca mi kłody pod nogi. Nie potrafię się jednak poddać i zaczekac na lepszy moment, kiedy będę miał więcej umiejętności i wprawy. To jak drzazga, która siedzi ci pod skórą i nie daje spokoju, dopóki jej nie wyjmiesz. 

Teraz zaś wydaje mi się, że już wiem. Ze doszedłem nareszcie do tego jak to zrobić, ale boję się zaczynać...

Sądzę po porostu, że dobre pomysły powinny dojrzewać i czekać na odpowiednio moment do przelania na papier. Gabriel Garcia Marquez miał kiedys taki incydent. Rozważał jak napisać "Sto lat samotności" i nie mógł do tego dojść. Trwało to pewnien czas. Wreszcie podczas wyjazdu z rodziną na wakację, kiedy juz jechali samochodem i przebyli szmat drogi, Marqueza nagle olśniło. Wiedział już jak to ugryźć i napisać. I zgadnij co zrobił? Zawrócił, zaszył się w domu i przez bodaj rok czy dwa napisał jedną z wazniejszych XX wiecznych powieści. 

Mi tez się wydaje, ze wiem jak to napisać, ale nie wiem natomiast czy temu podołam. I jestem coraz bardziej zniechęcony. Stąd ten temat. Musiałem się trochę uzewnętrznić i wyżalić ;)

"I needed to believe in something"

Junior, znam ten problem aż za dobrze. Ja mam akurat czasu wolnego sporo, ale często otwieram zaczętą historię, czytam to, co napisałem, i z miejsca zniechęcam się do kontynuowania. Jedyne lekarstwo to zrobić to, co zasugerował choćby syf. Skończ pierwsze opowiadanie. Opublikuj je. Przyjmij krytykę na klatę. Pogódź się z tym, że pierwsza skończona opowieść nie będzie arcydziełem. Ani druga. Ani trzecia. Ani dziesiąta. Ale jeśli będziesz po każdym tekście zbierać reakcje, to będziesz pisał coraz lepiej.

I jeszcze jedna myśl, która mi uciekła. Często jest tak, że myślę "wiem, jak TO napisać". Mam swoją idealną scenę. Jestem zachwycony z brzmienia każdej jej sylaby. Uważam za perłę w koronie opowieści. To, co jest wokół niej, podoba mi się mniej lub bardziej, ale koniecznie chcę ludziom pokazać TĄ scenę. Udostępniam więc tekst. I co się okazuje? TA scena nikogo specjalnie nie obeszła, jedna czy dwie osoby uznały ją za lekko pretensjonalną, za to garść osób jest pod wrażeniem tego, jak fajnie ująłem to, co ja napisałem niemal automatycznie. Nigdy ale to nigdy nie dowiesz się, co w Twoich opowieściach podoba się innym, jeśli nie będziesz ich kończyć.

Ja skończyłam powieść, moje wypieszczone i ukochane dzieciątko, dwa lata temu. Poprawiałam milion razy w ciągu tych dwóch lat, a i tak, za każdym razem, kiedy do niej wracam, odnajduję coś, co muszę poprawić. To irytujące :)

Jest jeszcze inny problem, nie wiem, czy go macie - po jakimś czasie i przy którymś tam czytaniu tekstu znam go już tak dobrze, że wydaje mi się już nudny. Tracę dystans i głupieję :)

Dlatego np. wrzuciłam tutaj "Niedźwiedziego Jeźdźca", czyli fragment powieści, żeby cokolwiek się dowiedzieć od ludzi, którzy tekstu nie znają w ogóle. I to jest też ważne.

https://www.martakrajewska.eu

krajemar  - cos wiem o tym braku dystansu. Ja też przy którymś z kolei czytaniu stwierdzam, że jest to kiepskie, tylko nie wiem czy to efekt ciągłego czytania czy tekst faktycznie pozostawia sporo do życzenia.

pjotroos - dlatego też zamierzam pójśc za twoją radą i syfa i dziś najpóźniej jutro jak wygospodaruję trochę czasu napiszę jakiegoś szorta i zaraz go wrzucę na stronę bez czytania i poprawiania.

"I needed to believe in something"

junior - napisz szorta, przeczytaj, popraw, wrzuć :)

Ja przed chwilą wrzuciłam szorta Obrońca, bez poprawiania i lookając na stronę dopiero zauważyłam, że moje dziecko ma na glwie czułko, zamiast czółka, więc chyba byłam przez chwile matka kosmity :D

https://www.martakrajewska.eu

pjotroos - dlatego też zamierzam pójśc za twoją radą i syfa i dziś najpóźniej jutro jak wygospodaruję trochę czasu napiszę jakiegoś szorta i zaraz go wrzucę na stronę bez czytania i poprawiania.

 

AAAA --- nie, nie. Z czytaniem i poprawianiem --- tj. tekst musi być czysty jeżeli chodzi o błędy i niezręczności językowe, czyli przejrzany.

Powiem tak: wpada mi do głowy pomysł, który akurat mam ochotę zamienić na tekst. Spędzam nad nim 4-5 wieczorów, co daje mi zazwyczaj między 8 a 12 stron tekstu (staram się nad nim nie modlić, tylko jechać do finału, oczywiście czasem odrzucam pomysł po paru stronach). Po skończeniu drukuję opowiadanie, siadam z nim do wanny, czytam na głos, poprawiam buble i tak dalej. Następnie przekazuję do Czytacza. Czytacz oddaje mi tekst po paru dniach. Znów z nim siadam i albo akceptuję, albo odrzucam poprawki. Wtedy mogę uznać, że jest gotowy.

pozdrawiam

I po co to było?

Robię tak jak Syf, tylko czytaczów mam paru więcej.

Najpierw piszę. Potem wracam do początku i poprawiam to, co zgrzyta względem reszty. Łapię babole. Rozsyłam zaufanym. Po powrocie od zaufanych czytam jeszcze raz i łapię te literówki, których nie złapałem poprzednio. Wtedy wrzuta. Istotne po prostu jest to, żeby redagować po jego ukończeniu, nie zamiast.

Czytam, co napisałeś i czuję się, jakbym ja to napisała. :)

Nie przejrzałam jeszcze wszystkich komentarzy, więc sorki, jeśli powtórzę coś co ktoś już.

Moim zdaniem lepiej jest tekst skończyć, zanim się go pokaże światu. A jeśli trafił Cię grom z jasnego nieba, to nie dasz rady skończyć tego, co teraz piszesz, bo ten grom będzie Ci chodził po głowie, po prostu.

Ja skończyłam moje opowiadanie na konkurs i wysłałam w terminie i zostało odrzucone, po czym, dzięki uprzejmości niejakiego Malakha dowiedziałam się, czego opowiadaniu brakowało. Poza tym mój mąż już wcześniej kręcił nosem na zakończenie. Zaczęłam opowiadanie przerabiać zgodnie z sugestiami pana red. i gdzieś tak w połowie, podobnie jak Ty, doznałam olśnienia. Wymagało to karkołomnego przestawienia opowiadania na zupełnie inne tory gdzieś tak na początku i obecnie jestem prawie w połowie tejże kolejnej przeróbki. Zaczynam naprawdę nienawidzić ten tekst. Ale to tak podobno jest (czasami) - żeby wypuścić tekst z rąk, trzeba go wystarczająco nie lubić. :)

W międzyczasie próbowałam napisać inne opowiadania właśnie w celu opublikowania tutaj, na portalu. Jakieś krókie - jak radzą koledzy powyżej (brajt: "wyciąć z przeciętnego opowiadania dobrej jakości szorta" - sorki, COOOOO? Moim zdaniem się-nie-da) i właśnie z pomysłu na 500 słów urodziło się opowiadanie, z którym jestem już prawie w połowie i ma teraz tak z 3,5 tys. i drugie, które zamierzałam na 2000, doszłam na moje oko do jednej czwartej tekstu i mam na razie 5000. Tak więc, jak widzisz nie jesteś sam. :)

Nie mam sposobu na skończenie opowiadania. Nie mam sposobu na walkę z "muzą". Jeśli próbuję nią sterować, to się obraża i w ogóle nie mam pomysłów na pisanie. Staram się, żeby ważniejsza był dla mnie sama radość tworzenia, a nie chęć opublikowania czegoś, co stworzyłam - wtedy kosztuje mnie to wszystko mniej nerwów i coś z tego wychodzi (nawet jeśli nie opowiadanie, to przynajmniej dobry humor, lol). Jeśli próbuję gonić zbyt szybko - zazwyczaj obraca się to przeciwko mnie. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Wiesz co, tak po przejrzeniu komentarzy jeszcze mam do dodania - napisz sobie co masz w głowie krótko, żeby tego nie zgubić, ale nie po to, żeby gdzieś, komuś pokazać. Dla siebie, nie przejmując się poprawnością gramatyczną, stylistyczną, a nawet związkiem jednego zdania z drugim. Taki szybki szkic. Albo list do siebie, zaczynający się od, "Dlaczego do (tu dowolne przekleństwo) nie weźmiesz się wreszcie do roboty. Pewnie boisz się, że... / wydaje Ci się, że nie potrafisz... / chciałbyć napisać o ... I tu sobie dowolnie dokończ. To też pomaga. Mnie wczoraj pomogło. ;) 

Po drugie - czekanie z pomysłem aż "będziesz miał więcej umiejętności i wprawy" jest trochę bez sensu, bo jak masz niby nabrać tej umiejętności i wprawy? Siedząc w fotelu i gapiąc się na kwiatki za oknem? Nie da się. By nauczyć się pisać, trzeba... pisać. Owszem, jeśli masz jeden super pomysł, który bardzo kochasz, to go zostaw, niech czeka na Swój Wielki Dzień, ale w tym czasie pisz inne rzeczy. A jeśli nie jest to Twój pomysł życia, to napisz go najlepiej jak TERAZ potrafisz. Potem będziesz miał następny pomysł i napiszesz go lepiej, a potem kolejne. A tak w ogóle to zawsze dobrze jest dać tekstowi czasem "odetchnąć", zostawić go na kilka tygodni, popracować nad czymś innym. Jeśli ma się taki styl pracy, że się pisze miesiącami, oczywiście. Ci co są w stanie napisać coś w kilka dni mają nad nami tę ogromną przewagę. ;)

Aha, i jeszcze - uważam, że pomysł z przerobieniem długiego opowiadania na szorta jest chybiony. Traci się mnóstwo istotnych elementów, przez co te, które zostają, stają się niejasne. Można co najwyżej napisać streszczenie opowiadania, ale po co? Wydaje mi się, że pokazywanie samego pomysłu, by dowiedzieć się, czy innym wydaje się dobry nie ma sensu. Każdy pomysł jest dobry. Jeśli interesuje autora, to jest dobry dla tego autora i już. Nie mówiąc już o tym, że pisanie szorta, streszczenia, czy czego tam też zajmuje czas, którego większość z nas nie ma za dużo, a który można poświęcić właśnie na dopieszczanie (czasem w nieskończoność) swoich dłuuugich opowiadań.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

brajt: "wyciąć z przeciętnego opowiadania dobrej jakości szorta" - sorki, COOOOO? Moim zdaniem się-nie-da

Oczywiście, że się da. Typowe opowiadanie ma kilka wątków pobocznych, starczy skupić się na najciekawszym z nich i wyciąć resztę. To może być całkiem pożyteczne, zwłaszcza jeśli w ostatecznym rozrachunku wątek poboczny okaże się dla czytelników ciekawszy niż główny - wówczas można pełnoprawne opowiadanie lub powieść napisać pod tym kątem.

 

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Wycięłam z pomysłu na książkę wątek poboczny i napisałam średniej długości opowiadanie. Zabrakło w nim informacji dotyczących świata w jakim dzieje się opowiadanie, a których nie da się opisać w dwóch zdaniach, bo to taki świat. Moim zdaniem się nie da, bo ja nie potrafię. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

t.lena - dlatego mam wrażenie, jakbym był bohaterem "dnia świstaka". Zaczynam coś i trafiam nieodmiennie do momentu, kiedy juz nie moge patrzeć na to co spłodziłem. Taj jak piszesz, zaczynam nienawidzić tego cholernego opowiadania. Z jednej strony na samą myśl by zaczynac raz jeszcze az mnie skręca z niechęci, z drugiej ta przyjemność pisania...trudno jej sobie odmówić. Kiedy mi idzie, a tekst płynie tak jak sobie zamierzyłem, podbnie jak ty czuję się naprawdę dobrze. Mam świetny humor, czuję się pełniejszy, zmierzam do jakiegoś upragnionego celu. Kiedy znowu przestaje mi iść, a tekst stawia solidny opór, to wtedy popadam w niechęć i fatalizm. Zaczynam odnosić wrażenie, że to donikąd nie prowadzi, a moje wysiłki są bezsensowane i niepotrzebne. Strata czasu, którą mógłbym poświęcić na coś bardziej produktywnego i przynoszacego efekty.

Jednym słowem ciężka sprawa z tym pisaniem...

"I needed to believe in something"

syf. - tak mi się powiedziało tylko. Oczywiście, że sprawdzę i doszlifuję, bo inaczej nie potrafię, byłoby to wbrew mojej naturze ;). Bardziej chodziło mi oto, że wyłapie wszystkie kwiatki dotyczace formy, ale treści już nie będę ruszał, zostawię ją na pastwę bezlitosnej krytyki użytkownków tego formu ;)

"I needed to believe in something"

Zaczynam coś i trafiam nieodmiennie do momentu, kiedy juz nie moge patrzeć na to co spłodziłem. Taj jak piszesz, zaczynam nienawidzić tego cholernego opowiadania.

Mi się często odechciewa w okolicy 3-4 strony, ale --- jezeli widzę, że historia trzyma się kupy --- to siadam wieczorami i mielę, aż skończę. Ja przyjąłem założenie, że dobre opowiadania pojawią się za parę lat, więc teraz nie ma co się przejmować, jak nie wyjdzie fajne ; )

pozdrawiam

I po co to było?

Dobra metoda ;) Wypróbuję ;)

"I needed to believe in something"

junior: skrzydeł życzę,

istnieje pewna zasada informatyków:

jak masz problem, podziel go na wiele mniejszych kawałków, otrzymasz wiele problemów ;]

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

rinos - Głupia zasada, niepodoba mi się, zwłaszcza, że znam ją z autopsji, niestety...

Dzieki. Praca wre :)

"I needed to believe in something"

junior: bardzo dobra zasada. Tyle, że pointa żartobliwa. Łatwiej jest rozwiązać kilka małych problemów niż jeden duży. W ogóle, te małe problemy są po prostu rozwiązywalne. Jeden duży problem może tylko przygnieść. Jak masz usunąć wielotonowy głaz z ogródka to najlepiej rozbić go na wiele mniejszych i wynosić pojedynczo niż usiłować usunąć całość.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Przede wszystkim rozbicie problemu na wiele mniejszych kawałków sprawia, że tym mniejszym można postawić diagnozę. Coś nie działa, bo a, b i c. W przypadku jednego, wielkiego "całość nie działa", takiej diagnozy wystawić nie sposób, a bez niej wszelkie poprawki trzeba wprowadzać na ślepo.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Samokrytycyzm i samokontrola są niebędne, ale granic tej niezbędności wytyczyć na stałe nie można. Zmieniają się, owe granice, w zależności od tematu i stylu. Nic odkrywczego...   

Przekonałem się, boleśnie, na własnym przykładzie, jak usiłowanie doprowadzenia do (subiektywnej) (niemal) doskonałości miesza szyki i w ostatecznym rezultacie zniechęca. Logika górą --- nuda. Widowiskowość --- oberwie mi się za bezsens tego i tamtego. Chyba nigdy nie poskładam w całość...

AdamKB - skoro usiłowanie dopraowadzenia do doskonałości ( subiektywnej oczywiście ) do nikąd nie prowadzi, to jaka Twoim zdaniem pozostaje alternatywa.

rinos, brajt - jakoś nie potrafię zobrazować sobie rozbicia tego na kilka mniejszych problemów, zwłaszcza, że problem dotyczy całości. Nie wiem czy ja się dobrze wyraziłem - największy kłopot stanowi sposób rzedstawienia akcji i fabuły - od której strony? Za pierwszym razem było to nieudolnie napisane, za drugim wydaje mi się było całkiem nieźle, ale zbyt liniowo i przewidywalnie - nudno, za trzecim chyba wszystko było okej, bardziej zajmującą, interesująco, ale płasko i jednowymiarowo, a chodziło o coś zupełnie innego, o pewną dwuznaczność, wielowymiarowość, która nie chciała się ukazać ( dodam, że świat wykreowany w mojej głowie jest na tyle skomplikowany i wielowymiarowy, że proste przedstawienie akcji, powoduję, że staje się on płytki, a przez to cała historia traci sens i wydźwięk ). Dlatego się waham  sądzę, że to co powstało w trzeciej wersji jest ciekawe, ale nie takie jak miało być. Na tyle na ile jestem w stanie ocenić, jest to niezłe -oceniała to tez jedna osoba postronna - ale kurcze, to dalej nie to , o co mi chodziło. Dalej czegoś brakuję. Teraz wiem czego, tylko nie wiem czy kolejna próba nie zawiedzie mnie na manowce i w efekcie nigdy tego nie ukończę. 

 

No ale to już chyba mój kłopot, sam musze się z tym uporać. Temat założyłem, bo byłem ciekaw czy jeszcze ktoś ma ten problem czy jestem sam. Ale widzę, że nie. Odzew był szeroki i na pewno pomocny. Coś juz wiem, czegoś się dowiedziałem, pewne uwagi na pewno były pomocne. Zarzuciłem bowiem na chwilę 4 podejście na rzecz innej historii, którą tutaj wrzucę. To zawsze jakiś dobry początek.    

"I needed to believe in something"

Poprawa - miało być czy nie jestem sam, ale widzę że nie - tak to miało być ;) 

"I needed to believe in something"

Alternatywy? Dwie. Odpuścić sobie temat, pomysł, przynajmniej na jakiś czas --- przestanie się krążyć po tych samych ścieżkach, zwolnione z łańcucha myśli pobiegną innym torem, historia może się zmieni w jakiejś części, ale nareszcie powstanie. Albo machnąć, świadomie, ręką na sny o doskonałości i danym tekście też.   

Nie bierz mi za złośliwość albo kpinę zapytania: naprawdę myślałeś, że tylko Ty takie miewasz kłopoty?   

Moim zdaniem powinieneś pisać to, co jesteś w stanie udźwignąć. Tylko pisanie wpoi Ci pewne nawyki tworzenia zdań, akapitów itd. Do tego dużo czytaj, ale nie jednego autora.

 

Ja robię od dawna tak, że mam listę, do której praktycznie co i rusz coś dopisuję. Mam na tej liście w chwili obecnej 2 powieści, 2 nowelki, koło 15 opowiadań. Kiedy kończę pisać opowiadanie, spoglądam na listę i zastanawiam się, co w tej chwili jestem w stanie zrealizować, co mam ochotę napisać, a co nie. Zależnie od nastroju, prognoz wolnego czasu, formy itd.

 

Wykreślam z listy: 1) pomysły zrealizowane 2) pomysły, które z perspektywy czasu uznaję za głupie/nudne/wtórne. I leci, idzie do przodu cały czas uczę się czegoś nowego, z dystansu lepiej potrafię przemyśleć pomysły na tekst. Coś się pisze, a to najważniejszy trening.

 

Polecam Ci, może zadziała też w Twoim przypadku.:)

AdamKB - Pierwsza alternatywa duż bardziej mi się podoba, dlatego z niej skorzystam w pierwszej kolejności. A do drugiej może się zastosuję, jak już wszystko inne zawiedzie, a ja będę miał dość.  

Przypuszczałem, że pewnie ktoś też się z tym zmaga, ale spodziewałem się takiego odzewu ze strony użytkowników. Dla mnie pisanie o takich sprawach jest w pewnym sensie sprawą prawie, że intymną ( nie mam w zwyczaju się uzewnętrzniać w takich kwestiach - może jestem staroświecki, ale tak mam ), dlatego nie wiedziałem jak odniosą się do tematu inni. A, że nie maiłem z kim pogadać, poradzić się ( nie mam w bezpośrednim otoczeniu ludzi piszących ), to zdecydowałem się założyć temat. Dodam, że z dużymi obawami. Brałem też pod uwagę, że ktoś stwierdzi - spadaj koleś na drzewo, temat taki był juz wałkowany, więc daj sobie spokój.

 

"I needed to believe in something"

No i niepotrzebnie się obawiałeś. Jak by na to nie patrzeć, poruszony przez Ciebie temat "boli" bardzo wiele osób.  

Koniec labidzenia!  :-)  Do roboty!  :-)

Popieram :)

"I needed to believe in something"

junior_13j zauważyłem w tym tłumaczeniu, że skupiasz się wyłącznie na... nazwijmy to problemem natury literackiej. Czyli jak coś napisać, żeby było dobrze. 

Tymczasem całkowicie pomijasz problem natury psychicznej. Czyli jak zabrać się do pisania, aby było dobrze już za pierwszym podejściem, ewentualnie jak zorganizować sobie pisanie, aby wiarę w tekst stracić dopiero po jego napisaniu, a nie w połowie. Wtedy miałbyś przynajmniej gotowy konkret, który można zaprezentować innym do oceny.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Nie żebym komukolwiek problemy psychiczne wciskał, ale poznanie własnej psychiki, sposobu w jaki Twój umysł dochodzi do wniosku (i momentu w którym to robi), że tekst można było napisać znacznie lepiej, zdecydowanie pomogłoby przy dalszym pisaniu. Może się okazać, że starczy np. zmienić kolejność spisywania pomysłów i wątków (choćby spróbować najstarszej sztuczki pisarskiej świata, czyli zacząć pisanie od zakończenia), a w magiczny sposób zaczną powstawać gotowe teksty.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Ciekawy wątek. Doskonale rozumiem ten problem. Sama zmagam się z wiecznym brakiem czasu i prawie zawsze coś, co odstawiam na 2-3 tygodnie, po tak długim czasie mi się nie podoba. Ale nigdy nie zaczynam pisać od nowa - po prostu "zawieszam" tekst, którego w danej chwili nie czuję, by wrócić do niego dopiero wtedy, gdy "dojrzeje".

Efektem ubocznym jest fakt, że mam kilka takich zaczętych tekstów, ale nie martwi mnie to. Wracam do nich, gdy czas i wena pozwala.

brajt - ciekawa koncepcja z tym rozgryzaniem własnej psychiki. Spodobał mi się zwłaszcza pomysł na zaczynenie od końca - to też może być jakaś metoda. Nie raz łapałem się na tym, że na siłe pisałem jeden fragment ( scenę ) na który nie miałem siły ani pomysłu, a przecież mógłbym ją przeskoczyć i napisać tę, która akurat siedzi mi w głowie. 

Dzieki brajt - własnie dlatego opłaciło się założyć ten wątek - dla takich właśnie pomysłów i rozwiązań :) :)

"I needed to believe in something"

A propo brajt - dostałem Przedksiężycowych, a Nakręcaną też już wysłałem. 

"I needed to believe in something"

Propozycja brajta bliska jest "metodzie Strugackich". W jednym z wywiadów powiedzieli, że często zaczynali od scen kluczowych dla akcji, potem uzupełniali tekst do zaplanowanej postaci.

Zawsze jest to jakas metoda na wybrnięcie z dołka. Tym bardziej, że wówczas resztę piszę się pod kątem scen kluczowych, a nie odwrotnie. Bardzo częśto podczas pisania tekst lubi się rozłazić, uciekać nie w te stronę co trzeba i potem trzeba dostosowywyać sceny kluczowe do niego, a tak można sytuacje odwrócić.  Zwłaszcza, że w pierwszej kolejności zarysowuję się w głowie początek i koniec. Wtedy "wystarczy" dopisac środek i gotowe ;). W teorii łatwizna ;)

"I needed to believe in something"

Zoee - chciałem ci podesłać fragment, ale nie moge dostrzec Twojego maila na profilu. Albo ja źle szukam, albo go tam nie ma...

"I needed to believe in something"

Aaa, dopiero się zorientowałam, że miałam opcję ukrywania maila w profilu. Już zmieniłam, ślij! :)

Albo ja czegoś nie widzę, albo dalej tego maila tam nie ma...

"I needed to believe in something"

Jak coś to mój mail jest widoczny, to podejrzyj, napisz, a ja Ci odpiszę ;)

"I needed to believe in something"

no i zacząłem raz jeszcze...

"I needed to believe in something"

Heh, ja mam 92 strony powieści i właśnie kilka dni temu doznałam olśnienia, jak to powinno wszytko wyglądać... Też zaczynam jeszcze raz.

Smutna kobieta z ogórkiem.

Grunt to konsekwencja ;) ja konsekwentnie próbuję pisać od nowa ;)

"I needed to believe in something"

Nowa Fantastyka