Profil użytkownika


komentarze: 20, w dziale opowiadań: 1, opowiadania: 1

Ostatnie sto komentarzy

Nigdy nie miałem z nimi doświadczenia, ale po szybkim zerknięciu prowizja wydaje się nieco wysoka. Z tego co czytam, przy self-publishingu 40% ceny netto idzie do autora, a aż 60% do wydawnictwa.

Ile MB ma przeciętny e-book? Dziesięć? Ze zdjęciami pewnie nieco więcej. Dla porównania, strona główna samego e-bookowo.pl waży 14.7 MB. Za każdym razem, jak ją odpalasz, obciążasz ich serwer w tym samym stopniu co pobranie jednego ebooka. A możesz ją odpalać ile tylko chcesz. Hostowanie tak małego pliku jest praktycznie darmowe.

Czytam dalej: okładkę autor musi zrobić sam, przekonwertować plik na EPUB i MOBI też, tak samo jak napisać krótki opis…

Za te 60% ceny netto wydają się świadczyć tylko dwie usługi: hosting i wysłanie ebooka do innych e-księgarni.

No ale w końcu nie jestem ekspertem od rynku wydawniczego – może coś przegapiłem albo nie rozumiem i rzeczywiście po prostu takie mają koszta i wcale nie ciągną 50% marży. Ostatecznie, jeśli nie masz innego pomysłu co zrobić z tą książką, a wiesz, że są chętni, to czemu nie? Lepsze 40% niż 0%.

 

Ja tworzę okładki, a czasem mapy, jeśli potrzebuję. Kiedyś też wycinałem usunięte fragmenty do osobnego pliku, ale potem odpuściłem – kopiuję tylko co jakiś cały plik i daję do archiwum. Staram się o realizm więc potrzebuję dużo researchu, ale z czasem coraz mniej, bo w końcu czego raz się już nauczę, nie muszę sprawdzać ponownie.

Co chyba trochę nietypowe, nie planuję fabuły. Mam niejakie pojęcie o czym chcę napisać w następnych dziesięciu stronach, ale wszystko dalej jest jedynie zbiorem luźnych możliwości w mojej głowie, pomysłami gdzie mógłbym poprowadzić akcję dalej. Im więcej nienapisanego tekstu między chwilą obecną a jakimś punktem czy zwrotem akcji do którego dążę, tym większa szansa że w trakcie pisania wymyślę coś lepszego i jednak poprowadzę fabułę w innym kierunku.

Jeśli chodzi o wulgarność, to wydaje mi się ona najmniejszym problemem. Lepiej żeby dziecko poznało się na seksie w książkach niż w komunikatorze tekstowym jakiejś gry gdy ktoś zacznie wklejać tam linki do sadystycznych treści na pornhubie. Niestety, nastolatkowie żyją dzisiaj w nieco innych czasach niż starsze generacje mogą sobie wyobrazić. Zdziwiłbym się, gdyby do 13. roku życia nie spotkał się z żadnymi pornograficznymi treściami.

 

A co się tyczy samych tekstów na portalu, to chyba nie da się na to odpowiedzieć. Wszystko zależy od samego nastolatka. Gdy powiesz jednemu dziecku że nie nadaje się na pisarza, ten zaweźmie się, zacznie jeszcze częściej ćwiczyć i zrobi wszystko żeby udowodonić, że się mylisz. Gdy powiesz innemu dziecku że nie nadaje się na pisarza, ten popłacze się i zniknie z forum. Gdy powiesz jednemu dziecku, że w jego opowiadaniu są logiczne błędy, ten zaprze się i będzie żył w swoim świecie. Gdy powiesz innemu dziecku, że w jego opowiadaniu są logiczne błędy, ten przyzna ci rację i poprawi tekst. Jedno dziecko pisze w ukryciu i powoli się rozwija, ucząc się samodyscypliny. Inne dziecko do nauki potrzebuje motywacji i rad innych osób, poczucia, że jest częścią literackiego społeczeństwa.

 

Czyli w skrócie, albo wyjdzie albo nie wyjdzie. Kto wie? Nikt. Rodzice sami często nie znają swoich dzieci. Nie dlatego, że się nie starają. Czasem dziecko po prostu pokazuje im to, czego się po nim spodziewają, a nie to, kim naprawdę jest. Jego zachowanie w domu i w szkole potrafi się od siebie diametralnie różnić.

 

Myślę, że nastolatek w wieku trzynastu lat jest w stanie samodzielnie podjąć decyzję o publikacji swoich opowiadań na forum. I to powinna być tylko jego decyzja. Jego opowiadania, jego życie, jego decyzja.

 

Tymczasem jedenastolatek… myślę, że on też sam mógłby podjąć tę decyzję. Wystarczyłoby go ostrzec przed czasem, że to bardzo poważne forum i będzie mu bardzo ciężko, ale jak chce, to może spróbować.

 

W takich przypadkach chyba pozostaje napisać po prostu „młody, stary, w średnim wieku” z elfiej perspektywy. Skoro żyją dłużej, to szesnastoletnia elfka mogłaby być „bardzo młoda”. Ewentualnie można też pokombinować coś w stylu „Przeżyła zaledwie szesnaście faz księżyca/czegokolwiek” i liczyć na to że czytelnik domyśli się że chodzi o lata. Właściwie to nie tak trudno się domyśleć.

Z góry ostrzegam że program jest z 2007 roku, więc wszystko na waszą odpowiedzialność, ale można pobrać Keyboard Layout Creator od Microsoftu i stworzyć własną, spersonalizowaną klawiaturę. Pojawi się obok innych na systemie jak na załączonym obrazku: https://imgur.com/Wi7ZBpT

Link do pobrania: https://www.microsoft.com/en-us/download/confirmation.aspx?id=102134

 

Miniporadnik:

  1. File > Load existing keyboard > Polski (programisty)
  1. Po lewej zaznaczyć kwadracik według preferencji, np. alt+ctrl, a następnie poklikać puste klawisze i wpisać w nie pożądane znaki. Z zaznaczonym kwadracikiem alt+ctrl zapisane znaki zapisują się pod skrótem klawiszowym alt+ctrl+wasz_wybrany_klawisz.
  1. Project > Properties… > pod „description” najładniej wygląda „Polski (pisarz)”, reszta pól i tak nie jest widoczna więc obojętnie co tam jest.
  1. Project > Build DLL and Setup Package > gdzieś wyskoczy pytanie czy otworzyć folder w którym stworzono plik > otworzyć > kliknąć w setup.exe > zrestartować komputer > klawiatura powinna pojawić się teraz w prawym dolnym rogu razem z innymi do wyboru jeśli jakieś macie. Można zmieniać między nimi do woli.

 

A jak komuś się nie chce i lubi pobierać podejrzane pliki z internetu, to można tutaj pobrać moją klawiaturę i tak samo kliknąć w setup.exe, a potem zrestartować komputer:

https://upload.disroot.org/r/P6NU2RUB#ZEMeJhnKdt6mwj9dy02ya5v9cOZfDVTZV4h0mmcYnDg=

Ma domyślnie półpauzę w miejsce myślnika i „” pod alt+ctrl+1 i alt+ctrl+2. Innych rzeczy nie zmieniałem.

Widzę że się nie dogadamy, bo ja jestem wręcz przeciwnego zdania – czytelnik nie zawsze musi wiedzieć co się wokół niego dzieje i często wystarczy mu same wrażenie, że przynajmniej pisarz zna się na rzeczy. Tak samo gdybym opisywał scenę hackerską w jakimś science-fiction, nie napisałbym coś w stylu “łamanie hasła 10%… 30%… 80%… 100%” bo uznałbym że czytelnik jest zbyt nierozeznany w temacie by zrozumieć cokolwiek bardziej skomplikowanego, tylko napisałbym „skanuję porty przy użyciu n-map… 443 otwarty, 80 otwarty, 993 otwarty, prawdopodobnie klient IMAP, spróbuję…” mimo że czytelnik nic z tego nie zrozumie – liczy się immersja, wrażenie, że przynajmniej pisarz wie o czym mówi.

Niewyszkolonych chłopów nie bierzesz jako trzon armii, więc o czym w ogóle mówimy?

Mówimy o tym jak nierealistyczne są książki w których niewyszkoleni, niezdyscyplinowani chłopi tworzą armię i udaje im się pokonać regularne wojska, jak stwierdziłem w mojej pierwotnej wypowiedzi:

Nie wystarczy dać byle chłopowi topór w dłoń, kazać bić słomianą kukłę, a potem spokojnie posłać do wojny żeby ginął ku chwale kraju. Żołnierz w pełnej płytowej zbroi potrafi zabić dziesiątki takich chłopów.

Penis – najczęściej spotykałem się z „przyrodzenie”, „krocze”, „męskość”.

O ile nie ma stricte literackich słowników, słownik synonimów często okazuje się przydatny:

https://synonim.net/synonim/penis

 

Co do kobiecych narzędów, to nie ma zbyt wielu bezpośrednich określeń. Większość jakie przychodzą mi do głowy są zbyt potoczne by nadawać się do utworu literackiego.

Ale z czynnikami wpływającymi na zwycięstwo to już pojechałeś, zapominając o morale, dowódcy, terenie, pogodzie, zaopatrzeniu, postępie technologicznych, religii, że o magii nie wspomnę. Bitwa to tylko ukoronowanie długiego ciągu logistycznych wyzwań. Lepsze wyposażenie nie przesądza wcale wyniku starcia. Koleś w zbroi płytowej nadal ma sobie masę kilogramów i szybko się zmęczy, a dziesięciu chłopa, jeśli są wystarczająco zdesperowani, by go zabić, to rzucą się na niego grupą i utłuką. Zresztą chłopa z mieczem? Topory, maczugi i przede wszystkim włócznie i ta zbroja płytowa nagle robi się niewiele warta.

Na bitwę wpływa tyle spraw, że auto może dowolnie nimi lawirować i jakąkolwiek potęgę militarną realistycznie pokonać słabszym wojskiem. 

Mam wrażenie, że czepiasz się słów. Jasne, że nie wymieniłem wszystkich możliwych czynników, tylko te główne. Dyscyplina działa podobnie jak morale czy religijny zapał, tylko można jej nauczyć i na niej bardziej polegać. Bez dyscypliny wspominany przez ciebie dowódca jest bezużyteczny, bo jego żołnierze nie potrafią przemieszczać się po polu bitwy w skoordynowany sposób. To samo tyczy się wykorzystania terenu. Postęp technologiczny to ładniejsze słowo dla wyposażenia. Pogoda to element losowy. A zaopatrzenie i logistyka nie mają znaczenia, bo piszę o zwycięstwie w bitwie, nie w wojnie.

Więc ostatecznie wszystkie podane przez ciebie rzeczy opierają się właśnie na tych trzech aspektach: dyscyplina, wyposażenie i liczebność.

Na bitwę wpływa tyle spraw, że autor może dowolnie nimi lawirować i jakąkolwiek potęgę militarną realistycznie pokonać słabszym wojskiem. 

Myślę że właśnie tego typu myślenie prowadzi do tak wielu nierealistycznych scen bitew. Że wystarczy mieć “błyskotliwego dowódcę” i wszystko będzie dobrze. Nie. Nie będzie. Masz na polu bitwy tysiące żołnierzy, z czego większość prawdopodobnie sra w gacie przed nadchodzącą śmiercią. Myślisz że to takie łatwe, manewrować tyloma ludźmi? Że wystarczy krzyknąć “pikinierzy na lewą flankę, oddział nr. 2 lekkiej piechoty na prawą”? Ludzie się gubią. Ludzie dezerterują. Ludzie się potykają. Ludzie nie słyszą rozkazów. Ludzie się boją i chcą się wycofać. Oficerowie umierają. Posłańcy umierają. Ludzie mają rodziny, dzieci, marzenia, ambicje, i rzucanie się na miecz ciężkiego piechura tylko po to by twoi koledzy mogli go zatłuc od tyłu nie należy do rzeczy, na które mają akurat ochotę. Większość bitew kończy się śmiercią niewielkiej części armii. Ta większa część zwyczajnie bierze nogi za pas. Więc nie, jeśli twoi ludzie to niewyszkoleni chłopi, to twój generał może krzyczeć sobie ile chce, ale nie dość że jego armia nie będzie fizycznie zdolna do wykonywania żadnych taktycznych manewrów oprócz “naprzód” i “w tył”, to w dodatku stchórzy i rzuci się do ucieczki za pierwszą możliwą okazją.

Jak już wielu przede mną wspomniało, przy podobnej dyskusji nasuwa się wiele pytań: Jak potężna jest magia? Ilu jest magów? Jak trudno zabić maga? Czy magię się dziedziczy? Czy magia przychodzi naturalnie, czy trzeba jej się nauczyć? Czy można na niej polegać, czy jest raczej kapryśna? Czy są sposoby na ujarzmienie czarodziei, jak na przykład metal "dwimeryt" w Wiedźminie, który blokował magię? Czy do posługiwania się magią potrzebne są pewne cechy charakteru? Czy używanie magii kosztuje, czy można używać jej bez końca?

 

Ale z reguły mam podobnie jak zenont i nierealistyczne światotwórstwo bardzo mi przeszkadza. Jeśli w danym świecie magowie są bardzo potężni, powinni być władcami. Jeśli magii trzeba się nauczyć, powinni być silnie związani ze swoją gildią, prawdopodobnie na życie – nikt nie oddaje takiej wiedzy za darmo. Jeśli istnieją wyspecjalizowani zabójcy magów, rola magów rzeczywiście może być nieco ograniczona. Nie podobają mi się książki, w których arcypotężny mag musi odpowiadać przed jakimś królem, którego mógłby zabić jednym skinięciem palca.

 

Mimo wszystko nie przychodzą mi na myśl książki, w których akurat to rola magów została źle przedstawiona. Może czytałem zbyt dobre. O wiele częściej przeszkadza mi nierealistyczny obraz wojny, na którą uwagę zwraca jeszcze mniej autorów.

 

Na przykład wyposażenie żołnierzy. Na zwycięstwo czy porażkę w bitwie składają się trzy czynniki: liczebność, dyscyplina i wyposażenie. O ile każdy autor lubi się rozwodzić ile to konnicy, piechoty czy czegokolwiek posiada dana armia, liczebność to tylko jedna trzecia sukcesu, a pozostałe dwie trzecie pozostają zazwyczaj zapomniane. Uzbrojenie całej armii to ogromny wysiłek finansowy i z reguły jedna czy druga strona będzie miała przewagę. Nie wystarczy dać byle chłopowi topór w dłoń, kazać bić słomianą kukłę, a potem spokojnie posłać do wojny żeby ginął ku chwale kraju. Żołnierz w pełnej płytowej zbroi potrafi zabić dziesiątki takich chłopów, a same zbroje ani nie ograniczają ruchów, ani nie da się ich przeciąć zwykłym stalowym mieczykiem. Nie wspomnę już o filmach, gdzie miecze przypominają raczej miecze świetlne, bo tną stal jak masło.

 

Tutaj ciekawa demonstracja prawdziwych zbroi z ~1450: https://youtu.be/5hlIUrd7d1Q?t=35

@Zanais Jeśli się nie mylę, z ośmiu tekstów zostały jeszcze trzy do wydania:

„Ziemniak w popiele”

„Cess i szkatułka szczęścia”

„Śnieg i Krew”

Miasto może być położone pośrodku przełęczy, żeby kontrolować handel i pobierać cło od przebywających góry kupców (zakładając że po obu stronach pasma górskiego znajdują się kolejne miasta). Nie widzę nic złego w rysowaniu mapek w paincie. W momencie gdy w jednym mieście zabrakło żywności, w drugim natychmiast znaleźliby się zachęceni łatwym zarobkiem ludzie, którzy zaczęliby sprzedawać tam własne jedzenie po zawyżonej cenie. Skoro miasto głoduje od kilku miesięcy, widocznie do tego nie doszło – powinieneś jakoś to uzasadnić, np. lawiny zasypały przełęcze i kupcy nie mogli się do niego dostać. Albo władza drugiego miasta zakazała eksportu żywności, by wywrzeć na nich presję (np. żeby wynegocjować zmniejszenie ceł albo inne polityczne ustępstwa). Człowiek potrzebuje przyjmować do siebie około 2000 kalorii. Należy wyliczyć, ile gramów czy kilogramów zboża/mięsa/czegokolwiek innego przekłada się na 2000 kcal, a potem pomnożyć przez ludność. Zdesperowani pewnie zadowolą się 1700 kcal dziennie, ale ekspertem nie jestem. Spichlerz na szczycie góry to prawdopodobnie zły pomysł. Ale co z tego? Czasem ludzie popełniają błędy. Można wytłumaczyć, że gdy miasto powstawało, panujący w nim szlachcic kazał umieścić magazyny w tym a nie innym miejscu, bo zwyczajnie takie miał widzimisię, a błędu nikt mu nie wytykał, w końcu przecież nie mieli jeszcze inżynierów/architektów, bo mówimy o wczesnych początkach miasta, właściwie wioski. Chciał dobrze, tylko nie wyszło. Potem zbudowanej już infrastruktury nie opłacało się zmieniać. Lawinami bym się nie przejmował. Jeśli są, to ludzie się w ten czy inny sposób przyzwyczaili. Jeśli nie, to nie ma problemu. Co do składowania jedzenia i jego formie, w internecie znajduje się parę artykułów, np.:

 

https://historiamniejznanaizapomniana.wordpress.com/2015/08/14/jak-nasi-przodkowie-dawniej-przechowywali-zywnosc/

 

https://fanbojizycie.wordpress.com/2014/05/09/o-jedzeniu-w-sredniowieczu-cz-1/

 

Według PWN:

ogarnąć – ogarniać

1. «opasać ramionami»

2. «otoczyć ze wszystkich stron»

3. «objąć swoim zasięgiem»

4. «o uczuciach, wrażeniach: opanować»

5. «zdać sobie z czegoś sprawę»

6. pot. «niezbyt dokładnie posprzątać»

 

Powiedziałbym, że już samo słowo średnio pasuje, a w najlepszym wypadku jest potoczne (czyli prawdopodobnie współczesne). Można za to spróbować coś w stylu: „Niczym porażony zaczął gorączkowo przetrząsać bałagan, sprawdzając, czy nic mu przypadkiem nie zniknęło. ”

Na pewno dałaś tytuł w odpowiednim formacie?

„Maile te tytułujcie proszę: "KONKURS NF_TYTUŁ OPOWIADANIA", żebym ich nie przegapił. ”

W twoim przypadku „KONKURS NF_SEN O AL-GHADIRIJJA”. Domyślam się, że mc ustawił sobie filtr na skrzynce, który przekierowuje mu wszystkie odpowiedzi zaczynające się od “KONKURS NF_” do odpowiedniego folderu z konkursowymi opowiadaniami.

Moje jest średniowieczne, ma 100k znaków i jest z gatunku fantasy, aczkolwiek elementy fantastyczne tworzą raczej oprawę opowiadania – główny wątek opowiadania opiera się na rzeczach bardziej przyziemnych niż magia i bogowie. Niemniej, fragmenty stricte fantasy wyszły mi bardzo dobrze i myślę, że to właśnie je wielu czytelników uzna za najbardziej interesujące.

A co do wyboru tekstów przez redaktora, to myślę że brał po prostu te teksty, które mu się akurat spodobały, niezależnie od gatunku. W końcu równie dobrze mogłyby trafić na zwykłą skrzynkę redakcyjną. Ale biorąc pod uwagę, że – jak napisał na samym początku – miał ochotę na fantasy, pewnie to właśnie teksty fantasy najłatwiej przypadały mu do gustu.

Podoba mi się, że nie skupiłaś się na Henrym i Reginie, a zamiast tego niejako oddałaś opowiadanie w dłonie mądrego króla. Inni zdecydowaliby się skończyć historię wraz z momentem, gdy dziewczyna została przemieniona w wilka – ty natomiast wyraźnie oświadczyłaś, że to król stoi w centrum opowieści, co uważam za bardzo dobre zagranie. „To przykry obowiązek ojca – słuchać płaczu swoich dzieci” – bardzo ładne zdanie, wiele mówiące o jego smutnym, lecz pogodzonym z losem nastroju. To dzięki temu opowiadanie nie ma nalepki „dwójki młodych ludzi, których brak rozsądku doprowadził do śmierci”, tylko „Mądry król i jego nierozsądne dzieci”, co jest dla mnie wielkim plusem.

 

Udało ci się również całkiem dobrze wykreować baśniowy klimat w tekście. Widać, że przywiązujesz uwagę do szczegółów otoczenia: „Cierpliwie, oddychając powoli, przetrzymać chłód przedzierający się przez sierść, powstrzymać dziką chęć wycia do księżyca, który świecił jasno na niebie. Wytrwać gdy wył wiatr, kiedy z nieba posypały się lodowate drobinki.” 

To właśnie tego typu barwne opisy nadają życia opowiadaniu i zachęcam cię, żebyś korzystała z nich jak najczęściej w swoich tekstach.

 

Największa zaletą jest jednak z pewnością oryginalność opowiadania – nie bazuje na żadnym stereotypie, wydarzeniu czy czymkolwiek innym, co jest zadziwiająco rzadką zaletą – sam przeglądając publikowane na portalu opowiadania zazwyczaj całkiem szybko domyślam się dalszego ciągu historii, nie mówiąc już o banalnych zakończeniach. Myślę, że masz całkiem spory potencjał, jeśli chodzi o pisarstwo. Nie każdy jest w stanie wymyślać tak oryginalne historie.

 

Niestety, czeka cię jeszcze długa droga do autorskiej chwały, bo jeśli chodzi o sam styl pisania, to jest raczej słaby – wiele niewygodnych do czytania zdań, niektóre dziwnie połączone, inne zwyczajnie niezręczne. Żeby nie być gołosłownym, poniżej szczegóły:

 

„Karawana zatrzymała się w pobliżu niepozornego krzewu o gołych gałęziach. Konie głośno parskały, a jeden z jeźdźców ześlizgnął się z siodła.”

=> Mieszanie „opisu karawany” z jednorazową akcją jeźdźca.

 

Zajęta przez niego pozycja pod krzewem, który już dawno stracił liście, wbrew pozorom, była znakomita. Szara sierść zlewała się z brudnym śniegiem i ogołoconymi gałęziami.”

=> Przekombinowane. Wystarczyłoby „Ukrył się pod bezlistnym krzewem, pozwalając szarej sierści zlać się z brudnym śniegiem i ogołoconymi gałęziami rośliny”.

 

Odwrócił twarz w kierunku, z którego dobiegł krzyk. To jedna z […]”

=> Niepotrzebne. Wystarczyłoby zacząć od samego „To jedna z […]” – czytelnik i tak by założył, że odwrócił głowę w jej stronę, zwłaszcza że to niego wołała.

 

„Była prześliczna. Jej długie, kasztanowe włosy opadały kaskadami na ramiona, przykryte pięknym futrem w szarym kolorze. Dziewczyna odziana była w grubą suknię, a dłonie schowała w rękawiczkach z króliczej skóry. Mogła to wszystko nosić dzięki hojności króla, była ulubienicą. Tak samo jak Henry. Król upodobał sobie ich dwójkę i traktował jak własne dzieci. Mimo to inne dwórki nie były zazdrosne, bo wszystkie miały dostęp do strojów lepszych, niż pozwalało na to ich urodzenie. Nie mniej jednak to Regina wyglądała najpiękniej w tych sukniach i to ona zwalała młodych mężczyzn z nóg.”

=> Trochę poprzeplatane: najpierw opis piękności Reginy, potem że inne dwórki są też ładne, a potem, że mimo wszystko to Regina była najładniejsza. Dłuższy tekst, więc dla przykładu wkleję moją sugestię poprawy:

„Była prześliczna – jej długie, kasztanowy włosy opadały kaskadami na przykryte pięknym futrem ramiona i muskały drogi materiał sukni. Delikatne dłonie ogrzewały rękawiczki z króliczej skóry. Mimo że wszystkie dwórki miały dostęp do strojów lepszych niż pozwalało na to ich urodzenie, ona wyróżniała się nawet wśród nich. Była w końcu ulubienicą króla, podobnie jak Henry. Jej uroda niejednego już mężczyznę zwaliła z nóg.”

 

„– Widzę. – Przy wtórze dzwoneczków i z uśmiechem skinął głową na okno.”

=> Dzwoneczki i skinięcie głową są ze sobą ściśle połączone – opisy powinny być jak najbliżej siebie, najlepiej ze skinięciem na początku, bo w końcu to one wprawiło dzwoneczki w ruch (czyt. przeszkadza opis uśmiechu). W przeciwnym razie czytelnik może nie zrozumieć połączenia. Wystarczyłoby dać go na początku, np. „Uśmiechnął się i skinął głową ku oknie przy wtórze dzwoneczków”

 

„[…] gdyż bystre zwierzęta pozmieniały kolorowe futerka na śnieżną biel, która kryła jej w zimowym krajobrazie. Na szczęście w polowaniu brali udział doświadczeni łowcy, więc nie wszystkie stwory zdołały ukryć się dostatecznie dobrze i teraz leżały bez życia przerzucone przez końskie grzbiety.

=> Tu odniosłem wrażenie, że coś mnie ominęło – polowanie dopiero co się zaczęło, a potem nagle już skończyło. Przydałoby się zrezygnować z tego opisu na rzecz akcji. Coś w stylu: „Łowcy byli jednak doświadczeni, a ich dłonie – pewne. Zabrzęczały cięciwy. Wkrótce przerzucono przez końskie grzbiety pierwsze zdobycze.”

 

„Kobieta ta była dobrze zbudowana, miała potężne ramiona i silne nogi. Nie przypominała słodkich dziewic, które czasami wybierały się na spacer do lasu z nadzieją znalezienia płochliwego jednorożca.”

=> Kolejny trochę zbyt sztywny fragment. Sugestia: „Umięśnione ramiona, zwinne, silne nogi… nie przypominała jednej z tych słodkich dziewic, które wybierały się do lasu z nadzieją na znalezienie płochliwego jednorożca”

 

„Zadumał się nad swym pięknem i otaczającą go naturą na tyle, że nie dostrzegł, nie posłyszał zbliżających się ludzi. Zaszli go od zawietrznej i wystrzelili. Miał być ich pięknym trofeum, znakiem potwierdzającym boską mądrość króla, który przywiódł ich do tego cudownego zwierza, ale jeleń był równie mądry i nie dał się tak łatwo zabić. Wraz z pierwszym wystrzałem uskoczył w bok i w majestatycznym biegu umknął między drzewa.”

=> Strasznie pomieszanie: Opis – akcja – opis – akcja. Wystarczyłoby przenieść ten opis o trofeum na sam początek, zanim jeszcze spróbowali go zastrzelić – wyjaśniłoby to ich motywy: Jeleń nie zwraca uwagi na otoczenie –> Łowcy rozwodzą się, jakże piękne byłoby z niego trofeum –> Strzelają –> Jeleń okazuje się całkiem sprytny i ucieka.

 

Jeszcze pewnie bym znalazł kilka takich fragmentów w opowiadaniu, ale myślę, że tyle ci wystarczy, by wyciągnąć nieco wniosków. Jest oczywiście też parę literówek i opuszczonych przecinków, ale to akurat nic strasznego, łatwo poprawić.

 

Podsumowując:

Pomysł jest bardzo dobry, wykonanie już nie. Na szczęście o wiele łatwiej jest poprawić swój styl pisania, niż „nauczyć się” wymyślania dobrych opowiadań. W fabule zauważyłem jedynie parę błędów, poza tym wszystko jest w porządku – jedyny twój problem jest taki, że masz kłopoty z dokładnym odwzorowaniem wymyślonego przez ciebie świata w pisanym słowie.

Jeśli czujesz się trochę zagubiona, to może ten przykład pomoże:

„Gdy nogi człowieka dotknęły ziemi, wilka naszła nagła chęć ataku. Przez chwilę pragnął rzucić się gwałtownym susem do ludzkiego szczenięcia, odbić potężnymi łapami od sprószonej śniegiem ziemi, zacisnąć twarde szczęki na bezbronnym gardle, a potem gryźć i szarpać, wyrwać w mgnieniu oka płat słodkiego mięsa z szyi człowieka, aż wreszcie ciepła posoka rozgrzałaby jego pysk, podarowując mu chociaż odrobinę przyjemności w tę ciemną, mroźną noc…

Zagłuszył swą żądzę. To jeszcze nie czas.

Wiedział, że cierpliwość nagrodzi go w jego łowach. Ograniczył się zatem do patrzenia.”

Tak wygląda mój styl pisania – lubię bawić się dynamiką swojego tekstu, tworzyć zdania, które sprawiają wrażenie jakby były napisane „na jednym oddechu”. W tym przypadku ma to przedstawiać bardzo szybką myśl wilka – silny, aczkolwiek krótki przebłysk żądzy, zaledwie jedna myśl, jedna chwila, szybko przerwana przez wrodzoną racjonalność mądrego wilka: „Zagłuszył swą żądzę. To jeszcze nie czas.” – W tym momencie tekst staje się niemalże lakoniczny, nieśpieszny, bo również i wilk się uspokoił, czeka spokojnie w swojej kryjówce, cichy i cierpliwy.

Czy sugeruję, że powinnaś pisać w podobny sposób? W żadnym wypadku – nie bez powodu na samym początku podkreśliłem, że to mój styl pisania – jestem pewien, że wielu innych napisałoby to lepiej ode mnie, w końcu nie jestem żadnym znanym pisarzem, ale dla mnie nie ma to teraz znaczenia – zwyczajnie podobają mi się tego rodzaju zdania i często ich używam w swoich tekstach. Chciałem ci jedynie pokazać na własnym przykładzie, na jak wiele sposobów autor może podchodzić do stylistyki swoich zdań – nie bój się eksperymentować, wypróbować kilka możliwości, sformułować kilka interesujących zdań i zastanowić się, jak odebrałby je czytelnik, aż wreszcie prędzej czy później ty także znajdziesz sobie parę ulubionych zwyczajów i wyrobisz sobie swój własny styl.

 

Cóż, to by było chyba na tyle. Nie zwykłem komentować opowiadań, czy raczej w ogóle cokolwiek komentować, ale ten motyw wilka, błazna i mądrego króla przypomniał mi trochę o książkach Robin Hobb, więc zrobiłem się nieco sentymentalny.

Wysłałem swoją powieść do Genius Creations w lutym 2020 i także nie otrzymałem żadnej odpowiedzi, ale nie zauważyłem na stronie nic sugerującego, że uzasadniają odrzucenie tekstu.  Ogólnie mówiąc, to nie ma co się dziwić, bo prawdopodobnie toną w morzu e–maili jak większość wydawnictw.

Nowa Fantastyka