Profil użytkownika


komentarze: 33, w dziale opowiadań: 33, opowiadania: 15

Ostatnie sto komentarzy

 Łał, czuję asertywność. Powiem zatem wprost: w ogóle nie wyciągasz wniosków z komentarzy. Ten rodział też jest potwornie słaby.

 Nie mam w zwyczaju dyskusji, ale żaden szczyl twojego pokroju nie będzie mnie obrażał.
 Jasne, skrytykowałem twoją beznadziejną pisaninę, więc od razu trzeba na krytykanta psioczyć. Brzydki pan, nie podoba mu się moje opowiadanie, posta mu jebnę, żeby wiedział, że bezkarny nie jest. Jakież to dorosłe. Swoją drogą ile ty masz lat? Po poziomie języka i zachowania oceniam, że gdzieś okolice gimnazjum.
 Ja ci błąd wskazuję, żebyś poprawił i lepiej pisał, a ty co? Walisz "Nie bo pisze się połtora-reczny!" i to jeszcze z błędami. Swoją drogą, chyba już wiesz, jaka jest poprawna wersja.
 Nie powiedziałem, że jesteś gorszy, tylko, że krytykanci czują się często lepsi w pisaniu od autora opowiadania, bo zwykle ci, co tu krytykują, też coś piszą. Nie wsadzaj mi w usta nie moich słów.
 Tak, przejrzyj moje opowiadanie. Miłej lektury. Tylko wypatrywać, jak mi napiszesz, że "Błoto" jest do dupy i w ogóle. A ja znam przynajmniej dziesięć obcych osób, którym się podobało i jednego zawodowego poetę, który poprosił, żebym mu całość "Błota" wysłał, bo go wciągnęło.

Kończąc, powiem, że weź już lepiej nic nie pisz. Piszesz bardzo słabo i weź pod uwagę, że to nie tylko moje zdanie. Ogółem ty masz "wyjebane" na chamów w moim rodzaju.
 A ja z kolei uważam, że im mniej takiego tałatajstwa się na tym padole kręci, tym lepiej dla tych mających choć trochę talentu. Bo wy, szara masa debili, pisząca nic nie warte barachło, nakrywacie swoją ilością tych, którzy pisać potrafią. Skutkiem czego rynek wydawniczy nowych, młodych i utalentowanych autorów, wetkniętych tu jak rodzynki w ciasto, nie jest w stanie dostrzec. Uprzedzam, że nie mówię tu osobie. Czy mam talent, to nie mnie oceniać. Ani tobie, bo choćbym samego Sapkowskiego opłacił jako ghostwritera, i tak byś powiedział, że do dupy i w ogóle RyanPolak to ciul. A, to ten brzydki chuj, co mi opowiadanie skrytykował. To go w ziemię wbiję, a co. Zemsta, kurwa.
 

Krytyka boli. Rozumiem. Jeśli sugestii czytelnika nie chcesz wysłuchać, sukcesu nie wróżę. Ludzie piszą ci posty pod opowiadaniem, bo czują się lepsi i chcą słabszym pomóc. POMÓC, nie upokorzyć. Przynajmniej ja.
Po pierwsze, mówię, że Twoja fantasy nie wnosi nic, nie ogólnie jako gatunek.
Po drugie, "półtoraręczny" - walnij w wujku google, albo spytaj nauczyciela z polskiego. To rzeczywiście pisze się razem.
Proszę, publikuj dalej. Przestrzegam jednak, że negatywnych opinii będzie więcej.
 Tylko, czy wtedy każdego krytykanta "Krypty Vylarriona" nazwiesz wówczas "z góry niegatywnie nastawionym"? A zatem AdamKB, Tomasz Maj, Ranferiel, Agroeling, Jidda i ja to ludzie z góry negatywnie nastawieni? Szkoda. Miałem o sobie lepsze zdanie.

Przeczytałem połowę. Dalej nie dało rady.
 Nie będę Cię niczego uczył, Autorze. Napiszę, co spostrzegłem, czy naukę z krytyki wyciągniesz, to twoja sprawa. Ja powiem od razu, że weź już lepiej nic nie pisz, jak ma tak dalej być.
 Ale od początku: masa błędów, nie tylko interpunkcyjnych, bo styl zasługuje na osobny akapit. Błędny zapis dialogów, błędy ortograficzne.
 Z początku myślałem, że tekst to żart. Po prostu taka sobie facecyjka, obśmiewująca dzieciaków, "piszących" wiecznie nieśmiertelne fantasy. Jakiż ogormny był uśmiech na mojej twarzy, gdy uświadomiłem sobie, że opowiadanie napisane jest na serio! Noż, cholera, bo inaczej nie powiem - w tekście tyle kwiatków, że po prostu... Cała łąka.
 Przechodząc do rzeczy: dialogi są potworne. Sztywne, bez cienia emocji i tak sztuczne, że co chwila ja, czytlenik, zamiast przeżywać przygody Aarona i tego tam Jamiego, po prostu się śmiałem.
 Styl, bez przymierzania, beznadziejny. Za dużo niepotrzebnych szczegółów, akcja zamiast się toczyć nieprzerwanym strumieniem strzałów i ciosów, czy tam zaklęć - kuleje. Po prostu jest wolniutka i spokojniutka. Jak nie akcja, a suchy fakt z porannej gazety. Dalej - opisy drętwe i niezrozumiałe, jakby się oglądało film, sklejony z losowo pociętej taśmy.
 Co do kwiatków stylistycznych, nad którymi powinieneś popracować:

Oszołomiony wampir został rzucony na ponad dwadzieścia metrów - zbędny szczegół. Wystarczy napisać, że... no daleko poleciał. I tyle, czytelnik zrozumie i sobie wyobrazi. Naprawdę.

 Najpierw z miejsca rany wyskoczył strumień krwi - wyskoczył? Strumień krwi ni nóg, ni ciała nie posiada.

Niespodziewanie Jamie runął z dwoma sztyletami w stronę pozbawionego miecza łowcy nagród, który wyleciał mu z dłoni (...) - zdanie hiperwieloktroniezłożone, ale mnie zastanawia, czy łowca nagród mu z dłoni wyleciał, czy miecz.

Kły wroga wysunęły się, Jamiego jednak nie przestraszyło to
- strasznie to brzmi. Zgłoskowa tortura dla ucha przez całkiem zbędną inwersję. Jak chcesz tekst stylizować, trzeba to robić konsekwentnie.

Akcja z rzutem sztyletem gdzieś na początku tak kulawo opisana, że aż serce się kraje.

Venator bez żadnych skrupułów, czy zahamowań wbił nóż głęboko w udziec. - brak przecinka, ale ten udziec? Udo ludzkie a udziec barani to raczej spora różnica. Chyba, że dzieciak jest hybrydą człowieka i barana. Udźcom ludzkim mówimy "nie".

Powodując tryskanie krwi - typowy dowód na słabość Twojego stylu.

I najlepszy z najlepszych:
Jeden z łowców kopnął dziecko, które odleciało parę metrów do przodu (...). Najprawdopodobniej doszło do urazów wewnętrznych, połamania żeber, czy uszkodzenia organów. A może zapadło się płuco? - Finezyjne kopnięcie, przez które na pewno nie odzyskuje się przytomności, to raz, dwa - to po prostu trzeba samemu przeczytać. Ja oplułem monitor.

Wyciągnęli z pochwy półtora-ręczne miecze (...) - dwa miecze z jednej pochwy? No cóż, robią takie, ale wtedy jeden by musiał dwa miecze dźwigać. Dalej, pisze się "półtoraręczne miecze". Ale czy nie łatwiej napisać "półtoraki"? Albo samo "miecze"? I tak czytelnik, gdy tekst czyta, widzi miecz. Czyli lśniący, metalowy pręt w rękojeści.

(...) nalot z kuszy - a salwa z bombowca i ostrzał z miecza. Kaplica.

Mógłbym więcej, ale całej łąki nie zerwę. Choć zebrałem ładny wianek, jak myślę.
 Autorze, nie ja jeden jestem gnojem na tym padole. Napiszę, co myślę: ten dział zmienia się w śmietnik. Przez takie teksty, jak twój. Fantasy nie wnosząca zupełnie nic, słabo napisana, ze słabymi dialogami i nieciekawą, powtarzalną legendą. Koronny dowód na to, że zapanował pogląd: "pisać każdy możę". Tak, może, ale nie każdy powinien. Jeśli pisarstwa rzucić nie zamierzasz, to pisz, jak najwięcej możesz. Ale, póki co, nie publikuj. Daaaaaleka droga przed Tobą. Bo na razie, jak już pewnie wywnioskowałeś, moim zdaniem jest to dno.
 Ale musze Cię pochwalić za wytrwałość. Siódma część, to się chwali. Prośby o nie publikowanie, krytyczne komentarze, a Ty nie ustajesz.









Matko Boska i cała Trójco Święta...
Zacznę od tego, że tekst straszliwie męczy. Wysiłek umysłowy, którego Autor wymaga czytelnika, jest tak potężny, że nie można skupić się na tekście, bo trzeba myśleć nad każdym zdaniem. A po kilku głębszych nurach w słowa dochodzi się do wniosku w stylu "o co tu, k***a, chodzi?!"
 Po dwukrotnym przeczytaniuwciąż nie mam pojęcia, o czym to jest. Widze tu jakąś projekcję snu, czy czegoś podobnego. Ale nic poza tym. Żadnego przesłania, o które Autora tak się stara, żadnej głębszej myśli. No, ta myśl może gdzieś jest, ale na pewno nie w tym tekście.
 Sądzę, że tekst w zamyśle nie miał być tak niezrozumiały, przez co miał skłaniać do zastanowienia.
 Bohater... po prostu sobie jest. Kto to taki, co nim kieruje, co wyjaśnia dziwne wydarzenia - zero wyjaśnień ze strony Autora. A szkoda, bo pomogłoby to odnaleźć jakikolwiek sens w tym wszystkim.
 Symbolika jest nawet zręcznie połączona i skojarzona, to plus. Niestety, jest sztampowa. Anioł, czerwonooki demon, czy co tam jeszcze. Było.
 Nie dotarłem, po co Autor używa pochyłego i pogrubionego tekstu. I sądzę, że chyba jedyny wie, o czym pisze.
 Kończąc, dla mnie ten fragment jest quasi-artystycznym stekiem bzdur, który nic c zobą nie niesie, a tylko męczy czytelnika.

Pani baskerville, odpowiadanie na komentarze zdecydowanie nie jest w moim stylu, bo zwyczajnie niespecjalnie interesuje mnie cudze wytykanie błędów, zwłaszcza na takiej stronie jak ta. To jednak, co napisałaś, przeszło moje najśmielsze oczekiwania i powiem to wprost: czuję się urażony i obrażony, jak tam chcesz. Czepiasz się potwornie i to takich szczegółów, że z chęcią będę się bronił.

Co do twojej obiekcji na temat konwencji onirycznej: co to za różnica, czy "sny skrywają lęki", czy "ujawniają lęki skrywane"? Jezu Chryste, toż to jest czepialstwo ponad wszelką miarę. To nie jest praca naukowa o śnie, a opowiadanie! Poza tym znajdź mi drugą, neutralną osobę, która się do tego przyczepi.

"Bowiem" - otóż nie, szanowna pani baskerville, absolutnie nie masz racji. Słowo to jest używane także w ten sposób, w jaki użyłem go ja. Skąd to wiem? Piszę (i tu nie przechwalam się) naprawdę dużo, zatem wiem co nieco o poprawnej polszczyźnie i języku literackim.
 Zapomnienie przecinka - ludzka rzecz, Bóg niestety stworzył nas po to, byśmy błądzili. Wytykasz mi problemy z interpunkcją na podstawie faktu, że w kilku miejscach zapomniałem interpunktorów. Litości... Chociaż pewnie rykniesz śmiechem: w wytkniętym mi miejscu nie popełniłem błędu, nie ma tu potrzeby wydzielać podrzędnego zdania.

Biel to kolor spokoju i melancholii, chociaż może symbolizować wiele innych rzeczy. Jeśli zauważyłaś, miejscami tekst jest odrobinę poetycki, zatem to liryczne porównanie. I, tak, to widać. Jeśli nie dostrzegasz granicy - wybacz. Pewnie czytasz tylko trochę więcej, niż piszesz, więc to normlana rzecz.

"Różana pustynia" mnie z kolei brzmi beznadziejnie, jakby toto wyciągnięto z bajki dla dzieci albo z dennego opowiadania fantasy."Pustynia róż" to zestawienie obrazowe.

Kolejny kwiatek:
"Okolić". Szanowna pani beskerville, to jest tekst literacki, mogę użyć tego słowa w tym kontekście, a i tak wszyscy zrozumieją, o co chodzi. To jest środek literacki. Z tego, co ogółem piszesz, wnioskuję, że nie znasz się na literaturze. Zapewne stąd nie opublikowałaś żadnego opowiadania. Albo boisz się, że staną ci na drodze tacy ludzie, jak ty sama. Zaś w twojej propozycji jest błąd! W jednym zdaniu użyłaś bardzo pokrewnych słów, mianowicie "opasać" i "rzemienie". Czym można "opasać", jeśli nie w domyśle jakimś paskiem/rzemieniem? I wyszło ci masło maślane, do tego spadające w dół.

Co do lęku głównego bohatera i jego poczucia spętania... tu przegięłaś. Nie mów mi, co mam pisać, bo wiem lepiej.

Następny twój kwiatek:
Stwierdziłaś, że w olstrze niekoniecznie musiała być broń. To zamiast sypać wypocinami i tłumaczeniami aż powiem ci wprost: nie masz wiedzy, zatem nie czytaj moich tekstów. Opowiadanie opiera się na chociaż szczątkowej wiedzy czytelnika (objaśnienia niektórych słów są na końcu). Nie masz pojęcia, co to jest olstro, więc wpisz w wujku google. I, tak, wiadomo, że jest tam broń. Łyżki to można nosić w jukach albo przewiązane za srebrnym kutasem.

"Uderzanie" - fakt, nie wyłapałem powtórzenia. Mój błąd. Ale czas jest w porządku, tu nie ma tu błędu.
Ul urealniłem, bo to jest środek literacki - przejście z symboliki do dosłowności. Może niekoniecznie na twoją, ale czytelnika wyobraźnię działa.

Kończąc wywody, muszę powiedzieć, że nie mam najmniejszego zamiaru się z tobą kłócić, bo ty wcale nie chciałaś przeczytać tekstu, tylko skrytykować cokolwiek. I co ci to dało? Twoje kochane ego przebiło sufit, jak kliknęłaś "dodaj"? A może teraz, gdy to czytasz? Tacy jak ty szkodzą tej stronie i umęczonemu zawodowi pisarstwa. Zrażasz ludzi do pisania. Mój kolega wysłał jedno ciekawe opowiadanie (też militarne), ale został zjechany podobnie jak ja przez ciebie. I co? Przestał pisać, mówiąc (bardzo przepraszam, ale muszę to napisać): "pierdolę to, nie będę pisał dla ciot". Kobieto, jeśli chcesz się wyładować, to wyjdź na ulice i daj jakiemuś facetowi w ryj.
 Rozumiem, nie powinienem tego pisać i odpowiadać na komentarze kogoś takiego, jak ty. Kogoś, kto tylko potrafi się czepiać. Bo to opowiadanie wojenne, a ty jesteś pacyfistką. Bo lubisz się czepiać. Bo chcesz się popisać. Bo nie lubisz facetów. Bo jesteś emancypantką. Bo jesteś wroga do wszystkiego, co się rusza. Ale piszę to z jednego, prostego względu: mam dość takich ludzi, sam zaś wiem, co jestem wart. I wiem doskonale, że potrafię dobrze pisać. Jedna czepialska tego nie zmieni.
Zwyczajnie wlazłaś akurat tutaj i wlepiłaś mi komentarz, z którego aż zionie bardzo prostym uczuciem. Tak prostym, że aż wstydliwym.
 To uczucie to... zaraz, przecież już wiesz.

Pozdrowienia, pani baskerville.

Co do reszty, jeśli ktokolwiek inny to czyta: proszę, wybaczcie mi.


O, i tu się będę kłócił: część, o której wspomniałem jest nieoficjalna (przynajmniej w Afganistanie, Pakistanie i Iraku), szahada zaś oficjalna. Słowa "spowiedź" użyłem, by reszta lepiej zrozumiała charakter rozmów z duchownym. Muezin nie jest zwykłym człowiekiem o silnym głosie, wydzierającym się z minaretu, należy do duchowieństwa. Choć to niższa ranga.

I tu, exturio, chodzi ci pewnie o fragment "Bynajmniej na tym tle sobie radzisz". Nie pomyliłem się, dokładnie to chciałem napisać.

Całkiem fajne, ciekawie napisane, w formie takiej notki historycznej, do tego nieco stylizowanej językowo. Tytuł, bez obrazy, do bani. Co do puenty - wielu by się kłóciło, ale grunt, że jest mocna i dobra. To lubię w przemyśleniach.
 Sprawa wspomnianej szahady i rytualnej kąpieli - niestety nie wystarczy tylko tyle, żeby zostać muzułmaninem. Jeszcze trzeba zaliczyć spowiedzi, rozmowy z  muezinem i, no cóż, obrzezanie. Uprzedzając komentarze - tak, w Islamie też jest obrzezanie, tylko obrządek trochę różni się od żydowskiego.

Zaczynając, powiem od razu z mety: tytuł mnie zraził. Jest tak sztampowy i powtarzalny, że aż przyznam, szeroko się uśmiechnąłem. Tytuł rozdziału podobnie. Nie zainteresował mnie, bo tak zatytuowane jest 9/10 opowiadań fantasy. Tylko, co ciekawe, doczytałem do końca. Nie ze względu na przedstawiony świat (o nim za chwilę), ale z uwagi na bohatera. Pokrótce, w całej swej tajemniczości i nieznanym pochodzeniu jest atutem w tym opowiadaniu. Czyli po prostu został przez ciebie  dobrze stworzony, dobra robota. Tylko uwaga: bohater zbyt często zmienia swoje nastawienie do świata - raz się boi, a raz dowcipkuje. Rozdwojenie jaźni?
 No, a zatem świat. I tu może zaboleć:  jest do bólu powtarzalny, standardowy i wręcz zbyt prosty. Mamy potwory, tajemnicze postacie w czarnych płaszczach, olbrzymów, piękniutkie, wyuzdane panienki o drapieżnym charakterze (damy dworu przeżyły się z "Władcą Pierścieni"), są też dziwaczne stwory, swym wyglądem niepowalające zresztą za bardzo. Są też dziwaczne nazwy i fikaśny język, które w standardzie musi posiadac fantasy. Było!
 Styl wymaga nieco dopracowania, ale... cholera, wciąga. Piszesz ciekawie, gawędziarsko, nie masz skłonności do zanudzania czytelnika długimi opisami, nie licząc kilku wyjątków. Narracja pierwszoosobowa to bardzo twardy orzech, zatem uważaj, żebyś w przyszłości nie połamał zębów. Bynajmniej na tym tle sobie radzisz. Brakuje mi tylko nieco środków literackich - jest ich zbyt mało.
 Podsumowując, opowiadanie ma ciekawego, zaryzykuję nawet i powiem: oryginalnego bohatera (dobrze, że to nie kolejny łowca nagród), co w fantasy jest trudne. Wydarzenia standardowe, a  świat przedstawiony -  powtarzalny. Twoje opowiadanie to dobrze namalowany obraz, lecz przy użyciu farb jakości bazarowej, a w oprawie z plastiku. Co do ciągu dalszego - tak, pisz jak najbardziej. Losy bohatera mogą być ciekawe, po raz kolejny: stworzyłeś fajną postać. Ale wiedz, że nie będzie to ciekawe opowiadanie fantasy, a pospolite czytadło. Więc przyznam - końcówka aż każe czekać.

Swoją drogą uważam, że fantasy jest niczym kawaleryjska choroba w literaturze. Autor poniekąd pokazał, że jakoś bo jakoś, ale z francą i szankrami na jajcach da się żyć!

Przyznam, że za miniaturkami nie przepadam, ale ta ma w sobie nawet fajne przesłanie. No i stylowo ciekawie spisane. Tylko brakuje mi tutaj jednej rzeczy, która ten tekst, choć krótki, mogłaby uświetnić. Tak przynajmniej w moim mniemaniu. Stylizacja biblijna!

 Zacznę może od podstawowej sprawy, która aż rzuciła mi się w oczy: brak fachowości. Nie chodzi tu może do końca o coś w stylu "trzymał karabin taki a taki, z celownikiem tym i tym, ubrany był tak i tak", ale zwyczajnie nie ma słowa na temat tego, co ma widzieć czytelnik. W tekście jest dwudziesty trzeci wiek, a zatem nowoczesna broń, wyposażenie, wygląd bohaterów, jakieś nowinki techniczne. Zatem jest szał, pole do popisu: wymyśl jakiś nowoczesny sprzęt (gogle to za mało, wszak i takie już dzisiaj mamy), opisz jakoś broń. Tymczasem tu nie ma nic takiego. Serwujesz czytelnikowi ambalaż,  podajesz wytyczne, co ma widzieć. Ale fakty musi już sobie "dowidzieć" sam. Miasto wygląda jak każde na świecie, żołnierze zaś chyba służą w każdej możliwej armii świata. Taka jedermannowa koncepcja tu raczej się nie sprawdza.
 
 Sprawa druga: błędy rzeczowe. Może mało znaczące, ale jednak: w Arabii małe dziewczynki nie muszą zakrywać twarzy, tyczy się to tylko dorosłych kobiet. I nie "hedżabą", bowiem nie ma czegoś takiego. Co najwyżej hidżafem, hidżabem/hedżabem (choć bardziej niż częśc garderoby nazywa się tak obowiązek odpowiedniego ubioru kobiet), ewentualnie mogą chodzić w parandży/burce. No i... "Wielowarstwowa szata". Nie ukrywam, że zaśmiałem się. Choć chodzi ci tutaj zapewne o galabiję, bądź coś w tym stylu. Zatem używaj fachowych terminów. Choć to popis i komplikacja, to niestety jest to konieczność, jeśli tekst ma być dobry. Nie widzę w twoim tekście jakiejkolwiek znajomości tematu.

 Fabularnie jest standardowo, ale akcja jest osadzona w świecie, który wymyśliłeś TY i który TY możesz dopracować, bo nie jest to kolejna nudna kraina pełna elfów, krasnoludów, magów i łowców naród wymachujących mieczem. Mogłeś bardziej skupić się na relacji bohaterów. Akcja ze "zbirami" fajna, filmowa. Początek mało obrazowy, nie pokazałeś śmierci, tylko sielankę-mordobicie. Humor raczej niskich lotów, styl... jakby się rozwijał, na twoją korzyść. Nie piszesz jak większość hałastry, która tu publikuje, zatem jeśli będziesz pisał i pisał i pisał i pisał i pisał, to dopracujesz swój styl, bo drzemie w nim potencjał. Zaryzykuję stwierdzenie, że ten tekst w calu nie pokazał twoich możliwości - był zapewne pisany na szybko. Zatem - proszę - napisz coś jeszcze w wojennej tematyce. Będę czekał.

Ano, ciąg dalszy będzie, teraz jednak jestem odrobinę zawalony robotą z redagowaniem normalnej powieści i dwóch innych opowiadań. "Błoto" powinno wrócić gdzieś tak w styczniu.

Ot, taka leciutka, nowoczesna wersja stareńkiej bajki. Leciutka i głupiutka.
Humor zawarty w tekście jest bardzo słaby i niezabawny. Jeśli miał rozbawić, to źle, bo mnie nie rozbawił. Nie dostrzegam tu też głębszych przesłań, ani morałów. Ani faktu, że bajka miała być zabawna przez swoją głupotę.

Ale są też plusy: styl może nie jest perfekcyjny, ale bajka jest dobrze poprowadzona, sprawnie i do końca. No i, hurra! Nie ma błędów i literówek! Dobrze się toto czyta dzięki temu.

Zatem, zacznę może od doboru tematu. Jest do bólu standardowy, mamy kolejny świat fantasy, żal mi to mówić, ale zupełnie nieoryginalny. Są złe demony/upiory w czarnych szatach (jak u niejakiej J.K. Rowling), jest wielka bitwa, jest główny bohater-szlachetka, jest i dzieciak pokazany w kontekście ofiary wojny. Do tego sporo śmierci i rzeka krwi. Na tym polu nic specjalnego, ani wyróżniającego się z rzeki innych opowiastek fantasy.

Fabuła jest za to dobra, nawet powiem, że przemyślana. Jak na świat fantasy dzieją się rzeczy ciekawe, bo nasz bohater nagle ma stanąć po stronie tych Złych. Czyżby walka wewnątrz człowieka? Myślę mimo to, że nie piszesz na tyle ambitnie, by takową przemianę ukazać. Ale widzę spory błąd: osobiście czuję odrazę do bohatera, Wilga zostawił na pewną śmierć swoich towarzyszy, ratując własny tyłek. Sukinsyn z niego niezły, przyznam, że nie życzę mu dobrze. I nie uronię łzy, jeśli zdechnie w męczarniach. Nie polubiłem go, nie kibicuję mu. Nie chcesz zaznajomić czytelnika z postacią. O co mi chodzi: nie wiadomo, jak wygląda, specjalnie kim też jest. No i w końcu nie ma charakterystycznych cech. Po prostu sobie jest i dowodzi. To taki jedermann, całkiem jak Józef K. w "Procesie", tylko, że Kafka miał w takiej charakteryzacji cel. W każdym fantasy bohater MUSI być oryginalny. Bo jak Sapkowski stworzył Wiedźmina, tak wszyscy teraz żerują na postaciach najemników, napomknąć chociażby "Sztejera" Roberta Forysia.

Dialogi są bardzo dobre, bohaterowie mówią ładnie i składnie, nawet żargonują czasem i używasz dobrej stylizacji. Niestety, tylko w dialogach. Bo styl, co tu dużo mówić, musisz jeszcze wypracować. Opowiadasz chaotycznie i zawile, opowieści nie widać w myślach, sam kilkukrotnie się zgubiłem. Zbyt dużo się dzieje. Twój styl nie jest literacki, bo są tu śladowe ilości porównań, różnych tego typu środków i emocji narratora. To coś między literaturą, a reportażem. Przypominam, że ś.p. Kapuściński nobla literackiego nie dostał.

Podsumowując, mogę powiedzieć, że w przyszłości masz szanse na napisanie dobrego opowiadania, na razie jednak ćwicz i próbuj dalej. Fabułę masz nawet dobrą, dialogi też, ale styl zły, łącznie z kreowaniem bohaterów. To zniechęca do czytania i niestety, ale męczy czytelnika.

Zaś co do mojej oceny: nie musisz niczym się sugerować, bo to moje spostrzeżenia. Z własnego (nie)doświadczenia muszę powiedzieć: ćwiczyć, ćwiczyć, nie iść na łatwiznę, zbierać materiał, uczyć się o opisywanym temacie. I mieć cierpliwość zakonnicy. Powodzenia na dalszej drodze, mam nadzieję, że napiszesz coś jeszcze, bo gdzieś tam, hen głęboko, są jakieś przebłyski potencjału. Ale tu trzeba od cholery czasu i chęci, co jednak pozostawiam Tobie.

Wyjaśniając kwestię czołgu i opon: porównałem ciężarówki ze stanowiskami strzeleckimi do "pół-czołgów", chyba o ten fragment chodzi. Tu pół-czołg nadal ma opony. Choć przyznaje się, trochę nieporadne porównanie.

"w pochmurny widnokrąg stały działa artylerii królewskiej"- nie wiem czemu, po przeczytaniu tego fragmentu miałem przed oczami groteskową wizję starodawnych armat albo przynajmniej dział z drugiej wojny światowej.
 
 Tu ciekawostka - Taki miał być efekt.

Z tymi oponami w czołgach to mogłem się faktycznie machnąć w którymś miejscu, racja. Na przyszłośc postaram się uważać.

Ogółem dzięki za miłe słowa, druga częśc już w przygotowaniu. Choć na drugiej części się nie skończy...

Ja tam myślę, że tekst całkiem fajny, żadko wykorzystywany pomysł. Gdy się czyta, akcję widać w myślach, do tego mini opowiadanko nawet jest ciekawe. W zasadzie nie będę czepiał się błędów w interpunkcji i wspomnianych wyżej powtórzeń, bo to szczegóły, niewiele zmieniające.
 Na co mogę narzekać, to tempo akcji: opisy są fajne i plastyczne (acz miejscami troszkę cieżko je zrozumieć), lecz przerywają akcję, która tak trochę skacze, jakby strzelanina odpalona na zbyt słabym kompie.
 Styl bardzo dobry, widać ślady stylizacji językowej, ale proszę - więcej! Z takim językiem spokojnie mozna pisać opowiadania, bez obaw, że ktoś się przyczepi.

 Myślę, że odrobina pracy da autorowi dobre oceny i komentarze, bo gdzieś tam drzemie potencjał.

W sumie to sorki za moją reakcję, ale na punkcie broni mam pewne zboczenie, o którym wole jednak zbytnio się nie rozpisywać.
 A co do czasu w tekście... racja. Chwila pozostaje pojęciem zględnym.

Aczkolwiek cieszę się, że jest wreszcie ktoś, kto zna się na broni. Bo o autorze tego powiedzieć nie można.

Wiesz, Lassar, sądzę, że na pewno nie masz racji.
 Z prostego powodu: w wielu pracach lekarskich i medycznych magazynach widziałem efekty strzału nieopodal twarzy, nawet z dwóch metrów. Z hukiem nie przesadziłem, słuch człowiek odzyskałby mniej więcej po kilku-kilkunastu minutach. Poparzenie gazami prochowymi dzisiaj jest dużo gorsze niż kiedyś. Czarnoprochowce może spalały mniej ładunku, ale drobiny były powolne i bardzo małe. Dzisiaj drobiny prochu latają dużo szybciej, a ciśnienie jest dużo większe. Co za tym idzie, wytrącany przez lufę gaz (jest go więcej niz dawniej) jest dużo cieplejszy.
 Bohater miał "karabinek", zatem amunicja pośrednia, poderzewam kaliber 5,56, może 7,62. Huk z każdej broni na oba naboje jest potworny, zwłaszcza, że jakby "podąża za kulą", która juz samym świstem wiele potrafi zrobić.
 O co ci chodziło z tym "miażdżeniem głowy"? Bo utrata świadomości to otępienie i chwilowy brak orientacji.

Efekt, o którym mówisz, to może dziewiątka z glocka. No i... "ucieka w bok"? Może chodzi o boczny otwór w lufie. Wiedz zatem, że nie, znakomita większość spinkala przez lufę na wprost. Otwór to ogranicznik.
 
 Swoją drogą, to na jakiej solidnej podstawie Ty wysuwasz swoją argumentację? Wiedz, że na broni znam się raczej bardziej niż mniej.

Oj, panie Khalif, żeby móc kogoś krytykować, trzeba jako takie pojęcie o temacie też mieć, nie mówiąc już o minimalnej wiedzy na opisywany temat. Bo przyznam, że moje opowiadanie skrytykowałeś po całości (może z chęci podbicia sobie punktów ego?), a z tego co przeczytałem u ciebie, zrozumiałem niewiele. Nawet bardzo niewiele.

Całość tego opowiadania to taka zbita masa, napisana słabym stylem, bez ciekawych porównań, czy języka. A, że bohater jest z Cahalu to musiałem się domyślać, nie ma tu choćby nazwy jednostki (może "Brygada Golani"?). Co więcej, wiem, że to fantastyczne opowiadanie, ale niektóre rzeczy przeczą realizmowi: przelot myśliwca nad miastem co najwyżej zdmuchnie kilka szyb i zniszczy ludziom fryzury, a na pewno parę osób ogłuszy. A ten fragment:

"zdzieliłem kolbą z rozmachu młodego araba który podbiegł za blisko i od razu wypaliłem w piach kilka centymetrów od jego głowy"

Po czym koleś wstaje i próbuje zabić bohatera kamieniem... po czymś takim to człowiek jest poparzony gazami prochowymi i wyje z bólu. A świadomość traci równie szybko, bo traci słuch od wystrzału.

No i karabin mający "trzydzieści pięć nabojów". Dobrze, że nie napisałeś, że to "IDF Defender", bo wtedy naprawdę widać by było spuściznę Couter Strike'a. Mówię przez to, że brak tu Twojej znajomości tematu, przez co czytelnik nie widzi opowiadania w myślach, pomijając już styl.

ALE:

w całym tym burdelu widzę jeden, nawet spory plus: temat bardzo ciekawy i na nowo odkryty wątek apokalipsy, choć opisany fatalnie i niezrozumiale.

Panie Khalif, podkreślam, że to jedynie fragment, gdzieś z okolicy samego środka powieści. Nie ukrywam, że ten musiałem trochę ujednolicić i skrócić ze względu na limity i wyciąć wątki, których bez przeczytania reszty nikt by nie zrozumiał. A w sprawie amatoryzmu proszę o konkret, czym się on przejawia i o rady. Bo głównie w tym celu zamieściłem tu ten fragment.

Nowa Fantastyka