- Opowiadanie: mikroNooM - Mijają lata, mijają dni i godziny - wszystko mi się tylko śni. (FUNKY)

Mijają lata, mijają dni i godziny - wszystko mi się tylko śni. (FUNKY)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Mijają lata, mijają dni i godziny - wszystko mi się tylko śni. (FUNKY)

 

Mijają lata , mijają dni i godziny– wszystko mi się tylko śni.

Głupi huj o nazwisku Bronson zajadle domagał się swojej zapłaty. Funky nie wiedział co począć z nim więc strzelił mu kopniaka w twarz. Brenda stojąca obok roześmiała się. Oboje byli podpici. Bronson domagał się zapłaty za kurs taksówką ,którą przed chwilą jechali. Wysiedli koło parku. Po niewielkiej szamotaninie Koval wyciągnął pieniądze ze swojej skórzanej kurtki i zapłacił. Oboje z Brendą przespacerowali się dalej parkiem wśród lewitujących latarenek,które teraz nastrajały dość romantycznie. Niektóre zmieniły kolor na bladoróżowy inne na delikatnie wpadały w błekit. Była już taka pora,że zaprogramowane oświetlenie zmieniło kolor na bardziej przytulny i oszczędny oraz przede wszystkim na mniej rażący w oczy. Funky miał za pazuchą jeszcze pół butelki jasnego vermouth-u , więc popijając spacerowali dalej, podśpiewując sobie co jakiś czas,pomiędzy łykami :

-Jestem Funky,ato moja laska,żebym rozp… się jak nie wiem nikt mnie nie pochlasta,

-Jestem Funky mam 2 koleżanki ,(i zaczął wymachiwać butelką)jedna w charakterze wybranki,puszczam najlepsze wiązanki,jestem Koval ,a od jutra będzie bolała mnie głowa,noga…dobra whiskyi po wszystkim.

Musiał odejśc na chwilę w krzaki ,kiedy dostał wiadomość od szefa. -„Funky,Funky brak ci dziś wybranki"-podśpiewywał jeszcze sobie. Na jutro ma się stawić w biurze. Popijali dalej we dwójkę ,ciasno objęci zataczając się przez alejki ,obściskując się cały czas. FUNKY zaśpiewał jeszcze kilka piosenek i zasiedli na najładniejszej zasłoniętej krzakami ławce w okolicy. Siedzieli do późnej nocy migdaląc się cały czas. Wreszcie urwał mu się film. Obudził się rano na ławce.Obok leżała kartka: „Funky kochanie musiałam jeszcze coś załatwić .Spotkamy się w domu."Przypomniał sobie że musi dzisiaj stawić się na drugim końcu wyspy na 10-tą u szefa. Szybko pozbierał się z ławki i popędził w kierunku najbliższej stacji benzynowej. Kupił sobie środek na ból głowy ,coś orzeźwiającego do picia i paczkę fajek. Po drodze umył sobie twarz w parkowej fontannie,przyczesał włosy i zaczął się rozglądać za środkiem transportu. Wyjął z kieszeni komunikator jeszcze raz sprawdził datę i czas spotkania i ruszył.Zatrzymał jakiegoś gościa w żółtym Caddy . Ten podwiózł go , bo Funky obiecał mu 100 dolców. Droga przez całe miasto do bazy ,która stała na obrzeżach nie była przyjemna. Cały czas łupało go w głowie ,do tego robiło się strasznie gorąco i parno. Na miejscu był lekko spóźniony. Wszedł do gabinetu. Szef zaczął od sedna sprawy. Zadanie ma polegać na przechwyceniu ładunku i planu handlowego obcej korporacjii i przekradnięcie się z nim z powrotem do domu. Miał dostać do pomocy jednego człowieka imieniem James. Funky przymknął za sobą delikatnie drzwi. W tym czasie Boss wyciągnął butelkę whisky ,2 szklaneczki i zaraz nalał. Funky długo nie zastanawiał się .Zaraz napił się i usiadł . Pomyślał co może być mu potrzebne. Doszedł do wniosku,że tylko szybki zwrotny ścigacz , jakiś solidny miotacz i kilka wybuchowych zabawek,na wszelki wypadek i ktoś do pomocy. Czlowieka miał zapewnionego ,jakoby z urzędu ,więc ten problem odpadał. Teraz przeszli do kwestii zapłaty. Wynegocjował u szefa 16tyś bucksów za robotę. Stary zgodził się. Dobili targu. Tylko jeden szczegół -powiedział– ścigacz będzie w bazie Drolli BC-9 i będzie mógł go odpalić dopiero za około 2 tygodnie. Trzeba było go poprostu jeszcze lekko zmodyfikować. Małe przeróbki i poprawki ,aby stał się przydatny w tym zadaniu miały potrwać około 14 dni. Na BC-9 musiał dolecieć zwykłym transportowcem , ukryty na pokładzie pod przebraniem jednego z członków obsługi, razem z ładunkiem. Na miejscu już trwały prace , a „ścigacz" stał na swoim miejscu.Funky wrócił do swojego domu wieczorem. Po drodze połknął jeszcze ze dwie pigułki na ból głowy. Sprawdził swoją przydatność do lotu. Brenda leżała już w łóżku. Spała. Zasiadł w fotelu , napił się soku z pomarańczy, zapił sokiem z kiszonych ogórków. Zażył 2 niebieskie tabletki łykane przed podróżami w przestrzeni i zdrzemnął się. Po przebudzeniu sprawdził gdzie dokładnie znajduje się BC-9 i wziął prysznic. Wyszedł z pod niego orzeźwiony i wypoczęty. Sen też zrobił swoje.Pigułki były właśnie na przyspieszony skumulowany sen. Przygotowywały do wzmożonego wysiłku ,jakim był lot. Zabrał ze sobą parę podręcznych rzeczy. Przed domem stał jego czerwony autolot. Pocałował Brendę na pożegnanie, zostawił kartkę kiedy wraca i wyszedł.

Zjechał windą na dół, przy wyjściu pożegnał się z dozorcą i wyszedł przed budynek. Wsiadł do swojego auta i poleciał na lądowisko. Po drodze zaczepił o skład broni i wziął z niego to czego potrzebował. Robiło się jasno. Zapowiadała się ładna pogoda. Było słonecznie i sucho. Lot mógł być całkiem przyjemny. Funky zostawił dom pod opieką Brendy. Swoje ulubione palmy,kolekcję butelek i swojego Porschaka na parkingu przed lądowiskiem. Na miejscu zgłosił się do niejakiego Drake-a. Dostał ubranie do przebrania,zmienił je zaraz . Obaj weszli na pokład transportera.

-Gotowy?

-Jasne!

-no to lecimy.

Drake miał być teraz jego dowódcą.Była 6:00. Trwało przygotowanie do wylotu. Na chwilę przed okazało się, że są kłopoty w ładowni. Trzeba było usunąć część ładunku. Statek był przeciążony.

Start 6:38.Podnośniki uniosły statek .Pilot uruchomił silniki i ssssru w przestrzeń. Podróż miała trwać 3 dni. Funky w trakcie odkrył, że w ładowni w jednym z kontenerów jest urządzony punkt nasłuchowy.Taki mały pokój z aparaturą 2 fotelami i biurkiem. W środku pracowało dwóch ludzi. Jednym z nich był Jake. Nasłuchiwali (na takich radarach , których nie mogło być w zwykłym transporterze) żekomo krążownika dr-17. Była to duża silnie uzbrojona jednostka o wadze ok.300000ton wyposażona w kilkanaście wyrzutni rakiet protonowych i kilka ciężkich miotaczy średniego zasięgu. Transporter,którym lecieli był przystosowany raczej do przewożenia ładunku niż do walki .Był szybki, zwrotny, ale nie mógł stanąć w otwartej walce z dobrze uzbrojonym taktycznym krążownikiem. W 15-tej godzinie trzeciego dnia lotu, bez większych przeszkód zacumowali przy BC-9 . Funky pomógł przeładować dostawę i został na stacji. Zaraz zapytał się o swoją kajutę, zwiedził teren bazy i znalazł swój przyszły okręt. Jego szybki ścigacz okazał się szybkim i zwrotnym jego własnym ,małym transporterem handlowym.Cenił go sobie. Pomógł mu wydostać się z niejednej opresji. Nie mógł skojażyć skąd się tutaj wziął.Oprócz Funky-ego na pokład przeszedł też Jake-facet z Universse .Miał dalsze wytyczne i poprostu znał całą sprawę dokładniej,niż Funky. On miał robić za pilota ,co oczywiście musiało mu sprawić nie małą frajdę .Chłopaki dogadali się od razu. Zabrali się za pomoc małym Drollom w przebudowie i (naprawie po ostatniej misji) małego „ścigacza",którym mieli dalej lecieć. Popołudniu Funky popszedł na papierosa. Kiedy chciał zapalić, przyciskał poprostu boczny metalowy przycisk swojej zapalniczki i niebieska wiązka lasera wyzwalała się. W zetknięciu z bibułką papierosa, które kupił jeszcze na Ziemi powodował zapłon. Usiadł za halą, magazynkiem z częściami zamiennymi i wyjął swoją zapalarę. Nazywał ją poporostu podpalnik. Wiedział doskonale,że promieniem podpalnika mógł zapalić nawet odległe przedmioty. Czarne metalowe małe urządenie miał od dawna. Zdobył je przypadkiem podczas jednej ze swoich podróży po południu galaktyki, gdzieś w kiosku ,czy podobnym miejscu na targowisku. Tak naprawdę to była kieszonkowa broń. Jego promień dało się tak ograniczyć, aby udawał ostrze .Można nim razić przeciwnika z niewielkiej odległości , jak szablą. Niewiele jest miejsc poza Ziemią w których palono tytoń i sprzedawano gadżety do jego palenia, więc Funky poprostu przypalał nim papierosy. Nie rozstawał się z nim,ani na krok. Był ,jak poręczny podręczny scyzoryk używany w XX wieku. Na BC-9 nie wolno nigdzie palić,więc Funky chował się za magazyn i zawsze wieczorem wyciągał swoją paczkę ulubionych fajek. Musiał jednak uważać , miał tylko jedną paczkę ,kupioną przed wylotem.Siadał na starej skrzynce po wirnikach, plecami opierał się o ścianę i tak na uboczu zawsze palił. Podziwiał zawsze wtedy zachodzące słońce, piękną zieloną Wenus i granatowego Hektabe. Rozmyślał wtedy o przeszłości, zatapiał się w błogim nastroju. Zamyślał się poprostu trochę, wychodząc myślami za horyzont. Przypomniał sobie czasy dzieciństwa kiedy chciał zawsze być w podróży. Czasami obmyślał plany na przyszłośc. Mars już zachodził kiedy rozległ się alarm. To nalot Namubitów. Czego się obawiał. Jednak ta historia z krążownikiem nie była do końca zmyślona. W tej części układu słonecznego nie było poprostu bezpiecznie. Ostatnio naloty zdażały się coraz częściej. Funky schował się za stare skrzynki i opony łazika. Czekał .Nagle rozległ się świst promieni miotacza i szczęk zamka .Strzał przeleciał mu koło głowy, traktując jedną z gum pożądną wiązką. Spaliła ją na popiół. Poleciała seria. To był cichy nalot , prawie na ślepo. W odpowiedzi Drolle wywaliły serię z działek i rakiet. W tym momencie przestał być cichym.W chwilę zrobiła się regularna wojna. Funky wychylił się zza skrzynek i poczekał na nadlatujący tranporter obcych. Kiedy przelatywał podpalił mu oznaczenia namalowane na kadłubie. Wypalił na nich swastyki i dopisał „Namibici są do dupy","Funky rządzi". Tak jak kiedyś zrobił z reklamą papierosów na plakacie przyklejonym do obwoźnego słupa. Tak zakończyła się wyprawa na popołudniowego dymka.

Naprawom nie było końca. Gdzieniegdzie zniszczona baza. Parę dziur w poszyciu i parę na pokładzie. Do tego zniszczonych kilka budynków sekcji gospodarczej. Jake pojawił się w jednej chwili zza magazynku i wyciągnął z rupieci starą bazookę protowodorową i przysolił w transporter wcześniej osmolony przez Funkiego. Trafił w skład amunicji albo w maszynownię , bo ten rozprysł się w drobny mak. Błysk wybuchu oślepił ich obu. Kilku namubitów dostało się na pokład bazy. Jededen z nich leciał właśnie na małej platformie. Funky wyciągnął z kieszeni granat i rzucił jak rasowy koszykarz.Trafił w samo centrum platformy i p..zd . Namumbitę(jakiegoś ich dowódcę) rozerwało na strzępy. Platformę zresztą też. Krew i wnętrzności obryzgały obu. Ukryli się jeszcze przed odłamkami,które nadlatywały gradem blachy.Najeźdźcy atakowali coraz zajadlej. Trzech z nich przedostało się w pobliże chłopaków. Jake wyskoczył z rurą bazooki i przypieprzył jednemu z nich w głowę. Ten zatoczył się i do reszty roztrzaskał sobie łeb o metalową skrzynię. Funky skopał go jeszcze trochę po twarzy i zepchnął za pokład w przestrzeń. Trup poszybował aż było miło popatrzeć. Wtem Funkyego uderzyło go coś w tył głowy i upadł .Stracił przytomność. Obudził się w budynku hospicjum przewieziony do wnętrza wyspy na Norobii, gdzie stacjonował oddział Delta. Tam znalazł się w koszarach.

-Nie Jack to co on tu zrobił przechodzi ludzkie pojęcie. – Funky zaczął słyszeć rozmowy w pomieszczeniu.

-Pomyślałem sobie, że muszę przenosić złą energiię, bo mnóstwo ludzi traci przeze mnie humor, płacze, smuci się ,albo jest zniesmaczonych.

-St…słuchaj ,jak mógł tak zrobić,że…

-To nie jest przyjemne, bo nie miałem złych intencji. Wtedy zawsze mam wyrzuty sumienia i źle się czuję.

-Wolałbym, żebyś tego nie zrobił…

-Chciałem ci mówić ,żebyś mówił o jego żonie…

-Zjadłem tyle ,że soków żołądkowych mam chyba z 5 litrów, jak bym zjadł jeszcze trochę czekolady to by się poprostu utopiła w tym bul bul , jak w wielkim garnku. Albo jak w balonie wypełnionym wafelkami, ciastem , owocami i zalany herbatą z kanapkami. Pełny balon zupa życia,aż mi wycieka zaworkami.

-Dlatego śmierdzi jak jajco od środka ,tak się nażarł. Smród, smrodliwy, smród . Mike śmierdzi jak kał, jakby się zesrał , albo zeszczał ,ale to na raz. Dziwne, że go nie rozerwało od tego obżarstwa.

-Do tego co już zjadłem jakbym, jeszcze coś wszamał to bym się zrzygałOd zapachu też można się było zrzygać.

-Skisłem od środka. Jak ogórki kiszone z kisielem. Nie mogę więcej jeść. -kontynuował– Czy to ratunek ?Na pocieszenie?Czy poprostu pobłażanie sobie? -Za dużo jem i to samych słodyczy,a potem cierpię. Może to stress wojenny. Trauma pobitewna. Dzisiaj zjadłem prawie pół ciasta, paczkę ciastek, paczkę wafelków. Do tego trzy kawałki arbuza, śniadanie, kolację, kiełbasę ,parę kromek suchego pieczywa. Na śniadanie była wędlina masło pieczywo, na kolację jajka z majonezem i kukurydza. Multum jedzenia.

Zapadał zmrok. Oddechy szeleściły, jak przestrajane stacje w radiu. Cała sala jednak spała. Było parno i gorąco. Przez ostatnich parę dni tak wyglądał nocleg w nomibijskim oddziale delta. Do tego komary, cała plaga komarów. Jak już ktoś zaczął puszczać gazy to dopiero była tragedia. Słabo wentylowane pomieszczenia,upał można się było udusić własnymi wymiocinami. Mrówki. Zdawało się czasami,że wchodzą do dupy. Brakowało szlugów. Zaczęło się robic ciężko. Na razie nie było poważniejszych misji niż patrolowanie terenu. Okolicy. James miał cały przydział fajek i cały oddział przychodził do niego wymieniać fanty lub jeśli jeszcze ktoś miał to pieniądze na jego Camele. Przechowywał je w skrzyni po pakietach sanitarnych. Zamykał ją na kłódkę. Do budynku zaglądała przez rozsuwane wejście palma. Przedostawały się młode liście i pędy. W koło było pełno tropikalnych roślin. Niektóre jadalne:mango, bananowce. Część z nich wycięto, aby zbudować bazę . Część jednak zostawiono dla kamuflażu.Mike leżał na swojej koi całymi dniami .Na razie był zwolniony ze służby. Przytrafił mu się mały wypadek podczas patrolu i snuł te swoje opowieści. Śmierdział przy tym paskudnie,chyba się nie mył już z 5 dni. Baza była w budowie,a niedaleko był strumyk. Wszyscy chodzili się tam myć . On widać bał się małych rybek,które trochę go poobgryzały przy kąpieli. Tak przynajmniej mówił. Żołnierze chodzili się myć po 2-3 tak,aby nie robić zamieszania,ale żeby było bezpiecznie. Mike dalej jadł te słodycze. Z całej dostawy racji żywnościowych zabierał zawsze prawie wszystkie słodkości i ciągle kombinował jak wycyganić je od reszty.

Oddział Beta przygotowywał się do misjii zwiadowczej. Trzeba było wybadać teren pod trakt na dostawy. Do tej pory przylatywały niewielkimi poduszkowymi transporterami wylatującymi z krążownika. Skąd przywożono je trajkami z odległej polany. Nie zawsze jednak trafiały do celu. Za każdym razem przylatywali nowi piloci i czasami trudno im było zlokalizować polanę. Teren był nieoznaczony. Często odbiór odbywał się w zupełnie innych miejscach. Niby to dla bezpieczeństwa, a czasami poprostu z niedbalstwa. Teraz trzeba było przygotować teren polany i drogę dowozu na stałe. Zostajemy na dłużej– brzmiał rozkaz pułkownika. Żołnierze musieli umocować radiolokatory w glebie, wybetonować podłoże i przygotować pod stałą zabudowę.Tymczasem oddział zwiadowczy odnalazł szlak tkaninowy którym czasami plemiona Hubondonów przewoziły materiały.Każdy chciał się poczuć jak w domu więc wymieniał skrzynie na proste meble.Szafki zrobione z drewna znalezionego w dżungli.Mike wreszcie nabawił się rozstroju żołądka.Cały czas pierdział tak paskudnie, że wszyscy myśleli ,że zgnił i chodzi jako żywy trup.

 

*

 

Kurwa nie darujemy ci tego..-usłyszał Funky zza krzaków,kiedy przechadzał się na patrolu przez zagajnik. Przygląda się ,a tam nikogo nie ma…-Co to? To początek shizy,czy co? Stał oniemiały i rozejrzał się jeszcze raz. Zerknął trochę niżej ,a tu z pod krzakami jeden z żołdaków gada przez komunikator. Koniec rozmowy pomyślał sobie i szybkim pewnym ruchem przewrócił gościa na ziemię.-Co to ma znaczyć?!Ten zaczął się tłumaczyć,że dostawca sprzedał ich dostawę komuś za amunicję i fajki dla swojego oddziału, a to była akurat jakaś strategiczna ,na którą bardzo czekał pułkownik. Miał od niej zależeć dalszy ciąg operacji. W dodatku w dostawie miało sie znajdować to czego mógł szukać Funky. Teraz wkurwił się i on. Przyciągnął gościa do pułkownika i kazał opowiadać o wszystkim co się zdarzyło.Ten wpadł na chytry pomysł. Wysłał Funkiego z udawaną dostawą i meldunkiem do dowództwa. Przydzielił mu Jake-a i razem mieli polecieć. Do tego j e s z c z e własnym „ścigaczem". Całe szczęście że zostało parę skrzynek kawy. Chłopaki z Bety dorzucili jeszcze kilka bel materiału przechwyconego Hubodonom . Funky wycyganił jeszczeod Mike-a skrzynkę tutejszego Bourgunda i niby dostawa była gotowa. Funky niepostrzeżenie otworzył meldunek od pułkownika. Czasami robił to poprostu z ciekawości . Miewał przez to całą masę problemów u przełożonych. Meldunek okazał się właśnie planem handlowym dla szefa .-Zmiana planów-pomyślał – Wracamy do domu.Jake odpalił silniki.Ich huk zagłuszył gwar bazy. Chłopaki przygotowali się do startu. Odlot. Pozostało jeszcze dolecieć do domu. Przekraśc się niepostrzeżenie przez zapory i blokady handlowe i celne , wykiwać po drodze ochraniające patrole Delty i to wyszystko. Ruszyli. Przyspieszenie wcisnęło ich w fotele. Jazda. Po chwili Jake wyłączył komunikację i włączył dopalacze. Weszli w nadprzestrzeń. Załączyli maskowanie i mały transporter stał się niewidzialny. Funky nie wiedział jakim sposobem dostał się do na teren bazy Delty. To Jake podczas nalotu pacnął go hydraulicznym kluczem nastawnym i przeniósł do transportera Delty,który przyleciał na pomoc.Więc cały nalot był sfingowany -pomyślał Funky . Kiedy Planowano położenie BC-9 specjalnie ulokowano ją w pobliżu domniemanej bazy Delty. A może i nie? Już tak dokładnie wolał nie wnikać. Chłopaki pomknęli przez przeztworza w kierunku domu. Musieli się jeszczeparę razy wyślizgiwać patrolom korporacyjnym. Lecieli nieoznakowanym statkiem handlowym, więc nie mieli z tym większego kłopotu. Parę razy tylko świstnęły im koło kadłuba wiązki miotaczy pościgowych, ale wtedy Jake dopalał silniki i poprostu wymykali się z obławy w nadprzestrzeń.Po trzech dniach dolecieli na lądowisko w Kalifornii. Funky wysiadł . Pożegnał się z Jake-em i poleciał zaraz swoim autolotem do szefa.Wszedł do gabinetu . Teraz stały w nim dwie palmy. Zamknął za sobą delikatnie drzwi. Wyciągnął zza pazuchy ukradziony plan .Szef uścisnął mu dłoń i nalał lampkę . Pogratulował dobrze wykonanego zadania. Przelał mu na konto umówione 16000$ , plus 4000$ premii z własnej kieszeni za przywieziony towar. Teraz Boss mógł spokojnie prowadzić swoje interesy na Norobii, a Funky pojechać na wymarzone wakacje. Wyszedł z biura. Przed budynkiem podskoczył z radości . Wskoczył do czerwonego auta i wrócił do domu. Misja trwała 3 tygodnie z lekkim okładem. Zaparkował przed domem. Wszedł do budynku, wsiadł do windy,a na swoim piętrze elektronicznym kluczem otworzył drzwi. W domu czekała Brenda. Spała. W popielniczce leżało kilka niedopałków.Był kompletnie zmęczony. Wyciągnął zza pazuchy butelkę bourbonu i postawił ją przy łóżku. Rozebrał się i wsunął do łóżka. -Hmm już jesteś?

Tak zaczęły się wakacje Funkyego Kovala..

 

 

Koniec

Komentarze

Powiem szczerze, że przeczytałam z ciekawości, mimo, że od początku było widać, że będzie się czytać ciężko. Używaj spacji między zdaniami, to naprawdę konieczne:P Przeszkadza też budowa zdań, co chwilę pojawia się „bo".  Poza tym, w większości zdania są strasznie krótkie i to sprawia, że wszystko czyta się bardzo bardzo szybko, przez co ciężko zrozumieć fabułę. Można powiedzieć, że się czepiam, ale okropnie denerwuje mnie składnia typu „Pułkownik kiedy się dowiedział...", to dla mnie szalenie niepoprawne.
Opowiadanie byłoby bardziej przejrzyste, gdybyś po prostu przed dodaniem na stronę przyjrzał mu się bardziej konsekwentnie od strony technicznej. Muszę jednak przyznać, że podoba mi się chłodne podejście do akcji od strony narratora- cokolwiek by się nie działo, pełne opanowanie. Szkoda, że to co mogłoby być atutem opowiadania ukrywa się pod niedociągnięciami z innych stron. I jeszcze polskie znaki, brakuje mi ich miejscami. Radzą zedytować trochę tekst, póki jeszcze można.
Pozdrawiam

Przeczytałem pare pierwszych akapitów i zwątpiłem. Jako ze do końca nie dotrwałem, nie oceniam, ale jesli reszta opowiadania ma poziom tych kilku pierwszych fragmentów, to byłoby trzy.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Chuj piszę się przez ch.

OK, do konkursu.

Nowa Fantastyka