- Opowiadanie: KatarzynkaSz - -Egzorus- rozdział 1

-Egzorus- rozdział 1

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

-Egzorus- rozdział 1

-Egzorus–

 

Rozległ się potężny łomot i stare, poobijane, dwuskrzydłowe drzwi otworzyły się z hukiem, trzaskając przeraźliwie o obdrapane ściany, jednej z najgorszych spelun w miasteczku. Przez otwarte wrota, wleciał do środka, młócąc powietrze grubymi łapami, ogromny typ. Wielkie ciało przeleciało ponad dwa metry i z impetem grzmotnęło w kamienną posadzkę. Dziesiątki szpetnych twarzy odwróciło się w stronę leżącego na brzuchu gościa, który niezdarnie podnosił z ziemi poobijane ciało. Skoczne kawałki dynamicznej muzyczki, rozbrzmiewającej z muzycznej szafy, zamilkły. Na ziemi leżał wielki Ed. Pomruk zdziwienia przemknął po zatłoczonej sali.

Na zewnątrz w strugach padającego deszczu stał wysoki, szczupły mężczyzna. Deszcz bezlitośnie smagał starą, kilkudziesięcioletnią twarz, spływając po czarnym płaszczu, aż do błotnistej ziemi. Szare, spokojne oczy zerknęły ponad wejściem, odczytując nazwę karczmy. Krzywe karmazynowe litery układały się w napis " BAZYLISZEK". Starzec splunął w błoto, zręcznie zaczesując w tył długie, krucze włosy. Wysokie poorane bliznami czoło zmarszczyło się w zamyśleniu. Po chwili czarne, skórzane buty mlasnęły w błotnistej mazi. Wysoki przybysz opuścił czarną noc, połknięty przez przyjemną jasność, ciepłego wnętrza jednego z najgorszych miejsc w okolicy.

Przez moment czarna postać nowego gościa była niewidoczna, stojąc w drzwiach wejściowych, przez które próbowała wtargnąć ciemna noc. Kilkunastu stałych bywalców z niechęcią spojrzało w stronę wysokiego starca. Najwyraźniej nie lubiano tu obcych.

Nieznajomy postąpił parę kroków wprzód. Srebrne ostrogi stuknęły cichutko, przyciągając łapczywe spojrzenia rzezimieszków. Równomierny stukot zakłócały puknięcia sękatego kija trzymanego w sędziwej dłoni. Wiele par oczu zachłannie wpatrywało się w pierścienie z magicznymi runami. Za barem ogromny barman wycierał brudną szmatą matowe szklanice, nerwowo rozglądając się na boki. Bez dwóch zdań szykowało się na awanturę. Z tego właśnie znany był Bazyliszek. Wystarczyło jedno nieostrożne spojrzenie, nie w tą stronę co trzeba i zaczynała się awantura. Śmierć była tu najczęstszym z gości.

Tymczasem potężny mężczyzna podniósł się z klęczek, i odwrócił w stronę wejścia, mocno zaciskając ogromne pięści.

-Mówiłem ci staruchu. Dawaj sakwę, bo ubije jak psa! – Krzywe usta krzyczały owładnięte morderczym szałem.

Ponieważ odpowiedziała mu cisza, odkrzyknął z całych sił:

-Powiedziałem dawaj sakwę!

Potężna góra mięśni skoczyła ku szczupłej sylwetce czarnowłosego przybysza. Dwa potężne ciosy poszybowały w stronę starczej głowy, tnąc z niezwykłą szybkością, gęste od tytoniowego dymu powietrze. Teraz już wszyscy klienci Bazyliszka wpatrywali się z zainteresowaniem w czarnowłosego intruza. Było jasne, że wredny Ed zabije starucha.

Mięsista ręka była zaledwie o cale od orlego nosa nieznajomego, gdy zetknął się z nią sękaty kostur. Kij uderzył dwukrotnie. Dwa suche trzaski, łamanych nadgarstków utonęły w okrzyku zdziwienia zgromadzonych w knajpie bandziorów. Starzec nie poruszył się ani o krok. Kostur wywinął kolejnego młyńca, podcinając nogi ogromnego mężczyzny. Zanim muskularne ciało spoczęło na zimnej posadzce, tuż pod kwadratową szczęką, na miękkiej szyi wylądował koniec drewnianego oręża.

-Mówiłem won człowiecze! – powiedział cicho staruszek, poczym dodał:

-Za trzecim razem zabije.

Ciche słowa wychwyciły wszystkie bandyckie uszy.

Bezlitosny koniec kija zanurzył się w miękkiej tkance.

-Zrozumiałeś? Wystarczy, że kiwniesz głową.

Kanciasty łeb, kiwnął w potwierdzeniu.

Staruszek cofnął kostur, rozglądając się uważnie na boki. Na chwilę spod czarnego płaszcza wyjrzał srebrny krucyfiks umieszczony na lnianym sznurze, oplatającym szczupłą szyję. Zaledwie parę osób dojrzało dziwny rekwizyt, cofając się w panice w najdalsze zakamarki wnętrza. Pozostałe wredne twarze szacowały przybysza, śledząc każdy jego ruch.

Wysoki nieznajomy podszedł do baru, opierając sękaty drąg, o dębowy blat. Za jego plecami rozległ się złowieszczy szmer.

Szpetny Ed z wysiłkiem trzymał w potrzaskanych, drżących dłoniach dwa pistolety, celując w plecy starca. W tym samym momencie wysoki nieznajomy uniósł w górę smukłą rękę. Palec wskazujący odchylił się do tyłu dotykając wierzchu dłoni w magicznym geście, niemożliwym do wykonania przez normalnego człowieka. W białym błysku eksplodowały wszystkie naboje w komorach zabrudzonej broni. Krwista posoka chlapnęła na boki, szkarłatem pokrywając siedzących najbliżej. Świat jakby stanął dęba. Dwie ogromne dłonie, wyrwane gigantycznym wybuchem z mięsistych przegubów szybowały w powietrzu wykonując makabryczne piruety. Zanim ostatnie kropelki krwi dotknęły kamiennej podłogi, starzec wykonał drugi, tajemny gest. Zaciśnięta w pięść szczupła dłoń, celowała w sufit wyciągniętym serdecznym palcem, który zgiął się powoli we wszystkich stawach. Ciało Eda poszybowało wysoko pod czarny sufit. Rozległ się trzask pękającego kręgosłupa i po chwili mlaśnięcie martwego truchła o twardą podłogę. Jedynie nieregularny, krwawy ślad na sklepieniu, był dowodem, że jeszcze przed chwilą wisiało tam bandyckie ciało.

-Nalej mi whisky synu – wielki barman usłyszał cichy głos. Spojrzał na nieruchomego wciąż nieznajomego, i zwłoki Eda tuż za nim. Zadrżał, gdy wzdłuż kręgosłupa przegalopował strach. Trzęsącymi rękoma chwycił butelkę i zapełnił w połowie matową szklanę.

-Do pełna synu – starzec był najwyraźniej spragniony.

Jeden z bandziorów siedzących obok szafy grającej, kopnął w nią wielkim buciorem. W sali znów rozbrzmiała skoczna muzyka. Dwaj kucharze pojawili się na sali, opuszczając bezpieczne zaplecze. Złapali za nogi leżącego na środku sali mężczyznę i pociągnęli w kierunku drzwi. Koszmarny szmer mieszał się z wesołą muzyką. Po chwili kucharze wracali na zaplecze, idąc krwawą ścieżką pozostawioną przez stygnące na zewnątrz zwłoki Eda.

Koniec

Komentarze

Tradycyjnie zacznę od wyłapanych błędów:

"Przez otwarte wrota, wleciał do środka, młócąc powietrze grubymi łapami, ogromny typ. "- narrator miał zadyszkę?

"Deszcz bezlitośnie smagał starą, kilkudziesięcioletnią twarz, spływając po czarnym płaszczu, aż do błotnistej ziemi" - primo pierwszy raz czytam, by ktoś oceniał wiek twarzy, secundo i przede wszystkim chodzi mi o "kilkudziesięcioletnią"- to może znaczyć wszystko, od trzydziestki do osiemdziesiątki.

"Wysoki przybysz opuścił czarną noc, połknięty przez przyjemną jasność, ciepłego wnętrza jednego z najgorszych miejsc w okolicy."- chyba niepotrzebny przecinek i... trochę dziwnie według mnie to brzmi.

"Przez moment czarna postać nowego gościa była niewidoczna, stojąc w drzwiach wejściowych, przez które próbowała wtargnąć ciemna noc"- strasznie upierdliwa ciemno-czarna noc (^^)

"Dwa potężne ciosy poszybowały w stronę starczej głowy, tnąc z niezwykłą szybkością, gęste od tytoniowego dymu powietrze" - hmm... chyba znów niepotrzebny przecinek?

"Bezlitosny koniec kija zanurzył się w miękkiej tkance."- może lepiej "naciskał na" bo to brzmi jakby już mu grzebał w tchawicy.

"Palec wskazujący odchylił się do tyłu dotykając wierzchu dłoni w magicznym geście, niemożliwym do wykonania przez normalnego człowieka" - czy to nie lekka przesada? Kości mu wycieli?

"Wysoki nieznajomy podszedł do baru, opierając sękaty drąg, o dębowy blat" - przecinkotok?

"W białym błysku eksplodowały wszystkie naboje w komorach zabrudzonej broni. Krwista posoka chlapnęła na boki, szkarłatem pokrywając siedzących najbliżej"- nie jestem znawcą ale chyba eksplozja broni małokalibrowej nie powinna wywołać aż takiego efektu. Szczerze mówiąc nawet mnie to zaciekawiło. Umie ktoś odpowiedzieć na to pytanie?

Klimat opowiadania najzwyczajniej mi nie odpowiada, ale przyznam że tekst nie jest napisany najgorzej. Według mnie gdyby był dopracowany do mocne 4, teraz 3/4.

Widzę, że rozdajesz przymiotniki pełną garścią. Czy naprawdę wszystkie są potrzebne? Dla przykładu : jeśli w jednym zdaniu używasz sformułowania "kamiena podłoga", to określenie podłogi w kolejnym jako "twarda" nie jest konieczne. Czytelnik domyśli się, że podłoga z kamienia jest twarda, nie trzeba o tym przypominać.

Dzięki i zgadzam się.
Choć do wywołującego zadyszkę początku to nic nie mam. Chciałam właśnie, aby było takie wrażenie. Wielkie ciało wpada szybko do knajpy.
I kij uciskający tchawice, ma rzeczywiście zagłębiać się głęboko. Bo bohater dając przeciwnikowi kolejne szanse, za każdym razem daje do zrozumienia, że może być gorzej.
A z tym wiekiem i twarzą, to chodziło mi o to, że jak ktoś jest szczelnie okryty długim ubraniem, to patrząc w twarz, z reguły udaje się odczytać wiek. Napisałam kilkudziesięcioletniego, nie parodziesięcioletniego. Wiec to raczej stary człowiek.
I dzieki za komentarze, to moje 1 opowiadanko i wiadomo, ze nie od razu Rzym zbudowano.

Aha, i jeszcze ten palec. Właśnie o to chodzi. To magiczny gest. I jego wykonanie jest niemożliwe dla zwyczajnych ludzi. Zresztą okaże się, że bohater nie jest zupełnie zwyczajny.

Nowa Fantastyka