Profil użytkownika


komentarze: 49, w dziale opowiadań: 46, opowiadania: 17

Ostatnie sto komentarzy

Nieoceniona ośmiornico, dziękuję!

 

Dziękuję też wszystkim, którzy docenili mój tekst, dzięki czemu trafił on do Biblioteki. To dla mnie duże wyróżnienie :)

Irka_Luz dzięki, znaki zapytania wprowadzone :)

 

mindenamifaj dziękuję :)

Celowe puszczenie oka? Może tak, może nie, kto to wie? :)

 

drakaina

Dziękuję Ci za ten obszerny i mocno analizujący szczegóły i nieoczywiste dla mnie kwestie komentarz. Masz rację, przydałoby się zarówno doprecyzować czas i miejsce (w mojej głowie, czego nie wyraziłem praktycznie nigdzie w tekstach, był to moment przełomu wieków XIX i XX, a zabór austriacki – ale to oczywiście bez znaczenia, bo nie dałem o tym znać w tekście), a także zrobić mocniejszy reaserch pod postacie.

Nie wiem, ile sensu byłoby w robieniu tego na tym opowiadaniu, a czy nie będzie lepsze po prostu lepiej przygotować się do pisania trzeciego – chyba jednak ta druga opcja.

 

Wskazane, zacytowane błędy skoryguję, tak samo pomyślę nad przekleństwami i wysoką częstotliwością wszelkich "kurwich synów". Faktycznie, coś jest w tym z klnącego gliny :)

 

Dlaczego żart o byciu nieźle postrzelonym jest anachroniczny? :o

 

Raz jeszcze dziękuję!

Pewnie zastanawiacie się – czemu żniwiarzem?

Może jednak “dlaczego”? :)

Morgoth dziękuję, miło mi! Cieszę się, że bez znajomości poprzedniego tekstu można zapoznać się bezproblemowo z tym. A do przeczytania Lipnego rytuału zachęcam! :)

 

regulatorzy dziękuję, super, że tym razem bardziej przypadł Ci do gustu tekst. Miło słyszeć, że jest dużo lepiej :)

A porady, wszystkie mądre, jak zwykle wprowadzę do tekstu :)

 

 

ośmiornico, dziękuję! Cieszę się że betowanie stanowiło dla Ciebie przyjemność :)

A do “Lipnego rytuału” zapraszam, zwłaszcza, że tam też spotkać można się z Terpiłowskim (choć może mniej bezczelnym).

 

AdamieKB, cieszę się, że nie wywołałem u Ciebie czytelniczego bólu :)

Nie myślałem o tekście jako o spełnieniu życzeń Czytelników – niemniej, miło, że zapewnił Ci on relaks i uśmiech, to także był cel tego opowiadania. A za piątkę dziękuję! :)

Powtórzę za Mer – akapity, wyodrębnienia, atrybucje dialogowe. Uwzględnij to przede wszystkim.

Nie mówię, że to coś arcykoniecznego dla każdej książki, w końcu słynne “Bramy raju” Andrzejewskiego składały się niemal w całości z jednego, długiego zdania. Ale tu nie o to chodzi, tu masz wiele zdań i dialogi z atrybucjami wtopione we wszystko inne. Ciężko się to czyta :(

Nie doczekałem się odpowiedzi.

Tylko lekki, przeciwny wiatr utrudniał nieco podróż.

Dzikie ptactwo urządziło sobie wieczorny koncert.

Po godzinie wiosłowania poczułem dłoń na ramieniu.

Ja bym zbił te cztery zdania w 1, max 2 akapity

 

– Jedna uwaga na przyszłość – proszę nie składać mi wizyt o piątej rano.

Odruchowo pomyślałem, że to po myślniku to jakaś dziwna atrybucja dialogowa. Może po prostu kropka i nowe zdanie?

 

Tekst ciekawy, oniryczny, zaskakuje zarówno przeniesienie z willi do łodzi, jak i końcówka o osiedlu domków rodzinnych na Księżycu. Właściwie, to dlaczego akurat osiedle? Odruchowo myślałem, że te domki na Księżycu to coś, o co prosiła tego Apacza Gizela. Jej chyba wystarczy jeden domek?

 

No i mieszają się w pewnym momencie Apacz z profesorem, co już wskazano wyżej :)

Zamysł rozumiem i faktycznie – pokazanie, że od razu sytuacja jest skazana na niepowodzenie, to także dobre rozwiązanie.

 

No, muszę odżyć w ramach portalu – będę starał się odwiedzać różne miejsca tutaj częściej. Cała przyjemność po mojej stronie :)

Koala75 dzięki :)

Prawda, zakończenie nawiązuje do “Lipnego rytuału”, jakoś nie mogłem się powstrzymać przed mrugnięciem do tych, którzy czytali :)

 

hrabiax dziękuję – hrabia faktycznie, nie tylko w czynach jest niewybredny

A co do wydarzeń, których uczestnikiem mógł być pan Kronenberg, gdy Głowacki walczył z diabłem, odpowiem klasykiem – nie wiem, ale się dowiem ;) I będzie z tego opowiadanie, z pewnością

Spodobał mi się ten tekst. Wizja zniszczonego przez życie pisarza, który nie ma nikogo i nawet z psychoterapii zrezygnował, napawa lekkim smutkiem i niepokojem – uczucia te rosną w miarę rozwoju drugiej opowieści, gdy powoli dociera do Czytelnika, że to historia autorstwa tego pisarza i że prawie na pewno nie rozwiąże on tej sytuacji na ich korzyść

No właśnie – a może by nie dawać od razu znać tak dobitnie, że on im nie pomoże? Może niech dopiero na końcu okaże się, że nic się nie wydarzyło i koniec nadejdzie? :)

Aj, musiałem przeczytać komentarze i się zastanowić, żeby zrozumieć puentę. Nie wiem, czy to moja wina, czy może warto by dodać coś do tekstu? Np. jakieś zdanie na końcu pierwszego akapitu, w stylu “Ten ryk jest nie do zniesienia”.

Nie, Kronenberg jest cały czas obecny przy rozmowie z pacjentem, a Głowacki zadaje mu pytanie i oczekuje odpowiedzi. 

Masz rację, regulatorzy :)

 

NoWhereMan dziękuję za ocenę i miłe słowa!

Faktycznie, liczba zbiegów okoliczności trochę duża, przyznaję się :)

regulatorzy dziękuję, to bardzo pomocne i dobre rady. Sporą większość z nich wprowadziłem właśnie do tekstu :)

Dzięki!

 

– Co o tym sądzisz, Kronenberg? – zagaił lekarz… → Zagaić to rozpocząć rozmowę, a doktor przecież już rozmawia z pacjentem.

A czy właśnie nie zagaja rozmowy z Kronenbergiem?

Zgodnie z obietnicą przeczytałem, i oto moje uwagi:

 

Po co przeciwstawiliście się Kongregacji?

Lepsze będzie “sprzeciwiliście”

 

– Warto było ginąć za tą sprawę?

“Tę”!

 

Nad pobojowiskiem już zbierały się ptaki, niecierpliwe,

Lepiej napisać “zbierały się już zniecierpliwione ptaki”

 

– Moi ludzie nie będą w tym uczestniczyć. – Virkeligh położył obie dłonie na mapie, pochylając się nad stołem. Spojrzał wymownie na przedstawiciela rady Kongregacji.

Tu taka bardziej ogólna uwaga: jeśli po myślniku, jaki następuje po dialogu, nie ma słów typu “rzekł Virkeligh” albo “powiedział”, to lepiej zacząć od nowej linijki, bez myślnika. Więc w tym przypadku:

 

– Moi ludzie nie będą w tym uczestniczyć.

Virkeligh położył obie dłonie na mapie, pochylając się nad stołem. Spojrzał wymownie na przedstawiciela rady Kongregacji.

 

Wydawało się, że jego zimne spojrzenie powstrzymało również posłańca, przed tym, co chciał uczynić.

Niezbyt zgrabne. Może coś w stylu: “Zdało się, jakby chłód jego spojrzenia powstrzymał posłańca przed zrobieniem czegoś, czego mógłby później żałować”

 

– Powiedz swoim panom, że zdobędziemy miasto bez zbędnego mordu. A teraz precz z mych oczu, nim każę cię wlec końmi – rzucił baron przez zęby, mając już dosyć zuchwałości karłowatej postaci.

Druga ogólna uwaga: Takie dialogi najlepiej rozdzielać atrybucją, niż dawać ją na końcu (przynajmniej według mnie). A więc:

 – Powiedz swoim panom, że zdobędziemy miasto bez zbędnego mordu – rzucił baron przez zęby, mając już dosyć zuchwałości karłowatej postaci. – A teraz precz z mych oczu, nim każę cię wlec końmi.

 

Gdy posłaniec opuścił namiot, Virkeligh kazał odejść pozostałym, jednak zatrzymał Morvrana, który stał wiernie po jego prawicy.

Z tego bym zrobił dwa zdania

 

– Nie panuj mi tutaj.

Napisałbym to “panuj” w cudzysłowie, w końcu słowo panuj oznacza panowanie, rządzenie

 

stolicę, a jednocześnie symbol oporu, należało uczynić symbolem porażki.

Może “stolicę będącą symbolem oporu”?

 

skąd był doskonały widok na stolicę

Zamiast “był” – “rozpościerał się”

 

rycerze, baronowie, posłańcy i cała reszta

Bez tej całej reszty będzie lepiej

 

Kiedy pozostali siedli, baron oparł dłoń na krawędzi ławy i upuścił naczynie. Chwycił się za gardło i zaczął krztusić. Siedzący koło niego rycerze powstali i pochwycili go, nim osunął się na ziemię.

Za dużo “i”, ciągle powtarzanego. Pamiętaj o takich słówkach, jak “by”, “aby”, “oraz” etc.

 

który zaczyna wydawać się zbyt głośny

Czas teraźniejszy w otoczeniu zdań w czasie przeszłym, niezbyt dobrze w tym przypadku

 

Gdy tylko ziarno napęczniało, pękło, rozbijając skorupę, po czym wypuściło korzenie.

Ostatnie zdanie musi być zgrabne, mieć moc. Ja bym napisał: “Gdy ziarno napęczniało, pękło, po czym wypuściło korzenie”. I tyle, zgrabnie i szybko.

 

Weź pod uwagę te rady, które uznasz za stosowne, i daj koniecznie znać, jak poszło potem na konkursie :)

 

O, opowiadanie na Liryczne Jasło, to dodatkowo zachęca! Tym chętniej przeczytam, jako laureat dwóch poprzednich edycji :)

 

I od razu poprawił bym ciut pierwsze zdanie, tak, by pozbyć się jednego z “i”, np. “…i splunął gęstą mieszanką zabarwionej krwią flegmy”

 

Wrócę tu! :)

Żeby nie powtarzać tego, co napisali moi “przedkomentujący”, mogę dodać od siebie:

 

Była sama, nie licząc kota i książek i nikt jej nigdy nie niepokoił.

uśmiechnęła się wciągając w nos historię i zapach biblioteki i zagłębiła się w lekturę. 

Przyczepiłbym się do dwóch “i” w takiej bliskości w jednym zdaniu. Może jakoś inaczej? “po czym zagłębiła się w lekturę”, “więc nikt jej nigdy nie niepokoił” etc.

 

Nie przyszło mi do głowy to z psującą się krwią, ale faktycznie, dobrze by to jakoś wytłumaczyć. Jakiś wampirzy sposób konserwacji krwi, by nie psuła się w butelce?

 

Ale jedno powtórzyć mogę: masz talent, tekst mi się podobał :)

Za sprytny jesteś. Może następnym razem uda mi sie wywieść cię w pole ;)

Nie będzie ciężko wywieść mnie w pole – tym razem mi się udało obronić, ale zwykle padam ofiarą :D

Stanisław Czek, zakończył pracę w policji i przeszedł na emeryturę.

Aj, przecinek, zły przecinek :)

 

Ogólnie, interpunkcja: tu latają nieprzyczepione do niczego trzykropki, tam niepotrzebny przecinek, jeszcze w innym miejscu brak spacji po myślniku zaczynającym dialog.

 

-Nazywam się Jakub Świrek, prowadzę śledztwo w sprawie śmierci Pana Horolda.

-Jak się Pani nazywa i kim Pani jest?

-Grażyna Młot. Byłam gosposią Pana Horolda.

-Ilu gości miał wczoraj Pan Horold?

-Tylko dwóch.

-Kogo?

-Marię Kozak i Margaret jakiegoś tam.

-O której godzinie przyszła Margaret?

-Około 22:30.

-A wyszła?

-O 2:00, piętnaście minut po Marii.

-Co wydarzyło się między 22:30 a 2:00?

Trzeba się bardzo, bardzo skupić, żeby mieć pewność kto mówi który dialog. Zwłaszcza, że dwa pierwsze należą do Świrka, a dopiero trzeci do gosposi. Kompletnie brakuje atrybucji dialogowych (”rzekł”, “powiedziała kobieta”, “stwierdził stanowczo”, “mruknął Świrek” etc.), bez których jeszcze ciężej się połapać.

 

Ha. Ha. Znalazłem mordercę.

Gratuluję. Czy mogę zobaczyć ciało zmarłego.

Tak. Leży w tym samym miejscu, w którym je znalazłem.

W tych dialogach zabrakło nawet myślników i znaku zapytania na końcu drugiej linijki.

 

-O której żona wyszła z domu?

-O 22:00.

Dokąd poszła?

Horold mieszkał na ulicy Strasznej trzy.

-Skąd Pan wie, że to ona zabiła Horolda ? – zapytał Czek

-Nóż, którym popełniono morderstwo inspektor Pyza znalazł w swetrze, w który była wczoraj ubrana.

A tu mieszanka dialogów z i bez myślników, z przeskokiem akcji w inne miejsce? Zgubiłem się.

 

Nie jestem fanem “podręczników pisania” i innych tego typu poradników, ale pewnych ważnych kwestii i podstaw można się z nich nauczyć. “Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika” Kinga lub “O pisaniu. Na chłodno” Mroza mogą być Ci w tej kwestii pomocne. Warto, jakkolwiek mogą one być tylko wypadkową i drogowskazem do rozwijania własnego, indywidualnego stylu.

 

Jeżeli chcesz poznać zakończenie opowiadania to zapraszam Cię na mój blog

limak1.blogspot.com

No tak się nie robi ;)

 

Sporo jest do poprawy, trzeba zaznajomić się z tym wszystkim co wyżej Ci napisałem i wprowadzić w życie. A wtedy z chęcią będziemy czytać Twoje teksty, uwierz :)

“im” usunięte :)

 

Lampę naftową zawsze można rozpalić, choćby zapałkami – uznałem, ze takie szczegóły można pominąć. A i samo rzucenie zapałki nie przyniosłoby tego samego skutku, co potłuczenie pełnej nafty lampy. Wprowadziłem jednak małą zmianę:

Cisnął rozpaloną uprzednio lampę naftową pod nogi bestii.

To raczej zasugeruje, że podczas tych przygotowań ktoś zajął się rozpaleniem lampy :)

 

Dziękuję za uwagi!

Tekst ładny i schludny, choć głównym elementem fantastycznym jest chyba wspomniany w nim portal do publikowania fantastycznych tekstów (ciekawe, jaki…?) :D

 

A historii tego swetra… znaczy, historii stojącej za tym opowiadaniem niestety nie znam :)

Wsunąłem palce pod pierś

Ja też od tego momentu spodziewałem się, że to będzie scenka kulinarna, opisana bardzo sugestywnie :)

 

Silva faktycznie, dopiero po Twoim komentarzu zauważyłem – nie ma tu fantastyki :/

Co nie zmienia faktu, że tekst dobry :)

Hej DHBW!

 

Dzięki za przeczytanie i recenzję :)

 

Skoro były otwarte, to po co pukała? ^^ (Swoją drogą, lepsze niż “znaleźć” byłoby tutaj słowo “zastać”).

Racja. Zmieniłem. Teraz myśl puka do uchylonych drzwi (w końcu lekko uchylone drzwi potrafią przypominać takie zamknięte, prawda?), z “zastawszy” wstawiłem zamiast “znalazłszy” :)

 

→ zatrzaskując. W obecnej wersji najpierw zatrzasnęli za sobą drzwi, a potem wpadli do bliblioteki – chyba nie o to chodziło

Zmienione!

 

Bardziej pasowałby taki opis: akurat w chwili, gdy donośny huk oznajmił, że drzwi…

Tutaj także, teraz to zdanie prezentuje się tak:

– Szukać! – powiedział Głowacki, akurat w chwili, gdy donośny huk oznajmił im, że zatarasowane zegarem drzwi po drugiej stronie korytarza nie stanowią już przeszkody dla demona.

 

Trochę naciągane – mimo wszystko dałabym tutaj fascynację.

Racja, zmiana wprowadzona

 

Trochę mnie bolą niedociągnięcia logiczne – demon, który nie ucieka przez otwarte drzwi (albo jakieś okno), mimo że czuje, co się święci – ot, pozwala ułożyć wokół siebie stos i się spalić… Dwa: dlaczego w pomieszczeniu nie wybuchł pożar? ^^ Trzy: skoro hrabia wiedział, jak wypędza się demona (czy też: że powinno to wyglądać inaczej), to czemu zgadzał się na ten śmieszny rytuał?

Postanowiłem temu zaradzić, dodając kilka słów. Może w ten sposób trochę “podciągnę” te logiczne niedociągnięcia :)

To zmieniony fragment:

– Perepłut, jako istota ze słowiańskiego piekła – odparł hrabia, spoglądając na podnoszącego się powoli stwora – powrócić do niego może za sprawą rytuału, wypędzającego go z ciała ofiary. Jako, że koncertowo spartoliliście rytuał i zamiast w zaświaty przywołaliście go do naszego świata, pozostaje tylko jedno wyjście. Najprostsza droga do piekła wiedzie przez płomienie.

Rozejrzeli się po zawalających podłogę stosach książek, zwojów i woluminów. Głowacki westchnął, czując, że musi zdobyć się na to ogromne poświęcenie.

– Zrzućcie to na stos – powiedział, powstrzymując rozdzierający jego serce żal. – Zrobimy ognisko z książek.

– Jesteś pewien? – upewnił się Kronenberg. – To przecież twoje…

Perepłut zawarczał, po czym podjął próbę zajścia ich od drugiej strony. Odstraszony przez machającego Torą hrabiego, ryknął jeszcze głośniej.

– Żwawo – burknął Głowacki, popychając książki butem. – Zanim bestia się zorientuje, co dla niej szykujemy. Tylko z dala od regałów i ścian. Przynajmniej domu mi nie spalcie…

Może w ten sposób choć trochę temu zaradziłem? ;)

krzkot 1988 rozumiem – bogowie, jak to bogowie :)

 

W sumie, mógłbyś ewentualnie dorzucić do tekstu coś, żeby Czytelnik wiedział, że ta krew jest z natury toksyczna dla pozostałych bogów – jakieś jedno zdanie. To by na pewno wyklarowało sytuację.

 

A czytanie tego tekstu to była sama przyjemność, nie ma za co dziękować :D

Piotr W. K. dzięki! Tak, ten tekst raczej nie ma wzbudzać wielkich emocji, prędzej rozbawiać

 

Krokus chyba będę musiał wziąć udział, by nie rozgniewać egipskiego boga tak, jak pewni lekarze rozgniewali słowiańskiego :D

A może Głowacki i Kronenberg postanowią zbadać mumię…? :)

Ostatnie dotyczące podróży morskich teksty z gatunku fantastyki, jakie czytałem, to “przygody morskie” Munchhausena – tam jednak stawiano bardziej na absurd, jak zresztą w każdej opowieści o baronie. Miło było wrócić tym opowiadaniem do tej tematyki, poczytać o morskich stworzeniach i przygodach, opisanych wprawnym piórem.

dźwięk dobywający się z głębin morza, który podejrzanie przypominał westchnięcie, a następnie odległy głos:

– Znając moją córkę, szybciej niż byście tego chcieli.

Tu się uśmiechnąłem :)

 

I chyba nie było dla mnie do końca jasne, dlaczego kieł+krew od razu posyłają morskiego boga na tamten świat bez opcji szybkiego powrotu, a trzykrotne przedziurawienie i wykrwawienie dają się szybko odwrócić.

 

AmonRa racja, z każdą chwilą zauważam, że zbyt dużo umieściłem w tym tekście takich właśnie “królików z kapelusza” – ciężko byłoby już przekształcić cały tekst tak, by ich uniknąć, ale z pewnością wyniosę z tego lekcję na przyszłość. Do Czytelnika bardziej przemówi taka akcja fantastyczna, która bazuje na realnie możliwych zdarzeniach faktycznych, a nie na “królikach” :)

 

Krokus tak, tu znów się przyznam – widzę teraz ten brak dodatkowych “fajerwerków” i przewidywalność akcji, prawda

A co do stosu, to jakoś tak za naturalne i domyślne uznałem, że rozpalili go i pilnowali w sposób kontrolowany, tak, żeby nie podpalić reszty biblioteki i domu. 

 

Dziękuję pięknie wam obu – za przeczytanie, ocenę i polecenie do Biblioteki :)

 

Off-top: widać rytuał przyzwał nie tylko słowiańskiego Perepłuta, ale też egipskiego Amona :D

wszyscy śniący śnili głównie snem zapomnienia

Jak dla mnie, za dużo słów wywodzących się ze snu w jednym miejscu

 

Nie wszyscy się zgadzamyco do tego marzenia.

Zły niedobry przecinek :)

 

Obecnie panuje pokój, jako że galaktyka wciąż jest wystarczająco rozległa, aby się ignorować

Prędzej “galaktyka wciąż jest wystarczająco rozległa, by ogromne odległości między nami pozwalały ignorować się wzajemnie”, czy jakoś tak – to “rozległa, aby się ignorować” jest zbyt skrótowe

 

Są dumni ze wszystkich dzieci i ich osiągnieć.

Rozumiem koncept mówienia w liczbie mnogiej, sugeruje to, że takich historii życia różnych osób jest mnóstwo – skoro jednak mówimy w liczbie mnogiej o wielu takich córkach wodzów, to czy nie powinny one być “dumne”?

 

Zaczęliśmy więc poszukiwać ten obraz, który w najwyższym stopniu dotykał ideału

Zdecydowanie “poszukiwać tego obrazu”.

 

Tekst ciekawy. Nie rozumiem jednak samego konceptu tej sceny. Do końca nadal nie jestem pewien, kto mówi kursywą a kto zwykłą czcionką, kim jest ten mówca (ma jakieś szefostwo?) i do jakiego boga on przemawia, nazywając go galaktycznym żeglarzem. Pod tym względem jest to chaotyczne.

AdamKB mój błąd – od teraz widząc kilka komentarzy będę odpowiadał zbiorczo, dzięki :)

 

Dziękuję za słowa uznania, spróbuję utrzymać kurs :D

Near-Death to z brwiami dobre, przemyślę :)

 

Co do fabuły: zgadzam się, można się domyślić jej przebiegu. Nie mam jednak pomysłu, jak zmienić ją (bez wywracania do góry nogami całego opowiadania) by nie była tak oczywista

 

Dzięki!

machajcego

Tym bym się zajął przede wszystkim

 

– Gadać szybciej! – zaskrzeczała jakaś kobieta siedząca z tyłu.

Czy tak zachowuje się osoba, która przyszła wysłuchać wszystkich po kolei, by sama móc potem zostać wysłuchaną podczas spotkania? Oczywiście, możemy uznać, że skoro to imaginacja “organizatora”, to nikt nie musi zachowywać się logicznie. Aczkolwiek dla lepszego efektu, postarałbym się jak najbardziej uwiarygodnić wygląd i przebieg spotkania.

 

Koncepcja ciekawa, zaskakująca, chociaż pod koniec można się domyślić, o co chodzi. A gdyby tak na początku nie mówić, że to spotkanie dla chorych psychicznie, tylko zasugerować, że np. jakaś grupowa terapia? A potem, pod koniec, to ujawnić, żeby było większe zaskoczenie.

 

Ogólnie, tekst dobry i mi się podoba :)

Absurd i humor trochę jak mieszanka Pratchetta i munchhauseniady. Napisany zgrabnie, szybki do przeczytania tekst. I plus za nowe słowo, którego nie znałem, w tytule – takie coś zwraca uwagę, skłania do myślenia, a co za tym idzie, często do przeczytania tekstu.

 

Voila – powiedział. – Czy coś. Nie znam za dobrze francuskiego.

Tu się przyczepię: prędzej Voilà :)

I może lepsze byłoby “Czy jakoś tak” zamiast “Czy coś”?

 

 

MaLeeNa racja, “dopadli”/”wpadli” są blisko, więc to zmienię, i pomyślę nad tym “wejściem” oraz “zwracaniem” w kierunku kominka

 

A co do wynalazku, to tu będę się bronił:

Odpisałem sobie z jego notatek projekt maszyny, która potrafi zrobić ruchome zdjęcie jakiejś rzeczy, a potem wyświetlić je na ścianie.

– Fascynujące! Zbudowałeś to ustrojstwo?

Dokładnie – potwierdził lekarz. – Teraz wystarczy tylko zrobić ruchomy obraz czegoś, co zimituje stwora i wyświetlić go na dymie.

Zamierzenie było takie, że wynalazek Prószyńskiego, zbudowany przez Głowackiego, stoi sobie już gdzieś, na jakimś strychu lub w piwnicy, zbudowany przez lekarza-majsterkowicza. Ale faktycznie, mogę bardziej podkreślić to, że ta maszyna już istniała podczas akcji opowiadania – czy to zbudowana przez Głowackiego, czy to przez Prószyńskiego, który akurat okaże się, jak to zasugerowałaś, wujkiem-wynalazcą :)

 

Ninedin dobry pomysł! Podkreślę to jakoś

 

to jest bardzo, bardzo dobry pierwszy forumowy tekst

Bardzo mi miło, że tak uważasz, dziękuję za przeczytanie i porady – na pewno się do nich zastosuję :)

Zgrabny i sympatyczny tekst – z morałem, mówiącym, że talentu nie da się magicznie kupić za pieniądze (tak przynajmniej ja go odczytuję).

 

…z zamkniętymi drzwiami, że nie chcą się otworzyć.

Może by tak “które”? To “że” mi nie pasuje, brzmi zbytnio potocznie. 

 

Tekst udany :)

ninedin sam nie wiem – ciężko mi jakoś wyobrazić sobie tę fabułę biegnącą inaczej, bez kopii wynalazku i bez scenki, celowo komicznej i niespodziewanej, z Biblią dla dzieci :/

Pokombinuję!

mindenamifaj fakt, szaty “na sobie” i “przesłanianie” pójdą do poprawki, ale “obalanie” nie wydaje mi się aż takie złe. Zajmę się też tym stołem i laską/strzelbą Czechowa :)

A z tymi trzema Bibliami to chodziło w sumie o to, że mieli trochę czasu – gdy demon był trzymany na odległość – by je znaleźć. Może faktycznie nie dałem tego dobrze pokazać?

Emlisien dzięki, o zmianie profesji Głowackiego i Kronenberga chyba nie ma co mówić, bo mam już kontynuację ich przygód – ale pomysł bardzo dobry, aż pozwolę sobie go zapisać :)

Cześć wszystkim raz jeszcze, dziękuję za miłe przyjęcie!

Ninedin i mindenamifaj, dzięki za tak szybkie przeczytanie i skomentowanie opowiadania, bardzo mi miło

Żegawko, polskie znaki żądzą :D

Postaram się więc rozgościć i rozpisać :)

Dobry wieczór wszystkim!

 

Przed wami kolejna osoba, której pewien poradnik zasugerował, by się przywitać :) Miło mi dołączyć do Waszego grona i liczę, że nieraz spotkamy się w komentarzach pod opowiadaniami. Ja swoje pierwsze już wrzuciłem :D

Nowa Fantastyka