- Opowiadanie: Jelena - Nie w tym wcieleniu (DRAGONEZA)

Nie w tym wcieleniu (DRAGONEZA)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Nie w tym wcieleniu (DRAGONEZA)

Nie bez powodu nazywano to miejsce Smoczą Wioską. Legenda głosiła, że w dawnych czasach smoki widywano tu bardzo często i choć ludzie żyli z nimi w pokoju, nie udało się uniknąć kilku bardzo poważnych wypadków, które zapamiętano na długie lata.

Miejscowi na smoki nie polowali, nie utrudniali im życia, a stwory– jakby godząc się na ten niepisany pakt– nie atakowały Smoczej Wioski, ani zwierzyny należącej do jej mieszkańców. Jednakże świat szedł do przodu, do wioski przybywali nowi ludzie, niektórzy tylko po to, by zdobyć status bohatera, który ocalił osadę przed potworami. I na nic nie zdawały się tłumaczenia o nieszkodliwości smoków – padały strzały, a bestie zatapiały swoje długie, ostre pazury nie tylko w winnym, lecz w każdym kogo napotkały podczas szaleńczego odwetu. Wściekłe zwierzę napadało wtedy całą Smoczą Wioskę siejąc ból i zniszczenie, a jeśli była to smoczyca… ciągnął za nią szereg młodych oraz wściekły samiec. Były to czarne dni dla miejscowych, a smoki nie wybaczały szybko. Jednak z upływem miesięcy wszystko wracało do normy.

 

Czasy, gdy młodego smoka można było spotkać spacerującego po ulicy skończyły się już kilkadziesiąt lat temu. Teraz, Smocza Wioska rozrosła się do rozmiarów średniego miasteczka– i nic w tym dziwnego, bo leżała na samym środku szlaku handlowego między stolicą a głównym portem morskim Księstwa. Niesamowite historie o smokach opowiadali tylko najstarsi, a pogłoski o tym jakoby w lesie żyły jeszcze jakieś nieliczne okazy, traktowano jako plotki dla podsycenia atrakcyjności regionu.

Benedykt i Laura byli jednymi z najstarszych ludzi w Wiosce i mimo podeszłego wieku od lat uporczywie trwali w separacji. Ich kłótnię sprzed czterdziestu lat pamiętało wielu i powtarzano ją z ust do ust z niekrytym rozbawieniem.

 

– To historia dwóch upartych ludzi, którzy nie potrafią bez siebie żyć– tłumaczył córeczce Artur, owoc miłości Benedykta i Laury. – Wyobraź sobie skarbie, Smoczą Wioskę sześćdziesiąt lat temu. Mała mieścinka, no, dziadek oczywiście twierdzi, że było tu wtedy więcej smoków niż ludzi, ale nie to nas teraz interesuje. Otóż z tego co wiem babcia Laura przybyła tu wraz z narzeczonym, namiestnikiem, który miał przejąć wioskę w posiadanie. Wioska się jej spodobała, narzeczony nie. Wymykała się więc z pałacyku, aż w końcu wpadła na młodego, szalenie przystojnego szewca o czarnych oczach i zakochała się w tym oto panu Benedykcie. Laura pisała błagalne listy do ojca każdego dnia, nie czekając nawet odpowiedzi na poprzedni, a w każdym prosiła o unieważnienie zaręczyn z namiestnikiem. Podobno ojciec nie miał nic przeciwko szewcowi, jednak słowa danego Sir Nicholasowi cofnąć już nie mógł. I tu, moja droga, historia przybiera najbardziej niespodziewany obrót. Kiedy wydawało się, że wszystko jest stracone i Laura z Benedyktem nigdy nie będą mogli być razem, pałacyk namiestnika zaatakował smok. Pożar strawił cały budynek, łącznie z Sir Nicholasem i wszystkimi, którzy byli w środku. Świadkowie twierdzą, że smok pojawił się z nikąd i zionął ogniem prosto w okna sypialni namiestnika. Była to straszna noc, zginęło wielu ludzi, a jednak… Dzięki temu wydarzeniu twoi dziadkowie mogli się pobrać. – Artur wziął głęboki wdech i spojrzał na odległy koniec ulicy. Stała tam drewniana gospoda, na której piętrze mieszkali jego rodzice. Od lat przez środek mieszkania biegła solidna gliniana ścianka działowa postawiona przez Laurę i Benedykta, by nie musieli znosić nawzajem swojego widoku. Z drugiej strony, gdyby naprawdę chcieli się od siebie oddzielić, nie żyliby zaledwie na odległość jednej ściany. – Byli bardzo szczęśliwi, stali się symbolem prawdziwej miłości w Smoczej Wiosce i okolicy. Ponoć na ślubie były też smoki, tak opowiada dziadek, ale wiesz jaki on jest. – Mała Jadwinia uśmiechnęła się na znak zrozumienia. – Po jakimś czasie urodziłem się ja, twoje ciotki i wujek Bernard. Wszystko było naprawdę wspaniale, aż któregoś dnia, wracałem wtedy od twojej matki, zastałem rodziców w okropnych nastrojach. Kłócili się jeszcze kilka dni, później mieszkanie nad gospodą zostało podzielone na pół i tak jest do dziś. Kotku, nie wiem o co się pokłócili, powiem ci za to, że budowa tamtej ściany była ostatnią rzeczą, jaką zrobili razem.

– Tatusiu… Ale babcia i dziadek pogodzą się, prawda?

– Obawiam się, że niewiele czasu im pozostało. Moja mała Jadwiniu, kochana Jadwiniu.

 

 

 

Sześćdziesiąt lat wcześniej w mroźny zimowy wieczór wielki czarny smok szybował nad leśną gęstwiną. Był głodny. Nieopodal pasły się owce, ale należały do ludzi ze Smoczej Wioski i nie wolno było ich atakować. Smok skręcił w lewo rozglądając się za ofiarą, aż w końcu dostrzegł na skraju lasu dziką zwierzynę. Obniżył lot, szelest skrzydeł był minimalny– uda się. Lecz w tej samej chwili pojawił się drugi smok, nieco mniejszy, zielonkawy. Przybysz porwał zwierzę i odleciał kawałek dalej na polanę, by rozkoszować się smakiem świeżego mięsa. Czarny smok zaryczał wściekle i ruszył w pościg za nieznajomym. Był już na wyciągnięcie łapy od stwora, gdy dotarło do niego, że jest to nie tylko obcy smok. To w ogóle nie jest smok. To smoczyca. Obszedł ją dokoła przyglądając się nieznajomej. Chłonął jej zapach, zapamiętywał. Smoczyca zdawała się go ignorować, w spokoju kończyła posiłek. Po chwili podniosła łeb i przeszyła go krótkim, ale głębokim spojrzeniem, zamachała ciężkim ogonem. Czarny smok zrozumiał. Wzbili się w powietrze i od tej pory często wybierali się na wspólne wieczorne polowania, rozstając się dopiero o świcie.

 

Młody szewc, Benedykt, spacerował ulicą Bednarską. Zimowe słońce wzeszło już na tyle wysoko, że oślepiało oczy i sprawiało, że ciało młodego chłopaka pociło się w zastraszającym tempie. Gdy był już pewien, że nie doczeka się umówionego spotkania na końcu ulicy zamajaczyła postać złotowłosej kobiety. Choć Laura porzuciła dworski strój i przywdziała suknię prostej dziewki z jej twarzy bił niezwykły blask, a zielone oczy były nazbyt poważne i mądre, by ktokolwiek mógł ją wziąć za osobę nisko urodzoną. Benedykt ukłonił się, Laura dygnęła z gracją i ruszyli w głąb zabudowań. Wyszedłszy z ciasnych uliczek znaleźli się na zboczu, aż w końcu usiedli na zielonej trawie pastwiska należącego do kogoś ze Smoczej Wioski.

-Opowiedz mi o smokach– poprosiła Laura. Mieszkała w Wiosce zaledwie od tygodnia, lecz z pewnością znała opowieści o niemym pakcie między ludźmi a wielkimi bestiami o ognistym oddechu mieszkającymi w lasach, które otaczały osadę. Młodzieniec usilnie starał się powiedzieć coś, czym mógłby dziewczynę zaskoczyć.

Jest pewna…– zaczął ostrożnie– Jest historia, której raczej się nie opowiada poza granicami Wioski. Ale skoro jesteś już jedną z nas, mieszkasz tu… Niektórzy powiadają, że całą Smoczą Wioskę założyły właśnie smoki. Ponoć gatunek, który żyje na tych terenach posiada zdolność zmiany kształtu i tak, gdy okazało się, że to człowiek dominuje w świecie, wiele z tych smoków postanowiło przybrać ludzką postać i już w takiej pozostać. Według miejscowych podań ludzie-smoki mieli założyć tą osadę i żyją nadal wśród nas, jedynie co którąś noc przemieniając się w swoje pierwotne postacie, by móc cieszyć się pędem powietrza pod skrzydłami.

Chłopak skończył i spojrzał na Laurę niecierpliwie oczekując jej reakcji. Oczy mu błyszczały, na lica wystąpiły gorące rumieńce.

Raczysz sobie ze mnie żartować?– Laura wstała uśmiechając się.– Nie wierzę w bajki… Nawet te, w które warto byłoby wierzyć.

 

W miesiąc później pałacyk Sir Nicholasa spłonął, a ręka Laury była wolna. Benedykt bez zwłoki oświadczył się, a ojciec panny, wiedząc, że córka kocha chłopaka, nie miał serca odmawiać.

Życie w Smoczej Wiosce toczyło się dalej. Benedykt i Laura odchowali czwórkę dzieci i wszystko układało się tak wspaniale jak w każdej bajce w którą warto wierzyć.

 

 

Czarny smok i zielona smoczyca niezmiennie od lat udawali się na wspólne nocne polowania. Były to najwspanialsze łowy, jakie kiedykolwiek odbywały się nad tymi lasami. Tak zgranej pary myśliwych nikt jeszcze nie widział, osaczona przez nich zwierzyna nie miała szans.

Jednak nic nie trwa wiecznie i pewnej nocy zdarzył się wypadek.

Polowali na wyjątkowo sprytnego wilka, tropili go już od kilku nocy, a smoczyca, której temperament nie był tak stonowany jak jej towarzysza, nurkując w głąb lasu zahaczyła pazurem o podbrzusze czarnego smoka. Nie była to poważna rana, lecz wilk zdążył uciec, a smok krwawił. Przycupnęli na polanie, na której prawie dwadzieścia lat temu się poznali. Czarny smok rozłożył skrzydła, smoczyca zbliżyła się do rany i oblizała ściekającą z niej gęstą krew. Czarny smok odetchnął głęboko, smoczyca złożyła skrzydła w geście przeprosin.

 

Cokolwiek by się stało, nic nie zakłóci ich szczęścia.

 

 

Gdy Laura obudziła się słońce stało już dość wysoko. Siennik Benedykta był pusty, a w izbie obok krzątała się tylko ich najmłodsza córka– Julia.

Gdzie ojciec?– zapytała Laura zapinając haftki roboczej sukni.

Z Arturem, u rodziny panny Małgorzaty. Proszą o rękę – odrzekła Julia uśmiechając się promiennie. Ona również była już obiecana synowi kowala.

Laura zabrała się do cerowania niecierpliwie wyczekując powrotu mężczyzn i wieści, jakie przyniosą. W międzyczasie Julia zdążyła wyjść tłumacząc się konieczną wizytą u przyjaciółki, praczki. Matka nie protestowała, dawno nie miała okazji przebywać jedynie w towarzystwie męża. Miała więc nadzieję, że jeśli sprawy potoczą się dobrze, Artur pozostanie dłużej w domu swej narzeczonej, a Benedykt wróci wcześniej. Nie zawiodła się.

Niecałą godzinę później usłyszała skrzypienie schodów i poznała ciężkie kroki małżonka.

I jak? Zgodzili się?

Moja droga Lauro, byliby głupcami odrzucając tak wspaniałego chłopca, jakim jest nasz Artur.

Och! Tak się cieszę!

Kobieta rzuciła się na męża w radosnym uścisku. Benedykt jęknął.

Co ci jest?

Nic, to tylko… zadrapanie. – Spojrzała na jego koszulę, która nasiąkała powoli krwią. – Otworzyłaś starą, stare… skaleczenie.

Laura rozerwała lniany materiał. Przez podbrzusze męża ciągnęła się głęboka rana. Cofnęła się o krok, zakryła usta i spojrzała na niego tak, jakby całe bezgraniczne zaufanie zbudowane przez dwadzieścia lat małżeństwa wyparowało w jednej chwili. Czy to możliwe, że przez tak wiele lat ukrywał przed nią swój wielki sekret? Czy mógł potajemnie wymykać się nocami, by spotykać się ze swą drugą ukochaną? Czy… czy smoczycę kochał bardziej niż ją, kobietę, która zrezygnowała z wystawnego życia dla biednego szewca?

- Więc to tak!- krzyknęła płaczliwie.– To TY!

Podniósł powoli czarne oczy, spojrzał na zalaną łzami twarz Laury. Jej wzrok, podobnie jak wzrok smoczycy, która dwadzieścia lat temu pierwsza pochwyciła jego niedoszłą ofiarę, przeszywał go na wylot. Zieleń jej oczu, ta wspaniała zieleń. Czy mogła przez tak wiele lat ukrywać przed mężem swoją prawdziwą naturę? Czy można twierdzić, że go kocha, skoro uciekała nocami do innego? Do której jego natury należało serce Laury?

Tego dnia zrozumiał, że nie tylko on miał w tej rodzinie tajemnicę. Ale jak można nadal być razem, skoro przez tyle lat żyli w kłamstwie? Zdradzali się nawzajem i fakt, że kochankami byli oni sami, żadnej strony nie usprawiedliwiał.

 

– Jadwiniu, gdzie się wybierasz?

– Do babci i dziadka.

– Do babci, czy do dziadka?

– Do obydwojga naraz.

Małgorzata zaintrygowana spojrzała na Artura.

– Coś ty jej naopowiadał?

– Nic. Powiedziałem tylko, że nie zawsze byli ze sobą skłóceni.– Zachichotał.– Kochanie, przecież nie zaszkodzi jeśli sześciolatka spróbuje zmusić ich do normalnej rozmowy.

Matka Jadwini stukała głośno obcasem, sceptyczny wyraz twarz świadczył o tym, że nie podziela zdania męża.

– Mają po osiemdziesiąt lat– przekonywał Artur.– Najwyższy czas, żeby nacieszyli się sobą i wybaczyli dawne błędy.

Przyciągnął Małgorzatę do siebie i głośno westchnął.

 

Jadwinia dotarła do gospody i wbiegła po schodach na piętro, które było podzielone na dwa małe mieszkania. Jednocześnie zapukała do obydwu drzwi i gdy dziadkowie wystawili głowy na malutki korytarzyk, bez zbędnych wstępów zapytała:

– Czy jest w ogóle jakaś szansa, że się pogodzicie? Najmniejsza?

Dwie pary oczu spotkały się ponad głową wnuczki.

– No, śmiało. Ty jej powiedz– żachnął się dziadek Benedykt.

– Nie w tym wcieleniu Jadwiniu, nie w tym wcieleniu.

Babcia Laura pokręciła przecząco głową i zatrzasnęła drzwi.

 

 

Wieczorem na ulice Smoczej Wioski wylegli chyba wszyscy jej mieszkańcy, pokazując sobie palcami jakieś olbrzymie kształty wysoko na nieboskłonie. Dwa smoki, czarny i zielony, szybowały po granatowym niebie. Ogromne skrzydła łopotały na wietrze. W pewnym momencie bestie skierowały się w stronę lasu i wkrótce zniknęły za ścianą drzew. Lądowały.

 

Była tam stara polana, o której dziadek Benedykt opowiadał Jadwini, że tam poznał babcię.

 

Koniec

Komentarze

Tym razem nie dotrwałem do końca, ale dlatego, że to po prostu taka bajeczka - nie dla mnie.
Czemu przed myślnikiem nie używasz spacji?

Mam mieszane uczucia co do tego opowiadania.
Zacznę od moich wątpliwości dotyczących strony technicznej. Ogólnie można powiedzieć, że styl w jakim opowiadanie zostało napisane nie jest zły, aczkolwiek znalazłoby się kilka zdań które zdecydowanie należy poprawić, ale nie widziałem jeszcze takiego tekstu, w którym by ich nie było. Martwi trochę to, że przydarzyły się dwie, czy trzy literówki - martwi dlatego, że to już wina gapiostwa. Jednak wątpliwości mam z innej przyczyny, otóż sporo razy przy czytaniu tekstu natrafiłem na takie zdania, których budowa zdawała mi się niepoprawna, czy to w odniesieniu do kontekstu, który wynikał z poprzednich zdań, czy też nie. Było to jednak o tyle dziwnie, że po przyjrzeniu się im okazywało się, że wszystko z nimi w porządku. A mimo wszystko coś w nich drażniło. Być może to tylko moje odczucia, ale przeszkadzało mi to w odbiorze tekstu.
Swoją drogą było tez kilka błędów interpunkcyjnych - najczęściej brak przecinków, zdarzyły się również powtórzenia. Jedno chyba celowe „czarny smok i zielona smoczyca", ale trochę nieumiejętnie zastosowane raziło w oczy, wyglądało jak niedbalstwo.
Jeśli chodzi zaś o fabułę, to od początku opowiadanie mi się podobało, bo właśnie takich tekstów, bajecznych, „pięknych jak smok" - a przynajmniej do tego miana aspirujących się tutaj spodziewałem. Nie znaczy to oczywiście, że wszystko jest idealnie. Historia jest czytelna - od początku wiadomo kim są owe smoki - a do tego nie potrafi sprostać pierwszemu wrażeniu. Jak dla mnie trochę zbyt prosto. Z jednym wyjątkiem. Bo jednej rzeczy po prostu nie zrozumiałem - o co tak naprawdę poszło w tej kłótni? Kochankowie nie wiedzieli o swoich sekretach, mimo, że żyli razem „w obu wcieleniach", a gdy tajemnica wyszła na jaw, to miast się cieszyć rozeszli się? Proszę autorkę o wytłumaczenie tej części :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Być może nie jest to odpowiednie miejsce na takie uwagi (za co chcę przeprosić autorkę opowiadania) - a i nie wiem czy same uwagi są na miejscu, ale wprost nie mogę się powstrzymać.
Widać, że po fali krytyki która spadała na Lożę jeden z jej członków "wziął się do pracy". Szkoda tylko, że raczy nas komentarzami o długości trzech zdań, jeśli nie krótszymi.  A już szczytem jest wyznanie "nie dotrwałem do końca, taka bajeczka". Pyrku, to już lepiej w ogóle nie komentować. Ale pamiętaj - podjąłeś się pewnego zadania...

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Ej o żadnej krytyce nie wiedziałem. Przez jakiś czas nie miałem stałego dostępu do neta i ominęło mnie to co się działo.
Poza tym miała być zmiana w loży - nie wiem co się dzieje. Ja już się zadeklarowałem, że chcę zrezygnować i od 7 sierpnia, kiedy to redakcja miała podać wyróżnienia, powinienem nie być już w Loży. Naszym łącznikiem z Jakubem jest Robert, więc nie wiem co się dzieje. Komentuję bo chcę, czytam bo chcę. Jak chcesz beryl możesz mnie zastąpić, już dawno stwierdziłem, że jest wiele osób bardziej odpowiednich na moje miejsce. Poza tym dzięki za uwagę. Postaram się poprawić:)

OK, do konkursu. :)

Mhm, mhm, mhm.
Mam mieszane uczucia. Nie mogę powiedzieć, że tekst jest zły, ale nie mogę też powiedzieć, że jest dobry. Coś tu jest, ale, że tak to ujmę - nie wykluło się. Pomysł? Niby ciekawy, ale wszystko od razu zostało podane jak na tacy i nie sztuką było się domyśleć, kim są Laura i jej ukochany. Pojawiały się literówki, błędy interpunkcyjne, niezręcznie sformułowane zdania, co więcej czytało mi się dość ciężko, to chyba pierwszy tekst z dragonezy, z którego doczytaniem do końca miałam kłopot. Oceny nie wystawiam.

@ pyrek
Cóż mogę rzec - jesteś jedynym z członków starej loży który przynajmniej próbuje się pokazać. Jednak masz słuszność co do jednej rzeczy - wasza "kadencja" się skończyła, więc niejako robisz to tylko z własnej woli.
Cieszę się jednak, że  nie obraziłeś się czytając moją uwagę, a nawet stwierdziłeś, że postarasz się poprawić :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

A czemu miałbym się obrazić? Nie ma o co. Po prostu nie zawsze mam chęci coś więcej napisać, a zawsze dobrze jest pokazać, że ktoś zainteresował się tekstem i zostawił jakiś ślad:)

Dziękuję za komentarz, postaram się poprawić tekst w miarę moich możliwości:)
Natomiast jeśli chodzi o kłótnię... Właśnie dlatego, że żyli ze sobą tyle lat jako ludzie, nie potrafili sobie wybaczyć, że przez tak długi czas żadne nie przyznało się do swojego "drugiego wcielenia". W dodatku życie dwóch smoków też aspiruje do nazwy związku, więc i Laura i Benedykt mogli uważać, że byli przez małżonka zdradzani. Wybaczenie sobie musiało być trudne, bo obydwoje popełnili identyczne błędy. Pozdrawiam:)

Muszę się przyznać, że najpierw przeczytałam komentarze, a potem dopiero opowiadanie, dzięki czemu przyjemnie się "rozczarowałam".

Jest całkiem nieźle. Przeczytałam z zaciekawieniem, całkiem ładna bajka z pomysłem.

Owszem, jest kilka niezgrabnie sformułowanych zdań (zwłaszcza na początku), ale ogólnie jestem na tak:)

Jeśli chodzi o kłótnię - rozumiem, dlaczego się na siebie obrazili. To jest jasne. Natomiast trochę nielogiczne jest to, że smoczyca wybaczyła smokowi, a babcia dziadkowi już nie. W końcu chodziło o te same osoby.

Dla mnie jednak nielogicznym pozostaje to, że żyjąc razem tak jako ludzie, jak i smoki nic nie zauważyli. Wymykali się nocami, przylatywali z tego samego miejsca, razem kończyli łowy... trwało to tyle lat, że wydaje mi się mało prawdopodobne, żeby nic po sobie nie poznali. A i sensu kłótni nie widzę, ale cóż, z tego co widzę dla kobiet jest on jak najbardziej logiczny :-) Dla mnie niestety - nie. ;] No trudno.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Wybaczenie jest kwestią postaci w jakiej się znajdują. Być może smoki nie chowają urazy tak głęboko jak ludzie? W innym wcieleniu, tym smoczym, łatwiej było sobie wybaczyć:)

Nowa Fantastyka