Profil użytkownika


komentarze: 19, w dziale opowiadań: 15, opowiadania: 12

Ostatnie sto komentarzy

Witam! No muszę przyznać, że Twój tekst to "nie w kij pierdział" i rozmienia mi pieniądze na drobne... bo wrażenie jest grube. Przygody Kokondona, który zostaje czarodziejem wchodzą w głowę mocniej niż kombajn w żyto! Myślę, że mamy tu klasyczny przypadek bohatera, którego imię jest jakby odzwierciedleniem charakteru. Kordian przykładowo kieruje się sercem, Kokondon zaś predystynowany jest do tego, by pękać i robić to, do czego chce (analogicznie do... ). "Rankiem Don wstał z łóżka i ubrał się" , "Następnego dnia też wstał wcześnie" - ogólne przesłanie utworu: Kto rano wstaje temu Pan Bóg daje. :) A tak już bardziej na poważnie to, tak jak inni, wcześniej powiem, że świetnie wczułeś się w sposób pisania dziecka. Brawo!

Dla mnie pisanie jest jedną z wielu dróg, którymi chodzę. Nie uzależniam od tego swojego „ być " albo „ nie być " - po prostu uzależnienie całego życia od jednej rzeczy uważam za błąd. Zawsze ceniłem sobie ludzi renesansu i idąc tymi śladami staram się poznawać świat i uczyć się go w możliwie w jak najszerszej perspektywie (rzecz jasna w granicach zdrowego rozsądku). Co prawda istnieje tu spore prawdopodobieństwo, że chcąc nauczyć się wszystkiego nie będę umiał nic, ale co zobaczę (i co poznam) to moje. Wspomniane wcześniej "uzależnienie" od pisania rozumiem jako: Raz- pisanie jako jedyne źródło utrzymania (pomijając już to, że do tego trzeba pisać na odpowiednim poziomie, którego póki co jeszcze nie osiągnąłem, ba daleka moja droga do tego). Dwa- jedyny sposób ekspresji swojego "ja" (jakoś nigdy nie lubiłem się ograniczać). Dlatego też z równą satysfakcją zasiadam tak do pisania, jak i do rysowania, robienia zdjęć, czy jeszcze inszych rzeczy, które człeczyna w swym marnym żywocie zamyśla chcąc cieszyć się tym najpiękniejszym ze światów. Myślę, że rozwój w różnych kierunkach (nawet niezwiązanych ze sobą, a nawet zwłaszcza takich) pozwala w pewien sposób na dostrzeżenie pełniejszego obrazu i ułatwia wykonywanie pozostałych zajęć... A jeśli mówiąc już stricte o pisaniu to pozwala to niejako utwardzić grunt tworzonego świata i wszelkich relacji tam zachodzących. Tak więc jeśli w mojej głowie zagnieżdża się koncepcja postaci np. : łucznika, to sam także biorę do ręki łuk i uczę się strzelać, poznaje nomenklaturę, cały proces technologiczny powstawania łuku i powiedzmy... łucznicze nawyki (swoją drogą polecam łucznictwo). Chcąc ( i tu już podaję przykład z opowiadań, które zamieściłem na stronie.) stworzyć postać Kazimierza splotłem w nim (a przynajmniej spleść się starałem) tyle samo z człowieka oczytanego i inteligentnego, co z po PGR- owskiego, wioskowego sadysty. I tak więc szukałem odpowiednich wzorców w świecie rzeczywistym (i nie powiem, ciekawych ludzi nosi nasza, polska wieś). Pisanie więc jest dla mnie czymś, co pozwala mi w pewien sposób pokazać moje obserwacje świata i gdzie mogę swobodnie wypasać konie wyobraźni (póki co przez jakość mojego warsztatu nie mogę pozwolić sobie na poruszenie wątku finansowego, ale jeśli Bóg da to kiedyś...).

Oj coś widzę, że pod dobrym tematem, jaki zamieścił autor powstał mały ferment i zapachniało tanim serialem. Myślę, że nie powinniśmy podcinać gałęzi, na której siedzimi i nie robić z "komentarzowni" areny do walki między... no właśnie, kim? Właśnie takie pytanie nasuwa się człowiekowi, który pod tematem dotyczącym komentarzy i który ma na celu podudzenie literackich dyskusji czyta takie... coś, co w żaden sopsób nie wygląda, jak porządna rozmowa ludzi... jakich? I tu jest pies pogrzebany. Piszących ? To napewno, ale czy myślących? Cholera boję się odpowiadać na to pytanie. Ale to słowem wstępu, ponieważ jeśli nasze komentarze mają wyglądać jak te tutaj, to może lepiej żeby ich nie było (choć oczywiście nie odnoszę się tu do wszystkich zamieszczonych tutaj komentarzy) ? Odnosząc się do tematu, to zgadzam się w pełni. Każdy komentarz jest dobry i myśle nawet, że te krytyczne (tych zawsze zbieram najwięcej) są o tyle lepsze, że pokazują nam rzeczy, które możemy poprawić (dzięki czemu możemy zwyczajnie stać się lepszymi). Wykazanie zalet jest może i miłe... ale zalety trudno jest poprawić. Zgodzę się też co do treści komentarzy. Czasem wydaję się, że ktoś komentuje nie tyle w celu konstruktywnej pomocy, co dla własnej satysfakcji "że można komuś pojechać". I tak, jak mówisz... Jepiej skupić się na jednym porządnym komentarzu niż na stu tysiącach w stylu "fajne/ do dupy".
Pozdrawiam

Po części zgodzę się z Twoim zdaniem. Oglądanie nowych wydań tego samego serialu z całą pewnością może wywoływać odruchy zwrotne ( a czasem to i niewydolność zwieraczy) i z nie jest tym , co tygrysy lubią najbardziej... Niemniej trudno chyba jest dziś stworzyć coś absolutnie oryginalnego, co chociaż w małym stopniu nie będzie zahaczało o te, czy inne schematy (bo nawet jeśli autor zrobi co w jego mocy, to przecież nie jest on w stanie pozbawić czytelnika jego indywidualnych skojarzeń. Myślę, że tu będzie chodziło nie tyle o sam schemat, co o sposób w jaki się do niego podchodzi. Ja wiem, że oglądanie kolejnych żuli którzy jak za dotknięciem różdżki zyskują wiarę w siebie i super moce (chociaż wcześniej spali w dworcowych kartonach, robili pod siebie i w ogóle im to nie przeszkadzało... aż tu puf! Tadaam! ) może w skrajnych przypadkach odbierać chęci do prowadzenia dalszej egzystencji. Wiem też, że czasem irytuje widok zapalonych biegaczy po świecie ( albo i światach) w poszukiwaniu tajemniczych tabliczek z jeszcze bardziej tajemniczymi znakami, które na końcu w oślepiających błyskach składają się w napis "Jesteś idotą. Wszystko czego potrzebujesz masz w sobie". Ile w końcu można... Wierzę jednak, że istnieją (bądź dopiero się narodzą) tacy pisarze, którzy poruszą owe schematy w taki sposób, że mimo wszystko chętnie po nie sięgnę (choć możliwe, że będzie już to przerost formy nad treścią).
Pozdrawiam.

Oj posyp głowę popiołem Hetmanku... oj posyp. Widzę, że trochę zebrało mi się za te blędy, ale skoro było ich aż tyle to i słusznie, że zostało mi to wypomniane. "Nie podoba mi się, że nie zostawiłeś tekstu na jakiś czas, by potem go dopracować." To chyba najcenniejsza uwaga i z całą pewnością wezmę ją sobie do serca.

Szort z morałem (słusznym moim zdaniem). Czy smutny? Chyba tylko dla jednorożca, bo dla rodziny Wsyla był to raczej jeden z lepszych dni w ich życiu ( choć bardziej pewnie pasowało by powiedzieć "wegetacji"). Nie powiem... ciekawa to rzecz i fajno napisana. Ale brakowało mi jeszcze zabiedzonego na łańcuchu psa przed domem, smrodu odpadów ludzkich notorycznie oddawanych za domem i wierzgania kopytami w trakcie uśmiercania... Komu kaszanki z kunia? Dobry tekst.

Witam i czytam
Pomysł nie powiem, spodobał mi się, choć osobiście myśląc o harpi widzę je w bardziej klasycznej otoczce  (ale to, jak mówiłem jest osobista uwaga więc nie przywiązuj do niej szczególnej uwagi). Tekst dobrze się czyta i to na pewno jest jego plusem, jednak jest ledwo zaczynam czytać... a tu już koniec :) Myślę, że gdybyś wplótł i rozciągnął nieco moment poznawania pochodzenia starego Pabla (nie powiem trafili mu się rodzice, że ho ho ) opowiadanie zyskało by troszeczkę na takiej, powiedzmy... chęci odkrywania tego co dalej. Na plus napewno jest też klimat w stylu... Chodźcie dzieci. Ja stary, siedzący przy kominku dziadek, z fotela na którym siedzę sobie całymi dniami (bo i co mam robić, skoro jestem stary a nie uznaje eutanazji) opowiem wam pewną historię... lubię ten klimat. Pozdrawiam.

Po prawdzie na kłopot wychodzi mi jedynie wódka pita na pusty żołądek, ale rozumiem o co chodzi. Tak, jak mówiłem wyżej szukam tu swojego, złotego środka... i jak widać nie znalazłem. Chciałem jednak spróbować pokazać świat nie przez opis, ale przez wypowiedzi postaci. Tak więc im więcej dialogu tym (siłą rzeczy) mniej opisu... I tak złapałeś się Hetmanku we własne wnyki... :) Dlatego też dziękuje za trop, za którym napewno będę niuchał w kolejnej części. Bohdan... dzięki za cierpliwość. 

Mam nadzieję, że defloracja mojego opowidadania nie wprawiła cię ani o czytelniczy piasek w zębach (jaki często czuje się przy czytaniu literatury, ktorej czytać się nie chce), ani o inną, literacką chorobę weneryczną. Oczywiście masz rację, o diabłach, księżach i inkwizytorach opowiadań jak bezpańskich psów. Wszędzie ich pełno. Sam czytałem. Niemniej temat podejmuje już od dłuższego czasu (głównie postać kota i Kazimierza) i przy nim zostanę. Ale oczywiście na przyszłość, pomimo tego, że nie naprawię spłuczki to postaram się wnieść choć odrobinę świerzego powietrza do kolejnej części, tak więc dziękuję za radę. Co do błędów to nie komentuje. Z pewnością jest ich sporo, więc postaram się je zwyczajnie poprawić. Cieszę się, że humor stał się mocną stroną. Raz- cieszę się, że opowiadanie w ogóle takowe strony posiada. Dwa- inszego humoru nie posiadam zbyt wiele. Mam świadomość tego, że czytając dialogi można się nieco "zakałapućkać". Staram się jednak unikać ciągłego pisania w stylu: " - Hetmanie wsadź sobie twoje dialogi w buty, będziesz wyższy- powiedział Ranferiel. - Masz pecha.Chodzę boso- odparł Hetman." itd. Nie lubię tego zarówno jako czytelnik, jak i jako autor. Jednakże myślę, że troszkę światła mógłbym rzucić (oby nie zabrakło mi wtedy wyrazów typu: "rzekł", "powiedział", "bąknął", "odparł", "wypróżnił się z myśli" itd.). Co do opisów "okołodialogowych" (nie powiem... mądre słowo) to w tym opowiadaniu świadomie je ograniczyłem. Jestem na etapie poszukiwania złotego środka między Elizą Orzeszkową, a raportem wojskowym. Nie chcę więc narzucać czytelnikowi ani zbyt dokładnych wizji, ani też zostawić go na pastwę własnej wyobraźni. Liczę, że w przyszłości znajdę ów konsensus. Póki co dziękuję za wszystkie rady.

Pozdrawiam.

Witam i czytam!

Choć już na wstępie przyznam się, że na czytanie twórczości zamieszczonej na stronie nie poświęcam zbyt wiele czasu ( jako zacofany konserwatysta wolę uraczać się litetaturą na pachnącym starością i myślami poprzednich czytelników papierze, którym wypchane są te dziwne miejsca zwane biblotekami), ale czytanie tego, co tu się dokonało zadziwiło wszystkie moje synapsy zarówno razem, jak z osobna...  A potem zaśmiałem się ukazując wszystkie zęby ( a przynajmniej te, które mi jeszcze zostały). Droga Idillo ( o ile mogę tak do Ciebie mówić) czytając Twój temat poczółem się tak, jakbym oglądał „Rozmowy w toku" , gdzie niezrozumiane przez świat i jedynego Boga ( jak on mógł stworzyć nas, rzucić w świat pełen płatnych stron internetowych i dalej twierdzić, że nas kocha!) osóbki różnej maści i różnego pomyślunku (a dziś tego jak psów, bo wolno przecież) publicznie ubolewają jakim to nieszczęściem dotknęło ich życie.  Muszę jednak przyznać, że nie było to uczucie miłe. Ba, szczęśliwie jeszcze nic nie jadłem... inaczej moje jelita mogły by uzewnętrznić moje myśli w formie materialnej (ha! Proszę jak ładnie to sobie wymyśliłem, żeby tylko nie napisać „ bo bym się pożygał" ).  Tak jak wszyscy moi poprzednicy uważam, że strona, która poświęcona jest fantastyce powinna zawierać treści z fantastyką związane. Tu mogę jedynie stwierdzić, że jedyne co zrobiłaś to fantastycznie obbiegłaś od tematu.  Jeśli mogę coś poradzić to na przyszłość unikaj robienia tego typu psikusów...  Każdy wstawiony tu tekst jest jak sąd, a czytelnicy są sędziami, oskarżycielami i obrońcami, a nawet jeśli trzeba to i plutonem egzekucyjnym. Ty nie dość, że stanęłaś od razu pod ścianą to jeszcze podałaś amunicję. Ponoć największą mądrością jest umieć udać głupotę. Nie karz nam myśleć, że głupota niebyła udawana.

Tak to już jest, że ten, kto pisze chce trochę posterować czytelnikiem. A często chce tym bardziej im większa jest jego świadomość tego, że jego tekst ulega interpretacji, często nie takiej, jakiej by sobie życzył. Ale tu oczywiście masz racje, zapisałem to tak, że może budzić różne skojarzenia. I także ów zabieg uważam za pożyteczny. A czy nie powinno się tego robić? Czytelnik skutecznie sam ( choć często nieświadomie) manipuluje sobą, więc ten raz więcej....

Dlaczego tyle przymiotników? Z perspektywy czasu sam zadaje sobie to pytanie. Opowiadanie jest z czasów, gdzie rzeczywiście tych rzeczy, które(słusznie moim zdaniem) określasz jako „kwiecistość stylu" było u mnie dość sporo (co nieznaczy, że robiłem to dobrze), tak, że ów kwiaty w nadmiarze zdają się plenić wręcz jak chwasty (wtedy jednak uważałem to za element bardzo słuszny). Teraz to ograniczyłem, chciałem jednak upewnić się, czy krok ten był słuszny. Dlatego też opowiadania nie „odchwaszczałem" i wstawiłem, poprawiając jedynie „standardowe" błędy (znając życie i tu co nieco umknęło mojej uwadze) . Co do gwiazdki... Konie mają to do siebie, że ich umaszczenie na czole (zależy od rasy, czasem od przypadku) zmienia się i tworzy ową gwiazdkę. Bywa , że dla jednych jej kształt jest niezwykły (ciekawy), dla innych nie. Kwestia gustu. Siłą rzeczy więc gwiazdka należąca do konia nie mogła być dziedziczona z krwią rodu starego kupca, który jest człowiekiem (nawet w fantastycznym świecie nie odważył bym się na taką dewiacje ze strony bohaterów).

Co prawda fantastyki tu moje (niedoświadczone) oko nie widzi zbyt wiele, ale tekst zdaję się być smaczny. I zaiste ze smakiem go spożyłem, a w myśl powiedzenia, że apetyt rośnie w miarę jedzenia... Chętnie zobaczył bym rozwinięcie tego tekstu. Chyba, że autor stwierdzi stanowczo: " Nie dla psa kiełbasa". A już bardziej teściwie to powiem, że sprawną ręką celne ciosy mierzysz. :) 

Rzeczywiście, ciężko jest być prezesem. Tak, jak zauważyli komentujący przede mną , nie jest to masakra na miarę naszych czasów (może to przez postępującą demoralizacje, upadek kultury i coraz większą zawartość aspartamu w coca-coli? Cholera wie...). Niemniej opowiadanie bardzo przypadło mi do (niekoniecznie wyrobionego) gustu. Dobry język sprawiający, że człowiek z uśmiechem na ustach goni wzrokiem za akcją utrzymaną w (moim zdaniem) dobrym, dość żywym tempie sprawia przyjemność w czytaniu. Ciekawych pomysłów też tu dostatek, bo jeśli jechać na akcje, to czemu nie w małej trumience (tak zwykłem nazywać Tico)? Całe szczęście, że nie zerwali paska klinowego, albo nie odpalali go na „pych”. Naprawdę dobry tekst.

Potem przynajmniej czytelnik nie będzie mógł narzekać na złą scenerię miejsca wydarzeń... Zaiste bezpieczna rzecz taki dialog, ale oczywiście dobrze jest potrafić spleść kilka zdań o pachnącej wiosennym kwieciem łące, czy capiącym uryną i inną spuścizną ludzkości rynsztoku, gdyż ponoć pokazuje to warsztat pisarza ( w praktyce, moim zdaniem taki urozmaicony tekst po prostu dobrze się czyta- nie przypomina już jednostajnej litanii). A czy postać, którą tworzymy powinna stać się elementem krajobrazu? Myślę, że jest to trudne (i nieco niezrozumiałe w swoim celu), ponieważ główna postać siłą rzeczy jest "główna" - trudno więc zmieszać nią z tłem, które (w dużym uproszczeniu) stanowi dodatek (często oczywiście niezwykle ważny dodatek).

Nad rzucaniem wulgaryzmami, z którymi postacie "odpowiednie dają rzeczy słowo" sam zastanawiałem się długo. Ostatecznie zostałem przy tej wersji. Stwierdziłem, że gdy ktoś do kogoś strzela, podpala go, czy dusi różańcem, prędzej uraczy świadków soczystą jej macią niż wypowiedzią w stylu: " - O kurka wodna Krzysiu mówiłam ci tyle razy, żebyś nie strzelał bratu w głowę przy obiedzie. Zobacz cały stół zachlapany krwią, a ciocia Zosia ma przyjść za chwilę"... Chodziło mi o możliwość zachowania możliwie autentycznego, praktycznego języka, który słyszymy (często też używamy) na codzień.

Za dużo... być może, jednak staram się unikać zbyt długich opisów o tym jak słońce świeciło jasno nad górami, a przejżysta jak łza toń morza harmonijnie zgrywała się z horyzontem chytając za serce każdego, kto nań spojrzy, i tak dalej ( druga sprawa, że nie zabardzo to potrafię :) ). Staram się by czytając dialog obraz otoczenia sam tworzył się w głowie. Dziękuję.

Do uwag płynąch z doświadczenia i chęci niesienia pomocy (ewentualnie zatrzyamania rozlewu wątpliwej jakości literatury) trudno mi mieć jakiekolwiek zastrzeżenia ( a nawet gdybym je miał to z pewnością nie rokowało by to dla mnie zbyt dobrze), więc wszystkie uwagi przyjmuje z pokorą i nadzieją, że trening rzeczywiście czyni mistrza (albo chociaż kogoś, kogo twórczośći nie należy się wstydzić). Tak więc hop siup, pierwsze koty za płoty. Na przyszłość postaram się zapamiętać, że należy spuścić wodę przed wyjściem z łazienki. Dzięki.

Dobry klimat. Powiedziałbym, że to takie siedzenie samemu na ganku w mroźną noc przy zgaszonym świetle w domku położonym w samym środku lasu. Człowiek się rozgląda... i nieczuje sie pewnie.Brak utopijnych opisów cieszy moje oko, zbędne ględzenie w czasie walki rzadko kiedy wychodzi na dobre (tu pewnie batorówka by pordzewiała zanim oddzieliłaby wlikołaczy łeb od reszty ciała dlatego tym lepiej więc, że ich nie ma :) ) Mości panowie- chłopy jak się patrzy równe i konkretne. Nie wzdychają, nie płaczą ino rąbią kiedy trzeba.. a w obronie życia trzeba aż nad to. Ktoś wyżej powiedział, że Rodowicz nie potrzebnie daje kobiecie "w pysk". W moim spojrzeniu, kiedy postawiłem się w sytuacji pana Rodowicza, czyli będąc w otoczeniu wilkołaków, które szczerzą zęby w celu innym niż uśmiech starałbym się skupić jak najbardziej, i także nie chciałbym być rozproszonym przez kobiecy pisk (który znając z autopsji nieraz mógłbym porównać do pisku Nazgula!). Piekąc taki placek trudno jest by po wyjęciu z pieca nie zapachniało Sienkiewiczem (ale wzór to przecie wielki i naśladowania godny więc dlaczego by się próbować na siłę od niego odcinać? ). Oby każde następne opowiadanie było jeszcze lepsze.

Nowa Fantastyka