- Opowiadanie: Prokris - Driada

Driada

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Driada

Drugie opowiadanie(to już nie debiut). Stworzone z resztek natchnienia, dlatego też o wiele krótsze. Napisane, ot tak dla treningu. Liczę na surowe opinie.

 

Stukot końskich kopyt słychać było już z oddali. Koń, dało się miarkować, pędził przed siebie na złamanie karku. I z każdą chwilą zbliżał się do gęstwiny krzaków, ocienionych dodatkowo przez chylące się ku nim dwie niemłode już brzozy. W tym dogodnym do obserwacji miejscu stała dziewczyna. Postronny obserwator, gdyby takowy znalazł się w pobliżu, opisałby ją, jako smukłą, wysoką, nieruchomą niczym posąg. Zauważyłby też z pewnością, że nie jest to kobieta, o ile byłby mężczyzną, jaką zwykł obracać w łożnicy.

Albowiem dziewczę owe, skórę miało tak delikatną i jasną jakby przezroczystą, a kolor miała zielonkawy. Gdyby zaś przyjrzał się jeszcze wnikliwiej, zauważyłby iż oczy jej, barwy są soczystej trawy. Włosy zaś na myśl przywodzą korę drzewa, o odcieniu ni to szarym ni brązowym.

Nikogo jednak nie było w pobliżu kto mógłby to wszystko zobaczyć.

Stała więc dalej samotna, ukryta w mroku z napiętym łukiem, gotowa do oddania śmiertelnego strzału, niezauważona.

***

 

Adela była szczęśliwa. Ba, wręcz promieniała szczęściem. Przed chwilą odnalazła małe źródełko, ukryte pod wielkimi, grubymi liśćmi dziwnej rośliny. Była czujna, dlatego zwróciła na nie uwagę. Cały czas nasłuchiwała, spięta, uważna, gotowa by w każdej chwili wskoczyć na siodło i uciekać. Ale była zadowolona jak nigdy dotąd.

Przed kilkoma dniami postanowiła bowiem położyć kres żmudnemu wiejskiemu życiu. Miała zwyczajnie dość codziennej, nudnej pracy, babrania się w gnoju, chylenia karku przed ojcem, ciężkiej pracy na polu. Powzięła decyzję o porzuceniu dotychczasowego życia. W podjęciu owej decyzji pomógł jej stary proszalny dziad bajarz.

Zdarzyło się tak, że dwa dni temu nawiedził ich wioskę. Jak zwykle otoczyła go gromada podlotków, w tym i trójka rodzeństwa Adeli, a ona chcąc czy nie chcąc musiała iść z nimi by ich pilnować. Z początku złościła się, śmiała się w duchu z niedołęgi, jednak po jakimś czasie zaczęła go słuchać. Słuchać i marzyć. A z marzeń tworzyć całkiem realne już plany.

Przybycie dziadka wzięła za dobry omen, za znak. „Albo teraz albo nigdy, pomyślała."

A jak pomyślała tak też zrobiła…

Czekała na to cały dzień. Odpowiednio wcześniej przygotowała już wierzchowca, jednego z dwóch jakie jej rodzina miała w posiadaniu, wyczesała go, osiodłała. Później naprędce spakowała pęto kiełbasy i kawałek sera, tylko tyle odważyła się wziąć, by nie wzbudzić podejrzeń matki.

Noc całą przeczekała, bo postanowiła opuścić dom rodzinny przed wschodem słońca.

Nim jeszcze zrobiło się widno uciekła.

 

***

 

Koń wybiegł zza drzew na otwartą przestrzeń. Łuczniczka ze zdziwieniem stwierdziła, że dosiada go młoda dziewczyna.

To, że trzymała się jeszcze w siodle było raczej cudem niż wynikiem jej umiejętności jeździeckich. Koń bowiem jechał na oślep, przed siebie, dosiadająca go nie miała żadnego wpływu na zwierzę. Trzymała się kurczowo szyi wierzchowca.

I uśmiechała się…

Freja wystrzeliła z łuku.

 

***

 

Adela jechała stępa już kilka godzin. Jak na razie nie usłyszała niczego podejrzanego co świadczyłoby o ewentualnej pogoni. Trochę martwiła się że ojciec, wściekły iż uciekając zabrała jego ukochanego konia, puści się za nią w pogoń. Jak dotąd nic na to nie wskazywało. Ptaki wesoło ćwierkały nad głową, w oddali słychać było dzięcioła, obok przeleciał bucząc wieli trzmiel. Adela wciągnęła głęboko powietrze, rozkoszując się leśnym, letnim zapachem.

Nagle, ni stąd ni zowąd bez żadnego ostrzeżenia koń zarżał dziko i puścił się galopem przed siebie. W ostatniej chwili Adela uchwyciła się jego szyi, mało brakowało, a wyleciałaby z siodła.

Zwierzę biegło jak oszalałe, dziewczyna nie miała szans na jakąkolwiek reakcję, jej głównym problemem stało się naraz utrzymanie w siodle, co nie było wcale łatwe bo gałęzie mijanych w pędzie drzew jak na wyścigi próbowały zrucić ją z wierzchowca.

Drapały twarz, atakowały ręce i ramiona, zacisnęła więc powieki i przytuliła się do końskiej grzywy. Trwało to czas jakiś, nieznośnie długo jak na jej gust, po czym las niespodziewanie przerzedził się, drzewa ustąpiły z drogi. Adela uniosła nieco głowę i krzyknęła dziko. Wypełniała ją dzika radość i euforia. Teraz czuła się prawdziwie wolna.

Nie zdziwiła się gdy coś zmiotło ją z konia. Z impetem runęła w pokrywającą runo leśne paproć, całkiem w niej znikając. Uśmiech nie zniknął jednak z jej twarzy. Zwyczajnie nie zdążył.

Koniec

Komentarze

"Albowiem dziewczę owe, skórę miało tak delikatną i jasną jakby przezroczystą, a kolor miała zielonkawy. " - co miało zielonkawy kolor? Skóra, czy dziewczyna?
"Nikogo jednak nie było w pobliżu kto mógłby to wszystko zobaczyć." - przecinki !!! powinno być: "Nikogo jednak nie było w pobliżu, kto mógłby to wszystko zobaczyć." albo nawet lepiej szyk słów "Jednak w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby to wszystko zobaczyć", no chyba, że stylizacja jest celowa.
"Adela była szczęśliwa. Ba, wręcz promieniała szczęściem. Przed chwilą odnalazła małe źródełko, ukryte pod wielkimi, grubymi liśćmi dziwnej rośliny. Była czujna, dlatego zwróciła na nie uwagę. Cały czas nasłuchiwała, spięta, uważna, gotowa by w każdej chwili wskoczyć na siodło i uciekać. Ale była zadowolona jak nigdy dotąd." - była, była, była - którychś (najlpiej dwóch) trzeba się podbyć.
"żmudnemu wiejskiemu życiu." - żmudna może być praca, wiejskie życie może być męczące, monotonne lub nudne, jak dla mnie to brzmi dziwnie.
Uwaga ogólna: czy rodzina, w której dzieci pracują na polu i przewracają gnój własnoręcznie (a nie przy pomocy parobków) byłaby na tyle bogata by mieć aż dwa konie, i to konie nadające się do jazdy wierzchem (w jednego konia pociągowego jeszcze uwierzę)? Kiełbasa również stanowczo nie należy do przysmaków szczególnie popularnych w wiejskich rodzinach.
"co nie było wcale łatwe bo gałęzie mijanych w pędzie drzew jak na wyścigi próbowały zrucić ją z wierzchowca." - przecinek przed bo
"Trwało to czas jakiś, nieznośnie długo jak na jej gust" - na mój gust to fajowy kolokwializm, ale nie pasuje do Twojej stylizacji.
"Adela uniosła nieco głowę i krzyknęła dziko. Wypełniała ją dzika radość i euforia. " - dwa razy "dziki" w dwóch sąsiednich zdaniach.
"Nie zdziwiła się gdy coś zmiotło ją z konia." - przecinek przed gdy.
Autorze, miej litość, i popracuj nad gramatyką zanim zamieścisz tu tekst !

Ja tam myślę, że tekst całkiem fajny, żadko wykorzystywany pomysł. Gdy się czyta, akcję widać w myślach, do tego mini opowiadanko nawet jest ciekawe. W zasadzie nie będę czepiał się błędów w interpunkcji i wspomnianych wyżej powtórzeń, bo to szczegóły, niewiele zmieniające.
 Na co mogę narzekać, to tempo akcji: opisy są fajne i plastyczne (acz miejscami troszkę cieżko je zrozumieć), lecz przerywają akcję, która tak trochę skacze, jakby strzelanina odpalona na zbyt słabym kompie.
 Styl bardzo dobry, widać ślady stylizacji językowej, ale proszę - więcej! Z takim językiem spokojnie mozna pisać opowiadania, bez obaw, że ktoś się przyczepi.

 Myślę, że odrobina pracy da autorowi dobre oceny i komentarze, bo gdzieś tam drzemie potencjał.

Trochę to dziwne.

Stała sobie w lesie dtiada, a konno przez las jechała dziewczyna. I ta driada zastrzeliła tę dziewczynę. A dlaczego? A bo chciała. A czemu akurat tę? Bo się napatoczyła.

Jak dla mnie, to trochę za mało na opowiadanie...

Coś mi się wydaje, że NF zjadła mój komentarz...

...Zjadła. Bez soli. Przynajmniej był czas na błyskawiczną copy-pastę. Notojedziemy.

Uuuu, driada. Sapkowska!
Problem w tym, że jeżeli ktoś nie skojarzy tego od razu to opowiadanie faktycznie nie ma sensu. U Sapkowskiego driady to szurnięte bojowniczki Greenpeace'u, więc zastrzelenie przez taką pannę pechowca "brukającego swoją obecnością święty las" nikogo nie dziwi. U ciebie postępowanie driady w ogóle nie jest wytłumaczone, więc opowiadanie faktycznie wydaje się płytkie. Stoi se zielona baba, widzi jakąś wieśniaczkę na kuniu, no to FRUGO! Dlaczego? Po co? Nie wiadomo.

No dobra. Miało być surowo, to teraz zacznę się czepiać! Od razu zaznaczę, że to tylko takie moje prywatne czepialstwo. Z iloma punktami się zgodzisz, twój wybór.

Po pierwsze: koń. Jeżeli koń wyrywa się spod kontroli jeźdźca, to właściwie zawsze coś zwierzaka cholernie przestraszyło. U ciebie jednak wygląda to tak, że nagle koń zdziczał i postanowił puścić się cwałem tylko po to, żeby dziewczyna nieźle zaryła twarzyczką w ziemię jak już oberwie tą strzałą. Wystarczy, że zamiast "zarżał dziko" napiszesz "zarżał, nagle przestraszony" i już będzie trochę lepiej.
PS. Puścił się cwałem, nie galopem. Wbrew pozorom galop jest dość wolnym chodem konia. Spanikowany koń najczęściej puszcza się w cwałem.
PPS. Komentarz Katy. Typowy chłop i dwa konie? Nie wydaje mi się.

Po drugie: Adela. Prosta wieśniaczka jeżdząca na koniu? No dobra, ujdzie. Ale to, że koń poniósł, a ona nagle czuje się wolna i drze japę? Jakoś mi to nie teges. Człowiek siedzący na grzbiecie biegnącego na oślep konia raczej myśli w kategoriach "JEZUS MARIA, JAK SIĘ TYM HAMUJE!". Prosta wieśniaczka, której zapewne nikt specjalnie nie uczył jeździectwa (bo i po co?), myślałaby coś w stylu "WSTFLGHHHHH!!!". A Adela czuje przypływ wolności. No... dobra.

Po trzecie: surprise arrow! Nie zdziwiła się, gdy strzała zmiotła ją z konia? No dobrze, później widać, że po prostu nie zdążyła, że zginęła tak szybko, ale to pierwsze zdanie... Kurczę, koślawe coś imho. Na moje napisz po prostu, że coś zmiotło ją z konia i już.

Hy. Tyle. Jak znów będzie misfire to się pochlastam.

Koń, dało się miarkować, pędził przed siebie na złamanie karku - Co prawda nigdy nie widziałem konia, który pędziłby na złamanie karku za siebie - ale hodowcy twierdzą jednogłośnie, że weterynarze to wredna swołocz jest, więc nie komentuję;)
Zauważyłby też z pewnością, że nie jest to kobieta, o ile byłby mężczyzną, jaką zwykł obracać w łożnicy - Nie słyszałem, aby ktoś obracał w łożnicy jakąś mężczyznę. Wtrącenie "o ile byłby mężczyzną" powinno iść po pierwszym przecinku, albo nie wstawiaj go wcale.
ciężkiej pracy na polu - "w polu" brzmi o wiele lepiej. "Na polu" mówię, jak przystało Galicjaninowi z dziada-pradziada, mając na myśli "na dworze".
Jak zwykle otoczyła go gromada podlotków, w tym i trójka rodzeństwa Adeli - podlotki są zawsze płci żeńskiej;) Rodzeństwo niekoniecznie... Powinno być: "w tym i trójka sióstr Adeli", jeśli już tak bardzo chcesz mieć te podlotki.

Dziwna motywacja tej driady, jak zauważyła haria - "przesapkowana". Niby każdy tu wie, że driady ludzi nie lubią, jak im święte lasy depczą i do świętych źródeł szczają... Ale ktoś z zewnątrz czułby się skonsternowany zakończeniem.

Ogólnie - jest strawne i "czytalne". Nie zachwyca, ale i nie drażni. Co do interpnukcji, poszukaj gdzieś na necie, zarzyj do Słownika Poprawnej Polszczyzny... Summa summarum - dostatecznie.

Driady ogólnie zajmowały się obroną lasów, nie tylko u Sapka. Tak czy siak, to, co tu mamy, sprowadza się do: "stał strażnik na warcie, ktoś przypadkiem wszedł na pilnowany teren i strażnik go zabił". Dalej utrzymuję, ze to za mało, nawet na miniaturę.

Widać, że Ci się chce. Starasz się pisać barwnym językiem, nie boisz się stylizacji. Tyle, że musisz nad tym jeszcze sporo popracować. Już w pierwszym akapicie kompletnie się w tych opisach pogubiłeś. Sam spróbuj dokonać rozbioru gramatycznego zdania "Zauważyłby też z pewnością, że nie jest to kobieta, o ile byłby mężczyzną, jaką zwykł obracać w łożnicy." - koszmar. Czasem Twój język wygląda niemal jak z Czerwonego Kapturka. Jest to fajne, jeśli piszesz bajki (ja często piszę), ale w fantasy nie ma racji bytu, zwłaszcza, jeśli w sąsiednich akapitach walisz opisy, przez które dzieci na pewno nie przebrną. Staraj się nie przesadzać z tymi "owymi" etc, bo co innego ubarwić tekst, a co innego przedobrzyć.

Podziękuj Katy - odwaliła za Ciebie jakieś 20% roboty, jeśli chodzi o przecinki.

Jeśli w samym tekście nie wspominasz (poza ewentualnie kojarzącym się niektórym z driadą opisem) o tym, że łuczniczka to driada, nie powinieneś nadawać jej imienia bogini, bo czytelnik się pogubi. Co w sytuacji, gdyby przyszedł Ci kiedyś pomysł, żeby zmienić tytuł?

Pomysł niestety nie broni się jako całość. Też kiedyś napisałem opowiadanie, w którym połowa to był opis, jak strzała mknie przez las i nawet mi się podobało, ale niestety tylko mnie. Dzisiaj już wiem, czemu. ;)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Przepraszam za "nie powinieneś" i całuję rączki. :)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

A takie se dla mnie. Ale z fabułą toś pojechał... Głęboka niczym kałuża przed moim blokiem :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

nie rozumiem dlaczego takie słabe oceny. Twój styl jest, dla mnie, naprawdę godny podziwu. Fabuła, jak się domyslam, celowo ułożona, w taki, a nie inny sposób. Jeśli to był trening, to nie mogę się doczekać twojego kolejnego opowiadania.

Mi też się podoba. Nie jest to jakieś mistrzostwo, ale fabuła zwięzła, prosta a fajna.

Tyle, odnośnie treści. Jak jednak już niektórzy zauważyli, niedobrze z interpunkcją. Niezłe, jak na trening.

Pozdrawiam,

Horn.

No tak....

Nie przyłożyłam się do formy, skupiając wyłącznie na treści, teraz mi trochę wstyd jak na to patrzę.. Jednak uwagę na temat głębokości odrzucam daleko za siebie, bo powiedziałam wyraźnie, że to TRENING, zabawa słowem.

Dzięki Wam, czcigodni Państwo, za wszystkie pacyny błota!

 

Nowa Fantastyka