Profil użytkownika


komentarze: 9, w dziale opowiadań: 9, opowiadania: 8

Ostatnie sto komentarzy

Podpowiem. Króciutko.
Sara trafia przypadkiem do więzienia w jednym z krajów, które nie tolerują przemytu narkotyków srogo karząc szmuglerów.
Niewinna kobieta próbuje przetrwać w ciężkich warunkach, jednak zostaje zabita przez jedną z współwięźniarek.
Umarła, jednak tego nie wie.
Gdy odzyskuje świadomość powoli wracają wspomnienia.
Ciemna izolatka okazuje się opakowaniem niesamowicie smakowitej i pachnącej kawy.
Tą kawą jest właśnie Sara.
Mark to smakosz, który przypadkiem trafił na wyjątkowy egzemplarz aromatycznej substancji.
Jak się stało, że koieta stała się kawą? Jest o tym wzmianka w tekście. Resztę dopowie wyobraźnia.

Odnośnie Mortycjana, to pisze tu akuracik miniaturki, bo nie mam czasu rozwijać pomysłów.
Sporo pracuję, hobby też czasu troszkę zabiera, a w wolnej chwilce coś tam skrobne, nie mając z regóły czasu na poprawki.
Stąd zdarzają się błędy, z jakich się śmieje, gdy powtórnie czytam swoje wypociny.

I gratki dla Inanki, bo jednak odczytała zagmatwane opowiadanko.

Odnośnie Mortycjana, to jesteś w błędzie kolego. Jeśli wszystkie moje opowiadania oparto na jednym pomyśle, to śmiem wątpić w obecność choćby jednego neurona w twojej głowie. Oczywiście bez obrazy. Wyrażam tylko własną opinię.
Oczywiście twoje krytyki cenię, ale jesteś jak gąbka nasiąknięta złymi emocjami.
Siedzi w tobie jakiś chochlik, który uciska sprężysty materiał, gdy oceniasz teksty innych.
Myślę, że czasem można pewne rzeczy powiedzieć inaczej.
No coż. Jedni uczą się pisać, ale potrafią coś, czego złośliwi krytycy pewnie nigdy nie osiągną.
Proponuje Mortycjanie, zanim usiądziesz przy pisaniu krytyki, wyciśnij gąbkę.
Już ktoś ci kiedyś napisał (sam wiesz co i kto). Twoje na wyrost złośliwe uwagi, piszący zwykle mają gdzieś hen, hen daleko (sam wiesz gdzie). Twe teksty (wierz mi na słowo) nie rozmnożą neuronów w twej głowie. Jak wiadomo, gdy jeden z czynników iloczynu jest równy zero, wynik też musi być zerem. Więc się nie wysilaj kolego.

Biel która pojawiła się w miejscu gdzie powinien być sufit, to nic innego jak promienie wschodzącego słońca wpadające do otworzonego opakowania. Wcześniej Mark prawdopodobnie potrząsał pudełeczkiem, co wystraszyło bezcielesną Sarę.

Zresztą lubie robić czasem bałagan w wyobraźni czytelnika.
Przeczytał? Niech sam posprząta.

Ja lubię się domyślać zamiast wiedzieć. Ale szanuję zdanie Yenfri. Nie trafi się w gusty każdego. A jeśli się nie trafi, wiadomo że opowiadanko okaże się kiepskie.
Ja podchodzę do tego tak. Wystarczy, że tekst spodoba się choć jednej osobie. Wtedy wiem, że było warto przelać myśli na papier.

Chodziło mi o to, by pokazać jak wyglądało życie bohatera i pozornie nawet jeśli nie ma sensu w tym co robimy, to nie istniejemy bez powodu.
Ale nie mamy pełnego obrazu, bo przyglądamy się sklonowanym Matkom. Patrzymy na światy, które istnieją dzięki nieśmiertelnej duszy.
Chodziło mi o ukazanie pewnej równowagi jaka musi być zachowana. Jeden z bohaterów, choć nie ma nic, potrafi usłyszeć piękno i wyciągnąć dłoń w stronę potrzebujących. I ta postawa jest równoważona przez tego samego bohatera z równoległego świata. Tam znów ma wszystko, ale widocznie to zbyt mało, lub zbyt dużo, gdyż wydaje się że to co istotne, ukryte jest za tym czego ma na wyrost. Dlatego w pewien sposób jest upośledzony, nie słysząc być może nawet sensu życia. Stąd może wynika jego poirytowanie "na wyrost". Być może to podświadomy głos rozpaczy duszy, której nie słyszy. I zapewne nigdy nie usłyszy, gdyż równowaga musi być zachowana.
Podając rozwiązanie na tacy, miałam zamiar sprawić, by czytający zadumał się nad naszym światem, który jest być może jedną z prawdziwych matek, a być może nie. Mając rozwiązanie, tak naprawdę nie mamy nic. Jest to jakby ustawienie lini startu, w biegu gdzie jesteśmy jednym z milionów uczestników. Od nas zależy kiedy i gdzie zakończy się bieg. Nawet przebieg trasy możemy ustalić sami.
Nie ważne na jakim świecie żyjemy, róbmy tak by zawsze słyszeć anielską muzykę. Bez względu na to co mamy i w co wierzymy.

"Głupia głowa" tak mi się napisała i uważam, że to określenie powinno pozostać. To tak jak z mówieniem o kimś, że ma dwie lewe ręce.

Chciałam zostawić też miejsce na swobodną interpretację.
To co napisałam wyżej było moim zamiarem i jak widać po komentarzach, nie za bardzo mi się to udało.
Postaram się by przy następnych opowiadankach wyszło mi to lepiej.
Uważam, że pisząc nawet źle, robi się to coraz lepiej.
I może kiedyś uda mi się napisać opowiadanko, takie jakie siedzi w mojej głowie i zostanie odebrane tak jak mam zamiar je przedstawić.

Wzmianka o tym, że ludzkośc upadła daje informację, że akcja dzieje sie w odległej przyszłości, gdzie inne gatunki mogą prezentować ciut wyższy poziom niż w naszych czasach. Poza tym to po części dezinformacja, by nie domyślać się na początku, że bohaterami są mrówki.

Fabuła dość ciekawa. Zapijaczeni dżinowie (nie wiem czy dobrze napisałam to słowo), którzy na codzień powinni mieszkać w zamkniętych butelkach, upijający się w rozlatującej się chałupie na krańcu świata szarpią za struny wyobraźni. Zakończenie nieprzewidywalne, choć czegoś mi w nim zabrakło. Cztery.

Do kolegi wyżej. Właśnie czytam. I przyznam, że odkąd wrzuciłam pierwszy tekst, czytam każdy jaki się pojawia. I czytam również "wstecz" poznając coraz starsze opowiadania.
Mało komentuję, bo nie czuję się na siłach by wystawiać opinie. Ale oczywiście popróbuję.
I wcale nie oczekuje na pochwały. Zresztą jak mam pomysł to pisze wprost w edytor i stąd tyle błedów. Powtórki. Literówki i wogóle. A klawisz edytuj jakoś mnie odstrasza. Wydaje mi się, że kaleczy on pierwotne dzieło. Dlatego pozostawiam je takie, jakie się narodziło.
Czytając inne opowiadania przyznam szczerze, że poprostu zazdroszczę. Własna "pisanina" pozwala mi zabić nudę i podszkolić się w rzemiośle, gdzie stawiam pierwsze kroki. I wcale nie przejmuję się, że teksty są słabe. Mam pomysł, piszę i jest fajnie. Niezależnie od ocen jakie uzyskam.

Świetne opowiadanko.
Koniec zadaszenia peronu czwartego - naprawdę wydaje mi się znakomitym miejscem, gdzie można się zaszyć i mieć święty spokój. Chyba od dziś, szukając jakiegokolwiek schronienia, przed czymkolwiek zawsze wspomnę owe miejsce.
Dała bym ładną ocenę, ale niestety jeszcze nie mogę.
Raz jeszcze gratki.

Aha, i jeszcze ten palec. Właśnie o to chodzi. To magiczny gest. I jego wykonanie jest niemożliwe dla zwyczajnych ludzi. Zresztą okaże się, że bohater nie jest zupełnie zwyczajny.

Dzięki i zgadzam się.
Choć do wywołującego zadyszkę początku to nic nie mam. Chciałam właśnie, aby było takie wrażenie. Wielkie ciało wpada szybko do knajpy.
I kij uciskający tchawice, ma rzeczywiście zagłębiać się głęboko. Bo bohater dając przeciwnikowi kolejne szanse, za każdym razem daje do zrozumienia, że może być gorzej.
A z tym wiekiem i twarzą, to chodziło mi o to, że jak ktoś jest szczelnie okryty długim ubraniem, to patrząc w twarz, z reguły udaje się odczytać wiek. Napisałam kilkudziesięcioletniego, nie parodziesięcioletniego. Wiec to raczej stary człowiek.
I dzieki za komentarze, to moje 1 opowiadanko i wiadomo, ze nie od razu Rzym zbudowano.

Nowa Fantastyka