Profil użytkownika


komentarze: 26, w dziale opowiadań: 26, opowiadania: 7

Ostatnie sto komentarzy

Dokładnie:) To trudna zagadka, bo nie kaźżdy kojarzy twórców tej karcianki – Wizards of the coast, czyli czarodziejów z wybrzeża:)

Otóż Filipie bard Mieciu to była pierwsza inspiracja i od niej wynikł cały ten smok… Oczywiście to nikt inny, niz słynny Mieciu Mietczyński, a dokładnie piję tu do jego serii kulinarnej, w której to komentował gotowanie Artura Barcisia (do dzisiaj nie mam pojęcia, czemu w piosence barda zapisałem imię Andrzej, nie Artur, ale już niech będzie jak jest, skoro tak poszło na YouTube’a). Pół odcinka polegał na gagu z tego, ze pan Artur nazywał maszynkę do wyciskania czosnku smokiem robiąc chińskie danie (z tą wiedzą przeczytaj raz jeszcze pieśń barda, a zupełnie inaczej ją załapiesz). Zresztą to jest bliższe “Królowie Edypowi”, niż grze RPG.

A grze nie miało być blisko do niczego – miała być raczej zlepkiem wszystkiego i prześmiewać najpopularniejsze motywy (wieczne czekanie na zakończenie questa, mimo groźby śmierci, jak go nie wykonasz, opcja przegadania przeciwnika, zamiast walki, doczytywanie tekstur na początku, jak się inne domki pojawiły po czasie, natychmiastowe zmiany pory dnia). Bard’s Tale to nawet nie kojarzę… znaczy wiem, że była taka gra – ale nie widziałem nawet trailera, nie mówiąc o gameplayu.

PS serio – znalazłeś Newerwitera, a Diablo II nie? tajemniczy wędrowiec ciągle gadający o braciach i kilka lokacji z I i II aktu padło w tekście…

Jest też nieoczywiste nawiązanie tutaj:

– Eeeee, to czarodzieje z wybrzeża. Oni tylko w karty umieją grać.

Znajdziesz pasującą grę?

I skok w zwolnionym tempie to efekt bullet time’u, który nie zachodził w grach cRPG (przynajmniej z tego co wiem), ale w Maxie Payne oczywiście…

No tak, Kingiem nie jestem, ale bardzo lubię tego autora i wzorowałem się na jego twórczości, ale w tym przypadku wyszło jak wyszło :D

A wiesz jaka jest główna myśl, którą King się kieruje w swojej twórczości? I nie tylko on (bo Sapkowski też i nieżyjący już Jack London), ale on akurat wielokrotnie w wywiadach top powtarzał i najbardziej z nim kojarzy się taki cytat. Otóż mawiał on zawsze, że jak chcesz być dobrym pisarzem musisz dużo pisać, a jeszcze więcej czytać. To jedyna droga, żeby dojść do wprawy. Pewna parafraza tego stwierdzenia pada też w książce “Autor bestsellerów” Marcina Ciszewskiego – przy czym on jest bardziej brutalny w tym przypadku i mówi, że wprawa robi robotę, ale bez talentu to i tak nic się nie da zrobić. No i w ogóle w tej książce jest wiele cennych uwag o pisaniu, przede wszystkim to, żeby najpierw nauczyć się techniki i poprawności, a potem dopiero eksperymentować ze stylami (i na to ja się sam niestety złapałem, że często przekombinowuję, a brakuje mi podstaw – ale ja też się jeszcze uczę i daleka droga przede mną).

Myślałem, że zdążyłem edytować na tyle szybko, że nikt nie zdążył się do tego odnieść… po prostu u Sapkowskiego zdążyłem to znaleźć szybciej,. To jest pierwsza strona pierwszego rozdziału. U Doyle’e też były takie cytaty, ale mniejsza z tym. Na przyszłość będę zaznaczał edycje, nawet robione dosłownie pięć minut po opublikowaniu komentarza.

@regulatorzy sama piszesz, ze nie grywasz w gry, nie znasz ich i dlatego wskazujesz na błędy tak, gdzie ja tylko podkreślam i opisuję absurdy gier, robiąc z tego trochę pastisz.

Przede wszystkim – kaftan z definicji to strój względnie pełny – i Talila mogła spokojnie mieć pod spodem gołe nogi i być zakryta nawet do kolan. Na początkowym etapie gry, przy słabym ekwipunku, dziewczyna mogła nie mieć butów, niemniej skupiałem się na tym co wiedział Marek i robiło na nim wrażenie. Pełna charakterystyka nie była potrzebna. Poza tym brak widocznych stóp też jest czymś charakterystycznym dla wielu gier. A co do tego, jak to mogło wyglądać – przykładowa grafika z gry: https://raidshadowlegendsbuild.com/wp-content/uploads/2019/08/Skirmisher-Build-1024x473.jpeg

 

To też miało w pewien sposób wyśmiać kwestię przeseksualiozowania postaci kobiecych w grach i tego, że nawet w stalowej zbroi widać odciśnięty kaloryfer bohatera męskiego, jakkolwiek absurdalne by to nie było pod względem logiki.

W jaki sposób można poczuć sztylet przymocowany rzemieniami? Po prostu można, poproś kolegę, aby tak właśnie zrobił, a zobaczysz. Jest różnica w nacisku, kącie, długości itd miedzy takim umiejscowieniem ostrza, a trzymanym za rękojeść dłonią.

W grze jak coś się nazywa po prostu “rubin” ewentualnie z przymiotnikiem typu “doskonały rubin” “nadkruszony rubin” – co określa w tym przypadku jakość – to jest to kamień szlachetny. Jednak jak coś się zwie typu “rubin arcyksięcia”, “szmaragd smoczej królowej” “szafir Edenu” – to jest to zawsze kamień obrobiony i oprawiony w formie pierścienia, amuletu itd – w każdym razie jak coś już ma swoją konkretną nazwę to jest to jedyny taki przedmiot w grze i jest on nazywany artefaktem. Ponownie nie wymyślam motywów, a podkreślam ich absurdy.

Bard Mieciu to nawiązanie i tak się on przedstawia, tak że nie mogłem tu użyć formy wołacza, bo to ksywka, która formy wołacza nie posiada, bo jest nieodmienna. To tak jakby padło “mów mi Zdzichu” – co nie jest jednoznaczne z “Mam na imię Zdzisław”. On jest bard Mieciu, nie Miecio, tyle…

 Z tą ręką i kosturem to nie wstawię tam dłoni a skreślę rękę – portal, który wskazał – i to wystarczy moim zdaniem, nie musi być określenia czym, a powtórzenia unikniemy.

Co do pozostałych powtórzeń, to zdecydowana większość jest celowo i podobne zabiegi znajdziemy nawet w dziełach wybitnych pisarzy. To utwór fantasy, a nie matura z języka polskiego i czasem trzeba nagiąć zasady. dla przykładu coś w tonie:

wzrok Marka skupił się na zupełnie innym elemencie wyglądu dziewczyny i nie mógł ani tego wzroku oderwać

można znaleźć u Andrzeja Sapkowskiego. Oczywiście daleko mi do jego stylu, niemniej jednak…

Ale, żeby nie być gołosłownym, cytat z “Sezonu burz”:

Większość podobnych Idrowi drapieżników rezygnowała z ataku, gdy zdobycz była zbyt mała. Ale nie Idr. Idr egzystował nie po to, by jeść i podtrzymywać gatunek. Nie po to go stworzono.

 

Aha i na koniec to, co piszesz na początku – o wrażeniu braku zakończenia. Jeśli czytelnik może się go doskonale domyślić, to po co go na koniec zanudzać? Poza tym ponownie – znając się na grach, zauważyła byś tu najlepsza możliwą klamrę na koniec. Nawiązanie do systemu Dungeons and Dragons, bez którego współczesne gry RPG by nie istniały, a to czy Marek dostał kasę jest zupełnie nieważne. Aczkolwiek w domyśle tak – dostał kasę.

wypełzły rumieńce wstydu, szybko skrywane za zasłonami wachlarzy.

albo wypełzały, skoro były skrywane albo szybko skryte, skoro wypełzły – w tej formie jak jest to pomieszanie z poplątaniem.

Pewne zdania też bym nieco inaczej zbudował – na przykład na dzień dobry mamy “Nie przepowiadam bliskiej przyszłości” i cały opis o tym po co pani domu go zaprosiła jest zbędny – wynika z kontekstu. Można było zamiast tego wstawić powiedzmy opis wyglądu alchemika. No i jak na kogoś, kto przewiduje przyszłość itd. to mi w ogóle słowo alchemik nie pasuje. Tym bardziej uczony. Mag, druid, mędrzec… coś w tym kierunku. Zmieniając nazwiska na bardziej wschodnie można się też pokusić o słowo z kultury rosyjskiej – czyli dziad. Alchemia miała przede wszystkim szukać metod zamiany przedmiotów w złoto, leczenia chorób i produkowania eliksiru nieśmiertelności, a nie zabawiania dam przepowiedniami. Choć to na pewno lepsze słowo, niż to, które było wcześniej – czyli kanonik (przynajmniej tak wynika z komentarzy).

Ptak żelazny to też określenie nie pasujące do epoki, bardziej pasujące do ludów prymitywnych, a nie salonowej gawiedzi -prędzej wóz, który jedzie bez konia i podróżuje nie po ziemi, a przez powietrze. Nie mówiąc już o tym, że dało się wypisać więcej szczegółów, wywołujących jeszcze większe zdziwienie zarówno samego wróżbity, jak i tym bardziej obecnych.

Dalej sądząc po stylizacji całość nie dzieje się w takich czasach, aby odniesienia mogły nawiązywać do prawnuków, a co najmniej do potomków w piętnastym pokoleniu, choć i to zapewne za mała skala.

 

Ale pomysł naprawdę ciekawy i oryginalny, choć technicznie zrealizowany przeciętnie, żeby nie powiedzieć słabo. A szkoda, bo mógł być to naprawdę wyśmienity tekst.

Mi miło, że piszesz komentarze, a wcześniej uważnie przeczytałeś mój tekst :)

 

I tak swoją drogą pisanie pod to, żeby ładnie brzmiało jest trochę innym pisaniem. Dla przykładu nic tak nie dynamizuje czytanego tekstu, jak przewaga długich zdań i wtrącenie kilku krótkich i szybkich od czasu do czasu. To zupełne przeciwieństwo np tego, co robił Andrzej Sapkowski, który kiedyś zapytany w wywiadzie jak się czyta jedno, czy drugie imię z jego książek powiedział: “Pojęcia nie mam, użyłem go, bo ładnie wygląda w tekście”. Mi wygląd trochę wisiał, ważne jak brzmi – stąd dużo dźwięcznych głosek i pewna rytmika, celowe powtórzenie i przestawienia szyku zdań itp. No i niestety łapie się na tym, ze niektóre rzeczy bardziej wybrzmiewają z mojej intonacji przy czytaniu, nie z samego tekstu, a to duży problem, nad którym staram się bardzo mocno pracować.

Hmm… Facet brzmi lepiej. To dalej nie to, o co by mi chodziło, ale lepiej, niż koleś:)

 

Nie będę cytował – wiadomo do czego się odnoszę. Sam napisałeś – ja jestem autorem i decyduje o swoim tekście, tak że brak opisu walki wygląda lepiej. To moja subiektywna opinia i mam do niej prawo, tak jak ty do przeciwnej. I wiem, że ten tekst nie jest dla wszystkich – ale jak zaznaczyłem we wstępie, powstał on głównie na mój kanał na YT i jest kierowany głównie do osób, które to jednak łapią. Jest krótko po premierze i jeszcze mało wyświetleń, ale za to póki co 100% ocen pozytywnych, czyli cel osiągnięty.

 

A co do samego nawiązania w przypadku tego naszego tłuścioszka. To jest jeden z najmniej polecanych i najdziwniejszych buildów postaci w Falloucie 2, kiedy dajesz postaci tylko 1 punkt inteligencji, ale za to przynajmniej 7 w szczęście i 6 w siłę. Ta postać jest tak głupia, że z nikim nie potyrafi się dogadać i jej linie dialogowe brzmią np: “Ughhh”, ale za to niesamowite wręcz szczęście powoduje, ze wszystko mu mimo to idzie dość gładko. To nie jest łatwe do wyłapania, ale jak już wyłapiesz to przywołuje ciepłe wspomnienia z retro gier i automatyczny uśmiech na twarzy. Jednym słowem w tym zdaniu musiały znaleźć się te wszystkie epitety, bo wbrew pozorom to jest zdanie podrzędnie złożone i jedyne orzeczenia to “zobaczył” i “udawał”, reszta to przymiotniki odczasownikowe, jednak dalej przymiotniki: “Machający, “siedzący”, “wydający” itd.

@aKuba139

Oczywiście, że krasie, a nie klasie: https://sjp.pwn.pl/sjp/krasa;2474917.html

 

Co do postaci w ciemności to skojarzeń z przeróżnych dzieł popkultury mogłeś mieć setki. To popularny motyw i dlatego go użyłem. Aczkolwiek pierwszą myślą były w moim przypadku westerny, kiedy wpada rewolwerowiec i kogoś szuka a pod ścianą siedzi i gra w karty, ktoś kto się do niego zwraca, nie ruszając się z miejsca. A drugie skojarzenie to NP{C w Diablo II, który zawoła cię jak jesteś w zasięgu wzroku, ale nie podejdzie.

 

Co do tego trochę homeryckiego porównania – to wbrew pozorom, to nie jest nawet zdanie wielokrotnie złożone, a jedynie najeżone przymiotnikami i jeśli byś znalazł easter-egga to wierz mi, ze byś pomyślał, ze jest w sam raz.

 

Koleś może nie brzmi dobrze w tekście literackim, ale w myślach studenta? Trochę myślałem nad tym słowem i “gość” pasowało mi jeszcze mniej, już nie mówiąc o “pan” czy “człowiek”. Jeśli masz jakąś lepszą propozycję – będę wdzięczny, ale póki co zostaje “koleś”

 

A powtórzenie z płaszczem było zupełnie celowe i miało podkreślić pewien fakt i zwrócić uwagę – ponownie nie zauważyłeś easter-egga ;] 

 

Opisanie walki byłoby ciekawsze – ale przede wszystkim to taki poł-easter-egg – czyli celowe pominięcie tak zwanego grindu – czyli wbijania poziomów zabijając setki identycznych stworów. Rzecz zajmująca wiele czasu i strasznie nudna na dłuższą metę. Coś co zajmuje dużą część przygody RPG, ale kompletnie nie jest dla niej istotne – a stanowi zaledwie wypełniacz. Dlatego to pominąłem i skupiłem się tylko na fabule. Poza tym, jak widziałeś we wstępie tekst poszedł też jako nagranie i zbyt długi by nie przeszedł – optymalnie, jak przetestowałem jest wrzucać nagrania między 10 a 15 min, a to wyszło już i tak 16-minutowe, a nie chciałem dzielić na 2 części, celowo wstawiając gdzieś w połowie clifhanger (w tym przypadku urwał bym na tym smoku ziejącym ogniem i zaczął część 2 od momentu, gdzie Kunaj przeżył).

 

I tak na podsumowanie – na betalistę nie wrzucam, bo dla mnie to i tak jest wersja ostateczna, która leci na kanał w formie audio i to zapewne jest mój największy problem – umiem opowiadać historię, ale nie ejstem najlepszy w ich zapisie, a przy “audiobookowaniu” tych tekstów nigdy nie miało to znaczenia. Jak zacząłem się bawić z wrzucaniem tego tu na forum – musiałem nieco się przestawić, przede wszystkim skracając zdania;] A pomysł nie był oryginalny, bo to tak na dobrą sprawę tekst na prośbę jednego z moich widzów na kanale, choć był on dość luźny “Napoisz coś w świecie Dungeons and Dragons” (najpierw miał być Warhammer, ale jak stwierdziłem, ze go po prostu nie zam padło na D&D). No i jakoś do tego świata trzeba było wskoczyć… Zresztą nie zawsze dobry tekst musi być oryginalny;] I dzięki za życzenia na dalszą drogę, po to tu jestem, żeby się rozwijać i uczyć dalej. Teraz na tapet leci konkurs “Serce Kapsuły Czasu” – bo i tak miałem napisać taki tekst, a konkurs to tak przy okazji – niemniej dorzucił wyzwanie czasowe i trzeba się będzie sprężyć:)

No dobra, wszystko fajne, jeśli chodzi o tagi tytuły itd., ale… zasadnicze pytanie brzmi jaki jest schemat postępowania. Napisałem pewien tekst, wkleiłem go na forum, dostałem feedback z uwagami i propozycjami poprawek i po jakimś czasie wróciłem do tego tekstu i go poprawiłem. I teraz powinienem edytować ten stary tekst i liczyć, ze po tych 3-4 tygodniach, ktoś go przeczyta na tej 3-4 stronie (bo w międzyczasie był konkurs i wpadła masa opowiadań pchających tekst w dół), czyli generalnie dość nisko – ale przy tekście jest cała dyskusja itd., Czy też powinienem, wkleić taki tekst ponownie, bo de facto to jest w 30% nowa rzecz. Bo oczywiście de facto w 70% nadal stary tekst napisany te 3-4 tygodnie temu, a nie coś nowego, aby wklejać to jako nowość. Jednak nowość się pozycjonuje jako pierwsza z góry i ma większą szansę przeczytania.

Czysta edycja starego opowiadania – w sensie ścisłym tego słowa, poprzez podmiankę go na nową (w domyśle poprawioną) wersję – w przypadku odpowiednio starego tekstu może sprawić, że nie przeczyta go absolutnie nikt, bo będzie gdzieś daleko w czeluściach poczekalni, a tego byśmy nie chcieli i nie po to włożyliśmy wysiłek w edycję, doceniając uwagi komentujących.

Jak zapowiedziałem – wkleiłem poprawioną wersję – endżoj :)

Trochę mnie nie było tu na forum. Trochę chorowałem i miałem sporo na głowie… ale mniejsza z tym. Wróciłem do tekstu, poprawiłem błędy, szczególnie biorąc pod uwagę wasze komentarze. Pozwoliłem tekstowi poleżeć, poprawiłem raz jeszcze, dopisałem w odpowiednich miejscach zdanie, czy dwa wyjaśniające rzeczy dla mnie oczywiste, ale dla kogoś, kto nie zna wiejskich tradycji – zupełnie obce. W miejscach, gdzie nie było jasne do kogo odnosi się jaki opis, czy motywacja bohaterów była niejasna też dopisałem w zależności od potrzeb od kilku słów do dwóch-trzech zdań, żeby nie trzeba było tekstu komentować, ale wynikało z niego to co powinno.

Obecnie jeszcze pracuję nad przemodelowaniem końcówki i podkręceniem atmosfery grozy i póki co nie wklejam jeszcze pełnej, poprawionej wersji, dam jej poleżeć do jutra, sprawdzę jeszcze raz i wtedy.

No i dzięki za wszelkie uwagi, choć ja wyrzucam sobie głupi błąd, na który nikt nie zwrócił uwagi…

-Krzychu, choć tutaj!

Chyba ze 3 osoby zauważyły brak spacji po myślniku i dostałem link do strony poradni PWN i informacji na temat zapisu linii dialogowych, ale nikt nie zwrócił uwagi na coś, co mnie przyprawiło o gęsią skórkę i palpitację serca i szczerze mi wstyd, że popełniłem ten błąd… tak jest napisane choć zamiast chodź brrr… masakra…

 

@Irka_Luz Górki mają swoje hasło na Wikipedii (przy czym zobowiązany jestem podlinkować temat, bo jest ponad setka haseł – bo mamy w Polsce niejedne Górki;] chodzi o te: https://pl.wikipedia.org/wiki/G%C3%B3rki_(powiat_%C5%82osicki) i ten stary kościół: https://pl.wikipedia.org/wiki/Parafia_%C5%9Bw._Wojciecha_w_G%C3%B3rkach ), aczkolwiek tekst nawet jeśli jest mocno tym miejscem inspirowany, to daleko mu do ścisłego opisu. Między innymi starego cmentarza nie ma już od dawna – został on po II wojnie ogrodzony i wyremontowany, większość starych grobów została ekshumowana i zostały tyle te, co do których przyznali się jacyś krewni i zgodzili się na swój koszt to odnowić, największe drzewa zostały wykarczowane, a dawny las to dzisiaj pole jęczmienia.

 

EDIT – aha i w ramach małego Post Scriptum – kompletnie nie zgadzam się z ANDO jakoby pominięcie całego jarmarku byłoby jakkolwiek zasadne. To tak jakby powiedzieć, ze “Morderstwo w Orient Ekspresie” byłoby tak ciekawą powieścią, gdyby Agatha Christie pominęła opis samego pociągu, jego trasy przejazdu itd. albo, czy “Dziesięciu murzynków” tej samej autorki w ogóle miało jakiś sens bez wstępu i opisu wyspy i od razu zaczęło się od kolacji i śmierci Marstona (o ile dobrze pamiętam nazwisko i nie przekręciłem kolejności śmierci)… moim zdaniem bez zbudowania tej atmosfery książka w ogóle nie nadawała by się do czytania.  Nie bez powodu już w starożytności określono trójpodział tekstu na wstęp, rozwinięcie i zakończenie – i zaczynanie od rozwinięcia po prostu nie ma sensu. Tym bardziej w horrorze, który działa (przynajmniej w mojej opinii opartej na przeczytaniu setki książek z gatunku) tylko wtedy, kiedy na wstępie mamy atmosferę spokojną i względnie sielankową, a dopiero potem napięcia narasta. O ile fakt, dlaczego piętnastolatek miałby się jarać wiejskim odpustem może być niezrozumiały – to znalezienie się za przeproszenie zupełnie z dupy dwóch chłopaków na parkingu pod cmentarzem, a tym bardziej decyzja jednego z nich, żeby popatrzeć sobie na światełka – jest nie tylko nielogiczne, ale wręcz debilnie głupie. Ok – może czasami mniej znaczy więcej, ale za mało to wcale nie jest dobrze. Ważne jest nie tylko zachowanie bohatera, ale też, a wręcz przede wszystkim, jego motywacja.

Tak teraz z perspektywy czasu i po przeczytaniu Twojego komentarza, zgadzam się ANDO, że sam motyw krwiopijców i budowania atmosfery strachu był za mały. Niemniej jednak nie odrzucił bym ani zdania ze wstępu – przy lepszym zakończeniu wybrzmiał by bardziej. Chodziło o nakreślenie sytuacji kolesia, który pochodzi z innego środowiska i ma tylko jednego przyjaciela, który go akceptuje, przez co stanie się ofiarą zdrady własnie z jego ręki – boli tym bardziej, a bohater zostaje zupełnie sam.

I chyba trochę działałem pod wpływem pierwszego tekstu, który z założenia miał być krótką formą, a przecież to nie drabble, czy coś, żebym miał się ograniczać. Także jak dla mnie tu nie trzeba było nic odrzucać, ale bardziej rozpisać motyw na cmentarzu. Bo w tym momencie jedyne, co miałoby wywołać strach i mroczne skojarzenia to zdanie Krzyśka wypowiedziane do samego siebie, że pod księżycem budzą się wampiry, a przecież mógł zobaczyć jakaś zarośniętą mchem figurę Jezusa i wziąć ją za atakującego go krwiopijcę, jakaś gałąź mogła go “poklepać” po ramieniu podkręcając panikę jeszcze bardziej… W usta czarnej damy (pomijając nawet, ze ust jako takich nie posiada) mogłem włożyć jakiś demoniczny śmiech… Faktycznie za szybko przestałem pracować na tym tekstem, a mógł być o wiele lepszy.

Proszę bardzo:) AdiBielo bawi i uczy:D Żeby tak jeszcze nie popełniał błędów w tekście to byłoby już całkiem fajnie;P

Nie ukrywam, że podziękowania powinieneś kierować do forumowiczki o nicku drakaina, bo ze dwa dni temu zrobiła to samo dla mnie i zmotywowała mnie do przejrzenia tekstów innych osób i zrobienia tego samego.

 

I tak, ta wersja zakończenia jest lepsza, tamta zalatuje za bardzo “Laleczką Chucky” – która dzisiaj ma status horroru kultowego, niemniej nigdy nie stanowiła jakiejś wybitnej historii, a najwyżej ucztę wizualną niskich lotów, która się całkiem dobrze sprzedaje.

I jak nie wyjaśniłeś tajemnicy – to mogłeś chociaż pobawić się w listę szalonych rzeczy, które by młody człowiek zrobił w obliczu śmierci – bo prowadzenie samochodu, przy jednoczesnej konieczności uzyskania zgody rodziców na wyjazd jasno sugeruje chłopaka w wieku 18-19 lat – bo tyle musi mieć, żeby posiadać prawo jazdy, a jednocześnie nadal być na łasce rodziców. Klasa maturalna pasuje tu bez pudła. Jako student (lub nie studiując i mając już pracę po zawodówce lub liceum) byłby o wiele bardziej samodzielny. Dlatego mógłby choćby przed śmiercią chcieć uprawiać seks ze swoją dziewczyną ostatni raz… czy nawet pierwszy, bo mogą być parą od niedawna i jeszcze tego nie robili. Może chcieć się upić ze strachu – no tropów jest wiele.

Możesz też napisać kontynuację, w której okazuje się, że główny bohater jednak przeżył, a kiedy starał się odkryć dlaczego, okazało się, że to Eryk (a może ta kobieta, która z nimi rozmawiała lub nawet czysty przypadek) coś zrobił, ze klątwa została zdjęta, o ile iść w stronę klątwy – bo nic nie sugerując mam inny chory pomysł:P A co jeśli kot od zawsze był wysłannikiem śmierci i miał doprowadzić dziewczynkę do zgonu, ale się do niej przywiązał i chciał ją uratować. Śmierć się wkurzyła, zabiła dziewczynkę, zabiła jego (tudzież odebrała mu nieśmiertelność) i zabija każdego, kogo on chce ostrzec. Jednym słowem kot chce dobrze, ale próbując pomagać, powoduje zgony ludzi.

Inna opcja to był tak przywiązany do dziewczynki, ze jak ona ginęła będzie zabijał póki ktoś go nie pokocha tak jak ona go kochała – tu jest dużo opcji:)

Aha. Już rozumiem Twój sposób rozumowania. Dla mnie, znającego to środowisko było oczywiste, że wiejski odpust to coś realizowanego w trzech krokach:

Uroczysta suma odpustowa.

Wizyta na straganach

Wizyta na przykościelnym cmentarzu – co de facto jest warunkiem uzyskania odpustu zupełnego za zmarłych – bo w tej uroczystości chodzi przede wszystkim o ten aspekt i od tego bierze ona nazwę.

Do tego wiejska parafia – to nie teraz kilometra w każdą stronę, gdzie się schodzą ludzie z pobliskich bloków, a obszar często i kilkunastu sąsiednich miejscowości, z których się maszeruje kilometrami. Do tego w takich parafiach cmentarz zawsze jest tuż obok kościoła. No i na uroczystości odpustowe zjeżdżają się ludzie, którzy już dawno wyprowadzili się z tej wioski, ale nadal mają swoich przodków na cmentarzu, którym zapalą świeczkę, jak już są na miejscu.

Kościół w Górkach dobrze znam i wiem, jacy tam są ludzie i jakie mają tradycje. I kojarzę też kilka innych wioskowych parafii, gdzie zawsze stoi stary kościół, a obok stary cmentarz. Odwiedzanie grobów nawet po niedzielnej mszy świętej bez szczególnej okazji jest tam częste – a po odpuście powszechne i obowiązkowe. A tak swoją drogą stragany odpustowe stoją na całej długości ulicy – od plebanii, przez cały parking między nią a kościołem, przez cała długość muru zakręcającego pod kątem, aż po bramę cmentarza i wędrówka w tym kierunku jest całkiem naturalna, nawet jak ktoś by się uparł nie spełnić tego trzeciego warunku, o którym napisałem, a ksiądz 3 razy trąbił z ambony.

 

No z tego, co wiem – nikomu nigdy i nigdzie nie zależało na tym, aby na cmentarzu drzewa zdominowały krajobraz i albo się je przycina, albo – co by w normalnych warunkach nastąpiło w tym miejscu – po prostu karczuje. To nie Białowieski Park Krajobrazowy, żeby drzewa zostawiać swobodnie. One mają służyć cieniowi latem i ozdobie przez cały rok i absolutnie niczemu więcej. Tu nie ma sentymentów. Tymczasem grobowce pozostawione same sobie, ze tak powiem wpuściły las do środka. 100 lat temu z wiatrem przyleciały nasiona, wyrosły młode pędy, których nikt nie wykarczował i dzisiaj to już pokaźne badyle. Tu problemem nie jest to, jak drzewa rosną, ale, że w ogóle są tak wielkie w takim miejscu. A co do korzeni na zewnątrz – to nie jest to naturalny sposób rozrostu drzew, a naturalna konsekwencja tego, ze nie żyjemy w próżni i wiatr i woda deszczowa zwyczajnie wypłukały część gleby i te korzenie odsłoniły, co też by się nigdy nie stało, jeśli ktoś dbałby o ten cmentarz. Albo wysiano by trawę, albo nawieziono piasku, a następnie na nim kostkę brukową. Zresztą daleko nie szukając jakieś 7 lat temu dokładnie tak zrobiono w miejscowości, gdzie wychowywała się moja matka i leży tam kilka osób z jej rodziny – te kilka starych drzew, które były pozostawione (bo wszelkie młode pędy od razu były usuwane), rozszerzając teren cmentarza zwyczajnie ścięto, a korzenie wyrwano traktorem, a w tym miejscu położono kostkę brukową w alejce… a główną aleję pokryto asfaltem, żeby karawan miał łatwiej wjechać z konduktem żałobnym.

 

Podsumowując – pełno zniczy na cmentarzu kilka godzin po odpuście jest czymś normalnym, a drzewa porastające cmentarz w taki, a nie inny sposób kompletnie nie – i z tego powodu obie kwestie zawarłem w moim opowiadaniu.

 

PS ja pamiętam czasy, kiedy te szklane pojemniczki nie tylko nie były przykrywane berecikami, ale nawet nie były szklane, a wyglądały trochę jak takie ceramiczne talerze na zupę wypełnione jakąś płonącą oliwą. Szczególnie ciekawie wyglądał tego typu kaganek o wyjątkowo dużej średnicy i aż trzech grubych knotach, które z daleka zdawały się płonąć jednym wspólnym wielkim płomieniem. Ale to było ponad 20 lat temu i już nigdy nie wróci… to nie spełniało żadnych norm BHP.

Hmm… jak patrzę na niektóre błędy to chyba jednak wychodzi niewyspanie, bo są to głupie błędy, których nie powinienem popełnić.

Niemniej muszę się nie zgodzić, co do stwierdzenia, ze drzewa tak rosną… nie do końca. Zadbane drzewa mają korzenie pod ziemią, a gałęzie w ryzach, a te zdziczały i rozpanoszyły się zajmując przestrzeń zdecydowanie nadmierną – niszcząc i estetykę miejsca i komforty poruszania się. Także dla mnie nie jest to rzecz oczywista, którą byłyby po prostu rosnące drzewa, a wyraźna, kolejna przeszkoda, zaraz obok poprzewracanych krzyży.

 

Pisząc o tym, że jest coś dziwnego w tym, że chłopcy mogliby chcieć zobaczyć palące się na cmentarzu nocą znicze – zwyczajnie nie miałaś takich doświadczeń. A szkoda, bo to na prawdę niesamowity widok – a obie sytuacje (jazda na deskorolce obok cmentarza, bo fajny równy i pusty teren, jak również odwiedzanie cmentarza nocą celem podziwiania piękna setek płomyków) – to nie jakieś wydumane motywy, a elementy autobiograficzne. A skoro jarało to mnie w podobnym wieku, to mojego bohatera tym bardziej powinno.

 

I na prawdę nie mam pojęcia, jak mogłem napisać do finansuje… i jak mogłem tego nie wychwycić sprawdzając dwa razy ten tekst przed jego wklejeniem…

 

I cóż… ja z kolei nie wykluczam, że nadmierne skupienie na zamyśle z pierwowzoru sprawiło, że sam nie włożyłem w ten tekst za dużo horroru. Mogłem skupić się ba Krzysztofie, sprawiać, żeby zauważał jakieś niepokojące cienie, słyszał dźwięki itd. a chciałem tak samo przejść do sedna skupiając się na perspektywie komarów, jak w pierwszym tekście.

 

Tak czy inaczej – cieszę się, że jej lepiej:) I… trzeciej wersji już nie będzie:D Ale postaram się napisać coś innego, w zupełnie innym klimacie. I kilkakrotnie sprawdzić błędy. Na spokojnie. I wyspany.

Przeczytałem do końca i cóż… utwierdziłem się tylko w tym, że pomysł był na prawdę niezły, al;e zakończenie jest niesamowicie niesatysfakcjonujące. Cała intryga, tajemnica, śledztwo. Miast, w którym stała się tragedia i wszyscy coś wiedzą, facet w barze wkurzony samą wzmianką na temat i w końcu facet, który przerywa zmowę milczenia i zaczyna coś wyjaśniać… do tego miejsca – pomijając błędy formalne i stylistyczne, które można bez problemu poprawić i całość nieco podrasować – no majstersztyk. Ale niestety dalej z tego całego śledztwa nic nie wynika i sprawa zostaje otwarta, co jest świetne, jeśli jest toi część pierwsza jakiegoś cyklu lub pierwszy rozdział powieści. Wtedy robi to za cliff hanger i jest idealnym rozwiązaniem – ale jako pełnoprawne zakończenie jest prawie splunięciem w twarz czytelnika – bo oto zmarnował kilkadziesiąt minut swojego życia w zasadzie po nic… a mogło być tak pięknie… bohater mógł odkryć tajemnicę, Eryk odzyskać spokój sumienia, a Anna nie stracić chłopaka.

 

Niemniej widzę w Tobie potencjał, którego chłopie nie możesz zmarnować. Masz talent, masz swój styl, ale jest jeszcze bardzo nieokrzesany i chaotyczny i wymaga po prostu praktyki i obycia, a przede wszystkim po prostu znajomości zasad (a na tym forum znajdziesz poradniki dotyczące prawie wszystkich aspektów pisania fantastyki, także dobrze trafiłeś).

 

PS dlaczego dowiadujemy się, ze Anna ma na imię własnie Anna dopiero mniej więcej w połowie utworu? Nic w tym złego, ale nic to też nie zmienia, a używanie określenia “moja dziewczyna" w każdym momencie, aż do nazwania jej po imieniu generuje masę niepotrzebnych powtórzeń.

PPS jak piszesz w narracji wskazującej na opis przeszłych wydarzeń, to nie używaj słowa jutro, a kolejnego dnia. Bo zobacz – 6 dni temu byłem w barze X a jutro w barze Y – no nie jutro, a 5 dni temu, ewentualnie kolejnego dnia. Jutro dla narratora to dzień później, niż ostatnie zdanie, które umieszcza akcję w chwili teraźniejszej, a tamto jutro, w momencie kiedy było użyte to de facto dzień po akcji mającej miejsce 2 dni temu, czyli de facto wczoraj.

Jeszcze nie przeczytałem całości, bo trochę się spieszyłem przed pracą, ale nadrobię, w każdym razie chcę póki co odnieść się tylko do Twojego komentarza – o urozmaicaniu, bo nie ma w tym nic złego, jeśli się to robi umiejętnie. Przykładowy przepis na jajecznicę można urozmaicić dodając tam szynkę, ale nie mówiąc o mieszaniu jajek łyżką z główką w kształcie Myszki Miki, zdecydowanymi ruchami w kierunku godnym z ruchem wskazówek zegara przez 11 i pół sekundy.

Podam Ci przykład z mojego własnego tekstu (krótki urywek z opowiadania “Odpust”, które możesz tu znaleźć, gdzieś w poczekalni):

 

Po ile to? – spytał sprzedawcy. 

Po krótkich targach towar zmienił właściciela

 

Urozmaiciłem zakupy targowaniem się – ale jednocześnie niczego nie rozwlekłem, bo nie było to istotne dla historii. Tak samo, jak i sama cena. Fakt, że mój bohater się targował jednak pozwala czytelnikowi domniemywać co najwyżej, że mój bohater jest przedsiębiorczy. 

Jednak z tym całym motywem z frytkami am o wiele większy problem, pozwól, ze zacytuję to zdanie:

 

– No więc co teraz robimy? Wzruszyłem ramionami.

– Możemy wyjść i trochę się rozejrzeć. Może znajdziemy coś ciekawego. I tak też zrobiliśmy. Niedaleko zobaczyliśmy małą knajpę, więc to właśnie tam skierowaliśmy najpierw nasze kroki. Po całej nocy jazdy trochę zgłodniałem, więc chętnie coś bym zjadł, a knajpa wyglądała na otwartą. W środku nie było nikogo, zupełna pustka, chociaż nie byłem zaskoczony, w końcu była dopiero siódma rano. Zamówiliśmy sobie frytki, które dość szybko zostały nam podane. Korzystając z okazji postanowiłem dowiedzieć się czegoś od pracownika za ladą, który nas obsłużył.

 

Przede wszystkim, zgodnie z zasadami konstrukcji dialogu – jedna z Twoich postaci powiedziała – “Wzruszyłem ramionami”, a druga opowiedziała, co zrobiliście i to w formie gramatycznej kwalifikującej się pod diagnozę schizofrenii. Poprawnie powinno to wyglądać tak:

– No więc co teraz robimy? – wzruszyłem ramionami.

– Możemy wyjść i trochę się rozejrzeć. Może znajdziemy coś ciekawego.

I tak też zrobiliśmy. Niedaleko zobaczyliśmy małą knajpę, więc to właśnie tam skierowaliśmy najpierw nasze kroki. Po całej nocy jazdy trochę zgłodniałem, więc chętnie coś bym zjadł, a knajpa wyglądała na otwartą. W środku nie było nikogo, zupełna pustka, chociaż nie byłem zaskoczony, w końcu była dopiero siódma rano. Zamówiliśmy sobie frytki, które dość szybko zostały nam podane. Korzystając z okazji postanowiłem dowiedzieć się czegoś od pracownika za ladą, który nas obsłużył.

 

Po drugie, skoro w środku nie było nikogo, to było pusto – jedno z tych dwóch stwierdzeń jest niepotrzebne. To samo jak zgłodniałeś to jest oczywiste, ze chętnie coś byś zjadł – takich rzeczy się nie pisze.

Jak przeczytam do końca (czyli za jakieś 20 minut podejrzewam) i – oczywiście jeśli chcesz – wskażę Ci więcej błędów formalnych. Moja propozycja brzmi jednak nie, żebyś następnym razem postarał się bardziej – ale jeszcze tym razem postarał się wystarczająco, żeby tekst był poprawny, bo zanim nauczysz się biegać, musisz najpierw nauczyć się chodzić. Także na początek poprawne formułowanie zdań bez powtórzeń i poprawny zapis dialogów, a potem dopiero na głęboką wodę, ok? I wprawiaj się na krótszych tekstach – to szybciej się nauczysz, bo i więcej osób zachce to przeczytać, a tak długie formy sobie odpuszczą.

Już wiem dlaczego tak ciężko mi było przebrnąć przez pierwsze zdanie. Nie tylko jest ono za długie i rozbudowane, z zastosowaniem pewnej fajnej techniki, która często podbija atrakcyjność zdania, a polega na wtrąceniu tak zwanego zdania podrzędnego przydawkowego nie na końcu, a w środku. Nie można jednak z tym przegiąć i trzeba bardzo jasno zaznaczyć co do czego się odnosi.

Może na przykładzie zdania zapisanego na 3 sposoby:

W ręku trzymał młot bojowy. Wydawać by się mogło, że był on o wiele za ciężki dla kogoś jego postury.

W ręku trzymał młot bojowy, wydawać by się mogło, że o wiele za ciężki dla kogoś jego postury.

W ręku trzymał, wydawać by się mogło, że o wiele za ciężki dla kogoś jego postury, młot bojowy.

Twoje pierwsze zdanie jednak nie składa się tylko z dwóch części – rozbitego nadrzędnego i wtrąconego w środek podrzędnego, ale są tam 4 zdania, w tym jedno podzielone na 2 części i kompletnie wszystko pomieszane.

1. Wiele lat już minęło, 2. odkąd do miasteczka Wananok (tu powinien być przecinek) 3a zawitał wieczorem, 4. gdy zaczęły pokazywać się pierwsze gwiazdy na niebie, 3b Matanpozon, poszukiwacz krynic i zdrojów.

Brak tego przecinka i dwie nowe nazwy wprowadzane nie tylko w jednym, ale przede wszystkim pierwszym zdaniu tekstu, no cóż… odpychają od niego już na starcie, a powinny wręcz przeciwnie – zachęcać do dalszego czytania. No i krótsze zdania wprowadzają dynamikę do tekstu.

A gdyby to brzmiało tak:

Było to wiele lat temu. Do miasteczka Wananok, wieczorową porą, gdy na niebie zaczęły się pojawiać pierwsze gwiazdy, zawitał wędrowiec. Był poszukiwaczem krynic i zdrojów, a imię jego brzmiało Matanpozon.

Lepiej?

Co ja tu mogę powiedzieć? No jest to ciekawa opowieść, napisana całkiem interesującym językiem, ale strasznie dla mnie niewiarygodna. 

Bo wyobraźmy sobie taką sytuację: przychodzi jakiś menel ubrany w stare i niemodne cichy wpada do baru i wygłasza mowę o tym, że wszyscy tu zgromadzeni są ciekawi kim jest i czego tu chce. Nawet jakby to się działo w małej wsi, gdzie każdy każdego zna i setki lat temu – to jedyne reakcje stanowiłyby wyzwiska i prośby, żeby krótko mówiąc zamknął ryj. A już na pewno o wiwatach, napięciu sięgającym zenitu, czy tym bardziej wniebowzięciu. A to nawet nie jest mała biedna wioska – bo skoro mówimy o mieszczanach, nie chłopach – to jest to grupa, która, gdzieś cały dzień ciężko pracuje jako czeladnik, ale ma z tego swoje pieniądze i może nie grzeszy majątkiem na poziomie szlachcica mającego pod sobą kilka wsi – ale tym bardziej biedy nie klepie. Mieszczanie to nie biedota, a klasa średnia tamtej epoki.

Pomijając to wszystko – przede wszystkim nikt by obcemu tak silnie nie zaufał i jedyne co mógłby tam na prawdę osiągnąć ten człowiek to wygnanie z miasta na kopach.

 

Nie będę wymieniał literówek i wskazywał braku znaków interpunkcyjnych – bo jest tego trochę i bardzo utrudniało mi to czytanie. Niejedno zdanie czytałem i po 3-4 razy, żeby je w ogóle zrozumieć, w tym pierwsze zdanie tego tekstu, co prawie mnie nie odrzuciło od dalszej treści. Jednym słowem jest w tym potencjał, ale póki co to trochę rzeźba tworzona samym młotkiem, bez delikatnych pociągnięć dłuta – kawał ciekawej konstrukcji, ale dość surowej w swojej formie. Pracuj dalej, będzie lepiej:) A na pewno lepsi spece, bardziej techniczni zwrócą Ci uwagę na więcej niedociągnięć i może wyjdzie z tego mała perełka.

A stara część cmentarza, gdzie wiecznie brakuje hajsu na remont i można się potknąć o zawalone betonowe krzyże nawet w środku dnia – nocą wygląda i brzmi jeszcze groźniej;] ale dajcie mi kilka dni, a może nawet ciut więcej, niż kilka:)

No i oczywiście inne rzeczy tym bardziej poprawię, to seting idzie pod nóż przy okazji, nie odwrotnie:)

W Siedlcach mieszkam od jakichś 5 lat i o ile znam to miasto całkiem dobrze, to jednak chyba nie tak dobrze, jak Warszawę, gdzie mieszkałem lat 8, ale… no cóż – stolica to też mocno wyeksploatowany motyw i z pewnością są tacy, którzy się w niej odnajdują lepiej, zwłaszcza, ze to żywy organizm i nie jest już taka sama jak wtedy.

Ale podsunęłaś mi iny pomysł i miejscowość, która będzie bardziej klimatyczna w kontekście tej historii i mimo, że de facto tam nigdy nie mieszkałem – to znam to miejsce bardzo dobrze. Mam na myśli małą wieś na Podlasiu, jakieś 2-3 km od domu rodzinnego moich rodziców (nie wchodząc w szczegóły ja się tam ani nie wychowałem, ani nie mieszkałem, ale rodziców często odwiedzam, a kiedyś odwiedzałem jeszcze częściej), gdzie jest zabytkowy, barokowy kościółek z XVI wieku i stary cmentarz. Wystarczy “zorganizować” tam klasyczny odpust i mam swoją notte bianca, a ciemne nagrobki stanowią lepszą podbudowę klimatu, niż wąskie uliczki włoskiego miasta. Tylko tytuł jakiś taki nieszczególny… “Krwawa noc w Górkach”? To jest jeszcze do poprawki;]

I pytanie za sto punktów – bo nie będzie to poprawka do tego tekstu, a praktycznie przepisanie go od nowa i nie wiem, jak to się ma do zasad panujących na tym forum – zamieszczać to jako nowy tekst pozostawiając ten bez zmian, czy ten usunąć i zastąpić nowym, jak już go napiszę? Bo w obliczu nowej, lepszej wersji – ta generalnie staje się nieistotna.

Niedawno czytałem (a właściwie nadal czytam, bo jeszcze nie skończyłem) “Autora bestsellerów” Marcina Ciszewskiego i pada tam pewna wypowiedź, którą postaram się zacytować (oczywiście będę robił to z pamięci, także wierność oryginału na poziomie 60-70%): “napisano już wszystko i współczesny autor może tylko kopiować dawne schematy i cała zabawa polega na tym, żeby łączyć ogień z wodą w zaskakujący sposób”. No i słynna sentencja z “Parostatku”, ze podoba nam się to, co się nam podoba. Dlatego mimo wszystko uważam, ze umieszczenie ciekawej historii w do bólu wyeksploatowanej scenerii mimo wszystko ma sens – bo ma zwyczajnie niższy próg wejścia dla czytelnika. Zbudowanie nowego, ciekawego świata ma sens, ale w pierwszym tomie wielkiej sagi fantasy – a na krótkie opowiadanie warto używać jednak znanych i lubianych motywów. Przynajmniej tak mi podpowiada intuicja. Nie bez powodu te filmy i seriale mają tak bardzo podobny do siebie seting.

 

Google translator dzisiaj działa świetnie, ale pisałem to w czasie, kiedy dopiero raczkował, niemniej fakt – nazwę potrawy mogłem znaleźć bez problemu, zwłaszcza, ze nazwę wina znalazłem bezbłędnie… biję się w piersi – duże niedopatrzenie.

 

Serdeczne dzięki za poradnik:) Bardzo ciekawy i bardzo przydatny:)

 

I mam takie małe pytanie trochę nie na temat – jak gatunkowy przypisywany jest steam punk? Jako fantasy, czy bardziej jako science-fiction? Czy też należałoby tu jednak zdecydowanie posłużyć się wytrychem w postaci kategorii “inne”? Aktualnie nie mam nic takiego na koncie, ale jednym z moich cichych marzeń jest napisanie czegoś w tych własnie klimatach i warto wiedzieć jak to potem poprawnie wrzucić tu na forum;]

Dzięki za podpowiedzi:) I chyba najtrafniej skomentował to dogsdumpling – miałem fajny pomysł, ale przekombinowałem z wykonaniem.

Wkleiłem na początek takie, a nie inne opowiadanie, mimo, że zdawałem sobie sprawę jak dalekie jest od pełni moich możliwości. Głównie dlatego, że na moim kanale na YT jest jako pierwsze. A jest jako pierwsze na kanale wyłącznie dlatego, że jest po prostu krótkie i nie odstrasza potencjalnego widza jeszcze przed jego wysłuchaniem. Chciałem też sprawdzić opinie kogoś, kto nie jest piętnastolatkiem z “ajfołnem”, co to trafił na mnie przypadkiem, ale osób, które niejedno w życiu czytały i znają się trochę na temacie i potrafią ocenić to w pełni krytycznie. I tak swoją drogą nie tak wiele z tego, co napisałem w ogóle łapie się pod fantastykę (najlepiej klikają się tam fanfiki, zwłaszcza powiązane z YouTubem), a i to jest lekko naciąganym horrorem z powodu twistu na końcu.

Muszę się też usprawiedliwić w kwestii doboru miejsca – opowiadanie powstało jakieś 9 lat temu, kiedy jeszcze jako biedny student wynajmowałem tani pokój w wieloosobowym mieszkaniu i bardzo zżyłem się ze swoim współlokatorem, mającym za sobą włoski epizod. No i przesiąkło to do mojego opowiadania, bo za głęboko w głowie miałem te opowieści. I tak z rzeczywistością zgadza się nazwa notte bianca, choć nie zgadza się jej przebieg, zgadza się wuj i zgadza się imię Cezary. Jakbym dzisiaj dobierał miejsce akcji – to zmienił bym nie tylko miejsce, a i czas i wszystko trafiłoby do wiktoriańskiej Anglii, bo za sprawą Brama Stokera nigdzie wampiry nie pasują lepiej. Nie byłyby to realia, które bym znał sensu stricto – bo nie żyłem ani w tym miejscu, ani czasie, ale mam na koncie na tyle dużo książek (i filmów, czy seriali) z epoki, że z pewnością znam je bliżej, niż fasadową “włoskość”.

 

Zdania zbyt rozbudowane, wielokrotnie złożone to problem, z którego zdaję sobie sprawę od dawna i staram się z nim walczyć. Spodziewałem się też tego, że włoskie nazwy mogą być zapisane niepoprawnie, z racji na to, że nie znam języka i nigdy nie byłem we Włoszech. Ale dzięki za zwrócenie uwagi na nadmiar zaimków. Na przyszłość zastosuję się do tych uwag i z pewnością kolejne opowiadanie jakie tu wrzucę będzie lepsze. Jeszcze raz dzięki za wszystkie rady.

PS

@drakaina

krwi, nęcąco krążącej w jego żyłach.

 

Jej zapach zwabił ją już z daleka

Jej zapach – w sensie zapach krwi, nie jakiejś osoby. Nie powinienem w tym miejscu rozpoczynać nowego akapitu, a pewnie wybrzmiałoby to odpowiednio.

Nowa Fantastyka