- Opowiadanie: rafal18500434 - Rozdział 10 - Śmierć

Rozdział 10 - Śmierć

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Rozdział 10 - Śmierć

– Kiepsko się maszeruje, no nie? Dużo lepiej byłoby jechać na koniach, albo o niebo lepszy byłby lot!

– Też tak myślę! Ale Jamie, Yaskel słusznie stwierdził, że nie może być blisko tego miasta, obawia się dużej ilości wampirów, których mógłby nie pokonać, nawet z naszą pomocą.

– To nie zmienia faktu, że wole lecieć aniżeli iść.

– Ja też pokochałem latanie.

Zawrócił oczami, jakby w zachwycie przypominając sobie loty.

– Za ile dotrzemy do Keap?

– Powinniśmy zobaczyć to miasto za…

Obaj zszokowali się. Stając na szczycie dość dużego wzniesienia, ujrzeli ogromne miasto, którego mury obronne rozciągały się na odległość, której żaden z braci nie mógł określić. Były wyższe i grubsze niż te, które kiedykolwiek widzieli w swoim krótkim, ale za to jakże urozmaiconym życiu. Wierze stały co czterdzieści metrów, ale za to strażnicy stojący na murach było rozsadzeni co kawałek.

– Widzisz to?! – Spytaj hybryd.

Jamie przetarł oczy z niedowierzaniem.

– Kto pierwszy ten lepszy. – Zakrzyknął radośnie.

Obaj zaczęli biec. Młodziak wystartował jako pierwszy, lecz Aaron powoli zaczął go doganiać. I ku uciesze brata przewrócił się wywijając koziołki, aż do samego spodu wzniesienia. To dało ogromną przewagę Jamiemu. Na szczęście ten niefortunny upadek nie okazał się groźny w skutkach. Miał dwa minusy, hybryd podnosząc się, uświadomił sobie, że nie ma jakichkolwiek szans by dogonić brata.

– Chyba, że użyć przeciwko niemu magii. – Pomyślał chytrze.

Jednakże jak szybko ta myśl dotarła do jego głowa, tak samo uleciała. Kolejnym niepożądanym skutkiem upadku było wirowanie w głowie. Przez które Aaron zachowywał się jak pijany: powolnie stawiał chwiejne kroki, a do przodu wyciągał palce, chcąc złapać się czegoś więcej oprócz powietrza, by utrzymać równowagę. Miał wrażenie kołyszącego się w głowie olbrzymiego dzwonu, który obijał się o ściany czaszki.

– Ha, ha, przegrałeś! – Jamie krzyczał, widząc jak jego brat nieporęcznie usiłuje ustać na nogach.

– Tatatata… Masz dziś farta i tyle. Następnym razem będę bardziej uważać!

Tuż przed miastem Jamie czekał na Aarona, który przybył, gdy tylko się pozbierał. Tym razem nie stali jak głupcy przed bramą, tylko niepozornie weszli i o dziwo nikt ich nie zaczepiał, czy też nie wymagał haraczu za wstąpienie w mury miasta. Wewnątrz nie było tak zachwycająco, brakowało jasnych, ładnych budynków, posągów, czy jakichkolwiek innych ozdób. Po prosty stały tam domy mieszkalne, karczmy, targ i inne instytucje potrzebne do życia w mieście.

– Kupujemy i spadamy, nie?

– Tak, tak. Chociaż mam ogromną ochotę pobawić się, w którejś z tawern. – Zaczął hybryd unosząc zachęcająco brew.

– To może poszalejemy?

To zabrzmiało jak zaproszenie, którego nie dało się odrzucić. Bracia ruszyli pospiesznie na przód. W aż Keap roiło się od karcz, nie można było się zdecydować na żadną z nich. Jedna była mała i przytulna, druga duża i wystawna, kolejna średnia, ale za to pełna gburów.

– Do której wchodzimy? – Spytał spod przymrużonych oczu młodziak.

– Myślę, że może do tej przepełnionej ludźmi? Będzie ubaw, chodź!

– No dobra.

Jamie niecierpliwie tupał nogami, chcąc nie chcąc musiał udać się z bratem. Wchodząc do środka, nikt nie zwrócił na nich uwagi. Co przenigdy się nie zdarzało. Zawsze ale to zawsze ludność patrzyła na nich, jak gdyby byli przestępcami. Było to wytchnieniem dla ich i tak trudnego żywota. Podeszli powolnym krokiem do karczmarza, który nalał pełne kufle jasnego piwa i podał przepyszną, przypieczoną baraninę. Ci, jak zwykle jedząc dobrą strawę nie mogli pozwolić na to, by choć jego cząstka się zmarnowała. Jedli, pili i bawili się razem z rozpustnicami. To znaczy rozmawiali z nimi, a następnie mieli ochotę na taniec. Do czego nie doszłoby, gdyby nie ta duża ilość alkoholu. Ich odważne tańce najwyraźniej nie spodobały się tamtejszym pijanym mężczyznom, którzy zaczynali robić się niespokojni o swoje niewiasty. Bracia nie zwracali na nich najmniejszej uwagi. Od bardzo długiego czasu nie kosztowali piwa, a nawet nie tańczyli. Te czynności sprawiały im ogromną radość i przynosiły ukojenie dla myśli. W pewnym momencie jeden z mężczyzn nie wytrzymał, widząc jak chłopcy świetnie bawią się z paniami. Był po prostu zazdrosny. Wstał i ruszył szybkim, długim krokiem. Bracia nie zwracali najmniejszej uwagi na otoczenie. Alkohol sprawił, że całkowicie rozluźnili się, stracili trzeźwość umysłu, przez co niestety ich czujność uleciała, a którą musieli zachowywać wszędzie. Ów mężczyzna zachodząc od pleców, walnął Jamiego łokciem w kark, przez co biedak stracił przytomność, słychać się dało kruszenie kości. Oczy upadającego na ziemię Jamiego wyszły na wierzch, do których zresztą dostały się łzy. Aaron był w szoku. W żaden sposób nie mógł przypomnieć sobie zaklęć, które mogły ich ochronić. Próbował dobyć miecza, lecz dostał oczopląsu. Kobiety tańczące z braćmi uciekły, wrzeszcząc. Hybryd stał na środku sali, gorączkowo szukając czegoś do obrony. Niestety nie zdołał niczego odnaleźć. Napastnik wyrwał nogę od stołu i szedł tym razem wolno, chełpiąc się strachem w oczach młodzieńca. Każdy jego ruch przypominał krok olbrzyma, który zmierza ku karłom. Dookoła nikt nie śmiał się odezwać, każdy milczał, potęgując ciszę. Słychać było przełykanie śliny mieszczaństwa. Nieprzytomny Jamie leżał na ziemi, nie poruszał się, Eril nie wiedział, czy przypadkiem tak potężny cios nie połamał mu kręgosłupa. Na dodatek z jego ust i nozdrzy leciał strumień krwi. Metaliczny zapach dostał się do nozdrzy chłopaka. Napastnik podszedł i zaczął okładać Aarona bez ustanku drewnem. Bił nie zważając na poważne obrażenia, które już mu zadał. Krew ściekała z każdej części ciała chłopca: brwi, policzków, głowy, ust. Mężczyzna stojąc przed pijanym Aaronem, wziął zamach, by uderzyć go deską od stołu w gardło i ostatecznie dokończyć swojego krwawego dzieła. Napiął każdy mięsień. Na jego czole wyskoczyła żyła, a twarz poczerwieniała. Widać, że zbierał do tego ataku ogromną ilość siły. Aaron mimo poważnych ran w pewnym momencie zaczął już seplenić, wypowiadając nieprawidłowe formy zaklęcia. Próbował się ratować. Drewno znajdowało się już przed krtanią chłopca. Potężny cios napastnika mógłby odciąć głowę, połamać kręgi, czy też spowodować, że chłopiec udusi się. W pierwszej sekundzie kij dosięgając jabłka Adama Aarona został zatrzymany! Przez niewidocznego obrońcę, który poruszał się jak mgła, a w drugiej zaś głowa pijaka leżała w drugim koncie sali – została odcięta. Ten, bezgłowy chwiejąc się upadł na ziemie. Widok ten spowodował ogromne zamieszanie, krzyki i wołanie straży. Aaron runął na ziemie pozbawiony przytomności. Nagle obaj chłopcy zostali wyniesieni przez piekielnie szybką istotę, której nikt nie mógł dostrzec. W ciągu paru cennych sekund wszyscy znaleźli się za murami Keap, a oprzytomniały Aaron, zobaczył doskonale znaną mu twarz…

To był Olivier! Na jego widok poczuł zalewającą go falę tęsknoty, a jednocześnie, z tym uświadomił sobie zajście w tawernie.

– Jak… Skąd… Co… Ty?! – Zaczął bełkotać.

– O nic teraz nie pytaj. Ratujmy Jamiego!

Jak zwykle miał całkowitą rację, leżał bez ruchu, a twarz strasznie pobladła. Miała teraz kolor, podobny jak u Aarona. Z jego ust, uszu i nosa bez ustanie wyciekała, teraz już powoli krew. Eril nie mając w sobie źródła magii czuł palącą pokusę skosztowania jej, był tym sfrustrowany. Nie chciał, a jednocześnie musiał. Zapach krwi nasilił się. Niepozornie nachylił się i umaczał w niej palce. Ponownie poczuł metaliczną nutę. Czując obrzydzenie i pokusę, powoli zbliżał palec do twarzy. Najpierw powąchał jej zapach, wydał się całkiem przyjemny. Następnie wyciągnął język, by polizać chociaż odrobinkę.

– Co ty wyprawiasz?! – Wrzasnął Olivier, który w ciągu sekundy odciągnął rękę od ust i wytarł ją z posoki, po czym odrzucił chłopca od rannego brata – Jamie nie pozwolę ci umrzeć!

Umierającemu najpierw drgnęła ręka, a następnie przez całe ciało przeszły mocne wstrząsy. Z ust nie wydobywała mu się sama krew, tylko ślina wymieszana z tym płynem, tworząc czerwoną pianę. To był znak, że nadchodziły ostatnie chwile, konającego w agonii chłopca. Gdyby nie wcześniejsze picie alkoholu zapewne Aaronowi udałoby się go uratować. Ten niefortunny cios zaważył na życiu tak młodego chłopaka. Oszołomiony Eril ,mimo że z całych sił pragnął pomóc bratu nie był w stanie tego dokonać.

Wstrząsy powoli opuszczały ciało, zabierając przy tym życie. Jamie ulatywał na białych, nieskalanych skrzydłach do innego życia. Brązowe oczy zaczerwieniły się, wyszły w nich żyły, wyciekały drobne krwawe łzy. Chłopiec rozpaczliwie chciał zaczerpnąć tchu, otwierał usta, a to tylko utrudniało sprawę, gdyż piana ściekała mu do płuc powodując odkaszliwanie wydzieliny. Jego oddechy były długie, chrapliwe, przeraźliwe, jak gdyby miał przebite narządy oddechowe. Chłopiec był już w podobnej sytuacji kilkanaście dni wcześniej i wtedy nie pozwolił na przemianę. Tym razem ból, jaki sprawiały mu obrażenia, był nie do wytrzymania tak dla niego, jak i dla Oliviera oraz Aarona. Eril mimo zadanych mu wcześniej obrażeń przyczołgał się do brata.

– Orm selkareh.

Jednak to były tylko puste słowa, bez ukrytej wewnątrz ciała energii.

– To na nic! – Krzyknął pełen rozpaczy nauczyciel.

– Ethil nath Yaskelo eoon.

To słowa, które smok nauczył go parę dni wcześniej, mające na celu wezwanie gada.

– Co ty wyprawiasz?

– Próbuję wezwać…

Hybryd nie wytrzymał, zemdlał w bólu i wyczerpaniu, a nad nimi zebrały się burzowe chmury.

Olivier zrobił coś, czego nikt nie mógłby się spodziewać. Wysunął swoje kły, po czym zatopił je w tętnicy prawie nie oddychającego chłopca. Wysysał z niego ostatnie chwile życia. Słony smak rozszedł się po ustach, wywołując falę rozkoszy. Nie pił dużo, gdyż spowodowałoby to rychłą śmierć. Po paru chwilach podniósł głowę, wyciągnął swój miecz, i ciął się głęboko w tętnicę szyjną powodując, że krew zaczęła bryzgać. Nie mógł pozwolić, by ubywała nadaremno. Nachylił głowę Jamiego, do własnoręcznie spowodowanego krwotoku i zmuszał go, by ten pił. Rana na szyi Oliviera zaczęła już się zabliźniać, ten nie mógł pozwolić na to, więc po raz drugi ciął się w to samo miejsce. Płyn ustrojowy nie wydobywał się już tak szybko, jak poprzednio, powoli zaczynało go ubywać w organizmie. Jednakże nie mógł pozwolić na to, aby Jamie wypił za małą ilość. Poprzednie padaczki spowodowane połamaniem kręgów, były teraz malutkie w porównywaniu z tym, co działo się z ciałem umierającego. Było ono wyginane w silnych wstrząsach. Jamie w pewnym momencie odczuwał, jak gdyby wbijał mu ktoś co centymetr gwóźdź nasączony kwasem, który palił każdą żywą jeszcze komórkę ciała. Gdy posoka z wampira dostała się do żołądka, odczuł przez chwilę ulgę, jakiej nie doznał od wejścia do tawerny. Lecz trwała ona tylko chwilę. Czuł, jak gdyby płonące haki rozrywały jego wnętrzności, jak gdyby ktoś miał rękę ze stali, która była rozżarzona i nią brał do ręki po kolei każdy organ ciała, zaczynając od żołądka, a kończąc na jelicie grubym i nerkach. Następnie odczuł ból podobny do rozcinania kości ostrym skalpelem, do których była wsypywana sól. To wszystko spowodowało, że Jamie zszedł z ziemskiego padołu w ogromnej męczarni.

Deszcz rozpadał się na dobre, a pioruny dały się słyszeć z odległości. Słaby Olivier ukrył ciało chłopca wraz z bratem daleko za miastem, sam wrócił się do niego, by uzupełnić zapas osocza. Mimo osłabienia nie zajęło mu to dużo czasu. Wrócił w pełni sił na swoim pięknym rumaku. Siedział w milczeniu spoglądając na obu chłopców. Uprzednio obryzgał Aarona ogromną ilością wody, pamiętając poprzednie wydarzenie. Wampiry nigdy nie zapominają, mają w pamięci każde słowo, wydarzenie… Czekał, aż starszy brat odzyska przytomność. Nagle wyczuł zapach, którego nie doznał od dawna. Zerwał się na równe nogi rozglądając się dookoła. Latająca, czerwona bestia wylądowała tuż przed nim, zobaczywszy widok chłopców, wpadła w szał.

– I cóż uczyniłeś, jak mogłeś zabić Erila?! Zginiesz za to!

Nie czekający na wyjaśnienia Yaskel, pełen furii rzucił się na Oliviera, próbując odgryźć mu głowę. Ten zrobił udany odskok.

– Stój! To nie ja, posłuchaj!

Ten jednak nie dał dojść do słowa wampirowi. Ponownie zaatakował, jednakże Olivier był zbyt szybki, by dać dopaść się smokowi. Jednocześnie nie mógł go zranić, gdyż był on SMOKIEM!.

– Jak mogłeś uśmiercić Erila? – Ponownie zagrzmiał zrozpaczony.

– To nie ja! Ja ich próbowałem uratować!

Tłumaczenie wampira dało dogodny moment dla smoka, by pokonać przeciwnika. Przycisnął go swoją łapą do ziemi, po czym schylił otwartą paszczę, by dokonać śmiertelnego ciosu. I wtem zwrócili głowy, ku poruszającemu się Aaronowi.

– Yaskel? Olivier? – Zapytał tępo – Jamie?! Nie! Orm selkareh, ożyj, musisz żyć.

– To na nic… – Powiedział dysząco Olivier – możesz poprosić go, by zdjął ze mnie łapę?

– Yaskel, proszę. On jest dobry.

– Nie sądzę, przez niego zginęły setki Lohxiw.

– To niemożliwe, Olivier nie mógłby zabić mieszańca krwi, skoro opiekował się nami i nie zrobił nam żadnej krzywdy. Puść go, proszę cię.

– Teraz zdejmę z ciebie łapę, spróbuj tylko jakiejś sztuczki, a nie żyjesz, rozumiesz?

Ten skinął tylko głową. Odstępujący gad zobaczył tylko, jak Olivier mignął i stanął obok Aarona.

– Czy Jamie nie żyje? – Spytał jego brat, a z szmaragdowych oczu popłynęły gęste, krokodyle łzy.

– I tak i nie.

– Co masz na myśli?!

– Zachodzi przemiana.

– Zmieniłeś go w krwiopijcę? – Zagrzmiał donośnym głosem smok.

– Tak, uratowałem mu życie. To był jedyny sposób. Moja magia nie skutkowała, a Aaron był niezdolny do pomocy.

I tu chłopcu zrobiło się wstyd, przypominając sobie, jak próbował skosztować krwi brata.

– Za ile stanie się wampirem?

– Jeszcze chwilę musi to potrwać. Dopóki moja krew nie zaatakuje każdej żywej komórki chłopca, to nie przemieni się. Aaron, gdy do tego dojdzie musisz być bardzo ostrożny, Jamie będzie czyhać na każdą pulsującą tętnice, jego początkowe pragnienie będzie ciągle niezaspokojone. Głód przysłoni mu jasność myślenia, ale potrwa to tylko przez pierwsze dni. Aby skosztować odrobiny posoki, będzie chytry jak lis, przebiegły jak wąż.

– To prawda, tak zachowują się młode wampiry. – Potwierdził Yaskel.

Aaron zauważył coś dziwnego. Leśne zwierzęta nie bały się smoka, wyłaniały się z norek, patrzyły jak na przyjaciela. W koronach drzew siedziały ptaki, które nie były tak ufne, wobec olbrzymiego gada.

– Opowiesz, jak stałeś się wampirem?

Z tym pytaniem twarz Oliviera spochmurniała, wydał się być przygnębiony. Czyżby przywołał niechciane wspomnienia?

– Od dawna byliśmy nękani przez wampira, który żądał od nas pieniędzy w zamian za nasze życie! – Zaczął – nie było nas stać na odwagę, więc płaciliśmy. Pewnego nieszczęsnego wieczoru, po ciężko przepracowanym dniu siedziałem z rodziną posilając się. Tamtego dnia jedzenie smakowało mi, jak nigdy dotąd… Lecz nie o to pytałeś. – Kontynuował – Sheila, tak nazywała się wampirzyca, która gnębiła nas wiele lat, znów wtargnęła do naszego domu żądając pieniędzy, których już nie mieliśmy. Przez nią żyliśmy na skraju nędzy. Gdy ojciec powiedział jej, że nie zapłacimy, bo nie mamy czym, wpadła w szał. Chwyciła mego brata za kark i zanurzyła w nim kły. Wszyscy byliśmy w strachu. Brat wierzgał się, rzucał, próbował wydostać się z jej uścisku, lecz na próżno jej siła dorównywała dziesiątkom mężczyzn. Matka nie mogła znieść widoku, jak przed oczyma wszystkich umiera jej ukochany syn. Chwyciła za pogrzebacz i uderzyła Sheile w głowę. Oczywiście nie wyrządziło jej to żadnej krzywdy. Puściwszy brata, który bezsił osunął się na ziemie skoczyła do matki i już miała wyrwać jej serce, gdy… krzyknąłem "Stój" . Ta odwróciła swoje świdrujące oczy w moją stronę, nadal trzymając w morderczym uścisku matkę. "Mam dla ciebie pewną propozycję. Oddam ci swe życie za ich". – Powiedziałem do niej – ta chytrze przemyślała całą sprawę. Nie zwracałem uwagi na protesty rodziny, za którą się poświęcałem. Wampirzyca zgodziła się. Sądziłem, że zabije mnie, ona jednak uczyniła ze mną coś innego. Skoro oddałem jej swoje życie mogła wykorzystać mnie na zawsze. Trzymać przy swoim boku, dopóki się nie znudzę. Nawet nie mogłem pożegnać się z rodzicami, w jednej sekundzie chwyciła mnie, a w drugiej byliśmy już poza domem. Gdy odeszliśmy na wystarczającą odległość, rzuciła mnie na ziemię, po czym bez żadnego pytania zmieniła w to, czym teraz jestem.

– A co stało się z Sheilą?

– Zabiłem ją. – Rzekł krótko.

Wtem wszystkich doszło ich ciche poruszanie się.

– Erilu schowaj się za mnie!

Ten posłusznie wypełnił polecenie smoka, mimo że z wszystkich sił chciał stać teraz obok brata. Olivier pojawił się przy rumaku i nie zważając na jego przerażenie ciął go głęboko mieczem, a tryskającą krew wyłapywał do naczynia. Jego koń przeraził się jeszcze bardziej, ponieważ wampir zwyczajnie robił to delikatnie, uspakajając przy tym wierzchowca.

– Orm selkareh.

Oczy nauczyciela zmieniły kolor na biały, a rana w mgnieniu oka zasklepiła się. Do każdego dotarło sapanie Jamiego, który usiłował złapać dech.

– Wszystko będzie dobrze, nic ci nie będzie. – Pocieszał go Olivier doświadczony w zmienianiu ludzi w nieśmiertelnych.

Nareszcie Jamie podniósł się do pozycji siedzącej. Był całkowicie zdezorientowany, obracał nerwowo głowę nie wiedząc, co się dzieje. Z jednej strony dostrzegł Oliviera, z innej Yaskela i w końcu ukrytego za nim brata. Hybryd nie wytrzymał i pobiegł uściskać młodziaka.

– Co się stało? Pamiętam tylko, że… – Jamie przychylił rękę do karku i nie poczuł tam żadnego bólu – Dlaczego nic mnie nie boli? I dlaczego wszystko czuje mocniej?

– Spokojnie. Zaraz wszystko ci wyjaśnię.

Olivier skrócił całe zajście. Jamie był w szoku, niedawno pragnął tego, lecz teraz dowiedział się, że umarł, że stracił życie poprzez picie alkoholu. Jamie zaczerpnął głęboko powietrza i doznał jakiegoś zapachu, który wydał mu się bardzo kuszący. Pociągał powoli nosem i zbliżał się ku woni. Dostrzegając ją, powoli, ale to powoli wyciągał rękę, by wyrwać Olivierowi z dłoni życiodajny napój. I pac! Dorwał go w swoje łapy.

– Chłopcze, nie potrzebna żadna agresja, to jest przygotowane tylko i wyłącznie dla ciebie.

Jamie nie odczuł wstydu. pragnienie było tak potwornie silne, że całość wypił jednym tchem.

– Jeszcze! Powiedziałem jeszcze!

– Zaraz, nie możesz od razu wypić dużej ilości.

Te słowa niezmiernie rozdrażniły chłopca. Przypomniał sobie słowa nauczyciela, że wampirza krew nie daje właściwości odżywczych, więc swój wzrok skierował ku szyi brata. Ten zauważył jego niebezpieczne spojrzenie.

– Jamie, opanuj się. Nie możesz mnie zaatakować rozumiesz?

On jednak nie zważał na sprzeciw. Niepozornie wstając rzucił się na brata z już wykształconymi kłami, których wcześniej nikt nie dostrzegł. Jego siła przytłoczyła Erila, który w walce wręcz nie miał póki, co najmniejszych szans z wampirem. Yaskel przecież nie mógł pozwolić, by młody wypił z niego krew. Wstał i zaryczał, by przerazić krwiopijcę, ten nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. I wtem Jamie został odrzucony, daleko w tył przez niebieski promień światła. To Aaron zaatakował swojego brata.

– Uspokój się, rozumiesz?!

– Pamiętasz, jak to ty czułeś pokusę skosztowania krwi? Na nic nie patrzyłeś, chciałeś tylko jednego, z nim jest jeszcze gorzej, bo jest młodym wampirem, ty jednak nie zdecydowałeś się na przemianę, więc nie możesz traktować tak gwałtownie swojego brata. Chwilę potrwa zanim się uspokoi, więc proszę, nie atakuj go, bo może stać mu się jakaś krzywda.

Mentor jak zwykle miał rację.

– Uważam, że najlepszym sposobem będzie, gdy rozdzielimy się. Ty Olivierze zajmiesz się Jamiem, gdy zrozumie kim jest, przybądź do Elm Esaill. – Ten usłyszawszy tą nazwę aż wzdrygnął się – A ja z Erilem udamy się tam natychmiast.

– Nie mogę… – Zaczął hybryd.

– Możesz i zrobisz to, gdy będziesz już przed wejściem do lasu dowiemy się o tym i przylecimy na spotkanie. Żegnajcie.

Yaskel nie zwrócił najmniejszej uwagi na sprzeciwy Aarona, który nie chciał opuszczać brata w tej trudnej sytuacji, ani dopiero co odzyskanego nauczyciela.

– Aaronie tak będzie najlepiej dla nas wszystkich.

– Nie! Nie chcę! Rozumiesz!? Nie chcę!

– To twoje przeznaczenie…

Olivier wyciągnął rękę, z jego dłoni uleciała smużka czerwonego pyłu, a hybryd runął nieprzytomny na ziemię.

 

Koniec

Komentarze

Zniechęciłeś mnie pierwszym wierszem:
"Dużo lepiej byłoby jechać na koniach, albo o niebo lepszy byłby lot"- jechać konno, albo lepiej byłoby lecieć.
Później cały czas jest na podobnym poziomie.
"Wszyscy byliśmy w strachu.", "Jamie zaczerpnął głęboko powietrza i doznał jakiegoś zapachu ", "Słaby Olivier ukrył ciało chłopca wraz z bratem daleko za miastem, sam wrócił się do niego, by uzupełnić zapas osocza" i wiele, wiele inny kwiatków.
Używasz pospolitych zwrotów i skrótów myślowych, jakimi posługują się małe dzieci. Tego nie da się czytać. Przykro mi.

EJ ale pisałeś, że dasz sobie spokój z moim opowiadaniem... więc nie rozumiem.

Zachęcił mnie tytuł- "Śmierć"; chciałem zobaczyć, jak się kończy. No i czy jest jakaś poprawa w warsztacie.
Jest ciut, ciut lepiej. Chociaż wciąż daleka droga przed tobą.

Wiesz co, odechciewa mi się tutaj wchodzić przez ludzi takich, jak ty. Bo zamiast młodych zachęcać przy okazji wytykając błędy, to piszecie, żeby nic więcej nie tworzyć.

Eh, 'młody człowieku'... Ja cię nie zniechęcam przed tworzeniem w ogóle, tylko zachęcam do bardziej wytężonej pracy, solidności i cierpliwości.
Błędów nie wytyka się po to, aby zniechęcić, tylko żeby pokazać autorowi, gdzie robi błędy i na co powinien szczególnie zwrócić uwagę we własnych tekstach.
Jeżeli już zniechęcam, to do bezrefleksyjnego wrzucania na stronę niepoprawionych opowiadań.
Nie oczekujesz chyba okrzyków pełnych zachwytu nad tekstem, w którym roi się od błędów, a treść jest infantylna?
Nasze komentarze i wytykanie, potraktuj jako życzliwe zwrócenie uwagi. Podkreślam- ŻYCZLIWE. Ktoś, kto ma cię, za przeproszeniem, w dupie, zajrzy na twój opek, wzruszy ramionami i bez słowa pójdzie dalej. Uwagi wpisują ci ludzie, którzy przeszli podobną, do twojej, drogę, pisząc popełniali błędy i dostawali po łbie od recenzentów. Ale UCZYLI SIĘ, wyciągali wnioski z komentarzy, stosowali się do rad. I generalnie dobrze na tym wyszli.
Ci, którzy poczuli się urażeni w swojej dumie wytykaniem błędów, nie dopuścili do siebie myśli, że nie są idealni i muszą się uczyć, jeżeli chcą do czegoś dojść, odpadli.

Tak, ale w dalszym ciągu piszesz samymi ogólnikami zamiast mi konkretnie doradzać...

O ile dobrze pamiętam, konkretnych rad już trochę dostałeś, w pierwszych odcinkach.

Tylko wytknąłes mi błędy zamiast napisać, jak ich unikać...

Jak unikać? Po prostu nie popełniać.
Ostatnia rada- jak już tak się wymądrzam ;-) - czytaj inne opowiadania i zamieszczone pod nimi komentarze. Zamieszczaj także swoje opinie. W większości, wszyscy popełniają te same błędy. Kiedy zaczniesz wyłapywać je u innych, zaczniesz widzieć je także u siebie i przestaniesz samemu je popełniać.
Naprawdę, ocenianie innych, wpływa na poprawę własnego warsztatu.

Może i skorzystam, ale jako tako nie mam ochoty na czytanie czyichś opowiadań, wole wypożyczyć jakąś książkę z biblioteki

"nie mam ochoty na czytanie czyichś opowiadań"... No to jak wymagać, żeby ktoś czytał Twoje??? :)

...always look on the bright side of life ; )

ja nie wymagam tego, jeżli ktoś chce to niech czyta, a jeżeli nie no to nie, proste, prawda?

A ja wciąż się śmieję...

Pomyśl, rafale, pomyśl.

Wiesz w istocie ciężko jest wpaść na to, z czego ktoś inny się śmieje, jest to wręcz niemożliwe, a sytuacje tą utrudnia jeszcze elektoronika, więc wybacz, ale nie pomyślę.

Trudno. Patrz: poprzednia dyskusja.

 Łał, czuję asertywność. Powiem zatem wprost: w ogóle nie wyciągasz wniosków z komentarzy. Ten rodział też jest potwornie słaby.

bo żaden z nich nie był konkretny. Nie lubie ogólników, bo nijak się do nich dostosowac... Cały przeczytałes?

I tak nowa dyskusja nie prowadzi do niczego, więc się wyłączam.
 Tak, cały.

Nowa Fantastyka