Profil użytkownika


komentarze: 14, w dziale opowiadań: 4, opowiadania: 3

Ostatnie sto komentarzy

Ja może wrócę do zagadnienia kiepskiej literatury wciskanej nam w sieciowych księgarniach. I powiem tylko tyle- spójrzcie ile jest "Zmierzchu" i innych wampirów/demonów/aniołów na pierwszej półce, która rzuci się w oczy po wejściu do księgarni. A potem spróbujcie znaleźć "Lalkę" Prusa albo coś Dostojewskiego. Nikłe szanse.

Dla przykładu, w Empiku w Lesznie nie ma nawet przewidzianego miejsca na "lektury szkolne", że już nie wspomnę o "klasyce".

Sama od dłuższego czasu chcę przeczytać "Podróż sentymentalną" Sterne'a, ale ciężko to dostać nawet w necie... Takich książek chyba w ogóle się już nie wydaje.

A może "Niewiarygodne przygody Marka Piegusa"? :)
Ciekawe, lekkie i niegłupie.

Ach, wkradły mi się błądy (nowa klawiatura);/  Oczywiście miało być "choć" i "fascynację"...

Mój młodszy brat w wieku siedmiu lat miała 'fazę' na Gwiezdne Wojny:) Z resztą do dzisiaj ogląda je jak urzeczony, choś w między czasie przerabialiśmy już fascyznację Transformersami i Harry Potterem.
Obecnie jest na etapie czytania Tolkiena^^

" I tu mamy ową osławioną innowacyjność powieści Chartlona — system magii oparty na pisarstwie. Magowie są więc autorami/czaropisarzami, zaklęcia — prozą, dyslektycy — kakografami, fragmenty czarów — akapitami, itp. itd. "

"Czaropisu" nie czytałam (teraz już w ogóle nie mam na to ochoty), ale zastanawia mnie jedna kwestia. Ostatnio wpadły mi w ręce opowiadania Piekary o Arivaldzie, nie będę mówić o stylu ani nic z tych rzeczy, chcę tylko zwrócić uwagę, że zaklęcia przyjmowały tam długie i skomplikowane formy wymagające wiele pracy, tworzenie wzorów, stosów notatek etc. Czy w takim wypadku pomysł Charltona faktycznie jest taki przełomowy?

Jak mówiłam- nie czytałam, nie wiem jak to tam dokładnie wygląda, ale sądząc po tym co do mnie dotarło, to pomysły Piekary i Charltona są bynajmniej zbliżone.

Rozumiem cię Sebrus, mnie praktycznie zawsze denerwują porównania do innych książek, a już zwłaszcza takie, które nijak nie odwołują się do rzeczywistości. Już nawet nie tyle co stwierdzenia, że "to jest lepsze od tamtego", ale totalnie irytujące jest pisanie, że "trzymasz w ręce polski odpowiednik Pottera" itp. Dobra książka to książka oryginalna i wnosząca coś nowego, jeśli w promocji trzeba sobie pomagać wykorzystując chwytliwe i popularne tytuły to przykro mi, ale za taką lekturę raczej podziękuję.

Nigdy nie czytam opinii o książce przed przeczytaniem jej- w zwyczajnej obawie, że gdzieś w podświadomości zostanie jakieś uprzedzenie, bo ktoś gdzieś napisał, że mu się nie podobała. Opis na okładce, owszem- ale tylko ze względu na poznanie zarysu fabuły. Liczę więc zazwyczaj na szczęśliwy traf, nie zawsze się udaje, ale jakiejś wprawy przez lata nabrałam:P
Jedyne co mechanicznie biorę pod uwagę, to wydawnictwo. Są takie przy których opis książki nówiący jaka to jest  "rewelacyjna!" oznacza, że w ogóle nie należy jej brac do rąk.

1) Czy praktykuje Pan jakiś szczególny rytuał przed lub w trakcie pisania? Wiele osób nie potrafi np. usiąść do klawiatury bez kubka gorącej herbaty i paczki ciastek, inni poszukują "znaku", który zasygnalizuje, że to odpowiednia pora by pisać. Jestem ciekawa czy profesjonaliści też mają takie przyzwyczajenia. :)

2) Czy zdarza się Panu pisać ręcznie?

Powiem szczerze, że przeczytałam z ciekawości, mimo, że od początku było widać, że będzie się czytać ciężko. Używaj spacji między zdaniami, to naprawdę konieczne:P Przeszkadza też budowa zdań, co chwilę pojawia się „bo".  Poza tym, w większości zdania są strasznie krótkie i to sprawia, że wszystko czyta się bardzo bardzo szybko, przez co ciężko zrozumieć fabułę. Można powiedzieć, że się czepiam, ale okropnie denerwuje mnie składnia typu „Pułkownik kiedy się dowiedział...", to dla mnie szalenie niepoprawne.
Opowiadanie byłoby bardziej przejrzyste, gdybyś po prostu przed dodaniem na stronę przyjrzał mu się bardziej konsekwentnie od strony technicznej. Muszę jednak przyznać, że podoba mi się chłodne podejście do akcji od strony narratora- cokolwiek by się nie działo, pełne opanowanie. Szkoda, że to co mogłoby być atutem opowiadania ukrywa się pod niedociągnięciami z innych stron. I jeszcze polskie znaki, brakuje mi ich miejscami. Radzą zedytować trochę tekst, póki jeszcze można.
Pozdrawiam

Wybaczenie jest kwestią postaci w jakiej się znajdują. Być może smoki nie chowają urazy tak głęboko jak ludzie? W innym wcieleniu, tym smoczym, łatwiej było sobie wybaczyć:)

Dziękuję za komentarz, postaram się poprawić tekst w miarę moich możliwości:)
Natomiast jeśli chodzi o kłótnię... Właśnie dlatego, że żyli ze sobą tyle lat jako ludzie, nie potrafili sobie wybaczyć, że przez tak długi czas żadne nie przyznało się do swojego "drugiego wcielenia". W dodatku życie dwóch smoków też aspiruje do nazwy związku, więc i Laura i Benedykt mogli uważać, że byli przez małżonka zdradzani. Wybaczenie sobie musiało być trudne, bo obydwoje popełnili identyczne błędy. Pozdrawiam:)

Serdecznie dziękuję, błędy postaram się poprawić i mam nadzieję, że dalszy ciąg okaże się interesujący przynajmniej w takim stopniu jak początek:)

Nowa Fantastyka