Profil użytkownika


komentarze: 58, w dziale opowiadań: 58, opowiadania: 29

Ostatnie sto komentarzy

Mam mieszane uczucia, Anonimie. Początek mnie ubawił, ale w tempie ekspresowym stało się to męczące i końcówkę czytałem już ze zniechęceniem. Według mnie zbyt intensywnie eksploatujesz jeden element humorystyczny.

Kiedy u cioci na imieninach wuj wywróci się na skórce od banana, to niektórzy goście będą rozbawieni. Jeśli jednak przez cały wieczór będzie się na tej skórce z rozmysłem przewracał, pod koniec nikt już nie będzie się śmiał.

Wujek Google podaje, że “Expansion on Triton” by G.D.Wonder to książka wydana w marcu zeszłego roku. Czyli to promocja, jeśli dobrze zrozumiałem intencje autora.

Ciekawi mnie, czy książka jest dostępna również w języku polskim…

Pewnie coś z tym kolorem włosów/horyzontu jest na rzeczy – niestety bez przygotowania medycznego nie wiem co. To jakiś objaw, wynik testu?

O wirusach wiem bardzo niewiele, ale to co przeczytałem jest trochę przerażające. W sumie daje też mocno do myślenia. Na wpół martwe konstrukcje, właściwie nie należące do naszego świata (organizmów żywych), a tak destrukcyjne. Jakby materia nieożywiona broniła się przed życiem jak przed chorobą, a wirusy były jej “układem immunologicznym”. Trudno o lepszego kandydata na wysłannika śmierci ;)

Chociaż z drugiej strony przynajmniej tak samo dobrym kandydatem na anty-demiurga mógłby być każdy organizm żywy osiągający poziom świadomości, który umożliwi stworzenie AI (zniszczenie materii ożywionej i przejście świadomości na nieożywioną), albo stworzenie broni totalnej (unicestwienie życia bez dodatkowych konsekwencji ;)). 

Czyli Śmierć sama zadziałała jak wirus, zmuszając komórkę (człowieka ) poprzez system replikacji (seks) by wyprodukował kolejne Śmierci. Przewrotne. Lubię gry skalą.

Mało fabuły. Czekałem na jakiś ciekawy zwrot akcji i się nie doczekałem. Szkoda :(

Dziękuję za brakującego klika, ktokolwiek to był… Trudno mi wyobrazić sobie lepsze rozpoczęcie roku na forum wink

Ciekawy dylemat czy bohater będzie zbawiony. Bo domyślam się, że rozwój wydarzeń w końcówce to efekt intrygi demona…

Fragment, w którym narracja przeskakuje z osoby na osobę i ją łopatologicznie opisuje?! W życiu. Nie podoba mi się. Widziałbym to jako luźne wtręty wynikające z akcji, albo jakoś subtelniej, między dialogami. Zasada “pokazuj a nie opisuj”.

Scenka w z Andre i laską wciąga, więc można jej użyć jako otwarcia. Opis zagubionych dzieci przesunąć w dalsze części opowieści, jako retrospekcję.

Kiedyś, w czasach kamienia łupanego, był–żył piosenkarz Peter Andre ;) Ostrożnie z takimi połączeniami, ja się pośmiałem ;)

Wstawki typu “I to mógłby być już koniec tej historii“ kojarzą mi się ze starą radziecką bajeczką, gdzie narrator miał zwyczaj z patosem w głosie walić takie monologi. Zależy jaki chcesz uzyskać efekt, ale w tradycyjnej konwencji dość trudne do przełknięcia.

Fabuła bardzo fajna, muszę powiedzieć, że z czasem wciągnęło.

Z zarzutów:

– Zdrobnienia! Na litość boską… Nie kupuję tego za cholerę. Narracja przypomina mi w tych fragmentach fantazje obleśnego starca. Podobnie nazwa burdelu. Dobra dla kabaretu. Wywołuje salwę śmiechu, a bywalcy nie chodzą w takie miejsca się pośmiać ;) Zauważ jakie nazwy mają obecnie tego typu przybytki.

– Władca pyta poddanego czy podejmie się wykonania rozkazu? Prosi go o to?

 

Chyba jest trochę drobnych usterek technicznych, ale nie mam warunków na wyszukiwanie ich, a nawet gdybym miał, to bym nie zdołał :D

Mocny plus za tempo akcji w końcówce. Nie było odkrywczo, ale rozrywkowo spełniło swoje zadanie.

Spoko Gary :) Dla mnie największy problem stanowiło oddzielenie wypowiedzi implantu i Stefana. Mógłbyś się pokusić o większe zróżnicowanie – ​przykładowo kapitaliki vs wersaliki, pochyła czcionka, bold czy cuś. Musiałem się co chwila zastanawiać, kto co gada. Jakoś w zwykłych dialogach jestem przyzwyczajony do formy, tutaj musiałem się skupić bardziej niż zwykle.

Nie ułatwiłeś chłopie. Ale ogólnie było spoko.

zdrówka.

Kolory to chyba emocje towarzyszące wypowiedzi.

Prawdę mówiąc podchodziłem do tekstu dwa razy. Ta stylizacja z kolorami mnie przystopowała, najpierw pomyślałem, że źle skopiowane z edytora, potem się zgubiłem i odechciało mi się czytać…

Ale wyspałem się, dałem szansę drugi raz i okazuje się, że tekst jest spoko.

Porównanie ludzi przyszłości do psów rasowych jak najbardziej na miejscu, chociaż z drugiej strony jeśli interfejs umysł-maszyna byłby dostatecznie rozbudowany, to może bylibyśmy w stanie jakoś dotrzymać kroku AI. Mózg mógłby pełnić funkcje osobowościowe a obliczenia realizowałyby zewnętrzne ośrodki.

W sumie gnojek z tego właściciela, nawet mu kopnąć w kalendarz nie pozwolił. Ale nie wymagajmy ludzkich emocji od maszyny ;)

No i prztyczek w stronę zjawiska “wolnej woli”.

Papuasi należą do ludności czarnoskórej, więc mają w bród barwnika w skórze ORAZ w tęczówkach. Błękitne oczy oznaczają niewielką ilość barwnika. Czarnoskórzy ludzie nie miewają błękitnych oczu, bo nie byliby wtedy czarnoskórzy. ;)

No nie wiem… Nie jestem lekarzem, nie mam również pojęcia o biologii.

Jednak:

http://afritorial.com/black-people-with-blue-eyes/

 

A są jakieś niższe studia? Albo “ma ukończone studia” albo “ma wyższe wykształcenie”.

Nope. To Joasia użyła tego cudownego terminu. Sama chyba nie kończyła żadnych. :<

 

Popieram serdecznie walkę z pleonazmami.

W przypadku “studiów wyższych” mam jednak pewną wątpliwość, którą podaje również Bralczyk:

http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/studia-wyzsze-i-b-wyzsza-uczelnia-b;7569.html

 

Słowo “studia” ma szersze znaczenie niż pewien etap edukacji.

Żeby nie było, że “mędrkuję” – mój język jest mocno zaśmiecony, staram się z tym walczyć. Jednak mam wredną cechę sprawdzania podawanych mi informacji. W tym wypadku to co znalazłem nie jest dla mnie jasne.

 

Odnośnie dialogów – święte słowa. Czeka mnie jeszcze parę lat pracy, zanim teksty będą się nadawały do publikacji. A może i nie.

Jasna sprawa. Za usługi redakcyjne zazwyczaj się płaci ;)

Funthesystem, mysle ze bylbym w stanie zaproponowac rozwiazanie w horrorze, ktore byloby przerazajace po wyjasnieniu. Moze mi sie tyko zdaje. Nie chce o tym mowic glosno, bo to moj "pomysl do szuflady" na opowiadanie. Jak chcesz moge na prv i powiesz czy straszne ;)

Z przerażeniem patrzysz na te słupki rozrzucone po pokoju, gadające o śmieciach, o dupie, o seksie.

Słupki gadają o śmieciach, dupie i seksie?

 

Strasznie pokręcone. Nie rejestruję powiązania pomiędzy kolejnymi wydarzeniami w opowiadaniu. Szczerze mówiąc nie bardzo wiem, o co chodzi.

Plastyka opisu niezła, wywołująca emocje.

Jako historia opisująca jakieś wydarzenie, niestety nie przemawia to do mnie. Prawdę mówiąc, ni w ząb nie rozumiem.

Jeśli zaś mam to odebrać jako rodzaj sennej wizji, w której liczy się wywołanie emocji i poruszenie czytelnika, to jest ok.

Varg, nie odebrałem Twojej wypowiedzi jako szorstkiej.

Inaczej – ponieważ z mojego punktu widzenia podróże w czasie to bullshit, nie bardzo mam pomysł jak to fabularnie ugryźć. Chętnie powitam jakieś sugestie, serio. Dla mnie te podróże same w sobie są na tyle nielogiczne i są generatorem takiego potencjalnego bajzlu w historii, że uniemożliwiają mi skonstruowanie wiarygodnej fabuły. Nawet jeśli podróżuje duch.

Dlaczego więc posłużyłem się taką formą? Moim zdaniem końcówka jest chwytliwa, a opowiadanie bez niej jest znacznie słabsze.

Wiem o dziurach fabularnych, antropocentryzm historyjki z duchami żywiołów jest jeszcze mocniejszą imho.

Chętnie z nimi powalczę w następnych opowiadaniach.

Moim celem pobytu na forum NF jest wystawianie się na krytykę i turbo-rozwój literackich umiejętności. Nie mam problemu z tym, że ktoś wskazuje słabe strony. Przeciwnie – to cieszy.

Jestem z opowiadania subiektywnie zadowolony, bo zacząłem pisać jakieś dwa miesiące temu. Nie chcę być dla siebie przesadnie surowy. Nie jestem artystą-pisarzem, nigdy nim nie będę. Chcę po prostu pisać wiarygodne historyjki fabularne. Takie było założenie przy pisaniu “Manu-ri”. Napisać takiego literackiego hamburgera. Podstawy. Nie wiem czy to porównanie jest czytelne. Miało być łatwo, poprawnie i spójnie. 

Z komentarza Regulatorzy rozumiem, że z tym pierwszym trochę poległem. Bywa – pierwsze koty za płoty. Ja patrzę na to ze spokojem. Pisać fajne teksty za kilka lat – to jest mój kierunek działań.

Nauczyć się poprawnie konstruować spójny świat to na obecnym, początkowym etapie mój priorytet.

Jak ktoś ma sugestie rozwiązań w fabule, to bardzo chętnie przeczytam.

Miło widzieć ten tekst w bibliotece :) Taki mariaż obyczajówki i fantastyki zawsze mnie fascynował. Trzeba mocnego warsztatu, żeby umiejętnie wprowadzać element fantastyki i tajemnicy do "naszego" uniwersum.

Btw – to opowiadanie wciąż jest fabularnie otwarte. Jest nieźle zbudowany świat i tajemnica do odkrycia. Nosisz się z zamiarem przegrupowania tych 70k znaków w 700k? ;) Niektóre wątki pojawiły się naskórkowo, rozbudowanie narzuca się samo. Prawdziwa tożsamość Marcina, motyw węża, natura zwierząt. Czy naukowiec by nie próbował jakoś zbadać z czego są zrobione, czy aparatura je rejestruje. To niby metafora, ALE… Tym opowiadaniem postawiłeś mnóstwo pytań, na które możesz, lecz nie musisz odpowiedzieć. Według mnie szkoda to tak zostawić.

Varg, z tym “życiem po życiu” to masz rację i jej nie masz.

Nie odnaleziono ciała Samuelsona, można sobie wyobrazić, jakie atrakcje zapewnił mu Manu-ri. Nie podjąłem się, moje słownictwo jest zbyt ubogie, by to opisać ;)

 

Dopóki Jo jest duchem ognia, część osób jej “towarzyszy”, są zawieszeni między zaświatem a ziemskim życiem. Z punktu widzenia wędrówki po ziemskim padole te osoby nie żyją, bo – no cóż – ich ciała są martwe. Jednak nie udają się od razu w zaświat/zapomnienie, nie krążą też wokół wieży, tak jak pozostałe duchy. To nie jest śmierć w sensie duchowym.

Udają się w świat stworzony przez danego ducha żywiołu.

W tekście pada sugestia, że to może trwać nawet jedno tysiąclecie. Dobrawa jest słowianką z czasów przed chrztem Polski, zatem mamy dodatkowy argument na korzyść mniej więcej takiej długości “panowania”.

Czy przebywanie w “towarzystwie ducha” jest nudne?

Co kto woli. Jedni wolą sprzedawać cebularze (wink, wink), inni jeść piernikowe pnącza.

Czy żyliby tam tak czy owak? Nie. Zdecydowanie nie. Opowiadanie nie daje jednoznacznej odpowiedzi co dzieje się z duchami, gdy już nic ich ze światem nie łączy i udają się w “zapomnienie”. Natomiast z pewnością przebywanie w świecie wykreowanym przez moc ducha żywiołów jest ogromnym przywilejem i dotyczy jedynie wybranych.

Czy mogła uratować rodziców?

Mała Joasia nie widzi ducha ognia, jedynie słyszy. Nie wiadomo, czy rodzice mogli w ogóle usłyszeć ducha? Może ta umiejętność nie jest powszechna. Może dotyczy tylko dzieci?

Ale przecież mogła się cofnąć bardziej, nie dopuścić do pożaru. Właściwie nie widzę przeszkód, by mogła cofnąć się przed swoje narodzenie i do niego nie dopuścić ;)

Możliwości “namieszania” w czasie są wręcz zatrważające.

Dostajemy odpowiedź, że rodzice są “z nią”. Nie wiadomo jak to się stało.

Problemy, które opisałeś, dotyczyłyby dokładnie każdej historii opowiadającej o podróżach w czasie. To bardzo grząski temat.

Użycie elementów nowoczesnej techniki jest możliwe do wycięcia brzytwą Lema jeśli weźmiemy warstwę czysto fabularną. Biorąc pod uwagę to, że jako element ogólnego przesłania zestawiam zderzenie świata duchowego ze światem technologicznym, to sprawa ma się gorzej.

 

Ja sam mogę postawić jeszcze kilka pytań:

Dlaczego duchy żywiołów świata są związane z planetą Ziemia? Czy to nie zbyt daleko idący antropocentryzm?

Dlaczego żywiołów jest akurat siedem, skoro ziemskie kultury zwykle opierały się na czterech lub pięciu żywiołach?

Dlaczego właściwie żywioły, skoro idea istnienia czegoś takiego jak żywioł upadła wraz z rozwojem wiedzy o świecie (jest jasne, że materia jest zbudowana w inny sposób niż wyobrażali to sobie starożytni)?

Mnie najbardziej urzekła mnogość możliwych interpretacji. Co, jak zdążyłem zauważyć, nie zawsze jest tu dobrze odbierane.

Przykładowo – skoro niepełnosprawny syn jako jedyny widzi “prywatne” zwierzęta ojca, to może wcale nie istnieć. Być nieświadomą stroną bohatera. Ojciec też widzi jako jedyny jego zwierzęta. Czyli to może być ta sama osoba.

Dla mnie “Marcin” to może być symbol. To główny bohater w wersji naiwnej. Symbol dziecięcych nadziei, być może jest to alegoria nieudanego związku z kobietą. Ułomnego związku, zbudowanego z idealistycznych oczekiwań.

Równie dobrze – nadinterpretacja. Ale to jest fajne w tego typu tekstach. Ja tam lubię się pozastanawiać.

Odnośnie liczenia słów. Myślnik jest przez Worda uznawany za słowo. Półpauza i dywiz – nie. Ponieważ miałeś dwa myślniki, to wyszło 100 słów, mimo że w rzeczywistości było ich 98. Gdyby zamiast myślników w tekście były półpauzy (ctrl + [num -]) to miałbyś zliczone prawidłowo.

Nie wiem czy na oo działa to tak samo.

Przeczytałem na komórce jednym tchem. A na komórce czyta mi się słabo.

Ostatnio mam problem z przeczytaniem czegokolwiek, nawet dobrych pozycji, muszę się zmuszać. Tym razem nie miałem problemu.

Było ekstra, bardzo dojrzały tekst. Cholernie wiarygodny psychologicznie.

Akurat niuanse typu “mój syn” i “jej syn” są bardzo na miejscu i dodają tekstowi wiarygodności.

“Mąż” mnie rozbawił :)

Prawdę mówiąc pod koniec byłem niemal pewny, że młody się powiesi w lesie. To by zamknęło klamrę z tą wiszącą na latarni sarną.

Nie miałem na myśli pieniędzy, bo przy takiej pracowitości to pewnie na gotówkę nie narzeka. Wygrana na loterii po to, żeby móc się więcej byczyć z dziećmi na kolanach, a nie harować całą dobę. Nie chciałem być uszczypliwy w najmniejszym stopniu. A poczucie szczęścia to kwestia indywidualna. Obyśmy wszyscy mieli go pod dostatkiem :) To że dzieci są – i w dodatku zdrowe, to bardzo ważna sprawa. I w temacie opowiadania…

EDIT: Przepraszam, czytałem posty na komórce, dzieci po mnie skakały, stąd moja nieuwaga.

Skupiłem się na tym co pisałeś na początku. Obecny tryb pracy 5 dni/8h to norma, więc jest całkiem spoko. Pracuję w identycznym trybie. Te 13-17h na dobę i 6 dni w tygodniu z początku postu zrobiły na mnie takie wrażenie, że dosłownie mózg mi się wyłączył. Sorry.

Mytrix, Twoj komentarz pozwolił mi zrozumieć, jak fajnie miałem w życiu do tej pory. Dzięki. Tobie życzę wygranej na loterii, żeby bilans się wyrównał.

Dzięki wszystkim za uwagi, punkty i opinie :)

Finkla – faktycznie tekst jakoś wybitnie odkrywczy nie jest ;), cieszę się, że podszedł warsztatowo.

Bemik - wielkie dzięki :)

CountPrimagen – krótkie, proste zdania to świadomy wybór. Mam nieprzeciętną tendencję do przegadywania; sadzić wielokrotnie złożone tasiemce językowe, barokowe pod względem konstrukcji, z emfazą, trąbieniem wuwuzeli i przemarszem orkiestry górniczej to dla mnie norma, a zmora dla kogoś kto to czyta. Stąd – tnę. Może z czasem to będą “fajne, krótkie i proste zdania” :) 

Regulatorzy – to że początek Cię zaciekawił, dalszy ciąg zaintrygował (choć jedynie do momentu, gdy zaczęły dziać się rzeczy nadprzyrodzone) to dla mnie duży komplement. Mimo, że ostatecznie odbiór chyba za dobry nie był. Nawet jeśli podobał się tylko fragment, czy element to uważam to za jakiś sukces.

Jasna sprawa Słowik. Przecież nie napisałem, że mam komuś coś za złe. Od tego bibliotekarze mają te punkty, żeby je dawać według własnego uznania, to oczywiste. A ja mogę wyrażać opinię jaką sobie życzę – to też jasne ;)

Powodzenia w konkursie.

Czyli jak rakiety zaczną się zbijać w stado i krążyć nad krakowskim rynkiem, to będziemy wiedzieli czyja to sprawka ;)

Oby nikt nie wpadł wtedy na pomysł rozrzucania chleba…

Styl właśnie spoko, taki jak lubię – czytam i go nie “widzę”.

 

Cieszę się, że Ci się podobało, dziękuję za punkt.

Określenia “kołatała się” użyłem w drugim znaczeniu.

“Ci durni Papuasi” ← Mam wątpliwości. Postać wygłaszająca kwestię jest zirytowana, chciałem wzmocnić tę wypowiedź. Określenie “tych” rzeczywiście było niepotrzebne, więc wywaliłem.

 

Pij. Lekarstwo.

Wypiła łyk. ← można łatwo ominąć to powtórzenie

Przerobiłem cały fragment.

 

Pozostałe błędy są oczywiste i je skorygowałem.

 

Jeśli chodzi o gatunek, to miałem z tym problem. To faktycznie jakaś hybryda, może rzeczywiście łatwiej to sklasyfikować jako fantasy.

Mogę tylko powiedzieć, że jest dla mnie niemałym zaskoczeniem brak nawet jednego, biednego punktu do biblioteki w przypadku tego opowiadania. Właściwie musiałbym dodać, że nie tylko niemałym, ale i niemiłym.

Obol – nawiązanie do dawnej greckiej tradycji pogrzebowej, czy przypadkowa zbieżność nazw?

Podoba mi się sposób w jaki ująłeś mistyczne postrzeganie świata przez dziecko. Opowiadanie smutne, ale intrygujące. Z tożsamością narratora zaskoczyłeś mnie całkowicie… :)

Nie wiem, dlaczego mężczyźni myślą, że kobiety przeżywają rozstanie w opisany przez autora sposób?

Bez urazy Drewian, ale to już generalizacja. Jestem mężczyzną i nie myślę w ten sposób.

Bezpieczniej byłoby napisać “Nie wiem, dlaczego niektórzy mężczyźni myślą…”

Co do meritum, zgadzam się z tym co napisałaś. Tak daleko idąca egzaltacja związana z przeżywaniem rozstania chyba należy do rzadkości, niezależnie od płci.

Niestety – nie wydaje mi się, żeby przyzywanie słowiańskiego demona smutku było bardziej przekonujące w męskim wydaniu.

Ale tu nie ma za wiele kombinowania. Minister prowadzi jakieś ważne negocjacje na wysokim szczeblu, boi się co z tego będzie, chce uspokoić nastroje. Porównanie z Monachium może trochę na wyrost, ale w dobrym kierunku. Motyw stłuczonego szkła – strach przed rozbiciem kruchej równowagi pokojowej. Zajcew jako przyjaciel – życzeniowo – wiara, że współpraca będzie możliwa. Śmierć z ręki młokosa – lęki przed konsekwencjami nieodpowiedzialności i niedoświadczenia w kluczowych sprawach.

Ogólnie – nie chciałbym być w skórze polityków, na których spoczywa ciężar pokoju na świecie. Jeśli nie są kompletnymi cynikami, to nie mają lekkiego snu.

To może ja podpowiem jak to widzę. Oczywiście mogę się kompletnie mylić, bo tekst jest bardzo wieloznaczny (dla mnie to akurat na plus):

*SPOILER ALERT*

 

W warstwie fabularnej:

Senasune należy do innego gatunku. Jest kosmitą, który nie posiada zmysłu słuchu, nie potrafi też wydawać dźwięków. Jego podstawowym zmysłem jest zmysł dotyku, stąd gdy mowa o jego rękach, powinniśmy to traktować tak jak nasze oczy (stąd np. ważny jest kolor rąk tego stworzenia, tak jak u nas kolor oczu).

Kiedy dotyka jakiejś faktury, ona do niego “mówi”, “opowiada” itd.

Stworzenia tego gatunku komunikują się poprzez postukiwanie po własnych ciałach palcami.

Otoczenie odbierają poprzez drżenie przestrzeni. Stąd dziewczyna (samica? :P) mogła dobiec do horyzontu. U nas to absurdalne, bo wzrok sięga na wiele kilometrów, a drżenie na planecie Senasune rozmywa się widać dużo szybciej i istoty z jego gatunku nie wiedzą co jest dalej.

Wielka Cisza, to chyba po prostu otoczenie, albo szerzej – planeta na której żyje Senasune.

Pasterze to Ziemianie lub inne humanoidy. “Robaki”, “Stado” które idzie za Pasterzami to prawdopodobnie maszyny, stawiam że przeprowadzają jakieś wykopaliska, albo dokonują przekształcenia środowiska planety (przyszły deszcze). Maszyny wibrując wprowadzają zmysły mieszkańców Wielkiej Ciszy w błąd, wzbudzają w nich trwogę. Coś co drży tak mocno musi być w ich rozumieniu monstrualnie wielkie, a po wyłączeniu silnika – nagle się zmniejsza.

To że Senasune jest najbardziej wrażliwy, oznacza że w ludzkich kategoriach ma najlepszy “wzrok”. Mamy tutaj fajną grę słów i znaczeń ;)

 

Tzw. “Drugie dno”:

Historia w uniwersalny sposób opisuje konflikt dwóch kultur, które z racji różnego pojmowania świata nie umieją się ze sobą porozumieć.

 

To, czy moja interpretacja jest trafna, musiałby wyjawić sam autor :)

 

Parę słów jeszcze dodam od siebie:

Mały Słowik porwał się na zadanie wręcz karkołomne, za co należą Mu się brawa. Kiedyś z dobrym przyjacielem rozmawiałem o tym, że perspektywa kosmity jest rzadka w literaturze SF, a tutaj mamy perspektywę i narrację istoty, która nie posługuje się zmysłem słuchu. Jak to opisać?

Takie stworzenie w komunikacji nie posługiwało by się słowem, ponieważ mowa jest zjawiskiem dźwiękowym. Wynika z tego, że nieobecne byłoby również pismo – jest ono bowiem zapisem mowy.

Być może jakaś forma pisma – w tym wypadku odwołująca się do dotyku byłaby obecna – filar utrzymujący Taniec Oddechów?

 

Z kwasów – stworzenie nie ma ust? Rozumiem, że ma trąbę, ssawkę czy coś podobnego? Chyba że jest samożywne? Samodzielna synteza, jak u roślin? Teoretycznie byłoby to możliwe… Ale i tak musiałoby absorbować składniki odżywcze z otoczenia. Czym? Że nie ma uszu – ok, to się zdarza. Ale otwór gębowy to raczej “must have” ;)

Cieszę się, że Ci się podobało Finkla i dziękuję za punkt :)

Bardzo mi się podobało. Z ciekawości – ile zajęło napisanie tego wszystkiego? Mam na myśli ilość godzin przed klawiaturą. Jeśli nie jesteś lekarzem, research musiał chyba trwać równie długo…

Dziękuję za wszystkie uwagi. Tekst jest chyba zbyt zarżnięty fabularnie, by dało się z niego coś więcej wykrzesać, więc zostawiam tak jak jest. Wprowadziłem korekty w miejscach oczywistych kwasów.

Jeśli chodzi o basiora, napotkałem w wiki wzmiankę, że tego określenia używa się również w odniesieniu do przewodnika wilczego stada. Ponieważ znałem to właśnie w takiej wersji (ogólnie samiec, a w szczególności – przewodnik stada), nie prowadziłem dalej poszukiwań. Sjp rozwiewa wątpliwości, nie będę z tym dyskutować.

Jeśli chodzi o strzał w kark – sądzę, że po rozerwaniu kręgosłupa albo tętnicy szyjnej zbyt długo by nie pożył. Mimo wszystko wprowadziłem zmianę.

Dłuższe teksty chyba będę betował, skoro w tak krótkiej scence wystąpiło mnóstwo błędów…

Najwyraźniej zakłada, że lektura będzie przyjemna, chociaż deklaruje coś innego ;)

Co do shorta – ja bym tam z bluźnierstwami uważał… ;)

Narracja kosmity posługującego się innymi zmysłami w odbiorze świata z jednej strony trudna, z drugiej ciekawa. Ktoś kto nazwał to forum przedszkolem chyba miał nastrój do żartów. Nie wiem czy nie ma paru miejsc problematycznych językowo, ale generalnie mnie przekonałeś.

Nikt nie będzie karmił realnej konkurencji, szczególnie na tak małym i kurczącym się rynku, jakim jest polski rynek wydawniczy. Twoje opowiadanie bardzo przypomina mi stylistyką opowiadania Szczepana Twardocha, gdyby znalazło się w tomiku "Tak jest dobrze" to bym go nie wyłowił. Czyli na ghostwrittera się nadajesz. Może nawet jesteś… Z dylematów wnioskuję, że nazwiska nie masz. No cóż, w działalności artystycznej jest to problem natury zasadniczej. Piszesz dosc dobrze, porównując do rynku, nie forum. Większe gnioty lądują na półkach Empiku. To oczywiście moja prywatna opinia.

Łukaszu, czyli – o ile dobrze rozumiem – gdyby Łebski i Zajcew jednak poradzili sobie ze smarkaczami, pan minister wyparował z opowiadania jak sen złoty, a potem przez jakieś 15-20k znaków panowie doświadczali przygód, w historii prowadzonej podobnym tempem i opisanej podobnym językiem jak w części “post-apo”, to uznałbyś opowiadanie za “całkiem fajne”? Oczywiście to by wymagało znacznego rozbudowania warstwy fabularnej, ale to da się zrobić.

Szkoda, że to tylko sen? Skończyło się za szybko, a mogło być dobrze?

Oj tam, artysta nieznany. Ale autor opowiadania znany, od czego jest wyobraźnia twórcy ;)

Przykładowo – Pewnego dnia ekipa robotników dostawiła kolejną rzeźbę. Przedstawiała starego rzeźbiarza z dłutem w ręku. Cykl został zamknięty.

Fajnie się czytało :)

Mała deklaracja – jestem apolityczny jako autor, żaden tekst zamieszczony tutaj nie będzie się odwoływał do konkretnych wydarzeń z aktualnej polityki, nie będzie też wspierał, krytykował czy nawiązywał do jakichś konkretnych osób z życia politycznego. Od polityki w sensie ogólnym czasem się nie ucieknie, jest to element naszego życia.

Dla mnie diabła wystarczająco, w dodatku prawdziwy ;)

To jest bardzo dobre. Nie mam się do czego przyczepić, a to się rzadko zdarza.

Dla równowagi – lepsza konstruktywna krytyka niż niekonstruktywna pochwała ;) Bycie nowym nie jest złe, nikt nie będzie się gryzł w język, żeby wskazać błędy i słabe punkty. A ocena? Cóż, ona zawsze jest subiektywna…

Może chdzi o to, że nadzieja umiera ostatnia? Ale tak dosłowne potraktowanie tematu? :)

Piszę z pozycji przypadkowego czytelnika, który o pisaniu ma mniej więcej takie pojęcie jak kura o pieprzu.

Mam mieszane uczucia.

Z jednej strony czytało mi się płynnie i z przyjemnością. Wzrok płynie po tekście bez większych potknięć. To moim zdaniem ogromny plus. Co chwila napotykam na teksty, które chociaż mają interesującą treść, to zniechęcają swoją formą i dłuższe czytanie zmienia się w udrękę. U Ciebie jest inaczej.

Z drugiej – mam niedosyt treści. Metafora jest według mnie trochę zbyt oczywista, temat ciut zbyt banalny. No tak, w końcu stoimy obaj na tym samym brzegu, oglądamy swoje łódki, ale… no wiesz. Koń jaki jest, każdy widzi. Czy to rzeczywiście temat na opowiadanie? ;)

No i schowaj ten pistolet “Janku”, to nie czas na teatralne gesty. Jeśli nikt nie wsiada, to znak, że czas zbudować inną łódkę.

PS. “Sędzina” to chyba żona sędziego. Wydaje mi się, że zapis niektórych dialogów nie jest poprawny (duże i małe litery) – ale, jak wspomniałem, nie znam się.

“Buduj” dalej, było spoko ;) 

A ja dziękuję za komentarze i odczarowanie błędów w moim tekście. Poprawione :)

Sto słów to niewiele, zmusza piszącego do myślenia.

Mytrix, nic podobnego nie sugeruję. Jeżeli autor usiłuje być zabawny i mu to nie wychodzi, to jest to wyłącznie wina autora a nie czytelnika. Ktoś, kto poświęca swój czas, żeby przeczytać moje “literki” zasługuje na mój szacunek, nawet jak stwierdzi, że to jest do chrzanu.

Staram się mieć duży dystans do tego co robię (nie zawsze wychodzi :>)…

Sukces w dowolnej dziedzinie sztuki jest efektem wieloletniej pracy nad warsztatem. Czasem są to całe dekady, a nie pojedyncze lata, zanim urodzi się coś, co będzie uwodzić swoim pięknem widza, czytelnika, słuchacza.

… a i tak czasem urodzi się coś, co wzbudza co najwyżej odruch politowania. Ot, wyciągnij rękę, pogłaszcz i pociesz ;)

Więc, luz – kopcie i czołgajcie. Lepiej usłyszeć gorzką prawdę na forum internetowym i dokonać szybkich korekt, niż latami dziwić się, dlaczego te przeklęte wydawnictwa ignorują moje “dzieła” ;)

Wyłamię się – mnie się podobało. Fajny pomysł, dobry klimat.

Przede wszystkim – witam forumowiczów :)

 

Mytrix – naturalnie, zdaję sobie sprawę z tego, że gdy po jednej stronie globu panuje noc, na drugiej mamy dzień. Podobnie w wypadku kryptologów – sądzę, że osoba, która lubi czytać nie ma najmniejszych wątpliwości, co do tego jakie jest znaczenie tego słowa :) Obie wzmianki miały być – jak trafnie udało Ci się odgadnąć – elementem humorystycznym. Wygląda jednak na to, że moje poczucie humoru jest dość… wyizolowane…

Co ciekawe, zanim postanowiłem opublikować, mały, cichy głosik w mojej głowie podpowiedział, że dokładnie w tych dwóch punktach mogę zostać… wypunktowany ;)

Gdyby były co do tego wątpliwości – “mały, cichy głosik w mojej głowie” również jest pewną przenośnią, nie ma konieczności pilnego wzywania lekarza specjalisty ;)

Bemik – miałem zagwozdkę z tym “nie raz”/”nieraz”. Posiłkowałem się sjp, najwyraźniej moja interpretacja była błędna. Wychodzą jednak z założenia, że skoro jakieś określenie budzi w czytelniku protest, to znaczy, że nie powinno go tam być. To autor jest dla czytelnika, a nie odwrotnie. Stąd postanowiłem przebudować wspomniany fragment.

FoloinStephanus – dziękuję za opinię. Bywa i tak.

 

Dziękuję za głosy konstruktywnej krytyki. Do tej pory pokazywałem moje opowiadania rodzinie i przyjaciołom, ale doszedłem do wniosku, że to nie ma sensu, ponieważ osób, które stać na krytykę osoby bliskiej/znajomej jest po prostu niewiele. A poklepywanie po plecach, bądź rzucone z dystansem “pisz dalej” rozwija raczej średnio.

Przyjmuję wszystko na klatę i następnym razem będę się starał pisać lepiej :) A nuż się uda?

Opowiadanie napisane bardzo fajnym językiem i wciągające. W zasadzie zgrzytnęło mi tylko raz – w momencie przejścia pomiędzy opisem krwawej jatki a ciekawskim dopytywaniem się o szczegóły przez młodego konduktora. Chyba powinien być trochę bardziej przerażony, jak dla mnie przejście pomiędzy przedstawianymi w opowiadaniu emocjami było nieco zbyt gwałtowne.

Dość szybko postawiłem na to, że dziewczynka będzie morderczynią, ale nie spodziewałem się, że to będzie duch.

Ogólny odbiór – bardzo pozytywny.

Nowa Fantastyka