- Opowiadanie: KatarzynkaSz - Pożeracz Światów

Pożeracz Światów

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Pożeracz Światów

Ludzkość upadła, by po wiekach znów z mozołem sięgać szczytów. Świat zmienił się tak bardzo, że wiele gatunków wyginęło nie potrafiąc zaadoptować się do nowego środowiska.

 

Ogromne wschodzące czerwone słońce barwiło szkarłatem gęsty las. Skryci za zielonymi roślinami uzbrojeni po zęby Łowcy czekali na najdogodniejszy moment.

LarwoŁapek głośno przeżuwał potężne liście.

Kilkuset wojowników ukrytych w zaroślach wierciło się z niecierpliwością, gdyż długie oczekiwanie dało im się we znaki. W oddali widzieli ogromne cielsko z chrzęstem wijące się na żwirowej powierzchni. Setki drgających nóżek z wysiłkiem tuptało wprawiając w ruch gigantyczny przegub.

– Klik! Klik!

Relodor poruszył delikatnie kleszczami broni dając znak, by podwładni przygotowali się do ataku. Moment zaskoczenia ofiary musiał być idealny, gdyż z pozoru powolny LarwoŁapek w mgnieniu oka mógł przekształcić się w rasowego sprintera. A wtedy jego schwytanie będzie niemożliwe.

-Wreszcie! – muskularny Gantrep uśmiechnął się od ucha do ucha.

Wyróżniał się z pośród wszystkich, tak samo jak dowódca. Jednak w odróżnieniu od czarnej zbroi zwierzchnika, jego była brązowa, jak reszty. To nie kolor pancerza, ale jego wielkość sprawiały, że na tle setek wojowników to właśnie on rzucał się najbardziej w oczy,. Górował nad wszystkimi o ponad głowę, co było czymś niezwykłym w czasach, kiedy każdy osobnik miał identyczny rozmiar i wagę. Również odwagę miał nieco większą niż inni. Raz jeszcze uśmiechnął się szeroko i spojrzał na Relodora.

-Co tak szczerzysz kły żołnierzu? – łagodne spojrzenie zmierzyło wysokiego zastępcę.

-Pomyślałem sobie, że jak w końcu zaatakujemy, nie dam rady poruszyć zastałymi stawami i pozostanę daleko w tyle, gdy chłopaki będą szarżować na maszkare.

Teraz uśmiechnął się dowódca.

-Świetny dowcip. Ciekawe czy byłby ktoś odważny zadać pierwsze pchnięcie, przed walecznym Gantrepem.

-Nawet gdyby tak było, musiałby do końca swych dni wysłuchiwać mego narzekania i docinek. Że o pojedynku nie wspomnę.

Relodor otwierał usta w odpowiedzi, kiedy Larwa obróciła pierścieniowaty odwłok, ustawiając się tyłem do zaczajonych zbrojnych. Czarna prawica wzniosła w górę broń.

Gdy spiczasty ogon wycelował w gęste krzaki, wyskoczyła z nich zbita masa Łowców.

Dziesiątki strzał świsnęły w powietrzu, ciągnąc za sobą mocne, plecione z roślinnego włókna liny. Ostrza bezgłośnie zanurzyły się w grzbiecie potężnej ofiary. Szpikulce strzał z trzaskiem rozłożyły się w choinkowe żądła. Szarpnięto za liny, po których zaczęto wspinać się na gigantyczną poczwarę.

Pierwsi wojownicy wskoczyli na grzbiet tłustego przeciwnika, następni zanurzyli w jego miękkim odwłoku ostre jak brzytwy kleszczowate szczęki. Robal zadrgał, poruszył kolejno wszystkimi pierścieniami swego długiego ciała i przetoczył się, obracając wokół własnej osi kilka razy.

Zagrzechotały miażdżone zbroje. Nowoczesne. Super wytrzymałe. Hit ostatnich lat. Żaden z walecznych nie odniósł większych ran.

Gantrep zręcznie wdrapał się na olbrzyma i sprintem dotarł do głowy monstrum, przeskakując po drodze kilku podwładnych. Bieg przez płotki. Wielki łeb, zamiast linii mety. Przyjemne zanurzenie oręża w mięsistej szyi, zamiast butelki szampana.

Zgrzytnęło, gdy długa broń wpadła w żylastą masę aż po rękojeść. Wojownik przebiegł kilkadziesiąt kroków wciąż trzymając za głownie zanurzonego pałacha. Ciął bez opamiętania. Biała posoka zachlapała twarz i prawie cały pancerz. Dobiegł do krawędzi cielska, wychylił się i wyrzucił ciało ku oddalonej ziemi.

-Żesz go w klekot! – zaklął wisząc na zaklinowanej broni.

Podciągnął się kilka razy w górę, i rzucił ciałem w dół. Unieruchomiona klinga ruszyła nabierając coraz większej prędkości. Wreszcie z chlupotem wyskoczyła z ciętej szyi uwalniając Łowcę, który po wykonaniu kilku obrotów wylądował zręcznie na ziemi. Tuż obok z grzmotem uderzył o ziemię odcięty łeb, odtaczając się nieco od korpusu szpikowanego bezlitosnymi klingami wojowników.

Relodor wydawał krótkie polecenia. Podwładni uwijali się jak mrówki. Po kilku minutach LarwoŁapek został posegregowany na niewielkie kawałki, zapakowany i przygotowany do transportu. Wielkie Miasto zwane od setek lat Wiecznym Usypiskiem czekało na powracających Myśliwych.

 

Obecnie w Usypisku panowała monarchia. Przetestowano w minionym czasie prawie każdą formę sprawowania władzy, i obecny system wydawał się rozwiązaniem idealnym.

Królowa właśnie przyjmowała zaprzyjaźnionego władcę, gdy miastem wstrząsnęły konwulsje. Po chwili do sali wpadł, zapominając o etykiecie, zdyszany posłaniec z okrzykiem na ustach:

-Katastrofa! Pożeracz światów odnalazł nasze miasto!.

Po wykrzyczeniu kwestii przybysz potknął się niezdarnie i ostatnie metry pokonał szalonym ślizgiem z trzaskiem zatrzymując się na masywnym tronie. Królowa z niesmakiem spojrzała w dół napotykając na idiotyczny, przepraszający grymas poddanego.

Gdzieś na wyższej kondygnacji Gantrep trzepocząc rękoma wylądował w objęciach Rolodora.

-Hola żołnierzu! – powiedział generał śmiejąc się serdecznie.

Gantrep natomiast ze smutkiem zatrzymywał wzrok na kolejnych rozbitych garncach, zalegających podłogę.

-Szlag by to! – załkał w żalu nad mocnymi trunkami, które niewielkimi białymi kałużami przyozdobiły szarą posadzkę.

-Panie! Pożeracz Światów! – posłaniec krzyczał w panice w kółko powtarzając tę samą wiadomość. Drżenie raz jeszcze wstrząsnęło miastem.

-Do laboratorium!- krzyknął dowódca znikając w szerokim przejściu. Zaraz potem zniknął wysoki wojownik, idąc w ślady przełożonego.

 

-Tfu – Gantreb splunął zamykając osłonę hełmu czarnej zbroi. Za chwilę zadudnił:

-Żeby tylko mnie nie pomylili z tobą! – zaśmiał się w stroną zwierzchnika wyciągającego dłoń.

-Powodzenia zakuty łbie. Mieć pod sobą takie indywiduum było dla mnie zaszczytem.

-I vice versa mości generale. Vice versa.

Uścisk dłoni był mocny i nieco dłuższy niż zazwyczaj. Było to pożegnanie. Patrzyli na siebie w ciszy, wiedząc, iż widzą się po raz ostatni.

-Złamania karku! – z sarkazmem powiedział Relodor cofając dłoń.

-Hehe! – zaśmiał się najlepszy z wojowników mocując na przeguby prototypowe ostrza. Niewielki, podłużny pojemnik, umieszczony na plecach czarnego pancerza, cieniutkimi przewodami doprowadzał toksyczną substancję do ostrych kleszczy.

-Mam nadzieję, że profesorek wie co mówi. W przeciwnym wypadku serdecznie wam współczuję i niedługo zapewne się spotkamy – Gantreb uśmiechnął się szeroko, odwrócił na pięcie i skierował w stronę korytarzy prowadzących do epicentrum wybuchu, czyli tam gdzie wtargnął do miasta straszliwy Pożeracz Światów.

 

Jeszcze nigdy żadne z miast nie ocalało, kiedy zostało wytropione przez żniwiarza śmierci. Cała gromadzona wiedza, nauka i kultura ginęła wtedy bezpowrotnie. Lecz teraz mieli szansę. By przeżyć. By ocalić Miasto. Gantrep też miał szansę. By zostać niezapomnianym bohaterem. A to było jego marzenie. Po to się narodził. Na tym jednym jedynym celu opierało się jego całe życie.

Obecnie Wielkie Usypisko zamieszkiwało ponad miliard istot. Było to jedno z największych, najlepiej rozwiniętych miast całej ziemskiej sfery. Lecz swą wielkością kilkukrotnie ustępowało kolosalnemu przeciwnikowi, którego rozmiary były wręcz kosmiczne.

Przeraźliwy przegub wtargnął bezlitośnie w mury miasta, burząc całe dzielnice. Tysiące wojowników pochłonęła śmiertelna gardziel. Kwas rozpuszczał nowoczesne zbroje. Ostra broń nie była w stanie zrobić najmniejszej rysy na nieosłoniętej skórze Pożeracza. Z kolejnym tysiącem niewinnych został zassany przez śmiertelną mackę przyszły bohater odziany w czarną, świecącą zbroję.

Miniaturowa kamera umieszczona w hełmie, przekazywała dane do centrali i dalej na wielkie telebimy, transmitując na żywo niezwykłe wydarzenia. Prototyp nowoczesnego pancerza sprawdzał się wyśmienicie, chroniąc umięśnione ciało Łowcy przed każdym niebezpieczeństwem.

Po paru minutach, połknięty Gantrep zanurzył w tkance monstrualnego przełyku ostrza kleszczy. Krwawa posoka wystrzeliła we wszystkich kierunkach. Przez długą chwilę telewidzowie wpatrywali się w czerwone ekrany.

-W mordę starej… – Łowca zamilkł przypominając sobie, że każde wypowiadane słowo dociera do milionów widzów.

Czerwona, poszarpana, mięsista szczelina połknęła śmiałka.

Podróż w stronę serca, autostradą krwioobiegu nie trwała długo. Potężna pompa utrzymująca przy życiu Pożeracza Światów miała rozmiar kilkuset dzielnic.

Znajdujący się wewnątrz serca Gantrep zanurzył kleszcze w twardej tkance i wcisnął przycisk na przedramieniu, uruchamiając mieszanie się śmiertelnych składników znajdujących się w przegrodach podłużnej butli dźwiganej na plecach. Po paru sekundach trucizna spłynęła w stronę ostrzy, wsączając się w organizm potwora, który po chwili zaczął konać. Wysoki Łowca również umierał. Jeden ze komponentów trucizny wymieszał się najpierw z krwią bohatera, poczym został wpompowany na powrót do zbiornika i podany do otwartej rany monstrum. Krew Gantrepa była podstawowym i niezbędnym budulcem najbardziej toksycznej substancji jaką kiedykolwiek wynaleziono.

Czarna rękawica uniosła w górę osłonę hełmu.

Ostatnią rzeczą jaką zobaczyli telewidzowie był szeroki uśmiech odważnego Łowcy. Od ucha do ucha. Zaraz potem transmisja została zerwana.

Miasto zadrżało. Pożeracz Świata zwalił się z hukiem pod murami Wiecznego Usypiska.

Miliony istot wyległo na zewnątrz zabudowań.

W gęstym lesie obok częściowo zburzonego mrowiska leżał ogromny mrówkojad. Śmiertelnie zatruty.

Gdzieś w jego wnętrzu wieczny sen zmorzył jednego z największych mrówczych bohaterów.

Koniec

Komentarze

Ludzkość upadła, by po wiekach znów z mozołem sięgać szczytów. Na początku. Na końcu: Gdzieś w jego wnętrzu wieczny sen zmorzył jednego z największych mrówczych bohaterów.
No to, przepraszam za swą tępotę, o kim mowa? O ludziach czy mrówach?

Gratuluję wyobraźni :) I obrazowych opisów. Drobna korekta – raczej zaadaptować niż zaadoptować. Poza tym – rewelacja :)

Wzmianka o tym, że ludzkośc upadła daje informację, że akcja dzieje sie w odległej przyszłości, gdzie inne gatunki mogą prezentować ciut wyższy poziom niż w naszych czasach. Poza tym to po części dezinformacja, by nie domyślać się na początku, że bohaterami są mrówki.

Świetne opowiadanie, genialna puenta - ja się nie domyśliłam, że chodzi o mrówki :)

Tylko zgubiłam się troszkę w tym momencie: "Gdzieś na wyższej kondygnacji Gantrep trzepocząc rękoma wylądował w objęciach Rolodora." Że niby się upił dla odwagi?

PS: jak tu się robi kursywę?

-> Katarzynko, uważam celową dezinformację za nieco podejrzany zabieg. Ludzkość, a w ślad za nią wiele innych cywilizacji (...), i nie ma celowego mylenia przy zachowaniu założonego efektu. Tak myślę...

-> Sylwienie, na pasku jest pochyła litera "I"; klikasz na nią, masz italikę, czyli kursywę, klikasz ponownie i wracasz do pisma prostego.

Mam mieszane uczucia. Przyznam, że język i pomysł do mnie trafiają, jednak mam kilka drobnych zastrzeżeń. Nie trafia do mnie argumetacja o początkowej dezinformacji odnośnie ludzkości. Człowiek i mrówka to istoty tak odległe od siebie, że określenie "ludzkość" stosowane do mrówek jest wielce nieprzyswajalne dla mnie:( Może lepiej byłoby użyc jakiegos terminu nie zdardzającego, że chodzi o ludzi czy też mrówki? Np. Samo okreslenie cywilizacja, daje do myślenia, ale nie zdradza o jaką "rasę" chodzi:) Oczywiście to tylko moja sugestia^^ Razi też skarajność jeśli chodzi o dlugość zdań. Raz piszesz same zdania wielokrotnie złożone, w których zamieszczasz całkiem ciekawe opisy, a innym razem jest widoczny natłok drobnych zdanek, które jak rozumiem mają nadac tempo akcji. Niestety zbyt duża ilość krótkich zdań, psuje efekt:(

" Lecz teraz mieli szansę. By przeżyć. By ocalić Miasto. Gantrep też miał szansę. By zostać niezapomnianym bohaterem. A to było jego marzenie. Po to się narodził." - z tego dałoby się zrobić jedno fajne zdanie. Te urywki myśli nie są złe, ale na dłuższą metę męczą...

Kolejna rzecz to powtórzenia - widać chociażby we fragmencie, który przytoczyłem. Staraj sie ich unikać:) Na szczęście nie ma ich dużo^^

No i ostatnia rzecz - interpunkcja, ale tego się nie czepiam bo u większości z nas jest solą w oku. Jednak warto zawsze o niej pamiętać.

Podsumowując. Opowiadanie mi się podobało i gdybym mógł dałbym Ci za nie spokojnie 5+. Gdyby nie dezinformacja na poczatku to może nawet 6...

Pisz dalej bo masz w sobie to coś, czego wielu może Ci tylko pozazdrościć:)

Niestety domysliłam się w połowie puenty, opowiadanie przypomina mi swoim schematem przynajmniej dwa inne, które już pojawiły sie na forum NF. Chyba temat "makrokosmos okazuje się mikrokosmosem" jest wyjątkowo atrakcyjny ;) Ale styl i język świetne. Od samego tytułu "Pożeracz światów" dreszcze przebiegają po plecach. Ogólnie według mnie na 4.

Lepiej późno niż wcale. Ocena. Prawdę mówiąc myślałem o czwórce, bo ten początek i trochę niezręczności w rodzaju tych wymienionych przez yako --- ale dzięki spóźnionemu refleksowi masz pięć. Odrobinę na wyrost, więc nie spraw zawodu następnymi tekstami...

nie potrafiąc zaadoptować się do nowego środowiska.
Zaadaptować.

W pewnym momencie Gantrep zmienia się w Gantrepa i z powrotem.

Interpunkcja nie nawala, jej przez większość czasu po prostu nie ma. Turbulencje ze zdaniami prostymi/złożonymi, tak jak wspomniał yako.

 

Miałbym parę zatrzeżeń pomysłowo-fabularnych (typu "mrówkojady nigdy nie niszą całych mrowisk" albo "wciągając językiem mrówki, wciągają również piasek, który rozgniata mrówy o twarde podniebienie"), ale to przecież fantastyka i w dodatku futurystyczna. Wrażenia mieszane - faktycznie w ~1/3 tekstu człowiek orientuje się, że to mrówki, potem czyta pointę i zastanawia się o co w niej chodzi, bo przecież wiadomo było, że to mrówki. Czytamy komentarze i okazuje się, że to miała być niespodzianka... Moim zdaniem dość cienka, bo mrówki same pchają się na myśl przez te ciągłe kleszcze i szczęki, więc po przeczytaniu pointy byłem dość zdezorientowany.

Bardzo fajny pomysł. Myślę, że można było jednak poprowadzić opowieść nieco inaczej, w taki sposób, żeby rzeczywiście dopiero w ostatnich zdaniach podnieść kurtynę i zaskoczyć czytelnika.
"LarwoŁapek głośno przeżuwał potężne liście. Kilkuset wojowników..." - dla mnie już od tego zdania (piąta linijka) było jasne, że chodzi o mrówki.

Wykonanie zdecydowanie lepsze niż niektórych poprzednich tekstów ze względu na czytelność przekazu.
Ocena - 4,5.

AdamKB: mojemu komputerowi wtedy chyba coś odbiło, bo klikałam w tę ikonkę jak głupia i nic (nawet się nie podświetlała). Próbowałam skrótu klawiszowego - równie bezskutecznie. Oczywiście teraz wszystko działa jak należy :)

Aha, i Sylwien jest rodzaju żeńskiego i nienawidzi, gdy odmienia się ją przez przypadki... Traktujcie mnie jak kakadu :)

A co do domyślania się, że chodzi o mrówki... ja obstawiałam na początku jakiś owadzio-humanoidalnych mutantów, ale widać moja wyobraźnia wyskoczyła trochę za daleko :P Dlatego "zwykłe" mrówki były dla mnie zaskoczeniem ;)

Tak jest, przyjęto do wiadomości (gorzej z zapamiętaniem, jeśli będziesz rzadko się ujawniała) --- r. ż., nodm.

No widzisz, jak to jest z wyobraźnią --- czasami właścicielki nie słucha... W gruncie rzeczy nie widzę problemu, wyszły Ci inteligentne mrówy i też OK.

Nowa Fantastyka