Był typowy letni dzień. Słońce osiągnęło zenit, więc żar lał się z nieba sprawiając, że powietrze drżało nad chodnikami. Siedziałem w biurze zastanawiając się w jaki sposób odegrać się na posłance Klaudii, która publicznie skrytykowała mojego srebrnego Jaguara. Pozwalałem sobie na ten luksus, ponieważ nie liczyłem by ktoś moje rozważania przerwał. W taką pogodę nikt nie przybywa z petycjami do posła, a zlecenia dla detektywa mogą pojawić się dopiero po południu. Wentylator na biurku leniwie młócił powietrze, a promienie słońca przeciskały się przez opuszczone rolety. Ponieważ brakowało mi weny rozważałem, czy wypić szklaneczkę whiskey z wodą sodową i lodem, czy też poprzestać na radlerze z lodówki. Oczywiście wrodzona czujność sprawiła, że obserwowałem też, co się dzieje za oknem. Od razu więc w strumieniu leniwie sunących aut wyłapałem błękitnego Mustanga kabrio z 65 prowadzonego przez piękność o twarzy zbliżonej do młodej Sharon Stone i włosach w kolorze starego złota. Samochód niczym przyciągany moim spojrzeniem zbliżał się, by w końcu opuścić lepki asfalt i zaparkować pod moim biurem. Nieznajoma wysiadła z gracją, po czym poprawiła okulary przeciwsłoneczne i ruszyła. Wiedziałem, że oto przeznaczenie za chwilę zapuka do mych drzwi. Nie myliłem się, albowiem kilka minut później siedziała przede mną.
– Pan Marcin Cravandeary? – spytała.
– Czym mogę pani służyć.
– Nazywam się Wanda Walewska i potrzebuję detektywa od spraw nietypowych – położyła nacisk na ostatnim słowie.
– Owszem, zajmuję się kwestiami, przy których inni są bezradni z uwagi na brak wiedzy lub wiary.
– Dyskrecja?
– Taka, jakiej życzy sobie mój klient.
– To dobrze.
Mówiąc to wzięła głęboki oddech, demonstrując przy okazji pokaźny dekolt. Zdjęła też okulary i mogłem spojrzeć w jej oczy o zielonych tęczówkach i wąskich kocich źrenicach. Coś mi się nie zgadzało. Wanda chyba zauważyła moje zdziwienie bo pochyliła głowę i rzekła:
– Proszę wybaczyć, ale kiedy jestem zdenerwowana nie do końca panuję nad szczegółami.
– Nie szkodzi. A więc z czym pani do mnie przyszła?
– Mam pewien problem z nestorem naszego rodu?
– A cóż spsocił szanowny senior?
– Zajął się ekologią.
– To popularne ostatnio hobby – zauważyłem.
– Nie przeczę, niemniej jego podejście do niej może rodzić pewne konflikty.
– Jakie miałoby być moje zadanie.
– Namierzenie go, abym mogła się z nim rozmówić, zanim narobi szkód.
– Prosiłbym więc o jakieś zdjęcia.
– Tu jest pewien problem, albowiem z uwagi na nasze pochodzenie możemy w pewnym zakresie zmieniać swój wygląd.
– To utrudni sprawę – zmartwiłem się. – A jakieś inne dane?
– Lubi imię Drago i chętnie go używa. Jest też uparty, niepokorny, odrobinę szalony, staroświecki w kwestiach damsko–męskich, możliwe też, że wrócił na stare śmieci, ale to nic pewnego.
– Gdzie by to było?
– Kraków i okolice.
– Prosiłbym jeszcze o sprecyzowanie, którą to gałęzią ekologii zainteresował się senior?
– Gałęzią? – Wanda wydaje się być zdziwiona.
– Co jest szczególną domeną troski szanownego seniora, psy, konie, pandy, lasy tropikalne, wieloryby?
– Już rozumiem. Tak więc Drago zainteresował się globalnym ociepleniem i emisją dwutlenku węgla
– Jeśli tak, to myślę, że będę mógł pomóc.
– Ile będą kosztowały pana usługi?
– Na pewno koszty, plus… – zawiesiłem głos. – Możliwe, że tylko przysługę o ile pani ma też zdolność modyfikowania swojego wyglądu. W podjęciu decyzji mógłby mi pomóc pokaz możliwości…
– Jak sobie życzysz. – Wanda uśmiechnęła się lekko.
Walewska dość płynnie przeszła z blondynki o twarzy młodej Sharon Stone w brunetkę o twarzy siedemdziesięcioletniej Joan Collins.
– I jak? – zapytała.
– Interesujące. A czy przemiana może dotyczyć czegoś więcej?
– Czyli? – odpowiedziała po jezuicku pytaniem.
– Czy Drago może być dwumetrowym dryblasem, by za chwilę stać się drobną kobietką?
– Twarz, czy ton głosu może zmienić, ale nie zmieni swojej masy, czy też płci – odrzekła.
– Interesujące.
– A co masz jakieś specyficzne wymagania? – Wanda, płynnie zmieniła się w góra osiemnastoletnią Collins, po czym usiadała na biurku, zakładając seksownie nogę na nogę. – Mogę być nawet gorętsza od oryginału – Schyliła się demonstrując fascynujący biust.
– Myślałem o obiedzie w restauracji, za to uwiecznionym przez fotografa z bulwarówki.
– Nie wiesz co tracisz – kusiła, seksownie oblizując wargi.
– Etyka zawodowa nie pozwala mi sypiać z klientkami.
– Skoro obiad będzie formą wypłaty wynagrodzenia, to po uregulowaniu należności nie będę już twoją klientką – szeptała mi do ucha.
– Pożyjemy zobaczymy – odrzekłem. – Najpierw muszę znaleźć Drago.
– Podoba mi się twój pragmatyzm. – Wanda zeskoczyła lekko z biurka.
Podpisane umowy było przyjemnością, a potem przystąpiłem do rzeczy. Na wszelki wypadek zacząłem od ustalenia kim jest Wanda. Było to proste dzięki moim kontaktom w policji. Gliniarze szybko sprawdzili do kogo należał samochód którym przyjechała. Tu spotkało mnie zaskoczenie, ponieważ w bazach danych figurował on jako własność World Express Logistic Exchange System Sp. z o. o. Firma ta słynęła z zaradności, dostępu do wielu polityków i urzędników najwyższego szczebla, oraz świetnej własnej ochrony, w której żelazną dyscyplinę wprowadził Paweł Ankarski. Miejskie legendy sugerowały, że formacja ta dość kreatywnie traktuje zadanie zabezpieczenia majątku korporacyjnego. Z tego, co się orientowałem służbowe samochody klasy Mustanga mojej klientki były przeznaczone dla dyrektorów wysokiego szczebla. Dlaczego więc Wanda zamiast skorzystać z firmowej ochrony wynajęła mnie?
Miałem raczej przykre doświadczenia z fundacjami ekologicznymi, ale znałem kogoś, kto w kontaktach z nimi świetnie się sprawdzał, a w negocjacjach z zielonymi odnajdował prawdziwą przyjemność. Kiedy przybyłem do jego posiadłości musiałem trochę poczekać, zanim sekretarka mogła mnie wpuścić do gabinetu Zefiryna Pochwistowskiego. Wreszcie drzwi się otworzyły i pojawił się w nich na czworakach wyraźnie duszący się, acz bez wyraźnego powodu, człowiek. Ze środka słychać było głos Pochwistowskiego.
– Jak wspominałem, bardzo serio traktuję nawiązanie współpracy z waszą fundacją i myślę, że po głębszym zastanowieniu też dostrzeżesz jej zalety.
– Argrrr – wycharczał człowiek na czworakach.
– Na razie dam ci dwa dni na przemyślenie mojej oferty, po czym osobiście odwiedzę.
– Oh… – Rozmówca Zefiryna w końcu złapał oddech.
– Nawet nie myśl o ucieczce i tak cię znajdę.
– Odejdź szatanie! – dyszał ekolog.
– Nie zaczynajmy tego jeszcze raz. Przecież tłumaczyłem, że nie jestem przedstawicielem piekła.
Dalszej części rozmowy nie było, ponieważ rozmówca Pochwistowskiego po prostu biegiem uciekł. Przez chwilę rozważałem co robić. Nie jestem jednak byle kmiotkiem, który odpuszcza tylko dlatego, iż źródło informacji może być trudne w kontaktach.
– Witam prezesa – rzekłem w drzwiach.
– Dzień dobry panie Cravandeary. – Pochwistowski wstał by uścisnąć mi prawicę.
– Czy aby nie przeszkadzam?
– Ależ skąd, właśnie skończyłem przekonywać szefa fundacji Aviv do promowania systemu „Kołyska” w celu walki ze smogiem.
– Właśnie widziałem…
– Czasem muszę stosować trochę agresywnego marketingu. – Zefiryn uśmiechnął się przepraszająco. – A cóż sprowadza przedstawiciela naszego parlamentu w moje progi?
– Poszukiwanie wiedzy – zacząłem ostrożnie.
– Program „Kołyska” to fenomenalne rozwiązanie do walki ze smogiem, które…
– Nie wątpię – odrzekłem, nie czekając na duszenie. – Szukam jednak wiedzy o tym, czy w okolicach Krakowa nie pojawiła się jakaś nowa nietypowa fundacja ekologiczna?
– Krakowa mówisz… – Zefiryn pogładził się w zamyśleniu po brodzie.
– Jej przywódca może być niekoniecznie człowiekiem.
– W zasadzie, to coś może być na rzeczy. Z tego co kojarzę, od jakiegoś czasu działa tam jakby sekta. Moi płanetnicy meldowali mi nawet o tym, że jej szef jest ekscentryczny, a działania jej członkiń są ekstremistyczne
– Czyli?
– Tu pojawi się adwokatka co namiesza samorządowi chcącemu pchnąć uchwałę antysmogową, tam spali się składowany plastik czy opony. Nie występował jednak między nimi i mną konflikt interesów, więc nie musiałem interweniować.
– A cóż takiego oni robią?
– Walczą o globalne ocieplenie.
– Czyli standard – odrzekłem. – Jakieś dodatkowe info?
– Informacja, tak jak wszystko ma swoją cenę.
– Mówimy o tych, których już mi udzieliłeś, czy tych których możesz jeszcze udzielić? – spytałem ostrożnie.
– Wiesz, że jestem szybki w działaniu. Co wiedziałem powiedziałem, teraz mówimy o moim wynagrodzeniu.
– A będzie to?
– Podczas prac komisji sejmowych i głosowań dotyczących walki ze smogiem będziesz wspierać system „Kołyska”.
– Oczywiście będę tak czynił. – Wyciągnąłem rękę do uścisku potwierdzającego umowę.
Zgodziłem się natychmiast, albowiem wiedziałem, że Zefiryn to tak naprawdę Pochwist, stary słowiański bożek władający pogodą i powietrzem. Tylko ktoś nierozsądny mógłby go denerwować. Pochwist bowiem do perfekcji opanował sztukę zmieniania składu atmosfery wokół ludzi go irytujących, w efekcie czego nieszczęśnicy dusili się oddychając czystym azotem.
Do Krakowa dojechałem nadspodziewanie szybko srebrnym, widlastym, dwunastocylindrowym Jaguarem XJ III choć musiałem kilkakrotnie pokazywać sejmową legitymację nadgorliwym policjantom z drogówki. Na miejscu natychmiast udałem się do Julki Mazurek, działaczki fundacji walczącej z sektami. Jako że byłem typowym lewicowym posłem miałem czasem do czynienia z takimi organizacjami. Julka brunetka o długich sięgających do pasa kręconych włosach oraz, błękitnych oczach, na mój widok wprost rozkwitła. W dużej mierze była to zasługa jej mocno wydekoltowanej sukienki o wzorze w tropikalne storczyki.
– Marcin, kopę lat! – powitała mnie w progu.
– Piękna jak zwykle. – Szarmancko pocałowałem ją w dłoń.
– Czyżbyś zapragnął odświeżyć naszą znajomość? – wyszeptała mi do ucha.
– Najpierw obowiązki potem przyjemności – odrzekłem.
– Nie bądź taki harcerzyk. – Przytuliła się do mnie.
– Przekonywała, przekonywała i przekonała – stwierdziłem sięgając do zapięcia sukienki.
– Takiego cię Marcinku lubię – wyszeptała namiętnie.
Znajomość odświeżaliśmy gruntownie acz ciut głośno z zapałem i entuzjazmem na biurku, pod biurkiem, na kserokopiarce, parapecie, podłodze i znowu na podłodze. Jakieś sześć godzin później na kanapie w kąciku rekreacyjnym, korzystając z przerwy w odświeżaniu znajomości zapytałem.
– Podobno w okolicy pojawiła się ekologiczna fundacja o sekciarskim charakterze?
– Pewnie chodzi ci o Stowarzyszenie Miłośników Odtworzenia Krakowa – Wawel.
– Możliwe, o ile mają ekscentrycznego szefa. Chwila, nie brzmi to jak nazwa fundacji ekologicznej?
– Zacznijmy od tego, że słowo szef do Draga nie pasuje zupełnie. – Julka wykrzywiła usta w podkówkę. – On jest czystej krwi świrem z kapłańskim zacięciem i masą charyzmy. Możliwe, że dla zmyłki wybrał taką nazwę, ale walczy o globalne ocieplenie i otacza się fanatycznymi zwolenniczkami.
– Jak rozumiem były zgłoszenia od rodzin ofiar, które omotał?
– W jego przypadku sprawa jest bardziej skomplikowana. – Julka uniosła się demonstrując opalone piersi. – Skargi składały dziewczyny, którym odmówiono przyjęcia do czegoś, co nazywa wewnętrznym kręgiem, a w praktyce jest jego haremem.
– Dlaczego je odrzucił? – zainteresowałem się tym szczegółem.
– Wyobraź sobie, że z uwagi na brak dziewictwa.
– W naszych czasach, to on chyba w przedszkolu werbuje? – zdziwiłem się.
– Mylisz się, są pełnoletnie, dzięki czemu unika zainteresowania prokuratury.
– Gdzie znalazł takie?
– Jego wyznawczynie, bo trudno je inaczej nazwać, jak zorientowały się w czym rzecz, to wiadomą oznakę dziewictwa odtwarzają sobie w egipskich klinikach.
– A po co mu takie… – Chwilę szukałem słowa. – Zakonnice w haremie?
– Ten czubek, nocami kiedy jest pełnia księżyca dostaje się z nimi do smoczej jamy pod Wawelem, gdzie rytualnie psują to, co kliniki w Egipcie zrekonstruowały.
– Czemuż nie robi tego w swojej siedzibie?
– Czort go wie – odrzekła Julka.
– Gdzie go szukać?
– Jutro jest sesja sejmiku, pewnie się pojawi ze swoimi zwolenniczkami.
– Mamy więc jeszcze dużo czasu – zauważyłem.
– Mam pomysł, jak go miło wykorzystać. – Julka od razu przystąpiła do rzeczy.
Wanda Walewska przybyła z podziwu godną punktualnością. Razem podjechaliśmy w pobliże Sejmiku Województwa Małopolskiego. Pikieta ekoaktywistek już tam była. W wianuszku protestujących kobiet widać było także jedzącego kebab i wygrzewającego się na słońcu mężczyznę.
– To on – stwierdziła Wanda.
– Podchodzimy? – spytałem.
– Muszę z nim porozmawiać.
– To może być niebezpieczne. – Wskazałem otaczające go kobiety.
– Faktycznie przyda mi się asysta.
– Niech i tak będzie.
Zanim wysiedliśmy wrzuciłem do kieszeni marynarki elektroszoker i na wszelki wypadek przeładowałem podrasowany PM-63 czyli Ręczny Automat Komandosa zanim z powrotem włożyłem go do kabury. Wanda tylko wzruszyła ramionami. Kordon aktywistek nie dopuścił nas jednak do celu, wobec czego Walewska zawołała.
– Drago!
– A ty tu skąd? – zainteresował się wołany.
– Musimy porozmawiać.
– Po co?
– Nasz pan niekoniecznie jest zadowolony z twoich działań.
– Nie mów o tym przy obcym. – Wskazał mnie. – A tak, w ogóle, to kto to jest?
– Detektyw, niewątpliwie niezły – dodała.
– Ile wie?
– Tyle, by powitać Smoka Wawelskiego – odrzekłem.
– Tak. – Drago zdawał się być pod wrażeniem. – A jak na to wpadłeś?
– Wanda, która pracuje dla Welesa zadeklarowała się jako twoja wnuczka. Zarówno ona jak i ty możecie zmieniać wygląd. Pozwala to zidentyfikować was jako członków prasłowiańskiej rasy Żmijów, czy jak to się teraz mówi Reptilian.
– Mówiłam, że jest niezły – Wanda uśmiechnęła się lekko.
– Nadal nie wiem, jak mnie poznał? – Drago popatrzył na mnie.
– Żmijowie to inteligentne gady, a twoje ulubione imię oznacza de facto smoka. Swoje miano zawarłeś też w nazwie prowadzonej fundacji.
– Fakt – zgodził się.
– Najważniejsze było jednak przywiązanie do Krakowa, legendarna chrapka na dziewice i niewątpliwie sentymentalne numerki z wybrankami w grocie pod Wawelem. – Uśmiechnąłem się triumfalnie.
– I jeszcze może powiesz mi dlaczego ona – wskazał Wandę – mnie szuka.
– Tu brak mi stuprocentowej pewności. Uważam, że walczysz o globalne ocieplenie. Co ważne, nie z globalnym ociepleniem, ale o to by stało się ono faktem. Sprawdziłem, twoje zwolenniczki, bywają podejrzane o podpalanie składowisk plastików i opon, udzielacie też pomocy prawnej tym, którzy mają problemy, bo nie wymienili starych pieców. Być może więc, Weles boi się, że sprowadzi to na niego konflikt z Pochwistem?
– On ma w znacznej mierze rację. – Wanda skinęła głową. – Nasza familia boi się, że Weles będzie z twojej obecnej działalności niezadowolony. Po co ci to?
– Wy nic nie rozumiecie. – Drago wziął głęboki oddech. – Mam już coś koło trzystu czterdziestu tysięcy lat. Nie potrafię jak twoje pokolenie mające ledwie kilkadziesiąt lat – spojrzał na Wandę – trzymać ciepłoty ciała. Łatwo wpadam w letarg kiedy robi się zimniej. Muszę się posiłkować ciepłem ludzkich kobiet i na noc brać do łóżka nawet, po trzy czy cztery. Nie przeczę ma to swoje urocze strony, ale…
– Przecież możesz polecieć do ciepłych krajów – zauważyła Wanda.
– Jestem sentymentalny i lubię te strony.
– A co to ma wspólne z globalnym ociepleniem? – spytałem.
– Kiedy usłyszałem o globalnym ociepleniu, to mnie olśniło. Po co chłodzić, skoro można przywrócić dawną atmosferę Ziemi. Nie tę z czasów zimnego renesansu czy nie daj Welesie lodowców i mamutów, ale tą gdy rosły tu tropikalne lasy, dwutlenku węgla było jeszcze więcej niż współcześnie, a powietrze pachniało przesycone aromatem wybuchających wulkanów. – Smok Wawelski wyraźnie się rozmarzył. – Czy to źle, że chcę by klimat był pierwotny i gorący niczym kochanka nocą? Czy to źle, że pragnę aby był jak za czasów mojej młodości kiedy świat był młodszy, a Ziemia weselsza?
– Bylebyś nie zadarł z Pochwistem, bo tego Weles ci nie wybaczy i zabije – odrzekła wyraźnie zrezygnowana Wanda.
– Będę miał to na uwadze. – Drago skinął głową, dając znak że rozmowa jest skończona.
– Wygląda na to, że ekologia niejedno ma imię – zauważyłem filozoficznie.
Dwa tygodnie później z przyjemnością patrzyłem jak Klaudia miota się przed kamerami, usiłując wytłumaczyć dlaczego ona, zdeklarowana i fanatyczna weganka, objadała się w restauracji stekami, do tego miała narzutkę ze srebrnych lisów, torebkę ze skóry aligatora, pasek z anakondy a po obiedzie odjechała ze mną palącym jak smok dwunastocylindrowym Jaguarem. Wanda zrealizowała swoją część umowy, a wieczorem nawet dostałem od niej premię.